Przetworzonej, we własnym gospodarstwie, z wyprodukowanych przez siebie surowców. Taką wolność mamy od 1939 roku. Niemcy surowo zakazali robienia przetworów, mielenia mąki itp. Obierali żarna, maszynki do robienia oleju, niszczyli je. Teraz by to robić, trzeba otwierać działalność gospodarczą, co się wiąże z biurokrację, wysokimi kosztami, z zasady zbyt wysokimi, by się to opłacało. Inna metoda, ale efekt podobny.
„W chwili obecnej, chcąc być w zgodzie z restrykcyjnym polskim prawem, nie możemy kupić bezpośrednio od wytwórcy (czytaj rolnika), który nie prowadzi zarejestrowanej firmy (działalności gospodarczej) , następujących wyrobów : mięs surowych , wędlin, pasztetów, kaszy, mąki, chleba, kiszonej kapusty czy ogórków, konfitur, soków, dżemów, wina, domowych nalewek, sałatek warzywnych, serów, masła itp. a nawet przekrojonej kapusty.
Wiadomym powszechnie jest fakt, że taką produkcję i sprzedaż w gospodarstwach rolnych, zwłaszcza produkujących metodami ekologicznymi, się prowadzi, ale odbywa się to w tak zwanej „szarej strefie”.
W Białkowie woj. lubuskie, 8 czerwca 2013 roku, u państwa Niparków, po nagłośnieniu w miejscowych mediach, taka sprzedaż została dokonana. Gospodarze na znak protestu podjęli to wyzwanie. Jednorazowo w długiej kolejce po produkty (chleb, kaszanki, kiełbasy, sery) stało 72 osoby. W sumie przewinęło się około 200 osób. Oczywiście dla wszystkich chętnych wyrobów nie starczyło.”
Nieparkowie pójdą siedzieć? Dostaną wyrok, jak bacowie od dziada pradziada produkujący oscypki i karani za „niemanie” Certyfikatu Unii Europejskiej. Unia unią, ale nawet w tym cyrku, może być w miarę normalnie.
„Odwiedzając w Niemczech ekologiczne 86 hektarowe gospodarstwo rolne o tradycyjnym profilu produkcji (zboża, warzywa, owoce, bydło, trzoda chlewna, drób itp.) gospodarz prowadzi mały sklepik, piekarenkę, wyrabia sery twarde, robi sałatki warzywne, wędliny, sprzedaje mięso, i może jeszcze do sklepiku wprowadzić około 30% towaru obcego i to wszystko odbywa się w ramach działalności rolniczej jako tej podstawowej. Ten że gospodarz na pytanie jak do jego działalności odnoszą się służby sanitarne, weterynaryjne odpowiedział, że wcale się nie odnoszą. Uboju musi dokonać w pobliskiej ubojni i jest to warunek konieczny natomiast dalszy proces przerobu jest na jego osobistą sprawą – w moim interesie leży, aby ta żywność była zdrowa bo jem ją sam, je moja rodzina, sąsiedzi, a nawet mam stałych klientów którzy potrafią przyjechać z odległości 100 km.”
Jednak wystarczy przejechać za Odrę, by trafić do takiej rzeczywistości:
„Chcieli sprawdzić, czy baca, który w ubiegłym roku nie wystąpił o certyfikat, nie wyrabia bez odpowiednich pozwoleń oscypków. W bacówce wędziło się ich akurat jedenaście. Na nic zdały się tłumaczenia górala, że robi sery jedynie na własne potrzeby. Kontrolerzy ustalili, że baca, który z owcami wyszedł na halę w maju, musiał do września zrobić co najmniej 200 oscypków.
– Myślałem, że skończy się na jakiejś karze finansowej, a oni na mnie, co to z dziada pradziada bacujemy, do prokuratury donieśli, że ja oscypki podrabiam – opowiada rozżalony Wojciech G. – Dzięki tym unijnym certyfikatom na oscypka, to ze mnie przestępcę zrobili – dodaje góral. Sąd Rejonowy w Nowym Targu uznał, że akt oskarżenia przygotowany przez prokuraturę nowotarską jest wystarczający, aby skazać bacę.
– Teraz się odwołuję od tego wyroku. Baca od wieków nie był na Podhalu zawodem dla byle kogo i ludzie z bacą się liczyli, a teraz mnie po sądach włóczą, bo obliczyli, że ja 200 oscypków zrobiłem. Ja mam dużą rodzinę i rozdałem je – mówi Wojciech G.
Zbigniew Gabryś, zastępca prokuratora rejonowego w Nowym Targu, podkreśla, że karze podlega każdy, kto, nie spełniając wymogów, wytwarza produkty zastrzeżone w Unii.”
Czyż to nie jest skrajny debilizm? A co ten baca ma w tej bacówce robić, jak, nie oscypki. Po co tam kontrole wysyłać? Kto za wycieczki po górach tym urzędnikom płaci? A w ogóle polityków i urzędasów wy…..lić na księżyc, niech se kratery sprawdzają. Bo k…a soli drogowej we wszystkim sprzedawanym jedzeniu, to 20 lat wykryć nie mogli.
(końcówka została napisana specjalnie językiem zrozumiałym dla elyty politycznej, rządzącej w tym kraju)
WESPRZYJ AKCJĘ NA RZECZ SPRZEDARZY ŻYWNOŚCI LOKALNEJ
Mam kolegę – Włocha, którego teść jest szefem miejscowej spółdzielni we wsi pod Reggio Emilia, robiącej ser parmezan. Kiedyś, której sennej soboty wziął mnie by pokazać mi jak się robi jeden z najważniejszych produktów Emilii Romagni i całych Włoch. Pomyślałem – gdyby polski sanepid przeprowadził tak zwaną kontrolę, to ta mała spółdzielnia mleczarska zostałaby zamknięta na 10 spustów, a właściciel czy spółdzielcy zostaliby natychmiast rozstrzelani na terenie zakładu… Ale to Italia, gdzie stare metody produkcji żywności (i możliwość ich sprzedaży) są w cenie…