Zacznę od opisu dwóch pomników. Jeden z nich stoi w mieście Garachico na Teneryfie. Przedstawia on mężczyznę z dziura zamiast serca, gubiącego walizki /TUTAJ/. Jest to pomnik emigranta upamiętniający masową emigrację mieszkańców Wysp Kanaryjskich do Ameryki Łacińskiej /głównie do Wenezueli/ w latach 50-tych i 60-tych XX wieku. Drugi zaś to Studzienka Bamberki na Starym Rynku w Poznaniu /TUTAJ/. Wybudowana w 1915 roku przypomina o Niemcach z okolic Bambergu, którzy osiedlali się w Wielkopolsce w okresie od 1719 do 1753.
Cóż nam mówią te monumenty? Ano to, że migracje ludności są stałym elementem w historii i zdarzają się wszędzie. Właściwie nie ma europejskiego kraju z którego nie wyruszyłoby kiedyś wielu ludzi, by szukać szczęścia gdzie indziej. Emigrowali Hiszpanie, Portugalczycy, Francuzi, Holendrzy, Niemcy, Włosi, Grecy i Szwajcarzy. Często czas wzmożonych wyjazdów poprzedzał nastanie okresu prosperity danego kraju. Tak było w Irlandii na poczatku lat 80-tych XX wieku.
Najważniejszym, być może, zjawiskiem w ostatnich 10 latach jest emigracja Polaków. Od przełomu XIX i XX wieku nigdy nie była ona tak liczna. Czy jest ona tylko dopustem bożym, czy też ma pewne zalety? Według danych GUS z końca 2011 /TUTAJ/ za granicą przebywały ponad 2 miliony Polaków, z czego 75% dłużej niż 12 miesięcy. To wiecej niż wyjechało z Polski po stanie wojennym w latach 80-tych. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na istotną różnicę.
Wyjazd z PRL był wyjazdem w jedną stronę. Próba powrotu mogła się skończyć uwięzieniem i sprawą karną. Obecnie nic takiego nie grozi. Większośc emigrantów, ponad 3/4, ląduje w krajach Unii Europejskiej i może przyjeżdżać do Polski kiedy chce. Tanie linie lotnicze lub autokary umożliwiają zrobienie tego w sposob mało kosztowny. Internet, Facebook lub Skype pozwalają na codzienny kontakt z Polską. Jest to zupełnie nowa sytuacja. Można równocześnie być i nie być w kraju.
W źle rządzonej Polsce utrzymuje się wciąż wysokie bezrobocie, ok 13-14%. W tej sytuacji wyjazd za granicę wydaje się lepszym wyjściem. Emigranci znajdują tam pracę i przysyłają do Polski pieniądze. Przed kryzysem finansowym, w 2007 było to 25,5 mld złotych, a w 2011 – ok. 17 miliardów złotych /TUTAJ/. Czyżby więc emigracja była czymś korzystnym?
Nie. Problem jest w tym – kto wyjeżdża. W wywiadzie dla “Polski” prof Czapiński powiedzial:
“Druga fala wyjazdów jest inna niż pierwsza, z lat 2004-2005. Wtedy wyjeżdżali głównie Polacy bez wykształcenia, bez znajomości języków, Teraz za granicę ruszają osoby z naprawde dużymi kompetencjami, po studiach. W Polsce nie mogą znaleźć pracy, która by odpowiadała ich aspiracjom, więc próbują gdzie indziej.”.
Jego słowa znajduja potwierdzenie w publikacjach, które ukazały się ostatnio w portalu Onet.pl /TUTAJ/ i /TUTAJ/. W pierwszej z nich czytamy:
“Jaki jest obecnie cel Polaków migrujących na Wyspy? Dr Mleczko odpowiada, że migracja jest dla nich sposobem realizacji własnych ambicji. Z badań naukowców wynika, że nie chodzi już o proste “zarabianie na mieszkanie i powrót do Polski”, choć, oczywiście, takie scenariusze też się zdarzają.
