Słowo Boże na dziś – 17 lipca 2014r. – czwartek – “Twe sądy jawią się na ziemi, mieszkańcy świata uczą się sprawiedliwości”.

Myśl dnia

Jeżeli na świecie dzieją się cuda, to tylko dzięki kochającym, czystym sercom.

Johann Wolfgang Goethe

CZWARTEK XV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Iz 26,7-9.12.16-19)

Psalm nadziei

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

Ścieżka sprawiedliwego jest prosta, Ty równasz prawą drogę sprawiedliwego. Także na ścieżce Twoich sądów, o Panie, my również oczekujemy Ciebie; imię Twoje i pamięć o Tobie to upragnienie duszy. Dusza moja pożąda Ciebie w nocy, duch mój poszukuje Cię w swym wnętrzu; bo gdy Twe sądy jawią się na ziemi, mieszkańcy świata uczą się sprawiedliwości.
Panie, użyczysz nam pokoju, bo i wszystkie nasze dzieła Tyś nam zdziałał.
Panie, w ucisku szukaliśmy Ciebie, słaliśmy modły półgłosem, kiedyś Ty chłostał. Jak brzemienna, bliska chwili rodzenia, wije się, krzyczy w bólach porodu, tak myśmy się stali przed Tobą, o Panie. Poczęliśmy, wiliśmy się z bólu, jakbyśmy mieli rodzić; ducha zbawczego nie wydaliśmy ziemi i nie przybyło mieszkańców na świecie.
Ożyją Twoi umarli, zmartwychwstaną ich trupy, obudzą się i krzykną z radości spoczywający w prochu, bo rosa Twoja jest rosą światłości, a ziemia wyda cienie zmarłych.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 102,13-14ab.15-16.17-19.20-21)

Refren: Bóg z wyżyn nieba spogląda na ziemię.

Ty zaś, o Panie, trwasz na wieki, *
a imię Twoje przez wszystkie pokolenia.
Powstań i okaż litość Syjonowi, *
bo nastała pora, byś się nad nim zmiłował.

Twoi słudzy bowiem miłują jego kamienie, *
żalem ich przyjmują jego gruzy.
Poganie będą się bali imienia Pana, *
a Twej chwały wszyscy królowie ziemi.

Bo Pan odbuduje Syjon i ukaże się w swym majestacie, +
przychyli się ku modlitwie opuszczonych *
i nie odrzuci ich modłów.
Należy to spisać dla przyszłych pokoleń, *
lud, który się narodzi, niech wychwala Pana.

Bo spojrzał Pan z wysokości swego przybytku, *
popatrzył z nieba na ziemię,
aby usłyszeć jęki uwięzionych, *
aby uwolnić skazanych na śmierć.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 11,28)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Przyjdźcie do Mnie wszyscy,
którzy utrudzeni i obciążeni jesteście,
a Ja was pokrzepię.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 11,28-30)

Jezus cichy i pokorny sercem

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami:
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Wytchnienie i ukojenie

Jednym z najpiękniejszych odkryć w życiu duchowym jest to, że w naszych trudnościach i obciążeniach życia codziennego nie jesteśmy sami. Jest Ktoś, kogo bardzo interesuje i obchodzi to, co przeżywamy i z czym się borykamy. To odwiecznie słuchający i czekający Jezus. On pragnie być dla nas pokrzepieniem, umocnieniem, drogowskazem, oparciem. Jego łagodność i pokora w przyjmowaniu nas jest naszym ukojeniem.

Jezu, przyjmując Twoją czułą łagodność i pokorną miłość, doświadczam, że nawet największe trudności i problemy stają się lżejsze. Największy smutek może zamienić się w pocieszenie, jeśli z Tobą odnajduję sens tego, co przeżywam.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

 

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” – usłyszymy w Ewangelii. Niech dzisiejsza Eucharystia będzie czasem wyznania na nowo wiary w to, że Jezus Chrystus pragnie pokrzepiać nas w naszym utrudzeniu. Czyni to, dając nam swoje Ciało w Komunii świętej. „Amen” wypowiedziane przed jej przyjęciem wyraża naszą wiarę w sakramentalną obecność Chrystusa, a także zgodę na Jego wkroczenie w nasze życie – takie, jakie ono jest.

Anna Nowak, „Oremus” lipiec 2008, s. 70-71

DLA BOGA WSZYSTKO JEST MOŻLIWE

Dzieła Twoje są wielkie i godne podziwu, Panie, Boże wszechwładny! Sprawiedliwe i wierne są Twoje drogi” (Ap 15, 3)

„Do Tego zaś, który… może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy” (Ef 3, 20), człowiek powinien zwracać się z ufnością i pokorą, by uzyskać potrzebną pomoc dla swojej słabości i nieudolności. Św. Paweł upomina, abyśmy nie ośmielili się „uważać, że jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie, lecz że ta możność nasza jest z Boga” (2 Kor 3, 5). Jeśli człowiek może i umie wykonać coś, to nie dzięki własnej sile, lecz tylko dlatego, że Bóg udzielił mu swojej boskiej mocy. Pozostawiony sam sobie, nie byłby zdolny nawet coś pomyśleć lub wypowiedzieć słowo. Ta zasadnicza jego niemoc powinna utrzymywać go w pokorze, ale nie przygnębiać, ponieważ Bóg, dobroć nieskończona, skoro powołał go do istnienia, daje mu też zdolność i potrzebne siły, aby żył i działał; daje mu je tym obficiej, im człowiek jest pokorniejszy i z im większą zwraca się do Niego ufnością: „On dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego. Chłopcy się męczą i nużą, chwieją się słabnąc młodzieńcy; lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły… biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40, 29-31). Przykro doświadczać do głębi własnej niemocy, lecz jakże pocieszające jest to, że możemy liczyć na moc Boga, który z upodobaniem wybiera „właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest”, by dokonać zdumiewających dzieł, „by żadne stworzenie nie chełpiło się wobec Boga” (1 Kor 1, 27-29). Przyczyna wielu niepowodzeń, nawet w czynieniu dobra leży w tym, że nie opieramy się dość silnie na wszechmocy Bożej, licząc zbytnio na własne zdolności i środki ludzkie. Odnosi się to przede wszystkim do przedsięwzięcia przewyższającego wszelką moc ludzką, do tego, co dotyczy zbawienia i uświęcenia własnego oraz innych ludzi. Należy jednak pracować tutaj z wielką gorliwością i ufnością, wzywając nieustannie pomocy Bożej, albowiem „co u ludzi jest niemożliwe, u Boga to wszystko jest możliwe” (Mt 29, 26).

  • Twoja jest, o Panie, wielkość, moc, sława, majestat i chwała, bo wszystko, co jest na niebie i na ziemi, jest Twoje… Bogactwo i chwała od Ciebie pochodzi, Ty nad wszystkim panujesz, a w ręku Twoim siła i moc, i ręką Twoją wywyższasz i utwierdzasz wszystko. Teraz więc, Boże nasz, dzięki Ci składamy i wychwalamy przesławne imię Twoje (Pierwsza Księga Kronik 29, 11-13).
  • Panie i Stworzycielu mój, Ty jesteś moim Panem, panujesz w pełni w niebie i na ziemi. Takie jest Twoje panowanie, że każda rzecz stworzona zależy od Twojej nieskończonej wszechmocy. Ty jesteś moim władcą, możesz uczynić ze mną wszystko, co Ci się podoba. Ty, mądrości wieczna, ukształtowałeś mnie z niczego i udzieliłeś mi bytu i pożywienia, zaspokajając moje ciągłe potrzeby…
    O Boże najwyższy, ja jestem… sługą, który nie ma nic, aby Ci się odpłacić, Ty bowiem jesteś moim władcą, Ja, o Panie, jestem tym biednym Łazarzem, tak podległym nędzom naturalnym, jakie niesie z sobą część niższa człowieka, i tak biednym, że nie mam w sobie żadnej cnoty, bym Ci się mógł podobać; lecz pragnę gorąco miłować Cię…
    Udziel mi, o Boże mój, bogactw łaski Twojej i uczyń mnie bogatym w nią, abym mógł ofiarować Ci wszystkie akty cnotliwe, jakie ona rodzi: skruchę, że obraziłem Ciebie, postanowienie nieobrażania Cię, wytrwałość naśladowania Cię w życiu i w śmierci, w radości i cierpieniu; a na koniec daj mi zdanie się na Twoją wolę we wszystkim, abym we wszystkim, co mi się przydarzy, tak miłym, jak i gorzkim dla duszy, mówił zawsze: bądź Twoja święta wola, jako w niebie tak i na ziemi (św. Karol z Sezze).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 407

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140717.htm

 

 

Świętych Obcowanie

Czwartek, 17 lipca 2014

 

W zakonach karmelitańskich:

Wspomnienie obowiązkowe błogosławionych dziewic i męczennic Teresy od św. Augustyna i Towarzyszek

 

W czasach, kiedy Rewolucja Francuska stawała się coraz bardziej okrutna, szesnaście karmelitanek bosych z klasztoru Wcielenia w Compiegne ofiarowało siebie Bogu na męczeństwo, by uprosić sprawiedliwość i pokój dla Kościoła. Dnia 24 czerwca 1794 roku siostry zostały aresztowane. Przyjęły to z całkowitym poddaniem się woli Bożej, a nawet z radością, dając heroiczny przykład czerpania mocy ducha z miłości Boga. Za wierność Kościołowi i swemu powołaniu oraz za nabożeństwo do Najświętszych Serc Jezusa i Maryi zostały skazane na śmierć. Na miejsce stracenia szły ze śpiewem hymnów, odnowiwszy swe zakonne śluby na ręce przeoryszy, Teresy od św. Augustyna. Zostały ścięte w Paryżu dnia 17 lipca 1794 roku. Papież Pius X beatyfikował je w roku 1906.

 

Dzisiejsi patroni:


św. Aleksego, wyznawcy (+ V w.); św. Ennodiusza, biskupa Pawii (+ 521); św. Leona IV, papieża (+ 855); św. Marceliny, dziewicy (+ 398); świętych męczenników w Kartaginie: Sperata, Narzalisa, Cytyna, Weturiusza, Feliksa, Acylina, Letancjusza, Januarego, Generosa, Westina, Donata i Sekunda (+ 180); święte dziewice i męczennice Teresa od św. Augustyna i Towarzyszki (+ 1794);bł. Pawła Piotra Gojdiča, biskupa (+ 1960); św. Teodoty, męczennicy (+ VII w.); św. Teodozego, biskupa Auxerre (+ pocz. VI w.)

17 lipca

Błogosławione dziewice i męczennice
Teresa od św. Augustyna i Towarzyszki

1707-teresa

 

 

Podczas rewolucji francuskiej władze zamknęły w 1792 r. klasztor sióstr karmelitanek w Compiègne. 14 września 1792 r. zakonnice opuściły klasztor i założyły świeckie ubrania. Podzieliły się na 4 grupy mieszkające w niezbyt odległych od siebie domach. Przez kolejne 2 lata żyły w nich, przestrzegając – w miarę możliwości – zasad życia zakonnego.
W 1794 r. oskarżono je o życie we wspólnocie zakonnej. Zostały aresztowane 22 czerwca i uwięzione w byłym klasztorze wizytek. 12 lipca przewieziono je do więzienia Conciergerie w Paryżu, a 5 dni później skazano na śmierć. Zostały zgilotynowane 17 lipca 1794 r. na Place du Trône Renversé (obecnie Place de la Nation). Idąc na gilotynę, śpiewały Salve Regina. Jako ostatnią stracono matkę przełożoną, która umacniała siostry.
Ciała zakonnic wrzucono do dołu z piaskiem na paryskim cmentarzu Picpus, w którym w późniejszym czasie doliczono się 1298 ofiar terroru rewolucji. Nie było więc szans na odnalezienie relikwii karmelitanek. Były one pierwszymi ofiarami terroru rewolucji francuskiej, wobec których rozpoczęto proces beatyfikacyjny; jako pierwsze męczennice rewolucji francuskiej zostały beatyfikowane 27 maja 1906 r. przez Piusa X.

opracowano na podstawie Wikipedii

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-17b.php3

 

 

Błogosławieni
Męczennicy rewolucji francuskiej

Rewolucja francuska, wyrosła z ideałów Oświecenia, od początku była wrogo nastawiona do życia zakonnego, chociaż znaczna część zakonników, podobnie jak większość duchowieństwa, poparła w pierwszym okresie jej plany reformy ustroju państwa. Dekretem z 28 października 1789 roku Konstytuanta zawiesiła składanie ślubów zakonnych, a następnie dekretem z 13 lutego 1790 roku zakazała składania ślubów wieczystych i zniosła wszystkie zakony o takich ślubach, o ile nie zajmowały się prowadzeniem szkół lub pielęgnowaniem chorych. Członkowie skasowanych zakonów mogli powrócić do stanu świeckiego albo zamieszkać w wyznaczonych klasztorach na utrzymaniu państwa. Konstytucja cywilna dla duchowieństwa z 12 lipca 1790 roku zniosła wszystkie zakony, a przede wszystkim była próbą oderwania Kościoła francuskiego od Rzymu i przekształcenia go w Kościół schizmatycki. Wszyscy duchowni, pełniący uznane przez państwo funkcje kościelne, mieli obowiązek złożenia przysięgi na tę Konstytucję, jakiś czas potem wszyscy kapłani, również osoby zakonne.

Nie da się ustalić, ilu karmelitów bosych porzuciło stan zakonny. Część z nich emigrowała do krajów ościennych. Ci, którzy postanowili żyć wspólnie w klasztorach wyznaczonych przez władze państwowe, byli ściśle inwigilowani i praktycznie traktowani jak więźniowie, oczekując na przeniesienie do właściwego więzienia. Pod koniec 1791 roku rozpoczęto aresztowania kapłanów i zakonników, którzy nie złożyli przysięgi. Terror zagęszczał się. Każdy duchowny nieprzysięgły stawał się “podejrzany”, a to wystarczyło do aresztowania i skazania na śmierć przez ścięcie na gilotynie. Nie wiemy, ilu karmelitów bosych padło ofiarą represji. Znamy tylko imiona niektórych ofiar. W roku 1791 w Lyonie zamordowano dwóch ojców i dwóch braci, w 1792 w La Rochelle z innymi licznymi zakonnikami zginęło 10 ojców, w 1793 został ścięty przeor klasztoru w Carpentras, w roku następnym z wyroku trybunatu rewolucyjnego w Amiens zgilotynowano o. Firmina od Narodzenia i w Arras dwóch innych ojców. Z całą pewnością nie jest to lista pełna.

Prawdziwe męczeństwo kapłanów i zakonników zaczęło się, gdy 26 maja 1792 roku Konwent wydał dekret o deportacji wszystkich opornych do Gujany. Początkowo wielu z nich ucieszyło się, że w ten sposób unikną wyroku trybunału rewolucyjnego. Ale galery atlantyckie dały więcej męczenników niż gilotyna. Skazani na deportację gromadzili się w portach nie przygotowanych na taką ilość skazańców. W styczniu 1794 roku polecono przewieźć wszystkich aresztowanych duchownych do Bordeaux i Rochefort, portów nad Atlantykiem.

W Rochefort, u ujścia rzeki Cherente, na dwóch starych statkach, służących kiedyś do przewozu niewolników, umieszczono 829 duchownych. Statki po wypłynięciu z portu zakotwiczyły w pobliżu wysepki Aix i pozostały tam przez kilka miesięcy. Kapłani i zakonnicy, umieszczeni w nieludzkich warunkach pod pokładem, cierpieli głód, wszy, choroby, upokorzenia fizyczne i moralne. Nie mogli posiadać żadnych przedmiotów religijnych ani też publicznie modlić się. Do chwili uwolnienia pozostałych przy życiu w dniu 7 lutego 1795 roku zmarło 547. Pochowano ich na wyspach Aix i Madame w zbiorowych grobach wykopanych przez ich towarzyszy, którym nie pozwolono nawet odmówić modlitwy za zmarłych.

Wielu z uwięzionych kapłanów dało dowody braterskiej miłości i poddania się woli Bożej w chwili najcięższej próby. Jednym z nich był Jan Chrzciciel Souzy, kapłan diecezji La Rochelle, którego biskup mianował wikariuszem generalnym dla deportowanych. O nim i o jego 63 towarzyszach postulatorzy beatyfikacji zgromadzili świadectwa ukazująące ich chrześcijańską postawę w czasie więzienia i w chwili śmierci. Ich beatyfikacja jest jednak również znakiem pamięci o wszystkich 547 duchownych, którzy razem z nimi zapłacili życiem za wierność Kościołowi.

Kapłani ci należeli do różnych diecezji i zgromadzeń zakonnych. Trzech z nich: o. Jan Chrzciciel Duverneuil, o. Michał Ludwik Brulard i o. Jakub Gagnot byli karmelitami bosymi. Dołączyli oni do 15 karmelitanek z Compiegne zgilotynowanych 17 lipca 1794 roku za wierność swojemu powołaniu zakonnemu, a beatyfikowanych 13 maja 1906 roku.

Karmelitańscy męczennicy, zjednoczeni w tym z innymi, umieli przebaczyć swoim prześladowcom i modlić się za nich “idąc za przykładem naszego Mistrza – jak pisał jeden z nich – który wstawiał się za swoich prześladowców; my również przebaczamy naszym prześladowcom ich obelgi, niesprawiedliwość, przemoc i błagamy Chrystusa, by udręki, które znosimy, były zadośćuczynieniem za tych, którzy nam je zadają”.

W sytuacji, w jakiej się znaleźli, pamiętali zawsze, że są kapłanami i wykorzystywali każdą okazję do posługi kapłańskiej, podnosząc na duchu swoich współbraci, modląc się z nimi, udzielając ostatnich sakramentów umierającym. Pozbawieni krzyży, różańców, brewiarzy i innych modlitewników, odmawiali wspólnie znane na pamięć psalmy. Również z pamięci recytowali teksty Mszy świętej, bez możliwości jednak jej odprawiania, ponieważ nie mieli ani chleba, ani wina.

Za wierność Kościołowi i papieżowi zapłacili utratą wszelkich dóbr materialnych i bezpieczeństwa osobistego, utratą wolności, a w końcu udrękami powolnego umierania i śmiercią. Czyniąc tak, poszli w ślady swojej matki, św. Teresy od Jezusa, która z miłości dla Kościoła podjęła się odnowy Karmelu.

Beatyfikacji Jana Chrzciciela Souzy i 63 towarzyszy, w tym także wspomnianych trzech karmelitów bosych, dokonał Jan Paweł II 1 października 1995 roku w Rzymie.

