Myśl dnia
Robert Burton
XVIII NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 55,1–3a)
Pokarm dla biednych
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
To mówi Pan Bóg: „Wszyscy spragnieni przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy. Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko.
Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę na to, co nie nasyci? Słuchajcie mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw.
Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do mnie, posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 145,8–9.15–16.17–18)
Refren:Otwierasz rękę, karmisz nas do syta.
Pan jest łagodny i miłosierny, *
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich, *
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył.
Oczy wszystkich zwracają się ku Tobie, *
a Ty karmisz ich we właściwym czasie.
Ty otwierasz swą rękę *
i karmisz do syta wszystko, co żyje.
Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach *
i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.
Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, *
wszystkich wzywających Go szczerze.
DRUGIE CZYTANIE (Rz 8,35.37–39)
Żadne stworzenie nie odłączy nas od miłości Boga
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.
Bracia:
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?
Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,4b)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 14,13–21)
Cudowne rozmnożenie chleba
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce tu jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności”.
Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść”.
Odpowiedzieli Mu: „Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb”.
On rzekł: „Przynieście mi je tutaj”.
Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Ewangeliczne dysproporcje
Jezu, aby przemieniać świat i ludzkie serca, Tobie wystarczy, abym z ufnością ofiarował Ci własne ubóstwo i małość wobec sytuacji przerastających moje możliwości. Ty wierzysz we mnie. A czy ja potrafię tak zaufać Tobie?
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
Apostołowie, zaproszeni do nakarmienia rzeszy ludzi, dziwią się jak mają to zrobić z pięcioma chlebami i dwiema rybami. Aby dokonywać tak wielkich cudów, jak rozmnożenie chleba, trzeba nauczyć się słuchać głosu Stworzyciela. Sumienie jest miejscem, gdzie uczymy się Go słuchać, a podziwiając takie znaki jak nakarmienie tłumów staniemy się jeszcze bardziej zżyci z jedynym głosem, mogącym dać nam bezpieczeństwo.
Tak skutecznie potrafimy zabiegać o chleb do jedzenia, poświęcamy na to większość naszego życiowego czasu, a tak mało sprytu i pomysłu wkładamy w zdobywanie chleba niebieskiego, zdobywanie doświadczeń duchowych. Jezus pokazuje nam, że On jest w stanie w nasze puste, czasami zagubione, serce włożyć prawdziwy chleb dający życie wieczne – musimy tylko ze swej strony wykazać się sprytem, przebiegłością zarządcy, o którym pisze Ewangelia.
http://www.paulus.org.pl/news,1090.html
JESTEŚMY BEZPIECZNI: MIŁOŚĆ BOGA JEST WIERNA
Apostołowie z dzisiejszej Ewangelii postępują wobec Jezusa tak samo i mówią: „Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności” (Mt 14,15). A Jezus odpowiada spokojnie: „Wy dajcie im jeść” (Mt 14,16). Apostołowie przedstawiają Mu szybko stan zapasów żywności i nie pozostawiają złudzeń: pięć chlebów i dwie ryby nie nasycą tłumów. Ale Jezus nie rezygnuje. Arytmetyka poddaje się Bogu, a posłuszni uczniowie są świadkami cudu.
To ważna lekcja dla nas – mówić Panu Bogu prawdę o naszej sytuacji i słuchać, jakie podpowiada rozwiązanie. Niezależnie od arytmetyki i rokowań Bóg zaskoczy nas swoją propozycją. Czy to wszystko? Nie. Pan Bóg proponuje dużo więcej: uprzedza nasze prośby i potrzeby. Zanim przyznamy się do głodu i pragnienia, zanim upokorzeni brakiem pieniędzy zawołamy o pomoc, On prosi, abyśmy Go posłuchali i dzięki temu jedli przysmaki, pozwalając duszy zakosztować tłustych potraw (Iz 55,2). „Wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy” (Iz 55,1) – mówi Bóg. Czy zostawia nas, jeśli w ludzkiej pysze odrzucimy tę propozycję? Nie. Czeka na nasz powrót, wierny swojemu Słowu.
Nikt nie może nas odłączyć od miłości Chrystusowej. Ani utrapienie, ani ucisk czy prześladowanie, ani głód czy nagość, ani niebezpieczeństwo czy miecz (Rz 8,35). Ani nasz upór, ani rozkazujący ton naszych modlitw.
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/867
Tłumy nakarmione dzięki cudownemu rozmnożeniu chleba i ryb znów będą łaknąć. Uzdrowieni z chorób i tak kiedyś umrą. Jednak głód odczuwany przez ciało nie jest najgorszym z głodów. Również choroby i cierpienie fizyczne nie są największym nieszczęściem. Trudniej zaspokoić głód i uleczyć cierpienie duszy zranionej grzechem, która nie pamięta o Bogu i jest odłączona od źródła życia, strącona w otchłań samotności. Tego właśnie głodu i cierpienia naszych dusz Bóg dotyka w Eucharystii. „Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? (…) Posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie”. „Ja jestem chlebem życia, kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął”.
