Szanowni Państwo.
Idziemy sobie chodnikiem.
Nagle widzimy jak ktoś zaczyna bić małe dziecko, tak żeby zabić.
Co robimy?
_________________________
Nie będę pisał nic więcej. Choć wypada dopisać morze słów. Obiecuję nadrobić tą zaległość w komentarzach. Zależy mi na możliwie szerokiej dyskusji, za którą będę Państwu bardzo wdzięczny.
Chyba za mało danych, Karolujozefie, przy pełnym dla Ciebie szacunku.
Widzisz, problem polega na tym, że w postrzeganiu rzeczywistości i jej
interpretacji (a już zwłaszcza dotyczy to spraw interpersonalnych) jesteśmy niewolnikami własnych przekonań.
A wierz mi, że nieźle znam ten temat.
Wyobrazuj sobie, że sprawcą jest staruszka bądź starszy nobliwy pan w eleganckim
wdzianku, wyglądający conajmniej na profesora uniwersytetu. Do czynu używają parasolki/parasola, krzycząc przy tym (bez wulgaryzmów) “oddawaj moją torebkę/portfel, ty wstrętny mały złodziejaszku!”
I inny obrazek: robi to menel/dresiarz, posługując się pałką.
Poza tym – nigdy nie jesteśmy w stanie ocenić, czy ktoś faktycznie chce kogoś zabić – choćby to nawet artykułował. (vide film “Dwunastu gniewnych ludzi”)
Pozwoliłe sobie przedstawić Ci te dwa – tak wszak różne – obrazki, na podstawie bardzo głośnej sprawy sprzed lat, z Poznania.
Trzech młodych , pijanych ludzi, w biały dzięń, na ruchliwym moście (tak Poznaniacy nazywaja wiadukty nad linia kolejową)zakatowało starszego człowieka na śmierć, a nikt z mnóstwa przechodniów nie zareagował! Jakaz potworna zbrodnia i niemniej potworna znieczulica!
Taaa… tylko że po pewnym czasie nastąpił chichot “Radia Erewań”.
Co się mianowicie okazało: Ofiara najpierw tłukła, a później do nieprzytomności prawie kopała kobietę. Facet w jakimś brudnym podkoszulku, cały wytatuowany (a były to czasy, gdy tatuaże to tylko recydywiści nosili), z “chuchem” na milę.
A 3 młodych ludzi wracała z roboty, po drodze sobie jakieś piwko machnęli.
Chcieli obronić kobietę przed bandytą -to, że przesadzili, to akurat moim zdaniem wina świadków zdarzenia, którzy nie tylko znieczulicy nie wykazali, a jeszcze prowokowali “dowalcie bandycie”, “połamcie go”, “jeszcze mu!” itp.
Podsumowując: myślę, Karoljozefie, że w tak bardzo ogólnie zarysowanej przez Ciebie sytuacji, każdy z Nas (i nie tylko) zachowałby się odmiennie – w zależności od swojej indywidualnej interpretacji tego co widzi plus cech charakterologicznych bądź osobowościowych.
I nadal będę się upierał, że charakter i osobowośc to inne rzeczy, choć w języku potocznym często mają oznaczać to samo. Można przekształcić osobowość, np
ucząc się pewności siebie, cech asertywnych, nawet introwertyzm zamienić na ektrawertyzm, ale choleryka w melancholika się przekształcić nie da – przynajmniej bez “ciężkiej” farmakologii.
Pozdrawiam serdecznie.
Panie Karolu
W jednym z opowiadań Andrzeja Sapkowskiego “Wieczny ogień” jest taka scena:
Szef tajnej policji pyta się Geralta jak by się zachował w danej sytuacji (wybór między świętym spokojem, a tym co sumienie nakazuje). Na co on odpowiada – ‘A to trzeba by przerobić w praktyce’.
Odpowiem Panu podobnie – Nie da się dyskutować teoretycznie o tym co by się zrobiło w takiej sytuacji. My wiemy co POWINNIŚMY zrobić, a to jak byśmy się zachowali to już pokaże praktyka.
W sytuacji opisanej w pytaniu działa się nie na podstawie chłodnej analizy sytuacji a impulsu. I o tym jak spowodować aby taki impuls powstał powinniśmy tu dyskutować.