Czesław Gil OCD

http://www.karmel.pl/hagiografia/meczennicy/rochefort/baza.php?id=01

 

Męczeństwo Kościoła w czasach rewolucji francuskiej

Większość zna zapewne obraz tego wydarzenia dziejowego, jakim była rewolucja francuska. Jest to jednak obraz stworzony na użytek szkolny i można go włożyć między bajki. Został on stworzony przez zwycięzców, zgodnie z zasadą: zwycięzcy piszą historię. Jak w latach potęgi ZSRR próbowano zakłamać prawdę, tak o wiele wcześniej dokonali tego francuscy rewolucjoniści.

Rewolucja francuska słusznie uznawana jest przez wielu za moment narodzin nowoczesnej Europy. Wielką fikcją jest jednak idealistyczny obraz rewolty Francuzów, a wolność, równość, braterstwo znaczą właściwie tyle, co hasło z bramy obozu koncentracyjnego Auschwitz: praca czyni wolnym. Jaskrawe światło na zatrważające zbrodnie czasów mrocznego oświecenia rzucają fakty przedstawione przez prof. Grzegorza Kucharczyka w książce Czerwone karty Kościoła[1].

Wiele dokumentów historycznych świadczy o przerażającym okrucieństwie rewolucjonistów, którzy za wszelką cenę zmuszali europejczyków do wolności. Okrucieństwo Francuzów w niczym nie ustępuje brutalności niemieckich hitlerowców i radzieckich komunistów. Francuzi nie posiadali jedynie tak zaawansowanych środków terroru, stąd ich przemysł śmierci rozwijał się nie na skalę fabryki, lecz manufaktury. Szczegóły bolesnej prawdy o rewolucji Francuzów odkryje przed nami lektura książki, do czego zachęcam w niniejszym omówieniu.

Ze względu na szeroki i gwałtowny oddźwięk wydarzeń rewolucyjnych w całej Europie, ich skutki możemy obserwować do dziś. Są to przede wszystkim owoce natury duchowej. Najpierw należy zauważyć i podkreślić ostry atak rewolucji na Boga wyznawanego w Kościele katolickim. Rewolucjoniści uznali, że człowiek jest centrum wszechświata, lecz ów antropocentryzm zaowocował eksterminacją ludzi nie podzielających tej opinii. Hipokryzja rewolucjonistów, tak dzisiaj oczywista, porwała do walki za prawa człowieka tysiące oszukanych ludzi. Wśród nich byli również Polacy.

Grzegorz Kucharczyk w swojej książce zwraca uwagę na prywatne interesy prowodyrów, zwłaszcza na walkę o władzę. Uświadamia, że wydarzenia rewolucyjne stały się mitem, którym zwycięzcy posłużyli się w celu zamydlenia oczu masom. Okazuje się bowiem, że wśród organizatorów rewolucji znajdują się antykatolicko nastawieni masoni oraz ludzie pokroju zwykłego zboczeńca – markiza de Sade. Znając satanistyczne korzenie masonów i takież upodobania de Sade, wiedząc o konsekwentnym zwalczaniu Kościoła katolickiego i otwartym wystąpieniu przeciw Bogu, uświadamiamy sobie prawdziwą genezę rewolucji Francuzów, którzy w swoim buncie epoki świateł stali się narzędziami Szatana. On przecież sam siebie podaje za anioła światłości (2 Kor 11,14). Dla ludzi wierzących w Jezusa Króla problem rewolucji francuskiej staje się w tym kontekście zupełnie jasny.

Celem rewolucji francuskiej było stworzenie nowego świata, świata bez Boga. Miał zrodzić się nowy człowiek. Nastąpiła ogólna reorganizacja dotychczasowych struktur, z kalendarzem włącznie. Okazuje się jednak, że zmiany w kalendarzu nie były tylko zmianami organizacyjnymi. Rewolucjoniści wystąpili przeciw kalendarzowi katolickiemu, w którym każdy dzień posiada swoich świętych patronów. Wystąpienie przeciw świętym, potwierdzone przez źródła, unaocznia nam protestancką mentalność rewolucjonistów. Wystąpienie przeciw niedzieli katolickiej miało wymazać z sumień Francuzów obowiązek świętowania dnia upamiętniającego zmartwychwstanie Jezusa, czyli zwycięstwo nad Szatanem.

W modelowaniu nowego człowieka i jego sumienia miała pomagać oświata, aby od najmłodszych lat wpajać dzieciom zasady rewolucji. Fala spustoszenia duchowego przewaliła się przez Francję, a jej złowieszczy huk zawisł ponurym echem nad całą Europą i do dziś skutecznie zagłusza czysty głos prawdy.

Antykatolicka oświata nie wystarczyła rewolucjonistom. Podjęto się niszczenia i profanacji kościołów, zamienianych na obiekty użytku gospodarczego. Za tym satanicznym procederem postępowała machina eksterminacji katolików z księżmi na czele. Tysiące oddały życie za wiarę. Prześladowania księży obejmowały między innymi zakaz noszenia sutann i innych oznak pełnienia funkcji duchownego. Niestety, wielu sprzedało wiarę. Obok bohaterów byli też kolaboranci i zdrajcy.

Nie tylko księża oddawali życie za wiarę. Wiele osób świeckich i konsekrowanych za miłość do Boga i Kościoła zapłaciło najwyższą cenę. Wielu ginęło w sposób heroiczny za ukrywanie kapłanów, uczestnictwo w tajnych mszach i modlitwach, a męczennicy w godzinie śmierci wzywali imienia Chrystusa Króla.

Rewolucjoniści podnieśli rękę również na Stolicę Apostolską. W 1796 roku wojska republiki dowodzone przez młodego generała Napoleona Bonaparte zajęły Państwo Kościelne. Cios wymierzony Kościołowi miał doprowadzić między innymi do rozbicia sojuszu tronu i ołtarza. To wszystko wpłynęło znacznie na ukształtowanie mentalności wielu następnych pokoleń. Przez wydarzenia rewolucyjne francuscy zbrodniarze wydali Europę w szpony diabła i dziś z ogromnym bólem obserwujemy tego tragiczne skutki.

Na diabelski atak Niebiosa odpowiedziały licznymi znakami nadprzyrodzonymi, które mogli obserwować ludzie tamtej epoki. Grzegorz Kucharczyk wspomina o fakcie ożywania obrazów Matki Bożej. Działo się to w czasie, gdy rewolucyjny generał, Napoleon, nie chciał dopuścić do wyboru nowego papieża po śmierci Piusa VI, a później więził jego następcę, Piusa VII. Jest to ten sam cesarz i wódz, którego imię przywołujemy w polskim hymnie narodowym. Przykre a jednocześnie zastanawiające jest to, że w polskim hymnie narodowym za wzór zwycięzcy stawiamy sobie wroga Chrystusa i Kościoła.

Historyk w swojej książce podejmuje też próbę odkłamania biografii pary królewskiej zgładzonej przez rewolucjonistów. Śmierć króla Ludwika XVI i Marii Antoniny przedstawia jako męczeństwo ludzi przywiązanych do wiary i Kościoła. Ukazuje też, jak wielki nacisk położyli rewolucjoniści, aby parę królewską pozbawić czci i chwały oraz utrwalić na pokolenia ich fałszywy wizerunek tyranów i rozpustników.

Z kłamstw rewolucyjnych dobrze zdawali sobie sprawę Francuzi tamtego czasu, dlatego wielu oddało życie za prawdę. Do męczenników rewolucji francuskiej należeli mieszkańcy regionu znanego pod nazwą Wandea. Podnieśli oni broń przeciw rewolucji, lecz po licznych zwycięstwach ulegli w końcu przemocy silniejszego przeciwnika.

Wandea jest pomijana w szkolnym wykładzie rewolucji francuskiej, ponieważ ludziom o mentalności rewolucyjnej do dziś zależy, aby ukryć fakt, że rewolucja wywołała wojnę domową w samej Francji. Ale nie tylko to. Okazuje się bowiem, że Francuzi jako pierwsi w Europie wynaleźli nie tylko metodę wojny totalnej, ale byli ponadto wykonawcami pierwszego w Europie ludobójstwa. Zaplanowali bowiem i urządzili prawdziwą rzeź mieszkańców Wandei. Problem staje się bardziej zrozumiały, gdy przypomnimy sobie o głębokiej wierze w Jezusa mieszkańców tego regionu oraz ich przywiązaniu do Kościoła i króla.

Do opornych wobec szczytnych haseł rewolucji francuskiej należały nie tylko regiony Francji, takie jak Wandea, ale również inne państwa Europejskie: Belgia, Szwajcaria, oraz ludność Italii. To, co Francuzi oferowali innym jako zdobycz ich rewolucji, było często odrzucane z obrzydzeniem i z bronią w ręku. Narody nastawione niechętnie wobec osiągnięć rewolucji były jednak brutalnie pacyfikowane przez rewolucyjną armię.

Przypominanie tych wydarzeń ma ogromne znaczenie dla zrozumienia obecnej sytuacji w Polsce, w Europie i na świecie. Wydarzenie, które miały miejsce we Francji u schyłku XVIII wieku powinny być dla nas przestrogą, do czego może doprowadzić rozpanoszenie się masonerii i reprezentowanej przez nią ideologii. Natomiast przykłady mężnych córek i synów Kościoła powinny mobilizować nas do wytężonej pracy na rzecz rozwoju Królestwa Jezusa w naszej Ojczyźnie.

Piotr Pikuła

 

[1] G. Kucharczyk, Czerwone karty Kościoła, Radom 2004, s. 53 – 110.

 

http://www.intronizacja.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=133:meczenstwokosciolarewolucjafrancuska&catid=35:na-gownej&Itemid=150

 

Aleksander Smolarski

Francuska Golgota męczenników czasu rewolucji

Data aktualizacji: 2012-09-05 11:30:00

Francuska Golgota męczenników czasu rewolucji

Egzekucja katolickiego księdza w Rennes, 1792 r. Repr. Mary Evans Picture Library/Forum

Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. Wśród nich zamordowani 2 września 1792 r.franciszkanin o. Jan Franciszek Burte, gwardian stołecznego klasztoru oraz jego zakonny współbrat, Seweryn Jerzy Girault, kapelan paryskich sióstr zakonnych. Rewolucja stawiała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka”. Każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do nich gilotyna.

 

Antychrześcijańskie oblicze rewolucji francuskiej objawiło się na dwa sposoby: w aspekcie destruktywnym (czyli polityce wymierzonej w Kościół katolicki i duchowieństwo, a także niszczeniu symboli chrześcijaństwa w sferze publicznej, w tym kościołów) oraz w aspekcie twórczym, o wiele groźniejszym – jak zauważył Józef de Maistre – od tego pierwszego (czyli tym, co na gruzach chrześcijańskiej Francji rewolucjoniści chcieli zbudować). Oba aspekty łączyło przeświadczenie zaczer­pnięte z ateistycznego dziedzictwa Woltera, iż należy wymazać tę niegodziwość, czyli – wedle „patriarchy oświecenia” – chrześcijaństwo.

 

Uczniowie de Sade’a

Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Nigdy wolny człowiek nie pochyli głowy przed bogami chrześcijaństwa; nigdy jego dogmaty, rytuały, tajemnice, moralność nie będą mogły odpowiadać republikaninowi… Oddajcie nam pogańskich bogów! Chętnie będziemy czcić Jowisza, Herkulesa czy Pallas Atenę, ale nie chcemy więcej tego baśniowego stwórcy świata. (…) Nie chcemy więcej tego Boga nieogarnionego, który wszystko ponoć napełnia – takimi słowyzagrzewał rewolucjonistów do kontynuowania antychrześcijańskiej polityki we Francji markiz de Sade – znany zboczeniec seksualny, który zresztą z racji swego zboczenia został na prośbę własnej rodziny osadzony na jakiś czas w Bastylii. W tym kontekście jej zburzenie nabiera całkiem nowego znaczenia.

Gdy de Sade wypowiadał te słowa, już od ponad pięciu lat trwała rewolucyjna polityka wymierzona we Francję jako „pierworodną córę Kościoła”. W pierwszej kolejności uderzono bowiem właśnie w Kościół. Już w roku 1789 skonfiskowano wszystkie należące doń majątki, które podobnie jak w szesnastowiecznej Anglii stały się początkiem fortun nowej, republikańskiej arystokracji. W lutym 1790 roku rewolucyjne Zgromadzenie Narodowe zadekretowało zniesienie wszystkich zakonów we Francji, a 15 sierpnia 1791 roku (nieprzypadkowo wybrano dzień wielkiego święta kościelnego) zakazano księżom noszenia sutann. We wrześniu 1793 roku – w apogeum szalejącego wówczas jakobińskiego terroru – uchwalono „prawo podejrzanych”, otwierające możliwość zgilotynowania osoby także za żywienie arystokratycznych sympatii; te ostatnie mogły oznaczać również uczestnictwo we Mszy Świętej odprawianej w prywatnych mieszkaniach przez tzw. niezaprzysiężonych księży, czyli tych, którzy nie złożyli przysięgi na wierność tzw. konstytucji cywilnej kleru.

Ten akt prawny, uchwalony w lipcu 1790 roku, stanowił faktyczne wypowiedzenie wojny Kościołowi we Francji i Rzymowi. Anglikanin, Edmund Burke, komentujący na gorąco uchwalenie owej ustawy na kartach swoich Rozważań o rewolucji we Francji, pisał: Wydaje mi się, że ten nowy ustrój kościelny ma być tylko przejściową i przygotowawczą fazą prowadzącą do całkowitego wyrugowania wszystkich form religii chrześcijańskiej, gdy tylko umysły ludzi zostaną przygotowane do zadania jej ostatniego ciosu za sprawą urzeczywistnienia planu otoczenia jej kapłanów powszechną pogardą. Ludzie, którzy nie chcą wierzyć, że filozoficzni fanatycy kierujący tą akcją od dawna ją planowali, nie mają pojęcia o ich charakterach i poczynaniach.

Ojciec europejskiego konserwatyzmu nie pomylił się w niczym. Konstytucja cywilna kleru była bowiem próbą ustanowienia we Francji schizmatyckiego wobec Rzymu Kościoła. Z katolickich duchownych czyniła funkcjonariuszy państwowych wybieranych (w tym biskupi) przez wszystkich obywateli danego departamentu (obszar diecezji przykrojono do granic administracyjnych) – również ateistów. 10 marca 1791 roku tę uzurpację rewolucyjnego państwa oficjalnie odrzucił i potępił papież Pius VI. Król Ludwik XVI, chociaż podpisał dokument, traktował go jak kroplę przelewającą kielich goryczy – o czym poinformował w liście pozostawionym na krótko przed nieudaną ucieczką z Paryża.

Konstytucja cywilna kleru okazała się przełomowa również dlatego, że dostarczyła pretekstu dla rozpętania kolejnej spirali przemocy przeciw duchowieństwu, które nie przysięgając na nią dochowywało wierności widzialnej Głowie Kościoła. 27 maja 1792 roku zadekretowano więc deportację do kolonii wszystkich duchownych odmawiających zaprzysiężenia. Jednak już 18 marca 1793 roku Republika poszła dalej i uchwaliła dla odmawiających zaprzysiężenia karę śmierci. Taka sama kara spotkać miała również świeckich, którzy udzielali schronienia kapłanom niezaprzysiężonym lub uczestniczyli w nabożeństwach przez nich odprawianych bądź korzystali z udzielanych przez nich sakramentów. Jak mówił w roku 1793 „kat Lyonu”, jakobiński komisarz Chalier, księża są jedyną przyczyną nieszczęść we Francji. Rewolucja, która jest triumfem oświecenia, tylko z obrzydzeniem może spoglądać na zbyt długą agonię zgrai tych niegodziwców.

 

Męczennicy czasów rewolucji

Ocenia się, że podczas rewolucji we Francji życie za wiarę oddało około trzech tysięcy katolickich kapłanów. W roku 1793 w aktach orleańskiego Trybunału Rewolucyjnego, dotyczących osoby jednego z owych męczenników – ks. Juliena d’Herville, niezaprzysiężonego jezuity – zapisano między innymi, że znaleziono przy nim wszystkie środki dla uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem [chodzi o konsekrowane hostie – przyp. aut.], taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra, serce wykonane ze srebra oraz kryształowy relikwiarz.

Danton namawiał swoich kolegów z rewolucyjnego Konwentu, by wszystkich „opornych księży” załadować na barki i wyrzucić na jakiejś plaży we Włoszech, ojczyźnie fanatyzmu. W końcu jednak wybrano mordercze tropiki Gujany Francuskiej, która stała się miejscem zesłania i męczeństwa niezaprzysiężonych. Przez ponad pół roku (od końca roku 1793) takiego losu oczekiwało na barkach zacumowanych u wejścia do portu w Bordeaux ponad ośmiuset księży. Stłoczeni w nieludzkich warunkach, pozbawieni żywności, lekarstw i elementarnych warunków ludzkiej egzystencji, czekali na wypłynięcie na ocean. W tych okolicznościach spośród 829 księży zmarło aż 547. Trwali jednak w owych ­katuszach do końca, wspólnie się modląc i nawzajem spowiadając.

1 października 1995 roku papież Jan Paweł II beatyfikował sześćdziesięciu czterech z nich, bo jak sam podkreślił w homilii beatyfikacyjnej, na dnie udręki zachowali ducha przebaczenia. Jedność wiary i jedność ojczyzny uznali za sprawę ważniejszą niż wszystko inne.

Martyrologium Kościoła francuskiego czasów rewolucji, sporządzane przez Jana Pawła II, bynajmniej się na tym nie kończy. W lutym 1984 roku beatyfikował on 99 męczenników z Angers – ofiary krwawej pacyfikacji Wandei przez władze Republiki. Do chwały ołtarzy wyniesiono wówczas jedenastu księży i trzy zakonnice. Papież z Polski kontynuował w tym względzie dzieło swoich poprzedników na Stolicy Piotrowej. W roku 1906 bowiem św. Pius X beatyfikował szesnaście karmelitanek z Compiegne straconych w apogeum dechrystianizacyjnych działań władz republikańskich (1793-1794). Wiezione na miejsce stracenia bydlęcymi wozami wszystkie śpiewały Miserere i Salve Regina (Witaj Królowo Niebios). Ujrzawszy szafot, odśpiewały Veni Creator (Przybądź Duchu Święty) i na głos odnowiły swoje przyrzeczenia chrzcielne i śluby zakonne.

Osobną grupę wśród męczenników czasów francuskiej rewolucji stanowią świeccy posyłani na szafot za miłosierdzie okazane duchownym (poprzez udzielenie im schronienia we własnym domu). Część z nich doczekała się oficjalnego uznania swej chwały męczeństwa przez Kościół (jak męczennicy z Angers), większość jednak to święci bezimienni.

