Dość popularną formą ataku na osobę, lub jakieś wydarzenie, które dysponowało pewną władzą, jest zarzut w stylu: “mógł zrobić, a nie zrobił”. Nie przeczę, że w niektórych sytuacjach tego typu pretensje mogą być uzasadnione, jednak bardzo często są nadużywane tylko po to, aby zdyskredytować to, czym nie darzymy specjalną sympatią, co stanowi cel naszego ataku i jest nam wrogie. Tego typu zarzuty można ostatnio usłyszeć ze strony sympatyków Bractwa Świętego Piusa X pod adresem Soboru Watykańskiego II, że ten milczał w kwestii komunizmu, że w jego dokumentach nie odnajdujemy ani jednej wzmianki na ten temat. Podobne pretensje można usłyszeć z ust tzw. “wybitnego” “profesora” Roberto de Mattei. Ci krytykanci nie mają wątpliwości – Kościół postąpił źle, ponieważ powinien z całą stanowczością potępić komunistyczną ideologię, gdyż zawsze potępiał wszelkie herezje i wszystkie zjawiska, które były wrogie wobec Kościoła, moralności i wiary – a tym razem tego nie zrobił.
W rzeczywistości słowo “zawsze” jest pewnym nadużyciem, bo tak na prawdę mieliśmy w pewnym sensie sytuacją bez precedensu (jednak za chwilę nawiążę do sytuacji z pierwszego wieku, w którym miało miejsce prześladowanie chrześcijan i w którym powstawały księgi kanoniczne). Kościół, który przez długie wieki dzierżył dość znaczną władzę i pozycję w sferze społecznej i politycznej nagle znalazł się w rzeczywistości, która z jego punktu widzenia była skrajnie niekorzystna i wyjątkowo groźna. 1/3 całego świata była ogarnięta władzą komunistyczną i nic nie zapowiadało, aby to zjawisko traciło na sile – wręcz przeciwnie – wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że ta ideologia będzie się rozszerzać zataczając coraz większe kręgi na naszym globie. Z drugiej strony nie mamy prawa oczekiwać od hierarchów kościelnych, aby ci znali przyszłość i zamiary Boże. Oni we własnym sumieniu muszą postępować na podstawie najlepszej swojej wiedzy, jaką posiadają i za postępowanie zgodne ze swoim sumieniem nie powinniśmy ich oskarżać. Więc widzimy, że sytuacja była nieco inna, niż ta, w której Kościół mógł z całą stanowczością potępić jakąś ideologię, lub zjawiska, które miały mniejszy zasięg, niż to, z czym stanął twarzą w twarz w latach 60-tych ubiegłego wieku. Kościół musi kierować się również roztropnością i rozumem, aby nie czynić kroków, które mogłyby przynieść więcej szkody, niż pożytku. Ani Lefebryści, ani nikt inny nie jest w stanie przewidzieć, co by się stało, gdyby Kościół stanowczo potępił ten totalitarny reżim – nie wiadomo, ile hektolitrów krwi chrześcijan musiało by być przelanych, oraz z ilu krajów Kościół byłby zmieciony z powierzchni, jeśli by się okazało, że Kościół obrał by drogę wojny z tym zbrodniczym systemem.
Z podobnym problemem zmierzyła się już rosyjska cerkiew, która za czasów Stalina doświadczyła tak dotkliwych represji, jakich nasz Kościół nie wycierpiał od stuleci. Pozwolę sobie przytoczyć fragment artykułu Jana Engelgarda “Cyryl I – KGB – Kościół prawosławny” dostępny pod adresem:
http://sol.myslpolska.pl/2012/08/cyryl-i-%E2%80%93-kgb-%E2%80%93-kosciol-prawoslawny/
[…] W roku 1941, kiedy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, Cerkiew stała już na skraju ostatecznej zagłady. Ledwie kilkunastu hierarchów dogorywało w łagrach, na wolności było jedynie czterech! Z 58.000 parafii zostało 100! I właśnie wtedy nastąpił przełom, a dla niektórych cud. Najechana przez Hitlera Rosja sowiecka zmuszona została do zatrzymania machiny zagłady i podtrzymania przy życiu prawosławnej Cerkwi. Już w czerwcu 1941 roku pozostający na wolności metropolita Sergiusz wydał apel do wiernych o ratowanie Ojczyzny. Nagle wiara w Boga stała się dla reżimu Stalina ratunkiem. Z łagrów zaczęli być zwalniani uwięzieni duchowni, zaprzestano propagandy ateistycznej. Władze zgodziły się na procesję ikony Matki Boskiej Kazańskiej (przepowiednia mówiła, że wtedy Rosja ocaleje) w oblężonym Leningradzie, a potem ikona pojechała do Stalingradu. Ale to był tylko początek. Na początku września 1943 roku Stalin wezwał do siebie Ławrientija Berię i nakazał mu natychmiast przywieźć na Kreml żyjących hierarchów prawosławnych.
