Pomimo niechęci moich czytelników do antropomorfizacji zwierząt namawiam do uważnego czytania etologów, a przede wszystkim Konrada Lorenza. Lorenz opisuje na przykład gęś gęgawą, która wychowywana w jego domu, pewnego dnia przechodząc koło okna na półpiętrze przestraszyła się i wykonała coś w rodzaju ukłonu w kierunku tego okna. Przez cały czas pobytu w domu Lorenza gęś doskonaliła ten ukłon.
Powstała w ten sposób gęsia tradycja a nawet liturgia okna. Chociaż przyczyna przestrachu przestała istnieć, gęś nie odstąpiła od swego obyczaju i wzbogacała swój ukłon w nowe elementy.
To właśnie Konrad Lorenz zauważył, że ptaki wychowywane w inkubatorze nie potrafią wyprowadzać młodych. Dzieje się tak dlatego, że opiekuńczych zachowań ptaki uczą się obserwując matkę, co nazywa się wdrukowaniem. Efekt wdrukowania obserwuje się również u ludzi. ( chcemy czy nie chcemy, biologicznie rzecz biorąc człowiek jest ssakiem) Uważa się, że dla rozwoju dziecka najważniejsze są pierwsze trzy lata. Dzieci wychowywane w placówce opiekuńczej albo u obcych ludzi mają kłopoty we własnym życiu rodzinnym, gdyż nie mają wdrukowanych właściwych schematów społecznych zachowań.
Im młodsze dziecko, tym większą wagę przywiązuje jak wiemy do rytuałów. Kąpiel, czytanie bajeczek, układanie do snu odbywa się według wyuczonych schematów, a każde odstępstwo od takiego rytuału wywołuje gwałtowny protest dziecka. Można powiedzieć, że dzieci są niezwykle konserwatywne i nie lubią zmian. Wytwarzają sobie swoje prywatne tradycje.
Równie konserwatywne są konie co potwierdzi każdy koniarz. Konie wyścigowe lubią iść na tor tą samą uliczką, w określonej kolejności, przyzwyczajają się nawet do kolejności karmienia. Dlatego bardzo łatwo je znarowić i trudno z narowu wyprowadzić.
Potężny hanower na którym jeździłam niedawno na Mazurach przestraszył się pewnego dnia podczas przejazdu przez mostek jakiegoś hałasu i- jak gęś gęgawa Lorenza- wykonał półobrót ze skłonem do samej ziemi. Przy następnej przejażdżce przestraszył się w tym samym miejscu (już bez żadnej przyczyny) i ku mojej wściekłości zaczął swój rytuał doskonalić wykonując pełen obrót wzbogacony o wybicie z zadu.
Zanim zdołał doprowadzić swoją nową świecką tradycję do ukoronowania, jakim byłoby zsadzenie mnie z siodła, dostał solidne manto i odtąd przekraczał most wielce urażony, caplując i tuląc uszy, aby zademonstrować jak bardzo się boi.
Ludzi też bardzo łatwo jest znarowić wprowadzając do ich obyczajów idiotyczne tradycje i bardzo trudno z tego narowu wyprowadzić.
Nowożeńcy w Moskwie mieli na przykład zwyczaj ( bez żadnego przymusu) odnosić swoje kwiaty do mauzoleum Lenina na Plac Czerwony w Moskwie. Aż trudno w to uwierzyć Co za straszliwy pomysł? Jak można zaczynać nową drogę życia od ofiarowania kwiatów upiornemu, zbrodniczemu truchłu?
A jednak ta świecka tradycja, którą nie wiadomo kto wymyślił, trwała bardzo długo. Po niedawnym remoncie mauzoleum być może pojawi się na nowo.
Osobna sprawa, że przez całe lata usiłowano w komunistycznej Rosji i w krajach satelickich zastąpić tradycje chrześcijańskie odpowiednio dobranymi tradycjami świeckimi . Dziadek Mróz występował zamiast Św. Mikołaja , śnieżynki zamiast aniołków. Było to żałośnie nieporadne, a jednak Dziadek Mróz, choć traktowany przez wielu jako symbol sowieckiego zniewolenia, rządził na szkolnych i przedszkolnych uroczystościach.
