Proponowane przez Tuska zniesienie finansowania partii politycznych z budżetu państwa, było szeroko dyskutowane w mediach, ale, przyznam szczerze, wszystkie opinie , z którymi się zapoznałem (nie wykluczam, że mogły być też inne), wydały mi się bardzo płytkie. Dlatego postanowiłem także dorzucić swoje trzy grosze do dyskusji na ten temat.
Zwolennicy obecnego systemu finansowania partii politycznych eksponują stabilizację sceny politycznej jako główny walor tego systemu. Przy tym przypominają chaos jaki panował na scenie politycznej w pierwszej połowie lat 90-ch, albo II RP przed przewrotem majowym. To prawda, ale niepełna. Tak naprawdę, nasza scena polityczna ustabilizowała się jeszcze przed wprowadzeniem finansowania partii z budżetu państwa. Decydującą rolę odegrały tu dwa czynniki : wprowadzenie progów wyborczych i aktywność dominujących mediów, których pozycja rynkowa została zbudowana na przywilejach (z przywilejem koncesyjnym na czele), a które eksponowały w swoim przekazie jedne ugrupowania polityczne (szczególnie postkomunistów i ich „okrągłostołowych” kontrahentów), marginalizując inne i tym samym wymazując je ze świadomości odbiorców takiego przekazu. Pojawianie się nowych partii w tym okresie jest tylko iluzją ruchu na scenie politycznej. W rzeczywistości jest ona już od dawna opanowana przez kilka środowisk politycznych, które dokonują w swoich szeregach przegrupowań personalnych i zmieniają szyldy partyjne, a czasem nawet ideologiczne. Ale, jak już wspomniałem, jest to tylko pozór ruchu.
Pierwszym, oczywistym zarzutem względem tego systemu jest jego niesprawiedliwość i nieuczciwość. Wszyscy musimy zrzucać się na utrzymywanie partii i to bez względu na to czy je popieramy, czy nie i jak bardzo ich działalność jest szkodliwa dla naszego państwa i narodu. Musimy to robić, chociaż i bez tego są gratyfikowane dobrze płatnymi stanowiskami w administracji publicznej i spółkach skarbu państwa. Obsada tych stanowisk, co wynika z zapisów konstytucji, jest wyłączną domeną rządzących partii, a jako że tworzą one stały, zamknięty krąg (stabilizacja sceny politycznej) i wymiennie przejmują władzę na poziomie państwowym lub samorządowym, wszystkie są udziałowcami tego procederu. Ta wada obecnego systemu finansowania, a właściwie całego systemu politycznego III RP, tak bardzo rzuca się w oczy, że była także zauważona przez innych uczestników debaty publicznej na ten temat. Tych wad, z niejasnych dla mnie powodów przemilczanych w debacie, jest jednak o wiele więcej.
Wszystkie koncesjonowane partie mają, budowane od góry, struktury hierarchiczne, w których o utrzymaniu lub podniesieniu pozycji w hierarchii, decydują kryteria lojalnościowe (lojalność względem stojącego wyżej w hierarchii kacyka partyjnego, a nie dołów partyjnych lub społeczeństwa), a nie kompetencyjne. Następnie tak konstruowana struktura hierarchiczna jest nakładana przez koncesjonowane partie na struktury państwa, administrację publiczną i spółki skarbu państwa, co znacząco wpływa na niską jakość ich funkcjonowania. W polityce lojalnościowej niezbędna jest „marchewka” (przeciwieństwo „kija”) gratyfikacji, a tą właśnie rolę pełnią owe dobrze płatne stanowiska będące w gestii władz państwowych i lokalnych (stąd tak wielkie zaangażowanie koncesjonowanych partii w wyborach samorządowych i to nawet na najniższym szczeblu). Ponieważ kurczy się liczba synekur w spółkach skarbu państwa, a to ze względu na ich intensywną wyprzedaż, dlatego wszystkie partie rozbudowują administrację publiczną, bo więcej biurokracji, to więcej dobrze płatnych stanowisk kierowniczych, czyli synekur politycznych.
