W drodze do rodzinnych grobów na Cmentarzu Powązkowskim mijam liczne groby ich katów. W sensie dosłownym, nie tylko przenośnym. Tu leży pułkownik UB, który torturował wujka, tu sędzia, który skazał na śmierć cioteczną siostrę. Zdrajcy leżą obok bohaterów, kaci obok ich ofiar. Są jeszcze odróżnialni, w pamięci rodzin tych ofiar. Ale za kilka lat, gdy odejdą ci, którzy pamięć przechowują, zdrajcy i kaci zostaną bohaterami. Zajmują przecież na cmentarzu bardzo zaszczytne miejsca. Podobnie jak zaszczytne miejsca zajmowali w życiu społecznym. Choć nigdy nie rozliczyli się przed społeczeństwem, a przede wszystkim przed swymi ofiarami ze swych ciężkich przewinień.
Oni wszyscy są już po drugiej stronie. Nie podlegają mojemu osądowi. Jak niemiecki snajper, który zastrzelił w czasie Powstania moją 13 letnią cioteczną siostrę Terenię. Odwiedzając jej grób na Powązkach nie zastanawiam się czy mu wybaczam czy nie i czy wybaczyłaby mu matka Tereni i sama Terenia. Nie muszę o tym myśleć z bardzo prostej przyczyny. Nie grozi mi, że trafię na jego grób w alei zasłużonych. Nie grozi mi, że w jakimś mieście będzie stał jego pomnik. I niewielka jest szansa, że któryś z morderców lub ideologów zbrodni hitlerowskich będzie traktowany jak bohater i stawiany nam, za wzór osobowy.
Dyskusja na te trudne tematy zaczęła się od Zygmunta Baumana. Pozwoliłam sobie źle ocenić tego człowieka. Zostałam pouczona w kwestii chrześcijańskich standardów (celowo piszę standardów zamiast zasad) nakazujących przyznać każdemu prawo do nawrócenia, choćby na łożu śmierci. Muszę zatem dokończyć dopóki Bauman żyje. To samo dotyczy Jaruzelskiego. Za chwilę nam się wymkną i nie tylko będą – jak wszyscy zmarli- pod ochroną lecz bez żenady odsłoni się ich spiżowe pomniki. Nikt nie będzie dochodził co kryje się pod warstwą spiżu.
Zarzucono mi, że- jak egzystencjaliści- mylę osobę z osobowością. Oceniając ( słusznie bądź nie ) osobowość, bezprawnie przenoszę tę ocenę na osobę, która jest nosicielem tej osobowości. Podobnie jak garbaty niesie garb, a chory wirusa HIV.
Osobowość w tym ujęciu staje się- zawinioną lub nie- ziemską przypadłością osoby. Jak tusza, garb czy bielmo na oku. Choć nie musi podobać mi się garb Jana i choć nikt nie może mi zakazać wyeliminowania Jana- za ten garb – z moich planów reprodukcyjnych, czy rezygnacji z zatrudnienia go w mojej firmie jako rzecznika prasowego ( tego obecnie nie byłabym taka pewna) jestem w pełni świadoma że Jan nie sprowadza się do jego garbu. Podobnie jak Jan nie sprowadza się do wąsów Jana, wątroby Jana, do jego tarczycy czy przyrodzenia Jana.
Przede wszystkim Jan ma prawo w każdej chwili wyprzeć się swoich wąsów. Po prostu je zgolić. Trochę trudniej wyprzeć się garbu. Jak się okazuje najłatwiej jednak wyprzeć się swoich czynów i poglądów.
Można zdefiniować osobę jako rodzaj sztancy, matrycy. Odlew pasuje do niej lub nie, ale w każdej chwili można go poprawić, uzupełnić. Jak nie na tym- to na tamtym świecie. Krytykowanie Jana, czyli konkretnego odlewu, nie ma wobec doskonałości matrycy najmniejszego sensu.
Mogę się zgodzić na taką definicję osoby ( wszak definicja to umowa) , ale nie zgadzam się na traktowanie jej jako intelektualnego kaftana bezpieczeństwa, który ma odebrać mi prawo oceniania Jana . Tu i teraz . Na ziemi.
Jeżeli tak – nie będę oceniać osoby Jana lecz Jana jako konkretnego człowieka. Wszak osoba nie równa się człowiekowi.
Nie ma to nic wspólnego z jakkolwiek rozumianą tęsknotą do ziemskiej sprawiedliwości. Chętnie się zgodzę, że ostateczne rozliczenie następuje na tamtym świecie. Nie oznacza to jednak, że godzę się -patrząc na wszystko subspecie aeternitatis -nie odróżniać dobra od zła.
Jan ma wiele możliwości odcięcia się od przeszłości i odpowiedzialności za swoje czyny. „Byłem komunistą a teraz jestem antykomunistą”, „ wszyscy byliśmy ofiarami” „wszyscy ten system współtworzyliśmy” – te wielokrotnie powtarzane przez Jana argumenty są tak banalne, że nie ma sensu z nimi polemizować.
Jeżeli oddzielimy Jana od jego czynów tym łatwiej oddzielić go od tego co tam sobie kiedyś gadał czy pisał. Niezależnie od tego co gadał i pisał nie wolno podobno identyfikować Jana na przykład z nazizmem czy marksizmem, bo Jan to jedno, jego czyny to drugie a poglądy to trzecie. Jana nie wolno oceniać za to co robił i mówił bo osoba Jana, jest całkiem różna od jego czynów i jego poglądów i jak każda osoba przeznaczona jest ku świętości. Jak się okazuje nie chodzi tu o świętość w niebie czy „poprawianie osobowości w czyśćcu tak aby stała się godna miana osoby” lecz świętość czy wielkość konkretnego człowieka, na ziemi, tu i teraz, subito.
Potomkowie komunistycznych ideologów i komunistycznych morderców nigdy nie poczuwali się do odpowiedzialności za ich czyny, choć korzystali z ich przywilejów.
Rychło zaczęli domagać się szacunku do swych przodków. Najpierw w procesach cywilnych – potem w karnych.
Następnym krokiem jest penalizacja wszelkiej krytyki głoszonych przez tych przodków zbrodniczych idei.
Nic nas nie nauczyło doświadczenie. Tolerancja dla homoseksualistów zaowocowała prawnym zakazem krytykowania nie tylko konkretnych osób lecz zjawiska homoseksualizmu. Nie wolno również nazywać po imieniu aborcji. Przekonał się o tym na własnej skórze pewien duchowny.
Czyli wbrew temu co chcą widzieć filozofowie zakaz oceny przenosi się z osób na osobowości, z osobowości na konkretnych ludzi, a z ludzi na czyny i idee.