4 września 1943 roku doszło na Kremlu do niebywałego wydarzenia, po północy Wódz przyjął trzech najbardziej znaczących hierarchów, którzy przeżyli – Sergiusza, Aleksieja i Nikołaja. Rozmowa trwała dwie godziny – rozmowa Belzebuba z ocalałymi cudem pasterzami Kościoła prawosławnego. Na spotkaniu był obecny naczelnik IV oddziału III Zarządu NKWD płk G.G. Karpow. On też sporządził notatkę ze spotkania i przejął „opiekę” nad hierarchami. Ustalenia były jasne – zwołanie soboru, wybór Patriarchy, a potem podpisanie umowy przewidującej otwarcie seminariów, świątyń a nawet klasztorów. Stalin nalegał na szybkość działań – nakazał NKWD oddanie do dyspozycji hierarchów nawet samolotów, byle Sobór odbył się w kilka dni.
I tak się stało – już 8 września Rosja miała nowego patriarchę, został nim Sergiusz, co zostało ustalone jeszcze przy okazji spotkania ze Stalinem. […] Wybór był jasny – albo idziemy na układ zaproponowany przez Stalina ze wszystkimi tego konsekwencjami, albo Cerkiew znika z powierzchni ziemi, dosłownie, nie w przenośni. Ci ludzie […] nie mogli wiedzieć co stanie się za miesiąc, rok, dwa lata. Trwała wojna, Stalin nie był już taki złowieszczy, ale musieli iść na układ z człowiekiem, który wydał rozkaz zabicia dziesiątków tysięcy duchownych i zburzenia tysięcy cerkwi. Czy mogli o tym zapomnieć? Na pewno nie, ale musieli milczeć. Mogli się za to modlić, bo tego nawet aparat NKWD nie mógł skontrolować. Ci ludzie przeszli tak wiele, że gdyby uznali, że słusznym jest brak zgody na propozycje Stalina i powiedzenie „nie” – nie przestraszyli by się tego, bo byli gotowi na śmierć. Ale czy mogli być pewni, że Bóg od nich tego wymaga? Czy czasem nie był to znak, że trzeba zrobić coś innego? Musieli znać filozofię Nikołaja Bierdiajewa, który pisał, że bolszewizmu nie można pokonać przy pomocy siły fizycznej, ale można go przetrzymać, przezwyciężyć duchowo. Musieli być pewni, że tak będzie. […]
Tak jak wcześniej wspomniałem, mimo iż sytuacja ta nie miała precedensu, to jednak można dostrzec pewne podobieństwa z sytuacją z pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa, w których doświadczało ono wielkiego ucisku przez ówczesne władze rzymskie. Na szczególną uwagę zasługuje jednak pierwszy wiek – a dokładnie pierwsza fala prześladowań (64-68r) z czasów Nerona, ponieważ wtedy powstawały chrześcijańskie pisma, które są w znacznej mierze uznane za kanoniczne, natchnione Duchem Świętym. Okazuje się, że Biblia na temat ówczesne władzy rzymskiej milczy i nie potępia jej w żadnym miejscu. Jedyne ślady, które w sposób pośredni potępiały tę władzę odnajdujemy w Apokalipsie, która najprawdopodobniej została napisana u schyłku pierwszego wieku – lecz i tam nie odnajdujemy konkretów, o których dokładnie władcach jest tam mowa. Nie dość, że Biblia nigdzie nie potępia ówczesnej władzy, to wręcz przeciwnie – pochwala ją, każe jej się podporządkować i naucza, że pochodzi ona od Boga.
Rz 13,1-2 Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia.
– proszę zwrócić uwagę na te słowa św. Pawła, który doskonale pamiętał, że Jezusa ukrzyżowały władze rzymskie, a chrześcijan prześladowały władze żydowskie częstokroć nakazując im wyrzec się Jezusa. Ten fragment jest datowany jednak na rok 55-59 naszej ery, czyli na kilka lat przed prześladowaniem Nerona.
