Jako że od wielu wielu lat mam ogromne nabożeństwo do mojego kochanego Andrzeja Boboli i doświadczyłam za Jego wstawiennictwem tak wielu łask, że czuję się w duchowym obowiązku, by dziś tę notkę właśnie Jemu zadedykować.
Strachocina – Janów – Rosja – Rzym – Warszawa
Męczeństwo św. Andrzeja Boboli
Kozacy przybyli do Janowa dnia 16 maja po południu. Urządzili taką rzeź żydów i katolików, że i prawosławnych ogarnęła trwoga. Zaraz im wytłumaczono, iż nie mają się czego obawiać, bo rządy przeszły teraz w ręce kozackie. Muszą jednak najpierw wyciąć w pień wszystkich katolików. Uspokoiło to ludność prawosławną, która stanęła po stronie kozaków i pomagała w ściganiu katolików. Usłużni opowiedzieli o Boboli, jako o wielkim szkodniku, który spowodował odstępstwo wielu od prawosławia. Poinformowali przy tym, że znajduje się w Peredyle, na dworze Przychockiego, dzierżawcy wsi Mohylna.
Wtedy dowódca watahy posłał oddział kozaków z rozkazem ujęcia Boboli i doprowadzenia go do Janowa.
“Możliwe, że wieści o gwałtach w Janowie doszły już do Peredyla i wskutek nich Bobola wsiadł na wóz, by się schronić gdzie indziej. W każdym razie pewnem jest, że kozacy dopadli go jeszcze w Peredyle, jadącego wozem. Woźnica Jan Domanowski rzucił lejce i zbiegi do lasu, Andrzej zaś pozostał na miejscu i polecając się Bogu, oddał się w ich ręce.
Było już po południu. Kozacy powierzyli swe konie Jakubowi Czetwerynce i poczęli natychmiast “nawracać” Andrzeja na wiarę prawosławną. Namowy i groźby nie odniosły skutku, wobec tego obnażyli go, przywiązali do płotu i skatowali nahajkami, poczem odwiązanego bili po twarzy, przyczem Andrzej postradał kilka zębów. Następnie związali mu ręce, umieścili go między dwoma końmi, do których go przytroczyli i ruszyli do Janowa. Kiedy w ciągu czterokilometr owego marszu Bobola opadał z sil, popędzali go nahajkami i lancami, po których pozostały dwie głębokie rany w lewem ramieniu od strony łopatki, prócz tego jedno cięcie, prawdopodobnie od szabli, na lewem ramieniu. Odarty z odzienia, pokryty sińcami i krwawiącemi ranami, odbył Andrzej swój wjazd triumfalny do Janowa, gdzie eskorta oddała go niezwłocznie w ręce starszyzny. Tu przyjęto go podobno szyderstwami i okrzykami: “To ten Polak, ksiądz rzymskiej wiary, który od naszej wiary odciąga i na swoją polską nawraca!”
Jeden z kozaków dobył szabli i wymierzył cięcie w głowę Boboli, ten jednak wskutek naturalnego odruchu uchylił się i zasłonił ręką, tak że częściowo udaremnił śmiertelne cięcie, ale za to poniósł bolesną ranę w pierwsze trzy palce prawej ręki.
Równocześnie sprowadzono unickiego proboszcza janowskiego Jana Zaleskiego i uwiązano go do płotu, by go później poddać torturom. Jakiś litościwy wieśniak, korzystając z tego, że kozacy zajęci byli męczeniem Boboli, przeciął więzy i ułatwił Zaleskiemu ucieczkę.
Przygotowane przez kozaków krwawe widowisko ściągnęło liczny tłum ciekawego pospólstwa, wśród którego znajdowali się obok Czetwerynki, Joachim Jakusz, Chwedko, Jan Skubieda, Paweł Hurynowicz, Stanisław Wojtkiewicz, Dryk i Utnik. Tymczasem kozacy bezzwłocznie zajęli się Bobolą. Kolejności katuszy mu zadanych, wobec chaotycznych zeznań świadków w procesach apostolskich, ustalić niepodobna, zastosowanie ich oraz rodzaj nie ulega jednak żadnej wątpliwości.
Na rynku janowskim w pobliżu drogi, wiodącej do Ohowa, stała szopa Grzegorza Hołowejczyka, służąca za rzeźnię i jatkę. Wprowadzono tam Bobolę, rzucono go na stół rzeźnicki i uwiwszy wieniec z młodych gałęzi dębowych ściskano mu głowę. Następnie, wzywając go do porzucenia wiary katolickiej przypiekali mu ciało ogniem. Stałość Andrzeja doprowadzała ich do coraz większego okrucieństwa. “Temi rękami Mszę odprawiasz, my cię lepiej urządzimy” mieli wołać do niego i wbijali mu drzazgi za paznokcie. “Temi rękami przewracasz kartki ksiąg w kościele, my ci skórę odwrócimy, ubierasz się w ornat, my cię lepiej ozdobimy, masz za małą tonsurę na głowie, my ci wytniemy większą”, wołali podobno w dalszym ciągu, zdzierając nożami skórę z rąk, piersi i głowy, odcinając wskazujący palec lewej ręki, końce obydwu pierwszych palców i wycinając skórę z dłoni.
