Singapur pokazał, jak zapewnić obywatelom tanie mieszkania
ŻRÓDŁO: Aleksander Piński
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/singapur-pokazal-jak-zapewnic-obywatelom-duzo-tanich-mieszkan/
Prawie wszyscy mieszkańcy trzeciego najbogatszego kraju świata – Singapuru – mieszkają w lokalach wybudowanych przez państwo. Władze Singapuru zajęły się deweloperką, ponieważ prywatny sektor budował niewiele mieszkań i były zbyt drogie. Państwo za to buduje dużo i tanio. Program rozpoczęto, kiedy Singapur był biedniejszy niż Polska.
W większości państw świata mieszkania od państwa dostają, albo kupują tylko ludzie biedni. Paradoksem Singapuru, liczącego ponad 5,3 mln obywateli, jest to, że wraz ze wzrostem zamożności odsetek mieszkających w lokalach wybudowanych przez państwo rósł: z 9 proc. w 1960 r. do 82 proc. obecnie. A trzeba wiedzieć, że PKB na Singapurczyka wynosi, według parytetu siły nabywczej, 60,4 tys. dol. (dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2012 r.) czyli o ponad połowę więcej niż w Niemczech (39,02 tys. dol.), Francji (35,5 tys. dol.) czy Wielkiej Brytanii (36,9 tys. dol.).
W 1947 r. Brytyjski Komitet ds. Mieszkalnictwa (British Housing Committee) oświadczył w swym raporcie, że Singapur, miasto-państwo, ma jeden z najgorszych na świecie slumsów, „obrazę dla cywilizowanego społeczeństwa”. Jeszcze na początku lat 60. ubiegłego wieku 550 tys. ludzi (na ok. 2 mln ówczesnych mieszkańców) żyło w slumsach albo na zapleczach sklepików, które prowadzili. Brytyjczycy od dawna próbowali rozwiązać ten problem, ale nie udało im się. Już w 1927 r. założyli Singapore Investment Trust (Singapurski Fundusz Inwestycyjny). Ale przez ponad 32 lata swojego istnienia wybudował zaledwie 23 tys. mieszkań (czyli średnio 718 mieszkań rocznie).
W 1959 r. przedstawiciele Partii Akcji Ludowej (People’s Action Party) obiecali, że zapewnią tanie mieszkania dla biednych, jeżeli zostaną wybrani. Wygrali i oszacowali, że od 1960 r. do 1969 r. potrzebne będzie 147 tys. nowych lokali, czyli 14 tys. rocznie. Sektor prywatny był w stanie zapewnić tylko 2,5 tys. rocznie (czyli 25 tys. w ciągu 10 lat) i to po cenach będących poza zasięgiem większości Singapurczyków (w 1959 r. PKB na obywatela było w mieście-państwie o jedną trzecią niższe – 2186 dol., niż w Polsce – 3096 dol.). Dlatego zadecydowano, że za budowę mieszkań weźmie się państwo. Rozwiązano Singapore Investment Trust i 1 lutego 1960 r. powołano na jego miejsce Housing Development Board (Radę Rozwoju Mieszkalnictwa).
Ale zmiana nie polegała tylko wymianie nazwy. HDB stała się instytucją odpowiedzialną za wszystko: od zakupu ziemi i materiałów budowlanych po zamówienie ekip. To pozwalało zarabiać na korzyściach skali. Aby dodatkowo je wykorzystać zaczęto budować od podstaw całe miasteczka-satelity. Pierwszym (obecnie jest ich 23) było znajdujące się w centralnej części Singapuru Toa Payoh New Town, zajmujące 4,63 km kw. i zamieszkałe przez 117 tys. osób.
Jeszcze na początku lat 60. było to siedlisko bezdomnych, którzy hodowali tam świnie. W 1962 r. rozpoczęto przesiedlanie ich, a w 1964 r. ruszyła budowa, którą zakończono w 1968 r. Projektowanie miast łączono z planami rozwoju gospodarczego, tak by mieszkańcy mieli gdzie pracować. Do Toa Payoh New Town sprowadzono m.in. koncern Philipsa, który w 1971 r. otworzył w miasteczku komfortową i klimatyzowaną fabrykę sprzętu elektronicznego.