Inny fragment:
1 P 2,13 Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu najwyższą władzę
Komentarz jak wyżej – ten fragment z kolei jest datowany na okres 61-64 r naszej ery, czyli tuż przed wybuchem prześladowania przez Nerona, ale za to w czasie pierwszego uwięzienia św. Pawła przez Rzymian.
Najciekawszym jednak fragmentem jest ten poniższy:
Tt 3,1 Przypominaj im, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu.
– o ile sama treść tego wersetu nie powala bardziej na kolana, niż te dwa poprzednie, to jednak okres ich powstania powinien dać coś do myślenia – mianowicie datuje się to na okres 65-66!!! Czyli w trakcie pierwszej fali prześladowań rzymskich. Warto również dodać, że nie był to ostatni list św. Pawła – był nim 2 list do Tymoteusza, który św. Paweł napisał tuż przed swoją śmiercią (ok. 67 rok). Mimo to w żadnym jego piśmie nie odnajdujemy jakiejkolwiek wzmianki potępiającej ówczesną władzę rzymską, która nakazuje się jej przeciwstawić. Takiej nauki nie odnajdujemy w całym Nowym Testamencie, a jedynie pewne takie sugestie można wynaleźć w Apokalipsie św. Jana. Jednakże charakter tych wypowiedzi jest bardziej ogólny – aby przeciwstawić się wszystkiemu, co jest związane z kultem pogańskich bożków, nawet gdyby było to wbrew postanowieniom panującej władzy. Czy może właśnie z tego powodu sympatycy Bractwa św. Piusa nie powinni swoich pretensji zacząć od apostołów i innych autorów Nowego Testamentu, że ci wyraźnie nie potępili ówczesnej władzy rzymskiej? Stanowcze słowa potępienia nie były dla nich żadną nowością, o czym można się przekonać czytając fragment z Listu do Galatów 1,6-9. Wszak przecież to oni właśnie byli pod szczególnym i wyjątkowym natchnieniem Ducha Świętego, więc czemu milczeli wobec tak antychrześcijańskiego zjawiska, jakie miało miejsce w Rzymie?
Cytaty biblijne pochodzą z Biblii Tysiąclecia
Zobacz również:
Skutki Soboru Watykańskiego II wg Roberto de Mattei
2242 Obywatel jest zobowiązany w sumieniu do nieprzestrzegania zarządzeń władz cywilnych, gdy przepisy te są sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego, z podstawowymi prawami osób i ze wskazaniami Ewangelii. Odmowa posłuszeństwa władzom cywilnym, gdy ich wymagania są sprzeczne z wymaganiami prawego sumienia, znajduje swoje uzasadnienie w rozróżnieniu między służbą Bogu a służbą wspólnocie politycznej. “Oddajcie… Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22, 21). “Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29).
Tam… gdzie władza państwowa, przekraczając swoje uprawnienia, uciska obywateli, niech ci nie odmawiają jej świadczeń, których obiektywnie domaga się dobro wspólne. Niech zaś wolno im będzie bronić praw swoich i współobywateli przed nadużyciami władzy w granicach nakreślonych przez prawo naturalne i ewangeliczne 25 .
2243 Zbrojny opór przeciw uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują równocześnie następujące warunki: 1 – w przypadku pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw; 2 – po wyczerpaniu wszystkich innych środków; 3 – jeśli nie spowoduje to większego zamętu; 4 – jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia; 5 – jeśli nie można rozumnie przewidzieć lepszych rozwiązań.
Wspólnota polityczna i Kościół
2244 Każda instytucja opiera się, nawet w sposób domyślny, na jakiejś wizji człowieka i jego przeznaczenia; czerpie z niej swoje kryteria sądów, swoją hierarchię wartości oraz linię postępowania. Większość społeczeństw oparła swoje instytucje na kryterium pewnej wyższości człowieka nad rzeczami. Jedynie religia w sposób Boski objawiona otwarcie uznała w Bogu, Stwórcy i Odkupicielu, początek i przeznaczenie człowieka. Kościół zachęca władze polityczne, by w swoich sądach i decyzjach opierały się na inspiracji płynącej z prawdy o Bogu i o człowieku:
Społeczeństwa, które ignorują tę inspirację lub też ją odrzucają w imię swej niezależności względem Boga, są zmuszone do szukania w sobie lub do zapożyczania od jakiejś ideologii swych odniesień i swego celu. Nie dopuszczając do obrony obiektywnego kryterium dobra i zła, pozwalają sobie na totalitarną władzę, jawną lub zakamuflowaną, nad człowiekiem i jego przeznaczeniem, jak to pokazuje historia 26 .
