Żal mi Pana Boga, bo nie ma cierpienia, którego by nie znał
Wie, jak smakują: spleśniała truskawka, która się schowała w łubiance
i życie matki, na której oczach zamęczono jej dziecko
i nie może liczyć na miłosierną nieszczerość, kiedy go zdradzamy
Nie zachowujemy się wobec Niego politycznie
Zawsze plujemy prosto w Twarz, choć od niechcenia
(tak jeszcze bardziej boli)
Nie musiał zostać człowiekiem, by poznać największe cierpienie
Może dlatego był jedynym liczącym się kandydatem
na posadę Baranka
ofiarowanego na przebłaganie za grzechy nasze
i całego świata
O autorze: Asadow
Marek Sas-Kulczycki
„Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym hrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest.
Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...”
Odkrywcze.
Autorkę należy zaliczyć w poczet artystów prawdziwych.
Prócz tego, że jesteś Jaćwingiem, jesteś synem artystki.
Masz trudniej, ale lepiej.
…Zgadza się…
Jakbyś tak jeszcze równie ciepłym analitycznie słowem (“odkrywcze”)
potraktowała inny wiersz, tej samej wszak Autorki…
Ten o Niebie dla zwierząt…
Widzisz, Circ, z dawien dawna jestem przekonany, że Prawdziwi Artyści (w sensie: Twórcy) mają tę “iskrę bożą”, która daje Im znacznie szersze widzenie/ogląd/czucie, efektami których staraja się z nami podzielić
(“nami” nie dotyczy Ciebie, boś sama Artystką wszak, a ogółu nie-artystów). Dzięki temu wzbogacają nasza wizję Rzeczywistości, punktując te aspekty, których może nawet byśmy nie zauważyli plus zmuszają do przemyśleń/refleksji.
Jasne, że masz prawo tego nie pamiętać, jako ze sporo publikujesz na znacznie poważniejsze tematy, niemniej Twój dwuzdaniowy koment n/t pogody
swego czasu był właśnie czysto Artystyczny.
Serdecznie pozdrawiam weekendowo
Wiersz ten uświadamia się w taki sposób, aby stawał się bardziej prawdziwy.
Bóg zapłać… tylko, że “autorka” nosi brodę.
Nie wiem co mnie naszło, ale nie mogłem tego nie napisać.
To w takiej sytuacji usuń, proszę, mój koment do Circ.
Nie zmienia to oczywiście ani wartości wiersza, ani mego zdania n/t roli Artystów.
Pozdrawiam serdecznie.
Oprócz tego, że jest to dobry wiersz to ma jeszcze jedną zaletę. W formie mieści wyjątkową treść.Jest dużo dobrych wierszy np. niektóre, doskonałe pod względem formy wiersze Szymborskiej można porównać ze względu na treść do słonej wody, która nigdy nie ugasi pragnienia.
Kto to napisał, tzn. kto jest autorem? Ty?
I tak Makrul został poetą, jaćwieskim.
Siedzimy tu z Gośką i zachwycamy się wierszem Markula. Gośka kazała mi go czytać dwa razy.
A mi nie żal Pana Boga, ani odrobinkę. Bo JEST doskonały, wieczny, wszechmogący, nieskończenie miłujący. Żal mi grzesznych ludzi: obcych, bliskich i mnie samego.
Masz rację. Jednak serce Maryi przeszył miecz boleści z Jego powodu, nie dlatego, że żałowała grzeszników.
Jeśli Chrystus jest naszym doskonałym Bratem i doskonale cierpi za nas, to jakże nasza niedoskonała miłość miałaby być pozbawiona chociaż żalu, że miłujemy za mało doskonale? Tajemnica polega na tym przecież, że Samemu będąc doskonałym, przyjął jednak stan godny największego pożałowania.
Getsemani…
Dobrze. Do czegoś się przyznam. Nie kocham Pana Boga. Wierzę w Biblię, wierzę w przykazania, wierzę w przykazanie miłości.
Umiem przekonywać, że należy kochać Boga.
Ale Go nie kocham.
Nie czuję radosnego podniecenia ze zbliżającego się spotkania z ukochaną osobą, kiedy szykuję się na mszę; spełniam obowiązek, wypełniam przykazania kościelne; “może będzie ciekawe kazanie?”…
Jakiś czas temu modliłem się, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie umiem sam siebie przekonać do prawdziwego pokochania Boga – modliłem się aby napełnił mnie swoją miłością.
