Bardzo wiele lat temu spotkała mnie dziwna przygoda. Po powrocie od znajomych, otwierając w nocy drzwi mieszkania zapomniałam się rozejrzeć i siłą wpakował się za mną jakiś potężny facet. Zamknął drzwi i zabrał mi klucze. Przed kimś wyraźnie uciekał bo zgasił światło i zza firanki obserwował ulicę. Nie mogłam nic zrobić, mieszkałam sama. Mężczyzna wyglądał na kryminalistę. Miał liczne tatuaże. Był bardzo zmęczony. Władował się bezceremonialnie na mój tapczan i zaproponował seks. Jednak zanim zdołałam wyrazić dezaprobatę zasnął.
Bezbronny, zwinięty w kłębek, w pozycji embrionalnej, z zaciśniętymi jak małe dziecko pięściami.
Po pewnym czasie widząc, że jest mu zimno przykryłam go kocem i wyszłam z książką do innego pokoju. Nad ranem pod moim domem zatrzymał się radiowóz milicyjny. Zamiast wołać z balkonu ( I piętro) o pomoc, mimo woli przestraszyłam się, że szukają mego niepożądanego gościa.
Tego dnia byłam umówiona z siostrą i szwagrem na Zalew Zegrzyński na łódkę.
Obudziłam gościa gdy eleganckie śniadanie było już na stole. „Nie byliśmy umówieni, więc nie mogę zaprosić cię na żagle”- powiedziałam. Przyjął to ze zrozumieniem. Podziękował mi za pomoc, z zażenowaniem zwracając klucze. Na pożegnanie pocałował mnie niezgrabnie w rękę ( byłam gówniarą) i powiedział: „ Jakby co – to pamiętaj, wal do mnie jak w dym”.
Oczywiście już nigdy w życiu go nie spotkałam.
Pomimo, że długo myślałam nad tą przygodą dziś zachowałbym się dokładnie tak samo.
Przede wszystkim mam bardzo silnie wdrukowaną staropolską zasadę: „ jeśliś wstąpił w progi moje- włos ci z głowy spaść nie może” .
Po drugie reprezentuję typową mentalność porozbiorową. Państwo postrzegam jako aparat przemocy i ucisku. Nie udało mi się i obawiam się, że się już nie uda żyć w państwie, które uważałabym za swoje. Typowa dla zachodnich społeczeństw lojalność wobec państwa wyrażająca się donosem, jest dla mnie nie do wyobrażenia.
Po trzecie – mam wewnętrzny silny opór przed omnipotencją tego państwa i skłonność do załatwiania swoich spraw osobiście. Gdybym miała możliwość – wywaliłabym faceta siłą w chwili, gdy naruszył moje prawa wpychając się bez zaproszenia do mego domu. Ale wydać go milicji, gdy spał bezbronny?
Pewną rolę odgrywają też zapewne dziecięce lektury. Pamiętam z dzieciństwa opowiadanie Londona opisujące podobną do mojej przygodę( niestety nie pamiętam tytułu). Do domu zamożnej panny ( to akurat nie ja) wkrada się jakiś uciekinier. Panna zwodzi go rozmawiając z nim po przyjacielsku tylko po to, żeby przejąć jego broń. Wyobraża już sobie pochlebne artykuły w prasie na swój temat. Ale nie potrafi się zdobyć żeby strzelić do wychodzącego spokojnie człowieka. „ To nie jest łatwo strzelić do człowieka panienko”- mówi jej uciekinier na pożegnanie. „A takimi jak ty wybrukowane jest dno piekła”. To „dno piekła” zapamiętałam sobie chyba na całe życie.