Bogna Paszkiewicz, „Oremus” sierpień 2008, s. 15
Chleba do sytości
Oj, ta Ewangelia to nam dopiero pasuje! Żeby tak Jezus zawsze przyszedł w porę i dał chleba do syta! Dobrze by się wtedy człowiekowi żyło na ziemi.
Co prawda w takim momencie marzeń zapominamy o pewnym wydarzeniu z samego początku Ewangelii, kiedy Jezus odrzuca pokusę przemienienia kamieni w chleb. Zasadniczo tamto wydarzenie i tamta lekcja wraz z wnioskami jest dla nas miarodajna i obowiązująca: nie ma łatwego chleba. To nie kamienie mają się stawać chlebem, lecz ziarno. Ziarno najpierw posiane, potem pielęgnowane, zżęte, zmielone na mąkę i upieczone. Chleb kosztuje bardzo dużo trudu i nic się na to nie poradzi. Taka jest normalna kolej rzeczy i Bóg nie chce w nią ingerować. Wzrost i pomnażanie ziarna jest już wystarczającym cudem, nie trzeba nic więcej.
Ale są sytuacje wyjątkowe i specjalnie przez Boga wybrane i zaplanowane, sytuacje, które mają nas o czymś pouczyć. Właśnie do nich należy rozmnożenie chleba. Wyjątkowość tego zdarzenia ma na celu zwrócić naszą uwagę na fakt, że normalne rozmnażanie ziarna, o którym pisaliśmy wyżej, w swojej istocie jest też cudem, choć codziennym i nie tak spektakularnym jak ten z Ewangelii. Dlatego zdążyliśmy się z nim oswoić i nie robi on na nas żadnego wrażenia. Ale przecież za tym także kryje się specjalne, stwórcze działanie Boga, który karmi nas chlebem powszednim. Jakże często o tym zapominamy i nie potrafimy Bogu dziękować za chleb!
Czego jeszcze chciał nas nauczyć Chrystus, gdy cudownie pomnażał chleb? Tego, że On potrafi zaspokoić każdą naszą potrzebę – jeśli Mu ufamy. Zauważmy, że tłumy przybyły do Jezusa pieszo, na pustynię, z dużych odległości, z wielkim poświęceniem. To wszystko oznaczało, jak wielkim zaufaniem darzyli Jezusa. Dlatego Jezus najpierw uzdrowił ich chorych. W zasadzie już wtedy ludzie mogli wrócić do domów, a jeśli zostali, to dlatego, że chcieli być dłużej przy Jezusie. Nie chodziło im tylko o doraźne korzyści, bo te już osiągnęli. Teraz chcieli być po prostu przy Jezusie, słuchać Jego słów, towarzyszyć Mu. „Szukajcie wpierw Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie wam przydane” – obiecał kiedyś Jezus, a tu mamy ilustrację tej obietnicy.
Apostołowie byli po ludzku praktyczni, kto wie, może mniej myśleli wtedy o Królestwie Bożym, a bardziej o tym, co począć z tymi tłumami. Może obawiali się kłopotu, może głupio im było wyjmować swoje skromne zapasy i jeść na oczach zgłodniałych kobiet i dzieci? Dość, że chcieli się tego problemu pozbyć. Jezus jednak myślał inaczej. Wiedział, że tam, gdzie jest wiara i ufność w Bogu, pragnienie Słowa i Królestwa Bożego, tam wszystkie ludzkie potrzeby też są zaspokajane.
Trzeba podkreślić, że właśnie potrzeby – czyli to, bez czego nie da się żyć – a nie zachcianki. Bóg angażuje się wtedy w zaspokojenie tych potrzeb, gwarantuje, że jest to możliwe. Ale to wcale nie znaczy, że dokonuje się to tak automatycznie – „Deus ex machina”. Bóg rzadko kiedy wyręcza człowieka. On nie zrobi za nas tego, co możemy zrobić sami. Natomiast mobilizuje nas samych do zaaangażowania się i sprawia, że nasze działanie podejmowane z ufnością do Boga, będzie owocne. Jezus mógł przecież zrobić chleb z niczego, albo np. z kamieni. Ale nie, On najpierw kazał przynieść chleb i rybki, które mieli, i dopiero te pobłogosławił.
Człowiek musi najpierw dać z siebie wszystko, żeby Bóg mógł interweniować w jakiś specjalny sposób. A na ogół okazuje się, że gdy robimy wszystko tak, jak trzeba, żadna nadzwyczajna interwencja Boga nie jest już potrzebna. Świat i natura są tak urządzone, że gdy respektuje sie jej prawa, starcza wszystkiego dla wszystkich. Żeby przemienić ziarno w chleb, wystarczy normalna, ludzka praca. Dopiero żeby z chleba zrobić Eucharystię niezbędna jest prawdziwa pomoc Jezusa.
Ks. Mariusz Pohl
Uczta bez wina
W Kanie Galilejskiej Jezus, ratując gospodarzy przed kompromitacją, zamienił wodę w dobre wino. Fanatyczni zwolennicy akcji antyalkoholowej mają Mu to za złe. Trzeźwo myślący chrześcijanie dostrzegają w tym geście Zbawiciela afirmację ludzkiego życia we wszystkich jego wymiarach, o ile tylko są one zgodne z wolą Bożą. Na weselu jest miejsce na szklankę dobrego wina.