Niektórych jednak znamy, jak na przykład osiemdziesięcioletnią wdowę, Annę Leblanc i jej sześćdziesięcioletnią córkę, Anastazję, skazane na śmierć 1 lipca 1794 w Morlaix. Ich zbrodnią było przechowywanie w domu ściganego księdza, Augustina Clecha z diecezji Tregnier. Maria Gimet, robotnica z Bordeaux, natomiast, z pomocą Marii Bouquier (pracowała jako służąca) ukrywała w swoim mieszkaniu trzech księży: Jeana Molinier z diecezji Cahors, Louisa Soury z diecezji Limoges oraz Jeana Lafond de Villefumade z diecezji Perigueux. W uzasadnieniu wyroku śmierci dla owych kobiet czytamy, iż podzielały kontrrewolucyjne uczucia niezaprzysiężonych księży, (…) chlubiły się, że ich ukrywały oraz kilkakrotnie powtarzały, że lepiej być posłusznym prawu Bożemu niż prawu ludzkiemu. Nie znaleziono żadnych okoliczności łagodzących (na przykład w postaci plebejskiego pochodzenia oskarżonych).

 

Zniszczyć papieski Rzym!

Osobno omówić należy wrogie akty rewolucyjnego państwa (czy to Republiki, czy wywodzącego się z „ideałów roku 1789”Pierwszego Cesarstwa) wymierzone w Stolicę Apostolską i kolejnych papieży. Już w roku 1790 zaanektowano należący do papiestwa Awinion. Uchwalona w tym samym roku cywilna konstytucja kleru była niczym innym jak wypowiedzeniem wojny papieżowi. Od słów do czynów Republika przeszła w roku 1796, z chwilą błyskotliwej ofensywy generała Bonapartego w Italii. Dwa lata później, 1 lutego 1798 roku, wojska francuskie pod dowództwem generała Berthiera zajęły papieski Rzym. Wkrótce też „lud rzymski” (czytaj: co bardziej aktywni członkowie lóż wolnomularskich) „spontanicznie” (pod czujną obserwacją przybyłych zza Alp zaprzyjaźnionych wojsk) ogłosił powstanie Republiki Rzymskiej, znosząc w ten sposób istniejące od ponad tysiąca lat Państwo Kościelne. Aby dotkliwiej upokorzyć papieża, decyzję tę promulgowano 15 lutego 1798 roku, w rocznicę jego wyboru na Stolicę Piotrową.

Ponad ­osiemdziesięcioletniego, schorowanego Piusa VI francuscy rewolucjoniści wygnali z Rzymu i umieścili w surowych warunkach twierdzy Palence, gdzie 29 sierpnia 1799 roku zakończył on życie ze słowami: In te Domine speravi, non confundar in aeternum (Tobie Boże zaufałem, nie zawstydzę się na wieki) na ustach. Wysłannik Republiki tak raportował to paryskiemu Dyrektoriatowi: Ja, niżej podpisany obywatel, stwierdzam zgon niejakiego Braschi Giovanni Angelo, który pełnił zawód papieża i nosił artystyczne imię Piusa VI. Na końcu zaś nazwał zmarłego papieża: Pius VI i ostatni.

Podobne nadzieje wyrażał, jeszcze przed śmiercią Piusa VI, generał Napoleon Bonaparte – przyszły cesarz Francuzów. Pisał on do swojego brata, Józefa, pełniącego funkcję francuskiego wysłannika przy Państwie Kościelnym: Jeśli papież umrze, należy uczynić wszystko, by nie wybrano następnego i aby nastąpiła rewolucja [w Państwie Kościelnym]. Ale kolejnego Następcę św. Piotra wybrano podczas konklawe poza Rzymem (w Wenecji) i w dodatku przybrał on imię Piusa VII. To z nim Bonaparte jako Pierwszy Konsul zawarł w roku 1801 konkordat kładący kres najgorszej fali prześladowań Kościoła we Francji i umożliwiający odbudowę struktur kościelnych. Kreujący się na następcę Karola Wielkiego Korsykanin potrzebował papieża, by odbyć cesarską koronację w Paryżu. Ale cały czas traktował on biskupa Rzymu jako podwładnego sobie funkcjonariusza. Nie tolerował żadnego sprzeciwu i wymagał bezwzględnego posłuszeństwa. Gdy w roku 1809 Pius VII „ośmielił się” wyrazić swój sprzeciw wobec brutalnej inwazji Cesarstwa na katolicką Hiszpanię, został aresztowany i przewieziony do Francji, gdzie pozostał więźniem cesarza Francuzów aż do jego upadku w roku 1814.

 

Nowy człowiek” Rewolucji

Rewolucja poczytywała sobie za cel stworzenie „nowej Francji” i „nowego człowieka” – każdego, kto nie mieścił się w „republikańskich wymiarach”, przykrawała do ich wielkości gilotyna. Choć nie tylko. Oto w roku 1793, podczas jednej z debat toczonych w Konwencie, poważnie roztrząsano projekt jednego z jakobińskich deputowanych zakładający zburzenie w imię republikańskiej równości wszystkich wież kościelnych we Francji. Do realizacji projektu nie doszło, co jednak nie zmienia faktu, że rewolucja francuska to kolejna odsłona radykalnego, antykatolickiego ikonoklazmu. Niszczono całe kościoły (w tym, wspaniałą bazylikę w Cluny) lub je poważnie uszkadzano (zwłaszcza tzw. portale królewskie, m.in. w paryskiej Notre Dame i w jej odpowiedniczce w Chartres). Z perełki gotyku, kaplicy Saint Chapelle w Paryżu (zbudowanej przez św. Ludwika IX w XIII wieku jako relikwiarz dla Korony Cierniowej) uczyniono magazyn na zboże. Katedrę w Chartres od zburzenia uchronił pewien obywatel, który wykupił ją od władz po cenie gruzu (dzisiaj katedra figuruje na liście światowego dziedzictwa UNESCO). Komitet rewolucyjny w Bourges postanowił zburzyć dwa kościoły (w tym również wspaniałą tamtejszą katedrę), ponieważ w sytuacji, kiedy triumfuje filozofia, należy dołożyć wysiłku do zniszczenia wszystkich świątyń, które świadczą o głupocie naszych ojców i konserwują nadzieje winne przesądów i szarlatanerii.

Nowy człowiek” miał funkcjonować w nowym czasie („nowym” znaczy antychrześcijańskim). W takim właśnie kontekście należy rozpatrywać wprowadzenie przez francuskich rewolucjonistów w roku 1792 nowego, tzw. republikańskiego kalendarza. Początkiem nowej ery miała być data proklamowania republiki we Francji – 22 września 1792 roku. Zniesiono Dzień Święty (niedzielę) oraz wszystkie pozostałe święta chrześcijańskie. Zamiast siedmiodniowego tygodnia wprowadzono dziesięciodniowe dekady (chodziło o zamazanie odrębności niedzieli). Jak mówił jeden z projektodawców republikańskiego kalendarza, Fabre d’Eglantine: Długie przyzwyczajenie do gregoriańskiego kalendarza wypełniło pamięć ludu znaczną ilością wyobrażeń, które długi czas szanowano i które jeszcze dzisiaj są źródłem błędów religijnych. Konieczne jest więc zastąpienie tych wizji ignorancji rzeczywistością umysłu, zastąpienie godności kapłańskiej prawdą natury.

Nowego człowieka” w „republikańskiej cnocie” miała wychować nowa szkoła, wyjęta spod jakiegokolwiek wpływu Kościoła i oddana pod całkowitą dominację rewolucyjnego państwa. Republikański model edukacji miał być oparty wprost na zasadach antychrześcijańskich. Wspominany na początku teoretyk i praktyk rewolucji, markiz de Sade, zachęcał do tego słowami: Francuzi, zadajcie tylko pierwsze ciosy [religii katolickiej – przyp. aut.], reszty dopełni oświata publiczna.

Co może oznaczać takie „republikańskie wychowanie”, któremu poddano całe jedno pokolenie Francuzów (w ciągu niemal trzydziestu lat, jakie minęły od roku 1789 do roku 1815), najlepiej dokumentują słowa św. Proboszcza z Ars, który porównał swoich parafian do istot różniących się od zwierząt jedynie chrztem. Pokolenie to, wyrosłe i ukształtowane przez rewolucję (której Pierwsze Cesarstwo było wszak wiernym kontynuatorem), ucieleśniało przerwanie ciągłości nie tylko z dawną Francją królów, ale przede wszystkim z Francją chrześcijańską – „pierworodną córą Kościoła”. Rewolucja nie jest bowiem najgorsza w tym, co niszczy, ale w tym, co tworzy.

Aleksander Smolarski


Read more:
http://www.pch24.pl/francuska-golgota-meczennikow-czasu-rewolucji,5477,i.html#ixzz37hsay5BZ

Rewolucja francuska i powrót męczenników — ofiar systemów totalitarnych

14 lipca 1789 roku wybucha Wielka Rewolucja Francuska, głosząca hasła „Wolność, równość, braterstwo”. Charakterystyczne jest to, że ta wolność, równość i braterstwo obejmowała wszystkich, oprócz katolików. W imię tych jakże dziwnie i w specyfi czny sposób pojętych haseł mordowano księży, zakonników i zakonnice. W książce Listy krwią pieczętowane Stanisław Romuald Rybicki FSC, w rozdziale Rewolucja francuska, opisuje ich straszne męczeństwo. Chciałbym Ojca zapytać o męczenników tego okresu wywodzących się spośród karmelitów i karmelitanek bosych.

Rzeczywiście, rewolucja francuska, wbrew hasłu „liberté, egalité, fraternité”, które było tylko frazesem czy pustosłowiem, 12 lipca 1790 roku uchwaliła tzw. konstytucję cywilną kleru, marginalizującą i całkowicie podporządkowującą Kościół władzom państwowym, która miała doprowadzić go do całkowitego unicestwienia, poprzez oderwanie Kościoła od Rzymu, zniesienie zakonów czy wprowadzenie przysięgi duchownych „na wierność tejże konstytucji”. Kto tej przysięgi nie złożył, bo pragnął pozostać wierny papieżowi, uważany był za buntownika i skazywano go na gilotynę. Tak zginęło siedemnaście mniszek karmelitanek bosych z klasztoru w Compiegne. Aresztowano je 24 czerwca 1794 roku. Przyjęły to z całkowitym poddaniem się woli Bożej, a nawet z radością, dając heroiczny przykład czerpania mocy ducha z miłości Boga. Za wierność Kościołowi i papieżowi zostały skazane na śmierć. Na miejsce stracenia szły ze śpiewem, odnowiwszy swe zakonne śluby na ręce przeoryszy, Teresy od św. Augustyna. Zostały ścięte w Paryżu dnia 17 lipca 1794 roku. Papież Pius X beatyfikował je w roku 1906, jako pierwsze męczennice rewolucji francuskiej. Słynny Georges Bernanos napisał o ich męczeństwie dramat Dialogi karmelitanek, przetłumaczony na wiele języków i często prezentowany na światowych scenach teatralnych. Wypada też wspomnieć, że w Polsce pierwszy opis męczeństwa swych współsióstr w powołaniu karmelitańskim opublikował z racji ich beatyfikacji św. Rafał Kalinowski.

Podczas rewolucji straciło też życie wielu francuskich karmelitów bosych. Chwały ołtarzy przez beatyfikację, dzięki posłudze sługi Bożego Jana Pawła II, dostąpiło jednak tylko trzech spośród nich, mianowicie o. Jan Chrzciciel Duverneuil, o. Michał Ludwik Brulard i o. Jakub Gagnot. Przynależą oni do grupy 64 duchownych francuskich, tzw. „opornych”, którzy nie podpisali deklaracji lojalności wobec władz rewolucyjnych i w konsekwencji zostali zgrupowani na dwóch starych statkach, służących kiedyś do przewozu niewolników, zakotwiczonych w pobliżu wyspy Aix i przetrzymywani przez kilka miesięcy. Wszystkich uwięzionych kapłanów było 829. Umieszczeni w nieludzkich warunkach pod pokładem, cierpieli głód, choroby, upokorzenia fizyczne i moralne. Nie mogli posiadać żadnych przedmiotów religijnych ani też publicznie się modlić. Gdy umierali, grzebano ich na wyspach Aix i Madame w zbiorowych mogiłach wykopanych przez ich towarzyszy, którym nie pozwolono nawet odmówić modlitwy za zmarłych. W oczekiwaniu na deportację do Gujany Francuskiej zmarło łącznie 547 kapłanów. Beatyfikacja grupy „opornych” odbyła się w Rzymie 1 października 1995 roku.

Czy mógłby Ojciec ukazać nam postacie jeszcze innych świętych i błogosławionych, ofiar krwawego terroru rewolucji francuskiej?

Ciekawe, ale do dziś nie znajdujemy żadnego z męczenników rewolucji francuskiej w gronie świętych, wielu natomiast zostało błogosławionymi, m.in.: piętnaście sióstr urszulanek z Valenciennes i cztery siostry szarytki z Arras, zamordowane w Cambrais i beatyfikowane 13 czerwca 1920 roku; trzydzieści dwie siostry zakonne z Orange (16 urszulanek, 13 sakramentek, dwie cysterki i jedna benedyktynka), beatyfikowane 10 maja 1922 roku; męczennicy paryscy (zwani też męczennikami wrześniowymi) — 191 osób (trzech biskupów, 179 księży diecezjalnych i zakonnych, dwóch diakonów, jeden kleryk, jeden brat zakonny i pięciu świeckich), beatyfikowani 17 października 1926 roku; 13 męczenników z Laval, beatyfikowanych 19 czerwca 1955 roku przez Piusa XII i męczennicy z Angers — 99 osób (księży, zakonnic, osób świeckich, głównie kobiet, także matek z dziećmi) beatyfikowanych przez Jana Pawła II dnia 19 lutego 1984 roku.

Nie zapominajmy, że w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych rozpatrywanych jest jeszcze 13 spraw męczenników francuskich z lat 1790- 1800 dotyczących 541 osób.

W marcu 1793 roku dochodzi do wybuchu powstania w Wandei. Paradoksalnie za broń w obronie wiary i króla chwycili biedni chłopi, czyli ci, dla których według ideologów, rewolucja miała przynieść polepszenie ich warunków życia. Większość na piersiach miała zawieszony krzyż lub obrazek Najświętszego Serca Jezusowego, do ubrania zwierzchniego przypinano wyhaftowane na kawałku płótna czerwone serce z napisem „Bóg i Król”. Do boju powstańcy szli z modlitwą na ustach. Nazwali siebie Wielką Armią Katolicką i Królewską. W straszliwy sposób rozprawiły się z powstańcami i ludnością Wandei wojska rewolucyjne. Rzezie te nazywane są pierwszym ludobójstwem w nowożytnej historii. Czytałem, że niejako zasiewu pod to, że mieszkańcy Wandei stanęli w obronie Boga i króla dokonał na tych ziemiach św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, który przemierzał te tereny w pierwszych latach XVIII wieku.

W czasie swoich wędrówek wygłosił św. Ludwik około dwustu rekolekcji i misji. Każda misja trwała do pięciu tygodni: uczył śpiewów religijnych, zapisywał wiernych do bractw: Różańca świętego, Pokutników, 44 Dziewic, Milicji św. Michała i Przyjaciół Krzyża. Zmarł też w czasie głoszenia misji w małej parafii Saint-Laurent-sur-Sevre, 28 lipca 1716, będąc zaledwie w 43 roku życia. Tam też został pochowany. Beatyfikowany był w 1888 roku przez papieża Leona XII, a w 1947 roku kanonizował go Pius XII.

W centrum swej duchowości osobistej i apostolskiej Ludwik Grignion postawił kult Najświętszej Maryi Panny i wierność przyrzeczeniom chrztu świętego. Aby dać temu wyraz przybrał jako drugie imię „Maria”, a do swego nazwiska dodał „Montfort”, od nazwy parafii, w której przez chrzest stał się dzieckiem Bożym.

W 1996 roku Saint-Laurent-sur-Sevre odwiedził i modlił się przy grobie świętego Jan Paweł II, który z traktatu św. Ludwika o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny zaczerpnął swe maryjne motto „Totus Tuus”, będące dewizą jego pontyfikatu.

Od czasów rewolucji francuskiej każda następna, czy to komuna paryska z 1871 roku, rewolucja meksykańska z lat 1910-1917, czy rewolucja październikowa 1917 roku, swoją szczególną agresję kierowała wobec Kościoła. Jak Ojciec sądzi, dlaczego?

Dlatego, że Kościół zawsze bronił godności i praw człowieka, i to nie z racji konwencjonalnych, ale teologicznych, przypominając doktrynalną podstawę i teologiczny fundament tej godności i wynikających z niej praw, tj. stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boże, jego odkupienie krwią Chrystusa, obdarowanie go — w Chrystusie — Bożym synostwem i powołanie go do życia z Bogiem samym przez całą wieczność. Nadto, broniąc praw człowieka, Kościół przypominał mu także o jego obowiązkach i tym samym bronił praw Bożych, bo przecież na obraz i podobieństwo Boga człowiek został stworzony, a nikt nie zna człowieka tak jak Bóg, nikt nie kocha go tak jak Bóg i nikt nie postawił człowieka w centrum wszechświata tak jak Bóg. Dyktatorzy zaś, nieważne czy biali, czy czerwoni, chcieli być jedynymi „panami” swoich społeczeństw, dlatego Kościół i jego ludzi eliminowali jako wrogów pierwszej klasy…

W latach 30-tych XX wieku dochodzi w Hiszpanii do krwawych wydarzeń. W 1931 roku proklamowano republikę i Kościół stał się obiektem pierwszych ataków. Później, dzięki temu, że w wyborach w 1933 roku odniosły sukces partie prawicowe, doszło do pewnej poprawy sytuacji. Niestety, w 1936 roku w wyniku sfałszowanych wyborów zwyciężył tzw. Front Ludowy złożony z socjalistów, marksistów, anarchistów, szeroko był w nim reprezentowany liberalizm antykościelny i masoneria. Dało to początek olbrzymiej fali wystąpień skierowanych przeciwko Kościołowi. Ks. dr Józef Alonso, Hiszpan, kapłan z Prałatury Opus Dei, w rozmowie ze mną powiedział, że w sumie śmierć męczeńską poniosło 11 biskupów, ponad 16 tysięcy księży i zakonników, kilkaset zakonnic oraz 200 tysięcy osób świeckich z powodu wyznawanej wiary. Zburzonych i spalonych zostało ponad 22 tysiące kościołów i klasztorów. Dodał, że wtedy „walczono z wszelkimi objawami religii katolickiej. Profanowano tabernakula, relikwiarze i inne precjoza. Palono obrazy”. Wywlekano z grobowców pochowanych zakonników, a ich głowami grano w piłkę. Kolejny przykład totalnego zdziczenia i obłędu na punkcie niszczenia czegokolwiek, co tylko jest związane z wiarą katolicką… Poprzez te wydarzenia Kościół hiszpański dał nam olbrzymią rzeszę błogosławionych.