Łaska, jakiej Bóg udziela swym wybranym męczennikom, krzepiła Bobolę i dodawała mu wprost nadludzkich sił fizycznych i moralnych, dzięki czemu, poddając się woli Boga, wśród jęków wzywał świętych imion Króla i Królowej Męczenników, Jezusa i Marii, a w odpowiedzi na szyderstwa i bluźnierstwa swych katów, wzywał ich do opamiętania. Ci prowadzili swe ohydne dzieło w dalszym ciągu. Wykuli mu prawe oko, przewrócili go na drugą stronę, zdzierali mu skórę z pleców i świeże rany posypywali plewami z orkiszu, odcięli mu nos i wargi, przez otwór wycięty w karku, wydobyli język i odcięli u nasady, wreszcie powiesili go u sufitu za nogi, głową na dół i naśmiewali się z ciała rzucającego się w konwulsjach i skurczach nerwowych: “Patrzcie, jak Lach tańczy!”
Dwugodzinne katusze dobiegały już końca, odcięty ze sznura, padł Bobola na ziemię i odziany w najcenniejszy ornat, bo utworzony z purpury krwi własnej, wznosił swe okaleczało ręce ku niebu, składając u tronu Boga ofiarę z życia i krwi własnej. Tak kończył swą pielgrzymkę ziemską apostoł miłości i jedności, który prawie całe swe życie oddal na służbę Bogu i dobru dusz, i nie zawahał się nawet przed złożeniem ofiary z swego życia, tego dowodu najwyższego stopnia miłości Boga i bliźniego. Dwukrotne cięcie szablą w szyję, było ukoronowaniem tragedii janowskiej, której ofiarą padł dnia 16 maja 1657 r. Andrzej Bobola”.
Ks. Józef Niżnik
(z książki “Św. Andrzej Bobola. Niestrudzony wyznawca Chrystusa“)
——————————————————————————————————————————————————————
Mamy wielkiego Patrona, w jakiś przedziwny sposób podobny jest do Niego w swej ofierze bohater wyklęty mjr Witold Pilecki. O Andrzeju też kazano zapomnieć, pamięć o Nim pogrzebać, bo był niewygodny, bo był Polakiem-katolikiem.
Losy polskiego tupolewa przypominają historię ciała św. Andrzeja, które wiele lat było przetrzymywane przez Rosjan i odmawiano Polakom oddania tych cennych relikwii, bo obawiano się zrywu wolności i prawdy. Wróciło do Polski w wielkiej narodowej manifestacji dopiero w wieku XX. Jeden z urzędników rosyjskich powiedział, że prędzej spadnie mu głaz na głowę niż wypuści ciało Andrzeja do Polski. Andrzej spełnił jego “prośbę”.
W 1866 r. do Połocka przyjechała z Petersburga komisja rządowa. Rozeszły się bowiem wieści, że Błogosławionemu oddają cześć na równi z katolikami także prawosławni.
W czasie inspekcji oderwała się od sklepienia cegła i spadając raniła jednego z urzędników. Zabobonni komisarze, widząc w tym “interwencję Boboli”, pospiesznie opuścili kaplicę. Pozostawiono ciało w spokoju aż do rewolucji. W czasach sowieckich kilkakrotne próby zbezczeszczenia relikwii zostały udaremnione zdecydowaną postawą społeczeństwa. Dopiero 23 czerwca 1922 roku kościół otoczyło wojsko. Zjawili się wysłańcy Kremla.
Ciało Andrzeja jak Polska, obnażone, umęczone, rozebrane, ale nie rozpadnie się nigdy!!!
Po otwarciu trumny ciało obnażono i rzucono nim o posadzkę. Ku osłupieniu obecnych, zwłoki nie rozsypały się (300 lat po śmierci!!!). Spisano protokół o ich stanie, stwierdzając, że “trup zawdzięcza swoje dobre zachowanie właściwościom ziemi, w której się znajdował”. Po tym antyhumanitarnym akcie profanacji pozostawiono relikwie w spokoju, ale nie na długo. 20 lipca wtargnęli do kościoła “bojcy” i maltretując parafian broniących dostępu do trumny, wywieźli ciało do Moskwy, umieszczając je w gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia.
O zwrot relikwii wszczął bezskuteczne starania rząd Polski. Według świadectwa Piusa XI wcześniej już Józef Piłsudski planował szarżę na Połock, by odebrać trumnę z ciałem Błogosławionego, ale zewnętrzne okoliczności udaremniły zamiar.
W znamiennym, momencie zwrócono się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o kanonizację błog. Andrzeja.
