Każdy katolik zna przypowieść o dobrym pasterzu, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i rusza na poszukiwanie zaginionej jednej owcy…Pan Jezus w ten sposób drastycznie wyraził się o swojej miłości do zagubionych grzeszników…ktoś zapyta, dlaczego drastycznie ?
Ano drastycznie, bo ta mowa była ciężka dla tych ludzi, którzygo słuchali, lud ten zajmował się hodowlą owiec i innych zwierząt…oni perfekcyjnie znali się na hodowli wszelakiej zwierzyny i te słowa były dla nich wielkim szokiem.
Kiedyś byłem na rekolekcjach dla przedsiębiorców i pracodawców, gdzie prowadził je jezuita (były już jezuita) Fabian Błaszkiewicz, wtedy jeszcze był kapłanem i mniemam, że Bóg działał przez niego…on mianowicie powiedział coś takiego… wyraziłbym to niebiblijnego, że prawdziwy, dobry pasterz gdyby znalazł zagubioną owcę, to zabija ją na miejscu i w żadnym przypadku nie sprowadza jej do stada…powód jest prosty, gdyby wróciła do stada, mogła by dać jakiś sygnał, aby i inne się oddaliły, a wtedy stado szybko by się rozpierzchło.
Po ludzku jest to jak najbardziej logiczne i sensowne myślenie…dał mi jednak niezłą zagwozdkę…po paru latach przypomniał mi te słowa kolega, który wtedy był ze mną na tych rekolekcjach…Pan Bóg ma wielkie poczucie humoru, Jego Ekonomia Zbawienia ludzkości jest zupełnie inna, niż ludzka…i dostałem światło, ale o tym na końcu…
Każdy katolik zna przypowieść o Synu Marnotrawnym, można by rzec historia Syna, który przepieprzył majątek (że tak się wyrażę kolokwialnie), który wymusił na Ojcu…kiedy już mu było źle, wtedy pomyślał, że wróci i zostanie choćby najemnikiem Ojca…ktoś by pomyślał, chłopak zmądrzał, życie dało mu nieźle po rzyci, chłopak nauczył się pokory, szkoła życia go wychowała…a ja wam mówię …to bzdura…:))
Syn Marnotrawny był bardzo wyrachowany, a jego powrót był wykalkulowany… przytoczę fragment książki Ks. Dajczera “Rozważania o wierze”…jest to bardzo ciekawa interpretacja przypowieści o o Synu Marnotrawnym…
“Przypowieść o synu marnotrawnym należałoby raczej nazwać przypowieścią o ojcu miłosiernym. Starszy syn, jedna z trzech postaci dramatu, nie wzbudza w nas sympatii; jest zazdrosny i impertynencki wobec ojca. Nasza sympatia kieruje się ku temu marnotrawnemu, który wrócił, tym bardziej, że jest to nasz typ. W typie syna marnotrawnego odnajdujemy niemal spontanicznie samych siebie. Czy jednak jest to rzeczywiście typ postaci prawdziwie ewangelicznej? Ewangelia mówi, że jego powrót do ojca był wykalkulowany. Wrócił w nadziei, że u ojca będzie mu lepiej, ponieważ wiedział, że ojciec płacił więcej swoim najemnikom niż pan, u którego on się najął. “Pójdę do mego ojca i powiem mu: [
] nie jestem godzien nazywać się synem, uczyń mnie choćby jednym z najemników” (Łk 15, 18-19n). Przypowieść o synu marnotrawnym wydaje się być nie dokończona. Jest w niej dalszy dramat syna marnotrawnego – dramat wynikający z przewagi postawy najemnika na postawą dziecka. On chce być wobec ojca kimś, z kim można się umówić, tak jak umówili się z gospodarzem robotnicy wynajęci za denara (Mt 20, 1-26). Jeżeli zaś syn marnotrawny nie wraca jako dziecko, ale jako najemnik, to będzie musiał znowu odejść – drugi, trzeci, nie wiadomo który raz.
Syn, w którym jest duch najemnika, nie potrafi zdumiewać się miłością. Syn marnotrawny nie odkrył zranienia ojca, nie widział jego bólu, widział tylko własne nieszczęście i szukał dróg wyjścia z niego.”
Czujecie już Bożą Ekonomię Miłości do (po ludzku można byłoby określić) skończonych drani, wielkich grzeszników i innych gadów…???
