ADWOKACI DIABŁA…?

Czy przez zapraszanie do siebie mnichów tybetańskich nie stracimy Ducha Bożego…czy dialog chrześcijan z poganami jest możliwy…???

Nastał czas, kiedy kultury innych narodów zaczęły pociągać Polaków bardziej, niż dotychczas. Pamiętam, gdy podjąłem naukę w Krakowie, dawne dzieje, (chyba 18 lat) to bardzo lubiłem włóczyć się po różnych zakątkach miasta (w sumie tam się urodziłem, więc sentyment mam)…pamiętam nowo powstające sklepy z odzieżą indyjską, ale nie tylko odzieżą…wchodząc do takiego sklepu, dostałeś niezłą dawkę zapachu kadzidełek w nozdrza, nie wspominając o dziwnej muzyce, która mogła doprowadzić do bólu głowy. Codziennie przechodząc przez krakowski rynek nie sposób było nie natknąć się na zespół peruwiańskich grajków ze swoimi zintegrowanymi piszczałkami…

pacas

…ludziska dziwowały się, bo takich cudaków fajnie zapieprzających na swoich fujarkach nie spotykało się wcześniej. Prawdziwą rozrywkę dostarczali goście poubierani w białe, lub różowe prześcieradła i skacząc „radośnie” śpiewali w kółko hare, hare, hare krishna, hare, hare…wyglądało to jakby goście zdrowo się napili i nieźle się bawili…potem dowiedziałem się, ze to robili na trzeźwo…he he he

Back to Godhead - Volume 11, Number 11 - 1976

Nosz kurna…ktoś powie, wyższa kultura panie…trzeba czerpać z nich tą radość i wszelkie wzorce, które są dobre dla człowieka…przecież człowiek może poznać siebie bardziej, może wejść w siebie…a nawet odkryć w sobie boskość…yes yes yes …wielu młodych ludzi zafascynowanymi śmiesznymi cudakami w prześcieradłach zaczęło zgłębiać cudowną receptę na „radość” onych…i tu zaczyna się pułapka diabła.

Dla mnie hare krishnowcy wydawali się śmieszni, ale już dla młodych dziewcząt, także mojej dziewczyny (obecnie żona) było to brane na serio, nie wyczuwając absolutnie żadnego niebezpieczeństwa. Jakoś tak się stało, że hary krishnowcy zaczepili ją i koleżankę i zaproponowali, aby wpadły na degustację “zdrowej”, wegetariańskiej kuchni. Oczywiście spotkaliśmy się niebawem i nieomieszkała mi napomknąć o takim zaproszeniu, na co ja kategorycznie się nie zgodziłem. Wiem, że wiele razy mój Anioł Stróż (wielki szacun mój Stróżu !!!) odwiódł mnie od pewnych czynności, co po latach dopiero dotarło do mnie, że to, w co bym wlazł, zaważyło by negatywnie na dalszym moim życiu. W tym przypadku nie wiem, czy zadziałał tu czynnik zazdrości o dziewczynę, czy coś innego, ale byłem na sto procent pewny, że one nie mogą tam iść i degustować tych potraw. Teraz po latach wiem, że wiele sekt przyrządzane potrawy ofiarowuje różnym bóstwom (demonom), aby zaszkodzić chrześcijanom. Tutaj chcę też położyć nacisk na modlitwę przed posiłkiem, modlitwa taka ofiarowuje potrawę Bogu, aby Ten ją oczyścił i aby nie zaszkodziła spożywającemu. Słuchając różnych świadectw ludzi uwolnionych od dręczeń i opętań wiem, że spożywanie potraw orientalnych może też mieć wpływ na dalsze życie chrześcijanina. Pewnie wielu się oburzy to co napiszę, ale wchodzenie, nawet nieświadome do świątyń buddyjskich, czy miejsc poświęconym innym bożkom, w celu tylko zwiedzania, może diametralnie pogorszyć stan duchowy człowieka, tutaj nieświadomość nie usprawiedliwia, dlatego bądźmy czujni i roztropni.

Dochodzę tutaj do rzeczy, która nie daje mi spokoju, mianowicie do tzw. sypania mandali, przez tybetańskich mnichów w wielu miastach w Polsce, ale o Kraków najbardziej mi tutaj chodzi. Zostali zaproszeni przez Opactwo Tynieckie Benedyktynów, spali tam, uczestniczyli w mszach św. i nabożeństwach, a wszystko to w imię dialogu międzyreligijnego.

Ech ten “kulturalny” Kraków, wszystko już się miesza, wiara z zabobonem, gusła z kulturą, dziwactwa zalicza się do sztuki. Tutaj przekleję parę zdań ze strony, do której link podam niżej.