– Coraz większa grupa badanych podejmuje wysiłek migracyjny aby zdobyć lepsze niż w kraju wykształcenie, nabyć umiejetności językowe powiązane ze swoim zawodem, ale też aby zasmakować życia w innych niż nasze warunkach – mówi dr Mleczko w rozmowie z Onetem. – Z przeprowadzonych przez nas ankiet wynika, że prawie wszyscy Polacy uważają swój projekt migracyjny za sukces, (…) Polscy imigranci nie wykonują już tylko najcięższych prac fizycznych, choć nadal się zdarza, że ich pierwsza praca należy do “brudnych, nisko płatnych i niebezpiecznych” zawodów. Najmniej Polaków jest nadal na najwyższych stanowisk kierowniczych, ale jest to przede wszystkim pochodna kryzysu gospodarczego,”.
Z drugiej zaś dowiadujemy się, że:
“Zdaniem prof. Krystyny Iglickiej-Okólskiej, na wyjeździe zagranicę skorzystali nie tylko sami emigranci, ale także Wielka Brytania. Przede wszystkim podkreśla jednak w rozmowie z Onetem, że przegranym w tej sytuacji jest Polska, dla której ludzki exodus do krajów zachodnich należy rozpatrywać w kategorii “straszliwej straty”. Chodzi np. o mniejsze wpływy z podatków, mniejszy dochód narodowy, mniejszą innowacyjność i przykry fakt, że młodzi ludzie nie będą w stanie zapracować na emerytury starzejącego się polskiego społeczeństwa.”.
W tym właśnie cały szkopuł. Gdyby wyjeżdżali głównie prości wyrobnicy, nie byłoby jeszcze tak źle. Wyzbywamy się jednak przyszłej elity, ludzi wykształconych, energicznych i zdolnych. Lęk rządzącej w Polsce hermetycznej kasty polityków oraz oligarchii przed konkurencją powoduje, iż w naszym kraju nie ma dla nich miejsca.
Wyzbywamy się jednak przyszłej elity, ludzi wykształconych, energicznych i zdolnych.
Czy tu nie ma aby jakiejś sprzeczności? Skoro bowiem te przymioty, tutaj podane, nie wystarczają na to, by zostać w Kraju i tu o niego walczyć, to może to nie są te przymioty, które stanowią o elitarności w wierności narodowi i pracy dla Ojczyny – w Ojczyźnie? Nadto, słowo “wyzbywamy” zniekształca fakty – nie my się wyzybywamy i też nie my zmuszamy czy zachęcamy tych ludzi do emigracji. Owszem, wyjazd w celach edukacyjnych, dowolnej maści, nawet 3-4 letni jest nawet korzystny i jak rozmnumiem nie o tego typu wyjazdxach tutaj mowa.
Witam,
Jestem emigrantem. Do elity się nie zaliczam, pracuję sobie spokojnie jako administrator sieci komputerowej i, dodatkowo, prowadzę mały własny biznes. Syn studiuje w tej chwili fizykę na Uniwersytecie w Glasgow z zamiarem specjalizacji w energetyce jądrowej, córka właśnie zamierza składać papiery na kierunek Earth Science (taka geologia poszerzona o poszukiwania złóż). W Polsce nie miałem szans na zapewnienie im edukacji. Nie wiem czy dam radę zachęcić ich do powrotu. Ale ktoś może powiedzieć – cóż, miliony studiują i nie jest to gwarantem bycia elitą.
Mój brat też wyemigrował, ma doktorat z fizyki (UW oraz Herriot-Watt w Edynburgu). Zajmuje się konstruowaniem niebieskich laserów impulsowych w Glasgow. Sprzedawane są na cały świat do zastosowań naukowych oraz militarnych. Czy to nie jest strata, że on pracuje tu?
Kolega brata, w trakcie robienia doktoratu z fizyki (UW) – Został ściągnięty do tej samej firmy i też zajmuje się konstruowaniem tychże laserów. To też nie jest strata dla Polski? Żaden z nas nie chciał wyjeżdżać.