Jeszcze łatwiej niż czynów przychodzi Janowi wyprzeć się swojej pisaniny. Jakie znaczenie ma po latach nawoływanie do skazania bpa Kaczmarka?
Na ile czyjaś pisanina ma w ogóle wpływ na dzieje ludzkości . Czy gdyby nie Fryderyk Nietzschenie powstałby hitleryzm? Czy gdyby nie Karol Marks- Pol Pot nie wcieliłby w życie swoich zbrodniczych rojeń? Czy filozoficzne rozważania, etyczne systemy, polityczne projekty mają w ogóle jakiekolwiek znaczenie?
Nie można krytykować Jana za to co kiedyś mówił czy pisał bo była to (przecież wszyscy to wiemy) tylko „mowa trawa, do chińskiego ludu przez zamknięty lufcik”.
Nie wolno nam oceniać jego osoby lecz tylko osobowość czyli przelotne i zmienne właściwości.
Wolno nam zatem oceniać tylko właściwości – bez człowieka. Za chwilę zabronią nam nawet tego.
Hmmm, mówi się o ocenie osoby… A może lepiej w ogóle myśleć o czynach? I raczej opinii, niż oceny- choć naród czy historia mają prawo do prawdy i nie one jedne. Z drugiej strony to kaftan asertywności i poprawności któren w przesadzonej formie pozbawia własnego zdania.
Dobrze wspomnieć o odpowiedzialności właśnie. Bez tego wolność jest swawolą a czyny relatywnie nijakie. Skoro jest wpływ, skutki to rzeczywiście potrzebne jest kryterium oceny. Czy ktoś był dobrym człekiem, bo głaskał psa ale wysyłał ludzi na śmierć albo jakie mamy prawo, by uznać kogoś za złego człeka.
Przed Bogiem wszyscy jesteśmy grzesznikami ale i na świecie liczy się, czy ktoś zrozumiał błąd i naprawiał skutki. Historia jest różna ale nie odmawia nam choćby Dekalogu, podstawy przecież naszej cywilizacji, morderca jest mordercą a poplecznik- poplecznikiem. Na tej bazie widać ludzkie ‘zasługi’ niezależnie komu służyli i jakie to czasy były…
Ja pewnie się powtórzę, ale napiszę, że to człowiek jest podmiotem moralności z racji tego, że ma wolną wolę, więc odpowiada za swoje czyny w kategoriach dobra i zła moralnego (protestanci mają inną koncepcję, ale są w błędzie). Czyny człowieka, w tym jego myśli i słowa, są owocami, po których możemy poznać aspektowo drzewo, które te owoce zrodziło. Możemy poznać i nazwać. Zdrajców należy nazywać zdrajcami, a bohaterów bohaterami, ofiary ofiarami, a katów katami. Cmentarz jest miejscem pamięci, więc wymieszanie zbrodniarzy z ich ofiarami w jednej alei sprzyja zaciemnieniu przeszłości, a tym samym naszej narodowej tożsamości. Grobów raczej nie przekopiemy, więc myślę, że trzeba tę pamięć zachowywać w inny sposób, inaczej to dokumentując, nie tylko w ulotnej pamięci obecnie żyjących świadków.
>Czy filozoficzne rozważania, etyczne systemy, polityczne projekty mają w ogóle jakiekolwiek znaczenie?
IMO, mają kluczowe. Jeśli odrzucimy postplatońskie idealizmy, będziem musieli się brać za postarystotelstkie bary realizmu. Kłopot w tym, że NIEEEEEEEEEEEE MAAAAAAAAAAAAAAA!!!! ani tu, ani w Azji, ani w Afryce, ani też na, na przykład, Księżycu, takiego, ani takich, co by tu dał tę wykładnię w sposób jasny oprócz jednego, a mianowicie Pana Profesora Gogacza (oj, tu trzeba trochę poszukać, tak?…).
Proszę Pani,
Proszę spróbować pojąć osobę wg. tych postrzeżeń, rozwiązań, pojmowań. Mam nadzieję, że wówczas to, co dotychczasowe, przeminie ponad tym, co osobowe.
http://delfin.neon24.pl/post/14613,personalizm-polski-glowni-przedstawiciele-i-ich-poglady
Pozdrawiam
Maciek
Ludzi stawia się na piedestale – niezależnie od ich czynów. Okazuje się, że te czyny nie mają dla klakierów najmniejszego znaczenia. Nie mam w sobie prokuratorskiego zacięcia. Ale nie chcę takich bohaterów i świętych.Takich wzorców dla przyszłych pokoleń. Czego uczą się przyszłe pokolenia? Że wszystko można odwołać i przekręcić. Że za nic właściwie się nie odpowiada. Nie odpowiada się – nawet politycznie- za złe wybory, za zdradę, za udział w budowaniu systemu zbrodni. Czasy mogłyby tylko kogoś ewentualnie usprawiedliwiać, jeżeli uzna , że błądził. Jednak coraz mniej chętnych do uznania własnych błędów.
Przekopywania grobów zakazuje nam polska tradycja. Natomiast nie nakazuje stawiania pomników zdrajcom. Pamięć jest manipulowana tak jak bieżąca polityka. Jest częścią tej polityki. I na to nie ma powodu się zgadzać.
Na fałszywe pomniki też nie..
Znam pisma Gogacza i jego definicję osoby. Czytałam Pana tekst. Moje retoryczne pytanie na temat znaczenia systemów i projektów społecznych oraz filozoficznych miało na celu podkreślić, że twórcy tych systemów nie poczuwają się do najmniejszej odpowiedzialności za to co kiedyś głosili czy robili. Natomiast Pan też proponuje mi zmianę perspektywy. Z temperamentu jestem Martą . Ja tu tylko sprzątam.
Skoro wracamy do początku, to zróbmy to dokładnie.
Piszesz, że zostałaś tu pouczona “w kwestii chrześcijańskich standardów” w związku z negatywną wypowiedzią dotyczącą Zygmunta Baumana.
Było jednak trochę inaczej. Notkę http://www.ekspedyt.org/izabela-brodacka-falzmann/2013/08/28/17750_sw-augustyn-i-bauman.html rozpoczynasz od podania w wątpliwość słuszności słów młodego księdza wypowiedzianych w kazaniu: “Oceniamy czyny nie ludzi. Ocenę ludzi zostawmy Bogu.”. Sprawa Baumana pojawia się tam jako jeden z argumentów przemawiajacych za odrzuceniem takiej postawy.
Nie dam sobie wmówić, że z moich i pana M.Prokopa argumentów wynika postulat oddzielenia człowieka od jego czynów. Relacja pomiędzy osobą i jej działaniem jest nierozerwalna, ale powinniśmy ją prawidłowo identyfikować.
