Skąd pochodzą pensje urzędników i innych pracowników tzw. budżetówki? Oczywiście z budżetu – jak sama nazwa wskazuje. A skąd się biorą pieniądze w budżecie – oczywiście są to pieniądze pochodzące z podatków.
Nie dajmy się zwariować i nia pozwalajmy gwałcić rozumu.
Pensje urzędników i innych pracowników budżetówki – to są WYDATKI państwa. A wydatki państwa finansowane są z podatków.
Jedni wpłacają do kasy państwa (i to są podatki płacone przez faktycznych podatników) – a inni z niej czerpią (i są to wydatki państwa, finansowane w całości przez tych pierwszych: faktycznych podatników)
Zapraszam do obejrzenia i rozpowszechniania:
Freedom, wybacz pytanie, ale czy to zdanie cokolwiek wyjaśnia? To tylko gra słów, skrót myślowy, który według mnie zaciemnia obraz. Dzisiaj system podatkowy jest tak skonstruowany, że urzędnicy płacą podatki i nawet mają na to dokumenty, więc można to udowodnić :-)
Scalasz w jedno kilka niezależnych operacji: wpłacenie do budżetu podatku przez przedsiębiorcę, wypłacenie pensji urzędnikowi, zapłacenie podatku przez urzędnika, a potem piszesz, że urzędnik nie płaci podatków. Taki język zaciemnia obraz. Urzędnik otrzymuje pensję brutto, płaci zaliczki na podatek dochodowy i rozlicza się na koniec roku z podatku tak jak każdy inny obywatel.
Gdyby Twoje skróty językowe zastosować do stolarza, który dostarcza meble do urzędu, okazałoby się, że też nie płaci podatków, tylko żyje z podatków zamiast z pracy własnych rąk.
To, czy urzędnikom będziemy naliczać wynagrodzenie brutto, od którego zapłacą podatek, czy wynagrodzenie netto, od którego nie będą płacić podatku, nic nie zmieni w kosztach biurokratycznego molocha. Zatem problem i przekonywanie, że urzędnik płaci podatki, albo że nie płaci, są jałowe, bo toczą się tylko na powierzchni języka i księgowych rachunków. Oczywiście lepszy język to taki, który dobrze opisuje stan faktyczny. Rzeczywistym problemem jest złe prawo i wielokrotnie za duża armia urzędników.
Nie ważne, czy płaci czy nie, ważne czy jest niezbędny bądź opłacalny
Zmienia i to drastycznie.
Wydatki państwa są sztucznie zawyżone o fikcyjne “podatki” od tych wydatków – o ok. 1/3.
(To są oficjalne informacje, że koszt samego systemu podatkowego szacuje się na ok 30% – tylko chyba ludzie nie wiedzą co to znaczy i skąd się to bierze – no właśnie stąd, że wydatki są fikcyjnie zawyżone o pseudo-podatki)
Krótko mówiąc – przy wydatkach państwa rzędu 450 mld zł/rok – ok. 1/3 z tego jest podatnikom zabierana NIEPOTRZEBNIE – TYLKO PO TO, żeby pokryć te fikcyjne podatki które, system ściągnie od własnych wydatków, czyli od już raz zebranych podatków.
Ale oczywiście władza ich nie zwraca podatnikom – tylko wydaje je na zupełnie inne cele: a są to pieniądze wyłudzone pod pretekstem wypłaty emerytur.
I tak jest z każdym wydatkiem, którym władza tłumaczy konieczność tak wysokich obciążeń podatkowych. Każdy z tych wydatków jest zawyżony o taką kwotę, która wraca za chwilę do kasy państwa jako fikcyjne podatki od wydatków państwa – a są to prawdziwe podatki wyłudzone od podatników pod pretekstem sfinansowania tychże wydatków.
Ale jest to błąd systemowy (błąd absurdalnego systemu podatkowego) – i nie można go wyeliminować chciejstwem ani dobrymi chęciami – tylko trzeba skonstruować zupełnie inny system podatkowy.
PS. Nie, cofam. Żałuję że poświęciłem czas na napisanie tego komentarza.
Przyjacielu – wszystko jest we wstępie do notki:
Pensje urzędników są WYDATKIEM państwa.
Podatnicy po to płacą podatki, żeby sfinansować wydatki państwa.
Podatnik to ten, kto FINANSUJE wydatki państwa – czyli finansuje np. pracę urzędników.
Podatnicy płacą urzędnikowi za jego pracę i oczywiste jest, że urzędnik nie płaci podatków – tylko jest z nich – z podatków właśnie – opłacany.
Jeśli ktoś podważa lub nie rozumie tej elementarnej podstawy istnienia państwa, że wydatki są finansowane z podatków – i wydatek nie może być podatkiem bo jest to logiczna sprzeczność – to dalsza rozmowa nie ma żadnego sensu bo jest bezprzedmiotowa.
Mam po pytaniu dla Freedoma i Poruszyciela ;-)
Freedom: czy urzędnik państwowy uczestniczy w wypracowaniu wartości pieniądza?
Poruszyciel: jeśli Państwo nie zebrałoby podatków, to nie miałby czym zapłacić stolarzowi z Twojego przykładu, prawda?
Albo jeszcze inaczej: czy zgodzisz się, że pracownik wiertnicy żyje z ropy naftowej?
A jego kolega elektryk z tej samej platformy, czy też żyje z ropy naftowej?
A z czego żyje stolarz, który robi krzesła – wyłącznie dla platform wiertniczych?
Oczywiście nikt im nie daje pieniędzy, dlatego że pod dnem morskim jest ropa… każdy znich żyje z pracy własnych rąk. Zgadza się?
