Jeżeli to jest prawda, co napisał E. Gilson w „The Unity of philosophical experience“, że ludzka myśl dotyczy zawsze bytu, że każdy wymiar rzeczywistości czy nawet nierzeczywistości jest z konieczności ujęty jako byt, lub jest zdeterminowany przez byt, a więc z tego wynika, że należy najpierw zrozumieć czym jest byt, gdyż do tego sprowadza się każde poznanie.
Czy to dla Gilsona historyka filozofii, czy dla Gilsona filozofa, byt jest tym, co pierwsze, ostateczne, zawsze obecne w ludzkim poznaniu. To właśnie koncepcja bytu, w każdej filozofii, stanowi najważniejszy punkt twórczy. Oto, co musi ujawnić według Gilsona w punkcie wyjścia historyk filozofii, który wyjaśnia teksty właśnie w świetle koncepcji bytu, zawartej implicite lub explicite w analizownych dziełach.
Pamiętając o tej uwadze, zajmiemy się analizami i refleksjami Gilsona dotyczącymi kwestii bytu, a szczególnie tym wymiarem bytu, którym jest „istnienie“ lub jak mówi sam autor, tym aspektem bytu, który znajduje się „w samym sercu“ czy „w samej podstawie realności“. W naszych rozważaniach opieramy się przede wszystkim na trzech pracach Gilsona : Le thomisme, L’être et l’essence oraz Réalisme thomiste et critique de la connaissance.
1. Miejsce istnienia w analizie badań.
Lektura wyżej wymienionych tekstów – mająca na celu przedstawienie gilsonowskiej koncepcji bytu – musi zawsze podążać w zgodzie z kilkoma zasadami zdeterminowanymi przez sam przedmiot (byt), a które z kolei określają rozwój analiz Gilsona :
a) bezsprzeczne pierwszeństwo bytu w filozoficznych badaniach;
b) afirmacja w bycie realnej nietożsamości między istotą (czym, coś jest), a istnieniem (sam fakt, że coś, co jest, istnieje);
c) niepełna konceptualizacja bytu, tzn. można zdefiniować istotę, niemożliwość podania definicji dla istnienia;
d) pełne poznanie bytu, tzn. konieczność przekroczenia analizy istoty, by ująć istnienie danego bytu.
Metafizyczne badania, zawsze podjęte w odniesieniu do samego bytu, by unaocznić wszystko to, co w nim jest poznawalne, dotyczą więc dwóch wymiarów strukturalnych – istoty i istnienia – tzn., że Gilson rozwija je w dwóch różnych, ale komplementarnych porządkach. Byt jako przedmiot metafizyki jest ujmowany albo w aspekcie jego esencjalnej struktury, odkrywanej i ujawnianej w analizie istoty, albo w aspekcie jego realności jako akt bytu (esse) stworzonego, aktualizującego „to, co ma byt“. Ten drugi aspekt jest odkrywany jako ostateczna konsekwencja porządku esencjalnego, a opisana w porządku egzystencjalnym.
Zanim przejdziemy do przedstawienia gilsonowskich analiz bytu w tych dwóch wyżej wymienionych porządkach, należało by uczynić jeszcze jedną uwagę. Otóż, dla Gilsona, w przeciwieństwie do filozofii post-kartezjańskiej czy post-kantowskiej, analiza bytu nie nakłada się czy też nie jest związana z refleksją nad warunkami poznania. Problematyka bytu nie daje się zredukować do zagadnienia konstytucji sensu bytu w czystej świadomości (transcendentnej). I rzeczywiście, autor Realizmu metodycznego podejmuje swoje rozważania w całkowicie innej perspektywie : porządek epistemologiczny nie jest według niego warunkiem poprzedzającym filozofię. Filozof nie ma wystarczająco mocnego argumentu na to, by przyjąć a priori, iż myśl jest warunkiem bytowania (bytu). Podobnie, nie musi przyjmować a priori, że to, co mówi o bycie jest podporządkowane temu, co wie na temat swojej własnej myśli. W tym sensie cogito, choć prawdziwe jako takie, nie jest w ogóle punktem wyjścia dla filozofii. Inaczej mówiąc, metafizyka i epistemologia różnią się zasadniczo tym, że mają inny przedmiot badań. Ponadto, teoria poznania nie może być warunkiem sine qua non ontologii w sensie klasycznym tego słowa. Ona może tylko rozwijać się tak, jak ontologia, będąc nauką opisową i opisywaną, mającą statut analogiczny do innych nauk filozoficznych. Przedmiotem metafizyki jest byt – pierwszy przedmiot myśli (primo in intellectu cadit ens), bezpośredni przedmiot poznania zmysłowego. To także uznać, iż między poznaniem zmysłowym a poznaniem przez intelekt nie ma żadnej operacji intelektualnej. Gdy uznamy konieczność takiej dodatkowej czynności w poznaniu danego bytu, to musielibyśmy bez przerwy podważać realność naszego poznania. Inaczej mówiąc, musielibyśmy kwestionować odpowiedniość naszego poznania z poznawanym przedmiotem. Z punktu widzenia metodologii, taka postawa sprowadzałaby się do zmiany badanego przedmiotu – nie byłby to już dany byt, lecz możliwość poznania jako takiego.
Jeżeli chodzi o nasz problem istnienia, gdy go stawiamy jak Gilson z pozycji klasycznego realisty, musimy zgodzić się na dwie przesłanki :
1) jedynym realnym podmiotem poznania jest człowiek;
2) poznanie istnienia zawiera się w kategorii poznania jednostkowego, poszczególnego bytu.
Zasadniczym problemem tutaj jest ujęcie różnicy między poznaniem istnienia a innymi, szczegółowymi przypadkami, które wchodzą do tej kategorii. I tak, problem ujęty z pozycji epistemologicznej (teorii poznania) – w jaki sposób zrozumienie istnienia jest możliwe ? – jest źle postawiony. W rzeczy samej, najpierw należy wiedzieć, co oznacza „istnieć“, by następnie postawić pytanie, czy to, co ono oznacza jest poznawalne i w jaki sposób.
2. Porządek analizy esencjalnej.
Analiza esencjalna prowadzi nas do uchwycenia bytu jako substancji, a nawet do uznania, że te dwa pojęcia są równoznaczne. Na tym poziomie dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, dlaczego byt „jest tym, czym jest“. Ten etap analizy odpowiada wysiłkowi filozoficznemu Arystotelesa wykonanemu, by opisać substancję. Myśl Gilsona odwołuje się także do tradycji i do języka Tomasza z Akwinu. Tak więc byty dane w doświadczeniu zmysłowym nazywamy „substancjami“. Mówiąc z punktu widzenia filozoficznego, substancja jest to jednostka ontyczna (bytowa), ujęta jako odrębna, posiadająca strukturę, dająca się analizować; jest to pewna kompletna całość, której można nadać definicję. Substancja postrzegana jako jedna i zdefiniowana nazwana jest „esencją“ (istotą). Inaczej mówiąc, istota (essentia) jest substancją jako poznawalną całością oraz mogącą otrzymać definicję. Istota wyrażona w definicji otrzymuje nazwę „quidditas“ (cosiowatość), która nie jest niczym innym jak jednostką ontyczną ujętą w definicję. Te trzy pojęcia są ściśle związane ze sobą, lecz w tej koncepcji filozoficznej umieć je wyodrębnić, jest zasadniczą sprawą.
Definicja substancji wniesiona przez istotę oznacza tożsamość bytu odrębnego od innego i zawiera w sobie wszystkie zdeterminowania potrzebne do jego istnienia. Te określenia mają różne natury. W danym bycie, one nie ujawniają się w ten sam sposób. Gdyby pewnych z nich nie było, taki byt jak człowiek nie mógłby otrzymać swej nazwy. Jeszcze inne spełniają dodatkowe funkcje. Te pierwsze wyrażają się w definicjach, pozostałe, takie jak kolor, wielkość, miejsce, uzupełniają całość substancji. W tym aspekcie, substancja jest więc podmiotem tych dodatkowych zdeterminowań, które są w niej i przez nią równocześnie uaktualniane. Te zdeterminowania otrzymały nazwę przypadłości.
Zdefiniować byt, który nazywamy substancją, to dla Gilsona podjąć się zrozumienia tego, co istnieje. Język, którego używa, wskazuje na przedmiot znajdujący się poza słowem. Mówienie o bytach jako bytujących substancjach sprowadza się do przedstawienia ich jako realnych jednostek, których wszystkie elementy konstytuujące istnieją na mocy aktu istnienia, będącego aktem substancji. Przypadłości spełniają rolę uzupełniającą i w tym sensie istnieją, o ile istnieje substancja. Ich „esse“ (istnienie) jest pewnym „inesse“ (istnieniem w).
Odkładając na bok przypadłości, należy wyodrębnić w substancji ten realny czynnik, który sprawia, że ona daje się poznać, poddaje się konceptualizacji (spojęciowaniu). Tym czynnikiem jest to, co nazywamy formą, dzięki której daną substancję możemy sklasyfikować w określony gatunek, którego koncepcję wyraża definicja. Biorąc pod uwagę fakt, że znamy tylko indywidualne substancje, a więc one muszą zawierać w sobie inny element niż forma, pozwalający odróżnić poszczególne jednostki tego samego gatunku. Tym drugim realnym czynnikiem jest to, co nazywamy „materią“. W ten sposób substancja prezentuje się jako jedność bytowa, która jednocześnie i niepodzielnie jest indywidualna i ujmowalna w pojęcia. Inaczej mówiąc, substancja jest ukonstytuowana z dwóch realnych czynników, mianowicie z formy i materii. Forma w substancji jest tym, co ją określa i co jej nadaje inteligibilność. Materia natomiast jest określoną przez formę potencjalnością (możnością), a w konkretnym bycie zwanym substancją pełni rolę czynnika indywidualizującego. Kompozycja materii i formy, czyli substancja, jest pewnym „czymś, co jest“, gatunkowo określonym „ens“ (bytem).
