Myśl dnia
Kiedy wsadza się w ziemię trawy, rośliny, krzewy różane, one poddają się w milczeniu, rosną w milczeniu, rozlewają woń w milczeniu; opadają, umierają w milczeniu, wszystko czynią w milczeniu. Czyńcie podobnie. (Miriam od Jezusa Ukrzyżowanego)
Sobota, 09 sierpnia 2014
Święto św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein), dziewicy i męczennicy
PIERWSZE CZYTANIE (Oz 2,16b.17b.21-22)
Poślubię cię sobie na wieki
Czytanie z Księgi Ozeasza.
Na pustynię chcę ją wyprowadzić i mówić jej do serca. I będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana.
Oto Słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 45,11-12.14-17)
Refren: Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha.
Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, *
zapomnij o swym ludzie, o domu twego ojca.
Król pragnie twego piękna, *
on twoim panem, oddaj mu pokłon.
Córa królewska wchodzi pełna chwały, *
odziana w złotogłów.
W szacie wzorzystej prowadzą ją do króla, *
za nią przywodzą do ciebie dziewice, jej druhny.
Z weselem je wiodą i w uniesieniu, *
wkraczają do królewskiego pałacu.
Synowie twoi zajmą miejsce twoich ojców, *
ustanowisz ich książętami na całej ziemi.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, Alleluja, Alleluja.
Przyjdź, oblubienico Chrystusa, przyjmij wieniec,
który Pan przygotował dla ciebie na wieki.
Aklamacja: Alleluja, Alleluja, Alleluja.
EWANGELIA (Mt 25,1-13)
Przypowieść o dziesięciu pannach
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: “Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: “Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: “Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie!” Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: “Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: “Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Przewidzieć nieprzewidywalne
Rozsądkiem jest ukazana tutaj zdolność przewidywania nieprzewidywalnego, bo życie nieraz może nas zaskoczyć. Czyż pan młody może spóźnić się na własne wesele? Bardziej znane są z tego panny młode. A jednak i na Boga czasami czekamy długo i to oczekiwanie może nas znużyć. Najważniejsze, aby nie zgasła w nas miłość i tęsknota za Nim. Bo to miłość sprawia, że zawsze jesteśmy gotowi, aby wejść z Nim na ucztę.
Jezu, ileż to razy wydaje mi się, że milczysz, nie odpowiadasz, że opóźnia się Twoje przyjście. Pragnę czuwać, aby nie zabrakło mi oliwy modlitwy, która sprawia, że moje serce płonie miłością.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
Edyta Stein (1891-1942), która w zakonie karmelitańskim przybrała imię Teresy Benedykty od Krzyża, była postacią wybitną. Żydówka, kobieta-filozof, najlepsza uczennica Huserla. Jej poszukiwanie Boga zaowocowało przyjęciem chrztu, a później wyborem życia monastycznego. Mówiąc o jej świętości, myślimy przede wszystkim o jej miłości do Oblubieńca – Chrystusa Ukrzyżowanego – a także do narodu, z którego się wywodziła i za który złożyła swoje życie w ofierze. Módlmy się za jej wstawiennictwem, aby ogień miłości Bożej ogarnął nas do końca, tak jak ją, i uczynił nasze życie płodnym i życiodajnym dla innych.
Bogna Paszkiewicz, „Oremus” sierpień 2008, s. 43
JAK JA WAS UMIŁOWAŁEM
Panie Jezu, obyśmy mogli miłować się wzajemnie, tak jak Ty nas umiłowałeś (J 15,12)
Nowy Lud Boży „ma za prawo przykazanie nowe — miłowania, jak Chrystus nas umiłował” (KK 9). Aby to mogło się dokonać, „chrześcijanin, stawszy się podobnym do obrazu Syna, który jest Pierworodnym między wielu braćmi, otrzymuje <pierwsze dary Ducha> (Rz 8, 23), które czynią go zdolnym do wypełnienia nowego prawa miłości” (KDK 22). Sobór Watykański II wiele razy podkreśla z naciskiem obowiązek, jaki spoczywa na każdym wierzącym: miłować tak, jak Chrystus umiłował. Droga jest jedna; otworzyć się na działanie Ducha Świętego, który upodabniając ochrzczonego do Chrystusa, rozlewa w nim swoją miłość. Bez tego daru Bożego niemożliwe byłoby wypełnienie nowego przykazania, Jezus zaś nie mógłby go nam pozostawić. Lecz dar został dany, droga jest otwarta: każdy chrześcijanin może i powinien starać się o miłość Zbawiciela.
Zastanawiając się nad tym przykazaniem, św. Teresa od Dzieciątka Jezus pisała: „O, jakże jest mi ono drogie, ponieważ daje mi pewność, że chcesz kochać we mnie tych wszystkich, których rozkazałeś mi miłować” (Dz. 10; Rps C, fo 12v). Istotnie, chrześcijanin, który „trwa w miłości Chrystusa”, wie, że Chrystus miłuje w nim, przebacza w nim, zbawia w nim. I to jest tajemnica Jego Ciała Mistycznego, w którym On, boska i uwielbiona Głowa, nie przestaje działać przez swoje członki. A więc należy zrobić Mu miejsce, pozostawić wolną przestrzeń, oddać się całkowicie na Jego usługi, aby poprzez serce uczniów Chrystus mógł dalej objawiać światu swoją miłość.
„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Jezus wyjaśnia swoje przykazanie tym, co On sam ma uczynić dla wszystkich ludzi. Należy Go w tym naśladować. „On oddał za nas życie swoje — mówi św. Jan; — my także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3, 16). Jest to wielka rzeczywistość wynikająca z nowego prawa miłości, rzeczywistość, którą tylu chrześcijan prawdziwych — świętych — żyło dosłownie. Nowe prawo miłości zostało przypieczętowane krwią Chrystusa i powinno nosić także pieczęć krwi Jego uczniów. Nie od wszystkich zażąda tak wiele, lecz od wszystkich wymaga, aby oddali swoje życie na służbę miłości braterskiej, tak by stała się żywym świadectwem miłości Chrystusa.
- O słodki Panie, dałeś nam słodkie przykazanie. Ty istotnie mówisz: „Dałem wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem.” Dajesz nam przykazanie miłości, Ty, który nas umiłowałeś i oczyściłeś z naszych grzechów w swojej krwi.
O przykazanie dobre, przykazanie słodkie, przykazanie rozkoszne, przykazanie życiodajne, przykazanie zbawienia wiecznego. W tym przykazaniu streszcza się całe Prawo i Prorocy… Ta miłość jest perłą bezcenną, którą Twoja oblubienica, o Panie, znalazłszy, sprzedaje wszystko, aby ją nabyć. To jest owa drabina, jaką we śnie widział Jakub wznoszącą się aż do nieba… Istotnie, jak aniołowie po niej zstępują, tak my wstępujemy do aniołów, gdyż bez tej drabiny nikt nie może wstąpić do królestwa niebieskiego… O Panie, który nam dajesz przykazanie miłowania brata, sam chcesz, aby Cię miłowali Twoi słudzy całym sercem. Niewielka to rzecz, aby sługa tak miłował swojego pana, jak on go miłuje (B. Oglerio).
- Kiedy rozkazałeś swojemu ludowi kochać bliźniego jak siebie samego, wtedy jeszcze nie zstąpiłeś na ziemię, o Panie; wiedząc zaś dobrze, jak dalece człowiek kocha siebie samego, nie mogłeś nakazać swoim stworzeniom większej miłości bliźniego. Ale skoro dałeś swoim Apostołom nowe przykazanie, swoje własne przykazanie… już nie mówisz, że mają miłować bliźniego jak siebie samych, lecz miłować go tak, jak Ty ich miłować będziesz aż do skończenia wieków.
Ach! Panie, wiem, że nie nakazujesz rzeczy niemożliwych, znasz lepiej niż ja sam moją słabość, moją niedoskonałość, wiesz dobrze, że nigdy nie mogłabym kochać mych sióstr tak, jak Ty je kochasz, jeżeli Ty sam, o mój Jezu, nie będziesz ich kochał we mnie. Chcąc mi udzielić tej łaski, dałeś przykazanie nowe. O! jakże jest mi ono drogie, ponieważ daje mi pewność, że chcesz kochać we mnie wszystkich, których rozkazałeś mi miłować.
O tak, czuję to, że kiedy jestem miłosierna, wtedy Ty sam, Jezu, działasz we mnie; im mocniej jestem z Tobą zjednoczona, tym bardziej kocham wszystkie moje siostry (św. Teresa od Dzieciątka Jezus: Dzieje duszy, r. 10; Rps C, fo 12v).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 35
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
9 sierpnia
Święta Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein),
dziewica i męczennica, patronka Europy
Edyta Stein urodziła się 12 października 1891 r. we Wrocławiu jako jedenaste dziecko głęboko wierzących Żydów: Zygmunta i Augusty z domu Courant. Z licznego rodzeństwa wychowało się tylko siedmioro dzieci. Niedługo po urodzeniu Edyty zmarł jej ojciec. Rodzinny interes przejęła przedsiębiorcza matka, zmieniając go w dobrze prosperującą i uznaną firmę. W wieku 6 lat Edyta rozpoczęła naukę w szkole, gdzie osiągała bardzo dobre wyniki. W wieku 14 lat wyjechała do starszej siostry. W czasie trwającego 8 miesięcy pobytu jej życie religijne uległo znacznemu osłabieniu. Następnie wróciła do domu i z nowym zapałem podjęła dalszą naukę w gimnazjum. Chociaż w domu gorliwie przestrzegano przepisów religii, Edyta w wieku 20 lat uważała się za ateistkę. W 1911 r. z doskonałymi wynikami zdała egzamin dojrzałości i podjęła studia filozoficzne we Wrocławiu. Dwa lata później wyjechała do Getyngi, by tam studiować fenomenologię. Zgodnie ze swoimi wielkimi zdolnościami intelektualnymi, nie chciała przyjmować nic, jeżeli nie zbadała tego gruntownie sama. Dlatego tak usilnie poszukiwała prawdy. “Poszukiwanie prawdy było moją jedyną modlitwą” – pisała później. Zafascynowana wykładami prof. Edmunda Husserla, zaczęła pisanie doktoratu. Pracę nad nim przerwał wybuch I wojny światowej. Edyta zgłosiła się do Czerwonego Krzyża, została pielęgniarką i zaczęła pomagać zakaźnie chorym. Po półrocznej pracy, zupełnie wyczerpana, została zwolniona ze służby sanitarnej. W 1915 r. złożyła egzamin państwowy z propedeutyki filozofii, historii i języka niemieckiego. Wykładała te przedmioty w gimnazjum wrocławskim im. Wiktorii. W 1916 r. została asystentką prof. Husserla we Fryburgu. Rok później uzyskała u niego tytuł doktorski. Przyjaźniła się też z uczniami Husserla, między innymi z Romanem Ingardenem. Pod silnym wpływem mistrza i jego szkoły fenomenologicznej, Edyta Stein coraz bardziej poświęcała się filozofii, ucząc się patrzenia na wszystko bez uprzedzeń. Dzięki temu, że w Getyndze spotkała Maxa Schelera, po raz pierwszy poznała idee katolickie. W Monasterze wykładała tylko przez dwa miesiące – gdy władzę przejęli narodowi socjaliści, musiała opuścić Monaster. Przeniosła się do Kolonii, gdzie 14 października 1933 r. wstąpiła do Karmelu. 15 kwietnia następnego roku otrzymała habit karmelitański. Gorąco pragnęła mieć udział w cierpieniu Chrystusa, dlatego jej jedynym życzeniem przy obłóczynach było: “żeby otrzymać imię zakonne od Krzyża”. Po nowicjacie złożyła śluby zakonne i przyjęła imię Benedykta od Krzyża. Już jako karmelitanka zaczęła pisać swoje ostatnie dzieło teologiczne Wiedza krzyża, które pozostało niedokończone. 21 kwietnia 1938 r. złożyła śluby wieczyste. |
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-09a.php3
Jan Paweł II
WIARA I KRZYŻ SĄ NIEROZDZIELNE
Homilia Ojca Świętego wygłoszona podczas Mszy św. kanonizacyjnej 11 października 1998
Podczas uroczystej Eucharystii, koncelebrowanej 11 października na placu św. Piotra, Jan Paweł II kanonizował bł. Teresę Benedyktę od Krzyża, w świecie Edytę Stein — niemiecką Żydówkę urodzoną we Wrocławiu, filozofa, karmelitankę, męczennicę Oświęcimia, zamordowaną w komorze gazowej 9 sierpnia 1942 r. Papież beatyfikował ją jedenaście lat temu, 1 maja 1987 r. w Kolonii, podczas swojej drugiej wizyty w Niemczech. Na kanonizację przybyło z Niemiec ponad 20 tys. wiernych wraz z biskupami krajów związkowych Północnej Nadrenii-Westfalii oraz Nadrenii-Palatynatu; Kościół w Polsce reprezentowali metropolita wrocławski kard. Henryk Gulbinowicz, metropolita krakowski kard. Franciszek Macharski oraz bp Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, na której terenie leży Oświęcim. Obecni byli również biskupi ze Stanów Zjednoczonych i Holandii. Doniosłość wydarzenia podkreślał udział najwyższych przedstawicieli władz państwowych — kanclerza Niemiec Helmuta Kohla oraz premiera rządu polskiego Jerzego Buzka. Znacząca była również obecność licznych krewnych Edyty Stein, przybyłych głównie ze Stanów Zjednoczonych, oraz 14-letniej Teresy Benedicty McCarty z Bostonu, cudownie uzdrowionej w 1987 r. za wstawiennictwem nowej świętej.
Msza św. kanonizacyjna, którą koncelebrowało z Papieżem 26 kardynałów i w której uczestniczyło ok. 60 tys. wiernych, rozpoczęła się o godz. 10. Bezpośrednio po obrzędach wstępnych prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp José Saraiva Martins i postulator kanonizacji o. Symeon od Świętej Rodziny przedstawili Papieżowi prośbę o kanonizację Edyty Stein i odczytali jej krótką biografię. Chór i zgromadzeni pielgrzymi odśpiewali Litanię do Wszystkich Świętych, po czym Jan Paweł II wygłosił formułę kanonizacyjną. Abp Martins podziękował Papieżowi za włączenie Edyty Stein do grona świętych i poprosił go o wydanie bulli o dokonanej kanonizacji. Nawiązując do czytań liturgicznych, Papież wygłosił homilię, którą publikujemy. W procesji z darami wierni z Niemiec przynieśli przed ołtarz m.in. złoty kielich i ozdobny tom poświęcony historii katedry w Münster. W czasie komunii św. kapłanom rozdającym Eucharystię wśród wiernych towarzyszyło kilkuset ministrantów z Niemiec, chłopców i dziewcząt, przybyłych ze specjalną pielgrzymką do Rzymu. Liturgia zakończyła się modlitwą «Anioł Pański», poprzedzoną krótkim rozważaniem.
O godz. 16 w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego pielgrzymi z Polski uczestniczyli we Mszy św. dziękczynnej, której przewodniczył kard. Henryk Gulbinowicz.
Wieczorem tego samego dnia w Auli Pawła VI odbył się koncert z okazji kanonizacji Edyty Stein oraz dla uczczenia zbliżającego się dwudziestolecia pontyfikatu Jana Pawła II. W obecności Ojca Świętego chór i orkiestra Radia Środkowoniemieckiego wykonały m.in. «Te Deum» Krzysztofa Pendereckiego pod dyrekcją samego kompozytora (utwór ten został skomponowany 20 lat temu dla uczczenia wyboru Jana Pawła II). Odczytano także fragmenty pism św. Teresy Benedykty od Krzyża. W krótkim przemówieniu wygłoszonym na zakończenie koncertu Ojciec Święty podziękował za gratulacje i życzenia, jakie z okazji 20. rocznicy pontyfikatu złożył mu w imieniu zgromadzonych kard. Joachim Meisner, arcybiskup Kolonii. Wyraził też szczególne zadowolenie z obecności licznych przedstawicieli narodu żydowskiego, w tym wielu krewnych Edyty Stein.
1. «Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa» (Ga 6, 14).
Odczytane przed chwilą słowa św. Pawła z Listu do Galatów w szczególny sposób odnoszą się do ludzkiego i duchowego doświadczenia Teresy Benedykty od Krzyża, która zostaje dziś uroczyście włączona w poczet świętych. Także ona może dziś powtórzyć za Apostołem: Co do mnie, nie daj Boże, bym się miała chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Krzyż Chrystusa! Kwitnące nieustannie drzewo krzyża przynosi wciąż nowe owoce zbawienia. Dlatego wierzący wpatrują się w krzyż z ufnością, a z jego tajemnicy miłości czerpią odwagę i energię, aby wiernie iść śladem Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Dzięki temu orędzie krzyża zamieszkało w sercach wielu ludzi i odmieniło ich życie.
Wymownym przykładem takiej niezwykłej odnowy wewnętrznej jest droga duchowa Edyty Stein. Młoda kobieta poszukująca prawdy stała się — dzięki ukrytemu działaniu łaski Bożej — świętą i męczennicą: dzisiaj Teresa Benedykta od Krzyża wszystkim nam powtarza z nieba słowa, które ukształtowały jej życie: «Co do mnie, nie daj Boże, bym się miała chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Jezusa Chrystusa».
2. 1 maja 1987 r., podczas wizyty pasterskiej w Niemczech z radością ogłosiłem ją błogosławioną w Kolonii jako wielkodusznego świadka wiary. Dzisiaj, po jedenastu latach, na placu św. Piotra w Rzymie ogłaszam ją świętą wobec całego świata jako wielką córkę Izraela i wierną córkę Kościoła.
Podobnie jak wówczas, tak i dzisiaj oddajemy hołd pamięci Edyty Stein, podziwiając niezłomne świadectwo, jakie złożyła swoim życiem, a nade wszystko swoją śmiercią. Obok Teresy z Avili i Teresy z Lisieux także i ta Teresa wchodzi do grona świętych mężczyzn i kobiet, którzy przynoszą zaszczyt zakonowi karmelitańskiemu
Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni na tej uroczystej liturgii, oddajmy chwałę Bogu za dzieło, jakiego dokonał w Edycie Stein.
3. Pozdrawiam licznych pielgrzymów przybyłych do Rzymu, przede wszystkim członków rodziny Stein, którzy zechcieli uczestniczyć razem z nami w tym radosnym wydarzeniu. Serdeczne pozdrowienia kieruję do przedstawicieli wspólnoty karmelitańskiej, która stała się «drugą rodziną» dla s. Teresy Benedykty od Krzyża.
Witam także oficjalną delegację Republiki Federalnej Niemiec. Przewodzi jej kanclerz federalny Helmut Kohl, kończący niebawem urzędowanie, którego z szacunkiem i serdecznie pozdrawiam. Witam także przedstawicieli krajów związkowych Północnej Nadrenii-Westfalii i Nadrenii-Palatynatu oraz nadburmistrza Kolonii.
Z mojej rodzinnej Polski przybyła oficjalna delegacja pod przewodnictwem premiera Jerzego Buzka. Witam jej członków z całego serca.
Pragnę też wspomnieć w szczególny sposób o pielgrzymkach diecezjalnych z Wrocławia, Kolonii, Münster, Spiry, Krakowa i Bielska-Żywca, które są wśród nas wraz ze swymi kardynałami, biskupami i duszpasterzami. Są one częścią wielkiej rzeszy wiernych przybyłych z Niemiec, Stanów Zjednoczonych Ameryki i mojej ojczyzny Polski.
4. Drodzy bracia i siostry! Edyta Stein była Żydówką i dlatego wraz ze swoją siostrą Różą oraz wieloma innym katolikami pochodzenia żydowskiego została deportowana z Holandii do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie razem z nimi zginęła w komorze gazowej. Dzisiaj wspominamy ją z głęboką czcią. Gdy na kilka dni przed deportacją zaproponowano jej możliwość ratunku, odpowiedziała: «Nie róbcie tego, dlaczego miałabym zostać wyłączona? Czyż sprawiedliwość nie polega właśnie na tym, że nie powinnam czerpać żadnych przywilejów z mojego chrztu? Jeżeli nie mogę dzielić losu moich braci i sióstr, moje życie jest jakby zniszczone».
Gdy będziemy odtąd obchodzić co roku wspomnienie nowej świętej, musimy także pamiętać o Szoah — straszliwym planie wyniszczenia całego narodu, którego ofiarą padły miliony naszych żydowskich braci i sióstr. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad nimi i niech ich obdarzy pokojem (por. Lb 6, 25-26).
W imię miłości do Boga i do człowieka raz jeszcze podnoszę głos i wołam z głębi serca: nigdy więcej żadna społeczność etniczna, żaden naród, żadna rasa nigdzie na świecie nie może paść ofiarą podobnej zbrodni! To wołanie jest skierowane do wszystkich: do wszystkich ludzi dobrej woli; do wszystkich wierzących w wiecznego i sprawiedliwego Boga; do wszystkich, którzy wiedzą, że są związani z Chrystusem, wcielonym Słowem. Musimy wszyscy połączyć nasze siły. Stawką jest godność człowieka. Istnieje tylko jedna ludzka rodzina. Przypomina nam o tym z naciskiem nowa święta: «Nasza miłość do ludzi jest miarą naszej miłości do Boga. Dla chrześcijan — i nie tylko dla nich — nie istnieją obcy ludzie. Miłość Chrystusa nie zna granic».
5. Drodzy bracia i siostry! Miłość Chrystusa była ogniem, który rozpalił życie s. Teresy Benedykty od Krzyża. Ten ogień ogarnął ją znacznie wcześniej, niż to sobie uświadomiła. Jako pierwszy cel Edyta Stein wyznaczyła sobie wolność. Przez długi czas była osobą poszukującą. Jej umysł niestrudzenie dociekał prawdy, a jej serce otwierało się na nadzieję. Z zapałem przemierzała niełatwą drogę filozofii i dlatego została ostatecznie wynagrodzona: zdobyła prawdę. Trafniej można powiedzieć, że została zdobyta przez prawdę. Odkryła bowiem, że prawda ma na imię Jezus Chrystus. Od tego momentu Wcielone Słowo było dla niej wszystkim. Wspominając ten okres swojego życia już po wstąpieniu do zakonu karmelitańskiego, pisała w liście do pewnej benedyktynki: «Kto szuka prawdy, szuka Boga, czy jest tego świadom, czy nie».
Chociaż Edyta Stein została wychowana przez swą matkę Żydówkę w duchu religijnym, w wieku czternastu lat «z pełną świadomością i z własnej woli przestała się modlić». Chciała zbudować swoje życie wyłącznie na samej sobie, dążąc usilnie do potwierdzenia swojej wolności w życiowych wyborach. U kresu długiej drogi dokonała zaskakującego odkrycia: tylko ten kto związuje się z miłością Chrystusa, jest naprawdę wolny.
Doświadczenie tej kobiety, która musiała stawić czoło wyzwaniom naszego burzliwego stulecia, staje się dla nas wzorem. Współczesny świat zwodzi nas kuszącą wizją otwartej bramy, która ma oznaczać, że wszystko jest dozwolone. Zarazem nie chce dostrzec ciasnej bramy rozeznania i wyrzeczenia. Dlatego zwracam się w szczególny sposób do was, drodzy młodzi chrześcijanie, zwłaszcza do licznych ministrantów, którzy w tych dniach przybyli z pielgrzymką do Rzymu: Bądźcie czujni! Wasze życie nie jest niekończącym się dniem otwartych drzwi! Wsłuchujcie się w głos swego serca! Nie zatrzymujcie się na powierzchni, ale docierajcie do głębi rzeczywistości! A kiedy nadejdzie pora, miejcie odwagę dokonać wyboru! Bóg czeka na was, byście złożyli swoją wolność w Jego dobrych dłoniach.
6. Św. Teresa Benedykta od Krzyża zrozumiała ostatecznie, że miłość Chrystusa i wolność człowieka są ze sobą splecione, ponieważ między miłością a prawdą istnieje wewnętrzna więź. Nie widziała sprzeczności między poszukiwaniem prawdy a jej wyrażaniem przez miłość; przeciwnie, zrozumiała, że prawda i miłość wzajemnie się przywołują.
W naszej epoce często utożsamia się prawdę z opinią większości. Rozpowszechnione jest też przekonanie, że należy posługiwać się prawdą nawet przeciw miłości i vice versa. Jednakże prawda i miłość potrzebują siebie nawzajem. S. Teresa Benedykta jest tego świadkiem. Ta «męczennica z miłości», która oddała życie za przyjaciół swoich, nikomu nie pozwoliła prześcignąć się w miłości. Zarazem całym swoim jestestwem poszukiwała prawdy, o której tak pisała: «Żadne dzieło duchowe nie przychodzi na świat bez wielkich boleści. Jest to zawsze wyzwanie dla całego człowieka».
S. Teresa Benedykta od Krzyża mówi nam wszystkim: Nie uznawajcie za prawdę niczego, co jest wyzute z miłości. I nie uznawajcie za miłość niczego, co jest wyzute z prawdy! Jedno bez drugiego staje się niszczycielskim kłamstwem.
7. Nowa święta naucza nas na koniec, że droga miłości do Chrystusa prowadzi przez cierpienie. Kto naprawdę miłuje, nie cofa się przed perspektywą cierpienia: godzi się na komunię cierpienia z umiłowaną osobą.
Edyta Stein była świadoma konsekwencji swojego żydowskiego pochodzenia i wyraziła to w przejmujących słowach: «Pod krzyżem zrozumiałam los narodu wybranego przez Boga. (…) Dzisiaj bowiem rozumiem dużo lepiej, co znaczy być oblubienicą Chrystusa w znaku krzyża. Ponieważ jednak jest to tajemnica, sam rozum nigdy nie zdoła jej pojąć».
Tajemnica krzyża stopniowo ogarnęła całe jej życie, a na koniec doprowadziła ją do najwyższej ofiary. Jako oblubienica Ukrzyżowanego, s. Teresa Benedykta nie tylko napisała głębokie rozważania o «wiedzy krzyża», ale przeszła aż do końca szkołę krzyża. Wielu naszych współczesnych chciałoby zmusić krzyż do milczenia. Ale nie ma nic bardziej wymownego niż krzyż zmuszony do milczenia! Prawdziwym przesłaniem cierpienia jest miłość. Dzięki miłości cierpienie staje się owocne, samo zaś cierpienie pogłębia miłość.
Przez doświadczenie krzyża Edyta Stein zdołała otworzyć sobie drogę do nowego spotkania z Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba, Ojcem naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dostrzegła, że wiara i krzyż są nierozdzielne. Osiągnąwszy dojrzałość w szkole krzyża, odkryła korzenie, z których wyrosło drzewo jej własnego życia. Zrozumiała, jak wielkie znaczenie ma dla niej to, że «jest córką narodu wybranego i należy do Chrystusa nie tylko duchowo, ale także na mocy więzów krwi».
8. «Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie» (J 4, 24).
Drodzy bracia i siostry, Boski Nauczyciel wypowiedział te słowa w rozmowie z Samarytanką przy studni Jakubowej. To, co przekazał wówczas swej przypadkowej, ale bardzo uważnej rozmówczyni, odnajdujemy także w życiu Edyty Stein, w jej «wejściu na górę Karmel». Głębia Boskiej Tajemnicy stała się dla niej postrzegalna w milczeniu kontemplacji. W miarę jak w ciągu swojego życia zyskiwała coraz dojrzalsze poznanie Boga, czcząc Go w duchu i prawdzie, coraz wyraźniej uświadamiała sobie też swoje szczególne powołanie, by zostać ukrzyżowaną razem z Chrystusem, by przyjąć krzyż z radością i ufnością, by kochać go, idąc śladem umiłowanego Oblubieńca: św. Teresa Benedykta od Krzyża zostaje nam dziś ukazana jako wzór, z którego możemy czerpać natchnienie, i jako opiekunka, do której możemy się uciekać.
Składajmy dzięki Bogu za ten dar. Nowa święta niech będzie dla nas przykładem w naszej służbie wolności i w naszym poszukiwaniu prawdy. Niech jej świadectwo sprawi, że coraz mocniejszy będzie się stawał most wzajemnego zrozumienia między żydami i chrześcijanami.
Święta Tereso Benedykto od Krzyża, módl się za nami! Amen.
Copyright © by L’Osservatore Romano and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/msza_kanon_11101998.html#
Jan Paweł II
BYŁA ZJEDNOCZONA Z MARYJĄ
Rozważanie przed modlitwą «Anioł Pański» 11.10.1998
Kończymy tę uroczystą liturgię modlitwą «Anioł Pański». Spójrzmy na Maryję oczyma nowej świętej, która kontemplując tajemnicę ofiarowania w świątyni pisała: «Gdy Maryja Panna przyniosła Dzieciątko do świątyni, przepowiedziano Jej, że miecz przeniknie jej duszę. (…). Była to zapowiedź męki, walki między światłem a ciemnością, która rozpoczyna się już przy żłóbku!»
