Wielu publicystów i polityków wypowiadając się o demokracji, robi to w sposób powierzchowny i nieuczciwy. Istnieją bowiem różne rodzaje demokracji, różniące się jakością oraz, co ważniejsze, istnieją ustroje polityczne mieszane.
Na przykład republika – „rzecz stworzona pospołu” – według klasycznego ujęcia może być państwem o “ustroju” mieszanym, łączącym cechy monarchii, arystokracji i demokracji.
Platon uporządkował ustroje polityczne w następujący sposób:
- Ustroje uznające rządy prawa: monarchia, arystokracja, demokracja sprawiedliwa
- Ustroje, w których panują rządy bezprawia: tyrania, oligarchia, demokracja zepsuta
Wydaje się, że zdecydowana większość demokracji zachodnich to właśnie demokracje zepsute z elementami systemu władzy oligarchicznej
Arystoteles podzielił “ustroje” według dwóch kryteriów: dobro ogółu lub własna korzyść rządzących
- Ustroje, w których rządy są sprawowane dla dobra ogółu, to: monarchia, arystokracja, politeja.
- Ustroje, w których rządy są sprawowane dla własnej korzyści rządzących, to: tyrania, oligarchia, demokracja.
(Politea to ustrój mieszany, złożony z oligarchii i demokracji).
Ustroje mieszane według św. Tomasza z Akwinu
Św. Tomasz z Akwinu dokonał podziału na formy sprawiedliwe i niesprawiedliwe:
- Sprawiedliwe: Królestwo, Arystokracja, Republika.
- Niesprawiedliwe: Tyrania, Oligarchia, Demokracja.
Najlepsza z form prostych to Królestwo. Najlepsza z form złożonych to ustrój mieszany (Republika).
Z przytoczonych typologii wynika niezbicie, że ustroje dobre to: monarchia i arystokracja, a do złych zaliczane są: tyrania (samowola, przemoc), oligarchia (chciwość), demokracja (niewiedza, niesprawiedliwość).
O władzy i demokracji, cytaty (kursywa):
Św. Tomasz uważał, że: „Rządy właściwe to „rządy słuszne i sprawiedliwe”, „kierujące społeczność wolnych ku dobru wspólnemu społeczności”. W przeciwieństwie do tego, rządy niesprawiedliwe i przewrotne skierowane są ku „prywatnemu dobru rządzących”.
W tym momencie wypada doprecyzować, że pewna część aktualnie rządzących w Polsce, czyli osoby lub instytucje podejmujące decyzje, rezydują poza Polską oraz są osobami obcej narodowości oraz innego wyznania, zazwyczaj są to osoby czczące starego jak świat bożka – „Mamonę”, kierując się swoim prywatnym dobrem oraz dobrem organizacji pasożytujących na skolonizowanych narodach.
Z połączenia i skrzyżowania etycznego kryterium władzy oraz formy władzy Arystoteles, a za nim Tomasz wymieniają możliwe ustroje państw:
„Jeżeli więc niesprawiedliwe rządy są sprawowane przez jednego tylko, który w nich szuka swojej korzyści, a nie dla dobra poddanej sobie społeczności, taki władca nazywa się tyranem (…) Nazwa pochodzi od przemocy, gdyż zamiast rządzić sprawiedliwością, uciska on siłą (…)
Jeżeli natomiast niesprawiedliwe rządy sprawowane są nie przez jednego, ale przez kilku, nazywa się oligarchią, to znaczy władzą nielicznych; kiedy bowiem nieliczni, aby się wzbogacić, uciskają lud, różnią się od tyrana tylko liczbą. Jeśli z kolei niegodziwe rządy sprawowane są przez licznych, nazywa się to demokracją, czyli władzą ludu: kiedy mianowicie lud plebejuszy dzięki potędze tłumu uciska bogatych, cały lud jest jakby jednym tyranem (…) Podobnie należy rozróżnić rządy sprawiedliwe (…) Kiedy rządy sprawuje jakaś społeczność, nazywa się to republiką. Jeśli zaś rządy sprawowane są przez nielicznych, ale cnotliwych, nazywa się je arystokracją, czyli władzą najlepszą albo najlepszych, ich samych zaś nazywa się elitą. Jeśli natomiast sprawiedliwe rządy należą tylko do jednego, nazywa się on królem”.
W zakresie dóbr duchowych tyran stara się utrudniać rozwój poddanych. Ogranicza zarówno dostęp do wykształcenia i odpowiedniego wychowania, gdyż – jak Tomasz podkreśla – boi się on cudzej cnoty, a szczególnie cnoty wielkoduszności.
„Najbardziej jednak tyran jest przeciwny przyjaźni. Boi się on zażyłości i zaufania wśród swoich poddanych i dlatego zabrania różnych zgromadzeń a nawet małżeństw”. Król zachowuje się wręcz przeciwnie: poprzez troskę o wspólne dobro okazuje poddanym miłość, którą ci odwzajemniają. „Dzięki tej miłości – pisze św. Tomasz – rządy dobrych królów są trwałe, gdyż poddani nie wahają się wystawić za nich na różne niebezpieczeństwa”.
Źródło cytatu: Tomizm.pl ; Artur Andrzejuk WŁADZA WEDŁUG ŚW. TOMASZA Z AKWINU
Warto również dodać, że: „Władza jest sprawowana w sposób prawowity tylko wtedy, gdy troszczy się o dobro wspólne danej społeczności i jeśli do jego osiągnięcia używa środków moralnie dozwolonych. Jeśli sprawujący władzę ustanawiają niesprawiedliwe prawa lub podejmują działania sprzeczne z porządkiem moralnym, to rozporządzenia te nie obowiązują w sumieniu. Wtedy władza przestaje być władzą, a zaczyna się bezprawie” (Pacem in terris, 51).
________________________________________________________________________________
Grafika: Wikipedia; “Give us Barabbas!”, from The Bible and its Story Taught by One Thousand Picture Lessons, 1910
Aby przenieść tutaj ewentualny dalszy ciąg rozmowy
cytuje celny fragment komentarza insane oraz moją odpowiedź
Za ten fragment komentarza wyrażam uznanie i pełną akceptację:
Być może popełniam błąd pisząc skrótem i wychodzi z tego ogólna teza, a tak nie jest, ale:
Istnieje przecież łańcuch przyczynowo skutkowy w którym jest demokracja, a Chrześcijańtwo nie stanowi w nim żadnego (pierwotnego) ogniwa.
Napisałem: Demokracja nie jest pierwotnym źródłem zła, lecz zajmuje swoje miejsce w łańcuchu przyczynowo skutkowym, tym łatwiej o ile nie jest odpowiednio usytuowana w hierarchii.
Powinienem doprecyzować: tym łatwiej o ile w hierachii ustrojowej nie ma Chrześcijaństwa i bazującej na nim etyki stojącej nad polityką i demokracją
Mam wątpliwość, co do określenia Chrześcijaństwa jako „środka” poprzez który artykułuje się „zgubna i opłakana żądza nowości”.
Pozdrawiam
Ten komentarz w zasadzie można wykasować, po przeczytaniu jednak. Odnosi się tylko do autora tekstu, na podstawie którego Czarna Limuzyna opracował swój artykuł – Artura Andrzejuka. Uznałem, że warto z tymi informacjami się zapoznać.
Magisterium
30 czerwca 1989 – magister historii, na podstawie pracy pt.Obraz kultury religijnej w modlitewniku Gertrudy Mieszkówny z XI w. Promotorem pracy był ks. prof. dr hab. Eugeniusz H. Wyczawski, a recenzentem pan prof. dr hab. Mieczysław Gogacz
Doktorat
11 czerwca 1992 – uchwałą Rady Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej ATK, po obronie pracy pt. Związek uczuć i sprawności w “Summa Theologiae” św. Tomasza z Akwinu, nadano stopień naukowy doktora nauk humanistycznych. Promotorem pracy był prof. M. Gogacz, a recenzentami ks. prof. dr hab. Stanisław Wielgus (KUL) i ks. prof. dr hab. Mieczysław Lubański (ATK).
Habilitacja
27 marca 2001 – odbyło się kolokwium habilitacyjne na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej UKSW po opublikowaniu rozprawy habilitacyjnej, zatytułowanej Prawda o dobru. Problem filozoficznych podstaw etyki tomistycznej. Recenzentami rozprawy i dorobku naukowego byli: ks. bp prof. dr hab. Stanisław Wielgus, prof. zw. dr hab. Antoni B. Stępień oraz prof. zw. dr hab. Mieczysław Gogacz.
