Słowo Boże na dziś – 23 sierpnia 2014r., sobota – św. Róży z Limy

Myśl dnia

Nie ma żadnej innej drabiny prowadzącej do nieba niż krzyż.

św. Róża z Limy

SOBOTA XX TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Ez 43,1-7a)

Chwała Boża wraca do świątyni

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela.

Anioł poprowadził mię ku bramie, która skierowana jest na wschód. I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. Było to widzenie równe temu, które oglądałem wtedy, gdy przyszedł, by zniszczyć miasto, widzenie równe temu, które oglądałem nad rzeką Kebar. I upadłem na twarz.
A chwała Pana weszła do świątyni przez bramę, która skierowana była ku wschodowi. Wtedy uniósł mię duch i zaniósł mię do wewnętrznego dziedzińca. A oto świątynia pełna była chwały Pana.
I usłyszałem, jak ktoś mówił do mnie od strony świątyni, podczas gdy ów mąż stał jeszcze przy mnie. Rzekł do mnie: „Synu człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy dla mych stóp, gdzie chcę na-wieki mieszkać pośród Izraelitów”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 85,9ab-10.11-12.13-14)

Refren: Na ziemi naszej Bóg zamieszka w chwale.

Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg: *
oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim. Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie
dla tych, którzy się Jego boją *
i chwała zamieszka w naszej ziemi.

Łaska i wierność spotykają się ze sobą, *
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie, *
a sprawiedliwość spojrzy z nieba.

Pan sam obdarzy szczęściem, *
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość, *
a śladami Jego kroków zbawienie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 13,9a)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jeden jest ojciec wasz w niebie
i jeden jest wasz Nauczyciel, Chrystus.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 23,1-12)

Kto się wywyższa, będzie poniżony

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami:
„Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynku i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Oto słowo Pańskie.

 ____________________________________________________________________________________________

KOMENTARZ

 

 

Najważniejsze odkrycie

Człowiek, który odkrył, że jest kochany przez Boga, nie potrzebuje wykorzystywać swojej religijności do budowania fałszywego poczucia własnej wartości. Nie szuka uznania u ludzi, bo wie, że jest upodobaniem Ojca. Nie zabiega o pierwsze miejsca, bo wie, że wszyscy ludzie są braćmi jednego Ojca. Naśladuje Jezusa w służbie innym. Potrafi pochylić się nad cierpiącymi i potrzebującymi bez poczucia utraty czegokolwiek.

Jezu, pragnę nie tyle stawać się nauczycielem wiary, co jej pokornym świadkiem.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

 

 

W pedantyzmie i dążeniu do doskonałości można się zapędzić tak bardzo, że i innym, i sobie samym wiążemy ciężary nie do uniesienia. I znów słowo Chrystusa jest dla nas dobrą nowiną – głosi nam, że tylko On jest naszym Nauczycielem i Mistrzem; jedynym punktem odniesienia dla naszych zamierzeń i wymagań, także tych duchowych. Hamuje nasze zapędy, które płyną z egocentryzmu i miłości własnej, i pozwala nam odkryć, że przede wszystkim jesteśmy dziećmi Ojca – ukochanymi w naszej nędzy i powołanymi do miłości.

Bogna Paszkiewicz, „Oremus” sierpień 2008, s. 107

WARTOŚĆ ZNAKU

Obym żył w miłości tak jak Chrystus, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ef 5, 2)

Jezus nadał również miłości braterskiej wartość znaku: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35). Miłość bliźniego jednak ma wartość znaku wyróżniającego uczniów Chrystusa i stwierdzającego prawdziwość ich miłości względem Boga tylko w tej mierze, w jakiej jest miłością teologiczną. Nikt więcej od Chrystusa nie uczył ludzi wzajemnej miłości, takiej jednak miłości, która ma swoje korzenie w Bogu i jest do Niego skierowana: „Miłujcie… tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 44-45); i zachęcał pełnić obowiązki miłości braterskiej, jak np. obowiązek jałmużny, głównie po to, by uczcić Boga, starając się jedynie o spełnienie Jego upodobania. Jezus streścił całe prawo w jednym przykazaniu miłości, lecz zanim mówić rozpoczął o miłości bliźniego, mówił o miłości Boga: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22, 37); i tylko na tym fundamencie całkowitego oddania się Bogu postawił drugie przykazanie, stwierdzając, że jest podobne pierwszemu. Wartość drugiego przykazania leży właśnie w tym, że opiera się na pierwszym i jest podobne do niego; lecz jeśli pierwsze zostanie zepchnięte na bok, wówczas i drugie nie utrzyma się i nie można już mówić o jego podobieństwie do pierwszego przykazania miłości — miłości Boga. Jezus oświadczył, że jeśli ktoś jest w niezgodzie ze swym bliźnim, to zanim spełni jakiś akt kultu, powinien pojednać się z bliźnim: „zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj” (Mt 5, 24). Nie jakoby miłość bliźniego miała sama w sobie większe znaczenie od czci należnej Bogu, lecz dlatego, że każdy akt kultu powinien wyrażać miłość prawdziwą, całkowitą, nie wyrazi jej jednak, jeśli miłość braterska dozna uszczerbku.

Nie można więc mówić o miłości chrześcijańskiej jedynie na płaszczyźnie poziomej; byłaby to zwykła forma humanizmu nie wypływająca z Ewangelii. Zresztą Jezus żądał od ludzi, aby się miłowali wzajemnie jak On sam ich umiłował; On zaś umiłował ich w odniesieniu do Ojca, by wypełnić Jego wolę, przyprowadzić ich do Niego: „Życie moje oddaję za owce… taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10, 15. 18). Wszystko ma swój szczyt w miłości i chwale Ojca: „Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania” (J 17, 4).

