Słowo Boże na dziś – 18 sierpnia 2014r. – poniedziałek – O miłości, ty rozszerzasz serce miłością Boga i bliźniego swego…

Myśl dnia

W całym życiu szanuj prawdę tak, by twoje słowa były bardziej wiarygodne od przyrzeczeń innych.

Sokrates

Najbardziej zna prawdy wiary ten, kto nimi żyje.
Thomas Merton
Najbardziej duchową i egzystencjalną lekturę Biblii stosuje ten, kto żyje jej treścią, daje się kształtować Słowu, jest mu posłuszny, nawet, jeśli w tym posłuszeństwie czasem się buntuje i nie rozumie wszystkiego, co Bóg mówi.
ks. Adam Rybicki
Poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Zanim zaczniesz czytać Pismo Święte

Zanim rozpocznie się lekturę Bożego słowa, trzeba spełnić kilka niezbędnych warunków. Są one konieczne do tego, aby Pismo Święte przyjąć z wiarą, bo tylko wówczas docieramy do sensu tego słowa. […]
Pierwszym warunkiem jest wiara w natchniony sens świętych słów Pisma. Właśnie wiara odróżnia zwykłą analizę tekstu, podjętą choćby z punktu widzenia literackiego, od lektury religijnej. Wiara ta powinna ujmować dwie istotne sprawy. Po pierwsze, powinna opierać się na przyjęciu tego wszystkiego, co należy do skarbca wiary całego Kościoła. Chodzi o to, aby czytający Biblię wierzył w to, w co wierzy Kościół. Po drugie, chodzi o taki aspekt wiary, jaki polega na przyjęciu prawdy, że Pismo Święte jest natchnionym i skierowanym do nas słowem Bożym. Słowo Boga jest różne od ludzkich słów. Pochodzące od Boga natchnienie ma ważny skutek: autor piszący pod działaniem Ducha Świętego przekazuje naukę pewną, którą Bóg zamierzył przekazać i w której nie ma żadnego błędu.
Wierzący czytelnik Biblii, prowadzony przez Ducha Świętego, będzie powoli, ale sukcesywnie, wchodził do skarbca Bożego objawienia, gdzie znajdzie prawdę o samym Bogu, o Jego stałej miłości do człowieka, o zamiarze zbawienia ludzkości oraz prawdę o historii człowieka; o takiej historii, jaka ona rzeczywiście jest. […]
Żadna inna księga, nawet napisana przez osoby święte i zawierająca najpobożniejsze – według ludzkiej oceny – prywatne objawienia, nie może być postawiona na równi z Biblią. Tak długo nie będziemy w stanie odczytać prawdziwego sensu Pisma Świętego, jak długo będzie ono dla nas tylko jedną z wielu książek. Lektura Biblii, połączona z wiarą, pozwala uczynić z niej punkt odniesienia do naszego życia duchowego, a w szczególności życia modlitwy i konkretnych życiowych wyborów.
Drugim warunkiem jest przyjęcie działania Ducha Świętego, poddanie się Jego kierownictwu podczas lektury słowa Bożego. Duch Święty natchnął słowa Biblii i jest w nich obecny. On zna głębokości Boga samego (por. 1Kor 2,10). I to właśnie On prowadził myśl autorów biblijnych po ścieżkach Bożej prawdy. Bez Jego pomocy nie byłoby możliwe zrozumienie i poprawne przekazanie tego, co zamierzył Bóg. Skoro Duch Święty natchnął słowa Biblii, to tylko On może pomóc w ich poprawnym rozumieniu. Dlatego tak ważna jest modlitwa o pomoc Ducha Świętego i otwarcie się na Jego działanie.
W Drugim Liście św. Piotra czytamy takie słowa: „Wiedzcie jednak, że żadnego proroctwa w Piśmie nie można wyjaśniać według własnego uznania. Proroctwo bowiem nigdy nie powstawało z ludzkiej woli, ale w imieniu Boga głosili je ludzie kierowani przez Ducha Świętego” (2P 1,20n).
Święty Piotr zawarł w tym fragmencie trzeci warunek prawidłowej i owocnej lektury Biblii – można go nazwać lekturą kościelną. Nie chodzi tu o to, czy Biblię czyta się w kościele, np. podczas liturgii, ale o to, czy czyta się ją razem z żywą wspólnotą Kościoła. Bez głosu Tradycji, bez orzeczeń Magisterium Kościoła, bez tego, co nazywamy wyczuciem wiary wszystkich wierzących, narażamy się na lekturę bardzo subiektywną, która może prowadzić w kierunku własnych oczekiwań, a nie do poprawnego odczytania sensu natchnionych słów. A niebezpieczeństwo jest wielkie, bo z błędnej lektury może wyniknąć błędne życie! […]
I wreszcie czwarty warunek. Tym razem jest on bardziej osobisty, subiektywny. Do lektury Pisma Świętego, jak oddech do życia, potrzebne jest milczenie, pojmowane jako forma dystansu od wszelkiego hałasu. […] Tak wiele dzieje się w naszym wnętrzu. Jest ono jakby odrębnym światem, w którym dochodzi do głosu to, co dzieje się na zewnątrz, niekiedy jest to nawet bardziej spotęgowane. Dlatego trzeba nauczyć się najpierw obserwować to, co dzieje się w sercu, a potem to kontrolować, umieć nad tym zapanować. Chodzi tu o coś więcej niż tylko o bezpośrednie przygotowanie do modlitwy. Trzeba stworzyć wokół siebie i w sobie strefę milczenia, wydzielić czas i miejsce dla modlitwy, dla chwili refleksji i zastanowienia. Bez tego trudno przyjąć Boże słowo i nauczyć się autentycznego słuchania. […]
„Każdy, kto słucha tych moich słów i wprowadza je w czyn, jest podobny do człowieka rozsądnego, który zbudował dom na skale. Spadł ulewny deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się silne wiatry i uderzyły w ten dom. Ale on nie runął, bo zbudowany był na skale” (Mt 7,24-25).
Właśnie tymi słowami Pan Jezus kończy Kazanie na Górze (Mt 5-7), w którym porusza najważniejsze zagadnienia w powołaniu ucznia. Jezus przypomina o tym, że celem słuchania słowa jest posłuszeństwo i wynikająca z niego przemiana życia.
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu.
Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem.
Częstochowa 2008.
 http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/826/part/3

 

PONIEDZIAŁEK XX TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Ez 24,15-24)

Zapowiedź zburzenia Jerozolimy

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela.

Pan skierował do mnie te słowa: „Synu człowieczy, oto zabieram ci nagle radość twych oczu, ale nie lamentuj ani nie płacz, ani nie pozwól, by ci płynęły łzy. Wzdychaj w milczeniu, nie przybieraj żałoby jakby po umarłym, zawiąż sobie zawój dokoła głowy, sandały włóż na nogi, nie przysłaniaj brody, nie spożywaj chleba żałoby”.
Mówiłem do ludu mego rano, a wieczorem umarła mi żona, i uczyniłem rano tak, jak mi rozkazano.
A lud mówił do mnie: „Czy nie wyjaśnisz nam, co znaczy dla nas to, co czynisz?”
Wówczas powiedziałem do nich: „Pan skierował do mnie te słowa: «Powiedz domowi Izraela: To mówi Pan Bóg: Oto Ja pozwalam bezcześcić świątynię moją, dumę waszej potęgi, radość waszych oczu, tęsknotę waszych serc. Synowie wasi i córki wasze, których opuściliście, od miecza poginą. Wy zaś tak uczynicie, jak Ja uczyniłem: brody nie będziecie przysłaniać, nie będziecie spożywać chleba żałoby, ale mając zawoje na głowach i sandały na nogach, nie będziecie narzekać ani płakać. Będziecie schnąć z powodu nieprawości waszych i będziecie wzdychać jeden przed drugim. Ezechiel będzie dla was znakiem. To, co on uczynił, będziecie i wy czynili, gdy to nastąpi. I poznacie, że Ja jestem Panem»”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Pwt 32,18-19.20.21)

Refren: Stwórcę i Boga swego porzuciłeś.

Gardzisz Skałą, co ciebie wydała, *
zapomniałeś o Bogu, który cię zrodził.
Zobaczył to Pan i wzgardził, *
oburzony na własnych synów i córki.

I rzekł: „Odwrócę od nich oblicze, *
zobaczę ich koniec.
Gdyż są narodem niestałym, *
dziećmi, co nie mają wierności.

Mnie do zazdrości pobudzili nie-bogiem, *
rozjątrzyli Mnie swymi czczymi bożkami;
i Ja ich do zazdrości pobudzę nie-ludem, *
rozjątrzę ich głupim narodem”.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 5,3)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 19,16-22)

Rada ubóstwa

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”
Odpowiedział mu: „Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”.
Zapytał Go: „Które?”
Jezus odpowiedział: „Oto te: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego”.
Odrzekł Mu młodzieniec: „Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?”
Jezus mu odpowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”.
Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

Co mam czynić?

Królestwo Boże i życie wieczne to nie zdobywanie zasług, punktowanie dobrych uczynków, gromadzenie duchowych osiągnięć. Kierunek Boży jest wręcz przeciwny. Życie wieczne zaczyna się, kiedy decydujesz się stawać darem, kiedy rozdajesz, dzielisz się, ubogacasz innych tym, co masz, tym, kim jesteś, tym, co otrzymujesz od Boga, który jest źródłem wszelkiego dobra. Iść za Jezusem to nie zdobywać, lecz ofiarowywać! To ubogacać innych własnym ubóstwem! Warto więc zmienić pytanie: „Co mam czynić?” na: „Kim mam być?”.

Jezu, tak bardzo pragnę odkryć i doświadczyć, że skarb mam w niebie, że Ty jesteś moim jedynym i najważniejszym bogactwem, a wszystko, co posiadam, pochodzi od Ciebie.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Chrystus pragnie uczynić nas prawdziwie szczęśliwymi – podobnie jak młodzieńca, o którym jest mowa w dzisiejszej Ewangelii. Ów zamożny młodzieniec poprosił Jezusa o radę, jak osiągnąć życie wieczne. Odpowiedź nie spełniła jego oczekiwań. Pragnął pełni szczęścia, ale nie był jeszcze gotów rozstać się z tym, co już osiągnął. Mógł otrzymać wszystko, ale nie umiał pozostawić tego „trochę”, którym już się cieszył. W końcu odszedł zasmucony… Widząc swoje własne ograniczenia i brak gotowości do radykalnego pójścia za Jezusem, nie oddalajmy się od Niego! Powierzmy Mu się w Eucharystii i pozwólmy, aby wkroczył w nasze życie i sam dokonał w nas tego, czego my nie jesteśmy w stanie.

Bogna Paszkiewicz, „Oremus” sierpień 2008, s. 86

MIŁOŚĆ I SPRAWIEDLIWOŚĆ

Jesteś sprawiedliwy, o Panie, i kochasz sprawiedliwość; ludzie, prawi będą oglądać Twoje oblicze (Ps 11, 7)

Do faryzeuszy, którzy sprowadzili religię do przepisów zewnętrznych, jak obmywanie naczyń, Jezus mówił: „Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste” (Łk 11, 41), Mało lub nic nie znaczą akty kultu, jeśli nie łączą się z miłością i sprawiedliwością, bo tylko te cnoty oczyszczają serce człowieka z egoizmu i chciwości i nakłaniają go do szczerej czci względem Boga oraz miłowania bliźniego nie słowem, lecz czynem. „Jeśli brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» — a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała — to na co się to przyda?” (Jk 2, 15-16). Religia i miłość bez uczynków są próżne.

Pomoc biednym nie powinna być uważana za akt miłości mniej lub więcej dowolny, lecz za ścisły obowiązek sprawiedliwości. „Bóg — mówi Sobór Watykański II — przeznaczył ziemię ze wszystkim, co ona zawiera, na użytek wszystkich ludzi i narodów… Dlatego człowiek używając tych dóbr powinien uważać rzeczy zewnętrzne, które posiada, nie tylko za własne, ale za wspólne, w tym znaczeniu, by nie tylko jemu, ale i innym przynosiły pożytek” (KDK 69). Tę właśnie zasadę św. Paweł stawiał Kościołowi w Koryncie, zachęcając do niesienia pomocy Kościołowi w Jerozolimie: „Nie o to idzie, żeby innym sprawiać ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom” (2 Kor 8, 13-14). Jeśli wszyscy ludzie są braćmi, skoro wszyscy są dziećmi Boga, to samo ich braterstwo wymaga, aby gdy jedni obfitują we wszystko, drudzy nie ginęli z nędzy. Dlatego Kościół naucza, „że ludzie mają obowiązek wspomagania ubogich i to nie tylko z tego, co im zbywa… Jest rzeczą całego Ludu Bożego — a biskupi słowem i przykładem mają im w tym przewodzić — wedle sił przynosić ulgę cierpiącym w naszych czasach nędzę, i to zgodnie ze starym obyczajem w Kościele, nie tylko z tego, co zbywa, ale nawet z rzeczy potrzebnych” (KDK 69. 88). Dary złożone ubogim „są ofiarą przyjemną, miłą Bogu” (Flp 4, 18).

  • O miłości, ty rozszerzasz serce miłością Boga i bliźniego swego… Jesteś życzliwa, cicha i nie unosisz się gniewem; troszczysz się o to, co sprawiedliwe i święte, a nie o to, co niesprawiedliwe; jak troszczysz się o nie, tak też zachowujesz je w sobie, dlatego jaśnieje w tobie perła sprawiedliwości.
    O miłości, ty kochasz wszystkich czule jak dzieci… Jak matka poczynasz w duszy dzieci-cnoty i rodzisz je na chwałę Boga w bliźnim swoim…
    Dzięki światłu rozeznania, umiesz dać każdemu tyle, ile jest zdolny przyjąć; z wyrozumiałością poprawiasz, stając się słabą ze słabymi, równocześnie karcąc i pocieszając, jak tego wymaga sprawiedliwość i miłosierdzie (św. Katarzyna ze Sieny).
  • „Byłem głodny, a daliście Mi jeść”. O Panie, Ty dajesz nam w tych słowach prawdziwy powód jałmużny, najmocniejszy ze wszystkich. Są i inne: trzeba dawać jałmużnę, aby być posłusznym Twojemu nakazowi tyle razy powtarzanemu; trzeba być posłusznym, by naśladować Ciebie, bo Ty dajesz tak hojnie; trzeba dawać, albowiem Twoja miłość zobowiązuje nas rozlewać miłość, jaką mamy względem Ciebie, na ludzi, Twoje najmilsze dzieci; należy dawać z dobroci, jedynie w tym celu, by praktykować, pielęgnować tę cnotę, którą trzeba kochać dla niej samej, ponieważ jest jednym z Twoich przymiotów, jedną z Twoich boskich piękności i doskonałości, a w końcu Tobą samym, o mój Boże.
    Lecz ze wszystkich powodów, jakie możemy podać, tym który najwięcej nas pobudza… i ponad wszystko rozpala, jest ten, że wszystko, co uczynimy bliźniemu, Tobie uczynimy, o Jezu. To wystarczy, aby zmienić, odnowić całe nasze życie, nadać kierunek naszej działalności, naszym słowom i myślom. To wszystko, co uczynimy bliźniemu, uczynimy Tobie, o Jezu! (Ch. de Foucauld).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 78

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140818.htm

Rozumować w sposób nadprzyrodzony

Promocja - Pismo Swiete - 2008Ci, którzy czytają Pismo Święte, umacniają swoją wiarę; ci, którzy na modlitwie biorą często do ręki tę Księgę i karmią się nią codziennie, stopniowo zaczynają rozumować w sposób nadprzyrodzony. Ich sądy i pragnienia stają się nadprzyrodzone i ukształtują się jak ludzie, o których Duch Święty mówi: „Sprawiedliwy żyje z wiary” (bł. Jakub Alberione).
Od czasu pojawienia się w 2008 roku najnowszego całościowego przekładu Pisma Świętego przygotowanego przez paulistów nie brakuje czytelników, którzy sygnalizują, że w wielu miejscach różni się on od dotychczasowych tłumaczeń. Zmiany te nie są błędem, ani nie wynikają z chęci bycia oryginalnym. Oznaczają, że dziś, dzięki szeroko zakrojonym badaniom naukowym nad starożytnością, jesteśmy w stanie lepiej odczytać oryginał niż nasi poprzednicy. Ufamy więc, że wraz z nowym tłumaczeniem zbliżyliśmy się o kolejny krok do prawdy i lepiej rozumiemy, czego Bóg od nas chce i jak powinniśmy kierować swoim życiem, aby to było zgodne z Jego wolą.
Dzięki najnowszemu przekładowi Pisma Świętego mamy szansę odnowić po raz kolejny swoją wiarę i bronić się przed stagnacją. Na nowo odczytane i przetłumaczone teksty święte są dla nas inspiracją i bodźcem do tworzenia lepszego życia. Zachęcają do refleksji, a niekiedy nawet niepokoją, bo prawda zawsze jest wymagająca.
Chociaż wiele osób twierdzi, że wystarcza im słuchanie Pisma Świętego podczas Mszy św., to jednak nie jest to podejście właściwe, ponieważ nic nie zastąpi indywidualnego kontaktu z Biblią, gdy ktoś w ciszy i skupieniu czyta słowo Boże i odnosi je bezpośrednio do siebie. Dotychczas wielu ludzi tłumaczyło się tym, że nie czytają Pisma Świętego, bo go nie rozumieją. Dziś ten argument stracił moc, ponieważ najnowszy przekład nie tylko posługuje się pięknym, współczesnym językiem polskim, ale jest w całości opatrzony jasnym i przejrzystym komentarzem.
Mamy więc w jednym tomie całą Biblię z komentarzem, adresowaną do każdego człowieka, niezależnie od wieku, pochodzenia czy wykształcenia. W rękach rodziców lub katechetów staje się ona również przystępna dla dzieci, które potrzebują pomocy dorosłych w zrozumieniu prawd wiary.

ks. Wojciech Turek – paulista
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/806/part/3

Orzeźwiający strumień miłości – świadectwo egzorcysty

Bóg nigdy nie zostawia człowieka samemu sobie. Czuwa nad każdym swoim dzieckiem. Dopuszcza trudne chwile, abyśmy jeszcze bardziej doświadczali Jego miłości i miłosierdzia.
Justyna, mimo katolickiego wychowania, postanowiła szukać szczęścia po swojemu. Zaczęła interesować się magią, voodoo i muzyką techno. Zaczytywała się w Harrym Porterze J.K. Rowling, Zmierzchu S. Meyer i Ludziach lodu M. Sandemo. Kierowała nią ciekawość, szukała mocnych wrażeń. Okultyzm zaczął przeradzać się w satanizm. Justyna uwikłała się w rytuały i, co najgorsze, oddała diabłu swoje ciało i duszę. Kiedy razem ze znajomymi trafiła na modlitwę uwielbienia, uświadomiła sobie, że dzieje się z nią coś złego. Zaczęła jeździć do egzorcysty. Chciała wrócić do Boga, ale nie potrafiła uwolnić się od okultyzmu. Miała ataki furii i czuła palący ból. Regularne wizyty u egzorcystów trwały trzy lata. W międzyczasie Justynę dotknęły dwa potężne kryzysy. Znów oddała się pod władzę szatana. Prosiła go o pieniądze i „dar” wiedzy tajemnej. Po jakimś czasie przyszło opamiętanie, ale zły nie próżnował. Dziewczyna doświadczała duchowej ciemności i totalnej beznadziei. Dzięki pomocy egzorcystów wyjechała do Domu Modlitwy Ojców Karmelitów Bosych. Otoczona modlitwą i troską dostąpiła daru uwolnienia. Zaświadczyła potem, że poczuła, jakby w jej sercu zerwała się tama, która je blokowała. Wyznała, że nagle w jej żyłach zaczął płynąć orzeźwiający strumień miłości.
Ksiądz, który modlił się nad nią, podkreślał, że Justyna poddała się egzorcyzmom z wielką cierpliwością i pokorą. – Dla mnie osobiście był to przypadek z wszystkich dotychczasowych „najmocniejszy”; zarówno w aspekcie manifestacji zła, jak i objawienia Bożego Miłosierdzia, […] demony bardzo silnie reagowały na dotknięcie krzyżem, relikwiarzem, stułą kapłańską i dłońmi księdza, na wezwanie imion świętych: Józefa, Jana Marii Vianneya, Jana Pawła II, ojca Pio i Marii Magdaleny; na wezwanie mocy Przenajświętszej i Przenajdroższej Krwi Chrystusa – mówi ks. Piotr Markielowski. Z Justyny Bóg wypędził przez posługę księdza egzorcysty imiennie 89 demonów. Jest wolna!

Na podstawie świadectwa ks. Piotra Markielowskiego, egzorcysty diec. kieleckiej –
opracowała Agnieszka Wawryniuk

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/809/part/3

Jak urwanie chmury – świadectwo egzorcysty

Późnym sobotnim wieczorem zadzwonił do mnie znajomy ksiądz i poprosił o natychmiastową interwencję. Gdy wychodził z kościoła na jednej z ulic znalazł młodą kobietę. Wszystko wskazywało na to, że jest dręczona przez złego ducha.

Zgromadziliśmy się w kościele. Modlitwa o uwolnienie tej osoby od złego trwała do późnych godzin nocnych. A cała sprawa zaczęła się od tego, że owa młoda kobieta napisała w Internecie, na swoim blogu: „Nie ma Boga, nie ma Boga”. Nastąpiła u niej apostazja, czyli świadome i dobrowolne wyparcie się Pana Boga.

Byłem już bardzo zmęczony. Wiedziałem, że za parę godzin, jak zwykle w niedzielę, czeka mnie dużo pracy. Modliłem się w ciszy: Panie Jezu, to Ty jesteś egzorcystą, uwolnij naszą siostrę od zła, które ją dręczy. Prosimy Cię o pomoc. Wtedy Duch Święty przywiódł mi na myśl postać św. Piotra. Modliłem się więc dalej: Święty Piotrze Apostole, ty także zaparłeś się Pana Jezusa, ale gorzko zapłakałeś i żałowałeś. Zostało ci wybaczone, stałeś się Jego zastępcą na ziemi. Dostałeś to, czego nie otrzymali synowie Zebedeusza, mimo prośby ich matki (por. Mt 20,21). Proszę Cię, módl się za nami do Pana naszego, Jezusa Chrystusa, aby udzielił naszej siostrze szczerego żalu za grzechy i gorzkich łez… Wtedy po kościele rozległ się głośny, przejmujący, rozdzierający szloch – płacz kobiety, tak wielki i gwałtowny, jakby chmura się urwała.

Potem poprosiłem tę młodą osobę, aby powtórzyła za mną słowa: W imię Jezusa Chrystusa wyrzekam się apostazji, wyrzekam się słów, które pisałam, odwołuję te słowa. Wierzę w Boga i przyjmuję Jezusa Chrystusa jako Pana mojego życia.

A ja modliłem się dalej: Panie Jezu, zmyj z naszej siostry swoją Krwią Przenajświętszą zaprzaństwo i apostazję. Odnów w niej dziecięctwo Boże, którym obdarzyłeś ją na chrzcie świętym, uzdrów jej ducha, duszę i ciało. Wejdź w jej życie całą swoją mocą, ochraniaj ją swoim błogosławieństwem. Aby mocą Jezusa Chrystusa pokonywała wszelkie trudności i zawsze przy Nim trwała.

Całe to zdarzenie było dla mnie szczególnym doświadczeniem, ponieważ wyraźnie czułem wielkość sacrum, czułem ciepło, jakby Pan Jezus przechodził obok nas.