Chcąc jednak spojrzeć w duchu Ewangelii na spotkanie ludzi przy stole, trzeba dostrzec te posiłki, w których Jezus nie podaje wina. W cudownym nakarmieniu rzeszy mamy do czynienia z rozmnożonym chlebem i rybami. Jako napój służyła najprawdopodobniej woda. Był to powszedni posiłek, mimo że zgromadzonych było około pięć tysięcy mężczyzn. Jezus tym razem wina nie podał, a przecież mógł to uczynić równie łatwo, jak w Kanie Galilejskiej.
W jakiej sytuacji można zgromadzić ludzi na prawdziwą ucztę nie podając alkoholu? Jest to możliwe tylko wówczas, gdy ich umysły i serca zostaną napełnione wielkimi wartościami. Alkohol bowiem, wbrew pozorom, wcale nie służy zaspokajaniu pragnienia. Żołądek nie potrzebuje alkoholu, wręcz przeciwnie, jego duże ilości traktuje jako truciznę. Alkohol służy do wypełniania pustki umysłu i serca. Im większa pustka, tym większe zapotrzebowanie na alkohol lub inny narkotyk.
Jezus przez długie godziny karmił ludzi swoim słowem. Ich umysły i serca były wypełnione najczystszym pokarmem. Oni nie potrzebowali alkoholu. Podobnie jest i obecnie. Jeśli przy stole w czasie imienin lub wesela rozmowa dotyczy wielkich wartości, nikt z uczestników nie wyciągnie ręki po stojącą na stole butelkę. Nie uczyni tego nawet wówczas, gdy gospodarz zachęca do picia. Uczestnicy stołu otwierają umysły i serca na przyjęcie bogactwa, którym mogą żyć przez tygodnie i miesiące. Wystarczy jeden uczestnik uczty o bogatym sercu, by z niego, jak z czystego źródła, pili inni.
Jest coś przerażającego w tym, że pijaństwo mogło zapuścić korzenie w środowiskach katolickich. To znak, że nie są one w pełni chrześcijańskie. To dowód, że żyje w nich wielu ludzi o pustych umysłach i sercach, a mało o sercu bogatym. Bolesnej sytuacji nie uleczą żadne zakazy ani kary. Alkoholizm i pijaństwo to objaw głodu wielkich wartości, do których ludzie nie mają dostępu.
Ewangeliczny program jest prosty. Trzeba, aby obok każdej butelki wypełnionej alkoholem pojawiło się serce wypełnione wielkimi wartościami. Wówczas wielu z aktualnie pijących zrezygnuje z butelki, a za towarzysza wybierze wartościowego kolegę czy koleżankę. Stąd też chrześcijanin przygotowujący ucztę urodzinową, chrzcielną, weselną, jubileuszową czy jakąkolwiek inną, winien zatroszczyć się nie tylko o to, czym wypełnić kieliszki, lecz przede wszystkim o ludzi wielkiego serca i umysłu, którzy potrafią ubogacić towarzystwo zasiadające przy jego stole. Nie chodzi bynajmniej o wygłaszanie „kazań”, lecz o radosną i interesującą rozmowę.
Dziewczyna, prawie na siłę, przyprowadziła swojego chłopca, młodego górnika, w sylwestra na zabawę bez alkoholu. Blisko sto osób bawiło się do samego rana. Jedynym religijnym akcentem było witanie Nowego Roku z kolędą „Nowy Rok bieży”. Gdy chłopiec wrócił do domu, powiedział matce: „Nie wiedziałem, że można się tak pięknie bawić. W ciągu jednej nocy spotkałem więcej wspaniałych ludzi niż przez cały rok”.
Wszyscy musimy dbać o bogactwo serca i umysłu, bo tylko tą drogą można uporać się z groźną falą pijaństwa.
Ks. Edward Staniek
„Kupujcie bez pieniędzy”
Prorok Izajasz zapowiadając nadejście Mesjasza łączy je nierozerwalnie z pomocą udzieloną ubogim. Królestwo Boże oparte jest na braterstwie, w którym różnice społeczne nie odgrywają większej roli. Jeśli człowiek posiadający dobra materialne uważa się za brata ubogiego, ten ostatni otrzyma od niego wszystko, co potrzebne do życia.
Gdy Jezus za darmo nakarmił pięć tysięcy słuchaczy, ci jednoznacznie odczytali zapowiedź Izajasza i chcieli Chrystusa obwołać królem sądząc, że Królestwo Boże już nadeszło. Prorok z Nazaretu musiał przekonywać słuchaczy, że chleb doczesny to jeszcze nie wszystko. Wartość to wielka, dar z ręki Ojca, trzeba go szanować, ale nie on decyduje o szczęściu. „Nie samym chlebem żyje człowiek”. Chleb może zasłonić wielkie wartości potrzebne dla rozwoju serca. Właściwym rozwiązaniem jest umiejętność podawania dóbr doczesnych łącznie z wartościami najwyższymi.