Opowiem historię, która zdarzyła się wiele lat temu w przejściu galerii handlowej pod Dworcem Centralnym w Warszawie.
Szedłem sobie z kolegami do księgarni fantastycznej gdy zdarzyła się ciekawa sytuacja: idący z przeciwka młody lump o wyglądzie narkomana sięgnął szybkim, wytrenowanym ruchem do kieszeni młodego człowieka idącego przede mną. Na co ja pod wpływem IMPULSU złapałem lumpa pod szyją (za chabety jak to się wtedy mówiło) i krzyknąłem do okradzionego (tak mi się wydawało) czy coś miał w kieszeni. Ten się odwrócił, popatrzył na mnie jak na człowieka z innej planety, sięgnął odruchowo do kieszeni i powiedział – Nie, nic nie miałem.
W tym czasie ja prawą ręką trzymam ciągle lumpa, ten w ogóle się nie wyrywa, zbaraniał zupełnie. – Następny raz trzymaj łapy we własnych kieszeniach – powiedziałem, puszczając go. Ten spojrzał się na mnie, odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie. Koledzy popatrzyli na mnie zdumieni i… ruszyliśmy dalej do księgarni.
O mnie – nie jestem ‘karkiem’, nie trenuje żadnych sportów walki, nie pochodzę z okolicy gdzie trzebaby czasem zawalczyć o powrót do domu, nigdy nie brałem udziału w żadnej bójce, zazwyczaj staram się unikać niebezpiecznych sytuacji. To co wtedy się stało to był IMPULS, nad niczym się nie zastanawiałem – wszystko robiłem automatycznie.
I na koniec garść refleksji:
– lump w ogóle się nie wyrywał, jakby wiedział, że coś zrobił nie tak;
– ludzie przechodzili obok, w ogóle nie reagowali;
– później, gdy myślałem sobie o tym, stwierdziłem, że to mogło się źle skończyć. Mógł przecież mieć obstawę – kieszonkowcy chodzą grupami.
Panie Karolu, może zadajmy sobie inne pytanie – co zrobić aby przeciętny Polak w opisanej przez Pana sytuacji zareagował bez namysłu w obronie dziecka?
Podrawiam
Uważam, że to bardzo dobre postawienie problemu, TKorze.
Będzie miał nasz Autor o czym dumać, oj będzie :)
Pozdrawiam na nowy dzień
A żeby Panowie wiedzieli!
Za co serdecznie dziękuję.
Nie będę ukrywał, że chodziło mi o pewnego rodzaju prowokację, a raczej stylizację pewnego zagadnienia.
Rozchodzi mi się o to, że dzisiejsi MY, pozbawieni już nawet jesteśmy odruchów zwierzęcych. A gdzie tam nam do ludzkich czy w końcu chrześcijańskich.
Czy lwica broni swych młodych po zastanowieniu?
Jak zwykle będzie to w pierwszej kolejności autokrytyka. Więc żeby nikt nie płakał.
W notce przedstawiłem brutalny przykład. Jakiś musiałem. Nie chcę epatować wulgarnością przykładów.
Sprawa jest prosta.
Dzieje się niepojęte zło a my nic. Siedzimy.
Proszę Panów, proszę Państwa.
Dzień w dzień, niekoniecznie gdzieś na ulicy czy w parku, ale zwykle w zaciszu domowym morduje się ludzi na masową skalę. Zwane jest to aborcją, antykoncepcją.
Jakby tego nie nazwać i co by o tym nie myśleć.
Fakty, efekty są takie, że rok w rok zostaje nas przy życiu coraz mniej osób.
Obecnie jest gorzej niż tuż po wojnie. Czy to nas obchodzi.
Czy jest to dla nas problem, zagadnienie, temat do rozmów choćby. Nie, nie jest.
Od kilku dziesięcioleci pozwalamy trwać władzy, która jawnie wspomaga takie zbrodnie. Czyli mamy współudział.
A jakże wielu jest pewnym swego nieba. Powodzenia.
Sprawa kolejna.
Bluźnierstwa.
Nie reagujemy w obronie życia.
W obronie świętości również, która to wartość jest wyższą.
Była akcja modlitewna odnośnie nieszczęsnej wystawy “sztuki”. Dobrze.
Chcę to napisać bo nikt tego nie robi.