W czerwcu 2001 – Centralna Komisja d\s Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych zatwierdziła uchwałę Rady Wydziału w sprawie nadania stopnia doktora nauk humanistycznych w zakresie filozofii.
Profesura
7 stycznia 2014 – Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na wniosek Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów nadał dr. hab. Arturowi Andrzejukowi tytuł profesora nauk humanistycznych.
Wniosek Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów wpłynął do Kancelarii Prezydenta RP w dniu 8 listopada 2013 r.,
Rada Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej UKSW poparła wniosek o nadanie tytułu naukowego profesora nauk humanistycznych dr. hab. Arturowi Andrzejukowi 27 czerwca 2013 roku.
Recenzentami w przewodzie o nadanie tytułu profesora byli: ks. prof. dr hab. Stanisław Janeczek, prof. dr hab. Marian Grabowski (opinia negatywna), prof. zwycz. dr hab. Antoni B. Stępień i prof. zwycz. dr hab. Edward Nieznański.
http://katedra.uksw.edu.pl/pracownicy/cv_andrzejuk.htm
Podsumowując.
Demo-kracja to rządy ludu, rozumiane przez chrześcijański personalizm tak, że każdy ma władzę nad sobą samym i nikim innym i jak chodzi o Prawo podlega tylko własnemu sumieniu formowanemu przez Kościół i rodzinę oraz Bogu. Rodzina jest podstawową komórką społeczną w której człowiek uczy się służby miłości i te doświadczenia przenosi na ród, plemię i naród.
Ogół jednostek tworzy takie urządzenia, które służą wspólnocie narodu dla dobra każdego z osobna. Jednostka we wspólnocie jest ważniejsza niż wspólnota, bo osoba jest bytem substancjalnym a wspólnota narodowa relacyjnym. Każda służba wspólnocie czy ofiara może być tylko dobrowolna.
Osobom spoza wspólnoty ducha należy się wolność i pomoc o ile nie są samodzielne.
Nic tu mądrzejszego nie napiszę niż to co JPII zawarł w nauce społecznej. Już wszystko wiemy jak chodzi o teologię i filozofię. Pytanie;- Jak nam się to stanie?
Jak to przełożyć na wizję państwa i czy w ogóle przekładać. Czy nie jest tak, że to Bóg prowadzi narody swoimi niespodziewanymi ścieżkami, wskazuje drogę?
Bo jeśli monarchia, to skąd król? A jeśli demokracja Ludu Bożego, to jakie jej urządzenie? A jeśli prawo, to kto go pisze? A jeśli sąd, to kto go powołuje?
http://haggard.w.interia.pl/korona.html
Ja wiem od pewnego potomka rodzin królewskich, że szkło z tej ampułki zostało zabrane z podłogi i jest do dziś przechowywane jako relikwia.
Mamy też wizję;
http://www.ekspedyt.org/judyta/2014/08/26/28677_nie-przelewajcie-niepotrzebnie-krwi-waszego-narodu-jezus-do-zofii-nosko.html
Ja mam inne podsumowanie:
Demo-kracja to łatwo podlegające korupcji, opierające się na socjotechnice rządy ludu, rozumiane przez nieuznający istnienia prawdy obiektywnej postmodernizm, tak, że do rozporządzeń optymalnych dla zbiorowości należy dochodzić w drodze ścierania się różnych poglądów i “indywidualnych prawd”, gdzie nie ma właściwie pojęcia dobra i zła, liczy się jednak samo podtrzymywanie ciągłego stanu sporu, konfliktu sprzecznych idei.
Demokracja nie uznaje żadnych struktur naturalnych, takich jak rodzina i dokonuje rozbicia społeczeństwa na konkurujące ze sobą i nie ufające sobie wzajemnie jednostki.
Chętnie uzasadnia totalitarną władzę nad osobą jej dobrem, rozumianym jednak relatywnie, co w praktyce oznacza, że samo podleganie procesom demokratycznym traktowane jest jako definicja dobra, w związku z czym niemożliwe staje się poddanie działania tego ustroju krytyce, gdyż usunięte zostają kryteria na podstawie których można byłoby ją prowadzić.
Myślę, że lepiej jest budować definicje w oparciu o byty i relacje realne, a nie – na podstawie naszych wyobrażeń o tym, jak mogłoby być – czyli utopii.
Taka jest w każdym razie metoda Tomasza z Akwinu, którego przywołał CL w swojej notce. Mnie ona bardzo odpowiada, bo wyobrażenia możemy mieć różne, trudno jest je zatem konfrontować, a szczególnie – budować na ich podstawie uniwersalne definicje.
Dlatego za błędne uważam mówienie, że np. nie było komunizmu, tylko jakiś “socjalizm realny” – bo nie udało się zrealizować pewnej utopii. Nie, mówmy – taki właśnie był komunizm (jaki realnie był). Podobnie – do nikąd prowadzi według mnie mówienie, że jest jakaś idealna demokracja, której obecnie nie ma, ale może gdyby była, to świat urządzony byłby po Bożemu i dla dobra ludzi.
Ja wolę powiedzieć: innej demokracji nie będzie. To, co teraz mamy to jest właśnie demokracja. Tak kończy się powiedzenie ludziom (ludowi), że jest źródłem prawdy i dobra.
Jeśli nastanie ustrój, w którym Prawo podlega tylko własnemu sumieniu formowanemu przez Kościół i rodzinę oraz Bogu, to nazwijmy go w inny sposób – deokracją? syneidokracją? (od gr. syneídi̱si̱s – sumienie).
Twój komentarz zawiera wiele sprzeczności. Mówi o tym co jest, nie o tym jak może być, o ile w jakiś sposób zło zostanie strącone.
Nie uznaje nie znaczy że nie może w ogóle uznawać, o ile demos wybierze Boga.
Jeśli demos wybierze Boga, to Mu odda władzę i nie będzie to już demokracja, czyli ustrój, w którym z definicji lud jest źródłem władzy, prawa i ostateczną instancją.
Pojęciem-wytrychem, które przemyca moją “deokrację” do świata realnego jest – w założeniu (niestety chyba tylko tam) – chadecja, czyli chrześcijańska demokracja. Jednak jest ona zdominowana przez protestantyzm, co nie pozwala jej uniknąć relatywizacji.
Po pierwsze wielkie dzieki za poprzedni komentarz. ja tam nie widze zadnych sprzecznosci czy tp. wrecz przeciwnie – jestwspanialy i jednoznaczny, klarowny, nie przegadany. taki – w punkt. a co do ch.d., to z przytoczonego przez mnie wczesniej bartyzela wynika, ze Lxiii po pierwsze pojomwal to inaczej, a po drugie, ze we wszystkich innych pismach i wypowiedziach potepial demokracje. i wlasnie robil to tak, jak ty opisales – znaczy mowil o tym, co jest obecnie (owczesnie), wiec o stanie faktycznym. i fakt – to co mamy teraz, to jest demokarcja wlasnie. btw, kiedys churchill powiedzial ‘d. nie jest dobrym system (czy jakos tak), ale poki co, nic lepszego nie wymyslono’. bzdura tego stwierdzenia jest niebotyczna, bo jak nie wymyslono, a traca na tym ludzie, znaczy ze trzeba wymyslec – moim zdaniem.
Dzięki za dzięki :)
Mnie zastanawia, skąd Św. Tomasz znał demokrację, że ją tak doskonale scharakteryzował. Chociaż – to nie powinno dziwić: jak się jest profesjonalnym Świętym Tomaszem z Akwinu, to nie tylko takie rzeczy się potrafi ogarnąć swoim rozumem.
Churchilowi trzeba by było nawymyślać. I dać do przeczytania definicję Izy (tylko bez słowa demo-kracja). Każde dobre urządzenie swojego, rodzinnego czy wspólnotowego życia polega na oddaniu naszej wolności Bogu. I tu moim zdaniem Circ ma rację, że sama organizacja rządzenia jest sprawą wtórną, kwestią szczegółów technicznych.
Z Grecji, to ich wynalazek :) Reszta – jasne.
Bóg nie chce władzy nad nikim, dał nam przecież wolną wolę. Bóg chce Intronizacji Syna na Króla, a jego Syn jest sługą sług, ta władza będzie więc więzią miłości i szacunku. Lud zaś jest samorządny i będzie musiał czynić sobie ziemię poddaną, ale jakby inaczej, bo szatan zostanie wywalony z naszego życia- lud musi więc urządzać państwo. Bóg nie podejmuje decyzji za człowieka. Mamy wolną wolę, więc wybieramy. Sęk w tym by tak urządzić panstwo, by ono nas nie ograniczało i nie angażowało zbytnio, i by było łatwo sterowalne, bo 35 mln ludzi nie będzie podejmowac decyzji o budowie autostrady. Obowiązki jakoś rozdzielimy między siebie w miarę pomysłów i potrzeb, lokalnie, a państwu zostawimy tyle co nic.