Ten wiersz, poza tym, że przyszedł sam do mnie, a nie został wymyślony czy ułożony – zaczął się od prostej myśli – Bóg zna każde cierpienie. Zna, to znaczy – cierpi razem z cierpiącymi. Bardzo realnie.
Chcę pokochać Boga…
Dobrze. To ja też.
Dzisiaj do mnie wpadło samo z siebie, w autobusie. Sformułowanie tzw. “całym sercem”.
Asadowie, może i Tobie autobus pomoże?
Też się dopiero uczę. Chciałabym. Modlę się o to.
Czasem tylko wzbiera we mnie podziw, a rzadko zachwyt, i wdzięczność. Oddanie też, ale deklaratywne, bo serce bryka.
Jak się modli o innych, za innych to wtedy to samo przychodzi. Jakoś tak szybciej, łatwiej.
W autobusie jest dużo ludzi do modlenia. Wszyscy tacy smutni, zmęczeni, stroskani.
A tak cyk i po kłopocie.
Wiem, wiem. Sam się śmieję jak to teraz piszę. Jak głupi do nie pamiętam czego.
do sera.
9 Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico,
oczarowałaś me serce
jednym spojrzeniem twych oczu,
jednym paciorkiem twych naszyjników.
10 Jak piękna jest miłość twoja,
siostro ma, oblubienico,
o ileż słodsza jest miłość twoja od wina,
a zapach olejków twych nad wszystkie balsamy!
11 Miodem najświeższym ociekają wargi twe, oblubienico,
miód i mleko pod twoim językiem,
a zapach twoich szat
jak woń Libanu.
12 Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico,
ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym.
13 Pędy twe – granatów gaj,
z owocem wybornym kwiaty henny i nardu:
14 nard i szafran, wonna trzcina i cynamon,
i wszelkie drzewa żywiczne,
mirra i aloes, i wszystkie najprzedniejsze balsamy.
15 [Tyś] źródłem mego ogrodu, zdrojem wód żywych
spływających z Libanu.
OBLUBIENICA:
16 Powstań, wietrze północny, nadleć, wietrze z południa,
wiej poprzez ogród mój, niech popłyną jego wonności!
Niech wejdzie miły mój do swego ogrodu
i spożywa jego najlepsze owoce!
http://www.nonpossumus.pl/ps/Pnp/5.php
No właśnie. Coś wiedziałem, że z myszą. Dziękuję.
Zastanów się może, czy Bóg jest z Ciebie zadowolony. Gdyby na przykład mój syn wykonywał swoje obowiązki, ponieważ rozumem swoim uznawałby, że tak należy (nie ze strachu, lecz z szacunku dla mnie i pewnych zasad), ale przy tym nie CZUŁ żadnej miłości do mnie, a jedynie deklarował ją, to cieszyłbym się.
Co to znaczy miłować? Szukałem słowa “miłość”, “miłować”, “kochać” i podobnie w Biblii elektronicznej. Nie jest miłość zdefiniowana, gdy słowo użyte jest po raz pierwszy i kilka-kilkanaście następnych razy. Ale oczywiście najlepszą definicję miłości daje Chrystus: “Nie ma miłości większej nad tę, gdy ktoś życie swoje daje za przyjaciół swoich”. I teraz: czy oznacza to życie biologiczne? Czy ciało musi umrzeć, żeby w ten sposób oddać życie? Myślę, że nie, ponieważ jest wiele sytuacji, gdy łatwiej jest umrzeć niż żyć. A więc życie należy rozumieć inaczej – jako coś, co nas ożywia, coś co jest nasze, coś co kochamy właśnie najbardziej dla samych siebie. Jezus Chrystus jako własny syn był przedmiotem i podmiotem miłości dla Maryi. Oddała swoje życie, oddając swojego syna. Oddała wszystko. Podobnie Józef – pokochał Maryję, ale oddał Ją. Tak samo Abraham z Izaakiem. Ale czy oznacza to, że mamy oddawać swoje dzieci, bo je kochamy najbardziej? Być może w pewnych okolicznościach, ale w ogólności mamy oddawać dla Boga, to co w danej chwili jest dla nas osobiście najcenniejsze. Co wiemy, że mamy oddać, ale jest to trudne. Przykładowo – nałogi. Czas. Wielkie plany, marzenia. Pieniądze, przedmioty, kobiety, fascynacje. Mamy się ogołacać z tego, co “własne”. Jeśli ogołacasz się z tego co “własne”, to oddajesz swoje życie i realizujesz miłość, o jaką prosił Chrystus. Nie musisz tego czuć, jako przyjemność, ekscytację, to może być trud i znój – kiedy robisz to, co do Ciebie należy, a nie to, co łatwe, lekkie i przyjemne (wiem, że to oczywiste, ale może warto przypomnieć ;). Ojciec Pio nie odczuwał przyjemności ze swojej udręki, gdy ogołacał się: oddawał spokój swego ciała i ducha, żeby zbawiać innych. Cieszył się, gdy umierał. Pamiętaj też słowa św. Pawła., który mówił, że dla niego lepiej jest umrzeć, ale dla wiernych na ziemi lepiej, by żył. Jednak są dęby i fiołki i każdy dar serca jest cenny. Niech każdy ogołaca się na tyle, na ile go stać.