Wracam do owcy…owca, która nie posłuchała pasterza, nie może wracać do stada, bo je zgorszy, tak po ludzku..ale !!! Chrystus jest dobrym (najlepszym pasterzem)…przyprowadzi do stada, nawet pod ryzykiem zgorszenia reszty, ale nigdy, przenigdy nie pozwoli na to aby rozszarpały ją wilki, no chyba, że owca sama wyrazi świadomie chęć rozszarpania przez wilki…ale Bóg zawsze walczy o dusze (owcę) do końca…
Pytanie zasadnicze…kim jesteśmy, kim jestem ja, kim chcę być, czy najemnikiem, który kalkuluje ziemskie korzyści i ma cały czas pretensje do Ojca o korzyści dla siebie, czy dzieckiem, synem, który ufa bezgranicznie Ojcu…i który wie, że co Ojca jest, także i do syna (dziedzica) należy…
Jesteśmy dziedzicami, płynie w nas Królewska Krew, nie bądźmy więc najemnikami…
ps. Te słowa kieruję też do siebie…czasem odzywa się we mnie coś z najemnika…i jest to bardzo wstrętne uczucie …
Największa tragedia Polaków właśnie na tym polega.
Albo schowasz honor, moralność, zasady, uczciwość i zostaniesz najemnikiem innej osoby, czasem Złego (niechby nawet “tylko” na 5 minut w czasie tygodnia), wchodzisz w ten j***y postkolonialny system hipokryzji, kłamstw, niedopowiedzeń, milczenia, kombinatorstwa, podległości, którego nie znosisz…
…albo zdychasz.
Jak nie z głodu, to w wersji hard czekając na seryjnego, albo “nieznanych sprawców”.
Ilu to dumnych jak paw katolików z naszego otoczenia nie czuje z tego powodu żadnej żenady i uważa to za coś najnormalniejszego w świecie?
Kilka razy czytam i czytam, i nie mogłem pojąć co Autor miał na myśli:
dopiero zdychanie mnie ocuciło i przywróciło wiarę w Pana, Panie Migorrze…
Lepiej inaczej zapytać. Ile znamy kur?
pozdrawiam
Panie Karolu,
Ja znam, niestety tylko z telewizji, taką jedną Kurę. Za to z Sol-Polu.
No cóż … najemnicy rulez (przynajmniej w demokracji … ponad 50% Polaków albo raczej “polactwa”) Więc chyba ten system bedzie trwać …. i “seryjny” bedzie uciszać niepokorne owce …ku milczącej aprobacie większosci (święty spokój i ciepła woda).
Sorry, ale po 20 latach od “nocnej zmiany” i 4 latach od Smoleńska nie mam już siły na optymizm.
Jakoś o 4 nad ranem zacytuję Krasińskiego (zawsze wmawiano nam że był “najmniejszym” z trzech wieszczów – a teraz czuję że najbardziej aktualnym w naszej obecnej sytuacji)
O, wiem, że Polska bój zwycięski toczy,
O! nie zginęła i nigdy nie zginie –
Lecz my czyż ujrzym ją w chwały godzinie? –
Nim słońce wejdzie, rosa wyźre oczy!
I będzie wielka – i będzie wspaniała –
Lecz robak trumien wprzód może nas stoczy,
Niejedna w świecie tkwi rozbicia skała –
Nim słońce wejdzie, rosa wyźre oczy!
Ach! płyną lata! ach! płyną i wieki,
Nim się Myśl Boża w ciało przeistoczy!
Zguba wciąż bliska – a triumf daleki –
Nim słońce wejdzie, rosa wyźre oczy!
My tak kochali – a pili truciznę!
My tak żyć chcieli – a żyli w zamroczy!
Inni, ach! będą oglądać ojczyzno! –
Nim słońce wejdzie, rosa wyżre oczy!
Fajny artykuł trybeusie, gratuluję.
Po przeczytaniu przyszła mi na myśl właśnie taka zagubiona owieczka (a właściwie kogucik ale co to za różnica? :)
Jak tam na samobanicji leci?
Trybeusie!
Byłbyś świetnym kapłanem kaznodzieją. Myslę też, że jesteś jeszcze lepszym mężem i ojcem i masz wiele innych talentów.
A tu proszę, nie umiesz być dzieckiem;-))
Ja też nie umiem i rzadko misie udaje, bo to wielka sztuka.
