Słowo Boże na dziś – 13 lipca 2014r. – XV Niedziela Zwykła

Myśl dnia

Kto ma uszy, niech słucha.

Ewangelia wg św. Mateusza 13, 9

XV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

PIERWSZE CZYTANIE  (Iz 55,10–11)

Skuteczność słowa Bożego

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

To mówi Pan:
„Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich: nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 65,10abcd.10e–12.13–14)

Refren: Na żyznej ziemi ziarno wyda plony.

Nawiedziłeś i nawodniłeś ziemię, *
wzbogaciłeś ją obficie.
Strumień Boży wezbrany od wody; *
przygotowałeś im zboże.

I tak uprawiłeś ziemię: +
nawodniłeś jej bruzdy, wyrównałeś jej skiby, *
spulchniłeś ją deszczami, pobłogosławiłeś płodom.
Rok uwieńczyłeś swymi dobrami, *
gdzie przejdziesz, wzbudzasz urodzaj.

Stepowe pastwiska są pełne rosy, *
a wzgórza przepasane weselem,
łąki się stroją trzodami, doliny +
okrywają się zbożem, *
razem śpiewają i wznoszą okrzyki radości.

DRUGIE CZYTANIE  (Rz 8,18–23)

Oczekujemy chwały

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał, w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych.
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów, odkupienia naszego ciała.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus,
każdy, kto Go znajdzie, będzie żył na wieki.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA DŁUŻSZA  (Mt 13,1-23)

Przypowieść o siewcy

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.
Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: „Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?”
On im odpowiedział: „Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza:
«Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie zrozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił».
Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę powiadani wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło zobaczyć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze.
Posiane na miejsca skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje.
Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.
Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny”.

Oto słowo Pańskie.

EWANGELIA KRÓTSZA  (Mt 13,1-9)

Przypowieść o siewcy

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.
Kto ma uszy, niechaj słucha”.

Oto słowo Pańskie.

  KOMENTARZ

 Słuchać, aby usłyszeć

Można słuchać, a nie usłyszeć. Moje słuchanie może być powierzchowne: słucham Słowa, lecz moje myśli jak ptaki fruwają gdzie indziej i zabierają Słowo daleko ode mnie. Moje słuchanie może być niedbałe: słucham w pośpiechu, bez uprzedniego przygotowania serca. Moje słuchanie może być podzielone: słucham Słowa, ale też wielu innych treści, głosów, które jak chwasty rosną i zagłuszają Słowo we mnie. Ale moje słuchanie może być też prawdziwe: tworzę klimat skupienia, przygotowuję wcześniej umysł i serce na spotkanie z Panem, pozostaję otwarty na działanie Chrystusa we mnie! Wtedy Słowo przynosi plon!

Jezu, działanie Słowa, które wypowiadasz do mnie, jest delikatne, subtelne, nie forsuje moich barier, oporów, uników, lecz czeka. Pragnę przyjmować Cię coraz bardziej słuchającym, uważnym i gotowym sercem.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Każdy z nas powołany jest do tego aby przynieść plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny lub trzydziestokrotny. Aby tego dokonać trzeba zaplanować pracę, co w języku wiary oznacza – trzeba codziennie odprawiać rachunek sumienia, który nie będzie jednak tylko rozliczeniem przepisów, ale refleksją nad moją relacją z Bogiem. Dobrze odprawiony rachunek sumienia w połączeniu z postawą wdzięczności wobec Boga i ludzi – to doskonała gleba dla Słowa Bożego.

 Kromka Chleba

Jako chrześcijanie nie tylko mamy dbać o to by Boże Słowo wydało w nas owoc – choć to jest nasze najważniejsze zadanie. Mamy także ze swoją radykalnością poszukiwania najwyższych wartości być solą nadającą potrawie smak. Mamy rodzić w ludziach pytanie dlaczego jego życie jest takie dobre, kto za tym stoi. Z Bożą pomocą jesteśmy w stanie zapobiec wysiewowi chwastu, ale także możemy siać ziarno miłości i pokoju.

Kromka Chleba

http://www.paulus.org.pl/news,1084.html

TEN SIEWCA NIGDY SIĘ NIE MĘCZY

Pismo św. zaczyna się od hebrajskiej litery bet. Przypomina ona kwadrat, który jest zamknięty od trzech stron. Od przodu jednak, bo hebrajczycy czytają od prawej strony do lewej, jest otwarty.
Według pewnej tradycji, która mówi, że w Biblii nawet kształt liter ma swoje znaczenie, kształt litery bet, litery, która zaczyna opis stworzenia świata, oznacza, że świat jest dobry i w pewnym stopniu gotowy. Ma jednak też pewną część dotąd niegotową i podatną na kształtowanie. Bóg jeszcze świata nie dokończył, jakby nieustannie nad nim pracował.
O tym też jest dzisiejsza liturgia słowa. Najpierw słyszymy o słowie, które Bóg nieustannie nam daje i nas nim „nawadnia” jak ulewą i śniegiem (I czytanie). Potem słyszymy z ust św. Pawła, że „Stworzenie […] poddane marności […] aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami […] całą istotą swoją wzdychamy, oczekując […] odkupienia” (II czytanie). Więc to niedokończone, niegotowe stworzenie to nie tylko świat, w jakim żyjemy, to również my sami, którzy ciągle jesteśmy w drodze, ciągle czegoś szukamy, ciągle szarpiemy się z własną ludzką egzystencją. Jezus wie o tym, dlatego w dzisiejszej Ewangelii ukazuje siewcę, który nigdy się nie męczy, mimo że niektóre zasiane przez niego ziarna padły na skałę i nie przyniosły owocu. Bóg ciągle sieje swoje słowo w nas, nie męczy się, bo wie, że jesteśmy jeszcze niegotowi, niedojrzali, nieświęci. Dziękujmy dziś Panu za Jego nieustępliwość w kształtowaniu niegotowego jeszcze stworzenia i starajmy się gorliwiej żyć Jego słowem.
ks. Adam Rybicki
 http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/864
z www.mateusz.pl

Jest takie ryzyko, że ziarno słowa Bożego pada na nie najlepszy grunt naszych serc. Potrzeba z naszej strony sporego wysiłku i wytrwałości, żeby do swego życia słowo Boże i je zachować. Czasem może nam się wydawać, że kiedy Bóg do nas mówi, to jakby „rzucał grochem o ścianę”… Ale jest też Jego obietnica, którą przypomina nam Izajasz: „Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocnie, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”.

o. Łukasz Kubiak OP, „Oremus” lipiec 2005, s. 50

Jezus chętnie mówił w przypowieściach i zagadkach, bo człowiek lubi zagadki, lubi krzyżówki, koła fortuny, quizy. Lubi dochodzić do czegoś sam, lubi zawdzięczać coś sobie. Jest to przejaw twórczej postawy człowieka, ale często też przejaw niezdrowej pychy: nie słuchamy prostych prawd i rad, bo uważamy, że sami dobrze wiemy. No i często potem drogo za to płacimy.

Ale Jezus uwzględnia tę przekorną naturę człowieka i potrafi się do niej odwołać: Macie uszy i rozum? No to słuchajcie i rozumiejcie – jeśli tylko pycha wam pozwoli.

Siewca wyszedł siać. Jak szczodry był to siew! Izraelici uprawiający niewielkie, kamieniste poletka, z trudem wydarte pustyni, nie byli przyzwyczajeni do tego, by marnować ziarno i rzucać je na drogi, między kamienie czy ciernie. Za drogo by ich to kosztowało. Dlatego skłonni byli raczej skąpić na ziarnie, przesadzać w ostrożności.

Bóg swoje Słowo sieje hojnie, mówi do każdego, nawet do tych, którzy nie chcą czy jeszcze nie potrafią słuchać. I do tych obojętnych, którzy co prawda przychodzą słuchać, ale nie słyszą. Dlaczego tak lekko przychodzi nam marnować Słowo Boże, puszczając je mimo uszu? Dlaczego nie potrafimy skrzętnie pielęgnować i rozważać tego, co Bóg składa w nasze serca? Ileż łask, rad, natchnień i Bożych przestróg lekceważymy? I jak trudno przychodzi nam zatroszczyć się i przygotować odpowiednie warunki dla przyjęcia Bożego Słowa?

Nie potrafimy na przykład zdobyć się na wyciszenie i skupienie, na chwilę milczenia, które pozwoli nam zasłuchać się w głos Boga. Nawet jeśli klękamy do modlitwy, to jest to najczęściej szybki – albo długi pacierz, w którym swoim gadulstwem bądź niedbalstwem nie dopuszczamy Boga do głosu. Jeśli już sięgamy do Biblii, powinniśmy pamiętać, że dopiero zrozumienie Słowa gwarantuje jego owoce: Słowo niezrozumiane to jak ziarno rzucone na drogę, nawet nie zdąży się zakorzenić. Żeby Słowo zrozumieć, trzeba trochę wysiłku i wiedzy. Ale jest to wiedza, którą można zdobyć, nikt jej nie zastrzega tylko dla wtajemniczonych, jest dostępna dla każdego, kto tylko chce.