  • O Panie, żeby poznać, czy wypełniam obydwa przykazania miłości, wystarczy zobaczyć, z jaką doskonałością zachowuję przykazanie miłości bliźniego… Ty tak wielką masz miłość ku nam, Panie, że w nagrodę za miłość, jaką okażemy bliźniemu, pomnożysz w nas miłość ku sobie.
    O Panie, daj mi prawdziwie doskonałą miłość bliźniego… jeśli ze swej strony będę się starała i usiłowała uczynić wszystko, co jest w mojej możności, gwałt zadając woli własnej, a czyniąc we wszystkim wolę sióstr, chociażby z uszczerbkiem tego, co mi się należy, nie dbając o pożytek własny, a myśląc tylko o ich pożytku, choćby się na to wzdragała moja natura, i biorąc na siebie, ile razy się zdarzy ku temu sposobność, trud i pracę, by oszczędzić ich drugim, Ty mi dasz więcej, niż sama zapragnąć zdołam. Nie mogę jednak sądzić, by nabycie miłości nic mnie nie kosztowało i by przyszła mi gotowa. Zresztą, o Panie, ile Ciebie kosztowała miłość, jaką nas umiłowałeś! Aby wybawić nas od śmierci, sam poniosłeś najokrutniejszą śmierć na krzyżu (św. Teresa od Jezusa: Twierdza wewnętrzna, V, 3, 8. 12).
  • O, jak to jest słodkie! Na każdym kroku, Panie, spotykam Ciebie. Dzięki temu cudownemu naszemu wszczepieniu w Twoją świętą osobę nie mogę uczynić najmniejszego ruchu, aby nie pozostawiać w Twojej obecności.
    Zwracam oczy ku sobie, Ty tu jesteś, patrzę na bliźniego, Ty w nim jesteś. Gdziekolwiek i na cokolwiek spoglądam, widzę, że jestem otoczony żywymi tabernakulami!… Każdy z nas jest związany — faktycznie lub przynajmniej w możliwości — z Tobą, o Chryste Jezu, i przez Twoje pośrednictwo uczestniczy w życiu Boga. Wszyscy bowiem żyjemy lub powinniśmy żyć tym samym boskim życiem w Tobie. Najsłodsza miłość powinna królować wśród nas. Co za cud, że Ty, o Panie, dałeś jako szczególny wyróżniający znak życia prawdziwie chrześcijańskiego, jako cechę Twoich wiernych, to: „Miłujcie się wzajemnie”! Po takim znaku można poznać, że jesteśmy Twoimi uczniami (R. Plus: Jezus Chrystus w naszych braciach s. 65-66).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 95

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140823.htm

 

Modlitwa Jana Pawła II

Boże, który sprawiłeś, że przez wodę i Ducha Świętego,
narodziliśmy się do życia wiecznego w nowym stworzeniu,
w swojej dobroci, błogosław nadal wszystkim Twoim synom i córkom;
spraw, abyśmy zawsze, gdziekolwiek jesteśmy, pozostali wiernymi
członkami Twojego ludu, zjednoczonymi we wspólnym chrzcie,
i wyznawali razem jedyną wiarę odziedziczoną po apostołach,
aby w ten sposób dawać świadectwo w świecie pełnym podziałów
i poszukiwać pełnej jedności,
której Chrystus pragnie dla swego Kościoła.
On jest Bogiem i króluje z Tobą w jedności
Ducha Świętego przez wieki wieków.

Amen.

________________________________________________________________________________________

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

23 SIERPNIA

*********************

Święta Róża z Limy, dziewica

Święta Róża z Limy jest patronką doskonałego męstwa i wyrzeczenia się wszystkiego dla wyższych celów, wszystkiego co ziemskie i doczesne.

Izabela Flores urodziła się w Limie, stolicy Peru, 20 kwietnia 1586 r. Tam też przeżyła całe swoje życie. Ze względu na jej nadzwyczaj delikatną cerę nazywano ją Różą. Dość wcześnie przyjęła I Komunię świętą i sakrament bierzmowania z rąk biskupa Limy, św. Turybiusza.
Od młodości odznaczała się głęboką wiarą i pobożnością. Sprzyjała temu atmosfera w domu; rodzice, Gaspar Flores i Maria Oliva, dbali o jej wykształcenie, wygląd i ogładę. Róża była dumą i radością rodziców, pełna miłości i posłuszeństwa. Jako dziecko złożyła Bogu ślub dozgonnej czystości.Święta Róża Rodzice za wszelką cenę chcieli ją wydać za bogatego człowieka. Róża jednak dość wcześnie postanowiła, że będzie starała się całkowicie przypodobać Chrystusowi i dlatego przygotowywała się do życia pełnego wyrzeczeń i medytacyjnej modlitwy. Dlatego też zdecydowanie odmawiała zgody na ślub, przez co wiele wycierpiała – zwłaszcza od matki, która ją prosiła, błagała, groziła, a nawet maltretowała. Róża ofiarowała te cierpienia Chrystusowi.
W dwudziestym roku życia wstąpiła do Trzeciego Zakonu św. Dominika. Jako tercjarka nadal pozostawała w domu rodzinnym, zajmując osobny domek z ogródkiem. Zwiększyła swoje posty i umartwienia, modlitwy, czuwania, surowe pokuty i wyrzeczenia. Wielu zaczęło ją uważać za nienormalną. Była pogardzana. Bóg obdarzał ją jednak nowymi łaskami, głównie darem modlitwy.

