Mam przed sobą zbiór zadań do matematyki dla klasy V-VI szkoły podstawowej. Autorzy: Tadeusz Korczyc i Jerzy Nowakowski. Wydawnictwo WSiP 1985. Z tego podręcznika uczyły się moje dzieci. Chodziły do zwykłej, dzielnicowej, mocno skomunizowanej szkoły imienia WP, razem z dziećmi dozorców i lokalnego marginesu. Ani moje dzieci, ani dzieci dozorców, które przychodziły czasami do mnie na matematykę nie miały z tymi zadaniami żadnych poważnych problemów.
Daję zadanie z tego zbioru tegorocznym maturzystom, których douczam w ramach kursu przygotowawczego. Jest to zdanie 37.11 ze strony 182. Podaje dokładne dane, żeby każdy „niewierny” mógł sobie osobiście sprawdzić.
Oto zdanie: < Doświadczenie polega na trzykrotnym rzucie monetą. Czy zdarzenie „ wypadnie przynajmniej jeden orzeł” jest tak samo prawdopodobne jak zdarzenie „ wypadną dokładnie dwie reszki”? >.
Kiedy dziesiąta z kolei osoba deklaruje, że nie ma bladego pojęcia jak to rozwiązać pokazuję okładkę książki. Ogólne niedowierzanie. „Jak to – to zadania dla szkoły podstawowej? Chyba jesteśmy idiotami”- samokrytycznie stwierdza jeden z kursantów.
„ Przez uprzejmość nie zaprzeczę” – odpowiadam zgodnie zresztą z najgłębszym przekonaniem.
W tym samym zbiorze są zadania dotyczące wektorów na płaszczyźnie i w przestrzeni, elementy statystyki, nierówności z wartością bezwzględną. Większość tych zadań zdecydowanie przerasta obecne możliwości maturzysty wybierającego maturę na poziomie podstawowym.
Jak to się stało, że w ciągu ostatnich 20 lat przeciętny maturzysta osiągnął poziom niższy od ucznia V klasy szkoły podstawowej w PRL?
1) Pierwsza przyczyna to celowe obniżenie poziomu. Przez 20 lat nie było obowiązkowej matury z matematyki, a program liceum był konsekwentnie kastrowany. Kiedy zaczynałam uczyć w szkole, w programie była analiza matematyczna : granice ciągów i funkcji, szeregi, badanie funkcji, całki. Badanie funkcji było przerabiane w II klasie. Doskonale radziły sobie z nim nawet klasy ogólne. W klasach matematycznych badało się również funkcje wykładnicze i logarytmiczne. Ktoś mnie przekonywał, że w klasach ogólnych badało się tylko wielomiany i funkcje wymierne i że badanie funkcji jest nad wyraz algorytmiczne ( czyli można się go nauczyć na zasadzie recepty na piernik). Zgodziłabym się z nim gdyby nie fakt, że te same funkcje wymierne sprawiają teraz poważny kłopot studentom I roku politechnik i SGH.
Z programu i wymagań egzaminacyjnych w liceum kolejno wypadły : szeregi w tym szereg geometryczny zbieżny, oczywiście całki , potem pochodna i badanie funkcji. Z programu rachunku prawdopodobieństwa wypadł schemat Bernoulliego, prawdopodobieństwo warunkowe, wzór Bayesa, rozkład zmiennej losowej, wartość oczekiwana i wariancja. Zadania z prawdopodobieństwa całkowitego zaleca się obecnie rozwiązywać „ drzewkiem” – czyli jak w V klasie szkoły podstawowej moich dzieci. W trygonometrii zlikwidowano nierówności trygonometryczne i wzory redukcyjne.
Jakiś mędrek powie: po co znajomość wzorów, które są przecież w tablicach i w Internecie?
Odpowiem. Zawsze na pierwszym roku studiów, w kursie algebry, wprowadzano liczby zespolone i było to traktowane jako rozgrzewka. Jako najłatwiejszy dział do opanowania. Obecnie z liczbami zespolonymi jest koszmar. Studenci nie potrafią operować postacią trygonometryczną liczby zespolonej bo nie operują wzorami redukcyjnymi i ogólnie rzecz biorąc trygonometrycznymi.