W większości parafii działają grupy biblijne, które spotykają się co tydzień na wspólnym rozważaniu Pisma św. Jest wiele książek, które pomagają studiować i zgłębać stronice Biblii. I nawet często rozpoczynamy takie studiowanie, ale nie zawsze z dobrym skutkiem. Brakuje nam bowiem wytrwałości i sytematyczności. Gdy mija pierwszy zapał, gdy nie widać natychmiastowych efektów, gdy nauka staje sie zbyt nużąca, gdy trzeba się trochę przymusić, by przezwyciężyć lenistwo – wtedy zaprzestajemy wysiłków. Tłumaczymy sobie, że to i tak nic nie daje, że szkoda czasu – i ustajemy w połowie.

Trzeba się uczyć cierpliwości od rolników, a jeszcze lepiej od ogrodników: oni wiedzą, że na plony i owoce trzeba czekać nieraz i kilka lat. Najczęściej jednak szkoda nam na Pismo św. czasu, to znaczy tak się tłumaczymy, bo skądinąd wiemy, ile tego czasu każdego dnia przecieka nam przez palce nie wiadomo na co. Zwyciężają doraźne troski tego świata, jego złudne obietnice. To nie znaczy, że nie są one ważne, ale że dopiero Słowo Boże podpowie nam, jak się z tymi troskami uporać i jak uniknąć oszukańczych sideł złudzeń, przereklamowanych obietnic i fałszywych gwarancji, których pełne są nasze gazety i telewizja. Odtrutką na to jest Słowo Prawdy: szczęśliwy, kto ma uszy, by tę prawdę przyjąć i rozum, by ją pojąć!

Ks. Mariusz Pohl

Trudno przekonać człowieka

Przypowieść o siewcy mówi o trudnościach, na jakie napotyka Bóg chcąc przekonać człowieka o tym, że Jego wymagania prowadzą do szczęścia. Bóg chcąc nas przekonać, posługuje się słowem. Z doświadczenia jednak wiemy, że aby kogoś przekonać, nie wystarczy samo przekazanie wiadomości. Przekonanie rodzi się dopiero po dobrowolnym przyjęciu słowa i dostosowaniu do niego swego sposobu myślenia.

Jakie są przeszkody utrudniające, a czasem wręcz uniemożliwiające Bogu przekonanie człowieka o słuszności Jego wymagań? Pierwszą z nich jest lekceważenie zła istniejącego na świecie. Wielu ludzi naszego wieku uważa, że zło to wyłącznie sprawa filozofii, że to pewne teoretyczne założenie potrzebne do tłumaczenia otaczającej nas rzeczywistości. Tymczasem zło jest konkretne i bardzo mocne. Każdy, kto zlekceważy zło istniejące w świecie, wcześniej czy później popełni błąd, za który zapłaci wysoką cenę.

Druga przeszkoda, uniemożliwiająca Bogu przekonanie człowieka o szczęściu ukrytym w wierze, to brak wytrwałości z naszej strony. Przekonanie obejmuje długi proces, to stopniowe dorastanie do wielkich wartości. Jeśli komuś zabraknie wytrwałości w zapuszczaniu korzeni w twardą rzeczywistość ewangelicznej gleby, ten nigdy nawet przez Boga nie zostanie przekonany. Oto obraz ziarna, które z braku korzeni zostało zniszczone przez słońce.

Trzecia przeszkoda, utrudniająca Bogu przekonanie człowieka o wartościach ewangelicznego życia, to brak krytycyzmu i dystansu wobec słowa płynącego ze świata. Doczesność przy pomocy wszystkich dostępnych środków propagandy ustawicznie usiłuje nas przekonać, że w niej znajdziemy prawdziwe szczęście. Kogo nie stać na zachowanie dystansu wobec tej argumentacji, nie potrafi dostrzec siły argumentów, jakie podaje Bóg. Oto obraz ziarna zagłuszonego przez ciernie.

Jedynie człowiek czujny wobec zła, wytrwały w rozwoju swej osobowości i krytyczny wobec argumentów, jakie podaje świat, jest w stanie podjąć słowo Boże i odkryć jego wartość.

W przypowieści o siewcy warto dostrzec jeszcze jedną prawdę. Ptaki zniszczyły jedno ziarno, słońce z powodu braku korzeni spaliło drugie, ciernie zagłuszyły trzecie, natomiast czwarte wydało owoc stokrotny. Poznajemy tu coś z tajemnicy strategii Boga. Stwórca godzi się na to, by wiele ziaren zostało zniszczonych, ponieważ z jednego, wypielęgnowanego aż do żniwa, wysypie się sto innych ziaren. Zło musi rozpoczynać niszczenie od nowa, mając przed sobą jeszcze trudniejsze zadanie. Dotykamy sekretu chrześcijańskiego optymizmu. Jeżeli ktoś z nas otworzy się na Boga i zechce, by Bóg go przekonał, wyda w swym życiu owoc obfity. Jeśli nawet zło go dosięgnie, gdy kłos jego serca będzie już pełen, wysypie się z niego nowe cenne ziarno, które w następnym pokoleniu będzie owocowało na ziemi.

Ks. Edward Staniek

 

Słowo ziarnem

Bóg porównuje swoje słowo do ziarna. Ma ono wielką moc. Siła życia, a więc to czego nie posiada cała ziemia, cały kosmos, jest ukryta w maleńkim ziarnie. Potęga tej siły ujawnia się jednak dopiero z chwilą uruchomienia procesu rozwojowego, do czego jest potrzebna woda i słońce.

Gleba ludzkiego serca ma zapewnić to, co jest potrzebne do owocowania Bożego słowa. Dopiero ta wzajemna współpraca Bożej siły życia z glebą gwarantuje odpowiednie owoce. Ale nie tylko słowo Boga jest ziarnem, nasze ludzkie słowo skierowane do drugiego człowieka też jest ziarnem. Różnica jednak między Bożym słowem a naszym, ludzkim, jest wielka. Boże słowo jest zawsze dobre, pełne życia i świętości. Nasze słowa ludzkie bywają puste, zawodzą, nie mają w sobie siły życia. Co więcej, mogą być nawet ziarnem złym.

Istnieje jeszcze dodatkowa tajemnica naszego słowa. O ile nasze dobre słowo rzadko wydaje owoce, o tyle złe ma tendencję do błyskawicznego wydawania stokrotnego owocu. Można skierować do kogoś tysiąc słów pełnych życzliwości i troski o jego dobro, a jeśli z tego tysiąca przyjmie przynajmniej jedno słowo i zamieni w czyn, to sukces jest już duży. Wystarczy natomiast jedno słowo złe rzucić w jego serce, a w krótkim czasie ono właśnie wydaje owoc obfity. To dramat wielu rodziców, wychowawców, nauczycieli.

Ludzkie serce jest glebą nieurodzajną dla słowa dobrego i niezwykle urodzajną dla słowa złego. To zmusza do wielkiej odpowiedzialności za każde wypowiedziane i przyjęte słowo. Warto uważnie prześledzić tę dziwną „urodzajność” gleby ludzkiego serca. Ona jest tak skażona, że ziarno dobrego słowa, ludzkiego i Boskiego, w niej obumiera, a ziarno złego rozrasta się bujnie jak chwasty.

W tej sytuacji trzeba mieć na uwadze kilka zasadniczych wytycznych. Skoro gleba naszego serca jest bardziej podatna na słowo świata, ciała, ducha zła, niż na słowo Boga, trzeba ją tak uprawiać, by nie dopuścić do zakorzenienia się w niej ziarna złego słowa. Ono nie może nawet paść na glebę naszego serca, nie mówiąc już o zapuszczeniu korzenia.

Biorąc natomiast pod uwagę nasze słowa skierowane do innych ludzi, trzeba je zawsze dokładnie przesiać przez sito wrażliwego sumienia, by nigdy z naszych ust nikt nie słyszał słowa złego. Nie możemy siać ziarna słowa złego w serca swoich bliskich, bo sami będziemy odpowiedzialni za jego owoce. Ono szybko dojrzewa i przenosi się w serca innych ludzi wiatrem plotki, obmowy, oczernienia. A nad procesem jego dalszego rozsiewania nie będziemy już w stanie zapanować.