Pozdrowienia
Nie nazwał bym emigrantów “elitą”. To klasa średnia, czy raczej ludzie aspirujący do stania się nią. Oczywiście nie wszyscy, ale spora część. Polecam to refleksji socjologów wychowanych na Marksie i jego epigonach. Ludzie nie chcą równości, tylko rozwoju, pięcia się w górę. Co do Pani słów, Elig:
” Lęk rządzącej w Polsce hermetycznej kasty polityków oraz oligarchii przed konkurencją powoduje, iż w naszym kraju nie ma dla nich miejsca.” – powiem tyle: nie rządzi tutaj kasta polityków. To tylko figuranci, którym nie wolno podjąć jednej suwerennej decyzji. Boją się o byt nie mniej, niż proletariat, którym zarządzają.
Pozdrawiam
My tu mamy wojnę. Wojnę niewypowiedzianą, bo ci którym się przeciwstawiamy przez naszą, tutaj właśnie, uporczywą obecność, pomimo permanentnego nękania nas z ich strony, są tchórzami. My, Polacy, to po prostu wiemy.
Pozdrawiam serdecznie Pana i Pańską Rodzinę
Maciej Ciechoński
Te zalety mogą budzić popłoch wsród miernot zasiedziałych na swoich stołkach.
Własnie o to chodziło prof. Iglickiej -Okólskiej /i mnie też/.
Politycy mają jednak wpływ na to, co robią. Mogą być sterowani przez oligarchię i mafie, jednak cechuje ich spory zakres autonomii.
No więc kto powinien dostać wilczy bilet?
SURSUM CORDA!
Witam,
Ja bym się nie zgadzał z Dr Mleczko że obecna migracja to jest kwestia realizacji amibicji osobistych. Nie znam nikogo kto przyjachał tu z takiego powodu.
Wczoraj rozmawiałem z kolegą, który jest specjalistą akuarialnym – liczba takich osób w Polsce jest dwucyfrowa. Powiedział mi, że nie jest w stanie myśleć przyszłościowo bo w tej chwili pracuje na spłatę kredytu mieszkaniowego i utrzymanie rodziny. Próbuje tylko zdać brytyjskie egzaminy aktuarialne i wtedy wyjeżdża. To człowiek wykształcony z rodziny bardzo patriotycznej ale obowiązek wobec własnych dzieci jest najważniejszy. I nie ma tu mowy o realizacji własnych ambicji – tu jest prosta, przyziemna sprawa finansowa.
Co do opinii pani prof. – tak, to jest prawda.
Szanowni Państwo.
W pierwszym komentarzu, Pan Maciej, napisał w czym rzecz.
Dodam krótko.
Za wyjątkiem młodych ludzi, dzieci lub studentów, którzy wyjeżdżają w celu szeroko pojętej edukacji, na lat kilka, ale wracają. Ale wracają! To jest szczegół najistotniejszy i kluczowy.
Cała reszta jest zwykłymi tchórzami. I żadne opowiadanie fikuśnych bajeczek tego faktu nie zmieni.
Panie Tkorze.
Szafuje nas Pan tutaj peanami o geniuszach dwucyfrowych.
Żyję z pracy rąk, i plasuję się w szufladce jednocyfrowej, a nawet palców jednej ręki.
I dokonałem tego tu, na polskiej ziemi, choć nie w polskim państwie. Czyli da się.
Absolutnie Panu nie chcę ubliżać. Pana życie, Pański wybór.
Ale niech Pan nie ubliża zdrowemu rozsądkowi. Niech Pan z siebie, i Panu podobnych, bohatera nie robi. Nie jesteście nimi.
Miejsce dzieci jest przy matce.
Naszą matką jest Matka Boga i Ona nie wyrzucała Was stąd. Sami uciekliście, po garść koralików.
Zawsze możecie wrócić. I powinniście to zrobić.