Teza postawiona przez autora wynika z całkowitego dyletanctwa. Główną składową budżetu państwa, z którego to budżetu płacone są wynagrodzenia urzędników, stanowią dochody z podatku VAT i akcyzy. Te podatki płacą wszyscy (poza złodziejami). Tak więc teza, że urzędnicy nie płacą podatków (w domyśle żerują na biednych przedsiębiorcach) jest zwyczajnie głupia. Tak samo jak deprecjonowanie roli samego urzędnika, czyli pracownika administracji rządowej. Tego typu podejście wynika z krótkowzroczności, nie pozwalającej patrzeć dalej niż koniec własnego nosa. Siłą każdego nowoczesnego państwa są zarówno przedsiębiorcy, jak też sprawna administracja. Konfliktowanie tych grup to domena koalicji PO-PSL. Tak oto powstało państwo teoretyczne…
Myślę, że intencją autora nie było konfliktowanie przedsiębiorców z urzędnikami, ani nawet ludzi zatrudnionych w produkcji i usługach z sektorem budżetowym.
To, że wszelkie, nawet pośrednie podatki płacone przez urzędników są fikcyjne wynika z czystej arytmetyki. Jeśli dostaję z budżetu 100 zł, a następnie wpłacam do niego 60 zł, to efektywnie dostaję 40 zł. Każde dziecko, które dostało 10 zł kieszonkowego, a potem dołożyło mamie 6 zł podczas zakupów wie, że dopóki jego rodzicielka nie odda mu tego długu, to efektywnie dostało 4 zł, a nie 10.
Jeśli nie rozumie Pan/Pani argumentacji Freedoma, to proponuję prosty przykład:
Osada prasłowiańska. Mieszka w niej 1001 osób. Ponieważ ciągle napadali ich … np. Germanie, rada starszych ustaliła, że 100 najsilniejszych mężczyzn zostanie wojami i będą stale ćwiczyć się w sztuce wojennej, aby w razie oblężenia dowodzić obroną. Na ich czele stanie najbardziej doświadczony wojownik, który będzie odtąd tytułowany wodzem. Aby mogli się poświęcić temu zadaniu, uprawiający rolę podzielą się swoimi plonami. Najmądrzejszy z mieszkańców obliczył, że aby wszyscy mieli po równo żywności, rolnicy muszą oddać około 0.1123 swoich plonów dla wojów. I tak się stało. I dobrze.
Po jakimś czasie wódz zebrał wszystkich i wygłosił takie oto przemówienie:
“- Nie jest sprawiedliwe, że tylko rolnicy oddają część owoców swojej pracy na wspólne cele. Wojowie tak samo powinni się dzielić.”
Te słowa szczególnie spodobały się rolnikom, ale wojowie powiedzieli, że dostają dokładnie po jednej porcji jedzenia, więc jeśli część tego będą oddawać, to będą głodować i nie będą mieli tyle sił, ile należy oczekiwać po obrońcach osady.
Wódz był jednak na to przygotowany:
“- To proste, wystarczy, że ustalimy podatek na trochę wyższy procent, a wtedy z podatków ściągniętych od rolników starczy także, aby wojowie mieli dość jedzenia, mimo, że będą płacić taki sam podatek jak wszyscy. Zbudujemy w ten sposób sprawiedliwy system, w którym każdy płaci taki sam podatek, niezależnie czym się zajmuje.”
Pomysł ten bardzo się wszystkim podobał, jednak nawet najmądrzejszy mieszkaniec nie potrafił obliczyć, ile powinien wynosić ten równy dla wszystkich podatek.
Po krótkiej naradzie ustalono, że po prostu zaokrągli się go w górę do 0.2, a jeśli to nie wystarczy, to najwyżej potem dokona się korekty.
Ten nowy system funkcjonował przez rok. Rolnicy musieli trochę dłużej pracować – nie 6, ale 7 godzin dziennie (średnio). Mimo to, chętnie wpłacali 0.2 swoich plonów do wspólnego spichlerza. Było to rozdawane po równo wojom i wodzowi, którzy następnie wpłacali po 0.2 tego, co otrzymali – tak samo, jak rolnicy.
Nietrudno się domyślić, że w ten sposób w spichlerzu zostawało ziarno, którego nikt nie potrzebował. Po roku uzbierało się tego 36 porcji (ilość zboża do wykarmienia przez rok 36 chłopa).
Wszyscy byli zachwyceni, że system tak świetnie działa, że nikt nie głoduje, a jeszcze powstał zapas zboża.
Rada starszych ustaliła, że za osiągnięcia w dziedzinie obronności i gospodarki plemiennej wódz otrzyma w nagrodę złotą bransoletę, zapasowego konia i większą chatę. Aby to ufundować sprzeda się do sąsiedniej osady 15 porcji zboża ze wspólnego spichrza, a co do reszty – to się zobaczy.
No i zobaczyło się: ktoś (na pewno jakiś łapserdak z innej osady) ukradł wodzowi bransoletę. Dlatego w następnym roku oprócz nowej bransolety, część nadmiaru zboża przeznaczono na to, by zatródnić dwóch ochroniarzy dla wodza.
A może było całkiem inaczej? Może zamiast bransolety i ochroniarzy, zapas zboża pozostawiono na wypadek głodu? A może część przeznaczono dla wdów i sierot?
Niestety, zapisy księgowe spłonęły wraz z całą osadą i już nigdy się tego nie dowiemy, na co poszedł nadmiar żywności zgromadzony we wspólnym spichrzu…