Świadectwo księdza Tadeusza spisała Sylwia Zielińska

 http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/819/part/3

 

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

18 sierpnia
Błogosławiona Sancja Szymkowiak, zakonnica
Błogosławiona Sancja Szymkowiak Janina Szymkowiak urodziła się 10 lipca 1910 r. w Możdżanowie koło Ostrowa Wielkopolskiego. Z domu rodzinnego wyniosła silną wiarę, zasady moralne i gorącą miłość ojczyzny. W 1929 roku, po ukończeniu gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim, podjęła studia romanistyki na Uniwersytecie Poznańskim. Od wczesnej młodości prowadziła głębokie życie religijne. Codziennie uczestniczyła we Mszy św. i przyjmowała Komunię św. Cechowała ją prawość w postępowaniu, wierność przyjętym zobowiązaniom i miłość bliźniego. W 1934 r. uzyskała absolutorium i wyjechała do Francji. Zamieszkała u sióstr oblatek. Chodziło jej o doskonalenie języka przed złożeniem magisterium.
Udział w pielgrzymce do Lourdes zadecydował o dalszym jej życiu. Pozostała u oblatek i rozpoczęła postulat. Jednak na usilne prośby rodziców, po kilku miesiącach wróciła do Polski. Matka i ojciec doradzali jej wybór zakonu w kraju. Wkrótce zetknęła się z siostrami serafitkami i w 1936 r. wstąpiła do nich w Poznaniu. Otrzymała wówczas zakonne imię Sancja. Pracowała jako wychowawczyni, nauczycielka, furtianka i refektarka. W czasie wojny pozostała w klasztorze, mimo że przełożeni dali jej możliwość czasowego powrotu do domu rodzinnego. Niemcy zamienili dom sióstr w Poznaniu na hotel. Sancja pomagała jako tłumaczka angielskim i francuskim jeńcom, którzy nazywali ją “aniołem dobroci”.
Wycieńczona ciężką pracą i skromnymi, klasztornymi warunkami, zachorowała na gruźlicę gardła. Cierpienia związane z chorobą ofiarowała Bogu za grzeszników. Przed śmiercią powiedziała: “Umieram z miłości, a Miłość miłości niczego odmówić nie może”. Ciężko chora złożyła śluby wieczyste. Umarła 29 sierpnia 1942 r. z nadzieją, a nawet pewnością, że nadal będzie pomagać innym. Jej grób znajduje się w kościele św. Rocha w Poznaniu.
W 1996 r. za wstawiennictwem s. Sancji została cudownie uzdrowiona nowo narodzona dziewczynka z Poznania, której lekarze nie dawali szans na przeżycie. Po zbadaniu tego wydarzenia przez odpowiednich ekspertów Stolica Apostolska ogłosiła dekret o cudownym charakterze tego uzdrowienia. To otworzyło drogę do beatyfikacji s. Sancji. Dokonał jej podczas swojej ostatniej pielgrzymki do Polski św. Jan Paweł II. 18 sierpnia 2002 r. na krakowskich Błoniach mówił on o bł. Sancji Szymkowiak:Drogę powołania zakonnego bł. Sancji Janiny Szymkowiak, serafitki, wyznaczało dzieło miłosierdzia. Już z domu rodzinnego wyniosła gorącą miłość do Najświętszego Serca Jezusowego i w tym duchu była pełna dobroci dla wszystkich ludzi, a szczególnie dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Przynależąc do Sodalicji Mariańskiej i Kółka Miłosierdzia św. Wincentego, niosła im konkretną pomoc, zanim jeszcze wstąpiła na drogę życia zakonnego, by potem jeszcze pełniej oddać się na służbę innym. Ciężkie czasy hitlerowskiej okupacji przyjęła jako okazję do całkowitego oddania siebie potrzebującym. Swoje powołanie zakonne zawsze uznawała za dar Bożego miłosierdzia.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-18a.php3
Myśli bł. Sancji Janiny Szymkowiak
768269775bb0845e9788b6305912557e
* SIERPIEŃ
1
Pragnę być całopalną ofiarą miłości.
Ofiarą Serca Twego w czasie i w wieczności. [21]
2
Bóg się nie obraża, miłuje nas zawsze,
co jest znakiem pokory. Wydał Pan Jezus samego Siebie
za nas, więc i my musimy się odwzajemnić,
oddając Mu się całkowicie. [183]
3
Dusza prosta umie się przystosować do wszystkiego.
Nie okazuje niezadowolenia, gdy musi ustąpić
tak jak członki naszego ciała,
gdy są potrzebne ustępują jedno drugiemu. [85]
4
Opanuj zatem twe życie zewnętrzne,
bo jeżeli ono cię opanuje pociągnie cię do zguby.
Jeżeli zajęcia twe zostawiają ci możność wewnętrznego
spoglądania na Zbawiciela, to jesteś na dobrej drodze!
Idź dalej! [105/106]
5
O Boski Ukrzyżowany Serafinie!
Naucz nas Twej miłości, co nigdy nie ginie! [18]
6
Przemienienie Pańskie
Dla Jezusa! Cicho serce,
– Ideały w duszy pieść!…
Choćby w męce poniewierce
– Dla Jezusa krzyż swój nieść!
Cicho serce!… Panu w dani
Trzeba całą duszę nieść
I co boli i co rani…
Dla Jezusa mężnie znieść
– Cicho serce!… gdyś w niedoli
Do Jezusa wznieś swą dłoń
– Niech dla Niego co zaboli
– W niepamięci wpadnie toń…
Dla Jezusa!… cicho serce
Wszystko przetrwać – wszystko znieść
Z cnót przecudnych tkać kobierce
Ideały w duszy pieść. [27]
7
Moje życie mam przeżyć
całkowicie przed Tabernakulum. [Test. 122]
8
Jak najliczniejsze akty strzeliste do Najświętszego Sakramentu,
wiele miłości w odwiedzinach, Komunii św. [Test. 122]
9
Z dobrą wolą ćwiczmy się w rzeczach poleconych
i choć skutków nie zobaczymy, nie zrażajmy się,
bo często dzieje się to z Woli Bożej, abyśmy nie były pyszne
z postępu na drodze cnoty, a nieraz
i szatan chce nas zniechęcić. Zbytnia radość,
zbytni smutek mieszają pokój duszy
– trzeba więc jedno i drugie miarkować. [30]
10
Uściskajmy krzyżyk, odnawiając śluby, a łatwiej zwyciężymy.
Uprzytomnijmy sobie, że odrzucenie
pokusy jest zasługą, dlatego też Pan Bóg dopuszcza
pokusy na dusze, które miłuje, trzeba więc
mężnie walczyć, przewidzieć zamysły szatana
i pokusę obrócić na dobro w zasługę. [163]
11
św. Klary Dziewicy
Pamiętajmy, że już ani do świata, ani do rodziny,
ani nawet do siebie nie należymy. Skoro oddałyśmy się Bogu,
to stajemy się już jak przedmiot darowany
i może On z nami przez naszych Przełożonych czynić co chce
– takie jest znacznie słów Pana Jezusa: �Pójdź za mną�15.
Wzorem dla nas jest Chrystus, który Sam się położył na krzyżu,
bez skrępowania i już naprzód do krzyża
Swe ręce wyciągał. [41/42]
12
Przez ślub posłuszeństwa dajemy Panu Bogu najwięcej,
bo naszą wolną wolę. Dajemy tę wolę w ofierze Panu Bogu
dobrowolnie i dlatego ma to tak wielką zasługę,
bo nawet największy żebrak na świecie ma wolną wolę. [126]
13
Potęga Boża jest nieskończona. Przez modlitwę
ściągamy ją z nieba na ziemię. [Modlitwa 10 � II. T. 1/6b]
14
Potęga Boża jest nieskończona. Przez modlitwę
ściągamy ją z nieba na ziemię. [Modlitwa 10 � II. T. 1/6b]
15
Być dobrym – to zapomnienie każdego wieczora
o przykrościach doznanych rano.
To nie zrażanie się niczym, jak czyniła Najświętsza Panna. [108]
16
Trzeba być przekonanym, że rozkaz Przełożonego
jest Wolą Bożą, bo choć rozkaz trudno czasem uznać
za Wolę Boga, to jednak Wolą Bożą jest – posłuszeństwo. [111]
17
Nic nadzwyczajnego nie ma być we mnie, wszystko zwyczajne,
ale nie zwyczajnie. Myśl, że mam stać się świętą
za wszelką cenę musi być stałą moją troską. [Test. 124]
18
Bł. Sancji Dziewicy
Za życia byłam posłuszna, dlatego po śmierci będę mogła
spełniać wasze życzenia – bo mała byłam za życia,
ale dużo będę mogła po śmierci. [I.T.3/48a]
19
Należy leczyć dusze surowością ale i wyrozumiałością,
miłosierdziem zwłaszcza dla sióstr – nie łamać trzciny
już nadłamanej, ale tak postępować,
jak postępował Jezus w takich wypadkach. [178]
20
św. Bernarda Opata i Doktora Kościoła
Św. Bernard mówi, że zły język jest gorszy od włóczni,
która przebiła bok Pana Jezusa. [195]
21
Przedziwne jest posłuszeństwo Jezusa Eucharystycznego
i przez nie uczy On nas nadal posłuszeństwa doskonałego,
nie zważając na upokorzenia niezmierne
i sponiewieranie które ponosi w Eucharystii. [125]
22
Właśnie przez walki Pan Jezus oczyszcza
dusze i powiększa się w nich miłość Boża,
a po oczyszczeniu dusza taka przechodzi okres oświecenia,
a wreszcie zjednoczenia z Bogiem. [179]
23
Nasze powołanie zakonne tyle kosztowało Pana Jezusa,
od nas samych wymagało bohaterstwa,
by rzucić wszystko i pójść za nim, a teraz dla drobnych rzeczy
miałybyśmy się potępić zamiast uświęcić? [65]
24
Lepiej by nam było uciec na pustynię,
niż utracić skarb czystości, lepiej podać się
na wszelkie ofiary, lepiej porzucić wszelkie dzieła,
choćby najlepsze i najpiękniejsze. Jeżeli więc nie mamy
heroicznych cnót świętych, bądźmy przynajmniej czyści,
jeżeli zaś mieliśmy nieszczęście postradać
niewinność chrztu – obleczmy się w niewinność pokuty. [93/94]
25
Być gotową oddać wszystko co zbędne,
do rzeczy potrzebnych nie mieć przywiązania.
Być gotową i te potrzebne rzeczy oddać chętnie,
nie żałować, nie zazdrościć nawet rzeczy potrzebnych. [115]
26
NMP Częstochowskiej
Jakże lekkim i szczęśliwym byłoby pożycie w klasztorze,
w którym panowałaby miłość wzajemna.
Miłość tę trzeba już mieć w sercu wyrytą.
Często też powinniśmy prosić i błagać Matuchnę Bożą
o miłość Boga i bliźniego – gdyż Ona jest “Matką pięknej miłości”. [65]
27
Korzystne i potrzebne bardzo dla duszy zakonnej
jest doświadczenie, aby odpokutować swoje grzechy,
wynagrodzić czas stracony w świecie, ćwiczyć się w pokorze
i cierpliwości, w oczyszczaniu serca, odrywaniu serca
od wszystkich stworzeń, aby to serce
do Boga tylko należało. [148][65]
28
św. Augustyna
Zapytana czy boi się śmierci, odpowiedziała bez namysłu:
“O nie! – śmierć to tylko rozłączenie ciała
z duszą, a spotkanie z Jezusem”. [Test. 104]
29
Dzień śmierci bł. S. Sancji – 1942 r.
Pragnę być posłuszna i po śmierci
– proszę mi polecać różne sprawy, a nie prosić o modlitwę
– jak to czyniła przełożona, a ja spełnię wasze życzenia,
bo umieram z miłości, a Miłość miłości
niczego nie może odmówić. [Test. 13][Test. 104]
30
Siostry najmilsze, nie wiecie jak słodko jest umierać,
gdy się było posłuszną. [I.T.3/2]
31
Żyć z siostrami w zgodzie, nie sprawiać nikomu przykrości.
Nie widzieć i nie myśleć swoim sposobem,
gdy się i tak dojdzie do tego samego celu
– lepiej ustąpić drugim, a wyprzeć się swego sposobu
widzenia i działania. [189/190]
pozostałe miesiące: http://www.serafitki.pl/blogoslawiona-siostra-sancja/mysli

Bogu na przepadłe – bł. Sancja

dodane 2010-08-02 11:40

Stanisław Zasada

Kult polskiej zakonnicy zapoczątkowali angielscy i francuscy jeńcy. Do błogosławionej Sancji modlą się teraz studenci o zdanie egzaminów, a także małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci.

Bogu na przepadłe - bł. Sancja   Jakub Ostałowski/GN Bł. Sancja Szymkowiak

Siostra Sancja Janina Szymkowiak obchodziłaby w tych dniach 100. urodziny. Niestety, przeżyła tylko 32 lata. W czasie kilkuletniego pobytu w klasztorze serafitek niczym spektakularnym się nie wyróżniła. A jednak 60 lat po śmierci Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Czym zasłużyła na wyniesienie na ołtarze? – Cichym, zakonnym życiem, którym pokazała, że świętość nie jest dla elit, ale dla każdego – mówi ks. Mateusz Misiak, kustosz sanktuarium bł. Sancji w poznańskim kościele św. Rocha.

Z obrazkiem na egzamin
W czasie sesji egzaminacyjnej przy sarkofagu z relikwiami błogosławionej serafitki można spotkać wielu młodych ludzi. To studenci, którzy przychodzą prosić Sancję o powodzenie na egzaminach albo podziękować jej za dobrą ocenę w indeksie. – Nasza błogosławiona przed wstąpieniem do klasztoru studiowała, dlatego studenci uważają ją za starszą koleżankę w niebie i za swoją patronkę – tłumaczy ks. Misiak. – I w ważnych chwilach studenckiego życia proszą ją o wstawiennictwo u Boga – dodaje. Kilka lat temu kustosz ułożył dla studentów specjalną modlitwę. „Niech studia moje wzbogacają mój umysł i uszlachetniają moje serce, by coraz żarliwiej poznawało Twoją prawdę” – głosi wyłożony przy sarkofagu tekst.

Przypomina też, że „być dobrym to więcej, niż wiele umieć”. – Ta modlitwa to taki dozwolony doping w czasie sesji – odpowiadają studenci z pobliskiej Politechniki Poznańskiej, którzy w okresie egzaminów często zachodzą do kościoła św. Rocha. Wielu wierzy w skuteczność wstawiennictwa zakonnicy. – Chwile wyciszenia pozwalają opanować egzaminacyjny stres – twierdzą. Do szukania pomocy u Sancji przyznają się także same serafitki. Siostra Cecylia Belchnerowska, dyrektor prowadzonego przez zakonnice Domu Pomocy Społecznej, gdy studiowała na KUL-u, na egzaminy zawsze zabierała obrazek Sancji – wtedy kandydatki na ołtarze. Twierdzi, że wizerunek sługi Bożej zawsze jej pomagał. – Ja do każdego zeszytu z notatkami z wykładów wpisywałam modlitwę do Sancji – wspomina z kolei studenckie czasy s. Miriam Stopikowska, dziś wikaria poznańskiej prowincji serafitek, do której należała błogosławiona.

Ksiądz w rodzinie wystarczy
Marianna Szymkowiak nie chce słyszeć, że jej córka pójdzie do klasztoru. Woli, żeby skończyła studia i założyła rodzinę. Urodzona 10 lipca 1910 roku w Możdżanowie – maleńkiej wiosce koło Ostrowa Wielkopolskiego – Janina jest najmłodszym dzieckiem w rodzinie Szymkowiaków. Marianna i Augustyn mają jeszcze czterech synów. Jeden został księdzem. – Dom był bardzo religijny. Ale rodzice nie mogli się pogodzić, że ich jedyna córka założy zakonny habit – opowiada s. Miriam. Podobno matka Janiny była mocno przeciwna jej wyborowi. Na razie Janina zdaje maturę w ostrowskim gimnazjum i rozpoczyna studia na Uniwersytecie Poznańskim – wybrała filologię francuską. W czasie studiów działa w Sodalicji Mariańskiej – katolickim stowarzyszeniu zrzeszającym czcicieli Matki Bożej. Pomaga ubogim.

Latem 1934 roku siostry oblatki zapraszają ją do Francji. Przed egzaminem magisterskim Janina chce podszlifować swój francuski. Korzysta z okazji i jedzie do Lourdes. „Zadecydowała ona o całej mojej przyszłości” – napisze później w pamiętnikach o pielgrzymce do słynnego sanktuarium. Przyszłość to życie w zakonie. Jeszcze we Francji wstępuje do oblatek. „Miałam wiele trudności.

Obecnie jednak ojciec pogodził się z wolą Bożą, a i mamusię tak bardzo troskliwą o mnie, zdaje się, uspokoił i pocieszył obszerny list, który ostatnio napisałam” – informowała krewnych. Niestety, rodzina nie dała za wygraną. Po kilku miesiącach Janina musiała wrócić do Polski. Decyzji o wstąpieniu do zakonu jednak nie zmieniła. Wsparł ją brat – ks. Eryk. W czerwcu 1936 roku Janina zapuka do furty klasztoru serafitek w sąsiedztwie kościoła św. Rocha w Poznaniu. Rok później założy ciemnobrązowy habit i przyjmie zakonne imię: Maria Sancja.

Spała na gołych deskach
– Słynęła z przestrzegania przepisów zakonnych – opowiada o klasztornym życiu przyszłej błogosławionej s. Miriam. – Przylgnął do niej nawet przydomek: „Żywa Reguła”. Wymagała nie tylko od siebie. W klasztornej kronice można wyczytać, że często zwracała uwagę innym siostrom, gdy w czymś uchybiły. Nie wszystkim to się podobało. Zwłaszcza starsze zakonnice obruszały się na uwagi nowicjuszki.

Zakonne życie błogosławionej pamiętała dobrze zmarła kilka lat temu s. Edyta Mądrowska. Razem były w nowicjacie. Opiekująca się nowicjuszkami zakonnica miała raz zwrócić uwagę Sancji, że za głośno zamknęła drzwi. – Ona wróciła się i jeszcze raz zamknęła po cichu – wspominała tuż przed śmiercią s. Edyta, która doczekała beatyfikacji Sancji. Sancja praktykowała posłuszeństwo od pierwszego dnia w klasztorze. W celi, którą jej przydzielono, przez pomyłkę łóżko było bez siennika. Nowo przybyła postulantka bez szemrania spała przez dwie noce na gołych deskach. Wystarczyło, że odezwał się dzwonek na modlitwę, zostawiała wszystko i biegła do kaplicy. Podobno nie kończyła nawet rozpoczętego zdania w liście. – Chociaż była wykształcona, garnęła się do najprostszych prac w klasztorze – opowiada s. Miriam. – Zwykłe, szare obowiązki traktowała z niezwykłą gorliwością, bo we wszystkim widziała służbę Chrystusowi. Była niezwykła w zwyczajności – dodaje siostra wikaria. Współsiostrom Sancja powiedziała kiedyś: „Jak się oddać Bogu, to oddać się na przepadłe”.

Wehrmacht w klasztorze
31 października 1939 roku w poznańskim klasztorze serafitek kilka sióstr składało w kaplicy śluby wieczyste, gdy rozległo się ciężkie łomotanie do drzwi. Dobijali się żołnierze Wehrmachtu. Niemcy nałożyli na zakonnice trzymiesięczny areszt domowy. W lutym 1940 roku siostrom zezwolono na wyjazd do domów. Część została – wśród nich Sancja. Okupanci zabronili im noszenia habitów – musiały chodzić w świeckich strojach. W części klasztoru zakwaterowano niemieckich żołnierzy. Siostry gotowały im, opierały i prasowały.

W klasztornej kronice można wyczytać, że Sancja pracowała w kuchni, gdzie często szorowała piaskiem sztućce. Czasem przyszło jej pastować oficerskie buty. W pobliżu klasztoru hitlerowcy przetrzymywali angielskich i francuskich jeńców wojennych. Jeńcy pracowali w klasztornym ogrodzie. Siostra Sancja nosiła im obiady i służyła za tłumaczkę. – Znała języki, więc dużo z nimi rozmawiała i dodawała otuchy, że wojna się kiedyś skończy i wrócą do domów – wspominała tuż przed śmiercią s. Mądrowska.

Ciężka praca, zimno i głód w klasztorze nadwerężyły wątłe zdrowie Sancji. Zapadła na gruźlicę gardła. Przez kilka miesięcy była przykuta do łóżka. – Prosiła, żeby przynosić jej pończochy do cerowania, bo nie chciała leżeć bezczynnie – opowiadała s. Edyta. Zmarła 29 sierpnia 1942 roku, w swoje imieniny. Siostra Mądrowska zapamiętała, że pośmiertny hołd przyszli jej złożyć angielscy i francuscy jeńcy, którym niedawno pomagała. Siostra Edyta wspominała: – Całowali jej martwą rękę i szeptali: Święta Sancja.

Nie tylko studenci
– Ciężkie czasy hitlerowskiej okupacji przyjęła jako okazję do całkowitego oddania siebie potrzebującym – tak o s. Sancji mówił Jan Paweł II w kazaniu beatyfikacyjnym. Papież ogłosił ją błogosławioną 18 sierpnia 2002 roku – podczas ostatniej pielgrzymki do Polski. Tydzień później jej relikwie wprowadzono uroczyście do kościoła św. Rocha. Relikwiarz w kształcie sarkofagu umieszczono w bocznym ołtarzu świątyni, do której przed wojną zachodziła s. Sancja. Ksiądz Misiak widuje tu nie tylko studentów. – U Sancji szukają też pomocy alkoholicy w walce z nałogiem, a bezdzietne małżeństwa proszą ją o potomstwo – opowiada. – Sancja ma już kilkoro dzieci – mówi s. Miriam. – Dostajemy czasem listy od rodziców, którzy po modlitwie za jej przyczyną doczekali się potomstwa.

http://kosciol.wiara.pl/doc/602587.Bogu-na-przepadle-bl-Sancja-Szymkowiak/2

Siła modlitwy i owoce dobrych czynów
    Gdzieś podziała się moja młodzieńcza wiara. Zapał, który miałem, gdy grałem w grupie parafialnej, i plany, które były zrazem moimi marzeniami. Gdzieś podziały się moje postanowienia regularnej modlitwy, wstrzemięźliwości aż do ślubu i stawiania Pana Boga na pierwszym miejscu.
Gdzieś, stopniowo, odkrywałem te sfery życia, w których Pana Boga jest mniej, gdzie ciągła praca i gonitwa za pieniądzem, gdzie ciągłe wyjazdy i ciągle nowi, niekoniecznie wierzący ludzie… Gdzieś te wszystkie fascynacje religijne powoli zgasły, a ja się zorientowałem, że to wcale nie dało mi szczęścia. Albo inaczej, dało – ale to szczęście szybko minęło. Minęło wraz z rozczarowaniem w miłości i samotnością, którą odczuwałem wśród zgromadzonych pieniędzy. Minęło, bo coraz bardziej tęskniłem do wartości wyższych, nieprzemijalnych…Teraz chyba znów poszukuję. Spotkałem kiedyś dziewczynę, która przywróciła mi tęsknotę za Bogiem. Chodziłem z nią do kościoła, choć nadal niewiele rozumiałem. Chodziłem, stałem, wychodziłem. Nie rozumiałem też tego, że chciała, aby nasz związek rozwijał się w czystości. I że w tym wszystkim była… taka normalna. Nie jakaś szara myszka po uszy w golfie, ale ładna dziewczyna, którą chwalili moi znajomi. Nie rozumiałem, po co nam czystość. Szanowałem jednak jej wybór i często z nią na ten temat rozmawiałem…. Najmocniej dotarło do mnie jedno zdanie: jeśli ludzie potrafią ze sobą wytrwać bez seksu – mają o czym rozmawiać i wiedzą, jak spędzać wolny czas – to ich związek przetrwa; związek, którego fundament stanowi to, co fizyczne, jest niepełny, bo wszystko widzi się przez inny pryzmat i inaczej rozwiązuje powstające problemy. Doświadczyłem już kiedyś tej prawdy w związkach, które się rozpadły, wierzę więc, że jest w tym dużo mądrości…Chyba jednak nadal tego wszystkiego nie uporządkowałem. Trudno przywrócić to, co stopniowo się zagłuszało. Trudno zrezygnować z tego, co wygodne i przyjemne. Ale gdzieś w człowieku jest pustka. Przekonanie, że jednak nie o to w życiu chodzi… Jestem teraz poszukiwaczem. Odkrywam na nowo stare prawdy: te, które miałem, ale które zatraciłem wraz z dojrzewaniem do życia. Moja wiara nie przeszła wtedy planowanej ewolucji: z wiary dziecięcej czy młodzieńczej nie przeszła w wiarę dorosłego człowieka. Pewnie dlatego się pogubiłem i zniechęciłem… ale ostatecznie była to przede wszystkim moja wina. Niełatwo jest żyć w zawieszeniu. Pewnie dlatego tak trudno było mi zrozumieć ukochaną, która dzięki wierze umiała uzasadnić potrzebę życia w czystości. Mówiła, że nie jest to dla niej łatwe, ale chce się starać, a sił dodaje jej wiara.

A ja… Poszukuję i gubię się na nowo. Nieraz staję przed Bogiem i płaczę, bo wiem, jak wiele szans w życiu zmarnowałem, jak wiele razy rozleciało się wszystko, co miałem i w czym pokładałem nadzieję. Powoli odkrywam, ale przede mną jeszcze długa droga…

Przemek, lat 27 Za: “Czas Serca” nr 6/2007


    Każdy z nas, bez względu na wiek, może znaleźć się w ciężkiej sytuacji spowodowanej chorobą. Sama tego doznałam. Jestem pielęgniarką. Zawsze byłam pełna życia, energii, poza złamaniem nogi nigdy nie chorowałam. Nigdy nie paliłam, prowadziłam higieniczny tryb życia, czułam się świetnie. Po wykonaniu profilaktycznych badań mammograficznych okazało się, że mam guzek w piersi. Przez dwa miesiące przechodziłam różne badania. Był to dla mnie bardzo trudny okres. W pełni zaufałam Bogu, prosząc w modlitwach o łaskę powrotu do zdrowia. Pomocną w tym była Nowenna do Matki Bożej Uzdrowienia Chorych i św. Kamila oraz Msza św. odprawiona w tej intencji prze ojców kamilianów. Krzyżyk św. Kamila noszę stale przy sobie, nie tylko podczas choroby. Miałam go również w szpitalu. Operacja udała się. Nie miałam żadnych ubocznych reakcji po narkozie. Rana szybko się zagoiła, a badanie histopatologiczne nie wykazało żadnych zmian rakowych. Jestem szczęśliwa i zdrowa. Wszystkim chorym życzę, aby nie tracili nadziei, a swoje cierpienia ofiarowali w różnych intencjach.
Za: “Nasza Arka” nr 2/2004


    Lidia urodziła się miesiąc przed terminem porodu. Wykryto u niej ogólne zakażenie organizmu i gronkowiec w gardle. Pomimo zastosowania antybiotyków wyniki okazały się złe. Na dodatek Lidia zaczęła sinieć. Zabrano ją do inkubatora. Ordynator nie wiedziała, co robić. Byłam załamana. Leżałam już ponad tydzień w szpitalu. Bałam się, że mąż znów z tego wszystkiego zacznie pić (jest trzeźwym alkoholikiem). Zadzwoniłam do znajomej siostry ze Zgromadzenia Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych i poprosiłam ją o modlitwę. Usnęłam. Poczułam obecność Jezusa Miłosiernego i Ojca Świętego Jana Pawła II, jak otacza nas płaszczem swojej opieki. Po tym śnie poczułam spokój. Rano okazało się, że można wrócić do domu, trzeba ją tylko obserwować, bo być może Lidia w ten sposób reaguje na zimno.
Dziękuję Ci, kochana Mamusiu, za zdrowie Lidii, za trzeźwość mojego męża, za synka, za opiekę nad moją rodziną.Za: “Rycerz Niepokalanej” 11/2007http://www.cudaboze.pl/2008/rozdzial.php?numer=2&rozdzial=11

Modlitwa o uproszenie łask 
za wstawiennictwem bł. Sancji

Boże, Ojcze Najlepszy, Miłości Najwyższa, który hojnie rozdzielasz swoje dary, aby rosła rzesza Twoich świętych, pomnij na żywą wiarę i dziecięcą ufność pokornej służebnicy Twojej, Błogosławionej Sancji, przyrzekającej w godzinie swej śmierci, że orędować będzie za nami u Twojej Dobroci z najpewniejszą nadzieją wysłuchania, udziel mi łaski… o jaką Cię gorąco proszę przez wstawiennictwo tej na ziemi bez reszty oddanej Ci duszy. Amen.