Św. Teresa Benedykta od Krzyża zrozumiała, że istnieje ścisła więź między żłóbkiem a krzyżem. Dzięki tej wewnętrznej świadomości mogła doświadczyć głębokiej jedności z Maryją. Pisała o Niej: «Trwać na modlitwie przed Bogiem, miłować Go całym sercem, błagać Go o łaskę dla grzesznego ludu i składać siebie w ofierze zadośćuczynienia, w postawie służebnicy Pańskiej wypatrywać uważnie Bożych znaków: takie było życie Maryi». Edyta Stein, również córka narodu żydowskiego, mówi tu o Maryi, ale kreśli zarazem — jakby nieświadomie — program swojej drogi życiowej.
Prośmy nową świętą, aby wstawiała się za nami u Najświętszej Panny, by każdy umiał odpowiedzieć wielkodusznie na swoje powołanie.
Następnie Ojciec Święty pozdrowił wiernych w różnych językach. Po polsku powiedział:
Serdecznie pozdrawiam moich rodaków, zarówno tutaj obecnych, jak i tych, którzy uczestniczą w tej celebracji poprzez radio i telewizję. Razem z wami raduję się, iż dane nam jest przeżywać ten uroczysty dzień, kanonizację Edyty Stein — s. Teresy Benedykty od Krzyża, męczennicy Oświęcimia.
Przypominam sobie, że w r. 1982, również w październiku, dane mi było na tym samym miejscu kanonizować Maksymiliana Marię Kolbego. Zawsze byłem przekonany, że to jest dwoje męczenników Oświęcimia, którzy razem z sobą prowadzą nas ku przyszłości: Maksymilian Maria Kolbe i Edyta Stein — s. Teresa Benedykta od Krzyża.
Dzisiaj jestem świadom, że zamyka się jakiś cykl. Dziękuję Bogu za to i cieszę się, że w naszej Ojczyźnie kult tej świętej rośnie i rozszerza się.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Copyright © by L’Osservatore Romano and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/modlitwy/ap_11101998.html
Jan Paweł II
LIST APOSTOLSKI MOTU PROPRIO
ogłaszający św. Brygidę Szwedzką, św. Katarzynę ze Sieny i św. Teresę Benedyktę od Krzyża Współpatronkami Europy
JAN PAWEŁ II PAPIEŻ
NA WIECZNĄ RZECZY PAMIĄTKĘ
1. Nadzieja zbudowania świata bardziej sprawiedliwego i godnego człowieka, szczególnie żywo odczuwana w obliczu bliskiego już trzeciego tysiąclecia, winna łączyć się ze świadomością, że na nic zdałyby się ludzkie wysiłki, gdyby nie towarzyszyła im łaska Boża: «Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą» (Ps 127 [126], 1). Muszą zdawać sobie z tego sprawę także ci, którzy w ostatnich latach zastanawiają się, jaki nowy kształt należy nadać Europie, aby ten stary kontynent mógł wykorzystać bogactwa przeszłości, uwalniając się zarazem od jej smutnego dziedzictwa, a przez to odpowiedzieć w sposób twórczy, ale zakorzeniony w najlepszych tradycjach, na potrzeby zmieniającego się świata.
Nie ulega wątpliwości, że w złożonej historii Europy chrześcijaństwo stanowi element kluczowy i decydujący, oparty na solidnym fundamencie tradycji klasycznej i ulegający w kolejnych wiekach wielorakim wpływom różnych nurtów etniczno-kulturowych. Wiara chrześcijańska ukształtowała kulturę kontynentu i splotła się nierozerwalnie z jego dziejami, do tego stopnia że nie sposób ich zrozumieć bez odniesienia do wydarzeń, jakie dokonały się najpierw w wielkiej epoce ewangelizacji, a następnie w kolejnych stuleciach, w których chrześcijaństwo, mimo bolesnego rozdziału między Wschodem a Zachodem, zyskało trwałą pozycję jako religia Europejczyków. Także w okresie nowożytnym i współczesnym, kiedy to jedność religijna stopniowo zanikała, zarówno na skutek kolejnych podziałów między chrześcijanami, jak i procesu oddalania się kultury od wiary, rola tej ostatniej była nadal znacząca.
Na drodze ku przyszłości nie można lekceważyć tego faktu, chrześcijanie zaś powinni go sobie na nowo uświadomić, aby ukazywać jego trwały potencjał. Mają oni obowiązek wnosić właściwy sobie wkład w budowę Europy, który będzie tym cenniejszy i skuteczniejszy, im bardziej oni sami będą zdolni do odnowy w świetle Ewangelii. Staną się w ten sposób kontynuatorami długiej historii świętości, która objęła różne regiony Europy w ciągu minionych dwóch tysiącleci i której najwybitniejsi tylko przedstawiciele zostali oficjalnie uznani za świętych i postawieni za wzór wszystkim. Nie sposób bowiem zliczyć chrześcijan, którzy wiodąc życie prawe i uczciwe, przeniknięte miłością Boga i bliźniego, osiągnęli na drodze różnych powołań konsekrowanych i świeckich prawdziwą świętość, bardzo rozpowszechnioną, chociaż ukrytą.
2. Kościół nie wątpi, że właśnie ten skarbiec świętości jest sekretem jego przeszłości i nadzieją na przyszłość. To w nim wyraża się najlepiej dar Odkupienia, dzięki któremu człowiek zostaje uwolniony od grzechu i zyskuje możliwość nowego życia w Chrystusie. To w nim Lud Boży wędrujący przez dzieje znajduje niezawodne oparcie, czuje się bowiem głęboko zjednoczony z Kościołem chwalebnym, który w niebie śpiewa hymn ku czci Baranka (por. Ap 7, 9-10), a zarazem wstawia się za wspólnotą pielgrzymującą na ziemi. Dlatego od najdawniejszych czasów Lud Boży patrzy na świętych jako na swoich opiekunów. Ukształtowała się też — z pewnością nie bez wpływu Ducha Świętego — szczególna praktyka: na prośbę wiernych, przychylnie przyjmowaną przez pasterzy, lub też z inicjatywy samych pasterzy poszczególne Kościoły, regiony i nawet całe kontynenty były oddawane pod specjalny patronat wybranych świętych.
W tej perspektywie oraz w kontekście II Specjalnego Zgromadzenia Synodu Biskupów poświęconego Europie i bliskiego już Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, uznałem, że chrześcijanie Europy, przeżywający wraz z wszystkimi innymi mieszkańcami kontynentu tę chwilę epokowego przełomu, budzącego wielkie nadzieje, ale także pewne obawy, mogą czerpać duchowy pożytek z kontemplacji i przyzywania świętych, którzy w jakiś szczególny sposób reprezentują ich historię. Dlatego po stosownej konsultacji i w nawiązaniu do decyzji podjętej 31 grudnia 1980 r., kiedy to ogłosiłem współpatronami Europy — obok św. Benedykta — dwóch świętych pierwszego tysiąclecia, braci Cyryla i Metodego, pionierów ewangelizacji na Wschodzie, postanowiłem włączyć do grona niebieskich patronów kontynentu trzy postaci równie mocno związane z kluczowymi okresami drugiego tysiąclecia, zbliżającego się już do końca: św. Brygidę Szwedzką, św. Katarzynę ze Sieny i św. Teresę Benedyktę od Krzyża. Trzy wielkie święte, trzy kobiety, które w różnych epokach — dwie w samym sercu średniowiecza, jedna zaś w naszym stuleciu — wyróżniły się czynną miłością do Kościoła Chrystusowego i świadectwem o Jego Krzyżu.
3. Panorama świętości jest oczywiście tak bogata i różnorodna, że nowych patronów można by szukać także wśród innych wybitnych postaci, jakimi może się poszczycić każda epoka i każda część kontynentu. Uważam jednak, że szczególnie znamienny jest tu fakt, iż wybór padł na kobiece wzorce świętości, zgadza się to bowiem z opatrznościową tendencją, coraz silniejszą w Kościele i społeczeństwie naszych czasów, do pełniejszego uznania godności kobiety i właściwych jej darów.
W rzeczywistości Kościół od początku swoich dziejów uznawał rolę i misję kobiety, choć czasem ulegał też wpływom kultury, która nie zawsze poświęcała jej należytą uwagę. Jednakże wspólnota chrześcijańska dojrzewała stopniowo także pod tym względem i właśnie świętość odegrała w tym procesie decydującą rolę. Bodźcem była tu zawsze ikona Maryi, «kobiety doskonałej», Matki Chrystusa i Kościoła. Także jednak odwaga męczenniczek, które ze zdumiewającą siłą ducha stawiały czoło najokrutniejszym torturom, świadectwo kobiet praktykujących z przykładną gorliwością życie ascetyczne, codzienna służba żon i matek w «Kościele domowym», którym jest rodzina, charyzmaty licznych mistyczek, które przyczyniły się do pogłębienia wiedzy teologicznej — wszystko to stało się dla Kościoła cennym znakiem, pomagającym mu pojąć w pełni Boży zamysł wobec kobiety. Zamysł ten został już zresztą jednoznacznie wyrażony na kartach Pisma Świętego, zwłaszcza poprzez postawę Chrystusa opisaną w Ewangelii. Zgodna z nim jest także decyzja ogłoszenia św. Brygidy Szwedzkiej, św. Katarzyny ze Sieny i św. Teresy Benedykty od Krzyża Współpatronkami Europy.
Natomiast konkretny powód, dla którego wybrałem te właśnie postaci, kryje się w samym ich życiu. Ich świętość bowiem urzeczywistniła się w określonych kontekstach historycznych i geograficznych, które sprawiają, że są to postaci szczególnie ważne dla kontynentu europejskiego. Św. Brygida kieruje nasze myśli ku północnym krańcom Europy, gdzie styka się ona niejako z innymi częściami świata i skąd święta wyruszyła w drogę do Rzymu. Katarzyna ze Sieny stała się równie szeroko znana ze względu na rolę, jaką odegrała w okresie, gdy Następca Piotra rezydował w Awinionie: doprowadziła mianowicie do końca duchowe dzieło rozpoczęte przez Brygidę, stając się orędowniczką powrotu papieża do właściwej siedziby przy grobie Księcia Apostołów. Wreszcie Teresa Benedykta od Krzyża, niedawno kanonizowana, nie tylko związana była z różnymi krajami Europy, ale całym swoim życiem — jako myślicielka, mistyczka i męczenniczka — przerzuciła jak gdyby most między swoim żydowskim pochodzeniem a wiarą w Chrystusa, prowadząc z niezawodną intuicją dialog ze współczesną myślą filozoficzną, a na koniec stając się przez męczeństwo — w obliczu straszliwej hańby Shoah — rzeczniczką racji Boga i człowieka. Stała się w ten sposób symbolem przemian dokonujących się w człowieku, kulturze i religii, w których kryje się sam zarodek tragedii i nadziei kontynentu europejskiego.
4. Pierwsza z tych trzech wielkich postaci, Brygida, urodziła się w rodzinie arystokratycznej w 1303 r. w Finsta, w szwedzkiej prowincji Uppland. Znana jest przede wszystkim jako mistyczka i założycielka Zakonu Najświętszego Zbawiciela. Nie trzeba jednak zapominać, że przez pierwszą część swego życia była osobą świecką, szczęśliwą żoną pobożnego chrześcijanina, z którym miała ośmioro dzieci. Wskazując ją jako współpatronkę Europy, pragnę, aby stała się ona bliska nie tylko tym, którzy otrzymali powołanie do szczególnej konsekracji, ale także tym, którzy zostali powołani do zwykłych powinności życia świeckiego, zwłaszcza zaś do wzniosłej i trudnej misji założenia chrześcijańskiej rodziny. Brygida nie dała się sprowadzić na manowce przez dobrobyt materialny, właściwy dla jej sfery społecznej, ale ze swym mężem Ulfem dzieliła doświadczenie wspólnego życia, w którym miłość małżeńska łączyła się z głęboką modlitwą, studium Pisma Świętego, umartwieniami, dziełami miłosierdzia. Razem założyli mały szpital, w którym często sami opiekowali się chorymi. Brygida zwykła była też osobiście usługiwać ubogim. Zyskała również uznanie dla swych talentów pedagogicznych, które miała okazję wykorzystać w okresie, gdy powołano ją do służby na dworze królewskim w Sztokholmie. Z tego doświadczenia mogła czerpać później, gdy przy różnych okazjach doradzała książętom i władcom, jak winni właściwie wypełniać swoje zadania. Przede wszystkim jednak — co zrozumiałe — skorzystały z tego jej dzieci, nieprzypadkowo zatem jedna z córek, Katarzyna, jest czczona jako święta.
Jednakże ten okres «rodzinny» był tylko pierwszym etapem jej życia. Brygida zakończyła go symbolicznie w 1341 r., odbywając wraz z mężem Ulfem pielgrzymkę do Santiago de Compostela, która przygotowała ją do nowego życia. Zaczęło się ono kilka lat później, kiedy to po śmierci męża usłyszała głos Chrystusa, który powierzał jej nową misję, prowadząc ją krok po kroku drogą niezwykłych doświadczeń mistycznych.
5. Opuściwszy Szwecję w 1349 r., Brygida zamieszkała w Rzymie, stolicy Następcy Piotra. Fakt, że osiadła we Włoszech, przyczynił się zdecydowanie do «poszerzenia» jej umysłu i serca nie tylko w sensie geograficznym i kulturowym, ale nade wszystko duchowym. Odbyła pielgrzymki do wielu innych miejsc w Italii, oddając cześć relikwiom świętych. Była w Mediolanie, Pawii, Asyżu, Ortonie, Bari, Benewencie, Pozzuoli, Neapolu, Salerno, Amalfi, w sanktuarium św. Michała Archanioła na Monte Gargano. Podczas ostatniej pielgrzymki, którą podjęła w latach 1371-1372, udała się przez Morze Śródziemne do Ziemi Świętej, co pozwoliło jej zbliżyć się duchowo najpierw do wielu świętych miejsc katolickiej Europy, a później także do samych źródeł chrześcijaństwa w miejscach uświęconych przez życie i śmierć Odkupiciela.
W rzeczywistości jednak Brygida przyczyniła się do budowy wspólnoty kościelnej, w szczególnie krytycznym momencie jej dziejów, nie tyle przez ową pobożną pielgrzymkę, co raczej przez swoje głębokie zrozumienie tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Wewnętrznemu zjednoczeniu z Chrystusem towarzyszyły bowiem specjalne charyzmaty prorockie, dzięki czemu Brygida stała się punktem odniesienia dla wielu osób w Kościele swojej epoki. W Brygidzie można dostrzec moc proroctwa. Czasem w jej wypowiedziach słychać jakby echo wielkich proroków starożytności. Brygida nie lęka się przemawiać do władców i papieży, ukazując, jak zamysły Boże spełniają się w wydarzeniach historycznych. Nie szczędzi surowych napomnień także wówczas, gdy mówi o odnowie moralnej chrześcijańskiego ludu i samego duchowieństwa (por. Revelationes, IV, 49; por. także IV, 5). Niektóre aspekty tej niezwykłej aktywności mistycznej wzbudziły z biegiem czasu zrozumiałe zastrzeżenia, Kościół zaś odpowiadał na nie odsyłając do jedynego objawienia publicznego, które osiągnęło pełnię w Chrystusie i zostało miarodajnie wyrażone w Piśmie Świętym. Także doświadczenia wielkich świętych nie są bowiem wolne od ograniczeń, które zawsze towarzyszą ludzkiej recepcji głosu Bożego.
Nie ma jednak wątpliwości, że chociaż Kościół nie wypowiedział się na temat poszczególnych objawień, to uznając świętość Brygidy, uznał autentyczność całości jej wewnętrznego doświadczenia. Jest ono zatem ważnym świadectwem, które ukazuje, jaką rolę może odgrywać w Kościele charyzmat przeżywany w postawie pełnego posłuszeństwa Duchowi Bożemu oraz w sposób całkowicie zgodny z wymogami komunii kościelnej. Od czasu zaś gdy Skandynawia, ojczyzna Brygidy, oderwała się od pełnej jedności ze stolicą rzymską w konsekwencji smutnych wydarzeń XVI w., postać szwedzkiej świętej stanowi ważny «łącznik» ekumeniczny, wzmocniony jeszcze przez posługę, jaką pełni na tym polu jej zgromadzenie zakonne.
6. Niewiele później żyła inna wybitna kobieta, św. Katarzyna ze Sieny, której rola w dziejach Kościoła oraz w pogłębieniu refleksji doktrynalnej nad Objawieniem oceniana jest tak wysoko, że przyznano jej nawet tytuł Doktora Kościoła.
Urodzona w Sienie w 1347 r., od wczesnego dzieciństwa była obdarzona niezwykłymi łaskami, które pozwoliły jej rychło wejść na duchową drogę wytyczoną przez św. Dominika wiodącą do doskonałości dzięki modlitwie, ascezie i dziełom miłosierdzia. Miała dwadzieścia lat, gdy Chrystus objawił jej przez mistyczny symbol pierścienia małżeńskiego, że darzy ją szczególną miłością. Było to zwieńczeniem głębokiego osobistego zjednoczenia, które dojrzewało w ukryciu i kontemplacji, co prawda nie w murach klasztoru, ale dzięki nieustannemu przebywaniu w owej duchowej siedzibie, którą święta nazywała często «celą wewnętrzną». Milczenie panujące w tej celi pozwalało jej posłusznie przyjmować Boże natchnienia, ale rychło dało też początek niezwykłej aktywności apostolskiej. Wiele osób, w tym także duchowni, tworzyło krąg jej uczniów, uznając jej dar duchowego macierzyństwa. Listy Katarzyny docierały do różnych części Włoch i do całej Europy. Młoda sienenka potrafiła bowiem z głęboką znajomością rzeczy i bardzo żywym językiem mówić o najistotniejszych problemach kościelnych i społecznych swojej epoki.
Katarzyna niestrudzenie dążyła do rozwiązania licznych konfliktów, nękających społeczeństwo jej epoki. Z tą pokojową kampanią docierała do władców Europy, takich jak król Francji Karol V, Karol z Durazzo, Elżbieta Węgierska, król Węgier i Polski Ludwik Wielki, Joanna Neapolitańska. Znamienne było jej wystąpienie na rzecz pojednania Florencji z papieżem. Ukazując zwaśnionym stronom «Chrystusa ukrzyżowanego i słodką Maryję», Katarzyna dowodziła, że w społeczeństwie kierującym się wartościami chrześcijańskimi żaden przedmiot sporu nie jest na tyle poważny, aby wolno było stawiać prawo siły ponad racjami rozumu.
7. Katarzyna jednak zdawała sobie dobrze sprawę, że do takiego wniosku nie mogły dojść umysły, które nie zostały najpierw ukształtowane przez moc Ewangelii. Wynikała stąd pilna potrzeba przemiany obyczajów, którą święta zalecała wszystkim bez wyjątku. Królom przypominała, że nie wolno im rządzić tak, jak gdyby państwo było ich «własnością»: świadomi, że będą musieli zdać sprawę przed Bogiem ze swoich rządów, władcy winni raczej zabiegać o zachowanie «świętej i prawdziwej sprawiedliwości» i stawać się «ojcami ubogich» (por. List n. 235 do króla Francji). Sprawowanie władzy nie może być bowiem oderwane od praktyki miłosierdzia, które stanowi samo sedno życia osobistego i władzy politycznej (por. List n. 357 do króla Węgier).
Z taką samą mocą Katarzyna zwracała się do duchownych wszystkich stopni, aby domagać się jak najściślejszego przestrzegania zasad w życiu i w posłudze pasterskiej. Niezwykłe wrażenie sprawia jej swobodny, zdecydowany i ostry ton, jakim napomina księży, biskupów i kardynałów. Należy wyrwać — głosiła — gnijące rośliny z ogrodu Kościoła i zastąpić je «młodymi sadzonkami», świeżymi i pachnącymi. Czerpiąc moc ze swej zażyłości z Chrystusem, święta ze Sieny nie wahała się otwarcie ukazywać samemu papieżowi, którego darzyła gorącą miłością jako «słodkiego Chrystusa na ziemi», woli Bożej, nakazującej mu odrzucić wątpliwości podyktowane przez doczesną roztropność i światowe interesy i powrócić z Awinionu do Rzymu, do grobu św. Piotra.
Równie gorliwie Katarzyna zabiegała o usunięcie podziałów, jakie pojawiły się po wyborze kolejnego papieża, następcy zmarłego Grzegorza XI: także w tym przypadku powoływała się z pasją na bezwarunkową konieczność zachowania komunii. To był najwyższy ideał, którym kierowała się przez całe życie, oddając się bez reszty służbie Kościołowi. Sama da o tym świadectwo na łożu śmierci w obecności swoich duchowych synów: «Zachowajcie przekonanie, że oddałam życie dla świętego Kościoła» (bł. Rajmund z Kapuy, Vita di santa Caterina da Siena [Żywot św. Katarzyny ze Sieny], księga III, rozdz. IV).
8. Edyta Stein — św. Teresa Benedykta od Krzyża — przenosi nas w zupełnie inny kontekst historyczno-kulturowy, a mianowicie w samo centrum naszego burzliwego stulecia, przypominając nadzieje, jakie z nim wiązano, ale ukazując też jego sprzeczności i klęski. Inaczej niż Brygida i Katarzyna, Edyta nie wywodziła się z rodziny chrześcijańskiej. Wszystko w niej jest wyrazem udręki poszukiwania i trudu egzystencjalnego «pielgrzymowania». Nawet wówczas, gdy odnalazła już prawdę w pokoju życia kontemplacyjnego, musiała przeżyć do końca tajemnicę krzyża.
Urodziła się w 1891 r. w rodzinie żydowskiej we Wrocławiu, należącym wówczas do Niemiec. Jej zainteresowanie filozofią i odejście od praktyk religijnych, w które wdrożyła ją matka, pozwalało przypuszczać, że pójdzie raczej drogą czystego «racjonalizmu», a nie świętości. Jednakże dar łaski czekał na nią właśnie w zawiłościach filozofii: włączywszy się w nurt myśli fenomenologicznej, Edyta Stein potrafiła dostrzec w niej odpowiedź na wymogi rzeczywistości obiektywnej, która nie zostaje bynajmniej wchłonięta przez podmiot, ale jest uprzednia wobec niego i stanowi miarę jego poznania, należy ją zatem badać w postawie skrupulatnego obiektywizmu. Trzeba się w nią wsłuchiwać, odkrywając ją zwłaszcza w człowieku dzięki zdolności do «wczucia» (słowo szczególnie drogie Edycie), która pozwala w pewnej mierze przyswoić sobie doświadczenia drugiego człowieka (por. E. Stein, O zagadnieniu wczucia, Kraków 1988).
Właśnie dzięki tej postawie uważnego słuchania Edyta zetknęła się z jednej strony ze świadectwami chrześcijańskiego doświadczenia duchowego, pozostawionymi przez św. Teresę z Avili i innych wielkich mistyków, których stała się uczennicą i naśladowniczką, a z drugiej z odwieczną tradycją myśli chrześcijańskiej, utrwaloną w tomizmie. Ta droga doprowadziła ją najpierw do chrztu, a potem skłoniła do wyboru życia kontemplacyjnego w zakonie karmelitańskim. Edyta prowadziła przy tym życie bardzo aktywne, wypełnione nie tylko poszukiwaniami duchowymi, ale także pracą naukową i dydaktyczną, którą wykonywała z podziwu godnym poświęceniem. Na szczególne uznanie zasługuje — ze względu na epokę — jej działalność na rzecz postępu społecznego kobiety; niezwykle przenikliwe są też teksty, w których zgłębia bogactwa kobiecości i misji kobiety z punktu widzenia ludzkiego i religijnego (por. E. Stein, Kobieta. Jej zadanie według natury i łaski, Pelplin 1999).
9. Spotkanie z chrześcijaństwem nie skłoniło Edyty do odrzucenia żydowskich korzeni, ale raczej pozwoliło je w pełni odkryć. Mimo to nie zostało jej oszczędzone niezrozumienie ze strony rodziny. Cierpiała niewymownie zwłaszcza z powodu matki, która nie zgadzała się z jej wyborem. W rzeczywistości jednak przeszła całą swą drogę ku chrześcijańskiej doskonałości nie tylko pod znakiem ludzkiej solidarności z macierzystym narodem, ale także prawdziwego duchowego współudziału w przeznaczeniu synów Abrahama, naznaczonych przez tajemnicę powołania i «nieodwołalne dary» Boże (por. Rz 11, 29).
Utożsamiła się z cierpieniem narodu żydowskiego zwłaszcza wówczas, gdy stało się ono szczególnie dotkliwe w okresie okrutnych prześladowań nazistowskich, które wraz z innymi zbrodniami totalitaryzmu stanowią jedną z najciemniejszych i najbardziej haniebnych plam w dziejach Europy naszego stulecia. Zrozumiała wówczas, że dokonując systematycznej zagłady Żydów, nałożono na barki jej narodu krzyż Chrystusa, przyjęła zatem jako swój osobisty udział w nim deportację i śmierć w otoczonym ponurą sławą obozie w Oświęcimiu-Brzezince. Jej krzyk łączy się z krzykiem wszystkich ofiar tej straszliwej tragedii, ale zarazem jest zjednoczony z krzykiem Chrystusa, który nadał ludzkiemu cierpieniu tajemniczą i trwałą owocność. Wizerunek jej świętości pozostanie na zawsze związany z dramatem jej męczeńskiej śmierci, którą poniosła wraz z wieloma innymi. Trwa też jako zwiastowanie Ewangelii krzyża, z którym Edyta Stein tak bardzo pragnęła się utożsamić, że wpisała go nawet w swoje imię zakonne.
Patrząc dziś na Teresę Benedyktę od Krzyża dostrzegamy w tym świadectwie niewinnej ofiary z jednej strony naśladowanie Baranka-Żertwy oraz protest przeciw wszelkim przejawom łamania podstawowych praw człowieka, z drugiej zaś — zadatek nowego zbliżenia między żydami a chrześcijanami, które zgodnie z życzeniem wyrażonym przez Sobór Watykański II doprowadziło do wzajemnego otwarcia, budzącego nadzieje na przyszłość. Ogłosić dzisiaj św. Edytę Stein Współpatronką Europy znaczy wznieść nad starym kontynentem sztandar szacunku, tolerancji i otwartości, wzywający wszystkich ludzi, aby się wzajemnie rozumieli i akceptowali, niezależnie od różnic etnicznych, kulturowych i religijnych, oraz by starali się budować społeczeństwo prawdziwie braterskie.
10. Niechaj zatem wzrasta Europa, niech się rozwija jako Europa ducha, idąc śladem swojej najlepszej tradycji, której najwznioślejszym wyrazem jest właśnie świętość. Jedność kontynentu, dojrzewająca stopniowo w ludzkiej świadomości i nabierająca coraz bardziej wyrazistych kształtów również na płaszczyźnie politycznej, otwiera niewątpliwie rozległe perspektywy nadziei. Europejczycy są powołani, aby raz na zawsze zamknąć rozdział historycznych rywalizacji, które często były przyczyną krwawych wojen na kontynencie. Jednocześnie winni tworzyć warunki dla ściślejszej jedności i współpracy między narodami. Wielkim wyzwaniem dla nich jest kształtowanie kultury i etyki jedności, bez nich bowiem wszelkie działania polityczne na rzecz jedności skazane są prędzej czy później na niepowodzenie.
Aby zbudować nową Europę na trwałych fundamentach, nie można jedynie odwoływać się do interesów ekonomicznych, które czasem łączą, kiedy indziej jednak dzielą, lecz trzeba się oprzeć na autentycznych wartościach, mających podstawę w powszechnym prawie moralnym, wszczepionym w serce każdego człowieka. Gdyby Europa mylnie utożsamiła zasadę tolerancji i szacunku dla wszystkich z obojętnością etyczną i sceptycyzmem wobec nieodzownych wartości, weszłaby na niezwykle niebezpieczną drogę, na której prędzej czy później pojawiłyby się pod nową postacią najbardziej przerażające widma z jej przeszłości.
Wydaje się, że kluczową rolę w zażegnaniu tej groźby znów odegra chrześcijaństwo, które niestrudzenie wskazuje ludziom horyzont ideałów. Liczne elementy wspólne, łączące chrześcijaństwo z innymi religiami, dostrzeżone już przez Sobór Watykański II (por. dekret Nostra aetate), pozwalają stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że otwarcie się na transcendencję to żywotny wymiar egzystencji. Jest zatem konieczne, aby wszyscy chrześcijanie, żyjący w różnych krajach Europy, podjęli na nowo wysiłek dawania świadectwa. To oni winni ożywiać nadzieję na pełnię zbawienia, głosząc swoje orędzie, to znaczy Ewangelię czyli «dobrą nowinę» o tym, że Bóg przyszedł do nas i w swoim Synu Jezusie Chrystusie ofiarował nam odkupienie i pełnię życia Bożego. Mocą Ducha Świętego, który został nam dany, możemy wznosić oczy ku Bogu i wzywać Go poufałym imieniem «Abba» — Ojcze! (por. Rz 8, 15; Ga 4, 6).
