Właścicielka pewnej restauracji w USA – Mary Haglund – bywała wzruszona, gdy któryś z klientów miał odwagę publicznie modlić się przed zjedzeniem zamówionego dania i dziękować Bogu za ten dar. Jej radość z powodu publicznego świadectwa wiary i religijną postawę wdzięczności za posiłek postanowiła nagradzać nie tylko uśmiechem, dobrym słowem i miłą obsługą. Od 4 lat udziela oficjalnie 15% rabatu tytułem publicznej modlitwy (Discounts -15% Praying in Public). Klient obdarowany rabatem widzi go na otrzymanym rachunku.
Restauracja zyskała rozgłos dzięki zamieszczeniu powyższego rachunku na Facebook’u przez jednego z zaskoczonych tym rabatem klientów. “Mary’s Gourmet Diner” ma też własną stronę na Facebook’u, z której wynika, że klienci są zachwyceni tym miejscem nie tylko z powodu rabatów za publiczną modlitwę, lecz także atmosferę, porządek i poziom kulinarny, bowiem restauracja już od lat wygrywa konkursy na smaczne jedzenie (widać Szef kuchni pilnuje biznesu z góry). Ludzie z daleka, którzy nie mogą tam być osobiście, chwalą właścicielkę za jej religijne podejście do gotowania. Z komentarzy właścicielki wyczytałem także, że udzielany rabat za modlitwę jest prezentem dla klientów. Nie każdy kelner go udziela i nie każdy modlący się klient go otrzymuje. Właścicielka zachęca swój personel do dawania takich rabatów, lecz nie wymusza ich na kelnerach. Ta dobrowolność i uznaniowość nawet podoba mi się, bo nie po to człowiek się modli, żeby dostał rabat, a jeśli go dostanie, staje się wtedy kolejnym darem, a nie należnością. Być może ludzi udających modlitwę dla pieniędzy też tam trochę bywa, zwłaszcza gdy fama o rabatach rozniosła się, ale to nie odbiera mi wrażenia i radości, że są skuteczne sposoby wyciągnięcia naszej religii z murów kościoła i czterech domowych ścian na zewnątrz do zwykłego życia w przestrzeni publicznej, w której codziennie spotykamy się przy różnych okazjach z innymi ludźmi.
Pani Mary i jej restauracja pozwoliła mi uświadomić sobie, że często w domu zapominam o modlitwie przed posiłkiem i chyba jeszcze w żadnej restauracji nie żegnałem się i nie modliłem przed obiadem, bo było to dla mnie krępujące. Dopiero nabieram odwagi, aby publicznie okazywać swoją wiarę w takich miejscach. Może w Polsce ktoś podchwyci ten pomysł i ułatwi mi zadanie :-) Katolicy od protestantów też mogą nauczyć się ciekawych rzeczy. Mam nadzieję, że totalitarne państwo i tzw. dyskryminowane mniejszości nie wpadną na pomysł, aby walczyć ze swoją “dyskryminacją” przez zakaz modlitwy w miejscach publicznych.
wczoraj…byliśmy w restauracji…pomodliliśmy się głośno, nie rozgladałem się wokoło…nasza ośmioosobowa ekipa pewnie zrobiła “dżez”…mnie to szczyka, ale czasem lubię widzieć ten “opad szczeny” niektórych, no cóż, dla mnie nie liczą się rabaty za modlitwę…tam w ameryce pewnie chwytają marketingowo, może uczą modlitwy, ale dla mnie to ma być spontan…pobłogosławione, pomodlone pożywienie jest bożą energią dla chrześcijanina…mało tego, choćby co było zatrute, nawet duchowo, nie zaszkodzi bożemu dziecku, które z ufnością je czy pije…na chwałę bożą czyni…pozdrawiam Poruszycielu
Dziękuję za ten wpis.
Gościłam niedawno Francuzów. Trochę byli zaskoczeni, że modlimy się przed posiłkiem, ale przeżegnać się umieli.
I jak tam jest u nich?
Nie ma katolików. Tak powiedzieli.
Z mojej wieżyczki widać, że są letni, gadają o kulturze i różnych ciekawostkach.
Pasja w nich umarła, przynajmniej w tym pokoleniu.
Może młodzi są inni, jak było widać na manifestacji w obronie życia.
Kiedyś było tak, że jak zagraniczniaki przyjeżdżały to się człowiek dołował.
A teraz my wielkie pany.
______________________
A tak na serio.
Smutek jest coraz większy bo trzeba rozruszać i ruszyć nie dość, że nas to jeszcze całą resztę w okolicy bo przecież się to wszystko rozleci do reszty.
Dokładnie, dlatego musimy dziś robić różne ostentacje, jak to pany.
Zamiast w izdebce mruczeć jak maluczkie.
Witaj Trybeusie! Dzięki za piękne świadectwo. Będę uczył się od Was. Pozdrawiam całą ekipę :-)