Tę sztukę opanowały i nią zdumiewały swe otoczenie pierwsze pokolenia chrześcijan. Każdy podchodząc do eucharystycznego stołu niósł ze sobą dar ofiarny. Ci, którzy mieli wiele, przynosili wiele, ubodzy nawet za cenę postu starali się o skromny dar, który byłby do dyspozycji Kościoła. Akcja charytatywna była zorganizowana. Czuwał nad nią biskup i wyznaczony, więcej, święcony w tym celu, diakon. Prowadzono księgę zawierającą spis osób otrzymujących pomoc. Docierano do domów ubogich, wynajdywano biednych ukrywających swą nędzę. Wiadomo, że prawdziwie ubodzy z zawstydzeniem ukrywają swoją biedę i nigdy nie wyciągną ręki, by żebrać.
Za pomoc potrzebującym byli odpowiedzialni zarówno ochrzczeni, jak i katechumeni. Nie wystarczyło składanie samych ofiar, ale trzeba było poświęcać dla potrzebujących swój czas, nierzadko udostępnić swoje mieszkanie, pielęgnować chorego, przyjąć sierotę.
To, co najbardziej szokowało pogańskie otoczenie, to wyjście z miłosierdziem poza granice wspólnoty wiernych. Spieszono z pomocą ludziom obcym, samotnym, umierającym. Prawdziwego miłosierdzia nie da się zamknąć w żadnych granicach, ono pochyla się nad każdym człowiekiem potrzebującym wsparcia. Chrześcijanie nieśli doraźną pomoc, ale świadcząc ją w duchu miłosierdzia objawiali wartości ducha, którymi sami żyli, swą autentyczną wiarę i miłość. Ich miłość stanowiła potężną siłę przebicia. Ona zawsze sokolim okiem dostrzeże potrzebującego pomocy i znajdzie środki, aby biedzie zaradzić.
Zdumiewa, jak błyskawicznie kościoły, w ramach jednej metropolii św. Cypriana, potrafiły zebrać wielką sumę pieniędzy, by wykupić z niewoli swoich braci. Zdumiewa również troska o więźniów. Chrześcijanie spieszyli im z pomocą nawet z narażeniem swego życia. Organizowali akcje wspierające zesłanych do kopalń żelaza i miedzi.
Chrześcijaństwo jest religią miłości. Miłość zaś najpełniej objawia się w postawie miłosierdzia. Czy dziś jest mniej potrzebujących niż było w starożytnym świecie? Ciągle miliony ludzi na świecie umiera z głodu, ciągle tysiącom brakuje mieszkania, lekarstwa, serca. Nie trzeba przerzucać tych problemów ani do Azji, ani Ameryki Południowej. Potrzebujący są wśród nas. To nie ci, którzy wpisują się na listę bezrobotnych lub afiszują na ulicy wyciągając żebraczą rękę – lecz ludzie, którzy z wielkim trudem wiążą koniec z końcem. Chrześcijanina rozpoznaje się po jego wrażliwości na potrzeby środowiska. Wiadomo, że miłość jest konkretna. Łatwo kochać wszystkich, trudno kochać każdego z osobna. Chrześcijaństwo jest tam, gdzie stać człowieka na to, by w imię Chrystusa każdego spotkanego człowieka traktować jak brata. To tylko ojciec w kochającej rodzinie może zwrócić się do swoich dzieci z wezwaniem: „przyjdźcie, kupujcie bez pieniędzy”. Tylko w gronie kochającego się rodzeństwa takie wezwanie może być właściwie zrozumiane.
Ks. Edward Staniek
Panie, oczy wszystkich oczekują Ciebie, Ty zaś dajesz im pokarm we właściwym czasie (Ps 145, 15)
W dzisiejszej liturgii jawi się ponownie temat o Opatrzności skłaniającej się z miłością ku potrzebom człowieka. Punktem wyjścia jest wyjątek z Izajasza (55, 1-3) zawierający naglące wezwanie Boże do Żydów — wygnańców w Babilonie, aby nie odkładali powrotu do ojczyzny z obawy, że znajdą się w trudnych warunkach. Bóg zaopatrzy obficie ich potrzeby: „O wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko” (tamże 1). Lecz poprzez pokarm i napój materialny łatwo jest przeczuć dobra mesjańskie, jakie często Stary Testament przedstawia przez obfitość wody, wina, mleka, mięsa. Jest to jeszcze jaśniejsze w następnych wierszach: „Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do Mnie, posłuchajcie Mnie, a dusza wasza żyć będzie. Zawrę z wami wieczyste przymierze: są to niezawodne łaski dla Dawida” (tamże 3). Tak, Bóg zaopatruje potrzeby doczesne ludzi, lecz o wiele bardziej ich potrzeby duchowe, i oto wielka obietnica zastrzeżona dla tych, którzy słuchając Jego wezwania, przychodzą do Niego: Bóg zawrze z nimi wieczne przymierze, które w pełni urzeczywistni się w Jezusie, Mesjaszu.