Po 89 roku tryumfalnie powrócił Św. Mikołaj ale wkrótce chyba polegnie pod ciosem zadanym z niespodziewanej strony. Za przykładem oświeconych krajów zachodu nasze dzieci będą świętować w szkołach i przedszkolach rozpoczęcie ferii zimowych, bez choinki i Św. Mikołaja. Do nauczycieli dotarła już od władz oświatowych sugestia, żeby 6 grudnia nie organizować tradycyjnej wymiany prezentów.
Nieustannie rozbudowywane są obecnie obyczaje ślubne. Nie wiem kto wprowadził w Polsce obyczaj urządzania przed ślubem wieczorów kawalerskich z udziałem striptizerek i wieczorów panieńskich z chippendales( czy jak tam się to męskie paskudztwo nazywa).
Wiele młodych osób czuje się pod presją kultywowania tej (gorzej niż świeckiej, bo burdelowej) tradycji, ale nie potrafią się z niej wyłamać.
Podobnie rozbudowywane są obyczaje pogrzebowe. Obok arii na strunie G Bacha wykonywanej zazwyczaj w kościele ,koncert na trąbce nad grobem, karteczki z modlitwą w intencji zmarłego, wystawianie portretu zmarłego na specjalnych sztalugach.
Oczywiście, że to wszystko inspiruje „przemysł funeralny”, ale ludzie nie potrafią się spod tej presji wyłamać.
Jeszcze gorzej gdy tradycje łączy się na zasadzie – Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Gdy uroczystości staja się eklektyczne, chciałoby się powiedzieć – ekumeniczne. To kwestia nie tyle etyczna co estetyczna. Dlaczego jednak wierni mieliby się powstrzymywać przed świętowaniem Walentynek oraz Halloween (przed tradycyjną wizytą na grobach), jeżeli Kościół nie widział nic złego w ekumenicznych obrządkach w Asyżu,
Dlatego nie lekceważyłabym pomysłowości pałacu prezydenckiego w dziedzinie tworzenia nowych świeckich tradycji..
Ohydne czekoladowe ptaszysko zamiast orła w koronie i różowe desusy zamiast flagi mogą wbrew oczywistości się przyjąć i straszyć przez długie lata.
Jak kwiaty nowożeńców przed mauzoleum Lenina, jak czerwone koronkowe stringi z Koniakowa- przed maturą, jak striptiz – przed tradycyjnym weselem.
To nie jest proza. To jest poezja.
W ucho/oko wpadły mi szczególnie desusy i caplowanie…
P.S.
Co do wesel.
Zbrodnią dla mnie jest wynajem “sal”. X złotych od weselnika. Horror.
To są eventy biznesowe a nie uczty weselne!
Wesele to się robi w ogrodzie.
Przy długaśnych stołach zbitych z długaśnych dech, nakrytych prześcieradłami.
I ognicho i baran nad nim.
I wódeczka swoja a nie koncerniana.
I cyganie mają grać, bo robią to najlepiej w świecie, a nie żadne dj’eje.
W młodości bywałam na weselach góralskich, które trwały nawet i trzy dni.Wyglądały tak jak Pan pisze. I ognicho i przyśpiewki i samogon. Nikt nie liczył nikomu potraw. Goście wychodzili i wracali. Do kościoła jechało się końmi. Po drodze trzeba się wykupić sąsiadom.
W Ochotnicy do tej pory organizuje się wesela w domu. Sąsiadki pomagają przy gotowaniu, przynoszą produkty i wypieki. Kilka dni przed weselem siedzi się w kuchni i gada. Jak przy darciu pierza.
Droga Pani.
Pani powyższy komentarz wyczerpuje definicję Raju.
Dziękuję!
P.S.
Przypomniało mi się równie rajskie i malownicze wspomnienie.