Mnisi z tybetańskiego klasztoru Ganden zamieszkali w opactwie w Tyńcu w ramach projektu wymyślonego przez Justynę Jan-Krukowską i niemieckiego buddystę, doktora Genduna Yontena. Tybetańczycy kilka dni przed rozpoczęciem sypania mandali nocowali w klasztornych celach, uczestniczyli w nieszporach i mszach.

Pomyślałam, że warto pokazać siłę różnych duchowości, które wyrastają z innych korzeni, ale potrafią się na pewnym poziomie spotkać – wyjaśnia Justyna Jan-Krukowska, artystka i współorganizatorka spotkania mnichów.

Chętnie przyjęliśmy zaproszenie. Chcieliśmy poznać inne doświadczenia monastyczne – wspomina ojciec Bernard Sawicki, opat benedyktynów.

O. dr Aleksander Posacki, jezuita i sławny egzorcysta, przyszedł do krakowskiego Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w swetrze, czyli – jak na duchownego – incognito. Zjawił się tam także ojciec Bernard Sawicki, opat benedyktynów w Tyńcu, który w towarzystwie kilku innych braci – w habicie i z krzyżem na piersi – jawnie uczestniczył w sypaniu mandali przez pięciu mnichów buddyjskich

Ksiądz doktor Posacki na co dzień wykłada wiedzę o demonach (…). Podczas kilkudniowego sypania mandali, które rozpoczęło się w Środę Popielcową 25 lutego, skrycie (acz gorąco) modlił się za błądzące umysły i dusze benedyktynów. Ponadto skrzętnie wszystko obserwował.

Przemyślenia po krakowskich obserwacjach opublikował w „Naszym Dzienniku”. Wyjawił, że na ścianach Centrum zobaczył portrety demonów, a także dalajlamę, który z demonami na stałe współpracuje. Zobaczył również buddystów, którzy – o czym Posacki zapewnił – jeszcze w XX wieku składali złym mocom ofiary z ludzi. Widział też benedyktynów, których „udział w rytuałach buddyjskich jest narażaniem się na grzech bałwochwalstwa, zniewoleń spirytystycznych i zgorszenia wiernych, o czym świadczą liczne reakcje i protesty”.

Gdy rozniosła się wieść o skośnookich gościach, internet rozkwitł głosami sprzeciwu i niepokoju. Do Tyńca napływały listy od oburzonych katolików, a do kurii w Krakowie – donosy. To dlatego ksiądz doktor Posacki wziął udział w sypaniu mandali. Wśród wielu wniosków doszedł i do tego, że przez kontakty z odprawiającymi rytuały buddystami mnisi spod Krakowa mogli nawet zmienić swoje przekonania religijne. – Gdy to pisałem, kierował mną bolesny niepokój sumienia – tłumaczy jezuita. – Mogli wejść w niebezpieczny trans, skontaktować się z mocami, które mogły nimi owładnąć.

Tymczasem benedyktyni po artykule egzorcysty musieli tłumaczyć się przed kardynałem Stanisławem Dziwiszem. Bronił ich tylko ojciec Wojciech Ziółek, prowincjał jezuitów Polski południowej. W liście, którego „Nasz Dziennik” opublikować nie chciał, przeprosił mnichów za słowa egzorcysty.

Mam nadzieję – mówi profesor Pasek – że benedyktyni nie przestraszą się katolickich „działaczy”, którzy od lat próbują kreować w Polsce stan zagrożenia ze strony innych duchowości.

Buddysta doktor Gendun Yonten wysłał do Tyńca list. Pyta, czy zakonnicy wesprą go w tworzeniu Centrum Kultury Tybetańskiej. Ojciec Sawicki chętni pomógłby, ale się waha: – Nie chciałbym narażać współbraci na kolejne ataki.

http://breviarium.blogspot.com/2010/01/ciszej-o-tym-dialogowaniu-z-szatanem.html

Tyle tekstu oryginalnego…widzę tutaj, że pod przykrywką kultury, szatan forsuje kult bałwochwalstwa w Polsce, przecież inicjowanie pogańskich rytułałów, na nieświadomych Polakach i na terenie Polski jest jawnym działaniem na szkodę duchową, a wszystko w imię kultury, sztuki i dialogu międzyreligijnego.

Czy dziwnym wydaję się teraz utrata wiary, neopogaństwo, zabobon, gdzie Koścół Katolicki nazwany jest Ciemnogrodem, a daje się wiarę i aprobatę bałwochwalczym rytuałom ? Sypanie mandali odbyło się też w wielu mistach Polski w tym …Krakowie, Sopocie, Gdyni, Gdańsku, Wrocławiu, Białymstoku…

O autorze: trybeus

Kogut polski, niekoszerny, heteroseksualny, rasa górska ...