Jednak to nie jest jedyna przyczyna tak gwałtownej rozbudowy biurokracji przez naszych polityków (obecnie zatrudnienie w administracji publicznej jest około cztery razy wyższe niż pod koniec PRL). Wszystkie partie postrzegają niezależne organizacje społeczne jako zagrożenie dla siebie, o ile nie da się ich jakoś wpisać w politykę partyjną i podporządkować partyjnym interesom. Wszystkie partie starają się też ograniczyć lub zablokować udział społeczeństwa obywatelskiego w procesach decyzyjnych w państwie. Tym samym, wszystkie partie, bez względu na ich rzeczywiste, czy tylko deklarowane intencje, traktują społeczeństwo przedmiotowo. Tak na marginesie, niewiele wskazuje na to, by Kaczyński mógł zostać polskim Orbanem, a o liderach pozostałych koncesjonowanych partii nie ma nawet co mówić. Konsekwencją stosunku wszystkich partii do społeczeństwa jest konieczność rozbudowy systemu kontroli i nadzoru nad nami, poddanymi, oraz ciągłego, szczegółowego regulowania wszystkich obszarów życia, przez co nasz system prawny staje się coraz bardziej przeregulowany, nieczytelny i dysfunkcyjny. Ponad to konieczna staje się dalsza rozbudowa …biurokracji, która to wszystko obsłuży. Z tych samych względów wszystkie partie utrzymują rozbudowany ponad wszelką miarę system koncesji, z koncesjami medialnymi na czele. Tym sposobem stają się zakładnikami dominujących mediów i kreowanego przez nie wizerunku medialnego, który, jak wiemy, na ogół ma się nijak do rzeczywistości (większe znaczenie ma wizerunek medialny, niż rzeczywista działalność partii).
Wszystkie partie akceptują wyższość dyrektyw i regulacji unijnych nad interesem państwa i narodu. Różnią się między sobą tylko tym, że jedne partie, jak np. PiS, aktywnie zabiegają o bardziej korzystne (mniej niekorzystne) warunki wdrażania tych regulacji, a inne, jak np. PO, rezygnują z tego, przyjmując żebraczą postawę „co łaska”, co na ogół okazuje się być „co niełaska”. Widać to wyraźnie na przykładzie stosunku koncesjonowanych partii do polityki klimatycznej UE – spór dotyczy tylko wysokości kwot cieplarnianych, a nie samej, absurdalnej w swej istocie, „walki z globalnym ociepleniem”. Całkiem podobnie było ze szkodliwymi dla Polski regulacjami dotyczącymi przemysłu stoczniowego, cukrowni, mleczarni, rybołówstwa itd.
Jak widać, stabilizacja sceny politycznej oznacza także stabilizację tych wszystkich antyrozwojowych, kryzysogennych, blokujących energię społeczną (nie tylko gospodarczą) czynników, które tu opisałem. Jest też przyczyną wykształcenia się kasty zawodowych polityków, cechujących się koniunkturalizmem, niekompetencją i nieodpowiedzialnością, a dla których najważniejszym celem aktywności politycznej jest utrzymanie lub podniesienie swojej pozycji w tym systemie politycznym. Jeśli komuś się wydaje, że to nie dotyczy także PiS, niech przypomni sobie, jak wielka była migracja „najwierniejszych z wiernych” po przegranych przez tą partię wyborach w 2007-ym, a zwłaszcza 2011-ym roku.