Święta Róża

Róża żyła niezwykle surowo. Przez cały Wielki Post nie jadła nawet chleba, lecz – jak przekazała tradycja – dziennie jadła tylko pięć pestek cytryny. Znosiła wiele cierpień i prześladowań złego ducha, różne choroby, obelgi i oszczerstwa ze strony otoczenia. Dotykał ją często bezwład członków, omdlenia, ataki słabości. Ona jednak błagała o miłosierdzie Boga dla grzeszników i łaskę przebaczenia.
Za patronkę swoich dążeń do świętości obrała sobie św. Katarzynę Sieneńską, również dominikańską tercjarkę. Zgłębiała tajemnicę jej życia i świętości, na niej wzorowała swoją miłość. Róża w swym życiu wiele wycierpiała. Przeżyła śmierć rodziców, samotność, opuszczenie, oschłości i najrozmaitsze doświadczenia wewnętrzne. To wszystko mocno nadwerężało jej siły.

Święta Róża Praktykowała najrozmaitsze pokuty i umartwienia. W nagrodę za takie życie cieszyła się poufnym przestawaniem ze swoim Aniołem Stróżem i Matką Bożą. Przez piętnaście lat doświadczała zupełnego opuszczenia. Nie odczuwała żadnego pociągu do modlitwy, żadnej pociechy ani poczucia bliskości Boga. Dzień i noc prześladowały ją myśli, że Bóg ją odrzucił. Wówczas dopiero doszła do kontemplacji i mistycznego zjednoczenia z Chrystusem. Odtąd żyła jeszcze bardziej dla Niego.
Ostatnie trzy lata życia spędziła u małżonków Gonzaleza della Maza i Marii Uzategui, którzy darzyli ją pełną miłością. W ich domu zmarła w wieku 31 lat, 24 sierpnia 1617 r., w dniu, który przepowiedziała. Sława jej świętości była tak wielka, że dominikanie pochowali jej ciało najpierw w krużganku klasztornym, a w dwa lata potem – w swoim kościele w Limie w kaplicy św. Katarzyny ze Sieny. Wraz z jej ciałem zamknięto niektóre jej pisma i próby rysunku. W 1923 roku odnaleziono je.
Papież Klemens IX dokonał beatyfikacji Róży w 1668 roku i ogłosił ją patronką Ameryki, a w roku 1670 także patronką Filipin i Antyli. W trzy lata po beatyfikacji nastąpiła jej kanonizacja, której dokonał papież Klemens X w 1671 roku.

W ikonografii św. Róża przedstawiana jest jako młoda dominikanka w habicie. Atrybuty: Dziecię Jezus w ramionach, korona z cierni, kotwica, krzyż, róża, wianek z róż; wiązanka róż, z których wychyla się Dziecię Jezus.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-23a.php3

Z pism św. Róży z Limy

Pan i Zbawiciel przemówił w swym niezrównanym majestacie: “Wszyscy powinni wiedzieć, że po utrapieniach przychodzi łaska. Niech też pamiętają, że bez brzemienia cierpień nie można wejść na szczyty łaski; niech rozumieją, że miara łask powiększa się wraz ze wzrostem utrapień. Niechaj nikt z ludzi nie błądzi i nie pozwala się oszukiwać. To właśnie są prawdziwe i jedyne schody do nieba, i nie ma drogi prowadzącej do niego, która byłaby pozbawiona krzyża”.
Gdy usłyszałam te słowa, odczułam nagłe wezwanie, aby niejako stanąć na środku ulicy i zawołać do wszystkich osób, mężczyzn i niewiast jakiegokolwiek wieku i stanu: “Posłuchaj, ludu, słuchajcie, wszystkie narody: Z polecenia Chrystusa napominam was słowami, które wyszły z Jego ust: Nie możemy dostąpić łask, jeśli nie doznajemy cierpień. Trzeba więc znosić wiele cierpień, aby osiągnąć pełne uczestnictwo w Bożej naturze, chwałę dzieci Bożych i doskonałe szczęście duszy”.
To samo wezwanie pobudzało mnie, aby głosić piękno Bożej łaski. Odczuwałam duszność, na czole pojawił się pot i oddychałam pośpiesznie. Wydawało mi się, że dusza nie potrafi dłużej pozostawać w więzieniu ciała, że rozerwawszy więzy, wolna i swobodna, z większą łatwością pójdzie na cały świat, wołając: “Oby wszyscy ludzie mogli poznać, jak wielką rzeczą jest Boża łaska, jak piękną, szlachetną i cenną, jak wiele mieści w sobie bogactwa, jak wiele skarbów, jak wiele radości i szczęścia. Bez wątpienia z ogromną skwapliwością i pilnością zabiegaliby o cierpienia i upokorzenia. Po całej ziemi zamiast bogactw szukaliby ucisków, słabości i cierpień dla zdobycia nieocenionego skarbu łaski. Ona jest zyskiem i ostateczną zapłatą za cierpliwość. Nikt nie narzekałby na krzyż ani na spotykające go trudy, gdyby wiedział, na jakiej wadze są odmierzane i jaką w sobie niosą nagrodę”.