    Błogosławiona Sancjo, módl się za nami.

 

18 sierpnia
Święta Helena, cesarzowa
Święta Helena Flawia Julia Helena Augusta urodziła się ok. 255 r. w Depanum w Bitynii (późniejsze Helenopolis). Była córką karczmarza. Została żoną (lub konkubiną – na co zezwalało ówczesne prawo rzymskie) Konstancjusza Chlorusa, zarządcy prowincji. 27 lutego pomiędzy rokiem 271 a 284 Helena urodziła mu syna Konstantyna.
W 285 r. mąż Heleny udał się do Galii. Podążyła za nim Helena. Konstancjusz Chlorus musiał wykazać się niezwykłymi zaletami wodza, skoro 1 marca 293 r. został wyniesiony do godności cesarskiej przez Dioklecjana. Stary cesarz dla zapewnienia bezpieczeństwa w imperium rzymskim wobec naciskających coraz groźniej barbarzyńców germańskich podzielił imperium rzymskie pomiędzy współcesarzy: Maksymiana Herkulesa, któremu oddał w zarząd Italię; Konstancjusza Chlorusa, który otrzymał odcinek najbardziej zagrożony – Galię, Brytanię i część Germanii; Galeriusza, który otrzymał Wschód. Dla siebie cesarz zatrzymał Bliski Wschód ze stolicą w Nikomedii. Wiosną 289 r. Konstancjusz poślubił pasierbicę cesarza Maksymiana, Teodorę. Wtedy też odsunął od siebie Helenę, wstydząc się jej niskiego pochodzenia. Wyrachowanie polityczne i nacisk ze strony prawej żony wzięły górę nad uczuciem. Dla Heleny i jej syna nastały bolesne dni. Na dworze cesarskim w Trewirze byli w cieniu, ledwie tolerowani jako niepożądani intruzi.
W 306 r. Konstancjusz umarł, a w jego miejsce legiony obwołały cesarzem Konstantyna. Cesarz natychmiast po swoim wyniesieniu wezwał do siebie matkę. Odtąd dzielił z nią rządy przez 20 lat. Dla wynagrodzenia Helenie krzywd, uczynił ją pierwszą po sobie osobą. Z biegiem lat pokonał swoich rywali i został jedynowładcą całego imperium rzymskiego. Najpierw doszło do wojny z Maksencjuszem, synem Maksymiana Herkulesa. Chrześcijanie opowiedzieli się za Konstantynem, gdyż Maksencjusz, podobnie jak jego ojciec, okazywał im jawną nienawiść. 28 października 312 r. doszło do bitwy o Rzym na moście Milwińskim, gdzie zginął Maksencjusz, a jego wojsko poniosło zupełną klęskę. Jako akt wdzięczności dla chrześcijan, którzy poparli go w tej wojnie, Konstantyn ogłosił w roku 313 w Mediolanie edykt tolerancyjny, deklarujący chrześcijanom całkowitą swobodę kultu, anulujący wszystkie dotychczasowe dekrety prześladowcze, wymierzone przeciwko Kościołowi. Po tym zwycięstwie Konstantyn przeniósł się do Rzymu. W 323 r. odniósł decydujące zwycięstwo nad władcą całej wschodniej części imperium, Licyniuszem. Stał się w ten sposób panem całego imperium rzymskiego.Święta Helena Tymczasem Helena – prawdopodobnie około roku 315 – przyjęła chrzest. W roku 324 Helena otrzymała od syna najwyższy tytuł “najszlachetniejszej niewiasty” i “augusty”, czyli cesarzowej, jak też związane z tym tytułem honory. W znalezionych monetach z owych czasów widnieje popiersie cesarza z popiersiem Heleny, jego matki. Jej głowę zdobi korona-diadem, który nałożył na głowę matki sam kochający ją syn. Dokoła widnieje napis: “Flavia Helena Augusta”. Na innej monecie, znalezionej pod Salerno, można przeczytać inny, zaszczytny napis: “Babka cesarzy”. Byli nimi Konstans I i Konstancjusz II.
Pod wpływem matki Konstantyn otaczał się na swoim dworze tylko chrześcijanami. Spośród nich mianował oddanych sobie urzędników, a w czasie orężnej rozprawy z Maksencjuszem pozwolił na sztandarach umieścić krzyże. Zakazał kary śmierci na krzyżu, kapłanów katolickich zwolnił od podatków i od służby wojskowej, wprowadził dekret o święceniu niedzieli jako dnia wolnego od pracy dla chrześcijan (321). W duchu kościelnym unormował prawo małżeńskie i zakazał trzymania konkubin (326), ograniczył też rozwody (331). Biskupom przyznał prawo sądzenia chrześcijan, nawet w sprawach cywilnych.
W 326 roku Helena udała się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Korzystając ze skarbca cesarskiego, wystawiła wspaniałe bazyliki: Narodzenia Pańskiego w Betlejem, Świętego Krzyża oraz Zmartwychwstania na Golgocie w Jerozolimie, Wniebowstąpienia Pańskiego na Górze Oliwnej. Wstrząśnięta profanacją, jakiej na Kalwarii dokonał cesarz Hadrian, umieszczając na miejscu odkupienia rodzaju ludzkiego ołtarz i posąg Jowisza, nakazała oczyścić to miejsce i wystawiła wspaniałą bazylikę. Pilnym poszukiwaniom Heleny chrześcijaństwo zawdzięcza odnalezienie relikwii Krzyża Chrystusowego. Piszą o tym szczegółowo św. Ambroży (+ 397), św. Paulin z Noli (+ 431), Rufin (+ 410), św. Jan Chryzostom (+ 407), Sokrates (+ 450), Teodoret (+ 458) i inni. Ku czci św. Lucjana, męczennika, Helena wystawiła bazylikę w Helenopolis, a także w Trewirze i w Rzymie ku czci św. Piotra i św. Marcelina.
Helena zasłynęła także z hojności dla ubogich. Szczodrze rozdzielała jałmużny dla głodnych, uwalniała więźniów, troszczyła się o powrót skazanych na banicję. Wpłynęła na syna, aby wydał osobne ustawy, gwarantujące ze strony państwa opiekę nad wdowami, sierotami, porzuconymi dziećmi, jeńcami i niewolnikami.
Cesarzowa Helena zmarła między 328 a 330 rokiem w Nikomedii, gdzie chwilowo się zatrzymała. Jej ciało przewieziono do Rzymu, gdzie w pobliżu bazyliki św. Piotra i św. Marcelego, męczenników, cesarz wystawił jej mauzoleum. Od samego początku w całym Kościele doznawała czci liturgicznej. Euzebiusz, który jako kanclerz cesarski znał ją osobiście, nazywa ją “godną wiecznej pamięci”. Św. Ambroży nazywa ją “wielką panią”. Św. Paulin z Noli wychwala jej wielką wiarę. Jest patronką m.in. diecezji w Trewirze, Ascoli, Bambergu, Pesaro, Frankfurcie, miasta Bazylei; farbiarzy, wytwórców igieł i gwoździ.Święta Helena i jej syn, cesarz Konstantyn

W ikonografii święta Helena przedstawiana jest w stroju cesarskim z koroną na głowie lub w bogatym wschodnim stroju, czasami w habicie mniszki. Jej atrybutami są: duży krzyż stojący przy niej, krzyż, który otacza ramieniem, mały krzyż w dłoni, trzy krzyże, krzyż i trzy gwoździe, model kościoła.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-18b.php3

Żywot świętej Heleny, cesarzowej

(Żyła około roku Pańskiego 320)

 

Święta Helena urodziła się w Anglii. Jakkolwiek wychowana była w pogaństwie, zachowała niewinność serca i czystą duszę. Imię Helena znaczy “sława”. Pojął ją za żonę wódz rzymski Konstancjusz, a owocem tego związku był przesławny późniejszy cesarz Konstantyn Wielki. Matka strzegła syna jak oka w głowie, wkrótce jednak miały spaść na nią ciężkie doświadczenia, bo cesarz Dioklecjan mianował Konstancjusza współrządcą państwa, pod warunkiem jednak, że Helenę oddali od siebie, syna Konstantyna da mu jako zakładnika wierności i pojmie w małżeństwo pasierbicę okrutnego prześladowcy chrześcijan, Maksymiana. Konstancjusz zastosował się do życzenia Dioklecjana, i tak Helena pozostała bez męża i dziecka. Żyła przez kilka lat samotnie w ustronnym zaciszu, aż wreszcie Konstantynowi udało się uciec. Przybywszy do matki do Anglii, został w roku 305 przez wojsko wybrany cesarzem.

Konstantyn wziął teraz matkę do siebie, nadał jej tytuł cesarzowej i oddał jej skarb państwa pod zarząd. Był jeszcze wonczas poganinem, chrześcijan jednak nie dał prześladować. To dobre usposobienie wyjednało mu u Boga łaskę, że potem sam został przyjęty na łono Kościoła świętego. Chcąc się utrzymać na tronie, musiał wojować z swym współzawodnikiem Maksencjuszem. Chociaż w słabym wojsku Konstantyna panował zapał i nie brakło na odwadze, jednakże po ludzku sądząc, przeciwnik mógł go był zupełnie zgnieść swą przeważającą siłą. Konstantyn począł się tedy modlić do Boga chrześcijan, i oto wśród białego dnia ukazał się na niebie widny całemu wojsku krzyż z napisem łacińskim: “In hoc signo vinces”, to znaczy: “W tym znaku zwyciężysz”. Ufny w pomoc Pańską uderzył Konstantyn na nieprzyjaciela i pobił go na głowę. Z wdzięczności za doznaną łaskę został chrześcijaninem; również i jego matka Helena, wtedy już 64 lata licząca, dała się ochrzcić. Mimo podeszłego już wieku oddała się z całą gorliwością służbie Bożej. Jakkolwiek była cesarzową, uważała się jednak za równą najniższym i nie wahała się klęczeć w kościele między prostym ludem. Skarby państwa obracała na wspomaganie biednych i na budowanie kościołów. Stała się prawdziwą matką dla wszystkich nieszczęśliwych, a jej gorąca wiara zapaliła także serca Rzymian.

Święta Helena

Za jej staraniem odbył się w Rzymie sobór, zwołany przez papieża Sylwestra, na którym w publicznych rozprawach pobite zostały zarzuty najuczeńszych rabinów żydowskich, wymierzone przeciw świętej wierze chrześcijańskiej.

Wrotce po sławnym soborze nicejskim, na którym trzystu osiemnastu biskupów potępiło bezbożne kacerstwo ariańskie, święta Helena miała objawienie, aby udała się do Ziemi świętej, głównie dla odszukania krzyża świętego, na którym Zbawiciel ofiarował się sprawiedliwości Bożej za grzechy całego świata. Święta cesarzowa mimo bardzo podeszłego już wieku chętnie puściła się na tę pielgrzymkę, pałając pragnieniem odnalezienia tego największego skarbu na ziemi i wystawienia go ku czci wszystkich wiernych. Z początku wiele napotkała w tym trudności i przeciwności, które piekło nastręczało; lecz Pan Bóg, który ją do tego pobudził, pobłogosławił jej usilnym zabiegom, tak że w końcu odszukała całe drzewo krzyża świętego. Tak więc Boska relikwia za staraniem świętej Heleny przeszła w posiadanie Kościoła i krzyż święty począł od tej pory odbierać tę cześć najwyższą, jaką go wierni otaczają i otaczać będą do końca świata. Jeden ze znalezionych gwoździ świętych kazała przekuć na obrączkę i opasać nią złotą koronę syna swego Konstantyna. Korona ta nosiła później nazwę żelaznej korony.

Święta cesarzowa, dopiąwszy głównego celu swej pobożnej pielgrzymki, nie kładła prawie granic swojej wspaniałomyślności. Rozdała w Ziemi świętej mnóstwo hojnych jałmużn, a oprócz tego wybudowała tam trzy wspaniale kościoły: pierwszy przy górze Kalwarii, gdzie odszukała drzewo krzyża świętego; drugi podobny w grocie betlejemskiej, gdzie się narodził Pan Jezus, a trzeci, nieustępujący poprzednim w bogactwie i piękności budowy, na górze Oliwnej, z której Chrystus Pan wstąpił do Nieba. Wszystkie zaś te świątynie bogato uposażyła, dla utrzymywania przy nich odpowiedniej liczby kapłanów i ciągłego odprawiania nabożeństwa, po czym z wielką ilością relikwii Świętych wróciła do Rzymu. Przed śmiercią, która ją wkrótce zabrała z tego świata, upomniała syna, aby państwem rządził według praw Bożych, pobłogosławiła go i jego trzech synów, po czym oddała Boga ducha w sierpniu 328 roku. Popioły jej spoczywają w Rzymie w kościele Maria Maggiore.

Nauka moralna

Po dziś dzień stoją, wspaniałe kościoły, jako pamiątka po świętej Helenie, która niczego nie szczędziła, aby już to nowe świątynie budować, już to dawniejsze upiększać. Po wszystkie też czasy znajdowali się dobrze myślący chrześcijanie, którzy chętnie składali ofiary na ozdobę kościołów. Ale co powiedzieć o tych, którzy mieszkania swe stroją zbytkownie i pieniądze wydają na uciechy i stroje, a na ozdobę domu Bożego i podniesienie służby Bożej nic nie mają, albo ze sknerstwa nic dać nie chcą? Prawy katolik z chęcią ofiaruje dla Pana Boga, co może. Nie możemy być tak hojnymi, jak święta Helena; ale Bóg nie patrzy na wielkość ofiary, lecz na serce, z jakim się ją składa. Dowodem tego owa wdowa ewangeliczna, która drobny pieniążek wrzuciła do skarbonki, a Bóg przyjął tę ofiarę z upodobaniem. Niechaj będzie i najmniejsza ofiara, byle dana ze szczerego serca, a Bóg ją nagrodzi. Nie oglądajmy się na nikogo, czyńmy, jak nam Kościół św. przepisuje.

Modlitwa

Daj, o Panie, abym za przykładem świętej Heleny jak najwięcej zdziałał we wszystkim, co Twojej chwały dotyczy. Wszakże nagradzasz i najmniejszy datek, który Ci składamy, i odpłacasz dobrami wiekuistymi. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

św. Helena, cesarzowa
urodzona dla nieba 328 roku,
wspomnienie 2 marca

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

Poszukiwaczka zaginionego krzyża

dodane 2009-10-30 07:42

Leszek Śliwa

Simon Marmion, „Cud prawdziwego krzyża”, olej na desce, ok. 1480, Luwr, Paryż.

Matka cesarza Konstantyna Wielkiego św. Helena postanowiła odnaleźć krzyż, na którym zmarł Chrystus. W 326 roku przyjechała w tym celu do Jerozolimy. Jej poszukiwania relacjonuje obraz Simona Marmiona.

Nasz wzrok powinien najpierw podążyć w lewy górny róg obrazu. Artysta namalował bowiem dwie kolejno następujące po sobie sceny, z których wcześniejsza znajduje się właśnie w tle. Znajdziemy tam widziane z daleka poszukiwania podjęte przez matkę cesarza. Wynajęła ona robotników i kazała im kopać w ziemi. Wkrótce łopaty natrafiły na coś twardego. O tym, że wykopaliska zostały uwieńczone powodzeniem, dowiadujemy się już z następnej sceny, zajmującej środek kompozycji.

Spod ziemi wykopano trzy krzyże. Św. Helena domyślała się, że na jednym z nich skonał Jezus. Wciąż jednak nie było wiadomo, na którym. Do znalezienia rozstrzygnięcia nie wystarczały już zwykłe ludzkie poszukiwania. Potrzebna była wskazówka z nieba. Helena postanowiła więc przeprowadzić pewien eksperyment w nadziei, że otrzyma taką wskazówkę. Pod jej nadzorem kolejno trzema wykopanymi na Golgocie krzyżami dotykano ciała zmarłej kobiety.

Kiedy dotknięto ją trzecim krzyżem, stał się cud. Kobieta nagle powróciła do życia i zdrowia. Widzimy, jak się podnosi z mar, odrzucając śmiertelny całun, którym była owinięta. Helena, odziana w czerwony, symbolizujący godność cesarską płaszcz, pobożnie składa ręce do modlitwy. Tak samo robią stojące za nią damy jej dworu. U wezgłowia wskrzeszonej kobiety widzimy biskupa Jerozolimy Makarego, trzymającego w ręce laskę – pastorał i błogosławiącego uzdrowionej. *** Poniżej – w załączniku – obraz Marmiona w nieco większych rozmiarach.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489419.Poszukiwaczka-zaginionego-krzyza

Proroczy sen

dodane 2009-03-06 10:26

Leszek Śliwa

Paolo Caliari, zwany Veronese. Wizja św. Heleny, olej na płótnie, ok. 1580 Muzea Watykańskie.

Matka cesarza Konstantyna Wielkiego, Flavia Julia Helena, była głęboko wierzącą chrześcijanką. W 326 roku przyjechała do Jerozolimy odnaleźć krzyż, na którym zmarł Chrystus. Jej wyprawa została uwieńczona powodzeniem.Odnalezienie krzyża trzy stulecia po śmierci Jezusa wydawało się niemożliwe bez pomocy Opatrzności.Aby podkreślić cudowny charakter odkrycia, tradycyjnie przypisywano Helenie objawienie prywatne w przededniu podjęcia pielgrzymki do Ziemi Świętej. Cesarzowa przez sen zobaczyła krzyż niesiony przez aniołów. Miało ją to skłonić do podjęcia poszukiwań. Tradycja o śnie Heleny nawiązuje do wcześniejszego o 14 lat snu Konstantyna Wielkiego.

W nocy poprzedzającej rozstrzygającą bitwę na Mulwijskim Moście, pomiędzy Konstantynem a jego rywalem do tronu cesarskiego Maksencjuszem, synowi Heleny przyśnił się świecący krzyż z napisem „In hoc signo vinces” (pod tym znakiem zwyciężysz). Jego żołnierze przystąpili do zwycięskiej bitwy pod znakiem krzyża, a rok później cesarz przyznał chrześcijanom wolność wyznania.

Św. Helena wyjeżdżając do Jerozolimy, miała już prawie 80 lat. Veronese przedstawił ją jednak jako młodą piękną kobietę. Senne widzenie – aniołek z krzyżem – jest na obrazie tak samo realne jak postać drzemiącej Heleny. Artysta namalował ją w koronie na głowie i cesarskim, purpurowym płaszczu na ramionach. Chciał w ten sposób podkreślić związek między treścią snu a ważnymi dla państwa decyzjami, podejmowanymi pod jego wpływem. Twarz świętej skierowana jest mimowolnie w stronę wyśnionego krzyża.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489390.Proroczy-sen
18 sierpnia
Święty Albert Hurtado, prezbiter
Święty Albert Hurtado Albert Hurtado Cruchaga urodził się 22 stycznia 1901 r. w Viña del Mar w Chile. Wcześnie stracił ojca. Dla spłacenia długów rodzinnych konieczne okazało się sprzedanie niewielkiej posiadłości. Albert przez wiele lat musiał się często przeprowadzać, pomieszkując u krewnych. Od początku poznał więc los osób ubogich.
Już jako młodzieniec odwiedzał w każdą niedzielę najbiedniejsze dzielnice miasta. W 1917 r. chciał wstąpić do jezuitów – poradzono mu jednak, aby zaopiekował się matką. Albert podjął więc pracę, a jednocześnie zaczął studiować prawo. W sierpniu 1923 r. wstąpił do nowicjatu jezuitów. Studiował w Argentynie, Hiszpanii i Belgii, zdobywając m.in. doktorat z pedagogiki. Święcenia kapłańskie przyjął w Lowanium w dniu 24 sierpnia 1933 r. Trzy lata później wrócił do Chile i zaczął uczyć religii w swym dawnym kolegium. Wykładał też pedagogikę na uniwersytecie katolickim. W 1941 r. złożył uroczyste śluby zakonne. Ufundował dom rekolekcyjny w Santiago de Chile. W 1942 został asystentem kościelnym młodzieżowej Akcji Katolickiej. Pełnił te misję przez dwa lata.Święty Albert Hurtado Jego największe dzieło to istniejący do dziś, a zapoczątkowany w 1944 r. ruch społeczny “El Hogar de Cristo” (Ognisko Chrystusa), zajmujący się budową domów dla osób ubogich i bezdomnych. Dzięki pomocy dobroczyńców i przy aktywnej współpracy osób świeckich o. Hurtado otworzył najpierw dom dla młodzieży, następnie dla kobiet, a potem także dla dzieci. Podejmował jednocześnie pracę pisarską, szerząc chrześcijańską naukę społeczną. W latach 1947-1950 napisał trzy ważne książki: o związkach zawodowych, o humanizmie społecznym i o chrześcijańskim porządku społecznym. W 1947 r. z inicjatywy o. Alberta w Chile powstały chrześcijańskie związki zawodowe.
W 1952 r. o. Albert zachorował nagle na nowotwór trzustki. Po krótkiej chorobie zmarł 18 sierpnia 1952 r. w Santiago de Chile. Ojciec Albert, nazywany “apostołem Chile”, został beatyfikowany przez św. Jana Pawła II 16 października 1994 r., a kanonizowany w ostatnim dniu Synodu Biskupów na temat Eucharystii – 23 października 2005 r. – przez Benedykta XVI.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-18c.php3

Benedykt XVI

Być chlebem łamanym za życie świata

Homilia Papieża podczas Mszy św. kanonizacyjnej 23.10.2005

W Niedzielę Misyjną, 23 października, na zakończenie Roku Eucharystii i XI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, Benedykt XVI dokonał pierwszej kanonizacji swego pontyfikatu, wpisując w poczet świętych pięciu błogosławionych, w tym dwóch Polaków. Byli to abp Józef Bilczewski (1860-1923), ks. Kajetan Catanoso (1879- -1963), ks. Zygmunt Gorazdowski (1845-1920), o. Albert Hurtado Cruchaga (1901-1952), br. Feliks z Nicosii (1715-1787).

We Mszy św. sprawowanej na placu św. Piotra uczestniczyły dziesiątki tysięcy pielgrzymów przybyłych z Chile, Polski, Ukrainy i Włoch. Z Papieżem koncelebrowało kilkuset kardynałów, biskupów i kapłanów. Byli wśród nich m.in. Prymas Polski kard. Józef Glemp, kard. Franciszek Macharski, kard. Marian Jaworski, kard. Henryk Gulbinowicz, kard. Lubomyr Huzar, kard. Stanisław Nagy SCJ, abp Stanisław Dziwisz, abp Henryk Hoser SAC, bp Tadeusz Rakoczy, bp Wiktor Skworc, bp Jan Śrutwa oraz Ojcowie Synodalni: abp Henryk Muszyński, bp Zbigniew Kiernikowski, bp Edward Ozorowski, bp Zygmunt Zimowski, bp Leon Mały ze Lwowa. Wśród przedstawicieli rządów była ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej Hanna Suchocka oraz przewodniczący parlamentu ukraińskiego Wołodymyr Łytwin.

Na początku liturgii prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins odczytał krótkie życiorysy błogosławionych. Chóry i wierni odśpiewali Litanię do Wszystkich Świętych, a następnie Benedykt XVI odczytał po łacinie formułę kanonizacyjną. W czasie śpiewu «Alleluja» przedstawiciele diecezji i zgromadzeń zakonnych złożyli w pobliżu ołtarza relikwie nowych świętych. W homilii wygłoszonej po włosku, polsku, ukraińsku i hiszpańsku Papież ukazał główne rysy ich duchowości. Tak bardzo miłowali oni Boga i ludzi, że stali się «wzorem dla wszystkich wierzących» (1 Tes 1, 7). O eucharystycznej i maryjnej pobożności kanonizowanych Benedykt XVI wspomniał również w rozważaniu przed południową modlitwą maryjną «Anioł Pański».

Nazajutrz, 24 października, Papież spotkał się w Auli Pawła VI z pielgrzymami przybyłymi na kanonizację. W przemówieniu, wygłoszonym w różnych językach, jeszcze raz nawiązał do życia i działalności apostolskiej nowych świętych. Po ukraińsku powiedział: «Witam duchownych i wiernych przybyłych z Ukrainy. Pozdrawiam przedstawicieli władz państwowych. Dziękujemy dziś Bogu za kanonizację dwóch wielkich świętych: abpa Józefa Bilczewskiego i ks. Zygmunta Gorazdowskiego. Obaj zrealizowali swoje kapłańskie powołanie w zjednoczeniu z Chrystusem i całkowicie oddani ludziom. Modlitwa, umiłowanie Eucharystii i praktykowanie miłosierdzia były ich drogą do świętości. Opiece tych świętych patronów zawierzam Kościół na Ukrainie i cały naród ukraiński. Niech za ich wstawiennictwem Bóg wszystkim obficie błogosławi».

Do pielgrzymów z Polski Ojciec Święty powiedział: «Serdecznie pozdrawiam obecnych tu Polaków. Cieszę się, że razem możemy oddawać cześć nowym świętym. Świętość Józefa Bilczewskiego można określić w trzech słowach: modlitwa, praca, wyrzeczenie. ‘Być wszystkim dla wszystkich, aby zbawić przynajmniej jednego’ — takie było pragnienie świętego Zygmunta Gorazdowskiego. Obaj, czerpiąc siły z modlitwy i Eucharystii, całkowicie oddawali siebie Bogu i skutecznie nieśli materialną i duchową pomoc najbardziej potrzebującym. Ich opiece zawierzam wszystkich wiernych Kościoła w Polsce, a zwłaszcza biskupów i kapłanów. Niech wam Bóg błogosławi!»