Poza tym jeżeli ktoś nie wyprowadzał tych wzorów i ich nie „ uwewnętrznił” źle rozpoznaje ich strukturę. Dam przykład . sin2Φ= 2sinΦcosΦ.( jak wiadomo i jest to przecież w tablicach i w Internecie) Uczeń ma według tego wzoru rozwinąć sin10Φ= 2sin5Φcos5Φ, ale zamiast tego nagminnie pisze sin10Φ= 10sinΦcosΦ, co jest bzdurą. . Źle rozpoznał wzór, bo go nie używa z namysłem – ufa tablicom.
2) Nadużycie kalkulatorów i komputerów. Na ten sam kurs uczęszcza uczeń szkoły amerykańskiej. Otrzymują w szkole ogromne kalkulatory obliczające wszystko i rysujące wykresy funkcji punkt po punkcie. Ma za zadanie narysować wykres funkcji kwadratowej po sprowadzeniu jej do postaci kanonicznej. Upiera się, że użyje swego kalkulatora. Wpatruje się w napięciu, ze zmarszczonym -jak pies rasy mops- czołem w pojawiającą się wolniutko na ekranie banalną parabolę. Pomijając fakt, że regulamin matur nie dopuszcza używania podczas egzaminu takiego sprzętu , użycie go do tak trywialnego problemu to strzelanie z armaty do wróbla. Młody człowiek ze swoim liczydłem przypomina mi inkasenta elektrowni albo kontrolera parkometrów, a w najlepszym wypadku panienkę sprzedającą buraki która liczy na kasie 2+2=4. Ten chłopak jest na prostej drodze do wykonywania właśnie takiego zawodu.
„ A co będzie gdy to liczydło ci się zepsuje?” – pytam.
„ Kupię sobie nowy”- odpowiada butnie.
Oczywiście nie jest tak, że nie doceniam znaczenia kalkulatora czy komputera. Pewne obliczenia bez tych urządzeń byłyby niemożliwe. Dzięki kalkulatorom statystyka przestała być dla studentów koszmarem rachunkowym. Za to stała się koszmarem intelektualnym. Kto nie wierzy niech porozmawia z I rokiem SGH.
3) Wprowadzenie gimnazjów i koncepcja „ programu spiralnego” . W założeniu ma się wracać kilka razy do tego samego tematu ale na wyższym poziomie. W praktyce nie przerabia się go wcale. Trygonometria w trójkącie prostokątnym powinna być wprowadzona w gimnazjum. Nauczyciele mówią jednak; „będziecie to mieli w liceum” i nie podejmują tematu. W liceum nauczyciele mówią: „ mieliście to w gimnazjum” i zaczynają nauczanie od środka. Rezultaty jak widać.
4) Demokratyzacja oświaty sprowadza się według decydentów do zamiany jakości w ilość. Sama słyszałam przewodniczącego CKE , który wyjaśniał nauczycielom, że żeby poprawić wyniki nauczania ( w stosunku do UE) należy obniżyć poziom wymagań.
Za czasów PRL nasi uczniowie wyjeżdżający do Europy czy do Stanów uważani byli za geniuszy. Teraz zrównali w dół. Tyle, że w krajach europejskich obok oświaty dla plebsu przeznaczonego do sprzedawania buraków i obsługi stacji benzynowych istnieją elitarne szkoły na bardzo wysokim poziomie. W Stanach też obserwuje się pozorny paradoks, że przy bardzo niskim poziomie przeciętnego ucznia poziom uczelni jest wysoki. To kwestia specjalizacji. Kto nie interesuje się nauką może poprzestać na tym niskim poziomie szkoły publicznej, zdawać maturę z pielęgnacji niemowląt i szukać sobie z powodzeniem miejsca w społeczeństwie. Nauka jako awans społeczny była to specjalność ZSRR i demoludów. Teraz w Stanach tak naukę traktuje „ żółta rasa” . Dla tego w laboratoriach naukowych dominują Chińczycy.
Na koniec uwaga do fantastów, którzy ekscytują się perspektywami E–learning.
To bardzo wygodna proteza nauczania dla młodzieży z oddalonych ośrodków, której nie stać na stancję i utrzymanie w mieście.
Nauczanie to interakcja z mistrzem. Nauczanie przez komputer tak się ma do prawdziwej edukacji jak seks- telefon do miłości.