Podążając za myślą Gilsona, należy stwierdzić, że ten esencjalny opis nie wystarcza, by zrozumieć byt jako pełną całość. Wyjaśnić, że byt jest tym, czym jest, nie tłumaczy faktu, że ten byt istnieje. Ani materia, ani forma nie mogą istnieć oddzielnie. Ich jedność konstytuująca substancję nie wyjaśnia, w jaki sposób ona może być ujęta jako aktualne i konkretne bytowanie wraz ze wszystkimi swoimi zdeterminowaniami.
Na tym poziomie analizy, tzn. na poziomie „quod quid erat esse“ (to, co będąc jest), intelekt postrzega tylko istotę tego, co istnieje. Nie jest w stanie uchwycić aktu istnienia. Inaczej, intelekt ujmuje tylko to, co ogólne, a nie to, co konkretne, jednostkowe istnienie. Wychodząc z treści przekazywanych przez dane zmysłowe, intelekt rozszyfrowuje definicję czy „quidditas“, która ujawnia istotę. Równocześnie intelekt stwierdza, że coś, co jest (istota), nie jest tym samym, co istnienie czegoś, co jest, chociaż aktualne istnienie jest mu zawsze dane jako istnienie tego, co jest. W ten sposób dochodzimy do drugiego poziomu analizy, poziomu egzystencjalnego.
3. Porządek analizy egzystencjalnej.
Zasadniczą kwestią podniesioną w tej analizie jest wyjaśnienie tego, co sprawia, że dany byt istnieje, tzn. jak zdefiniować byt ze względu na istnienie. Na tym poziomie refleksji, wysiłek analizy gilsonowskiej koncentruje się na ujęciu aktu istnienia. Za podstawę bierze rozróżnienie wynikające z następującego rozumowania : „Nawet, gdy przyjmie się, że każdy realny byt miałby przyczynę i w konsekwencji przyjmie się, że każdy ten, co „jest“, naprawdę „istnieje“, z tego jeszcze nie wynika, że „być“ nakłada się na „istnieć“. Niewątpliwie, aby jakiś byt „był“, w pełnym tego słowa sensie, należało by, aby ten byt najpierw „zaistniał“.“ (L’être et l’essence, s. 254).
Nie należy rozumieć istoty i istnienia tak, jakby samo istnienie było jakąś istotą. Innymi słowy, jakby chodziło o istotę aktu istnienia. Takie rozumienie sprowadza się do przedstawienia sobie bytu złożonego z istoty i istnienia jakby rezultatu chemicznej syntezy, w której stwórca, biorąc z jednej strony substancję-istotę, a z drugiej strony substancję-istnienie, zrealizował jakąkolwiek całość.
To wyodrębnienie czy ta kompozycja nie jest zwykłą czynnością rozumowania. Ona jest realna. Gilson usiłuje ukazać, iż nie należy stawiać tego zagadnienia w porządku fizycznym jako relacji części wewnątrz jakiejś materialnej całości, lecz w porządku metafizycznym jako relacji aktu do możności. Realność tego odróżnienia wyraża się w fakcie, że byt, którego istota nie ma istnienia, sam z siebie nie ma z czego zaistnieć (nie ma z czego pobrać istnienia). Istnienie nie pochodzi przecież z zawartości, którą determinuje. Wyjaśnieniem istnienia jakiejś rzeczy jest przyczyna sprawcza, zewnętrzna w stosunku do tej zawartości – to jest czysty akt istnienia, którym jest Bóg. Istnieniem konkretnego bytu jest nieabsolutny akt istnienia (w przeciwnym wypadku rzeczywistość byłaby pełna bytów absolutnych i równocześnie skończonych, co było by absurdem) zdeterminowany przez możność, tj. swoją istotę, którą aktualizuje.
Gdy mówi się o jakimkolwiek bycie, to mówi się o jakichś treściach, które są. Czyli intelekt ujmuje tu byt jeszcze w wymiarze esencjalnym, a nie istnieniowym. I to prawda, że ludzki rozum z łatwością podejmuje analizę konceptualną, buduje pojęcia. A to, co daje się skonceptualizować jest właśnie istotą bytu. Akt istnienia bytu nie daje się skonceptualizować. Aby go opisać, Gilson odwołuje się do tradycji arystotelesowskiej, gdzie rozróżnia się dwie operacje intelektu : pierwszą, nazwaną przez Arystotelesa intelekcją esencji prostych, która polega na ujęciu istoty jako niepodzielnej. Drugim działaniem intelektu jest łączenie lub dzielenie treści, by utworzyć zdania; tę operację nazywa się „sądzeniem“.
Można powiedzieć, że w pierwszej operacji statyczność istoty odpowiada statyczności definicji ujętej przez intuicję intelektualną. Skoro natomiast istnienie jest aktem, więc powinno być wyrażone przez akt. Dynamizm sądu drugiej operacji odpowiada dynamizmowi istnienia, które ten sąd wyraża.
Każdy sąd jest myślnym aktem wyrażającym twierdzenie afirmujące lub negujące coś w jakiejś rzeczy. Każde zdanie zawiera dwa terminy : jeden, to ten, który oznacza to, co afirmujemy lub negujemy w danej rzeczy – to jest podmiot. Drugi oznacza to, co określamy pozytywnie lub negatywnie o podmiocie – to jest orzecznik (predykat). Te dwa terminy są z konieczności połączone ze sobą tym, co nazywamy łącznikiem (copula propositionis). W zdaniu, łącznik nie jest terminem, gdyż on nie określa przedmiotu. On zawsze jest czasownikiem „być“. Ten czasownik „być“ ma dwa różne znaczenia :
1) łączy się z podmiotem nie afirmując, ani nie negując orzecznika, np. „Piotr jest“. Jest to sąd egzystencjalny.
2) łączy dwa terminy, którymi są podmiot i orzecznik, np. „ziemia jest okrągłą“. Jest to sąd orzekający.
Sąd egzystencjalny jest tym, co nas interesuje tu przede wszystkim. Można go zdefiniować jako operację, która afirmuje lub neguje realne istnienie określonego podmiotu. Sąd „Piotr jest“ nie oznacza, że „Piotr jest bytem“, gdyż może odnosić się równie dobrze do jakiegoś możliwego Piotra, jak i do realnego. Ten sąd oznacza, że Piotr jest realnie istniejący. Tak więc sąd „Piotr jest“ ma dwa odrębne sensy : 1° gdy orzeka o podmiocie przybierając wprost formę „Piotr jest Piotrem“, gdzie nie orzeka się wcale o istnieniu Piotra, lecz o tożsamości podmiotu z nim samym; 2° sens wyraża się wtedy, gdy kładziemy akcent nie na tożsamość Piotra, lecz na to, że on istnieje.
Ten sąd stwierdza istnienie podmiotu, bez użycia orzecznika, jako że istnienie, odrębne od istoty, nie jest konceptualizowalne. „Sąd egzystencjalny – mówi Gilson – jest aktem afirmującym akt; akt myśli, który afirmuje akt istnienia. To, co czyni z tego aktu myślenia sąd jako taki, chociaż nie stwierdza orzecznika o podmiocie, to fakt, że pozostaje on jednak aktem złożonym z pojęcia i z czegoś innego. Sąd egzystencjalny stwierdza złożenie z podmiotu i z jego aktu istnienia; łączy podmiot i jego istnienie w myśli tak, jak są one połączone już w rzeczywistości.“
Ten szkic z pewnością nie wyczerpuje złożoności analiz Gilsona. Usiłuje jedynie wskazać na podstawowe rysy myśli naszego filozofa. Ta myśl nie daje się zredukować do pojęć i przetworzyć w mozaikę bytowań bez życia. Podobna próba ujęcia bogactwa i dynamizmu bytu w jego akcie istnienia nie będzie mogła stać się martwą literą.
[1] Ten tekst, wygłoszony podczas kolokwium zorganizowanym przez P. Aubenque’a w pierwszą rocznicę śmierci E. Gilsona w Collège de France, gdzie Gilson miał wykłady w 1932 roku, ukazał się w : Les études philosophiques, PUF, Paris 1/1980, s. 55-59, (tłum. M.P.P.).
No to Marku pojechałeś.
Czy ty też przypadkiem nie przeprowadzasz eksperymentu ;)?
Byt – najlepszy punkt wyjścia. Niedoceniany. Mały błąd na początku wielkim jest na końcu, więc dokąd możemy dojść, jeśli za punkt wyjścia weźmiemy coś oderwanego od bytu? Dojdziemy do miejsca, które też jest oderwane od bytu, czyli nie będzie rzeczywiste, czyli nawet wielka i genialnie spójna myśl będzie tylko iluzją zawieszoną w ulotnym cogito, a nie prawdą.
Panie Marku, jakże się cieszę, że Pan publikuje tutaj swoje artykuły i pozwala nam wzrastać poprzez stawianie naszych stóp na twardych realistycznych fundamentach. Dziękuję za porządkowanie w naszych głowach i przybliżanie pojęć filozoficznych oraz myśli E.Gilsona. Dzięki temu mamy szansę przebić się przez chaos i zgiełk iluzji, które nas otaczają, dojrzeć prostotę i porządek realnego świata, a tym samym zbliżyć się o krok do tajemnicy aktu istnienia, gdy przyjmiemy do naszej rozumnej duszy choć okruch jego sensu.
Pozdrawiam
Panie Januszu, proszę precyzyjniej przedstawić swą myśl, bardziej opisowo; nie bardzo rozumiem o jaki eksperyment by tu chodziło.
Uszanowania i radosnych Świąt Wielkanocnych życzę. Alleluja !
Ja tu jestem więźniem politycznym podlegającym ostrej cenzurze i przeszukaniu ciała i kieszeni, więc proszę wybaczyć, jaśniej nie mogę ;]
Bóg zapłać.
