Szanowni Państwo.
Byłem na Marszu Rotmistrza Witolda Pileckiego.
W ten lichy i marny sposób chciałem oddać cześć jednemu z najsilniejszych Polaków w naszej historii.
Ludzi nawet trochu było. Więcej niż rok temu.
Ale ciekawa sprawa – były tylko dzieciaki i dziadki. Zero środka.
Uwieńczeniem Marszu była Msza Święta.
Co prawda na początku była wymieniona intencja za Ojczyznę.
Ale nazwisko “Pilecki” padło z ust proboszcza dopiero na koniec informacji parafialnych.
Podczas kazania, ksiądz raczył stwierdzić – obecnie mamy wolną Polskę.
Na zakończenie śpiewano “Boże coś Polskę”.
Ciekaw byłem wersu ostatniego. Jak zwykle zresztą….
Na gardło krzyczałem, choć już było poddarte nieco w Marszu – “racz nam wrócić Panie”.
Się okazało, że nie przepisowo. I nie po lini. Bo reszta wiary, za pasterzem plumkała – “pobłogosław…”.
Ja to tak mam, że chyba ściągam wkurzenia. Za przeproszeniem.
Dawno już nie byłem w tym kościele.
Był lekki remont. Nowy ołtarz jest. I nie tylko, się okazało…
Bowiem ja se pacze, a proboszcz i celebransi czy celebryci, nie pamiętam dokładnie…, klapnęli sobie na nowe, wypasione trony zaraz za ołtarzem. Twarzami do widzów. Na środeczku.
No zaje…!
Jak mawiają młodziankowie.
No nie ma zmiłuj. Mówię chłopakom – bierzcie transparent, ja jeszcze na chwilkę idę do proboszcza.
Idiota, czyli ja – Szczęść Boże. Proszę księdza. Wspomniał ksiądz w kazaniu, że Polska jest wolna. Czy jest w stanie ksiądz udowodnić takie stwierdzenie?
Ksiądz wolnościowiec – No przecież, że jest wolna. No jak to?! Wszyscy wiedzą i mówią, że jest wolna. No może ideologicznie nie do końca ale tak ogólnie to jest.
Idiota – A jak się ta wolność objawia?
Ksiądz – Jest Pan wolny, może Pan sobie robić co się Panu podoba. Może Pan sobie wyjechać za granicę!
Idiota – (nic nie odpowiedział, bo się zapowietrzył w wyniku zszokowania)
Idiota – (Prawie łapiąc księdza, bo się nagle zaczął gdzieś spieszyć) Proszę Księdza. Mam jeszcze jedno pytanie. Te fotele/krzesła/trony, które stoją na środku, międzu ołtarzem a tabernaculum są wbrew katolickiej doktrynie.
Ksiądz – A co mi tu pan będzie! Pan się nie zna.
Idiota – Przez wieki, księża siadali po bokach prezbiterium. Dlaczego teraz wprowadzane są nowe, złe zwyczaje?
Ksiądz – Tak się teraz robi i tak jest dobrze. Nikt nie widzi problemu tylko pan. Pan pierwszy przychodzi do mnie z pretensjami.
Idiota – (Się zapowietrzył raz drugi, bo nie spodziewał się tak wielkiego komplementu, chyba…)
(Ksiądz uciekł, w trybie pozawerbalnym komunikat brzmiał – a idź w cholerę. A idiota sobie poszedł. Wcześniej padając na kolano przed Panem)
KONIEC
Czy faktycznie tylko ja tak mam?!
P.S.
Bym zapomniał…
O Rot-mistrzu pa-mię-tamy,
ko-mu-nistom żyć nie damy!
albo
O Rot-mistrzu pa-mię-tamy,
Je-go Pamięć wy-sła-wiamy!
(te zawołania to właśnie dzieciaczki wymyśliły, zuchy!)
i klasycznie
A na drzewach…
Też mam ten dylemat, czy szarpać sobie nerwy idąc z tym czy z tamtym do księdza, czy lepiej pomodlić się o Światło dla niego. Ten brak świadomości jest zatrważający.
//Ale ciekawa sprawa – były tylko dzieciaki i dziadki. Zero środka.//
Dziękujmy Bogu, za te dzieciaki. To z nich tylko, może się odrodzić Polska.
Ja ich widzę na wielu manifestacjach i serce rośnie jak słyszę ich setki i tysiące głosów krzyczących – Bóg, Honor i Ojczyzna – Chwała Bohaterom.