Pewien przypadkowy w naszej bacówce gość usiłował mnie kiedyś przekonać, że pornografia ( w Internecie) daje takie bogactwo bodźców jakich nigdy nie da realny stosunek. Na jego usprawiedliwienie przyjęłam, że był mocno znieczulony. Został wyśmiany przez moje – dorosłe już- dzieci, co go bardzo zabolało.
Podobnie traktuję argumenty na temat wizualizacji wszelkich zagadnień fizykalnych, obrazu tropikalnych mórz i rozwiązań wszelkich zadań matematycznych obecnych w sieci.
Moim uczniom zabroniłam korzystania ze stron samopomocowych, gdyż nie mam czasu ani ochoty prostować znajdujących się tam bredni. A co do traktowania Internetu jako mistrza. Proponuję wklepać w wyszukiwarkę hasło „ prawdziwe zdjęcia duchów” i potem uwierzyć w to co zobaczycie i posługiwać się tym w dyskusjach.
Zawsze chciałem zadać takie pytanie. Także proszę wybaczyć śmiałość. Długo czekałem a teraz jest okazja.
Mianowicie, czy nie odkryła Pani nigdy w matematyce fałszu?
Chodzi mi o to, że nie wszystko w niej można wytłumaczyć na śliweczkach. A chyba tak być powinno…
Pani Izabelo,
A ja piszę jako obserwator, nauczyciel „amator”.
Co do zakresu materiału – zmniejszenie zakresu nie musi automatycznie znaczyć pogorszenia sytuacji ucznia, o ile ciężar nauczania przesunięty byłby na wolniejsze ale za to pełniejsze zrozumienie matematyki. Prawie zawsze, gdy zadawałem moim uczniom pytanie – dlaczego?, nie byli w stanie odpowiedzieć. Oni byli wyszkoleni, rozwiązywali zadania bardzo dobrze ale nie wiedzieli dlaczego robią to co robią.
Przez wiele lat byłem przekonany, że objawem upadku edukacji jest zmniejszający się zakres programowy – teraz już tak nie myślę. Objawem upadku edukacji jest strach większości uczniów przed pytaniami typu – „dlaczego”, „wyjaśnij proces”, „opisz jak rozwiążesz to zadanie”.
Moja córka właśnie jest w środku egzaminów na zakończenie szkoły średniej w Szkocji. Są to egzaminy uprawniające do wstępu na uczelnie wyższe w Szkocji (nie Anglii). Na matematyce, która jest uczona w sposób fatalny, materiał obejmuje analizę przebiegu zmienności funkcji (bardzo okrojoną), pochodne, całki. Tylko, że oni NIE mieli wprowadzonego pojęcia ciągu, szeregu, granicy, otoczenia punktu, ilorazu różnicowego. To co robią to jest małpie odtwarzanie trzech typów zadań ze zmienionymi liczbami.
Na fizyce robią głównie elektronikę, wprowadzoną w sposób „małpi”, bez żadnego zrozumienia. Rozwiązują zadania o wzmacniaczach operacyjnych, nie wiedząc jak one działają, podstawiając liczby do schematów, a nie mają pojęcia jak rozwiązać nieszablonowe zadanie z rzutu ukośnego.
Mój syn właśnie skończył drugi rok fizyki na Uniwersytecie w Glasgow. Na wielu polach nie umie matematyki czy fizyki. Gdy bierze do ręki zbiór zadań Gdowskiego/Plucińskiego robi wielkie oczy. Zbiorek zadań Asłamazowa z fizyki (poziom szkoły podstawowej z moich czasów) to dla niego czarna magia.
Nie chodzi tu o zakres materiału – tu sprawa idzie o naukę logicznego myślenia i stosowania go w dowolnej dziedzinie. Tu chodzi o precyzyjne wyrażanie się. Przy czym, aby nie było nieporozumień, nie jestem zwolennikiem mitycznej nauki myślenia oderwanego od wiedzy. Ta koncepcja jest oderwana od rzeczywistości tak dalece, że nie ma nawet co o niej dyskutować.
Pozdrowienia
To jest przekleństwo edukacji na świecie, nie tylko w Polsce. Gdowski jest dla moich uczniów obecnie za trudny. A kiedyś był w powszechnym użyciu. Wbrew deklaracjom testy, podstawa egzaminów maturalnych nie uczą myślenia. Raczej podporządkowania się schematom. Nauczyciele w szkole podstawowej dużo czasu tracą na przygotowanie młodzieży do testu końcowego, w gimnazjum to samo. Te testy są bardzo schematyczne z licznymi błędami. Ale one decydują o losie dziecka. Pozdrawiam.