..zgadzam się drogi Karolujózefie, ja też miałem dream, jak wiesz…dorobiłem się w Polsce najpierw cieżko pracując po 14 godz u szwagra…z perspektywy czasu nie mam za złe szwagrowi, ale ciszę się, że nauczył mnie pracowitości i pewnego uporu, który jest potrzebny, aby w Polsce “biznesować”…Pan pobłogosławił mi, nie musze sie rozstawać z rodziną ..to jest bardzo ważne…i jestem dumy, że jestem Polakiem we własnym Kraju, ale boli mnie, że jestem bezsilny wobec bandy zarządców moim Krajem…pozdrawiam niepoprawnie
crème de la crème emigracyjnej propagandy
Cytowane stwierdzenie jest wewnętrznie sprzeczne i nielogiczne.
Skoro kocham Polskę, kocham jako Matkę, i czuję się Jej synem, czyli należę do Polski, jako do rodziny, to moja rodzina, też do niej należy.
Ale obowiązki wobec rodziny polskiej, są zawsze ważniejsze, stoją ponad obowiązkami rodziny prywatnej.
Dla tanich rachmistrzów, takie postawienie sprawy jest głupie, bo jest nieopłacalne.
Pozornie tylko mają słuszne mniemanie.
Bowiem jeśli należę do rodziny, do wielkiej rodziny, i wypełniam obowiązki wobec niej, dostaję też jednocześnie mnóstwo praw i przywilejów. I są one tym większe im większa jest rodzina.
Aaa…No właśnie. O tej oczywistości się zapomina.
Rodzina nasza, Polska, kurczy się. Z powodu demografii i emigracji. Choć prapowód zawsze ten sam – JA.
Robercie!
W punkcik…
Jak zwykle zresztą.
Chyba w każdej polskiej rodzinie występuje emigracyjna rana. I w mojej jest. To jest wielki ból. Nikt wyjeżdżając nie bierze pod uwagę tego, bądź nie chce, że konsekwencje ciągnąć się będą na parę pokoleń.
I właśnie temu drugiemu pokoleniu jest najciężej.
Aż trudno mi już pisać coś więcej. Wielki smutek i żal.
pozdrawiam nie-emigranta, chwała Ci żeś niewyjechany
Etap udzielania się na forach mam już za sobą,ale…
Panowie prezentujecie pewien infantylny typ rozumowania.
Ten typ można opisać zdaniem “przebieram nogami,bo mam rację, wiem o tym z pewnością, jestem z tego niezwykle zadowolony i muszę poinformować o tym cały świat”.
Owo samozadowolenie jest źródłem utraty krytycyzmu i samokrytycyzmu.
Co więcej, macie czelność, w szczeniacki sposób, besztać innych ludzi i krytykować ich wybory.
Można to tłumaczyć młodzieńczym niedoważeniem i tryumfem emocji nad rozumem, ale nie znaczy ,że należy to pominąć milczeniem i nie reagować gdy uniesienia przekraczają i skalę i przyzwoitość.
Macie jeszcze bardzo długą drogę przed sobą zanim wasze elukubracje ,sposób widzenia świata, przemyślenia będą wartościowym materiałem ,nad którym warto się zatrzymać i zamyślić.
Uczcie się od Pani Izabeli Brodackiej Falzmann (którą niniejszym serdecznie pozdrawiam).
Tyle.
wybaczcie… nie skomentuję, bo mi się płakać chce, ale chętnie zacytuję COŚ:
Ta ziemia taka czysta, jakby umieciona skrzydłem aniołów.
Cicha i równinna, tyle już wycierpiała, a zawsze dziecinna.
Ufa, że dobroć jest tylko dobrocią,
a prawo tak jest prawem, jak pola się złocą,
kiedy żyto dojrzewa, jak zimą śnieg pada.
Tu wierzą wciąż, że sąsiad szanuje sąsiada,
że chleb jest święty, jeszcze świętsza praca.
Ta ziemia wielkiej myśli, kiedy ją zdeptano
jak ogień tysiąc iskier – tysiąc wielkich ludzi rozrzuciła po świecie.
Kto pustynię budził, kto gasił żar równika
kto topił lodowiec, jeśli nie iskry jej – wielcy synowie w spół umarli z tęsknoty.