…witaj, może to będzie niechrześcijańskie, co napiszę ale wskażę palcem, bo to osoby publiczne…najemnicy tacy jak Terlikowski, czy Hołownia, którzy chętnie linczowali abp. Wielgusa, są perfidnymi najemnikami…dobrzebyłoby, aby stado ich upomniało mocnym kopniakiem w dupsko…ale tylko dla ich dobra :))) pozdrawiam niepoprawnie
…raczysz żartować…to Neon24 ma być tą prawdziwą owczarnią :)))), na razie jest Kurnikiem, który już dawno zamienił się w chlew, ale ja to dostrzegłem dopiero dwa dni temu..lepiej późno, niż wcale, he he…pozdrawiam niepoprawnie
hej Circ..”Byłbyś świetnym kapłanem kaznodzieją.” :))))) se wyobraź chetnie nawet bym wyspowiadał kogoś he he, np Spirytka :))…to byłaby dłuuuuuuga spowiedź…:))
…być jak dziecko, to ufać, że nic złego się mi nie przydaży, bo Tata nie pozwoli, aby mi włos z głowy spadł…wszak wszystkie one przecież policzone…tak to widzę…pozdrawiam niepoprawnie
…no tak, 20 lat kreciej roboty najemników…Krasiński jednak jak najbardziej na czasie…pozdrawiam niepoprawnie
odkryłam niedawno, że to najtrudniejszy punkt w drodze duchowej, i że każdy kiedyś stanie w tym punkcie choćby w ostatniej chwili.
I jeszcze to, że jak raz się pojmie i zakosztuje, to nie ma już powrotu, ani walki, ani lęku, ani wysiłku. Są jeszcze pokusy, ale odwrotu nie ma.
Po pierwsze każda przypowieść jest o jednej rzeczy.
Po drugie tzw. tytuły poszcz. ‘części” Pisma wprowadzonod opiero w xiii w. a numercjae w xvi chyba, po trzecie ta przypowieść jest istotą ew. Ł. czyli ew. o miłoseirdziu bożym, a tzn, zę 4) jest przyp. o o miłosiernym ojcu. Wzt:
1) prawdziwy, dobry pasterz gdyby znalazł zagubioną owcę, to zabija ją na miejscu i w żadnym przypadku nie sprowadza jej do stada…powód jest prosty, gdyby wróciła do stada, mogła by dać jakiś sygnał, aby i inne się oddaliły, a wtedy stado szybko by się rozpierzchło
– jest błędne i absol. nieewangeliczne.
2)Jeżeli zaś syn marnotrawny nie wraca jako dziecko, ale jako najemnik, to będzie musiał znowu odejść – drugi, trzeci, nie wiadomo który raz.
Syn, w którym jest duch najemnika, nie potrafi zdumiewać się miłością. Syn marnotrawny nie odkrył zranienia ojca, nie widział jego bólu, widział tylko własne nieszczęście i szukał dróg wyjścia z niego.”
– j.w. — jałowe. nadto trzeba iwedziec ze w owczesnym prawie zyd. dzieci nie mialy zadnych praw do majtku rodzicow.
ojciec jest tu bohaterem i jego milosc.
sc
2)
“Chlew”… co to za brzydkie słowo. Takie nie po … katolicku.
To ten “chlew”, który tak cię promował nagle ci się przestał podobać? Co takiego szczególnego sie stało?
No chyba nie masz na myśli tego niewinnego żartu “gościa”? Ty takich i jeszcze bardziej “soczystych’ spłodziłeś całą masę (na szczęście mam zarchiwizowane na pamiątkę:) więc to nie może być powód…
Powiedz, że mam rację. Ktoś inny musiał ci wyrządzić jakąś krzywdę, że taki twardziel i jajcarz jak ty się wzburzył… To musiała być prawdziwa ohyda…
//to byłaby dłuuuuuuga spowiedź…:))//
Masz coś konkretnego na myśli czy zaczynasz się podlizywać do świrniętej i wchodzić w jej buty?
Nie wstydź się, wal otwartym tekstem albo zamilknij. To takie proste, nie?
(a z tym Playboyem to prawda? Wiesz, ja nie kupuje takich gazet ale jeśli mógłbyś mi podesłać kopię?… :)
Delfinie…
1) prawdziwy, dobry pasterz gdyby znalazł zagubioną owcę, to zabija ją na miejscu i w żadnym przypadku nie sprowadza jej do stada…powód jest prosty, gdyby wróciła do stada, mogła by dać jakiś sygnał, aby i inne się oddaliły, a wtedy stado szybko by się rozpierzchło
– jest błędne i absol. nieewangeliczne.
…po ludzku jest logiczne, gdyż tak robią ziemscy pasterze, dlatego jest to kontrastem do Dobrego Pasterza..wkleję tu koment z niepopków …dobry koment @Dratwy 3
“Trybeus
dratwa3 – 26 Marzec, 2014 – 22:19
Też tak myślę, że / po ludzku rzecz biorąc /
“…dobry pasterz gdyby znalazł zagubioną owcę, to zabija ją na miejscu i w żadnym przypadku nie sprowadza jej do stada…powód jest prosty, gdyby wróciła do stada, mogła by dać jakiś sygnał, aby i inne się oddaliły, a wtedy stado szybko by się rozpierzchło.”