“Ta myśl nie daje się zredukować do pojęć i przetworzyć w mozaikę bytowań bez życia. Podobna próba ujęcia bogactwa i dynamizmu bytu w jego akcie istnienia nie będzie mogła stać się martwą literą”. Wątpię byli w stanie zejść aż tak nisko. Ale… miejmy nadzieję.
Zdrowia i spokojnych Świąt.
Maciej
Ten artykuł był już dawno opublikowany, ale do tej pory nie przetłumaczyłem go na polski. Wtedy byłem zaskoczony, że Francuzi tak kiepsko znają swego wielkiego filozofa, którego z zapałem studiowali Kanadyjczycy (instytut Papieski) i Polacy (KUL i ATK dziś UKSW). Teraz też jego ziomkowie o nim nie piszą, a przecież był człowiekiem, który przywrócił filozofii jej właściwy przedmiot badań. Przedmiot wyrugowany z filozofii przez kantystów, marksistów, pozytywistów, egzystencjalistów. Przejmując od Bergsona pałeczkę krytyki pozytywizmu, pewnie chciał także ich metodą udowodnić ujęcie aktu istnienia w bycie, stąd jego analizy logiczne sądu egzystencjalnego w przeciwstawieniu do sądu oznajmującego (orzekającego o tożsamości przedmiotu z samym sobą).
Wystawiając byt (to, co istnieje) na pierwszy plan badań filozoficznych Gilson wskazał na potrzebę zidentyfikowania każdego przedmiotu, który analizujemy, czy który jest przedmiotem jakiegokolwiek naszego dyskursu. Nie poprzez porównania z innymi przedmiotami czy uwarunkowaniami, kontekstami, ale właśnie poprzez wysiłek zdefiniowania go (czyli wskazania na jego istotę) i ustalenia czy jest to tylko nasza myśl, nasz wytwór intelektualny czy materialny, czy też byt naturalny (czyli wskazania na typ jego istnienia).
Dziękuję za ciepłe słowa i życzę Panu radosnych Świąt Wielkiej Nocy. Chrystus zmartwychwstał ! Alleluja !
Jeżeli to jest mój blog, to na tym blogu nie jest Pan jeszcze “więźniem politycznym”, więc proszę się nie krępować.
Panie Marku dziękuję za wspaniały wykład. Wszystkiego najlepszego życzę i pozdrawiam serdecznie. Proszę nie szczędzić nam wykładów.
Pański blog istnieje w przestrzeni, do której nie ma Pan dostępu.
To nie jest paradoks. To tylko ludzka ułomność. Potrzebna jest… ciąża wyznania. Wyznania…
Z Bogiem
To zdanie odnosi się do takich filozofów jak B. Russell, Wittgenstein czy Derrida, którzy sprowadzili filozofię do martwych znaków, pojęć układanych w systemy zdań. A system to nie realna rzeczywistość lecz nasz wytwór. Chociaż Wittgenstein zdawał sobie z tego sprawę, to jednak nie umiał czy nie chciał zajmować się rzeczywistością, tylko swoimi pomysłami.
Miłych świąt życzę i może do zobaczenia
Dziękuję za życzenia i odwzajemniam je.
Mam problemy z pisaniem – trochę lenistwa, trochę za długo to robię, bo zawsze niezadowolony z napisanego słowa, no i jeszcze brak czasu. Ot, takie przypadłości.
Serdecznie pozdrawiam, świątecznie
Wyznania… Fiat…
Dzięki za wspaniały, gregoriański „Christus vincit“ !
A propos przestrzeni : przestrzeń to pomysł człowieka na opisanie jakiegoś miejsca w stosunku do drugiego miejsca w jakiś umówiony sposób. Więc jeżeli zgodzę się na umówiony sposób, to zgodzę się też na abstrakcyjne miejsce, do którego jakiś abstrakcyjny dostęp chyba mam. Ale mogę się mylić.
Pozostałych zdań nie zrozumiałem. Przepraszam, ale do mnie trzeba „łopatologicznie“, „kawa na ławę“, pełnymi zdaniami najlepiej. Taki trochę jestem czasami „niekumaty“. Pewnie te określenia już są staroświeckie, ale za moich młodych lat były w użyciu. Niezmienne pozdrowienia.
Serdecznie dziekuję za ten, ale i za poprzedni artykuł. Poruszana materia wymaga
przemyśleń, szczególnie od takiego “technicznego” jak ja.
W odpowiedziach @Poruszycielowi i @ Delfinowi przybliżył Pan to, o co mógłbym
zapytać.
Wszystkiego dobrego !!
Miło mi, że Pan jako “techniczny” zadaje sobie trud zrozumienia rzeczywistości w innej niż “techniczna” opcja. Często język filozoficzny odstrasza, zniechęca. Ale to tak jest z nauką języków, a potem ze zrozumieniem niuansów jeszcze gorzej.
Odwzajemniam Panu życzenia
Hm, no tak. E nie, te drugie zdania to były… No były. I są.
Alleluja!
Dlatego panie Marku, bo ja zdaje się, byłem tutaj jedynym, marnym, bo marnym tomistom, z cienkimi pretensjami do neotomizmu i Gilsona.
Zamknął pan usta niektórym, bo na tym portalu nieprzerwanie króluje “złotousty” św. Bernard z Clairvaux i jego sofistyka.
Czyli, jak to się mówi, rzucił pan ciężki orzech do zgryzienia.
Szczęśliwych Świąt! Alleluja!
Ps. Ja jestem bardzo oględny. Prawda?
Pozwolę się jeszcze zapytać – jak w takiej konstrukcji odnosi się pan do czasu, a konkretnie do teraźniejszości?
Bo mamy potężny rozrzut: od św. Augustyna, że właściwie jest tylko teraźniejszość, aż do filozofów nauki, którzy twierdzą, że tak naprawdę to teraźniejszości nie ma, bo to tylko punkt, gdzie przyszłość przelewa się w przeszłość.
Natomiast nauki o mózgu i konkretnie, neurofizjologia (Poppel bodajże) twierdzą, że teraźniejszość, to tylko 3 sekundy, bo właśnie tyle czasu poświęcamy na jedną interakcję sensoryczną. (może coś pokręciłem tutaj, bo nie mogę sprawdzić.
Czym jest czas wobec tego? I co z tą teraźniejszością?
Serdecznosci
Jezus Chrystus JEST.
Tego się, OZu, trzymaj.
SCDVO!
http://www.youtube.com/watch?v=KiM9uJIN64g
I tego się Delfinnie już do końca trzymam.
A jutro bedzie KRISTOS ANESTI !
Kocham, jak prawosławni, a właściwie wszyscy w Grecji we Wielkanoc (w tym roku mają w maju!) się tak pozdrawiają, przekazując sobie dobrą nowinę/
SC!
@ Drogi Panie Marku P Prokop:
Notka bardzo ciekawa, acz bardzo asekuracyjna. No ale czego mozna wymagac od historyka filozofi? Jakiegoś twórczego wkładu/wykładu (?). Tymniemniej dziekuję za to zdanie:
“A system to nie realna rzeczywistość lecz nasz wytwór”.
Tak,tak. zgadzam sie tu z Panem całkowicie. Bo owo Pańskie zdanie doskonale odaje Pana muślenie. Ba, nawet wiem, że mało Pan wie o pojęciu SYSTEM. Gdyby był Pan łaskaw w kilku zdaniach /wiem,ze to trudne dla filozofa, czy historyka filozofii/ – ale może się uda Panu? Dlaczego o to proszę, ano dlatego, ze to wg. mnie KLUCZ do poznania człowieczego.
Aby wyjaśnić w czem “rzecz”, przypomnę Panu, że dowód na a=a odbywa się z użyciem abstrakcyjnego “b” – czyli i spoza “a” jakiegośTam “b”.
No chyba, ze zna Pon inny dowód na “a=a”. Proszę się zastanowić nad tym co napisałem – bo to jest /moim zdaniem/ kluczowe. Nie dla mnie ale dla Pana.
Pozdrawiam szęśliwych Swiąt
/w systemie – bo każdy system jest SYSTEMEM dla Zycia systemu. Innych niema ! z Zasady i Założenia systemowego/
Odpowiem Ci, acz niechętnie, zrobię to dla innych. Ty nie-zasługujesz moim zdaniem na odpowiedz /żadną/- zanim nie zadośćUczynisz szkody jakie wyrządziłeś na tym portalu, swoim postępowaniem.
————————————————————————-
Odpowiedz, jest prosta, widać ją na “obrazku-schemacie-Asadowa”-jak na dłóni.
Jeśli pozBawisz /patrz-schemat systemu, ztego “obrazkaAsadowa/ SYSTEM-SYSTEMÓW sygnału z ZEWNĄTRZ! A system będziesz rospatrywał w sensie cybernetycznym, czyli nie “co-jest-czymjest” a jak się to “coś-co-jest” steruje. Jak przebiega PROCES “tego-czegoś” w czsie – To zrozumiesz czym jest CZAS, tak dla SYSTEMU-Systemów oraz systemów-bytów-istnień zanużonych,podrzędnych, w BOGU+Nadsystemie=ABSOLUCIE. Tam widać, ze dla ABSOLUTU, czas jest terażniejszością , nawet to pojęcie-“czas” jest “bezsensowne”. Nieistotne.
To dla każdego podsystemu, systemu pławiącego się w ABSOLUCIE – czas jest istotny, bo system “wewnątrz” jest ZAWSZE PROCESEM – więc i związany jest z upływem czasu – czasu własnego/życia tegoż systemu/.OD-DO!
Wtedy ma sens pytanie, o czas terażniejszy, przeszły i przyszły. Czyli czas “widzaiany” samo-świadomością konkretnego systemu.
—————————————————-
A:
Chcesz wiedzieć co to samo-świadomość SYSTEMU w sensie cybernetycznym ?
Tak czy siak MYŚL człowieka, zawsze jest OBJAWIEMIEM w sensie cybernetycznym TEŻ. /dla człowieka konkretnego”systemu”.TEŻ-zawsze! ……….