Gdy dopiero co wskrzeszone państwo polskie poczęło się umacniać wewnętrznie i ustalać swoje granice, milionowa armia bolszewicka ruszyła na Warszawę. Wiadomo, że chodziło o przeszczepienie haseł rewolucyjnych do państw Europy środkowej i zachodniej.
Wtedy właśnie obradujący w Częstochowie biskupi polscy wystosowali do papieża Benedykta XV gorącą prośbę o kanonizację błog. Andrzeja i ogłoszenie go patronem odradzającej się Polski. Dali wyraz przekonaniu, że jego opieka ochroni Polskę od zagłady i przyczyni się do umocnienia katolicyzmu. W tym duchu po powrocie do Warszawy kard. Aleksander Kakowski zarządził odprawienie nowenny w kościołach Archidiecezji, w dniach od 6 do 15 sierpnia 1920 roku. W dniu 8 sierpnia we wspaniałej procesji na ulicach Warszawy – z relikwiami błog. Andrzeja Boboli i błog. Władysałwa z Gielniowa, patrona stolicy – wzięło udział około stu tysięcy osób. Modlono się przy wtórze dział walczących tuż pod Warszawą armii.
W ostatnim dniu nowenny, 15 sierpnia, armia polska odniosła wspaniałe zwycięstwo, zakończone niedługo potem całkowitym pogromem bolszewików.
W roku 1938 w triumfalnym pochodzie relikwie Polskiego Męczennika dotarły do Warszawy.
Przy pisaniu art. wykorzystano niektóre fragmenty z życiorysu św. Andrzeja Boboli ze strony adonai.pl
——————————————————————————————————————————————————————–
Rzetelnie zrobiony film o świętym Andrzeju Boboli
Encyklika Piusa XII o chwalebnym męczeństwie św. Andrzeja Boboli, tylko dla czytelników odpornych na opisy tortur
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xii/encykliki/invictus_athleta_16051957.html
Zamęczony jezuita przyszedł nocą
dodane 2013-05-16 09:00
Jacek Kotula
za: http://gosc.pl/doc/1557944.Zameczony-jezuita-przyszedl-noca
Aż do połowy lat 1980-tych mieszkańcy Strachociny koło Sanoka nie wiedzieli, że tu się urodził św. Andrzej Bobola. Zmieniło się to dopiero po przybyciu do wsi księdza Józefa Niżnika. To on wykreował Strachocinę na znane miejsce kultu Świętego Męczennika.
Zamęczony jezuita przyszedł nocą Jacek Kotula
Jednak cała sprawa miała posmak sensacji. Ksiądz Niżnik trafił do Strachociny najzupełniej przypadkowo. W 1983 roku był tam na krótkim zastępstwie (miejscowy proboszcz przebywał, chory, w jednej z krakowskich klinik). W nocy z 10 na 11 września obudziło go uderzenie w rękę. Zobaczył nad sobą jakąś postać „smukłą, na czarno ubraną i z czarną brodą”. Próbował ją schwytać, ale oddaliła się do okna i … zniknęła. Rano dowiedział się, że na strachockiej plebanii „straszy” już od niepamiętnych czasów, a choroba proboszcza ma związek z podobnymi „wizytami”.
Poruszony zdarzeniem postanowił zrezygnować ze studiów na KUL i zostać w Strachocinie, by sprawę zbadać. Objął funkcję proboszcza (ku radości poprzednika, którego przeniesiono do malutkiej, beskidzkiej wioski, gdzie nareszcie znalazł spokój). Tajemnicze „odwiedziny” powtarzały się wielokrotnie przez następne cztery lata. Wkrótce skojarzył je ze św. Andrzejem, strachockim rodakiem. Dowiedział się też, że Ojciec Pio przekazał pewnej zakonnicy z Nowego Żmigrodu informację, że św. Andrzej pragnie kultu w Strachocinie. 16 maja 1987, w rocznicę męczeńskiej śmierci Świętego odprawił uroczystą Mszę Św. z procesją eucharystyczną i dziękczynnym Te Deum. W tę noc po raz ostatni pojawiła się tajemnicza postać. Niedługo potem ks. Niżnik napisał list do Sanktuarium Andrzeja Boboli w Warszawie z prośbą o relikwie Świętego. Prośbę tę spełniono. Relikwie wniesiono uroczyście 16 maja 1988. Ksiądz biskup Tokarczuk wygłosił wzruszającą homilię.
Odtąd, co roku, 16 maja w Strachocinie odbywają się wielkie uroczystości, gromadzące tysiące pielgrzymów z całej Ziemii Sanockiej (i nie tylko) pod przewodnictwem biskupów przemyskich. Począwszy od 1992 r. mają one miejsce na terenie tzw. „Bobolówki”, miejsca gdzie – według tradycji – stał dworek, w którym urodził się Święty. Do dziś zachował się tam jedynie stary, zaniedbany park. Obecnie wybudowano w nim kaplicę polową zwieńczoną napisem: „Miejsce to wybrał sam”.