Dobrze.
A pamiętasz to:
będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich
?
Noszę w głowie to wszystko, co napisałeś :)
Ale dziękuję za chęć pomocy.
P.S. Circ trafiła w sedno. Dlaczego w Biblii miłość Boga często opisywana jest w podobny sposób, jak w poezji erotycznej?
Miłość nie jest tylko postawą woli.
Nie jest tylko uczuciem.
Nie jest tylko poznaniem.
Nie jest tylko odpowiedzialnością.
Nie jest tylko szacunkiem.
Nie jest tylko troską.
Nie jest tylko posłuszeństwem.
Nie jest tylko cierpieniem, oddawaniem tego, co dla nas najcenniejsze – za kogoś.
Jest tym wszystkim – i czymś jeszcze większym.
Rozmiłować możesz się wtedy, gdy już nie myślisz o sobie. To jeden z warunków koniecznych. Dlatego najpierw musisz się pozbyć wszystkiego, co Ci przeszkadza kontemplować Boga. Skoro już jesteśmy przy PnP, to polecam Św. Jana od Krzyża i jego Pieśń Duchową, w której opisuje dokładnie etapy zjednoczenia duszy z miłością Boga na bazie właśnie PnP.
http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/jk/spis.htm
Jeśli chodzi o Mszę Św., wybierz czasem najwcześniejszą Mszą poranną w dzień powszedni, kiedy w kościele jest garstka wiernych, a wszyscy zbierają się z miłości, a nie – powinności. Nie uraczysz wówczas kazania. Po Mszy długo w ciszy adoruj – to znaczy oddaj się ciszy, po prostu bądź z Nim, tak jak przyjaciel z przyjacielem razem w ciszy podziwiają wschód słońca.
Po trzecie: a Matkę kochasz? Jeśli nie potrafisz miłować Boga tak, jak chcesz, miłuj Matkę! Pomyśl o Niej i na Nią skieruj swe uczucia. Bóg się nie obrazi, bo On jest w Matce, bo Matka jest Jego doskonałym obrazem :) Porozmawiaj z Nią, aby wstawiła się za Tobą i pomagała Twoją miłość celować dokładniej w Jego Najświętsze Serce, pełne błogiej cichości i słodyczy.
Acha, pamiętaj jeszcze, że “tam serce Twoje, gdzie skarb Twój”. A Twój skarb zazwyczaj tam, gdzie Twój czas :)
Markul mówi o czymś zupełnie innym. Jest to w Pieśni nad Pieśniami.
Ta Pieśń gra w każdej duszy inaczej.
Ona jest w Biblii całkiem wyjątkowa, bo odwołuje się do języka doświadczenia, w którym słowa są zbędne. Zapowiada doświadczenie mistyczne.
Nie każda dusza jest uzdolniona do tego doświadczenia, ale każdy ma tego przedsmak w ludzkim zakochaniu.
Wpisane jest to też w całą naturę, np. poniżej.
Wyłącz dźwięk (bo wulgaryzuje zjawisko) i zobacz.