Prawdę mówiąc nie da się rozwiązać problemu edukacji bez wyeliminowania z niego państwa (przynajmniej z liceum i edukacji wyższej). Ogólnopolskie programy nauczania i egzaminy maturalne uprawniające do wejścia na studia to przekleństwo, które nigdy nie pozwoli na podniesienie się z obecnego upadku.
Niestety edukacja (a raczej jej forma) jest bardzo ważnym tematem dla prawie każdego państwa i niestety nie pozbędzie się ono tej władzy. Przynajmniej ja nie widzę nikogo aspirującego do objęcia władzy, kto deklarowałby taki krok.
Problemem jest przymus państwowy. Co gorsza dotyka on tak delikatnych kwestii jak edukacja seksualna. Jeżeli nie potrafimy się temu przeciwstawić,za chwilę wzorem Niemiec będziemy mieli naukę masturbacji w przedszkolu i odbieranie dzieci za niezgodę na takie praktyki.
Bardzo dziękuję za odpowiedź.
Istotnie. Temat ocean.
Mi się właśnie o te aksjomaty rozchodzi. Mroczny rejon nauki.
@ Fachowca
//Jeżeli nie potrafimy się temu przeciwstawić,za chwilę wzorem Niemiec będziemy mieli naukę masturbacji w przedszkolu i odbieranie dzieci za niezgodę na takie praktyki//
jak się PRZECIWSTAWIĆ. Ma Pani jakieś pomysł(y) konkretne.
Iść kupą do szkoły i robić awantury.
Wyjść kupą na ulicę i robić awantury.
nie Ciebie pytałem
.
Przedmioty ścisłe: matematyka, fizyka, chemia są podstawą i basta. Każdy dobrze ukształtowany i wykształcony tzw. umysł ścisły może zostać humanistą, odwrotnie raczej niemożliwe lub bywa bardzo rzadko. Przedmioty ścisłe uczą dyscypliny i systematyczności, umiejętności niezwykle przydatne w życiu każdego człowieka.
Nowoczesny system edukacji przedmioty ścisłe powinien wprowadzać już od pierwszej klasy szkoły podstawowej, oczywiście w zakresie odpowiadającym wiekowi dzieci. Szkoła podstawowa 8-letnia, licea – 4-letnie. Matura tak jak przed wojną ustna i pisemna ze wszystkich przedmiotów. Okres dzieciństwa i wczesne lata młodzieńcze to fundament, na którym się buduje całe życie.
To co Pani pisze o obecnych maturzystach jest przerażające. Najważniejsze lata w życiu człowieka zmarnowane.
Pierwsza sprawa to informować. Bardzo wiele osób którym pokazuję artykuły Gabriele Kuby oraz książkę „Destrukcja wolności w imię wolności” dosłownie szarzeje na twarzy. ( wystarczy wpisać jej imię i nazwisko w wyszukiwarkę) W naiwności swojej uważali, że edukacja seksualna to jakieś gadki o antykoncepcji i higienie osobistej. Po drugie -drążyć nawet za cenę powtarzania się. Zmuszać media naszej strony do powracania do tego niewygodnego tematu. Po trzecie- polityczna poprawność to terror intelektualny. Nie bać się mówić o tym w pracy i w towarzystwie. Wytworzyły się tematy tabu, o których nikt nie wspomina żeby nie podlegać stygmatyzacji. W czasach późnego PRL byłam zwolenniczką tezy – mówić głośno, wszystkich nie wsadzą.Teraz też tak jest- jeżeli jesteś dobrym fachowcem nie wyrzucą cię. Sam musisz jednak zadecydować czy narażać bezpieczeństwo rodziny.
To wszystko prawda. To krzywda, jaką wyrządza się tym młodym ludziom skazując ich na rolę masy roboczej zależnej od humoru pracodawcy. Dobry fachowiec nie boi się o pracę. To na niego polują. Ale co może robić “specjalista” od marketingu, w warunkach zwijającej się gospodarki?