Taka postawa wynika jednak stąd, że dobry pasterz / po ludzku rzecz biorąc /, stado, którym się opiekuje, również ma w planie wyrżnąć. W odpowiednim czasie.
Chrystus natomiast ratuje życie owcy, by przyprowadzić ją z powrotem do tych, którym gwarantuje życie wieczne.
.
Pozdrawiam.
dratwa3
———————————————————————————–
…zgadzam się z Tobą, Ojciec jest tu bohaterem a nie syn…ale w takim razie kto miał prawo do majątku rodzicow, jak nie potomstwo …pozdrawiam niepoprawnie
co to znaczy brać rzecz po ludzku?
bo dla chrzes cijanina to brac po chrzescijanksu, tak? tak.
dwa – znaczy to, dobrze znac ewew. i nimi zyc, tak? tak.
tak, tak – nie nie — tak? tak
a tu wiecej:
Obraz Boga w świetle przypowieści o synu marnotrawnym.
I. Przedmiot i zadanie teologii.
Teologia jest w swej istocie podjętym przez osobę wierzącą wysiłkiem zmierzającym do poznania Boga poprzez głoszone przez Niego słowo. Bóg objawia się w Jezusie Chrystusie poprzez swoje działanie zbawcze wobec ludzi i w swojej własnej chwale. Mówiąc w największym skrócie, teologia „ujmuje treść prawd objawionych w Biblii w sposób syntetyczny. Wykorzystując wyniki egzegezy układa je w pewne całości i ukazuje etapy rozwoju idei teologicznych w historii zbawienia. Opierając się na danych naukowych, stosuje analogię wiary i uwzględnia przy tym jedność całej Biblii, rozwój objawienia Bożego oraz potrzeby i sytuacje wspólnot religijnych[1]”.
Innymi słowy, przez teologię będziemy pojmowali słowo bezpośrednio mówiące o Bogu, a pośrednio o wszystkich sprawach związanych z Bogiem i z wiarą w Niego.
II. Istota teologii Nowego Testamentu, a w szczególności Ewangelii św. Łukasza.
„Teologia w Nowym Testamencie” – pisze Hugolin Langkammer[2] – ujmuje objawienie Boże w różnych swoich aspektach, konkretyzując je językowo, aby mogło być głoszone, przepowiadane nam (kerygmat). Ponieważ objawienie Boże w NT dokonało się w Jezusie Chrystusie Synu Bożym ostatecznie, teologia w NT nosi piętno chrystocentryczne.”
W Ewangelii św. Łukasza Chrystus jawi się przede wszystkim jako Zbawiciel – przez swoje pełne wymowy czyny, które można by nazwać czynami miłosierdzia. Na podstawie przypowieści o zagubionej owcy, drachmie i o synu marnotrawnym Ewangelista podkreśla niezwykłą troskę i miłość Zbawiciela wobec wszystkich, zwłaszcza zaś wobec grzeszników – tych „zagubionych”, których pragnie odnaleźć, czyli nawrócić do Boga.
Jeśli w postaci Chrystusa widzimy Boga, to nie wątpimy, że z wielkiej miłości do człowieka gotów jest na wszystko – nawet na śmieć „i to śmierć krzyżową”. Jezus nie przestaje wybaczać do końca: prosi u Ojca za swymi oprawcami („gdyż nie wiedzą, co czynią”), przebacza wiszącemu po prawicy łotrowi, kiedy dostrzega u niego skruchę. Jak zapowiedział Go Izajasz, „nie złamie trzciny nadłamanej”…
Do grzeszników zwraca się Jezus ze szczególną miłością. Taki jest również Ojciec z przypowieści o synu ,marnotrawnym.
„Już u progu Nowego Testamentu” odzywa się w Ewangelii św. Łukasza swoisty dwugłos o Bożym miłosierdziu – pisze Jan Paweł II w swojej encyklice Dives in misericordia.[3] Oto Maryja na progu domostwa Zachariasza wielbi całą duszą „chwałę Pana swego” za „Jego miłosierdzie”, które „z pokolenia na pokolenie” staje się udziałem ludzi żyjących w bojaźni Boże. (…) Z kolei zaś przy narodzinach Jana Chrzciciela (…) ojciec jego Zachariasz, błogosławiąc Boga Izraela, sławi to miłosierdzie, jakie On „okaże ojcom naszym i wspomni na swoje święte przymierze”.