 

http://www.sluzew.tercjarze.dominikanie.pl/index.php?p=sw_Roza_z_Limy

 

Św. Róża z Limy i byki

autor: Michał Gryczyński

Nazywana „pierwszym kwiatem Ameryki” była, tak naprawdę, nie Indianką, lecz Hiszpanką urodzoną w 1586 r. w Peru. Izabela – bo tak brzmiało jej prawdziwe imię – była córką emigrantów hiszpańskich, Gaspara Floresa i Marii Olivii. Mama nazywała ją w dzieciństwie Różą – później to imię przyjęła podczas bierzmowania – ponieważ miała rumiane policzki. Wcześnie złożyła ślub czystości, a po latach została tercjarką dominikańską i wiodła żywot pokutnicy. Żyła 31 lat, a wsławiła się miłosierdziem wobec chorych i ubogich, kładąc podwaliny pod peruwiańską służbę społeczną.

Kiedy była dwunastoletnią dziewczynką, wydarzyło się w jej życiu coś niezwykłego. Wędrowała właśnie, u boku mamy i braci, gdy nagle z przerażeniem wszyscy zauważyli, że w ich kierunku szarżuje rozjuszony byk. Ona zachowała stoicki spokój i wezwała bliskich, aby zaufali Bożej Opatrzności, a nic złego im się nie stanie. Sama dała przykład, bo nie ruszyła się z miejsca. Po chwili byk przebiegł obok, jakby ich nawet nie zauważył.

Innym razem rozwścieczony byk próbował zaatakować konie zaprzęgnięte do wozu, na którym Róża siedziała obok woźnicy. Dziewczynka uspokoiła woźnicę, zapewniając go, że nic im nie grozi. I, rzeczywiście, byk pobiegł dalej….

30 sierpnia (obecnie 23 sierpnia)

Żywot świętej Róży Limańskiej,
dominikanki

(Żyła około roku Pańskiego 1617)

 

Pomiędzy mieszkańcami Ameryki święta Róża pierwsza wywalczyła sobie zaszczyt ołtarza. Urodzona w Limie, stolicy kraju Peru w Ameryce Południowej, z rodziców niezamożnych, otrzymała na chrzcie św. imię Izabeli, ale gdy matka pewnego razu nad obliczem drzemiącego dziecięcia spostrzegła prześliczną wonną różę, wszyscy odtąd nazywali ją Różą. Piękne, łagodne i milczące dziewczątko było pociechą i rozkoszą całego domu. Od szóstego roku życia przestała jeść owoce, pościła co środę, piątek i sobotę o chlebie i wodzie, sypiała tylko na twardych deskach, kładąc sobie pod głowę kamień zamiast poduszki, i wynajdywała rozmaite inne sposoby umartwienia. W ten sposób wprawiała się do posłuszeństwa i ćwiczyła się w miłości Boga i rodziców, chociaż ci często wypowiadali życzenia wbrew przeciwne jej przekonaniom. Matka, usposobiona po światowemu i dumna z piękności córki, namawiała ją bez ustanku, aby więcej dbała o stroje. Udawało się nieraz Róży łzami i prośbami ubłagać ją, aby jej zostawiła wolną wolę, kiedyindziej musiała ustępować, ale za to potajemnie przywdziewała ostrzejszą włosiennicę, a na głowę kładła srebrną przepaskę, opatrzoną wewnątrz ostrymi gwoździami na wzór ciernistej korony Jezusa Chrystusa. Z pilnością pszczółki spędzała dni całe przy hafcie i szyciu, sadziła i sprzedawała wonne kwiaty z ogródka i wspierała hojnie ubogie a liczne rodzeństwo; chorowitych rodziców opatrywała i pielęgnowała z anielską cierpliwością, spełniała wszystkie ich życzenia i spędzała im z czoła troskę i smutek.

Gdy doszła wieku dziewiczego, wielu młodzieńców, zwabionych jej wdziękami, poczęło się ubiegać o jej rękę, a matka nalegała na nią, ażeby poszła za syna pewnej bogatej wdowy. Gdy Róża oświadczyła, że chce pozostać w stanie panieńskim, matka prośbą, groźbą, a nawet czynnymi zniewagami chciała przełamać jej mniemany upór. Mimo to Róża pozostała wierną Panu Jezusowi i wymogła na rodzicach pozwolenie wstąpienia do trzeciego zakonu świętego Dominika. Odtąd zwiększyła jeszcze ćwiczenia pokutne. Rodzice i krewni łajali ją o przesadę, raniąc jej czułe serce urąganiem i bolesnymi zarzutami, ale Róża znosiła to spokojnie i przy pomocy brata, podzielającego jej przekonania, zbudowała sobie w kąciku ogródka małą celkę z desek, w której oddawała się modlitwie, pracy i rozpamiętywaniom. W towarzyskich rozmowach, nawet najpobożniejszych, niechętnie brała udział i mawiała: “Nie widzę, na co się to przyda mówić o Bogu. Lepiej przecież i przyjemniej rozmawiać z Nim, aniżeli o Nim”.

Cierpienia jej były wielkie i pełne goryczy. Z powodu surowych praktyk pokutnych i częstych zachwyceń szydzono z niej, zowiąc ją obłudnicą, opętaną i wariatką. Nawet spowiednik nie szczędził jej łajań i przygany; każdy członek jej ciała miał swój ból osobny, a dusza i jej cierpiała przez lat piętnaście na oziębłość i oschłość; prócz tego co dzień całymi godzinami pozbawiał ją Bóg nadprzyrodzonej radości i zamiłowania dobrego, modlitwy i samotności, tak że serce jej często było podobne do pustyni. Po takich godzinach próby i doświadczeń światło niebieskie rozjaśniało jej duszę, czuła się jakby wzniesioną w Niebo i utwierdzała się w przekonaniu, że wytrwa w miłości ku Bogu.