Dlaczego nikt z nas pierwszego dnia po prostu nie rozwalił tego projektora?
Okazuje się, że naszą Wiarę można wycenić. Na parę tysięcy złotych.
Niedawno paru księży wyceniło cały kościół.
Kiedy będzie koniec. Kiedy się zatrzymamy.
Bardzo to gorzkie, ale niestety prawdziwe.
“Dlaczego nikt z nas po prostu nie rozwalił tego projektora” – mogę tylko o sobie oczywiście szczerze napisać. Ano dlatego, że przez “taki gest oburzenia” spieprzyłbym sobie resztę życia. Jako “skazany za przestępstwo przeciwko mieniu” (nb taki niuans prawniczy u nas – to, że sąd może odstąpić od wymierzenia kary, nie oznacza bynajmniej, że nie figuruję potem w rejestrze skazanych) miałbym tak ograniczone ruchy zawodowe, że praktycznie żadne. Nie mówiąc już o drobiazgach typu np zakup broni.
I druga, ogólniejsza i ważniejsza sprawa, Karoljozefie drogi.
Była bardzo smutna dysputa na NE, jak to mimo własnych szczerych chęci,
nie daje się kompletnie nic zrobić z ludźmi wspólnie, przekonać/namówić
do czegoś pozytywnego, dla wspólnego przecież dobra (nie mówiąc już o dobru innych).
Całe mnóstwo przykładów, konkluzja jedna: “ja już mam dość”.
Sam próbowałem coś zrobić parę razy, i też mi boleśnie skrzydełka opadły… A ostatnie referendum warszawskie to prawdziwa “wisienka na torcie”…
Dobrze pamiętam PRL, i napiszę expressis verbis: wtedy łatwiej można było ludzi namówic do jakiejś wspólnej inicjatywy społecznej, niż dziś.
Analizę tego stanu rzeczy zostawiam socjologom. I psychiatrom, jako iż
uważam, że brak działania w obronie własnych interesów jest “przypadkiem kwalifikowanym”.
Niemniej pozdrawiam, Karoljozefie, optymistycznie.
Panie Ripie.
Dziękuję za rozmowę. Pan pozwoli, że ją będę kontynuował w szczerości.
My już mamy spieprzone nasze życia doszczętnie. To co Pan chce jeszcze spieprzyć? Po co Panu praca, jak pracuje Pan nie dla siebie. Zarabia pan “pieniądze”, które nie mają wartości. Po jakiego chce Pan broń? Jak i tak brak Panu woli? Przecie to się kupy nie trzyma.
Pięlegnujemy się w bagnie.
Wie Pan dlaczego nie da się nic zrobić z ludźmi? Nikomu nic się nie chce?
Bo wszyscy powtarzają jedną i tą samą mantrę. Nie jest AŻ tak źle. Możliwość wyjścia po browara do żaby lub wrzucenia dziecka do szkoły, w której uczyć się będzie dorobku baumanów jest dla wszystkich wystarczająca.
Ruszylibyśmy z kopyta. Oj, i to mocno. Ale wpierw przyznać by trzeba przed sobą samym i przed innymi, że niczem jesteśmy. Że ślizgamy się po rzeczywistości, że jesteśmy tchórzami. Że nie godni jesteśmy świętej polskiej ziemi, uświęconej krwią Przodków.
Panie Ripie.
Gdyby Rotmistrz Pilecki przyjrzał się degrengoladzie, którą odstawiamy, to by się w najlepszym razie obśmiał. A pewnie by zabił nas. Za sabotaż, za kolaborację, za głupotę.
Nie zrobię nic, nie będę fikał, bo nie zarobię na lizaka z tesco dla mojego syna.
Brawo!
Wróci kiedyś do nas ten syn i spyta:
– Tato, dlaczego nic nie zrobiłeś? Został mi patyk od lizaka ale nie mam już siuraka bo mi go w przedszkolu obcieli.
Czy damy radę być w końcu poważni?
______________
Zaimki: ty, ja, my są w tej sytuacji tożsame
Witam po przerwie, Karoljozefie, i dzięki serdeczne za wyważony rekoment.
Nie, nie napiszę, że mój komentarz to była prowokacja intelektualna.
Parę uwag/pytań, jeśli można jednakowoż.
