Dworzec PKP w Warszawie przed remontem, to były dziesiątki małych biznesów. Zresztą polski small business udało się skutecznie wyrugować z centrum Warszawy. Część gazem i pałami osiłków Zubrzyckiego, część zamurowywaniem punktów z wynajmującymi w środku. Niedobitki ukrywają się w podziemiach stacji WKD. Tej z której tłum się wylewa schodami w górę, po to by wlać się za parę metrów schodami w dół. Do żadnego tępego urzędniczego łba nie wpadło przez lata, by zrobić przejście na wprost. Niech sobie bydło lata po schodach, w deszczu i śniegu. Tam też funkcjonuje gospodarcza partyzantka – ludzie sprzedają towar z ręki, z siatki, jak straż nie goni. Też tak sprzedawałem w NRD za komuny.
Pamiętam długą zapiekankę którą można było za 4 zł kupić na rogu, przy wyjściu z peronów, gdzie zawsze była kolejka, czy nieco w prawo pączki po 90 groszy. Teraz są tylko nieliczne zagraniczne sieciówki. Jak chcę coś zjeść, to w Mc Donalds. Wydane na krechę setki milionów, efekt na kolana nie rzuca, polski biznes sprawnie wykoszony. Jedyne dawniej żywe, z charakterem miejsce w centrum Warszawy martwe, poza tym to tylko galerie handlowe. A tysiące ludzi z podmiejskich miejscowości do pracy dojeżdża i by sobie coś w przelocie zjadło, niekoniecznie za 15 zeta. Zaczyna mi to przypominać czasy komuny, gdy woziłem z i do Warszawy „bibułę”. Wtedy też była tylko jedna restauracja na pięterku. Po biznesach i biznesikach pozostał ślad, linia prawie niewidoczna na granicie posadzki – zimnym, twardym, połyskującym jak sumienie urzędasa typu HGW.
To samo we Wrocławiu dziesiątki biznesów poszło pod nóż setki milionów na nie wiadomo co, – dworzec bardziej podobał mi się przedtem, raczej się nie walił, za to 2 lata był nieczynny. Dla podróżnego nie ma gdzie zjeść, tak gdzie były ze 2 księgarnie jest pusta poczekalnia dla Vipów z obsługą, kto taką bzdurę wymyślił? Jeden pieprzony kiosk z biletami, kiedyś było kilka i bez kolejki. Przy samym wyjściu kilka punktów gastronomicznych. Wokół dworca też teraz pustynia. Z tego dworca nawet Mc Donalds uciekł – takie czynsze? Cukierkowo ładne to aż do bólu zębów. Mnie się właśnie dlatego nie podoba. Przede wszystkim mniej funkcjonalne, bo co kogo pasażer obchodzi, tak jak za komuny klient w sklepie, jak to Laskowik określił to jest „ten no, co się pałęta po sklepach”. Kto miał kasę wziąć, ten wziął, kto miał zbudować zbudował. Na szczęście obok jest dworzec autobusowy, niedotknięty remontem, więc mogę tam zjeść, jak zawsze, gdy jestem placki ziemniaczane, w tym samym punkcie, od 20 lat. Tamtejszych biznesów jeszcze nie wyrżnięto. W Bułgarii, Grecji a co dopiero w Turcji jest mnóstwo prywatnych linii autobusowych, bardziej krajowych niż międzynarodowych. Mają swoje kasy, swoje przystanki, one tworzą dworzec autobusowy. Jakoś dziwnie się składa, że im więcej tego, tym niższe ceny i większy wybór. U nas niewiele w porównaniu z Bułgarią nawet.
Na dworcu Victoria w Londynie sklepów, knajpek, punktów z jedzeniem, usługowych jest dobrze ponad setka, nie tylko sieciówki, choć często tutejsze. Dobudowują w stronę dworca autobusowego piętro galerii, w ogóle kiedyś ten dworzec to była ulica i kamienice. Przykryto to dachem. Do metra wchodzi się z dworca a nie kilkaset metrów dalej – logiczne. Też i Wrocław i Warszawa przy Londynie to pustynia informacyjna, jeśli chodzi o oznaczenia przystanków, komunikacji. Kiedyś jak przyjechałem po dłuższym czasie biegałem zupełnie zdezorientowany od przystanku do przystanku, nie wiedziałem o co chodzi. Tam jest kompletnie inny poziom systemu oznaczeń, informacji wizualnej. Zresztą w Londynie trasy autobusowe są na przetargach przekazywane prywatnym firmom będącym podwykonawcami komunikacji miejskiej.
I pomyśleć, że ten „Gronkowiec” w Londynie parę lat spędził, i niczego się nie nauczył. Niczego. Ni w ząb. Kolega mi mówił, że była tu 20 osobowa wycieczka z Warszawy, z urzędu – oglądająca firmy Transport of London. Oni też się niczego nie nauczyli.
No a pociągi w Polsce oczywiście szybciej ani częściej nie jeżdżą. Wręcz odwrotnie. Polikwidowane w cholerę tras. Tak więc szanowni rodacy korzystający z PKP. Współczuję wam i sobie. Jakości, konieczności zapłacenia za bezsensowne, niszczące gospodarkę inwestycje na kredyty, na które nas nie stać. Które spłacimy podatkami, albo i nie a wtedy wierzyciele przejmą to za grosze. Tzn. współczuję tym, którzy na nich nie głosowali. Reszcie to sobie sama wybrała.
Komuna wróciła, przynajmniej do PKP. A może nie tylko?
Dodaj komentarz