Święta Boża Limańska

Po latach piętnastu przestały ją trapić owe udręczenia; miewała objawienia Dzieciątka Jezus, Maryi i Anioła Stróża, mówiła o miłosierdziu Bożym tak rzewnie i czule, że przytomni nie mogli się oprzeć słodyczy jej słów. Wolno jej było komunikować trzy do cztery razy na tydzień, ale mimo to za każdym razem wśród łez się spowiadała. Jej zjednoczenie ze Zbawicielem było tak doskonałe, że zawsze Go miała przed oczyma, przy każdym zatrudnieniu i w każdej rozmowie.

W 32 roku życia zachorowała Róża śmiertelnie, a bóle we wszystkich członkach trapiły ją w tak straszny sposób, że lekarze stali nad nią, nie wiedząc co począć. Ona zaś szeptała: “Panie, zwiększ moje cierpienia, ale i miłość moją!” Wymawiając słowa: “Jezu, stój przy mnie”, umarła dnia 24 sierpnia roku 1617. Ciało jej jaśniało niezrównaną pięknością, rumieniec krasił jej lica i miły uśmiech zdobił jej usta, więc przytomni sądzili, że jeszcze nie umarła. Natłok ludu był tak wielki, że zwłoki jej musiano obstawić wojskiem i w końcu przy zamkniętych drzwiach do grobowca spuszczono. Klemens IX zaliczył Różę w roku 1668 do Błogosławionych, a Klemens X w roku 1671 do Świętych Pańskich.

Nauka moralna

Autor opisu żywota świętej Róży powiada, że biskup Turybiusz udzielił Róży sakramentu Bierzmowania, gdy Święta była jeszcze małym dzieckiem. Sakrament ten darzy nas bowiem podwójną łaską:

1) Udziela nam siły do walki z wrogami Kościoła, a siła ta może się spotęgować aż do gotowości męczeństwa. Święta Róża musiała walczyć z dwoma najpotężniejszymi wrogami, tj. własnym ciałem, hojnie uposażonym we wdzięki, i z matką, która powagą rodzicielską usiłowała zmusić ją do posłuszeństwa i zrzeczenia się własnej woli. Duch święty oświecił Różę i natchnął ją tak skutecznie, iż ani nie ubliżyła szacunkowi powinnemu rodzicom, ani nie poszła za błędnymi ich przywidzeniami. Duch święty natchnął ją siłą umorzenia w sobie porywów zmysłowości i cierpliwego znoszenia potwarzy i urągowisk. Czemuż Bóg nie pomaga nam w walce z pokusą i pożądliwościami? Oto dlatego, że zimni i obojętni jesteśmy na głos Ducha świętego i że więcej się obawiamy ludzi i ich zdania, aniżeli Boga.

2) Bierzmowanie utwierdza w nas zaufanie w ukrzyżowanym Chrystusie. Kapłan kreśli krzyżem świętym na czole naszym krzyż, abyśmy w walce z szatanem i przeszkodami zbawienia pamiętali o Chrystusie, “który – jak mówi święty Piotr (1 Piotr 2, 21) – ucierpiał za nas, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w ślady Jego“, i za którego wstawieniem Duch święty, ten Pocieszyciel Boski, w nas zamieszkał. Dlatego święta Róża sypiała na twardych deskach, dlatego nosiła na głowie koronę ciernistą i prosiła o zwiększenie boleści nie z grzesznego zaufania do siebie, ale w celu zwiększenia w sobie miłości Boga. Krzyż jest sztandarem Króla niebieskiego, zwycięzcy piekieł i śmierci, a krzyż na czole naszym jest oznaką, że należymy do zastępu Chrystusowego i wiernie za Nim pójdziemy. Wstyd przeto i hańba zbiegom spod tego sztandaru, jako też hańba tym, którzy ten sztandar dlatego opuszczają, że półmędrek albo raczej półgłówek jakiś nazwie ich obłudnikami, świętoszkami lub podobnie.

Modlitwa

Boże wiekuisty, racz nas miłościwie ustrzec od zbytecznego zamiłowania ciała i przemijającej urody. Wszakże ciało nasze nie jest niczym innym, jak tylko znikomym przybytkiem duszy nieśmiertelnej. Spraw przeto łaską swoją świętą, abyśmy przestrzegali jego nieskalanej czystości życiem świątobliwym i cnotliwym i tym sposobem godnymi się stali zamieszkania z Tobą w Królestwie niebieskim. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem świętym króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

 

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/r/roza.htm

 

Litania do sw. Rozy z Limy

 

Kyrie eleison
Chryste eleison. Kyrie eleison
Chryste, usłysz nas
Chryste, wysłuchaj nas
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże
Duchu Święty, Boże
Święta Trójco, jedyny Boże

 