Jednak muszę się zgodzić z obrońcami tego systemu finansowania partii politycznych, że w obecnie istniejących warunkach, likwidacja finansowania partii z budżetu państwa jest jeszcze gorszym rozwiązaniem. W tym przypadku sytuacja jest zupełnie klarowna. Kapitał nomenklaturowy, budowany już od końca PRL na przywilejach, będzie wspierał te partie, które zapewnią najlepszą ochronę tych przywilejów, realizowanych kosztem praw i pieniędzy reszty społeczeństwa (taka jest istota przywilejów). Takie partie będą miały też zagwarantowane wsparcie propagandowe ze strony największych mediów, bo one także należą do tego uprzywilejowanego kręgu. Kapitał niezależny, budowany na pracy i przedsiębiorczości, mógłby wesprzeć partie mogące dokonać sanacji państwa, ale będzie się narażał na los, jaki spotkał np. Optimusa, Malmę, albo Stocznię Szczecińską Nową, które zostały zniszczone przez współdziałające ze sobą banki i instytucje państwowe i to z pełnym lekceważeniem prawa. W obecnych warunkach, ten system finansowania partii musi doprowadzić do intensywniejszej eksploatacji i niszczenia naszego państwa (naprawdę, może to wyglądać jeszcze gorzej, niż teraz pod rządami Tuska).
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że znaleźliśmy się w sytuacji, z której nie ma żadnego dobrego wyjścia, ale to nieprawda. Sytuacja się zmieni, gdy zmienią się jej uwarunkowania. Nie trudno zauważyć, że kluczową rolę odgrywają tu trzy elementy: pieniądze, przepływ i dostępność informacji i opinii (media), oraz siła i pozycja społeczeństwa obywatelskiego w życiu politycznym (obecnie słabe, zdezintegrowane, bierne i przez to będące przedmiotem, a nie podmiotem życia politycznego).
Co zatem trzeba zrobić, by zmienić uwarunkowania systemowe? Przede wszystkim trzeba budować silne, zintegrowane społeczeństwo obywatelskie, zorganizowane w strukturach sieciowych, które z samej swej natury są wolne od, opisanych przeze mnie wcześniej, wad właściwych strukturom hierarchicznym. Takie sieci są już tworzone w naszym kraju, ale o ich istnieniu nie dowiecie się z głównych mediów (także „opozycyjnych”), co pokazuje, że nie tylko partie, ale także media traktują społeczeństwo przedmiotowo. Tworzona jest sieć „My Obywatele”, sieciowy charakter ma ruch spółdzielczy i wszystko to, co się dzieje wokół mediów WNET. Istnieje też wiele innych inicjatyw tworzenia społecznych struktur sieciowych. Także w warszawskim Klubie Ronina prowadzone są prace nad stworzeniem ogólnopolskiej sieci organizacji obywatelskich. Wielość struktur sieciowych nie jest przeszkodą w tworzeniu silnego, zintegrowanego społeczeństwa obywatelskiego, ponieważ mają one naturalną tendencję do bezkonfliktowego przenikania się i łączenia, co w przypadku struktur hierarchicznych jest prawie niemożliwe.
Największą wadą koncesjonowanego systemu medialnego, wbrew temu, co sądzi większość ludzi, nie jest ograniczenie wolności słowa, lecz ograniczenie wolności dostępu do informacji i opinii, Kluczem jest tu kontrola dystrybucji informacji przez monopole dystrybucyjno –medialne (koncesjonowane media są nie tylko nadawcami, ale także dystrybutorami informacji i opinii). Tą sytuacje można zmienić tworząc, w oparciu o sieci społeczne, sieci dystrybucyjne i zintegrowane bazy informacji, które obecnie są rozproszone i przez to trudnodostępne. Tym sposobem można przełamać blokadę informacyjną i zniwelować destrukcyjny wpływ koncesjonowanych monopoli dystrybucyjno-medialnych.
Pozostała jeszcze sprawa pieniędzy, które są kumulowane głównie przez kapitał nomenklaturowy, a których społeczeństwu coraz bardziej brakuje. Pewnym rozwiązaniem może być tutaj rozwój ruchu spółdzielczego, który także ma strukturę sieciową.
Wszystko to można zrobić w ramach obowiązującego w Polsce prawa i to mimo wszystkich barier, jakie tworzą nasi politycy dla wszelkiej aktywności społecznej. Jednak musimy to zrobić sami, bo koncesjonowane partie polityczne z całą pewnością nam w tym nie pomogą.
Dodaj komentarz