Według mnie, jest nią relacja odpowiedzialności, a nie – przechodzenia oceny czynu na osobę.
Jeśli różnej maści genderyści, postmoderniści i inni lewacy manipulują pojęciami by pod pozorem tolerancji dla człowieka usprawiedliwiać wszelkie zło i łajdactwo, to trzeba się przed tym bronić wskazując w którym momencie popełniają błąd, a nie odrzucać część nauczania Ewangelii, która stawia nas w sytuacji konieczności wykazania się zdolnością do subtelnych rozróżnień.
Mimo różnicy zdań, dziękuję, że wracasz do tego tematu. Uważam, że jest bardzo ważny.
Mam nadzieję, że w końcu dojdziemy do uzgodnienia rozumienia używanych przez nas pojęć oraz naszych stanowisk.
niby odpowiadają przed Bogiem i historią ale to przecież żadna pociecha poza tym że istnieje doskonalszy porządek. Tak jak nie jest pociechą to, że może byli świadomi własnych draństw czy odwrotnie, że sami nie widzieli, na jakie życie się skazują swymi czynami.
Może i świat stoi na sile i tego już uczą się dzieci ale przecież nie na samej i nie to stanowi o człowieczeństwie. Tacy bonzowie musieli mieć choćby świadomość że w każdej chwili może wyskoczyć jakiś odwetowiec i zrobić kuku albo że i swoi zagryzą po drodze więc jeśli nie upajali się władzą dla władzy czy fanatycznie służbą idei to chyba nie była to zbyt wielka frajda. Przynajmniej nie powinna być ale to tylko moje myślenie, już się poprawiam :)Bo mnie akurat wygody i władza nie kręcą.
Trza wrócić do rodziny i dzieci chować przyzwoicie. Pokazać palcem- patrz synku, tak wygląda świnia a tak bohater. Jak przyjdzie czas, zachowaj się jak trzeba, po tym się odróżnisz. A historię oceniać dekalogiem bo czymże innym- łykać wersje zwycięzców czy może relatywizować, że takie czasy były i inne tam przełożenie różnych wartości na realia? Wychodzi więc na to, że albo odpuścić sobie oceny albo posługiwać się niezmiennym kryterium, z czym się nie zgodzą historycy.
Nieświadomie to mogli błądzić, jeśli prosto chcieli dobrze dla ludzi ale to w żadnym razie nie może być wymówką bo zawsze są granice jak nie wartości to choćby ludzka krzywda. A nawet w draniach czasem budzi się sumienie co o czymś świadczy. Czerwoni wprost akceptowali konieczność ofiar i byli z tego dumni. Zmuszali też do niewiary w Boga co jest absurdem bo ew. można zmuszać do jakiejś wiary ale do niewiary?
Ale jakże to wszystko oceniać i poukładać sobie jak nie podstawie naszej wiary? Przecież nie tylko PRL-u nie rozliczono. Jeśli w historii coś rozliczano, to powiedzmy królów, że woleli zbytki czy że nie wykorzystali zwycięstw bo niby nie mogli przewidzieć przyszłości. Wszystko jawi się teatrem i dramatem wręcz, że każdy miał swoje racje, że nawet niektórzy zdrajcy byli patriotami bo chcieli dobrze…
Na nas to wpływa w taki sposób, w jaki pozwalamy na to, kierując się swoim poczuciem wartości. A że wszyscy nie czują jak my…
Właśnie w tym rzecz, że nie przenosi się sam. Jest przenoszony zupełnie świadomie, ze złą wolą manipulowania ludźmi. I do tego – niekonsekwentnie, ponieważ te same osoby, które zabraniają nazywać po imieniu czyny zdrajców i oprawców potrafią odnosić się z nawyższą pogardą do ludzi reprezentujących przywiązanie do prawdy, godności i wolności.
Ja mam taką zagadkę, której nie mogę rozwikłać. Pomóżcie. Pomnik stawiamy ku czci danej osoby. Skąd wiemy, którą osobę czcić, a której nie, skoro osoby nie można ocenić? Zapewne na podstawie jej zasług. Dlaczego zatem pomnika nie stawiamy, aby upamiętnić zasługi, tylko upamiętnić osobę?
Ponieważ bez konkretnej osoby, która reprezentowała pewne idee lub postawy, postawy te i idee byłyby martwe. Dopiero konkretna żywa osoba wprowadza je w życie, inaczej są tylko teorią.
Po pierwsze jednak, czy z tego, że osoby nie można ocenić (co nadal wydaje się kwestią otwartą), wynika, że nie możemy wiedzieć, czy jest godna czci, czy nie? Przykładowo – matka i ojciec godni są czci z uwagi na Przykazania Boże, niezależnie od oceny.
W innych wypadkach wydaje się, że można używać wiary i rozumu, by rozpoznać, czy osoba jest godna czci, czy nie. Ale wiarygodną odpowiedź na to pytanie daje jedynie Kościół Święty. Czy Kościół wystawiał kiedyś pomniki ludziom, których nie uznał za świętych lub chociaż błogosławionych? Państwo – owszem, pod wpływem samej ideologii, nieraz bardzo złej, wystawiało pomniki osobom z całą pewnością niegodnym czci. Ale czy godnym potępienia? I tu już odpowiedź nie do nas należy. Nawet Kościół – hierarchia -jest w tych kwestiach bardzo powściągliwy.
Osobiście wszystkie pomniki ludzi pokroju Napoleona, Aleksandra Wielkiego, nawet Piłsudskiego i Dmowskiego bez żalu przetopiłbym na pomniki Jezusa, Maryi lub innych Świętych.
Też byłem/jestem trochę nadal uwiedzion tym maglowaniem.
Ale!
Nie wydaje się Państwu, że świstaki podrzucają nam wielce ksześcijańskie dyrdlematy, a same na boku siedzą i zawijają coraz większe sreberka?!
__________________
Co wykracza poza chłopski rozum nie jest Boże.
Nie jestem pewien, czy stawianie pomników jest tak bardzo zgodne z duchem chrześcijaństwa.
Ale na razie pomińmy ten poboczny wątek dla dobra dyskusji.
Czy latarnie morskie budowano, dla ich ścian, wysokości czy materiału?
Nie. Dlatego, by z daleka było widać światło, które na nich umieszczono.
Sprawiedliwy pomnik jest jak latarnia, która ma świecić uczynkami przedstawionego na nim człowieka. Taki pomnik upamiętnia zatem zasługi.
Istnieją także pomniki, które ratują niewinne ofiary, ale także – zbrodnię ich katów – przed zapomnieniem.