Ewangelia z dnia (Mt 14, 13-21) w niezwykle malowniczym obrazie ukazuje spełnienie się obietnicy. Gdy Jezus wysiadł z łodzi na miejscu pustynnym, zobaczył się nagle otoczony rzeszą ubogich ludzi, którzy szli za Nim aż dotąd, niosąc z sobą chorych w cichej nadziei, że znajdą u Niego zrozumienie i pomoc, jakiej tak bardzo potrzebowali. Pan „zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych” (tamże 14). Uzdrawia bez żadnej ich prośby, gdyż przyprowadzenie chorych tak daleko jest czymś więcej niż prośbą, jest także cichym wyrazem wiary. Tymczasem zapada wieczór, a uczniowie zatroskani mówią Mu: „Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności” (tamże 15). To było, według nich, najprostsze i naturalne rozwiązanie, by móc zaspokoić głód tej rzeszy. Lecz Jezus ma inne rozwiązanie, nieskończenie prostsze i pełne miłości, jakie tylko On mógł podać: nie rozsyłać ludzi, lecz zaopatrzyć ich na miejscu; i wzywa uczniów, aby to uczynili: „Wy dajcie im jeść”(tamże 16), Mają tylko pięć chlebów i dwie ryby; złożą je Jezusowi i zobaczą, jak będą owocować, nie stokrotnie, lecz tysiąckrotnie: „Odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości” (tamże 19-20). Chociaż człowiek wskutek swojej ograniczoności i ubóstwa mało może uczynić dla braci, Bóg chce, aby to mało uczynił zupełnie i z całego serca; On zaś postara się rozmnożyć je.
Nadzieja tłumów, które szły za Jezusem, zapominając o głodzie, nie została zawiedziona. Spełniło się dla nich słowo Izajasza: „kupujcie i spożywajcie bez pieniędzy”. I nie tylko w znaczeniu materialnym, ponieważ Jezus rozmnażając chleby, by nakarmić ciało, rozdzielał też swoje słowo, by nakarmić dusze. Kto bez wahania idzie za Chrystusem, znajduje w Nim wszystko, czego potrzebuje dla swojego życia ziemskiego, a także wiecznego. Lecz trzeba iść za Nim z niezłomną wiarą, pewną Jego miłości nieskończonej. Wówczas zrozumie się namiętny okrzyk Apostoła: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?” (Rz 8, 35; II czytanie). Ani przeciwności życia osobistego, ani trudy apostolskie nie potrafią oderwać ucznia od jego Mistrza, bo jest przekonany, że w Jego miłości znajdzie siłę, by pokonać wszystkie przeszkody.
- O Jezu, spraw, abyśmy nauczyli się być zjednoczeni z Tobą, nie dla odczuwalnych łask, jakich nam udzielasz… Spraw, abyśmy szukali chleba niebieskiego, a kiedy go otrzymamy, byśmy wyrzucili z naszego serca wszelką troskę o życie doczesne. Jeśli owa rzesza opuściła domy, miasta, krewnych i wszystkie inne rzeczy, aby iść na miejsce puste, i nie odeszła nawet wtedy, gdy głód jej dokuczał, tym więcej my, którzy zbliżamy się do Twojego boskiego stołu, powinniśmy… miłować rzeczy duchowe i dopiero po nich zajmować się rzeczami doczesnymi…
- O Panie, udziel nam łaski, abyśmy miłowali wielkie dobra duchowe, Ty zaś udzielisz nam również innych, z naddatkiem… Spraw, abyśmy tęsknot naszych nie zwracali do dóbr doczesnych, lecz uważali za obojętne zarówno ich posiadanie, jak i stratę… abyśmy nauczyli się używać mienia pożytecznie i wspomagać tego, kto jest w potrzebie… Mistrzem, który uczy nas tej sztuki, jesteś Ty sam, Chryste, oraz Twój Ojciec: „Bądźcie miłosierni — Ty mówisz — jak Ojciec wasz niebieski”… Jaki jest cel tej sztuki? Niebo i dobra niebieskie, czyli chwała niewysłowiona, gody duchowe, lampy jaśniejące, życie wieczne razem z Tobą, o Boski Oblubieńcze, i wszystkie inne dobra, jakich żadna myśl nie jest w stanie sobie przedstawić ani żadne słowo opisać (św. Jan Chryzostom).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 7
Pięć homilii
Etui z chleba
Augustyn Pelanowski OSPPE
Wszyscy spragnieni szli do Jezusa rzeczywiście, jak mówi Izajasz, bez pieniędzy. Zawsze jesteśmy kochani „za coś”, ale Bóg kocha za darmo. Jesteśmy kochani, bo jesteśmy piękni, inteligentni, bogaci, ekscytujący zmysłowo. Ale On kocha nas głodnych, brzydkich, naiwnych, ubogich. Żeby być kochanym przez Boga, nie musisz być kimś, wystarczy, że jesteś pustką i nędzą. I nie jest to miłość, której ktoś może cię pozbawić. Nikt, oprócz ciebie samego.