Z Grecji przecież. O Grecji dużo wiemy, m. in dzięki Rzymowi.
Pierwsze gminy chrześcijańskie były demokratyczne, a nawet komunistyczne, ale one były chrześcijańskie.
“Jeśli w naszym przeżywaniu wiary w którymś momencie nie dochodzimy do portfela, no tośmy się gdzieś zatrzymali” – mówi bp Ryś, komentując Dz 4, 32-37.
Od 1 minuta 40 sek.
Nawet marksistowsko-leninowskie, tyle, że nie było jeszcze Marksa ani Lenina.
Zawsze można wykoślawić definicję, żeby do czegoś-tam pasowała.
Życie w komunie ma tyle wspólnego z komunizmem, co krzesło z krzesłem elektrycznym.
Dobrze, jeśli upierasz się, żeby nazywać demokracją to, co było w pierwszych gminach chrześcijańskich, to na użytek tej dyskusji możemy przyjąć taką konwencję, tylko czemu mamy tak zrobić? Czemu wyginać znaczenia według własnego pomysłu? Język powinien służyć po-rozumieniu, czyli pojednianiu rozumów. Jeśli wzorem Miarki wszystko definiujemy sobie jak chcemy, to prowadzi to do jałowych sporów o słowa.
23 Postawiono dwóch: Józefa, zwanego Barsabą, z przydomkiem Justus, i Macieja. 24 I tak się pomodlili: «Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego wybrałeś, 25 by zajął miejsce w tym posługiwaniu i w apostolstwie, któremu sprzeniewierzył się Judasz, aby pójść swoją drogą». 26 I dali im losy, a los padł na Macieja. I został dołączony do jedenastu apostołów.
«Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły» – powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. 3 «Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości! Im zlecimy to zadanie. 4 My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa». 5 Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. 6 Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce
Iza: Bóg nie chce władzy nad nikim, dał nam przecież wolną wolę.
Jezus: A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie.
Bóg nie narzuca nam swojej władzy, ale cieszy się, kiedy dobrowolnie chcemy pełnić Jego wolę
Ale naplotłeś.
Słowo komunizm pochodzi od komuni, communio. Komuniści wzięli nam pojęcia. Szatan jest małpą Boga. Pierwsze gminy było communio, Kościół też jest. Nie przesłuchałeś Rysia, on mówi o komunizmie 5 minuta 50 sek.
Bo to prawda.
Wprawdzie dwunastu wybrał Jezus, ale oni potem w ten sam sposób wybierali pośród siebie. Jeśli ci ludzie to chrześcijanie, to demokracja jest chrześcijańska. Mamy więc różne demokracje- grecką, chrześcijańską, oszukańczą, itd.
Idzie o to, by demokracji nie popsuć i jest pytanie jak to zrobić. I tu bp. Ryś znów daje wskazówkę, praktykować kontemplację i ubóstwo, dawać przykład tych wartości, wybierać do władzy chrześcijan kontemplatyków i praktykujących ubóstwo.
Dobrze, że mamy tu większość katolików i dlatego może nam się to udać. Nie ma na świecie takiego drugiego narodu gdzie katolicy są większością. Stąd my mamy być wzorem dla świata.
Mielibyśmy więc Chrystusa Króla, Kościół i demokrację Ludu Bożego łaskawą dla pogan.
Tylko według Twojej definicji demokracji.
Nie zrozumiałaś mojego pytania. Po co definiować pojęcia w sposób, który utrudnia porozumienie, który odnosi je do utopii, a nie – rzeczywistości?
Różne totalitaryzmy: grecki, chrześcijański, oszukańczy;
różne ludobójstwa: greckie, chrześcijańskie, oszukańcze.
Można (nie wiem po co) bajdurzyć o chrześcijańskiej demokracji, brać dosłownie żart Biskupa z dawnych lat (“komunizm nie udaje się nawet w chrześcijaństwie”) jednak sens jest w Ewangelii która jest przepowiadaniem Królestwa Bożego, a nie Bożej demokracji.
Communio katolickie to nie utopia, ale potwierdzona rzeczywistość.
Dopiero dodatek ‘izm’ i historia kłamstwa zrodziły podejrzliwość do całego żródłosłowu. Nie posłuchałeś Rysia, uporczywie. Nie jesteś słuchowcem, masz niechęć. Nie jesteś też kontemplatykiem tylko rozumowcem.
Demokracja też nie jest utopią, grecka się nie sprawdziła, bo brakowało jej chrześcijańtwa formującego sumienia. Mieli inną filozofię i paradygmaty, miłowali siebie i swoją kulturę. Ich duchowy klej był słabszy, inny.
Porozumienie jest wtedy, jak jest rozumienie.
Wybór Barabasza nad Jezusem był mitem załozycielskim współczesnej demokracji, jak twierdzi Bartyzel. Uważam, że on się myli, bo żle stawia akcenty.
Pytanie jest takie- jaki był ten demos żydowski wtedy? On był ‘niechrześcijański’.
Ja rozumiem Twoją (błędną) koncepcję. Na początek wyjaśnij ją teraz 37 mln. Polaków, albo chociaż połowie, że wprowadzamy “katolicki komunizm”, “chrześcijańską demokrację”, że definicja św. Tomasza jest błędną, że Papież Leon XIII źle stawiał akcenty. Ale tak, żeby nie było nieporozumień, żeby wszyscy dobrze zrozumieli o co Ci chodzi.
Jesteś przywiązany do słów.
Nie umiesz uznać komunizmu za kłamstwo od którego trzeba się w końcu wyabstrahować?
Komunizm fałszywy nie był nigdy komunizmem, bo oparty był na materializmie dialektycznym nie na Biblii. Diabeł związał ci umysł słowem ”komunizm” że boisz się słowa komunia?
Chrześcijańska demokracja też była ściemką komunistów, nabrali sobie agentów i udawali. Nie znaczy to, że my mamy zrezygnować z łaciny i greki które są podstawą rozumienia wielu pojęć naszego języka.
Musi chyba wymrzeć to pokolenie które pamięta Egipt.
Jesteś jak ci komuniści którzy widząc co narobili przestraszyli się śmiertelnie i teraz są liberałami, a nawet katolikami, myślą oczywiście nadal jak marksiści, przypadek Pana Jacka i miarki.
Przede wszystkim życie to nie ideologia i jej język.
Musimy jednak porozumiewać się słowami, a one wyrastają z historii języka i z doświadczenia. Należy pozbyć się na początek końcówek typu izm i podobne, a przede wszystkim należy pozbyć się uprzedzeń.
Jest religia, a ideolog powie religiant, religianctwo. Jest komunia, ideolog powie komunizm. Jest demos Boży i demos bezbożny, była też demokracja szlachecka, choć nikt jej tak wtedy nie nazywał. Demokracji może być wiele.
Demokracja szlachecka – system ustrojowy panujący w XV i XVI wieku w Królestwie Polskim, a następnie Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
I dlaczego 35 mln ludzi ma rozumieć? Jesteś utopistą.
A czemu nie?
Crux stat dum volvitur orbis – aby byli jedno. Jedni przyjmują więcej przez rozum, drudzy więcej, bardziej – przez serce. Są dęby i są fiołki i każdy ma robić to (i tak), do czego (jak rozeznaje w sobie, z DŚw) jest przeznaczany. Dziś tu, jutro tam. Wędrowanie. Pielgrzymka. Crux stat, więc trzeba stać pod nim. Każdy ma własne, od Boga, tropy do do Niego. Nie jest ich aż 37 milionów, spoko. Bóg jest hojniejszy. Jest ich każde życie. Pokłon na Łące nad każdym kwiatem, nad każdym chwastem :)
>Demokracja też nie jest utopią,
Fakt.
>grecka się nie sprawdziła,
Ani żadna inna, która w swój fakt się przerodziła, zaistniała. Doprawdy, wróciłbym do CLowych przybliżeń, bo wiele mówią o skutkach realizacji tej, m.in., koncepcji społecznego współżycia.
BTW, taka demokracja ateńska upadła z tych samych powodów, dla kóŧrych upadły i inne ustroje – przez wbicie sie w dume, w pyche, czego skutkiem byly albo idiotyczne wojny, albo rozpasanie polityczno-społeczne.