Średniaki niestety pozostaną sredniakami, za to dziadki cieszą się szacunkiem młodych, naprawdę byłam świadkiem takich rozmów między nimi – podsłuchuję nieraz :)
Oj nieładnie…
Ja też tak grzeszę, dokładnie w takich samych okolicznościach!
Jak ja tłumaczę tą dziadkową synergię – dziadków starych i dziadków młodych.
To są te grupy, które nie muszą gonić za plazmami i samochodami z nawigacją.
Mają więc więcej czasu, i przeznaczają go na myślenie.
A myśli te łączą ich w marszach i w kościołach.
Panie Karolu!
Ładna ta rozmówka z kapłanem. Gratulacje. Powiem Panu tylko, że faktycznie się Pan nie zna. Nie tylko w Polsce, a na całym świecie sobie te foteliska tak ustawiają. Zmówili się? Musi jakiś mieli telefon z nieba, albo SMS-a dostali, że teraz już są kumple z Panem Bogiem. No i skutkiem tego wolno im już siadać do Niego tyłem, czy jak tam pasuje. Publice to nie przeszkadza. Cieszą się, że prezydium siedzi do nich przodem. Tylko Pan się będzie musiał resocjalizować.
P.S. Jak by w wolnej chwili poszukać w necie obrazków wnętrza świątyń masońskich, to może byłoby coś do myślenia?
Panie Jacku.
Moja rozmówka z kapłanem nie była na pewno ładna.
Była bolesna, przynajmniej dla mnie. Uderzający był ten ton “nadżewowy”. W skarbówce jest milej.
______________________
To jest lincz.
My, owieczki, boimy się swoich pasterzy, czujemy do nich wielki szacunek, i nie chodzimy do nich zameldować nieprawidłowości.
Jednocześnie pasterze, nie mają zuepłnie żadnych skrupułów żeby brać sobie Boga za kolegę lub przejmować Jego rolę.
Nie ma większej zbrodni na tym świecie.
auć! ałałaj!
Ostrożniej z uogólnieniami, proszę!
Dokadnie tak samo w duchu skomliem jak wyszedłem zmyty z tej zakrystii.
Uogólnienie…
Przecież co do joty nikogo nie wyliczę. Swoje “uogólnienie” opierwam z autopsji, tego co przeszedłem na swojej skórze, plus to co widzę obserwując otoczenie.
To jest bolesna prawda, ale prawda. I pierwszy raz usłyszałem ją jak raz od osób duchownych…
Księży nie sieją. Powołania dostają ludzie spośród nas. Czyli jest to poniekąd emenacja, reprezentacja, średnia społeczna.
Trafiają się więc czasem tacy mocarze próżności, że seminarium nie daje rady tej wady ukrócić, a i nawet moc święceń kapłańskich z trudem przebija się do takich zatwardziałych serc.
Szczęście dla nas, że Opatrzność czuwa nad nami.
I daje nam wielu świętych, w tym wielu świętych kapłanów.
Ja bym się zastanowił nad tzw. dobrym momentem. Wielu księży funkcjonuje “w biegu” i wówczas “chwytanie ich za rękaw” i mówienie o sprawie bywa nie najszczęśliwszym rozwiązaniem problemu. A wszak to my, zwracając się do księdza, definiujemy ów problem – zagadnienie, które w naszych oczach jest właśnie problemem i sposób jego rozwiązania – przez rozmowę z księdzem. Czyli to w naszym interesie leży takie dobranie czasu i miejsca, by ksiądz był maksymalnie dostępny. Można się wszak na rozmowę umówić. Można wstępnie w dwóch słowach powiedzieć o czym chce się mówić. To i wygodne i grzeczne, tak myślę. I wreszcie rzecz zasadnicza. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zechce rozmawiać z kimś, kto mówi o sobie, lub daje w rozmowie znać, iż jest niespełna rozumu. Z wariatami się nie gada. Po prostu. Gada się z osobami zrównoważonymi (nawet jeśli chwilowo są z tej równowagi wyprowadzeni). Aha, trzeba też wiedzieć, przypomnieć warto, że w sytuacjach czy sprawach krytycznych wolno/należy zwrócić się do biskupa.
PS “”Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów””.