Zbawienie jest czymś, co można utracić, ale nie można być go pozbawionym. Z miłości Boga tylko ty sam możesz zrezygnować, ale ani śmierć, ani człowiek, ani moce kosmiczne, ani nawet aniołowie nie mogą cię okraść z miłości Boga. Nikt z tych pięciu tysięcy nawet nie poprosił o kawałek chleba, ani nawet nie marzył o tym cudzie, a apostołowie namawiali Jezusa, żeby rozpuścił ich do domów. Tym bardziej cudowna jest miłość Boga, która karmi nasze puste wnętrza w chwili, gdy wszystko i wszyscy wskazują na niespełnienie pragnienia. Arnhild Lauveng, uzdrowiona schizofreniczka, opisuje etapy swojej choroby: „W mojej nudzie i desperacji próbowałam zminimalizować tę pustą przestrzeń, odczuwaną w środku, w bardzo konkretny sposób – wypełniając ją. Jadłam papier toaletowy, serwetki, mój piankowy materac, skarpetki, później rzuciłam się na tapety”. Wyznanie człowieka w tak skrajnej kondycji schizofrenicznej jest zdemaskowaniem pustki każdego człowieka, tyle że chorzy z tym się nie kryją, a my, uważający się za zdrowych, zapełniamy pustkę chipsami, prestiżem, pieniędzmi, seksem, elektronicznymi zabawkami.
To nie jest przypadkowy wybór, że Jezus wybiera chleb jako presakramentalny wyraz swej miłości, która jedynie wypełnia. Sakrament Eucharystii jest spełnieniem ludzkich pragnień. Dlatego jest tak skromny, by nikt nie czuł się niegodny go spożyć. Bo iluż z nas miałoby śmiałość przystąpić do stołu Pańskiego, gdyby konsekrowano najdroższe danie z luksusowej restauracji, a zamiast zwykłego wina tylko gatunkowe bordeaux? Na słońce nie można spojrzeć gołym okiem, tylko przez filtr z ciemnego szkła. Bóg jest potężnym światłem, dlatego zasłania swój blask filtrami skromności. Jego Ciało, pełne światła miłowania, przysłonięte zostało filtrami chleba eucharystycznego. Dzięki temu nie czujemy się oszałamiająco porażeni na Mszy świętej. Bóg ukrywa najcudowniejsze przysmaki nieba w najskromniejszym opakowaniu szarego ziemskiego chleba. Któż się domyślał, że łamany chleb stanie się sekretnym etui Jego umiłowania? To jakby podarować dzieciom z przedszkola na zajęciach plastycznych pędzle Rembrandta, płótna przygotowane przez Leonarda da Vinci i szkice naniesione ręką samego Durera i wreszcie kazać im na tym wszystkim namalować swoje marzenia.
O głodzie chleba, słowa i miłości
ks. Antoni Dunajski
Cud był wielki, a nawróceń mało. Spośród wszystkich cudów dokonanych przez Jezusa Chrystusa cudowne pomnożenie chleba miało bez wątpienia najwięcej świadków („około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci”). A jednak wszystko odbyło się bardzo dyskretnie, niemal po kryjomu. To tylko uczniowie wiedzieli, że chlebów jest pięć, a ryby tylko dwie. Tłumy, jak to zwykle bywa, przypuszczały zapewne, że skoro uczniowie za darmo dają chleb, to widocznie mają go pod dostatkiem. Z takim towarzystwem warto trzymać.
Z dalszego kontekstu tej ewangelicznej relacji wynika, iż właśnie okoliczność cudownego pomnożenia chleba zrodziła w tłumach myśl, by Jezusa obwołać królem. Należałoby dodać – tylko królem. Chrystus mógł bardzo łatwo wykorzystać tę sytuację politycznie: miałby za sobą tłumy. Zawiązał się już „fan–club” Jezusa – karmiciela. Chrystus jednak usunął się, dosłownie uciekł od tłumu, który nie dostrzegł głębszego, religijnego wymiaru tego znaku, wskazującego na jego Boską moc.
A przecież powinni byli pamiętać o tym, co powiedział Bóg przez proroka Izajasza: „Wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy. (…) Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem?… Słuchajcie mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw”. Chrystus wiedział, że oprócz głodu ciała jest jeszcze duchowy głód słuchania słów Boga. Kazał ludziom pozostać, bo widocznie miał im jeszcze coś ważnego do powiedzenia. Zaspokajając głód ich ciała, pragnął rozbudzić głód ducha. W tym dniu miała się ziścić Boża obietnica, zapisana u proroka Izajasza: „Nakłońcie wasze ucho i przyjdźcie do mnie, posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie”. Ilu ludzi cudownie nakarmionych chlebem pochyliło w tym dniu swe ucho, by nakarmić również duszę?
