Prawo i Sprawiedliwość wnioskuje o posiedzenie komisji w sprawie zwalnianych nauczycieli, którzy dnia 1 września tego roku mieliby pożegnać się ze swoimi stanowiskami. Posłowie PiS stanowczo nie zgadzają się na zwolnienia nauczycieli a winą za zaistniałą sytuację obarczają odpowiedzialnych za reformy w edukacji. Pani poseł Marzena Machałek uważa nawet, że jest to celowe działanie PO i PSL uderzające w kolejną grupę zawodową.
W tym wszystkim problemem nie są zwalniani nauczyciele! To oczywiste, że jeśli na określoną ilość stanowisk przypada zbyt wielu pracowników ktoś musi stracić pracę. Problemy są natomiast dwa. Pierwszym jest niewątpliwie to, że o ilości nauczycieli, jeśli nie bezpośrednio to pośrednio decydować mogą politycy. Wystarczy zwiększyć bądź zmniejszyć nakazaną ilość godzin nauczania matematyki i już sztucznie ilość stanowisk dla matematyków jest uregulowana. Wystarczy nakazać uczniom naukę trzech języków obcych i już kilkuset filologów znajduje pracę. Ale że ilość godzin w programie szkolnym musi mieścić się w jakiś granicach, oczywistym jest, że praca dla filologa to brak zatrudnienia dla nauczyciela historii czy chemii, a przynajmniej redukcja jego godzin do przepracowania. Regulując wszystko sztucznie niemożliwym jest więc osiągnięcie stanu idealnego. Dlaczego? Bo wśród ludzi, chwała Bogu, panuje różnorodność. Jeden licealista wymaga nauki przedmiotów matematyczno-fizycznych, drugi to zapalony humanista i każdą godzinę lekcyjną pragnąłby poświęcać na gdybanie „co poeta miał na myśli?”. Jeśli rodzice humanisty wyrażają zgodę na jego wybór, to jakim prawem ktokolwiek może mu nakazać naukę chemii? Być może jest to nierozsądne i negatywnie skutkować będzie w przyszłości, ale każdy ponosi odpowiedzialność za własne wybory. Nikt też nie wie ilu genialnych fizyków, nieznających kompletnie twórczości Broniewskiego, wyrosłoby w takim modelu edukacji, a nie wiadomo także, czy kompletny ignorant w kwestiach węglowodorów nie stanie się talentem literackim na miarę Słowackiego. Pewne jest natomiast, że niewielu jest geniuszy w systemie który każdemu daje po równo, czyli wszystkim niemalże nic.
Ale jest też problem drugi. PiS przedstawia tę sprawę w taki oto sposób: X nauczycieli straci pracę, X nauczycieli zwiększy bezrobocie. Tymczasem sytuacja wygląda zupełnie inaczej. X zbędnych nauczycieli, których pensje są znacznym obciążeniem finansowym, przestaje pobierać swoje dochody i z konieczności znajdzie pracę w innych gałęziach gospodarki, gdzie nie są już pasożytami i wypracowują zysk. I tu już nikt nie powinien mieć kłopotów ze zrozumieniem, że w przypadku pieniędzy lepiej jest je dodawać niż odejmować. Tylko w całkowicie chorym umyśle zrodzić może się myśl, by poświęcać efektywność tylko dla uniknięcia zmian, a osoby w ten sposób stawiające sprawę powinny, zgodnie z propozycją p. Janusza Korwin-Mikke, na paraolimpiadzie grać w szachy. Byłoby to zajęcie zdecydowanie lepsze niż zasiadanie w sejmowych ławach i takiej właśnie efektywnej zmiany serdecznie posłom PiS (i nie tylko) życzę.
Zapraszam na stronę Junta.pl
Dodaj komentarz