Teraz po powróceni w jedno wspólne ognisko
zbudują na ziemi więcej, niźli ktokolwiek – widzę to ja ślepy.
Ta ziemia taka czysta, jakby umieciona skrzydłem aniołów.
Cicha i równinna, tyle już wycierpiała, a zawsze dziecinna.
Ufa, że dobroć jest tylko dobrocią,
a prawo tak jest prawem, jak pola się złocą,
kiedy żyto dojrzewa, jak zimą śnieg pada.
W dalekich ziemiach za to umierali moi ojcowie.
Za gniazdo bociana, za chleb, za tę równinę, co niepokalana.
Za to powietrze ze wszystkich mądrości najzdrowsze,
za ludzi zgodnych, mądrych i cierpliwych,
za najwierniejszych z wiernych, uczciwych z uczciwych.
Za mą Ojczyznę – Polszczyznę, Mazowsze.
W dalekich ziemiach za to umierali.
Tu wierzą wciąż, że sąsiad szanuje sąsiada,
że chleb jest święty, jeszcze świętsza praca.
W dalekich ziemiach za to umierali moi ojcowie.
Za gniazdo bociana, za chleb, za tę równinę, co niepokalana.
Za to powietrze ze wszystkich mądrości najzdrowsze,
za ludzi zgodnych, mądrych i cierpliwych,
za najwierniejszych z wiernych, uczciwych z uczciwych.
Za mą Ojczyznę – Polszczyznę, Mazowsze.
W dalekich ziemiach za to umierali.
– niech się TA pieśń SPEŁNI się i TRWA dla mnie oraz moich dzieci, a będzie dobrze… i nie muszę być ani profesorem, ani szefem holdingu ;)))
Nie zauwazylem aby Pani IBF stosowała powierzchowne personalne uogolnienia w jakiejkolwiek swej krytyce.
Panowie.
Trzymajcie fason i nie używajcie skrótowców z imienia i nazwiska Damy.
Ty, kajócie, teżeś zwolennikiem lepszości. Nawróć się, oj nawróć!
PS co z tym gender? Ja cie nie bede pilnowac-sam sie pilnuj. slowo dales i co?
Już raz odpowiedziałem. Napisałem do Marka i nic.
Strasznyś nerwus…
pozdrawiam!
Po pierwszenie nie zasłaniaj się drugimi, to jest bez sensu całkiem.
Po drugie.
>Strasznyś nerwus…
Przypomnę może, gdzie i jak się znajdujemy, ok? :) I w jakim celu.
http://www.niedziela.pl/gifs/portal/1365755444.jpg
“Ekspedyt w ręku trzyma krucyfiks z napisem „dziś” co po łacinie znaczy „Hodie”. Nogą nasz święty depcze czarnego kruka, który w dziobie trzyma szarfę z napisem „jutro”, czyli „Cras” (mówiono, że kruk nie „kracze”, lecz wypowiada słowa cras, cras). Symbolika ta odnosi się – jak nietrudno odgadnąć – do tego, że nie warto odkładać „na święty nigdy” ważnych spraw, nie tylko – tak jak w tym przypadku – ważnych egzaminów czy też innych decydujących dla człowieka spraw, ale przede wszystkim nie można odkładać tego, co prowadzi do zbawienia”.
http://www.niedziela.pl/artykul/105431/nd/Swiety-ostatniej-godziny
Dziękuję za otwarcie oczu.
Ciekawe co na to Polonia w innych krajach?
Pozdrawiam z obcego kraju
Panie Tkorze.
Jeszcze raz proszę by nie miał mi Pan za złe, że tak ostro i bezpardonowo piszę.
Przecież wszyscyśmy na jednym wózku. No może w jednym składzie, jedna ciuchcia nas ciągnie. A wagoniki emigranckie co chwilę nowe są odczepiane. W tym właśnie problem.
Jak Pański odczepili, to doczepili inny – obcy.