Trzeba wreszcie szukać wspólnoty z ludźmi, którzy znają wagę dobrego słowa i niebezpieczeństwo ukryte w słowie złym. Taka wspólnota, w której trwa od rana do wieczora siew dobrego słowa, a równocześnie ciągła praca nad usuwaniem ziarna chwastów rzucanych przez świat, jest najlepszą gwarancją urodzajności gleby naszego serca. W takiej wspólnocie ona będzie wydawać owoc stokrotny – wielbiąc Boga i ubogacając serca innych ludzi.

Ks. Edward Staniek

O Panie, spraw, aby oczy nasze widziały i uszy słyszały (Mt 13, 16)

Moc i skuteczność słowa Bożego są głównym tematem dzisiejszej liturgii.,, Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju… — mówi Pan — tak słowo, które wychodzi z ust moich: nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem” (Iz 55, 10-11; I czytanie). Słowo Boże sprawia zawsze to, co wyraża: wystarczyło jedno „fiat — niech się stanie”, by powołać z nicości cały wszechświat i dać życie wszystkim stworzeniom. Kiedy człowiek, zamiast odpowiedzieć z miłością na słowo stwórcze, zbuntował się, wtedy inne słowo, obietnica Zbawiciela, powtarzane w ciągu wieków w najrozmaitszy sposób, zapewniło mu zbawienie i skierowało do Boga. Kiedy nadeszła pełnia czasów, Bóg nie posyłał już do ludzi prostych słów, lecz swoje Słowo przedwieczne. Słowo przyjęło naturę ludzką, stało się ciałem, zostało nazwane Jezusem Chrystusem i. przyszło zasiać w sercu ludzi słowo Boże.

To jest właśnie temat przypowieści o siewcy, którą czytamy w dzisiejszej Ewangelii (Mt 13, 1-23). „Siewcą, który wyszedł siać” (tamże 3), jest właśnie Jezus, a ziarnem, które sieje, „jest słowo Boże” (Łk 8, 11), jakie On — Słowo nie stworzone — posiada w samym sobie i przekazuje ludziom w języku ludzkim. Słowo Jego zatem ma moc i skuteczność boską, jest najbardziej płodnym ziarnem zdolnym wydać zbawienie, świętość, życie wieczne.

A jednak — głosi przypowieść — to samo ziarno w jednej ziemi wydaje obfite owoce, a w innych zgoła nic. Na tym polega tajemnica wolności człowieka wobec darów Boga. Jezus wszędzie sieje słowo: nie odmawia go nawet grzesznikom zatwardziałym, ludziom powierzchownym i roztargnionym, oddającym się całkowicie przyjemnościom lub zajmującym się tylko doczesnymi sprawami, ludziom przyrównanym w przypowieści do drogi wydeptanej, do gruntu kamienistego lub ciernistego. Oto wielkie miłosierdzie Pana! W porządku duchowym, istotnie, nawet „kamienie mogą się zmienić i stać się ziemią urodzajną, a wydeptana droga może przestać być deptaną i otwartą dla wszystkich przechodniów, przemieniając się w urodzajne pole. Nawet ciernie mogą zniknąć, by pozwolić rosnąć i owocować z całą swobodą posianemu ziarnu”. Jeśli taka przemiana nie dokona się we wszystkich, „wina nie będzie siewcy, lecz tych, którzy nie chcieli zmienić życia” (św. Jan Chryzostom). Straszliwa rzecz, lecz prawdziwa: człowiek może zamknąć się na słowo Boga, odrzucić je, a więc sam z siebie uczynić je nieskutecznym. Wówczas słowo obróci gdzie indziej swoją płodność, powodując nadzwyczajną obfitość owoców zrodzonych „w ziemi dobrej”, czyli w tym, kto „słucha słowa i rozumie je” (Mt 13, 23), a w końcu wykonuje. Również w nich owoc nie będzie jednaki, lecz proporcjonalny do usposobienia każdego: „jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny” (tamże). Dlatego Jezus, zanim wyjaśnił przypowieść, przypomniał uczniom to, co powiedział Izajasz swoim współczesnym: „stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby… swym sercem nie rozumieli i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił” (tamże 15). Jest więc nad czym zastanawiać się i prosić, aby łaska Boża zachowała wierzących od takiej zatwardziałości. Ale też na pewno człowiek słuchający z dobrą wolą słowa Bożego, osiągnie zeń owoc i będzie zażywał szczęśliwości zapowiedzianej przez Pana: „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą” (tamże 16).

  • „Oto siewca wyszedł siać”. Skąd wyszedłeś lub jak wyszedłeś, Panie, Ty, który jesteś obecny wszędzie i wszystko napełniasz? Kiedy zbliżyłeś się do nas, wcielając się, niewątpliwie nie uczyniłeś tego przenosząc się z jednego miejsca na drugie, lecz przyjmując naturę ludzką i nawiązując – łączność i nową styczność z nami. Ponieważ my nie mogliśmy wejść tam, gdzie Bóg mieszka, bo grzechy nasze stanowiły jakby mur zagradzający nam drogę, Ty sam przyszedłeś, by uprawiać i pielęgnować tę ziemię i zasiać w niej słowo cnoty i miłości…
    O Jezu, Ty ofiarujesz wszystkim wspaniałomyślnie swoje słowo i swoją naukę. Jak siewca nie robi różnicy wobec ziemi, na której pracuje, lecz rzuca po prostu wszędzie, tak i Ty, głosząc słowo, nie czynisz różnicy między bogatym i biednym, mądrym, nieuczonym, człowiekiem gorliwym a leniwym, odważnym a małodusznym, lecz mówisz do wszystkich bez różnicy.
    Spraw, o Panie, abym słuchał z uwagą i przypominał sobie wytrwale Twoją naukę i wykonywał ją mężnie i pilnie, gardząc bogactwami i oddalając się od wszystkich niepokojów życia światowego… Spraw, abym umocnił się pod każdym względem i rozważał Twoje słowa, zapuszczając głęboko korzenie i oczyszczając się ze wszystkich przywiązań światowych (św. Jan Chryzostom).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 387

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140713.htm

 

Z “Modlitewnik Skargi”, str. 92-95.  Rachunek sumienia Polaka (tytuł własny)

Pytaj się sam każdy: ty coś jest?

Odpowiadamy sobie, choć jesteś królem albo panem i bogatym i świętym i zdrowym, inaczej odpowiadać nie możesz, jeno tak: Jestem podróżny człowiek, do ojczyzny idę, z której jestem wygnany, miasta szukam z fundamentem. Bo ta ziemia dna nie ma, pożera obywatele swoje i przepaścią jest wszystkim ludziom.

Pytaj jeszcze sam siebie: ty coś jest?

Odpowiadaj: Gość jednego dnia na ziemi, dni moje jako cień mijają, a czekać nie chcą, do śmierci mnie prowadzą.

Jeszcze pytaj: ty coś jest?

Odpowiadaj sobie: ziemia jestem, z ziemi uczyniony, nagom z niej wyszedł, nago się do niej wrócę, zgniłość jest matka moja, a robactwo siostry moje.

Jeszcze pytaj coś jest naprawdę? Duszę mam nieśmiertelną, ale wielkimi grzechami pomazaną. Jestem tytułem chrześcijaninem, a obyczajami gorszym niźli poganin. Jestem powołaniem katolik, ale obyczajami jako niewierni (…)

Czegoż się dalej na sobie dopytasz? Wielkich i niezliczonych grzechów. A dalej co? Rozpacz o miłosierdziu Bożym. Nie daj Boże.

Pytaj się jeszcze dalej coś jest? Iżaliś nie wierny Boży? Iżali nie wierzysz w Jezusa Chrystusa, w Baranka, który gładzi grzechy?

Wierzę. O, chwała Bogu!

Iżali w złościach trwać chcesz, a żywota pokutnego zacząć nie chcesz? Chcę, Panie, chcę, i bardzo chcę.

Niebójże się: oto cię cieszy posłaniec Chrystusów. Pokutujcie, przybliżyło się królestwo Boże, słanie Ewangelia. Głos na puszczy woła: Więźniowie wychódźcie, związani miejcie wolność, obciążeni składajcie ciężkie grzechów jarzmo, owo idzie Baranek, który was własną Krwią odkupił, nieprzyjacioły wasze pobije, ojczyznę przywróci, rozumu nauczy, skazy wasze naprawi, śmierć zburzy, nędze wszystkie pogrzebie a radość wieczną i pokój daruje. Nie ociągajmyż się do Niego, póki czas mamy. Wspomóż, Panie, wspomóż. Amen.

Modlitwa za Ojczyznę

Boże, Rządco i Panie narodów,
z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać,
a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej,
błogosław Ojczyźnie naszej,
by Tobie zawsze wierna,
chwałę przynosiła Imieniowu Twemu
a syny swe wiodła ku szczęśliwości.