………../stąd może i ” to tylko 3 sekundy, bo właśnie tyle czasu poświęcamy na jedną interakcję sensoryczną” /.
Jako ojciec pannicy studiującej (z sukcesem) filozofię na Uniwersytecie
Szczecińskim, trudy zrozumienia rzeczywistości kreowanych przez filozofów
musiałem ponosić przez ponad pięć lat. Od czego w końcu jest ojciec ?
Ojciec jest od szybkiego odnalezienia pracy w czytelni z której nic wynosić
nie wolno, zapoznania się z treścią (na tyle, na ile pozwala rozumek),
wynotowania i zdobycia odnośników, źródeł, wykonanie kopii (czytelnych!).
Tak więc, po obronie pracy na temat pamięci, córka pozostawiła mnie ze sporą górką materiałów do przemyśleń. Nie powinno się tego robić człowiekowi który nie uczęszcza na wykłady jako tako porządkujące tematy.
Musiałem polegając na “instynkcie technika” wyselekcjonować te które pozwalają mi lepiej zrozumieć świat, odrzucić “odleciane systemy”.
Muszę przyznać że z zamiłowania do perwersji, na osobnej kupce pozostawiłem kilka pism Róży Luksemberg i jej kumpli. Ale to kaprys.
Pańskie artykuły to dla mnie gratka, pozwalająca porównać mój dyletancki, techniczny nos ze zdaniem fachowca. Świetna zabawa.
Skoro jest właściwy przedmiot badań filozofii to i jest zapewne niewłaściwy. Nawiązując do naszej krótkiej wymiany zdań jeszcze w zeszłym roku na NE, oprócz pytania, czym zajmuje się filozofia, zasadne jest zatem pytanie, czym filozofia powinna się zajmować. Powinna zajmować się jej właściwym przedmiotem :-)
Dziękuję za życzenia. Wzajemnie, zdrowych i spokojnych Świąt oraz radości z tego, czego Zmartwychwstały dla nas dokonał. Alleluja!
//Powinna zajmować się jej właściwym przedmiotem :-)//
jeśli aspiruje na “królową nauk” to samoograniczenia jej szkodzą. Prawda(?)
no ale ta Twoja Prawda /poruszona w notci Twojej / jest tak samo “cieniutka” jak dłałość o “tajemnie=m” na tym portalu. Przeczytałem, niechciało mise tam komentować /nawet/. Pewnie pomyślisz żem Pychą-też-pyszny ?
Przemienienia życzę – “zmartwychwstania” w PRAWDZIE
Alleluja
Trudno to uogólnić. Jeśli filozof powie, że nie będzie zajmował się np. problemami złożoności obliczeniowej to sam ogranicza zakres swoich badań, według mnie z korzyścią dla filozofii, a nie ze szkodą.
Reszty komentarza nie rozumiem. Nie mogę też odnieść się do komentarzy pod moją notką, których nie chciało Ci się zamieścić.
Pozdrawiam. Radosnych Świąt. Alleluja!
//Trudno to uogólnić. Jeśli filozof powie, że nie będzie zajmował się np. problemami złożoności obliczeniowej to sam ogranicza zakres swoich badań, według mnie z korzyścią dla filozofii, a nie ze szkodą.//
To zostawmy ten wątek – bo ja uważam, że ze szkodą jest – “to ograniczanie się filozofii, jak i ze szkodą dla dyskusji pod notką, TEŻ ;)
Gdyby Autor chciał jednak, to mogę wyjaśnić, co miałem na myśli, konkretnie/ale już jutro/.
//Reszty komentarza nie rozumiem. Nie mogę też odnieść się do komentarzy pod moją notką, których nie chciało Ci się zamieścić.//
Są dwa co-najmniej tego powody :)Ale to też nie temat notki.
Możesz mnie Poruszycielu ..od-razu “wklejać na-czarno” – niemam możliwości edycji swoich wpisów. To już wiesz od dawna.Prawda?
A te komentarze na-zielono, jako “do edycji” bardzo mi się podobają. Sam się zastanawiałem, kiedy zaczniecie wyróżniać kolorem …to-czy-tamto”.Dzięki,…
.. zyczę Dobraej Nocy Wszystkim.
Nie inaczej. http://delfin.nowyekran.pl/post/31192,miejsce-filozofii,
tu teraz Pan Marek sięga głębiej.
Chciałbym najpierw nie tyle polemizować, co uzupełnić Pana wypowiedź o Gilsonowym punkcie wyjścia w filozofii, jeśli dobrze go zrozumiałem, a potem prosić o wyjaśnienie znaczenia słów Gilsona.
Ma nawet argumenty na to, że byty bytują niezależnie od naszej myśli. Ile komarów żyło już na tym świecie, o których (każdym jednym) żaden człowiek nigdy nie pomyślał?
Nasza mowa o komarach jest tylko umownym zestawem znaków reprezentujących nasze myśli na temat tych komarów. Człowiek powinien wręcz zakładać, że używa znaków, które nie oddają w pełni sensu jego własnej myśli, a jednocześnie znakują sensy mu nawet nieznane.
Realnie istniejące byty, nasze myśli na ich temat i nasza mowa (język) o tych bytach to są trzy różne rzeczy. Dotyczy to także wyrażanych słownie sądów.
Czy zgodzi się Pan ze mną, że w tym zdaniu powyżej na temat “każdego sądu” mamy złączone w jedno dwie różne rzeczy: akt naszej myśli i zdanie wyrażające tę myśl? To złączenie jest ryzykowne, bo utrudnia zrozumienie przez czytelnika, czy chodzi o nasze myślenie, czy o to, co mówimy.
Takie sądy jak “Piotr jest”, czy “Piotr jest Piotrem” są zdaniami oznajmującymi/orzekającymi, które znakują nasze myśli na temat Piotra. Myśl na temat realności Piotra, czy też jego tożsamości nie ma w naszym umyśle takiej struktury jak te zdania. Widząc Piotra mam świadomość, że to jest ten oto Piotr, ale nie używam w myślach takich zdań. To niebezpieczeństwo łączenia myśli i języka w jedno widać chyba wyraźnie, gdy powiemy, że zdanie orzekające “Piotr jest” nie jest sądem orzekającym. Ktoś mógłby spytać, jak można jednocześnie orzekać i nie orzekać.
Wobec moich wątpliwości wyrażonych wyżej, czy mógłby Pan skomentować, co Gilson ma na myśli w tym zdaniu:
Czy Gilson mówi o afirmacji aktu istnienia w akcie naszej myśli, czy raczej analizując zdania języka naturalnego w jakim wyraża się sąd egzystencjalny stara się nadać im nowy sens, którego tam wcześniej nie było?
Tfurze, aby nie śmiecić tematami technicznymi pod notką Pana Marka, odpowiadam w innym wątku tutaj.
Witaj DelfInnie. Dziękuję za ten link. Masz na swoim blogu sporo takich perełek z dna internetowego oceanu.
Oj!
Poruszucielu myślę, że żle rozumiesz-odczytujesz te zdanie / sądzę, potym co napisałeś powyżej/:
“Filozof nie ma wystarczająco mocnego argumentu na to, by przyjąć a priori, iż myśl jest warunkiem bytowania (bytu)”
Poprostu w tym zdaniu napisano, ze “niema wystarczających dowodów-argumentów nato, że myśl powstaje w BYCIE /TYLKO/ podczas bytowanie też KONKRETNEGO bytu!
==========================
No i to jest właśnie, ten PROBLEM o którym ja piszę do Pana Marka P Prokopa.
Gdy przyjmie się za BYT, za byt każdy, przyjmie się BYT.SYSTEM /zdefiniowany cybernetycznie/
np.: BytSystem “Poruszyciel”, to niema takich problemów jak w owym zdaniu przez Ciebie przytoczonym, bo POruszyciel MYŚLI-zawsze, gorzej lub lepiej /jak i tfur/ ale MYŚLI. Co do tego niema nieporozumień, wątpliwości, sporów.
Ale jak jakiśByt-KOT/pies, sosna etc/ zaczniemy rozpatrywać z pkt. Filozofii …no to już gorzej, nam “znależć wyczerpujące argumenty” na jego myślenieKocie ? Dowody na to że kot , kamień , sosna , elektron …seMyśli Prawda ? No widzisz Poruszycielu, tu jest ten problem o którym pisze Pan Marek P Prokop. Widzisz teraz o co chodzi ? Gdzie Problem?
=======
No a teraz, pomysl sobie; co będzie jeśli, za BYT-Każdy, przyjmie się BYT-SYSTEM-CYBERNETYCZNY ?
NO pomyśl ? Podpowiem Ci ….wtedy nawet zdanie będzie miało /znaczyło więcej/ niż relacja PODMIOTU do ORZECZENIA.Bo będzie SYSTEMEM/wieloelementowym/ Wtedy nawet elektron i bit/bajt stanie się BYTEM-SYSTEMEM_CYBERNETYCZNYM…………..Napisać więcej ?
Czy uwazasz “to-to”/powyższe/ za herezję? Bez obaw; elekrton i kamień sosna i bit, przedsiębiorstwo i spółka, partia i system-ucisku …stanie się wtedyTEZbytem….co nie znaczy, że będzie Bytem-Człowiekiem/systemem/ …bez obaw(!)- A, człowieka jako byt, z wolna-wolą da się odróżnić od innych bytów-systemów /ZAWSZE?/ZAWSZE.
Dlatego, wypadałoby FILOZOFIĘ wzbogacić o “obrazek Asadowa”, unaukowić ją / to nic złego/, jak to bywało już nieraz , w jej historii/. Czyli bez ….”histerii”. Spoko.
Rozumiemy się ?
Czyli innymi słowy: Jeśli ZDOLNOŚC bytu, do MYŚLENIA, ma powodować że tylko, wtedy (!), byt jest-bytem. Uznaje sie wtedy go za BYT. No to mamy fliozofię jaką mamy.