Na zakończenie audiencji Papież zwrócił się do wszystkich pielgrzymów: «Wszyscy razem, drodzy bracia i siostry, dziękujemy Bogu, który nieustannie wzbudza w Kościele wciąż nowe przykłady świętości. Modlimy się do świętych i błogosławionych jako do naszych patronów i liczymy na ich niebieską pomoc. A jednocześnie ich świadectwo jest dla nas bodźcem, by ich naśladować i w ten sposób pogłębiać naszą wiarę, nadzieję i miłość. Zawierzam was wszystkich wstawiennictwu tych nowych świętych, aby do serca każdego z was dotarł promień Bożej świętości i by was oświecał we wszystkich życiowych sytuacjach».

Przed audiencją papieską, rano o godz. 7.30, kilka tysięcy pielgrzymów z Polski i z Ukrainy uczestniczyło we Mszy św. dziękczynnej za dar kanonizacji abpa Józefa Bilczewskiego i ks. Zygmunta Gorazdowskiego, którą sprawował metropolita Lwowa dla wiernych obrządku łacińskiego kard. Marian Jaworski w Bazylice Watykańskiej. Koncelebrowali kardynałowie Józef Glemp, Henryk Gulbinowicz, Franciszek Macharski, 18 arcybiskupów i biskupów oraz ok. 100 księży z Polski i Ukrainy. W homilii kard. Marian Jaworski mówił o rozkwicie życia religijnego w archidiecezji lwowskiej, którą otaczał szczególną troską Sługa Boży Jan Paweł II. Po Mszy św. celebransi i wierni udali się do Grot Watykańskich, aby pomodlić się przy grobie Papieża Polaka.

Liturgia tej 30. niedzieli zwykłej jest wzbogacona dzięki różnym wydarzeniom, za które chcemy Bogu dziękować i do Niego się modlić. Kończą się zarazem Rok Eucharystii i Zgromadzenie Zwyczajne Synodu Biskupów, poświęcone właśnie tajemnicy Eucharystii w życiu i misji Kościoła. Przed chwilą kanonizowanych zostało pięciu błogosławionych: abp Józef Bilczewski, księża Kajetan Catanoso, Zygmunt Gorazdowski i Albert Hurtado Cruchaga oraz brat kapucyn Feliks z Nicosii. Ponadto przypada dzisiaj doroczny Światowy Dzień Misyjny, który odnawia misyjny zapał wspólnoty Kościoła. Z radością pozdrawiam wszystkich obecnych, przede wszystkim Ojców Synodalnych, a także pielgrzymów, którzy przybyli tu z różnych krajów ze swymi pasterzami, aby uczestniczyć w uroczystościach ku czci nowych świętych. Dzisiejsza liturgia zachęca nas do kontemplowania Eucharystii — źródła świętości oraz duchowego pokarmu w pełnieniu naszej misji w świecie: ten największy «dar i tajemnica» ukazuje pełnię Bożej miłości i daje nam w niej udział.

Słowo Pana, odczytane przed chwilą w Ewangelii, przypomniało nam, że w miłości zawiera się całe Boże prawo. Podwójne przykazanie miłości Boga i bliźniego obejmuje dwa aspekty tej samej siły działającej w sercu i w życiu. Jezus dopełnia zatem dawne objawienie, nie dodając nieznanego dotąd przykazania, lecz urzeczywistniając w sobie i w swym zbawczym dziele żywą syntezę dwóch wielkich przykazań starego Przymierza: «Będziesz miłował Pana, Boga twego, z całego swego serca…» i «będziesz miłował bliźniego jak siebie samego» (por. Pwt 6, 5; Kpł 19, 18). W Eucharystii kontemplujemy sakrament tej żywej syntezy prawa: Chrystus w samym sobie urzeczywistnia dla nas w pełni miłość do Boga i miłość do braci. I daje nam udział w tej właśnie miłości, kiedy spożywamy Jego Ciało i pijemy Jego Krew. W ten sposób może się w nas dokonać to, o czym św. Paweł pisze do Tesaloniczan słowami, które zawiera drugie czytanie dzisiejszej Mszy św.: «nawróciliście się od bożków do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu» (1 Tes 1, 9). To nawrócenie jest początkiem dążenia do świętości, będącej życiowym powołaniem chrześcijanina. Świętym jest ten, kto tak bardzo zachwyca się pięknem Boga i Jego doskonałą prawdą, że sam zostaje przez nie stopniowo przemieniony. W imię tego piękna i tej prawdy jest gotowy wyrzec się wszystkiego, nawet samego siebie. Wystarcza mu miłość Boga, którą wyraża w pokornej i bezinteresownej służbie bliźniemu, a zwłaszcza tym, którzy nie mogą się odwzajemnić. Jakże opatrznościowy jest w tej perspektywie fakt, że dzisiaj Kościół ukazuje wszystkim swoim członkom pięciu nowych świętych, którzy karmiąc się Chrystusem, Chlebem żywym, nawrócili się do miłości i jej podporządkowali całe swoje życie! Żyjąc w różnych sytuacjach i mając różne charyzmaty, kochali Pana całym sercem, a bliźniego swego jak siebie samych, «tak że okazali się wzorem dla wszystkich wierzących» (por. 1 Tes 1, 7).

po polsku:

Św. Józef Bilczewski był człowiekiem modlitwy. Msza św., Liturgia Godzin, medytacja, różaniec i inne praktyki religijne wyznaczały rytm jego dni. Szczególnie wiele czasu poświęcał adoracji eucharystycznej.

Również św. Zygmunt Gorazdowski zasłynął swoją pobożnością opartą na sprawowaniu i adoracji Eucharystii. Przeżywanie Ofiary Chrystusa prowadziło go ku chorym, biednym i potrzebującym.

po ukraińsku:

Dzięki głębokiej wiedzy teologicznej, wierze i pobożności eucharystycznej Józef Bilczewski stał się wzorem dla kapłanów i świadkiem dla wszystkich wierzących.

Zygmunt Gorazdowski, który założył Stowarzyszenie Kapłańskie, Zgromadzenie Sióstr św. Józefa i wiele innych instytucji charytatywnych, zawsze działał w duchu komunii, która w pełni objawia się w Eucharystii.

po hiszpańsku:

«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem (…) będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego» (Mt 22, 37. 39). Tak można określić program życia św. Alberta Hurtado, który pragnął upodobnić się do Pana i kochać ubogich taką samą jak On miłością. Dzięki formacji, jaką otrzymał w Towarzystwie Jezusowym, ugruntowanej przez modlitwę i adorację Eucharystii, pozwolił się zdobyć Chrystusowi i był prawdziwie kontemplatywny w działaniu. W miłości i całkowitym oddaniu się woli Bożej znajdował siłę, by prowadzić apostolat. Dla najbardziej potrzebujących i pozbawionych dachu nad głową założył El Hogar de Cristo (Chrystusowe ognisko domowe), stwarzając im środowisko rodzinne, pełne ludzkiego ciepła. W swej posłudze kapłańskiej wyróżniał się prostotą i otwartością na innych, będąc żywym wizerunkiem Nauczyciela «łagodnego i pokornego sercem». Pod koniec swych dni, znosząc silne bóle spowodowane chorobą, miał jeszcze siłę mówić: «Cieszę się, Panie, cieszę się», wyrażając radość, jaka zawsze towarzyszyła mu w życiu.

po włosku:

Św. Kajetan Catanoso był czcicielem i apostołem Świętego Oblicza Chrystusa. «Święte Oblicze to moje życie — mawiał. — To Ono jest moją siłą». Kierując się trafną intuicją, połączył ten kult z pobożnością eucharystyczną. Wyrażał się o tym następująco: «Jeżeli chcemy adorować prawdziwe Oblicze Jezusa… znajdujemy je w Bożej Eucharystii, gdzie wraz z Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa pod białą zasłoną hostii skrywa się Oblicze naszego Pana». Codzienna Msza św. i częsta adoracja Sakramentu Ołtarza były duszą jego kapłaństwa: powodowany żarliwą i niestrudzoną miłością pasterską, oddawał się głoszeniu kazań, katechezie, posłudze w konfesjonale, służbie ubogim, chorym, troszczył się o powołania. Założonemu przez siebie Zgromadzeniu Córek św. Weroniki, Misjonarek Świętego Oblicza przekazał ducha miłosierdzia, pokory i poświęcenia, który znamionował całe jego życie.

Św. Feliks z Nicosii zwykł powtarzać we wszelkich okolicznościach, radosnych i smutnych: «Niech tak będzie, na chwałę miłości Bożej». To pozwala nam dobrze zrozumieć, jak silne i konkretne było jego doświadczenie miłości Bożej objawionej w Chrystusie. Ten pokorny brat kapucyn, wybitny syn ziemi sycylijskiej, surowy i umartwiony, wierny tradycji franciszkańskiej w jej najbardziej autentycznych przejawach, był stopniowo kształtowany i przemieniany przez miłość Bożą, którą żył i którą urzeczywistniał w miłości bliźniego. Brat Feliks pomaga nam odkrywać wartość rzeczy małych, które nadają życiu smak, i uczy nas, jak rozumieć sens rodziny i służby braciom, pokazując, że prawdziwa i trwała radość, która jest pragnieniem serca każdej istoty ludzkiej, jest owocem miłości.

Drodzy i czcigodni Ojcowie Synodalni, przez trzy tygodnie żyliśmy razem w klimacie odnowionej żarliwości eucharystycznej. Chciałbym teraz wraz z wami i w imieniu całego episkopatu przesłać braterskie pozdrowienie biskupom Kościoła w Chinach. Brak ich przedstawicieli napełnił nas szczerym smutkiem. Pragnę wszakże zapewnić wszystkich biskupów chińskich, że w modlitwie jesteśmy z nimi, z ich kapłanami i wiernymi. Trudna droga wspólnot powierzonych ich pasterskiej trosce porusza nasze serca: nie pozostanie ona bezowocna, ponieważ jest udziałem w Tajemnicy paschalnej, w chwale Ojca. Prace synodalne pozwoliły nam zgłębić najważniejsze aspekty tej tajemnicy danej Kościołowi od początku. Kontemplacja Eucharystii powinna pobudzać wszystkich członków Kościoła, a przede wszystkim kapłanów, sługi Eucharystii, do odnowienia swego zobowiązania do wierności. Tajemnica eucharystyczna, celebrowana i adorowana, jest fundamentem celibatu, który kapłani otrzymali jako cenny dar i znak niepodzielnej miłości do Boga i bliźniego. Również dla osób świeckich duchowość eucharystyczna winna być wewnętrznym motorem wszelkiej działalności, i nie jest dopuszczalny żaden rozdźwięk między wiarą i życiem w ich misji napełniania świata duchem chrześcijańskim. Gdy kończy się Rok Eucharystii, jakże nie dziękować Bogu za tak liczne dary udzielone Kościołowi w tym czasie? I jak nie przyjąć wezwania umiłowanego Papieża Jana Pawła II, aby «na nowo rozpoczynać od Chrystusa»? Tak jak uczniowie z Emaus, którzy z sercem rozgrzanym przez słowo Zmartwychwstałego i oświeceni Jego prawdziwą obecnością, którą rozpoznali po łamaniu chleba, niezwłocznie powrócili do Jerozolimy i zaczęli głosić zmartwychwstanie Chrystusa, także i my wyruszymy w dalszą drogę, ożywiani szczerym pragnieniem dawania świadectwa tajemnicy tej miłości, która daje nadzieję światu.

W tę perspektywę eucharystyczną dobrze wpisuje się obchodzony dziś Światowy Dzień Misyjny, na który czcigodny Sługa Boży Jan Paweł II wybrał następujący temat do refleksji: «Misja — chleb łamany za życie świata». Gdy wspólnota Kościoła sprawuje Eucharystię, zwłaszcza w dniu Pańskim, coraz lepiej uświadamia sobie, że Chrystus ofiarował siebie «za wszystkich» (por. Mt 26, 28), a Eucharystia skłania chrześcijanina, aby był dla innych «łamanym chlebem», by działał na rzecz bardziej sprawiedliwego i braterskiego świata. Jeszcze dziś, patrząc na tłumy, Chrystus nadal napomina swoich uczniów: «Wy dajcie im jeść!» (Mt 14, 16), i w Jego imię misjonarze głoszą Ewangelię i dają jej świadectwo, niekiedy nawet poświęcając swoje życie.

Drodzy przyjaciele, powinniśmy wszyscy na nowo rozpoczynać od Eucharystii. Niech Maryja, Niewiasta Eucharystii, pomaga nam ją kochać; niech nam pomaga «trwać» w miłości Chrystusa, aby On nas wewnętrznie odnawiał. Kościół, posłuszny działaniu Ducha i wrażliwy na potrzeby ludzi, będzie wówczas coraz bardziej źródłem światła, prawdziwej radości i nadziei, urzeczywistniając w pełni swoje posłannictwo, jakim jest być «znakiem i narzędziem jedności całego rodzaju ludzkiego» (por. Lumen gentium, 1).
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (11-12/2005) and Polish Bishops Conference

http://www.ekspedyt.org/wp-admin/post-new.php

Św. Albert Hurtado SJ – cały dla Boga i ludzi

Marek Wójtowicz SJ

Ojciec Święty Benedykt XVI zaprosił cały Kościół w czerwcu 2009 roku, by przez cały rok modlić się w intencji kapłanów. Modlimy się, by kształtowali i scalali swoje niełatwe życie naśladując Jezusa pokornego, ubogiego i czystego. Święty Albert Hurtado przeżył 29 lat w kapłaństwa w Towarzystwie Jezusowym będąc, podobnie jak św. Ignacy Loyola, kontemplatywnym w działaniu. Był cenionym rekolekcjonistą, wykładowcą pedagogiki, dziennikarzem, społecznikiem, uczył w szkołach i pomagał ubogim. Widząc narastające napięcia w świecie robotniczym zagrożonym marksizmem, założył w 1947 roku Chilijskie Stowarzyszenie Związkowe.

Albert urodził się 22 stycznia 1901 roku w Viña del Mar, w Chile. Gdy miał cztery lata zmarł mu ojciec. Odtąd wychowaniem jego i brata zajmowała się mama wspomagana przez rodzinę. Musiała sprzedać niewielką posiadłość, by spłacić długi po mężu. Ich niepełna rodzina zaznała wielkiej biedy i tułaczki, często byli zmuszeni zmieniać mieszkanie. Ogromna miłość matki i wrażliwość na los ubogich kształtowały serce Alberta. Uczyła go jak składać ręce do pacierza i jak je otwierać w darze dla innych. Dzięki stypendium dla uboższej młodzieży Albert mógł ukończyć średnią szkołę w kolegium jezuitów. Tam też wstąpił do Sodalicji Mariańskiej, w której w oparciu o mądrość i wrażliwość Maryi, uczył się jak organizować pomoc charytatywną. W każdą niedzielę sodalisi odwiedzali ubogich w domach i chorych w szpitalach.
Od najmłodszych lat pociągało go życie modlitwy, stopniowo rosło w nim przekonanie o powołaniu do życia zakonnego. Jego najlepszym Przyjacielem był Pan Jezus. Chciał wstąpić do jezuitów w wieku 17 lat ale mu odradzono zachęcając, by studiował prawo i pracował wspomagając materialnie mamę z bratem. W tym czasie kontynuował niedzielne odwiedziny ubogich w domach i chorych w szpitalach. W wieku 22 lat rozpoczął nowicjat Towarzystwa Jezusowego w Chillán. Po studiach filozofii i teologii w Lowanium, 24 sierpnia 1933 roku, przyjął święcenia kapłańskie.
Po powrocie do Santiago od razu rozpoczął swoją apostolską i wychowawczą działalność w duchu nieprzeciętnej gorliwości i miłości do Jezusa. Jego główną troską nadal byli ubodzy, których zaczął wspierać troszcząc się o formowanie ich sumień w duchu Ewangelii. Jednocześnie starał się  budować odpowiednie struktury broniące ich przed niesprawiedliwością ze strony tak pracodawców jak również zwolenników ideologii marksistowskiej. W ten sposób rozwijał w praktyce naukę społeczną Kościoła, propagowaną w założonym przez siebie piśmie “Przesłanie” (Mensaje).
Ojciec Albert Hurtado na pierwszym miejscu swojej pracy kapłańskiej stawiał Boga, dlatego wybudował dom Rekolekcyjny, miejsce formacji duchowej, w którym organizował spotkania i skupienia dla młodzieży, robotników i związkowców. Dzięki jego kierownictwu duchowemu wielu młodych odkryło powołanie do kapłaństwa. Od 1941 roku kierował całą organizacja Akcji Katolickiej w Chile. Z jego inicjatywy zrodził się pomysł organizowania Chrystusowych ognisk domowych (El Hogar de Cristo) dla zaniedbanych dzieci i młodzieży. Dla swoich pomysłów O. Albert umiał zdobywać serca także ludzi zamożnych, którzy go chętnie wspierali. Nasz były generał Peter Hans Kolvenbach tak opisał inicjatywę świętego: “Dzięki pomocy finansowej dobroczyńców i przy aktywnej współpracy osób świeckich o. Hurtado otworzył najpierw dom dla młodzieży, następnie dla kobiet, a potem dla dzieci: ubodzy znajdowali wreszcie domowe ognisko, ognisko Chrystusowe. Domy takie, tworzone i zarządzane w tym duchu, szybko się mnożyły, a równocześnie różnicowały swoje funkcje: w niektórych przypadkach stawały się ośrodkami resocjalizacji, w innych kształciły rzemieślników. Działalność wszystkich tych placówek, niezależnie od ich przeznaczenia, inspirowały zawsze wartości chrześcijańskie: o. Hurtado mówił, że Chrystusowe ogniska domowe istnieją po to, żeby przyjmowane tam osoby pogłębiały stopniowo świadomość godności, jaką obdarzony jest człowiek jako obywatel, a przede wszystkim jako dziecko Boże”.
 O rozlicznych zajęciach O. Hurtado świadczy fragment z jego listu: “Pytasz mnie, jakim cudem żyję w takim pokoju ducha? Ja sam zresztą nie przestaje siebie o to pytać, bo przecież niemal tonę dnia każdego we wszelkiego rodzaju działalności: korespondencja, telefony, pisanie artykułów, wizyty (…). Trzeba określić to, co trzeba czynić najpierw w tak pilnym i trudnym apostolstwie, tym bardziej, że materializm nie odniósł jeszcze ostatecznego zwycięstwa. Jestem często jak skała, w którą uderzają fale ze wszystkich stron. Można tylko uciec wznosząc się ku górze. Szczęśliwe życie czynne, całe poświęcone Bogu i ofiarowane ludziom, i którego nadmiar prowadzi mnie i kieruje do Boga! On jest jedynym ratunkiem. On jest moja jedyną ucieczka pośród wszystkich zajęć i trosk”.
Dalej Ojciec Hurtado wspomina, że w życiu kapłana przychodzą także okresy pełne prób i duchowej ciemności. “Nie pozostaje wtedy nic innego, jak zgodzić się i zatrzymać na kilka dni, miesięcy czy lat. Nie pomoże być upartym; trzeba poddać się. I wówczas, jak w każdej trudnej chwili, uciekam się do Boga, powierzam Mu samego siebie i swoją wolę powierzam Jego ojcowskiej opatrzności, nawet jeżeli już nie mam sił, by do Niego mówić. Jakżesz pojąłem Jego dobroć nawet w takich momentach”.
Ojciec Albert Hurtado zachorował nagle na nowotwór trzustki i po kilku miesiącach odszedł do Pana 18 sierpnia 1952 roku. W 2005 roku został kanonizowany przez Benedykta XVI. Jest chlubą Towarzystwa Jezusowego i całego Kościoła.
http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,77,sw-albert-hurtado-sj-caly-dla-boga-i-ludzi.html
18 sierpnia
Błogosławieni prezbiterzy i męczennicy z Rochefort
Błogosławieni męczennicy z Rochefort W 1793 r. rewolucjoniści we Francji wydali dekret o deportacji do Gujany wszystkich duchownych, którzy odmówili złożenia przysięgi na wierność Konstytucji cywilnej kleru, potępionej przez papieża. W styczniu 1794 r. władze rewolucyjne przystąpiły do wykonywania dekretu. Pod karą śmierci księża mieli zgłaszać się do władz, a potem oczekiwać w więzieniu na deportację. Taki los spotkał 2412 księży i zakonników. Aż 892 z nich doprowadzono do portu w Rochefort. Tam zostali stłoczeni w straszliwych warunkach na dwóch starych statkach. Nie popłynęły one jednak do Gujany, tylko zarzuciły kotwicę w okolicach wyspy Aix, stając się miejscem stopniowej eksterminacji uwięzionych.
Kiedy na początku 1795 r. postanowiono ich uwolnić, okazało się, że z 892 więźniów zmarła ponad połowa, dokładnie 547 osoby. Pochowano ich na wyspach Aix i Madame.
Ich proces beatyfikacyjny rozpoczął się w diecezji La Rochelle w 1932 r. Nie o wszystkich osobach udało się zebrać wystarczające dokumenty i świadectwa w tej sprawie. W dniu 1 października 1995 r. św. Jan Paweł II beatyfikował 64 spośród męczenników Rochefort. Było wśród nich dwóch franciszkanów konwentualnych: Ludwik Armand Adam (1741-1794) i Mikołaj Savouret (1733-1794), trzech kapucynów i trzech karmelitów bosych.Jan Ludwik z Besancon (Jan Chrzciciel Loir), urodzony 11 marca 1720 roku, habit kapucyński przywdział w maju 1740 roku w klasztorze nowicjackim w Lyonie. Po święceniach kapłańskich zasłynął jako spowiednik i kierownik duchowy. Był zakonnikiem odznaczającym się szlachetnością ducha, uprzejmością, pokorą, cierpliwością, spokojem. Promieniował franciszkańską radością. Umarł 19 maja 1794 roku.Protezy z Séez (Jan Bourdon), urodzony 2 kwietnia 1747 roku, przywdział habit kapucyński w nowicjacie w Bayeux 26 listopada 1767 roku. Po otrzymaniu święceń kapłańskich był sekretarzem prowincjalnym, kaznodzieją i rektorem sanktuarium. Imponował swą postawą fizyczną, moralną i duchową. Odznaczał się stałością w wierze, roztropnością, obserwancją zakonną i innymi cnotami. Zmarł 23 sierpnia 1794 roku.

Sebastian z Nancy (Franciszek François), urodzony 17 stycznia 1749 roku, przywdział habit kapucyński w nowicjacie w Saint-Mihiel 24 stycznia 1768 roku. Po święceniach kapłańskich był spowiednikiem, kaznodzieją i pomocnikiem proboszcza. Wiódł wzorowe życie zakonne, odznaczał się wyjątkową pobożnością. Zmarł 10 sierpnia 1794 roku.

Jan Chrzciciel Duverneuil, w zakonie o. Leonard, urodził się w roku 1737 lub 1759. Do Karmelu wstąpił jako kapłan diecezjalny. Zmarł 1 lipca 1794 r.

Michał Alojzy Brulard urodził się 11 czerwca 1758 roku w Chartres. Do karmelitów bosych wstąpił po ukończeniu studiów teologicznych na uniwersytecie w Paryżu. Zmarł 25 lipca 1794 r.

Jakub Gagnot, w Zakonie o. Hubert od św. Klaudiusza, urodził się we Frolois 2 lutego 1753 roku. Otrzymawszy w Karmelu święcenia kapłańskie, pracował jako kaznodzieja i spowiednik. Zmarł 10 września 1794 r.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-18d.php3
Bł. męczennicy rewolucji francuskiej – homilia papieża Jana Pawła II w dniu beatyfikacji

Homilia papieża Jana Pawła II na Placu św. Piotra (Watykan), wygłoszona 1 października 1995 roku podczas Mszy św. połączonej z beatyfikacją 110 sług Bożych, w tym mnichów cysterskich – ofiary okresu rewolucji francuskiej.Wyznawali wiarę aż do męczeństwa1. «Chwal, duszo moja, Pana» (Ps 146 [145], 1).

Kościół podejmuje to wezwanie psalmu w dniu beatyfikacji męczenników, którzy poświadczyli krwią swoją wierność Chrystusowi w czasie rewolucji francuskiej i w okresie wojny domowej w Hiszpanii.

Męczeństwo jest niezwykłym darem Ducha Świętego: darem dla całego Kościoła. Znajduje zwieńczenie w dzisiejszej liturgii beatyfikacyjnej, w której oddajemy w szczególny sposób chwałę Bogu: Te martyrum candidatus laudat exercitus. Bóg, który poprzez uroczysty akt Kościoła – to znaczy przez beatyfikację – wieńczy nagrodą ich zasługi, zarazem ujawnia łaskę, którą ich obdarował, jak głosi liturgia: Eorum coronando, tua dona coronas (Missale Romanum, Praefatio de Sanctis I).


2. W nowych błogosławionych w szczególny sposób objawia się Chrystus: bogactwo Jego paschalnej tajemnicy, krzyża i zmartwychwstania. «Jezus Chrystus, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić» (por. 2 Kor 8, 9).A oto imiona nowych błogosławionych, których Kościół wynosi dziś do chwały ołtarzy, polecając ich czci wiernych jako dojrzały owoc paschalnej tajemnicy Odkupiciela: Anzelm, Filip, Piotr Ruiz, Jan Chrzciciel, Dionizy, Piotr, Karol, Fidel, Jezus, s. Angeles, Wincenty i cała rzesza towarzyszy i towarzyszek męczeństwa.3. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, podążaj za wiarą» (por. 1 Tm 6, 11). Te słowa apostoła Pawła znajdują wypełnienie w postaciach nowych błogosławionych – Anzelma Polanco, biskupa Teruel, i Filipa Ripolla, jego wikariusza generalnego.