35 mln ludzi nie jest w stanie tyle rozumieć, bo nie ma na to umysłu i czasu, ale kto nie rozumie może zaufać. Zaufać można tylko umysłom i charakterom pozostającym w posłuszeństwie Kościołowi.
37 mln a nawet znacznie więcej- szanując język i prawdę jest w stanie się ze sobą porozumiewać. To nie utopia.
Utopia jest tutaj:
Ogół – co najwyżej – w duchu pokory i posłuszeństwa przyjmuje urządzenia, które służą wspólnocie narodu dla dobra każdego z osobna, pomyślane w duchu troski o wspólnotę przez nielicznych.
Piszę o tym, co było i jest. Dla Boga wszystko jest możliwe, ale wymyślanie, co i jak nastanie za Jego wolą jest bez sensu. Wiemy, że będzie to królowanie Chrystusa. Mnie to wystarczy.
Właśnie. A co chroni przed popadnięciem w pychę?
Mówiąc ogół nie miałam na myśli osoby, ale personalistyczną wielość, która urządza się tak jak pierwsi apostołowie, którzy wybrali Barnabę.
Jeszcze o communio.
Wczoraj w nocy dzwoni Goska i mówi, że ich znajomy ks. prof. teologii, emeryt dał jej do sprzedania ”rodzinne srebra” bo robił remont w swoich dwóch pokoikach które udostępnił mu proboszcz i zapozyczył się, bo z emerytury mu nie starcza.
Te srebra okazały się platerami i nic nie są warte i Gośka pyta co ma robić. Ja jej mówię, że musi iść na mszę do sąsiedniej parafii, tej w której mieszka ksiądz emeryt i poprosić wcześniej proboszcza by pozwolił jej po mszy mówić. Ma powiedzieć prawdę, że ksiądz jest biedny, pożyczył na remont i dał jej rodzinne srebra do sprzedania które okazały się platerami i ona nie ma serca mu tego powiedzieć i postanowiła poprosić parafian by w tajemnicy przed księdzem zebrali wśród siebie pieniądze, i że ona da najwięcej, choć ma mało.
Gośka westchnęła że trudno jej będzie, a ja powiedziałam że trudno to prosić dla siebie, nie dla kogoś i by się nie bała, bo Chrystus będzie zbierał razem z nią. I ona to zrobi.
To jest communio i żaden komunizm tego nie wymaże.
Czyli nie ogół, tylko dwunastu (arystokracja). Poza tym to nie oni wybrali, tylko oddali wybór Bogu. Dlatego więcej takie “urządzenie” ma wspólnego z monarchią niż demokracją.
Owszem, najpierw ideolog powiedział komunizm. Ale teraz mówi to historyk, np. ks. Guz badający historię idej – opisując konkretną filozofię i system, który był w rzeczywistości, ludzi, którzy mu służyli.
Można ogłosić: “to nie był komunizm, tylko komunizm fałszywy, prawdziwe było communio pierwszych gmin chrześcijańskich.”
Jest to jednak nierozumne, bo obecne i przyszłe dzieci – czytając kiedyś stare, dobre podręczniki historii, czy właśnie wykłady ks. Guza – nie będą mogły ich zrozumieć.
Trzeba szanować powszechnie przyjęte rozumienie słów.
Istotą klasyfikacji ustrojów politycznych nie jest techniczna strona podejmowania decyzji (w każdym razie nie w decydującym stopniu), ale koncepcja legitymizacji – pochodzenia władzy. Demokracja nie oznacza, że wszystko podlega głosowaniu, ale że źródłem władzy, prawa jest lud i tylko przed nim odpowiadają rządzący. Jest to koncepcja sprzeczna z nauczaniem Kościoła, że źródłem etyki, dobra jest Bóg. Demokracja “z wartościami katolickimi” nie jest już tak naprawdę demokracją, ale teokracją. Nawet jeśli stosuje się kolegialność podejmowania decyzji.
Wspólnota pierwszych gmin chrześcijańskich może być tylko w przypadku opisanym przez bp. Grzegorza Rysia:
W normalnym państwie, nie ma także potrzeby wprowadzania demokracji na poziomie państwowym, ponieważ takie państwo nie ogranicza ludziom wolności i ludzie nie mają w sobie hodowanej złości oraz potrzeby uzurpowania sobie nie swoich kompetencji do decydowania w obszarach im nieznanych. Rządzą się we własnej wspólnocie, gdzie państwo się nie wtrąca. Stąd „demokracja w gminie”, ale nie na poziomie państwowym. Może to być też oczywiście communio pierwszych gmin chrześcijańskich. Niech robią co chcą. Ogranicza ich tylko dekalog.
Na nielicznych urzędach – nieliczni – Arystokracja (merytokracja) według zdolności i umiejętności. W państwie Monarchia. Ludzie potrzebują władzy, potrzebują Ojca i Matki, potrzebują nauczycieli, kierowników duchowych, kapłanów, trenerów, przewodników w górach, lekarzy itd. W normalnym życiu i normalnym państwie demokracja jest fanaberią, i często po prostu parawanem dla tych, którzy prowadzą politykę “dziel i rządź”
Ale to w gminach, wspólnocie gmin, nie w państwie.
Zastanów się, czy arystokracja jest od tego by siedzieć na urzędach?
Ja widzę na urzędach ludzi z gminu, tym bardziej, że w państwie uproszczonym będą mieli niewiele roboty, a rozwiązania będą oczywiste, jak prowadzenie domu. Mój ojciec, kapitan dużych statków opowiadał, że jak wchodził do polskiego portu i ‘załatwiał’ zaopatrzenie dla załogi na kilka tygodni, musiał wypełniać tonę papierów i wystawać w różnych biurach PŻMu. Zajmowało mu to tydzień. Na Zachodzie przychodził jeden agent (firma jednoosobowa w miejsce biura w którym siedzi kilkaset osób) i załatwiał wszystko, sprawa trwała godzinę, po czym przyjeżdzała ciężarówka z zamówieniem.
Czy państwo to nie duża gmina? Co należy do państwa, jeśli większość nalezy do gmin? Czy gmina nie może podpisać kontraktu na dostawy gazu, albo ropy? Mało tego, czy osiedle nie może samo tego zrobić? Mało, czy nie może tego zrobić każdy sam? Czy gmina na Podkarpaciu nie może zapuścić rury w ziemię i wydobyć sobie tego co tam jest? Czy gminy nie mogę wybudować tego kawałka autostrady który na nich wypada? Czy nie mogą sobie napisać elementarza? Czy nie mogą się złożyć na prof. fizyki by im napisał podręcznik? Czy nie mogą mieć drukarni z której maszyn korzystaliby wszyscy?
Nie wkurzaj mnie jak Poruszyciel, bo powiem coś za dużo.
Nie powiedziałam tego co ty mi wkładasz w brzuch, i jak ty to rozumiesz.
Projektujesz na mnie własne rozumienie.
Dość już powiedziałam. Może ci się poukłada później.
Na nielicznych, najważniejszych w państwie tak. Bo to są , będą ludzie najlepsi. ELITA!
Na pozostałych merytokracja: merytokracja rządy osób najbardziej utalentowanych i stojących najwyżej pod względem intelektu, najbardziej kompetentnych.merit system ang., dosł. ‘system zasług’; system mianowania i awansowania na stanowiska w urzędach publ. tylko osób mających odpowiednie kompetencje (zazw. w drodze egzaminów konkursowych)
Nie będzie nominacji politycznych. Polityka to wieża Babel- wiem,że to brzmi szaleńczo, ale o obsadę najważniejszych zadba Król (jeżeli już mamy fantazjować, to niech będzie, to, nie byle jaka fantazja.
W gminie na urzędach, będą ludzie tutejsi ze swojej małej ojczyzny.
Oto jest pytanie, no właśnie gdzie postawić granicę?
Własność państwa, gminy, prywatna.
Na pozostałe pytania odpowiadam: TAK. To może leżeć w zakresie wolności i zdolności kompetencyjnych gminy. Mają do tego prawo.
nic.
Ze my byśmy tego chcieli to jasne, ale że oni nie będą tego chcieć to pewne. I nie dlatego by nie chcieli służyć Polsce, ale dlatego, że to naprawdę robota nie dla nich i oni natychmiast by to zobaczyli.
Na takie pytania nie ma odpowiedzi, bo granice wynikają z samego życia, jak granice państw, biegną wzdłuż rzeczek, szczytów, krain geograficznych czy historycznych, albo ludzkiego widzimisie.