Z panią Izą tym razem nie do końca się zgadzam. Nie praktykuję w szkole, lecz na innych polach mam z “przyszłością narodu” do czynienia. Wydaje mi się, kiedy patrzę na podręczniki i programy, że główną troską “centralnego planisty” było wytworzenie u delikwentów silnego przekonania, że nic z tego wszystkiego nie są w stanie pojąć. Mają myśleć, że tylko nauczenie sie na pamięć jak najwięcej bezsensownych wzorów i regułek to jedyny ratunek. Podaje się materiał w zarysie zaledwie, nie utrwala nie pogłębia i nie poszerza z braku czasu. Z tego powodu nie tyle rozpaczałbym z powodu okrojenia programu co raczej z powodu całkowitego oderwania go od jakiejkolwiek rzeczywistości. Uczeń nie widzi żadnych związków nabywanej wiedzy z przyszłym życiem. Skąd ma wziąć motywację do uczciwej pracy nad materiałem? Z tego powodu na przykład nauczenie matematyki powinno być wsparte fizyką pokazującą jej praktyczne zastosowania. Lepiej podać mniej wiedzy, a za to porządnie ją ugruntować. To prawda, że kiedyś maturzyści pochodne obliczali, lecz widziałem i takich, którzy dodać ułamków nie potrafili, że o ich dzieleniu nie wspomnę. A jednak ta druga umiejętność częściej się w życiu przydaje. Nie testy, a zadania z treścią są sprawdzeniem myślenia.
Pamiętam, że takie o basnie do ktorego woda się wlewała i wylewała równocześnie ćwiczyłem w podstawówce. Dla dzisiejszych absolwentów to za trudne. Sprawdzałem.
Inna sprawa, że to co mamy, to nie przypadek, a wynik konsekwentwnie realizowanego planu. W pozbawionym elit społeczeństwie jakąś ich namiastką byli ludzie wykształceni. Z tego powodu, właśnie dla zrównania społeczeństwa, (wolność, równość, braterstwo) postanowiono “dać wyższe wykształcenie wszystkim”. O to chodziło, aby nikt nie “wystawał”. Taki może się stać naturalnym przywódcą i sztucznie osadzonym zagrozić. Można to było osiągnąć tylko w jeden sposób. Należało uczynić poziom nauczania na studiach takim, aby mogli je ukończyć nawet ci, którzy kiedyś musieli chodzić do “szkół specjalnych”. Jesteśmy już blisko tego celu.
A recepta na poprawę jest tylko jedna. Ta sama co na inne problemy.
No i modlić się trzeba.
1.Pierwsza sprawa to informować
2. Po drugie -drążyć nawet za cenę powtarzania się
3.Nie bać się mówić o tym w pracy i w towarzystwie
4,5,20, 100 sposobów! Znaczy Praktycznie …żaden!
Proszę wyjść z typowych normanych znanych sposobów, są one “sposobami” – ale nie ROZWIĄZANIEM “jak ZAPROTESTOWAĆ”!
To nie ten system-to nie ta ścieżka systemowa. Tak droga Pani Izo, proszę pomyśleć ścislej. Zredukować wszystko do JEDNEGO sposobu. Wynik będzie Prosty i skuteczny. Proszę pomyśleć, komu najbardziej powinno zalezeć na własnych dzieciach, co rodzice mogą zrobić “oddając je szkole” i co szkoła “na to…może”. A że trzeba wesprzeć /wszelkimi sposobami/ RODZICIELI to fakt. To proste: oddamy dzieci szkole “ale ma być tak i tak”,…… będzie inaczej? “Idziemy chmarą do więzienia”. UMOWA, umowaq umowa umowa ……umowa prosta i skuteczna. PRAWNA!
Kto taką napisze ? A pewnie że Pani ….Krystyna PAWŁOWICZ /jeszcze nie wie …ale NAPISZE!.
‘
Ma Pani wąty ?
bastuj pan
Pani Izabelo – cenne uwagi praktyka zawsze dobrze poznać. Moim zdaniem wszystko, co Pani opisuje jest czynione z premedytacją – system kształtuje takiego człowieka, jaki jest mu potrzebny. Utrzymanie wiary w demokrację i postęp wymaga po prostu takiej głupoty, do jakiej człowieka doprowadza dzisiejsza szkoła. To jest więc problem systemowy i nierozwiązywalny na poziomie danej placówki, kuratorium, czy ministerstwa. Trendu cywilizacyjnego tak się nie zatrzyma.