Anzelm Polanco, augustianin, jako swoje motto biskupie wybrał słowa: «Ja zaś bardzo chętnie poniosę wydatki i nawet siebie samego wydam za dusze wasze» (2 Kor 12, 15). W dniu objęcia rządów w diecezji powiedział jakby kierowany przeczuciem: «Przyszedłem, aby dać życie za owce». Dlatego wraz z Filipem Ripollem pragnął pozostać ze swoją owczarnią mimo grożących niebezpieczeństw i dopiero przemocą został od niej oderwany. Gdy nowi błogosławieni stanęli wobec wyboru: odrzucić nakazy wiary albo umrzeć za wiarę, zostali umocnieni łaską Boga i złożyli swój los w Jego ręku. Męczennicy rezygnują z obrony nie dlatego, że nisko cenią sobie życie, ale dlatego że ponad wszystko umiłowali Jezusa Chrystusa. Mieszkańcy diecezji Teruel, Palencii i wszyscy augustynianie radują się dziś tą beatyfikacją wraz z całym Kościołem.

4. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, podążaj za pobożnością» (por. 1 Tm 6, 11). Dziewięciu beatyfikowanych dziś członków Bractwa Kapłanów Robotników od Serca Jezusa, z o. Piotrem Ruizem de los Pańos y Angel na czele, poniosło męczeństwo po latach pracy – zgodnej z ich powołaniem – na polu formacji przyszłych kapłanów w różnych seminariach Hiszpanii i Meksyku.

Jako kontynuatorzy apostolskiego dzieła bł. Manuela Domingo y Sol wyrażali swą głęboką kapłańską duchowość przez pracę powołaniową; dlatego ich życie, ukoronowane palmą męczeństwa, przypomina nam, jak bardzo potrzebny jest ten apostolat.

Piotr Ruiz de los Paños wzbogacił także Kościół przez założenie zgromadzenia Uczennic Jezusa, zajmującego się apostolatem powołaniowym. Wielka jest dziś radość zakonnic tego zgromadzenia, a także radość Kościoła w Kastylii, Katalonii i autonomicznym regionie Walencji, skąd pochodzili nowi błogosławieni.

5. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, podążaj za wytrwałością» (por. 1 Tm 6, 11). Zakon Szkół Chrześcijańskich ogląda dziś w chwale czternastu swoich członków, o. Piotra Casaniego, pierwszego towarzysza św. Józefa Kalasantego, i trzynastu męczenników, którzy zginęli podczas prześladowań religijnych w 1936 r. w Hiszpanii.

Piotr Casani, rodem z Lukki, przyłączył się w 1614 r. do św. Józefa Kalasantego, aby «wychowywać w pobożności i nauce» młodzież rzymską. Był pełen miłości bliźniego i całkowicie poświęcił się wychowaniu ubogich dzieci. Przed śmiercią powtarzał wielokrotnie: «Cierpliwość i modlitwa mogą zdziałać wiele» (list z 22 września 1646 r.).

Dionizy Pamplona i jego towarzysze to nie bohaterowie wojny prowadzonej przez ludzi, ale wychowawcy młodzieży, którzy pomni na to, że są zakonnikami i nauczycielami, przyjęli swój tragiczny los jako prawdziwe świadectwo wiary, dając nam swym męczeństwem jakby ostatnią «lekcję» swojego życia. Niech ich przykład i wstawiennictwo służy całej rodzinie kalasancjańskiej!

6. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, podążaj za łagodnością» (por. 1 Tm 6, 11). Męczennicy z Towarzystwa Maryi, Karol Eraña, Fidel Fuidio i Jezus Hita, pełni wiary i oddania sprawie chrześcijańskiego wychowania dzieci i młodzieży, naśladowali Chrystusa aż po ofiarę z własnego życia. Jako marianiści uczyli się kochać gorąco Maryję i przez całe życie powierzali się Jej szczególnej opiece».

Bez sprzeciwu przyjęli męczeństwo, dając najwyższy wyraz swego oddania Jezusowi i Maryi, i tak jak wielu przed nimi, umarli przebaczając, przekonani, że i w ten sposób naśladują Chrystusa. Niech kościelne wspólnoty w Kraju Basków i w La Rioja – skąd pochodzili nowi błogosławieni, oraz wspólnoty z Ciudad Real – ziemi zroszonej ich krwią, trwają mocno w wierze, którą oni żyli, której nauczali i dali świadectwo swoim męczeństwem!

7. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, podążaj za miłością» (por. 1 Tm 6, 11). Ta zachęta Pawłowa znalazła wypełnienie w męczeństwie m. Angeles de San José Lloret Martí i szesnastu Sióstr Nauki Chrześcijańskiej. Gdy wiele wspólnot zgromadzenia ulegało rozproszeniu, m. Angeles de San José zgromadziła w prywatnym mieszkaniu siostry nie mające rodziny ani przyjaciół, którzy mogliby je przyjąć. Tam właśnie, żyjąc na co dzień braterską miłością, odkryły, że prześladowanie, ubóstwo i cierpienie też mogą się stać drogami wiodącymi do Boga.

Praktykując to, czego tyle razy nauczały podczas lekcji katechizmu, siostry przeżyły swoje ostatnie miesiące szyjąc odzież dla tych, którzy mieli je zabić. Ich śmierć i wyniesienie do chwały mówią nam zatem o mocy Zmartwychwstałego i o konieczności podjęcia z poświęceniem zadania ewangelizacji. Autonomiczny Region Walencji i Katalonia wpisują dziś nowe imiona do swego martyrologium.

8. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, podążaj za sprawiedliwością» (por. 1 Tm 6, 11). Martyrologium Walencji wzbogacił także urodzony w mieście Manises bł. Wincenty Vilar David, który uwieńczył męczeństwem swoje życie bez reszty oddane Bogu i bliźniemu oraz dążeniu do sprawiedliwości w świecie pracy, zwłaszcza w Szkole Ceramiki i w Patronacie Akcji Katolickiej. Modlitwa i głęboka pobożność eucharystyczna były pokarmem jego całego życia, dzięki czemu także jego praca nosiła znamię Bożej obecności.

Stan małżeński, praca zawodowa, życie typowe dla ludzi świeckich – wszystko to są drogi wiodące do świętości, jeśli człowiek przeżywa je w prawdzie i z ewangelicznym zaangażowaniem, spełniając zobowiązania wynikające z chrztu.


9. Dzisiejszego poranka, drodzy bracia i siostry, wspominamy sześćdziesięciu czterech kapłanów francuskich, którzy wraz z kilkuset innymi znaleźli śmierć w «pływających więzieniach w Rochefort». Idąc za Pawłową zachętą, skierowaną do Tymoteusza, «walczyli w dobrych zawodach o wiarę» (por. 1 Tm 6, 12). Aby dochować wierności swojej wierze i Kościołowi, przeszli długą drogę krzyżową. Umarli, ponieważ pragnęli aż do końca dać świadectwo trwałej jedności z papieżem Piusem VI.Pogrążeni w głębokiej samotności moralnej, starali się zachować ducha modlitwy. «Pogrążeni w mękach» (por. Łk 16, 23) głodu i pragnienia, ani jednym słowem nie okazali nienawiści swoim oprawcom. Stopniowo utożsamili się z ofiarą Chrystusa, którą sprawowali na mocy otrzymanych święceń. Dzisiaj zatem zostają nam ukazani jako żywe znaki mocy Chrystusa, która działa poprzez ludzką słabość.Na dnie udręki zachowali ducha przebaczenia. Jedność wiary i jedność ojczyzny uznali za sprawę ważniejszą niż wszystko inne. Możemy więc z radością powtórzyć dziś za Pismem Świętym: dusze tych sprawiedliwych są w ręku Boga. «Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście (…), a oni trwają w pokoju» (Mdr 3, 2-3).

10. «Ty natomiast, o człowiecze Boży, uciekaj od tego rodzaju rzeczy, a podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością! Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany i [o nim] złożyłeś dobre uznanie wobec wielu świadków» (1 Tm 6, 11-12).

Wyznanie wiary, które nowi błogosławieni złożyli przez ofiarę z własnego życia, tworzy – jak stwierdza Apostoł – szczególne więzi między każdym ze świadków (martyres), a Chrystusem, który był pierwszym Świadkiem (Martyr) «za Poncjusza Piłata» (1 Tm 6, 13).

11. Sam Chrystus, jedyny Pan całego wszechświata, Król królów i Pan panów (por. Ap 17, 14) – jest chwałą męczenników. Jest bowiem «jedynym, mającym nieśmiertelność, który zamieszkuje światłość niedostępną» (por. 1 Tm 6, 16). «Jemu cześć i moc wiekuista!» (tamże).

Jemu, który dla nas stał się ubogi, aby nas wzbogacić swoim ubóstwem, niech będzie chwała i cześć w nowych błogosławionych męczennikach, którzy dziś stają się nową skarbnicą łaski i świętości dla całego Kościoła.


Źródło: “L’Osservatore Romano, wydanie polskie” 1 (179)/1996, s. 23-24.
http://www.mogila.cystersi.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=127:bl-meczennicy-rewolucji-homilia&catid=55:swieci-cysterscy&Itemid=105

Błogosławieni
Męczennicy rewolucji francuskiej

Rewolucja francuska, wyrosła z ideałów Oświecenia, od początku była wrogo nastawiona do życia zakonnego, chociaż znaczna część zakonników, podobnie jak większość duchowieństwa, poparła w pierwszym okresie jej plany reformy ustroju państwa. Dekretem z 28 października 1789 roku Konstytuanta zawiesiła składanie ślubów zakonnych, a następnie dekretem z 13 lutego 1790 roku zakazała składania ślubów wieczystych i zniosła wszystkie zakony o takich ślubach, o ile nie zajmowały się prowadzeniem szkół lub pielęgnowaniem chorych. Członkowie skasowanych zakonów mogli powrócić do stanu świeckiego albo zamieszkać w wyznaczonych klasztorach na utrzymaniu państwa. Konstytucja cywilna dla duchowieństwa z 12 lipca 1790 roku zniosła wszystkie zakony, a przede wszystkim była próbą oderwania Kościoła francuskiego od Rzymu i przekształcenia go w Kościół schizmatycki. Wszyscy duchowni, pełniący uznane przez państwo funkcje kościelne, mieli obowiązek złożenia przysięgi na tę Konstytucję, jakiś czas potem wszyscy kapłani, również osoby zakonne.

Nie da się ustalić, ilu karmelitów bosych porzuciło stan zakonny. Część z nich emigrowała do krajów ościennych. Ci, którzy postanowili żyć wspólnie w klasztorach wyznaczonych przez władze państwowe, byli ściśle inwigilowani i praktycznie traktowani jak więźniowie, oczekując na przeniesienie do właściwego więzienia. Pod koniec 1791 roku rozpoczęto aresztowania kapłanów i zakonników, którzy nie złożyli przysięgi. Terror zagęszczał się. Każdy duchowny nieprzysięgły stawał się “podejrzany”, a to wystarczyło do aresztowania i skazania na śmierć przez ścięcie na gilotynie. Nie wiemy, ilu karmelitów bosych padło ofiarą represji. Znamy tylko imiona niektórych ofiar. W roku 1791 w Lyonie zamordowano dwóch ojców i dwóch braci, w 1792 w La Rochelle z innymi licznymi zakonnikami zginęło 10 ojców, w 1793 został ścięty przeor klasztoru w Carpentras, w roku następnym z wyroku trybunatu rewolucyjnego w Amiens zgilotynowano o. Firmina od Narodzenia i w Arras dwóch innych ojców. Z całą pewnością nie jest to lista pełna.

Prawdziwe męczeństwo kapłanów i zakonników zaczęło się, gdy 26 maja 1792 roku Konwent wydał dekret o deportacji wszystkich opornych do Gujany. Początkowo wielu z nich ucieszyło się, że w ten sposób unikną wyroku trybunału rewolucyjnego. Ale galery atlantyckie dały więcej męczenników niż gilotyna. Skazani na deportację gromadzili się w portach nie przygotowanych na taką ilość skazańców. W styczniu 1794 roku polecono przewieźć wszystkich aresztowanych duchownych do Bordeaux i Rochefort, portów nad Atlantykiem.

W Rochefort, u ujścia rzeki Cherente, na dwóch starych statkach, służących kiedyś do przewozu niewolników, umieszczono 829 duchownych. Statki po wypłynięciu z portu zakotwiczyły w pobliżu wysepki Aix i pozostały tam przez kilka miesięcy. Kapłani i zakonnicy, umieszczeni w nieludzkich warunkach pod pokładem, cierpieli głód, wszy, choroby, upokorzenia fizyczne i moralne. Nie mogli posiadać żadnych przedmiotów religijnych ani też publicznie modlić się. Do chwili uwolnienia pozostałych przy życiu w dniu 7 lutego 1795 roku zmarło 547. Pochowano ich na wyspach Aix i Madame w zbiorowych grobach wykopanych przez ich towarzyszy, którym nie pozwolono nawet odmówić modlitwy za zmarłych.

Wielu z uwięzionych kapłanów dało dowody braterskiej miłości i poddania się woli Bożej w chwili najcięższej próby. Jednym z nich był Jan Chrzciciel Souzy, kapłan diecezji La Rochelle, którego biskup mianował wikariuszem generalnym dla deportowanych. O nim i o jego 63 towarzyszach postulatorzy beatyfikacji zgromadzili świadectwa ukazująące ich chrześcijańską postawę w czasie więzienia i w chwili śmierci. Ich beatyfikacja jest jednak również znakiem pamięci o wszystkich 547 duchownych, którzy razem z nimi zapłacili życiem za wierność Kościołowi.

Kapłani ci należeli do różnych diecezji i zgromadzeń zakonnych. Trzech z nich: o. Jan Chrzciciel Duverneuil, o. Michał Ludwik Brulard i o. Jakub Gagnot byli karmelitami bosymi. Dołączyli oni do 15 karmelitanek z Compiegne zgilotynowanych 17 lipca 1794 roku za wierność swojemu powołaniu zakonnemu, a beatyfikowanych 13 maja 1906 roku.

Karmelitańscy męczennicy, zjednoczeni w tym z innymi, umieli przebaczyć swoim prześladowcom i modlić się za nich “idąc za przykładem naszego Mistrza – jak pisał jeden z nich – który wstawiał się za swoich prześladowców; my również przebaczamy naszym prześladowcom ich obelgi, niesprawiedliwość, przemoc i błagamy Chrystusa, by udręki, które znosimy, były zadośćuczynieniem za tych, którzy nam je zadają”.

W sytuacji, w jakiej się znaleźli, pamiętali zawsze, że są kapłanami i wykorzystywali każdą okazję do posługi kapłańskiej, podnosząc na duchu swoich współbraci, modląc się z nimi, udzielając ostatnich sakramentów umierającym. Pozbawieni krzyży, różańców, brewiarzy i innych modlitewników, odmawiali wspólnie znane na pamięć psalmy. Również z pamięci recytowali teksty Mszy świętej, bez możliwości jednak jej odprawiania, ponieważ nie mieli ani chleba, ani wina.

Za wierność Kościołowi i papieżowi zapłacili utratą wszelkich dóbr materialnych i bezpieczeństwa osobistego, utratą wolności, a w końcu udrękami powolnego umierania i śmiercią. Czyniąc tak, poszli w ślady swojej matki, św. Teresy od Jezusa, która z miłości dla Kościoła podjęła się odnowy Karmelu.

Beatyfikacji Jana Chrzciciela Souzy i 63 towarzyszy, w tym także wspomnianych trzech karmelitów bosych, dokonał Jan Paweł II 1 października 1995 roku w Rzymie.

http://www.karmel.pl/hagiografia/meczennicy/rochefort/baza.php?id=01

Czesław Gil OCD

Błogosławiony
Jakub Gagnot

Dwa dni po skazaniu go na deportację, 26 marca 1794 roku, pisał do matki: “To prawda, że jeżeli się na zaistniałą sytuację patrzy oczyma tego świata, jest ona przerażająca, czeka nas bowiem wyrzucenie z własnej ojczyzny w nieznane, głód, pragnienie, nagość, jednym słowem tysiąc okazji na śmierć. Kiedy się jednak na to wszystko spojrzy oczyma wiary, kiedy się pomyśli o tym, że Pan uznał nas godnymi cierpienia dla Jego imienia, że jesteśmy prześladowani za wiarę, radujemy się i rodzi się w nas święty zapał do obrony wiary katolickiej, apostolskiej i rzymskiej, w której urodziliśmy się i w której pragniemy umrzeć… Tylu świętych przed nami zostało wygnanych! To wielka łaska, której Pan nam udziela… Ufamy Mu i jeżeli On nam pozwoli dobrze zacząć, będziemy Go prosili o łaskę wytrwania”.

http://www.karmel.pl/hagiografia/meczennicy/rochefort/baza.php?id=04

Wierni Bogu i Kościołowi
Trzej karmelici bosi, męczennicy Rewolucji Francuskiej

1. 1 października br., Ojciec Święty dokona beatyfikacji 64 z 547 kapłanów i zakonników, męczenników Rewolucji Francuskiej, którzy zginęli stłoczeni na statkach, służących do przewozu czarnych niewolników, zakotwiczonych na redzie w Rochefort, w diecezji Rochelle we Francji. Trzej spośród nich to nasi Współbracia: o. Jan Chrzciciel Duverneuil, w Zakonie o. Leonard (08.01.1759-1.07.1794), o. Michał Ludwik Brulard (11.06.1758-25.07.1794), o. Jakub Gagnot w Zakonie o. Hubert od św. Klaudiusza (09.02.1753-10.09.1794).

2. Ich świadectwo wierności Bogu i Kościołowi jest dla nas powodem do refleksji i zarazem zachętą dla naszej odpowiedzi dawanej Panu w Kościele stojącym na progu III Tysiąclecia.

I. Trzy żywoty ofiarowane w pełni życia

3. Nasi trzej bracia zginęli śmiercią męczeńską w pełni swojego życia: mieli odpowiednio 35, 36 i 41 lat. Ich drogi prowadzące do klasztoru były różne, lecz połączyły się w czasie deportacji do Gujany Francuskiej, kiedy to w Rochefort oddali swoje życie z powodu wiary.

4. O. Jan Chrzciciel Duverneuil urodził się w 1759 roku w Limoges. W 1780 roku wstąpił do Seminarium Diecezjalnego, gdzie w roku 1783 otrzymał święcenia kapłańskie. Następnie wstąpił do Zakonu otrzymując imię o. Leonard. W chwili wybuchu Rewolucji był konwentualnym w Angouleme, domu należącego do Prowincji Akwitańskiej. Gdy Zakony zostały zniesione, powrócił do Limoges. Tam odmówił odstąpienia od Kościoła Rzymskiego, co było wymagane przez nową Konstytucję i pracował pomagając innym wytrwać w wierze katolickiej.

5. Z tego powodu 25 lutego 1794 r. został skazany na zesłanie. Więziony na jednym ze statków w Rochefort, ujawniał głębokie życie modlitwy i dawał świadectwo proroka, który nie ulega ani groźbom ani niebezpieczeństwom. Tam na statku, trawiony głodem i chorobą, zmarł 1 lipca 1794 r.

6. O. Michał Ludwik Brulard urodził się w roku 1758 w Chartres. Po ukończeniu studiów teologicznych na Uniwersytecie w Paryżu, wstąpił do Zakonu w klasztorze w Charenton. Po zniszczeniu klasztorów wrócił do swego rodzinnego miasta. Tak samo jak o. Leonard, odrzucił zmiany schizmatyczne z 1791 i z tego powodu w roku 1793 został aresztowany, a w 1794 zesłany do Rochefort.

7. Jeden z ocalałych z zesłania opisuje nam o. Michała Alojzego jako “godnego syna św. Teresy, który żył wyrzeczeniami i mówił językiem najczystszej duchowości”.

8. Więziony na jednym ze statków umiera 25 lipca w wieku 35 lat. “Trudno uwierzyć nie zobaczywszy tego na własne oczy, że żywy organizm można doprowadzić do takiego stopnia wychudzenia, w jakim go widziałem” – pisał jeden z towarzyszy wygnania,

9. O. Jakub Gagnot (Hubert od św. Klaudiusza) urodził się we Frolois w 1753 roku. Swoją profesję zakonną złożył w klasztorze karmelitańskim w Nancy 9 marca 1774 r. Zaraz potem został wysłany do klasztoru w Luneville. W 1787 roku pojawia się na nowo w Nancy jako kaznodzieja i spowiednik. W 1791 roku, zmuszony do opuszczenia klasztoru, udaje się do pewnej rodziny w Nancy. W 1793 roku zostaje uwięziony po uznaniu go przez Komitet Rewolucyjny za “niebezpiecznego fanatyka”.

10. Dwa dni po zesłaniu, 26 marca 1794 r., tak pisał do swej matki: “Prawdą jest, że gdy ktoś postrzega to wszystko oczyma świata, to nie ma nic bardziej przerażającego, ponieważ człowiek jest wyrzucony ze swej Ojczyzny, nie wie co mu przyniesie jutro, skazany jest na głód, pragnienie i nagość, jednym słowem na wieloraką śmierci, l oto los, który nas tutaj czeka. Kiedy jednak spojrzymy na to oczyma wiary, kiedy zdamy sobie sprawę, że Pan uczynił nas godnymi cierpienia dla Jego imienia, że jesteśmy prześladowani z powodu wiary, wszystko to raduje nas i ożywia świętą gorliwością do obrony religii katolickiej, apostolskiej i rzymskiej, w której urodziliśmy się i w której chcemy umrzeć… Iluż to świętych przed nami skazano na wygnanie! Jest to doprawdy łaska, jakiej Pan nam udziela… Pokładamy w nim nadzieję, a jeśli On daje nam łaskę, aby dobrze rozpocząć, będziemy Go także zawsze prosić o wytrwałość”.

11. O. Gagnot zmarł na statku – więzieniu 10 września 1794 roku w wieku 41 lat. W niewoli oddawał się posłudze na rzecz chorych. Gdy sam zachorował, zajął miejsce pośród nich i tam oddał swe życie Bogu.

12. Nasi Bracia cierpieli wraz z innymi więźniami w sposób niewypowiedziany: głód, zimno i upał, nieznośny odór, gorączka, choroby, pozbawienie możliwości komunikowania się z innymi, prześladowanie. Wydawało się, że strażnicy mieli rozkaz powolnego ich uśmiercania, podając im do picia, kropla po kropli, kielich goryczy.

13. W łączności z innymi męczennikami potrafili wybaczyć swym prześladowcom i modlić się za swych oprawców: “za przykładem naszego Boskiego Mistrza – pisał jeden z zesłańców – który modlił się za swych prześladowców, wybaczamy naszym prześladowcom ich obelgi, niesprawiedliwość, przemoc i prosimy Pana, aby złe traktowanie, jakiego doświadczaliśmy, było ekspiacją za tych, którzy nam je zgotowali.

II. Wzorce wierności na czas kryzysu

14. W świecie pełnym szybkich i głębokich zmian, jedną z wartości, która nabiera mocy jest wytrwałość i wierność.

15. Niepewność wielu sytuacji, niemożliwość stabilnego zaplanowania rzeczy, stwarza pewien relatywizm, który dotyczy również fundamentalnych elementów naszego życia konsekrowanego. Skoro nie ma idealnych warunków, aby je przeżywać, możemy poczuć się zwolnieni albo poddajemy się pokusie zapominania zobowiązania do przeżywania i ochrony naszego charyzmatu pozostając wierni środkom, które mogą nam go zagwarantować.

16. Nasi trzej bracia męczennicy uczą nas zdolności zachowania wierności pośród przemian życia i nieoczekiwanych sytuacji, których nie przewidują schematy i plany.

A. Wytrwała wierność powołaniu w trudnych okolicznościach

17. Nasze powołanie jest darem Ducha. To On kieruje historią zbawienia i naszą małą historią. Duch Święty kieruje Kościołem jako rzeczywistością trwałą i ciągłą. Jego obecność l Jego działanie są znakiem Bożej łaskawości. Duch jest darem (Dz 2,38) i obietnicą (Dz 1,4). On wskazuje nam nieprzewidywalne drogi oraz daje światło pozwalające rozeznawać Jego wyzwania i siły, by móc na nie odpowiedzieć.

18. Życie naszych trzech braci męczenników jest żywym potwierdzeniem działania Ducha, który w sposób niepowtarzalny powołuje każdego człowieka i układa okoliczności życia, a pośród nich towarzyszy jego odpowiedzi, gdy ma on spojrzenie wiary.

19. Nasi Bracia, jak opisuje nam jeden z ocalałych świadków, wraz z pozostałymi zakonnikami i kapłanami obecnymi na statku podjęli m.in. decyzję, aby się nie poddawać bezużytecznym niepokojom dotyczącym własnego uwolnienia. Przeciwnie, starali się, aby czas więzienia wykorzystać na rozważanie minionych lat i podejmowanie świętych postanowień na przyszłość, by “w uwięzieniu ciała odnaleźć wolność dla duszy”.

20. Pośród niedostatków i cierpień, w jakich żyli, zawsze mieli świadomość swego kapłańskiego zadania: dodawali otuchy swym braciom, pomagali im w modlitwie, udzielali umierającym sakramentu Namaszczenia Chorych. Więźniowie modlili się wspólnie, przypominając sobie słowa Psalmów, jako że byli pozbawieni wszystkiego; krzyży, różańców, modlitewników. Odmawiali wspólnie z pamięci słowa Mszy Św. bez możliwości konsekrowania chleba i wina, których nie mieli.

21. Odnajdujemy tutaj zachętę do tego, aby nie oczekiwać na idealne okoliczności w wierności naszemu karmelitańsko-terezjańskiemu powołaniu do modlitwy i służby; aby umieć przeżywać naszą wierność w czasach trudnych, w chwilach kryzysu, stawiając czoło nieoczekiwanym i bulwersującym wydarzeniom.