Wszechmogący, wieczny Boże,
spuść nam szeroką i głęboką miłość
ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej,
byśmy jej i ludowi Twemu,
swoich pożytków zapomniawszy,
mogli służyć uczciwie.

Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje,
rządy kraju naszego sprawujące,
by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym
mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować.

Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

http://www.apostolowie.pl/ks-piotr-skarga/modlitewnik-skargi

 

 Świętych Obcowanie

13 lipca
Święci Andrzej Świerad i Benedykt, pustelnicy
1307-andrzej-benedykt_1
Według tekstu z 1064 r., napisanego przez węgierskiego opata benedyktyńskiego i biskupa Maurusa, Andrzej Świerad (Andrzej Żurawek) pochodził z Polski, z rodziny rolniczej. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach znalazł się na Węgrzech. W roku 997/998 wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru św. Hipolita na górze Zabor koło Nitry. Opatem klasztoru był wtedy Filip. On też nadał nowemu zakonnikowi imię Andrzej, gdyż wtedy św. Andrzeja Apostoła uważano za głównego patrona Węgier. W klasztorze mieszkali także mnisi żyjący według reguły wschodniej. Do tej właśnie ławry wstąpił Świerad. Widocznie bardziej przystępny był dla niego język słowacki, aniżeli bardzo trudny węgierski. Spełniał różne posługi w klasztorze. Maurus wspomina, że Andrzej wstąpił do opactwa benedyktynów już zaawansowany w życiu ascetycznym. Uprzednio bowiem prowadził życie pustelnicze.
Po przekroczeniu 40 lat, mnich mógł iść na pustelnię w towarzystwie jednego ucznia, który zmieniał się co kilka lat, by służyć Bogu w zupełnym odosobnieniu. Pustelnia była odległa od opactwa około pół dnia drogi. Co tydzień Andrzej musiał wracać do opactwa w sobotę wieczór i zostać na całą niedzielę. Jego zajęciem było karczowanie lasu. Pomimo tak ciężkiej pracy Andrzej trzy dni zupełnie pościł: w poniedziałek, w środę i piątek. Na Wielki Post brał od opata Filipa tylko 40 orzechów włoskich, które były jedynym jego pokarmem przez osiem tygodni (jeden orzech na dzień) za wyjątkiem sobót i niedziel, gdzie przyjmował wspólny posiłek w opactwie. Aby nawet sen sobie uprzykrzyć, siedział przez całą noc na pieńku, otoczonym ostrymi prętami. Gdy ciało przechylało się w jakąś stronę, budził się raniony. Aby uniemożliwić zaś ruchy głową, zakładał na nią koronę z drewna z zawieszonymi czterema kamieniami, o które uderzał przy każdym skłonie. Ponadto Andrzej opasał swoje ciało mosiężnym łańcuchem, który z czasem obrósł skórą. To właśnie było bezpośrednią przyczyną jego śmierci ok. 1030-1034 r., gdyż po pęknięciu naskórka wywiązało się zakażenie. Wezwany opat Filip przybył już po śmierci Świerada. Przy obmywaniu ciała zauważył na jego brzuchu klamrę, która zdradziła istnienie łańcucha.

Towarzyszem pustelniczego życia Andrzeja i jednym z jego uczniów był Benedykt. Po jego śmierci opowiadał biskupowi Maurusowi o cnotach i umartwieniach swego mistrza. Kontynuował surowy tryb życia w pustelni. Podobnie jak św. Andrzej miał przybyć de terra Poloniensi – z ziemi polskiej. W trzy lata po śmierci św. Andrzeja napadli go zbójcy i zabili. Ciało wrzucili do rzeki Wag. Maurus dodaje legendę, że orzeł przez cały rok pilnował ciała Męczennika i że dzięki niemu ciało zostało odnalezione w stanie zupełnie nie zepsutym. Obydwu – ucznia i mistrza – pochowano obok siebie w kościele zakonnym.

Święci Andrzej Świerad i Benedykt na tle góry Zabor i katedry w Nitrze Kult obu świętych szybko rozszerzał się. Naturalnym ośrodkiem tego kultu był klasztor na Zaborze. Tu początkowo znajdował się ich grób, tu również przechowywano ze czcią łańcuch św. Andrzeja. Opat Filip, który opowiadał o obu świętych Maurusowi, ówczesnemu opatowi w klasztorze św. Marcina na Górze Panońskiej, podarował mu nawet część łańcucha. Relikwię tę zabrał ze sobą Maurus do Pesc, kiedy został mianowany tam biskupem (1036). Z czasem powstały w Słowacji dwa odrębne sanktuaria: św. Andrzeja w pobliżu Nitry, gdzie była jego pustelnia, oraz św. Benedykta, gdzie poniósł śmierć od pogańskich rozbójników w Skałce nad Wagiem na północ od Tręczyna. Około 1064 r. Świerad i Benedykt zostali uroczyście proklamowani przez biskupów Węgier świętymi. Wtedy zapewne przeniesiono ich ciała do katedry w Nitrze, gdzie spoczywają do dziś. Andrzej Świerad w hagiografii polskiej wybija się jako największy asceta wśród świętych i błogosławionych polskich.
Andrzej i Benedykt są pierwszymi Polakami, wyniesionymi do chwały ołtarzy (1083) po polskich kamedułach z eremu międzyrzeckiego: Izaaku, Mateuszu i Kryspinie, kanonizowanych przez papieża Jana XVIII (1004-1009). W ziemi krakowskiej kult św. Andrzeja Świerada jest szczególnie żywy w Tropiu. Od dawna ściągają tu pielgrzymi z Sądecczyzny i Słowacji na dzień dorocznego święta. Miejscowa ludność wierzy, że woda w źródełku, z którego Świerad miał czerpać, ma cudowną moc. Kościół w Tropiu posiada relikwie św. Świerada, sprowadzone z Nitry.

W ikonografii ukazuje się św. Andrzeja jako pustelnika. Jego atrybutem jest dziupla.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13a.php3
13 lipca
Święta Teresa od Jezusa de Los Andes, dziewica
1307-teresa_1
Juana Fernandez Solar była Chilijką. Urodziła się 13 lipca 1900 r. w Santiago w pobożnej, dobrze sytuowanej rodzinie Miguela Fernandeza i Łucji Solar. Naukę podjęła w 1907 r. w kolegium Najświętszego Serca Pana Jezusa, prowadzonym przez zakonnice. Ukończyła ją w 1918 r. Otrzymała tam rzetelne wykształcenie religijne i humanistyczne.
Począwszy od szóstego roku życia, codziennie uczęszczała wraz ze swoją mamą na Mszę świętą. Uważała, że Pan Jezus chce posiąść jej serce na wyłączną własność i dlatego pragnęła wcześnie przystąpić do Komunii św., ale stało się to dopiero, gdy miała 10 lat. “Był to dzień bez chmur – zanotowała w swoim Dzienniku. – Od tego momentu ziemia mnie nie pociągała”. Od tej pory chciała żyć wyłącznie dla Jezusa i upodobnić się do Niego, tak “aby Ojciec niebieski kontemplując Go w niej, znalazł godny obraz swojego Syna”.
Juana była początkowo porywcza i uparta. Postanowiła pracować nad sobą. Niemałym kosztem zwyciężyła pychę i próżność. Od 14. roku życia odczuwała w głębi swej duszy powołanie do Karmelu, z którego zwierzyła się w internacie matce Rios – zakonnicy Najświętszego Serca. W wieku 15 lat złożyła ślub czystości. Mimo wielkiego oddania Bogu, potrafiła cieszyć się życiem i młodością. Lubiła grać w tenisa, pływać, a najbardziej lubiła jazdę konno. Wolny czas poświęcała pomocy ludziom starszym i potrzebującym. Chętnie pomagała w nauce ubogim dzieciom.
Pod wpływem lektury dzieł karmelitańskich, a zwłaszcza Teresy od Dzieciątka Jezus, odkryła w sobie powołanie zakonne. W Dzienniku zanotowała: “Wzdycham za dniem, w którym będę mogła wstąpić do Karmelu, by poświęcić się tylko Bogu, by zjednoczyć się z Nim, by żyć wyłącznie Jego życiem: kochać i cierpieć dla dusz. Jestem tego spragniona”.
Wreszcie, gdy miała 19 lat, w maju 1919 r., uzyskała pozwolenie ojca i przekroczyła próg klasztoru karmelitanek bosych w Los Andes. 14 października rozpoczęła nowicjat i otrzymała habit. Przyjęła imię zakonne Teresy od Jezusa. Ukryta w klauzurze, nie poprzestawała na modlitwie, ale prowadziła bogatą korespondencję z rodziną i przyjaciółmi, stając się w ten sposób wielką apostołką. Pisała listy, aby rozpalić w nich miłość do Chrystusa, Eucharystii i Matki Najświętszej oraz wyrażać swoje szczęście.
W kwietniu 1920 r. zachorowała na tyfus. W obliczu zbliżającej się śmierci złożyła profesję zakonną. Po kilku dniach choroby, 12 kwietnia 1920 r. zmarła w opinii świętości, przeżywszy w klasztorze jedynie 11 miesięcy.
Klasztor, w którym Teresa żyła i została pochowana, stał się duchowym sanktuarium Chile. Do dziś liczne rzesze pielgrzymów nawiedzają jej grób, aby prosić ją o wstawiennictwo u Boga i rozpalić w sobie miłość do Chrystusa. Uroczystej beatyfikacji Teresy de los Andes dokonał 3 kwietnia 1987 r. papież św. Jan Paweł II w Santiago de Chile, kanonizował ją w Rzymie 21 marca 1993 r.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13b.php3

Jan Paweł II

Stały się światłością dla pokoleń

Homilia wygłoszona podczas kanonizacji błogosławionych Klaudyny Thevenet i Teresy od Jezusa «de Los Andes»
21 III 1993

1. «Ja jestem światłością świata» (J 8, 12).