W innych, budowanych przez HDB miasteczkach, zakłady otwierały firmy takie jak Hewlett-Packard, Compaq, Texas Instruments, Apple, Siemens czy Motorola, itd. (wybrano elektronikę, bo chodziło o produkcję, która nie będzie uciążliwa dla okolicznych mieszkańców i środowiska). To podwoiło albo nawet potroiło dochody pracujących tam rodzin i ułatwiło im odłożenie pieniędzy na mieszkanie.
Aby ułatwić pracę HDB rząd miał prawo przejmować ziemię na cele publiczne po cenie znacznie niższej niż rynkowa. Na początku ustalono ją na stawkę płaconą na rynku 30 listopada 1973 r. Później stopniowo przesuwano datę (na 1 stycznia 1986 r., 1 stycznia 1992 r., 1 stycznia 1995 r. itd.) podnosząc cenę, ale zawsze była ona niższa od tej ustalanej w dobrowolnych transakcjach.
Wieloletni premier Singapuru Lee Kuan Yew twierdził, że było to celowe działanie, by uniemożliwić spekulacje ziemią. Uważał on, że nie ma powodu, by właściciele działek mieli zbijać fortuny na wzroście jej wartości, który był skutkiem inwestycji w infrastrukturę poczynionych ze środków publicznych.
Tylko od 1960 r. do 1965 r., czyli w ciągu 5 lat zbudowano na wyspie 54 430 nowych mieszkań (czyli dwa raz więcej, niż Brytyjczycy w ciągu 27 lat) a w ciągu 10 lat problem braku lokali został rozwiązany, a HDB zajmował się głównie zaspokajaniem bieżących potrzeb mieszkaniowych.
W 1989 r. zdecydowano się także podnieść komfort życia w starszych budynkach. HDB wysłało misję do Francji, Niemiec i Japonii, by przeanalizować jak takie problemy rozwiązywano za granicą. HDB zainwestowało w podniesienie standardu przeciętnie 58 tys. dol. na każde mieszkanie, biorąc od jego właściciela tylko 4,5 tys. dol.
Ale projekt HDB nie powiódłby się, gdyby ludzi nie było stać na mieszkania. W 1968 r. pozwolono na wykorzystanie pieniędzy z funduszu emerytalnego tzw. Central Provident Fund, założonego jeszcze przez Brytyjczyków w 1955 r. (Singapur jest niepodległą republiką od 1965 r.). W 1968 r. uchwalono ustawę podnoszącą wysokość składki do CPF (wcześniej wynosiła tylko 5 proc. od pracodawcy i 5 proc. od pracownika) i pozwalającą na wykorzystanie oszczędności do zapłacenia wkładu własnego i rat za mieszkanie. Od 1955 r. do 1968 r. kontrybucja wzrosła z 5 proc. do 25 proc. podnosząc stopę oszczędności do 50 proc. (później obniżono ją do 40 proc.). Ale ponieważ gospodarka rosła po 8 proc. rocznie i w podobnym stopniu rosły płace, to zwiększone obciążenia nie były odczuwalne przez obywateli. Po prostu dostawali trochę mniejsze podwyżki, w zamian za to mieli dostęp do tanich mieszkań.
Korzystając z HDB państwo prowadzi politykę prorodzinną. Mieszkania w HDB są tylko dla obywateli Singapuru, którzy ukończyli 21 lat i mają rodzinę (męża lub żonę). Ci, którzy spełniają te wymagania odnoszą spore korzyści. Na przykład wybudowane w 2007 r. 3-pokojowe mieszkanie (65 mkw.) kupowane od HDB kosztowało 140 tys. dol., ale na rynku warte było 200 tys. dol.
Przykład Singapuru pokazuje, że centralne zarządzanie może rozwiązywać problemy, z którymi nie radzi sobie wolny rynek. Potrzebna jest jednak spójna polityka państwa nastawiona na szybki rozwój gospodarczy. Bez 8 proc. corocznego wzrostu PKB obywatele Singapuru nie byliby w stanie wygenerować tyle pieniędzy, by sfinansować „narodowy plan mieszkaniowy”. Konsekwencji w realizowaniu planu i spójności wizji sprzyjał fakt, że w Singapurze od ponad 50 lat rządzi jedna partia (Partia Akcji Ludowej, ta która wygrała wybory w 1959 r.) a ponadto przez przeszło 30 lat rządził także jeden premier (wspomniany wcześniej Lee Kuan Yew), co jest sytuacją niespotykaną we współczesnych zachodnich demokracjach.