I papieski komentarz: “Przeczytajcie ten świetny fragment, a czytając go módlcie się, módlcie się za nas, biskupów i za kapłanów. Tak bardzo tego potrzebujemy, abyśmy trwali wierni, abyśmy byli ludźmi, którzy czuwają nad stadem i także nami samymi, którzy właśnie czuwają, aby ich serce zawsze było skierowane ku ich owczarni. A także, aby Pan nas bronił od pokus, bo jeśli poszlibyśmy drogą bogactwa, próżności, staniemy się wilkami, a nie pasterzami. Módlcie się o to, przeczytajcie ten tekst i módlcie się. Niech się tak stanie”.
Za: http://gosc.pl/doc/1557064.Ksiadz-co-goni-za-pieniedzmi-zle-konczy
PPS Modlić się za księdza. Jak oporny – dać za niego na mszę! Niech przeczyta tę intencję! Owszem, trzeba by ją “umiejętnie” ułożyć – ale to nie problem, jeśli Bóg prowadzi. Aaaa! Jeśli problem – to może nie Bóg jednak?
Hm. Potrzebna, ba! konieczna modlitwa o rozeznanie i za księdza :)
Miło mi, że nie tylko Pan raczył zauważyć żem wariat…
Panie Delfinie.
Zaprezentowana przez Pana procedura, jest jak najbardziej słuszna i właściwa.
Proszę mi wierzyć, że wiem o co chodzi, sam w sytuacji wyjątkowo poważnej stosowałem właśnie takie rozwiązania, nawet jeszcze o wyższym protokole zasad i bezpieczeństwa. I lipa.
Oczywiścia po ludzku lipa. Totalna. Na całej lini.
Ale. Ale Boże młyny mielą wolno. Wolno ale zawsze skutecznie.
My, oceniamy, że chociaż zrobiłiśmy swoje, tak jak należy, a nic się nie dzieje, nie ma żadnych efektów.
Spokojnie. Nauczyłem się czekać.
W sytuacji o której rozmawiamy, postąpiłem nieco inaczej. Tak, na szybko, na gorąco. Ale i tak czasem trzeba.
Po pierwsze – i to uważam za rzecz najważniejszą – udało mi się porozmawiać na osobności, choć działo się to w zakrystii, i było tam więcej osób, ale mówiłem cicho i spokojnie.
Ale właśnie ten ksiądz wykorzystał okoliczności, i podniesionym głosem próbował przenieść sprawę na forum.
Panie Delfinie.
Tak, absolutnie się z Panem zgadzam. Trzeba postępować w takich przypadkach, starać się przynajmniej, w sposób jaki Pan opisał.
Ale proszę zauwać jakie są opłakane efekty takiego podejścia.
Przypominam Jego odpowiedź – jest Pan pierwszy, który zwraca na to uwagę i przychodzi z tym problemem do mnie…
Tak więc lepiej coś zrobić niż nie zrobić nic.
Panie Karolu,
Po pierwsze proszę się do mnie nie zwracać per Pan, ponieważ jesteśmy braćmi w Chrystusie, a uwzgl. ewang. Janową z 14 maja – Jego przyjaciółmi, więc wobec siebie, ze wzgl. na Niego i przykazanie miłości, tem bardziej. Po drugie, nie ma rozwiązań idealnych, recept do zastosowania wprost i od razu w każdej sytuacji. Św. Ignacy podkreśla, że należy szczególnie rozważać każdą sytuację – zaś tu też notka Polonii o unikalności łaski w chwili się kłania i wdzięcznie przypomina – o czytanie prosi :) Z tych i innych przyczyn wezwałem na końcu poprzedniego o rozeznanie własne co do sposobu postępowania *w tej sytuacji przez tę, a nie inną, osobę* (chodzi o Pana). Czemu odpowiadam? Bo zafrapował mnie Pański passus o opłakanych efektach. Przeca one opłakane, bo, z tego co Pan opisał, właśnie *nie zastosował* Pan wskazówek, o których teraz Pan twierdzi, że dobre i zacne i żeby ich się trzymać. Panie Karolu, każdy ma inne rozeznanie w Bogu, do każdego Bóg mówi jego językiem, językiem miłości, Jego miłości – psycholog powiedziałby, że każdy ma inny temperament i inną tożsamość (http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/tozsamosc_czlowieka.html, http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=572), ale mniejsza o to – dlatego trzeba nam dużo