Tajemnicę miłosierdzia Bożego ukazuje Łukasz w formie przypowieści , która pozwala zrozumieć głęboki dramat pomiędzy miłością ojca a grzechem i oddaleniem się syna.
III. Obraz Boga świetle przypowieści o synu marnotrawnym.
Bohaterem przypowieści jest ojciec ( gr. πατερ). Słowo to występuje w tekście 12 razy, a sama cyfra jest symbolem doskonałości. Jan Paweł II nadał tej przypowieści tytuł „O miłosiernym ojcu” (katecheza wygłoszona 8 września 1999 r.), nazywając go również „szczytem objawienia miłości Boga”. Pozostałymi jego bohaterami są: w pierwszej części młodszy, w drugiej – starszy syn.
Młodszy syn kieruje do swego ojca prośbę o przypadającą na niego część majątku. Zgodnie z prawem obowiązującym w czasach Jezusa dzieci nie miały żadnych racji, aby domagać się i korzystać z majątku za życia swoich rodziców. Młodszy syn czuje się zniewolony relacjami rodzinnymi. Pragnie się z nich wyzwolić, aby jak najpełniej korzystać z wszystkich przyjemności życia. Dąży do wolności bez odpowiedzialności i bez więzów międzyosobowych, która w konsekwencji staje się wielką iluzją i w rzeczywistości prowadzi do jego zniewolenia. Ojciec szanuje jednak jego decyzję i daje należną mu część majątku. Na określenie majątku zostaje użyty w naszym tekście grecki termin „bios”, którego pierwotne znaczenie brzmi – „życie, sposób życia”. W ten sposób zostaje podkreślona prawda, że ojciec dzieli się swym życiem. Ludzka prośba wydaje się być niczym z największym darem ojca, jakim jest dar z samego siebie. Młodszy syn udaje się następnie w dalekie strony. W sensie materialnym bierze wszystko, jednak w sensie duchowym pozostawia znacznie więcej – ciepło rodzinnego domu, miłość najbliższych, poczucie bycia u siebie. Fakt rozrzutnego życia i roztrwonienia majątku może wskazywać na sposób jego grzesznego życia uwolnionego od wszelkich więzów, praw i zakazów. Z dala od swojego ojca traci on wszystkie posiadane dobra oraz swoją tożsamość bycia synem. Po wydaniu wszystkiego, co posiadał, jego doświadczeniem staje się „ciężki głód” (gr. limos ischyra). Doświadcza w ten sposób przygodności i kruchości ludzkiego bytu. Z dala od rodzinnego domu odczuwa poza tym samotność, smutek i brak wszelkiego sensu życia. Ewangelista podkreśla, że w takiej sytuacji młodszy syn cierpi niedostatek. W tym kontekście użyty zostaje grecki czasownik hystereo, który dosłownie oznacza „być mniejszym, być drugim, być potem”. Takie użycie może wskazywać, że młodszy syn zaczyna uświadamiać sobie swe właściwe miejsce w swojej relacji z Bogiem.
Doświadcza, że świat z dala od swych bliskich i z dala od siebie samego okazuje się pustynią, na której panuje grzech i śmierć. Tracąc tożsamość syna porównuje się z najemnikami pracującymi w domu ojca, którzy mają pożywienia pod dostatkiem. Zaczyna też dostrzegać istotną różnicę pomiędzy życiem na obczyźnie a życiem w domu ojca. Tęsknota za rodzinnym domem i doświadczenie zniewolenia, każe mu powstać i powrócić do ojca oraz wyznać grzech przeciw Bogu i przeciw ojcu. Widać w tej postawie pokorę, skruchę serca i mocną determinację zerwania z grzechem. Wewnętrznie czuje się niegodnym bycia synem i pragnie prosić swego ojca, aby uczynił go przynajmniej sługą. Wielkie pragnienie nawrócenia, które odczuwa w sercu zostaje skonkretyzowane w jego czynie – wstaje i idzie do swego ojca. Ewangelista na określenie czasownika wstawać używa greckiego terminu anistemi, który w wielu tekstach nowotestamentalnych używany jest na określenie „powstania z martwych”. W ten sposób zostaje wyrażony głęboki proces nawrócenia, który realizuje się w życiu młodszego syna.