Są też pomniki stawiane przez wzgląd na nasze przywiązanie do kogoś. Nie mają one charakteru dydaktycznego, ale właśnie upamiętniający daną osobę, bez względu na jej zasługi.
Każdy grobowiec jest takim prywatnym pomnikiem zmarłej osoby, postawionym przez jej bliskich.
Oj tak, ale i troszkę nie.
Mnie też się teskni do okopów i poważniejszej, frontowej roboty.
Jednak, jak mawia Circ, kiedy za podstawę nie wieźmiemy dobrej filozofii, to wszystko się pokrzywi.
Dlatego uważam, że to musi się przewalić, musimy to rozebrać na ziarenka piasku i żeliwa i rozeznać do imentu.
Na wszelki wypadek powtórzę:
Zgadzam się z tym, co Space kiedyś napisał (nie wiem czy to nie nadinterpretacja z mojej strony, ale nic to…) – zakaz osądzania osób to po prostu zakaz nienawidzenia.
Nie znamy Opatrzności Bożej. Zbrodniarz może stać się świętym, tak jak Szaweł – ubek i morderca stał się narzędziem ewangelizacji narodów – z Woli Bożej, a nie – przez własną zasługę. Mimo to otaczamy go czcią i nazywamy Świętym Pawłem.
Oczywiście, że nie przenosi się sam. Ale jest faktem. Przyjmując poprawnościowe standardy sami nakładamy sobie kaganiec. I osłabiamy swe władze umysłowe przez czułostkowość. Każdy był przecież kiedyś uroczym bobaskiem z loczkiem nad czołem ( Hitler miał taki loczek) , każdy miał matkę, każdy jest dzieckiem bożym. Nawet Adam Humer, który na sali sądowej powiedział do świadka,okrutnie torturowanej przez siebie kobiety;” nie dokończyłem swojej roboty, ale jeszcze zdążę”. Bardzo ciekawe jest, że ludzie nie radząc sobie ze złą oceną kogoś, postulują, że został podmieniony. Jakby to coś tłumaczyło. I tak matrioszką jest podobno Jaruzelski, matrioszką był Bierut, matrioszką jest Komorowski. W psychiatrii jest opisany zespół Capgrasa. Inaczej – Delusional Misidentification Syndrome, DMS. Chory jest przekonany, że członkowie rodziny zostali zamienieni przez identycznie wyglądających oszustów. Dolegliwość ta zdarza się po urazie głowy ale bywa, że pojawia się gdy chora osoba nie potrafi zaakceptować czynów najbliższych jej osób.
Zdecydowane nie dla czułostkowości! I drugie nie – dla wypierania rzeczywistości z umysłu.
Na pewno potrzebujemy bardzo cnoty męstwa – by widząc jak jest źle nie upiększać sobie obrazu tylko walić osoby wroga po łbach, pamiętając, że czynimy to ze względu na ich zatwardziałe zaprzedanie się złu, nie zaś z powodu jakichś uprzedzeń na tle – że tak powiem ontycznym.
Czy nie banalizuje Pani trochę tej dyskusji argumentami ad-absurdum, które wydają się celować w nieodpowiednie umysły – takie, których te argumenty tu dziś nie dotyczą?
Spróbuję i ja wziąć Panią “pod włos”, jednak sądzę, że w sposób zupełnie uzasadniony. Proszę wyobrazić sobie, że staje Pani przed św. Piotrem, który trzyma listę zbawionych i szuka na niej Pani nazwiska. Po drodze wyczytuje nazwisko Adama Humera, który z jeszcze niezrozumiałych dla Pani powodów zasiada po prawicy Bożej. Wchodzi Pani w taki układ, czy woli spaść na wieczność do Piekła pogardy i/lub nienawiści, bo nie może Pani swoim umysłem pojąć jeszcze tajemnicy Bożego Miłosierdzia?
Mówi Pani o kagańcu i poprawnościowych standardach. Sęk w tym, że – moim zdaniem – żadne z tych pojęć nie zostało przez Panią wystarczająco dobrze zdefiniowane, choć jak widzę usilnie próbuje nas Pani zniechęcić do czegoś, co uważa za umysłowe zniewolenie poprzez to, co nazywa takimi standardami. Podaje pani jaskrawe przykłady, ale to nie wystarcza, bo problem jest głębszy i nie daje się zbanalizować.
Czy kagańcem jest powściągliwość w odczuwaniu, ba! – w okazywaniu! – pogardy do człowieka? Czy poprawnościowym standardem jest niechęć do decydowania za Boga, kto jest zły, a kto dobry?
Jeśli bowiem powiemy “to jest/był zły człowiek” to zazwyczaj oznacza, że nie życzymy sobie, aby był tam, gdzie my chcemy się widzieć po śmierci – wśród sprawiedliwych. Chyba, że to skrót myślowy. Bo co innego to może oznaczać? Jeśli nie oznacza to potępienia człowieka, to dlaczego nie lepiej powiedzieć – ten “człowiek wielokrotnie zrobił coś potwornego i nigdy nie okazał skruchy”? Po co mnożyć określenia procesów i rzeczy? To, że ktoś jest “zły” mówi przecież mniej niż ocena jego czynów, z wymienieniem tych czynów.
Można zakładać, na ludzki rozum, że Adam Humer został potępiony na wieczność. Nie znamy jednak szczegółów jego wewnętrznego, najbardziej intymnego życia z Bogiem. Nie wiemy, jakiego rodzaju “rozgrywkę” toczyli ze sobą. Nic nie wiemy tak naprawdę, oprócz tego co widać rozumem. Brak nam danych, by powiedzieć coś w sposób ostateczny. Tego właśnie należy się wystrzegać – wydawania ostatecznych wyroków.
Tu Pani właśnie nie rozumie roli Świętej Inkwizycji – bo pamiętam odniesienia do tego “narzędzia” Kościoła. Inkwizycja – przynajmniej z założenia – nieraz skazywała delikwenta na śmierć w męczarniach, licząc, że te męczarnie sprawią, że dusza – mimo herezji i braku nawrócenia, zostanie uwolniona przez cierpienie do Czyśćca a dalej do Życia Wiecznego. Przedsmak Piekła miał dawać ostrzeżenie, aby w ostatniej chwili błagać Boga o wybaczenie. Tak przynajmniej ja to rozumiem. Pani wolałaby, aby nikt tak z Panią nie uczynił, co jest po ludzku zrozumiałe. Ale co gorsze? Kilka minut na stosie, czy wieczność piekielna? A taki zatwardziały heretyk, który nie akceptuje Świętej Nauki i szerzy błędne poglądy wśród maluczkich każdą chwilą swojego życia jeszcze większe zgorszenie sieje i potencjalnie więcej dusz do Piekła może przez niego wpaść.