Rzeczywiście. Dodajmy jeszcze, że komunistów hiszpańskich wspierali sowieci i brygady międzynarodowe, w tym także — co jest jedną z czarnych plam naszej historii — około pięciotysięczny batalion Polaków, dowodzony przez prosowieckiego generała Karola Świerczewskiego, ps. „Walter”. W czasach PRL wykreowano go na niezłomnego bohatera walk z faszyzmem, „człowieka, co kulom się nie kłaniał”. Jednak — jak przypomina Bartłomiej Kozłowski — „komunistyczni biografowie Waltera raczej nie pisali o takich cechach tej postaci, jak pijaństwo i okrucieństwo”. Osobiście torturował i rozstrzelał on wiele ofiar, zwłaszcza spośród duchownych.

Mnie uderza bardzo to, że wielu spośród męczenników hiszpańskich było ludźmi bardzo młodymi. Często nie liczyli jeszcze trzydziestu lat życia. Byli wśród nich liczni członkowie Akcji Katolickiej, seminarzyści, czy zakonnicy, będący jeszcze w okresie formacji. Niektórzy klerycy zakonni tyle co powrócili do swej ojczyzny po studiach teologicznych z Rzymu, z Francji, z Ziemi Świętej lub z innych krajów. Wielu Marysiom powracającym z Francji nie pozwolono nawet swobodnie opuścić okrętu, ale aresztowano ich już w porcie w Barcelonie i bezwzględnie zamordowano. W gronie 498 męczenników hiszpańskich beatyfikowanych 28 października 2007 roku było aż 18 nowicjuszy, którzy nie ukończyli jeszcze 19 lat życia, a najmłodszy, salezjanin Federico Cobo Suárez, liczył ich zaledwie 16.

Z ogromnej liczby męczenników prześladowania religijnego w Hiszpanii chwałą ołtarzy cieszy się 977, z których 471 beatyfikował, a 11 potem także kanonizował Jan Paweł II. Czterech z nich było biskupami, 43 księżmi diecezjalnymi, 379 osobami konsekrowanymi i 45 świeckimi.

W dniu 29 października 2005 roku odbyła się pierwsza beatyfikacja męczenników hiszpańskich za pontyfikatu Benedykta XVI. W poczet błogosławionych zostało wtedy wpisanych siedmiu księży diecezjalnych z Urgell i jedna siostra zakonna.

Najliczniejszą grupę męczenników hiszpańskich wyniesionych na ołtarze podczas jednej ceremonii liturgicznej stanowi wspomniana już beatyfikacja 498 spośród nich, która miała miejsce 28 października 2007 roku: błogosławionymi zostało ogłoszonych dwóch biskupów, 23 kapłanów diecezjalnych, 462 zakonników i zakonnic, dwóch diakonów, jeden subddiakon, jeden seminarzysta i siedem osób świeckich.

Czy wśród męczenników hiszpańskich wydarzeń znajdujemy także członków Waszego zakonu?

Tak, i to licznych. Pierwszymi beatyfikowanymi męczennicami prześladowania religijnego w Hiszpanii były właśnie trzy mniszki karmelitanki bose z Guadalajary: Maria Pilar, Teresa i Maria Angeles. Jan Paweł II przyznał im chwałę ołtarzy 29 marca 1987 roku. Do dziś w prawie tysięcznej grupie męczenników hiszpańskich, którzy zostali wpisani w poczet świętych i błogosławionych, znajduje się 84 tych, którzy żyli duchowością Karmelu, mianowicie: 31 karmelitów bosych (OCD), cztery karmelitanki bose (OCD), 16 karmelitów i jedna karmelitanka dawnej obserwancji (OCarm), cztery karmelitanki misjonarki (CM), przełożona generalna i 24 siostry karmelitanki od miłości (CCV), jedna siostra ze zgromadzenia św. Teresy (STJ), założyciel i jedna siostra z instytutu terezjańskiego (IT). Wśród tych męczenników było kilku kleryków, jeden nowicjusz i jeden wykładowca Papieskiego Instytutu Duchowości „Teresianum” w Rzymie, który przebywał w Hiszpanii, by w okresie wakacji odwiedzić swoich najbliższych.

Bł. Apolonię Lizarraga Ochoa de Zabalegui, przełożoną generalną karmelitanek od miłości, zamordowano w Barcelonie ćwiartując ją jeszcze za życia i dając jej ciało na pożarcie dla świń. Nadto dwóch z beatyfikowanych karmelitańskich męczenników hiszpańskich było związanych z Polską, z Krakowem, gdzie pracowali w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Są to bł. Eufrazjusz Barredo Fernández, karmelita bosy i bł. Anastazy Dorca Coromina, karmelita. Obaj przybyli do Polski, aby wspomóc nasze klasztory, dźwigające się do życia po zaborach i po pierwszej wojnie światowej.

Bł. Eufrazjusz Barredo Fernández pracował w Krakowie w latach 1926-1928. Przyjechał zaledwie cztery lata po przyjęciu święceń kapłańskich. Wykładał teologię w tutejszym Kolegium Teologicznym Karmelitów Bosych przy ul. Rakowickiej. Latem 1928 roku powrócił do Hiszpanii, gdyż utworzono tam nową prowincję zakonną Burgos, która potrzebowała własnej kadry wychowawczej. Mianowano go wykładowcą teologii ascetycznej i mistycznej w Oviedo oraz dyrektorem ukazującego się w Burgos kwartalnika „El Monte Carmelo”. W 1933 roku został wybrany przeorem oviedańskiego klasztoru karmelitów bosych, gdzie w roku następnym spotkała go męczeńska śmierć ze strony zaślepionych komunistyczną ideologią rodaków. Miał wtedy tylko 37 lat i 8 miesięcy.

W jego listach z Krakowa pisanych do Hiszpanii znajdujemy wiele ciekawostek. Narzekał m.in. na polskie śniegi i mrozy. Nie mógł się też nadziwić, że do klasztoru w Czernej, na imieniny o. przeora Sylwestra Gleczmana „jechali wozem bez kół”, czyli saniami, których wcześniej w gorącej Hiszpanii nie znał. W tutejszym naszym klasztorze mamy po nim miłą pamiątkę. Przed chórem zakonnym, czyli przed kaplicą, w której zakonnicy odmawiają brewiarz i swoje zakonne modlitwy, wisi duży obraz św. Jana od Krzyża. Był on namalowany w 1927 roku, a malarzowi pozował właśnie o. Eufrazjusz. Nietrudno jest zauważyć podobieństwo, gdy patrzymy na ten obraz i na zdjęcie o. Eufrazjusza. W kronice klasztoru, opisując odpust ku czci św. Jana od Krzyża z 1927 roku, zaznaczono, że „na ołtarzu był umieszczony wielki obraz, świeżo wykonany, przedstawiający nader pięknie św. Jana od Krzyża, przyciskającego do serca wielki krzyż. Pozował do obrazu wielebny o. Eufrazy, zabity potem od komuny w Oviedo. Jest nadzieja, że ten ojciec, znany u nas w Polsce, może rychle dostąpi zaszczytów błogosławionych. Już się mu to może znaczyło przez to, że na obraz św. Jana od Krzyża, on, jako nabożna postać hiszpańska i mądrość doktorska, posłużył za model”. A w jednej hiszpańskiej książce czytamy: „Dobrze uczyniłeś krakowski malarzu, że wybrałeś na model dla twego płótna, na którym odtworzyłeś św. Jana od Krzyża, naszego karmelitę z Hiszpanii. Podziwiałeś w nim psychiczne cechy świętego Reformatora, którymi zawsze żył o. Eufrazjusz, zarówno jako nowicjusz, zakonnik i przeor, co potwierdził swoją śmiercią męczennika, śmiercią świętego”.

Zakonnicy naszego klasztoru ubolewali, gdy o. Eufrazjusz wracał z Krakowa do Hiszpanii. Kronika odnotowała: „Żal nam go było bardzo. Mozolił się on u nas 2 lata z młodzieżą. Mógłby być wychowawcą, by większy wpływ wywierać na naszych kleryków, jeszcze dostatecznie w świętości swej nie wybielonych i nie wyanielonych zakonnie”. A gdy nadeszła wiadomość o jego męczeństwie, kronikarz pisał o nim jako o „człowieku wielkiej nauki i nie mniejszej cnoty”, żywiąc równocześnie nadzieję, że „będzie się on za nami i za Polską naszą wstawiał się przed Bogiem tak samo, jak za swą ojczyzną — Hiszpanią”

Co więcej, latem 1927 roku bł. Eufrazjusz był na odpoczynku w karmelitańskim klasztorze wadowickim, gdzie poznał o. Alfonsa Mazurka, dyrektora Niższego Seminarium. Łączyło ich wiele wspólnych zainteresowań, jak np. praca wychowawcza i zamiłowanie do muzyki. Żaden z nich nie przypuszczał chyba jednak, że w przyszłości połączy ich jeszcze męczeńska śmierć i chwała ołtarzy. O. Alfons zaproponował gościowi wykonanie wspólnego, grupowego zdjęcia z wychowankami alumnatu. Zdjęcie to przetrwało do naszych dni. W listopadzie 1999 roku, tj. w kilka miesięcy po beatyfikacji o. Alfonsa, opublikował je hiszpański dwumiesięcznik świeckiego zakonu karmelitańskiego „Carmelo seglar” z Burgos, wraz z obszernym komentarzem pt.: „La irradiación de los Santos” („Promieniowanie świętych”). Czytamy tam m.in. że „miał rację ten, kto powiedział, że XX wiek był wiekiem świętych Karmelu. Niewiele zakonów widziało się bowiem napełnionych i ukoronowanych tyloma swoimi synami i córkami, którzy uświęcili się wśród nas, czerpiąc życiodajne soki z Reguły karmelitańskiej. Rzeczywiście, w XX w. troje świętych Karmelu zostało ogłoszonych doktorami Kościoła, św. Edyta Stein współpatronką Europy a św. Rafał Kalinowski patronem Sybiraków. Nadto wielu karmelitów i karmelitanek bosych było beatyfikowanymi i kanonizowanymi”. Następnie autor wspomnianego artykułu informuje hiszpańskich czytelników, że „ Jan Paweł II beatyfikował w Warszawie wraz ze 107. towarzyszami o. Alfonsa Mazurka, polskiego karmelitę bosego” i kreśli jego biografię, zaznaczając, że „był on wychowankiem św. Rafała Kalinowskiego”. Niezwłocznie jednak dodaje, że „św. Rafał nie był jedynym świętym, którego o. Alfons poznał w swym życiu, bo spotkał się on także z o. Eufrazjuszem Barredo Fernándezem, na którego beatyfikację oczekujemy. Spotkanie to dokumentuje zdjęcie obu męczenników, wykonane latem 1927 r. w Wadowicach, w otoczeniu wychowanków niższego seminarium. Obaj zakonnicy zostali potem przeorami i obaj ponieśli jako przeorzy śmierć męczeńską. Jako pierwszy zginął z rąk komunistów o. Eufrazjusz; o. Alfonsowi zadali natomiast śmierć naziści. O. Alfons cieszy się już chwałą ołtarzy, o. Eufrazjusz jeszcze czeka na tę chwilę, ale jedno jest pewne — konkluduje autor hiszpańskiego artykułu — że zdjęcie to jest jedyne: dwóch świętych Karmelu obok siebie! Jeden Hiszpan, a drugi Polak! Słusznym jest więc wyjściowe określenie promieniowanie świętych, bo u boku jednego świętego wzrasta świętych wielu”.

O. Eufrazjusz też doczekał się beatyfikacji owego 28 października 2007 roku w Rzymie, razem z 497. męczennikami prześladowania komunistycznego na Półwyspie Iberyjskim z lat 1934-1939. Należy do nich wspomniany już, związany z Polską o. Anastazy Dorca Coromina. Po studiach doktoranckich w Rzymie, gdzie przyjął także święcenia kapłańskie, w 1931 roku został skierowany do Polski i zamieszkał w klasztorze karmelitów na Piasku w Krakowie, wykładając teologię. Po dwóch latach powrócił do Katalonii i pracował w klasztorze w Olot. Zasłynął jako dobry kaznodzieja i zakonnik zaangażowany na polu socjalnym, w myśl encyklik społecznych „Rerum novarum” Leona XIII i „Quadregesimo anno” Piusa XI. Zamordowano go latem 1936 roku.

Wspomniał ojciec o bł. Alfonsie Mazurku, męczenniku hitleryzmu. W drugiej wojnie światowej polskie duchowieństwo złożyło Bogu i Ojczyźnie wielką daninę. Według książki o. Władysława Szołdrskiego CSsR Martyrologium duchowieństwa polskiego pod okupacją niemiecką w latach 1939-1945 (Rzym, 1965) straty osobowe Kościoła w Polsce wyniosły 2 579 księży diecezjalnych i zakonnych, kleryków, braci zakonnych i sióstr zakonnych. Z kolei w wydanym w 1977 roku w Warszawie nakładem Akademii Teologii Katolickiej pierwszym wolumenie pięciotomowego dzieła opracowanego na polecenie Episkopatu Polski przez dwóch salezjanów: ks. Wiktora Jacewicza i ks. Jana Wosia Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską 1939-1945 straty polskiego duchowieństwa są wyższe o 222 osoby i wynoszą 2 801. Z informacji, które uzyskałem w innych opracowaniach wynika, że i ta liczba nie jest liczbą ostateczną i na pewno uległa podwyższeniu. Czy może Ojciec powiedzieć, czy znane są już obecnie dokładne straty polskiego duchowieństwa?

Ustalenie dokładnej liczby zamordowanych nie jest nigdy czymś łatwym, tym bardziej, że zawieruchy wojenne czy rewolucyjne uniemożliwiają prowadzenie dokładnych statystyk. Wracając jeszcze do liczby męczenników hiszpańskich, historycy nie są zgodni co do dokładnej ich liczby. Mówią o dziesięciu tysiącach ofiar ślepego prześladowania religijnego. Dlatego cyfry wskazane przez ks. dr. Alonso trochę mnie zaskoczyły. Według studium abpa Antoniego Montero Moreno, opublikowanego w 1960 roku, zamordowanych duchownych było 6832, wśród których 12 biskupów, jeden administrator apostolski, 4184 księży diecezjalnych, wielu seminarzystów (diakonów, subdiakonów, alumnów), 2 365 zakonników i 238 sióstr zakonnych. Dane te potwierdzają badania i obliczenia Wincentego Cárcel Ortí, jakich się podjął z okazji przygotowywania Martyrologium XX wieku, o którego opracowanie z okazji Wielkiego Jubileuszu Dwutysiąclecia Chrześcijaństwa prosił sługa Boży Jan Paweł II. Według niego do wspomnianej liczby prawie siedmiu tysięcy duchownych należy dodać ponad trzy tysiące świeckich, głównie z Akcji Katolickiej, co daje łączną sumę dziesięciu tysięcy ofiar.

Wracając do pytania o liczbę strat polskiego duchowieństwa w czasie ostatniej wojny światowej, nie wiem czy kiedykolwiek poznany ją w detalach. Bo przecież oprócz męczenników hitleryzmu istnieje cała rzesza tych, którzy zostali zamordowani przez reżim sowiecki i szowinizm ukraiński, a nadto przez komunistów polskich w czasach PRL. Do wskazanych przez Ciebie pozycji o. Władysława Szołdrskiego, redemptorysty, i księży Wiktora Jacewicza i Jana Wosia, salezjanów, należy dodać bezcenne opracowania ks. Romana Dzwonkowskiego, pallotyna, sięgające czasów pierwszej wojny światowej i obejmujące też lata PRL, tj. książkę pt. Losy duchowieństwa katolickiego w ZSRR 1917-1939 oraz Leksykon duchowieństwa polskiego represjonowanego w ZSRS 1939-1988 (Lublin 2003). W 1992 roku Archidiecezjalne Wydawnictwo Łódzkie wydało Martyrologia Duchowieństwa Polskiego 1939-1956, a w latach 2002-2006 w Wydawnictwie Księży Werbistów „Verbinum” ukazał się trzytomowy Leksykon Duchowieństwa Represjonowanego w PRL w latach 1945-1989, pomordowani, więzieni, wygnani, opracowany pod redakcją ks. prof. Jerzego Myszora, jako odpowiedź na apel Ojca Świętego Jana Pawła II, który wzywał, „ażeby Kościoły lokalne, zbierając konieczną dokumentację, uczyniły wszystko dla zachowania pamięci tych, którzy ponieśli męczeństwo”.

„Nasz Dziennik” publikuje regularnie w swej rubryce „Księża niezłomni” biogramy bohaterskich kapłanów polskich, którzy nie ugięli się przed prześladowaniem i dochowali wierności Chrystusowi i Kościołowi, nawet za cenę utraty życia. Ostatnio w tym samym cyklu, jakkolwiek pod tytułem „Kościół niezłomny” odnotowywane są także prześladowane przez reżim komunistyczny siostry zakonne, a sądzę, że przyjdzie też czas na przywołanie w tym cyklu również osób świeckich, które nie ugięły się przed szykanami i pomimo dyskryminacji za poglądy religijne, trwały w wierności Chrystusowi i Kościołowi.

W końcu ks. prof. Zdzisław Aleksander Jastrzębiec-Peszkowski oraz dr inż. Stanisław Zygmunt Maria Zdrojewski wydali w 2002 r. monumentalne, poprzedzone słowem wstępnym Prymasa Polski dzieło pt. Katoliccy duchowni w Golgocie Wschodu. W sumie, zestawiając dane, wolno mówić o kilku tysiącach polskiego duchowieństwa, które swą wierność Panu przypłaciło męczeństwem w XX wieku.

W numerze 5 Biuletynu „Męczennicy” w artykule „Salezjanie w Auschwitz” możemy przeczytać opisy męczeństwa księży salezjanów. Przytoczę tutaj jeden z nich:

W wigilię patronalnego święta Zgromadzenia Salezjańskiego, w przeddzień uroczystości Wspomożycielki Wiernych ks. Jan Świerc został aresztowany razem z innymi współbraćmi. Był wieczór, 23 maja 1941 r. Z Konfederackiej przewiezieni zostali do krakowskiego więzienia Montelupich. Tam miały miejsce przesłuchania, bicie, szczucie psami i wreszcie zaimprowizowany sąd i wyrok — obóz koncentracyjny w Oświęcimiu.