B. Wierność Kościołowi

22. Prześladowanie duchowieństwa i życia zakonnego miało na celu oddzielenie ich od Stolicy Apostolskiej i od Papieża, aby w ten sposób stworzyć Kościół narodowy podległy władzy świeckiej i przez nią zdominowany.

23. Nasi Bracia, wraz z towarzyszami niedoli, wybrali utratę przywilejów, dóbr i możliwości wobec alternatywy zerwania z Rzymem i z Papieżem, który jest więzią jedności i komunii pomiędzy wszystkimi wierzącymi. W ten oto sposób dali świadectwo tego, co dzisiaj nazywamy Kościołem komunii, który ma swój początek w Chrystusie i przedłuża się w posłudze piotrowej.

24. Taką swoją postawą nasi trzej Bracia dali świadectwo przysłowiowej miłości Kościoła naszej Świętej Matki Teresy; miłości, która skłoniła ją do odnowienia Karmelu w czasach podziału wprowadzonego przez Reformację protestancką.

25. Dzisiaj przeżywamy tajemnicę Kościoła w jej boskim i ludzkim wymiarze. Wierzymy w Boga dzięki Kościołowi, który jest historycznym miejscem obecności Jezusa i dziełem Ducha Świętego. W swej ludzkiej rzeczywistości, we wspólnocie osób wierzących w Chrystusa oraz we wzajemnej komunii podległej Kolegium Biskupów kierowanemu przez Papieża, Kościół jest zarazem święty i grzeszny. W swej kontrastującej i ograniczonej rzeczywistości przekazuje nam tajemnicę Bożą. To właśnie ten Kościół istnieje i ten mamy kochać; a nie jakiś Kościół wyidealizowany i doskonały.

26. Od naszych Braci, męczenników, powinniśmy uczyć się tej wierności Kościołowi naszych czasów, z jego blaskami i cieniami oraz rozumienia i przeżywania głębokiego sensu roli Kolegium Biskupów w łączności z Papieżem.

Zakończenie

27. W świecie nacechowanym brakiem wytrwałości i łatwym porzucaniem powziętych zobowiązań w obliczu trudności i problemów, świadectwo naszych trzech Braci męczenników staje przed nami i zachęca nas do rachunku sumienia. W ich długotrwałym i trudnym męczeństwie, ze względu na warunki, w jakich miało ono miejsce, odnajdujemy bodziec do odnowy w monotonnym rytmie każdego dnia, naszej wierności w wypełnianiu naszego powołania i misji.

28. 7 lipca 1989 roku, podczas wizyty duszpasterskiej w Danii, Jan Paweł II zwracając się do zakonnic, nawoływał osoby konsekrowane do wierności “w epoce, w której istnieje lęk przed podejmowaniem zobowiązań”. Mówił, że osoby konsekrowane są powołane do “dawanie świadectwa, że definitywne podjęcie zobowiązań, opowiedzenie się za Bogiem, które ogarnia całe życie, jest możliwe…, że warto zaryzykować podjęcie takiej decyzji, ponieważ ona was wyzwala i przynosi wam szczęście, jeśli szczerym sercem odnawiacie ją każdego dnia”.

29. Niechaj oficjalne uznanie przez Kościół świadectwa męczeństwa tych trzech karmelitów francuskich będzie dla nas wszystkich wezwaniem do wierności. Chcemy być, z pomocą Jezusa, Bożym “Amen” (por. 2 Kor 1,20), wyrazem Jego wierności, a w łączności z Maryją Dziewicą, Panną wierną, profetycznym świadectwem wierności naszemu powołaniu i misji w Kościele oraz posłudze naszym braciom w świecie gwałtownych i głębokich przemian.

Rzym, Uroczystość Zesłania Ducha Świętego 1995
O. Kamil Maccise OCD
Przełożony Generalny

http://www.karmel.pl/hagiografia/meczennicy/rochefort/baza.php?id=05

Kajetan Rajski

Przedziwny Bóg w świętych swoich

Świętość Kanonizowana – tom 4.

Rozmowa siódma

Rewolucja francuska i powrót męczenników — ofiar systemów totalitarnych

14 lipca 1789 roku wybucha Wielka Rewolucja Francuska, głosząca hasła „Wolność, równość, braterstwo”. Charakterystyczne jest to, że ta wolność, równość i braterstwo obejmowała wszystkich, oprócz katolików. W imię tych jakże dziwnie i w specyfi czny sposób pojętych haseł mordowano księży, zakonników i zakonnice. W książce Listy krwią pieczętowane Stanisław Romuald Rybicki FSC, w rozdziale Rewolucja francuska, opisuje ich straszne męczeństwo. Chciałbym Ojca zapytać o męczenników tego okresu wywodzących się spośród karmelitów i karmelitanek bosych.

Rzeczywiście, rewolucja francuska, wbrew hasłu „liberté, egalité, fraternité”, które było tylko frazesem czy pustosłowiem, 12 lipca 1790 roku uchwaliła tzw. konstytucję cywilną kleru, marginalizującą i całkowicie podporządkowującą Kościół władzom państwowym, która miała doprowadzić go do całkowitego unicestwienia, poprzez oderwanie Kościoła od Rzymu, zniesienie zakonów czy wprowadzenie przysięgi duchownych „na wierność tejże konstytucji”. Kto tej przysięgi nie złożył, bo pragnął pozostać wierny papieżowi, uważany był za buntownika i skazywano go na gilotynę. Tak zginęło siedemnaście mniszek karmelitanek bosych z klasztoru w Compiegne. Aresztowano je 24 czerwca 1794 roku. Przyjęły to z całkowitym poddaniem się woli Bożej, a nawet z radością, dając heroiczny przykład czerpania mocy ducha z miłości Boga. Za wierność Kościołowi i papieżowi zostały skazane na śmierć. Na miejsce stracenia szły ze śpiewem, odnowiwszy swe zakonne śluby na ręce przeoryszy, Teresy od św. Augustyna. Zostały ścięte w Paryżu dnia 17 lipca 1794 roku. Papież Pius X beatyfikował je w roku 1906, jako pierwsze męczennice rewolucji francuskiej. Słynny Georges Bernanos napisał o ich męczeństwie dramat Dialogi karmelitanek, przetłumaczony na wiele języków i często prezentowany na światowych scenach teatralnych. Wypada też wspomnieć, że w Polsce pierwszy opis męczeństwa swych współsióstr w powołaniu karmelitańskim opublikował z racji ich beatyfikacji św. Rafał Kalinowski.

Podczas rewolucji straciło też życie wielu francuskich karmelitów bosych. Chwały ołtarzy przez beatyfikację, dzięki posłudze sługi Bożego Jana Pawła II, dostąpiło jednak tylko trzech spośród nich, mianowicie o. Jan Chrzciciel Duverneuil, o. Michał Ludwik Brulard i o. Jakub Gagnot. Przynależą oni do grupy 64 duchownych francuskich, tzw. „opornych”, którzy nie podpisali deklaracji lojalności wobec władz rewolucyjnych i w konsekwencji zostali zgrupowani na dwóch starych statkach, służących kiedyś do przewozu niewolników, zakotwiczonych w pobliżu wyspy Aix i przetrzymywani przez kilka miesięcy. Wszystkich uwięzionych kapłanów było 829. Umieszczeni w nieludzkich warunkach pod pokładem, cierpieli głód, choroby, upokorzenia fizyczne i moralne. Nie mogli posiadać żadnych przedmiotów religijnych ani też publicznie się modlić. Gdy umierali, grzebano ich na wyspach Aix i Madame w zbiorowych mogiłach wykopanych przez ich towarzyszy, którym nie pozwolono nawet odmówić modlitwy za zmarłych. W oczekiwaniu na deportację do Gujany Francuskiej zmarło łącznie 547 kapłanów. Beatyfikacja grupy „opornych” odbyła się w Rzymie 1 października 1995 roku.

Czy mógłby Ojciec ukazać nam postacie jeszcze innych świętych i błogosławionych, ofiar krwawego terroru rewolucji francuskiej?

Ciekawe, ale do dziś nie znajdujemy żadnego z męczenników rewolucji francuskiej w gronie świętych, wielu natomiast zostało błogosławionymi, m.in.: piętnaście sióstr urszulanek z Valenciennes i cztery siostry szarytki z Arras, zamordowane w Cambrais i beatyfikowane 13 czerwca 1920 roku; trzydzieści dwie siostry zakonne z Orange (16 urszulanek, 13 sakramentek, dwie cysterki i jedna benedyktynka), beatyfikowane 10 maja 1922 roku; męczennicy paryscy (zwani też męczennikami wrześniowymi) — 191 osób (trzech biskupów, 179 księży diecezjalnych i zakonnych, dwóch diakonów, jeden kleryk, jeden brat zakonny i pięciu świeckich), beatyfikowani 17 października 1926 roku; 13 męczenników z Laval, beatyfikowanych 19 czerwca 1955 roku przez Piusa XII i męczennicy z Angers — 99 osób (księży, zakonnic, osób świeckich, głównie kobiet, także matek z dziećmi) beatyfikowanych przez Jana Pawła II dnia 19 lutego 1984 roku.

Nie zapominajmy, że w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych rozpatrywanych jest jeszcze 13 spraw męczenników francuskich z lat 1790- 1800 dotyczących 541 osób.

W marcu 1793 roku dochodzi do wybuchu powstania w Wandei. Paradoksalnie za broń w obronie wiary i króla chwycili biedni chłopi, czyli ci, dla których według ideologów, rewolucja miała przynieść polepszenie ich warunków życia. Większość na piersiach miała zawieszony krzyż lub obrazek Najświętszego Serca Jezusowego, do ubrania zwierzchniego przypinano wyhaftowane na kawałku płótna czerwone serce z napisem „Bóg i Król”. Do boju powstańcy szli z modlitwą na ustach. Nazwali siebie Wielką Armią Katolicką i Królewską. W straszliwy sposób rozprawiły się z powstańcami i ludnością Wandei wojska rewolucyjne. Rzezie te nazywane są pierwszym ludobójstwem w nowożytnej historii. Czytałem, że niejako zasiewu pod to, że mieszkańcy Wandei stanęli w obronie Boga i króla dokonał na tych ziemiach św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, który przemierzał te tereny w pierwszych latach XVIII wieku.

W czasie swoich wędrówek wygłosił św. Ludwik około dwustu rekolekcji i misji. Każda misja trwała do pięciu tygodni: uczył śpiewów religijnych, zapisywał wiernych do bractw: Różańca świętego, Pokutników, 44 Dziewic, Milicji św. Michała i Przyjaciół Krzyża. Zmarł też w czasie głoszenia misji w małej parafii Saint-Laurent-sur-Sevre, 28 lipca 1716, będąc zaledwie w 43 roku życia. Tam też został pochowany. Beatyfikowany był w 1888 roku przez papieża Leona XII, a w 1947 roku kanonizował go Pius XII.

W centrum swej duchowości osobistej i apostolskiej Ludwik Grignion postawił kult Najświętszej Maryi Panny i wierność przyrzeczeniom chrztu świętego. Aby dać temu wyraz przybrał jako drugie imię „Maria”, a do swego nazwiska dodał „Montfort”, od nazwy parafii, w której przez chrzest stał się dzieckiem Bożym.

W 1996 roku Saint-Laurent-sur-Sevre odwiedził i modlił się przy grobie świętego Jan Paweł II, który z traktatu św. Ludwika o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny zaczerpnął swe maryjne motto „Totus Tuus”, będące dewizą jego pontyfikatu.

Od czasów rewolucji francuskiej każda następna, czy to komuna paryska z 1871 roku, rewolucja meksykańska z lat 1910-1917, czy rewolucja październikowa 1917 roku, swoją szczególną agresję kierowała wobec Kościoła. Jak Ojciec sądzi, dlaczego?

Dlatego, że Kościół zawsze bronił godności i praw człowieka, i to nie z racji konwencjonalnych, ale teologicznych, przypominając doktrynalną podstawę i teologiczny fundament tej godności i wynikających z niej praw, tj. stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boże, jego odkupienie krwią Chrystusa, obdarowanie go — w Chrystusie — Bożym synostwem i powołanie go do życia z Bogiem samym przez całą wieczność. Nadto, broniąc praw człowieka, Kościół przypominał mu także o jego obowiązkach i tym samym bronił praw Bożych, bo przecież na obraz i podobieństwo Boga człowiek został stworzony, a nikt nie zna człowieka tak jak Bóg, nikt nie kocha go tak jak Bóg i nikt nie postawił człowieka w centrum wszechświata tak jak Bóg. Dyktatorzy zaś, nieważne czy biali, czy czerwoni, chcieli być jedynymi „panami” swoich społeczeństw, dlatego Kościół i jego ludzi eliminowali jako wrogów pierwszej klasy…

W latach 30-tych XX wieku dochodzi w Hiszpanii do krwawych wydarzeń. W 1931 roku proklamowano republikę i Kościół stał się obiektem pierwszych ataków. Później, dzięki temu, że w wyborach w 1933 roku odniosły sukces partie prawicowe, doszło do pewnej poprawy sytuacji. Niestety, w 1936 roku w wyniku sfałszowanych wyborów zwyciężył tzw. Front Ludowy złożony z socjalistów, marksistów, anarchistów, szeroko był w nim reprezentowany liberalizm antykościelny i masoneria. Dało to początek olbrzymiej fali wystąpień skierowanych przeciwko Kościołowi. Ks. dr Józef Alonso, Hiszpan, kapłan z Prałatury Opus Dei, w rozmowie ze mną powiedział, że w sumie śmierć męczeńską poniosło 11 biskupów, ponad 16 tysięcy księży i zakonników, kilkaset zakonnic oraz 200 tysięcy osób świeckich z powodu wyznawanej wiary. Zburzonych i spalonych zostało ponad 22 tysiące kościołów i klasztorów. Dodał, że wtedy „walczono z wszelkimi objawami religii katolickiej. Profanowano tabernakula, relikwiarze i inne precjoza. Palono obrazy”. Wywlekano z grobowców pochowanych zakonników, a ich głowami grano w piłkę. Kolejny przykład totalnego zdziczenia i obłędu na punkcie niszczenia czegokolwiek, co tylko jest związane z wiarą katolicką… Poprzez te wydarzenia Kościół hiszpański dał nam olbrzymią rzeszę błogosławionych.

Rzeczywiście. Dodajmy jeszcze, że komunistów hiszpańskich wspierali sowieci i brygady międzynarodowe, w tym także — co jest jedną z czarnych plam naszej historii — około pięciotysięczny batalion Polaków, dowodzony przez prosowieckiego generała Karola Świerczewskiego, ps. „Walter”. W czasach PRL wykreowano go na niezłomnego bohatera walk z faszyzmem, „człowieka, co kulom się nie kłaniał”. Jednak — jak przypomina Bartłomiej Kozłowski — „komunistyczni biografowie Waltera raczej nie pisali o takich cechach tej postaci, jak pijaństwo i okrucieństwo”. Osobiście torturował i rozstrzelał on wiele ofiar, zwłaszcza spośród duchownych.

Mnie uderza bardzo to, że wielu spośród męczenników hiszpańskich było ludźmi bardzo młodymi. Często nie liczyli jeszcze trzydziestu lat życia. Byli wśród nich liczni członkowie Akcji Katolickiej, seminarzyści, czy zakonnicy, będący jeszcze w okresie formacji. Niektórzy klerycy zakonni tyle co powrócili do swej ojczyzny po studiach teologicznych z Rzymu, z Francji, z Ziemi Świętej lub z innych krajów. Wielu Marysiom powracającym z Francji nie pozwolono nawet swobodnie opuścić okrętu, ale aresztowano ich już w porcie w Barcelonie i bezwzględnie zamordowano. W gronie 498 męczenników hiszpańskich beatyfikowanych 28 października 2007 roku było aż 18 nowicjuszy, którzy nie ukończyli jeszcze 19 lat życia, a najmłodszy, salezjanin Federico Cobo Suárez, liczył ich zaledwie 16.

Z ogromnej liczby męczenników prześladowania religijnego w Hiszpanii chwałą ołtarzy cieszy się 977, z których 471 beatyfi kował, a 11 potem także kanonizował Jan Paweł II. Czterech z nich było biskupami, 43 księżmi diecezjalnymi, 379 osobami konsekrowanymi i 45 świeckimi.

W dniu 29 października 2005 roku odbyła się pierwsza beatyfikacja męczenników hiszpańskich za pontyfikatu Benedykta XVI. W poczet błogosławionych zostało wtedy wpisanych siedmiu księży diecezjalnych z Urgell i jedna siostra zakonna.

Najliczniejszą grupę męczenników hiszpańskich wyniesionych na ołtarze podczas jednej ceremonii liturgicznej stanowi wspomniana już beatyfikacja 498 spośród nich, która miała miejsce 28 października 2007 roku: błogosławionymi zostało ogłoszonych dwóch biskupów, 23 kapłanów diecezjalnych, 462 zakonników i zakonnic, dwóch diakonów, jeden subddiakon, jeden seminarzysta i siedem osób świeckich.

Czy wśród męczenników hiszpańskich wydarzeń znajdujemy także członków Waszego zakonu?

Tak, i to licznych. Pierwszymi beatyfikowanymi męczennicami prześladowania religijnego w Hiszpanii były właśnie trzy mniszki karmelitanki bose z Guadalajary: Maria Pilar, Teresa i Maria Angeles. Jan Paweł II przyznał im chwałę ołtarzy 29 marca 1987 roku. Do dziś w prawie tysięcznej grupie męczenników hiszpańskich, którzy zostali wpisani w poczet świętych i błogosławionych, znajduje się 84 tych, którzy żyli duchowością Karmelu, mianowicie: 31 karmelitów bosych (OCD), cztery karmelitanki bose (OCD), 16 karmelitów i jedna karmelitanka dawnej obserwancji (OCarm), cztery karmelitanki misjonarki (CM), przełożona generalna i 24 siostry karmelitanki od miłości (CCV), jedna siostra ze zgromadzenia św. Teresy (STJ), założyciel i jedna siostra z instytutu terezjańskiego (IT). Wśród tych męczenników było kilku kleryków, jeden nowicjusz i jeden wykładowca Papieskiego Instytutu Duchowości „Teresianum” w Rzymie, który przebywał w Hiszpanii, by w okresie wakacji odwiedzić swoich najbliższych.

Bł. Apolonię Lizarraga Ochoa de Zabalegui, przełożoną generalną karmelitanek od miłości, zamordowano w Barcelonie ćwiartując ją jeszcze za życia i dając jej ciało na pożarcie dla świń. Nadto dwóch z beatyfikowanych karmelitańskich męczenników hiszpańskich było związanych z Polską, z Krakowem, gdzie pracowali w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Są to bł. Eufrazjusz Barredo Fernández, karmelita bosy i bł. Anastazy Dorca Coromina, karmelita. Obaj przybyli do Polski, aby wspomóc nasze klasztory, dźwigające się do życia po zaborach i po pierwszej wojnie światowej.

Bł. Eufrazjusz Barredo Fernández pracował w Krakowie w latach 1926-1928. Przyjechał zaledwie cztery lata po przyjęciu święceń kapłańskich. Wykładał teologię w tutejszym Kolegium Teologicznym Karmelitów Bosych przy ul. Rakowickiej. Latem 1928 roku powrócił do Hiszpanii, gdyż utworzono tam nową prowincję zakonną Burgos, która potrzebowała własnej kadry wychowawczej. Mianowano go wykładowcą teologii ascetycznej i mistycznej w Oviedo oraz dyrektorem ukazującego się w Burgos kwartalnika „El Monte Carmelo”. W 1933 roku został wybrany przeorem oviedańskiego klasztoru karmelitów bosych, gdzie w roku następnym spotkała go męczeńska śmierć ze strony zaślepionych komunistyczną ideologią rodaków. Miał wtedy tylko 37 lat i 8 miesięcy.

W jego listach z Krakowa pisanych do Hiszpanii znajdujemy wiele ciekawostek. Narzekał m.in. na polskie śniegi i mrozy. Nie mógł się też nadziwić, że do klasztoru w Czernej, na imieniny o. przeora Sylwestra Gleczmana „jechali wozem bez kół”, czyli saniami, których wcześniej w gorącej Hiszpanii nie znał. W tutejszym naszym klasztorze mamy po nim miłą pamiątkę. Przed chórem zakonnym, czyli przed kaplicą, w której zakonnicy odmawiają brewiarz i swoje zakonne modlitwy, wisi duży obraz św. Jana od Krzyża. Był on namalowany w 1927 roku, a malarzowi pozował właśnie o. Eufrazjusz. Nietrudno jest zauważyć podobieństwo, gdy patrzymy na ten obraz i na zdjęcie o. Eufrazjusza. W kronice klasztoru, opisując odpust ku czci św. Jana od Krzyża z 1927 roku, zaznaczono, że „na ołtarzu był umieszczony wielki obraz, świeżo wykonany, przedstawiający nader pięknie św. Jana od Krzyża, przyciskającego do serca wielki krzyż. Pozował do obrazu wielebny o. Eufrazy, zabity potem od komuny w Oviedo. Jest nadzieja, że ten ojciec, znany u nas w Polsce, może rychle dostąpi zaszczytów błogosławionych. Już się mu to może znaczyło przez to, że na obraz św. Jana od Krzyża, on, jako nabożna postać hiszpańska i mądrość doktorska, posłużył za model”. A w jednej hiszpańskiej książce czytamy: „Dobrze uczyniłeś krakowski malarzu, że wybrałeś na model dla twego płótna, na którym odtworzyłeś św. Jana od Krzyża, naszego karmelitę z Hiszpanii. Podziwiałeś w nim psychiczne cechy świętego Reformatora, którymi zawsze żył o. Eufrazjusz, zarówno jako nowicjusz, zakonnik i przeor, co potwierdził swoją śmiercią męczennika, śmiercią świętego”.

Zakonnicy naszego klasztoru ubolewali, gdy o. Eufrazjusz wracał z Krakowa do Hiszpanii. Kronika odnotowała: „Żal nam go było bardzo. Mozolił się on u nas 2 lata z młodzieżą. Mógłby być wychowawcą, by większy wpływ wywierać na naszych kleryków, jeszcze dostatecznie w świętości swej nie wybielonych i nie wyanielonych zakonnie”. A gdy nadeszła wiadomość o jego męczeństwie, kronikarz pisał o nim jako o „człowieku wielkiej nauki i nie mniejszej cnoty”, żywiąc równocześnie nadzieję, że „będzie się on za nami i za Polską naszą wstawiał się przed Bogiem tak samo, jak za swą ojczyzną — Hiszpanią”

Co więcej, latem 1927 roku bł. Eufrazjusz był na odpoczynku w karmelitańskim klasztorze wadowickim, gdzie poznał o. Alfonsa Mazurka, dyrektora Niższego Seminarium. Łączyło ich wiele wspólnych zainteresowań, jak np. praca wychowawcza i zamiłowanie do muzyki. Żaden z nich nie przypuszczał chyba jednak, że w przyszłości połączy ich jeszcze męczeńska śmierć i chwała ołtarzy. O. Alfons zaproponował gościowi wykonanie wspólnego, grupowego zdjęcia z wychowankami alumnatu. Zdjęcie to przetrwało do naszych dni. W listopadzie 1999 roku, tj. w kilka miesięcy po beatyfikacji o. Alfonsa, opublikował je hiszpański dwumiesięcznik świeckiego zakonu karmelitańskiego „Carmelo seglar” z Burgos, wraz z obszernym komentarzem pt.: „La irradiación de los Santos” („Promieniowanie świętych”). Czytamy tam m.in. że „miał rację ten, kto powiedział, że XX wiek był wiekiem świętych Karmelu. Niewiele zakonów widziało się bowiem napełnionych i ukoronowanych tyloma swoimi synami i córkami, którzy uświęcili się wśród nas, czerpiąc życiodajne soki z Reguły karmelitańskiej. Rzeczywiście, w XX w. troje świętych Karmelu zostało ogłoszonych doktorami Kościoła, św. Edyta Stein współpatronką Europy a św. Rafał Kalinowski patronem Sybiraków. Nadto wielu karmelitów i karmelitanek bosych było beatyfikowanymi i kanonizowanymi”. Następnie autor wspomnianego artykułu informuje hiszpańskich czytelników, że „ Jan Paweł II beatyfikował w Warszawie wraz ze 107. towarzyszami o. Alfonsa Mazurka, polskiego karmelitę bosego” i kreśli jego biografię, zaznaczając, że „był on wychowankiem św. Rafała Kalinowskiego”. Niezwłocznie jednak dodaje, że „św. Rafał nie był jedynym świętym, którego o. Alfons poznał w swym życiu, bo spotkał się on także z o. Eufrazjuszem Barredo Fernándezem, na którego beatyfikację oczekujemy. Spotkanie to dokumentuje zdjęcie obu męczenników, wykonane latem 1927 r. w Wadowicach, w otoczeniu wychowanków niższego seminarium. Obaj zakonnicy zostali potem przeorami i obaj ponieśli jako przeorzy śmierć męczeńską. Jako pierwszy zginął z rąk komunistów o. Eufrazjusz; o. Alfonsowi zadali natomiast śmierć naziści. O. Alfons cieszy się już chwałą ołtarzy, o. Eufrazjusz jeszcze czeka na tę chwilę, ale jedno jest pewne — konkluduje autor hiszpańskiego artykułu — że zdjęcie to jest jedyne: dwóch świętych Karmelu obok siebie! Jeden Hiszpan, a drugi Polak! Słusznym jest więc wyjściowe określenie promieniowanie świętych, bo u boku jednego świętego wzrasta świętych wielu”.