Tam są ludzie, samochody i drzewa, ale te pawie tego nie widzą na ten czas. One są w całkiem innej rzeczywistości. O ileż bogaciej doświadcza tego ludzka dusza.
I widź po napisach jak człowiek potrafi zchamieć. Ten nigdy nie zrozumie tajemnicy natury, ani Pieśni nad pieśniami, bo wszystko mu się z jednym kojarzy.
Tylko Droga wiary daje człowiekowi pełnię Życia i przemienia oczy.
Jakie to fajne uczucie, że ktoś mnie rozumie.
Kobiety, ale Wy macie Ciężko. Wasze najbliższe osoby nie rozumieją Was przez 99,9% życia…
Albo tu;
Komentarze idiotyczne.
Ciężko mają też filozofowie, gdyż muszą używać słów, do tego, co niewypowiadalne.
6. Prawda jako własność bytu
Prawda jest w całym bycie jednostkowym przejawianiem się jego dostępności,
którą powoduje akt istnienia, wprowadzający byt w zespół tego, co realne. Prawda więc przejawia głównie akt istnienia, który powoduje, że byt jest jawny i wobec tego otwarty, a zarazem dostępny. Własność transcendentalna prawdy nie powstaje więc w bycie dopiero wtedy, gdy dokonuje się poznanie. Ona umożliwia poznanie bytu, którego istnienie przejawia się w bycie jako jego otwartość i dostępność.
Na ogół prawdzie przeciwstawiamy fałsz. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że fałsz nie występuje w obszarze bytu. Nie jest transcendentalną własnością bytu ani jego przypadłością. Jest tylko brakiem zgodności naszej wiedzy z przekazanąnam przy spotkaniu informacją o stanowiących byt pryncypiach. Fałsz jest więc cechą zdań.
Nie jest także cechą pojęć, czyli ujętych w znaki naszych rozumień. Jest więc groźny w obszarze mowy wewnętrznej i zewnętrznej, gdyż w nich powstają pojęcia i sądy jako znaczenia nazw i zdań.
7. Dobro Jako własność bytu
Dobro jest w całym bycie jednostkowym przejawianiem się istnienia jako powodu
zachęcenia nas, byśmy odnieśli się ufnie do oddziałującego na nas bytu. Ta własność nie powstaje dopiero w czynnościach wyboru bytu. Uprzedza te czynności. Byt ma więc taką własność, że powoduje nasze odnoszenie siędo niego zawsze życzliwe i wprost miłujące.
Tak ujęte dobro, a więc opisane w tym, czym jest, wyznacza ujęcie go metafizyczne. Gdy ujmujemy dobro ze względu na jego rolę w bycie, mówimy o fizycznym ujęciu dobra, czyli o posiadaniu przez byt właściwej mu natury i
wyznaczonych przez nią przypadłości. Gdy ujmujemy dobro ze względu na jego rolę
wobec innych bytów, możemy mówićo dobru moralnym. Dobrem jest wtedy zgodność
z bytem jego natury, a zarazem naszych zachowań, gdy są one czynnością chronienia bytu w jego istnieniu i istocie oraz gdy są chronieniem transcendentalnych własności bytu.
Ze względu na skutek moralny dobra wyróżnia się dobro szlachetne, czyli zacne
samo z siebie, ponadto dobro użyteczne jako właściwy środek do osiągnięcia celu, wreszcie dobro przyjemne, gdy wywołuje przyjemnośći radość.
Dobru przeciwstawiamy zło. Zło nie jest jednak bytem ani elementem bytu, ani
jego własnością. Jest brakiem dobra zarówno w sensie bytowym, jak i fizycznym oraz moralnym. Jest obmyślonym przez nas celem, który zlecamy bytom do wykonania. Jest więc zło narzuconym bytowi zadaniem. To zadanie wynika z wykluczenia celów pozytywnych, chroniących istnienie bytu. Podobnie jak w wypadku fałszu, odróżnia się metafizyczne ujęcia zła, fizyczne i moralne.
W analizie metafizycznej dochodzimy do wniosku, że zło jest brakiem dobra. W ujęciu fizycznym zło jest brakiem potrzebnych bytowi, zgodnych z jego naturą przypadłości. W ujęciu moralnym zło jest brakiem zgodności bytu z jego naturą i spełnianiem działań niszczących byty, niszczących zarazem relacje chroniące istnienie i jego przejawy w bycie.