11. To właśnie głoszenie nadziei pragnąłem wspomóc, proponując odnowienie na skalę «europejską» kultu tych trzech wielkich postaci kobiecych, które w różnych epokach tak bardzo przyczyniły się do wzrostu nie tylko Kościoła, ale całego społeczeństwa.
W tajemnicy świętych obcowania, jednoczącej Kościół ziemski z niebieskim, te święte nieustannie orędują za nami przed tronem Bożym. Jeśli zaś my będziemy usilniej ich wzywać, uważniej słuchać ich słów i wytrwalej naśladować ich przykład, z pewnością i w nas pogłębi się świadomość powszechnego powołania do świętości, skłaniając nas do większej ofiarności i konsekwencji.
Dlatego po dojrzałym namyśle i mocą mej władzy apostolskiej ustanawiam i ogłaszam niebieskimi Współpatronkami całej Europy przed Bogiem św. Brygidę Szwedzką, św. Katarzynę ze Sieny i św. Teresę Benedyktę od Krzyża, przyznając im wszelkie zaszczyty i przywileje liturgiczne, jakie zgodnie z prawem przysługują głównym patronom miejsc.
Chwała Trójcy Przenajświętszej, która jaśnieje szczególnym blaskiem w ich życiu i w życiu wszystkich świętych. Pokój ludziom dobrej woli w Europie i na całym świecie!
Rzym, u Św. Piotra, 1 października 1999 r., w dwudziestym pierwszym roku Pontyfikatu.
Joannes Paulus II, pp
opr. mg/mg
Copyright © by L’Osservatore Romano (12/99) and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/motu/patronki_europy.html
Pani filozof przekreśliła siebie – św. Teresa Benedykta (Edyta Stein)
Marcin Jakimowicz
Raz o mało nie zatruła się gazem. Przeżywała wtedy potworną depresję. Po co mnie odratowaliście? – pytała z wyrzutem. Dwadzieścia lat później pogodzona z życiem trafiła do komory gazowej. Ale wtedy wiedziała już, że śmierć nie ma nad nią władzy.
Henryk Przondziono /Foto Gość Edyta Stein w roku 1928 i 1942. Zdjęcia znajdują się w Muzeum w Kolonii.
Czemu się nie bawisz? Ambicjuszka! – głośna drwina odbiła się od ścian wrocławskiej kamienicy. – Nie mówcie tak! – krzyknęła dziewczyna. Nie lubiła tego przezwiska. Nazwały ją tak siostry, które wychowywały ją po śmierci taty. Nie pamiętała go, zmarł, gdy miała dwa lata. Matki ciągle nie było w domu; prowadziła po ojcu składnicę opału. Harowała od świtu do nocy. Miała na utrzymaniu spore mieszkanie we wrocławskiej kamienicy i aż jedenaścioro dzieci. – Ambicjuszka! – krzyknęły siostry. Edyta skuliła się, odłożyła książkę. Dlaczego mnie tak nazywają? Była uparta. Gdy nie chciała pójść do przedszkola, potrafiła postawić cały dom na głowie. – Nazywano mnie mądrą Edytą – wspominała po latach. – Bardzo mnie to bolało, bo brzmiało, jakbym z tego powodu była zarozumiała.
Zobaczycie: będę wielka
– O czym tak rozmyślasz? – mama pogładziła czarne włosy córki. – O niczym… – zmieszała się dziewczyna. Jej bladziutką, delikatną twarz oblał rumieniec. Za nic nie przyznałaby się, że myślała o przyszłości. Czuła, że nie mieści się w ciasnych mieszczańskich ramach i jest przeznaczona do czegoś wielkiego. Marzyła o sławie. Nie, tego nie powiedziałaby mamie. Mogłoby ją to zranić. Widziała, jak bardzo troszczy się o rodzinę. To były trudne czasy: wuj, a rok później stryj stali się finansowymi bankrutami i odebrali sobie życie. Te śmierci wstrząsnęły dziewczynką. Często widziała matkę, gdy krzątając się po domu, szeptała: „Słuchaj, Izraelu, twój Bóg jest jeden”. Była szczerze wierzącą Żydówką. Sporo wycierpiała. Owdowiała, miała cały dom na głowie. Największym jej zmartwieniem było jednak to, że na jej oczach dzieci, jedno po drugim, odchodziły od wiary. Synowie kpili ze zwyczajów szabatu, córki, słysząc słowa Tory, wzruszały ramionami. Malutka Edyta obserwowała ich uważnie. Urodzona w 1891 roku w Jom Kippur, wielkie święto pojednania i pokuty, chciała uciec jak najdalej od świata psalmów i midraszy. I uciekała. W świat książek.
Po co mnie odratowaliście?
Przeżywała ogromny konflikt. Świat ją oszukiwał: była niezwykle zdolna, a jednak gdy rozdawano nagrody, Edytę pominięto. Nie pytała, dlaczego. Była Żydówką – słowo to zaczynało brzmieć jak wyrok. Wrażliwa czternastolatka bardzo to przeżyła. Do końca życia zapamiętała jednak ciepłe słowa dyrektora, który w czasie pomaturalnego komersu rzucił: „Uderz w kamień, a wytrysną skarby!”. To była jawna aluzja do jej nazwiska. Stein to po niemiecku kamień.
Zdała na wrocławski uniwersytet. Studiowała germanistykę, historię i psychologię. – Jestem ateistką i feministką – odpowiadała twardo, ale jej głowę nieustannie bombardowały setki pytań: Gdzie znajdę prawdę? W zatopionym w modlitwach świecie matki? W ironii rodzeństwa? Zaufała psychologii, a później filozofii. Stały się jej prawdziwą pasją.
W czasie studiów przeżyła potworną depresję. „Słońce zdawało się gasnąć, nawet w pełnym, jasnym dniu – wspominała. – Straciłam zupełnie zaufanie do ludzi; chodziłam jakby zmiażdżona strasznym ciężarem, nie umiałam niczym się cieszyć”. Kiedyś wraz z siostrą o mały włos nie zatruły się przypadkowo gazem. Gdy otworzyła oczy, wyszeptała: „Jaka szkoda! Dlaczego w tej głębokiej ciszy nie pozostawiono nas na zawsze?”.
Filozof opatruje rany
Uciekła z Wrocławia. Po trosze dlatego, że dusiła się w tym mieście. Zasadniczy powód był jednak inny: przygotowując referat z psychologii, natknęła się na wydawnictwa Edmunda Husserla, ojca fenomenologii. Połknęła je z wypiekami na twarzy. Czuła, że odpowiadają na wiele jej pytań. Młoda, zdolna studentka spakowała się i ruszyła do Getyngi. Na studia germanistyczne i filozoficzne. Do samego Husserla!
Zaczęła studia u mistrza. Czuła się ogromnie szczęśliwa, radość trwała jednak krótko. Wybuchła wojna. – Wygasło moje życie osobiste; jeżeli przeżyję wojnę, podejmę je jako dar – pisała młodziutka studentka filozofii. Na własną prośbę trafiła do szpitala zakaźnego w morawskich Hranicach. Od świtu do nocy krzątała się przy rannych. Była nieprzytomna ze zmęczenia.
Już w czasie wojennej zawieruchy Edyta rzuciła się w wir pracy uniwersyteckiej. Pracowała nad doktoratem: siedziała w książkach dzień i noc. – Gdy wołano mnie na obiad, wracałam jakby z innego świata i szłam wyczerpana, ale radosna – wspominała. Obroniła doktorat we Fryburgu, gdzie Husserl otrzymał katedrę, a w 1916 roku została nawet jego asystentką.
Trzęsienie ziemi
Wciąż uważała się za ateistkę. Jej deklaracje brzmiały już jednak mniej pewnie niż przed laty. Pan Bóg dawał jej coraz mocniejsze znaki swojej obecności. W Getyndze poznała młodego docenta Adolfa Reinacha. Zafascynowała ją jego dobroć i delikatność. Prawdziwym trzęsieniem ziemi była wiadomość: młody filozof zginął na froncie. Edyta odwiedziła jego żonę. Spodziewała się, że po przekroczeniu progu zastanie histerię czy przygnębienie. Ujrzała pełną pokoju, pogodzoną z życiem wdowę, która zdradziła sekret swego zachowania: kilka miesięcy temu przyjęliśmy chrzest w Kościele protestanckim. – Było to moje pierwsze spotkanie z krzyżem i Bożą mocą, jakiej udziela On tym, którzy go niosą – notowała zdumiona panna Stein. – Ujrzałam pierwszy raz w życiu Kościół w jego zwycięstwie nad ościeniem śmierci. W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał się Chrystus w tajemnicy krzyża.
Od deski do deski
Łaska nie wdarła się w jej życie z dnia na dzień. Delikatnie drążyła skałę. Edyta dostrzegła, że religia odpowiada na pytania, wobec których filozofia pozostaje bezradna. Gdy w 1921 roku wpadł jej w ręce opasły tom „Życia świętej Teresy z Avila”, przeczytała go z wypiekami na twarzy. – Byłam tak pochłonięta, że nie przerwałam czytania, póki nie doszłam do końca. Kiedy zamknęłam książkę, musiałam sama sobie wyznać: To jest prawda!
W życiu Edyty rozpoczął się nowy etap. „Studium filozofii jest chodzeniem nad przepaścią” – notowała, ale nie miała jeszcze odwagi uklęknąć pod krzyżem. – Jedyną moją modlitwą była tęsknota za prawdą – wspominała. Zmagała się. Przez całe życie dążyła do poznania prawdy, a gdy już jej dotknęła, chciała być jej wierna. Bez zastrzeżeń, do końca. Po kryjomu biegała na poranne Msze. W końcu dała za wygraną. Poprosiła o chrzest.
„W roku Pańskim 1922, w dniu 1 stycznia została ochrzczona Edyta Stein, lat 30, doktor filozofii. Po dobrej nauce i przygotowaniu przeszła z judaizmu na łono Kościoła i otrzymała na chrzcie świętym imiona Teresa – Jadwiga” – notował ksiądz w kronice parafialnej. W tym dniu Kościół świętował uroczystość Obrzezania Pańskiego: dla Żydów akt włączenia w naród Izraela. Dla Edyty rozpoczęcie nowego życia. Matka nie zaakceptowała wyboru córki, która powiedziała jej o tym na klęczkach. Twarda Żydówka, której nie złamały dotąd zawirowania życiowe, rozpłakała się.
Panna Stein rozpoczęła dziesięcioletnią pracę nauczycielki. Jej pasjonujące wykłady stawały się coraz popularniejsze. Do tego stopnia, że Edytę nazwano „głosem katolickich Niemiec”.Żyła skromnie. Niemal klasztornie. Sporo czasu spędzała w kaplicy. Uczyła dziewczęta, a po pracy ślęczała nad tłumaczeniami dzieł Newmana i świętego Tomasza. Jej żydowskie pochodzenie znów brzmiało jak wyrok: nie mogła zrobić habilitacji. Z dnia na dzień dojrzewało w niej pragnienie wstąpienia do klasztoru. Czekała. Jej nawrócenie nie było fruwaniem neofity. Przeczuwała, że jej życie będzie naznaczone cierpieniem. Patrząc na zawieszony nad biurkiem krzyż, westchnęła: O, jak bardzo mój naród będzie musiał cierpieć, zanim się nawróci!
Za kratami
W 1933 roku zapukała do kolońskiego Karmelu. Miała mizerne szanse zostania mniszką: była 42-letnią Żydówką, bez posagu. Dla Boga nie było to jednak przeszkodą. Edyta zamieszkała za kratami. Przyjęła imię Teresa Benedykta od Krzyża. W dniu jej profesji wieczystej zmarł Husserl. Dwa lata wcześniej, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, gdy odnawiała swoje śluby, zmarła matka. Dla młodej karmelitanki była to wyraźna odpowiedź z nieba. Długo modliła się o ich zbawienie. Pracę naukową przerywała szyciem, sprzątaniem, doglądaniem schorowanych sióstr. Była szczęśliwa i starała się opowiedzieć o tym rodzinie. Słowa były jednak bezradne wobec tego, co czuła. Czy niewierząca rodzina mogła zrozumieć słowa: „Wzorem Matki Najświętszej całkowicie siebie przekreślić, a zatopić się w życiu i cierpieniu Chrystusa”?
Idziemy ginąć
W Niemczech wrzało. Zamykano żydowskie sklepy, wyrzucano Żydów z publicznych stanowisk. Po pogromie nocy kryształowej życie Edyty było zagrożone. Przeniesiono ją do holenderskiego Karmelu w Echt. Zza krat obserwowała wybuch wojny. Gdy pod klasztor podjechał gestapowski samochód, nie opierała się. Mogła uciec, odrzuciła jednak takie rozwiązanie. Wychodząc, powiedziała do swojej przerażonej siostry Róży, która również po chrzcie trafiła do Karmelu: „Chodź, idziemy cierpieć za nasz lud”. To były ostatnie słowa, które słyszały mniszki. Już wcześniej wspominała im, że chce być ubogą Esterą, która wstawia się u Boga za ludem, chcąc ocalić go z zagłady. Na karteczce, którą zostawiła, wzruszone mniszki przeczytały: „Wiedzę Krzyża można posiąść jedynie wtedy, gdy czuje się ciężar krzyża w całym jego ogromie”. Czuła jego ciężar w obozie w Amersfoort i Westerbork, i w czasie koszmarnej podróży do Oświęcimia. Czuła, gdy 9 sierpnia 65 lat temu zaryglowano drzwi komory gazowej.
Oko w oko
– Z całej duszy i z całego serca wierzę w Boga i w Jego Opatrzność – zawołał rabbi z Raciąża przed plutonem egzekucyjnym. – Nawet jeśli pozostaną po mnie jedynie kości, to będą one krzyczeć: „Któż, o Panie, podobny do Ciebie!” – szepnął rabbi z Piaseczna w obliczu śmierci. Jak modliła się czekająca na śmierć w lasku brzezińskim karmelitanka, córka Izraela? Kobietom powiedziano, że czekają na kąpiel. Ale Edyta przeczuwała, że to będzie inne zanurzenie: w śmierć, w cierpienie jej Oblubieńca. Szukała Go tyle lat, chwila spotkania była tak blisko. Edyta „przekreśliła siebie”, zrosła się całkowicie z krzyżem.
Zatrzaśnięto drzwi komory. To się nie mogło inaczej skończyć.
http://kosciol.wiara.pl/doc/490521.Pani-filozof-przekreslila-siebie-sw-Teresa-Benedykta-Edyta-Stein/3
Broniła racji Boga i człowieka
Edyta Stein – św. Teresa Benedykta od Krzyża – stała się symbolem przemian dokonujących się w człowieku, kulturze i religii, w których kryje się sam zarodek tragedii i nadziei kontynentu europejskiego.
Święta Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein): Broniła racji Boga i człowieka
Ks. Manfred Deselaers
Autor jest niemieckim księdzem, wykładowcą PAT. Pracuje w Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu
Jan Paweł II, ogłaszając Edytę Stein patronką Europy, napisał:
“Teresa Benedykta od Krzyża, (…) nie tylko związana była z różnymi krajami Europy, ale całym swoim życiem – jako myślicielka, mistyczka i męczennica – przerzuciła jak gdyby most między swoim żydowskim pochodzeniem a wiarą w Chrystusa, prowadząc z niezawodną intuicją dialog ze współczesną myślą filozoficzną, a na koniec stając się przez męczeństwo – w obliczu straszliwej hańby Shoah – rzeczniczką racji Boga i człowieka. Stała się w ten sposób symbolem przemian dokonujących się w człowieku, kulturze i religii, w których kryje się sam zarodek tragedii i nadziei kontynentu europejskiego…”.
Edyta Stein przez ostatnie lata swego życia jako filozof zajmowała się antropologią. Wojna przerwała jej wykłady, w których szukała prawdy o człowieku, ale Edyta nauczała dalej. Nie słowem, lecz swoim życiem i śmiercią. W KL Auschwitz pozostawiono pomieszczenie z wielką ilością włosów. Ludzi w obozie traktowano jako materiał. Z włosów robiono tkaniny, ze złotych zębów sztabki złota, z popiołów nawóz na pola. Skoro w Auschwitz tak bardzo poniżono ludzką godność, jak wielki musi być wkład św. Teresy Benedykty w odbudowę utraconej nadziei.
Przeczucia
Istnieje wiele śladów w biografii Edyty Stein, które wskazują na to, że przeczuwała, co ją czeka. Baronowa von Bodmann pisze w swych wspomnieniach: “Gdy po I wojnie światowej Francuzi przestali okupować Palatynat, tego samego wieczoru przybyły do Spiry przez most na Renie wśród dźwięku dzwonów nasze niemieckie wojska, (…) panna Stein była bardzo poważna i stwierdziła: »Zobaczy Pani, teraz nastąpi prześladowanie Żydów, a następnie prześladowanie Kościoła«”.
Edyta Stein wspomina o przypadkowej rozmowie z jakimś mężczyzną w 1933 roku, który “opowiadał o sprawozdaniach amerykańskich gazet o okrucieństwach dokonywanych na Żydach (…) Ale teraz stało się dla mnie jasne, że Bóg znowu kładzie ciężką rękę na swoim narodzie i że los tego narodu jest również moim losem”. Znany jest fakt, że już bardzo wcześnie napisała list do papieża, prosząc o interwencję (encyklikę). “Często później zastanawiałam się – pisze – czy on nie przypomina sobie czasem tego listu. W następnych latach, krok po kroku, spełniało się wszystko to, co kiedyś przepowiedziałam dla przyszłości katolików w Niemczech”.
Pragnienie
Słynny jest następujący cytat z końca 1941 roku: “Jestem ze wszystkiego zadowolona. Scientiam Crucis (wiedzę Krzyża) zdobywa się tylko wtedy, gdy się samemu dogłębnie doświadcza Krzyża. Od początku byłam o tym przeświadczona i powiedziałam z całego serca: Ave Crux, spes mea unica! (Bądź pozdrowiony Krzyżu, jedyna moja nadziejo)”. W 1942 roku, już w Holandii, mówiła przed siostrami o swej wdzięczności za przyjęcie do klasztoru w Echt. Zaraz jednak dodała: “A jednocześnie jestem pewna, że nie mamy tu miejsca trwałego. Nie pragnę niczego innego nad to, aby wola Boża wypełniła się w stosunku do mnie. Od niej zależy, jak długo mnie tu pozostawią i co będzie potem”.
Już wtedy wiedziała o gromadzących się chmurach. We wszystkich jej wypowiedziach przeważa gotowość przyjęcia tego, co miało przyjść. Ludzka pociecha nie była dla niej jedyną. Droga do wiary i znaczenie, jakiego nabrał dla niej Krzyż, były ściśle powiązane.
Zdziwienie
Słynna jest historia, która wydarzyła się po I wojnie światowej – Edyta nie była jeszcze wtedy katoliczką. Asystent na wydziale filozofii Adolf Reinach, którego “uwielbiała” w pierwszych latach studiów w Getyndze, poległ na wojnie. Edyta miała uporządkować jego spuściznę naukową i obawiała się odwiedzić wdowę po nim. W jej życiu był to moment, w którym nie tylko zrozumiała, co oznacza strata osobista, ale także pojęła okropność wojny, niszczącej tak wielu wartościowych ludzi. W związku z tym była zdziwiona, że wdowa, pani Reinach, jako wierząca chrześcijanka potrafiła się pogodzić z faktem śmierci swojego męża. Opowiadała później: “Było to moje pierwsze spotkanie z Krzyżem i Boską mocą, której udziela swym wiernym. Po raz pierwszy tak wyraźnie zobaczyłam Kościół zrodzony z cierpienia Odkupiciela w swym zwycięstwie nad śmiercią”.
Dopełnienie
W roku 1939, z okazji uroczystości Podniesienia Krzyża napisała tekst dla swojej wspólnoty. Uroczystość ta jest w Karmelu okazją do odnowienia ślubów. “Ukrzyżowany spogląda na nas i pyta, czy wciąż jeszcze chcemy dotrzymać tego, co przyrzekliśmy mu w godzinę łaski. Z pewnością ma powód, żeby tak pytać. Krzyż jest dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, znakiem, któremu się sprzeciwia…”. W Oświęcimiu została zamordowana jako Żydówka. Nie znamy żadnych szczegółów jej śmierci.
Dobromiła Salik
Wśród doktorów Kościoła, jakich wydał zakon karmelitański, jest św. Teresa od Jezusa, św. Jan od Krzyża i św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Czy dołączy do nich współpatronka Europy, św. Teresa Benedykta od Krzyża? Jest to wielce prawdopodobne.
Tytuł doktora Kościoła, innymi słowy nauczyciela Kościoła powszechnego, nadawany jest świętym wyróżniającym się w swych pismach prawowiernością i wybitną wiedzą teologiczną (tzw. eminens doctrina). Oprócz tego kryterium kandydat na doktora Kościoła musi się wykazać świętością życia (o tym orzeka wcześniej proces kanonizacyjny) oraz duchowym wpływem na konkretnego człowieka, opartym wyraźnie na prawdzie objawionej. Wpływ ten ma zataczać coraz szersze kręgi wśród Ludu Bożego i nie może być uzależniony od czasu i aktualnej sytuacji. Powszechność oddziaływania w Kościele nauczania kandydata na doktora Kościoła to po Soborze Watykańskim II dominujące kryterium w podejmowaniu decyzji o przyznaniu tego tytułu konkretnej osobie.
Mądrość miłości, mądrość Krzyża
W 1970 roku tytuł doktora Kościoła został przyznany św. Teresie od Jezusa oraz św. Katarzynie ze Sieny. W roku 1997 doktorem Kościoła została św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Po Soborze uwzględniono kobiety i uwypuklono doświadczenie mistyczne, nie podkreślając – jak było wcześniej – wszechstronnego wykształcenia teologicznego. Osoby ogłoszone doktorami Kościoła po Soborze Watykańskim II są tego potwierdzeniem. Żadna z tych trzech kobiet nie miała studiów uniwersyteckich; Katarzyna była wręcz analfabetką. Mądrość, o jakiej mowa, nie jest zdobyczą samego człowieka, lecz darem Ducha Świętego.
Eminens doctrina ma wnikać w życie Kościoła; miarą jej doniosłości jest więc pozytywny wpływ na życie chrześcijan. Świętość życia doktora Kościoła polega na zbieżności jego doktryny i konkretnego życia. Jest to zawsze „mądrość miłości”, jak powiedziała św. Teresa od Dzieciątka Jezus; mądrość zdobywana na kolanach. Tylko taka mądrość ma moc apostolską – może docierać do wielu i pociągać ich do doskonałości.
Mówiąc o ewentualnym przyznaniu tytułu doktora Kościoła św. Teresie Benedykcie od Krzyża, bierze się pod uwagę wspomniane wyżej kryteria. Edyta Stein była kobietą niezwykłego umysłu, ale jednocześnie wielkiej prostoty. Jej oddanie się Bogu było całkowite. Odnalazłszy Boga – jedyną Prawdę – gotowa była złożyć Mu w darze swoje życie. Odkryła „swojego Jezusa” na drodze Krzyża. Tą „mądrością Krzyża” pragnęła dzielić się ze wszystkimi. Ostatnim jej dziełem była „Wiedza krzyża”, a ostatnim słowem tego orędzia o krzyżu – jak powiedział ks. Manfred Deselaers – jest chwila, kiedy w Oświęcimiu milcząco wchodzi w śmierć żydowskich sióstr i braci.
Jej geniusz
Orędzie Edyty Stein zaczyna docierać do najdalszych zakątków świata. Powstają towarzystwa i instytuty szerzące jej duchowość. Jej pisma tłumaczone są na coraz więcej języków, a informacje o niej można znaleźć w Internecie, w licznych biografiach i opracowaniach. Odbywają się sympozja poświęcone jej życiu i dorobkowi naukowemu.
Ojciec Pierre Petit, benedyktyn, twierdzi, że dzieła Edyty Stein są „pomostem ku nowym drogom”; oryginalnym spojrzeniem na wiele kwestii dotyczących współczesnego świata i człowieka. Chodzi tutaj zwłaszcza o zagadnienia prawdy, feminizmu oraz dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Przykład św. Teresy Benedykty od Krzyża pociąga coraz szersze rzesze wiernych świeckich oraz osób konsekrowanych. Zamieszczone poniżej świadectwo osoby żyjącej w świecie dowodzi, że eminens doctrina Edyty Stein nie jest jedynie zbiorem tysięcy zapisanych przez Świętą kartek, ale przede wszystkim żywym, pociągającym i wciąż aktualnym przykładem dla współczesnych, zmagających się z różnorakimi ludzkimi biedami, a jednocześnie nieodwołalnie dążących do coraz bardziej świadomej miłości bliźniego i coraz pełniejszej jedności z Bogiem.
Edyta Stein w moim życiu
(świadectwo)
Poznałam Edytę latem 1998 roku, czytając czasopismo katolickie. Natychmiast zaintrygowała mnie jej postać. Najpierw z powodu zbieżności dat: okazało się, że kanonizacja bł. Teresy Benedykty od Krzyża odbędzie się 11 X 1998 r., a 11 października to dzień moich urodzin! Odczytałam to jako swoisty znak dla mnie. Była osobą bardzo wykształconą, filozofem, „kobietą sukcesu”, a jednak szukała sensu życia. I to poszukiwanie doprowadziło ją do stwierdzenia, że kto szuka prawdy, ten szuka Boga. Uderzający jest jej radykalizm. Jedynym celem jej życia stało się odtąd pełne zjednoczenie z Jezusem. Decyzja przyjęcia chrztu była bardzo trudna ze względu na rodzinę, przede wszystkim na matkę. Ale Edyta nie miała wątpliwości, że ten krok jest właściwy.
Zafascynowało mnie, że ofiarowała się świadomie jako ofiara całopalna za swój naród żydowski. Mogła uniknąć śmierci, ale przeczuwała dla siebie inną drogę. Duże wrażenie wywarła na mnie scena aresztowania. Gdy esesmani przyszli po Edytę – poczerwieniała na twarzy. Wiedziała, że idzie na śmierć. Jej rozpalona twarz i strach, a jednocześnie jej świadoma ofiara to jest coś naprawdę wielkiego – ludzkiego i Bożego zarazem.
Bardzo bliskie mi jest jej rozumienie feminizmu. Jeszcze kiedy byłam młodą dziewczyną, i potem, z biegiem lat, zawsze wiedziałam, że kobieta nie jest „człowiekiem drugiej kategorii”, a w wielu dziedzinach przewyższa mężczyznę. Poznając Edytę, odkryłam, że jest osobą, która mówi o „nowym feminizmie”. Feminizm, który niesie świat, prowadzi do buntu, nowy feminizm uczy pokory. Jak można wykorzystać tę nowo odkrytą wizję feminizmu? Mogę się w pełni zrealizować jako żona, jako matka, jako właściciel małej firmy, w pełnym poczuciu swojej wartości (choć oczywiście również wad), i to nie powoduje agresji w stosunku do płci przeciwnej, ale prowadzi do pełnej jedności, do współpracy z mężczyzną, do harmonii. Efekt jest więc odwrotny: zamiast buntu – kocha się drugiego człowieka. A to wiedzie do jedności z Bogiem i pozwala się prawdziwie rozwijać. Patrząc pod kątem rodziny, można powiedzieć, że stary feminizm to rozpad rodziny, a nowy – to rodzina scalona, taka, jakiej pragnie Bóg.
Później dzięki Edycie poznałam kolejną postać: św. Teresę. Edyta kierowała mną, szłam jakby jej drogą. Prowadzi mnie wciąż do Boga i pomaga w codziennym życiu. Pewnego rodzaju pomocy doświadczyłam nawet od matki Edyty – Augusty Stein. Był czas, kiedy musiałam bardzo dużo pracować. Wówczas myśl o tej kobiecie dodawała mi otuchy. Zostawszy wdową, przejęła interes (handel drewnem) po mężu. Mimo tak trudnego wyzwania i odpowiedzialności za liczne potomstwo, dawała sobie radę. Żadne z dzieci nie zaznało niedostatku, ale też uczone były oszczędności i szacunku do dóbr materialnych, a zarazem dystansu do nich. To wartości, które ja także staram się przekazywać moim dzieciom. Mam również przeświadczenie, że w najtrudniejszym okresie życia, kiedy dotknęło moją rodzinę bezrobocie, to właśnie Edyta zaniosła Bogu moją modlitwę o pracę, wypowiedzianą w dniu jej wspomnienia, 9 sierpnia. Jest mi bardzo bliska. (E.A.B.)