Panie Tkorze, jak Pan jest tam a nie tu, to tutaj Pana nie ma.
Czyli nie mogę do Pana iść jak mi się samochód popsuje, gdyby Pan był mechanikiem, ani z bólem zęba, gdyby Pan był ich wyrywaczem.
Jeśli już tyle trybików wyleciało z mechanizmu, to przestaje on działać. Tym bardziej przestaje.
A nie pomyślał Pan, że i nawet na ławeczce, przy browarze, też nie idzie z Panem pogadać. A chyba niemało chętnych czeka na Pańskie towarzystwo.
Tak jak Pan tęskni. Tak samo za Panem tęsknią.
Po prostu. Takie wyjazdy niszczą więcej niż budują.
Co mi z Pana zasług, nawet największych, gdy do obcej sakwy są wrzucane.
I codziennie słucham – a że naukowcy hamerykańscy czy jewropejscy to, a tamto.
A to Pan i Pańska Rodzina.
Nie dla nas to wszystko.
Ale czy dla Was?
Owszem, kasę z tego jakąś macie. A czy tyle ile się rzeczywiście należy? Czy tyle samo dostałyby za to samo angol?!
Dobra. Jest z tego ile jest. Ale to i tak korzyść jednostkowa, osobista. Tylko dla Pana. A reszta, która często jest znaczniejsza, istotniejsza, zasila obce społeczeństwa. Nie Pańskie.
Durne frazesy piszę. No ale czy jest inaczej?
pozdrawiam Pana, Panie Tkorze
Cóż jak Polska…
Panie KaroluJózefie,
Ja Pana rozumiem, ale nie wiem czy Pan mnie rozumie…
Przez parę ostatnich lat pobytu w Polsce produkowałem pewien towar. Można powiedzieć – najwyższej w Polsce jakości. Rynek bardzo niszowy, potencjalnych klientów parę tysięcy w Polsce, trochę w Niemczech. Niestety nie miałem takiego marginesu zysku aby rozwinąć trochę bardziej produkcję – byłem w szarej strefie, a rowinięcie się oznaczało całkowite zalegaliowanie się. Niestety to zalegalizowanie to byłaby śmierć dla biznesu. A bez zalegalizowania zyski starczały tylko na nędzne przeżycie. Nie mogłem patrzeć dzieciom i żonie w oczy wiedząc, że nie mam szans na zmianę tej sytuacji. Ale do rzeczy – gdy już wiedziałem, że wyjeżdżam żegnałem się z moimi znajomymi i stałymi klientami i jedyną ich reakcją było: “..szkoda, że wyjedżasz – ceny pójdą do góry…”. Ja byłem im potrzebny tylko jako ten, który obniżał ceny…
Co do pieniędzy zarabianych w UK przez mnie, moich najomych – stawki mamy takie jak Angole, czasem wyższe (przy usługach – wyższa jakość).
A do Polski wrócę gdy dzieci skończą naukę.
Pozdrawiam
Panie Tkorze!
Jak się cieszę, że się Pan na mnie nie pogniewał. A dałem Panu powody…
Nocne Polaków rozmowy…
Pisze Pan słowa z mojej głowy, i z mojego życiorysu…
Takie same bolączki mam od kiedy sięgam pamięcią.
Wariactwo zupełne, niekończące się.
Oj wiem to, wiem dobrze, że zagranica czeka – sukces pewny czeka.
Ale jednak nie. Gniję tu. Nasiąkam tym rozkładem. Takie to straczeńcze i stańczykowskie.
Ale.
Ale jak się tego próchna dość narobi to jak kiedyś to wszystko zakwitnie, to dżungla amazońska przy nas będzie ledwo podmiejskim parkiem.
Dobro przez krzyż. Nie inaczej.
______________________________
I widzi Pan. Prawdę Pan wielką i jedyną napisał. Nie uciekł Pan od Polski, od Matki.
Od wilców Pan uciekł. Od wyrodnych Jej synów.
To jest wszystko co można i trzeba napisać o tym czymś co się dzisiaj polaczkami zowie.