Do wybrania najwyższej jakości kadr do HDB przyczynił się także obowiązujący w Singapurze system wynagradzania pracowników rządowych w taki sam sposób jak pracowników w sektorze prywatnym (dlatego premier Singapuru jest najlepiej opłacanym szefem rządu rozwiniętego kraju na świecie: zarabia 2,2 mln dol. rocznie, podczas gdy na przykład prezydent USA – 400 tys. dol.). Ale system ten działa w dwie strony: jeżeli pensje „u prywaciarzy” spadają, to spadają również wynagrodzenia urzędników i polityków. Ci ostatni mają więc silną motywację, by dbać o to, by gospodarka szybko rosła.
Ale oprócz „marchewki” jest także „kij”. Zwiększając udział państwa w gospodarce bardzo zaostrzono prawo antykorupcyjne. Do skazania urzędnika za korupcję w Singapurze wystarczy sam fakt, że jego majątek nie ma pokrycia w oficjalnych dochodach. Branie łapówek przez pracowników administracji w Singapurze nie ma więc sensu, bo gdy wydadzą uzyskane w ten sposób pieniądze, to trafią „za kratki”.
ŻRÓDŁO: Aleksander Piński
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/singapur-pokazal-jak-zapewnic-obywatelom-duzo-tanich-mieszkan/
Hym
wolę Leiden, a przecież Holandia też malutka- pobudowali kilka bloków, ale nawet murzyni nie chcą w nich mieszkać.
http://www.leidsepas.nl/wp-content/uploads/Steeg-Leiden-e1377520830875-478×400.jpg
Leiden
Tak, można nawet wysprzątać chatę, a oni dobiorą sobie jeszcze siedmiokroć gorszych kolesiów i wrócą w jeszcze bardziej korporacyjo-faszystowskiej mafii – nawet zaproszą nas do kanciastego stołu.
Nie bądźmy naiwni, że to takie proste.
Wpadło mi tu w oko opracowanie na pdf – ETOS URZĘDNIKA PUBLICZNEGO RP – WCZORAJ I DZIŚ – Sławomir Włodek, a w nim takie ciekawostki jak:
Postaw i zachowań nieetycznych nie da się całkowicie wyeliminować, stosując wyłącznie narzędzia prawne. Zagadnienia etyczne wchodzą znacznie głębiej w sferę moralności niż może to zrobić prawo w swoim języku, operującym ciągiem pojęć: hipoteza – dyspozycja – sankcja. Na marginesie: także przestępczość jest uznawana za zjawisko niemożliwe do całkowitej eliminacji.
→ Nie do podważenia jest teza o większej skuteczności zapobiegania przyczynom od walki ze skutkami. Dotyczy to zarówno medycyny (profilaktyka przed leczeniem), prawa (prewencja przed egzekucją), jak i wielu innych dziedzin życia.
→ Człowiek, jako istota społeczna potrzebuje akceptacji grupy. Wyobcowanie, usunięcie poza grupę, napiętnowanie, ostracyzm jest zazwyczaj bardziej dotkliwe od ewentualnie związanych z tym dolegliwości materialnych.
→ Przynależność do grupy o preferowanych pozytywnych wzorcach postaw i zachowań powinna być źródłem korzyści zarówno psychicznych (poczucie własnej wartości, poczucie bezpieczeństwa), społecznych (awans w ocenie społecznej – zaufanie, domniemanie kompetencji), zawodowych (wymiana doświadczeń, informacji, lobbying, szkolenia), materialnych (certyfikat kompetencji, zniżki, odpisy podatkowe).
“Czy ty wiesz zresztą, jaka była przed wojną pozycja urzędnika Magistratu krakowskiego? To był mąż zaufania, osoba ze wszech miar kompetentna, życzliwa i krystalicznie uczciwa”.