Dzień dzisiejszy, IV niedzielę Wielkiego Postu, można by słusznie nazwać dniem światłości. Na drodze przygotowania do chrztu katechumeni w pierwszych wiekach chrześcijaństwa doświadczali w liturgii tego dnia, wielokrotnie odwołującej się do biblijnego tematu światła, bliskości tego momentu, w którym obmycie w wodzie chrztu miało otworzyć oczy ich duszy na światło wiary i włączyć ich we wspólnotę Kościoła.

Sakrament chrztu oznacza przejście ze śmierci do życia wraz z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Chrystus jest życiem, życie zaś «jest światłością świata». Słowo, które przyszło na świat, Syn współistotny Ojcu, jest «Światłością ze Światłości». Ci, którzy Go przyjmują, przyjmują Światłość. Otwierają się im oczy, wewnętrzny wzrok ducha, aby widzieć «wielkie dzieła Boże» (magnalia Dei) (Dz 2, 11).

Ewangelia IV niedzieli Wielkiego Postu na kanwie uzdrowienia niewidomego ukazuje niełatwą drogę, jaka prowadzi do odkrycia tej Światłości, którą jest Chrystus. Na ileż sposobów wydarzenie zapisane w Janowej Ewangelii odtwarza się w życiu różnych ludzi we wszystkich czasach!

Sposobów jest wiele, ostatecznie jednak Światłość przebija się poprzez mroki wewnętrzne i zewnętrzne. Człowiek widzi. Więcej. Człowiek staje się świadkiem Prawdy, która przychodzi od Boga.

2. «Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, (…) będzie miał światło życia» (J 8, 12). Apostoł zaś pisze: «jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości!» (Ef 5, 8).

W dniu dzisiejszym Kościół pragnie wypowiedzieć słowa Apostola pod adresem dwóch jego córek, które stały się «światłością w Panu»: Marii od św. Ignacego (Klaudyny Thevenet) oraz Teresy «de Los Andes» (Juany Fernandez Solar). Te «córki światłości» wyróżniły się jako świadkowie Chrystusa w świecie: Klaudyna Thevenet w «starej» Europie, Juana Fernandez Solar w «Nowym Świecie». W czasie gdy obchodzimy jeszcze pięćsetną rocznicę ewangelizacji wielkiego kontynentu amerykańskiego, zbieramy wspaniałe kwiaty, jakie wyrosły wśród narodów tej «nowej ziemi» dzięki Dobrej Nowinie i łasce chrztu świętego.

3. Obydwie otrzymały chrzest w Kościele, który pozwolił im narodzić się do życia Bożego. Chrześcijańskie dzieciństwo przygotowało Klaudynę Thevenet do przetrwania najtrudniejszej próby jej młodości — egzekucji dwóch braci, straconych na gilotynie. Przechodząc przez tę «ciemną dolinę» (Ps 23 [24], 4), umiała zawierzyć się całkowicie Bogu. Jej powołanie wyrasta z tej rany. Heroiczne przebaczenie, czerpiące inspirację z postawy braci, niejako kazało jej zwrócić się z wiarą i miłością ku innym ludziom zranionym przez życie, których widziała wokół siebie. Patrząc na cierpienie spowodowane przez przewroty i wojny tej epoki, pragnęła odpowiedzieć na nie miłością. Któż zaś bardziej potrzebował opieki, oparcia i pomocy w tych trudnych czasach niż porzucone dzieci, bezbronne istoty, narażone na utratę wszystkiego i na wszelkie formy wyzysku?

Słyszeliśmy słowa skierowane do proroka Samuela: «człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce» (l Sm 16, 7). W słabości dziecka Klaudyna Thevenet dostrzegała moc Boga Stwórcy; w jego nędzy — chwałę Wszechmogącego, który nas nieustannie wzywa i powołuje, by udzielić nam pełni swego życia; w dziecku opuszczonym zobaczyła Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który dla ludzi pozostaje zawsze obecny w swoich braciach najmniejszych. Oto dlaczego święta z Lyonu postanowiła poświęcić życie włączaniu dzieci i młodzieży do życia społecznego w zdrowych i godnych warunkach.

Zapewnić chrześcijańskie wychowanie dziewczętom z wszystkich warstw społecznych — taka była jej misja, takie jest jej przesłanie.

W swojej koncepcji wychowania łączyła wrażliwość na rzeczywistości ludzkie i Boże. Domy, które zakładała dla najuboższych, nazywano Providences — «domami Opatrzności». Należy przecież uczyć młodych dobrej organizacji i prowadzenia domu, wykonywania z taką samą starannością i miłością prac wielkich i małych. Żarliwa miłość oddaje się na służbę młodym, pomaga im z szacunkiem i oddaniem, aby każdy mógł dać z siebie to, co ma najlepszego. Klaudyna Thevenet ujawnia jeden z sekretów swojego działania w słowach: «Najlepszy przełożony to nie ten, który wyznacza najsurowsze kary, ale ten, który potrafi tak postępować, by popełniano jak najmniej wykroczeń». Nieustannie przyzywała dobroci Bożej.

4. Aby skutecznie wypełniać swą misję, Klaudyna Thevenet gromadzi wokół siebie grupę dziewcząt pełnych entuzjazmu, które tak jak ona znajdują źródło mocy w Sercu Chrystusa i w Sercu Jego Matki. Dzięki bardzo silnemu zespoleniu wrażliwości na wolę Bożą, miłości do Jezusa i Maryi oraz posłusznej wierności wobec Kościoła, m. Maria od św. Ignacego zakłada Zgromadzenie Sióstr Jezusa i Maryi, co też zapewnia wzrost dziełu. Poprzez ofiarną pracę jej towarzyszek «objawiają się sprawy Boże» (por. J 9, 3), czego pragnął sam Chrystus, gdy uzdrawiał niewidomego od urodzenia. Świętość Klaudyny przyniesie owoce w życiu jej sióstr i w misyjnym dynamizmie zgromadzenia. Z radością wynieśliśmy wczoraj do chwały ołtarzy jedną z nich — bł. Dinę Belanger.

W każdym człowieku żyje albo może żyć niewidomy uzdrowiony ze swej ślepoty i powołany, by przyjąć światłość Zbawiciela. Potrzeba przewodników, lekarzy i wychowawców, którzy pomogą młodym całego świata w przyjęciu tej światłości. Św. Klaudyna Thevenet ukazuje, jak bardzo każde dziecko zasługuje na miłość. Swoim siostrom powtarzała: «Niech miłość będzie dla was jak źrenica oka». Tak, spojrzenie skierowane ku dziecku powinno dostrzegać w nim obietnicę, oczekiwanie, objawienie Bożej obecności, dzieło Boga, którego «chwałą» jest żywy człowiek.

5. Światłem Chrystusa dla całego Kościoła chilijskiego jest s. Teresa «de Los Andes», Teresa od Jezusa, karmelitanka bosa, pierwszy owoc świętości Karmelu terezjańskiego Ameryki Łacińskiej, dziś włączona w poczet świętych Kościoła powszechnego.