2245 Kościół, który z racji swojego posłannictwa i swojej, kompetencji w żaden sposób nie może być sprowadzony do wspólnoty politycznej, jest znakiem i zarazem stróżem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej. “Kościół… szanuje… i popiera polityczną wolność i odpowiedzialność obywateli” 27 .
2246 Do zadań Kościoła należy wydawanie “oceny moralnej nawet w kwestiach dotyczących spraw politycznych, kiedy domagają się tego podstawowe prawa osoby lub zbawienie dusz, stosując wszystkie i wyłącznie te środki, które zgodne są z Ewangelią i dobrem powszechnym według różnorodności czasu i warunków” 28 .
Ponieważ tyran szuka dobra prywatnego z pogardą dla wspólnego, w rezultacie w różnoraki sposób uciska poddanych, gdyż sam podlega różnorodnym namiętnościom, które pchają go ku jakimś dobrom. Jeśli dał się uwięzić chciwości, rabuje dobra poddanych; jak mówi Salomon: „Król sprawiedliwy podnosi ziemię, chciwy – ją niszczy”17. Jeśli dał się zwyciężyć gniewowi, z byle powodu rozlewa krew; jak powiada [Pan] przez Ezechiela: „Książęta jej rozlewają krew jak wilki porywające zdobycz”18. Toteż Mędrzec upomina, żeby takiej władzy unikać: „Daleko bądź od człowieka, który ma władzę zabijania”19, gdyż nie używa jej sprawiedliwie, ale zabija według zachcianki. W ogóle nie można wówczas być bezpiecznym, lecz – wobec odejścia od prawa – wszystko jest niepewne. I nic nie może się wówczas utrwalić, gdyż zależy od czyjejś woli, żeby nie powiedzieć – zachcianki.
[Tyran] obciąża poddanych nie tylko [w zakresie dóbr] cielesnych, ale przeszkadza im w dobrach duchowych. Ponieważ bardziej pożąda władzy niż bycia pożytecznym, utrudnia wszelki postęp poddanych, podejrzewa bowiem, że jakakolwiek wyższość poddanych szkodzi jego niegodziwemu panowaniu. Bardziej podejrzani dla tyranów są dobrzy niż źli i zawsze straszliwie boją się cudzej cnoty. Zatem tyrani starają się nie dopuścić do tego, aby ich poddani stali się cnotliwi i nabrali ducha wielkoduszności, bo wówczas nie znieśliby ich niegodziwego panowania. Zabiegają również, o to aby pomiędzy poddanymi nie utrwałały się związki przyjaźni i aby nie radowali się oni wzajemnym zyskiem pokoju: kiedy bowiem jeden drugiemu nie ufa, nie mogą niczego podejmować przeciw ich panowaniu. Toteż sieją niezgody wśród poddanych, a istniejące podtrzymują, oraz zakazują tego, co łączy ludzi, na przykład małżeństw i zebrań oraz tym podobnych rzeczy, dzięki którym rodzi się wśród ludzi zażyłość i zaufanie. Wysilają się ponadto, aby poddani nie stali się silni ani bogaci – podejrzewają ich bowiem według przewrotności swego sumienia, a ponieważ sami używają potęgi i bogactw do szkodzenia, obawiają się, żeby siła i bogactwo poddanych im nie zaszkodziły. Toteż czytamy u Hioba na temat tyrana: „Ciągle słyszy zgiełk niebezpieczeństwa, i chociaż pokój jest” – to znaczy choć nic mu nie grozi – „on wszędzie podejrzewa zasadzki”20.
http://www.it.dominikanie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=24&Itemid=143&lang=pl
Delfinie, rozumiem przesłanie tych tekstów, co podałeś, jednak ja nigdzie nie twierdzę, że zawsze powinniśmy poddawać się władzy cywilnej i być jej posłuszny absolutnie w każdym przypadku. Meritum dotyczy czegoś innego.