Spośród wszystkich duchowych głodów człowieka najbardziej daje o sobie znać głód miłości. Są oczywiście w życiu człowieka chwile, w których myśli tylko o chlebie. Dość szybko jednak zauważamy, że „nie samym chlebem żyje człowiek” (Mt 4,4), że nie wystarczy tylko „coś zjeść”, ale trzeba jeszcze „kogoś spotkać”. Tak właśnie zatytułował jedną ze swoich książek znany teolog i publicysta ksiądz profesor Czesław Bartnik. Analizując fragment Listu do Rzymian, a zwłaszcza retoryczne pytanie św. Pawła: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” – ksiądz Bartnik pisze:
„Ani przeciwności człowieka, cierpienia lub niedostatki… ani conditio humana we wszystkich swych kształtach…ani wyjaławiająca szarzyzna spraw codziennych… ani trudności życia i niemożność działania… ani siły przyrody lub kosmosu… (…) ani najtajniejsze sekrety rzeczywistości i świata… ani najniższa podłość ludzka…ani najgłębsza wiedza lub ignorancja… ani żadne zwątpienie lub rozterka… ani żadna inna postać rzeczywistości… (…) – nic nie jest w stanie nas odłączyć od miłości Bożej,która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.
Źle, gdy głodny człowiek wydaje pieniądze „na to, co nie jest chlebem”. Doświadczenie uczy, że ktoś taki nie wyda tych pieniędzy ani na słowo prawdy, ani na prawdziwą miłość, której – wbrew złudzeniom niektórych – za pieniądze i tak kupić nie można. Chrystus oferuje nam zaspokojenie naszych wszystkich szczerze ludzkich głodów „bez pieniędzy i bez płacenia”. Ceną jest tu wierność „miłości Chrystusowej” i trwanie w Jego łasce.
Za późno? To w sam raz!
Augustyn Pelanowski OSPPE
Nakłonić ucho, by się nakarmić? Brzmi z pozoru jak poemat dadaistyczny. Tymczasem duch człowieka syci się słuchaniem, tak jak ciało pokarmem. Słuchać, tak jakby się smakowało przysmaki! Bóg daje za darmo nieskończenie więcej, niż my możemy kupić, płacąc skończenie mniej. Kto zaznał, jak słodki jest Pan, tego nie oderwą od Chrystusa ani problemy, ani deficyty, ani ubóstwo, ani nawet piekło.
Uczniowie mieli jedynie 5 chlebów i 2 ryby. Od dawna dopatrywano się w tych pokarmach aluzji do Tory albo do pięciu ran Chrystusa, jak również do Starego i Nowego Testamentu albo do dwóch przykazań miłości Boga i człowieka.
Połamać chleby, to jakby złamać tajemniczość treści, zrozumieć sens zapisu w jego duchowej warstwie, w jego wewnętrznym smaku. A może to odniesienie do męki Chrystusa, w której złamał zapieczętowany sens proroctw mesjańskich? Najważniejsze dla nas jest jednak to, że Jezus ma pokarm na głód miłości!
Miejsce było puste, ale z każdą pustką Bóg potrafi sobie poradzić, wypełniając ją cudownie obfitością. Pora była spóźniona, ale dla Jezusa nigdy nie jest za późno! Nie sądź, że wszystko stracone. Nastał wieczór, ale gdzie jest Światłość świata, widać to, co najważniejsze, a znika to, co odciąga naszą uwagę od Boga.
Mówimy, że jest już za późno, ogarnia nas rezygnacja, czujemy się zawiedzeni. Tymczasem właśnie taki czas dla Jezusa to jedyna okazja, by w całej obfitości okazać swą łaskawość. Chodzi tylko o to, by w takim momencie nie opuścić Boga! Tłumy mogły przecież odejść, widząc, że nie ma co jeść i nie ma nikogo, kto by mógł temu zaradzić. Nie opuszczaj Boga nawet wtedy, gdy trwanie przy Nim wydaje się oczywistą stratą i absurdem. Nie wierz faktom, tylko Bogu! Nie pożałujesz! Pustka z Bogiem jest zawsze pozorna jak szary papier opakowania, który ukrywa prezenty pod choinkę. Nigdy nie powinniśmy wątpić w wynagrodzenie tych pustych godzin spędzonych na modlitwie lub przy czytaniu Biblii.
Pamiętam chińską bajkę o trzech braciach, którzy przemierzając świat, dotarli do wielkiego pustego pałacu. Najsilniejszy wziął skarby i uciekł, średni porwał królewnę, a najmłodszy spóźnił się, więc w pałacowych komnatach nie znalazł już nic. Siedział smutny na progu. W nocy usłyszał głos, który obwieścił mu, że cały gmach jest jego. Głos prosił, by poczekał jeszcze trzy dni. Chłopak nie miał nic do stracenia i poczekał. Po trzech dniach przy bramie stał wierzchowiec najstarszego brata z workiem skarbów, a obok drugi koń z przerażoną królewną. Opowiedziała, że bracia zginęli, gdyż chciwość odebrała im rozsądek i chwaląc się zdobyczami, wzbudzili morderczą zazdrość ludzi z pobliskiego miasteczka. Królewna uciekła i zabrała wierzchowca ze skarbami. Żyli długo i szczęśliwie. Dobrze jest się spóźnić!