Jeszcze trudniejszy wybór miałam kilka lat temu. Zaprzyjaźniona para rozwodziła się. Nie byli w związku sakramentalnym. Bardzo mi było przykro bo byli – moim zdaniem- dla siebie stworzeni. Pani była już w ciąży z kimś innym. Prosiła mnie o dyskrecję i to obiecałam. Pan wezwał mnie do sądu na świadka. O ciąży nic nie wiedział Chciał natomiast, żebym na podstawie mojej z nim kiedyś wyprawy w Alpy Bawarskie potwierdziła, że jest fajnym facetem, co z entuzjazmem zrobiłam.
Sędzina nie widziała jednak żadnego związku między Alpami a rozwodem. Orzekła rozwód z winy znajomego. Gdyby ciąża została ujawniona, zapadłby oczywiście rozwód z winy dziewczyny. Mój przyjaciel długo się na mnie gniewał. Ale zrozumiał, że nie mogłam nic zrobić. Nie zgodziłam się również na zerwanie relacji z jedną ze stron. Prze kilka lat uprawiałam więc prawdziwą pocztę węgierską. Jednak po kilku latach, gdy emocje opadły, stosunki się unormowały i przestali, ku mojej radości, na siebie warczeć.
Dlaczego o tym piszę? W naszych postmodernistycznych czasach kultura stała się „migotliwa”( jak sami teoretycy postmodernizmu twierdzą). Wartości są nieokreślone, zasady relatywne, przyjaźnie nietrwałe. Nie ma nic pewnego- nie ma nic naprawdę zobowiązującego. Wallenrodyzm przestał być dramatem jednostki. Sojusze, partie, znajomości dobiera się jak rękawiczki w butiku. Zdanie zmienia się z piątku na niedzielę. Jak w takich czasach można kultywować lojalność?
Literatura też ma w tym swój udział. Podstawową cechą Harry Pottera, dla której ta książka jest dla mnie obrzydliwa, jest zawarte w niej implicite przesłanie, że nie warto się do niczego przywiązywać, bo nie da się określić „ dobrej strony mocy”. Ktoś dobry okazuje się w pewnej chwili najgorszy z najgorszych, aby potem znów okazać się dobrym.
To nie okultystyczne wtajemniczenia Harry Pottera, przed którymi przestrzega nawet Episkopat, są moim zdaniem groźne dla dzieci, lecz właśnie ta postmodernistyczna migotliwość. Zdrada przestała być problemem i dramatem jednostki, wszystko sprowadza się do płynnych, zmiennych układów.
Amerykańscy etolodzy przeprowadzili kiedyś pouczające doświadczenie. Podawano psu miskę pokazując mu trójkąt i karcono go – pokazując mu koło. Pies doskonale funkcjonował.
Potem trójkąt zaczął się zaokrąglać. Pies oszalał i wkrótce zdechł.
“Potem trójkąt zaczął się zaokrąglać. Pies oszalał i wkrótce zdechł.”
Zaczyna Pani niby niewinnie, choć od trzęsienia ziemi w zasadzie:)
A koniec? Zaskakujący, jak zwykle:)))
Cóż by tu dodać?
Na psach ani kółkach się nie znam. Na trójkątach w zasadzie też…
Ponieważ lubię czytać Pani teksty mimo wszystko coś tu, w podzięce wstawię.
Otóż przeglądam (nie czytam, bo doszedłem już do etapu przeglądania a nie czytania)
książkę użyczoną od sąsiada pt. “Koń ma duszę w sobie” Łucji Ginkowej.
Znalazłem tu m.in. urywek wiersza. O koniach oczywiście:)
Spodobał mi się, więc z wyrazami (różnymi, jednak oczywiście niezwykle pozytywnymi) dla poprawy nastroju, humoru, etc. Szanownej Pani składam.