Pozdrawiam
No a co mialem dodać, że u nas za komuny też księża mieli pod górkę i musieli się z czrwoną hołotą układać? Zasadniczo wszedzie Chrystus mial i ma pod górkę, tam gdzie nie ma Boga, gdzie się go ruguje, niszczy, z nim walczy lub wykrzywia ewnagelię – czy to osobiscie (Bog tak, kosciol nie; “wiara” wybiorcza etc), czy przez wladze (honor i ojczyna – napis na URMie), ktora tylko patrzy swego (stad tomasz)
Dzieki za notke!
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica
Przepraszam, że rozbijam wątek. Jako wytłumaczenie, podaję motywy. Chciałoby się końcową cześć mojego komentarza umieścić w formie artykułu, ale myślę, że na tym etapie, gdy jeszcze nie dotarła informacja do ogółu wiernych, zrobiłby on sporo zamieszania, a być może nawet wyrządziłby zło w mistycznym ciele Kościoła. Niech więc zawiśnie tu tylko między nami, którzy mocno w Kościele żyjemy. Zamieszczam zatem tutaj, moi Drodzy, by Was zapytać, jak rozumiecie nowelizację, którą przedłożył nam KEP.
Czy podobnie jak ja odczuwacie jakiś niepokój?
Delfinie, może w takim razie powiem w takim skrócie, o co mi chodziło w tej notce, bo nie ukrywam, że nie do końca wiem, co chcesz przekazać.
Chodziło o to, że nie powinniśmy mieć pretensji do ojców soborowych, że wyraźnie nie potępili komunizmu. Moje przypuszczenia idą w tę stronę: Mogli żywić obawy, że to do niczego dobrego nie doprowadzi, że może to wywołać wielkie prześladowanie, niszczenie kościołów, co gdzieniegdzie mogłoby się skończyć wyplenieniem chrześcijaństwa, jak o mały włos nie stało się to w Rosji.
Ewangelia nas też nie uczy, aby zawsze radykalnie wzywać do świętej wojny z władzą cywilną. Św. Paweł też mógł na każdym kroku potępiać faryzeuszy, skakać im do gardeł, ostro potępiać władze rzymskie – jednak tego nie robił. Jak przemawiał do nich (Dzieje Apostolskie) kierował się jakimś wyczuciem. Ogolił się, aby pokazać im, że nie ignoruje prawa, w którym żyją. Obrzezał Tymoteusza ze względu na Żydów.
Tym samym chciałem pokazać, że żywienie pretensji o to, że w takich okolicznościach ojcowie ostatniego soboru powstrzymali się od wypowiedzenia wojny komunizmowi jest niesprawiedliwe.
Polonio, niestety przyszło nam żyć w takich smutnych czasach, że wiara staje się co raz bardziej byle jaka. Piątek to jest dzień, w którym zaczyna się weekend i wielu ludziom kojarzy się to z okazją do imprezy i zabawy. W dzisiejszym świecie zawładniętym przez media takie “wartości” stały się ważniejsze od wiary i powszedniego chleba. Niestety, ale zdecydowana większość społeczeństwa utożsamiająca się wiarą katolicką również temu uległa i przypuszczam, że z rozgoryczeniem spoglądała na ten zapis IV przykazania kościelnego, który akurat w najgorszym momencie zakazywał im tej zabawy. Może właśnie ci biskupi takimi pobudkami się kierowali, jak to czytamy w Biblii:
Mt 19:8 bt “Odpowiedział im: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było.”
Co Ci chodziło w tej notce, Grzegorzu, to ja wiem. Kłopot w tym, że zapomniałem, że jest to kolejna notka z cyklu tradsi a moderna i około. W sytuacji jaka jest tę notkę odebrałem prosto – jako zachętę do podporządkowywania się władzy – tej władzy. I to stąd, z tej oceny, zaoponowałem. Zaś co do samej oceny SVII przez tradsów, jest to trudne (po obu stronach). Właściwie dopiero linki do Twojej strony wyjaśniają w czym rzecz, a i też można z tymi treściami podejmowac dyskusję. Na kanwie sympozjum i dyskusji o społecznym królowania Chrystusa, w aspekcie podniesionych tam zagadnień, ciekawi mnie czy jest szansa na znalezienie wspólnej płaszczyzny do porozumienia.
Grześku, dziękuję za zauważenie mojego “niekulturalnego” wtrętu ;-)
Zacytowałeś:
To na myśl też mi przyszło.