Ja doszedłem do tego samego wniosku choć inny był u mnie efekt – zostałem.
Mianowicie też widzę, że w pojedynkę malutki guziczek można. Maluteńki.
Ba! Ale gdzie i jak ekipe zebrać?!
To było i jest zawsze najtrudniejsze zadanie. Szczególnie zważywszy nasze przywary narodowe.
Pomyślałem sobie, że nie ucieknę tylko dlatego, że tutaj dotychczas tych braci/wspólników nie znalazłem. Trudno.
Na obczyźnie ich tym bardziej nie będzie.
Panie Tkorze – no niech Pan przyzna. Czy są nacje bardziej wolne, bardziej nieujarzmione,
bardziej bystre i kreatywne niż Polacy, czy szerzej – Słowianie?!
Gdzie znajdę lepszego wspólnika?
Ciekawostka.
Proszę porównać poziom szerokorozumianej działalności DIY w Polsce i na tzw. zachodzie.
Oni zaczynali dobrych ponad sto lat temu. Gromadzili wiedzę, materiały, narzędzia – potrzebne w dziedzinach wszelakich.
My nie dość, że w czasie dwudziestu zaledwie lat, pół czy ćwierci pokolenia, dogoniliśmy ich, to jeszcze przeganiamy na wielu frontach.
P.S.
Ostatnio rozmawiam z pewnym obcokrajowcem. Parę już lat u nas siedzi.
Zakochany po swe południowe uszy – w Polsce, a jeszcze bardziej w Polkach.
Pytam go wprost – czemu tu siedzisz, nie lepiej tam?
On na to – nie! tu lepiej.
I zaczyna wyliczać powody. A długą przez lata napisał listę.
Błahostka na koniec. Ale i z niej można sporo wysupłać.
Był taki dzień, z akcentami mocno kulinarnymi. I na tym polu wytaczamy działa narodowe, by prowdzić bezkrwawe i smakowite potyczki.
Stało się okurat tak, że z pewnego spotkania wróciłem mając w kieszeni kawałek parmigiano reggiano. Trzeba przyznać twardy kawał twardego, solidnego smaku. Gadaliśmy więc o zawartości mej kieszeni.
A, że dzień był niemiłosiernie gorący, to postanowiłem zakupić coś dla ochłody. Zywkle piwo jest dobrym rozwiązaniem – ale piwo – piwo, nie żadne grupy żywce czy inne kampanie piwowarskie.
A Pani w kasie – weź Pan se to!
I wyciągnęła z lodówki dużą butlę – cydru lubelskiego.
Popatrzałem na butelczynę krytycznie, choć prezentowała się wcale dobrze, i po pierwsze zimno!
Sprawa nie była prosta. Nie znałem trunku, a ugasić miałem nim pragnienie i uraczyć podniebienie Zagraniczniaka. Smaków wszelakich wielkiego miłośnika i znawcy.
– A dej Pani!
Panie Tkorze.
Przyjaciel mój oznajmił, że nigdy nic lepszego w życiu nie pił.
I ja się pytam – o co chodzi?
Cydr jest lubelski, a nie szampański. Zrobili go pierwszy raz, na przetarcie szlaku.
A jednak. Wszyło im cudo.
Bo tak właśnie mamy.
Jesteśmy cudogenni.
dobrej nocy Panu życzę
I tak oto z sodalicji patriotycznej gromiącej wstrętnych emigrantów gładko przeszło się do cudogenności na przykładzie cydru.
Cydr lubelski – firmy Ambra (gł. udziałowiec Sektkellerei Schloss Wachenheim AG 61%), której jednym z rozgrywających był (jest ?) Janusz Palikot.
Smacznego.
Panie Zapinio.
Dziękuję za informację. Więcej nie kupię.
Cudogenności jednak te sprawy nie zmienią. Czy śledzi Pan wydarzenia na Wimbledon’ie?
pozdrawiam
to ze p. kj zwkeslowal nie znaczy tych uogolnien- bez przesady.
że o co chodzi?