I to PANI WŁAŚNIE – negatywnie odnosząc się do działań Świętej Inkwizycji – okazuje coś co ja tu nazwę POPRAWNOŚCIOWYM STANDARDEM. Robi Pani to, przed czym sama przestrzega. Bo zamyka Pani swój umysł w ramach tego, co się Pani wydaje poprawne – czyli logicznie uzasadnione w ramach standardu Pani rozumu. Problem – jak uważam – polega na tym, że gubi Pani perspektywę.
Kiedy Wieczność zagląda nam w oczy, standard ludzkiej perspektywy okazuje się niewystarczający. Wszystkie fałszywe ideologie opierają się właśnie li-tylko na ludzkim rozumie, który jest o – błędny. Trzeba się oprzeć na Fundamencie Prawdy i do Niej wszystko odnosić z pełnym zaufaniem, bo polegając tylko na sobie, będziemy zgubieni. Właściwa perspektywa uwzględnia wiarę w nieskończoność Bożego Miłosierdzia i pełne do Niego zaufanie.
I nie ma tu ani krztyny czułostkowości, tylko jest rozum w świetle Prawd Wiary.
Nie, nie. Z tymi frontami to nie szalejmy.
Znaczy się. Wiem, że do nich wskoczę, ale wiem też, że miło nie będzie.
Co jest natomiast intrygujące, coraz bardziej.
Że zastanawiam się czy teraz jest milej? I mi wychodzi, że nie.
Czyli, że tam nie będzie miło na bank, ale i tak milej niż dziś.
Mało tego.
Łapię czasem myśli, szybkie i wesołe jak trznadlowy koncert, że tam, dopiero tam będę szczęśliwy. Bo będę wolny.
P.S.
Czy można pisać bardziej niezrozumiale niż karolek?!
_____________________________
FULL ZGODA !!!
Wszelkie grube linie oddzielamy grubą demolką. Kontruktywną…
veto!
No jak to?!
Co to Szaweł bezwolną jakąś meduzą był?
Cały czas – od swych urodzin do końca swych dni – miał wolną wolę. Daną przez Boga.
Nastąpił zwrot, wrócił na Bożą ścieżkę.
Pan Bóg Go skierował (łaska wiary). Ale kierunkowskaz stał i stał, od zawsze.
Ale to Szawłowe nogi zmieniły kierunek.
Mogły zmienić, zechciały i zmieniły.
Ale uwaga!
Przecież w każdym momencie mogło Mu się odwidzieć…
W nauce katolickiej odpowiedzialność za czyny jest bezdyskusyjna, zło jest karane, a dobro nagradzane, to podstawa sprawiedliwości. Bez sprawiedliwego osądu czynów miłość jest niemozliwa, jest jakimś idealizmem.
Karanie zła wymaga jednak badania, na ile czyn spełnia kryteria osądu.
Odpowiedzialność moralna pojawia się zatem wszędzie tam, gdzie człowiek podejmuje swoje działania w sposób świadomy i dobrowolny. “Czyny ludzkie, to znaczy czyny wybrane w sposób wolny na podstawie sądu sumienia, mogą być kwalifikowane moralnie” (KKK, 1749). Tam, gdzie świadomość i dobrowolność jest pełna, tam pełna jest również odpowiedzialność moralna danego człowieka za jego zachowanie. Tam natomiast, gdzie z jakichś względów świadomość i/lub wolność działania jest z jakiegoś względu zmniejszona, tam też w tym samym stopniu zmniejszona jest odpowiedzialność moralna za dany czyn.
Panie Space.
Przepraszam ale trudno, będę chwilkę czułostkowy i tkliwy.
Mianowcie uroczyście stwierdzam, że Pański powyższy komentarz jest niezwykłej urody.
Jakiś taki elegancki, zgrabny, płynny.
W zapisie nutowym używa się terminu brillante.
Zatem winszuję!
Tyle tkliwości. Zapewniam, że szczerej.
Teraz wybaczy Pan, ale przejdę do mniej miłej kwestii, szczególnie dla mnie.
Przypomniałem sobie bowiem, czytając Pański komentarz, o moim dawnym koledze.
Dawnym ze względu na kalendarz i stan.
Wypalił on do mnie pewnego razu z takim tekstem:
– Nie wiemy, czy hitler poszedł do piekła, czy był zły. A może siedzi w niebie.
W pierwszym momencie uznałem, że musiłem być znacznie głupszym od niego, skoro nie wykształciłem w sobie dość potężnego aparatu rozumowego, który miałby zdusić zdrowy, chłopski rozum.
Później się dowiedziałem, że kolega ów, zaczął od pewnego czasu wstępować do ewangelików.
Oczywiście sprawę przedstawiam w wielkim skrócie.
Tak. Nie jesteśmy w stanie ocenić, że wszyscy najwięksi zbrodniarze w histori poszli do nieba, do piekła czy na ryby.
Nie wiemy.
Ale możemy stwierdzić, a nawet chyba wypadałoby, byśmy to zrobili, że tu na ziemi zbrodniarzami byli.
I znowu. Przynajmniej na podstawie naszej wiedzy, z tego co udało się zobaczyć, usłyszeć.
Kończąc.
Ja prostak jestem. I mi takie gadanie pachnie źle.
Bo prowadzi do bardzo dziwnych wniosków.
Ano takich, że nie ma jednoznacznego zła, dobra, że są różne odcienie tęczy i szarości.
Absolutnie nie imputuję Panu, czy innym Dyskutantom takich słów.
Po prostu przynają Państwo, że takie rozmowy, szczególnie gdy są prowadzone przez średniostatystyczne osoby do tego prowadzą.
Szanowni Państwo.
Bardzo, bardzo dziękuję Państwu za tą rozmowę.
Dosłownie przed chwilą skończyłem jedną z wielu burzliwych dyskusji na ten właśnie temat.
O co poszło?…
Ano poszło o to, że Tadeusz to mąż stanu był, że dobry chrześcijanin.
A ja na to, że może i tak, ale nie zawsze mu to wychodziło.
– A bo Szaweł…
No to ja, że to inna bajka była. Bo Szaweł był Szawłem, ale się odszawłowił i umarł jako Paweł.
– No to tak nie będziemy rozmawiać!
…
I tak w koło Macieju. Przy czym ten akurat Maciej to miał koło większe znacznie niż równik.
Ale, ale.
Coś tam świta. Coś tam się zawsze przedrze. Jakaś tam iskierka wpadnie. Oby.
Dobry Pan Bóg.
P.S.
Ja naprawdę się cieszę, że mogę z Państwem porozmawiać.