Jak dawno temu, w małej wsi w lubelskiem, po wszystkiemu, pomagałem w pucowaniu miliona poweselnych szklanek i talerzy (przynajmniej tego co się uchowało) w ogródku za domem niedawnej Panny Młodej …
O jakże pięknie w letnim słoneczku, mokre szklaneczki rzucały tęcze, jak armia pryzmatów…
W tle wybuchały symfonie awantur, w których uzgadniano do której sąsiadki należą które zastawy i sztućce…
Mnie wyznaczono odpowiedzialną funkcję operatora szlaufa. Po prawdzie to byłem jedynym kandydatem, bo reszta była zdyskwalifikowana nadmiernym posiadaniem promili w organizmach.
@ Iza
Tak to bywa z przyzwyczajeniami, niektóre są pozytywne, inne kiepskie. Ja np. przyzwyczaiłem się używać słowo “ekumenizm” do wskazania na dialog wyłącznie w ramach chrześcijaństwa z prawosławnymi i z protestantami, natomiast rozmowy w Asyżu, jeżeli dobrze sobie przypominam, to był tzw. dialog międzyreligijny, pewnie też potrzebny, by bronić się przed światową nawałą ateizacji. Ale może dzisiaj ekumenizm ma szersze znaczenie i ja coś pokręciłem ?
Pozdrowienia łączę
aż strach cytować Biblię
No tak. Ważne pytanie. To może zacznijmy od tego: czy, a jeśli tak, to czemu – Kościół powinien widzieć coś złego w ekumenicznym spotkaniu w Asyżu i “obrządkach”, które miały tam miejsce (rozumiem, że mowa o wspólnej modlitwie o pokój)?
Może i nie ma nic złego. Ale w takim razie nie należy się dziwić “synkretycznym tradycjom”, czy łączeniu jogi i medytacji z chrześcijaństwem( kursy medytacji chrześcijańskiej) Jeżeli Jan Paweł II mógł brać udział w animistycznych obrzędach w świętym lesie w Togo (Afryka)to dlaczego Episkopat nawołuje rodziców, aby nie pozwalali dzieciom na kursy wschodnich sztuk walki, dlaczego czytujemy pismo “Egzorcysta”( Polecane tu, na Legionie) , dlaczego za szkodliwe uważa się seanse uzdrowicielskie i wywoływanie duchów?
Postaram się w najbliższym czasie napisać na temat deklaracji Dominus Iesus (DI) z 2000 roku.
W zasadzie ma Pan rację. Termin ekumenizm był i powinien być używany w odniesieniu do dialogu chrześcijan. Jednak spotkanie w Asyżu było nazwane oficjalnie ” Ekumeniczne modlitewne spotkanie w Asyżu” co dowodzi, że zakres znaczeniowy tego terminu się zwiększył.Pozdrawiam serdecznie.
O ile mi wiadomo, podczas modlitewnego spotkania w Asyżu nikt z modlących się tam katolików nie łączył swojej modlitwy z praktykami jakichkolwiek innych religii, przynajmniej się tym nie chwalił.
Chodziło o pokazanie, że wyznawcy różnych religii mogą się modlić koło siebie i nie podżynać sobie gardeł z powodu różnic w wierze. Nie było mowy o żadnym mieszaniu religii.
Skąd się bierze ta rozszerzona interpretacja? (podpowiedź – od kusego).
Jeśli odmawiałem dziesiątkę różańca w czasie, kiedy mój przyjaciel szedł do meczetu na modlitwę maghrib, to znaczy że zmieszałem katolicyzm z islamem?
A skąd wiesz, że wziął? Szukałem jakiejś relacji lub komentarza na ten temat i wszędzie znajdywałem jedną, powtarzającą się formułkę.
Według Wiki pochodzi ona z publikacji sedewakantysty – M. A. Pivarunasa: “The Betrayal of Christ’s Mystical Body”.
Jeśli znasz relacje pochodzące z innego źródła będę wdzięczny za podanie jakichkolwiek informacji na ich temat. Rzecz w tym, że wszelkie wydarzenia z udziałem JP II były relacjonowane przez wiele agencji informacyjnych. Tutaj jednak wszelkie relacje zdają się pochodzić tylko z tego jednego, tendencyjnego źródła.