Jan Paweł II w Sejmie RP w 1999 r. zwracał się do sfery publicznej naszego kraju, wskazując na jej pozytywne wzorce zachowań. Mówił, że bycie u władzy oznacza swoistego rodzaju posłannictwo dla dobra wszystkich a nie dla własnych korzyści. Pisząc te słowa, ograniczam się do pracy urzędnika, jako podstawowego realizatora stanowionego prawa, od którego poprawności postępowania zależy rzeczywista praworządność. Urzędnik, czy to państwowy, czy samorządowy spełnia misję służenia prawu. Jest realizatorem organizowanych przez prawo stosunków społecznych. Funkcja urzędnika nie jest, więc zwykłą pracą. Niestety przez blisko pół wieku w poprzednim ustroju etos urzędniczy został całkowicie zapomniany, zresztą podobnie jak etos lekarza czy nauczyciela. Zawody te, utożsamiano bezpośrednio z inteligencją i dlatego były utrzymywane na marnym poziomie materialnym. Państwo totalitarne mimo wielkich słów, nie było zainteresowane rzeczywistym rozwojem inteligencji skupionej w naturalny sposób w kręgach nauczycieli, lekarzy, czy urzędników. Przeważały tutaj elementy polityczne, gdyż obawiano się tej inteligencji, aby czasem nie rozmontowała nieetycznego ustroju. Stan taki przez wiele lat deprecjonował te środowiska, często nie pozwalał na pozyskiwanie wartościowych jednostek. W konsekwencji, spowodował upadek dobrej opinii w tej grupie zawodowej, przyczyniając się tym samym do złego stosowania obowiązującego prawa, do nieprawidłowego wdrażania nierzadko szczytnych idei, do kształtowania się korupcyjnego charakteru urzędnika. Paradoksalnie przejęliśmy wzorce urzędnicze pochodzące jeszcze z okresu carskiej Rosji.
Po zmianie ustroju w 1989 roku, stanęliśmy przed trudnym zadaniem budowania nowej rzeczywistości. Z oczywistych względów, musieli to czynić w zdecydowanej i przeważającej mierze urzędnicy urodzeni i wykształceni w PRL- u. Mentalnościowo zakorzenione przez dziesiątki lat zachowania urzędnicze, nie mogły, rzecz jasna, przynieść dobrych rezultatów. Z tego względu, w zakresie budowy nowego ustroju wina za istniejące patologiczne stosunki obciąża zarówno sferę czysto polityczną, jak i sferę urzędniczą. Oczywiście, polityków łatwiej identyfikować z nieprawidłowościami, gdyż są bardziej widoczni. Nie mniejsza jednak wina obciąża kadrę urzędniczą, tym bardziej, że w rzeczywistości funkcjonowania państwa o zasadniczym jego kierunku decyduje w znaczącej mierze kadra urzędnicza, a chyba nieco mniej polityczna. Pisząc te słowa, nie mam na myśli piętnowania tej czy inne osoby, czy też poniżania zawodu urzędnika. Absolutnie nie, wręcz przeciwnie, chciałabym, aby doszło do zmiany mentalnościowej w grupie urzędników, do kształtowania się tych elit w stylu dobrze pojmowanego wzoru urzędnika II RP.
Chcąc jednak cokolwiek zmienić, naprawić, trzeba najpierw dojść do sedna prawdy, ukazać przyczyny, dla których istnieją patologiczne stosunki urzędnicze. Dopiero po rozpoznaniu całej prawdy można zastanowić się nad kierunkiem zmian. Bez dogłębnej analizy rzeczywistości jest to niemożliwe, a wszelkie podjęte kierunki naprawcze w istocie okażą się powierzchowne i prawdopodobnie w skutkach pozorowane. Przyjąć, więc trzeba do wiadomości, że istniejąca rzeczywistość w sferze urzędniczej jest zła. Sądzę, że tę prawdę mogą pokazać zwykłe badania socjologiczne, przy postawionym odpowiednio pytaniu na temat stopnia skorumpowania urzędników. Wyniki zapewne potwierdzą powszechne sloganowe twierdzenie, że w Polsce nie da się niczego załatwić bez łapówki.
Nie należy, więc w żadnym razie, posługując się swoistego rodzaju „wytrychem” w postaci Unii Europejskiej, dokonywać nierozważnych zmian lepiej funkcjonujących u nas rozwiązań. Niestety, medialnie przyjęło się, że hasło „Unia Europejska” jest w tej chwili rzeczywistym wytrychem pozwalającym na wprowadzanie różnego rodzaju zmian wdrożeniowych na wzór zachodni, bez uprzedniego przeanalizowania potrzeby, zasadności i rzeczywistej celowości. Urzędnik nie może funkcjonować poprawnie, jeżeli system ustrojowy nie zapewni względnej gwarancji jednolitego stosowania prawa. Aksjomatem jest to, że nie ma możliwości stanowienia idealnego prawa. Ono zawsze będzie w większym lub mniejszym stopniu budzić wątpliwości interpretacyjne. System ustrojowy musi natomiast dążyć do tego, aby problemy interpertacyjno-wykładniowe występowały w stopniu mniejszym a nie większym. Na straży praworządności w tym zakresie musi stać ustawowo umocowany organ do wydawania legalnej wykładni ustaw, właśnie w tych sprawach, które budzą powszechne wątpliwości.
