Dostałem mailem

Nie chcemy takich filmów

 

W Opolu swoją premierę miał film pt “W imię…” Słowo “film” należałoby wziąć w cudzysłów. Sztuka filmowa powszechnie uznawana jest za X Muzę, na równi z innymi sztukami.

Jednak, to co obejrzałam, niewiele ma wspólnego ze sztuką.

 

Już w pierwszych scenach “filmu” widz porażony jest wulgarnymi wyzwiskami kierowanymi do niepełnosprawnego mężczyzny. Ten rynsztokowy język wypływa z ust wiejskich dzieci.

Przeraża okrucieństwo, z jakim maltretują nieumiejącego się bronić chorego człowieka. W jakim celu pokazano sadystyczne zachowanie polskich wiejskich dzieci? Dalsza część filmu tego nie wyjaśniła. Właściwie ten film niczego nie wyjaśnia! Tylko epatuje złem!. Bo taki jest jego cel – porazić widza wynaturzeniem, głupotą, słabością, smutkiem, brudem i beznadzieją. Tak, żeby nie mógł się ruszyć z fotela. Moim uczuciem przez cały czas trwania filmu było – wiać z kina, bo tu się dzieje coś chorego, głupiego, niemoralnego, prymitywnego. Bo ktoś chce zburzyć moje fundamenty wiary w Boga i człowieka. Może autorzy filmu chcieliby, żeby tak wyglądała polska wieś. Niech zatem tam pojadą, niech posłuchają normalnych ludzi.

 

Film kierowany jest do miastowego widza, który ma zobaczyć obrzydliwości polskiej wsi i przeniknąć w głąb „rozdartej duszy” księdza z wiejskiej parafii. I to jest główny cel filmu – ośmieszyć, oszkalować środowisko wsi i Kościoła Katolickiego. Główny bohater – ksiądz pokazywany się w charakterystyczny sposób. Na przemian, pokazane są sceny w sutannie, w roli księdza i sceny na plebanii, w krótkich spodenkach ze stopniowym ukazywaniem „słabości natury”. A więc oglądamy sceny, jak się masturbuje, jak się zapija do nieprzytomności i tańczy z obrazem papieża Benedykta XVI. Potem trochę oddechu, przy scenach, gdy spowiada i z empatią wczuwa się w problemy podopiecznych chłopców. Wszystko jednak zmierza do odsłonięcia mrocznej tajemnicy księdza – jego skłonności do mężczyzn. Oddychamy z ulgą, gdy zwierza się, że młodzi chłopcy i dzieci go nie interesują. No, i dowiadujemy się, że jest odporny na kobiety. Zaloty pani Ewy kwituje słowami, że jest już zajęty. Po wielu scenach wprowadzających, następuje finał – pornograficzna scena z udziałem dwóch mężczyzn. Koszmar! Tym większy, że w końcowej scenie filmu, chłopak z którym główny bohater się „wyładowuje” dostaje się do seminarium i zasila szeregi przyszłych księży. Piękne przesłanie, godne twórców tego filmu, odsłaniające przede wszystkim nienawiść do Kościoła!

 

Oglądając film ma się pewność, że jego zleceniodawcami mogli być tylko nieprzyjaciele Kościoła, świętości i moralności. Chyba, że pani scenarzystka i zarazem reżyserka – Małgośka (?!) Szumowska chce nam wmówić, że Kościół Katolicki jest organizacją patologiczną, a w szeregi jezuitów włączani są ludzie z problemami alkoholowymi i seksualnymi?! Pani Szumowska i jej ekipa, zbyt mocno nienawidzi Boga i Kościoła, by choć trochę zbliżyć się do problemów, które miewają ludzie, a wśród nich duchowni. Przerysowanie problemów sprawia, że film nic nie przekazuje. Jest pusty i prostacki. To karykatura sztuki filmowej, a przy okazji test psychologiczny sondujący, ile wynaturzenia może widz zaakceptować. Tylko w takich kategoriach można ocenić ten pornograficzny i naturalistyczny gniot!

 

Szkoda, że jako społeczeństwo zmuszani jesteśmy do finansowania tak szkodliwych filmów. Bo to z naszych pieniędzy, z budżetu państwa pochodzą dotacje dla Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej współfinansującego ten film. Pani Agnieszka Odorowicz – dyrektor tej państwowej instytucji powinna się wstydzić, że firmuje i współfinansuje sztukę, która zamiast pokazywać problemy i pobudzać do refleksji, bezczelnie zafałszowuje i opluwa polską rzeczywistość. Bo ten film nie jest sztuką, tylko kłamstwem i szkołą deprawacji!

