Dziś podejmę rozważania na bardzo ciekawy, według mnie temat. I co ciekawsze, do podjęcia tego problemu zainspirowały mnie wypowiedzi po wrogiej nam, lewej scenie debaty publicznej, która tę sprawę zauważyła. O co chodzi? Kwestia dotyczy w szczególności młodego pokolenia, ale też nie omija starszych. Otóż Polacy w pewnym momencie zamknęli się we własnych domach. Swoje kontakty międzyludzkie ograniczają tylko do najbliższej rodziny i wąskiego kręgu przyjaciół. Stali się tak gburowaci, że nawet nie pozdrawiają się w swoich klatkach schodowych. Dlaczego tak się stało?
Pamiętam rozmowę telewizyjną z Jerzym Owsiakiem kilka lat temu. Zostawmy na razie na boku krytykę jego działań, bądź stylu działania, bo chodzi mi o zupełnie inną rzecz, którą on dostrzegł. Owsiak, pytany o to dlaczego organizuje Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, odparł, że to nie tylko kwestia pomocy chorym dzieciom. Stwierdził, że on musi coś zrobić, by złączyć Polaków w jakimś wspólnym celu. Pobudzić do działania w grupie, do serdeczności, do otwartości, do optymizmu. Bo na co dzień coś się z nami zepsuło. Nie odzywamy się do siebie w pociągach, nie służymy pomocą w drobnych sprawach, nie mówimy “dzień dobry” do znajomych z bloku-tłumaczył pupil mainstreamu.
I rzeczywiście, Owsiak chyba się nie mylił. Opowieści starszego pokolenia, czy lektura niektórych artykułów prasowych nie zostawiają złudzeń. Dawniej, Polacy byli bardziej serdecznie do siebie nastawieni. Na wsiach wszyscy się znali. W miejskich blokowiskach każdy każdemu się kłaniał, czasem nawiązywano sąsiedzkie znajomości na lata. Nie było nigdy problemu, aby po sąsiedzku pożyczyć sól, cukier, obejrzeć wspólnie telewizję. W kamienicach było jeszcze weselej, gdyż często rozmawiano grupami w bramach. Zarówno na te tematy wielkie jak i mniejsze. Dzieci dorosłych również łączyły się w paczki znajomych i spędzały całe dnie “na dworze”. Co więcej, pamiętam to z lat mojej młodości, niemal co weekend spotykano się ze swoją dalszą rodziną, lub rodziną znajomych z okolicy. Ludzie byli też bardziej otwarci na siebie, gdyż rozmawiano z nieznajomymi w pociągach i autobusach, przed sklepem, na rynku, czasem w kolejce, na poczcie czy po Mszy Świętej.
Jak jest dzisiaj? “Portal parówkowy” narzeka na brak dobrego wychowania wśród “lemingów”, czyli młodych mieszkańców nowych budynków w większych miastach. Już sam fakt, że mieszkają w “osiedlach zamkniętych” lub odgradzają się wysokim na dwa metry płotem, o tej ucieczce od ludzi świadczy. Ale i w środku tych osiedli są mało uprzejmi. Mają się nie odzywać do ciecia w wejściu, nie mówią “dzień dobry” swoim sąsiadom. Ba, nawet nie patrzą im w oczy lub odburkują coś niegrzecznego na tego typu “zaczepkę” zacofanego, dobrze wychowanego leminga. Wieś natomiast jakoś się broni, ale niedoczekanie… Tam też wkraczają lemingi szukające ciszy i spokoju z dala od zgiełku i domów z betonu. I w żaden sposób nie asymilują się z miejscową “ludnością tubylczą”, która najlepiej żeby nie istniała. Życie akademickie, które powoli za mną, też było inne, niż sobie wyobrażałem. Relacje między mieszkańcami mojego akademika żyjącymi w bliskim sąsiedztwie były bardzo chłodne. Rzadko nawet prowadzono konwersacje we wspólnej kuchni.