Natomiwst jak uzna się za byt….BYT_SYSTEM w rozumieniu cybernetycznym. Czyli bytemSystemem będzie kazde istnienie cechujące-będace_SYSTEMEM /na tym świecie/ to…..i filozofia /postrzeganie świata / się ZMIENI. UPROŚCI/ ach wiele sie zmienia!!!!!!/ Och ach…., ale BÓG pozostaje TEN SAM.I w trzech Osobach.Też!
Oczywiście, może źle rozumiem zdanie p.Marka, ale Twojego wyjaśnienia, co to zdanie oznacza, “poprostu” nie rozumiem.
Jeśli każdy byt będzie systemem wieloelementowym to każdy element tego systemu (np. elektron) będzie też systemem składającym się z wielu systemów, i tak w nieskończoność. Nic z tego nie wynika. To jest wymyślony model, a nie opis rzeczywistości. Analizując to w drugą stronę, każdy byt w tym modelu jest elementem jakiegoś większego systemu, więc np. człowiek byłby też elementem większego systemu, a nawet Wszechświat byłby elementem jakiegoś większego systemu, bo “za BYT-Każdy, przyjmie się BYT-SYSTEM-CYBERNETYCZNY”. Gdzie Bóg? Czy Bóg według Ciebie też jest systemem?
Spokojnie /”jak na wojnie”/
//Oczywiście, może źle zrozumiem zdanie p.Marka, ale Twojego wyjaśnienia, co to zdanie oznacza, „poprostu” nie rozumiem//
Poprostu “tam” napisane jest, że nieZabardzo są dowody nato, że zawsze…. tylko ćosMyślacego/jak człowiek/ ….Jest BYTEM. “Niby” wyrażono taką watpliwość, że to co jest bytem , to myśli. Bo wtedy to co nie mysli bytem …niemoże być/wtedy/
Rozumiesz mnie?
Co do reszty Twoich uwag, to zważ , ze SYSTEM-BYT w sensie cybernetycznym nie mówi wprost /jak cała cybernetyka/ KTO i CO czym JEST a mówi jak TO czy Tamto /jakiś BYT będacy systemem /DZIAŁA. Czyli jak sie steruje ! Rozumiesz?
Byt-system w2 sensie cybernetycznym to SPOSÓB w jaki TO, czy tamto DZIŁA !
Mało?
No to zważ, ze nic niewiesz o świecie, Nic tak naprawdę “co czym jest” , a wiesz tylko jak “To” DZiała. Znaswz tyko skutki działania WSZYSTKIEGO …i po skutkach wiesz “czym co i kto jest”. Prawda czy fałsz ?
A<, "takie tam" :
//To jest wymyślony model// To zostaw sobie jako "PORUSZYCIEL"(bo to obok słów i pojęć znanych człowiekowi….to też "wymyslone MODELE;)
Nato dowody ma często lipne (patrz napad na Serbię). Na serio jednak, czy są jakiekolwiek przesłanki świadczące o tym, że kamień myśli? Nie chcę dowodów, tylko proszę o jakąkolwiek poszlakę.
Czy Bóg według Ciebie też jest systemem?
Pytasz:
“Gdzie Bóg? Czy Bóg według Ciebie też jest systemem?”
Odp: Wszystko/wszystko NA SWOIM MIEJSCU …Pan Bóg ….Też.
Znasz skutki działania Boga ?
Znasz?
Czy One nie są też “systemowe” – jak wszystko ?
Jak znasz , to sam sobie już odpowiedziałeś Poruszycielu.
/studiuj se SYSTEM, w obrazku Asad*wa/
Zapytasz po co?
Poruszycielu-niezły z Ciebie MODEL/też jesteś wymyślony?/
// Na serio jednak, czy są jakiekolwiek przesłanki świadczące o tym, że kamień myśli? Nie chcę dowodów, tylko proszę o jakąkolwiek poszlakę.//
Musielibyśmy wprowadzic tu definicję myślenia. Znasz ją? Byty rozumne, nierozumne itp………działania rozumne nierozumne……
Powiem Ci coś: Uderzyłeś kiedyś kamień np dłonią? Znasz skutki?
“Po owocach” znasz to ;)))?
Kultowym przykładem “rozumienia” systemuBytu cybernetycznego jest przykład /sosny/ LIMBY i jej kształt korony /dzewa/ jej przystosowanie do istniejących warunków (uwarunjowań). Pomyśl dlaczego Limba ta sosenka tak rosnie i tak wyglada i tak przetrwa. ????????????
//Czy Bóg według Ciebie też jest systemem?//
To złe pytanie, jak mówiłem – nie chodzi oto “co czym jest”…ale jak coś DZIAŁA…A wiesz jak działa BÓG /czym się Jego działanie objawia?/ Jak wiesz , to znasz i odpowiedz na to pytanie
Cieszę się, że świetnie się Pan bawi. Dobrze, że wyselekcjonował Pan dzieła Róży L. Ja też nie lubię wyrzucać książek, selekcjonuję i odkładam na najwyższą półkę, gdzie trudno ręką sięgnąć.
@Tfur 23:10
Najpierw wypowiadasz swoje sądy na temat myślenia bytu, nawet wołasz “no pomyśl”, a teraz przekonujesz, że myślenie to słowo pozbawione znaczenia. Tak nie da się rozmawiać. Jeśli skutek mojego uderzenia dłonią w kamień jest przesłanką za tym, że kamień myśli, choć nikt nie wie czym to myślenie jest, to ja wysiadam. Nie nadaję się do tej rozmowy.
W takim razie filozofia od wieków zadaje złe pytania. Kościół i papież pytając np. “kim jest człowiek” też zadaje złe pytanie. Powinien przecież pytać tylko “jak człowiek działa”. Musisz Tfurze wyprowadzić papieża z błędu i naprostować jego myślenie na właściwe tory.
Nie , nie to-nie-tak, tak łatwo się nie dam “spławić”, napiszę obszerniej jutro, dzisiej cośik “wyrwało” mi komp ….jak Pan sie odezwał ;)
Tak mam z połączeniami z Francją /niestety/. Nie wiedziałem, że działa to w obie strony…
Prosze pozdrowić /na teraz/ przyjaciela Nikolasa
Wzajemnie wszystkiego dobrego
//Najpierw wypowiadasz swoje sądy na temat myślenia bytu//
Ależ wprost przeciwnie – staram się aby myślenieBYTU właśnie niebyło jego KRYTERIUM-cechą…. przy zaliczaniu BYTU do BYTÓW! Staram się powiedzieć /cały czas/ że przyjęcie “sterowania się SYSTEMOWEGO”/cybernetycznego/ jest tym znakomitym KRYTERIUM. Nic nie poradzę na to że fliozofia tego nie zauważa/”SEolewa”/
/ W takim razie filozofia od wieków zadaje złe pytania//
Przecież ja mówię o CYBERNETYCE-to ona mówi jak się wszystko… steruje . A w tym wypadku mówię, raczej o “drobnym fakcie” którego niechce przyjąć filozofia – czyli o złym rozumieniu pojecia SYSTEMU, którym się posługuje każdy filozof a jakby zapominał o tym co on/SYSTEM/ tak naprawdę znaczy.
No, gdzie się zrodził , co znaczy ? wIESZ ?
//Kultowym przykładem „rozumienia” systemuBytu cybernetycznego jest przykład /sosny/ LIMBY i jej kształt korony /dzewa/ jej przystosowanie do istniejących warunków (uwarunjowań). Pomyśl dlaczego Limba ta sosenka tak rosnie i tak wyglada i tak przetrwa.//
TO JEST Ten PRZYKLAD /z każedj książki i …dla dzieci, o cybernetyce/
“systemu-limba” -jego /”myślenia”/ rozumnego działania!SYSTEMU-sterowania się na Naszym świecie!!!
Z tym kamieniam, żartowałem. No ale jak znajdziesz “rozumne działanie” pojedyńczego elektronu – znajdziesz w jego zachowaniuSię “rozsądek” jako efekt tegoż elektronu /pojedyńczego/ zrozumiesz jak się zderza, zachowuje w polu elektr….i tp. To może i znajdziesz jego poszczególne elementy systemowe.
Wtedy i kamień zacznie Ci “myśleć” Czy nie, nie jest bytem ten KAMIEŃ? Nie?
….idę-poszedłem spać. Dobranoc
Myśl dalej przyjacielu-Poruszycielu
Tfur: “Reaguję, więc jestem”.
Polecałbym “Summa Technologiae” Stanisława Lema.
Pięćdziesiąt lat temu pozwoliła mi zrozumieć cybernetykę i pojęcie homeostatu.
Pamiętam z nE powstawanie “reaktora” (efektora?). Nie mogłem prześledzić
i zrozumieć meandrów Twego myślenia. Dalej nie mogę.
@@@ all
Przepraszam za błędy, pisząc nie na moim komputerze wciskałem cudzysłów, który wycinał mi słowa ujęte w tym znakiem, stąd teksty były nieczytelne. Usuwam me komentarze i wklejam poprawione. Przepraszam raz jeszcze za brak kmpetencji informatyka.
Panie Januszu,
Tak dla przypomnienia, Gilson napisał dwie książki o św. Bernardzie :
La théologie mystique de saint Bernard, Vrin, 1934 i Saint Bernard, textes choisis et présentés, Plon, 1949,
Tak że nie jest taki zły. Osobiście wolę św. Jana od Krzyża, ale Bernard z Clairvaux jest też ważnym mistykiem.Reguła cysterska nie jest taka bezmyślna. Wiele legend naprodukowali literaci potrzebujący sensacji. I teraz, albo wierzymy poważnym historykom, albo literatom i ideologom wypraw krzyżowych.