Dziękuję!
Dziękuję za ten tekst!
Najlepsze, najprostsze pomysły są zawsze najtrudniejsze do wpadnięcia.
Ależ oczywiście! KKK…!
Pani Izo, wiem, że nieokrzesaństwo to będzie z mojej strony i nieroztropność, ale trzeba przynać, że z Pani to by był dobry ksiądz…!
No jak nie jak tak.
Właśnie, KKK. Za rzadko zaglądamy. Gdybyśmy zaglądali, zaoszczędzilibyśmy czasu i poezji, że hoho.
Z drugiej strony, ja się Falzmanowej nie dziwię, po takich doświadczeniach rozmyśla i rachunek jej się nie zgadza.
Uważam, że komunistów należy przenieść z Alei Zasłużonych w inne miejsce cmentarza.
Dałabym temu placykowi tabliczkę- ‘Tu leżą ci, którzy wierzyli bardziej ideologiom niż Bogu’, bo to prawda. Przecież nie byli całkiem niepoczytalni nawet jak w Boga nie wierzyli- każdy ma w sumieniu prawo naturalne.
Zostawienie ich w Alei Zasłużonych jest niesprawiedliwością wobec wiernych bohaterów i ich rodzin.
Napisałam już wielokrotnie. Nie wtrącam się Panu Bogu do jego gospodarstwa.Nie tylko nie zdziwiłby mnie Humer u św Piotra na liście, ale powiem więcej- szczerze mu tego życzę. Dlatego – jak napisałam- nie zastanawiam się nawet kim był snajper, który zastrzelił moją 13 letnią siostrę i gdzie on teraz jest. Natomiast gdyby z przyczyn Humera ogłoszono żałobę narodową czułabym niesmak i tego sobie i nikomu nie życzę. Sub specie aeternitatis większość naszych działań nie ma sensu. Natomiast ja nie potrafię bawić się lornetką. Co chwila ją odwracać, żeby zobaczyć każdy przedmiot raz niepotrzebnie być może powiększony, tak jak postrzegamy nasze ziemskie sprawy, wygrane wyścigi, dyplomy, benefisy itp. i natychmiast pomniejszony , we właściwej zapewne perspektywie. Takie zabawy nie szkodą na głowę artystom. Dla zwykłych ludzi wyznaczono dwa dni w roku na podobne refleksje. Inaczej prowadzą do kwietyzmu. Do położenia się w łóżku w butach do konnej jazdy i patrzenia w sufit gdy konie zdychają z głodu. Znałam takiego delikwenta. Gdy poiłam i karmiłam za niego konie ( nie były wszak moje) tłumaczył mi jak bezsensowne są moje wszelkie ziemskie starania. Bardzo trudno oddzielić sacrum i profanum. W inkwizycji Pan widzi wyłącznie szlachetne intencje i troskę o zbawienie skazanych. Ciekawe tylko dlaczego inkwizytorzy nie poprawili sobie swoich szans w niebiosach aplikując sobie nawzajem taką oczyszczającą kurację?
W polskiej tradycji nie wyrzuca się ludzi pod płot z grobu i nie tańczy na cudzym grobie. To uznaję. Natomiast aleja zasłużonych ( nie jestem w stanie pisać z dużej litery) jest krokiem w stronę rewizjonizmu historycznego, którego jesteśmy bezradnymi świadkami. Nie chodzi o rachunki i porachunki. Chodzi o szanse na zmianę. Jeżeli byli komuniści są nie tylko nie najgorsi ( tak większość postrzega obecnie Gierka, co jest zrozumiałe) lecz zasługują na żałobę narodową to dlaczego uparcie chcemy coś zmieniać. Zostawmy jak jest. Jest wspaniale.
Mam teraz czas tylko na jeden krótki komentarz – właśnie dlatego, że surowa rzeczywistość wymaga koncentracji na konkretach.
Przepraszam, jeśli imputowałem Pani postawę, której nie wyraziła. Ja też niejednokrotnie mówiłem o konieczności karania sprawców, co wynika z sądzenia ich czynów. Być może cała dyskusja rozbija się o powierzchnię, a w głębi sensu jesteśmy zgodni. Co uważam za najważniejsze w tym kontekście to postawa serca wobec drugiego człowieka, chociażby był zbrodniarzem. Dominować ma troska. Faktycznie: wpierw troska o ofiary, żeby nie zakłócić porządku. Ale troska o sprawców również musi być. Absolutnie nie zgadzam się na kładzenie zbrodniarzy w alei zasłużonych, na stawianie ich za autorytety, na stawianie im pomników. Dotyczy to każdego człowieka, który zdradził Boga/Człowieka i nie pokajał się publicznie, rozpoczynając całkowicie nowe życie – co byłoby bardzo widoczne.
Ale Pani analogia z lornetką nie jest trafiona, bo nie można oddzielić życia od Wieczności. Właściwa perspektywa dopiero ujawnia prawdę a nie koncentruje się na szczegółach oderwanych od reszty rzeczywistości. To, że ktoś uzyskał dyplom, stanowisko, inne korzyści, służąc zbrodniczemu systemowi jest faktem. Właściwa perspektywa jest taka, że tym samym przyczynił się mniej lub bardziej pośrednio do szkodzenia milionom ludzi, co stawia go wobec Wieczności w bardzo niekorzystnej sytuacji. Dotyczy to także tych, którzy zapisali się do PZPR poza bardzo nielicznymi wyjątkami, które móżna spróbować usprawiedliwić. Trzeba być rozumowo konsekwentnym, aby taką właściwą perspektywę ujrzeć, a nie “bawić się lornetką”. Właściwa Perspektywa jest tylko jedna.
Co do Inkwizycji i o mojej opinii na ten temat, nie ma Pani racji.
I ok, ale nawet postawa Marty bierze początek z myślenia, które wynika z przyjętej filozofii, ze sposobu postrzegania życia – Jej szło o człowieka. Ocena czynów człowieka wobec oceny człowieka jest jedynie przyżyciowa – niewiele wnosi. Podobnie jak niewiele wnosi położenie zwłok wobec piastowania pamięci.
Pozdrawiam
BTW, Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych. Sługa oznajmił: Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce. Na to pan rzekł do sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki i *zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony*. Albowiem powiadam wam: żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty.
//Podobnie jak niewiele wnosi położenie zwłok wobec piastowania pamięci.//
Piastowanie pamięci to właśnie Aleja Zasłużonych. Porządek ducha przekłada się na porządek materii ( ma się przekładać), inaczej jest relatywizm względem prawdy.
No to kurwa przyjdż z granatmi na Powązki!
Czekam!