„Eminens doctrina” jako zasadniczy wymóg Stolicy Apostolskiej przy nadawaniu tytułu Doktora Kościoła w odniesieniu do św. Edyty Stein – Teresy Benedykty od Krzyża
Szczepan T. Praśkiewicz OCD
1. Zainteresowanie tytułem doktora Kościoła w dobie posoborowej i eklezjalna refleksja nad jego wymową
W 1970 r. Paweł VI ogłosił doktorami Kościoła dwie wybitne święte, mianowicie Teresę od Jezusa (27 września) i Katarzynę ze Sieny (3 października). Było to wydarzenie bezprecendensowe: żadna kobieta nie otrzymała bowiem wcześniej w Kościele tego tytułu.
Obchody srebrnego jubileuszu doktoratu obydwu Świętych, które celebrowano uroczyście w 1995 r., stały się okazją do zastanowienia się nad wymową tego zaszczytnego tytułu w Kościele i nad jego „przyszłością”. Pytano nawet, czy aby doktoraty nadane przez Pawła VI nie były ostatnimi w Kościele. Żaden święty nie został bowiem potem przyozdobiony tytułem doktorskim, mimo że przedstawiano Stolicy Apostolskiej wielu kandydatów, m.in.: św. Weronikę Giuliani, św. Brygidę Szwedzką, św. Bernardyna ze Sieny, św. Jana z Avila, św. Jana Bosko, św. Małgorzatę Marię Alacoque, św. Ludwika Grignon de Montfort [1].
Byłoby błędem mniemać, że zagadnienie tytułu doktora przestało cieszyć się w Kościele zainteresowaniem. Przeciwnie, poddano je szczególnej analizie dykasteriów Stolicy Apostolskiej i Konstytucja Apostolska Pastor Bonus z 1988 r. (poprzez którą dokonano reformy Kurii Rzymskiej) wprowadziła pewne novum do dotychczasowej praktyki. Wcześniej – włącznie z przewodem doktorskim Teresy od Jezusa i Katarzyny ze Sieny – nadawanie zaszczytnego tytułu doktora należało do kompetencji Św. Kongregacji Obrzędów (Sacra Rituum Congregatio), przekształconej po Soborze w Kongregację ds. Świętych (Congregatio pro Causis Sanctorum). Obecnie – jak czytamy w 73 artykule wspomnianej konstytucji – Kongregacja ds. Świętych zachowuje kompetencje w osądzaniu wymogów do tego tytułu, ale po uprzednim otrzymaniu votum Kongregacji Nauki Wiary odnośnie „eminentem doctrinam quod attinent” [2].
Oczywiście wprowadzenie tego wiążącego zapisu do Konstytucji Apostolskiej Pastor Bonus poprzedzone było dogłębną refleksją międzydykasterialną i teologiczną. Informował o tym watykański dziennik L’Osservatore Romano już w 1981 roku [3]. W rok później Kongregacja ds. Świętych, po szczegółowej analizie zagadnienia, wydała specjalną instrukcję De notis necessario inveniedis in Sanctis Scriptoribus ecclesiasticis ut titulo Doctoris decorari possint, będącą owocem plenarnego zebrania teologów konsultorów z 24 marca 1981 roku [4]. Refleksję nad tytułem doktora Kościoła podjęli też teolodzy, co syntetyzuje artykuł o. Umberto BETTI, A proposito del conferimento del titolo di Dottore della Chiesa, opublikowany w rzymskim Antonianum w 1988 roku [5], i wtóruje mu za kilka lat o. Jesús CASTELLANO CERVERA na łamach Ephemerides carmeliticae (Teresianum), gdzie znajdujemy jego studium pt. „Eminens doctrina”. Un requisito necesario para ser doctor de la Iglesia[6] . W końcu sam Ojciec Święty Jan Paweł II w dniu 10 grudnia 1996 zatwierdził Norme di procedura e criteri dottrinali per il giudizio circa l’«eminens doctrina» dei Santi proposti come «Dottori della Chiesa», przygotowane przez Kongregację Nauki Wiary.
Pierwszym i jedynym doktoratem, który został dotychczas przyznany w Kościele zgodnie z tymi nowymi wytycznymi Stolicy Apostolskiej, był doktorat św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Aktu nadania św. Karmelitance Bosej z Lisieux tego tytułu, w obecności urny z jej relikwiami, dokonał Jan Paweł II podczas Eucharystii sprawowanej na Placu św. Piotra w Watykanie, w dniu 19 października 1997 roku [7]. Fakt ten, który sam Papież nazwał w swej homilii „czymś niezwykłym” [8], ożywił jeszcze bardziej zainteresowanie tytułem doktora w Kościele, czego dowodem jest m.in. monumentalne dzieło Jeana Huscenota, Les Docteurs de l’Eglise, przetłumaczone na wiele języków (ostatnio także na polski[9] ), a w naszym kraju studia ks. Ryszarda Gronia[10] . Odpowiadając na pytanie kim są dzisiaj doktorzy Kościoła, francuski benedyktyn o. Pierre Petit, mówiąc o nich jako o radości i duszy Kościoła, stwierdził, że są to przede wszystkim świadkowie wiary, nauczyciele inkulturacji, wierni tradycji i równocześnie nowatorscy, obdarzeni twórczą wyobraźnią[11] . Przypomnijmy, że Karmel dał Kościołowi 10% doktorów Kościoła, tj. troje z trzydziestu trzech[12] , co często przypomina Ojciec Święty[13] .
2. Tradycyjne kryteria decydujące o przyznawaniu tytułu Doktora Kościoła
W przedsoborowej praktyce Kościoła kryterium ogłoszenia kogoś doktorem stanowiły trzy elementy zdefiniowane przez Benedykta XIV w De servorum Dei beatificatione et beatorum canonizatione, mianowicie: „eminens scilicet doctrina, insignis vitae sanctitas et praeterea Summi Pontificis aut Concilii Generalis legitime congregati declaratio”[14] . Kryteria te, tj. doniosła doktryna, wzorowa świętość życia i ogłoszenie przez papieża lub sobór powszechny legalnie zwołany, ograniczają się zasadniczo do jednego, tj. do owej „eminens doctrina”, jako że świętość życia jest wymaganiem praktycznie wstępnym i oczywistym, a sam akt proklamacji elementem formalnym. Jakie były więc kryteria przy określaniu „doniosłości doktryny”? Podaje nam je ten sam Benedykt XIV, ale występują już one u Bonifacego VIII, i są nimi przede wszystkim: „odniesienie do prawdy objawionej, aby móc zwyciężać ciemności błędu (errorum tenebrae profligare), rozjaśniać niezrozumiałe treści (obscura dilucidare), rozwiewać wątpliwości (dubia declarare) i odkrywać tajemnice Pisma świętego”[15] (Scripturarum enigmata reserare). Nadto w dekrecie Św. Kongregacji Obrzędów z 11 marca 1870 r. uwypuklono uznanie dobroczynnego wpływu nauki doktora „dla dobra Kościoła” i jej aktualność w wybranych dziedzinach życia, jak „w zwalczaniu nowych błędów, lub w wyjaśnianiu Świętych Pism, lub w zgłębianiu depozytu wiary, lub w prostowaniu obyczajów”[16] .
3. Wkład nauki soborowej w ubogacenie tradycyjnych kryteriów decydujących o nadawaniu kościelnego doktoratu
„Przełomem w ogłaszaniu doktorów Kościoła – pisze słusznie ks. Ryszard Groń – był Sobór Watykański II, który powrócił do źródeł biblijno-patrystycznych, próbując odczytać ducha pierwotnego chrześcijaństwa i wszczepić go w nową sytuację współczesnego człowieka. Pod wpływem Soboru odżyła nauka o strukturze charyzmatycznej Kościoła, toteż zaczęto doceniać duchową wartość chrześcijaństwa, świadectwo życia mistyków w rozumieniu depozytu Objawienia oraz ich wpływ na duchowość i propagowanie świętości, stanowiącej główne posłannictwo Kościoła. Zatem charyzmat wiedzy wlanej przez Ducha Świętego, świadectwo życia i wpływ danej osoby na świętość Ludu Bożego, stanowią trzy dodatkowe kryteria soborowe brane dziś pod uwagę przy ogłaszaniu doktorów Kościoła. Podkreśla się przy tym bardziej aktualny, powszechny i dobroczynny wpływ duchowy (recepcja) doktryny doktora Kościoła na życie konkretnego człowieka w Kościele, a nawet poza nim, oparty wyraźnie na prawdzie objawionej”[17] .
Syntetycznie możemy stwierdzić, że soborowa wizja posłannictwa Kościoła wniosła dwie istotne nowości w rozumienie instytucji doktorów Kościoła: uwzględniła – po pierwsze – kobiety w wyborze do tej godności (dotychczas pomijane) i podkreśliła – po drugie – duchowy, czy też mistyczny aspekt doktoratu, jako skutku działania Ducha Świętego, który „wieje kędy chce” (J 3,8); innymi słowy – uwypukliła charyzmat wiedzy wlanej, nie patrząc (co było tak ważne w ukierunkowaniu tradycyjnym) na wszechstronne wykształcenie teologiczne, ale na ukazanie owocu współpracy z łaską, dającą w rezultacie nadprzyrodzone poznanie przez miłość, którego tak bardzo potrzebuje Lud Boży. Wszystkie trzy posoborowe doktoraty, tj. tercjarki dominikańskiej – Katarzyny ze Sieny i dwóch Teres – karmelitanek bosych, są tego najlepszym potwierdzeniem. Żadna z nich nie miała studiów uniwersyteckich, a jedna (Katarzyna), była praktycznie analfabetką. Zdobyły jednak prawdziwą mądrość, przewyższającą „wszelką wiedzę” (Ef 3,19), współpracując z łaską, która obficie została im udzielona i nigdy w nich daremną nie pozostawała (por. 1Kor 15,10). „Taką jest bowiem teologia Świętych, to znaczy Kościoła jako Ludu Świętego – precyzuje nasz współbrat zakonny o. François-Marie Léthel. Nie jest ona nigdy zdobyczą człowieka, ale zawsze darem Boga, darem Ducha Świętego, który został dany w pełni Kościołowi w dniu Pięćdziesiątnicy. Człowiek nie zawłaszcza sobie tej teologii, ale otrzymuje ją zawsze na modlitwie, na kolanach”[18] .
4. „Doniosła doktryna”[19] jako zasadniczy wymóg przy nadawaniu tytułu Doktora Kościoła w dobie obecnej i jego omówienie
Uwieńczeniem długoletniej refleksji nad wymową tytułu doktora w Kościele i wymogów, jakie winny być brane pod uwagę przy jego nadawaniu, jest zatem – jak to widzieliśmy – przeniesienie odpowiedzialności w przeprowadzaniu osądu nad kandydatami do tego tytułu z samej Kongregacji ds. Świętych także na Kongregację Nauki Wiary. Decyzja o przyznaniu tego tytułu, jakkolwiek w ostateczności należy do Papieża, staje się wcześniej propozycją międzydykasterialną. Z kolei zasadniczym wymogiem przy nadawaniu tego tytułu jest „eminens doctrina” kandydata, i analiza tejże doktryny leży przede wszystkim w kompetencji Kongregacji Nauki Wiary.
Zechciejmy omówić bliżej na czym polega w dzisiejszym rozumieniu owa „doniosłość” nauki czy doktryny, jakiej wymaga się od kandydatów do eklezjalnego doktoratu[20] . Otóż „doniosłość” nauki doktorów Kościoła tkwi przede wszystkim w ich prawowierności, tj. w głębokiej znajomości prawd zawartych w Bożym Objawieniu i przekazywaniu ich w Kościele; innymi słowy w zgodności ich nauczania z oficjalną wykładnią depositum fidei dokonywaną przez Urząd Nauczycielski. Chodzi tu oczywiście o prawdy dotyczące objawienia się Boga, Jego przymiotów i Jego zbawczej woli zbawienia świata. Dzięki znajomości tych prawd „przez Chrystusa, Słowo Wcielone, ludzie – jak czytamy w Dei Verbum – mają dostęp do Ojca w Duchu Świętym i stają się uczestnikami boskiej natury. (…) Bóg niewidzialny w nadmiarze swej miłości zwraca się do ludzi jak do przyjaciół i obcuje z nimi, aby ich zaprosić do wspólnoty z sobą i przyjąć ich do niej”[21] .
Nadto tym donioślejsza jest ta doktryna, im bardziej zdolna jest ona docierać do całego Kościoła i świata, wywierając swój zbawczy wpływ. Chodzi więc o powszechną znajomość nauki danego Świętego w całym Kościele i jej zbawczy wpływ na jego życie, tj. na uświęcenie Ludu Bożego. Doktryna ta winna przenikać w życie Kościoła będąc także cytowaną przez Magisterium oraz powinna wzbudzać zainteresowanie teologów.
Kolejną cechą doniosłości doktryny wymaganej od kandydatów do doktoratu w Kościele – oprócz (powtórzmy to dla utrwalenia) prawowierności i powszechnej znajomości ich nauki – jest jej ustawiczna aktualność, wychodząca poza kryteria i problemy czasu i miejsca, środowiska, w których powstała, i powodująca zdolność jej oddziaływania na ludzi wszystkich czasów, ułatwiając Kościołowi zabieranie głosu i dawanie wskazówek, aby mógł on „ujawniać – użyjmy sformułowania Gaudium et spes – Boży zamysł odnośnie do pełnego powołania człowieka (…) w ogromnym splocie problemów, domagających się nowych analiz i nowych syntez”[22] . Miarą „doniosłości” doktryny kandydatów do doktoratu jest zatem – mówiąc jeszcze inaczej – jej pozytywny i twórczy wkład w życie Ludu Bożego i uświęcenie chrześcijan dziś i jutro, kiedy to Kościół stara się, „aby w miarę możności – i są to nadal słowa Gaudium et spes – dostosować Ewangelię czy to do zdolności zrozumienia przez ogół, czy też do wymagań mędrców”[23] .
I w końcu „eminens doctrina” kandydatów do eklezjalnego doktoratu winna wnosić pewne novum do nauki chrześcijańskiej, winna – innymi słowy – zwracać uwagę na którąś z tajemnic naszej wiary czy nadprzyrodzonej rzeczywistości, w myśl soborowego przypomnienia, że dzięki działaniu Ducha Świętego, który „mieszka w Kościele, a także w sercach wiernych jak w świątyni, (…) prowadząc Kościół do wszelkiej prawdy, (…) wzrasta zrozumienie tak rzeczy, jak słów przekazanych, już to dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych (…), już też dzięki głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych, już znowu dzięki nauczaniu tych, którzy (…) otrzymali niezawodny charyzmat prawdy”[24] .
Zacytujmy w tym kontekście, jak owo novum w przypadku doktoratu św. Teresy od Dzieciątka Jezus określił sam Jan Paweł II: „Uważne studium pism Świętej oraz odzew, jaki znalazły one w Kościele, pozwalają wyodrębnić istotne elementy doniosłej doktryny, która stanowi najważniejsze uzasadnienie przyznania jej tytułu doktora Kościoła. (…) Można tam dostrzec szczególne światło doktrynalne, które jakby za sprawą Ducha Świętego wyraża samą istotę orędzia objawienia i ujmuje ją w ramy oryginalnej i nowatorskiej wizji, składając się na niezwykle wartościowe nauczanie. (…) Teresa jest kobietą, która w Ewangelii potrafiła odnaleźć ukryte bogactwa, okazując przy tym typową dla geniuszu kobiecego konkretność oraz umiejętność odpowiedzenia na nie językiem życia i mądrości”[25] . Ona „nie tylko pojęła i opisała głęboką prawdę o Miłości jako centrum i sercu Kościoła, ale żyła nią intensywnie w ciągu swego krótkiego życia. Właśnie ta zbieżność doktryny i konkretnego doświadczenia, prawdy i życia, nauczania i praktyki jaśnieje szczególnie wyraźnie w jej przesłaniu”[26] . Innymi słowy – dodajmy na marginesie – nowością teologii św. Teresy od Dzieciątka Jezus jest fakt, że nie jest ona teologią scholastyczną, usystematyzowaną, przyswojoną sobie w czasie uniwersyteckich studiów i pogłębioną poprzez osobistą refleksję. Jej teologia, zgodnie z określeniem samej Świętej, jest przede wszystkim „mądrością Miłości”[27] , która przewyższa „wszelką wiedzę” (Ef 3,19); jest teologią zdobytą na kolanach, przed tabernakulum, w ustawicznym wsłuchiwaniu się w głos Mistrza przemawiającego poprzez karty Pisma świętego, w modlitewnym wyciszeniu pozwalającym usłyszeć „szmer łagodnego powiewu” (1Krl 19,12) Ducha Świętego, w miłosnej kontemplacji Ojca.
5. Próba zasygnalizowania elementów „doniosłej doktryny” w orędziu św. Teresy Benedykty od Krzyża – Edyty Stein
Nauczanie św. Teresy Benedykty od Krzyża – Edyty Stein, jakkolwiek nie znane jeszcze tak powszechnie jak np. orędzie terezjańskie, zaczyna docierać do coraz to odleglejszych zakątków świata i wywiera niezatarty wpływ na duchowość przełomu XX i XXI stulecia. Potwierdza to tłumaczenie jej pism na coraz to liczniejsze języki, jej obecność w Internecie[28] , mnożące się naukowe studia, naukowe i popularne książki i artykuły o jej życiu i nauce[29] , sympozja, sesje i tygodnie duchowości organizowane, by zgłębić jej doktrynę[30] . Na katolickich (i nie tylko) uniwersytetach powstają katedry Edyty Stein i Instytuty promujące jej orędzie[31] i nie brak też stwierdzeń, że dzięki swojemu listowi do Piusa XI (który w ostatnich dniach został opublikowany[32] ), stała się ona inspiratorką antyfaszystowskiej encykliki papieskiej Mit brennender Sorgo[33] . Istnieją także w wielu krajach (Polska, Niemcy, Holandia, Hiszpania, Włochy, Stany Zjednoczone) Towarzystwa noszące jej imię i promujące jej duchowość[34] . Nadto faktem ogromnej wagi jest ogłoszenie jej przez Jana Pawła II Współpatronką Europy. Wszystko to sprawia – tak mi się przynajmniej wydaje – że zmierzamy do sprostania wymogowi powszechności znajomości jej doktryny żądanej od kandydatów do tytułu doktora Kościoła. Sądzę, że nie będzie też problemów w kwestii prawowierności jej nauki, tak bardzo przecież zakorzenionej w Piśmie świętym i w myśli chrześcijańskiej, zwłaszcza tomistycznej i sanjuanistyczno-terezjańskiej. Tym bardziej, że prawowierność tę stwierdzają wota teologów konsultorów, przedłożone podczas procesu kanonizacyjnego [35] .
Podczas dzisiejszej sesji chcemy postawić sobie pytanie: czy duchowe orędzie Edyty Stein potrafi sprostać także pozostałym wymogom „eminens doctrina”, tj. ustawicznej aktualności wobec wyzwań jawiących się w Kościele i w świecie i czy wnosi ono jakieś novum do dotychczasowej myśli teologicznej? Stawiamy sobie to pytanie i podejmujemy na ten temat refleksję, (zachęceni skądinąd przez Arcybiskupa Krakowskiego[36] ), bo nie brakuje środowisk eklezjalnych, niekoniecznie karmelitańskich, które kierują do Stolicy Apostolskiej petycje, aby św. Teresa Benedykta od Krzyża została – jako trzecia karmelitanka bosa – wpisana w poczet doktorów Kościoła, co wydaje się być chyba powszechnym, bo np., ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przeglądając hasło Doktor Kościoła w Wielkiej Encyklopedii PWN, umieszczone w tomie siódmym, wydanym w ub. roku, wyczytałem zdanie, które z przyjemnością przytaczam (zdanie umieszczone po wyliczeniu 33 doktorów Kościoła): „Obecnie do tytułu doktora Kościoła jest zgłoszona kandydatura Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein)”[37] . Nadto w Communicationes OCD, tj. w oficjalnym biuletynie informacyjnym Kurii Generalnej Zakonu, znajdujemy wymowną informację pt.: „Edith Stein – Możliwość ogłoszenia jej doktorem Kościoła. Papież nakazał weryfikację warunków”. W tekście informacji czytamy: „Taką wiadomość podał o. Abelardo Lobato, [nota bene dominikanin – przypis mój: Sz.T.P.], rektor Fakultetu Teologicznego w Lugano, podczas kongresu międzynarodowego Nowy feminizm dla nowego tysiąclecia, zorganizowanego przez Papieskie Ateneum „Regina Apostolorum” 19 maja 1999 r. Wraz z Simone de Beauvoir i Simone Weil, Edith Stein jest jedną z najznamienitszych kobiet XX wieku, znanych ze swej twórczej myśli, talentu filozoficznego oraz szczególnego wyczulenia na kwestię kobiety – powiedział Lobato. W ostatnich latach obserwujemy wzrost ich prestiżu intelektualnego. Edyta Stein została ogłoszona męczennicą i błogosławioną, następnie została kanonizowana i ogłoszona patronką Europy. Obecnie pracujemy nad tym, aby została uznana doktorem Kościoła. (…) Wszystko zależy od Kongregacji Nauki Wiary – dodał o. Lobato. Jednak Ojciec Święty z entuzjazmem przyjął tę ideę i polecił przeprowadzić weryfikację czy ta filozof i teolog może zostać ogłoszona doktorem Kościoła”[38].
Otóż jeden z sektorów aktualności przesłania Edyty Stein utożsamiamy w pojęciu prawdy, tak bardzo potrzebnej we współczesnym zakłamanym świecie, a której to prawdy była ona wielką głosicielką; nadto dostrzegamy aktualność zagadnienia chrześcijańskiego feminizmu, podjętego przez naszą Świętą oraz kwestię ekumenizmu i dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, które były przecież tak bardzo drogie jej sercu, a które mogą być odczytywane jako pewne novum naszego czasu. Dlatego też te zagadnienia zostaną poruszone w następnych konferencjach dzisiejszej sesji.
* * *
„Doktorzy – napisał we wstępie do książki Jeana Huscenota cytowany już o. Pierre Petit – nie odsłaniają całej istoty ewangelicznego orędzia, lecz są raczej pomostem ku nowym drogom, które nie tyle nam wskazują, ile pozostawiają do odkrycia pod kierunkiem naszego jedynego Nauczyciela – Ducha Świętego. Nie zmuszają nas do wyruszenia w drogę, ani nami nie sterują, lecz są drogowskazem, który zachęca nas do wędrowania i do osiągnięcia celu. Zapraszają nas w podróż, do przeżycia przygody. Mówią nam: Nie bójcie się! Poczujcie udeptane drogi, podnieście żagle! – tak jak Jezus mówiący do Piotra: Wypłyń na głębię! (Łk 5,4). Pokazują nam Jezusa. (…) Jest to Jezus odkrywany zawsze na nowo, o milionach twarzy, jedyny i dla każdego[39] .
Edyta Stein też odkryła „swojego” Jezusa; odkryła Go w swojej Kreuzeswissenschaft, tj. w swojej, owszem Wiedzy Krzyża, ale także i w swojej Drodze Krzyża, bo jak sama napisała i potem potwierdziła męczeńską śmiercią, „Scientiam Crucis zdobywa się tylko wtedy, gdy się samemu do głębi doświadczy Krzyża. Od początku byłam o tym przeświadczona i powiedziałam z całego serca: Ave Crux, Spes unica”[40] .
Tą wiedzą Krzyża i tym doświadczeniem Krzyża, który jest zwycięstwem, tą mądrością Krzyża pragnie dzielić się dzisiaj ze wszystkimi. Zechciejmy docenić jej orędzie, podobnie jak czyni to sam Jan Paweł II. Jak wyznał kard. Joseph Ratzinger, bliski współpracownik Ojca Świętego i prefekt Kongregacji Nauki Wiary, „dwie kobiety – cytuję słowa purpurata – należące do Zakonu Karmelitańskiego, mogą nam pomóc zrozumieć cały wymiar mądrościowy, stojący u podłoża teologicznej refleksji Papieża. Pierwsza z nich, to Teresa z Lisieux – Święta, którą on ogłosił Doktorem, a druga to Edyta Stein – pani Doktor, którą ogłosił Świętą”[41] . Czy nie zechce on przyozdobić tytułem doktorskim także Świętej Pani Doktor, którą ogłosił już Współpatronką naszego kontynentu?
Przypisy:
- Zob. OLS Daniel, Presentation du Rapportueur, w: CONGREGATIO DE CAUSIS SANCTORUM, Urbis et Orbis. Concessionis tituli Doctoris Ecclesiae universalis S. Teresiae a Iesu Infante…, Cabellione 1997, s. VII.
- Constitutio apostolica “Pastor Bonus” de Romanae Curiae nova ordinatione, w: Acta Apostolicae Sedis, 80 (1988) 879.
- Criteri per dichiarare “uno” Dottore della Chiesa, w: L’Osservatore Romano, 11 czerwca 1981, s. 7.
- Sacra Congregatio pro Causis Sanctorum. Prot. N. Var. 1762/980. Die 24 matrii 1981 hora decima in Palatio Apostolico Vaticano erit Congregatio Plenaria in qua agendum erit “De notis necessario inveniedis in Sanctis Scriptoribus ecclesiasticis ut titulo Doctoris decorari possint”: Folium ex officio (seu status quaestionis), Summarium ex officio (seu documenta), Vota Consultorum.
- Antonianum, 63 (1988) 278-291.
- Teresianum, 46 (1995) 3-21.
- „Eminentem doctrinam” św. Teresy od Dzieciątka Jezus, dzięki której została ona zaliczona w poczet Doktorów Kościoła, przedstawia syntetycznie m.in.: PRAŚKIEWICZ Szczepan T., „Eminens doctrina” św. Teresy od Dzieciątka Jezus – Doktora Kościoła, w: Karmel, 1997, nr 4(65) 57-66; TENŻE, Teologia św. Teresy z Lisieux – Mądrość Miłości, w: KAI-Biuletyn, 1997, nr 39 (289), s. 30-31.
- Zob. L’Osservatore Romano, wersja polska, nr 12/1997, s. 37, § 3.
- HUSCENOT Jean, Les Docteurs de l’Eglise, Médiaspaul 1997. Wersja polska: Doktorzy Kościoła, Częstochowa 2002.
- GROŃ RYSZARD, Fenomen doktora Kościoła w historycznym rozwoju, w: Duchowość na progu trzeciego tysiąclecia, Lublin 1999, 210-226; Doktor Kościoła, w: Leksykon duchowości katolickiej, Lublin-Kraków 2002, s. 197-199.
- Wstęp do książki Jeana HUSCENOTA, dz. cyt., s. 5-8.
- Zob. Doktorzy Kościoła, w: L’Osservatore Romano, wyd. polskie, nr 12/1997, s. 40. Przynależność Doktorów Kościoła do zakonów jest następująca: czterech mnichów wschodnich: Bazyli Wielki, Efrem Syryjczyk, Jan Chryzostom, Jan Damasceński; trzech benedyktynów: Anzelm z Canterbury, Beda Czcigodny, Grzegorz Wielki; jeden kameduła: Piotr Damiani; jeden cysters: Bernard z Clairvaux; jeden karmelita bosy: Jan od Krzyża; dwie karmelitanki bose: Teresa od Jezusa, Teresa od Dzieciątka Jezus; dwóch dominikanów: Albert Wielki, Tomasz z Akwinu; jedna dominikanka z trzeciego zakonu: Katarzyna Sieneńska; dwóch franciszkanów: Antoni Padewski, Bonawentura; jeden kapucyn: Wawrzyniec z Brindisi; dwóch jezuitów: Piotr Kanizjusz, Robert Bellarmin i jeden redemptorysta: Alfons de Liguori. Pozostali byli prezbiterami diecezjalnymi lub biskupami. Najstarszym doktorem Kościoła był św. Jan Damasceński – żył 100 lat, a najmłodszym św. Teresa od Dzieciątka Jezus – 24 lata (patrz: HUSCENOT JEAN, dz. cyt., s. 452-454).
- Zob. Życie Karmelu, 6 (1998) nr 28, s. 73.
- Prati, 1841, s. 512, nr 13.
- Tamże, s. 513-515.
- „Ecclesiae praeclarae inservierunt, sive in confutandis invalescentibus erroribus, sive in illustrandis Sacris Litteris, sive in explorando revelationis deposito, sive in dirigendis moribus”, Acta Sanctae Sedis, 6 (1870) 317.
- GROŃ RYSZARD, dz. cyt. (leksykon), s. 197-199.
- Teologia dei Santi. Cytat za: HUSCENOT JEAN, dz. cyt., s. 11.