Ad 2)
Problemu czasu nie można opisać w trzech linijkach. Myślałem przygotować tekst o czasie w “Liber de causis”. Ten anonimowy z arabskiego tłumaczony tekst był podręcznikiem filozofii w Paryżu od końca XII do XV wieku. Zachowało się ponad 200 rękopisów. Każdy średniowieczny, znaczący filozof, teolog pisał do niego komentarz, nawet Polacy.
Krótko – dla Arystotelesa, czas jest miarą zmiany, czyli tak naprawdę, to istnieje zmiana, a umówiliśmy się, że tę zmianę będziemy mierzyli miarką dni, sezonów, lat, epok. I tę czynność mierzenia nazywamy czasem. A dla niektórych czas jest czymś konkretnym jak „cegła“. A dla Kanta był kategorią wszelkiego poznania.
„Interakcja sensoryczna“ rozumiem to jako coś takiego, jak wystąpienie bodźca i w konsekwencji pojawienie się reakcji jakiegokolwiek zmysłu na ten bodziec, i to można zmierzyć w sekundach ?
Pozdrawiam
Drogi Panie Tfur,
Jeżeli dobrze zrozumiałem, to tak :
„a = a“ to jest tautologia, np. św. Bonawentura twierdził, że „Bóg jest, bo Bóg jest“. Logicy mówią, że aksjomatów się nie dowodzi, tylko przyjmuje, bo jak udowodnić punkt czy linię prostą. Gdy wprowadzamy „b“, to trzeba będzie też wprowadzić termin pośredni, by utworzyć sylogizm i wtedy otrzymamy mikro system, którego treść nie musi istnieć w rzeczywistości, gdyż logika nie zajmuje się istnieniem, tylko poprawnością zdań i pojęć.
Każdy system nie jest naturalną rzeczywistością, jest naszym wytworem, nawet filozofia jest tylko opisem rzeczywistości, a nie jest tym samym, co opisuje. Systemy zapisuje się w książkach, a te odkłada na półki i tyle jest z życia systemów. Niektóre systemy jako modele realizuje się w praktyce, żeby wyprodukować samochód, bombę atomową lub dzieło sztuki i to są nasze wytwory, które potrzebują nas, aby funkcjonować – kierowcę, wariata naciskającego guzik, oglądającego zachwyconego pięknem. Ot, takie funkcjonalne życie systemów.
Ale pewnie niczego nie zrozumiałem – tak mi mówi mój przyjaciel Nicolas, gdy rozmawiamy o tego typu problemach.
Serdeczności
Tak!
// Reaguję, więc jestem”.// niezaleznie czy informacją czy strukturą czy ich “zlepkiem”!
Powiem inaczej: Generuję efekt, własny-jako reakcję na bodziec więc jestem”.
No-ale, jak już jesteś tu, pod notką której tematem jest istnienie i osąd egzystencjalny – to wklej tu w komentarzach swój OBRAZEK (ostatni i przedostatni).
Drogi Poruszycielu, takie stawianie problemu, to czysty heglizm : skoro jest teza, to musi być antyteza. A właśnie, nie musi. Po prostu pewni filozofowie nie chcieli się zajmować bytem, woleli zająć się jak Derrida listem i o nim napisać 500 stron, a spece od filozofii powiedzieli, że to jest filozofia post-modernistyczna, a nie anty filozofia.
Ad 30.03. godz. 20:44
Otóż filozof nie zajmuje się wszystkim, ani nie ma odpowiedzi na wszystko. To taki po-platoński zabobon.
Ad 1.04. godz. 17:03
Zgoda, Gilson krytykuje tu tradycję ciągnącą się od Parmenidesa, przez Kartezjusza, Kanta aż do współczesnego mu Heideggera.
Ad „czy chodzi o nasze myślenie, czy o to, co mówimy“
Czy potrafimy myśleć jakiś filozoficzny problem, nie formułując już w myśli słów ? Chyba nie. Wittgenstein powie nawet, że nie jesteśmy w stanie pomyśleć o czymś poza jakimś językiem. Jeżeli chodzi o „mowę wyraźną“, spojęciowaną, to ma rację. Wypowiadane słowa są symbolami dźwięków, tak jak zapisane słowa są symbolami graficznymi i tu operujemy (myślimy, wyrażamy się) pojęciami. Tomasz mówi o „słowie serca“ na poziomie mowy niewyraźnej w spotkaniu z tym, co jest, i u Gilsona na tym poziomie byt jest pierwszy, który się nam ujawnia. Arystoteles, a za nim Tomasz mówi, że w każdym sądzie logicznym dodajemy lub dzielimy coś w jakiejś istocie (treści), czyli twierdzimy bądź przeczymy o danej treści. Tylko chyba Hannah Arendt w pracy o myśleniu rozróżniała te dwie funkcje w rozumowaniu.
Ad „Takie sądy jak „Piotr jest”, czy „Piotr jest Piotrem”“ są sądami twierdzącymi, pierwszy jest sądem egzystencjalnym, drugi orzekającym, zawierającym orzecznik-predykat.
Sąd „Piotr jest” nie zawiera predykatu, chyba ta trudność jest tylko słowna ?
Ad „‘Sąd egzystencjalny – mówi Gilson…“. Zgoda. Jest to problematyczne. Wydaje mi się, że Gilson usiłował w dyskusji z pozytywistami i analitykami wykazać im, że jest możliwe ich metodą porównawczą opisać istnienie. Tworzy więc analogię, w której z jednej strony dynamizm aktu sądzenia, czyli czynność formowania sądu egzystencjalnego z treści (podmiotu) i czynności „być“, byłaby analogiczna, porównywalna ze strukturą złożenia bytu z treści (istoty) i aktu istnienia, zapoczątkowującego te treści. Trochę tak jak o. Krapiec w dyskusji z marksistami proponowal teorię analogii. Pozdrawiam
Przykro mi, ale zrozumiałeś /wtedy/ pojęcie homeostatu a nie cybernetykę.
Niestety niemam teraz czasu na wyjasnienia. Muszę “odjechać”, wrócę wyjaśnię więcej……
@Marek P. Prokop
Nie-,nie, nie tautologia, zadne masło-maślane itp.
Dziękuję za odzew wszystkim
Pozdrawiam
@ Poruszyciel
Poruszycielu, wydaje mi się, że Tfur ma wizję rzeczywistości skomponowanej wyłącznie z relacji. Ale tu ma problem, gdyż same z siebie relacje nie istnieją. Musi być podmiot relacji i kres tej relacji. Więc Tfur, podobnie jak Kant, a potem Wittgenstein, usiłuje nałożyć jakieś ramy dla tych relacji. Kant zaproponował kategorię czaso-przestrzenną – wszystko się dzieje (bytowanie i poznawanie) w czaso-przestrzeni. Dla Wittgensteina kryterium prawdziwości-poprawności wyznaczała przynależność do danego SYSTEMU, przede wszystkim do systemu języka i systemu specyficznie rozumianej logiczności. Dla Tfur’a też nie jest ważny podmiot działań, tylko samo-działające relacje, ale aby je ująć, musi dać im jakieś stabilne oparcie, i to oparcie widzi w abstrakcyjnym pojęciu “system”. Nie jest w stanie podać, jak uparciuszek mój przyjaciel Nicolas, definicji systemu, bo musiałby uznanać istnienie substancji – podmiotu wszelkich relacji, czyli działań, funkcji, reakcji…, a wtedy cały ten system samo-aktualizujących się relacji musiałby się po prostu rozpaść. Na upartość chyba nie ma lekarstwa. Tu trzeba zmienić optykę. Jak tłumaczę mojemu Nicolas te trudności, to mi mówi, że nic nie rozumiem. „I zrób mu tu dziecko !“ – jak mawiał Kisiel.
Pozdrowienia
Nie ma już nauki cybernetyka. Jako pusty wymysł komunistycznych medrców wycofano ją z kanonów nauk ścisłych.
Może tu jest problem.
Razem z wielkim sternikiem spoczęła w mauzoleum. Próby zastosowania tych samych wzorów do sterowania temperaturą i społeczeństwem , dla obu skończyły się fiaskiem. Niemniej jednak wyczytane u dziadka Lema porównania w problemach przepływu informacji od obiektu regulowanego do regulatora były
czytelniejsze niż “kryteria stabilności Nyquista”.
Zaczynam powoli ponownie zbierać Lema, bo stare mi się rozproszyły, a nowe wydanie dzieł znacznie potaniało.
Summę chyba czytałem 30 lat temu…
Wolę stre, szyte wydania, drukowane “paneuropą”. Niestety , co tylko zaczęli
druk dzieł wszystkich to zaraz format zmieniali i nie kończyli. No i ceny sobie winszowali… a tu tyle innych nieprzeczytanych prosiło: kup mnie!
Witam !
Szcżesc Boże !
Moze cos z innego teamatu…ale ..ciekawe myśle,….
Rozmowa Tomasza Kuriata…..rozmowa ze ..światem??pozdr.
Zobacz..prosze !
I co tym….Tomku sądzisz!,,
href=”http://m.youtube.com/#/watch?v=Dfk2Zumzudo&desktop_uri=%2Fwatch%3Fv%3DDfk2Zumzudo”>
http://m.youtube.com/#/watch?v=Dfk2Zumzudo&desktop_uri=%2Fwatch%3Fv%3DDfk2Zumzudo
Nie bawie sie w takie….tematy.i rozmowy….ze swiata..??
Ale zaciekawieniem mnie…Tomek ,który sam dochodził …i chce nam…pomoc!!
Hmmmm…ciekawe…!!
Technicznie,elektrycznie ,magnetyczne i z częstotliwością …sie z tym zgadzam…!!
Zagrożenie czycha na każdym..kroku!!
ASADOV ..co powiesz jako…Fizyk??
Nie będę pytał…neurologa….
Chce pomoc….ludziom wstać z łóżka !!
Pacjenci czekają….apalische syndrom,tetraparese,plus torax,pneuma i kardio…niedomagania!!!pozdr.