Chrystus przyszedł i uczynił małżeństwo nierozerwalnym, dlatego że żydzi wtedy dojrzeli, by to w końcu przyjąć i zastosować w życiu??? Jeśli takie jest tłumaczenie, to kiedy my dojrzejemy, by wcielić w końcu w życie ascezę, pokutę i wyrzeczenie?
Spotkałam się już jakiś czas temu z masońskimi wytycznymi do “obalania” wiary katolickiej. Już św. Maksymilian w 37 o tym pisał, że psują nas nie rozumowaniem, ale psuciem obyczajów… na czym polega fałszywa odnowa Kościoła Św.? Nowelizacja?…Znosić praktyki pokutne podczas Adwentu
Teraz uświadomiłam sobie, że zawsze tłumaczyłam dziecku, że pościmy i powstrzymujemy się od zabaw w piątek, bo Pan Jezus za nas umarł, to z miłości do Niego, jako znak naszego szacunku i wdzięczności za ofiarę Krzyża…. nie powoływałam się na Przykazanie Kościelne…
Liczę na kontynuację tej dyskusji ;-)
Wydaje mi się, że skoro już tak musi być i to jest tym powodem, to trochę lepszym rozwiązaniem od tego obecnego byłoby zalecenie, że osoby które spodziewają się jakiejś zabawy w piątek, taki post uczyniły od czwartku godz. 18.00 do piątku godz. 18.00. Tak na dobrą sprawę, to w tych godzinach trwała męka Chrystusa – został schwytany w czwartek i ponoć umarł On ok. godz. 15 w piątek.
A co do walki z chrześcijaństwem poprzez psucie obyczajów – to się zgadza. Tak samo jest z lewactwem, ze zboczeńcami, dewiantami itp. Kto by się przejmował jakimiś popaprańcami, którzy stanowią 1% społeczeństwa i ze swojej natury budzą niesmak u zdrowych i normalnych ludzi. Tu bardziej chyba chodzi o wprowadzeniu do życia pewnych standardów, które ze swej natury są nie do pogodzenia z wiarą katolicką.
Zobacz, wykonujemy jednak praktyki pobożnościowe nie z miłości, tylko z przymusu, wg martwej litery prawa… Jeśli i ta litera będzie ciągle rozmiękczana, to do czego dojdziemy? Mamy ciemny przykład Zachodu, gdzie tabletka po jest ok., a antykoncepcja w pewnych przypadkach nie jest grzechem, i co w związku z tym? Puste kościoły, spadek powołań… rozprzężenie wśród kleru też. Jeśli kocham, łatwiej przychodzi mi z miłości do kogoś wyrzec się czegoś, co mnie dużo kosztuje, coś stracić… Nie umiemy myśleć o Chrystusie jak o żywej Osobie. Przecież On za nas umarł, życie oddał. Gdybyśmy myśleli o Bogu jak o Kimś Najdroższym, nie byłoby dyskusji nad tym, o czym teraz rozmawiamy, nie zastanawialibyśmy się, czy mogę sobie “gangnam’a” zatańczyć w piątek o 15…
Jeszcze jedno, jakiś miesiąc temu jeden z biskupów powiedział że w sprawie in vitro trzeba politycznego kompromisu… Kompromis to jest droga ustępstw, czy tak nauczał nas Pan Jezus? TAK, TAK; NIE, NIE A może te zmiany, bo skoro nie ma prawa nie ma grzechu??? Trzeba prawo tak zmienić, tak złagodzić, by grzech umniejszyć, którego ludzie się dopuszczą… To droga donikąd.
Niby tak, ale zastanawia mnie jedno – czy ten spadek powołań i oziębłości wiary jest skutkiem zliberalizowania różnych nakazów i zakazów, czy zliberalizowanie różnych nakazów i zakazów jest skutkiem oziębłości wiary i spadku powołań. Jest to przykre, ale tych gorących jest tak na prawdę znikomy procent wśród wiernych, a tych letnich cała reszta. Czy wrócenie do tych zasad sprzed kilku/kilkudziesięciu lat poprawiłoby sytuacje i wzrosłaby liczba powołań, czy ludzie bardziej by kochali Boga, czy tych gorących byłoby więcej? Nie wiem, ale coś wewnątrz mi podpowiada, że nie koniecznie (chociaż mogę się mylić). Przyczyna tej oziębłości wg mnie jest gdzieś indziej. Masoneria robi swoje i zbiera owoce. Oni mają media, oni ustalają pewne standardy, sterują emocjami, oferują to co przyjemne, wygodne, a ludzie łatwo temu ulegają. Jest to trudny temat i z tym twarzą w twarz musi stanąć Kościół.