O. Eufrazjusz też doczekał się beatyfikacji owego 28 października 2007 roku w Rzymie, razem z 497. męczennikami prześladowania komunistycznego na Półwyspie Iberyjskim z lat 1934-1939. Należy do nich wspomniany już, związany z Polską o. Anastazy Dorca Coromina. Po studiach doktoranckich w Rzymie, gdzie przyjął także święcenia kapłańskie, w 1931 roku został skierowany do Polski i zamieszkał w klasztorze karmelitów na Piasku w Krakowie, wykładając teologię. Po dwóch latach powrócił do Katalonii i pracował w klasztorze w Olot. Zasłynął jako dobry kaznodzieja i zakonnik zaangażowany na polu socjalnym, w myśl encyklik społecznych „Rerum novarum” Leona XIII i „Quadregesimo anno” Piusa XI. Zamordowano go latem 1936 roku.

Wspomniał ojciec o bł. Alfonsie Mazurku, męczenniku hitleryzmu. W drugiej wojnie światowej polskie duchowieństwo złożyło Bogu i Ojczyźnie wielką daninę. Według książki o. Władysława Szołdrskiego CSsR Martyrologium duchowieństwa polskiego pod okupacją niemiecką w latach 1939-1945 (Rzym, 1965) straty osobowe Kościoła w Polsce wyniosły 2 579 księży diecezjalnych i zakonnych, kleryków, braci zakonnych i sióstr zakonnych. Z kolei w wydanym w 1977 roku w Warszawie nakładem Akademii Teologii Katolickiej pierwszym wolumenie pięciotomowego dzieła opracowanego na polecenie Episkopatu Polski przez dwóch salezjanów: ks. Wiktora Jacewicza i ks. Jana Wosia Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską 1939-1945 straty polskiego duchowieństwa są wyższe o 222 osoby i wynoszą 2 801. Z informacji, które uzyskałem w innych opracowaniach wynika, że i ta liczba nie jest liczbą ostateczną i na pewno uległa podwyższeniu. Czy może Ojciec powiedzieć, czy znane są już obecnie dokładne straty polskiego duchowieństwa?

Ustalenie dokładnej liczby zamordowanych nie jest nigdy czymś łatwym, tym bardziej, że zawieruchy wojenne czy rewolucyjne uniemożliwiają prowadzenie dokładnych statystyk. Wracając jeszcze do liczby męczenników hiszpańskich, historycy nie są zgodni co do dokładnej ich liczby. Mówią o dziesięciu tysiącach ofiar ślepego prześladowania religijnego. Dlatego cyfry wskazane przez ks. dr. Alonso trochę mnie zaskoczyły. Według studium abpa Antoniego Montero Moreno, opublikowanego w 1960 roku, zamordowanych duchownych było 6832, wśród których 12 biskupów, jeden administrator apostolski, 4184 księży diecezjalnych, wielu seminarzystów (diakonów, subdiakonów, alumnów), 2 365 zakonników i 238 sióstr zakonnych. Dane te potwierdzają badania i obliczenia Wincentego Cárcel Ortí, jakich się podjął z okazji przygotowywania Martyrologium XX wieku, o którego opracowanie z okazji Wielkiego Jubileuszu Dwutysiąclecia Chrześcijaństwa prosił sługa Boży Jan Paweł II. Według niego do wspomnianej liczby prawie siedmiu tysięcy duchownych należy dodać ponad trzy tysiące świeckich, głównie z Akcji Katolickiej, co daje łączną sumę dziesięciu tysięcy ofiar.

Wracając do pytania o liczbę strat polskiego duchowieństwa w czasie ostatniej wojny światowej, nie wiem czy kiedykolwiek poznany ją w detalach. Bo przecież oprócz męczenników hitleryzmu istnieje cała rzesza tych, którzy zostali zamordowani przez reżim sowiecki i szowinizm ukraiński, a nadto przez komunistów polskich w czasach PRL. Do wskazanych przez Ciebie pozycji o. Władysława Szołdrskiego, redemptorysty, i księży Wiktora Jacewicza i Jana Wosia, salezjanów, należy dodać bezcenne opracowania ks. Romana Dzwonkowskiego, pallotyna, sięgające czasów pierwszej wojny światowej i obejmujące też lata PRL, tj. książkę pt. Losy duchowieństwa katolickiego w ZSRR 1917-1939 oraz Leksykon duchowieństwa polskiego represjonowanego w ZSRS 1939-1988 (Lublin 2003). W 1992 roku Archidiecezjalne Wydawnictwo Łódzkie wydało Martyrologia Duchowieństwa Polskiego 1939-1956, a w latach 2002-2006 w Wydawnictwie Księży Werbistów „Verbinum” ukazał się trzytomowy Leksykon Duchowieństwa Represjonowanego w PRL w latach 1945-1989, pomordowani, więzieni, wygnani, opracowany pod redakcją ks. prof. Jerzego Myszora, jako odpowiedź na apel Ojca Świętego Jana Pawła II, który wzywał, „ażeby Kościoły lokalne, zbierając konieczną dokumentację, uczyniły wszystko dla zachowania pamięci tych, którzy ponieśli męczeństwo”.

„Nasz Dziennik” publikuje regularnie w swej rubryce „Księża niezłomni” biogramy bohaterskich kapłanów polskich, którzy nie ugięli się przed prześladowaniem i dochowali wierności Chrystusowi i Kościołowi, nawet za cenę utraty życia. Ostatnio w tym samym cyklu, jakkolwiek pod tytułem „Kościół niezłomny” odnotowywane są także prześladowane przez reżim komunistyczny siostry zakonne, a sądzę, że przyjdzie też czas na przywołanie w tym cyklu również osób świeckich, które nie ugięły się przed szykanami i pomimo dyskryminacji za poglądy religijne, trwały w wierności Chrystusowi i Kościołowi.

W końcu ks. prof. Zdzisław Aleksander Jastrzębiec-Peszkowski oraz dr inż. Stanisław Zygmunt Maria Zdrojewski wydali w 2002 r. monumentalne, poprzedzone słowem wstępnym Prymasa Polski dzieło pt. Katoliccy duchowni w Golgocie Wschodu. W sumie, zestawiając dane, wolno mówić o kilku tysiącach polskiego duchowieństwa, które swą wierność Panu przypłaciło męczeństwem w XX wieku.

W numerze 5 Biuletynu „Męczennicy” w artykule „Salezjanie w Auschwitz” możemy przeczytać opisy męczeństwa księży salezjanów. Przytoczę tutaj jeden z nich:

W wigilię patronalnego święta Zgromadzenia Salezjańskiego, w przeddzień uroczystości Wspomożycielki Wiernych ks. Jan Świerc został aresztowany razem z innymi współbraćmi. Był wieczór, 23 maja 1941 r. Z Konfederackiej przewiezieni zostali do krakowskiego więzienia Montelupich. Tam miały miejsce przesłuchania, bicie, szczucie psami i wreszcie zaimprowizowany sąd i wyrok — obóz koncentracyjny w Oświęcimiu.

Więźniów przywieziono skutych kajdanami po dwóch transportem inteligencji krakowskiej i żydów, 26 czerwca 1941 roku. Było ich dwunastu — 11 księży i koadiutor. Na placu apelowym zdjęto im kajdanki i po „krwawym chrzcie” przeznaczono do karnej kompanii na bloku śmierci w Oświęcimiu. Dowódca karniaka, esesman o szczurzym wyrazie twarzy i czarnych krogulczych oczach, każdego nowo przybyłego pytał o zawód. „Ksiądz katolicki” — padała odpowiedź. Wściekał się, kopał butem w brzuch, bił batogiem po twarzy, po głowie, aż krew rudymi strużkami spływała na szyję i plecy. Posypały się obelgi i przekleństwa. „Tyś ksiądz? Tyś Pfaffe, złodziej, obłudnik.” Następnie wygłosił przemówienie powitalne, które kończyło się apostrofą: „Zdechniecie tu wszyscy, świńskie psy! Jedyna nadzieja dla was to krematorium”.

Następnego dnia obóz wyruszył do pracy. Z kotłowiska ludzi na placu uformowały się oddziały i przeszły przez bramę. Więźniowie niewyspani, głodni, jakby zaczadzeni oparami krwi i trupich dymów, które wydobywały się ognistymi pióropuszami z kominów krematoryjnych. Kompania karna pracowała w dołach żwirowych. Księży i Żydów odłączono i oddano pod szczególniejszą opiekę esesmanów i kapo-sadysty. Każdy otrzymał żelazną taczkę, łopatę i kilof. Praca polegała na rozbijaniu kilofem kamieni i żwiru, ładowaniu na taczki i wożeniu do dołu głębokiego na osiem metrów. Prace należało wykonywać „biegiem”, czego pilnowali uzbrojeni w styliska specjalni przodownicy pracy. Bili bez litości, a szczególnie znęcali się nad księżmi. Po krótkim czasie krwawymi odciskami pokrywały się dłonie i zmęczenie zaczęło ogarniać obolałe kości.

Pierwszy upadł ks. Jan Świerc, dyrektor i proboszcz domu i parafi i salezjańskiej w Krakowie na Dębnikach. „Robić ci się nie chce! — odezwał się okrutny kapo. — Zaraz ci pomogę — i grubym styliskiem uderzał po głowie, po plecach”. Ksiądz Jan chwycił naładowaną ciężkimi kamieniami taczkę i zwolna posuwał się ku dołowi. Za nim kroczył zwyrodniały kapo, zmuszał do pośpiechu, okładał strasznymi razami, kopał w brzuch. Ilekroć nieszczęśliwiec upadł na ziemię, kopniakami zmuszany był do powstania. Ksiądz Jan czuł, że zbliżają się ostatnie chwile jego życia. Żegnał się ze światem, ku niebu kierował swe myśli.

„O Jezu, Jezu — wzdychał za każdym uderzeniem”. To doprowadzało kapo do szału. Błyskawice zapaliły się w jego oczach. „Ja ci pokażę Jezusa! — krzyczał rozwścieczony. — Tu nie ma Boga! On cię z rąk moich nie wyrwie!” Po tych słowach zaczął miotać straszne bluźnierstwa. W pewnym momencie twardym batogiem uderzył z całej siły w twarz tak fatalnie, że oko wypłynęło na wierzch. Na jednym ścięgnie kołysało się na policzku, a z czarnej jamy ocznej sączyła się ciemną strugą krew. Zmasakrowana twarz pokryła się zakrzepłą krwią. Ksiądz Jan żył jeszcze, modlił się. Dochodziły do nas przytłumione jęki: „O Jezu, zmiłuj się nade mną!…” Po raz ostatni odwrócił ku nam twarz i żegnał nas niemym spojrzeniem. Krwawy kapo postanowił zadać swej ofierze cios śmiertelny. Podniósł księdza z ziemi i całą siłą pchnął na taczkę z kamieniami, tak iż złamał mu krzyż. Zwisającą głowę zmiażdżył kamieniem.

„Po mistrzowsku to zrobiłeś” — rozległ się okrzyk i chichot stojących esesmanów. Ksiądz Jan nie żył. Ciało jego, jeszcze ciepłe, zawieziono na taczce do krematorium, a dusza kapłana-męczennika poszła po palmę zwycięstwa do Tego, za Którego on krew swą przelał.

Ksiądz Jan Świerc, pierwsza ofiara tego pamiętnego dnia, 27 czerwca 1941 r., zginął na słynnym żwirowisku. Odszedł do Pana po nagrodę za wierność powołaniu salezjańskiemu i kapłańskiemu.

Zginął w 64. roku życia, 42. ślubów zakonnych i 38. kapłaństwa.

Numer obozowy 17 352.

Wstrząsający to opis męczeństwa. Takich opisów w różnych publikacjach możemy znaleźć setki tysięcy… Śmierć żołnierza, walczącego nawet z przeważającymi siłami wroga, ale z bronią w ręku, jest zrozumiała. Ale na pewno nie jest zrozumiała śmierć człowieka torturowanego w więzieniu, zamęczonego w niemieckim obozie koncentracyjnym, czy w łagrze sowieckim…

Tak, ale komunizm i nazizm — ateistyczne i totalitarne systemy XX wieku — zamierzały programowo zniszczyć religię i zamiar ten brutalnie realizowały, bo na miejscu Boga chciały postawić system oraz uosabiającego go wodza wraz z aparatem ciemiężycielskiej władzy. Oba systemy były okrutne. Nie liczyły się z człowiekiem, jego godnością i wrodzonymi prawami, ale słały sobie drogę do celu milionami ofi ar i oceanem cierpienia, wyciskając również swe brutalne piętno na Polsce, gdzie ze szczególnym okrucieństwem prześladowano Kościół katolicki.

Jednak gdy ogromne szkody wyrządzone mu przez nazizm hitlerowski były za czasów PRL badane i opisywane, co leżało w interesie władz komunistycznych, represje i zbrodnie komunistów względem Kościoła były zatajane i niedostępne dla jakichkolwiek badań historyków, a tym bardziej dla publikacji. Sytuacja zmieniła się dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, wraz z przemianami ustrojowymi.

Przytoczyłeś opis męczeństwa sługi Bożego ks. Jana Świerca. Pozwól, że przytoczę ze swej strony opis męczeństwa bł. Alfonsa Mazurka. Gdy latem 1944 roku losy wojny przesądzały się coraz bardziej przeciwko Niemcom, zaczęli oni budować okopy na zachodniej granicy Generalnego Gubernatorstwa, przymuszając do pracy okoliczną ludność. Wmawiano cynicznie Polakom, że chodzi o obronę Polski i zachodniej, chrześcijańskiej cywilizacji przed zalewem sowieckiego komunizmu. Oczywiście, argumentacja ta nie przynosiła żadnego skutku i ludzie szli do tej pracy z wielkim oporem, dlatego często urządzano obławy, łapanki, a także dokonywano morderstw w celu zastraszenia.

Dla Czernej i okolicy szczególnie tragicznym dniem w tym sensie okazał się 28 sierpień. Przed południem Niemcy, zamordowawszy kilka osób w pobliskich wioskach i w samej Czernej, zjawili się w klasztorze. Nakazali zakonnikom udać się do punktu zbiorczego w Czernej i krzyczeli, że nie obędzie się bez kilku pogrzebów. O. Alfons, jako przełożony, którym okupanci interesowali się szczególnie, zachowywał spokój. Udał się na chwilę do kościoła, pomodlił się przed Najświętszym Sakramentem i przed ołtarzem Matki Bożej Szkaplerznej, po czym szedł na czele kolumny swoich współbraci. Z punktu zbiorczego w Czernej prowadzono ich razem ze spędzonymi tam mieszkańcami wioski do Krzeszowic. Kolumnę eskortował samochód z żołnierzami. Po przemaszerowaniu sporego odcinka polecono o. Alfonsowi wsiąść na platformę samochodu i odjechano razem z nim, maltretując go, w kierunku Krzeszowic, a potem w stronę Nawojowej Góry. Tam, na małej łące, nieco w bok od głównej drogi, dokonano jego męczeństwa. Zepchnięto go z samochodu i rozkazano iść przed siebie. Zachowywał spokój, w ręce trzymał różaniec, który odmawiał. Po chwili krzyknięto by się odwrócił i zaczęto strzelać prosto w jego twarz. Upadł, ale podniósł się jeszcze, jak gdyby chciał iść dalej. Runął jednak ponownie i jeden z żołnierzy podbiegł do niego, kopnął go i wrzucał do jego ust ziemię z kretowiska. Niemcy nakazali następnie jednemu z gospodarzy odwieźć ciało zmarłego na cmentarz do Rudawy i pogrzebać je. I właśnie gdy furman jechał z zamordowanym do Rudawy, spotkał kolumnę czernian i zakonników, którzy poznali po zakonnych sandałach i karmelitańskim habicie swojego zmaltretowanego przeora. Jeden ze współbraci kapłanów udzielił mu sakramentalnego rozgrzeszenia. Ciało męczennika, przykryte słomą, udało się przywieźć do klasztoru, gdzie nazajutrz, 29 sierpnia o zmierzchu, mimo zastraszenia i terroru ze strony Niemców, odbył się pogrzeb, w którym obok współbraci zakonnych uczestniczyła też spora gromada wiernych, pogrążonych w smutku i płaczu. Zamordowanego przeora pochowano obok nowicjusza, sługi Bożego Franciszka Powiertowskiego, którego Niemcy zastrzelili cztery dni wcześniej, i który został włączony do procesu beatyfikacyjnego drugiej grupy polskich męczenników hitleryzmu.

Wielu męczenników hitleryzmu mamy już wśród świętych i błogosławionych Kościoła, jak np.: św. o. Maksymilian Maria Kolbe, bł. ks. bp Michał Kozal, bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski, błogosławione Męczenniczki z Nowogródka — Nazaretanki oraz 108 błogosławionych na czele z ks. abp. Antonim Julianem Nowowiejskim. Obecnie od kilku lat trwa proces beatyfikacyjny kolejnej dużej grupy męczenników, która liczy ponad 100 sług Bożych. Wiem także, że jezuici prowadzą proces 16 męczenników….

Wybacz, że wchodzę Ci w słowo, ale chciałbym tutaj dodać jedną ciekawostkę, jakże aktualną w tych dniach, kiedy to Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że wieszanie krzyży w klasach to naruszenie „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” oraz pogwałcenie „wolności religijnej uczniów”. Chodzi o proces beatyfikacyjny ks. Gerarda Hirschfeldera z Kłodzka, w który zostałem urzędowo zaangażowany. Kapłan ten, który przez siedem lat pracował jako wikariusz i duszpasterz młodzieży w Kudowie-Czermnej w diecezji świdnickiej, i gdzie też spoczywają jego prochy krematoryjne, żył w latach 1907-1942. Tamtejsze tereny należały do Niemiec i sam był Niemcem. Sprzeciwił się jednak ideologii nazistowskiej, i stanął w obronie krzyża. Podczas kazania, po zbezczeszczeniu przez faszyzującą młodzież krzyża stojącego przy drodze do wsi Wyszki, pomimo wcześniejszego zastraszania, a nawet i pobicia przez faszystowskich bojówkarzy, powiedział odważnie: „Kto wyrywa z serc młodzieży wiarę w Chrystusa, jest zbrodniarzem!”. Został więc aresztowany i uwięziony w Kłodzku, skąd po czterech miesiącach skierowano go obozu koncentracyjnego w Dachau. Zmarł z wycieńczenia w równy rok od dnia aresztowania, tj. 1 sierpnia 1942 r. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczęto 19 września 1998 r. w Münster, gdzie mieszka wielu Niemców wywodzących się z Ziemi Kłodzkiej. Grób sługi Bożego otaczany jest opieką przez dzisiejszych parafian Czermnej, naszych rodaków, a Gość Świdnicki (dodatek diecezjalny Gościa Niedzielnego) nazwał go „naszym przyszłym świętym diecezjalnym”. Święci oferują zawsze przesłanie pokoju i jedności.

Dziękuję za to dopowiedzenie. Wracając do wcześniejszego wątku, gdy porównuję zaangażowanie naszego Kościoła w Polsce w beatyfikacje męczenników II wojny światowej do owocnych starań Kościoła hiszpańskiego, który doczekał się uwielbienia tej rzeszy męczenników z lat 30-tych XX wieku, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, to przyznam, iż mam wrażenie, że trochę jakby zaniedbano, czy też zaniechano możliwość wyniesienia do chwały ołtarzy polskich męczenników drugiej wojny światowej, zwłaszcza męczenników komunizmu…

Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie zawiera się już częściowo w moich wcześniejszych wypowiedzianych. O męczennikach komunizmu nie wolno było mówić… A nadto do pontyfi katu Jana Pawła II nie został wyniesiony na ołtarze żaden męczennik wojny hiszpańskiej, niemieckiego hitleryzmu czy sowieckiego komunizmu. Przecież sam o. Maksymilian Kolbe, męczennik Oświęcimia, beatyfikowany był przez Pawła VI jako wyznawca… Wprawdzie Sobór Watykański II w konstytucji dogmatycznej „Lumen Gentium” (nr 49-50), traktując o powszechnym powołaniu do świętości i wskazując równocześnie na różnorodne formy jej realizacji i na środki do niej wiodące, przywołał męczenników, „którzy przelawszy krew swoją, dali najwyższe świadectwo wiary i miłości” tuż po Najświętszej Maryi Pannie i Aniołach, to jednak w latach posoborowych nie wynoszono męczenników na ołtarze. Wyjątek stanowi kanonizacja męczenników z Ugandy z lat 1885-1887, na czele z Karolem Lwangą, której dokonał Paweł VI w 1964 roku, podczas trzeciej sesji Soboru. Dopiero nadejście Jana Pawła II sprawiło, że podjęto dogłębną refleksję dotyczącą problematyki męczeństwa. Ojciec Święty zawsze, tj. od pierwszych dni pontyfikatu był świadomy tego, co później napisał w Tertio millennio adveniente (nr 37), że w „XX wieku wrócili męczennicy” i „zginęło ich w tym wieku więcej niż we wszystkich dziewiętnastu stuleciach od narodzenia Chrystusa”. Refleksja ta wydała obfite owoce w wypracowaniu nowych kryteriów męczeństwa w procedurze kanonizacyjnej, co reasumuje w swej monografii i pt. Koncepcja męczeństwa w praktyce Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych (Wrocław-Rzym 1992) ks. dr Józef Lisowski. Analizując dogłębnie zagadnienie męczeństwa, wychodząc od samej etymologii greckiego słowa martyr — świadek i martyrion — świadectwo, poprzez baptismus sanguinis — chrzest krwi, aż po współczesne rozumowanie zagadnienia odium fidei — nienawiści do wiary ze strony prześladowcy i powiązania tegoż motywu z motywami ubocznymi, jak np. kwestie polityczne, rasowe, narodowościowe, ks. Lisowski przywołuje fakt wypracowania w najnowszej procedurze kanonizacyjnej tzw. elementu przeważającego — motivum praevalens, co oznacza, że można udowodnić heroiczne męczeństwo także wtedy, gdy w przyczynie męczeństwa ze strony prześladowcy jego nienawiść do wiary nie jest jedyną, ale jest przeważającą.

Nadto w kwestii samego rozumowania kim jest prześladowca, zostały wprowadzone poważne zmiany z tradycyjną koncepcją i oprócz tradycyjnych prześladowców w sensie osób fizycznych, od procesu kanonizacyjnego św. Maksymiliana M. Kolbe, dzięki zaangażowaniu o. Joachima Bara OFMConv., rozpoznaje się prześladowcę zbiorowego w postaci wrogiego religii systemu totalitarnego, jak właśnie narodowy socjalizm (faszyzm) w Niemczech, dyktatorskie rządy komunistyczne w Meksyku czy w Hiszpanii, czy w końcu dyktatura proletariatu także i u nas. Pierwszym procesem doprowadzonym do beatyfikacji męczennika polskiego komunizmu było wyniesienie na ołtarze bł. ks. Władysława Findysza z diecezji rzeszowskiej. Nie doczekał jego beatyfi kacji Jan Paweł II, ale w grudniu 2004 r. podpisał dekret o jego heroicznym męczeństwie za wiarę, zadanym przez komunistów.

Trwają, jak wiemy, kolejne procesy wprowadzane w tym kluczu przez niektóre diecezje polskie, archidiecezję lwowską, a nadto przez konferencję biskupów katolickich Federacji Rosyjskiej. Mianowicie w archidiecezji warmińskiej trwa proces beatyfikacyjny 16 sióstr katarzynek, które poniosły śmierć za wiarę w Chrystusa z rąk żołnierzy sowieckich w 1945 roku, a w 2007 roku rozpoczęto tam proces 34 innych męczenników II wojny światowej, tj. ks. Bronisława Sochaczewskiego i 5 towarzyszy — ofiar nazizmu oraz ks. Józefa Steinki i 27 towarzyszy — ofiar komunizmu. Zaś we wspomnianej archidiecezji lwowskiej w 2006 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny ośmiu dominikanów, męczenników NKWD z Czortkowa. Dużo wcześniej, bo 31 maja 2003 r. — i sięgamy tu daleko poza Polskę — rozpoczął się w Sankt Petersburgu, pod auspicjami biskupów Federacji Rosyjskiej obrządku łacińskiego, proces beatyfikacyjny abp. Edwarda Proffi tlicha, jezuity i 15 towarzyszy, męczenników komunizmu sowieckiego, wśród których, oprócz wspomnianego, abp Proffitlicha (zmarłego w 1942 r. w więzieniu w Kijowie), znajduje się bp Antoni Malecki (zmarły w 1935 r. w Warszawie, na skutek udręczeń doznanych w łagrach), trzech kapłanów ze zgromadzenia księży marianów, tj. Fabian Abrantowicz (zmarły w 1946 r. w więzieniu w Moskwie), Janis Mendriks (rozstrzelany w 1953 r. w Workucie) i Andrzej Cikoto (zmarły w łagrze pod Tajszetem w 1952 r.), jeden pallotyn — Stanisław Szulmiński (zmarły w lagrze w mieście Uchta w 1941 r.) i siedmiu kapłanów diecezjalnych, mianowicie Epifanij Aleksandrowicz Akułow (który przeszedł na katolicyzm z prawosławia i został rozstrzelany w 1937 r.), Konstanty Romuald Julianowicz Budkiewicz (rozstrzelany w Moskwie w samą noc paschalną 1923 r.), Franciszek Budrys (rozstrzelany w 1937 r. w Ufie), Piotr Potapij Andriejewicz Emeljanow (zmarły z wyczerpania w sierpniu 1936 na stacji kolejowej Nadwojcy, gdy wracał na wolność z łagru na Sołowkach, gdzie przebywał od 1927 r.), Jan Janowicz Trojgo (zmarły w więzieniu w Sankt Petersburgu w 1932 r.), Paweł Siemionowicz Chomicz (rozstrzelany w 1942 r. w Sankt Petersburgu) i Antoni Czerwiński (rozstrzelany w 1938 r. we Władykaukazie). W grupie są nadto trzy kobiety: Kamila Nikolajewna Kruszelnicka, osoba świecka, która udostępniała swój dom na spotkania religijne młodzieży, za co została zesłana na Sołowki i w 1937 r. rozstrzelano ją na uroczysku Sandromoch pod Miedwieżjegorskiem oraz dwie siostry dominikanki — Anna Katarzyna Iwanowna Abrikosowa, zmarła w 1936 r. w szpitalu więziennym w Moskwie i Halina Róża Fadiejewna Jętkiewicz, zmarła w 1944 roku w Kazachstanie.