Podobnie jak w pierwszym czytaniu z Księgi Samuela, którego wysłuchaliśmy, postać Teresy nie wyróżnia się «wyglądem ani wysokim wzrostem». «Nie tak bowiem człowiek widzi — mówi święta księga —jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce» (l Sm 16, 7). Dlatego Bóg sprawił, że w jej młodym życiu, liczącym niewiele ponad dziewiętnaście lat, w jej jedenastu miesiącach Karmelu zajaśniała niezwykłym blaskiem światłość Jego Syna Jezusa Chrystusa, a ona sama stała się latarnią i drogowskazem dla świata, który zdaje się lękać, że Boża jasność go porazi. Ta chilijska karmelitanka, którą z głęboką radością przedstawiam dziś Kościołowi jako dowód nieprzemijającej młodości Ewangelii, daje zsekularyzowanemu społeczeństwu, odwracającemu się od Boga, wyraziste świadectwo życia. Głosi dzisiejszemu człowiekowi, że zazna prawdziwej wielkości i radości, wolności i spełnienia, jeśli będzie kochał Boga, wielbił Go i Mu służył. Życie bł. Teresy jest jakby cichym wołaniem zza klauzury, że «Bóg sam wystarczy!»

Jest wołaniem skierowanym szczególnie do młodych, spragnionych prawdy i szukających światła, które nada sens ich życiu. Młodzieży narażonej nieustannie na wpływy kultury przenikniętej erotyzmem, społeczeństwu mylącemu prawdziwą miłość — która jest darem — z hedonistycznym wykorzystaniem drugiej osoby, ta młoda dziewczyna z Andów ukazuje dziś piękno i szczęście promieniujące z czystych serc.

W swojej tkliwej miłości do Chrystusa Teresa odnajduje istotę chrześcijańskiego orędzia: kochać, cierpieć, modlić się i służyć. W środowisku własnej rodziny nauczyła się kochać Boga ponad wszystko. Zaś poczucie wyłącznej przynależności do Stwórcy sprawiło, że jej miłość bliźniego stała się głębsza i niezłomna. Pisze o tym w jednym z listów: «Kiedy kocham, to na zawsze. Karmelitanka nie zapomina nigdy. Ze swej małej celi towarzyszy wszystkim duszom, które pokochała w świecie» (list z sierpnia 1919 r.).

6. Żarliwa miłość budzi w Teresie pragnienie, by cierpieć z Jezusem i jak Jezus: «Cierpieć i kochać, jak Baranek Boży, który dźwiga grzechy świata» — pisze. Pragnie być niepokalaną hostią składaną w nieustannej ofierze za grzeszników. «Jesteśmy współodkupicielkami świata — pisze dalej — a odkupienie dusz nie może się dokonać bez krzyża» (list z września 1919 r.).

Młoda chilijska święta była nade wszystko duszą kontemplacyjną. Spędzała na modlitwie i adoracji długie godziny przed tabernakulum i u stóp krzyża w swojej celi, zanosząc prośby i ofiarowując się za odkupienie świata, wspomagając mocą Ducha działalność apostolską misjonarzy, a zwłaszcza kapłanów. «Karmelitanka jest siostrą kapłana» (list z 1919 r.). Rzecz jasna, życie kontemplacyjne na wzór Marii z Betanii nie zwalnia Teresy z obowiązku służenia jak Marta. W świecie, w którym ludzie walczą nieustannie, aby się wywyższyć, by posiadać i panować, ona uczy nas, że szczęście polega na pokornej służbie wszystkim, za przykładem Jezusa, który nie przyszedł, aby Mu służono, ale by służyć i by dać życie na okup za wielu (por. Mk 10, 45).

Dzisiaj św. Teresa «de Los Andes» jest nadal w wieczności orędowniczką niezliczonych braci i sióstr. Ta która znalazła niebo na ziemi, zaślubiając Jezusa, teraz ogląda Go w pełnym blasku, a stojąc tak blisko Niego, oręduje za tymi, którzy szukają światła Chrystusa.

7. «Pan jest moim pasterzem» (Ps 23 [22], 1).

Całe pokolenia uczniów, wyznawców, naśladowców Chrystusa w «starym» i w «nowym» świecie, na północy i południu, zwracają się do Tego, który jest Dobrym Pasterzem. Pasterzem dusz. Do tego, który nas odkupił przez krew swego krzyża. Który jest Światłością świata.

To w imieniu tych wszystkich pokoleń przemawiają dziś do nas dwie święte: Maria od św. Ignacego i Teresa «de Los Andes».

Dziękują Ojcu za «wszelką prawość i sprawiedliwość, i prawdę» (por. Ef 5, 9), które są owocem «Światłości w Chrystusie».

Tak, dziękują!

A jednocześnie głos ich przebija ciemności, które stale usiłują «ogarnąć» Światłość. Mówią więc do wszystkich zagrożonych ciemnością: «Zbudź się (…) i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus» (Ef 5,14).

Oto wielkopostne przesłanie dzisiejszej kanonizacji: Chrystus jest Światłością świata!

Kto idzie za Nim, «będzie miał światło życia».

http://www.fjp2.com/pl/jan-pawel-ii/biblioteka-online/homilie/1829-canonization-of-claudine-thevenet-and-teresa-de-jesus-de-los-andes

Jest ona pierwszym kwiatem świętości narodu chilijskiego i Zakonu Karmelitańskiego w Ameryce Łacińskiej.

Z pism duchowych św. Teresy de Los Andes

Tylko Jezus jest piękny; tylko On sam może mnie pocieszyć. Jego wzywam, Jego opłakuję, Jego szukam we wnętrzu mej duszy. Pragnę, by Jezus tak starł mnie wewnętrznie, bym stała się hostią czystą, w której On mógłby spocząć. Chcę tak przepoić się miłością, by tą miłością mogły zostać otoczone inne dusze. Chciałabym w to dzieło włączyć stworzenie i siebie, by On żył we mnie.

Czyż można pomyśleć o czymś dobrym, pięknym, prawdziwym, czego nie byłoby w Jezusie? Mądrość, dla której nie ma tajemnicy. Potęga, dla której nie ma nic niemożliwego. Sprawiedliwość, która po to się wcieliła, by zadośćuczynić za grzech. Opatrzność, która zawsze czuwa i podtrzymuje.

Miłosierdzie, które nie ustaje w przebaczaniu. Dobroć, która umniejsza wielkość naszych przewinień. Miłość, która zawiera w sobie całą czułość matki, brata, oblubieńca, która czerpiąc z bezkresu swój ogrom, rozlewa się na stworzenia. Piękność przechodząca wszelkie pojęcie. Czyż istnieje więc jakikolwiek przymiot, którego nie można by znaleźć z Bogu-Człowieku?

Czyż możliwe jest połączenie tego przepastnego ogromu z naszą nicością? Tak, ale w Jego miłości. Właśnie owa namiętność miłości spowodowała wcielenie Boga-Człowieka, byśmy nie bali się zbliżyć do Niego. Miłość sprawiła, że przyjął On postać chleba, by nasza nicość mogła się upodobnić do Niego i przemienić w Jego byt nieskończony. Miłość, przez Jego śmierć na krzyżu, dała nam życie.

Czyż można zatem obawiać się zbliżenia do Niego? Spójrz na Niego w otoczeniu dzieci. Przygarnia je, tuli do swego Serca. Spójrz na Niego, jak pośród swej wiernej trzódki niesie na ramionach niewierną owieczkę. Spójrz na Niego przy grobie Łazarza. I posłuchaj, co powiedział o Magdalenie: “Wiele jej odpuszczono, ponieważ bardzo umiłowała”. Czyż cała Ewangelia nie świadczy o sercu dobrym, słodkim, wrażliwym, współczującym; jednym słowem, o Sercu Boga?

On jest moim nieskończonym bogactwem, moim szczęściem, moim niebem

http://www.karmel.pl/karmis/index.php?option=com_content&view=article&id=26&Itemid=26