 

Film razi wszystkie zmysły, denerwuje i upokarza. Widzowie zmuszeni są do oglądania karykaturalnych scen. Podopieczni księdza Adama i wychowawcy Michała – to bezmyślna dzicz, „prymitywy” bez ludzkich odruchów.

 

W filmie nie ma normalnych scen. Każda scena obśmiewa Kościół i polską wieś. Może dlatego film ten został obsypany zagranicznymi nagrodami. Zachód ucieszył się, że może podworować sobie z polskiej prowincji i polskiego księdza. Trudno się dziwić, że środowiska LGTB wysoko oceniły ten film przyznając mu w Berlinie nagrodę. Podczas, gdy twórcy filmu chełpią się tymi nagrodami, polski widz może być tylko zażenowany! W każdym razie, twórcom szczerze współczuję kondycji intelektualno – moralnej. Udowodnili, że pozbawieni są wyczucia prawdy i poczucia smaku. Artystyczna „inteligencja polska” udowodniła, że nie wie co to jest poczucie przyzwoitości, prawdy, dobra, sprawiedliwości.

Przykro to stwierdzić, ale ten film to kolejna skaza na polskiej kinematografii.

 

O ile młodzi aktorzy grający w tym “filmie” bardzo pragną zaistnieć, marzą o wąchaniu europejskich, festiwalowych dywanów, bardzo dziwię się Olgierdowi Łukaszewiczowi. Aktor z taką sławą, zgodził się na grę w tym niegodziwym przedsięwzięciu, wcielając się w postać cynicznego hierarchy?! Jeszcze nie tak dawno pan Łukaszewicz odtwarzał postać wielkiego Prymasa Wyszyńskiego w filmie pt” Prymas w Komańczy”. Doprawdy, czy aż tak można upaść?! Czy zarobione w ten sposób pieniądze warte są utraty dobrego imienia?! Warto zapamiętać nazwiska pozostałych aktorów: Andrzeja Chyry, Mai Ostaszewskiej, Mateusza Kościukiewicza. Zapewne będą zdobywać kolejne nagrody i pochwały celebrytów. My, normalni widzowie, zapamiętamy ich jednak jako ludzi moralnie upadłych, bo zgodzili się firmować szkodliwe treści. Myślę, że w normalnych czasach i w normalnym świecie, po zagraniu roli w tak ordynarnym filmie, nikt nie zechciałby podać aktorom ręki.

 

Po obejrzeniu czegoś takiego aż strach pomyśleć, jaki kolejny pedalski instruktaż zafunduje nam polska kinematografia? Zastanawiam się, co dzisiaj napisałby Ignacy Chrzanowski, przedwojenny znawca sztuki, który w jednej ze swoich książek nawołuje do rezygnacji ze stosowania naturalizmu w sztuce.

Naturalizm jest domeną świata zwierząt, a nie ludzi obdarzonych naturalną potrzebą poszukiwania Prawdy, Dobra i Piękna. Jak nazwać film, w którym pokazuje się goliznę ( w najgorszym jej wydaniu – w aktach homoseksualnych ) wulgaryzmy i inne niegodziwości. Niech mi ktoś wytłumaczy, co miała wyrażać wielominutowa scena, w której główny bohater – ksiądz Adam szukał w kukurydzy swojego podopiecznego. On i zakochany w nim chłopak przywoływali się wrzeszcząc jak dzikie zwierzęta. Czy upodobnienie do zachowań zwierząt było dla widza jakimś przesłaniem ze strony „twórców” filmu?

A może scena ta ukazywała ich potrzeby?

 

Wszystkim autorom i uczestnikom tego filmu należy się społeczny ostracyzm. Nikomu nie polecam tego “filmu”! Nikomu nie życzę siedzieć w kinie i wstydzić się za twórców i aktorów. Nie warto tarzać się w szambie, które wydaje się być naturalnym środowiskiem wyżej wymienionych. Lepiej zaprośmy przyjaciół na lody. A do kina zacznijmy chodzić, gdy się przewietrzy w światku artystycznym i pojawią się twórcy szanujący świętości – Polskę, Polaka i Kościół Katolicki.

 

Anna Grega

 

Tagi:

O autorze: Jacek