- Tak wyrażenie eminens doctrina tłumaczy na język polski L’Osservatore Romano (nr 12/1977, s. 32, § 7) przekazując nam polski przekład Listu Apostolskiego Divini amoris scientia, wydanego przez Ojca Świętego z okazji doktoratu św. Teresy z Lisieux. Wcześniej, tłumacząc zapowiedź tegoż doktoratu uczynioną przez Ojca Świętego podczas Światowego Dnia Młodzieży w Paryżu, L’Osservatore Romano mówi o „wzniosłej doktrynie” (nr 10/1997, s. 32). Używa się także w polskiej terminologii teologicznej innych określeń, jak: „wybitna wiedza” (DANIELSKI WOJCIECH, Doktor Kościoła, w Ecyklopedia Katolicka, Lublin 1983, t. IV, 34-36), “wybitne osiągnięcia naukowe” (RAHNER KARL – VORGRIMLER HERBERT, Mały słownik teologiczny, Warszawa 1987, s. 87), “znakomite i prawomyślne nauczanie” (O’COLLINS – FARUGIA EDWARD G., Zwięzły słownik teologiczny, Kraków 1993, s. 63); “wzniosła (wybitna) doktryna” (GROŃ RYSZARD, dz. cyt., s. 198).
- Zob. paragraf Kryteria „wybitnej” doktryny z artykułu o. Jesús Castellano Cervera pt. Doktorat św. Teresy z Lisieux w Święta Teresa z Lisieux słowem Boga dla świata, Kraków 1998, s. 251-253.
- Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei Verbum, nr 2.
- Konstytucja duszpasterska Gaudium et spes, nr 5.11.
- Tamże, nr 44.
- Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen Gentium, nr 4 (por. nr 12).
- Divini amoris scientia, nr. 7-8.11.
- Homilia wygłoszona w dniu ogłoszenia św. Teresy od Dzieciątka Jezus Doktorem Kościoła, w L’Osservatore Romano, wersja polska, nr 12/1997, s. 38, § 5.
- ŚW. TERESA OD DZIECIĄTKA JEZUS, Rękopis B, 1 r.
- Zob., choćby dla przykładu: www.edith-stein.net; www.karmel.at/edith; www.edith-stein-institut.de; www.stein.cad.pl. Por. TOCHMAŃSKI WŁODZIMIERZ, Edyta Stein – św. Teresa Benedykta od Krzyża w polskim Internecie (wybór bibliografii na dzień 17 stycznia 2003, którego część znajdujemy w: ŚWIECKI ZAKON KARMELITÓW BOSYCH I KARMELITAŃSKI INSTYTUT DUCHOWOŚCI, Sesja naukowo-pastoralna pt. Św. Edyta Stein Doktorem Kościoła?, Kraków 2003, s. 25-29).
- Zbiera ich tytuły i recenzuje każdego roku ważniejsze z nich Edith Stein Jahrbuch w Monachium.
- Jak chociażby niemieckie spotkanie z 1990 r. nt. Edith Stein – christlich-jüdische Perspectiven (akta opublikowane przez Verlag Plöger, Essen 1990, i w wersji angielskiej Christian and Jewish Perspectives on Edith Stein, Washington 1998); rzymskie międzynarodowe sympozjum z 1998 r. pt. Edith Stein. Testimone di oggi, profeta per domani, z aktami wydanymi przez księgarnię watykańską (Libreria Editrice Vaticana 1999); wcześniejsze o rok sympozjum na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie pod naczelnym hasłem Odkrywanie Boga (opubl.: Kraków 1998); wystawa pt. Uderz o kamień a wytryśnie mądrość z cyklem konferencji o Świętej (wydanych drukiem: Kraków 2002), urządzona w 2000 r. w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu; dni refleksji z Edytą Stein zorganizowane w październiku 2001 r. przez Ośrodek Duchowości „Carmelitanum” w Poznaniu (Św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein), kobieta i karmelitanka bosa, patronka Europy, Poznań 2001); dysputa dwóch ambon, przeprowadzona na temat feminizmu chrześcijańskiego w lubelskiej bazylice dominikanów przez abp. Józefa Życińskiego i Hannę Gronkiewicz-Waltz, podczas której wykazano jak niektóre współczesne feminizmy mają z prawdziwym feminizmem chrześcijańskim, propagowanym przez Edytę Stein, tyle wspólnego, co demokracja ludowa, którą przecież dobrze pamiętamy, z prawdziwą demokracją (Życie Karmelu, 9 (2002) nr 55. s. 81); V Tydzień Duchowości w Krakowie, pt. Światłość w ciemności (Karmel żywy nr 5, Kraków 2003). Nadto 9 sierpnia 2002., tj. w liturgiczne święto Edyty Stein i dokładną, sześćdziesiątą rocznicę jej męczeństwa, obyły się w Oświęcimiu szczególne uroczystości, także o wymiarze ekumenicznym i dialogu międzyreligijnego, z udziałem delegacji Episkopatu Polski i Niemiec oraz Krakowskiej Prowincji OCD (Życie Karmelu, 9 (2002) nr 57, s. 77-80).
- Np. katedra na rzymskim Urbanianum (patrz: Communicationes OCD, nr 90-92, 4-6/2000, s. 199-200); Międzynarodowy Instytut Edyty Stein w Würzburgu (zob. tamże, s. 200-201), Centrum Studiów Edyty Stein na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.
- Pomijając doniesienia światowych agencji prasowych, facksymile, transkrypcję i fachowy komentarz do listu, skreślony przez emerytowanego Postulatora Generalnego OCD, o. Symeona od św. Rodziny, podaje kwartalnik Monte Carmelo z Burgos, 111 (2003) 1*-32*: La carta sellada. Carta de Sta. Teresa Benedicta de la Cruz (Edith Stein) a S.S. Pío XI sobre la persecución de los judíos en Alemania (12 de abril de 1933). Polską wersję listu, w tłumaczeniu Marka Zająca, podaje Tygodnik Powszechny z 2 marca 2003, nr 9.
- Patrz: Communicationes OCD, nr 96-97, 4-5/2001, s. 172.
- Wspomnijmy nominatim chociażby Towarzystwo działające we Wrocławiu, założone przez dr. inż. Mariana Łukaszewicza w 1989 r., i niektóre jego inicjatywy, jak np. nabycie kamienicy z domem rodziny Steinów we Wrocławiu przy ul. Nowowiejskiej 38 i urządzenie tam biura oraz organizowanie spotkań z prelekcjami, organizowanie Dni Edyty Stein oraz Polsko-Niemieckich Seminariów, działalność wydawniczą i gromadzenie eksponatów muzealnych. Towarzystwo posiada liczne filie, zwłaszcza w Lublińcu, w Legnicy i w Gliwicach.
- Gli Scritti della Serva di Dio Edith Stein – Teresa Benedetta della Croce. Studio ufficiale dei due Teologi censori della S. Congregazione per le Cause dei Santi, Roma 1977.
- List z 9 maja 2001 do Rady Ogólnopolskiej Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych.
- Wielka Encyklopedia Powszechna PWN, Warszawa 2002, t. 7, s. 257. Ten sam zapis znajdujemy w PWN-owskiej encyklopedii Religia, w tomie 3, s. 247.
- Communicationes OCD, nr 89, 3/2000, s. 125-126. Wypowiedź o. Lobato podała też w serwisie informacyjnym z 22 maja 2000 Katolicka Agencja Informacyjna.
- HUSCENOT Jean, dz. cyt. s. 11.
- Cytat za: EDYTA STEIN – S. TERESA BENEDYKTA OD KRZYŻA OCD, Światłość w ciemności, Kraków 1977, tom I, s. 280.
- Cytat za: PRAŚKIEWICZ SZCZEPAN T., Dwie kluczowe postacie kobiece w pontyfikacie Jana Pawła II, w: Życie Karmelu, 7 (1999) nr 35, s. 96.
http://kosciol.wiara.pl/doc/490364.Bronila-racji-Boga-i-czlowieka/8
Leszek Śliwa
Motto:
”Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby nawet o tym nie wiedział” Edyta Stein
Edyta to taki człowiek, który po bliższym poznaniu pozostaje z nami na zawsze. Im więcej się o niej czyta, tym bliższą więź z nią się czuje – twierdzi ks. Stanisław Roman Ignarski, opiekun duchowy gliwickiego oddziału Towarzystwa im. Edyty Stein.
Ksiądz Ignarski przegląda zeszyty z wycinkami prasowymi. Na ścianie jego pokoju wisi zdjęcie Świętej. W domowej biblioteczce zgromadził wszystko, co kiedykolwiek o Edycie Stein wydrukowano. Wreszcie znajduje pożółkły kawałek papieru. – Od tego niepozornego artykułu zaczęła się moja fascynacja tą osobą. W ”Tygodniku Powszechnym” w maju 1987 r., tuż po beatyfikacji, napisano o listach miłosnych, które Edyta wysyłała do polskiego filozofa Romana Ingardena, w którym była bez wzajemności zakochana. Pomyślałem o niej od razu z sympatią. Święta, a jednocześnie ludzka, przeżywająca normalne, ludzkie uczucia i dylematy – opowiada.
Od judaizmu, przez niewiarę, do chrześcijaństwa
Edyta Stein przeszła niezwykłą drogę życiową. Była Żydówką, która we wczesnej młodości porzuciła judaizm i uważała się za ateistkę. Późniejsze przemyślenia zbliżyły ją do katolicyzmu. W wieku lat trzydziestu została ochrzczona, a 12 lat później wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych. Przyjęła imię zakonne Teresa Benedykta od Krzyża. Żydowskie pochodzenie sprawiło, że dosięgły ją hitlerowskie prześladowania. W 1942 roku zamordowano ją w komorze gazowej obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.
Jej droga do Boga to owoc głębokich przemyśleń i trwającego przez całe życie poszukiwania tego, co najważniejsze. Edyta Stein była intelektualistką, doktorem filozofii, asystentką jednego z najwybitniejszych myślicieli XX wieku, Edmunda Husserla. A jednocześnie jej rozważania to nie tylko skomplikowane dociekania naukowe. ”Była prosta z prostymi, a uczona z uczonymi. Bez jakiejkolwiek wyższości szukająca z szukającymi” – tak charakteryzuje Świętą znana aktorka Maja Komorowska, honorowa przewodnicząca Towarzystwa im. Edyty Stein. Podobnie pisze o niej tłumaczka jej dzieł, s. Janina Immakulata Adamska OCD: ”Edyta Stein jest odpowiedzią na potrzeby wielu dusz”.
Towarzystwa na całym świecie
Towarzystwa zainspirowane życiem i myślą św. Teresy Benedykty od Krzyża istnieją od dawna w USA, Niemczech, Francji, Holandii. W Polsce rejestracja podobnej organizacji stała się możliwa dopiero po upadku komunizmu, w 1989 roku. Nielegalnie ludzie zafascynowani tą niezwykłą osobą zbierali się we Wrocławiu już pod koniec lat 60. We Wrocławiu, bo tam w 1891 r. urodziła się Edyta Stein. Komitet założycielski znalazł oparcie w parafii św. Michała Archanioła, na terenie której, przy ul. Nowowiejskiej 38, znajduje się dom rodzinny Patronki Towarzystwa.
Wkrótce w innych miastach na Śląsku, związanych z życiem Świętej, zaczęły powstawać filie Towarzystwa. Jedna z nich działa w Lublińcu, skąd pochodziła matka Edyty, inna w Gliwicach, rodzinnym mieście ojca. Ale filie powstają też gdzie indziej, jak choćby w Legnicy.
– To owoc działalności Jana Pawła II. Kiedyś, przed laty, kard. Wojtyła zorganizował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim sesję poświęconą pamięci Edyty Stein. Jedna z uczestniczących w sesji studentek pochodziła z Legnicy. Po studiach wróciła do domu i ”zaraziła” znajomych swą fascynacją dla tej Świętej – tłumaczy ks. Ignarski.
W całym kraju aktywnie działa prawie trzysta osób mających osobiste nabożeństwo do św. Teresy Benedykty od Krzyża.
Jak ktoś z rodziny
Modlę się do niej codziennie. A jednocześnie kiedy słyszę o niej w telewizji albo czytam w gazetach, reaguję jakby mówiono o kimś z mojej rodziny. To osoba święta, a jednocześnie bliska, jak przyjaciółka czy krewna – mówi ks. Ignarski.
Kilka lat temu córka jego kuzyna bardzo poważnie zachorowała. Groziła jej śmierć. – Natychmiast zacząłem odmawiać nowennę do św. Teresy Benedykty od Krzyża. Wkrótce otrzymałem wiadomość, że stan zdrowia nagle się poprawił. Może to nie przypadek? – opowiada ks. Ignarski. – Muszę się zresztą przyznać, że proszę Świętą o wstawiennictwo również w mniej ważnych, codziennych sprawach, i stale czuję jej opiekę – dodaje.
Na stronach internetowych poświęconych Edycie Stein odnaleźć można wiele świadectw osób mówiących o swej fascynacji jej osobą. Jadwiga Skupnik-Kurowska, aktorka Teatru Polskiego we Wrocławiu, od kilkunastu lat jeździ po Polsce z monodramem ”Życie moje”, napisanym na podstawie autobiografii Edyty Stein ”Światłość w ciemności”.
– Fascynuje mnie w niej to, że na początku swego dorosłego życia była tak szalenie spontaniczna, zbuntowana, w związku z czym z każdym człowiekiem zbuntowanym może nawiązać łączność. Taki człowiek może ją zrozumieć, zrozumieć, jaka jest droga człowieka do Boga – mówiła artystka w rozmowie z Wiolettą Łakomiec.
Wzór do naśladowania
Proces beatyfikacyjny karmelitanki z Wrocławia rozpoczął w 1962 r. ówczesny metropolita Kolonii kard. Joseph Frings. Uwieńczeniem tych starań było wyniesienie tej niezwykłej kobiety na ołtarze przez Jana Pawła II, co zostało ogłoszone na stadionie Müngersdorf w Kolonii 1 maja 1987 r.
Proces kanonizacyjny zakończył cud za wstawiennictwem Edyty Stein. Dwuletnia dziewczynka Teresa Benedykta Mc Carthy z Bostonu (USA) w stanie agonalnym została przywieziona do szpitala. Ponieważ nosiła imię zakonne Edyty Stein, rodzina i przyjaciele modlili się właśnie do niej. I dziecko nieoczekiwanie wyzdrowiało. Po długich badaniach pięciu niezależnych ekspertów orzekło, że mają do czynienia z cudem wyzdrowienia. 11 października 1998 roku papież Jan Paweł II ogłosił siostrę Teresę Benedyktę od Krzyża świętą. 1 października 1999 roku ogłosił ją współpatronką Europy.
http://kosciol.wiara.pl/doc/490364.Swieta-Teresa-Benedykta-od-Krzyza-Edyta-Stein-Bronila-racji/10
KS. LESZEK MISIARCZYK
Święta Edyta Stein — rozum zdobyty przez Krzyż
Wstęp
Święci, to jakby świetlane słupy wieczności wbite z mocą w grunt przemijalnej teraźniejszości. To także często płonące pochodnie w ogrodach nowych Neronów świecące intensywniej w okresach dziejowych ciemności. To wreszcie widoczne z daleka strumienie światła prawdy, które rozjaśniają ostateczne przeznaczenie człowieka.
Wraz z pontyfikatem Karola Wojtyły przyzwyczailiśmy się chyba zbytnio do licznych beatyfikacji i kanonizacji. I choć cel papieskiego działnia w tym względzie jest jasny, to jednak odnosi się wrażenie, jakby świętość nam trochę spowszedniała. Papież niewątpliwie „upowszechnił” świętość, przybliżył ją do człowieka. Pokazuje ciągle, że święci to „giganci wiary i ducha” godni nie tylko podziwu, ale i naśladowania. Pokazuje również, że naśladowanie ich jest możliwe także dla zwykłych „śmiertelników”. Jednak w zwróceniu naszej głębszej uwagi na tych „gigantów wiary” nie pomaga struktura współczesnych mediów. Telewizja bądź artykuły prasowe koncentrują się na nowo kanonizowanych przez chwilę, dzień lub tydzień. Potem życie nieubłagalnie toczy się dalej i potrzeba miejsca na nową sensacyjną informację. Zbyt szybko święci przechodzą do historii. Czasem tylko powracają do naszej świadomości, gdy prosimy ich o wstawiennictwo przed Panem, bądź doświadczamy ich pomocnej obecności w trudnych chwilach naszego życia.
Wśród kanonizowanych w ostatnich latach największym echem odbiło się ogłoszenie świętą błogosławionej siostry Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein. Wszyscy święci są ludźmi wyjątkowymi, ale Edyta to z pewnością wśród kobiet „największa święta naszych czasów”.
Żydowska intelektualistka urodzona we Wrocławiu 12.10.1891 r., filozof–fenomenolog, niewierzącą lecz poszukującą prawdy, nawrócona na katolicyzm, wreszcie karmelitanka, zagazowana w Oświęcimiu prawdopodobnie 9.08.1942 r. Nieczęsto, nawet wśród świętych, bywają ludzie łączący w sobie tak różne elementy tradycji religijnej czy intelektualnej.
Przy okazji uroczystości kanonizacyjnych pojawiło się także w polskiej prasie kilka głosów przybliżających nam tę wielką postać, jej próbę syntezy filozoficznej fenomenologii i tomizmu czy jej myśl na temat powołania i godności kobiety. 1 Kanonizacja Edyty Stein stała się także dla wielu z nas okazją do głębszego zapoznania się przynajmniej z kilkoma jej tekstami i opracowaniami na jej temat. 2 Wspaniałe syntezy Edyty pomiędzy fides et ratio pozostają nadal aktualne i nie pozwolą zniknąć jej myśli w historycznym niebycie. Kilka uwag, przedstawionych poniżej, nie rości sobie absolutnie żadnego prawa do systematycznego czy wyczerpującego przedstawienia myśli i życia Edyty Stein. Są i pozostaną przysłowiową garścią refleksji.
Postawę życiową Edyty określa się często jako absolutną konsekwencję wobec Boga i rzeczywistości stworzonej. Ojciec Przywara określił tę konsekwencję metaforą „czystej przejrzystości” będącej — jego zdaniem — zasadniczym rysem wszystkich duchowych źródeł Edyty: surowego judaizmu matki, Husserlowskiego „powrotu do rzeczy”, Tomaszowej doskonałości wszechświata, Karmelu i męczeńskiej śmierci. Poniższe rozważania ograniczą się zatem tylko do trzech, kluczowych moim zdaniem, obszarów duchowych doświadczeń Edyty: „Fenomenologia wiary”, „Metafizyka krwi” i „Szlachectwo Krzyża”.
1. Fenomenologia wiary
W swojej autobiografii Edyta przedstawia siebie jako dziecko wrażliwe, żywe, pełne zabawnych pomysłów, ale także zuchwałe, wścibskie, uparte, skryte, marzące o szczęściu i wielkiej sławie. Tak sama komentuje konieczność chodzenia do przedszkola: „uważałam, że to strasznie poniżyło moją godność. Każdego ranka toczyłam zaciętą walkę, aby tam nie iść”. 3 Jako prezent urodzinowy z okazji ukończenia szóstego roku życia, „żąda”, aby ją bezwarunkowo zapisano do „drugiej szkoły”. Dzięki wrodzonym zdolnościom, pracowitości, uporowi i silnej woli, szybko nadrabia zaległości i staje się jedną z najlepszych uczennic w klasie. Nie dziwi więc, że ta dziewczyna o silnej woli, mocnym charakterze i nieprzeciętnej inteligencji, w wieku 14 lat decyduje się przerwać naukę w szkole. Podstawową przyczyną — jak sama napisała — był fakt, iż szkoła nie udzielała odpowiedzi na nurtujące ją wtedy pytania światopoglądowe. Tak opisuje Edyta tamten okres swoich poszukiwań: „czułam wstręt do marzeń właściwych podlotkom: nigdy ich nie uprawiałam a u innych wyśmiewałam”. Edyta przerastała niewątpliwe w tym czasie swoich rówieśników nie tylko siłą woli i zdolnościami, ale także dojrzałością ludzką i „potrzebami ducha”. I choć z jednej strony zadziwia wielka dojrzałość Edyty w tak młodym wieku, to jednak z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że zbyt wcześnie stała się dorosła.
Po przerwaniu szkoły wyjeżdża do Hamburga do siostry Elzy, która wraz z mężem Maxem już od dłuższego czasu była zdecydowaną ateistką a w ich domu nie było śladów jakiejkolwiek religijności. Tam dojrzewa także w Edycie decyzja odejścia od wiary: „tutaj też całkiem świadomie i z własnej woli przestałam się modlić”. Zadziwia radykalizm i stanowczość tak ważnej decyzji w tak młodym wieku. Wiara i religia przestają być dla niej pomocne w opisie i zrozumieniu otaczającej ją rzeczywistości. Nie przestaje jednak szukać prawdy o świecie i sensie swojego istnienia. Intensywnie wykorzystuje inne dostępne jej „narzędzia”, pozwalające „dotknąć” sfery ducha. Po powrocie do Wrocławia po dziesięciomiesięcznych rekonwalescencjach hamburskich, Edyta „rzuca się” na klasyków literatury pięknej i dzieła dramatyczne Hobbela, Ibsena i Szekspira. Gdy jednak pewnego dnia przynosi do domu dwa tomy Shopenhauera Die Welt als Wille und Vorstellung, starsze rodzeństwo zaczyna się niepokoić o jej równowagę psychiczną i każe odnieść dzieło do biblioteki. Edyta czyni to z ciężkim sercem. Z radością uczęszcza do teatru, opery oraz słucha muzyki Wagnera, a przede wszystkim ulubionego Bacha. Literatura i muzyka dostarczają jej głębokich przeżyć estetycznych i duchowych, zastępując niejako przeżycia doświadczane przez innych na drodze wiary czy podczas modlitwy. Na tym etapie wystarcza jej literatura i muzyka do zaspokojenia wszelkich potrzeb duchowych. Edyta łączy w jakiś przedziwny sposób wielką wrażliwość na wszystko, co dobre i piękne z silną wolą i uporem, elementy osobowości pozornie wykluczające się. Nie łatwo bowiem — jak uczy doświadczenie — silnym osobowościom nie zagubić gdzieś po drodze szeroko rozumianej wrażliwości, zaś „nadwrażliwcom” nie tracić kontaktu z rzeczywistością. Edycie chyba udało się połączyć w jakimś sensie świat idei ze światem twardej rzeczywistości, choć trzeba przyznać, że pragmatyczką nigdy nie była. Nauczyciele gimnazjum, po maturze tak schrakteryzowali zdolności i pracowitość Edyty: „uderz w kamień a wytrysną skarby” (Schlag auf den Stein und Schätze springen hervor), inny zaś profesor sentencją z Ibsena „uderzenia młota za uderzeniem młota aż po ostatni dzień” (Hammerschlag auf Hammerschalg bis zum letzten Erdentag).
Po maturze Edyta rozpoczyna studia z germanistyki, historii i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Pomimo silnego wrażenia, jakie na niej ciągle wywierała głęboka religijność matki, Edyta wciąż uważa się za ateistkę, która nie potrafi wierzyć w istnienie Boga. Właśnie w czasie studiów wrocławskich sympatyzuje z lewicującymi liberałami i z radykalnym ruchem emancypacji kobiet (Pruski Związek dla Prawa Głosu Kobiet). Edyta smakuje wolności. Nigdy jednak idee socjalistycznego internacjonalizmu nie wywierają na nią większego wpływu. Z czasem sama dochodzi do zrozumienia pozytywnej roli państwa i narodu, unikając jednak zarówno surowego konserwatyzmu pruskiego, jak i nacjonalizmu opartego na darwinizmie. Przygotowując podczas studiów wrocławskich referaty na seminarium z psychologii myślenia, Edyta studiuje Logische Untersuchungen Husserla i zostaje zafascynowana jego fenomenologią. Po dwóch latach spędzonych na Uniwersytecie Wrocławskim wyjeżdża do Getyngi, aby tam kontynuować studia z zakresu fenomenologii właśnie u Husserla. Nowi adepci tego kierunku filozoficznego widzieli w Logische Untersuchungen Husserla: „radykalny odwrót od krytycznego idealizmu Kanta i neokantowskich wpływów. Widziano w nich „nową scholastykę”, gdyż odwracały uwagę od podmiotu, a kierowały ją na przedmiot: poznanie zdawało się znowu być odbieraniem, czerpiącym swe prawa z rzeczy, a nie jak w krytycyzmie — określaniem, które rzeczom swe prawa narzuca. Wszyscy młodzi fenomenolodzy byli zdecydowanymi realistami”. 4 Wpływ Husserla i jego fenomenologii na postawę intelektualną Edyty jest niepodważalny. Jak napisze po wielu latach: „nie szczędził on trudu, by nas wychować do bezwzględnej rzeczowości i rzetelności, do radykalnej intelektualnej uczciwości”. Edyta ciągle, nawet w Karmelu, będzie nazywać go swoim „Mistrzem”. Narzędzie, jakie zdobyła u Husserla w postaci metody fenomenologicznej, daje nowy impuls i nowy kierunek jej dawnym puszukiwaniom prawdy. Z „bezwzględną rzeczowością i rzetelnością” oraz „radykalną intelektualną uczciwością” chce dogłębnie poznać, zbadać i zrozumieć rzeczywistość, a zwłaszcza strukturę osoby ludzkiej. Szuka „czystej prawdy”. W swoich badań fenomenologicznych koncentruje się właśnie na strukturze osoby ludzkiej i jej wewnętrznych przeżyciach. Problem ten fascynował ją bowiem od dawna. U Husserla pisze i broni doktorat na temat: „Problem wczucia” (Zum Problem der Einfühlung) gdzie analizuje wczucie jako jeden ze sposobów poznania drugiego człowieka.
To właśnie w Getyndze poznaje Maxa Schelera, a wrażenie jakie pozostawił on na młodej studentce pozostało niezatarte. Będąc już w Karmelu napisze o nim tak: „sposób postępowania Schelera, polegający na rzucaniu genialnych myśli bez ich systematycznego dochodzenia miał w sobie coś oślepiającego i uwodzicielskiego. W dodatku Scheler mówił o ważnych dla każdego kwestiach związanych z życiem, czym entuzjazmowali się szczególnie ludzie młodzi”. 5 Wpływ Schelera wykraczał oczywiście daleko poza ramy filozofii. Sam przeszedł wcześniej na katolicyzm i potrafił zjednywać innych dla swoich przekonań „blaskiem swego ducha i potęgą swojej wymowy”. Edyta tak komentuje skutki tego spotkania z Schelerem: „Było to moje pierwsze zetknięcie się z nieznanym mi dotąd światem. Nie doprowadziło mnie jeszcze do wiary, ale otwarło pewien zakres fenomenu obok którego nie mogłam przejść jak ślepiec. Nie darmo wpajano nam stale zasadę, abyśmy do każdej rzeczy podchodzili bez uprzedzeń, odrzucając wszelkie obawy. Jedne po drugich opadały ze mnie więzy racjonalistycznych przesądów, w jakich wzrastałam nie wiedząc o tym, i nagle stanął przede mną świat wiary”. 6 Zainteresowanie się „fenomenem wiary” czy „fenomenem chrześcijaństwa”, to nic innego, jak konsekwentna aplikacja metody feonomenologicznej. Konsekwentny fenomenolog nie wyklucza bowiem sensowności żadnego fenomenu a priori, lecz bez uprzedzeń stara się go analizować. Musi także zdobyć się na odrzucenie racjonalistycznych przesądów i historycznych uprzedzeń, gdy staje przed „fenomenem wiary” i chce go analizować zgodnie z ideałem metody fenomenologicznej, tzn. „z bezwzględną rzeczowością i rzetelnością, z radykalną intelektualną uczciwością”. W tym sensie fenomenologia, choć nie doprowadziła jej bezpośrednio do wiary, to jednak bardzo podprowadziła w obszar jej odziaływania, otwierając najpierw na „fenomen wiary” innych. Edyta codziennie widziała i spotykała w gronie studentów i wykładowców w Getyndze ludzi starających się żyć wiarą i jako fenomenolog nie mogła przejść wobec tego faktu obojętnie. „Konsekwentna fenomenologia” doprowadziła ją do „fenomenu wiary” innych ludzi, fenomenu godnego przynajmniej przemyślenia. Szczególne wrażenie wywarło na niej przeżywanie „fenomenu” śmierci kogoś bliskiego przez wierzących. Gdy po śmierci swego przyjaciela i profesora A. Reinacha na froncie podczas I wojny światowej spotkała wdowę Annę, została wstrząśnięta jej pogodnym spokojem, wynikającym z wiary w zmartwychwstanie. Edyta bez uprzedzeń oceniła szybko rolę wiary w postawie Anny, przekonanej, że jej ukochany mąż nie odszedł w nicość. To wydarzenie uruchomiło w niej pewien proces myślenia, a przede wszystkim otworzyło na łaski Bożą: „Po raz pierwszy widziałam naocznie zrodzony ze zbawczego cierpienia Chrystusa Kościół i jego zwycięstwo nad ościeniem śmierci. Był to moment, w którym moja niewiara załamała się, judaizm zbladł, a Chrystusa zajaśniał: Chrystus w tajemnicy Krzyża”. Choć fenomenologia doprowadziła ją na obrzeża wiary, to jednak decydujący głos, jak zwykle w sytuacjach wielkich nawróceń, należał do łaski Bożej. Po swojej konwersji Edyta zajmie się także niewątpliwie pionierskim porównaniem fenomenologii Husserla z filozofią św. Tomasza. 7 Podobno Husserl pod koniec swojego życia miał nadzieję, iż w przyszłości Kościół Katolicki przejmie dziedzictwo jego filozofii, gdyż — jak żartował — jego fenomenologii zawdzięcza tylu konwertytów. Wcześniej Scheler a teraz Edyta uczyniła pierwszy krok ku fenomenologicznej interpretacji wiary.