Na zakończenie pozwolę sobie zacytować Truckera Hioba:
http://hiob.salon24.pl/264382,dlaczego-papiez-pocalowal-koran
To nie jest skierowane przeciw JPII. Piszmy prawdę, nawet bardzo osobistą- niezwykle ujął mnie ostatni okres Jego życia. Heroizm umierania, skromność,bezpośredniość. A obraz kart pisma przewracanych przez wiatr na Jego trumnie traktuję jak bardzo ważny symbol.
Ktoś bardzo życzliwy Jego postaci i działalności powiedział mi, że te praktyki w których uczestniczył -niejako przez uprzejmość -traktował jako folklor. (Mam zdjęcia JPII otrzymującego tilak, święty znak hinduizmu 2 luty 86 rok i okadzanego w trakcie Podniesienia, które celebruje obok kotła jakiegoś czarownika. Nie sądzę, żeby te – powszechnie znane- zdjęcia zrobił kusy. )I właśnie o to chodzi. O traktowanie religii jako folkloru. Leszek Kołakowski napisał kiedyś, że ten kto traktuje wszystkie kultury jako równowartościowe ,żadnej nie traktuje poważnie, są dla niego folklorem. To była wprawdzie reakcja K na strukturalizm i jego naczelny postulat, którego autorem albo propagatorem był Claude Lévi-Strauss, a mianowicie postulat równoważności wszystkich kultur, ale odnosi się do religii też. JPII był pod bardzo silnym wpływem ekipy lewicy laickiej. Był zaprzyjaźniony z Krzysztofem Michalskim , uczniem Kołakowskiego. Pamiętam dobrze Krzysztofa z czasów wspólnych imprez choćby z Andrzejem Rapaczyńskim ( w sprawie ich biografii wystarczy zajrzeć do Wiki). Któż mógł pomyśleć, że zdolni, rozrywkowi chłopcy tak awansują. Rapaczyński mąż Wandy doradzał rządom Polski i Rosji w sprawie prywatyzacji. Michalski – specjalista od Heideggera-zajął się wpływem duchowym. Obydwaj w młodości indyferentni religijnie. Obydwaj potem w Fundacji Batorego. Michalski – dusza seminariów profesora Krzysztofa Maurin. Maurin -świetny matematyk , duchowny protestancki zasiada w radach naukowych pism “Gnosis” oraz “Albo albo – Inspiracje Jungowskie”. Mam w ręku tom tych inspiracji i przyznam , że przy całej mojej tolerancji i otwartości na różne wytwory myśli ludzkiej jest dla mnie to po prostu kuriozum. Chciałam kiedyś napisać o tych inspiracjach, ale doszłam do wniosku, że nikogo to nie zainteresuje. To zbyt szczegółowe tropy jak na większość portali.
Dodam coś jeszcze. Na wszystkich uczelniach są teraz Juwenalia. Niektóre atrakcje to tarot i jakieś inne żartobliwe przetworzone praktyki, które trudno inaczej zakwalifikować niż multikulti. Albo zjazdy metalowców z ich satanistyczną muzyką. Kiedy przekonywałam syna znajomego, muzyka, ucznia II klasy liceum, żeby w tym nie uczestniczył, odpowiedział mi, że to tylko żarty, a jeżeli nie traktuje się czegoś poważnie to nie jest groźne. I dodał, że przecież JPII nie bał się “czarów i dzikusów” ( tylko cytuję) to dlaczego ja się boję. Ja się nie mam czego bać, bo nigdy w żadnych głupotach nie uczestniczę. Jednak Tekieli daje świadectwa ludzi, którzy zostali uwikłani w różne problemy bo dla żartu lub przez uprzejmość uczestniczyli właśnie w czymś takim jak wróżenie z kart, czy wirujące stoliki. Polonia też coś takiego dziś pisze. No to jak- groźne czy nie groźne? Chyba, że spojrzymy na to dialektycznie: dla jednych groźne- dla innych niegroźne.