Powtórzmy, że odrębność, jedność i realność odkrywamy w poziomie mowy
serca, gdy byt oddziałuje na nasz intelekt możnościowy swymi pryncypiami
istotowymi. Gdy w poziomie mowy serca zrodzone w intelekcie możnościowym słowo
serca skieruje nas do oddziałującego na nas bytu, odkrywamy w nim dzięki relacjom
istnieniowym prawdę i dobro. Zdumiewa nas wtedy to, że zastajemy w oddziałującym
na nas bycie jego istnienie, które udostępniało się nam poprzez swoje przejawy.
W poziomie mowy wewnętrznej i zewnętrznej uwyraźnia się w bycie pozycja
aktu, a głównie aktu istnienia, co skłania do zaakceptowania w bycie jego
nieprzekazywalnej osobności. Podobnie w tym samym poziomie mowy uwyraźnia się
własność transcendentalna nazywana pięknem.
8. Piękno jako własność bytu
Piękno jest w całym bycie jednostkowym przejawianiem się istnienia,
ukazującego siebie i cały byt w jego odrębności, jedności, realności, prawdzie i dobru.
Wskazują na to cechy piękna. Jest ono jawieniem się bytu w jego całości (integntas) i
zarazem doskonałości (perfectio) jako spełnienia się i dokonania wewnętrznej struktury
bytu, która jest harmonijna, wyznaczona jednością, przejawiającą akt formy i akt
istnienia. Jest piękno zarazem proporcją w bycie wszystkich jego pryncypiów,
swoistym ich współbrzmieniem, ujawniającym ład współtworzyw bytu. Jest piękno
także i przede wszystkim przejawem istnienia i formy (splendor formae swoistym
blaskiem (ciantas} formy. Chodzi tu o to, że dominujący w bycie akt istnienia oraz
dominujący w istocie akt formy powodują swoistą prostotę i jasność lub przejrzystość
strukturalną bytu.
Krótko mówiąc, trzy cechy piękna to całość lub scalenie wewnętrznych tworzyw
bytu, z kolei proporcja i współbrzmienie tych tworzyw, ponadto jasnośći czytelność
tego, czym byt jest.
Takie ukazanie piękna opiera się na tezie, że piękno jest łącznym i jednoczesnym
przejawianiem się wszystkich własności transcendentalnych.
Występuje też pogląd, że piękno jest łącznym przejawianiem się tylko prawdy i
dobra. Inaczej mówiąc, gdy ujmujemy zarazem prawdę i dobro w bycie, doznajemy
piękna bytu. Piękno nie byłoby więc osobną własnością transcendentalną, lecz sumą
tych dwu transcendentaliów.
W najnowszej literaturze filozoficznej znajdujemy pogląd, że piękno jest
własnością transcendentalną wyprzedzającą inne transcendentalia, że doznaje piękna
wprost dusza, zanim zacznie swym intelektem odbierać inne własności
transcendentalne. Ten pogląd wynika z tezy, że piękno przejawia byt wtedy, gdy
ujmujemy byt sam w sobie i zarazem odniesiony do nas.
We wcześniejszej literaturze filozoficznej dzieli siętranscendentalia na dwie
grupy: na te, które są ujęciem bytu samego w sobie (odrębność, jedność, realność), oraz
na te, które są ujęciem bytu w odniesieniu do nas (prawda, dobro, piękno). Natura
piękna stanowi tu odniesienie bytu do samego siebie albo odniesienie do kogoś
poznającego, głównie do jego intelektu i jego miłości.
Moim celem było zwrócenie uwagi na fakt, że to mistyczne zjednoczenie z Bogiem, którego każda (a już przynajmniej – dobra) dusza pragnie, nie jest możliwe bez wewnętrznej ciszy. Osiąga ją się przez poświęcenie szczególnego czasu Bogu. Iść do swojej komórki, zamknąć się i modlić. Kontemplować tę ciszę. Nie ma zakochania w osobie, bez poświęcania tej osobie z wolnej woli czasu i uwagi. Człowiek zakochuje się w pięknie, które dostrzega tym bardziej, im więcej uwagi mu poświęci. Piękno Boga jest jednak ukryte w duszy człowieka. Trzeba odciąć zmysły, a nawet racjonalny umysł. Trzeba coś oddać. Czytałem, że niektórzy potrzebują na wyciszenie 15 minut, a niektórzy 45, a niektórzy wielu godzin. Czasem cisza przychodzi sama i obejmuje nas. Ale zazwyczaj to my musimy wykonać pierwszy krok i dalej z Nim w ciszy postępować.