Więźniów przywieziono skutych kajdanami po dwóch transportem inteligencji krakowskiej i żydów, 26 czerwca 1941 roku. Było ich dwunastu — 11 księży i koadiutor. Na placu apelowym zdjęto im kajdanki i po „krwawym chrzcie” przeznaczono do karnej kompanii na bloku śmierci w Oświęcimiu. Dowódca karniaka, esesman o szczurzym wyrazie twarzy i czarnych krogulczych oczach, każdego nowo przybyłego pytał o zawód. „Ksiądz katolicki” — padała odpowiedź. Wściekał się, kopał butem w brzuch, bił batogiem po twarzy, po głowie, aż krew rudymi strużkami spływała na szyję i plecy. Posypały się obelgi i przekleństwa. „Tyś ksiądz? Tyś Pfaffe, złodziej, obłudnik.” Następnie wygłosił przemówienie powitalne, które kończyło się apostrofą: „Zdechniecie tu wszyscy, świńskie psy! Jedyna nadzieja dla was to krematorium”.

Następnego dnia obóz wyruszył do pracy. Z kotłowiska ludzi na placu uformowały się oddziały i przeszły przez bramę. Więźniowie niewyspani, głodni, jakby zaczadzeni oparami krwi i trupich dymów, które wydobywały się ognistymi pióropuszami z kominów krematoryjnych. Kompania karna pracowała w dołach żwirowych. Księży i Żydów odłączono i oddano pod szczególniejszą opiekę esesmanów i kapo-sadysty. Każdy otrzymał żelazną taczkę, łopatę i kilof. Praca polegała na rozbijaniu kilofem kamieni i żwiru, ładowaniu na taczki i wożeniu do dołu głębokiego na osiem metrów. Prace należało wykonywać „biegiem”, czego pilnowali uzbrojeni w styliska specjalni przodownicy pracy. Bili bez litości, a szczególnie znęcali się nad księżmi. Po krótkim czasie krwawymi odciskami pokrywały się dłonie i zmęczenie zaczęło ogarniać obolałe kości.

Pierwszy upadł ks. Jan Świerc, dyrektor i proboszcz domu i parafi i salezjańskiej w Krakowie na Dębnikach. „Robić ci się nie chce! — odezwał się okrutny kapo. — Zaraz ci pomogę — i grubym styliskiem uderzał po głowie, po plecach”. Ksiądz Jan chwycił naładowaną ciężkimi kamieniami taczkę i zwolna posuwał się ku dołowi. Za nim kroczył zwyrodniały kapo, zmuszał do pośpiechu, okładał strasznymi razami, kopał w brzuch. Ilekroć nieszczęśliwiec upadł na ziemię, kopniakami zmuszany był do powstania. Ksiądz Jan czuł, że zbliżają się ostatnie chwile jego życia. Żegnał się ze światem, ku niebu kierował swe myśli.

O Jezu, Jezu — wzdychał za każdym uderzeniem”. To doprowadzało kapo do szału. Błyskawice zapaliły się w jego oczach. „Ja ci pokażę Jezusa! — krzyczał rozwścieczony. — Tu nie ma Boga! On cię z rąk moich nie wyrwie!” Po tych słowach zaczął miotać straszne bluźnierstwa. W pewnym momencie twardym batogiem uderzył z całej siły w twarz tak fatalnie, że oko wypłynęło na wierzch. Na jednym ścięgnie kołysało się na policzku, a z czarnej jamy ocznej sączyła się ciemną strugą krew. Zmasakrowana twarz pokryła się zakrzepłą krwią. Ksiądz Jan żył jeszcze, modlił się. Dochodziły do nas przytłumione jęki: „O Jezu, zmiłuj się nade mną!…” Po raz ostatni odwrócił ku nam twarz i żegnał nas niemym spojrzeniem. Krwawy kapo postanowił zadać swej ofierze cios śmiertelny. Podniósł księdza z ziemi i całą siłą pchnął na taczkę z kamieniami, tak iż złamał mu krzyż. Zwisającą głowę zmiażdżył kamieniem.

Po mistrzowsku to zrobiłeś” — rozległ się okrzyk i chichot stojących esesmanów. Ksiądz Jan nie żył. Ciało jego, jeszcze ciepłe, zawieziono na taczce do krematorium, a dusza kapłana-męczennika poszła po palmę zwycięstwa do Tego, za Którego on krew swą przelał.

Ksiądz Jan Świerc, pierwsza ofiara tego pamiętnego dnia, 27 czerwca 1941 r., zginął na słynnym żwirowisku. Odszedł do Pana po nagrodę za wierność powołaniu salezjańskiemu i kapłańskiemu.

Zginął w 64. roku życia, 42. ślubów zakonnych i 38. kapłaństwa.

Numer obozowy 17 352.

Wstrząsający to opis męczeństwa. Takich opisów w różnych publikacjach możemy znaleźć setki tysięcy… Śmierć żołnierza, walczącego nawet z przeważającymi siłami wroga, ale z bronią w ręku, jest zrozumiała. Ale na pewno nie jest zrozumiała śmierć człowieka torturowanego w więzieniu, zamęczonego w niemieckim obozie koncentracyjnym, czy w łagrze sowieckim…

Tak, ale komunizm i nazizm — ateistyczne i totalitarne systemy XX wieku — zamierzały programowo zniszczyć religię i zamiar ten brutalnie realizowały, bo na miejscu Boga chciały postawić system oraz uosabiającego go wodza wraz z aparatem ciemiężycielskiej władzy. Oba systemy były okrutne. Nie liczyły się z człowiekiem, jego godnością i wrodzonymi prawami, ale słały sobie drogę do celu milionami ofi ar i oceanem cierpienia, wyciskając również swe brutalne piętno na Polsce, gdzie ze szczególnym okrucieństwem prześladowano Kościół katolicki.

Jednak gdy ogromne szkody wyrządzone mu przez nazizm hitlerowski były za czasów PRL badane i opisywane, co leżało w interesie władz komunistycznych, represje i zbrodnie komunistów względem Kościoła były zatajane i niedostępne dla jakichkolwiek badań historyków, a tym bardziej dla publikacji. Sytuacja zmieniła się dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, wraz z przemianami ustrojowymi.

Przytoczyłeś opis męczeństwa sługi Bożego ks. Jana Świerca. Pozwól, że przytoczę ze swej strony opis męczeństwa bł. Alfonsa Mazurka. Gdy latem 1944 roku losy wojny przesądzały się coraz bardziej przeciwko Niemcom, zaczęli oni budować okopy na zachodniej granicy Generalnego Gubernatorstwa, przymuszając do pracy okoliczną ludność. Wmawiano cynicznie Polakom, że chodzi o obronę Polski i zachodniej, chrześcijańskiej cywilizacji przed zalewem sowieckiego komunizmu. Oczywiście, argumentacja ta nie przynosiła żadnego skutku i ludzie szli do tej pracy z wielkim oporem, dlatego często urządzano obławy, łapanki, a także dokonywano morderstw w celu zastraszenia.

Dla Czernej i okolicy szczególnie tragicznym dniem w tym sensie okazał się 28 sierpień. Przed południem Niemcy, zamordowawszy kilka osób w pobliskich wioskach i w samej Czernej, zjawili się w klasztorze. Nakazali zakonnikom udać się do punktu zbiorczego w Czernej i krzyczeli, że nie obędzie się bez kilku pogrzebów. O. Alfons, jako przełożony, którym okupanci interesowali się szczególnie, zachowywał spokój. Udał się na chwilę do kościoła, pomodlił się przed Najświętszym Sakramentem i przed ołtarzem Matki Bożej Szkaplerznej, po czym szedł na czele kolumny swoich współbraci. Z punktu zbiorczego w Czernej prowadzono ich razem ze spędzonymi tam mieszkańcami wioski do Krzeszowic. Kolumnę eskortował samochód z żołnierzami. Po przemaszerowaniu sporego odcinka polecono o. Alfonsowi wsiąść na platformę samochodu i odjechano razem z nim, maltretując go, w kierunku Krzeszowic, a potem w stronę Nawojowej Góry. Tam, na małej łące, nieco w bok od głównej drogi, dokonano jego męczeństwa. Zepchnięto go z samochodu i rozkazano iść przed siebie. Zachowywał spokój, w ręce trzymał różaniec, który odmawiał. Po chwili krzyknięto by się odwrócił i zaczęto strzelać prosto w jego twarz. Upadł, ale podniósł się jeszcze, jak gdyby chciał iść dalej. Runął jednak ponownie i jeden z żołnierzy podbiegł do niego, kopnął go i wrzucał do jego ust ziemię z kretowiska. Niemcy nakazali następnie jednemu z gospodarzy odwieźć ciało zmarłego na cmentarz do Rudawy i pogrzebać je. I właśnie gdy furman jechał z zamordowanym do Rudawy, spotkał kolumnę czernian i zakonników, którzy poznali po zakonnych sandałach i karmelitańskim habicie swojego zmaltretowanego przeora. Jeden ze współbraci kapłanów udzielił mu sakramentalnego rozgrzeszenia. Ciało męczennika, przykryte słomą, udało się przywieźć do klasztoru, gdzie nazajutrz, 29 sierpnia o zmierzchu, mimo zastraszenia i terroru ze strony Niemców, odbył się pogrzeb, w którym obok współbraci zakonnych uczestniczyła też spora gromada wiernych, pogrążonych w smutku i płaczu. Zamordowanego przeora pochowano obok nowicjusza, sługi Bożego Franciszka Powiertowskiego, którego Niemcy zastrzelili cztery dni wcześniej, i który został włączony do procesu beatyfikacyjnego drugiej grupy polskich męczenników hitleryzmu.

Wielu męczenników hitleryzmu mamy już wśród świętych i błogosławionych Kościoła, jak np.: św. o. Maksymilian Maria Kolbe, bł. ks. bp Michał Kozal, bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski, błogosławione Męczenniczki z Nowogródka — Nazaretanki oraz 108 błogosławionych na czele z ks. abp. Antonim Julianem Nowowiejskim. Obecnie od kilku lat trwa proces beatyfikacyjny kolejnej dużej grupy męczenników, która liczy ponad 100 sług Bożych. Wiem także, że jezuici prowadzą proces 16 męczenników….

Wybacz, że wchodzę Ci w słowo, ale chciałbym tutaj dodać jedną ciekawostkę, jakże aktualną w tych dniach, kiedy to Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że wieszanie krzyży w klasach to naruszenie „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” oraz pogwałcenie „wolności religijnej uczniów”. Chodzi o proces beatyfikacyjny ks. Gerarda Hirschfeldera z Kłodzka, w który zostałem urzędowo zaangażowany. Kapłan ten, który przez siedem lat pracował jako wikariusz i duszpasterz młodzieży w Kudowie-Czermnej w diecezji świdnickiej, i gdzie też spoczywają jego prochy krematoryjne, żył w latach 1907-1942. Tamtejsze tereny należały do Niemiec i sam był Niemcem. Sprzeciwił się jednak ideologii nazistowskiej, i stanął w obronie krzyża. Podczas kazania, po zbezczeszczeniu przez faszyzującą młodzież krzyża stojącego przy drodze do wsi Wyszki, pomimo wcześniejszego zastraszania, a nawet i pobicia przez faszystowskich bojówkarzy, powiedział odważnie: „Kto wyrywa z serc młodzieży wiarę w Chrystusa, jest zbrodniarzem!”. Został więc aresztowany i uwięziony w Kłodzku, skąd po czterech miesiącach skierowano go obozu koncentracyjnego w Dachau. Zmarł z wycieńczenia w równy rok od dnia aresztowania, tj. 1 sierpnia 1942 r. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczęto 19 września 1998 r. w Münster, gdzie mieszka wielu Niemców wywodzących się z Ziemi Kłodzkiej. Grób sługi Bożego otaczany jest opieką przez dzisiejszych parafian Czermnej, naszych rodaków, a Gość Świdnicki (dodatek diecezjalny Gościa Niedzielnego) nazwał go „naszym przyszłym świętym diecezjalnym”. Święci oferują zawsze przesłanie pokoju i jedności.

Dziękuję za to dopowiedzenie. Wracając do wcześniejszego wątku, gdy porównuję zaangażowanie naszego Kościoła w Polsce w beatyfikacje męczenników II wojny światowej do owocnych starań Kościoła hiszpańskiego, który doczekał się uwielbienia tej rzeszy męczenników z lat 30-tych XX wieku, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, to przyznam, iż mam wrażenie, że trochę jakby zaniedbano, czy też zaniechano możliwość wyniesienia do chwały ołtarzy polskich męczenników drugiej wojny światowej, zwłaszcza męczenników komunizmu…

Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie zawiera się już częściowo w moich wcześniejszych wypowiedzianych. O męczennikach komunizmu nie wolno było mówić… A nadto do pontyfi katu Jana Pawła II nie został wyniesiony na ołtarze żaden męczennik wojny hiszpańskiej, niemieckiego hitleryzmu czy sowieckiego komunizmu. Przecież sam o. Maksymilian Kolbe, męczennik Oświęcimia, beatyfikowany był przez Pawła VI jako wyznawca… Wprawdzie Sobór Watykański II w konstytucji dogmatycznej „Lumen Gentium” (nr 49-50), traktując o powszechnym powołaniu do świętości i wskazując równocześnie na różnorodne formy jej realizacji i na środki do niej wiodące, przywołał męczenników, „którzy przelawszy krew swoją, dali najwyższe świadectwo wiary i miłości” tuż po Najświętszej Maryi Pannie i Aniołach, to jednak w latach posoborowych nie wynoszono męczenników na ołtarze. Wyjątek stanowi kanonizacja męczenników z Ugandy z lat 1885-1887, na czele z Karolem Lwangą, której dokonał Paweł VI w 1964 roku, podczas trzeciej sesji Soboru. Dopiero nadejście Jana Pawła II sprawiło, że podjęto dogłębną refleksję dotyczącą problematyki męczeństwa. Ojciec Święty zawsze, tj. od pierwszych dni pontyfikatu był świadomy tego, co później napisał w Tertio millennio adveniente (nr 37), że w „XX wieku wrócili męczennicy” i „zginęło ich w tym wieku więcej niż we wszystkich dziewiętnastu stuleciach od narodzenia Chrystusa”. Refleksja ta wydała obfite owoce w wypracowaniu nowych kryteriów męczeństwa w procedurze kanonizacyjnej, co reasumuje w swej monografii i pt. Koncepcja męczeństwa w praktyce Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych (Wrocław-Rzym 1992) ks. dr Józef Lisowski. Analizując dogłębnie zagadnienie męczeństwa, wychodząc od samej etymologii greckiego słowa martyr — świadek i martyrion — świadectwo, poprzez baptismus sanguinis — chrzest krwi, aż po współczesne rozumowanie zagadnienia odium fidei — nienawiści do wiary ze strony prześladowcy i powiązania tegoż motywu z motywami ubocznymi, jak np. kwestie polityczne, rasowe, narodowościowe, ks. Lisowski przywołuje fakt wypracowania w najnowszej procedurze kanonizacyjnej tzw. elementu przeważającego — motivum praevalens, co oznacza, że można udowodnić heroiczne męczeństwo także wtedy, gdy w przyczynie męczeństwa ze strony prześladowcy jego nienawiść do wiary nie jest jedyną, ale jest przeważającą.

Nadto w kwestii samego rozumowania kim jest prześladowca, zostały wprowadzone poważne zmiany z tradycyjną koncepcją i oprócz tradycyjnych prześladowców w sensie osób fizycznych, od procesu kanonizacyjnego św. Maksymiliana M. Kolbe, dzięki zaangażowaniu o. Joachima Bara OFMConv., rozpoznaje się prześladowcę zbiorowego w postaci wrogiego religii systemu totalitarnego, jak właśnie narodowy socjalizm (faszyzm) w Niemczech, dyktatorskie rządy komunistyczne w Meksyku czy w Hiszpanii, czy w końcu dyktatura proletariatu także i u nas. Pierwszym procesem doprowadzonym do beatyfikacji męczennika polskiego komunizmu było wyniesienie na ołtarze bł. ks. Władysława Findysza z diecezji rzeszowskiej. Nie doczekał jego beatyfi kacji Jan Paweł II, ale w grudniu 2004 r. podpisał dekret o jego heroicznym męczeństwie za wiarę, zadanym przez komunistów.

Trwają, jak wiemy, kolejne procesy wprowadzane w tym kluczu przez niektóre diecezje polskie, archidiecezję lwowską, a nadto przez konferencję biskupów katolickich Federacji Rosyjskiej. Mianowicie w archidiecezji warmińskiej trwa proces beatyfikacyjny 16 sióstr katarzynek, które poniosły śmierć za wiarę w Chrystusa z rąk żołnierzy sowieckich w 1945 roku, a w 2007 roku rozpoczęto tam proces 34 innych męczenników II wojny światowej, tj. ks. Bronisława Sochaczewskiego i 5 towarzyszy — ofiar nazizmu oraz ks. Józefa Steinki i 27 towarzyszy — ofiar komunizmu. Zaś we wspomnianej archidiecezji lwowskiej w 2006 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny ośmiu dominikanów, męczenników NKWD z Czortkowa. Dużo wcześniej, bo 31 maja 2003 r. — i sięgamy tu daleko poza Polskę — rozpoczął się w Sankt Petersburgu, pod auspicjami biskupów Federacji Rosyjskiej obrządku łacińskiego, proces beatyfikacyjny abp. Edwarda Proffi tlicha, jezuity i 15 towarzyszy, męczenników komunizmu sowieckiego, wśród których, oprócz wspomnianego, abp Proffitlicha (zmarłego w 1942 r. w więzieniu w Kijowie), znajduje się bp Antoni Malecki (zmarły w 1935 r. w Warszawie, na skutek udręczeń doznanych w łagrach), trzech kapłanów ze zgromadzenia księży marianów, tj. Fabian Abrantowicz (zmarły w 1946 r. w więzieniu w Moskwie), Janis Mendriks (rozstrzelany w 1953 r. w Workucie) i Andrzej Cikoto (zmarły w łagrze pod Tajszetem w 1952 r.), jeden pallotyn — Stanisław Szulmiński (zmarły w lagrze w mieście Uchta w 1941 r.) i siedmiu kapłanów diecezjalnych, mianowicie Epifanij Aleksandrowicz Akułow (który przeszedł na katolicyzm z prawosławia i został rozstrzelany w 1937 r.), Konstanty Romuald Julianowicz Budkiewicz (rozstrzelany w Moskwie w samą noc paschalną 1923 r.), Franciszek Budrys (rozstrzelany w 1937 r. w Ufie), Piotr Potapij Andriejewicz Emeljanow (zmarły z wyczerpania w sierpniu 1936 na stacji kolejowej Nadwojcy, gdy wracał na wolność z łagru na Sołowkach, gdzie przebywał od 1927 r.), Jan Janowicz Trojgo (zmarły w więzieniu w Sankt Petersburgu w 1932 r.), Paweł Siemionowicz Chomicz (rozstrzelany w 1942 r. w Sankt Petersburgu) i Antoni Czerwiński (rozstrzelany w 1938 r. we Władykaukazie). W grupie są nadto trzy kobiety: Kamila Nikolajewna Kruszelnicka, osoba świecka, która udostępniała swój dom na spotkania religijne młodzieży, za co została zesłana na Sołowki i w 1937 r. rozstrzelano ją na uroczysku Sandromoch pod Miedwieżjegorskiem oraz dwie siostry dominikanki — Anna Katarzyna Iwanowna Abrikosowa, zmarła w 1936 r. w szpitalu więziennym w Moskwie i Halina Róża Fadiejewna Jętkiewicz, zmarła w 1944 roku w Kazachstanie.