Właśnie o to chodzi, że jest skierowane przeciw JPII, ponieważ piszesz nieprawdę!
Robisz to subtelnie, ponieważ ledwie ją sugerujesz. Efekt jest bardzo perfidny (mam nadzieję, że nie jest to intencjonalne).
Kiedy podaję przykład manipulacji i tendencyjnego przeinaczenia faktów, przeskakujesz do następnej insynuacji, wzorem świadków Jehowy.
A może się mylę? W takim razie podaj jakikolwiek cytat z nauczania Jana Pawła II, który uprawnia do powiedzenia, że “był pod bardzo silnym wpływem ekipy lewicy laickiej.”
Proponuję zapoznać się z artykułem (trochę długi)O. KAROLA MEISSNERA OSB
Trudna droga do jedności
Problemy dialogu ekumenicznego
http://mateusz.pl/okarol/ekumenizm.htm
oto fragment:
Na szczycie drabiny stoi Kościół Katolicki. Dlaczego na szczycie? Nie ma bowiem innej wspólnoty wierzących odwołujących się do Objawienia danego przez Boga, która by przyjmowała za objawione więcej prawd niż przyjmuje Kościół katolicki. Taka jest rzeczywistość.
Tabela 1 przedstawia graficznie ową drabinę ekumeniczną.
Pytanie ekumeniczne
Odpowiedziałabym, że jak zostanie Papieżem to też nie będzie miał się czego bać, bo po pierwsze będzie wiedział dlaczego uczestniczy; po drugie będzie wiedział czym to grozi; i po trzecie, będzie w stanie łaski uświęcającej, pod opieką Ducha Świętego i całkowicie oddany Maryi: Totus Tuus.
Bardzo proszę nie porównuj mnie do świadków Jehowy. To równie obrażające jak zarzut pisania nieprawdy czy posługiwania się insynuacją. Tak poważne zarzuty sprowokowałyby kogoś mniej dojrzałego do udowodniania swojej racji. Ale nie mam zamiaru wypuszczać dżina z butelki.
Myślę, że na temat spotkań czołowych filozofów i intelektualistów europejskich z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo ( właśnie Krzysztof Michalski był redaktorem prac zbiorowych z tych spotkań) niewiele wiesz i co ważniejsze nie chcesz wiedzieć. Jak pisze sam Michalski ” W naszych spotkaniach – a odbyło się ich osiem, ostatnie w 1999 roku – brali udział rzeczywiście najwybitniejsi humaniści świata zachodniego: Ernst-Wolfgang Böckenföde, Ralf Dahrendorf, Francois Furet, Hans-Georg Gadamer, Gertruda Himmelfarb, Leszek Kołakowski, Emmanuel Le Roy Ladurie, Emmanuel Lévinas, Bernard Lewis, Paul Ricoeur, Edward Shils, Robert Spaemann, Charles Taylor, wielu innych. Z Polaków też Bronisław Geremek, Aleksander Gieysztor, Czesław Miłosz, Adam Michnik, Krzysztof Pomian, Jacek Woźniakowski. Niewielu spośród nas, uczestników, było katolikami, nie wszyscy byli religijni w jakimkolwiek sensie”
(http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/70731,kiedy-polski-kosciol-byl-szeroko-otwarty.html)
I inny fragment jego wspomnień.
“Może by mi pan przysłał kogoś, kto by pokierował tym moim instytutem? Na przykład pańską niemiecką współpracowniczkę Cornelię Klinger?”. “Ale Cornelia – mówię na to – jest protestantką, nie katoliczką”. “Nie szkodzi”, mówią wysłannicy biskupa. “Tak naprawdę jest w ogóle niereligijna”. “Nie szkodzi”. “Ba, jest feministką!”. “Nie szkodzi (nobody is perfect)”.