Na zakończenie warto postawić sobie jeszcze jedno pytanie: dlaczego Edyta przechodzi na katolicyzm skoro, z wyjątkiem Schelera, grono jej ówczesnych żydowskich przyjaciół z Getyngi przyjmowało raczej wyznanie ewangelickie? Wydaje się, że zadecydowały o tym dwa ważne wydarzenia. Pierwsze, rzadko przytaczane w opracowaniach o Edycie, to epizod, który miał miejsce podczas jej pobytu w Heidelbergu w drodze na egzamin doktorski do Fryburga. Spotkała tam Paulinę Reinach i razem „włócząc się” po mieście: „Wstąpiłyśmy na kilka minut do katedry i gdyśmy tam pozostawały w nabożnym milczeniu, weszła jakaś kobieta obarczona koszykiem i uklękła w jednej z ławek na krótką modlitwę. Było to dla mnie coś zupełnie nowego. Do synagogi i zborów protestanckich, do których chodziłam, szło się tylko na nabożeństwo. Tu ktoś oderwał się od wiru zajęć, aby wstąpić do pustego kościoła, jakby na poufną rozmowę. Nigdy tego nie zapomnę”. 8 Edyta intuicyjnie wyczuwa różnicę zasadniczą między katolicyzmem a protestantyzmem czy judaizmem. W przypadku tych ostatnich wyznań poza cotygodniową liturgią wspólnotową nie przychodzi się na modlitwę prywatną w inne dni tygodnia. Tylko w katolicyzmie, ze względu na eucharystyczną obecność Boga w pustym kościele, indywidualna „poufna rozmowa” ma sens. Edyta zapewne ciągle myślała o tym tajemniczym darze „obecności” w katolicyzmie. Drugie wydarzenie to znany epizod odwiedzin swojej przyjaciółki. Gdy latem 1921 r. przebywała u Jadwigi Conrad–Martius, ta zaproponowała jej, by wybrała sobie coś do poczytania. Wtedy napisze Edyta: „Sięgnęłam na chybił trafił i wyciągnełam grubą książkę. Nosiła ona tytuł: Życie św. Teresy z Avila napisane przez nią samą. Zaczęłam czytać, zostałam zaraz pochłonięta lekturą i nie przerwałam, dopóki nie doszłam do końca. gdy zamykałam książkę, powiedziałam sobie: To jest prawda”. Zaraz następnego dnia, przestudiowawszy gruntownie katechizm katolicki i mszał, udaje się na pierwszą w jej życiu Mszę Świętą: „Nic nie było mi obce. Dzięki poprzedniemu studium zrozumiałam nawet najdrobniejsze ceremonie … Potem poszłam na probostwo i poprosiłam po prostu o chrzest. (Ksiądz) Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i odparł, że przyjęcie do Kościoła św. musi być poprzedzone pewnym przygotowaniem: Jak długo pobiera pani naukę i kto jej pani udziela? Na to mogłam tylko odpowiedzieć: Proszę, niech mnie ksiądz egzaminuje”. Także i tutaj zadziwia znowu radykalność i stanowczość jej decyzji. Edyta w pewnym okresie swojego życia była radykalnie przeciwko Bogu, albo ściślej, obok Boga. Po nawróceniu opowiada się nie mniej radykalnie po stronie Boga, radykalizmem do jakiego są zdolni chyba tylko członkowie Narodu Wybranego. Edyta odpowiedziała pozytywnie na wszystkie pytania owego księdza a ten pełen podziwu nie mógł odmówić jej chrztu, który ustalono na 01.01.1922 r.
2. Metafizyka krwi
Drugi element charakteryzujący duchowe dojrzewanie Edyty, to jej pochodzenie żydowskie. Edyta nie wstydziła się tego faktu ani nigdy go nie ukrywała. W życiorysie dołączonym do wydanego drukiem doktoratu napisała: „Jestem obywatelką pruską i Żydówką”( Ich bin preussische Staatsangehörige und Jüdin). Za swoją żydowskość zapłaciła najwyższą cenę, cenę życia. Spróbujemy spojrzeć na ten fakt z podwójnej perspektywy. Pierwsza, to pewna naturalna — jeśli tak można powiedzieć — predyspozycja ducha żydowskiego do fenomenologii oraz bardzo silne poczucie wspólnoty ducha żydowskiego. Druga zaś, to bardzo ścisłe związki z rodziną, zwłaszcza matką, także po nawróceniu.
Istotą tego, co wspólne wszystkim fenomenologom, poczynając od samego Husserla, było pragnienie powrotu do tego, co obiektywne, do samych rzczy. I choć Husserlowi nie udało się w pełni przezwyciężyć nowożytnego subiektywizmu, zapoczątkowany przez niego zwrot ku przedmiotowi zaowocował w jego uczniach „wiecznym przymierzaniem się poznającego umysłu do miarę stanowiących rzeczy”. Był to dla wielu adeptów nowego kierunku filozoficznego przewrót duchowy, pozwalający odtąd inaczej spojrzeć na świat i człowieka. Fenomenologia podprowadziła Edytę bardzo blisko świata wiary. Lecz nie tylko ją. Nowy kierunek filozoficzny otworzył także wielu innych ówczesnych Żydów na transcendencję, objawienie i Boga osobowego. Większość z nich dzięki fenomenologii doświadczyła w jakimś stopniu istnienia świata nadprzyrodzonego i zdobyła podstawę do religijnych nawróceń. Niektórzy przeszli na katolicyzm, inni dołączyli do wspólnot ewangelickich, inni jeszcze powrócili do głębszego praktykowania judaizmu, ale byli także i tacy, którzy pozostali bezwyznaniowi. Sam Husserl, choć w młodości ochrzczony w Kościele ewangelickim, był Żydem. Także jego żona Żydówka zostaje najpierw ewangeliczką, by ostatecznie przejść na katolicyzm. Max Scheler, który przyjeżdżał z Bonn, aby całe tygodnie filozofować ze studentami w Getyndze, był Żydem — katolikiem. A. Reinach, jeden z pierwszych uczniów Husserla, został natomiast ewangelikiem. Wielu ówczesnych uczniów Husserla było Żydami. Dlaczego znaleźli się oni w pierwszych szeregach tego nowego nurtu filozoficznego? Niewątpliwe jednym z powodów było spustoszenie duchowe jakie pozostawił po sobie racjonalizm i historyczne uprzedzenia wobec religii w jakich wielu wielu z nich wzrastało. I oto teraz pojawił się nowy kierunek filozoficzny zakazujący wręcz wykluczać a priori sensowność jakiegoś fenomenu. To jednak nie wszystko. Według Jadwigi Conrad–Martius istnieje coś, co można by określić jako: „naturalną skłonność ducha żydowskiego do fenomenologii”. Według niej „duch żydowski charkateryzuje się pewnym absolutnym radykalizmem, który stale wyrażał się w dobrym lub złym, a nawet najgorszym, ale także w najlepszym i najważniejszym”. 9 Można powiedzieć, że ten absolutny radykalizm ducha żydowskiego jest w jakiejś mierze skutkiem wybraństwa Bożego i — jeśli tak można powiedzieć — odbiciem absolutnego radykalizmu samego Boga. Jeżeli fenomenologia oznacza zasadniczo radykalną gotowość umysłu do zajmowania się przedmiotami i poświęcenia się im całkowicie, to w tym sensie duch żydowski jest w punkcie wyjścia predysponowany bardziej niż inni do mentalności prafenomenologicznej. O. Daniel Feuling opisał rozmowę między Koyrém, znanym paryskim fenomenologiem, a Edytą podczas Kongresu fenomenologów w Paryżu w 1932 r. Mówili oni wtedy o żydowskich filozofach: „Również ten jest jednym z naszych — słyszało się raz po raz. Trochę mnie bawił sposób wyrażania się Koyrégo i Edyty Stein, którzy mówiąc o Żydach i sprawach żydowskich, mówili po prostu — my. Silnie przeżywałem wspólnotę krwi, która była tak silna również w Edycie…”. Owo „my” oparte na więzach krwi było także „my”, jako pewien wspólny horyzont ducha. Dzięki tej wspólnej „metafizyce krwi” Edyta i Koyré rozumieli się doskonale i czuli się duchowo sobie bardzo bliscy, chociaż Edyta od dawna była już katoliczką a Koyré nie. Być Żydem, to należeć według krwi do narodu, który jest nosicielem wyjątkowego wybraństwa Bożego tak w wymiarze społecznym, jak i indywidualnym. To znaczy należeć do narodu, na którym Bóg odcisnął w sposób wyjątkowy swoje piętno. Rzeczywistość wybrania przekłada się oczywiście dalej na cały szereg szczególnych cech, z których jedną jest właśnie ów absolutny radykalizm czy owa naturalna i chyba głębsza niż u innych predyspozycja do całkowietgo poświęcenia się jakiejś sprawie. Cecha ta w życiu Edyty wyraziła się początkowo w absolutnym radykalizmie bycia obok Boga, a potem w absolutnym radykalizmie opowiedzenia się za Bogiem. Jako Żydówka nie była chyba zdolna do połowiczności.
Drugi aspekt owej „metafizyki krwi” w życiu Edyty, to bardzo silne związki z matką i rodzeństwem. Edyta wiedziała doskonale, jak mocno jej rodzona matka była przywiązna do wiary i praktyk judaizmu. Wiedziała także, jak bardzo zaboli matkę fakt, że jej ukochana córka „zdradziła” wiarę przodków. Mimo to, nie używa żadnego wybiegu ani żadnej okrężnej drogi by matce o wszystkim powiedzieć. Czeka z całą sprawą do swojego powrotu do Wrocławia, w domu klęka przed matką i mówi: „Mamo, jestem katoliczką”. Edyta, jak przystało na rasowego fenomenologa, rozwiązuje cały problem z „czystą przejrzystością”. Matka, gdy usłyszała te słowa, zaczęła płakać. „Tego Edyta się nie spodziewała. Nigdy nie widziała swojej matki we łzach. Nastawiła się na wyrzuty i łajania. Liczyła się nawet z możliwością wydziedziczenia … Tymczasem ta twarda kobieta płakała! Edycie też popłynęły łzy. Te dwie wielkie dusze, które wiedziały, że są ze sobą najgłębiej związane, uświadomiły sobie w tym momencie, że ich drogi rozeszły się nieubłagalnie i nieodwołalnie; jedynie moc ich wiary dopomogła im, by każda na swój sposób złożyła Bogu na ołatarzu swego serca ofiarę, jakiej domagały się od nich nieodmienne wyroki Najwyższego”. 10 Rodzeństwo i krewni Edyty zupełnie nie rozumieją jej decyzji. Dla nich katolicyzm to „padanie na kolana i całowanie księżom butów”, nie mogli więc pojąć „w jaki sposób duch naszej siostry, mającej tak wysokie aspiracje, był w stanie zniżyć się do tej przesądnej sekty”. Całą dramatyczność relacji z rodziną i narodem Żyda uznającego Jezusa za Mesjasza, rozumieją chyba tylko ci, którzy sami doświadczyli tego osobiście. Wszyscy inni będą posiadać o tym wielkim rozdarciu tylko mniej lub bardziej mgliste wyobrażenie. W judaizmie bowiem więzy krwi łączą się bardzo ściśle z więzami wiary a ich rozerwanie bywa bardzo bolesne. Wymownym przykładem takiej wewnętrznej duchowej walki jest tu postać Pawła z Tarsu.
Edyta zatrzymuje się na kilka miesięcy we Wrocławiu. Jak przedtem towarzyszy matce do synagogi a także zachowuje wraz z nią surowy post, nie jedząc i nie pijąc podczas Yom Kippur (Dzień Pojednania). Katolicyzm jest dla Edyty „zrealizowanym judaizmem”, dlatego też nie ma żadnych oporów w uczęszczaniu nadal do synagogi. Matka, choć widziała bezcelowość swoich wysiłków w odzyskaniu Edyty dla judaizmu, nie dawała jednak za wygraną. Powróciwszy pewnego dnia do domu, próbowała wzbudzić w Edycie poczucie winy: „Tak, teraz znalazłam swój grób”. Ona trwała jednak nieugięta. Od czasu, gdy wpadł jej w ręce „Żywot” świętej Teresy i położył kres długiemu szukaniu prawdziwej wiary, Edyta ciągle myślała o wstąpieniu do Karmelu. Także przyjęcie chrztu widziała tylko jako przygotowanie do realizacji tego zamiaru. Jednak ostateczną decyzję odłożyła właśnie ze względu na matkę: „gdy w kilka mięsięcy po nim stanęłam przed moją ukochaną matką, zrozumiałam, że chwilowo nie jest ona zdolna do przyjęcia drugiego ciosu. Nie zabiłby jej wprawdzie, lecz napełniłby ją taką goryczą, że nie chciałam jej brać na swoją odpowiedzialność”. 11 Gdy wreszcie powiedziała o tym zamiarze najbliższym, matka znowu czyniła wszystko, by ją od tego odwieść. We wrześniu, podczas pewnego niedzielnego popołudnia, gdy Edyta była sama z matką w domu: „Nagle padło długo oczekiwane pytanie: »Co będziesz robić u sióstr w Kolonii?” — „Żyć z Nim”. Nastąpiła rozpaczliwa obrona … Odtąd nie było już mowy o spokoju. W domu panowała ciężka atmosfera. Od czasu do czasu matka próbowała przypuszczać nowy atak. Potem znowu następowała cicha rezygnacja … W owych tygodniach myślałam często: Która z nas się załamie: matka czy ja? Ale wytrwałyśmy przy swoim do ostatniego dnia”. 12 Pasjonujące, a jednocześnie pełne dramaturgii, są opisy tych duchowych zmagań matki z ukochaną córką. W swojej autobiografii Edyta opisuje ostatni dzień swojego pobytu w domu rodzinnym przed wyjazdem do Karmelu, gdy wracała z matką z synagogi po celebracji Święta Kuczek. Doszło wtedy do wzruszającej swoim dramatyzmem ostatniej rozmowy matki z córką: „By ją trochę pocieszyć, powiedziałam, że pierwszy okres w klasztorze jest okresem próby. Ale to nic nie pomogło. „Jeśli godzisz się na próbę, to wiem, że przetrwasz”. Matka postanowiła wrócić do domu pieszo. Mniej więcej trzy kwadranse drogi mając osiemdziesiąt cztery lata! Ale musiałam się zgodzić, bo wiedziałam dobrze, że chętnie porozmawiałaby jeszcze ze mną bez świadków. „Czy kazanie nie było piękne?” — „Tak”. „Można więc być pobożnym także w judaiźmie?” — „Naturalnie, jeśli nie poznało się czegoś innego”. Powróciło do mnie rykoszetem rozpaczliwe: „Dlaczego ty Go poznałaś? Nie chcę mówić nic złego przeciwko Niemu. Mógł być nawet dobrym człowiekiem. Ale dlaczego czynił się Bogiem?”” 13 Nie udało się matce odwieść Edyty od jej zamiaru wstąpienia do Karmelu, choć ta nie przestała nigdy kochać i szanować swojej matki. Już w Karmelu w Kolonii autentycznie cieszyła się każdą oznaką życzliwości ze strony matki: „Gdybyż moja matka mogła zrozumieć nasze życie! Lecz już i za to jestem wdzięczna, że zdobywa się na własnoręczny dopisek w listach sióstr i przesyła: „pozdrowienia dla wszystkich”. Dopiero w 3 lata po wstąpieniu do klasztoru (14.10.1933 r.) otrzymała od matki pierwszy list (w czerwcu 1936 r.). Do końca życia matki Edyta pisała do niej listy i polecała ją Bogu na modlitwie.
3. Szlachectwo Krzyża
Edyta cały czas była przekonana, że Bóg przygotował dla niej w Karmelu jeszcze coś, co tylko tam mogła znaleźć. Już jako nauczycielka Instytutu Pedagogiki w Monasterze na wieści o represjach stosowanych wobec Żydów, zrozumiała, że: „Bóg znowu kładzie ciężką rękę na swoim narodzie i że los tego narodu jest także moim losem”. 14 Osobiste posłannictwo staje się dla niej jasne trochę później dzięki duchowemu „olśnieniu”: „Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż to Jego krzyż zostaje teraz włożony na naród żydowski. Ogół tego nie rozumie, ale ci, co rozumieją, ci muszą w imieniu wszystkich z gotowością wziąć go na siebie. Chcę to uczynić, niech mi tylko wskaże jak …, na czym ma polegać to dźwiganie krzyża, tego jeszcze nie wiedziałam”. 15 Wcześniej już doświadczyła na własnej skórze owego „ciężaru pochodzenia”, gdy dowiedziała się, iż jako Żydówka nie ma w Niemczech szans na habilitację. Gdy później, ze względu na pochodzenie, musi zrezygnować z pracy dydaktycznej w Instytucie doznaje niemal ulgi, że oto powszechny los Żydów stał się i jej udziałem. W Karmelu dojrzewa w niej myśl, aby włączyć się w dzieło zbawcze Chrystusa nie tylko poprzez modlitwę lecz także ekspiację. Stąd imię zakonne „od Krzyża”: „Przez krzyż rozumiałam cierpienia ludu Bożego, które się właśnie wówczas zaczęły. Uważałam, że ci, którzy rozumieją, iż to jest krzyż Chrystusowy, w imię reszty powinni wziąć go na siebie”. 16 Zrozumieć, że to krzyż Chrystusowy, oznaczało umieć patrzeć głębiej niż sugerował ówczesny historyczny kontekst nazizmu. Dlatego też nie akceptowała współczujących życzeń: „jak życzyć uwolnienia od Krzyża komuś, kto ma szlachecki tytuł: „od Krzyża”. Testament swój sporządza w 1939 r. i kończy go wspaniałymi słowami gotowości przyjęcia wszystkiego dla większej chwały Bożej i w duchu ekspiacji: „Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. Proszę Pana, by zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa i Maryi, za św. Kościół, szczególnie za zachowanie, uświęcenie i doskonałość naszego świętego Zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez swoich przyjęty, aby nadeszło Jego królestwo w chwale, na uproszenie ratunku dla Niemiec, za pokój świata, wreszcie za moich bliskich żywych i umarłych”. Edyta, podała także najbardziej, moim zdaniem, przekonującą definicję tego, czym jest krzyż w życiu ludzkim: „Krzyż jest pojęciem wspólnym dla tego wszystkiego co nieproszone zjawia się w naszym życiu, co pozostaje, gdy uczyniliśmy wszystko, by oddalić nędzę, chorobę, cierpienia i udręki wszelkiego rodzaju. To, co mimo to zostaje, to Krzyż”. Jak łatwo zauważyć, unika tutaj zbyt łatwego cierpiętnictwa, podkreśla, że nie powinniśmy szukać cierpienia, choroby, nędzy itp., a jeśli już są, starać się je za wszelką cenę wyeliminować z naszego życia. Jednak, jeśli mimo naszych wysiłków, wszystko to pozostaje, to jest to właśnie krzyż i wtedy trzeba umieć go przyjąć. Według Edyty ważny jest więc odpowiedni moment akceptacji „krzyża”, nie trzeba tego czynić zbyt wcześnie, by nie wpaść w pułapkę przedwczesnego i niekoniecznego cierpienia, ale także nie za późno, przeciwstawiając się w ten sposób woli Bożej.
Przez całe życie Bóg niejako przygotowywał Edytę do ofiary męczeństwa. Upokorzenia, jakie znosiła w życiu codziennym także ze względu na pochodzenie, były dla niej dobrą szkołą. Wystarczy wspomnieć choćby niedopuszczenie jej do habilitacji, najpierw dlatego, że była kobietą, potem, że Żydówką. Sama Edyta, dopiero z perspektywy czasu dostrzegła ukryty sens swojego życia: „co nie leżało w moich planach, leżało w planach Bożych. Jakże jest żywa we mnie pewność płynąca z wiary, że gdy się patrzy przez pryzmat Boży, nie widzi się przypadków. Całe moje życie, aż do najdrobniejszych szczegółów, zostało nakreślone przez Boską Opatrzność i w obliczu Boga ma doskonały sens i powiązanie. I raduję się na światło chwały, w którym będzie mi kiedyś odsłonięta tajemnica tego doskonałego sensu i związku.” Trudno chyba o wspanialsze świadectwo wiary i głębszą nadzieję.
Ks. Leszek Misiarczyk
1 Zob. np. J. A. Kłoczowski, Świętość i filozofia, „Tygodnik Powszechny” z 18 października 1998, s. 1.9; J. Tischner, Rozum i Krzyż, „Gazeta Wyborcza” z 10/11 października 1998, s.31.
2 Dostępny jest w j. polskim doktorat Edyty, O zagadnieniu wczucia, Kraków 1988, jej artykuł Fenomenologia Husserla a filozofia św. Tomasza z Akwinu, „Znak — Idee” 1 (1989) s. 80–100; Spór o prawdę istnienia. Listy Edith Stein do Romana Ingardena, Warszawa 1994 oraz w przekładzie siostry Adamskiej między innymi autobiografia Edyty, Światłość w ciemności, Kraków 1977; Wiedza Krzyża. Studium o św. Janie od Krzyża, Kraków 19942 Byt skończony i Byt Wieczny, Kraków 1995. Z opracowań natomiast warto wspomnieć np. s. Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein. Filozof i karmelitanka, Paris 1973; J. I. Adamska, Błogosławiona Edyta Stein, Kraków 1988 oraz seria artykułów napisanych przez przyjaciółkę Edyty H. Conrad–Martius, ojca E. Przywarę i innych wydanych w numerze 1 serii „ Znak–Idee” z 1989 r.
3 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 52
4 Tak sama Edyta w swojej autobiografii (s. 115–116) opisuje intelektualny klimat Getyngi w tym okresie.
5 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 125.
6 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 126.
7 E. Stein, Fenomenologia Husserla a filozofia św. Tomasza. Próba konfrontacji, „Znak–Idee” 1 (1989) s. 80–100.
8 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 176.
9 H. Conrad–Martius, Moja przyjaciółka Edyta Stein, „Znak–Idee” 1 (1989) s. 3–12, tutaj s. 6.
10 Teresa Renata od Ducha Św., Edyta Stein. Filozof i karmelitanka, Paris 1973, s. 62.
11 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 222.
12 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 229.
13 E. Stein, Światłość w ciemności…, s. 231.
14 Teresa Renata od Ducha Św., Edyta Stein. Filozof i karmelitanka…, s. 105.
15 Teresa Renata od Ducha Św., Edyta Stein. Filozof i karmelitanka…, s. 106.
16 Teresa Renata od Ducha Św., Edyta Stein. Filozof i karmelitanka…, s. 110.
http://www.mateusz.pl/czytelnia/lm-rozum-przez-krzyz.htm
Nowenna do św. Edyty Stein
Dzień I
POSZUKIWANIE
Tekst do rozważenia:
“Bóg daje się znaleźć tym, którzy Go szukają. I chce być szukany. Jest więc zrozumiałe, że objawienie naturalne nie jest zupełnie jasne i jednoznaczne i tylko pobudza do szukania. Objawienie nadnaturalne odpowiada na pytania, jakie zadaje naturalne. Wiara jest już znaezieniem. “Bóg dał się znaleźć zarówno w znaczeniu, że przez swe Słowo coś nam o sobie mówi, jak i że przez nie pozwala nam spotkać siebie samego”.
“Byłam zawsze daleka od mniemania, że granice widzialnego Kościoła mogą wiązać miłosierdzie Boże. Bóg jest Prawdą. Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby o tym nie wiedział”.
E. Stein
“Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was – wyrocznia Pana – zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie. Będziecie Mnie wzywać, zanosząc do Mnie swoje modlitwy, a Ja was wysłucham. Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie – wyrocznia Pana” ( Jr 29, 11-14a).
“Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu” (J 3, 21).
“Odpowiedział […] Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie […] (J 14, 6).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty pozwoliłeś św. Teresie Benedykcie odnaleźć Ciebie na ścieżkach Jej życia, pozwól nam szukać Cię wytrwale każdego dnia i doświadczyć spoczęcia w Tobie jako Miłości Jedynej. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża - módl się za nami.
Dzień II
ROZUM I WIARA
Teksty do rozważania:
“W każdym prawdziwym poznaniu Boga, On sam zbliża się do człowieka, choć nie daje odczuć swojej obecności jak w poznaniu doświadczalnym. W poznaniu naturalnym zbliża się w obrazach i dziełach oraz w różnorodnym działaniu. Osobowe spotkanie następuje w wierze poprzez słowo. Każdemu osobowemu poznaniu towarzyszy możliwość nieprzyjęcia Go ze strony człowieka i ukrycia się poza własne dzieło ze strony Boga”.
“Ponad drogą poznania filozoficznego jest droga wiary. Daje nam ona zupełnie szczególną bliskość Boga miłującego i miłosiernego oraz obdarza taką pewnością, jakiej nie może udzielić nam żadne poznanie naturalne. Należy jednak pamiętać, że i droga wiary jest drogą ciemną. Bóg dostosowuje swoje słowa do miary człowieka, abyśmy mogli pojąć to, co Niepojęte”.
E. Stein
“Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła” (Rz 1, 20).
“…wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga i wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi” (2 Kor 10, 5).
,,Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego; o teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz” (1 P 1, 8-9).
Módlmy się
Boże Wszechmogący, Ty zechciałeś, by św. Tereso Benedykta kontemplowała Ciebie przez rozum i wiarę, daj nam pokorę umysłu i ufność dziecięcą byśmy, poznając Twoją wspaniałość, nie szukali już niczego poza Tobą. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża – módl się za nami.
Dzień III
CHRZEST
Teksty do rozważania:
“Chrystus przyjął na siebie jarzmo Prawa, wypełnił je doskonale i z powodu Prawa umarł. Przez to samo uwolnił od Prawa tych, którzy pragnęli przyjąć życie od Niego. Lecz przyjmują je tylko wtedy, gdy jednocześnie oddają swoje własne, gdyż ochrzczeni w Chrystusie, są ochrzczeni w Jego śmierci. Zanurzają się w Jego życiu, aby się stać członkami Jego Ciała, aby jako takie z Nim cierpieć, z Nim umrzeć i z Nim zmartwychwstać do wiecznego życia Bożego”.
“Kto chce być Barankowi poślubiony, musi dać się wraz z Nim przybić do Krzyża. Wszyscy oznaczeni Krwią Baranka, to znaczy wszyscy ochrzczeni, jesteśmy do tego powołani, lecz nie wszyscy rozumiemy Jego .wezwanie. Iść za Chrystusem – to coraz wierniej Go naśladować; to wezwanie brzmi przenikliwie w duszy i żąda jednoznacznej odpowiedzi”.
E. Stein
“Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6, 3-4).
“A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: “Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli? I powiedziałem do niego: “Panie, ty wiesz. I rzekł do mnie: “To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili […] (Ap 7, 13-14).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty przez chrzest złączyłeś św. Teresę Benedykta ze śmiercią i zmartwychwstaniem Twojego Syna, spraw, abyśmy przyjmując przez wiarę owoce tego sakramentu, doświadczali nowości życia teraz i w wieczności. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża – módl się za nami.
Dzień IV
KOŚCIÓŁ
Teksty do rozważania:
“…wykorzystać swój wolny czas na to, by coraz lepiej poznawać i kochać Boga oraz Jego Kościół; także naukę wiary, liturgii, naszych Świętych; również instytucje Kościoła i współczesne życie katolickie wraz z jego cieniami, które na dłuższą metę nie pozostają ukryte. Kto żyje poza Kościołem lub wprawdzie się w nim wychował, lecz zaniedbał osobiste przyswojenie sobie jego obrazu świata i w ogóle nie wie, co jest mu dane w dziedzictwie jego wiary, ten jest w trudniejszej sytuacji, gdyż musi się rozejrzeć za tym, z jakich źródeł powinien czerpać swój pogląd na świat”.