Warto zwrócić uwagę, że problem nie dotyczy tylko młodego pokolenia. Zanik relacji międzyludzkich widzę też na przykładzie własnej rodziny. Rodzice, którzy odwiedzali się z pewnymi ludźmi dawniej, dziś widzą się z nimi tylko od święta. I tak jest podobno w większości polskich domów w których “nie ma czasu” na kontakty z bliskimi. Zanik relacji widzę też choćby w przedziałach pociągów, w których kiedyś podobno prowadzono ożywione dyskusje z nieznajomymi. Dziś ludzie siedzą kurczowo z oczami wpatrzonymi w okno, telefon komórkowy, bądź gazetę. Jak jest natomiast z dzisiejszą młodzieżą? Zamiast przesiadywać całe dnie na grach i zabawach na otwartej przestrzeni przesiadują całe dnie na grach i zabawach przed ekranem komputera.
Oczywiście, jestem pewien, że nadmiernie generalizuję. Wiem, że nadal sporo jest osób otwartych, uprzejmych i pomocnych wobec sąsiada, czy nieznajomego. Sporo jest lemingów, które są serdeczne wobec przyjaciół. Sporo jest rodzin, które wciąż się odwiedzają. Sporo jest dzieciaków, które rozrabiają na podwórkach i grają w piłkę do zmroku. Ale jednak coś się w nas Polakach zmieniło na gorsze w tym względzie. I nie mogę tego zrozumieć, co tak naprawdę spowodowało taki stan rzeczy. Dlaczego od siebie uciekamy, dlaczego nie chcemy znać swoich sąsiadów, dlaczego jesteśmy wobec siebie tak nieufni i nieuprzejmi? Przecież jeszcze niedawno było inaczej.
Czy mają państwo podobne zdanie, co ja? Czy wiedzą państwo, dlaczego do tego doszło? A może to teraz jest normalnie, a wtedy było nienormalnie? A może to ten ciągły wyścig szczurów nauczył nas takiego zobojętnienia wobec innych? A może doznajemy od drugiego człowieka tyle krzywd w trakcie nerwowego dnia w pracy, czy w szkole, że nie możemy patrzeć ze złości i na inne osoby widząc w nich z góry zapiekłych wrogów? A może ludzie pragną żyć w takiej izolacji od drugiego człowieka…
Źródło grafiki: http://www.twojaeuropa.pl/images/cache/35zgk8wtides.jpg
Panie Migorrze.
Przez ostatnie kilka dziesięcioleci bardzo dużo się zmieniło.
Pokolenie dawne – wojenne i przedwojenne, było dlatego takie dobre, dobre wobec siebie, że właśnie czasy w jakich żyli, poniekąd wymusiły tą dobroć wzajemną. Co jeszcze ważniejsze, dawni ludzie bardziej żyli Wiarą.
Później weszła bolszewia.
Czyli wojna wszystkich ze wszystkimi z uśmiechem na ustach.
Wpojono ludziom zło, podejrzliwość wobec innych.
Starożytne domniemanie niewinności zamieniono na domniemanie winy. I w tej kwestii nic się nie zmieniło.
Żeby nie było zupełnie niemiło.
Obserwuję tyle o ile najmłodsze pokolenie.
I jestem coraz bardziej zdziwiony, ale zupełnie nie jest źle…
W społeczności miejskiej/drobnomieszczańskiej stosunki, znajomości sąsiedzkie bardzo łatwo dziś nawiązać właśnie z nowym pokoleniem, z młodymi ludźmi. Garną się do tego.
Sprawa jest poważniejsza.
Zaryzykuję tezę, że na tzw. ulicy jest bezpieczniej niż dawniej.
Może wszystkie łobuzy siedzą już w sejmie…?!
To prawda: Jan Kobylański, Agnieszka Radwańska – to tylko przykłady skazania bez sądu i to osób niewinnych, bo i przestępstwa ich nie było żadnego. No bo jakże tu można “domniemać niewinności”, czyli dowodzić “dobrej wiary” jak oskarżenie jest iluzją ? A tak – “podejrzany = winny”; “ktoś się czuje pokrzywdzony = musi być i winny na zewnątrz, chłopiec do bicia”, i to oczywiście ten, którego diabeł, oszczerca, prokurator nie lubi.