Kiedyś słyszałem, że tak na prawdę ludzi wierzących jest tyle, co kiedyś, kiedy wszyscy identyfikowali się z wiarą katolicką. Różnica jest taka, że wtedy była to forma buntu przeciwko komunistycznej władzy, że było to bardziej zakorzenione w społeczeństwie jako pewien obowiązujący standard, lecz ludzi prawdziwie wierzących było tyle, co teraz. Kto wie – może to i racja.
Do końca nie zgadzam się z Twoją wypowiedzią, ale szanuję ją :-)
Można tą zależność pomiędzy Kościołem miękkim a ilością wiernych i powołań pokazać za pomocą takiej prawidłowości. Załóżmy mamy katechumena, człowieka dopiero wykąpanego w wodach chrztu, wchodzi on w Kościół, uczy się nakazów, Tradycji… Nagle okazuje się, że to co przyjął podczas nauki, by umiłować i w swym życiu stosować, zmienia się, ulega “deformacji”. Człowiek ów niejako “głupieje”, zastanawia się, które prawo-przykazanie było słuszne… Doświadcza rozłamu… Często rozmawiam z ludźmi młodymi należącymi do różnych wspólnot (15-20 lat), którzy mówią mi, gdy pytam ich o Kościół, że chcą Kościoła z zasadami, mocnego moralnie, nie chcą należeć do Kościoła, który zmienia prawo, łagodząc je…
Okazuje się, że jakaś część młodych mężczyzn czy kobiet wybiera właśnie zakony klauzurowe, kontemplacyjne, by uciec od zgiełku świata w ramiona Boga…
Co zaś do możnowładztwa masono-mediów, tutaj ciekawy link: Wygodnictwo i niedojrzałość młodych mężczyzn poważnym problemem społecznym
http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/wygodnictwo-niedojrzalosc-mlodych-mezczyzn-powaznym-problemem-spolecznym
To jest problem… Czy kłaść poprzeczkę wysoko, tam gdzie przez długi czas była i pokazać ludziom palcem gdzie ona jest. Wtedy Kościół będzie święty, elitarny. Tylko co wtedy będzie z liczebnością? Ja tego nie wiem. Jednak kościół to nie tylko elitarna świętość, która pod względem wiary jest wzorowa, bez zarzutu. Z takim problemem prawdopodobnie zetknął się autor listu do Hebrajczyków, gdy pisał:
Hbr 5:12 bt “Gdy bowiem ze względu na czas powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o podstawowych zasadach słów Bożych, i mleka wam potrzeba, a nie stałego pokarmu.”
Od pierwszych nawróconych pogan wymagano, aby powstrzymywali się od nierządu, bałwochwalstwa, tego co zadławione i od krwi. To było absolutnie niezbędne minimum, które było potrzebne do przyłączenia do społeczności chrześcijan. Więc jak widzisz pojęcie absolutnego minimum jest jak najbardziej zasadne. Tak mi się wydaje.
Cytat, który podałeś, mam wrażenie, odnosi się do tych, którzy dopiero w wierze smakują…
Chodzi mi o to, że ta decyzja KEP znowu podzieli Kościół, w którym i tak jest tyle podziałów. Rozbijanie jedności w taki sposób jest chyba najgorszą formą. Porozmawiałam wczoraj trochę z ludźmi, którzy reagowali rozmaicie na zmianę przykazania Kościelnego. Większość jednak była “święcie” oburzona. Okazuje się, że ludzie nie chcą zmian “ze względów praktycznych”. Jest tyle problemów na łonie Kościoła i jako instytucji, i jako ludu Bożego, że zmiana ustaleń dotyczących przykazań Kościelnych, zdaje się być jakimś nieporozumieniem – bo ja nie mogę w coś takiego uwierzyć.