http://liturgia.wiara.pl/doc/420108.18-Niedziela-zwykla-A/5
Komentarze wideo
XVIII Niedziela Zwykła
http://www.seminarium.paulini.pl/komentarze.html
Głód cielesny i duchowy |
Ks. Kazimierz Kubat SDS 2005-07-31 |
Iz 55,1-3; Rz 8,35.37-39; Mt 14,13-21 |
Statystyki FAO podają nam alarmujące liczby. Około 840 milionów ludzi, a więc 14% ludzkości przymiera głodem, prawie 1/3 ludzkości nie jada do syta, rocznie umiera z głodu kilkadziesiąt milionów ludzi… Te fakty przerażają. Chrystus rozmnażający jedzenie byłby dzisiaj bardzo poszukiwany i miałby na pewno wiele pracy. Czy jednak za tym ludzkim głodem cielesnym nie kryje się innego rodzaju głód moralny drugiej, bogatszej części ludzkości? Czy nie jest tak, że jedni umierają z głodu tylko dlatego, że inni umierają z nadmiaru? Broń sprzedawana do Afryki, powodująca stałe i nie kończące się konflikty lokalne pozwala tym, którzy ją produkują i nią handlują żyć w luksusach. W żadnym kraju afrykańskim nie ma wystarczającej technologii do produkcji broni. Kto i jakim kosztem bogaci się na handlu bronią? Czy chociażby to nie wskazuje na innego rodzaju, głębszy głód ludzkości. Już od dawna wiadomo, że żadne administracyjne, ekonomiczne czy polityczne rozstrzygnięcia nie są w stanie zaradzić problemom niesprawiedliwości społecznej ani na wielką ani na małą skalę.Chrystusowe słowa: “Wy dajcie im jeść” są aktualne i dzisiaj. We współczesnym świecie, przy obecnej nadprodukcji żywności i rozwoju technologicznym nie musimy uciekać się do cudów, aby nakarmić głodnych, nie musimy szukać nadzwyczajnych środków aby zaspokoić potrzeby biednych i umierających z głodu. Wystarczy tylko cud zmiany ludzkiego serca, cud zmiany ludzkiej mentalności.
Kiedy międzynarodowe kongresy i organizacje demograficzne alarmowały, twierdząc, że koniecznie należy wprowadzić skuteczne metody regulacji poczęć, bo ludzkości grozi przeludnienie i katastrofa demograficzna, Papież Jan Paweł II zdecydowanie się sprzeciwił i stwierdził, że ludzkości nie są potrzebne regulacje demograficzne, ale moralne. Nie należy wprowadzać skutecznych metod regulacji poczęć (= eksterminacji nienarodzonych dzieci), ale raczej skutecznie zmienić mentalność i nastawienie człowieka do człowieka. Nie cudu rozmnożenia chleba nam potrzeba, bo ten dokonuje się dzięki przyrodzie danej nam przez Boga i technologii, która jest wynikiem ludzkiej wiedzy. I nie ograniczenia populacji powinniśmy się domagać, ale cudu zmiany serca człowieka i cudu uczulenia na ludzką biedę i niedostatek. Współczesne zasoby biologiczne planety są w stanie zaspokoić głód nie 7 miliardów ludzi ale 40-tu i nie grozi nam widmo głodu biologicznego, ale głodu duchowego, który sieje niesamowite spustoszenie wśród ludzi. Ludzkości nie brakuje chleba, ale serca i nie jest dla nas zagrożeniem głód, ale egoizm… na wielką i na małą skalę. Ks. Kazimierz Kubat SDS
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE 3 sierpnia
Święta Lidia
Lidia to postać znana z kart Nowego Testamentu. Mieszkała w Filippi, w Macedonii. Była zapewne osobą zamożną, bowiem purpura – tkanina, którą sprzedawała – stanowiła towar luksusowy. Kiedy św. Paweł przybył do miasta, w którym mieszkała, Lidia była poganką skłaniającą się ku monoteizmowi. Spotkawszy Apostoła, przyjęła chrzest. Tekst Łukasza odnotowuje, że udzieliła mu gościny:
Odbiwszy od lądu w Troadzie, popłynęliśmy wprost do Samotraki, a następnego dnia do Neapolu, a stąd do Filippi, głównego miasta tej części Macedonii, które jest [rzymską] kolonią. W tym mieście spędziliśmy kilka dni. W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie – jak sądziliśmy – było miejsce modlitwy. I usiadłszy, rozmawialiśmy z kobietami, które się zeszły. Przysłuchiwała się też nam pewna bojąca się Boga kobieta z Tiatyry, imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. Kiedy została ochrzczona razem ze swoim domem, poprosiła nas: “Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu – powiedziała – przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim”. I wymogła to na nas (Dz 16, 14-15).
Paweł pozyskał ją dla Chrystusa jako pierwszą pogankę w Europie w czasie swojej drugiej podróży, która obejmowała Małą Azję, Macedonię oraz Grecję. Miała ona miejsce w latach 50-52. Łukasz podaje, że spotkanie Apostoła Narodów z Lidią odbyło się nad rzeką. Taki był bowiem u Żydów zwyczaj, że jeśli nie mieli jeszcze własnego domu modlitwy (synagogi), zbierali się w pobliżu rzeki dla obmyć rytualnych. Te miejsca nazywano proseuche, czyli miejscem modlitwy. http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/08-03a.php3
Św. Lidio!
|
Dodaj komentarz