Następuje piękne spotkanie czekającego i miłosiernego ojca ze skruszonym synem. Jego powrót do rodzinnego domu zostaje przyjęty przez ojca z wielką radością. Ojciec, który nigdy nie stracił nadziei – z daleka dostrzegł powracającego syna i wzruszył się głęboko. Wzruszenie wyraźnie wskazuje na matczyny aspekt ojcostwa. Pokazuje ono także, jak wielką miłością otacza ojciec swe dziecko. Ojciec uszczęśliwiony powrotem zagubionego syna nie prawi żadnych długich mów na temat utraconego majątku, lecz wybiega naprzeciw swego syna. Wybaczający uścisk i pocałunek ojca znacznie ułatwia synowi pokorne wyznanie popełnionego grzechu. Na wielką pokorę i skruchę syna wskazuje fakt, że nie używa on wezwania „mój ojcze” jak było we wcześniejszym kontekście (w. 18. 20), lecz wezwania „ojcze” bez zaimka osobowego.
Reakcją ojca na pokorne wyznanie syna jest uroczyste przyjęcie go nie jako sługi, lecz jako prawdziwego syna. Postawa ojca podkreśla, że grzech nie niweczy do końca głębokiej relacji z jego synem. Ojciec prosi sługi aby szybko ubrali powracającego syna w pierwszą szatę, w sandały oraz włożyli na jego rękę pierścień. Pierwsza szata (gr. stole prote) w naszym kontekście może oznaczać pierwotną godność, chwałę i piękno człowieka.
Ubranie sandałów na nagie stopy przybywającego syna oraz włożenie pierścienia na rękę podkreślają mocno, że ojciec nie chce traktować go jako niewolnika, lecz jako syna. Szaty, pierścień i sandały oznaczają godność królewską syna.
Ojciec prosi także sługi o przygotowanie uczty. Pragnie, aby słudzy przyprowadzili cielę przygotowane już wcześniej na tę okazję. Obraz uczty oznacza świętowanie, zabawę i radość. Motyw uczty może nawiązywać do Eucharystii oraz do eschatologicznej uczty mesjańskiej. Ojciec nazywa powracającego grzesznika „moim synem” wskazując tym na głęboką więź w relacji ojcostwa i dziecięctwa. Ojciec raduje się, że jego syn „był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”.
Na scenie pojawia się starszy syn, który przebywał na polu. Zastaje on przy domu nową sytuację. Reaguje gwałtownym oburzeniem (gr. orgidzo) na usłyszane wyjaśnienia, a jego gniew wskazuje wyraźnie, że nie rozumie postawy ojca uważając, że dzieje się niesprawiedliwość i krzywda. Nie chce on brać udziału w uczcie. Jego reakcja wskazuje na fakt, że także on podobnie jak jego młodszy brat przeżywa dramat zagubienia bez opuszczania rodzinnego domu. Dramat ten rozpoznajemy wyraźniej z jego dialogu z ojcem. w. 28b-30:
“Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”.
Ojciec w całej swej wrażliwości wychodzi z uczty do starszego brata próbując wytłumaczyć mu zaistniałą sytuację i pocieszyć go. Stara się zaprosić go do domu – do wspólnej radości na rodzinnej uczcie. Starszy syn jest jednak oburzony, zazdrosny i zamknięty. Sposób jego mówienia i jego postawa wobec ojca i młodszego brata wskazują, że przez długie lata swego pobytu w domu wkładał on maskę przykrywającą jego konformistyczną postawę oraz ślepe posłuszeństwo pozbawione wszelkiej refleksji i świadomego wyboru. Jego postawa zagubiła wymiar synostwa na rzecz bycia niewolnikiem. W całej przypowieści starszy syn ani razu w relacji ze swoim ojcem nie używa terminu „ojciec”. Mimo że przebywa w rodzinnym domu – w bliskości swego ojca – to jednak oddala się od niego bardzo daleko. Nie potrafi zrozumieć intencji ojca uważając go za nierozważnego i niesprawiedliwego. Nosi w swoim sercu głębokie rany starannie maskowane„sprawiedliwością” i „wierną służbą”. W swoim życiu zabija radość poprzez skrupulatne przestrzeganie nakazów i zakazów oraz zabija świętowanie poprzez mechanicznie wykonywaną pracę. Jego zagubienie choć nie tak spektakularne, to jednak jest porównywalne do zagubienia młodszego syna.