Nie mam możliwości, ani ochoty przeanalizować ad hoc nauczania JPII pod kątem wpływów tej znakomitej ekipy intelektualistów. Powiedzmy, że byli bardzo faworyzowani – nazwijmy to towarzysko, jeżeli tak będzie lepiej.
poezja bełkotu
Ale on się nie bał- podejrzewał niesłusznie, że ja się boję. Ja się nie boję bo nie uczestniczę w żadnych idiotyzmach, magii, wróżbach itp.
Panie Karolu – to czołowi intelektualiści świata. Chyba Pan ich – jak ja – nie docenia.
Mój Tato mawia – mogą mi skoczyć na pukiel.
Co prawda to prawda, ale, że był lewakiem to wiem i już. Wystarczy, że wiem z kim się spotykał.
Idąc Pani tokiem rozumowania, Jezus Chrystus to też nic dobrego. On to dopiero miał towarzystwo. I z kim się spotykał?
Szybko Pani wydaje osądy.
Nie twierdzę, że był lewakiem. Zostawmy to, bo dyskusja idzie w złym kierunku. Proszę.
Czołowi w czym?
Pani Izo odniosłam się do tego fragmentu:
I po co Ci to, Izo?
Są osoby, którym nie wytłumaczysz czegokolwiek, bo oni chyba nie chcą zmieniać swoich utartych już poglądów. Jak Świadkowie Jehowy.
Nie próbują zrozumieć, o czym mówisz – kombinują, jak odeprzeć Twoje argumenty.
Uważa Pani, że zamiana prawdy na kłamstwo to zmiana poglądów? Niezwykle interesująca teza.
Szanowni Państwo.
Proszę, nie dodawajcie już kolejnych niepotrzebnych słów bo pachnie już niezłym bigosem.
W tym samym komentarzu piszesz, że obraża Cię porównanie do świadków Jehowy i po raz kolejny stosujesz ich metodę – wprowadzając następną porcję nieudokumentowanych zarzutów.
Jeśli udowodnienie oskarżeń wobec świętej pamięci, błogosławionego Jana Pawła II nazywasz wypuszczeniem dżina z butelki, to czym jest publiczne rzucanie ich bez ważnego uzasadnienia?
Gdyby argument o spotkaniach miał świadczyć o wpływie lewicy laickiej na formację duchową i intelektualną Papieża, to równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że podobny wpływ mieli faryzeusze na Jezusa, a banda dziesięcioletnich, rozbisurmanionych gałganów na pewnego księdza – katechetę.
Lekarza nie potrzebują zdrowi.
Wiele razy przekonałam się, że w Polsce na prawdę historyczną jest zawsze zła pora. Czy zastanowiłaś się dlaczego nie ma właściwie żadnego literackiego opisu Polski powojennej, a historyczne są stereotypowe, zakłamane, ideologiczne. Pytałam kiedyś Marka Nowakowskiego z którym przed laty spotykałam się na ” salonach warszawskich” dlaczego skupia się na opisywaniu marginesu, natomiast nie używa swego świetnego pióra dla opisania środowisk opiniotwórczych, których perypetie doskonale zna. Było to pytanie retoryczne. Sama wiem dlaczego. Polska rzeczywistość jest niezwykle skomplikowana ( spróbuj wytłumaczyć coś cudzoziemcowi)a Polacy mają do postaci historycznych szczególny stosunek. Najpierw budują im cokół ze spiżu, żeby czasem go potem z tego cokołu strącać. Neutralne stwierdzenia historyczne, na przykład, że ktoś sympatyzował z jakąś grupą czy ideą traktowane są jako sądy wartościujące i histerycznie zwalczane. To wszystko nazywam mentalnością porozbiorową, choć to też jest klisza.
Na tym portalu jest zawsze zła pora na nieuczciwość i pseudo-prawdę serwowaną nam w jakichś niecnych celach.