13 lipca
Święta Klelia Barbieri, dziewica
1307-klelia_1
Klelia Barbieri przyszła na świat 13 lutego 1847 roku w Le Budrie (nieopodal Bolonii). Jej rodzicami byli Jan i Hiacynta Nanetti. W 1855 roku, podczas panującej w okolicy jej rodzinnego miasteczka epidemia cholery, Pan Bóg wezwał do siebie jej tatę. Pod opieką troskliwej matki szybko nauczyła się gotować, szyć i tkać płótno. 24 czerwca 1858 roku, w wieku 11 lat, przyjęła I Komunię świętą.
Przewodnikiem duchowym stał się dla niej miejscowy proboszcz, ks. Gaetano Guidi. Pod jego okiem postępowała na drodze chrześcijańskiej doskonałości. W swej pracy była uczciwa i rzetelna. Słowa Ewangelii traktowała bardzo poważnie. W tym czasie w jej parafii działało stowarzyszenie nauki chrześcijańskiej. Na zaproszenie księdza proboszcza Klelia wstąpiła do niego jako 14-letnia dziewczynka i otrzymała funkcję zastępczyni mistrzyni. W czasach, gdy dziewczęta nie uczęszczały do żadnych szkół, ona zaczęła je uczyć czytać i pisać. Tej pracy oddała się z całym młodzieńczym zapałem.
Wiele wolnego czasu poświęcała na czytanie książek o tematyce chrześcijańskiej, a wszystkich kandydatów do małżeństwa odsyłała, mówiąc: “Idźcie do mojej siostry, ja nie wyjdę za mąż”. Wraz z trzema koleżankami powzięła zamiar życia we wspólnocie oddanej modlitwie i głoszeniu Ewangelii.
1 maja 1868 roku dziewczęta zamieszkały w domu, który służył stowarzyszeniu. Ich praca nie była początkowo regulowana żadną regułą, wynikała z prostej miłości i wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka. Z głębokiej wiary zrodził się też w sercu Klelii strach przed grzechem. Zło uważała za obrazę dobrego Boga. Dlatego często spędzała długie chwile na adoracji Najświętszego Sakramentu, rozważaniu tajemnic różańca świętego i ukochanej koronce do Matki Bożej Bolesnej.
Niestety, Klelia wkrótce zapadła na chorobę płuc, w tamtych czasach nieuleczalną. W założonej przez siebie wspólnocie żyła zaledwie 2 lata. Zmarła 13 lipca 1870 roku. Wszyscy jej bliscy nazywali ją Matką, choć była tak młoda, lub Aniołem, ze względu na je styl życia i troskę o czystość słowa, gestu, po prostu całego życia. Żegnając się przed śmiercią ze wszystkimi, powiedziała: “Bądźcie dobrej myśli, gdyż ja idę do nieba i nigdy was nie opuszczę… Będziecie ciągle rosły w liczbę i będziecie wzrastały na wzór olbrzymiej góry, aby pracować w winnicy Pańskiej”. Tak się też stało. Wspólnota pod imieniem Instytutu Małych Sióstr Matki Bożej Bolesnej rozrosła się, przynosząc chlubę założycielce i błogosławione owoce całemu Kościołowi.
Do grona błogosławionych Klelię Barbieri wyniósł papież Paweł VI w dniu 27 października 1968 roku, a św. Jan Paweł II ogłosił ją świętą 9 kwietnia 1989 roku.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13c.php3
13 lipca
Święty Sylas (Sylwan), biskup
1307-sylas_1
Przyjmuje się dziś niemal powszechnie identyczność postaci, które jako Sylas i Sylwan występują w Dziejach Apostolskich oraz w listach świętych Piotra i Pawła. Są to w gruncie rzeczy dwie formy tego samego imienia albo zwyczajowo imię pierwotne oraz imię obrane potem, podobne i bardziej znane w cesarstwie.
Sylwan-Sylas był judeochrześcijaninem, obywatelem rzymskim. Łukasz nazwał go też prorokiem. W gminie jerozolimskiej miał znaczącą pozycję. Po tzw. soborze jerozolimskim razem z Pawłem i innymi wysłano go do Antiochii, gdzie zapoznał wiernych z podjętymi uchwałami. Potem towarzyszył Pawłowi w drugiej podróży misyjnej. Dotarł do Likaonii, Frygii, Galacji, Myzji i Macedonii. W Filippi dostał się z Apostołem do więzienia. Po cudownym uwolnieniu przybyli do Tesaloniki, gdzie znów wiele przeżyli. Gdy stamtąd uciekli, Paweł udał się do Aten, Sylas natomiast pozostał w Berei. Spotkali się w Koryncie. Sylas był też z Pawłem, gdy ten pisał listy do Tesaloniczan, czyli około 50-51 r. Nie wiemy, kiedy przylgnął do Piotra. Redagował jego pierwszy list, a potem w jego imieniu odwiedzał gminy w Azji Mniejszej.
Co się z nim działo później, nie wiadomo. Synaksaria bizantyńskie wspominały go 26 i 29 listopada jako biskupa Koryntu, ale odróżniając Sylasa od Sylwana (tego ostatniego uważały za biskupa Tesaloniki i wzmiankowały w dniach 30 lipca lub 30 czerwca). Do martyrologiów łacińskich wprowadził Sylasa Florus; ulokował go pod dniem 28 listopada. Ado, za którym poszedł Usuardus, w sposób dowolny przydzielił mu wspomnienie pod dniem 13 lipca. Za dwoma ostatnimi poszedł Baroniusz.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13d.php3
13 lipca
Święty Ewagriusz z Pontu
1307-ewagriusz_1
Ewagriusz pochodził z Ibora, w Poncie. Urodził się około 345 r. Bazyli z Cezarei uczynił zeń lektora. Po śmierci biskupa (379) Ewagriusz związał się ze św. Grzegorzem z Nazjanzu. Grzegorz udzielił mu diakonatu i silnie wpłynął na jego wyrobienie i koncepcje. Gdy w 381 r. Grzegorz zrezygnował ze stolicy patriarszej, Ewagriusz przebywał w Konstantynopolu. Wkrótce potem porzucił zapowiadającą się świetnie karierę, bo – jak mówiono – zadurzył się w żonie jakiegoś dostojnika. W ten sposób zainicjował pierwszy etap swego zwrotu ku życiu ascetycznemu.
Przebywał następnie w Jerozolimie, gdzie przyjęli go Melania Starsza i Rufin. Ten ostatni zasugerował mu życie zakonne wśród mnichów Egiptu. Ewagriusz udał się tam około 383 r. i pozostał do śmierci. Dwa lata spędził na pustyni Nitrii, potem przez czternaście lat żył w pustynnych okolicach nazywanych Cellulae. Kontaktował się z Makariuszami, przy czym Makariusza Egipcjanina odwiedzał na pustyni Sketis. Oddawał się najsurowszym wyrzeczeniom, a na skromny pokarm zarabiał przepisywaniem rękopisów.
Patriarcha Aleksandrii Teofil chciał mu udzielić sakry biskupiej, ale Ewagriusz uchylił się od przyjęcia tej godności. Wyczerpany surową pokutą, zmarł tuż po Epifanii 399 r., mając 54 lata. Jego uczeń, Palladiusz, uwiecznił go w swej Historia Lausiaca. Nieco wiadomości o nim podali także historycy bizantyjscy: Sokrates i Sozomenos. Oni też niejedno przekazali o bogatej twórczości Ewagriusza, która zachowała się tylko częściowo. Obszerniejszymi dziełami były: Practicos, Gnosticos, Kephalia gnostica i Antirrheticus. Autor, zawsze posądzany o orygenizm, był w nich nieraz dwuznaczny, balansował nawet na granicach ortodoksji lub zbliżał się ku niektórym formom gnozy. Przede wszystkim pozostawił jednak wielkie i bardzo cenne świadectwo duchowości ojców pustyni i ogromnie zaważył przez to na dalszym rozwoju chrześcijańskiej ascezy. Do historii przeszedł jako wybitny pisarz ascetyczny. Wielu nie pamiętało zupełnie o zarzutach orygenizmu, stawianych mu przez współczesnych, i o oficjalnych dezaprobatach na synodach i na V soborze powszechnym (553). Był dla nich wielkim ascetą i niczym więcej.
Mimo że nie wspominano go w synaksariach, umieszczano go pomiędzy świętymi w zbiorach hagiograficznych. Na Wschodzie zapewniano mu nawet miejsce we wspomnieniach liturgicznych. W Magnum Legendarium Austriacum widniał pod dniem 13 lipca, natomiast Ormianie wymieniali go w dniu 11 lutego.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13e.php3
13 lipca
Błogosławiony Marian od Jezusa Euse Hoyos, prezbiter
1307-marian_1
Marian urodził się 14 października 1845 r. w Yarumal w Kolumbii. Był najstarszy z siedmiorga rodzeństwa. Rodzice, głęboko wierzący rolnicy, sami uczyli dzieci pisać i czytać. W wieku 16 lat Marian zdecydował, że chce zostać kapłanem. Rodzice oddali go więc pod opiekę wuja, proboszcza w Girardota, a następnie w San Pedro. 3 lutego 1869 r. Marian wstąpił do seminarium w Medellín. 14 lipca 1872 r. otrzymał święcenia kapłańskie.