“Chrystus nie pozostawił nas tutaj sierotami. Posłał nam swego Ducha, aby nas doprowadził do całej prawdy. Założył swój Kościół kierowany Jego Duchem i dał nam na ziemi swego zastępcę, którego ustami mówi do nas Duch Święty. W Kościele też zjednoczył wszystkich wiernych i chciał, aby jeden był odpowiedzialny za drugiego. W ten sposób nie jesteśmy sami i kiedy stracimy zaufanie do własnego rozeznania i nawet do swej modlitwy, przychodzi nam na pomoc siła płynąca z posłuszeństwa Kościołowi i z wiary we wstawiennictwo innych”.
E. Stein
“Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała” (Ef 5, 29).
“Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24).
“Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem. Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne członki […]. Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki. Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami” (1 Kor 12, 13-14.26-27).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty pozwoliłeś św. Teresie Benedykcie odkryć Kościół jako Matkę, daj nam tak miłować Mistyczne Ciało Twojego Syna i wszystkie Jego członki, byśmy byli światłem dla świata i solą dla ziemi. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu . . .
Święta Tereso Benedykto od Krzyża - módl się za nami.
Dzień V
POWOŁANIE
Teksty do rozważania:
“Należeć do Boga, oddać Mu się w dobrowolnym darze miłości i Jemu służyć – jest powołaniem nie tylko garstki wybranych, lecz każdego chrześcijanina: czy jest on poświęcony Bogu, czy nie, czy jest mężczyzną, czy kobietą. Każdy jest bowiem powołany do naśladowania Chrystusa”.
“Oddać się w miłości i stać się całkowicie własnością kogoś innego i zarazem całkowicie go posiadać – oto najgłębsze pragnienie kobiecego serca. W tym streszcza się i zawiera dążenie do tego, co najbardziej osobiste, a obejmujące zarazem całość, rys specyficznie kobiecy. Tam, gdzie takie oddanie dokonuje się w odniesieniu do człowieka, może ono stać się przewrotnością: wydaniem się na łup, zakuciem w kajdany i nie usprawiedliwionym roszczeniem, którego żaden człowiek spełnić nie może. Tylko Bóg może przyjąć takie oddanie i tylko Bóg może dać się w darze tak, że napełni sobą całą ludzką istotę, nie tracąc nic z samego siebie. Dlatego całkowite oddanie się jest zasadą życia zakonnego, a zarazem jedynie możliwym i adekwatnym spełnieniem kobiecych tęsknot”.
“Karmelitanki żyją po to, aby się modlić; Bóg niełatwo opiera się ich prośbom”.
E. Stein
“Przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu!” (1 Kor 1, 26).
“Niech każdy postępuje tak, jak mu Pan wyznaczył, zgodnie z tym, do czego Bóg go powołał” (1 Kor 7, 17).
“Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samego siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele” (1 Kor 6, 19-20).
“Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha,
zapomnij o twym narodzie, o domu twego ojca!
Król pragnie twojej piękności:
on jest twym panem; oddaj mu pokłon!” (Ps 45, 11-12).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty zapragnąłeś, by św. Teresa Benedykta była Oblubienicą Twojego Syna i należała wyłącznie do Ciebie, daj nam poznawać Twoją wolę dla naszego życia i pomóż dochować wierności Twoim wezwaniom, które do nas skierowałeś. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża – módl się za nami.
Dzień VI
KRZYŻ
Teksty do rozważań:
“…moje imię zakonne wniosłam już do postulatu. Otrzymałam dokładnie takie, o jakie prosiłam. Przez krzyż rozumiałam cierpienia Ludu Bożego, które się wówczas właśnie zaczęły. Uważałam, że ci, którzy rozumieją, iż jest to krzyż Chrystusowy, w imię reszty winni wziąć go na siebie. Dziś wiem o wiele lepiej, co znaczy być poślubioną Bogu w znaku krzyża. Jednakże w całej pełni nie zgłębi się tego nigdy, gdyż jest to tajemnica”.
“Chrystus jest mocą Boży i Bożą mądrością nie dlatego, że jest wysłannikiem Boga, Jego Synem i że sam jest Bogiem, lecz szczególnie dlatego, że jest ukrzyżowany. Albowiem śmierć krzyżowa jest w niezgłębionej mądrości Bożej pomyślana jako środek odkupienia. Aby okazać, że ludzka siła i mądrość nie są zdolne dokonać zbawienia, dał Bóg zbawczą moc temu, który według kryteriów ludzkiego sądu okazuje się słaby i głupi; który sam z siebie okazuje się niczym, lecz pozwala w sobie działać samej mocy Bożej; który siebie “opróżnił i “stał się posłusznym aż do śmierci krzyżowej.
E. Stein
“Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6, 14).
“…my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1 Kor 1, 23-25).
“…razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 19b-20a).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty mocą swojej łaski sprawiłeś, że św. Teresa
Benedykta uczyniła narzędzie naszego zbawienia swoją chlubą i miłością, spraw, prosimy, byśmy z pomocą Ducha Świętego przyjęli głupstwo krzyża i uczynili go swoją mocą i mądrością. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża -módl się za nami.
Dzień VII
LITURGIA ŻYCIA CODZIENNEGO
Teksty do rozważenia:
“Istnieje powołanie do cierpienia z Chrystusem i przez nie do współdziałania w Jego zbawczym dziele. Złączeni z Panem stajemy się członkami Jego Ciała Mistycznego. W swych członkach Chrystus przedłuża własne życie i On sam w nich cierpi. Cierpienie w zjednoczeniu z Panem staje się Jego cierpieniem, jest włączone w wielkie dzieło zbawienia i dlatego płodne. Jest to zasadnicza idea życia zakonnego, przede wszystkim życia karmelitańskiego: przez dobrowolne i ochotne podjęcie cierpienia wstawiać się za grzesznikami i współpracować w odkupieniu ludzkości”.
“Chrystus oddał życie, by otworzyć człowiekowi bramy życia wiecznego. Lecz by zdobyć życie wieczne, trzeba poświęcić życie ziemskie. Trzeba umrzeć z Chrystusem, aby z Nim powstać z martwych; trzeba się. zgodzić na trwające przez całe życie umieranie z powodu cierpienia i codziennego zaparcia się siebie, a nawet na krwawą śmierć świadka wiary dla Ewangelii Chrystusa”.
E. Stein
“A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1).
“Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni; obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele […]. Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku” (2 Kor 4, 8-11.16-17).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty uczyniłeś życie św. Teresy Benedykty nieustannym i niepodzielnym darem dla Ciebie, pozwól nam wydać siebie samych Tobie i braciom w codziennej duchowej ofierze i tak mieć udział w zbawczym dziele Twojego Syna. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża – módl się za nami.
Dzień VIII
ŚMIERĆ
Teksty do rozważenia:
“Gdy człowiek zrozumie, że Chrystus w ostatecznym poniżeniu i unicestwieniu dokonał największego dzieła pojednania i zjednoczenia ludzkości z Bogiem, zrozumie też, że także jego do zjednoczenia z Chrystusem poprowadzi śmierć krzyżowa”.
“Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli z radością. Proszę Pana, by zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa i Maryi, za święty Kościół, szczególnie w intencji zachowania, uświęcenia i doskonałości naszego świętego zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez swoich przyjęty, aby nadeszło Jego chwalebne Królestwo, na uproszenie ratunku dla Niemiec, o pokój świata, wreszcie za moich bliskich, żywych i umarłych, za wszystkich, których mi Bóg dał, aby nikt z nich nie zginął”.
E. Stein
“…jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14, 8).
“…jak zawsze tak i teraz, z całą swobodą i jawnością Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne” (Flp 1, 20b-24).
“Albowiem krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia” (2 Tm 4, 6-8a).
Módlmy się:
Boże Wszechmogący, Ty obdarowałeś św. Teresę Benedyktę taką wiarą i miłością, że przyjęła męczeńską śmierć i w niej należała do Ciebie, wyzwól nas z lęku śmierci i daj nam pragnienie spotkania z Tobą. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża módl się za nami.
Dzień IX
ZMARTWYCHWSTANIE
Teksty do rozważenia:
“W męce i śmierci Chrystusa ogień pochłonął nasze grzechy. Kiedy w to wierzymy, kiedy w płynącym z wiary oddaniu przyjmujemy całego Chrystusa, to znaczy, że obieramy drogę naśladowania Go i tą drogą kroczymy, wówczas poprowadzi On nas “przez swe cierpienie i krzyż do chwalebnego zmartwychwstania. Tego właśnie doświadcza się w kontemplacji: przejścia przez ogień ekspiacyjny do szczęśliwego zjednoczenia w miłości. A to wyjaśnia podwójny charakter kontemplacji: jest śmiercią i zmartwychwstaniem. Po ciemnej nocy jaśnieje żywy płomień miłości”.
“Twój wzrok pełen miłości spoczął na mnie,
Ty, Boże, słuchasz moich cichych słów,
I pokój przepełnia mi serce.
Twoje ciało przenika mnie tajemniczo, Twa dusza jednoczy się z moją. Nasienie przyszłej chwały,
Któreś sam we mnie wsiał,
Kryje się w ciele prochu.
Jak niepojęte są miłości Twojej cuda,
W świętym zachwycie stoję oniemiała,
Brak słów, ustaje serce!”
E. Stein
“A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: “Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój cień? Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Kor 15, 54-55.57).
“I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: “Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi i będą oni Jego ludem, a On będzie ‘Bogiem z nimi’. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły. I rzekł Zasiadający na tronie: “Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21, 3-5a).
Módlmy się:
Boże naszych ojców, który doprowadziłeś św. Teresę Benedyktę, męczennicę, do poznania Twojego ukrzyżowanego Syna i wezwałeś Ją do naśladowania Go aż do śmierci, spraw za jej wstawiennictwem, aby wszyscy ludzie uznali w Chrystusie Zbawiciela i przez Niego doszli do oglądania Ciebie w wieczności. Który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu…
Święta Tereso Benedykto od Krzyża – módl się za nami.
Imprimatur: Kuria Metropolitalna Wrocławska L. dz. 308/2000 – 6 maja 2000 r. + Henryk Kard. Gulbinowicz, Arcybiskup Metropolita Wrocławski
http://www.communiocrucis.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=416&Itemid=163
WIZJA BOGA – TRÓJCY W PISMACH EDYTY STEIN
Nie ma doskonałej i owocnej kontemplacji misterium Boga żywego bez wnikania w treść Jego objawienia. Jak każde zjednoczenie w międzyosobowej miłości zakłada poznawanie osoby umiłowanej, tak również w zjednoczeniu mistycznym jest nie do pomyślenia, aby człowiek mógł wejść w zażyłość z Bogiem bez głębszego poznania Jego wewnętrznego życia. Wielcy mistrzowie duchowości karmelitańskiej zdawali sobie z tego sprawę. Jest więc zrozumiałe, że duchowość karmelitańska jest głęboko trynitarna .
W tym nurcie trynitarnej duchowości znajduje się także św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein). Jej droga do misterium troistości Boga jedynego jest wyjątkowo interesująca, ponieważ była nie tylko filozofem – fenomenologiem, ale – co jest godne szczególnego podkreślenia – osobą silnie wierzącą w jedyność Boga objawioną w Starym Testamencie. Jest to wiara w jedyność wykluczającą jakiekolwiek wewnętrzne zróżnicowanie w Bogu.
W badaniu nad wizją Boga u Edyty Stein zwrócimy więc uwagę na jej intelektualną drogę do poznania troistości Boga jedynego, na jej rozumienie jedyności Boga, a następnie na sposób wyrażania Jego troistości. Celem obecnego referatu jest więc przybliżenie najbardziej niedostępnego dla ludzkiego umysłu aspektu tajemnicy Boga żywego, mianowicie tajemnicy Jego troistości w ujęciu naszej karmelitanki – filozofa.
1. KONTEKST DOCHODZENIA DO TROISTOŚCI BOGA JEDYNEGO
O tym, jak daleką drogę duchowo – intelektualną musiała przebyć nasza bohaterka, możemy się przekonać, gdy uświadomimy sobie najbardziej fundamentalne elementy mozaistycznego pojęcia Boga. W centrum tego pojęcia jest przez wierzącego Żyda przynajmniej dwa razy dziennie powtarzane wyznanie wiary, zawarte w słowach z Księgi Powtórzonego Prawa: „Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym” (Pwt 6, 4). Jest to wyznanie wiary w Boga jedynego, wobec którego nie ma żadnych bogów. Nie wolno czynić żadnych obrazów Boga jedynego, Jemu należy się cześć i posłuszeństwo. On jest stwórcą wszystkiego, On jest władcą wszystkiego, On jest łaskawy wobec człowieka, może nawet do niego się zniżać. Jednak jest nie do pomyślenia, aby Bóg jedyny mógł stać się człowiekiem. Dlatego, jak zauważa J.J. Petuchowski, hebrajskie pojęcie Boga wyklucza chrześcijańską naukę o Trójcy Świętej .
Poważnym problemem dla hebrajskiego pojęcia Boga, szczególnie w średniowieczu, stał się – w przekonaniu Petuchowskiego – antropomorfizm biblijnych wypowiedzi o Bogu, obecny także w żydowskich pismach mistycznych. Problem ten próbował przezwyciężyć Maimonides (Mosheh ben Maim n, zm. 1204 r.) przez alegoryzację. W niektórych aktach uwielbienia Boga można się dopatrzeć elementów triadycznych , np. w określeniu Boga jako Nieskończonego, Świętego i Schekinah. Jednak w hebrajskiej filozofii średniowiecznej bardzo dbano o to, aby w nauce o przymiotach Bożych nie zbliżać się za bardzo do chrześcijańskiej nauki o Bogu. W próbach przybliżenia hebrajskiego pojęcia Boga do jego filozoficznego ujęcia chętnie po-sługiwano się rozumowaniami znanymi obecnie jako dowody na istnienie Boga. Dla nowszych nurtów żydowskiej teologii nawiązującej chętnie do Judah Haleviego (zm. 1141 r.) większe znaczenie ma historyczne doświadczenie obecności Boga w Izraelu. Doświadczenie to jednak, jak zauważa Petuchowski, poprzez tragedię Auschwitz zostało przez niektórych intelektualistów poddane w wątpliwość .
Tak zarysowane pojęcie Boga Edyta Stein mogła znaleźć u swej głęboko wierzącej matki. Tak możemy sobie wyobrażać punkt wyjścia w jej poszukiwaniach prawdy o Bogu. Wyjątkowa droga do świętości, łącznie z doświadczeniem Auschwitz, jaką przebyła św. Teresa Benedykta od Krzyża, wycisnęła swe ślady na jej sposobie pojmowania Boga objawionego w Jezusie Chrystusie. Bóg objawiający się w Nim jest niepojęty dla umysłu ludzkiego, a dla wierzącego Żyda jest to prawda nawet gorsząca. Dlatego jej przejście od wiary mojżeszowej do wiary apostolskiej jest wyjątkowo pouczające.
Św. Teresa Benedykta wyrosła w klimacie silnej wiary monoteistycznej. We wspomnieniach jej matki jest wzmianka o tym, jak ona podziwiała modlitwę swej córki w synagodze. Pewnego razu, gdy rabin czytał z naciskiem słowa „Słuchaj Izraeleu, twój Bóg jest Bogiem jedynym” ona szeptała do córki: „Czy słyszysz? Twój Bóg jest Bogiem jedynym!” . Jednak przy całym szacunku do matki i do tradycji ojców św. Teresa Benedykta nie zawróciła z obranej już drogi.
Nawrócenie Edyty Stein (chrzest: 1 stycznia 1922) dokonało się w klimacie duchowym Żydów, w którym – jak sądzi E. Lévinas – nie powinno się już zdarzyć. W swym eseju o F. Rosenzweigu pisze on, że jego „«nie» powiedziane nawróceniu” w 1913 r. było pierwszym przejawem jego śmiałości . Odtąd, w przekonaniu Lévinasa, „chrześcijaństwo nie jest już niebezpieczne dla judaizmu: nie jest już dla nas pokusą” . Dla Edyty Stein nie chrześcijaństwo jako takie było pokusą, ale poszukiwanie prawdy. Odkryła ją w chrześcijaństwie po przeczytaniu książki Życie św. Teresy z Avila. Sama tak o tym pisze: „Zaczęłam czytać, zostałam zaraz pochłonięta lekturą i nie przerwałam, dopóki nie doszłam do końca. Gdy zamykałam książkę, powiedziałam do siebie: «To jest prawda!»”
2. WCZUCIE JAKO SPOSÓB POZNANIA BOGA
W doświadczeniu więzi z Bogiem przez Edytę Stein niewątpliwie dużą rolę odegrała filozoficzna koncepcja poznania drugiej osoby, bardzo ważna dla jej antropologii, mianowicie koncepcja wczucia (Einfühlung). J. Piecuch zauważa, że „przemyślenia nad teorią wczucia odgrywają istotną rolę w ujęciu relacji do Boga” . W języku filozoficznym „wczucie” oznacza wysiłek człowieka zmierzający do poznania wewnętrznych, subiektywnych przeżyć drugiego człowieka. Termin „wczucie” został użyty przez E. Husserla w jego fenomenologicznej meto-dzie na określenie sposobu poznania prawdy, szczególnie prawdy wewnętrznej drugiego człowieka. Ponieważ jednak nie został on jednoznacznie określony przez Husserla, dlatego Edyta Stein postanowiła go doprecyzować . Zagadnienie to podjęła
w swej pracy doktorskiej , dążąc równocześnie do wyjaśnienia możliwości porozumienia między ludźmi .
Przez wczucie rozumie ona szczególny akt, który jest „doświadczeniem cudzej świadomości w ogóle, niezależnie od tego, jakiego rodzaju jest doświadczany przedmiot i jakiego rodzaju podmiot, którego świadomości się doświadcza” . Poprzez wczucie człowiek postrzega drugą osobę jako wartość. A. Grzegorczyk nazywa metodę wczucia „spojrzeniem serca” . Edyta Stein nie waha się nazywać aktu wczucia także aktem miłości. W akcie miłości dokonuje się bowiem ujęcie osobowej wartości. Wyjaśnia ona, że kochamy osobę nie dlatego, że czyni ona dobro, ale dlatego, że jest wartościowa, kochamy ją ze względu na nią samą . Tak pojęty akt wczucia sprawia, że u wczuwającego się tworzy się drugie „Ja” umożliwiające porównywanie siebie z inną osobą co do wartości, czyli w czym my różnimy się wobec kogoś innego . R. Körner zauważa, że to spostrzeżenie Edyty Stein współbrzmi z nauką św. Jana od Krzyża zawartą w na-stępującym stwierdzeniu: „miłość stwarza podobieństwo między miłującym i umiłowanym . Przez wczucie człowiek staje się w pewnym sensie człowiekiem religijnym .
Próbując ocenić teorię wczucia wypracowaną przez Edytę Stein Piecuch zauważa, że jej bardzo cennym odkryciem jest specyfika aktu wczucia. Polega ona na wyrażaniu zgody na to, aby Inny nas „wiódł” swoimi przeżyciami. Inny „wiedzie” przez słowo, przez samoobjawienie. Otwarta jest kwestia, czy celem wczucia jest poznanie osoby, czy pozapoznawcza więź z osobą .
Dostrzeżenie aspektu religijnego w problematyce wczucia zrodziło pytanie o możliwość wczucia w stosunku do osób czysto duchowych. W pytaniu chodzi przede wszystkim o możliwość poznawania Boga poprzez wczucie . Opierając się na przekonaniu, że przez wczucie poznaje się duchowe życie człowieka, wnioskuje, że podobnie człowiek wierzący może poznawać miłość, gniew i przykazania Boga, w którego wierzy . Jednak w przekonaniu Piecucha trudno jest mówić o wczuciu w relacjach z osobami Bożymi, ponieważ warunkiem wczucia jest idea ciała (nie konkretna cielesność), Bóg zaś nie posiada żadnej cielesności .
Rzeczywiście, gdyby Bóg nie przyjął żadnej cielesności, nie byłoby możliwe takie poznanie. Tymczasem jednak Bóg stał się człowiekiem i przez to stał się dostępny ludzkiemu wczuciu. Przez to, że Syn Boży stał się człowiekiem we wszystkim podobnym do nas z wyjątkiem grzechu (Hbr 4, 15; por. DS 301) Steinowska teoria wczucia stosuje się również do Chrystusa . Mając dostęp do osoby Jezusa Chrystusa pośrednio uzyskuje się dostęp do pozostałych osób Bożych. Tego spostrzeżenia nie należy jednak rozumieć w ten sposób, że w procesie wczuwania druga osoba, w tym wypadku Jezus Chrystus, pozostaje bierna. Słuszna jest uwaga Piecucha, który podkreśla, że wczuciu jednej osoby musi wyjść naprzeciw samoobjawienie się drugiej .
W przypadku osoby Jezusa Chrystusa mamy pewność, że takie wyjście naprzeciw ma miejsce właśnie poprzez objawienie.
3. JEDYNOŚĆ BOGA
Zagadnienie Boga Edyta Stein rozważa w kontekście bytu. Jej głównym dziełem filozoficznym jest rozprawa poświęcona temu właśnie zagadnieniu. Nosi ona tytuł Byt skończony a Byt wieczny .. Jest to dzieło o charakterze syntetycznym poruszające kwestie dotyczące bytu, które były dotychczas dyskutowane . Jego cechą charakterystyczną jest przejście od Tomaszowego do Augustynowego sposobu myślenia. W przekonaniu H.B. Gerl-Falkovitz punktem zwrotnym jest stwierdzenie zawarte
w jej dziele o bycie: „Najtrafniejsze jest jeszcze takie sformułowanie: «Bóg jest to Bóg» jako wyraz niemożliwości określenia istoty Boga przez coś innego niż On sam” . W ten sposób Edy-ta Stein wyraża przekonanie, że niemożliwe jest sformułowanie jakiejkolwiek definicji Bożego bytu.
To oznacza również, że w istocie swej Bóg jest niedostępny ludzkiemu rozumowemu poznaniu. Swe stanowisko bazuje na przekonaniu św. Augustyna, streszczającym się w zdaniu: „Jeślibyś Go zrozumiał, to nie byłby Bogiem” . W jej przekonaniu odnosi się to również do skutków Bożej działalności, a zatem do rozumowań przeprowadzonych przez św. Tomasza, a zwanych dowodami na istnienie Boga. Edyta Stein nie podziela więc tomistycznej krytyki dowodu ontologicznego św. Anzelma.
W jej przekonaniu przejście z porządku logicznego do porządku ontologicznego jest rzeczywiście niedopuszczalne w istotach skończonych, natomiast w istocie nieskończonej „właśnie różnica co do stosunku istoty i istnienia różni ją najmocniej od wszystkiego, co skończone” . Dlatego ten dowód ma dla niej wartość przekonującą.
Edyta Stein zadaje sobie pytanie, dlaczego dowody na istnienie Boga nie przekonują wszystkich, którzy je starają się zrozumieć. Odpowiedź daje poprzez analogię. Jej zdaniem przebycie wszystkich etapów dowodu ontologicznego można porównać do dotarcia nad przepaść. Samo zaś przejście od rozumowego poznania istnienia Boga do uznania tego faktu Edyta Stein porównuje do skoku nad przepaścią. Myśliciel niewierzący – pisze w konkluzji refleksji nad dowodem ontologicznym Anzelma – cofa się ciągle w przestrachu przed skokiem nad przepaścią” .. Podobna sytuacja jest w przypadku tomistycznych (a posteriori) dowodów na istnienie Boga. Zadaje sobie retoryczne pytanie, ile osób niewierzących uwierzyło dzięki tym dowodom? Tę refleksję podsumowuje stwierdzeniem: „Jest to również skok nad przepaścią: wierzący łatwo ją przeskakuje, niewierzący zatrzymuje się przed nią” .
Niemożność wyrażenia w formie sądu istnienia i istoty Boga, czego wyrazem jest wspomniane twierdzenie „Bóg jest to Bóg”, kieruje uwagę Edyty Stein na imię Boga. Jest bowiem przekonana, że „imię Boże oznacza istotę i istnienie w niepodzielnej jedności” . Imię Boże objawione w Księdze Wyjścia (Wj 3, 14), którego brzmienie przyjmujemy jako „Jestem, który jestem” Edyta Stein rozumie jako samo uosobione bytowanie (Sein in Person) . W ten sposób wprowadza nas w dwa bardzo ważne zagadnienia trynitarne: sposób pojmowania „Ja” oraz sposób pojmowania osoby.
W refleksji nad „Ja” Edyta Stein zauważa, że „Ja” może powiedzieć tylko byt, który ma świadomość siebie i równocześnie swej odrębności w stosunku do innych bytów. Z tym faktem jest związany bardzo ważny przymiot takiego bytu: jest jedyny
i niepowtarzalny. „Ja” jest nieprzekazywalne. Ta wyjątkowa własność każdego „Ja” – w przekonaniu Edyty Stein – „jest właściwością istnienia; z każdego wypływa jego istnienie, które nazywamy życiem” . Jednak to życie „Ja” nie jest tożsame
z życiem człowieka, z jego istnieniem, ponieważ ludzkie „Ja” rozbudza się dopiero po jakimś czasie od zaistnienia człowieka. „Ja” pełni funkcję nosiciela treści, które wypełniają jego życie i przez to bytowo je wyprzedza .
Spostrzeżenia na temat ludzkiego „Ja” pozwalają Edycie Stein głębiej spojrzeć na boskie „Ja” zawarte w objawieniu imienia Bożego. Najpierw oczywiście trzeba zauważyć, że w Bogu nie ma różnicy między Jego istnieniem i życiem Jego „Ja”. Jego „Ja” to wiecznie żyjąca obecność, bez początku i bez końca,
w której nie ma żadnych zmian w treści „Ja”, zdobywania nowych, czy wyzbywania się posiadanych. W jej przekonaniu boskie „«Ja jestem»oznacza: ja żyję, ja wiem, ja chcę, ja kocham; nie są to akty czasowe nastające po sobie czy obok siebie, ale odwieczna pełna jedność w jedności jednego aktu boskiego,
w którym pokrywają się całkowicie różne znaczenia aktu: istnienie rzeczywiste, żywa obecność, doskonałe bytowanie, poruszenie duchowe, wolny czyn” . Godne podkreślenia jest powiązanie rzeczywistego istnienia z życiem. W jej przekonaniu rzeczywistym, czyli aktualnym „istnieniem umysłu jest życie i żywe rozumienie” . Warunkiem zaś żywego rozumienia jest jego treść, czyli sens umysłowy. W przypadku Bożego życia sens umysłowy jest wieczny i niezmienny, podobnie jak sam umysł Boży. To spostrzeżenie prowadzi Edytą Stein do refleksji nad pojęciem Logosu i Jego relacji do Boga Ojca.
Przytoczone wyżej określenie Bożego bytowania wynikające z objawionego imienia Bożego pozwala stwierdzić, że jest ono pełnią bytowania ukształtowanego osobowo. W tym kontekście Edyta Stein jednak nie koncentruje się na osobowym charakterze tego bytowania, ale na jego pełni. Boskie „Ja” nie oznacza tylko formy, która w przypadku ludzkiego „Ja” jest pustą formą. Boskie „Ja” jest równocześnie formą i pełnią, bo jest bytem posiadającym i ogarniającym w pełni samego siebie. Dzięki temu wyjaśnieniu można – w przekonaniu Edyty Stein – lepiej zrozumieć utożsamianie się istoty i istnienia w Bogu. Boże bytowanie jest więc pełnią istnienia pod każdym względem, oznacza to, że jest On istnieniem istotowym (wesenhaftes Sein, tym, „co” istnieje), istnieniem rzeczywistym (wirkliches Sein, Jego życie „Ja” jest najwyższą rzeczywistością, w której wszystkie możliwości są spełnione), jest istnieniem myślnym (gedankliches Sein, ogarnia siebie duchowo) i jest istnieniem dla siebie w pełni przejrzystym .
Przytoczone myśli Edyty Stein nasuwają następujące spostrzeżenia. Pojęcie bytu w odniesieniu do Boga jest pełne dynamizmu, co wyraża się w wiązaniu różnych aspektów istnienia
z życiem. Jest to oczywiście życie osobowe i duchowe. Zastanawiające jednak jest to, że w swej analizie treści imienia Bożego Edyta Stein nie podejmuje kwestii osobowości w Bogu. Swą uwagę koncentruje na tożsamości istoty („Ja”) i istnienia („Jestem”) w Bogu. Nie zastanawia się więc, kto dokładnie jest tym „Ja”, które wypowiada imię. Oczywiście pytanie takie powstaje w świetle objawienia Nowego Testamentu, z którego wiemy, że Bóg jedyny jest trójosobowy. Jawiące się pytanie można by wyrazić następująco: czy „Ja” w imieniu Boga jest „Ja” jednej osoby, np. drugiej osoby Bożej, czyli Syna Bożego, czy też jest to jakieś „wspólne” „Ja” użyte w miejsce „My” dla uniknięcia sugestii wielobóstwa? Druga możliwość wydaje się mało prawdopodobna, ponieważ w Starym Testamencie są przesłanki troistości osób Bożych, czego pierwszym i najbardziej znanym przykładem jest użycie liczby mnogiej w zdaniu „Uczyńmy człowieka…” (Rdz 1, 26).