Nie rozumiesz, że to nie jest zarzut. Każdy- nawet Papież – ma prawo przyjaźnić się z kim chce. To tylko historia żywa. Dlaczego nie wolno o tym mówić? Inna sprawa, że sam Michalski miał do JPII stosunek szczególny. “Jako profesor filozofii Karol Wojtyła nie grał w tej samej lidze co Gadamer czy Ricoeur; choć potrafił świetnie słuchać, bardzo dużo rozumieć”- to słowa Michalskiego z tej samej wypowiedzi.Łaskawca z tego Michalskiego. Faryzeusze słuchali Jezusa, to on był guru. A Wojtyła słuchał Gadamera. I dużo rozumiał.
Nie widzisz co mnie w tym niecierpliwi? Nigdy o tym nie słyszałeś czy tylko udajesz?
Był taki kawał.
Maszerowały mrówki ze Słoniem.
Rzekły dumnie- ale tupiemy!
Idę spać. Trudno i uwierzyć, ze można być tak słabo zorientowanym, albo nie przyjmować neutralnych przecież faktów do wiadomości. Znak wydał rozmowy z Castel Gandolfo. Ciekawe czy ktokolwiek z Państwa je czytał?. Czy ktokolwiek zna pełny dokument deklaracji Dominus Iesus (DI)? Naprawdę bezpieczniej pisać o konikach. Nikt się na tym też nie zna, ale nikt się nie czuje urażony.
Nie wątpię. Wierzę, że rozumiał z tego więcej niż sam Gadamer.
Jezus także słuchał. Pytał. Poznawał ludzi.
Piszez o neutralnych faktach, jakbyś wcześniej nie sugerowała, że Spotkanie w Asyżu miałoby być zachętą do łączenia wiary chrześcijańskiej z praktykami pogańskimi i okultystycznymi. Jakbyś nie powieliła tu oskarżeń o odprawianie przez Jana Pawła II obrzędów animistycznych.
Przedtem nie pisałaś o przyjaźni, ale o byciu pod wpływem. To coś zupełnie innego.
Ależ wolno. Byle w uczciwy sposób. Opierając się na faktach, weryfikując lub dowodząc rzetelnie tych, które tego wymagają. Rozróżniając rzeczywistość od własnych domysłów i interpretacji.
chętnie poczytam, choć pewnie dla jednej osoby szkoda czasu.
Dla jednej osoby- szczególnie dla Pana- nie szkoda czasu. Ale jeżeli miałbym urazić choć jedną osobę – to ten czas jest gorzej niż stracony.
Nie miałam zamiaru nikogo urazić. Dlatego przepraszam.
Na pewno jakiś historyk opisze kiedyś to wszystko, czego przez przypadek (przez korespondencję z uczestnikiem spotkań w CG) stałam się też po trochu świadkiem. Uświadomiłam sobie jak trudne będzie miał zadanie. I wątpię czy przekażę mu tę korespondencję. A teraz wrócę do pisania historii toru wyścigowego. Spędziłam tam wiele lat i znam życie ludzi toru od podszewki. Na szczęście będzie to – jak zwykle- historia ad usum Delphini.
Nie sądzę abyś kogokolwiek uraziła – w każdym razie nie mnie.
Raczej jestem wdzięczny, za dyskusję, ponieważ z podobnymi zarzutami w stosunku do bł. JPII można się spotkać w wielu publikacjach i na wielu blogach. Dobrze, że mogliśmy tu dokonać ich wiwisekcji, pokazując na czym polega ich fałszywość.
Przykro mi tylko, że akurat Ty je tutaj powieliłaś.
Pozdrawiam.
P.S. Mam nadzieję, że nie popsułem Twoich planów związanych z napisaniem notki o “Dominus Iesus”. Kiedy zapytałaś, czy ktoś zna tekst w całości, pomyślałem tylko, że dobrze aby był tu dostępny i … trach!
Dziękuję za za umieszczenie tekstu. Nie będę go musiała szukać. Mam wiele analiz i oczywiście tekst czytałam, ale teraz będę miała analizę pod ręką a tekst na ekranie.
Konie wyścigowe lubią iść na tor tą samą uliczką, w określonej kolejności, przyzwyczajają się nawet do kolejności karmienia. Dlatego bardzo łatwo je znarowić i trudno z narowu wyprowadzić.
Błąd.