Także w Czechach, a dokładniej na Morawach, diecezja brneńska prowadzi proces beatyfikacyjny trzech księży straconych w 1951 i 1952 roku na podstawie zarzutów spreparowanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Sprawa dotyczy ks. Jana Buli, ks. Václava Drboli i ks. Frantiska Parila. W procesach rewizyjnych w 1990 roku kapłanów tych całkowicie rehabilitowano.

Wracając do Polski, przypomnijmy, że z dniem podpisania dekretu o heroicznym męczeństwie, co nastąpiło 19 grudnia br., zakończył się praktycznie znany powszechnie proces beatyfikacyjny czcigodnego sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki, i w najbliższym czasie powinna zostać ogłoszona data i miejsce rychłej jego beatyfikacji. A z tutejszego, krakowskiego środowiska, nie sposób nie wspomnieć w tym kontekście, będącej już w Rzymie sprawy ks. Michała Rapacza, zamordowanego przez komunistów w niedalekich Płokach w nocy z 11 na 12 maja 1946 roku. Nadto, jak niedawno, tj. pod koniec listopada, podała Katolicka Agencja Informacyjna, trwają przygotowania do rozpoczęcia zbiorowego procesu beatyfikacyjnego męczenników, którzy w latach 1917-1989 zostali zamordowani z nienawiści do wiary przez prześladowców należących do reżimu komunistycznego. Z ramienia Konferencji Episkopatu Polski odpowiada za nie ks. biskup Antoni Pacyfik Dydycz, kapucyn i ordynariusz drohiczyński, który powołał już Ośrodek Dokumentacji Kanonizacyjnej i mianował postulatora procesu w osobie ks. dr. Zdzisława Jancewicza. „Kandydaci na ołtarze — czytamy słusznie w komunikacie przesłanym KAI przez postulatora — powinni cieszyć się opinią męczeństwa, czyli powszechnym przekonaniem, że oddali oni swoje życie za wiarę w Chrystusa lub za jakąś cnotę wypływającą z tejże wiary, przyjmując cierpliwie śmierć, obecnie zaś towarzyszą im znaki i cuda dokonane przez Boga za ich wstawiennictwem i wiele osób wzywa ich wstawiennictwa w różnych potrzebach”.

Nie znam jednak jeszcze sprawy (przynajmniej nie udało mi się zdobyć takiej informacji), by w tym kluczu, tj. w kluczu męczeństwa, był prowadzony jakiś proces, w którym prześladowcą zbiorowym byłby szowinizm ukraiński, przy udowodnieniu, że motivus praevalens tkwił jednak w kwestiach religijnych, a nie narodowościowych.

Oczywiście, przy sprawach beatyfikacyjnych prowadzonych na drodze męczeństwa nie bez znaczenia jest też całe wcześniejsze życie męczennika, jego, moglibyśmy powiedzieć, dalsze przygotowanie do męczeństwa, nastawienie na obronę prawd wiary i gotowość na dobrowolne przyjęcie śmierci jako wyrazu najwyższej miłości do Chrystusa, a w samym momencie śmierci wewnętrzna wolność i przyjęcie śmierci bez oporów. Sposób zadania śmierci przez prześladowcę nie musi być oczywiście chwilowy, bo do udowodnienia męczeństwa stosuje się także pojęcie ex aeruminis carceris czy aerumenae in carceris, tzn. z powodu udręk i wycieńczenia w więzieniu czy w obozie, jak to miało miejsce w przypadku św. Maksymiliana Kolbe, bł. Michała Kozala, wielu męczenników z grupy 108 beatyfikowanych w 1999 r., czy — z rąk prześladowcy komunistycznego — w przypadku bł. ks. Władysława Findysza, który zmarł na wolności, w kilka miesięcy po wypuszczeniu go z więzienia, ale z powodu braku leczenia i udręk zadanych w komunistycznym więzieniu, czyli ex aeruminis carceris.

Tak więc Kościołowi polskiemu należy zawdzięczać wypracowanie nowych kryteriów do beatyfikacji męczenników — kryteriów, które po raz pierwszy zastosowano do kanonizacji o. Maksymiliana Kolbe, ogłoszonego świętym 10 października 1982 roku, a następnie do gloryfikacji innych ofiar hitleryzmu (jak np. św. Edyta Stein, beatyfikowana 1 maja 1987 i bł. Rupert Mayer, beatyfikowany 3 maja 1987), męczenników prześladowania religijnego w Hiszpanii (pierwsza beatyfikacja w roku 1987) czy ofiar komunizmu w wydaniu sowieckim (pierwsza beatyfikacja we Lwowie 27 czerwca 2001, gdzie błogosławionym został ogłoszony także pochodzący spod Sanoka biskup Jozafat Kocyłowski (1876-1947), bazylianin, ordynariusz przemyski obrządku greko-katolickiego) i PRLowskim (beatyfikacja ks. Findysza 19 czerwca 2005), a nadto, jeszcze wcześniej, w wydaniu jugosławiańskiego reżimu Józefa Tito, albowiem już 3 października 1998 roku Jan Paweł II beatyfikował podczas wizyty w Chorwacji kard. Alojzego Stepinaca, prześladowanego przez Tito arcybiskupa Zagrzebia, a 4 października 2008 roku w Trieście został wpisany w poczet błogosławionych ks. Franciszek Jan Bonifacio, zamordowany przez ten sam reżim 11 września 1946 r. Niedawno, bo 31 października 2009 w Ostrzyhomiu na Węgrzech w poczet błogosławionych został wpisany bp Zoltán Lajos Meszlényi, męczennik komunistów węgierskich, zmarły z wycieńczenia w obozie w Kistarcsy 4 marca 1951 r.

Ojcze Szczepanie, dziękuję za tak dokładne przybliżenie problemu beatyfikacji męczenników XX wieku.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/swieci/swietosckan4_07.html

 

Podsumowanie:

Męczennicy rewolucji francuskiej 1789-1800

Karmelitanki
bose z Compiegne
– 16 osób – wspomnienie 17 lipca (beatyfikacja 27 maja
1906 r. przez Piusa X);

Męczennice z Cambrais – 4 osoby (siostry szarytki z Arras) – wspomnienie 27
czerwca;

Urszulanki z Valenciennes – 15 osób – wspomnienie 23 października (beatyfikacja
13 czerwca 1920 r.);

Męczennice z Orange – 32 osoby (16 urszulanek, 13 sakramentek, 2 cysterki
i 1 benedyktynka) – wspomnienie 9 lipca (beatyfikacja 10 maja 1922 r.);

Męczennicy paryscy (zwani też męczennikami wrześniowymi oraz “u karmelitów”)
– 191 osób (3 biskupów, 179 księży diecezjalnych i zakonnych, 2 diakonów, 1
kleryk, 1 brat zakonny i 5 świeckich) – wspomnienie 2 września (beatyfikacja
17 października 1926 r.);

Męczennicy z Laval – 13 osób – beatyfikacja 19 czerwca 1955 r. przez Piusa
XII;

Męczennicy z Angers – 99 osób (11 księży, 3 zakonnice – 2 szarytki i 1 benedyktynka,
oraz 87 osób świeckich – głównie kobiet, także matki z dziećmi) – wspomnienie
1 lutego (beatyfikacja 19 lutego 1984 r. przez Jana Pawła II);

Męczennicy z Rochefort – 64 osoby (61 księży i zakonników oraz 3 braci zakonnych)
– wspomnienie 18 sierpnia (beatyfikacja 1 października 1995 r. przez Jana Pawła
II).

To grupa spośród 829 kapłanów, którzy u wejścia do portu w Bordeaux w nieludzkich
warunkach byli ponad pół roku przetrzymywani w oczekiwaniu na przymusową deportację
do Gujany Francuskiej. 547 z nich zmarło, nie doczekawszy jej.

W watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych rozpatrywanych jest jeszcze
13 spraw męczenników francuskich z lat 1790-1800 dotyczących 541 osób.

http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/meczennicy-rewolucji-francuskiej-1789-1800/

 

17 lipca

Święty Aleksy, wyznawca

 

Według syryjskiego tekstu z V wieku, Aleksy był Rzymianinem z bardzo zamożnej rodziny rzymskich patrycjuszów: Eufemiusza i Agle. W dniu swego ślubu potajemnie opuścił dom i udał się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. W Edessie miał być żebrakiem. Żył tam z jałmużny. Budował wszystkich niezwykłą pobożnością. Dzielił się z ubogimi wszystkim, co mu tylko zbywało. Tuż przed śmiercią wyjawił, kim jest.
Następnie powrócił do Rzymu, gdzie, nierozpoznany, przeżył 17 lat w maleńkiej celi pod schodami rodzinnego domu. Życie spędził na modlitwie i nawiedzaniu sanktuariów rzymskich. Po śmierci znaleziono w jego ręku kartkę z opisem życia. Według legendy jego śmierć miały zwiastować dzwony wszystkich świątyń Wiecznego Miasta. W pogrzebie miał wziąć udział sam papież i cały Rzym. W jego życiorysie przemieszana jest tradycja z legendą.

W średniowieczu św. Aleksy był bardzo popularną postacią w Europie i Północnej Afryce. Patron licznych zakonów, a także ubogich, pielgrzymów, wędrowców, żebraków. Orędownik podczas trzęsienia ziemi, suszy, złej pogody, w czasie epidemii i plag. Powstały nawet rodziny zakonne pod jego patronatem: bracia aleksjanie, siostry aleksjanki (w. XIV), Kongregacja Sióstr Najświętszego Serca Jezusa i Maryi (w. XIX). Domniemany dom św. Aleksego miał stać w Awentynie. Tam też wystawiono w średniowieczu klasztor benedyktyński i kościół pod wezwaniem św. Aleksego (w. X). Obecna bazylika św. Aleksego pochodzi z w. XVII i należy do najpiękniejszych kościołów rzymskich.
Św. Aleksy był ulubioną postacią w średniowiecznej literaturze i w sztuce scenicznej. Poemat o św. Aleksym jest jednym z najstarszych zabytków języka we Francji. Pojawia się również wcześnie m. in. w tekstach niemieckich i polskich – “Legenda o św. Aleksym” (XV w.). W Polsce święty Aleksy odbierał szczególną cześć w Tumie pod Łęczycą oraz w Płocku.

W ikonografii św. Aleksy przedstawiany jest w ubiorze pustelnika lub pielgrzyma, czasami jako postać leżąca pod schodami. Atrybuty: księga, kij pielgrzyma, schody, zwój.

 

Spójrz, droga przyjaciółko, na te kwiaty, zdumiewające barwą i zapachem! Jutro powiędną wszystkie! Spójrz na blask tych świec jarzących! W kilka godzin pogasną! Do tych świateł i kwiatów podobne są wszelkie rozkosze zmysłowe. Bądźmy przeto roztropni i gońmy za nieprzemiennymi, wiecznymi rozkoszami”. Św. Aleksy Boży


Read more:
http://www.pch24.pl/sw–aleksy-bozy-,4290,i.html#ixzz37hdQEchs

 

IV/V w.

Św. Aleksy Boży

Św. Aleksy Boży

Św. Aleksy

Postać Aleksego Bożego, którego życie stanowi radykalne zaprzeczenie wszelkich przyrodzonych względów, jakimi kierują się ludzie, wyłania się z pomroków dziejów na fali legendy, której treść miesza się z informacjami przekazanymi przez tradycję i rękopis odnaleziony w Syrii, a zawierający opis żywota Świętego. Czas największej sławy tego człowieka i jego życia niepojętego dla przeciętnego śmiertelnika przypada na Wieki Średnie, kiedy to ludzkość miała odwagę zmierzyć się z ideałem Królestwa Bożego i wytworzyć takie struktury życia zbiorowego, których fundamentem i filarami były prawdy wiary i moralności katolickiej. Z tamtego okresu pochodzą pisane wierszem Legendy o świętym Aleksym, w tym również wersja w języku polskim, niestety niezachowana w całości.
Był on synem możnego chrześcijańskiego patrycjusza rzymskiego Eufemiusza, piastującego godność senatora. Eufemiusz wraz małżonką Aglais tworzyli rodzinę oddaną Panu Bogu i chowali swego syna w atmosferze szczerej i głębokiej pobożności, miłosierdzia dla biednych i czułości na sprawy publiczne. Aleksy był ich jedynym dzieckiem, którego na dodatek długo oczekiwali – włożyli więc wszystkie swe siły w jego wychowanie i pragnęli zapewnić mu jak najbardziej udaną przyszłość. Młody patrycjusz wyrósł na mężczyznę urodziwego i robił na wszystkich wrażenie zaletami charakteru i wcześnie wypracowanymi cnotami chrześcijańskimi.
Osiągnąwszy odpowiedni wiek, pojął z woli rodziców za żonę piękną i równie cnotliwą Sabinę, spokrewnioną z rodziną cesarską. Aleksy nie sprzeciwił się woli rodziców, uczynił jednak krok, którego nikt się nie spodziewał, a który przesądził o losie jego i jego bliskich – który odcisnął piętno na historii całego chrześcijańskiego świata, rozsławiając imię tego Bożego szaleńca we wszystkich zakątkach, do których dotarł Kościół.
Otóż będąc już po ślubie, gdy przekroczył próg sypialni, w której ze swą oblubienicą miał spędzić noc poślubną, ów mąż miał przemówić tymi słowy: „Spójrz, droga przyjaciółko, na te kwiaty, zdumiewające barwą i zapachem! Jutro powiędną wszystkie! Spójrz na blask tych świec jarzących! W kilka godzin pogasną! Do tych świateł i kwiatów podobne są wszelkie rozkosze zmysłowe. Bądźmy przeto roztropni i gońmy za nieprzemiennymi, wiecznymi rozkoszami”. Podanie głosi, iż pobożna małżonka pojęła owe wielce nietypowe w tej sytuacji słowa i odpowiedziała: „Bóg niech cię ma w swej świętej opiece i niech ci pobłogosławi”, a wówczas jej mąż zabrał trochę pieniędzy i… zniknął na zawsze – a przynajmniej taki miał zamiar.
Pragnął on zrealizować w sposób dosłowny obietnicę Pana Jezusa mówiącego, iż „wszelki, któryby opuścił dom albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo żonę, albo synów, albo rolę dla imienia mego, tyle stokroć weźmie i żywot wieczny odziedziczy” (Mateusz XIX, 29), ale dlaczego wybrał tak niecodzienną i bolesną dla bliskich drogę? Dlaczego zostawił rodziców w rozpaczy, iż utracili jedynego potomka i spadkobiercę rodzinnej sławy i majątku? Dlaczego nie zdecydował się na wyjazd przed wypowiedzeniem sakramentalnego „volo” u stóp ołtarza…? W tamtej chwili być może i on sam nie odpowiedziałby na te wszystkie pytania – wiedział jedynie, iż Pan Bóg wzywa go na pielgrzymi szlak, a sens tego kroku miał się wyjaśnić później, choć jeszcze za życia Aleksego i jego bliskich…
Pielgrzym wsiadł na pierwszy statek, który poniósł go do Ziemi Świętej, stamtąd zaś udał się do Edessy. Dotarłszy na miejsce, rozdał resztę złota i srebra, jaka została mu po podróży, i został żebrakiem. Ojciec począł szukać go po całym pobliskim świecie, a słudzy domowi dotarli nawet do Edessy i spotkali Aleksego, ale był on już tak odmieniony przez kilka lat ostrej pokuty, zarośnięty i mówiący słabowitym głosem, iż nie poznali go. Człowiek Boży, jak bywa on nazywany, spędził tam siedemnaście lat, a jego niezwykłe cnoty i mądrość, jaką wykazywał się w rozmowach z przechodniami, zjednały mu powszechny szacunek całego miasta. Z czasem jego sława tak rozeszła się wśród mieszkańców, że chcąc ujść przed pokusą próżności, postanowił przenieść się do Tarsu i zamieszkać pod kościołem Świętego Pawła. W drodze czekała go jednak niespodzianka …
Okazało się bowiem, że okręt zboczył z kursu i kierował się ku Rzymowi… Aleksy uznał w tym rękę Bożą i powziął myśl jeszcze bardziej szaloną niż poprzednio. Wiedząc, iż bliscy nie rozpoznają go po tak wielu latach i w tak odmienionej postaci, postanowił… udać się do rodzinnego domu i poprosić o schronienie. Kiedy przybył, okazało się, iż jego bliscy również niezmiernie postąpili w cnotach pod wpływem cierpienia, jakie zgadzając się z wolą Bożą przyjęli na siebie po jego niespodziewanym zniknięciu. Stary Eufemiusz, który zawsze odznaczał się litością dla ubogich i potrzebujących, doprowadził tę cnotę do znacznie większej doskonałości – podobny skutek cała sytuacja wywarła na matce i żonie, która nie zdecydowała się wyjść za innego mężczyznę.
Stanąwszy w drzwiach swego dawnego domu, odezwał się do ojca tymi słowy: „W imię Boga, który zstąpił z wysokości niebieskich i na ziemi nie wiedział, gdzie głowę schronić, dajcie przytułek biednemu pielgrzymowi” – bogobojny senator ulitował się nad przybyszem i udzielił mu schronienia w niewielkiej komórce pod schodami, zapewniając także codzienne wyżywienie. Od żony i matki również doznał miłosierdzia, a jedynie służba okazywała mu pogardę, nie rozumiejąc jego cnót i uważając go za dziwaka, który zjada chleb z zasobów ich pana. W owej komórce spędził on, nierozpoznany, ostatnie szesnaście lat swego życia.
Podania o świętym Aleksym informują nas o okolicznościach jego śmierci. Otóż na kilka dni przed odejściem sługi Bożego do Królestwa jego Pana, gdy papież Innocenty I odprawiał Mszę Świętą w obecności cesarza Honoriusza, po nabożeństwie dał się słyszeć głos krzyczący: „Poszukajcie świętego sługi Bożego, uczcijcie go, aby się modlił za miasto Rzym! Umrze on w piątek”. Gdy nadszedł zapowiedziany dzień, w kościele po Mszy papieskiej odezwał się ten sam tajemniczy głos – tym razem konkretnie informujący o miejscu przebywania owego męża Bożego: „Poszukajcie Świętego w domu Eufemiusza”. Sędziwy patrycjusz był wówczas obecny w kościele i pospieszył do domu, by dotrzeć, nim przybędzie papież z cesarzem i tłumem wiernych.
Wróciwszy do domu, zastał anonimowego przybysza zmarłym i nakazał od razu przenieść jego zwłoki do sali paradnej i ułożyć na katafalku. Postać zmarłego otoczona była dziwną światłością, a w jego ręku spoczywał zwój papirusu – jednakże nikt z przybyłych nie był w stanie go wydobyć z zaciśniętej dłoni… dopiero, gdy spróbowała Sabina, żona zmarłego, uścisk osłabł, a wszyscy mogli poznać całą prawdę o zamieszkującym od kilkunastu lat w komórce pod schodami nędzarzu … Na papirusie spisał on całą historię swego życia i zawarł dowody swojej prawdziwej tożsamości. Bogobojna rodzina Świętego poczuła niewymowną radość i ukojenie, ponieważ w jednym momencie Bóg objawił im cały sens trudnej i niezrozumiałej dotąd decyzji Aleksego. On zaś sam został z wielką pompą pogrzebany i uczczony przez lud rzymski, a jego kult rozszerzył się od razu wśród chrześcijan.
Życie tego świętego stanowi przykład ostatecznych granic, do jakich można realizować powołanie do służby Bożej wedle rad Pana Jezusa zawartych w Ewangelii. Nie jest to oczywiście – jak poucza Kościół – przykład do naśladowania, ale jedynie do podziwiania i czerpania niebieskiej nauki. Tak wielka ofiara, jaką ponieśli bliscy Aleksego, przyjmując w tym wolę Opatrzności, stanowi niezrównaną naukę Bożej miłości i oderwania się od ziemskich przywiązań – uczy, że wprawdzie nie każdy może być ubogi w dobra ziemskie (bogactwo, rodzina i przyjaźń), bo i te mają służyć Bożej chwale, ale każdy powinien dążyć do ubóstwa duchowego i żadnego dobra nie cenić ponad Dobro najwyższe i jedyne, którym jest sam Bóg.
Tak bezwzględna miłość Boga ponad wszystko kieruje umysł i serce ku zrozumieniu, iż Pan Bóg jest jedynym celem życia ludzkiego, a inne dobra są dane tylko po to, by pomnażać Jego chwałę, własne zasługi niebieskie i łaski, jakie możemy zjednać dla naszych bliźnich. Przykład Aleksego Bożego – człowieka bez reszty oddanego Bogu – ukazuje, że tylko nadprzyrodzona postawa chrześcijanina, która jest owocem łaski danej od Boga, może przezwyciężyć ból niezrozumienia niektórych wyroków Bożej Opatrzności i otworzyć drogę do nieskończonej nagrody w niebie tym, którzy pokornie zgodzą się z nimi i wytrwają do końca wierni Bożej miłości.