Swieta Maryjo, modl sie za nami.
Krolowo Wyznawcow
Swieta Rozo z Limy
Swieta Rozo, pierwszy kwiecie swietosci Ameryki Poludniowej
Swieta Rozo, lilio czystosci
Swieta Rozo, przykladzie pokory
Swieta Rozo, jasniejaca cnotami chrzescijanskimi
Swieta Rozo, pelna milosci Boga i blizniego
Swieta Rozo, tercjarko dominikanska
Swieta Rozo, ozdobo zakonu dominikanskiego
Swieta Rozo, niestrudzona w dazeniu do swietosci
Swieta Rozo, prowadzaca glebokie zycie modlitwy
Swieta Rozo, rozplomieniona miloscia Boga
Swieta Rozo, zatopiona w modlitwie i kontemplacji
Swieta Rozo, doznajaca lask mistycznych
Swieta Rozo, zjednoczona ustawicznie z Bogiem
Swieta Rozo, zaznajaca przedsmaku szczescia niebieskiego
Swiata Rozo, niezmordowana w cierpieniu
Swieta Rozo, pokutujaca za grzesznikow
Swieta Rozo, pelna surowosci i wyrzeczenia
Swieta Rozo, doswiadczona cierpieniem
Swieta Rozo, kroczaca droga umartwienia
Swieta Rozo, niewzruszenie przywiazana do wiary
Swieta Rozo, oddana bezgranicznie Bogu
Swieta Rozo, pelna heroizmu cnoty i pokory
Swieta Rozo, nekana przez zlego ducha
Swieta Rozo, niosaca pomoc potrzebujacym
Swieta Rozo, inicjatorko sluzby spolecznej w ojczyznie
Swieta Rozo, gorliwie poslugujaca bliznim
Swieta Rozo, opiekunko chorych i ubogich
Swieta Rozo, wspomagajaca opuszczonych i nieszczesliwych
Swieta Rozo, obdarzona stala wizja Aniola Stroza
Swieta Rozo, Patronko Ameryki, Filipin i Antyli
Swieta Rozo, nasza oredowniczko przed Bogiem


Baranku Bozy, ktory gladzisz grzechy swiata, przepusc nam Panie.
Baranku Bozy, ktory gladzisz grzechy swiata, wysluchaj nas Panie.
Baranku Bozy, ktory gladzisz grzechy swiata, zmiluj sie nad nami.

 

Modlmy sie:  Wszechmogacy Boze, Dawco wszelkich lask, Tys sprawil,ze swieta Roza obdarzona pelnia lask niebieskich, zajasniala wsrod narodow Poludniowej Ameryki swietoscia zycia, daj nam swoim slugom, abysmy nasladujac ja w milosci Boga i blizniego mogli osiagnac szczescie wieczne. Przez Chrystusa, Pana naszego.  Amen.

http://www.radoslaw.home.pl/modlitewnik/litanie/roza.htm

Błogosławiony Bernard z Offidy, zakonnik
Błogosławiony Bernard z Offidy
Dominik Peroni urodził się 7 listopada 1604 roku koło Offidy we Włoszech. Pochodził z ubogiej rodziny. W wieku 22 lat wstąpił do kapucynów w Corinaldo, przyjmując imię Bernard. Pełnił funkcje infirmarza, kucharza, furtiana i kwestarza. Chętnie odwiedzał chorych, niosąc im pociechę i umocnienie. Wzorował się w swym życiu zakonnym na współbracie, św. Feliksie z Cantalice (1515-1587).
Obowiązki kwestarza pełnił z pogodą ducha. Jego dewizą były słowa: “Bracie Bernardzie, bądź pogodny, chleb i inne dary są dla klasztoru, obelgi zaś dla ciebie”. Kiedy w wieku 84 lat został zwolniony z wykonywania obowiązków, całymi godzinami na leżąco adorował Najświętszy Sakrament.
Przyjąwszy namaszczenie chorych i Wiatyk, powiedział do przełożonego: “Ojcze gwardianie, proszę o błogosławieństwo i o pozwolenie pójścia do nieba”. Wtedy gwardian polecił mu, aby najpierw to on pobłogosławił jego i współbraci. Bernard zmarł chwilę później, w dniu 22 sierpnia 1694 roku. Beatyfikował go papież Pius VI w roku 1795.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-23b.php3

 

Błogosławiony Bernard z Offida. (1604 – 1694.)
Żywot Świątobliwego wg. sługi bożego ks. Piotra Skargi