Odpowiedź ojca i w jego przypadku jest pełna wrażliwości i miłości. Nie obraża się na reakcję starszego syna i surowy osąd pod swoim adresem. Kieruje do swego syna czułe wezwanie – „moje dziecko”. Pokazuje tym samym, że miłość do młodszego syna nie wyklucza wcale miłości do starszego brata. Zaprasza go do domu na ucztę i wzywając do radości z powrotu brata, który wcześniej zaginął i był jak umarły, lecz odnalazł się i żyje. Ojciec w swym końcowym zdaniu ze starszym synem używa charakterystycznej dla św. Łukasza formuły„trzeba”, „należy”, „jest konieczne” (gr. dei). Czasownik ten występuje w kontekście decyzji Jezusa, który poddaje się woli swego Ojca. Przypowieść kończy się bez ukazania, w jak starszy syn odpowiedział na zaproszenie ojca. W ten sposób staje się ona zachętą dla wszystkich czytelników i słuchaczy tej przypowieści do samodzielnego pomyślenia nad zakończeniem. W refleksji tej jesteśmy zaproszeni, aby na modlitwie udzielić także naszej własnej odpowiedzi czekającemu i miłosiernemu Ojcu.
Przypowieść o czekającym i miłosiernym ojcu objawia nam głęboką ojcowską relację Boga do swoich dzieci. Bóg nigdy nie zrywa relacji ze swymi dziećmi, choćby oddaliły się od Niego daleko. Kryzys rodzinnego domu przedstawionego w przypowieści jest obrazem zranień dzieci Bożych, które w swojej grzeszności oddalają się od Boga. W powrocie młodszego syna do rodzinnego domu można zobaczyć powrót grzesznika do Boga. W powrocie tym Bóg nie kalkuluje poniesionych strat oraz nie obraża się na człowieka, który okazał mu niewierność i brak czci. Przyjmuje grzesznika z całą miłością widząc w człowieku tego, który potrafi z Jego pomocą pokonać zło. Spojrzenie Boga na człowieka jest zawsze spojrzeniem pełnym optymizmu i wiary w powracającego grzesznika. Ludzie, którzy się nawracają, są zaproszeni przez Boga do wejścia na ucztę miłości symbolizującej tryumf dobra nad złem.
Przypowieść ta uświadamia nam, że Bóg zawsze czeka na człowieka, że wychodzi mu naprzeciw i że jest miłosiernym Ojcem każdego, kto się do niego zwraca. Bóg nie odwraca się od człowieka nigdy, nawet wtedy, kiedy człowiek odwraca się od Niego, bo sądzi, że sam może sobie ułożyć wygodne życie, beż zobowiązań.
http://wroclaw.biblista.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=117:obraz-boga-w-wietle-przypowieci-o-synu-marnotrawnym&catid=24&Itemid=66
ale ja sie Delfin z Tobą całkowicie zgadzam…postawa Ojca Miłosiernego jest perfekcyjna…to z nami, ludźmi jest coś nie tak, cały czas kalkulujemy “po ludzku” co nam się opłaca wziąć z Ewangeli a co nie…a Ojciec cały czas na nas czeka i przymyka oko na nasze sprawki, a my cały czas odchodzimy, jak najemnicy…
…oczywiscie w tej przypowieści ani jeden syn nie napawa optymizmem, jeden się dąsa, a drugi kalkuluje..dlatego nie należy skupiać się na synach (choć tytuł przypowieści to sugeruje), ale skupic się na perfekcyjnej Miłości Ojca…z naciskiem na słowo “perfekcyjną”…pozdrawiam niepoprawnie
hm… nie nalezy, mowisz? no pop[atrz…
ja bym powiedzial ze nalezy, ale nalezycie
np http://www.biblia-orygenes.org/2013/03/przypowiesc-o-synu-marnotrawnym.html
Uwielbiam Pani misie. Pyszne!
he…fakt, analizować należy, ale dzieki za ten tekst…jednak dopełnia moje myślenie, a bardziej moje postrzeganie siebie…jeśli zaczniesz roztrząsać swoje winy i zaczniesz kalkulować, jak “podejść” Ojca, aby ten był życzliwy, a nie skorzystasz z miłosierdzia Ojca, to jesteś tylko najemnikiem i z automatu nie korzystasz z Oceanu Miłosierdzia..dobrze myślę Delfinie :))?? pozdr
A jeśli dojdziesz do wniosku, że nie jesteś godzien prosić Ojca o więcej, niż otrzymują obcy?
Twoje spojrzenie jest cenne, ale chyba o to tu chodzi, że sprawiedliwość Królestwa Niebieskiego jest bardzo chojna, przewyższająca nasze wyobrażenia o tym, co może się nam należeć za naszą niewdzięczną, chwiejną miłość.
I jest taka właśnie dlatego, że nie jesteśmy najemnikami. Nawet jeśli tak o sobie myślimy.