Ja też czekam, aż ludzie sprawiedliwi wezmą tu władzę by pójść z rydlem na Powązki, do pomocy legalnej władzy.
Zanim to się stanie, MY musimy wiedzieć czego chcemy, by żądać tego od kandydatów do władzy. Skoro na razie jest demokracja, musimy działać takimi sposobami. Jest to pracochłonne, ale nie ma innego wyjścia, jak dać Polsce ten czas w ofierze.
Jasna tam… Powinienem powiedzieć “czekamy”… Ale z kim, jak mówisz, tu czy tam, czekać? Pani Iza uważa, że wolno rozpierdalać cmentarne nagrobki ponieważ leżą tam osoby… Co ja mam na to powiedzieć?
//Pani Iza uważa, że wolno rozpierdalać cmentarne nagrobki ponieważ leżą tam osoby//
”Ja też czekam, ĄŻ ludzie sprawiedliwi wezmą tu władzę by pójść z rydlem na Powązki, DO POMOCY legalnej władzy.”
//Co ja mam na to powiedzieć?//
ZACZNIJ OD DOKŁADNEGO CZYTANIA ROZMÓWCY, A BĘDZIESZ WIEDZIAŁ CO POWIEDZIEĆ I CZEGO NIE POWIEDZIEĆ.
E tam. Przecież wiedziałem co i komu mówię, tak?
Pozdrawiam serdecznie
Maciej
Nie mylmy łopaty z granatem :) Obowiązuje nas wierność Prawdzie więc mamy prawo i obowiązek sprzeciwiać się kłamstwu i złu- np. niestosownym tabliczkom czy pomnikom. Cmentarz czy skwerek nie jest jakimś prywatnym odludziem. Zmarli też tak sami się tam nie umieścili…
Wykopywanie ich byłoby niestosowne, ale każdy powinien wiedzieć, na czym polega taka aleja zasłużonych i że nie jest to prawdziwe miejsce na oddanie zasług. To wpływ na nasze życie się liczy, póki mamy świadomość i kręgosłup jest dobrze. Boimy się o wpływ na innych? To pomóżmy ich świadomości. Prawdziwe upamiętnienie to nie prywatna pamiątka, jakiś pomnik, nagrobek, rocznica, tylko to, co wnosi do naszego życia. Żadna demokracja tu nie pomoże, musi być jasne kryterium, święci w sacrum, patrioci na pomnikach, nazwiska w książkach. A zdrajcy niech i leżą w alejce zasłużonych, to nie my daliśmy im ten tytuł, to nie my odbieramy im ordery dane przez ówczesną władzę a trafili już na lepszy niż nasz sąd.
Pan to przetłumaczy Pani Izie – jednej i drugiej.
Zdrowia
m.
Tak jest nie tylko z cmentarzami, ale wieloma innymi rzeczami. jak zgodzimy się na jedno to logicznie i na resztę- np. odebranie majątków, reprezentacyjnych mieszkań, dawnych orderów, słowem ruszamy z posad bryłę świata a zwłoki, choćby ‘osądzone’, wieszamy czy palimy. Wróg wrogiem ale on też należy do wspólnoty grzeszników, gdy już użyźnia Ojczyznę wyjdzie nie sprawiedliwość ale mściwość. swoim karykaturalnym prawem nie poprawimy porządku Bożego zresztą zasłużeni niektórzy byli, np. zasłużony działacz PZPR. w końcu to nie aleja największych patriotów
Proponuję podalejkę:
Wybitnych Zbrodniarzy
Można we własnym zakresie przygotować tabliczki do wbicia: “Ten przysłużył się ZŁEJ sprawie…”
To byłoby coś.
A tak na poważnie.
Faktycznie. To jednak nie polskie.
Ale!
Krzaki.
A może by tak kiedyś krzaki, bluszcze, czy inne żywopłoty nasadzić.
Byłoby bardzo estetycznie, malowniczo.
Ziemia użyźniona, szybko zarośnie.
Polska ziemia też użyźniona, krwią ofiar tych katów.
Ech.
Nie polskie….
To może tak: “Ten przysłużył się ZŁEJ sprawie… Panie zmiłuj się nad jego biedną duszą.”
Krzaki i bluszcze byłyby bezczeszczeniem grobów.
Ano właśnie, poprawiona wersja jest lepsza. A tu trza miłować nieprzyjaciół jako błądzących a i pomodlić się można bo na kolegów z partii liczyć nie mogą. Na cmentarzach komunalnych jeszcze tego nie zakazano. Jakby tam panował wojskowy porządek, to po kształcie nagrobka czy powiedzmy kolorze można by rozpoznać, któren najbardziej potrzebuje miłosierdzia, choć już nie naszego. Ale to też mogłaby być dyskryminacja czy napiętnowanie, jeszcze unia się tym zajmie i będzie jakiś urząd d/s równości zmarłych…
Czyli mamy kultywować święte prawo własności ukradzionej? Przecież te majątki i mieszkania były ukradzione komuś zamordowanemu, torturowanemu, skazanemu na śmierć. Do orderów nic nie mam- ale nimi nie koniecznie się chwalą. I jeszcze jedno. W Kościele św Boromeusza odbywają się uroczyste msze za słynnych komunistów. Ludzi niewierzących a nawet zaciekle zwalczających kościół Celebrowane czasem przez biskupów. Natomiast zwykły Kowalski aby zasłużyć na nabożeństwo musi przynieść ze swojej parafii “świadectwo moralności”. Jeżeli ma zwyczaj wyjeżdżać na święta przez co nie przyjmuje kolędującego księdza może mieć poważne kłopoty.
Poczekamy więc, aż ich rodziny, które nie są przywiązane do kultywowania pamięci o zmarłych przestaną opłacać miejsce na cmentarzu, a wtedy cmentarz zrobi to, co dziś się robi w takich sytuacjach- zlikwiduje grób, spali kości, a prochy złoży w zbiorowej mogile.
Czy to wyleczy tutejszych idealistów z idealizmu?
Nie, chodziło o to na ile można się posunąć i może w imię czego.
Wyklarujmy więc, o co ma chodzić. sprawiedliwość wobec realiów i prawa? rewolucyjne wręcz przywrócenie ładu? moralną Norymbergę? Na wszystko mamy prawo, niedoskonałe ale w teorii nasze.
Bo co innego?
Poza samorzutnym zadośćuczynieniem ze strony kata/złodzieja, co jest prawdziwą próbą przywrócenia ładu, bo przez osąd państwa i tak nie naprawi się krzywd.