Takim organem u nas do 1997 roku był Trybunał Konstytucyjny i powinien nim być nadal.
Bez stworzenia pewnej gwarancji stabilnego stosowania prawa nie da się żądać od urzędnika praworządnego postępowania. Nie można urzędnika w rzeczywistości rozliczyć z rzetelnego zgodnego z prawem działania. Istnieje, bowiem bardzo proste usprawiedliwienie w postaci różnych rozbieżnych wykładni obowiązującego prawa, które pozwalają urzędnikowi zachować się w określony niekoniecznie rzeczywiście poprawny sposób i uniknąć odpowiedzialności. Rozwiązanie tego problemu nie może jednak polegać na tym, aby ustawowo, majątkowo obciążyć urzędnika odpowiedzialnością za podejmowane decyzje. Można to zrobić natomiast jedynie wówczas, gdy system ustrojowy wskaże organ uprawniony do wydawania legalnej wykładni ustaw.
Na koniec, ważny warunek wpływający w sferze psychologicznej na postawę przeciętnego urzędnika. Wedle zasady, że przykład idzie z góry, każdy urzędnik musi zobaczyć, że najwyższy urzędnik w Polsce jest godnym wzorem do naśladowania. Nie tylko mówi o tym, że pragnie praworządności, ale ją sam realizuje, nie medialnie na pokaz, ale w sposób rzeczywisty, na co dzień, tak w sferze prawa, jak i moralności jest człowiekiem godnym do naśladowania.
Reasumując, to trzeba podkreślić, że po czasie zdecydowanej walki z korupcją i w ogóle o etykę urzędniczą w okresie II RP najpierw przyszła korupcja wzorowana na carsko-rosyjskiej, a teras babilońsko-unijnej. Nie ma spójnego systemu prawnego, nie ma jednolitej interpretacji, sam System stanowienia prawa został skorumpowany.
To już wszystko musi się rozpirzyć w drzazgi, czy będziemy tego chcieli, czy nie. Po uspokojeniu sytuacji trzeba wprowadzić prawo bardzo uproszczone, ale spójne i sprawiedliweProste, bo każdy człowiek uczciwy, nawet nie znając litery prawa będzie postępował dobrze. A zaraz potem wprowadzić trzeba drakońskie kary za wszelkiego typu przeniewierstwa urzędnicze do siódmego pokolenia tych, co uzyskali korupcyjne korzyści licząc od czasu II WŚ.
Singapur pokolonialny miał jeszcze w miarę normalnych, moralnych urzędników i dobry klimat międzynarodowy, stąd i wykorzystał swoją szansę. U nas musi przyjść rewolta, żeby poodcinała świńskie ryje od koryta i zaczęła reformy chociaż na wzór węgierski, aby dojść do przedwojennego, wysoce etycznego, który wprowadził karanie za korupcję i to bardzo surowe.
Widziałem gdzieś analizę korupcji w różnych krajach. Najbiedniejsze z nich to te, gdzie korupcja jest największa.
Żeby wyeliminować korupcję trzeba nam z jednej strony prawdziwej walki politycznej z faszyzmem i pozorowaną demokracją, z całym prusko-bizantyńskim systemem, a z drugiej strony walki duchowej wewnątrz społeczeństwa – o rozpowszechnienie postaw etycznych z ich najlepszym, najdojrzalszym, prawdziwie ludzkim i dalekowzrocznym, hierarchicznym, katolickim uporządkowaniem ludzkich wartości wyższego rzędu, a zwłaszcza o uznanie wyższości świadomych i dobrowolnych postaw prowspólnotowych nad indywidualnymi.
Ciekawie o totalitarnych przyczynach polskich patologii urzędniczej i politycznej pisze ostatnio pan Albert Łyjak (3obieg.pl).
“Przyczyna nr. 1
Niestety żyjemy w państwie nienormalnym. Elity polityczne III RP, a szerzej cała jej klasa polityczna, ma charakter samozwańczy. To uzurpatorzy polityczni, którzy nigdy nie przeszli demokratycznych procedur wyborczych. Selekcja elit władzy III RP była dokonywana przy zasadniczym udziale władz komunistycznych i ich tajnych służb specjalnych, których celem było, jak dowodzi Sławomir Cenckiewicz, wykreowania opozycji godzącej się na komunistyczne warunki porozumienia, a zmarginalizowanie i likwidacja opozycji temu przeciwnej. Równolegle ta konstruktywna opozycja została naszpikowana agenturą wpływu, której skalę ukryto w archiwum akt zastrzeżonych IPN. Taka sytuacja trwa do dzisiaj.