Teraz z pomocy “prawa” korzystać mogą tylko wybrani, tj. ludzie SYSTEM-u.
Zasadę domniemania niewinności wciąż przyjmuje się za oczywistą we współczesnych państwach prawa.
Pytanie tylko, kiedy takie państwa znów będą ?
W krajach cywilizacji łacińskiej prawo bierze się z potrzeb sprawiedliwości i innych ludzkich wartości wyższego rzędu osadzonych w moralności chrześcijańskiej.
Próby wywodzenia prawa od jakichś filozofii, od satanistycznej poprawności politycznej, czy od samowoli waadzy skutkują uchwalaniem aktów BEZPRAWIA, praaw, czyli “praw kaduka”.
Państwo prawa, to sprawiedliwość ponad polityką, w tym prawem, władzą, przemocą, ekonomią, ideologią. A nad sprawiedliwością jeszcze prawość, moralność i człowieczeństwo dojrzałe…
Sprawa jednak jest jeszcze poważniejsza: w kręgach leminżych dochodzi już do antyspołecznej “rewolucji obyczajowej”, bo i całe starożytne prawo do obrony odeszło do lamusa.
Nie ma prawa do obrony przed oskarżeniem o przestępstwo tam, gdzie oskarża diabeł, oszczerca, prokurator, który nie lubi oskarżanego Z POZYCJI AUTORYTETU, a nawet, gdy jedna strona występuje z pozycji autorytetu, zwłaszcza FASZYSTOWSKIEGO AUTORYTETU WYPOWIADAJĄCEGO SIĘ WE WŁASNEJ SPRAWIE (procesy Michnika).
“Trzecia władza” – sądownicza jest już tylko narzędziem do przyklepywania wyroków, które zapadły w kręgach ściśle faszystowskiej waadzy “czwartej medialnej” i “piątej ekonomicznej”.
Systemy satanistyczne stoją na strachu. Dochodzi do tego, że każdy się boi każdego, każdy wobec każdego jest fałszywy.
Systemy faszystowskie tylko propagandowo są związkiem “faszyn” silniejszych w grupie, we wspólnocie. Faktyczny faszyzm, to związek korporacji prywatnych i państwa, a jego ostrze w pierwszym rzędzie jest skierowane przeciw narodowi i przeciw państwu jako jego dobru wspólnemu.
Faszyzm jest antywspólnotowy.
To, co się dzieje z lemingami jest typowe dla tego systemu – SYSTEMU FASZYZMU GLOBALNEGO.
Lemingi to ludzie SYSTEM-u – często więc wiedzą dobrze, że wleźli w gówno, lecz boją się wyleźć, bo wtedy będzie śmierdzieć – lepiej się zamknąć, odizolować i siedzieć cicho…
Poza tym u lemingów częste są postawy “gender-tęczowe”. Może i da się obok tego żyć na dystans, choć trzeba chronić dzieci, żeby im krzywdy toto nie zrobiło, ale nikt normalny nie jest w stanie żyć z tym w przyjaźni – a nuż padnie propozycja i trzeba będzie się określić jednoznacznie, a bywa, że i obronić, bo potrafią być przy tym mocno namolni, to i bez rękoczynów trudno się obejść ?
Gudłajstwu lepiej ryby łowić w mętnej wodzie, przekręty robić w sferze grubej kreski, a nade wszystko to samemu decydować kto jest uprzywilejowany, “ma prawo”, “ma immunitet”, “jest swój” w najrozmaitszych odcieniach zbrodni, od agenta po oligarchę.
A mamy jeszcze oskarżenia o “mowę nienawiści” – typowe dla sytuacji, gdzie nie da się sformułować konkretnego oskarżenia karnego, a więc TYM BARDZIEJ nie da się przeprowadzić obrony,
gdzie strona oskarżająca ma wroga, co śmie się bronić i wskazuje racje moralne.
Jak tak dalej to realne są czasy “Procesu” Kafki.
Myślę że to tęsknota za dużą rodziną, rodziną wielopokoleniową. To zresztą było zawsze – młodzież lgnęła do ciekawych ludzi, do ich dobra, ciepła, życzliwości, do ich pokoju ducha i zaufania Bogu, do ich opowieści, do ich doświadczonego spojrzenia.