Zdecydowanie tak. To było równoznaczne. Król nadawał tytuły za zasługi dla państwa, głównie wojenne, ale nie tylko. Człowiek, który ryzykował swoje życie dla króla i narodu, wykazywał się nadzwyczajnymi przymiotami ducha, udowadniał, że nadaje się do sprawowania władzy, czyli opiekowania się jakimś terytorium. Zapewniania tam bezpieczeństwa i poszanowania praw Bożych.
Zepsucie tych zasad polegało na tym, że przestały decydować cnoty, a zaczął – stan posiadania, który przekładał się na siłę militarną.
Państwo to nie jest duża gmina, ale patrząc od strony organizacji – związek województw.
Ludzie nie powinni wybierać reprezentantów jeśli nie mogą ich znać.
Twój pomysł demokracji hierarchicznej (opisany w rozmowie, nie na tym formum), gdzie gmina wybiera wójta, wójtowie – wojewodę, wojewodowie – króla czy jakieś ciało kolegialne dla całego kraju – ma moim zdaniem sens i jest dobry.
Dotyczy jednak organizacji służby państwowej i zarządzania.
Państwo w którym gminy budowałyby autostrady, rurociągi gazowe, oddzielnie zawierałyby umowy na dostawy gazu czy ropy byłoby słabe i drogie.
Przeniesienie wszystkich kompetencji na dół nie jest panaceum na wszystko.
Np. oddanie gminom edukacji uważam za błąd. Już chyba lepiej działałby system całkowicie prywatny. Moim zdaniem najlepiej jeśli edukacja podstawowa (8 kl) była organizowana centralnie, a dopiero szkoły średnie i wyższe były prywatne.
W gospodarce możliwe jest podejście mieszane. Król, czy rząd centralny może ufundować autostradę, port czy okręg przemysłowy, a następnie oddać to w zarządzanie prywatnym firmom (a nawet samym pracownikom). W ten sposób polityka transportowa czy gospodarcza jest kształtowana w pewnym stopiu (tam gdzie trzeba) na poziomie centralnym, a jednocześnie państwo nie obciąża się zarządzaniem poszczególnymi firmami.
Znaxzy tak… ja sie nie znam (wiec sie wypowiem :)), ale jest jeszcze sprawa tego, co materialnie wspolne. To oznacza jakąś ściepę, czyli tzw.podatek. Wcale nie wiem czy to musi być przymus podatkowy – tak jest do tej pory w demokracjach ale i w innych konstrukcjach. Przyżyciowo, glebalnie (? ;-) trzeba ludzi zmuszac do tego, zeby dolozyli sie na wspolna droge. Gadalem na splywie kajakowym z takim chlopem o kupnie ziemi.I gadka byla ok, dopoki nie zaczal mowic o wspolnej drodze – ze tu potrzebna jest zrzutka. Wlasciwie skonczylo sie na tym, ze powiedzial, ze jak gmina nie ustanowi tej drogi do dupa, samemu nie wolno – to raz, a dwa ze jest taki jeden, co sie nie godzi na te wspolna droga. No i pat. No i kit z tej dzialki zatem, com ja ogldal. Nawet fajna, ale na takich warunkach, to ja pasuje, tak?
Też sobie wyobraziłem Circową autostradę, gdyby co druga gmina odmówiła współpracy. Może byłaby pokręcona jak jelito i nikt by nią nie jeździł, aby nie nadkładać 20x drogi?
Co do podatku, uważam, że mógłby być całkowicie dobrowolny.
Tytuły, ziemie i przywileje- tytuły były przeważnie honorowe; podczaszy królewski nie nalewał królowi wina do każdego obiadu, ale tylko na przyjęciach z jakiejś ważnej okazji. Hetman – stanowisko to pierwotnie nadawane było na okres wojny lub kampanii.
Nie wiem czy mam rację, ale monarchia nie była jakąś siecią administracyjną, każdy robił swoje, a tylko okazjonalnie skrzykiwano się na wojnę, lub z bardzo ważnego powodu, np. koronacji, albo raz do roku na sejm.
Dwór na Wawelu liczył jak mniemam niewiele osób.
Myślę, że król był do tego by reprezentować naród na zewnątrz.
> ale kto nie rozumie może zaufać.
(…)
> mógłby być całkowicie dobrowolny.
Pryncypium jest własne zjednocznie z Krzyżem. Przepraszam, jeśli zabrzamiło patetycznie. Nie chce mi się, jak zwykle i jak zwykle celowo, rozpisywać :)
Już wy się za drogi nie bierzcie. Drogi robi się w planie zagospodarowania terenu już od sredniowiecza, a jakieś tam polne to kwestia umów dobrosąsiedzkich.
Z autostradami jest kłopot bo z władzą jest kłopot-komuna wiedziała którędy poprowadzi autostrady i wykupiła ziemie za grosze, teraz chce kosmicznych cen.
>Myślę, że król był do tego by reprezentować naród na zewnątrz.
Przypominam nieśmiało, że jakby co dysponujemy już delfinem, więc prosze sie nie krępować :))) (PANMSP)
A jak sie mowi ze hitler odbudowal gospodarke, to sie jest obwolywanym antysemitnikiem, co najmniej.
Ale co ty chciałeś mi powiedzieć tym sposobem to nie kminię.
Ja tam nie wiem co hitler odbudował.
To tak jak komuna niby odbudowała Warszawę.
Tymczasem ludzie się skrzykiwali po szkołach i zakładach, a kolej darmo woziła. Moja mama tak pojechała cegły podawać.
E tam :) Czemu co? Zawsze trzeba coś powiedzieć, kiedy się mówi? No bez jaj, masz chyba jakies poczucie humoru, smiley’e dostrzegasz, a PANMSP znaczy tyle co Przepraszam, Ale Nie Mogłem Się Powstrzymać – myślałem, że wiesz.
Wojewoda (łac. comes palatinus – komes pałacowy, palatyn) – organ administracji państwowej w Polsce, a w przeszłości także w innych krajach słowiańskich i bałkańskich: w Czechach, Rosji, Bułgarii, Mołdawii i Siedmiogrodzie.
W Czechach i na Węgrzech był to tytuł arystokratyczny odpowiadający polskiemu księciu (dux).
Hrabia – tytuł przysługujący:
– we wczesnośredniowiecznej monarchii Karolingów urzędnicy królewscy (szlachta urzędnicza), lub też ściślej urzędnicy ziemscy zarządzających w zastępstwie króla znacznymi majątkami ziemskimi.
– w średniowiecznej Europie, feudalnym władcom określonych terytoriów wasalnych w w ramach monarchii. Zwykle podlegali książętom, bądź bezpośrednio królowi lub cesarzowi, np. hrabia Flandrii
W Wielkiej Brytanii nie występował początkowo tytuł hrabiowski. Jego ekwiwalentem stał się earl. Faktycznie jednak tytuł początkowo ten był bliższy tytułowi kontynentalnego księcia. W Anglii, zanim wprowadzono tytuł diuka, jedynym istniejącym tytułem książęcym był Prince przysługujący książętom krwi.
No tak. W średniowieczu głównie chodziło o prowadzenie wojen, zawieranie sojuszy. Sprawy wewnętrzne to przede wszystkim prawo/sądownictwo.
Chodzi o to, ze hitler nie musial sie odwolywac do zadnych cen a mial efekty, zas jak tym wspolczesnym macherom pseudoplskim nie wychodzi nic, to jak kto chce cos zrobic, to mowia ze jest to nacjonalizm, antysemityzm i w ogole. nakladaja ideologie na aktywnosc, wiec ludzie maja skrepowane rece. Co z tego ze zadekretujesz tym ludziom wolnosc, a nawet jak mowi Markul dobrowolnosc, jak oni nie czają bazy? Stad, lewacki huragan *tego co sie mowi* wyrywa sama mysl o jakiejkolwiek wspolenj ale narodowej inicjatywie.
O, dzięki za to przypomnienie. Właśnie pomyślałem, po niewczasie (jak to się pisze???)- sorki – że być może circ zwyczajnie zapomniała czym była instytucja delfina w odnisieniu do stanowiska króla. Stąd nie pojęła w lot, jak ma to zwykle, mojego płaskiego, jak mnie zwykle, żartu :)
W zasadzie, to właśnie znaczy arystokracja :))))
gr. ἀριστοκρατία aristokratia, od wyrazów ἄριστος aristos „najlepszy” + κρατέω krateo „rządzę”
Hehe :)
– i tego ostatniego bym się trzymał. Masz szansę!