Kościół wspomina św. Aleksego 17 lipca.

FO


Read more:
http://www.pch24.pl/sw–aleksy-bozy-,4290,i.html#ixzz37hfwuexI

 

Jakub de Voragine

 

LEGENDA NA DZIEŃ ŚWIĘTEGO ALEKSEGO

Jakub de Voragine (Jacopo da Varazze, 1228-1298) – dominikanin, kaznodzieja, autor Złotej legendy (ok. 1270), zbioru żywotów i legend o świętych, którzy wspominani są w kalendarzu liturgicznym. Dzieło to, wzbogacane później o biografie świętych lokalnych, wywarło ogromny wpływ na późnośredniowieczną hagiografię, kult i sztukę religijną. Tłumaczono je i przerabiano również w Polsce, o czym świadczy zachowana parafraza Żywotu świętego Błażeja z końca XIV wieku, pochodząca z księgozbioru królowej Jadwigi.
* * *
Aleksy był synem Eufemiana, jednego z najznakomitszych mężów w Rzymie, który miał wielkie znaczenie na dworze cesarskim. Otaczało go trzy tysiące służby, która ubierała się w jedwabie i opasywała złotymi pasami. Prefekt1 Eufemian był bardzo miłosierny. Każdego dnia w jego domu zastawiano trzy stoły dla biednych, sierot, wdów i pielgrzymów, a on sam pilnie im usługiwał i dopiero o godzinie dziewiątej2 wraz z innymi pobożnymi mężami spożywał swój posiłek w bojaźni Bożej. Żona jego imieniem Aglae była równie pobożna i prowadziła taki sam tryb życia. Nie mieli oni dziecka, Pan jednak wysłuchał ich próśb i dał im syna, po którego urodzeniu postanowili żyć we wstrzemięźliwości. Chłopiec kształcił się w sztukach wyzwolonych i wszelkich naukach filozoficznych, gdy zaś doszedł do wieku dojrzałego, rodzice wybrali mu dziewczynę z domu cesarskiego i dali mu ją za żonę. Nadeszła noc poślubna i Aleksy znalazł się sam na sam ze swą oblubienicą. Wtedy święty młodzieniec począł uczyć ją bojaźni Bożej i zachęcać do zachowania dziewiczej czystości. Następnie oddał jej złoty pierścień i zapinkę od pasa, który nosiła3 i rzekł: “Weź to i zachowaj, jak długo się Bogu spodoba, i niechaj będzie Pan między nami”. Następnie wziął trochę ze swego dobytku, udał się nad morze i wsiadłszy potajemnie na okręt przybył do Laodycei4.
Stamtąd udał się w dalszą drogę i dotarł do miasta Edessy w Syrii5, gdzie znajdował się obraz Pana naszego Jezusa Chrystusa na płótnie, nie ludzką ręką malowany. Przybywszy do miasta Aleksy rozdał ubogim wszystko, co posiadał, i włożywszy nędzne szaty zasiadł wraz z innymi żebrakami w przedsionku kościoła Matki Bożej. Z otrzymanej jałmużny brał dla siebie tylko tyle, ile koniecznie potrzebował, resztę zaś oddawał innym ubogim. Tymczasem ojciec jego ubolewając nad zniknięciem syna, rozesłał swoje sługi na wszystkie strony świata, aby go usilnie szukali. Kilku z nich przybyło do Edessy, gdzie Aleksy poznał ich, oni jednak nie poznali go i dali mu jałmużnę tak jak innym żebrakom. On zaś przyjąwszy ją dziękował Bogu i mówił: “Dziękuję Ci, Panie, iż sprawiłeś, że otrzymałem jałmużnę od swoich własnych sług”. Oni zaś powróciwszy oznajmili ojcu, że nigdzie nie mogli znaleźć jego syna. Tymczasem matka Aleksego od dnia, kiedy syn jej zniknął, siedziała na worku, który położyła na posadzce swej sypialni, i skarżyła się żałośnie mówiąc: “Tutaj pozostanę w żałobie tak długo, dopóki nie odzyskam mego syna”. A oblubienica Aleksego powiedziała do świekry: “Dopóki nie usłyszę o moim najmilszym oblubieńcu, pozostanę z tobą, samotna jak synogarlica”.
Aleksy pozostał przez siedemnaście lat w przedsionku owego kościoła i służył Bogu. Wreszcie obraz świętej Panienki, znajdujący się w tym kościele, przemówił raz tak do kościelnego: “Zawołaj męża Bożego, aby wszedł, stał się bowiem godny królestwa niebieskiego. Duch Boży jest w nim, a modlitwa jego jak kadzidło uniosła się przed oblicze Pana”6. Gdy zaś kościelny nie wiedział, kogo te słowa dotyczą, obraz przemówił znowu: “To jest ten, który siedzi przed drzwiami w przedsionku”. Kościelny tedy wyszedł szybko i wprowadził Aleksego do kościoła. W krótkim czasie fakt ten stał się znany powszechnie i wszyscy poczęli otaczać go wielkim szacunkiem. Wtedy Aleksy unikając ludzkiej chwały odszedł z Tarsu w Cylicji7. Za wolą Bożą jednak wiatr przygnał okręt do portu miasta Rzymu8. Widząc to Aleksy rzekł do siebie: “Pozostanę tedy w domu ojca nie dając się poznać, a w ten sposób nie będę dla nikogo ciężarem”. Gdy więc ujrzał swego ojca wracającego z pałacu cesarskiego i otoczonego tłumem służby, zastąpił mu drogę i począł wołać: “Sługo Boży, każ przyjąć mnie, pielgrzyma, do twego domu i żywić okruchami z twego stołu, a Bóg będzie miał litość także nad twoim pielgrzymem”9. Słysząc to ojciec przez pamięć na syna kazał go przyjąć, dał mu własne miejsce w swoim domu, przydzielił mu pożywienie ze swego stołu i oddał mu służącego do usługi.
Aleksy więc trwał w modlitwach i umartwiał swe ciało postami i czuwaniem. Słudzy domowi często go wyśmiewali, wylewali mu pomyje na głowę i wyrządzali mu wiele przykrości, on jednak znosił to wszystko cierpliwie. Przez siedemnaście lat pozostawał tak Aleksy w domu ojca nie poznany przez nikogo. Gdy jednak przeczuł, że zbliża się koniec jego życia, poprosił o papier i atrament i spisał po kolei dzieje całego swego życia. Pewnej niedzieli zaś, po uroczystej mszy w kościele, zabrzmiał nagle głos z nieba, który mówił: “Przyjdźcie do mnie, wszyscy, którzy znużeni jesteście pracą, a ja wam dam odpoczynek”10. Słysząc te słowa wszyscy przerażeni upadli na twarze, a głos odezwał się ponownie: “Szukajcie męża Bożego, aby modlił się za Rzym”. Gdy zaś szukali go i nie mogli znaleźć, głos ów powiedział: “Szukajcie w domu Eufemiana”. Ten jednak zapytany odpowiedział, że nic o nim nie wie. Wtedy cesarze Arkadiusz i Honoriusz przybyli wraz z papieżem Innocentym11 do domu Eufemiana. W tej chwili zaś sługa Aleksego podszedł do swego pana i rzekł: “Panie, pomyśl, czy to nie jest przypadkiem ten nasz pielgrzym, który prowadzi życie pełne świętości i cierpliwości”. Wtedy Eufemian pobiegł do Aleksego, ale znalazł go nieżywego. Ujrzał też, że twarz jego promienieje jak twarz anioła. Chciał tedy wziąć kartę, którą zmarły trzymał w ręku, ale nie mógł jej wyjąć. Wyszedł więc i opowiedział to cesarzom i papieżowi, ci zaś wchodząc rzekli: “Chociaż jesteśmy tylko grzesznymi ludźmi, to jednak sprawujemy władzę w państwie, a ten oto12 jest pasterzem wszystkich wiernych. Dlatego daj nam ową kartę, abyśmy się dowiedzieli, co jest na niej napisane”. Wtedy papież zbliżył się i wziął kartę z ręki zmarłego, który tym razem natychmiast ją wypuścił.
Papież kazał ją odczytać wobec licznie zebranego tłumu i ojca Aleksego. Eufemian słysząc jej treść zdrętwiał przejęty ogromnym bólem, a potem stracił przytomność i upadł bez sił na ziemię. Przyszedłszy zaś nieco do siebie począł targać swoje szaty, wyrywać sobie siwe włosy z głowy i szarpać brodę, a rzucając się na ciało swego syna wołał: “Biada mi! Synu mój!, dlaczego zasmuciłeś mnie tak bardzo, dlaczego przez tyle lat napawałeś mnie bólem i smutkiem? O ja nieszczęśliwy! Oto widzę, że ty, podpora mojej starości, leżysz na śmiertelnym łożu i już nie przemówisz do mnie. Biada mi, jakąż jeszcze mogę znaleźć pociechę?” Matka zaś usłyszawszy, co się stało, rzucała się jak lwica, gdy wyrywa się z sieci, rozdarła szaty, rozpuściła włosy i oczy wzniosła ku niebu. Nie mogąc dostać się do świętego ciała poprzez otaczający je tłum, wołała: “Przepuśćcie mnie, ludzie, abym mogła ujrzeć mego syna, pociechę mojej duszy, tego, którego wykarmiłam własną piersią!” Gdy zaś wreszcie dostała się do ciała, rzuciła się na nie i wołała: “Biada mi! Synu mój, światło moich oczu, dlaczego tak postąpiłeś, dlaczego tak okrutnie obszedłeś się z nami? Widziałeś, że ojciec twój i ja toniemy we łzach, a jednak nie pokazałeś się nam. Słudzy twoi wyśmiewali ciebie, a ty to znosiłeś!” I znowu rzuciła się na ciało syna, obejmowała je ramionami, dotykała rękoma jego anielskiego oblicza, całowała je i wołała: “Płaczcie ze mną, wszyscy, którzy tu jesteście, bo miałam go w moim domu przez siedemnaście lat i nie wiedziałam, że to mój jedyny syn! Nawet słudzy lżyli go i bili po twarzy! Biada mi, któż doda łez moim oczom, abym mogła dniem i nocą opłakiwać boleść mojej duszy?” Potem przybiegła oblubienica ubrana w żałobne szaty i płacząc mówiła: “Biada mi, jestem już dziś samotną wdową! Nie ma już nikogo, na kogo mogłabym spojrzeć, czy choćby podnieść oczy ku niemu. Zwierciadło moje rozbite, nadzieje stracone, pozostał tylko smutek, który nie ma końca!” Lud zaś słysząc to płakał żałośnie.
Wtedy cesarze i papież złożyli ciało na wspaniałych marach i poprowadzili je przez środek miasta, ludowi zaś oznajmiono, że oto znalazł się mąż Boży, którego całe miasto szukało. Wszyscy więc biegli naprzeciw świętego, gdy zaś kto chory dotknął owego świętego ciała, natychmiast powracał do zdrowia, ślepi odzyskiwali wzrok, opętani przez diabła zostawali uwolnieni. Cesarze, widząc tak wiele cudów, wzięli mary i nieśli je wraz z papieżem, ponieważ pragnęli sami się uświęcić za pośrednictwem tych świętych zwłok. Następnie kazali rozrzucać na ulicach mnóstwo srebra i złota, ponieważ myśleli, że lud zajmie się zbieraniem pieniędzy i pozwoli przeprowadzić ciało świętego do kościoła. Lud jednak, zapomniawszy o chciwości, coraz bardziej tłoczył się obok świętego ciała, tak że wreszcie z największym trudem doniesiono je do kościoła Św. Bonifacego męczennika. Tam przez siedem dni trwały modły. Następnie zbudowano grobowiec ze złota i drogich kamieni i z największą czcią złożono na nim ciało świętego. Wtedy z grobowca począł się wydobywać tak słodki zapach, iż wydawało się wszystkim, że jest pełen wonności. Św. Aleksy umarł 17 lipca roku Pańskiego 39813.
Objaśnienia
1prefekci należeli do najwyższych dostojników w późnym cesarstwie rzymskim; 2tj. o godzinie 15 wg naszej rachuby czasu; 3zwracając pierścień i spinkę Aleksy zrzeka się praw małżeńskich; 4miasto i port na wybrzeżu syryjskim; 5Edessa leży właściwie nie w Syrii, lecz w północnej Mezopotamii; 6por. Ps 140, 2; 7Tarsos – rodzinne miasto św. Pawła; 8tj. do Ostii, która była portem dla Rzymu; 9aluzja do nieobecnego (rzekomo) syna Eufemiana; 10Mt 11, 28; 11cesarz Arkadiusz panował w państwie wschodnio-rzymskim w latach 395-408, a Honoriusz na zachodzie w latach 395-423; papież Innocenty I zasiadał zasiadał na stolicy Piotrowej w latach 402-417; 12tj. papież; 13data ta nie zgadza się z latami panowania papieża Innocentego (por. przypis 11).
*Wg wyd. Jakub de Voragine, Złota legenda. Wybór, przeł. J. Pleziowa, oprac. M. Plezia, Warszawa 1983, s. 268-271; przedruk w: Zrozumieć średniowiecze, oprac. R. Mazurkiewicz, Tarnów 1994.

http://staropolska.pl/tradycja/sredniowiecze/J_de_Voragine.html

 

17 lipca

Błogosławiony Paweł Piotr Gojdič, biskup

 

 

Piotr urodził się 17 lipca 1888 roku w miejskowości Ruské Peklany, niedaleko Preszowa (obecnie wschodnia Słowacja). Był synem Stefana i Anny Gerberyovej. Po ukończeniu szkoły podstawowej i gimnazjum w Preszowie, w 1907 roku postanowił iść w ślady ojca, który był kapłanem obrządku grekokatolickiego. Rozpoczął studia teologiczne. Ukończył je w 1911 roku i dniu 27 sierpnia tego roku przyjął święcenia kapłańskie. W pierwszych latach posługi powierzano mu wiele różnych urzędów: był zastępcą proboszcza, prefektem internatu, katechetą, pełnił także odpowiedzialne funkcje w kurii biskupiej.
20 lipca 1922 roku wstąpił do zakonu bazylianów, gdzie przyjął imię Paweł. Już cztery lata później objął urząd administratora apostolskiego eparchii preszowskiej, a w 1927 roku został mianowany biskupem. Uroczystość konsekracji odbyła się w dniu 25 marca 1927 roku w bazylice św. Klemensa w Rzymie. Jako hasło swej posługi wybrał słowa: “Bóg jest miłością, kochajmy Go!” W swej posłudze pasterskiej kładł nacisk na pogłębienie życia duchowego kapłanów i wiernych. Zakładał nowe parafie, zainicjował budowę sierocińca, troszczył się o rozwój szkół. Z jego fundacji w 1936 roku w Preszowie otwarto gimnazjum grekokatolickie. Przez wiernych nazywany był “człowiekiem o złotym sercu”.
Od 13 kwietnia 1939 roku biskup Paweł Piotr Gojdič był również administratorem apostolskim Mukaczewa. Skomplikowana sytuacja polityczna na Słowacji i niechęć władz spowodowały, że złożył rezygnację z zajmowanego urzędu. Papież jednak rezygnacji nie przyjął i mianował go ordynariuszem preszowskim. Gdy w 1948 roku do władzy doszli komuniści, zaczęli nakłaniać grekokatolików do przejścia na prawosławie. Biskup zdecydowanie się temu sprzeciwił, otarcie protestując przeciwko takim praktykom.
W kwietniu 1950 roku komunistyczne władze Czechosłowacji uznały działalność Kościoła grekokatolickiego za nielegalną. Biskup został aresztowany i w styczniu następnego roku oskarżony o zdradę, za co sąd pozbawił go praw publicznych i skazał na dożywotnie więzienie. Dwa lata później na mocy amnestii zamieniono mu karę na 25 lat pozbawienia wolności. Wielokrotnie proponowano mu, że jeśli tylko zdecyduje się na zerwanie jedności ze Stolicą Apostolską i przejście na prawosławie, będzie mógł wyjść z więzienia.
Wierny do końca Kościołowi i Chrystusowi, zmarł w więziennym szpitalu w Leopoldowie 17 lipca 1960 roku. Po latach jego ciało przeniesiono do katedry św. Jana Chrzciciela w Preszowie, gdzie od 1990 roku spoczywa w sarkofagu w jednej z kaplic. W tym samym roku władze państwowe dokonały rehabilitacji biskupa.
Do grona błogosławionych biskupa Pawła wprowadził św. Jan Paweł II w dniu 4 listopada 2001 roku, podczas Eucharystii celebrowanej na placu św. Piotra w Rzymie.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-17c.php3

 

Jan Paweł II

SĄ ZNAKIEM MIŁOŚCI BOGA

Msza św. beatyfikacyjna na placu św. Piotra

«Świętość — zarówno w życiu papieży, którzy są znanymi postaciami historycznymi, jak i w życiu skromnych wiernych świeckich i duchownych, pochodzących z wszystkich kontynentów globu — okazała się rzeczywistością, która lepiej niż cokolwiek innego wyraża tajemnicę Kościoła. To wymowne orędzie, przemawiające bez słów, jest żywym objawieniem oblicza Chrystusa» — napisał Jan Paweł II w Liście apostolskim «Novo millennio ineunte» (n. 7). Radosną okazją do kontemplowania i uwielbienia Bożego oblicza, objawiającego się w świętości Kościoła, była uroczystość, która odbyła się w niedzielę 4 listopada 2001 r. na placu św. Piotra. Tego dnia Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy ośmioro nowych błogosławionych. Byli to: Paweł Piotr Gojdič (1888-1960), słowacki biskup i męczennik; redemptorysta Metody Dominik Trčka (1886-1959), Czech, który także poniósł śmierć za wiarę; bp Jan Antoni Farina (1803-1888), Włoch, gorliwy duszpasterz i założyciel Zgromadzenia Sióstr Nauczycielek św. Doroty, Córek Najświętszych Serc; arcybiskup Bragi w Portugalii Bartłomiej Fernandes od Męczenników (1514-1590), dominikanin; dwaj włoscy kapłani: Alojzy Tezza (1841-1923), kamilianin, założyciel Zgromadzenia Córek św. Kamila, oraz Paweł Manna (1872-1952), założyciel Papieskiej Unii Misyjnej; zakonnice: Kajetana Sterni (1827-1889), Włoszka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Woli Bożej, oraz Maria Pilar Izquierdo Albero (1906- -1945), Hiszpanka, założycielka Dzieła Misyjnego Jezusa i Maryi.