Myślę, że jedyne wyjście to póki co edukacja domowa i prywatna. Ostatnio głośno było o zamykaniu szkół, bo “niż demograficzny”. Wielu nauczycieli chyba straci pracę w związku z tym – istnieje więc duża dostępność kadry dla takich przedsięwzięć. Byleby się nam chciało chcieć…
Pozdrawiam
Mam do czynienia z edukacją domową. Jak wszystko ma swoje wady. Rodzice podchodzą do wyników bardzo ambicjonalnie, natomiast nie będąc fachowcami popełniają wiele błędów. Najczęściej są to rodzice roszczeniowi, przekonani o swej wszechwiedzy. Ocenę poniżej 6 traktują jako szykanę ze strony systemu. Bardzo trudno jest z nimi rozmawiać.
Nie wątpię, że Pani Pawłowicz potrafi taka umowę napisać.Ale będą chcieli z niej skorzystać tylko ci uświadomieni. Problem polega na tym, że jeżeli większość ludzi będzie przekonana, że dla dobra dziecka wolno odbierać je rodzicom, będą przyglądać się biernie aktom przemocy albo je popierać. Wobec Pani Pawłowicz wiele osób zachowuje rezerwę. Bo zostali tak wytresowani w duchu politycznej poprawności, że jej wypowiedzi wydaja im się skandaliczne. Trzeba to odczarować. Im więcej osób będzie mówić wprost, tak jak ona, tym łatwiej przyjdzie to odczarowanie.
Ja na co dzień mam do czynienia z maturzystami którzy nie potrafią sprowadzić ułamka do wspólnego mianownika. O fizyce szkoda gadać. Te kilka godzin bez pracowni czyni jej nauczanie syzyfową pracą. Podobno jest projekt aby każdy kto przystępuje do matury otrzymywał świadectwo maturalne. Mają się różnić tylko wynikiem w procentach. Tyle, że nie będzie progu poniżej którego matura nie jest zdana.
Pierwsze koty za płoty.
dla rozluźnienia atmosfery
makabra…
No i skuteczność MEN-u będzie 100%. I o to chodzi – na chwałę JE Donalda TusSSka von Danzig, Krystyny SzumilaSS von Knurow et consortes.
Tak mi się jakoś to S na klawiaturze zawiesza bo to przecież Hans Frank, Generalny Gubernator urzędujący na Wawelu w latach 1940-1945, w „Dziennikach” opisujących dzień po dniu jego działalność i opinie, uważał, że Polacy powinni nauczyć się liczyć do 500, czytać i pisać w stopniu umożliwiającym im zostanie robotnikami wykwalifikowanymi oraz znać znaki drogowe, by nie przeszkadzać Niemcom w podróżowaniu Mercedesami po autostradach, przez zbyt częste wpadanie pod nie.
Ot! Historia zatoczyła koło.
W 1985 roku rozmawiałam w Paryżu z prominentną osobą z kręgu Paryskiej Kultury. “W Polsce wszystko trzeba zburzyć i zaorać, tam nic nie nadaje się do użytku”- powiedział. “A co będą robić Polacy, jak zarabiać?”- zapytałam przerażona.
“Będą obsługiwać szalety przy autostradzie”- padła odpowiedź.I dalej teoria. Polska będzie krajem tranzytowym. Zachód chce współpracować z Rosją ale ich cywilizacje są niekompatybilne. Jak elektroluks nowej generacji ze starą rurą. Wtedy potrzebna jest złączka. I Polska ma być taką złączką. Doznałam szoku.
Ile razy coś takiego napiszę albo powiem, spotykam się z niedowierzaniem.Nie podaję nazwiska mego rozmówcy z tej właśnie przyczyny. Musiałabym dla dowodu ujawnić moją z rozmówcą prywatną korespondencję. I tu problem. Amicus Plato czy amica veritas.
Dobrze,
Ponarzekaliśmy sobie, a teraz może czas na jakieś konkrety. Co możemy zrobić z tą sytuacją? Może ktoś już coś robi pożytecznego i mógłby się podzielić? Może ktoś zna materiały, które możemy propagować? Czy jest coś na Youtube co moglibyśmy reklamować? Może ktoś ma opracowany jakiś program, koncepcję nauczania i chciałby się nią podzielić?