Pshaw, wiem. Ta ksywa jest wielokrotnie obciążona :))) thx anyway
Też czytałam to hasło w wiki, od początku do końca, uczciwie i ze świadomością jak świat się psuł. Wybrałeś co ci pasuje.
Najlepsze okresy były wczesne, więc jeszcze raz poczytaj.
Ale ile król miał tych dóbr? Często mniej niż jakiś książę, więc i administracji było tyle co konieczne. Książeta też zatrudniali zarządców w swoim zastępstwie, jak np. rezydowali w innym zamku. To wszystko były jednak dobra PRYWATNE, nie wspólne.
A Ty wybierasz to, co Ci nie pasuje?
Wspomagał, otaczał, nadawał przywileje- ze swojego dawał;
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ekonomia_%28dobra_kr%C3%B3lewskie%29
Trochę miał, bo diabeł musi czymś skusić i omamić gawiedź.
Myślę też, że IG Farben mu pomogło.
Wspólną narodową inicjatywą ma być odebranie władzy swołoczy, by zająć się własnym domem i majątkiem, a na końcu wspólnym.
Zapomiałam o delfinie, cuś mi chodziło ale z Delfiną Potocką;-))
A tytuł delfina to chyba miał Poniatowski dopiero.
Biorę to co jest zgodne z myślą katolicką.
ty Markul jak i space wyobrażacie sobie, że ja się z wami spieram dla sportu i rywalizacji.
Wkurawia mnie ta wasza samczość.
A co to jest dla arystokraty rządzenie? pasanie czy wypas?
Król mógł nic nie mieć, bo miał do dyspozycji majątek swoich wasali – książąt, hrabiów, wojewodów. To był system hierarchiczny, więc teoretycznie – pośrednio król miał cały kraj, jako domenę służącą utrzymaniu siły miltarnej.
Nie rozumiem. Podczaszy i hetman są zgodni z myślą katolicką, a wojewoda, książę, hrabia – nie?
Skąd taka myśl?
A przy okazji – o co Ci chodziło z tą uwagą, że wybrałem to, co mi pasowało?
Po co albo dlaczego to napisałaś?
>swołoczy
Hohoho, koleżanka sie liczy ze słowami, dobrze radzę :) Za takie tu się wylatuje :))) (PANSMP)
Wspólną, narodową inicjatywą ma być służba Chrystusowi. Własność jest, zgodnie z Pismem, dodana. I kropka.
Ale powiem ci tak serio. Rozmawiam często z Michałem, potomkiem Burbonów i legalnym dziedzicem tronów europejskich. Ostatnio zajmował się naprawą rowerów swoją drogą.
Tak mu się przyglądam, bo ciekawię się ludźmi i powiem ci, że on jest całkiem inny niż ja. Jest np. roztropny i nie chce misie tego teraz rozwijać, bo piszę skrótem. Umie przyglądać się ludziom i badać ich serca, właśnie serca, i charyzmaty. Nie wywala wszystkiego naraz jak ja, ale odkrywa się bardzo powoli, swoją olbrzymią wiedzę historyczną, teologiczną, wielką historyczną wnikliwość, znajomość genealogii wszystkich europejskich rodów, ich korzeni, siły wiary, błędów,ich pokrewieństw, tysięcy kuzynów i różnych poplatanych dla mnie powinowactw, rozeznanie polityczne i polityczny rozsądek, znajomość wszystkich świąt w Kościele, żywotów świętych i pilne uczestnictwo we wszystkich świętach, mszach i uroczystościach patriotycznych, międzynarodowych ślubach, balach i spotkaniach, oraz wielką dobroć i mądrość, ciekawość świata.
Tak sobie nieraz myślę, że obcuję z prawdziwym królem, choć utajonym.
Nic z tego. Zależy też w którym okresie, ale od początku było tak, że własność była swięta. Oczywiście nikt z niej nie robił egoistycznego uzytku i wszystko oddałby królowi chętnie jako arystokrata z królewskiego nadania za heroiczne zasługi czyli człowiek szlachetny i honorowy. A był taki dlatego, bo król był bardzo szlachetny i święty.
W Polsce nie było tytułów książęcych i hrabiowskich, chyba że osiedlał się tu obcy z nadania innego króla. W Polsce była demokracja szlachecka, czyli szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie, a nawet królowi.
Tak było tylko w Polsce.
Nie wszystko uległo zepsuciu – dzięki Bogu. Czuję się jakbyś mi pokazała niezwykle cenny kamień szlachetny: brylant, rubin czy szafir. Cieszy, że ktoś taki istnieje.
olbrzymią wiedzę historyczną, teologiczną, wielką historyczną wnikliwość, znajomość genealogii wszystkich europejskich rodów, ich korzeni, siły wiary, błędów,ich pokrewieństw, tysięcy kuzynów i różnych poplatanych dla mnie powinowactw, rozeznanie polityczne i polityczny rozsądek, znajomość wszystkich świąt w Kościele, żywotów świętych i pilne uczestnictwo we wszystkich świętach, mszach i uroczystościach patriotycznych, międzynarodowych ślubach, balach i spotkaniach, oraz wielką dobroć i mądrość, ciekawość świata.
O, extra. Spadasz mi z nieba z nim. Potrzebuję obie gumy do roweru – 24×1.95 – najlepiej za darmo. Pilnie, bo grzyby mi uciekają. TIA*
*) Thanks in Ad(fau)ance – Z góry dziękuję
Bo ty o urzędach, że niby byli tu urzędnicy, a ja o tym, że urzędników nie było we wczesnym okresie, były tylko honory.
Nie było urzędników bo nie było wspolnego. Było królewskie, szlacheckie, albo chłopskie. Państwowy skarb wyodrębniono z królewskiego później, na różne potrzeby, przede wszystkim armii i dlatego, że rosła magnateria, ale to inna historia (ludzkiej chciwości i popsucia obyczaju który przyszedł w Zachodu i Wschodu)
Skombinuję ci te gumy, ale jak je ci dam? Chyba że na rowerze przywiozę.
Mnie też grzyby uciekają, bo Marcin nie chce ze mną jechać, ubolewam.
Może byście przyjechali z Markulem na grzyby?
Własność była święta, ale nie bardziej, niż honorowy obowiązek stanięcia – na wezwanie – z wojskiem u boku króla. Nie miałem na myśli, że król mógł odebrać komuś własność i ją wydać dla uciech, ale że wasale po to mieli nadania ziemskie, by mogli utrzymać “gotowość bojową” – wyposażenie wojenne swoje i ew. podległych sobie rycerzy, knechtów itd.
A to wszystko – by służyć królowi i państwu – w razie potrzeby.
Przynajmniej w teorii tak miało być.
Świetny pomysł. Zrobicie mi z leśnych żerdzi włóki i będziecie mnie ciągnąć po poszyciu, jak we dwa osły. Bo mi się coś w kolano zrobiło i chromam.
Ja to chętnie, Marek pewnie też, tyle że, tak m. nami, On jest bardzo chory, więc nie wiem czy w najbliższytm czasie da radę. No ale tego… pomodlisz sie? TIA
prostesuje. sa jakies granice nieprzywoitosci. ja rozumiem ze piszesz to co ja, ale zeby wtej samej minucie??? horroł :))
To nie szkodzi, że ziemie były prywatne. Kto nimi zarządzał, ten sprawował tam też władzę sądownicza i administracyjną. Zapewniał bezpieczeństwo i poszanowanie prawa.
Widać, jak jeszcze się cofnąc – skąd to się wzięło:
Komes, także palatyn (łac. comes lub comes palatinus) – pierwotnie, w okresie Cesarstwa rzymskiego dostojnik skupiający władzę administracyjną i wojskową wyznaczonego okręgu. W średniowiecznej Europie zachodniej – zwierzchnik hrabstwa (okręgu). Z czasem tytuł komesa przerodził się w Europie w dziedziczny arystokratyczny tytuł hrabiego.
To jest różnica, bo czym innym jest jak mam do dyspozycji twój majątek, a czym innym twój honorowy obowiązek wobec mojej prośby czy wezwania.
Wtedy te sprawy były ważne.
Nie, oni to mieli za zasługi wedle uznania króla, ale nie obligatoryjnie, ani zobowiązująco. Honor obowiązywał wszystkich, ale nie dla czegoś. Tego się nie artykułowało, to sie wiedziało.
Miałeś kapustę przyłożyć, nie słuchasz sie.
Możesz zresztą siedzieć w aucie jak będziem grzybki zbierać.
Już jest zdrów.
Kalika cum.