Panie Marku, dziękuję za zwrócenie uwagi. Jeśli “pojechałem” czystym heglem to bardzo przepraszam. Chciałbym dostrzec i naprawić swój błąd. Czy mógłby Pan wskazać, w którym miejscu mojej wypowiedzi ta dialektyka heglowska się pojawiła, bo mam problem, aby to ustalić. Drugie Pana zdanie (czym filozofowie chcą lub nie chcą się zajmować) sugeruje, że może chodzić o jeszcze wcześniejszy komentarz, niż nie ten, na który Pan odpowiada. W tym wcześniejszym komentarzu zawarłem takie zdanie “Skoro jest właściwy przedmiot badań filozofii to i jest zapewne niewłaściwy”. Ta moja teza wydaje mi się mało “anty”, aby była antytezą, bo jest właściwie zgodna z Pańską tezą. Jeśli jest wyspa to musi być jakiś teren wokół wyspy, który nią nie jest. Woda wokół wyspy potwierdza, że ten skrawek lądu jest wyspą.
Zgodziliśmy się także, że filozof nie musi znać odpowiedzi na wszystkie pytania tego świata, a nawet więcej, że zajmowanie się z pozycji filozofii dziedzinami, które z filozofią mają niewiele wspólnego, odbywa się ze szkodą dla filozofii. Tym bardziej moja teza, że nie wszystko jest właściwym przedmiotem filozofii jest zgodna, a nie “anty”. Być może jednak tego mojego heglizmu szukam w niewłaściwym miejscu.
Bardzo dziękuję za pokazywanie tej historycznej mapy filozofii. To jest bardzo ciekawe i cenne doświadczenie, kiedy nasze domorosłe tezy pojawiające się w dyskusjach, czasami rzucane ad-hoc z kapelusza, dzięki Pana wiedzy możemy widzieć w szerokim kontekście historii filozofii.
Tu pozwolę sobie nie zgodzić się z Panem i pozostanę na razie przy swoim stanowisku wyrażonym wcześniej. Myśl to jest coś innego niż język. Najlepszym dowodem na to jest to, że możemy coś myśleć, ale nie potrafić tego dobrze nazwać (oznaczyć), i w drugą stronę, możemy używać języka (znaków) pozbawionego ścisłej semantyki (np. wieloznacznego), albo używać słów zupełnie niezgodnie z ich powszechnym znaczeniem, więc ten język nie pokazuje wtedy dobrze, co myślimy.
Wittgenstein chyba sam nie był zbyt stabilny w swoim rozumieniu języka, więc nie badzo można się na nim oprzeć. Jego błędem było natomiast opieranie filozofii na języku i uptrywaniu w języku źródeł zagadnień filozoficznych podczas, gdy język jest tylko mniej lub bardziej jednoznacznym zapisem tych zagadnień. Język jest żywy, zawsze niejednoznaczny, nigdy nie jest czysty, więc powstające trudności językowe rodzą pseudoproblemy filozoficzne, a potem ich pseudorozwiązania, jeśli z samego języka chcemy wyłaniać problemy filozoficzne.
W mojej ocenie przez tę warstwę języka trzeba przebić się do warstwy naszej myśli, a potem przez nią przebić się do bytu, dopiero wtedy będziemy u źródła, bo realnie istniejący byt jest źródłem naszego poznania, którego owocem jest myśl (oby prawdziwa), a chęć podzielenia się tą myślą z drugą osobą (ludzką, anielską lub boską) rodzi dopiero język. Uprawianie filozofii na powierzchni samego języka wydaje mi się robieniem jakieś intelektualnej zasłony, która być może bardziej nas odgradza od rzeczywistości niż do niej przybliża.
Pozdrawiam
Słuszna uwaga. Tfur mówi o systemie i jego oddziaływaniu, ale właściwie nie ma w tym żadnego podmiotu, bo pytając o system dostajemy tylko więcej systemów, które są widziane ponownie przez skutek ich działania. Coś działa, ale tego czegoś nie ma :-)
To jest chyba jakaś nadinterpretacja i zbędne nieporozumienie. Czy ktoś nie zalicza gwoździa lub płatka śniegu do bytów, dlatego że ta rzecz nie myśli?
Filozofia te relacje i oddziaływanie widzi, ale nie nazywa tego “sterowaniem”. Z tego, co piszesz to cybernetyka czegoś nie widzi – ani podmiotu, który steruje, ani przedmiotu, który jest sterowany, a widzi samo sterowanie.
http://img688.imageshack.us/img688/33/systemv14.png
http://img137.imageshack.us/img137/8665/systemv21.png
(wklejanie bezpośrednio się popsuło)
Przepraszam bardzo za moją zbyt spieszną interpretację Pana zdania : „Skoro jest właściwy przedmiot badań filozofii to i jest zapewne niewłaściwy”, gdzie położyłem akcent na dialektykę „właściwy =/ niewłaściwy“ i stąd wyszedł mi Hegel. Pana przykład z wyspą wyjaśnia, że chodziło Panu o wykazanie raczej odrębności, a nie o przeciwstawienie. Więc jesteśmy w zgodzie. Proszę wykreślić moje zdanie o heglizmie i przyjąć za niebyłe.
Co do Pana uwag o Wittgensteinie i jego problemie języka też całkiem się zgadzam.
Problem : myśl i język.
Pana rozumowanie wydaje mi się słuszne, natomiast pozostaje problem zdefiniowania czy sprecyzowania – czym jest „myśl“.
M. Gogacz, za Tomaszem z Akwinu, rozróżnia dwa poziomy poznania :
a) poznanie niewyraźne (Tomasz powie – mowa serca = verbum cordis)
b) poznanie wyraźne (tu już nadajemy nazwy, pojęcia, werbalizujemy)
To, co Pan mówi o myśli, myśleniu wpisywało by się w/g mnie właśnie w poziom poznania niewyraźnego, gdzie jeszcze nie ma pojęć, nazw, konceptów. Gdzie ujmujemy tylko „coś“ jako jedno, odrębne od innych, realnie istniejące, czyli ujmujemy własności transcendentalne danego bytu, które jeszcze nie są skonceptualizowane. Chyba to miał Pan na uwadze mówiąc o różnicy myśli i języka. Przykłady Pana natomiast wskazują raczej na różnorodność poznawania za względu na zdolności czy erudycję poznającego. Tak w każdym razie je rozumiem.
I teraz, Kant, analitycy angielscy czy Wittgenstein zajmowali się tylko poznaniem wyraźnym, czyli już jakoś rozumianymi pojęciami, koncepcjami, teoriami. Odłożyli na bok pryncypia bytu i zajęli się tylko analizą pojęciowego poznawania. A to jest inny przedmiot badań, inny przedmiot analiz filozofii, już nie byt, lecz poznanie.
Pozdrowienia poświąteczne przyjąć proszę
Szanowny Panie Marku, dziękuję za odpowiedź i wyjaśnienie. Jeśli chodzi o rozróżnienie myśli i języka…
Mając to ujęcie do dyspozycji, przez myśl rozumiem oba poziomy poznania, ale szczególnie poznanie wyraźne, kiedy w naszym umyśle pojawia się wyraźne pojęcie poznawanej rzeczy, znamy relacje z innymi pojęciami, możemy tym pojęciem operować i wyrażać wewnętrzne sądy, poznaliśmy już istotę tej rzeczy w jakimś aspekcie. Nie ma wtedy jeszcze potrzeby posługiwania się zewnętrznym językiem. Św.Tomasz powiedziałby chyba, że ta rzecz poznana zaczyna bytować intencjonalnie w naszym intelekcie jak forma odciśnięta przez napotkaną pieczęć. Gogacz powiedziałby chyba, że te pojęcia tworzone przez intelekt definiujemy sobie naszymi wewnętrznymi znakami (mowa wewnętrzna), ale to też nie jest jeszcze werbalizacja tego pojęcia w zewnętrznym języku. Cały czas poruszamy się w obszarze sensów i wyobraźni, dzięki której te formy odpowiadające rzeczywistym bytom możemy składać w naszym umyśle. Możemy dzięki tej wyobraźni tworzyć też nowe wymyślone formy. To są nasze myśli, są w nich pojęcia, ale nie ma jeszcze języka.
Język rozumiem tak. Jeśli przedmiot naszej myśli, formę (rzeczywistą lub wymyśloną) lub jakiś sąd, chcemy udostępnić drugiej osobie, albo zapisać sobie ku pamięci, musimy te nasze myśli oznaczyć znakami jakiegoś zewnętrznego języka, dobierając system znaków pod kątem odbiorcy, jego języka i kontekstu kulturowego. Tu napotykamy na trudności takie, jakie każdy z nas ma pisząc choćby komentarze na tym portalu, albo jakie mają misjonarze głoszący ewangelię w dalekich krajach. Analogiczne trudności pojawiają się przy czytaniu tego, co zapisane w jakimś języku, jaka myśl, jakie pojęcie kryje się za użytymi znakami (słowami, zdaniami, figurami, obrazami). Biblię do dzisiaj odczytujemy i nie zanosi się, abyśmy szybko skończyli.
Odrębność myśli i języka widać wyraźnie, gdy spotykamy nowe zwierzę, które wiemy jak wygląda i jakie dźwięki wydaje, ale nie wiemy, jak się nazywa. Gdy już znamy jego nazwę i ją przywołujemy, dla drugiej osoby jest to niezrozumiałe, bo nie zna tej nazwy, a jeśli nawet słyszała tę nazwę, może nie znać jej znaczenia, nie mieć jej pojęcia (w umyśle). Można pomyśleć i nie umieć powiedzieć oraz można mówić i nie umieć pomyśleć :-)
Ja nieco inaczej widzę Wittgensteina, może błędnie. Wittgenstein i jemu podobni filozofowie języka nie zajmowali się wcale poznaniem, ale pierwszym przedmiotem filozofowania uczynili sam zewnętrzny język, jego znaki, struktury i zawiłości. Wittgenstein zatracił się w języku oderwanym od bytu, stracił kontakt z rzeczywistością na rzecz językowych problemów. Co do Kanta to słyszałem, że niemieckiemu “kantowi i niczemu” nie warto ufać ;-) Trochę odjechaliśmy od Gilsona, ale pustkę mam teraz w głowie i nie wiem nawet o co mógłbym spytać. Może coś się jeszcze pojawi.