   Z ojca Józefa Perroni i matki Dominiki d’Appignano, bogobojnych wieśniaków, przyszedł bł. Bernard na świat r. 1604 pod Offida we Włoszech; na chrzcie św. otrzymał imię Dominika, które przy wstąpieniu do klasztoru zamienił później na imię Bernarda. Był to chłopiec potulny, łagodny, posłuszny; chętnie spełniał to, czego bracia oporni spełnić nie chcieli; nieraz gotów był i karę za nich ponieść. Spełniając obowiązki pastuszka, nakłaniał swych towarzyszów do modlitwy; wspólnie z nimi odprawiał na polu często różaniec św. Pod opieką sumiennego spowiednika nauczył się młodzieniec dorastający krępować poruszenia zmysłowe, ćwiczyć się w umartwieniach, postępować w cnocie. Serdecznie ukochał samotność, która mu pozwalała myśleć jedynie o Bogu. To też gorącem jego pragnieniem było, wstąpić do klasztoru Kapucynów w Offida. Uzyskawszy po dłuższych prośbach pozwolenie ojca, przyjął habit zakonny r. 1626 w Corinaldo; po ślubach złożonych r. 1627 w Camerino, przeniósł się do klasztoru Fermo, gdzie pod kierunkiem dwóch świątobliwych współbraci zakonnych zadziwiał wszystkich swem zaparciem się w spełnianiu wszelakich posług, zadziwiał wzorowością życia pokutniczego, dostojnością posiadanej cnoty. Aż do 60. roku życia przebywał Bernard w rozmaitych klasztorach, aby świecić przykładem młodszym, utwierdzać starszych w doskonałości. Wróciwszy wkońcu do Offida, przejął uciążliwy obowiązek zbierania jałmużny na utrzymanie klasztoru. Spełniał ten dla cnoty zupełnego ubóstwa niebezpieczny obowiązek w najprzykładniejszy sposób. Nieraz narażony na przykrości, słotę, na głód i zaczepki zdołał takie powoli u mieszkańców osady zdobyć zaufanie, taką miłość, że uważali biednego zakonnika jako chlubę swoją, czcili go jako dobroczyńcę, bo rzeczywiście opiekował się chorymi, ubogimi, łagodził swary, jednał powaśnionych. Gdy wiek podeszły nie pozwolił Bernardowi na dalsze trudy żebraczych wędrówek, spełniał obowiązki oddźwiernego z nie mniejszą gorliwością. Z tego to czasu opowiadają cud, który Bernard zdziałał wskrzeszeniem umarłego dziecka; zwrócił się do przyczyny św. Feliksa z Cantalicio, aby rozpacz matki nieszczęsnej ukoić; położył zwłoki dziecka na ołtarz w kościele, a na modlitwę Bernarda dziecko wróciło do życia. Dobroczynność i wpływy Bernarda rozbudziły zazdrość u kilku współzakonników; oskarżyli go przed jenerałem zakonu o szkody, które rzekomą rozrzutnością wyrządza klasztorowi. Nagany z ust przełożonych przyjął Bernard z cichą pokorą; Bóg nagrodził ją, bo wkrótce wykazała się niesłuszność oskarżenia. Wyczerpany na siłach, zapadł Bernard r. 1694 w chorobę, która miała zakończyć się śmiercią. Przygotował się uczciwie pomimo niewinnego dotąd życia na sąd Boży, prosił gwardyana o błogosławieństwo jako zadatek na drogę do raju niebieskiego; umarł dnia 22. września r. 1694. Papież Pius VI. policzył Bernarda r. 1795 w poczet błogosławionych; uroczystość bł. Bernarda przypada na 11. września.

 

http://siomi1.w.interia.pl/11.wrzesnia.html

 