Naprawdę myślisz, że honor nie wykluczał zysku? Taż byliby to sami aniołowie :)
ROTFL :)))
Nie mów mi co w Europie. W Polsce była równość. Nikt nie używał tytułów.
Wszyscy mieli święty obowiązek nieść pomoc wszystkim.
Sądy;
http://pl.wikipedia.org/wiki/S%C4%85d_kr%C3%B3lewski
Nie wiem jak było, bo i skąd, ale myślę, że ludzie sądzili się rzadko i w dużych sprawach, w mniejszych raczej robili jakieś najazdy, rokosze, a lud załatwiał sprawy polubownie, szedł do proboszcza, nadstawiał drugi policzek albo dawał w ryja.
Prawo naturalne i katolickie sumienie działało wiele lepiej niż dzisiejsza palestra.
No nie, zjechałem… :-))))
Znaczy tego, rozumiem co chcesz powiedziec, ale ta forma, celowa?, jest świetna :)
Za zachowania niehonorowe było wykluczenie z towarzystwa, zdeklasowanie, co oznaczało, że dana osoba nie była już zapraszana, traciła zdolność honorową, wszyscy ją omijali, i to była hańba.
Był więc albo honor, albo hańba.
Mówisz o ozdrowieniu Markula?
Jest faktem, bo się pomodliłam.
No ale kwestia jest o to, czy wojowali za kase, dla ziemi, tytułów, za nadania, czy za wartosci. Jakie to by mogly byc wtedy wartosci, aby ich nie wyprzedać? Honor się sprzedawało o wiele wcześniej niz to zrobił Judasz.
Ojtam, ojtam…mówię o tym:
Markul cierpiący: mi się coś w kolano zrobiło i chromam.
circ wstawienniczo: Kalika cum.
:))
Myślę, że udawało im się być honorowym i ciągle się doskonalić w tym, a nawet rywalizować, bo taka była atmosfera czasów, można powiedzieć że moda.
Ten był dobry, to tamten chciał być lepszy, świętszy, bardziej heroiczny.
Oni się w tym odnależli jako naród, to ich cieszyło, uszczęśliwiało, nadawało życiu sól.. Trochę jak lewita Barnaba u Rysia, com go spacowi posłała. Ryś jest genialny.
;-)))
no i wstał?
Moze on chce chorować?
Nie mogę wnieść kapusty na IIp. Za ciężka. Może jutro ktoś mi pomoże. Poza tym nie wyrabiam się z zaleceniami lekarza. Z trudem wychodzą mi 2-3 krioterpie dziennie.
Za zgodę na siedzenie w aucie dziękuję. Wezmę knigę i laptopa. Może opracuję następny wykład ks. Guza?
Nic ci nie pomagają te krioterapie. Nie ma nic mocniejszego niż wiara.
Ja wierzę, że Bóg wysluchał mojej modlitwy za ciebie, jak nie dziś, to rano będziesz zdrów.
nie zawstydzaj mnie znienacka. Zmarnowałam sobie i wam czas. No, ale się pomodliłam. I poza tym wszyscy nauczyliśmy się o monarchii, z wiki.
E nie, to jest choroba z poświęcenia, ale… mniejsza z tym, po prostu sie pomodl, ok?
Idę spać.
śpię.
>wszyscy nauczyliśmy się o monarchii, z wiki.
Święte słowa. Ale zaraz, gdzie ja to już słyszałem?… Aaaa…
Dobrze, będę uprzedzać 15 min lub 3 komentarze wcześniej o zamiarze zawstydzenia Cię :)
Błogosławionej nocy.
>śpię.
argumenty za demokracją:
1. Bóg słucha modlitw wszystkich ludzi,
2. Radio Maryja dopuszcza wszystkich na swoją antenę (poza chamstwem),
3. X. prof. Guz mówił, że w Niemczech za Hitlera najbardziej zawiodły elity (co jest tylko wyrazem ogólnej tendencji),
4. Dziś to elity piorą mózgi ludowi i niszczą demokrację, a nie na odwrót.
Pozdrawiam
Mocne argumenty.
Dodam jeszcze, że błogosławieni ubodzy..
Zastanawiam się, czy monarchia może być demokracją.
W chrześcijaństwie chyba tak.
Czy polska monarchia nie była demokracją szlachecką?
Bo przecież różne były monarchie.
Nie mam na myśli by wracać do tego co było, ale z Polski jagiellońskiej chyba można wiele nauk wziąć, np. biskupa Goślickiego.
O DOSKONAŁYM SENATORZE
(fragmenty)
WAWRZYŃCA GRZYMAŁY GOŚLICKIEGO
O DOSKONAŁYM SENATORZE KSIĘGI DWIE
W których dostojników obowiązki, szczęśliwy żywot obywateli,
a Rzeczpospolitych powodzenie i dobrobyt są wystawione.
Dzieło prawie złote,
Najwyższych filozofów i ustawodawców nauką wypełnione,
a dla wszystkich pragnących dobrze Rzeczpospolitą kierować
nie tylko pożyteczne, lecz wprost konieczne.
Z dodatkiem bogatego skorowidza wszelkich rzeczy
godnych zapamiętania w tymże dziele zawartych
Za przywilejem, Wenecja u Jordana Zilletta, MDLXVIII
http://www.staropolska.pl/renesans/proza/Goslicki.html
Circ, jak kiedyś podał Chesterton – demokracja wynika z prostego faktu, że to, co nas łączy jest ważniejsze, niż to co nas różni. wszyscy ludzie mają dusze i wszyscy mają żołądki. wszyscy cieszą się z narodzin dzieci i wszyscy boją sie śmierci. prawo nie może być pisane pod dyktando ludzi wyjkątkowych, bo tak sie rodzi tyrania. dziś np. mamy dyktat ludzi, którzy w sposób wyjątkowy zaspokajają swoje potrzeby seksualne – efekty widać gołym okiem. jak kiedyś przyjedzie piękny monarcha na białym rumaku i obejmie tron, to będzie musiał w pierwszym rzędzie pilnować nas przed sekciarstwem ludzi wyjątkowych.
1. Słuchać to nie to samo co słuchać się.
2. Jak wyżej. Poza tym każą wyłączyć radio. Poza tym bardzo trudno się dodzwonić.
3. Zawsze elity ponoszą największą odpowiedzialność, jednak prawie cały Naród Niemiecki popierał Hitlera i nazim.
4. Demokracja nie posiada mechanizmu obronnego przed praniem mózgów ludowi.
Widać, że demokracja sama z siebie nie jest ani dobra, ani zła. Istotne jest, czy większość obywateli ma dobrą wolę.
Czy jeśli większość obywateli ma wolę poddać się dyktaturze, to czy panuje wtedy demokracja, czy dyktatura?
W praktyce okazuje się, że nie jest istotna wola większości obywateli, ale wola większości głosujących. W efekcie demokracja z łatwością doprowadza do dyktatu mniejszości nad większością. Pozornie, to całe społeczeństwo jest tyranem, a osóby, które faktycznie wszystkim sterują pozostają doskonale ukryte.
I nie umie jeździć na łyżwach.
demokracja wynika z prostego faktu, że to, co nas łączy jest ważniejsze, niż to co nas różni.
To nie argument, ale aksjomat.
Trochę inaczej to widzę.
– To jest wniosek z aksjomatów, który jest dość oczywisty.
A czy wynika z tego demokracja (i jeszcze – jak rozumiana) – to sprawa dyskusyjna.
Jeśli łączyć nas będzie osoba Chrystusa, to zbudujemy coś prawdziwego. Taki system musi być tak zbudowany, by każdy sam ponosił konsekwencje własnych wyborów. Dopiero w takim systemie możliwa jest miłość, solidarność, współpraca.
To prawie niemożliwe, ale podoba mi się jako kierunek do dążenia.
Wierzę w samowystarczalność, jako cenną wartość, której nigdy tak naprawdę jeszcze nie posiedliśmy. Ale ważniejsza jest ta pierwsza część – jedność w Chrystusie.
Z niej wyrośnie optymalna w danych warunkach organizacja.
Najpierw Królestwo Boże i jego sprawiedliwość, a wszystko inne będzie nam przydane – no przecież!
A co mają pierwsze dwa argumenty do tego, jaki ustrój ma być w państwie?
Wszyscy są równi wobec prawa. Boża miłość także zrównuje wszystkich ludzi. Miłość nie wyróżnia ponad miarę i nie dyskryminuje, lecz nie wszyscy mają takie same kompetencje , umiejętności, zdolności.
Radio Maryja wszystkich dopuszcza na antenę, lecz nie wszystkich zaprasza do studia w charakterze ekspertów.