Zemsta Araba
[fragmenty]
Po błoniu beztrawym i piaszczystym, bezwodnym
Biegł Arab na koniu ognistym, spienionym
I rzucał obliczem okrutnym krwi godnym
I migał żelazem do zemsty wzniesionym
I bieży i pędzi z piorunem w źrenicy
Koń jego stepowy ma lot błyskawicy
Jak struś w stepowisku, gdy skrzydła rozwinie
Zaledwie stopami dotyka pustynie
Koń czarny jak chmura gromami nabrzmiała
Ze gwiazdą na czole jak błyskiem pioruna
A Arab na koniu, wyciągnion jak struna
Klnie ludziom – klnie diwom – i pędzi jak strzała
Koń – arab i Arab – dwaj bracia rodzeni
Od młodu do grobu ze sobą spoleni
Co Arab zamyśli, cokolwiek zamarzy
Koń – arab to pojmie, to zgadnie mu z twarzy
Więc teraz, gdy pojął chęć jeźdźca w źrenicy
Koń – arab, syn stepu, ma lot błyskawicy
Jak struś w stepowisku, gdy skrzydła rozwinie
Zaledwie stopami dotyka pustynie.
Kornel Malczewski
PS Powyższe to oczywisty off top więc proszę po przeczytaniu spalić (czyt. usunąć)
Pani Izabelo.
Jestem tak zachwycony, że aż wściekły.
Dlaczego Pani nie wydała Tego wszystkiego drukiem?!
Przepraszam, za ton, i być może za pomyłkę wynikającą z niepoinformowania.
Proszę zauważyć.
Diabły piszą i wydają Pottery.
A co ma kupić do czytania swojemu dziecku dobry rodzic? Nie znajdzie on na półkach księgarń Pani książek.
A widzi Pani…
No właśnie byłaby wielka szansa na to, gdyby takie treści, jak Pani opowiadania trafiły do młodego pokolenia.
Oczywiście, zapewne powie Pani – mogą czytać to co i ja czytałam.
Tak, ale tamte treści ubrane są w nieco inną, archaiczną z dzisiejszego punktu widzenia formę. Dlatego jest to trudniejsze w odbiorze.
Pani pisze w taki sposób, że czytając, wlewa się wszystko prosto do głowy i serca. A są to piękne, nawartościowsze rzeczy.
Każde pokolenie winno wydać zbiór myśli, treści dla pokolenia następnego.
Jest wielki głód wśród młodych. By się Pani zdziwiła, jak bardzo oni też chcą żyć w państwie, które uważaliby za swoje.
Chłopaki to śmiało mogą czytać Sienkiewicza.
A dziewczyny – co?! Anię z zielonego wzgórza…
Tak się uparłem na tych młodych odbiorców Pani dzieł. Pewnie, i starsi z miłą chęcią będą czytelnikami.
Ale to właśnie młodzi, są najbardziej wymagający i potrzebują najwyższej jakości lektury.
Pani Twórczość, spełnia te wymagania. Jest po pierwsze arcyciekawie. Tematy tylko ważne i najważniejsze, nie marnuje Pani czasu na drobiazgi. Jest wartko. Jest krótko i spójnie. Ale jednocześnie niesamowicie obszernie znaczeniowo.
To jest właśnie idealny materiał dla młodych. Czytam pięć minut ale myślę nad tym pięć dni, a w głowie zostaje mi przynajmniej na pięć lat najbliższych lat.
Jeszcze raz przepraszam. Że tak nachalnie, bezczelnie i nieudolnie wykrzyczałem swoją prośbę do Pani.
całuję Panią w rękę, równie niezgrabnie…
Nieproszone wtargnięcie w cudze progi uzasadniałoby interwencję policji, ale Pani zaryzykowała i spróbowała załatwić to po dobremu. To jest czyste bohaterstwo, połączone ze szlachetną naiwnością tudzież naiwną szlachetnością, jak kto woli. Zresztą chyba zawsze bohaterstwo musi mieć coś z czystej, naiwnej, szlachetnej wiary i czystości intencji, inaczej byłoby tylko wyrachowaną grą na odniesienie korzyści.