przebywać z Bogiem aby… i tu uwaga… *pełnić Jego wolę*. In. sł. nie jest tak, że ja czegoś chcę i proszę o to Boga – postawa roszczeniowa i blokująca de facto, lecz warto raczej być tak iż będąc Bogu wdzięcznym za życie, za wiarę, za Niego Samego, itd itd, prosić o to, by wszystkie myśli, słowa, decyzje i czyny skierowane były ku większej służbie i chwale Jego Majestatu. Czyli, oddać się w pełni, jako Ci ta Oblubienica, Jego inicjatywie. Do tego wszelako potrzebne roztropne rozeznawanie. Tak więc praktyka postępowania ma wynikać z praktyki wiary, a ta z kontaktu z Bogiem poprzez modlitwę, eucharystię, kontemplację etc etc. Krótko: nie wszystko co nam się nie podoba w Kościele, my jesteśmy wybrani omawiać, czy poprawiać. To właśnie pycha każe nam często ubierać się w szatki osób powołanych do napominania, karcenia, dokazywania, pouczania itp. Bóg, jak poznajemy u Eliasza, nie przychodzi “do swojego” (to z Loyoli z kolei) w burzy. Bóg do swojego przychodzi tak jak my do swojego domu – spokojnie. Za to szatan odwrotnie – bardzo mu się ta człowieka z Bogiem komitywa nie podoba, więc podsuwa myśli o wspaniałości dokonań własnych wobec ułomnych poczynań bliźniego. Panie Karolu, mówimy o wierze i rozmowie o wierze, zatem trzeba nam obu wiedzieć i pamiętać, że bez wyraźnej inicjatywy Ducha Św., która nie rodzi żadnych wątpliwości co do zasadności danego postępowania, zawsze lepiej jest sytuację własną, w jakiej właśnie się oto znalazłem, lub co mnie od jakiegoś czasu dręczy, oddać Bogu, omodlić, przemyśleć – contemplatio – być może z kimś porozmawiać (wtedy i tak pomyśleć jeszcze raz :), aż do tego punktu, w którym nie moje zdanie wygra, lecz to, które mówi czego Bóg chce. i Tego się trzymać i to realizować.
Pozdrawiam
Maciek
Macieju!
Jak widzisisz pierwszą w Twoich rad spełniłem z przyjemnością…!
Rada kolejna też jest jak najbardziej warta spełnienia.
Tak, tak. Też zauważyłeś tą moją schizofrenię…No niby się zgadza ale zrobił inaczej…
Już się tłumaczę jak na spowiedzi.
Postąpiłem jak postąpiłem. I nie żałuję takiej decyzji i takiej formy.
Nie siedziałem nad tą sprawą pół roku. Poszedłem od razu. I dobrze. Po pół roku nic bym lepszego nie wykombinował. Owszem można by doliczyć do sprawy półroczne modlitwy w tej intencji. Zgadzam się, nie należy tego bagatelizować.
Macieju. Proszę – odejdźmy na chwilkę od tego konkretnego przypadku.
Miałem kiedyś pewną historię. Trylion razy poważniejszą. Siedziałem, głowiłem się, modliłem się. Czas leciał, co ja piszę – zapieprzał! Zanim się obejrzałem, zrobił się taki pieprznik, że ledwo to przeżyłem.
Jaki był błąd? Mogłem działać od razu, natychmiast, odruchowo, instynktownie. Pierwsza refleksja, myśl, odczycie okazało się być bezbłędne.
Dam przykład. Z przesadą, ale wiadomo o co chodzi.
Dziecko wlatuje na jezdnię.
Wbiegam za nim i porywam go pod pachę i odnoszę na chodnik.
Są okoliczności, w których trzeba działać – fizycznie. Na wzdychanie i przemyślenia czas jest później.
Proszę. Nie zarzucaj mi krewkości bo jestem jednostką wyjątkowo flegmatyczną i wstrzemięźliwą jeśli chodzi o dynamikę działań…
pozdrawiam
> Mogłem działać od razu, natychmiast, odruchowo, instynktownie. Pierwsza refleksja, myśl, odczycie okazało się być bezbłędne.
O, w takim razie być może, że w ten właśnie sposób do Pana Bóg przemawia? Wszelako, nawet jeśli tak, nie zwalnia to nas od wspomnianej konsultacji – takie moje zdanie.
>jestem jednostką wyjątkowo flegmatyczną i wstrzemięźliwą jeśli chodzi o dynamikę działań…
To nieprawda.
Zdrowia!
Zdróweńka!