W uroczystości wzięło udział szesnastu kardynałów, liczni arcybiskupi, biskupi, kapłani, zakonnicy i siostry zakonne, delegacje rządowe, a także ok. 60 tys. wiernych z całego świata, wśród nich przede wszystkim rodacy nowych błogosławionych. Z Papieżem sprawowało Eucharystię 50 koncelebransów, m.in. prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins CMF i jej sekretarz abp Edward Nowak. Na początku Mszy św. kard. Bernardin Gantin, dziekan Kolegium Kardynalskiego, złożył Ojcu Świętemu życzenia z okazji jego imienin oraz przypadającej w tym roku 55. rocznicy święceń kapłańskich. Po wypowiedzeniu prośby o wyniesienie na ołtarze każdego z kandydatów Ojciec Święty wygłosił uroczystą formułę beatyfikacyjną ustalając datę liturgicznego wspomnienia nowych błogosławionych: Pawła Piotra Gojdiča — 17 lipca, Metodego Dominika Trčki — 25 sierpnia, Jana Antoniego Fariny — 14 stycznia, Bartłomieja Fernandesa od Męczenników — 18 lipca, Alojzego Tezzy — 26 września, Pawła Manny — 16 stycznia, Kajetany Sterni — 26 listopada, Marii Pilar Izquierdo Albero — 27 lipca.

Uroczystość była nie tylko okazją do wyrażenia Bogu wdzięczności za to, że wciąż daje Kościołowi wspaniałych świadków Ewangelii, lecz także sposobnością do wspólnej modlitwy w intencji całej ludzkości. Wyrazem głębokich pragnień współczesnego człowieka były wezwania modlitwy wiernych, wygłoszone w języku czeskim, angielskim, portugalskim, niemieckim i polskim. Po polsku modlono się o to, aby Kościół stał się miejscem spotkania i dialogu, a jego synowie i córki wspólnym wysiłkiem budowali pokój, wzajemne zrozumienie i miłość. Na zakończenie uroczystej Mszy św. Jan Paweł II odmówił z wiernymi modlitwę «Anioł Pański», którą poprzedził krótkim rozważaniem.

1. «To wszystko Twoje, Władco, miłujący życie» (por. Mdr 11, 26). Te słowa Księgi Mądrości zachęcają do refleksji nad wielkim orędziem świętości, jakie przyniosła nam ta uroczysta Msza św., w czasie której zostało ogłoszonych ośmioro nowych błogosławionych. Są nimi: Paweł Piotr Gojdič, Metody Dominik Trčka, Jan Antoni Farina, Bartłomiej Fernandes od Męczenników, Alojzy Tezza, Paweł Manna, Kajetana Sterni, Maria Pilar Izquierdo Albero.

Wszyscy oni całkowicie poświęcili swoje życie chwale Bożej i czynieniu dobra braciom, i dlatego są na zawsze dla Kościoła i świata wyraźnym znakiem miłości Boga, który jest źródłem i ostatecznym celem wszystkich wierzących.

2. «Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło» (Łk 19, 10). W tej zbawczej misji, o której Jezus mówi w czytanym dzisiaj fragmencie Ewangelii św. Łukasza, uczestniczyli w pełni bp Paweł Piotr Gojdič i redemptorysta Metody Dominik Trčka, ogłoszeni dziś błogosławionymi. Złączeni wielkoduszną i odważną służbą Kościołowi greckokatolickiemu w Słowacji, przypłacili tymi samymi cierpieniami wierność Ewangelii i Następcy św. Piotra, a teraz dzielą ten sam wieniec chwały.

Paweł Piotr Gojdič, umocniony przez życie ascetyczne w Zakonie św. Bazylego Wielkiego, starał się nieustannie wypełniać program duszpasterski, jaki sobie wytyczył: «Z pomocą Bożą pragnę stać się ojcem dla sierot, sługą ubogich i pocieszycielem strapionych», najpierw jako biskup eparchii preszowskiej, a następnie jako administrator apostolski w Mukaczewie. Uważany przez ludzi za «człowieka o złotym sercu», dla przedstawicieli ówczesnego rządu stał się «solą w oku». Gdy reżim komunistyczny wyjął spod prawa Kościół greckokatolicki, bp Gojdič został aresztowany i internowany. Tak rozpoczęła się dla niego długa kalwaria cierpień, krzywd i poniżeń, które doprowadziły go do śmierci za wierność Chrystusowi oraz miłość do Kościoła i papieża.

Również Metody Dominik Trčka całe swoje życie oddał na służbę Ewangelii i dla zbawienia braci i złożył za nie najwyższą ofiarę. Jako przełożony wspólnoty redemptorystów w Stropkowie, we wschodniej Słowacji, prowadził gorliwą działalność misyjną w trzech eparchiach: preszowskiej, użhorodzkiej i kriżewackiej. Z nastaniem reżimu komunistycznego o. Trčka, podobnie jak inni współbracia redemptoryści, został wywieziony do obozu internowania. Tutaj, znajdując zawsze oparcie w modlitwie, z mocą i determinacją stawiał czoło cierpieniom i upokorzeniom, jakie go spotykały za wierność Ewangelii. Jego droga krzyżowa zakończyła się w więzieniu w Leopoldowie, gdzie zmarł wskutek wyczerpania i chorób, wybaczywszy przedtem swym oprawcom.

3. Wyraźnym wzorem pasterza Ludu Bożego naśladującego przykład Chrystusa jest dla nas także bp Jan Antoni Farina, którego wieloletnią posługę pasterską, najpierw we wspólnocie chrześcijańskiej w Treviso, a później w Vicenzy, cechowała aktywna działalność apostolska, stale ukierunkowana na formację doktrynalną i duchową kapłanów i wiernych. Gdy patrzymy na jego dzieło pełnione dla chwały Bożej, obejmujące kształcenie młodzieży oraz dawanie świadectwa miłości do najuboższych i opuszczonych — przychodzą nam na myśl słowa św. Pawła apostoła, których wysłuchaliśmy w drugim czytaniu: należy spełnić wszystko, aby «zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa» (2 Tes 1, 12). Świadectwo nowego błogosławionego także dzisiaj owocuje obficie, zwłaszcza dzięki założonej przez niego rodzinie zakonnej: Zgromadzeniu Sióstr Nauczycielek św. Doroty, Córek Najświętszych Serc. Wśród nich wyróżnia się świętością Maria Bertilla Boscardin, kanonizowana przez mojego czcigodnego poprzednika, papieża Jana XXIII.

Także w ks. Pawle Mannie widzimy szczególne odbicie chwały Bożej. Całe swe życie poświęcił on sprawie misji. Na wszystkich stronach jego pism obecny jest żywy Jezus — centrum życia i racja działalności misyjnej. W jednym z listów do misjonarzy pisze: «Misjonarz jest niczym, jeśli nie jest uosobieniem Jezusa Chrystusa (…). Jedynie misjonarz, który wiernie naśladuje Jezusa Chrystusa (…) może odtworzyć Jego obraz w duszach innych» (List 6). Nie ma bowiem misji bez świętości, jak podkreśliłem w encyklice Redemptoris missio: «Duchowość misyjna Kościoła prowadzi do świętości. (…) Trzeba wzbudzić nowy zapał świętości wśród misjonarzy i w całej wspólnocie chrześcijańskiej» (n. 90).

4. «Aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania i aby z mocą wypełnił w was wszelkie pragnienie dobra oraz działanie wiary» (2 Tes 1, 11).

Ta refleksja św. Pawła apostoła o wierze, która domaga się przełożenia na dobre uczynki, pomaga nam lepiej zrozumieć sylwetkę duchową bł. Alojzego Tezzy, wspaniałego przykładu życia całkowicie oddanego miłości i dziełom miłosierdzia wobec tych, którzy cierpią na ciele i duszy. Dla nich założył Zgromadzenie Córek św. Kamila, które uczył całkowitego zaufania Bogu. «Wola Boża! To mój jedyny przewodnik — mawiał — jedyny cel moich pragnień, któremu chcę poświęcić wszystko». Wzorem tego ufnego zawierzenia woli Bożej była dla niego Najświętsza Maryja Panna, którą całym sercem kochał i kontemplował, szczególnie Jej fiat i Jej milczącą obecność u stóp krzyża.

Także bł. Kajetana Sterni, zrozumiawszy, że Bóg zawsze pragnie miłości, niestrudzenie poświęcała się odrzuconym i cierpiącym. Traktowała zawsze tych swoich braci z łagodnością i miłością człowieka, który w ubogich służy samemu Bogu. Do realizacji tego samego ideału zachęcała swoje córki duchowe ze Zgromadzenia Sióstr Woli Bożej, wzywając je — jak pisała w Regułach — «aby były przygotowane na ofiary, trudy i wszelkie poświęcenia oraz szczęśliwe, że mogą je znosić, by dopomóc znajdującemu się w potrzebie bliźniemu we wszystkim, czego Pan może od nich zażądać». Świadectwo ewangelicznej miłości, które dała bł. Kajetana Sterni, zachęca każdego wierzącego do poznawania woli Boga przez ufne zdanie się na Niego i wielkoduszną służbę braciom.

5. Bł. Bartłomiej od Męczenników, arcybiskup Bragi, z wielkim wyczuciem i apostolskim zapałem bronił Kościoła i poświęcił się umacnianiu i odnowie jego żywych kamieni, nie pomijając przy tym zastanych struktur, które stały się kamieniami martwymi. Spośród «żywych kamieni» wyróżniał te, które nie miały żadnych środków do życia albo miały ich niewiele. Odbierał sobie, by dawać ubogim. Krytykowany za swój ubogi strój, na który przeznaczał niewielkie sumy, odpowiadał: «Nigdy nie będę takim głupcem, abym z próżniakami trwonił to, dzięki czemu mogę zapewnić środki do życia wielu biedakom». A ponieważ największym ubóstwem była ignorancja religijna, arcybiskup czynił wszystko co możliwe, by jej zaradzić, zaczynając od odnowy moralnej i podnoszenia poziomu kultury duchowieństwa, «ponieważ — jak pisał — to oczywiste, że gdyby wasza gorliwość odpowiadała waszemu urzędowi, trzoda Chrystusowa nie schodziłaby tak bardzo z drogi do Nieba». Swoją wiedzą, przykładem i apostolską odwagą poruszył i rozpalił dusze Ojców Soboru Trydenckiego, inicjatorów odnowy Kościoła, którą później odważnie, wytrwale i zdecydowanie realizował.

6. «Chcę głosić Twoją wielkość, Boże mój, Królu» (Ps 145 [144], 1). Te słowa psalmu responsoryjnego charakteryzują życie m. Marii Pilar Izquierdo, założycielki Dzieła Misyjnego Jezusa i Maryi, która pragnęła wielbić Boga i we wszystkim wypełniać Jego wolę. Jej krótkie, 39-letnie życie można podsumować stwierdzeniem, że pragnęła wielbić Boga ofiarując Mu swoją miłość i poświęcenie. Było ono naznaczone nieustannym cierpieniem, i to nie tylko fizycznym; wszystko czyniła z miłości do Tego, który pierwszy nas ukochał i cierpiał dla zbawienia wszystkich. Nowa błogosławiona ukochała Boga, krzyż Jezusa i bliźniego potrzebującego pomocy materialnej. Wiedziała, że trzeba katechizować przedmieścia, zapoznając ich mieszkańców z Ewangelią, i karmić głodnych, aby przez uczynki miłosierdzia upodobnić się do Chrystusa. Jej charyzmat do dzisiaj jest widoczny wszędzie tam, gdzie istnieje Dzieło Misyjne Jezusa i Maryi, prowadzące swą pracę zgodnie z jej duchem. Oby przykład jej ofiarnego i wielkodusznego życia pomagał nam coraz lepiej służyć potrzebującym, aby współczesny świat stał się świadkiem ożywczej siły Ewangelii Chrystusa!

7. Na początku tej Eucharystii usłyszeliśmy wielkie przesłanie o odwiecznej i bezwarunkowej miłości Boga do każdego stworzenia, odczytane z Księgi Mądrości: «Miłujesz bowiem wszystkie byty, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś» (Mdr 11, 24). Wymownym znakiem tej bezgranicznej miłości Boga są nowi błogosławieni. Swoim przykładem i skutecznym wstawiennictwem głoszą bowiem wieść o zbawieniu, ofiarowanym przez Boga wszystkim ludziom w Chrystusie. Przyjmijmy to ich świadectwo i również my służmy Bogu «w sposób chwalebny i godny», abyśmy bez przeszkód dążyli ku obiecanym dobrom (por. Kolekta). Amen!

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/beatyfikacja_04112001.htm

 

17 lipca

Święty Leon IV, papież

 

 

Leon był rzymianinem, synem niejakiego Radualda. Wychował się w klasztorze św. Marcina przy bazylice św. Piotra. Papież Grzegorz IV wezwał go na Lateran i uczynił subdiakonem. Sergiusz II wyświęcił go na kapłana, potem uczynił kardynałem. Gdy Sergiusz II zmarł (847), Leona jednogłośnie obrano jego następcą. Liber Pontificalis wychwala jego cierpliwość, pokorę, dobroć, umiłowanie sprawiedliwości, przykładanie się do studiowania Pisma świętego, ewangeliczną prostotę, miłość ku ludziom.
Zajmował się ozdobą kościołów rzymskich, dla obrony przed Saracenami kazał odnowić dawne fortyfikacje i z tą samą myślą zmobilizował oddziały, a z flot Neapolu, Amalfi i Gaety zdołał stworzyć ligę, która pobiła napastnika. W 850 r. namaścił na króla Italii Ludwika, syna cesarza Lotara I, ale wystrzegał się uzależnienia swej władzy od potęg świeckich. Niezależność okazał także wobec Hinkmara z Reims, uchwał synodu w Soissons oraz decyzji patriarchy konstantynopolitańskiego. W 853 r. przewodniczył u Św. Piotra synodowi, zmierzającemu do umocnienia dyscypliny wśród kleru i przy zawieraniu małżeństw.
Papież zmarł 17 lipca 855 r. i pod tym dniem wpisany został do Martyrologium Rzymskiego. Został pochowany w bazylice św. Piotra.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-17d.php3

 

W Pawii, we Włoszech – św. Ennodiusza, biskupa. Zmarł w roku 521, pozostawiając po sobie znaczną spuściznę literacką: liczne listy, mowy, dwie księgi poezji, utwory hagiograficzne oraz rodzaj Wyznań, w których obiecał, że już niczego o charakterze świeckim nie napisze. Obietnicy tej dotrzymał.

 

Ennodiusz z Pawii, właśc. Magnus Felix Ennodius (ur. 473/474, zm. 17 lipca 521) – pisarz i teolog wczesnochrześcijański, biskup, święty Kościoła katolickiego.

Pochodził z rodziny zamieszkałej najpewniej w Arles. Wcześnie osierocony przez rodziców był wychowywany przez zamieszkałą w Pawii ciotkę. Około 493 został wyświęcony na diakona. W 496 przeprowadził się do Mediolanu. Tam rozpoczął działalność pisarską. W 513 został biskupem w diecezji Pawii. Dwukrotnie (w 515 i 517) stał na czele poselstw papieskich do Konstantynopola, które miały doprowadzić do pojednania z Kościołem greckim (schizma akacjańska).

Jego wspomnienie liturgiczne przypada w dzienną pamiątkę śmierci.

Twórczość

1.Dzieła różne (Opuscula miscella)

  • Żywot Epifaniusza (Vita Epiphanii)
  • Żywot Antoniego (Vita Antonii)
  • Książeczka przeciwko zwalczającym synod (Libellus adversus eos, qui contra synodum scribere praesumpserunt)
  • Panegiryk (Panegyricus)
  • Pouczenie moralne (Paraenesis didascalica)
  • O życiu swoim – modlitwa dziękczynna (Eucharisticum de vita sua)
  • 2 Błogosławieństwa świecy (Benedictiones cerei)

2. 28 Przemówień (Dictiones)

3. 2 księgi Pieśni (Carmina)

4. 297 Listów

za wikipedią.

O autorze: Judyta