Zasadniczo masz rację, ale czasem wystarczy ułamek sekundy:
w spotkaniu mistycznym ze Świętymi lub samym Bogiem, a nawet w spotkaniu ze stworzeniem, a szczególnie – z człowiekiem.
W drugim człowieku można zobaczyć i poznać Boga w ułamku sekundy – to się zdarza.
Też, ale istota jest gdzie indziej, bo idzie o jakość. Tę jakość chyba dostaje się w darze, a potem tylko rozwija w życiu, albo zatraca. Przychodzisz do komórki z bagażem dnia i do świata to wynosisz z tej komórki.
Ten godowy taniec duszy z Oblubieńcem trwa w każdej minucie życia, tyle, że późno to sobie uświadamiamy, albo wcale.
Np. kiedy dziecko czy młodzieniec zatraca się w Mangach, oddaje się komuś innemu niż Bogu, oddaje się własnym marzeniom, bardzo niskim, i wręcz demonom.
Albo kiedy obcujesz z ”kulturą” mediów, tracisz tę wrażliwość na głębię, a w pustkę wchodzi siedmiu.
Ripie, przepraszam, że nie spełniłem Twojej prośby.
Myślę, że to, co napisałeś jest ważne, nawet jeśli miałeś wtedy mylne przekonanie, co do autorstwa tego wiersza.
Jeśli nalegasz, to oczywiście skasuję ten komentarz.
Sw. Teresa z Avila unosiła się w ekstazie podczas śpiewania w chórze. Bardzo się tego wstydziła i prosiła Jezusa by jej nie nawiedzał w miejscach publicznych.
Niektóre siostry oskarżały ją o opętanie, były zgorszone.
Przyzwyczaiłyśmy się i spoglądamy z politowaniem ( a może pomiłowaniem), matkujemy.
Czy czasem nie wynika z tego, co mówisz, że to jest Boga wina, że jest za mało piękny, aby pociągnąć Cię ku sobie w ułamku sekundy i na całe życie tak, aby Twoja dusza już zawsze tylko Jego szukała? :)
To w teologii nazywa się śmiercią. Państwo zniewalając naszą przyrodzoną naturę wpędza ludzi w tę śmierć, pomijając już, że każdy grzech nas w to wpędza. Trudno od tego uciec, bo nie ma już dokąd, chyba że do komórki.
O właśnie. To mamy w Pieśni nad Pieśniami. Jest ona tak obrazoburcza, że prowokuje faryzeuszy do uprawiania kazuistyki.
Na pewno nie miałem takiego zamysłu.
Bóg jest nieskończenie piękny.
Czy umiemy to dostrzec? Czemu nie? Czemu nie w każdej sekundzie życia?
Jeszcze jako nastolatek doszedłem do wniosku, że wystarczy kogoś bardzo dobrze poznać, aby go pokochać.
I tu jest miejsce na nasz akt – zwrócenia się z życzliwością i uwagą ku drugiemu bytowi.
Jednak “Nikt bez pomocy Ducha nie może powiedzieć: Panem jest Jezus”.
Dlatego – aby pokochać Boga trzeba mu oddać swój czas, ale także poprosić Go o dar miłowania z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich.
11 Zeszłam do ogrodu orzechów,
by spojrzeć na świeżą zieleń doliny,
by zobaczyć, czy rozkwita krzew winny,
czy w kwieciu są już granaty.
12 Niespodziewanie znalazłam się
[wśród] wozów książęcego orszaku.
Kto tego nie czyta, nie wie co może zyskać. Jeśli nie ma wiedzy, jak obudzi się pragnienie? Jak poznać Boga jeśli nie w tym, co nam objawił o sobie?
http://www.nonpossumus.pl/ps/Pnp/7.php
Ja bym się nad tym – pierwszą częścią zdania – jeszcze pozastanawiał.