“Mamy spieprzone życia doszczętnie” – nawet matka z trojgiem dzieci w MOPS-owskim baraku by tego nie powiedziała. Ku rozwadze – DLACZEGO?
“Pieniądze, które nie mają wartości” – jakoś tak dziwnie, że Neostrada nie
chciała sie zgodzić na szczaw i mirabelki (nieistotne, że nie sezon), tylko
tych “bezwartościowych” chciała. No i mnie odłączyła… Stąd był brak mojej odpowiedzi.
Z bronią są dwie sprawy: po pierwsze tak jak z wykupem mieszkania kwaterunkowego w Warszawie: bonifikata do dnia tego i tego – po tym szlaban praktycznie.
Możemy teraz nabyć broń (nie do noszenia), a za momencik już nawet czarnoprochowej nam zabronią. To, że mnie akurat nie stać i nie czuję potrzeby,
to jednak daje mi jakiś komfort psychiczny – mogę, mam prawo niezależne od “widzimisię” urzędasa.(To trochę tak, jak z UE – może na stare latka zobaczę parę miejsc – bo wreszczie, q…. mogę! Nie muszę tego chcieć -ale chciałem mieć tę możliwość!) Druga sprawa: czytam te różne wypociny, biadolenia na różnych portalach (nb na Legionie też było) “nie można mieć u nas broni, bandzior górą”
a nikt z płaczących paluszka po klawiaturze nie ruszy coby ustawę przeczytać…
Teraz coś naprawdę poważnego, Karoljozefie.
Mamy taki durnowaty zwyczaj (nie ma tu “ja”,”ty”, czy “my” – tak działają nasze mózgi i wierz mi, ciężko z z tego wyjść) przyjmowania czegoś za normę/poziom.
Taką fikcją jest np założenie, że jeśli ktoś czegoś nie robi, to brak woli.
Widzisz, masz dostęp do internetu. To znaczy, że masz również komputer. To znaczy, że stać Cię na opłaty za dostęp do sieci i elektryczność. I żeby
komputer nie zamókł – dach nad głową. Czyli czynsz, ogrzewanie itd
I mózg bezczelnie Ci podpowiada (pozaświadomie): no toż takie “minimum” to WSZYSCY mają!
Piszesz:”po browara do żaby”. A jak człekowi się ostatnie buty rozpadły i
jeszcze dwa tygodnie na rencinę musi czekać???
Nasz Bohater Narodowy, przywołany przez Ciebie, rotmistrz Pilecki.
Jak myślisz, miał kiedykolwiek problemy z tzw “przyziemnymi sprawami”? Żarcie, wdzianko? Dach nad głową?
Obraziłbym Twoją inteligencję, Karlujozefie, przytaczając tu piramidę Maslowa, niemniej różni czytelnicy bywają i nikt nie ma obowiązku jej znać.
I wierz mi albo nie, ale ważniejszy dla dzieciaka i kochającego rodzica jest lizak tu i teraz, jako że nikt z nas nie wie, co będzie choćby za godzinę.
Może “Annuszka już olej rozlała”?
Pozdrawiam optymistycznie, serdecznie pozytywnego myślenia i uśmiechu na nowy dzień i nie tylko pozwalam sobie Ci życzyć.
Panie Ripie.
Nawet Pan nie wie, jak Panu jestem wdzięczny za te okruchy normalności, prawdziwości, szczerości.
Z tą piramidą to bym nie przesadzał. To z gruntu ludzka budowla.
Chrześcijanin buduje zupełnie inaczej, i z innego budulca.
Wiadomo, że jak dziecko płacze z głodu, to na nic się zdadzą największe filozje.
Ale widzi Pan. Rzeczony Rotmistrz dał radę, bo właśnie zupełnie inne miał zapatrywanie. Polskę bardziej kochał. I Boga.
Bowiem są rzeczy ważniejsze. Dziwnym trafem znowu wraca mi ostatnio jak bumerang słowo – imponderabilia. Tak, właśnie w rotmistrzowych czasach to słówko było modne. I egzekwowane.
Zadość uczynienie materialności jest błędną ścieżką. Jako dzieci Boże, cele mamy wyższe.
A my ciągle swoje. Czy byle wróbel się zamartwia co zje, czy sieje, czy orze…
Dotykamy nadzwyczaj kluczowych kwestii.
Przepraszam, że robię to w sposób niezdarny.