Prawdopodobnie Edyta Stein zdawała sobie sprawę z problemów, które trzeba by rozwiązywać, gdyby postawiła sobie takie pytania. Pytania te są przedmiotem dociekań współczesnej teologii trynitarnej. Są to pytania o sposób pojmowania samoświadomości osób Bożych , związane z psychologicznym pojmowaniem osoby jako podmiotu samoświadomości. Dla filozoficznego umysłu Edyty Stein bardziej podstawowe był jednak pytania dotyczące pojmowania troistości jedynego i absolutnie prostego bytu Bożego.
4. TROISTOŚĆ BOGA
Troistość Boga jest dla Edyty Stein faktem objawionym, który przyjmuje jako filozof, choć wydawać by się mogło, że ją wyprowadza z filozoficznych spekulacji. Spekulacje te mogą sprawiać wrażenie abstrakcyjności, są takie niewątpliwie, dopóki człowiek nie uświadomi sobie, że dotyczą one Boga, który jest miłością, a sama spekulacja jest hołdem składanym Bogu przez ludzki, ułomny i ograniczony umysł, który próbuje zrozumieć to, co Bóg w swej niepojętej miłości postanowił objawić człowiekowi.
Nasza Filozof-Karmelitanka zdawała sobie sprawę, że dla umysłu człowieka tajemnica Trójcy Świętej jest rzeczywiście źródłem trudności. Na pytanie, jak pogodzić „tą nierozdzielność
z oddzielnością, którą, jak się wydaje, podsuwa nam teologia trynitarna?” odpowiada krótko: „nie widzę innego rozwiązania, jak to, że samo istnienie w trzech osobach trzeba uważać za istnienie istotowe” .. Pamiętamy, że Edyta Stein rozróżnia istnienie istotowe („co” istnieje) i istnienie rzeczywiste (aktualne istnienie tego, „co” istnieje). Przytoczona odpowiedź wynika stąd, że boskie istnienie jest przekazywane w Trójcy Świętej, natomiast istota Boska jest jedna i nie może być zrodzoną. Dlatego zrodzona jest druga Osoba (nie istota, którą posiada), istnienie zaś, które otrzymuje przez zrodzenie, „nie może być istotowym istnieniem istoty boskiej, tylko jej byciem-rzeczywistą (Wirklichsein) w drugiej Osobie” .
Tu jednak pojawia się problem, ponieważ w Bogu „istota nie otrzymuje swego istnienia istotowego” . Edyta Stein rozwiązuje problem, uciekając się do treści słowa „początek” (arch) w zdaniu „Na początku było Słowo” (J 1, 1). Przez „początek” rozumie ona „pra-jestestwo”. Takie rozumienie słowa arch nadaje nowy sens całemu zdaniu, które rozumie w ten sposób, że Logos jest w jestestwie pierwszym, czyli w Ojcu.
W konsekwencji zrodzenie Syna oznacza „osadzenie” (Setzung) istoty (Bożej) w nową rzeczywistość osoby Syna, jednak bez „wysadzenia” Go poza pra-rzeczywistość Ojca . Poruszone tu zagadnienie ma swą nazwę w teologii trynitarnej, jest to bowiem zagadnienie perychorezy, czyli wzajemnego przebywania
w sobie osób Bożych. Wiemy o tym z objawienia zawartego
w słowach Chrystusa: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”
(J 14, 11). Warto zauważyć, że Edyta Stein znalazła sposób na wyrażenie prawdy teologicznej w ścisłym języku filozoficznym. Równocześnie należy dodać, że dokonała tego bez uciekania się do tomistycznego pojęcia samoistnej relacji.
Nasza karmelitańska Filozof zdawała sobie sprawę z występującej tu trudności polegającej na myślnym oddzieleniu istoty i istnienia rzeczywistego. Chcąc potwierdzić nierozdzielność isto-ty i istnienia w Jestestestwie pierwszym, podkreśliła, że nawet myślowo nie można tego uczynić. W jej przekonaniu „gdyby się w myśli wyłączyło tu istnienie, nie pozostałoby wówczas nic” . Jej rozumowanie jest jak najbardziej poprawne. Jeśli rzeczywiście w Bogu istotą jest istnienie, to gdyby od niego abstrahować, wówczas rzeczywiście nie pozostałoby nic, co można by pomyśleć jako istniejące. Dlatego w Bogu nie da się odróżnić istoty od istnienia. To spostrzeżenie uznała za mocniejszą podstawę do dowodu ontologicznego, niż anzelmiańską myśl o ens quo nihil maius cogitari possit. Równocześnie zauważyła, że to rozumowanie właściwie nie jest dowdem, nie jest wnioskowaniem, ale jedynie przekształceniem myśli począt-kowej . Z tego przekonania wynika wspomniana wyżej analogia skoku nad przepaścią.
Steinowska spekulacja nad tajemnicą Trójcy Świętej nie odwołuje się do jednego tylko pojęcia, jakim jest pojęcie istnienia. Wewnątrztrynitarne relacje wraz z jedynością Boga są opisywane także w oparciu o pojęcie ducha. Edyta Stein poddaje filozoficznej analizie objawioną prawdę, że Syn jest obrazem Ojca (Kol 1, 15; por. Hbr 1, 3) odwołując się właśnie do twierdzenia, które mówi, że Bóg jest duchem. Bycie duchem charakteryzuje się zdolnością do bezpośredniej, bez udziału jakiegokolwiek „środka”, wiedzy o sobie samym. Duch stworzony, człowiek, nie posiada doskonałego poznania siebie. Jego wiedza o sobie samym jest czymś w rodzaju „wyczuwania”, niż pełną wiedzą. W pojęciu ducha używanym przez Edytę Stein bezpośrednie uświadamianie sobie siebie samego i swego istnienia należy do podmiotu świadomości i do jego istnienia. Takie pojęcie ducha pozwala stwierdzić, że Bóg może oglądać siebie w sobie samym, z tą jednak różnicą, że Jego poznanie siebie jest kompletne i bez jakichkolwiek pomyłek .
Dzięki temu, że wiedza o sobie samym należy do istnienia duchowego, powstałe w jej wyniku podobieństwo nie jest nowym bytowaniem, nową istotą Bożą, ale „wewnętrznym, duchowym objęciem jednego bytowania” . Takie pochodzenie drugiej osoby Bożej teologia trynitarna nazywa zrodzeniem, które daje doskonałe podobieństwo do Ojca. Tu jednak rodzą się kolejne problemy, które Edyta Stein próbuje rozwiązać. Wychodząc od przekonania, że do bytu osobowego jako takiego należy uświadamianie sobie siebie samego i własnego „Ja”, zastanawia się, „czy ta istota bycia osobą nie zostaje unicestwiona wraz z jednością bytowania boskiego, gdy dochodzi osoba druga (i trzecia)?” Najprostszą jej odpowiedzią jest przypomnienie, że troistość należy do samej istoty Boga. Jednak taka odpowiedź nie jest jasna w świetle tego, co zostało powiedziane o Bożym istnieniu. O Bogu bowiem nie można powiedzieć, że Jego oso-bowe bytowanie, Jego „Ja”, jest pustą formą, jak w przypadku człowieka. Boże bytowanie osobowe jest formą i pełnią równocześnie. Nie można więc pojmować „trójosobowości jako formy pełni jednej istoty” . Rozwiązanie problemu Edyta Stein widzi w ludzkim doświadczeniu „My”. „My” jest formą przeżywania jedności przez wiele osób. Dlatego taka jedność nie znosi wielości i odrębności osób. Jedność „My” nie znosi monadycznej – jak się wyraża nasza Filozof – zawartości życia „Ja”. W jej przekonaniu „My” jako jedność „Ja” i „Ty” jest wyższą jednością niż jedność „Ja” . Przekonanie takie opiera na świadectwie objawienia Starego i Nowego Testamentu, w którym obok imienia Bożego „Ja jestem” występują wypowiedzi Boga o sobie samym w liczbie mnogiej, np. stwierdzenie „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30).
Zwieńczeniem spekulacji nad troistością w jedyności jest odwołanie się do pojęcia miłości. Istnienie „Ja” i „Ty” w jedności „My” oznacza akceptację „Ty” przez „Ja”, jest powiedzeniem „tak” skierowanym do „Ty”. Jedność „My” jest jednością miłości. Z Objawienia wiadomo, że Bóg jest miłością (1 J 4, 8. 16). Jest więc oczywiste, co podziela również Edyta Stein, że „boskie bytowanie musi być jednością bytowania wielości osób” . Miłość zaś najpełniej wyraża się we wzajemnym i całkowitym oddaniu się sobie. Stwierdzenie dotyczące jedności pozwala jej określić stosunek boskiego „Ja jestem” do „My jesteśmy”: Dlatego w jej przekonaniu imię Boże „«Ja jestem» musi być równoznaczne z «oddaję się całkowicie pewnemu Ty», «jestem jedno z pewnym Ty» i dlatego również równoznaczne z «my jesteśmy»” .
Przytoczone wypowiedzi Edyty Stein dotykają ważnych problemów we współczesnej teologii trynitarnej. Najpierw jest przedmiotem dyskusji wewnątrztrynitarne „My”. Może wydawać się dziwne, ale opinie w tej kwestii są podzielone. Na przykład K. Rahner uważa, że w Bogu nie ma „My”, ponieważ „My” jest doświadczeniem ludzkim, a nawet jeśli Chrystus używa takiego zwrotu, to odnosi się on do sytuacji doczesnej. Trzeba pamiętać, że Rahner odrzuca dotychczasowe pojęcie osoby w teologii trynitarnej i w jego miejsce posługuje się pojęciem odrębnego sposobu subsystencji. Inną opinię w poruszonej kwestii wyraża H.U. von Balthasar, który uważa, że boskim „My” jest osoba Ducha Świętego. On jest uosobionym „My” Ojca i Syna. Trudno tu rozważać argumentacje za i przeciw przytoczonych opinii, nie jest to bowiem bezpośrednio związane z rozważanym przez nas tematem. Jest to niewątpliwie wdzięczny temat do spekulacji dla przyszłych mistyków karmelitańskich.
Następnie trzeba zauważyć, że jedność „My”, tak jak ją pojmuje Edyta Stein, wydaje się jawić jako coś w rodzaju sumy „Ja”, jako coś doskonalszego od pojedynczego „Ja”.. Z takim stanowiskiem można się zgodzić w odniesieniu do ludzkiego „My”. Jednak boskie „Ja” którejkolwiek z osób Bożych jest równie doskonałe jak wszystkie razem. Jedność osób Bożych nie dodaje niczego do doskonałości istoty czyli natury Bożej. Spostrzeżenie to należy traktować raczej jako dopowiedzenie do Steinowskiej spekulacji, niż krytyka przeprowadzonych rozumowań.
Wreszcie na uwagę zasługuje zrównanie „Ja jestem” z „My jesteśmy” w odniesieniu do Boga. Zdaje się stąd wynikać, że boskie imię „Ja jestem” jest tu rozumiane w sensie przenośnym. Jeśli tak, to również wnioski oparte na wcześniejszej analizie tego imienia mają charakter przenośny. Rodzi się pytanie, czy stwierdzenie równozaczności wspomnianych wyrażeń nie jest uproszczeniem wymuszonym przez złożoność rysującej się problematyki?
5. TRÓJCA ŚWIĘTA W CZŁOWIEKU
Każda spekulacja trynitarna, nie tylko karmelitańska, jeśli ma być autentyczną, musi prowadzić do głębszego zjednoczenia człowieka z Trójjedynym. Przez spekulację rozumiem tutaj oglądanie tajemnic Bożych „jakby w zwierciadle (speculum), niejasno”, o czym mówi św. Paweł (1 Kor 13, 12). Jest to zwierciadło ludzkich pojęć utworzonych w oparciu objawienie niezgłębionych tajemnic miłości Boga. Wśród tych tajemnic najtrudniejszą jest tajemnica troistości Boga jedynego, tajemnica wewnętrznej miłości Trójjedynego.
Na temat miłości, którą jest sam Bóg, Edyta Stein wyraziła bardzo trafne spostrzeżenie: „Miłość jako wewnętrzne życie Boga nie może być zastąpiona przez miłość między Bogiem a stworzeniami, gdyż ta nigdy nie może być miłością najwyższej doskonałości” .. Jest tak dlatego, że miłość stworzeń do Boga nie będzie nigdy doskonałym odwzajemnieniem miłości Boga do stworzeń. Edyta Stein uzasadnia to przekonanie spostrzeżeniem, że przecież „Bóg kocha stworzenia od wieków, ale nie jest przez nie od wieków kochany” . Wynika stąd ważny wniosek nie tylko dla naszego pojęcia o Bogu, ale także dla teologii stworzenia: Bóg nie stworzył człowieka dlatego, że czuł się samotny i potrzebował partnera do dialogu, kogoś, komu mógłby okazywać swą miłość. Bóg nigdy nie jest samotny, nie jest samotnym „Ja” szukającym wokół siebie jakiegoś „Ty”.
Pomimo tego, że Bóg nie potrzebuje człowieka do szczęścia, bo sam z siebie jest w pełni szczęśliwy , postanowił człowieka obdarzyć swą miłością. Bóg Ojciec objawił więc swą miłość posyłając swego Syna i dając nam Ducha Syna swego (por. Ga 4, 6). Mocą Ducha Świętego Ojciec wraz Synem przychodzą do człowieka odrodzonego jako do swego mieszkania (por. J 14, 23). Edyta Stein podejmuje ten piękny temat w swej książce Wiedza Krzyża, gdy mówi o zranieniu miłością .. Komentując Żywy płomień miłości św. Jana od Krzyża opisuje działanie trzech osób Bożych w duszy człowieka. Każda z osób sprawia inne skutki w duszy: „Każda osoba Boska obdarza duszę szczególną łaską. Duchowi Świętemu – miłosnemu upaleniu zawdzięcza ona swą błogą ranę. Syn przez najmilsze dotknięcie pozwala jej kosztować wiecznego życia. Ojciec kojącą ręką przeobraża ją w Boga” . W dalszej części rozwija medytację nad tymi działaniami osób Bożych i opisuje je w następujący sposób.
Mówiąc o Duchu Świętym podkreśla Jego oczyszczające działanie: „Dusza widzi, jak potęguje się i wzrasta w niej żar miłości. W tym żarze zaś tak się oczyszcza, iż zdaje się jej, że przelewa się w niej morze ognia miłosnego i wszystko napełnia miłością. I cały wszechświat jest jakby jednym bezmiarem miłości, w którym ona tonie. Miłość ta zda się nie mieć ni miary, ni kresu, gdy dusza czuje w niej żywy punkt i ognisko” .
Działanie Boga Ojca w duszy człowieka Edyta Stein porównuje do łagodnego dotknięcia ręki: „Ręką, która zadaje ranę, jest litościwy i wszechmocny Ojciec […]. Dusza nazywa ją ręką miłą, bo dotyka jej pieszcząc łagodnie. Gdyby się bowiem silnie oparła, zmiażdżyłaby świat cały […]. Gdy karzesz, lekko dotykasz, dłużej zatrzymujesz rękę i dlatego bezgraniczne są Twoje dary i słodycz. Zraniłaś mnie, by uleczyć, o boska ręko! Wyniszczyłaś we mnie wszystko, co mnie czyniło umarłą dla życia Bożego… Uczyniłaś to przez szczodrobliwość twej niepojętej miłości dotykając mnie «jasnością chwały i odbiciem twej istoty» (Hbr 1, 3) – twym Synem Jednorodzonym” .
Wreszcie działanie Syna Bożego porównuje ona do napełniania naczynia czymś wspaniałym, co dla duszy jest rozkoszą nie dającą się opisać słowami: „Słowo jest nieskończenie delikatne i proste, a dusza przez swe całkowite oczyszczenie staje się naczyniem przestrzennym i pojemnym. Im czulsze i subtelniejsze jest dotknięcie, tym więcej sprawia rozkoszy. To boskie dotknięcie nie ma formy ani kształtu, gdyż Słowo im nie podlega. Jest substancjalne, to jest dokonuje się w duszy przez samą substancję Bożą i dlatego jest niepojęte. Jest nieskończone, stąd nieskończenie subtelne” .
Przytoczone fragmenty wskazują, jak doświadczenie mistyczne pozwala smakować w wewnętrznym życiu trójjedynego Boga. Równocześnie potwierdzają prawdę, że tajemnica Trójcy Świętej – choć niedostępna rozumowemu poznaniu przez człowieka – staje się rzeczywistością jakby „dotykalną” przez miłość, jaką przy Bożej pomocy można rozpalić w swym sercu.
PODSUMOWANIE
W podsumowaniu wypada przypomnieć najistotniejsze myśli zawarte w tym referacie. Najpierw wypada zauważyć, że Edyta Stein jest przykładem potwierdzającym tezę, że kto do-głębnie zrozumiał ducha karmelitańskiego, nie może się obyć bez wnikliwej spekulacji filozoficzno – teologicznej, zmierzającej do zgłębiania tajemnicy Trójcy Świętej. Nie jest to spekulacja dla samej spekulacji, nie jest to intelektualna manipulacja na abstrakcyjnych pojęciach, ale wysiłek intelektualny pobudzany żywą miłością. Jest to miłość do Tego, którego usiłuje się posiąść, który jest tak blisko, a który mimo to nie daje się uchwycić, jak Oblubieniec z Pieśni nad Pieśniami (Pnp 5, 6): gdy człowiek otwiera Mu drzwi, on znika. Tak pojęta spekulacja trynitarna jest podstawą duchowości i mistyki trynitarnej. Jej zastosowaniem jest opis zamieszkiwania osób Bożych w duszy człowieka, któremu Edyta Stein przyznaje właściwe miejsce.
Następnie trzeba zauważyć, że ciekawe spostrzeżenia na temat życia Bożego, Bożego „Ja”, wewnątrztrynitarnej miłości, stały się możliwe dzięki połączeniu idei dwóch wielkich myślicieli chrześcijaństwa – Tomasza i Augustyna – z myślą fenomenologiczną, szczególnie z jej metodą wczucia jako „spojrzeniem serca”. Dzięki temu otrzymujemy wizję Boga Trójcy bardzo dynamiczną, personalistyczną, dialogiczną, a równocześnie filozoficznie niezwykle bogatą.
Wreszcie, na zakończenie, trzeba podkreślić, że spekulacja filozoficzno-teologiczna Edyty Stein wyrosła z jej osobistego doświadczenia Boga trójjedynego, doświadczenia podobnego do doświadczenia Apostołów, czy św. Pawła pod Damaszkiem. Używając jej własnych słów można powiedzieć, że została „zraniona miłością” przez Ducha Świętego, czule dotknięta przez Syna-Słowo, prowadzona dobrotliwą ręką Boga Ojca. Jest to konkretne urzeczywistnienie miłości Boga do stworzeń – miłości, którą Ojciec umiłował świat posyłając swego Syna i dając Ducha Świętego, abyśmy się stali Jego dziećmi (por. Ga 4, 4-6).
KS. PROF. JAN D. SZCZUREK
|
Poemat E. SteinSłodkie światło
I. Kim jesteś, o Ty, świateł słodyczy, co napełniasz rozświetlając ciemności mego serca? Prowadzisz mnie ręką matczyną A jeśli byś puścił, nie wiedziałabym, gdzie krok postawić. Jesteś przestrzenią, która otula całą mą istność i w sobie zamyka. Sięgam przepaści, rzucona w nicość skąd cierpliwie podnosisz mnie ku Światłu. Tyś bardziej mi bliski, niż sama sobie jestem i głębszy, niż wszelka zażyłość, i bez wątpienia, o Niepojęty i Niedosięgły, pozyskać umiesz wszystko: Duchu Święty – Miłości Ty Wieczna! II. Czyż nie jesteś słodki jak manna, co z serca Syna do mego spływa, pokarmem aniołów i błogosławionych? Ty, co ze śmierci w życie unosisz, budzisz mnie ku nowemu życiu, ze snu śmiertelnego. Dajesz nowe życie mi dzień po dniu a dnia pewnego obfitością wypełnisz po brzegi, życiem Twego życia. O tak, Ty sam: Duchu Święty – O Życie Wieczne! III. Czyż promieniem nie jesteś, Z Tronu Sędziego wiecznie wychodzącym co noc rozświetlasz duszy, bo inaczej by siebie nie poznała? Miłosiernie i niezłomnie wnikasz w jej zakamarki przerażoną przywodzisz do siebie. Użyczasz schronienia w świętej bojaźni, początku każdej mądrości, pochodzący z wysoka, co z wyżynami na stałe nas wiążesz w dziele Twym, co nas czyni nowymi, Duchu Święty – Promieniu przenikliwy! IV. Czyż nie jesteś pełnią ducha i mocy, z którą Baranek łamie pieczęcie wiecznych tajemnic Boga? Wysłani przez Ciebie zwiastuni wyroków Bożych na wierzchowcach zmyślnych świat przemierzają, ostrzem miecza oddzielając królestwo światła od królestwa nocy. Dzięki Twemu tchnieniu wyłania się nowe niebo i ziemia nowa, i wszystko powraca, dzięki Twemu tchnieniu, do miejsc sobie właściwych: Duchu Święty – Siło zwycięska!
V. Czyż nie jesteś budowniczym katedry odwiecznej, co wznosi się z ziemi do niebios? Wzmacniane przez Ciebie kolumny sięgają wysoko trwając nieporuszone i mocno wsparte. Opieczętowane imieniem wiecznym Boga jaśnieją światłem wspierając kopułę świętej katedry, co przykrywa koronę świętej katedry Twe dzieło przemieniające świat, Duchu Święty – Ręko Boga! VI. Czyż nie jesteś jasnym lustrem, uczynionym z bliskości tronu Najwyższego, jak morze kryształowe, gdzie przegląda się Rozmiłowany? Pochylasz się nad najpiękniejszym dziełem stworzenia, i Promieniujący oświetla Ciebie Twoim własnym blaskiem. A najczystsza piękność wszystkich istot jednoczy się w umiłowanej postaci Dziewicy, Twej Oblubienicy bez zmazy: Duchu Święty – Stwórco Wszechświata! VII. Czyż nie jesteś słodką pieśnią miłości i ukrytą świętością, co wiecznie rozbrzmiewa wokół tronu Trójcy, poślubiając czyste brzmienie wszystkich istot? Harmonio łącząca wszystkich z Początkiem, gdzie zbawiony znajduje tajemny zamysł swojej istoty, radośnie promieniując ze swobodą się rozprzestrzeniając w Twym przepływie: Duchu Święty – Radości Ty wieczna! (przekł. O. M.Zawada OCD)
|
Roman Branstaetter
Tren na śmierć siostry Teresy Benedykty od Krzyża – Edith Stein
Płoniesz,
Zakonnico,
Chrześcijańska Żydówko,
Siostro moja.
W ognistym piecu
dopalają się
resztki twego ciała
i kości
i włosów.
Zamieniasz się,
w puste miejsce,
czekające.
Na kogo czeka,
puste miejsce,
czekające?
Na psalmiczny płacz matki,
krążący
nad synagogą?
Na myśl mistrza Husserla,
piękną,
jak ogród wiszący?
Na dzwony kolońskie,
dzwony karmelitańskie
dzwoniące nad brzegami Renu?
Krzyczą pokutne psalmy
i krzyczą bezradne ogrody,
i krzyczą kraty karmelitańskie
i krwawią dzwoniące dzwony,
Krwawią,
coraz ciszej
ciszej,
dzwony Renu
nad pustym miejscem
czekającym
A gdy na dnie paleniska
pozostało już tylko
Twoje imię,
Chrystus wyszedłszy z ognistego pieca,
owinął się Twymi ciepłymi popiołami
jak modlitewną chustą.
Wyła wilcza wichura.
A On,
smagany deszczem,
zziębnięty,
coraz szczelniej
owijał się twymi popiołami,
coraz szczelniej…
Szedł powoli,
zmęczony…
Dlaczego tak ciężkie
są twoje popioły,
zakonnico,
chrześcijańska Żydówko
siostro moja?
(1974)
http://www.communiocrucis.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=528&Itemid=187
9 sierpnia
Święta Irena, cesarzowa
Irena nie figuruje wprawdzie w Martyrologium Rzymskim, ale umieszcza ją w swoich wykazach Bibliotheca Sanctorum. Bywa nazywana Ireną Młodszą, gdyż na tronie cesarzowych bizantyńskich zasiadała przed nią inna Irena. Przyszła na świat w Atenach ok. 750 roku. Została wydana za Leona IV, syna cesarza Konstantyna V. Ślub odbył się z bizantyńską wystawnością w Konstantynopolu w 768 roku. W rok potem Irena została ogłoszona cesarzową (769), czyli Augustą. W roku 780 zmarł małżonek cesarzowej, Leon IV, zostawiając jeszcze nieletniego syna, Konstantyna VI. W jego imieniu regencję objęła właśnie Irena. Pierwszym swoim zarządzeniem zniosła ona drakońskie ustawy poprzedników, skierowane przeciwko czci świętych wizerunków i relikwii. Lud przyjął ów dekret z najwyższą wdzięcznością i radością. Dzięki zabiegom Ireny miało także dojść do zwołania soboru do Konstantynopola w 786 roku, na którym miała zostać dokładnie wyjaśniona nauka Kościoła odnośnie do czci należnej świętym wizerunkom i relikwiom. Do soboru jednak nie doszło, gdyż przeszkodziło temu wojsko. Wśród dowódców bowiem było wówczas jeszcze wielu zwolenników ikonoklastów (obrazoburców). Cesarzowa surowo ukarała sprawców rozbicia soboru i przyczyniła się również do tego, że sobór zwołano w roku następnym (787) do Nicei. Ostatnie lata życia Ireny były bardzo burzliwe i zaciążyły na sławie cesarzowej. Kiedy syn stał się pełnoletni, usunął matkę od współrządów. Powróciła wprawdzie niebawem na dwór cesarski, ale niechęć syna i jego zwolenników do Ireny narastały. Wtedy matka kazała oślepić syna (797). Nie znamy bliżej przyczyn tej okrutnej decyzji. Jednak Kościół wschodni dla znanych sobie przyczyn przyznał Irenie rację i wyniósł ją do chwały ołtarzy. Być może ostatnie lata jej życia policzono jako zadośćuczynienie za ten czyn; cesarzowa bowiem została niedługo potem (798) pozbawiona władzy i tytułu, i wywieziona na wyspę Lesbos, gdzie w ciężkich warunkach dokończyła życia 3 października 803 roku. Kościół wschodni wpisał ją do synaksariów (katalogu świętych) pod datą 9 sierpnia, kiedy był jeszcze w jedności z Rzymem. |
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-09b.php3
Ponadto dziś także w Martyrologium:
We Florencji – bł. Jana z Salerno, dominikanina. Był jednym ze studentów uniwersytetu w Bolonii, pozyskanych dla zakonu przez jego założyciela. Dominik wysłał go potem z dwunastoma towarzyszami do Toskanii. W roku 1221 Jan przebywał przez jakiś czas w Bolonii i zamknął oczy Zakonodawcy. Sam zmarł w jakieś dwadzieścia lat później. Jego cześć zaaprobował w roku 1783 Pius VI.
W Alvernii, we Włoszech – bł. Jana z Fermo, franciszkanina. Cały przejęty myślami o Męce Pańskiej, przez długi czas przebywał w Alvernii, uświęconej wspomnieniami św. Franciszka. Oddawał się skrajnym pokutom, ale głosił także słowo Boże. Powiadano, że kiedyś ukazał mu się Zakonodawca, aby powściągnąć jego umartwienia. Cieszył się też podobno widzialną obecnością aniołów. Zmarł w roku 1322. Jego kult zaaprobował w roku 1880 Leon XIII.
W Kalabrii – św. Falka, pustelnika. Był jednym z tych eremitów, którzy w rozmaitych epokach zaludniali pustkowia tego ubogiego kraju. Sam żył w wieku XIV. Jego kult, żywy w okolicach, zaaprobował w roku 1893 Leon XIII.
oraz:
św. Domicjana, biskupa Chalons (+ IV w.); świętych męczenników Juliana i Marcjana (+ 729); św. Romana, żołnierza i męczennika (+ 258); świętych męczenników Sekundiana, Marcelina i Weriana (+ poł. III w.)
ale piękne, pasjonujące….
Doczytam jutro.
Kobiety inaczej uprawiają teologię i filozofię niż mężczyźni.
Innymi są też mistyczkami.