Lgnie i tak nie cała młodzież, ale ta młodzież “z dobrego domu”, pewna siebie, ufna, myśląca, nie zastraszona, dalekowzroczna.
Dawniej to bandyta brał pałkę i szedł rabować do parku, czy w ciemniejszych uliczkach. Dziś jest biznesmenem, ma ochronę, polityków, sędziów i policjantów w kieszeni, dobre relacje z ludźmi faszystowskiego systemu, oraz adwokatów z którymi omawia wszelkie plany.
A bezpieczniej to jest tylko dlatego, że ten dzisiejszy Al Capone sam dba, by mu drobne rzezimieszki nie psuły jego nocnych biznesów.
W dzisiejszym faszystowskim Sejmie to siedzą jedynie aktorzy/zdrajcy w rękach “faszystowskiej czwartej medialnej” “demokratycznie wybrani” przez partyjne listy wyborcze i ruskie serwery – siedzi “faszystowska pierwsza ustawodawcza”, co to pod publikę odgrywa seans pod tytułem “dobry glina-zły glina”. Na nich to wystarczy stanowcze “WSZYSCY WON !” i surowy sąd.
Najgorsze łobuzy to raczej zbieranina najgorszych mętów – ci są już spoza jakiegokolwiek mandatu społecznego, jak np Rostowski – namiestnik samowładczego faszystowskiego kacyka Sorosa.
Łobuzów to pełne są wszelkie instytucje na styku państwa i kapitału prywatnego/korporacyjnego. Tych rzesze są nieprzebrane, a ich zapamiętałość w szkodzeniu Państwu i Narodowi, i nastawieniu na psuciu i pasożytowaniu na psutym ogromne.
To jest ta prawdziwa waadza do obalenia i pozbawienia im wszelkich narzędzi ich przestępstw ocenianych w kategoriach sprawiedliwości, a więc i prawości, i moralności, w tym morale wspólnotowego, i w kategoriach człowieczeństwa – ci “nadludzie” o mentalności krwiopijczych owadów i watahy nienażartych wilków.
Bardzo słuszna spostrzeżenia. Udało się podzielić Polaków i narzucić im wzajemną pogardę. Warszawiacy gardzą “słoikami” – czyli przyjezdnymi. Ci przyjezdni, którzy pazurami trzymają się ” ziemi obiecanej” jaką jest dla nich Warszawa, wynajmujący mieszkania, spłacający kredyty, nienawidzą rdzennych Warszawiaków, którzy ich zdaniem otrzymali wszystko za darmo.Rozmawiałam wczoraj z adwokatem w sprawie wywalczenia lokalu socjalnego dla schorowanej bezrobotnej sąsiadki, która dostała eksmisję. “Oj niedobrze powiedział, sędzia ma 27 lat, spłaca ogromny kredyt i nienawidzi Warszawiaków”. Obmyśla teraz strategię przewleczenia sprawy i zmiany sędziego. Nie może użyć tego co wie jako argumentu.
no i to sie nadaje do interwencji spolecznej! btw, jak ma 27 lat i jest przyzwoity to wejdzie w to z uszami :)
Nie ma nic optymistycznego, więc ciężko rozmawiać z nieznajomymi, bo każda strona uzna drugą za narzekającą po raz 1000-ny na to samo. a i konkluzje dzielą ludzi zamiast łączyć. bliźni to jakby potencjalny oszołom a nie człowiek a mało kto wychyla się swoim przykładem, choćby witając się z nieznajomymi. czasem jeszcze trafi się rozmowny staruszek czy ktoś podchmielony. Getto panie, też z zachodu przyszło, wyuczona obywatelska obojętność jaka czy jak to w socjologii nazywają. Sporo też bodźców i zagrożeń, co rozprasza i wyczerpuje. Za młodu to chocby dojazd był przygodą czy czasem na niesamowite plany a dziś człek otępiony chce wypocząć w biegu a tym bardziej nie może. ale przecież są gadżety, można się nudzić w nowoczesny sposób ;)