Swoją działalność duszpasterską rozpoczął jako wikariusz w parafii swego wuja w San Pedro. Po jego śmierci został przeniesiony w 1876 r. do rodzinnego Yarumal, a następnie w 1878 r. do Angostury. Po śmierci tamtejszego proboszcza w 1882 r. został mianowany jego następcą.
Pracował w ciężkich warunkach, spowodowanych trwającą wojną domową. Mimo niechęci władz do Kościoła, wyrażającej się m.in. poprzez prześladowanie osób duchownych, dzięki staraniom ks. Mariana ukończono budowę świątyni, dzwonnicy i plebanii, powstał również cmentarz i kaplica pod wezwaniem Matki Bożej z Góry Karmel i św. Franciszka.
Jako proboszcz, dzięki swoim doświadczeniom w pracy na roli, potrafił docierać do serc wiernych, przemawiając do nich językiem prostym, choć pełnym chrześcijańskiej mądrości. Troszczył się szczególnie o najbiedniejszych i chorych, których odwiedzał o każdej porze dnia i nocy. Pilnował religijnego wychowania dzieci i młodzieży. W swojej parafii zapoczątkował działalność wielu stowarzyszeń religijnych, rozwinął tradycję odmawiania modlitwy różańcowej w rodzinach oraz nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego.
W czerwcu 1926 r. poważnie zachorował i 13 lipca tego samego roku zmarł w Angosturze, mając 80 lat. Został pochowany w kaplicy wybudowanej dzięki jego wysiłkom. Został beatyfikowany jako pierwszy rodowity Kolumbijczyk przez papieża św. Jana Pawła II podczas Mszy sprawowanej 9 kwietnia 2000 r. na placu św. Piotra w Watykanie. W homilii papież-Polak mówił m.in.: “Ks. Marian Jezus Euse Hoyos, Kolumbijczyk, który dzisiaj wyniesiony zostaje do chwały ołtarzy, wiernie naśladował Jezusa Chrystusa przez ofiarne sprawowanie posługi kapłańskiej. (…) Niech jego świetlane świadectwo miłości, wyrozumiałości, służby, solidarności i przebaczenia będzie wzorem dla Kolumbii i niech skutecznie wspomaga ten umiłowany kraj w dalszej pracy na rzecz pokoju i całkowitego pojednania”.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13f.php3
13 lipca
Błogosławiona Marianna Biernacka, męczennica
1307-marianna_1
Marianna Czokało urodziła się w 1888 r. w Lipsku nad Biebrzą w rodzinie prawdopodobnie grekokatolickiej. Prawdopodobnie uczęszczała tylko do elementarnej szkoły; była jednak analfabetką. W wieku 16 lat, w 1905 r., wyszła za mąż za Ludwika Biernackiego. W małżeństwie urodziło się sześcioro dzieci, ale czworo z nich zmarło w okresie niemowlęcym. Do pełnoletności dożyła córka Leokadia i syn Stanisław.
Marianna i Ludwik Biernaccy utrzymywali rodzinę z pracy w gospodarstwie. Po śmierci męża w 1925 r. Marianna pozostała na gospodarstwie z synem – córka Leokadia wyszła bowiem tego samego roku za mąż i opuściła dom rodzinny. W 1939 r. syn Marianny, Stanisław, ożenił się z Anną Szymańczykówną. Synowa zamieszkała we wspólnym domu i odtąd Marianna codzienność dzieliła z młodym małżeństwem. Mieszkańcy Lipska zapamiętali postawę zatroskania, życzliwości i matczynej miłości, którą wykazywała w owym czasie wobec małżonków i ich potomstwa: w 1940 r. urodziła się bowiem Henia (zmarła w niemowlęctwie), a w 1941 r. Eugenia.
Na początku lipca 1943 r. w okolicach Lipska, w odwecie za zabicie niemieckiego policjanta przez oddziały partyzanckie, Niemcy rozpoczęli masowe aresztowania wśród miejscowej ludności. Uzbrojony patrol niemiecki pojawił się 1 lipca, o świcie, w gospodarstwie Biernackich. Dowódca nakazał Annie i Stanisławowi natychmiastowe opuszczenie domu. Marianna padła wtedy do nóg dowodzącego gestapowca i błagała go o zgodę na to, by mogła pójść zamiast synowej, która była w bardzo zaawansowanej ciąży. Niemiec uległ i zamiast Anny odprowadził Mariannę i Stanisława do więzienia w Grodnie.
Mariannę przetrzymywano tam niecałe dwa tygodnie, które spędziła na modlitwie, śpiewając Godzinki. 13 lipca 1943 r. została razem z synem i 48 mieszkańcami Lipska rozstrzelana przez Niemców na fortach za wsią Naumowicze pod Grodnem. Wszystkich pochowano w nieznanym miejscu.
Synowa przeżyła śmierć teściowej i urodziła dziecko, syna Stanisława, który niestety umarł niecały rok później z powodu zapalenia płuc.
Marianna Biernacka została beatyfikowana 13 czerwca 1999 r. przez św. Jana Pawła II w Warszawie w grupie 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13g.php3
13 lipca
Joel, prorok
1307-joel_1
oel był drugim z grona dwunastu proroków mniejszych. Na podstawie napisanej przez niego księgi, znajdującej się w kanonie Starego Testamentu, trudno określić czas jego działalności. Był prawdopodobnie Judejczykiem, bo szczególnie interesował się Świętym Miastem i jego okolicami, dobrze orientował się także w obrzędach ofiarnych.
W swojej księdze mówi o radościach, które znikły ze Świątyni, i o kapłanach, którzy spełniali w niej obrzędy zadośćuczynienia. Znał swoich poprzedników na urzędzie prorockim: Amosa, Ozeasza, Micheasza, Izajasza, Sofoniasza, Ezechiela i Abdiasza. Będąc dobrym obserwatorem przyrody, Joel umiał opisywać jej zjawiska. W biblijnej księdze opisał najpierw inwazję szarańczy, potem przeszedł do zapowiedzi przyszłości i wieścił dzień Jahwe. Sama księga powstała prawdopodobnie w czasach po Nehemiaszu, a przed przybyciem Aleksandra Wielkiego do Palestyny (332 r. przed Chrystusem).
W Martyrologium Rzymskim prorok widnieje razem z Ezdraszem pod dniem 13 lipca. Wprowadził go tam dowolnie Ado. Na Wschodzie wspominano go w okolicach 19 października. Św. Piotr Apostoł cytował go w pierwszej mowie (Dz 2, 16), za nim zaś poszedł chrześcijański poeta, który to samo uczynił w hymnie na Jutrznię w dniu Zesłania Ducha Świętego.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13h.php3
13 lipca
Ezdrasz, pisarz
1307-ezdrasz_1
Ezdrasz to postać znana z kart Starego Testamentu. Pochodził z pokolenia Aarona. W Babilonii zajmował wysokie stanowisko w zarządzaniu gminą żydowską. W siódmym roku panowania króla Artarkserksesa nakazano mu dokonanie inspekcji Judei oraz zabezpieczenie ofiar, ustanowienie sędziów, pouczenie ludu o prawach Bożych i państwowych. W związku z tym wyruszył w otoczeniu naczelników rodów, których w ósmym rozdziale swojej księgi (znajdującej się w kanonie Starego Testamentu) dokładnie wyliczył. W pięć miesięcy później szczęśliwie dotarli do Jerozolimy. Ofiary powierzyli teraz komisji kapłanów, a dekret króla okazali zarządcom. Jak przekazuje opis zawarty w księdze Nehemiasza (Ne 8), nastąpiło potem uroczyste odczytanie Prawa, po nim zaś Święto Namiotów oraz obrzęd pojednania. Ze szczególną energią Ezdrasz wystąpił przeciw małżeństwom mieszanym, przy czym sprawa ta ciągnęła się długo i wymagała wielu zachodów. Czym zajmował się Ezdrasz później – nie wiemy. Nie mamy także informacji, gdzie i kiedy umarł. Żydowski historyk Józef Flawiusz utrzymywał, że Ezdrasz zmarł w Jerozolimie; tradycje talmudyczne wskazywały natomiast na Babilon.
Dyskusyjną pozostaje sprawa chronologii życia i głównego dzieła Ezdrasza. Za wysoce prawdopodobny uchodzi dziś 397 r. przed Chrystusem jako data misji Ezdrasza, przybywającego do Judei z Pięcioksięgiem w jego ówczesnym stanie. Ezdrasz pragnął uczynić z Pięcioksięgu jedyny kodeks prawny dla Żydów i Samarytan. W ten odegrał doniosłą rolę w ukształtowaniu kanonu biblijnego.
O wiele bardziej skomplikowaną wydaje się analiza literacko-historyczna samej księgi, oznaczonej jego imieniem. Istnieją także apokryficzne Księgi Ezdrasza, oznaczane jako 3-6 Ezd (Esrae). Zajmują się nimi współcześni badacze literatury judaistycznej. W upowszechniających się wyobrażeniach Ezdrasz stawał się jakby drugim Mojżeszem, wielkim prawodawcą, na nowo scalającym społeczność wybranego ludu. Wszystko to oddziałało na kult chrześcijański. Ezdrasz znalazł się przeto w Martyrologium Rzymskim, gdzie razem z Joelem widnieje pod dniem 13 lipca.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-13i.php3

O autorze: Judyta