Skoro mamy sprawiedliwość Bożą, to i niemiecki strzelec, i komuniści tam odpowiadają za swoje. teraz mamy windykować ich spadkobierców, po osądzeniu zmarłego albo to państwo ma nam dać. tyle że to naszemu państwu na zwrotach nie zależy więc nie ma interesu ułatwiać obywatelom jak się go nie zmusi. samo się nie upomina o drobnicę, czyli np. wille decydentów bo przejęło resztę. wychodzi więc na to, że cichcem już zalegalizowano kradzież i paradoksalnie nie daje się swoim, prędzej obcym.
Nie wiem jak z mszami, nie widziałem problemu z mszami za zmarłych a i tak są różni księdza i msze, na ‘słupa’ raczej nie trzeba jeszcze ich zamawiać…
@ Izabella B. F.
Szanowna Pani Izo. Przepraszam najmocniej, że Panią zbulwersowałem. Proszę się nie gniewać za egzystencjalistkę. Sam taki byłem : przeżywałem z „bojaźnią i drżeniem“ wspinaczkę Abrahama; niekiedy „Mdłości“ mnie brały jak obserwowałem niektórych osobników; byłem „zbuntowanym człowiekiem“ wobec absurdów wywołanych przez innych, „obcych“, niekiedy i swoich. Ale też zachwycałem się „Weselem“ Camus wysiadując z nim na tarasie nadmorskiej willi w miasteczku „Dżemila“ i obserwując niezapomniane zachody słońca, ustępujący powoli upał, popijając orzeźwiające, chłodne, różowe wino … Urzekało aż do zazdrości bogactwo językowe małego pamiętnika Sartre’a „Les mots“. Poźniej nadszedł czas refleksji. Mój pierwszy opublikowany artykuł dotyczył istoty osoby u Maxa Schelera. Przeżywanie bojaźni zastąpiła wiara poszukująca rozumu, „głupota nie zna granic“ wyrugowało mdłości, zbuntowanie przerodziło się w potrzebę rozumienia. Nie można żyć w permanentnej rewolucji przeżywania, a tylko to proponuje egzystencjalizm. Pozostało uczucie przeżycia pysznej przygody, szczególnie z Albertem Camus, którego setną rocznicę urodzin obchodzą dziś Francuzi z rozbieżnymi uczuciami, gdyż opowiadał się za francuską Algerią; cóż, w takiej się urodził, ale dziś taka opcja jest politycznie niepoprawna.
Wracając do osoby (w skrócie) : w biegu codziennego życia utożsamiamy (oszczędność słowa) człowieka z osobą, z osobowością, z jednostką ludzką etc. A gdy zatrzymamy się i spojrzymy na to z dystansu, wyjdzie nam, że osoba to tyle co byt, tyle że rozumny. A człowiek to też byt, tyle że ze swoją rozumnością i zmysłowością. I jak tu teraz oceniać byt ? Można oceniać rozumność człowieka (czy dobrze nauczył się tabliczki mnożenia), można też oceniać jego zmysłowość (czy śmieje się podczas pogrzebu, czy smuci). Wychowanie więc rozumności i zmysłowości kształtuje charakter człowieka, czy jak mówią psychologowie, jego osobowość, a to że jest osobą, jest mu dane, tak jak dane mu jest bycie bytem, tyle że rozumnym. Dlatego człowieka można zaklasyfikować do grupy bytów osobowych, nie identycznych z bytami obdarzonymi charakterem (osobowością), gdyż i pies, i koń mają swoje lepsze czy gorsze charaktery, a osobami nie są, prawda ? No chyba że uprzemy się wyłącznie przy arystotelesowskiej, z logiki wyprowadzonej, definicji człowieka jako zwierzęcia rozumnego i ciągle będziemy go traktowali jako zwierzę, z charakterem, trochę innym, niż zwierzęta ? Hmm. Pozostanie jakiś niedosyt.
Myślę, że nieporozumienie zaszło z powodu zbyt spiesznego ujęcia, że „ takie zachowania przecież należą do osoby tego Bałwana, a nie innego zwierzaka ! Więc mam prawo oceniać właśnie osobę tego Bałwana !“ Co tu się wydarzyło ? Przenosimy (utożsamiamy) tu podmiot bezpośredniego działania (charakter) na podmiot całego człowieka (osobę). Czy z taką samą łatwością zrobimy to w wypadku pogryzienia nas przez psa ? No, chyba że ten pies był chory na wściekliznę. Hmm, bolszewia, komunizm były jednak podobną wścieklizną. Niemniej w stosunku do ludzi, skoro jeszcze trybunały sądowe pozostają nieudolne, proponuję ostracyzm, skaznie na banicję intelektualną i fizyczną. Co nie znaczy, że zła nie należy potępiać. Owszem, pryszczatych, hunwejbinów i ich potomstwo, gdy tę pryszczatość wychwala, powinno się zawsze ujawniać. I czyni to Pani, Pani Izo, doskonale. O tym wiedzieli już starożytni Grecy (taki jeden, co to podpalił świątynię Ateny na Rodos), nawet Rzymianie (hmm, Cicero, Seneka – ci przetrwali ze swoimi nazwiskami), a my, czy mamy ciągle trwać w wymiarze epoki Hammurabiego lub starotestamentowego „oko za oko …“ ? To po co nam się ten Jezus Chrystus objawił ? Serdeczności.
@@@
Może jeszcze jedno dopowiem dla uparciuszków nie chcących uwzględnić różnicy między osobą a osobowością (charakterem). Gdy tego odróżnienia nie uznam, to będę musiał przyjąć, że np. koń też jest osobą, gdyż niekiedy dość wyraźny charakter/osobowość wykazuje przez swój temperament (zachowanie). A z drugiej strony, gdy Bóg będzie dla mnie osobą/osobowością, to będę musiał Mu przypisać także jakieś określone cechy charakteru, a tak się przecież nie godzi mówić o Bogu. Chyba że uznam Pana Naszego, Boga Jezusa Chrystusa za osobę/osobowość Żyda Joszuę. Wtedy będę musiał stwierdzić, że Bóg jest także jakieś narodowości, a to też niezgodne z Nauką Kościoła Katolickiego, ani z jakąkolwiek teologią pretendującą do przekazywania Prawdy. Wydaje mi się, że doniosłość i ważność Doktorów i Ojców Kościoła Katolickiego polegała na tym, że przedstawili Boga właśnie jako Osobę. Zwrócmy uwagę na to, że tego nie ma w innych religiach. Żadna inna religia nie ukazała Boga jako Osoby, a raczej jako coś niepojętego, prawie jako Sprzeczne Pojęcie – Puste i Pełne zarazem. Wydaje mi się, że to interesujący wątek, prawda ? I tu, wydaje mi się, że dobra teologia jest w zgodzie z dobrą filozofią.