…cześć As, no właśnie dlatego chcę zwrócic uwagę na to, abyśmy przestali być najemnikami i poczuli się Synami Boga, Dziedzicami, etc…przecież Ojciec tego chce, chce dać nam sandały na nogi, pierścień na palec i najlepszą szatę…a my kalkulujemy…ks. Dajczer pisze, że wszystko jest łaską (za św Tereską)…cierpienie też jest łaską…no i tu zaczynają się schody…syn marnotrawny znów zaczyna kombinować i staje się najemnikiem, bo nie chce cierpieć, tylko dobrze się czuć i zaradzic tylko swojej niedoli…i koło się zamyka :)))…pozdrawiam niepoprawnie
Aleśmy wleźli w temat, mistagogiczny.
Mistagogia /(gr.) μυσταγογέω, μυσταγογία/ – pojęcie religijne oznaczające wprowadzanie w misterium – duchową tajemniczą rzeczywistość[1].
W Kościele jest ono elementem katechezy i znajduje zastosowanie w katechumenacie, który wprowadza wierzących w tajemnicę Chrystusa, przechodząc od tego, co widzialne, do tego, co niewidzialne, od znaku do tego, co on oznacza, od “sakramentów” do “misteriów”. Nie można wprowadzić w to misterium samym nauczaniem. Nie jest ono bowiem zbiorem prawd. Chrześcijańskim misterium jest Osoba Jezusa Chrystusa, a wprowadzeniem w misterium jest pokorna pomoc innym w poznaniu tej Osoby i oddaniu Jej swego życia. Ten proces wzrostu dokonuje się we wspólnocie Kościoła.
Termin ten był początkowo w użytku greckich religii misteryjnych. W świeckim znaczeniu, mówiono o przewodniku oprowadzającym po mieście, że jest mistagogiem. Nie występował w literaturze chrześcijańskiej przed IV w., choć traktowała ona o rzeczywistości określanej później przez to pojęcie. Na przełomie IV/V w. mistagogią nazwano wprowadzanie katechumena w misterium wiary i zbawienia[1].
…witaj Zacny Trybeusie.
Napisałeś do Asadowa :
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
…cześć As, no właśnie dlatego chcę zwrócic uwagę na to, abyśmy przestali być najemnikami i poczuli się Synami Boga, Dziedzicami, etc…..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Piękna myśl i pragnienie.
Nasza Wiara, niech zostanie prosta i szczera a wierni niech poczują się dziećmi Boga.
Nadeszły czasy, że my Wierni musimy wspierać Naszego Pana.
serdecznie pozdrawiam,
Marek
ps.
….kiedy się doczekamy, że nasza, wspaniała Iza, zamieni sztalugi na mikrofon :-))?
Panie Marku.
Co do wspierania Naszego Pana i naszej próby wiary- czy to nie Pan polecał nieraz teksty Gajowego Maruchy?
Droga Pani.
Myli mnie Pani z innym Markiem. Nawet nie wiem kto zacz… Gajowy Marucha?!
Tak się składa, że z wyboru i premedytacją , ciągle jestem forumowym oseskiem.
Salony, Neony czy inne sralony 24, są i będą poza moim zainteresowaniem.
serdeczności i miłego czasu .
No tak, rzeczywiście popularne imię.
..witaj Maruś, nie wiedziałem że zaglondos tyz na Legion…:))..noo siostrzyczka wymiata :)) miło widzieć opad szczeny żurorów :)), choć mojej Squaw tego nie pokażę, bo by sie niepotrzebnie dziwowała, godała by mi… gdzeż ta świątobliwo zakonnica zawędrowała do takiego babilonu, klynkojcie narody :))) pozdrawiam niepoprawnie
… witojcie Gazdo.
Tak jestem na Legionie, bardzo lubię to miejsce.
A wiesz kto mnie tutaj zaprosił ? właśnie Ty.
To był czas jak Jazu i Ty , wybraliście wolność od NE.
Drugi albo pierwszy powód – bardzo lubię i cenię pióro Circ.
Tylko Ona potrafi rozmawiać z lewakami.
pozdrawiam całą Twoją Rodzinę, a szczególnie najmniejszą iskiereczkę Bożą.
Marek
Maruś, nasza Iskiereczka zachorowała…wczoraj ponad 39 stopni gorączki, baliśmy się okrutnie..trafiliśmy do szpitala…dziękować Bogu Najwyższemu już jest dobrze…heh z każdą naszą Iskiereczką trafialiśmy zawsze na poligon dla rodziców, czyli do szpitala..tak zawsze bywało… parę tygodni w szpitalu…ale za świętą Tereską…wszystko jest łaską :)) pozdrawiam niepoprawnie