A imo odnosi się do tych, oprócz tych o których rzekłaś, którzy będąc nauczycielami nie powinni zapomnieć, że co od nich pochodzi – pochodzi od Boga, zaś jeśli coś od nich pochodzi a nie od Boga, to od tego miłosierdzie mleka – aby znali źródło siebie — jak i dziecko zna :)
“Uwolnienie” piątku pod sankcją dyspensy raczewj zbliża ku Kościołowi, niż oddala. Hm… ale jeszcze podumam… BTW, skoro 90% parówki to papier, to może można parówkę jeść w piątek czy raczej należy walczyć, aby było tam jednak mięso?
Piękne i słuszne…
zaś co do wypowiedzi z: 25 czerwca 2013 godz. 09:59
Przykazania Kościelne były parę razy zmieniane, rzeczywiście, cel był szczytny – jako rzekłeś: “zbliżyć” do Kościoła, uczynić go bardziej “miękkim”… Niegdyś w Wielki Post obowiązywała 40-dniowa wstrzemięźliwość od mięsa, mój Dziadek, mimo że zaszła zmiana w tym przepisie, praktykował 40 dni Postu jak przed zmianą przepisów do końca życia… Ci, co jeszcze żyją, trwają przy przepisie starym, nie wyobrażają sobie hulanek i swawoli ani mięcha w ten święty czas… Niedługo jadę do babci-staruszki, zastanawiam się, jak jej powiedzieć o liberalizacji(!!!) tego przepisu dotycz. piątków.
Jednak czy czynienie Kościoła bardziej “ludzkim” nie umniejsza jego “boskości”? Nie mamy być wszak światowi, praktyczni – to nakazał Chrystus? Czy chrześcijaństwo jest praktyczne? Przecież to najbardziej wymagający styl życia, zupełnie sprzeczny z tym, czego człowiek oczekuje. Niewygodne jest chrześcijaństwo, nakazy, zakazy, powstrzymywanie się, wstrzemięźliwość, milczenie, pokora… to wbrew ludzkim skłonnościom.
“Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie” – doprawdy zachęcające ;-)
– Polonio, weź jedną poprawkę… Twoi znajomi w większości to nie lewactwo, panowie z budki z piwem, to nie panienki 10 razy rozwiedzione które z 5 razy dokonały aborcji… Dam rękę uciąć, że Twoju znajomi to w większości ludzie bardzo gorliwi, wierzący, wzorowi katolicy – a więc ciężko mówić o jakiś miarodajnych statystykach, które przedstawiają średnie, statystyczne nastroje społeczne.
Kolejna sprawa – postu.
Po pierwsze – nikt nikomu nie zabrania być bardziej gorliwym, niż ustawa przewiduje.
Kiedyś słyszałem (bodajże z ust ojca Pilśniaka), że post kiedyś służył temu, aby czegoś nie zjeść głównie po to, by ofiarować to ubogiemu.
Następna sprawa – spójrzmy na różnicę pomiędzy Janem Chrzcicielem, a Jezusem – jest ona mocno zaakcentowana w Ewangelii. Przyszedł Jan, nie jadł nie pił, a mówili “demona ma”, przyszedł Syn Człowieczy, a mówią, że to obżartuch i pijak. Więc widzimy, że ilość postu nie jest wprost proporcjonalna do wewnętrznej świętości. Przy innej okazji Jezus mówi, że “jak apostołowie mogą pościć, jeśli oblubieniec jest z nim – przyjdą czasy, że będzie On im odebrany, wówczas pościć będą”. Tym chcę podkreślić, że najważniejsza jest bliskość Boga w naszym sercu, a nie użalanie się nad śmiercią Jezusa, bo nawet w piątek powinna być w nas świadomość, że On zmartwychwstał, zwyciężył, odkupił nas i już więcej nie umrze. Post ma służyć zbliżeniu do Boga, refleksji nad Jego życiem, męką, miłością, ma służyć naszemu nawróceniu, ma służyć temu, że o nim pamiętamy, że zajmuje najważniejsze miejsce w naszym życiu, a nie wewnętrznej boleści Jego piątkowej męki. Ja jestem zwolennikiem, aby każdego dnia dawać o nim świadectwo, a jak w piątek trafi się czasem jakaś impreza właśnie z racji początku weekendu, to ja osobiście nie widzę problemu, aby w niej uczestniczyć. Mnie to nie gorszy w każdym razie. To nie rytuały są w naszym życiu najważniejsze, ale życiowe świadectwo i bliskość do Boga. Żydzi też się gorszyli, że apostołowie nie postępują zgodnie z tradycją i za mało poszczą – taka postawa została skrytykowana przez Jezusa.