Przyczyna nr. 2
Żeby taki stworzony układ trwał musi być dodanych kilka mechanizmów, które go wspierają. Jednym z nich jest- oszukańczy system wyborczy. Jego podstawą jest proporcjonalna ordynacja wyborcza uchwalona w czerwcu 1991 roku przez Sejm kontraktowy. Dzięki tej ordynacji wyłonione pierwotnie w latach 1987-1991 elity polityczne uzyskały możliwość samoreprodukcji. To one, bowiem ustalają partyjne listy kandydatów do Sejmu i kolejność miejsc tych kandydatów na listach wyborczych. Obywatele zostali pozbawieni biernego prawa wyborczego, nie mogąc startować w wyborach do Sejmu bez zgody tychże samozwańczych elit.
Kolejnym mechanizmem chroniącym postkomunistyczny układ są progi wyborcze. Jest to skuteczna broń przeciwko usiłującym podgryzać okrągłostołowe elity. Próg wyborczy jest instytucją antydemokratyczną i wykluczającą znaczną część społeczeństwa z uczestnictwa we współrządzeniu krajem. Powoduje to, że Naród w swojej zdecydowanej większości nie ma swoich przedstawicieli. Dlatego to, że do ostatnich wyborów do PE nie poszło aż 76, 70 proc. uprawnionych obywateli nikogo nie dziwi.
Przyczyna nr. 3
Brak dekomunizacji i gruntownej lustracji. Dekomunizacja była i jest podstawą do wyjścia z PRL-u. Bez niej nigdy nie pozbędziemy się komunistycznych wpływów na nasze losy. Dopiero po przeprowadzeniu rzetelnej i drobiazgowej lustracji można budować podstawy niepodległego, demokratycznego państwa. Obecnie, od czasu Magdalenki, mamy nieprzerwaną ciągłość PRL-u. To powoduje, że beneficjenci rozmów przy Okrągłym Stole i w Magdalence nadal sprawują władzę i nie reprezentują polskiej racji stanu, tylko swoje partykularne interesy. Dobrym pozytywnym przykładem są Niemcy, którzy również mieli swój Okrągły Stół. Przyjęto jasne i klarowne rozwiązanie sposobu oceny komunistycznej służby bezpieczeństwa. Nie dzielono aparatu na „dobrą” Stasi i „złą” Stasi. Założono, że istnieje społeczna zgoda, co do tego, że komunistyczna tajna policja zasłużyła w całości na negatywną ocenę. Wszystkich ludzi Stasi odsunięto od władzy. Na ich miejsce sprowadzono nową kadrę z Niemiec Zachodnich. Nowych urzędników, sędziów, nauczycieli, prokuratorów, policjantów i innych. Niemcy konsekwentnie likwidowali wszelkie struktury komunistycznej władzy, a w Polsce w tym samym czasie (czerwiec 1990 r.) sam komunistyczny oprawca, gen. Czesław Kiszczak dokonywał reorganizacji struktur i kadr MSW. W miejsce zlikwidowanej Służby Bezpieczeństwa powołał Urząd Ochrony Państwa, w którym zatrudniono ponownie 7 tys. oficerów byłej SB. Drugie tyle nie zostało przyjętych do pracy z powodu braku pozytywnej weryfikacji, ale ulokowali się w różnych firmach, spółkach państwowych, bankach i urzędach.
To są najważniejsze przyczyny, które promieniują na wszystkie dziedziny naszego życia. Na główne i największe media, sądy, prokuratury, ministerstwa, urzędy, policje, wojsko. Niestety też są przyczyną postępującej demoralizacji społeczeństwa, gdzie podstawowe wartości są niszczone, wyśmiewane, a na ich miejsce powstają nowe, uwspółcześnione, oświecone, które są kopią nowego totalitaryzmu.
Znamy zatem przyczyny, a jakie są skutki?
Wyprzedany lub rozgrabiony majątek narodowy, kolonizacja społeczeństwa, lawinowa emigracja… “.
A jaka recepta ? – Moja to przywrócić ciągłość państwową z II RP !!! Są inne ?