Błogosławiony Władysław Findysz,
prezbiter i męczennik
Błogosławiony Władysław Findysz Władysław Findysz urodził się 13 grudnia 1907 roku w Krościenku Niżnym koło Krosna, w wielodzietnej rodzinie chłopskiej, jako trzecie dziecko. Następnego dnia przyjął chrzest. Jego rodzinny dom był miejscem głębokiego przeżywania wiary, a przy tym szacunku dla tradycji i historii Polski. Dzieciństwo przygotowało go do prób, które Pan Bóg zaplanował dla niego w przyszłości. Gdy miał zaledwie pięć lat, śmierć zabrała mu ukochaną matkę, a w niedługim czasie także troje spośród rodzeństwa. W 1913 roku rozpoczął naukę w szkole ludowej w rodzinnej miejscowości, a następnie w szkołach krośnieńskich. Tam poznał Sodalicję Mariańską i zaangażował się w jej działania. Z daleka doświadczał skutków tragicznej wojny. Już w odrodzonej Polsce w 1927 roku, po maturze, zdecydował się na wstąpienie do seminarium duchownego w Przemyślu. 19 czerwca 1932 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Przełożeni wysłali ks. Władysława w charakterze wikariusza do parafii kolejno w Borysławiu, Drohobyczu, Strzyżowie i Jaśle. Dwie pierwsze obejmowały tereny przemysłowe, zamieszkane przez ludność zróżnicowaną narodowościowo, religijnie i materialnie. Strzyżów i Jasło, duże parafie miejskie, choć mniej zróżnicowane narodowościowo, stanowiły wielkie wyzwanie dla młodego kapłana – czas posługi w nich zbiegł się z okresem II wojny światowej i okupacji hitlerowskiej. W Strzyżowie przez pierwszy rok wojny (1939-1940) ks. Władysław był administratorem parafii, gdyż zmarł tamtejszy proboszcz. W Jaśle związał się z ruchem oporu, przyjmując na siebie obowiązki kapelana. Już w 1941 r. pełnił urząd administratora, a od 1942 roku proboszcza parafii pw. świętych Apostołów Piotra i Pawła w Nowym Żmigrodzie.
Władysław przywiązywał dużą wagę do formacji wewnętrznej i zachowywania praktyk ascetycznych. Był przy tym skromny i pełen szacunku dla ludzi. Praca w Nowym Żmigrodzie przypadła na burzliwy okres najnowszych dziejów Polski. W czasie okupacji hitlerowsko-sowieckiej ks. Władysław niósł pomoc potrzebującym, zrozpaczonych podnosił na duchu, a błądzących upominał. Był świadkiem prześladowania Polaków, Żydów i przedstawicieli innych narodów. Najtrudniejszy był ostatni okres okupacji, kiedy został wysiedlony. Parafia została bez pasterza. Po zakończeniu wojny, w 1945 roku, wrócił do Nowego Żmigrodu, by zająć się pracą nad odnową moralną mieszkańców i odbudową materialną parafii. Wierni zagrożeni propagandą ateistyczną znajdowali w jego posłudze pomoc i oparcie.Błogosławiony Władysław Findysz Organizował katolickie pogrzeby ofiar wojny i pomoc materialną dla poszkodowanych, bez względu na narodowość i wyznanie. Dzięki temu wiele rodzin łemkowskich uniknęło wysiedlenia w ramach Akcji “Wisła”. Brał udział w odbudowie miasteczka. Katechizował dzieci i młodzież, najpierw w szkole, dopóki władze komunistyczne pozwalały, a potem poza nią. Wiernie i z oddaniem realizował swe obowiązki. Jego gorliwa działalność duszpasterska naraziła go szybko na prześladowania ze strony władz komunistycznych. Śledzono go, nagrywano kazania. Wielokrotnie odmawiano mu wydania przepustki na pobyt w strefie nadgranicznej, uniemożliwiając tym samym posługę kapłańską wśród mieszkających tam parafian. Był też nieustannie inwigilowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.
W 1963 roku apelował do parafian o włączenie się do prowadzonej przez Kościół w Polsce akcji tzw. “soborowych czynów dobroci”. Zadenuncjowali go ludzie, którzy poczuli się urażeni listami, w których zachęcał ich do pojednania się z Bogiem i Kościołem. Tym, którzy żyli w związkach niesakramentalnych, oferował pomoc w doprowadzeniu ich do ołtarza.
Oskarżony o złamanie dekretu o ochronie wolności sumienia i wyznania, w 1963 roku został aresztowany. Przewieziono go na komendę w Rzeszowie, gdzie był przesłuchiwany, a w jego mieszkaniu przeprowadzono rewizję. Był już wtedy ciężko chory – rozpoznano raka przełyku. Postawiono mu zarzut zmuszania do praktyk religijnych. Wkrótce odbył się pokazowy proces. Skazano go na karę dwóch i pół roku więzienia. Mimo złego stanu zdrowia przez kilka miesięcy był więziony. Przez kilka miesięcy odbywał karę na Zamku w Rzeszowie, a na wiosnę 1964 r. został przeniesiony do krakowskiego więzienia dla więźniów politycznych na Montelupich. Komuniści sprawę ks. Findysza wykorzystali dla zastraszenia innych niepokornych księży. W obronie uwięzionego kapłana, wymagającego natychmiastowego leczenia, interweniowały władze diecezji przemyskiej. Prokuratura odrzucała kolejne prośby i apele.
Do gwałtownego pogorszenia zdrowia ks. Władysława przyczyniły się fizyczne i psychiczne tortury. Miesiące spędzone w uwłaczających ludzkiej godności warunkach i brak opieki lekarskiej wpłynęły na radykalne pogorszenie stanu jego zdrowia. Kiedy 29 lutego 1964 roku, po uchyleniu aresztu przez Sąd Najwyższy, opuszczał więzienie, był skrajnie wyczerpany. Nie rokowano mu powrotu do zdrowia.
Zmarł 21 sierpnia tego roku w Nowym Żmigrodzie. Jego pogrzeb stał się okazją do manifestacji przywiązania do wiary katolickiej. Uczestniczyło w nim 130 kapłanów oraz tysiące wiernych. Ksiądz Findysz został pochowany na cmentarzu parafialnym w Nowym Żmigrodzie.
Komuniści nawet po jego śmierci nie dali mu spokoju. Przez wiele lat nie można było wszcząć procesu beatyfikacyjnego. Wśród parafian pozostała jednak żywa pamięć o jego posłudze. Wyróżniał się w ich przekonaniu jako wzór wypełniania obowiązków pasterskich, a zwłaszcza jako obrońca wiary i moralności chrześcijańskiej. Dopiero zmiana sytuacji politycznej po 1989 roku pozwoliła podjąć starania o beatyfikację ks. Władysława, które rozpoczęto w 2000 roku.
Już 20 grudnia 2004 roku Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych wydała dekret o męczeństwie ks. Findysza, ponieważ zmarł on w wyniku cierpień zadanych mu w więzieniu z powodu nienawiści do wiary (in odium fidei).
19 czerwca 2005 r., w imieniu papieża Benedykta XVI, prymas Polski kardynał Józef Glemp, podczas Eucharystii sprawowanej w Warszawie, włączył ks. Władysława w poczet błogosławionych.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-23c.php3

 

Polecam stronę IPN, zostały zamieszczone skan dokumentów prześladowców bł. ks. Władysława, pierwszego męczennika komunizmu w Polsce:

 

http://ipn.gov.pl/bep/wystawy/blogoslawiony-ks.-wladyslaw-findysz-kaplan-meczennik-1907-1964

 

Święty Filip Benicjusz, prezbiter
Święty Filip Benicjusz
Benicjusz urodził się 15 sierpnia 1233 r. we Florencji. Ukończywszy studia filozoficzne i lekarskie, wstąpił w 1254 r. do zakonu serwitów, gdzie pięć lat później otrzymał święcenia kapłańskie. W 1267 r. został generalnym przełożonym. Przyczynił się do wzmocnienia i rozszerzenia zakonu, a także jego utrzymania pomimo zakazu soboru lyońskiego (1274). Założył też żeńską gałąź zakonu – zgromadzenie sióstr serwitek.
Wiele podróżował jako kaznodzieja i wizytator swego zakonu. Zjeździł Italię, był we Francji i Niemczech. W 1271 r. wysunięto jego kandydaturę na stolicę Piotrową.
Zmarł 23 sierpnia 1285 r. w Todi (Umbria). Jego życie, pełne uczynków miłości okazywanej zwłaszcza biednym i chorym, znamy dobrze dzięki pismom Piotra z Todi, jego następcy na urzędzie generalskim. Mimo to beatyfikowano go dopiero w roku 1516, a kanonizowano w 1671 r.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-23d.php3

 

 

 

O autorze: Judyta