Żyjesz Słowem Bożym.
Błogosławiony (bądź) karolujozefie.
Racja. Każda jest uzdolniona, ale potem coś jednak się dzieje, że tego nie odnajduje.
Na Frondzie znalazłam
Z miłością ma się tak jak ze słońcem.
Kto ma słońce, temu może dużo jeszcze brakować.
Kto słońca nie ma, temu brakuje wszystkiego.
Kwiat potrzebuje słońca,
aby być kwiatem
Człowiek, aby być człowiekiem
Potrzebuje miłości.
Tylko woda może przemienić pustynie
Woda jest życiem
Miłość jest wodą, dojącą życie!
“Cienka” miłość widzi wszędzie
“grube” błędy.
Miłość jest zawsze nieco “ślepa”, nie dostrzega błędów innych ludzi. Skoro tylko zanika miłość i przyjaźń, kończy się też i ta sympatyczna “ślepota”. Wtedy i oczy zaczynają “czarować”, a w końcu widzi się tylko błędy i plamy, dziurki i braki, upadki i ułomności… samo tylko zło….
Często zapytuję się samego siebie: dlaczego ludzie nie trwają w miłości? Dlaczego przychodzi im to tak trudno? Mam wrażenie, a raczej jestem przekonany, że zbyt łatwo okłamujemy ich. Przysięgamy kochać innych, a właściwie kochamy samych siebie, nasze własne ja.
Wymagamy za dużo od innych. Ten drugi powinien być uprzejmy, podziwiać nas, nosić na rękach, rozumieć nas, skoczyć dla nas w ogień. Ten drugi powinien być zawsze zadowolony, wolny od jakichkolwiek słabości. Biada, jeśli nas ktoś usiłuje krytykować. Mały zawód i załamujemy się.
Nie myślimy za to wcale o tym, ile dłużni jesteśmy drugiemu człowiekowi, czym powinniśmy lub moglibyśmy go obdarzyć. Nie mów zbyt pochopnie: “Ty mnie nie kochasz”, zanim nie spełniłeś (łaś) tego, czym powinieneś (aś) tego drugiego (tej drugiej) obdarzyć.
Ludzi zdobywa się tylko miłością,
Bez miłości odpychasz ich
o siebie!
Jeśli człowiek dzięki miłości
Staje się znowu dla drugiego człowieka –
Wtedy niebo rozwiera się nad ziemią.
http://www.fronda.pl/forum/bog-musi-istniec-bo-stworzyl-phila-bosmansa,57256.html
O-o-o mój świat, twój świat
Deszczu rękami nie zagarnę
Ja też od zawsze tak uważałam.
http://gosc.pl/doc/2045684.Jak-to-Bog-przyszedl-do-mnie
Dziękuję, przeczytałem. Jak w wielu świadectwa, tak i tu wiele jest mowy o czuciu – o odczuwaniu, o emocjonalnym czy uczuciowym przeżyciu. Z drugiej strony wiemy też o takiej miłości, która jest tego pozbawiona lub gdy okresy posuchy uczuciowej są bardzo długie czy bardzo intensywne – św. Jan od Krzyża, św. Matka Teresa i in. Przez to, co powiedziała, i jak powiedziała, Antonina Krzysztoń chciałem dać Markowi wyraz tego, że kierunek Tej Miłości jest odwrotny – od Boga Ojca, przez Drogę Boga Syna, w Łasce Boga Ducha Świętego.
Owo spostrzeżenie, że “są dęby i są fiołki” nie jest jakimś dualizmem. Parafrazując Benedykta XVI — mówiącego o tym, iż nie należy mówić i myśleć o dwóch rytach mszy świętej – tradycyjnym i nowoczesnym – ale raczej, w rozumieniu Ducha Św., o dwóch formach Jednego rytu [rzymsko-katolickiego] — można by stwierdzić, że Bóg każdemu daje to, i tylko to, co temu człowiekowi jest do zbawienia konieczne. Więc, jak uczy Kościół, łaskę wiary. Forma jest wtórna, bo proszę zauważyć, jak wiele w tym świecie mówi się o formach miłości, a jak niewiele o formach wiary. Czemu? Ciekawe pytanie, prawda? ;-)