/aluzja Pani zdarzenia do końcowych scen Essential Killing tudzież do “Wiernej Rzeki”, jak kto woli, niemal oczywista… chyba tylko kobiety tak potrafią/.
W czasach wojny afgańskiej i Ob.Ladena czytałem dużo na temat owej szeroko opisywanej “gościnności” Pasztunów i ich kodeksu honorowego, który nie pozwalał im wydać przybysza.
Dlatego takie opory budził m.in. Europejski Nakaz Aresztowania, dla którego specjalnie znowelizowano w Polsce Konstytucję.
Wydaje mi się jednak, że “powinność honorowej gościnności” to mimo wszystko przywilej, a nie obowiązek gospodarza. Że gospodarz niekiedy powinien jednak mieć możliwość nieskorzystania z tego przywileju (czy to kierując się wiedzą, czy to intuicją na temat przewin przybysza). Inaczej nie byłby gospodarzem, a zakładnikiem tych, którzy u niego przebywają.
Kolejna aluzja, jaka się nasuwa, to Holocaust i ukrywanie Żydów.
Stosunkowo łatwo na tym tle przedstawia się stan wojenny: gdy ktoś ukrywał uciekinierów Solidarności, groziło za to mu więzienie, lub co najwyżej utrata pracy.
Nie wiem natomiast, jakbym się zachował, gdybym miał w domu dwójkę śpiących dzieci i potężnego uzbrojonego gangstera, który śpi bezbronny, a ja nie wiem, jak się zachowa po obudzeniu. Chyba jednak wezwałbym policję.
Dopowiedzenie.
Polki tak po prostu mają.
Moja Babcia, pod koniec wojny zauważyła uciekającego niemca w swoim ogrodzie.
Była w domu sama. Jej Mąż, mój Dziadek, siedział chyba jeszcze wtedy w jednym z trzech obozów.
Nawet przez moment nie myślała, żeby wszcząć alarm. Zresztą zbieg był tak wycieńczony, że mogłaby go unieszkodliwić osobiście.
Patrząc na niego, widziała takiego samego męża jak swojego, który przez całą wojnę myślał tylko o tym, kiedy znów zobaczy swoją żonę.
Inna historia. Chociaż taka sama.
To już było po tzw. wyzwoleniu.
Na rynku w mieście było wielkie zbiegowisko. Przyjechał duży oddział ruskich. Wszędzie szukali niemców.
Krzyczeli dzierżąc pepesze w rękach – kuda german?!
Mieszkał tam od lat pewien sklepikarz, o niemieckim pochodzeniu ale swój, uczciwy człowiek, teraz stał na samym środku placu.
Babcia wyrwała komuś paczkę papierosów, podbiegła przed niego, zasłaniając go swoimi plecami. Zaczęła rzucać na lewo i prawo ruskim te papierosy.
Wystarczyło by choć jedna osoba z tłumu pokazała palcem giermańca.
Ołów poleciał by momentalnie w jego kierunku, po drodze przeszywając Dziewczynkę z papierosami…
Nie będę usuwać, bo bardzo mi się podoba. Dziękuję.
Panie Karolu. To tylko takie wspominki. Nie przeceniajmy tego. Ale bardzo dziękuję. Ujęło mnie wspomnienie jak Pana Babcia ratowała Niemców. Już przegrali wojnę, mordowanie ich byłoby czystą zemstą.
Gdyby w domu były dzieci też nie wiem jak postąpiłabym. Na początku zresztą nie miałam wyboru. Nieproszony gość zabrał klucze. Był raczej przestraszony niż agresywny. Gdy zasnął mogłabym uciekać z I piętra tylko przez balkon. No i mogłam dzwonić na milicję ryzykując, że się obudzi. Wydawało mi się to bez sensu. Jedyny moment wyboru był gdy podjechała milicja. Tu postawiłam na intuicję. Miałam nadzieję, że nie zrobił nic bardzo złego.