Dawno, dawno temu…
Brzmi jak początek bajki ?
„Że żyć mi przyszło, w kraju nad Wisłą
ja to mam szczęście” – to fragment znanej kiedyś piosenki
18.X.1978r zabrzmiało z Watykanu – Habemus Papam
Kto z nas był wtedy w jakimkolwiek miejscu na świecie, nie zapomni tego dnia nigdy.
Tego chłodnego wieczoru, płakaliśmy i śmialiśmy się – byliśmy szczęśliwi.
Może nie wszyscy, na pewno nie… ale ja byłam.
Byłam, nawet nie młodą kobietą, raczej takim podlotkiem, smutnym niestety, bo w styczniu tego samego roku odeszła moja mama – ale tego wieczoru coś ciepłego rozlało się w moim sercu, w sercach wielu z nas.
Kto pamięta, ten wie, że wtedy wyprostowaliśmy się. Tak właśnie bym ujęła, to co wtedy i potem stało się z Polakami.
Nasze przygarbione, poranione człowieczeństwo, szara i beznadziejna rzeczywistość – zmieniła jakość.
Nadzieja, że może jednak Bóg trochę nas kocha….
Bóg na pewno nas kocha. Co uczyniliśmy z tego, co nam ofiarował, to inna sprawa….
A teraz o moim wspomnieniu…
W lipcu 1993r odwiedziłam Rzym. Przewodnik powiedział, że mamy szczęście. Papież wrócił z jednej podróży i wybierał się w następną, ale nam udało się trafić na Jego obecność w Watykanie.
W czasie audiencji generalnej wszyscy na niego czekaliśmy.
Mnóstwo ludzi z całego świata – tysiące.
Papież w końcu wyszedł i zaczął się modlić w różnych językach. Czekaliśmy na naszą, polską modlitwę. A On modlił się po angielsku, hiszpańsku, włosku, niemiecku, rosyjsku…
Nastąpiła naprawdę długa przerwa… cisza… i wreszcie zabrzmiało:
„Ojcze nasz, któryś jest w niebie” – i przerwał … Modliliśmy się, głośno, wyraźnie, po polsku.
Czy było to subiektywne odczucie, tego nie wiem. Ale jakże inaczej, głośniej, dostojniej i z głębi serca płynęła tam wtedy ta nasza modlitwa.
Staliśmy wszyscy obok siebie. Zastanawiałam się potem, po powrocie do kraju – w jaki sposób odnaleźliśmy się tam, wszyscy w jednym miejscu, razem.
Widziałam jak szukał nas wzrokiem, nasłuchiwał skąd dochodzi modlitwa, uśmiechał się zadowolony.
Kiedy skończył, pobłogosławił wszystkich i zaczął wychodzić otoczony szwajcarską gwardią.
Nagle, w połowie drogi zatrzymał się, odwrócił i pobłogosławił – ale już tylko nas. To dlatego tak nasłuchiwał, z którego miejsca dochodzi nasza modlitwa…
Pamiętam spojrzenia wiernych z innych państw. Nie było w nich zazdrości, był za to szacunek dla nas wszystkich, jakby nam dziękowali za Niego.
Wtedy też, jak tego dnia, gdy Jan Paweł II został wybrany na pierwszego polskiego papieża – to samo ciepło rozlało się w naszych sercach.
W Castel Gandolfo powiedział:
“Nie chcemy, ażeby życie społeczne, życie narodu było podporządkowane jakimś ślepym prawom historii, jak to się czasem mówi; chcemy, ażeby było ono owocem społeczeństwa złożonego z ludzi dojrzałych, świadomych i odpowiedzialnych to jest przedmiot naszego pielgrzymowania; to jest również przedmiot naszej modlitwy w dniu dzisiejszym. Pragniemy, ażeby życie ludzkie na naszej ziemi stawało się coraz bardziej ludzkie, coraz bardziej godne człowieka, zarówno jeśli chodzi o charakter osobowy, jak i o charakter społeczny.
„Weź w opiekę Naród cały, niechaj żyje dla Twej chwały, niech rozwija się…” Z tą prośbą przyszliście tutaj, ja ją podejmuję z całego serca, bo jestem synem tego samego Narodu, tej samej Ojczyzny, miłośnikiem tej samej Jasnogórskiej Matki. Wszystkie sprawy moich rodaków i mojej Ojczyzny leżą mi na sercu, bez przerwy noszę je w sercu jak umiem, tak jak potrafię najlepiej.
„Weź w opiekę Naród cały, niechaj żyje dla Twej chwały, niech rozwija się wspaniały”.
26 sierpnia 1986
To ciepło wciąż jest we mnie. Pomimo że Go nie słuchaliśmy nigdy, ani kiedy żył, ani teraz, chcę wierzyć że On otaczać nas będzie tą swoją z serca polską, bezwarunkową miłością, tam gdzie JEST teraz
Dziękuję za piękne wspomnienia, i te dawne, i mniej dawne. To prawda, że tych ważnych chwil zapomnieć się nie da. Habemus Papam z 78 r. oglądałem jeszcze jako dziecko podczas pobytu w sanatorium w Rabce (pozdrawiam Trybeusa), gdzie siedzieliśmy całą grupą na podłodze w sali telewizyjnej. Pamiętam dziecięcą dumę, że to Polak został wybrany papieżem, świadomość doniosłości tego wydarzenia, a jednocześnie nurtowało mnie, skąd ci kardynałowie wiedzieli, że mają go wybrać.
Myślę, że Królowa wyciąga do nas ręce, ale jej dzieci, coś zaślepia i nie chcą, żeby nimi się opiekowała :-( Zamiast odwzajemnić miłość z wdzięcznością, wiele jej dzieci mówi – nie obchodzi mnie to, dam sobie radę, idź sobie, bo robisz mi tylko obciach.
Był z nas dumny i szanował nas, po prostu kochał.
Zawsze powierzał Matce Bożej, aby wyprosiła dla nas pomyślność u swego Syna.
Totus Tuus….
Może jednak nasz różaniec za Ojczyznę, dzięki Jego wstawiennictwu trafi do Niej ?
Węgrom pomógł :)