Może spróbuję jeszcze dopowiedzieć i wyjaśnić.
O Polskę musimy walczyć po to, by w pierwszej kolejności była Boża.
To, że będzie dostatnia, nie jest najważniejsze.
Ale gdy spełnimy warunek pierwszy, to i każde inne, wypełnią się niejako przy okazji.
Jeszcze raz dziękuję Panu za Rozmowę.
Za rozmowę, Karoljozefie, to przede wszystkim dziękuję ja.
Przepraszam, że na razie się nie odniosę do meritum – po prostu oczka juz mają dośc. Tak “na cito” z drobnych spraw: tak się te wróbelki nie martwiły, że teraz ich po prostu nie ma. (Park Praski, W-wa)
Plus jeszcze równie “na szybko”: w innym dzis miejscu mocno napadłem na Twój
tekst – byloby mi miło, gdybys nie odczuł tego jako atak ad personam.
Pozdrawiam jeszcze wieczorową porą.
Ech Karol… Co ty wiesz o zabijaniu… przez Rotmistrza?
Poczytaj “O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza z Kempis, to coś sensownego napiszesz.
Pozdrówka ;-)
Panie Ripie.
Wróbelki!…
Pan jest wprost przedziwny! Że Pan wie, o co w tym ptasim temacie chodzi.
Zawiodła mnie sromotnie moja niewiara w ludzi.
A myślę se, chlapnę o tych wróblach, i tak nikt nie zaskoczy. A jednak!
Tak jest! Wróble padają jak kawki. Mówią, że to fala, sinusoida znaczy. Oby!
U mnie, to mazurki wyszły teraz na prowadzenie. Oczywiście nie na widoku, nie na chodniku, nie w mieście. W krzakach, w zagajnikach.
A tak wogóle, to w przyrodzie obecnie dziwne rzeczy się dzieją.
W mieście 200 tyś, w tzw. centrum, szaraki z królikami od godzin popołudniowych szaleją, widać ich codzień. Mało! W końcu i lisy za nimi przyszły. Ostatnio jednego spotkałem. Piękne, podpalane skarpety miał, i ogon. Pół metra lisa, drugie pół metra ogona. Cudny!
Psów dużo, ale to nie dogoni. Dopiero chart by dał radę w tymi uszakami. Więc balują na całego.
Dziękuję za lekturę.
Przepraszam, ale mnie wkurzyło to paplanie imieniem Świętego Człowieka.
Asadowie.
Parę dni temu, czytałem ten wywiad (fragment):
dyscyplina była taka, że trudno ją sobie teraz wyobrazić. Człowiek był monitorowany na każdym kroku. Np. jeśli ktoś zasnąłby podczas warty i tym samym naraziłby życie innych członków grupy zostałby natychmiast zastrzelony. Za każdą kradzież, jakby ktoś na własną rękę chciał coś zrobić była również kara śmierci…
Warto przeczytać wszystkie części:
http://blogpatriotki.blogspot.com/2013/05/moj-wywiad-z-kombatantem-nsz-panem.html
Osoby Rotmistrza użyłem jako symbolu.
Owszem. Jest w drodze na ołtarze.
Ale w czasie wojny był uznawany za jednego z najniebezpieczniejszych ludzi jacy brali w niej udział.
Tak, ale jest olbrzymia różnica, między żołnierzami, którzy złożyli przysięgę oraz cywilami, za których Ci żołnierze narażają swoje życie.
Rotmistrz widząc nas mógłby zapłakać, ale na pewno nikogo nie chciałby zabijać.
Pojęcia żołnierz-cywil były w tamtych czasach chyba inaczej postrzegane.
I słusznie.
Jakkolwiek, tzw. cywil też dostawał karę śmierci za wsypę. To jest opisane w tym wywiadzie.
Takie były zasady, aby nikomu nawet nie śniło się zasnąć. A czy wiadomo, ile takich egzekucji faktycznie wykonano?
Wiem, były wyroki śmierci, także np. za wydanie ukrywających się Żydów.
Moja ciotka miała wyrok śmierci za to, że odmówiła udziału w szkoleniu strzeleckim. Chciała tylko ratować życie jako sanitariuszka. Jakoś jej jednak uszło na sucho. Może wybuch Powstania – paradoksalnie – ją uratował.