Także w Czechach, a dokładniej na Morawach, diecezja brneńska prowadzi proces beatyfikacyjny trzech księży straconych w 1951 i 1952 roku na podstawie zarzutów spreparowanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Sprawa dotyczy ks. Jana Buli, ks. Václava Drboli i ks. Frantiska Parila. W procesach rewizyjnych w 1990 roku kapłanów tych całkowicie rehabilitowano.

Wracając do Polski, przypomnijmy, że z dniem podpisania dekretu o heroicznym męczeństwie, co nastąpiło 19 grudnia br., zakończył się praktycznie znany powszechnie proces beatyfikacyjny czcigodnego sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki, i w najbliższym czasie powinna zostać ogłoszona data i miejsce rychłej jego beatyfikacji. A z tutejszego, krakowskiego środowiska, nie sposób nie wspomnieć w tym kontekście, będącej już w Rzymie sprawy ks. Michała Rapacza, zamordowanego przez komunistów w niedalekich Płokach w nocy z 11 na 12 maja 1946 roku. Nadto, jak niedawno, tj. pod koniec listopada, podała Katolicka Agencja Informacyjna, trwają przygotowania do rozpoczęcia zbiorowego procesu beatyfikacyjnego męczenników, którzy w latach 1917-1989 zostali zamordowani z nienawiści do wiary przez prześladowców należących do reżimu komunistycznego. Z ramienia Konferencji Episkopatu Polski odpowiada za nie ks. biskup Antoni Pacyfik Dydycz, kapucyn i ordynariusz drohiczyński, który powołał już Ośrodek Dokumentacji Kanonizacyjnej i mianował postulatora procesu w osobie ks. dr. Zdzisława Jancewicza. „Kandydaci na ołtarze — czytamy słusznie w komunikacie przesłanym KAI przez postulatora — powinni cieszyć się opinią męczeństwa, czyli powszechnym przekonaniem, że oddali oni swoje życie za wiarę w Chrystusa lub za jakąś cnotę wypływającą z tejże wiary, przyjmując cierpliwie śmierć, obecnie zaś towarzyszą im znaki i cuda dokonane przez Boga za ich wstawiennictwem i wiele osób wzywa ich wstawiennictwa w różnych potrzebach”.

Nie znam jednak jeszcze sprawy (przynajmniej nie udało mi się zdobyć takiej informacji), by w tym kluczu, tj. w kluczu męczeństwa, był prowadzony jakiś proces, w którym prześladowcą zbiorowym byłby szowinizm ukraiński, przy udowodnieniu, że motivus praevalens tkwił jednak w kwestiach religijnych, a nie narodowościowych.

Oczywiście, przy sprawach beatyfikacyjnych prowadzonych na drodze męczeństwa nie bez znaczenia jest też całe wcześniejsze życie męczennika, jego, moglibyśmy powiedzieć, dalsze przygotowanie do męczeństwa, nastawienie na obronę prawd wiary i gotowość na dobrowolne przyjęcie śmierci jako wyrazu najwyższej miłości do Chrystusa, a w samym momencie śmierci wewnętrzna wolność i przyjęcie śmierci bez oporów. Sposób zadania śmierci przez prześladowcę nie musi być oczywiście chwilowy, bo do udowodnienia męczeństwa stosuje się także pojęcie ex aeruminis carceris czy aerumenae in carceris, tzn. z powodu udręk i wycieńczenia w więzieniu czy w obozie, jak to miało miejsce w przypadku św. Maksymiliana Kolbe, bł. Michała Kozala, wielu męczenników z grupy 108 beatyfikowanych w 1999 r., czy — z rąk prześladowcy komunistycznego — w przypadku bł. ks. Władysława Findysza, który zmarł na wolności, w kilka miesięcy po wypuszczeniu go z więzienia, ale z powodu braku leczenia i udręk zadanych w komunistycznym więzieniu, czyli ex aeruminis carceris.

Tak więc Kościołowi polskiemu należy zawdzięczać wypracowanie nowych kryteriów do beatyfikacji męczenników — kryteriów, które po raz pierwszy zastosowano do kanonizacji o. Maksymiliana Kolbe, ogłoszonego świętym 10 października 1982 roku, a następnie do gloryfikacji innych ofiar hitleryzmu (jak np. św. Edyta Stein, beatyfikowana 1 maja 1987 i bł. Rupert Mayer, beatyfikowany 3 maja 1987), męczenników prześladowania religijnego w Hiszpanii (pierwsza beatyfikacja w roku 1987) czy ofiar komunizmu w wydaniu sowieckim (pierwsza beatyfikacja we Lwowie 27 czerwca 2001, gdzie błogosławionym został ogłoszony także pochodzący spod Sanoka biskup Jozafat Kocyłowski (1876-1947), bazylianin, ordynariusz przemyski obrządku greko-katolickiego) i PRLowskim (beatyfikacja ks. Findysza 19 czerwca 2005), a nadto, jeszcze wcześniej, w wydaniu jugosławiańskiego reżimu Józefa Tito, albowiem już 3 października 1998 roku Jan Paweł II beatyfikował podczas wizyty w Chorwacji kard. Alojzego Stepinaca, prześladowanego przez Tito arcybiskupa Zagrzebia, a 4 października 2008 roku w Trieście został wpisany w poczet błogosławionych ks. Franciszek Jan Bonifacio, zamordowany przez ten sam reżim 11 września 1946 r. Niedawno, bo 31 października 2009 w Ostrzyhomiu na Węgrzech w poczet błogosławionych został wpisany bp Zoltán Lajos Meszlényi, męczennik komunistów węgierskich, zmarły z wycieńczenia w obozie w Kistarcsy 4 marca 1951 r.

Ojcze Szczepanie, dziękuję za tak dokładne przybliżenie problemu beatyfikacji męczenników XX wieku.

opr. mg/mg

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/swietosckan4_07.html

Męczennicy rewolucji francuskiej 1789-1800

Karmelitanki
bose z Compiegne – 16 osób – wspomnienie 17 lipca (beatyfikacja 27 maja
1906 r. przez Piusa X);

Męczennice z Cambrais – 4 osoby (siostry szarytki z Arras) – wspomnienie 27
czerwca;

Urszulanki z Valenciennes – 15 osób – wspomnienie 23 października (beatyfikacja
13 czerwca 1920 r.);

Męczennice z Orange – 32 osoby (16 urszulanek, 13 sakramentek, 2 cysterki
i 1 benedyktynka) – wspomnienie 9 lipca (beatyfikacja 10 maja 1922 r.);

Męczennicy paryscy (zwani też męczennikami wrześniowymi oraz “u karmelitów”)
– 191 osób (3 biskupów, 179 księży diecezjalnych i zakonnych, 2 diakonów, 1
kleryk, 1 brat zakonny i 5 świeckich) – wspomnienie 2 września (beatyfikacja
17 października 1926 r.);

Męczennicy z Laval – 13 osób – beatyfikacja 19 czerwca 1955 r. przez Piusa
XII;

Męczennicy z Angers – 99 osób (11 księży, 3 zakonnice – 2 szarytki i 1 benedyktynka,
oraz 87 osób świeckich – głównie kobiet, także matki z dziećmi) – wspomnienie
1 lutego (beatyfikacja 19 lutego 1984 r. przez Jana Pawła II);

Męczennicy z Rochefort – 64 osoby (61 księży i zakonników oraz 3 braci zakonnych)
– wspomnienie 18 sierpnia (beatyfikacja 1 października 1995 r. przez Jana Pawła
II).

To grupa spośród 829 kapłanów, którzy u wejścia do portu w Bordeaux w nieludzkich
warunkach byli ponad pół roku przetrzymywani w oczekiwaniu na przymusową deportację
do Gujany Francuskiej. 547 z nich zmarło, nie doczekawszy jej.

W watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych rozpatrywanych jest jeszcze
13 spraw męczenników francuskich z lat 1790-1800 dotyczących 541 osób.

Copyright © by Wydawnictwo Karmelitów Bosych

http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/meczennicy-rewolucji-francuskiej-1789-1800/

Aleksander Smolarski

Francuska Golgota męczenników czasu rewolucji

Data publikacji: 2012-09-01 11:00
Data aktualizacji: 2012-09-05 11:30:00
Francuska Golgota męczenników czasu rewolucji

Egzekucja katolickiego księdza w Rennes, 1792 r. Repr. Mary Evans Picture Library/Forum

Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. Wśród nich zamordowani 2 września 1792 r. franciszkanin o. Jan Franciszek Burte, gwardian stołecznego klasztoru oraz jego zakonny współbrat, Seweryn Jerzy Girault, kapelan paryskich sióstr zakonnych. Rewolucja stawiała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka”. Każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do nich gilotyna.

 

Antychrześcijańskie oblicze rewolucji francuskiej objawiło się na dwa sposoby: w aspekcie destruktywnym (czyli polityce wymierzonej w Kościół katolicki i duchowieństwo, a także niszczeniu symboli chrześcijaństwa w sferze publicznej, w tym kościołów) oraz w aspekcie twórczym, o wiele groźniejszym – jak zauważył Józef de Maistre – od tego pierwszego (czyli tym, co na gruzach chrześcijańskiej Francji rewolucjoniści chcieli zbudować). Oba aspekty łączyło przeświadczenie zaczer­pnięte z ateistycznego dziedzictwa Woltera, iż należy wymazać tę niegodziwość, czyli – wedle „patriarchy oświecenia” – chrześcijaństwo.

 

Uczniowie de Sade’a

Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Nigdy wolny człowiek nie pochyli głowy przed bogami chrześcijaństwa; nigdy jego dogmaty, rytuały, tajemnice, moralność nie będą mogły odpowiadać republikaninowi… Oddajcie nam pogańskich bogów! Chętnie będziemy czcić Jowisza, Herkulesa czy Pallas Atenę, ale nie chcemy więcej tego baśniowego stwórcy świata. (…) Nie chcemy więcej tego Boga nieogarnionego, który wszystko ponoć napełnia – takimi słowyzagrzewał rewolucjonistów do kontynuowania antychrześcijańskiej polityki we Francji markiz de Sade – znany zboczeniec seksualny, który zresztą z racji swego zboczenia został na prośbę własnej rodziny osadzony na jakiś czas w Bastylii. W tym kontekście jej zburzenie nabiera całkiem nowego znaczenia.

 

Gdy de Sade wypowiadał te słowa, już od ponad pięciu lat trwała rewolucyjna polityka wymierzona we Francję jako „pierworodną córę Kościoła”. W pierwszej kolejności uderzono bowiem właśnie w Kościół. Już w roku 1789 skonfiskowano wszystkie należące doń majątki, które podobnie jak w szesnastowiecznej Anglii stały się początkiem fortun nowej, republikańskiej arystokracji. W lutym 1790 roku rewolucyjne Zgromadzenie Narodowe zadekretowało zniesienie wszystkich zakonów we Francji, a 15 sierpnia 1791 roku (nieprzypadkowo wybrano dzień wielkiego święta kościelnego) zakazano księżom noszenia sutann. We wrześniu 1793 roku – w apogeum szalejącego wówczas jakobińskiego terroru – uchwalono „prawo podejrzanych”, otwierające możliwość zgilotynowania osoby także za żywienie arystokratycznych sympatii; te ostatnie mogły oznaczać również uczestnictwo we Mszy Świętej odprawianej w prywatnych mieszkaniach przez tzw. niezaprzysiężonych księży, czyli tych, którzy nie złożyli przysięgi na wierność tzw. konstytucji cywilnej kleru.

 

Ten akt prawny, uchwalony w lipcu 1790 roku, stanowił faktyczne wypowiedzenie wojny Kościołowi we Francji i Rzymowi. Anglikanin, Edmund Burke, komentujący na gorąco uchwalenie owej ustawy na kartach swoich Rozważań o rewolucji we Francji, pisał: Wydaje mi się, że ten nowy ustrój kościelny ma być tylko przejściową i przygotowawczą fazą prowadzącą do całkowitego wyrugowania wszystkich form religii chrześcijańskiej, gdy tylko umysły ludzi zostaną przygotowane do zadania jej ostatniego ciosu za sprawą urzeczywistnienia planu otoczenia jej kapłanów powszechną pogardą. Ludzie, którzy nie chcą wierzyć, że filozoficzni fanatycy kierujący tą akcją od dawna ją planowali, nie mają pojęcia o ich charakterach i poczynaniach.

 

Ojciec europejskiego konserwatyzmu nie pomylił się w niczym. Konstytucja cywilna kleru była bowiem próbą ustanowienia we Francji schizmatyckiego wobec Rzymu Kościoła. Z katolickich duchownych czyniła funkcjonariuszy państwowych wybieranych (w tym biskupi) przez wszystkich obywateli danego departamentu (obszar diecezji przykrojono do granic administracyjnych) – również ateistów. 10 marca 1791 roku tę uzurpację rewolucyjnego państwa oficjalnie odrzucił i potępił papież Pius VI. Król Ludwik XVI, chociaż podpisał dokument, traktował go jak kroplę przelewającą kielich goryczy – o czym poinformował w liście pozostawionym na krótko przed nieudaną ucieczką z Paryża.

 

Konstytucja cywilna kleru okazała się przełomowa również dlatego, że dostarczyła pretekstu dla rozpętania kolejnej spirali przemocy przeciw duchowieństwu, które nie przysięgając na nią dochowywało wierności widzialnej Głowie Kościoła. 27 maja 1792 roku zadekretowano więc deportację do kolonii wszystkich duchownych odmawiających zaprzysiężenia. Jednak już 18 marca 1793 roku Republika poszła dalej i uchwaliła dla odmawiających zaprzysiężenia karę śmierci. Taka sama kara spotkać miała również świeckich, którzy udzielali schronienia kapłanom niezaprzysiężonym lub uczestniczyli w nabożeństwach przez nich odprawianych bądź korzystali z udzielanych przez nich sakramentów. Jak mówił w roku 1793 „kat Lyonu”, jakobiński komisarz Chalier, księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która jest triumfem oświecenia, tylko z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą agonię zgrai tych niegodziwców.

 

Męczennicy czasów rewolucji

Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. W roku 1793 w aktach orleańskiego Trybunału Rewolucyjnego, dotyczących osoby jednego z owych męczenników – ks. Juliena d’Herville, niezaprzysiężonego jezuity – zapisano między innymi, że znaleziono przy nim wszystkie środki dla uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem [chodzi o konsekrowane hostie – przyp. aut.], taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra, serce wykonane ze srebra oraz kryształowy relikwiarz.

 

Danton namawiał swoich kolegów z rewolucyjnego Konwentu, by wszystkich „opornych księży” załadować na barki i wyrzucić na jakiejś plaży we Włoszech, ojczyźnie fanatyzmu. W końcu jednak wybrano mordercze tropiki Gujany Francuskiej, która stała się miejscem zesłania i męczeństwa niezaprzysiężonych. Przez ponad pół roku (od końca roku 1793) takiego losu oczekiwało na barkach zacumowanych u wejścia do portu w Bordeaux ponad ośmiuset księży. Stłoczeni w nieludzkich warunkach, pozbawieni żywności, lekarstw i elementarnych warunków ludzkiej egzystencji, czekali na wypłynięcie na ocean. W tych okolicznościach spośród 829 księży zmarło aż 547. Trwali jednak w owych ­katuszach do końca, wspólnie się modląc i nawzajem spowiadając.

1 października 1995 roku papież Jan Paweł II beatyfikował sześćdziesięciu czterech z nich, bo jak sam podkreślił w homilii beatyfikacyjnej, na dnie udręki zachowali ducha przebaczenia. Jedność wiary i jedność ojczyzny uznali za sprawę ważniejszą niż wszystko inne.

 

Martyrologium Kościoła francuskiego czasów rewolucji, sporządzane przez Jana Pawła II, bynajmniej się na tym nie kończy. W lutym 1984 roku beatyfikował on 99 męczenników z Angers – ofiary krwawej pacyfikacji Wandei przez władze Republiki. Do chwały ołtarzy wyniesiono wówczas jedenastu księży i trzy zakonnice. Papież z Polski kontynuował w tym względzie dzieło swoich poprzedników na Stolicy Piotrowej. W roku 1906 bowiem św. Pius X beatyfikował szesnaście karmelitanek z Compiegne straconych w apogeum dechrystianizacyjnych działań władz republikańskich (1793-1794). Wiezione na miejsce stracenia bydlęcymi wozami wszystkie śpiewały Miserere i Salve Regina (Witaj Królowo Niebios). Ujrzawszy szafot, odśpiewały Veni Creator (Przybądź Duchu Święty) i na głos odnowiły swoje przyrzeczenia chrzcielne i śluby zakonne.

 

Osobną grupę wśród męczenników czasów francuskiej rewolucji stanowią świeccy posyłani na szafot za miłosierdzie okazane duchownym (poprzez udzielenie im schronienia we własnym domu). Część z nich doczekała się oficjalnego uznania swej chwały męczeństwa przez Kościół (jak męczennicy z Angers), większość jednak to święci bezimienni.

 

Niektórych jednak znamy, jak na przykład osiemdziesięcioletnią wdowę, Annę Leblanc i jej sześćdziesięcioletnią córkę, Anastazję, skazane na śmierć 1 lipca 1794 w Morlaix. Ich zbrodnią było przechowywanie w domu ściganego księdza, Augustina Clecha z diecezji Tregnier. Maria Gimet, robotnica z Bordeaux, natomiast, z pomocą Marii Bouquier (pracowała jako służąca) ukrywała w swoim mieszkaniu trzech księży: Jeana Molinier z diecezji Cahors, Louisa Soury z diecezji Limoges oraz Jeana Lafond de Villefumade z diecezji Perigueux. W uzasadnieniu wyroku śmierci dla owych kobiet czytamy, iż podzielały kontrrewolucyjne uczucia niezaprzysiężonych księży, (…) chlubiły się, że ich ukrywały oraz kilkakrotnie powtarzały, że lepiej być posłusznym prawu Bożemu niż prawu ludzkiemu. Nie znaleziono żadnych okoliczności łagodzących (na przykład w postaci plebejskiego pochodzenia oskarżonych).

 

Zniszczyć papieski Rzym!

Osobno omówić należy wrogie akty rewolucyjnego państwa (czy to Republiki, czy wywodzącego się z „ideałów roku 1789”Pierwszego Cesarstwa) wymierzone w Stolicę Apostolską i kolejnych papieży. Już w roku 1790 zaanektowano należący do papiestwa Awinion. Uchwalona w tym samym roku cywilna konstytucja kleru była niczym innym jak wypowiedzeniem wojny papieżowi. Od słów do czynów Republika przeszła w roku 1796, z chwilą błyskotliwej ofensywy generała Bonapartego w Italii. Dwa lata później, 1 lutego 1798 roku, wojska francuskie pod dowództwem generała Berthiera zajęły papieski Rzym. Wkrótce też „lud rzymski” (czytaj: co bardziej aktywni członkowie lóż wolnomularskich) „spontanicznie” (pod czujną obserwacją przybyłych zza Alp zaprzyjaźnionych wojsk) ogłosił powstanie Republiki Rzymskiej, znosząc w ten sposób istniejące od ponad tysiąca lat Państwo Kościelne. Aby dotkliwiej upokorzyć papieża, decyzję tę promulgowano 15 lutego 1798 roku, w rocznicę jego wyboru na Stolicę Piotrową.

 

Ponad ­osiemdziesięcioletniego, schorowanego Piusa VI francuscy rewolucjoniści wygnali z Rzymu i umieścili w surowych warunkach twierdzy Palence, gdzie 29 sierpnia 1799 roku zakończył on życie ze słowami: In te Domine speravi, non confundar in aeternum (Tobie Boże zaufałem, nie zawstydzę się na wieki) na ustach. Wysłannik Republiki tak raportował to paryskiemu Dyrektoriatowi: Ja, niżej podpisany obywatel, stwierdzam zgon niejakiego Braschi Giovanni Angelo, który pełnił zawód papieża i nosił artystyczne imię Piusa VI. Na końcu zaś nazwał zmarłego papieża: Pius VI i ostatni.

 

Podobne nadzieje wyrażał, jeszcze przed śmiercią Piusa VI, generał Napoleon Bonaparte – przyszły cesarz Francuzów. Pisał on do swojego brata, Józefa, pełniącego funkcję francuskiego wysłannika przy Państwie Kościelnym: Jeśli papież umrze, należy uczynić wszystko, by nie wybrano następnego i aby nastąpiła rewolucja [w Państwie Kościelnym]. Ale kolejnego Następcę św. Piotra wybrano podczas konklawe poza Rzymem (w Wenecji) i w dodatku przybrał on imię Piusa VII. To z nim Bonaparte jako Pierwszy Konsul zawarł w roku 1801 konkordat kładący kres najgorszej fali prześladowań Kościoła we Francji i umożliwiający odbudowę struktur kościelnych. Kreujący się na następcę Karola Wielkiego Korsykanin potrzebował papieża, by odbyć cesarską koronację w Paryżu. Ale cały czas traktował on biskupa Rzymu jako podwładnego sobie funkcjonariusza. Nie tolerował żadnego sprzeciwu i wymagał bezwzględnego posłuszeństwa. Gdy w roku 1809 Pius VII „ośmielił się” wyrazić swój sprzeciw wobec brutalnej inwazji Cesarstwa na katolicką Hiszpanię, został aresztowany i przewieziony do Francji, gdzie pozostał więźniem cesarza Francuzów aż do jego upadku w roku 1814.

 

„Nowy człowiek” Rewolucji

Rewolucja poczytywała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka” – każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do ich wielkości gilotyna. Choć nie tylko. Oto w roku 1793, podczas jednej z debat toczonych w Konwencie, poważnie roztrząsano projekt jednego z jakobińskich deputowanych zakładający zburzenie w imię republikańskiej równości wszystkich wież kościelnych we Francji. Do realizacji projektu nie doszło, co jednak nie zmienia faktu, że rewolucja francuska to kolejna odsłona radykalnego, antykatolickiego ikonoklazmu. Niszczono całe kościoły (w tym, wspaniałą bazylikę w Cluny) lub je poważnie uszkadzano (zwłaszcza tzw. portale królewskie, m.in. w paryskiej Notre Dame i w jej odpowiedniczce w Chartres). Z perełki gotyku, kaplicy Saint Chapelle w Paryżu (zbudowanej przez św. Ludwika IX w XIII wieku jako relikwiarz dla Korony Cierniowej) uczyniono magazyn na zboże. Katedrę w Chartres od zburzenia uchronił pewien obywatel, który wykupił ją od władz po cenie gruzu (dzisiaj katedra figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO). Komitet rewolucyjny w Bourges postanowił zburzyć dwa kościoły (w tym również wspaniałą tamtejszą katedrę), ponieważ w sytuacji, kiedy triumfuje filozofia, należy dołożyć wysiłku do zniszczenia wszystkich świątyń, które świadczą o głupocie naszych ojców i konserwują nadzieje winne przesądów i szarlatanerii.

 

„Nowy człowiek” miał funkcjonować w nowym czasie („nowym” znaczy antychrześcijańskim). W takim właśnie kontekście należy rozpatrywać wprowadzenie przez francuskich rewolucjonistów w roku 1792 nowego, tzw. republikańskiego kalendarza. Początkiem nowej ery miała być data proklamowania republiki we Francji – 22 września 1792 roku. Zniesiono Dzień Święty (niedzielę) oraz wszystkie pozostałe święta chrześcijańskie. Zamiast siedmiodniowego tygodnia wprowadzono dziesięciodniowe dekady (chodziło o zamazanie odrębności niedzieli). Jak mówił jeden z projektodawców republikańskiego kalendarza, Fabre d’Eglantine: Długie przyzwyczajenie do gregoriańskiego kalendarza wypełniło pamięć ludu znaczną ilością wyobrażeń, które długi czas szanowano i które jeszcze dzisiaj są źródłem błędów religijnych. Konieczne jest więc zastąpienie tych wizji ignorancji rzeczywistością umysłu, zastąpienie godności kapłańskiej prawdą natury.

 

„Nowego człowieka” w „republikańskiej cnocie” miała wychować nowa szkoła, wyjęta spod jakiegokolwiek wpływu Kościoła i oddana pod całkowitą dominację rewolucyjnego państwa. Republikański model edukacji miał być oparty wprost na zasadach antychrześcijańskich. Wspominany na początku teoretyk i praktyk rewolucji, markiz de Sade, zachęcał do tego słowami: Francuzi, zadajcie tylko pierwsze ciosy [religii katolickiej – przyp. aut.], reszty dopełni oświata publiczna.

 

Co może oznaczać takie „republikańskie wychowanie”, któremu poddano całe jedno pokolenie Francuzów (w ciągu niemal trzydziestu lat, jakie minęły od roku 1789 do roku 1815), najlepiej dokumentują słowa św. Proboszcza z Ars, który porównał swoich parafian do istot różniących się od zwierząt jedynie chrztem. Pokolenie to, wyrosłe i ukształtowane przez rewolucję (której Pierwsze Cesarstwo było wszak wiernym kontynuatorem), ucieleśniało przerwanie ciągłości nie tylko z dawną Francją królów, ale przede wszystkim z Francją chrześcijańską – „pierworodną córą Kościoła”. Rewolucja nie jest bowiem najgorsza w tym, co niszczy, ale w tym, co tworzy.

 

Aleksander Smolarski

 

Artykuł ukazał się w 12. numerze dwumiesięcznika “Polonia Christiana”

 

O autorze: Judyta