Ja nie postuluję zniesienia demokracji, tylko wkomponowanie ją w odpowiednią hierarchię i w odpowiednim zakresie.
W Niemczech zawiedli wszyscy: elity i lud, który w demokratycznych wyborach wybrał Hitlera.
“Elity piorą mózgi ludowi i niszczą demokrację” Oczywiście,że piorą i niszczą nie tylko podstawowe standardy demokracji, ale niszczą wszystko.
To także moim zdaniem nie jest argumentem za demokracją.
W monarchii też może być demokracja. Funkcjonująca dobrze- sama demokracja jest mrzonką. Monarchia jest porządkiem bardziej naturalnym.
Wydaje mi się,że w którymś z poprzednich komentarzy uzasadniałem to.
Dziękuję za komentarz
znalazłam w sieci, inspirujące;
Może my robimy błąd, że chcemy z góry wiedzieć co jest za zakrętem drogi.
Może tu potrzeba innego języka, innej narracji?
Może to nie jest spór o demokrację ws. monarchia, ale spór o metodę pielgrzymowania, bo czy pielgrzymka jest demokracją lub monarchią?
Tak też staram się czynić.
Oczywiście, że istota sporu wykracza poza monarchię i demokrację, lecz jest to realne pytanie o ustrój. W monarchii jest miejsce na demokrację, a w demokracji nie ma miejsca – w praktyce to się okazało – w praktyce – nie ma miejsca na naturalny porządek rzeczy. W demokracji liberalnej panuje chaos aksjologiczny, ideologie rządzą i zwodzą lud.
Monarchia daje ludowi wolność i nawet demokrację.
Monarchia oczywiście nie jest żadnym panaceum. Monarchia jest lepszym ustrojem wykluczającym na dzień dobry ideologie zła. W demokratycznym pluralizmie konkurują ze sobą politycy obłąkanych opcji, wciągając do tej gry ludzi.
Może piszę rzeczy oczywiste, ale na wszelki wypadek: jestem za odejściem od definicji demokracji, jako ustroju, w którym realizuje się “wolę ludu”, ponieważ jeśli lud chce mieć króla to dochodzimy do paradoksu, w którym demokracja polega na monarchii.
Ważnym, poznawczo wartościowym rozróżnieniem jest to, które zwraca uwagę na aksjologię i legitymizację władzy, czyli co stanowi ostateczną instancję w razie sporów, jakie jest źródło władzy i jej uprawnień.
W takim ujęciu demokracja, która odnosi wszystko do woli większości jest z definicji ateistyczna, pluralistyczna a w praktyce – populistyczna. Charakterystyczna jest dla niej kadencyjność, czyli powoływanie przedstawicieli na określony czas.
Monarchia, a ja bym dodał – monarchia katolicka stawia aksjologię wykładaną przez Kościół jako punkt odniesienia, a celem i źródłem legitimizacji władzy jest dbałość o dobro narodu (ale nie – dobro definiowane w aksjologicznej próżni).
Praktyczna organizacja takiej monarchii może korzystać z demokratycznych metod, np. król może być wybierany (bezpośrednio lub pośrednio) przez cały naród, może w rządzeniu opierać się na przedstawicielskich instytucjach – np. na sejmie, który byłby przekazicielem potrzeb, pragnień i woli ludu. Charakterystyczna jest dla niej twałość wyboru: król mógłby być w razie np. sprzeniewierzenia się przysiędze i działania na szodkę narodu odwołany, ale nie – z zasady usunięty z urzędu po co najwyżej dwóch kadencjach (jak to ma miejsce w przypadku demokratycznej instytucji prezydenta).
Można sobie (przez krótką chwilę) wyobrazić “demokrację katolicką”, w której byłby zaimplementowany jakiś mechanizm nakładający prymat wykładni Kościoła na decyzje prawodawcze i wykonawcze, a przy tym nie byłoby “króla”, czyli wybieranego dożywotnio (w założeniu), jednoosobowego koordynatora polityki wewnętrznej i zagranicznej.
Wydaje się jednak, że byłoby to dużo bardziej skomplikowane niż monarchia katolicka, bez jakichś istotnych zalet. Ale może się mylę? W każdym razie czegoś takiego jeszcze w historii nie było, zatem mówimy o zupełnie nowym ustroju.
No dobra, alre czym sie w takim razie rozni monarchia, w ktorej jest obieralny krol, od demokracji w ktroej jest obieralny prezydent? ja pytam, bo nie bardzo rozumiem w jaki sposob wiekszosc moglaby wybrac dobrze – dla swojego dobra. wsp. wiekszosc, a wlasciwie kazda, wybiertze tego, ktory powie: nie musicie nic robic i zawsze bedziecie miec pelna miche. No takie cos to tylko na Karaibach tylko. Tyle, ze tam nie ma króla, jest wspolonta, zreszta calkiem luxna, My chrzescijanie mamy pricypium – idzcie i nauczajcie wzystkie narody w Imie Moje. To determinuje sposob kazdego ustroju opartego o zbawcza misje. Mnie sie podoba koncept CL’a, bo faktycznie na poziomie gminy czy powiatu latwiej dogadac realizacje pryncypium jakim jest np. doroga, a z drugiej strony Państwo jest silne tym, że autentycznym gwarantem jego suwerennosci jest król – broni zasad.
Dotąd się zgadzam
Tu się nie zgadzam. Jest miejsce, o ile lud jako wspólnota wyznaje kerygmat Kościoła.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wyznanie_wiary_Ludu_Bo%C5%BCego
Tu się zgadzam.
Podsumowując- na razie nie znamy króla (poza Chrystusem), ani przyszłej monarchii. Znamy tylko demokrację, jaka ona ma być.
Na razie możemy więc budować tylko na tym co pewne.
Paradoks powstaje wtedy, jeśli nie definiujesz jaką legitymację i pochodzenie ma ten “lud”. Jeśli lud składa “Wyznanie wiary Ludu Bożego”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wyznanie_wiary_Ludu_Bo%C5%BCego
to mamy podstawę do sformułowania wzajemnych oczekiwań w formie norm prawnych, a to już rodzi ustrój władzy, nie system.
Demokracja to ustrój, monarchia to system- nie wolno mieszać tych pojęć.
Demokracja określa kto jest prawodawcą (władza ustawodawcza, prawodawcą lud poddany Bogu), a monarchia, kto wdraża prawo, kto ma władzę wykonawczą (jak rząd).
Rozumiem to tak:
w monarchii katolickiej z obieralnym królem nie ma kampanii wyborczej, bo jest jeden program – “w zgodzie z nauczaniem Kościoła dbać o dobro narodu”. Raz obrany król pozostaje koordynatorem polityki i gwarantem przestrzegania praw opartych na prawie naturalnym, dopóki nie umrze, abdykuje (np. z powodu podeszłego wieku) lub zostanie odwołany z powodu sprzeniewierzenia się, popełnienia zbrodni itp.
W demokracji prezydent wybierany jest co jakiś czas dla zasady, po prostu aby różne programy, światopoglądy i ideologie mogły dojść do głosu. Konieczna jest kampania wyborcza, czyli przedstawienie, jakim wartościom chce służyć i jaki program zamierza realizować kandydat na prezydenta.
musisz jeszcze zaklepać, inaczej się nie liczy :)))))
Obawiam się, że nie ma jakichś ogólnoprzyjętych definicji systemu i ustroju politycznego, które stawiałyby wyraźną granicę zabraniającą stosować te pojęcia zamiennie.
Rozumiem, że przez ustrój rozumiesz zasadę stanowienia prawa (czy coś jeszcze?), a przez system – zbiór instytucji i procedur służących do jego wdrażania (“system rządów”)?
Przeczytaj jeszcze raz
To w jaki sposób wykonuje się władzę, jaka jest organizacja, np. monarchiczna jest systemowe.
System więc to sposób/organizacja władzy-administracja. Na szczycie systemu może stać monarcha i dwór, lub prezydent i rząd.
Demokracja to właściwie jedynie naturalny ustrój, bo suweren wybiera siebie, czyli wszystkich, stanowi prawo dla siebie czyli wszystkich i wybiera wykonawców prawa spośród siebie. Aż dziwne, że ta większość dała sobie odebrać władzę prawowicie mu należną.
Jeśli taki demos wybiera króla spośród siebie, to jest to dla obydwu stron zaszczyt- dla ludu, bo wybrał najlepszego i dla pomazańca, bo ma lud który potrafił dostrzec jego cnoty.
Podobnie to widzę.