Pozdrawiam!
Dzięki za wstawienie obrazka.
Postanowiłem poczekać,
aż padną tu argumenty,
z kazdego “działa” i “działa”.
Czyli “dzieła” i “działa”, niech se jeszcze trochę postrzelają i pogrzmią.
Poczekam, choć chętnie /w międzyczasie/ zapoznałbym się z tym co napisał może Nicolas, ten przyjaciel Pana Marka P. Prokopa.
No chyba, ze jego dziełem jest “De revolutionibus orbium coelestium”
;)
Szanowny Tfurze, strzałów i grzmotów nie słyszę. Dociekaliśmy, czym jest Twój system. Od Ciebie dowiedziałem się, że pytanie “czym jest” jest złe, więc Ty na to złe pytanie nie odpowiesz. Nie traktuj tego jako grzmoty, a już zupełnie jako strzały do Ciebie (jeśli tak to odczytałeś), chyba, że potraktujemy je jako strzały miłości.
To mi trochę wygląda na szukanie argumentów pod przyjętą tezę, że p.Marek “nic nie rozumie”, jak twierdzi Nicolas, bo to jedyna rzecz, która w Nicolasie mogła Ciebie zainteresować. W takich dyskusjach skupiajmy się na argumentach i tezach, a nie osobach. Na przykład, jeśli człowiek to system jak na rysunku Asadowa i elektron to też system jak na rysunku Asadowa, czym te dwa systemy się różnią? W tym zdaniu pytanie “czym” jest chyba dopuszczalne, bo nie pytam “czym jest” system, ale czym się różnią.
“No”…”!”.
Co jeszcze Cię poruszyło?
Wal śmiało /”odpowiem grom.ad.Nie”/
Dobranoc
@Czcigodny Poruszycielu,…
… pytałem: – czy masz jeszcze jakieś pytania “na-teraz” Bo, jak wiesz, wszystko-wszystko na naszym świecie, jest procesem. Rozumienie i zrozumienie też.
Prawda to?
Jeśli masz pytania, więc proszę zadaj i następne.
Odpowiem hurtem, jakoŻe “namnożyło się “tu” ostatnimi czasy wiele nieporozumień” /pod-na-tym “taśmociągu”!!!/.
Smiało!
Nie-obiecuję że dzisiaj, ale w miarę czasu własnego i wiedzy, odpowiem NAPEWNO.
A co do> //To mi trochę wygląda na szukanie argumentów pod przyjętą tezę, że p.Marek „nic nie rozumie”, jak twierdzi Nicolas, bo to jedyna rzecz, która w Nicolasie mogła Ciebie zainteresować.//
Odp.:
Nie, nie u “Nikola” zainteresowało mnie coś-co może, być podobnym pojmowaniem BYTU /do “mojego” pojmowania/. To tak, dlatego, to mnie tak bardzo zainteresowało. No chyba ze Pan Marek P.Prokop ma stałego przyjaciela “do testów” i duskusji filozoficznych, co uważam za bardzo cenne, dla każdego.
Tylko tyle.
Pytaj, ale nie-odpowiadaj “zaMnie(dam sobie radę sam, zaufaj mi).
Dzięki i pozdrawiam
@ Poruszyciel
Wróciłem z podróży i ciągle mam zaległości. Tu też.
Proszę rozważyć taką uwagę : myślenie jest procesem, którego rezultatem jest myśl, idea, koncept mniej lub bardziej precyzyjny (mogę myśleć o niebieskich migdałach). Gdy przyjmiemy, że myśl jest wcześniejsza od procesu myślenia, wtedy przyczyna będzie równocześnie skutkiem, co jest absurdem. Czyli myślenie rozumiane jako proces intelektualny, w którym tworzymy pojęcia, sądy, rozumowania, porównywania, wyobrażania sobie czegoś, odczuwania etc. jest nieprecyzyjną, ludzką czynnością, obejmującą różnorodne działania intelektu. Owszem, mówi się „wpadłem na genialną myśl ! Muszę ją rozwinąć“, ale to nie jest poprawne stwierdzenie, gdyż wpadłem na świetną myśl dlatego, że właśnie wcześniej zacząłem myśleć, czytaj rozumować. Czyli myślenie zachodzi zawsze na pojęciach, na poziomie poznania wyraźnego. Nie można utożsamić myślenia ze spostrzeganiem, gdyż wtedy musielibyśmy uznać, że np. krowa też myśli, gdyż spostrzega trawę, którą zjada.
To, co jest przed myśleniem, możemy nazwać poznaniem niewyraźnym. Tutaj nie ma pojęć, rozumowań, sądów. Władze zmysłowe odbierają odpowiadające ich zdolnościom własności sensytywne, a intelekt możnościowy (niekiedy nazywany biernym) odbiera informację na swoim poziomie, czyli intelegibilną. Ja bym nie używał metafory, że „bodziec odbija się w nas jak pieczęć“, gdyż to sformułowanie kojarzę z platońskim obrazowaniem duszy, która odciska się w ciele.
Po prostu zmysły odbierają biernie informacje odpowiadające im (tzn. że słuch nie odbiera np. słodkości, tylko dźwięki, itp). Tak samo intelekt możnościowy (intellectus in potentia) biernie odbiera to, do czego jest zdolny, czyli do odbioru własności transcendentalnych tj. jedność, odrębność, realność. Znaczy to, że to, co spostrzegamy (byt) jest jakąś całością, wyodrębnia się ze swego otoczenia tj. nie rozmywa się w nim, oraz przede wszystkim istnieje.
P.s. Może warto przeczytać i przeanalizować „Hermeneutykę“ Arystotelesa, gdzie wyjaśnia co to jest nazwa (onoma), słowo (hrema), zdanie (logos), znak (semejon, sümbolon), dźwięk (fone) itp. Wydaje mi się, że lepsze to od semiotyki De Saussure’a, ale pewnie kwestia gustu.
Trzeba napisać artykuł o poznawaniu. Teraz brak mi czasu, a może Pan by napisał ?
Pozdrowienia
@ Tfur
Nicolas istnieje. Na Nowym Ekranie mój pierwszy artykuł był fragmentem dyskusji z nim na seminarium z Proklosa o Jednym. Chciałem publikować dalsze części, ale Nicolas ani nie wykazywał ochoty do dyskusji na forum NE, ani też nie uważał za konieczne publikację dalszych tekstów z tego seminarium. Więc się wstrzymałem. Pan mi go przypomina nie tylko ze względu na podobną formę pisania (równoważnikami zdań) czy krytyką typu „to nie tak“, ale i niechęcią do pozytywnego, wyczerpującego przedstawienia swoich propozycji. System przedstawiony na obrazku, bez wyczerpującego opisu, nie różni się zasadniczo dla mnie od pomysłów behawioryzmu, ale to pewnie dlatego, że brak odpowiedniego opisu.
Rozumienie bytu przez Nicolas jest relacyjne. Nie ma dla niego czegoś takiego jak substancja i przypadłości. Rzeczywistość to tylko nieustanny ciąg relacji układających się w systemy. Przynajmniej ja go tak rozumiem, ale on pewnie powiedziałby, że to nie tak.
Ukłony łączę
Szanowny Panie Marku,
dziękuję za odpowiedź.
W takim razie w sprawie myśli i myślenia widzimy to chyba podobnie. Przyczyną myślenia nie może być myśl i mam nadzieję, że takiej przyczyny nie głosiłem. Również wskazałem, że skupiam się na poziomie poznania wyraźnego, jeśli tymi poziomami chcemy operować i definiować myśl ludzką. Być może moim błędem było nazywanie myślą jednocześnie procesu myślenia i jego wyniku, ale jednak na razie obstawałbym, że nazywanie czegoś “myślą” dobrze oddaje łącznie wynik i proces myślenia. Św. Tomasz używa sformułowania “myśl może poznawać” a to przecież nie oznacza statycznego wyniku procesu myślenia, bo ten wynik nic nie może, tylko my jako myślący podmiot możemy. Bytowanie myśli w naszym intelekcie nie jest możliwe bez myślenia, a myślenie zawsze owocuje jakąś myślą. Czy jest możliwe rozdzielnie tego?
Trzeba zerknąć, dlaczego pojawił się w naszej rozmowie wątek o myśli. Dlatego, że zaproponowałem oddzielenie naszej myśli od języka, aby zrozumieć sąd egzystencjalny Gilsona i analizy językowe, których Pan dokonywał w swoim artykule. Nasz sąd najpierw jest myślą, a dopiero wtórną rzeczą jest zapisanie go w jakimś języku. Jeśli nie zostanie oznaczony żadnymi znakami zewnętrznymi, nadal będzie sądem wewnętrznym, naszą myślą. Z tego wynika potrzeba rozdzielenia myśli i języka. Dekompozycja samej myśli nie ma już w tej sprawie takiego znaczenia.
Niejasność tego, o czym pisał Gilson w zacytowanym fragmencie, w mojej ocenie ma właśnie swoje źródło w pomieszaniu myśli z językiem, aktu myśli będącej sądem egzystencjalnym ze znakowym zapisem tego sądu w jakimś języku. Stąd my, jako osoby czytające jego słowa, nie wiemy, czy Gilson chce powiedzieć, że sam akt myśli już afirmuje akt istnienia, czy też tłumaczy nam, aby znakowy zapis sądu egzystencjalnego odczytywać jako afirmację aktu istnienia, nadając temu zapisowi nowe znaczenie. Moim zdaniem to są dwie różne rzeczy.
Dziękuję, chciałbym to zrobić, ale jak to wszystko pomieścić w naszych 24-ch godzinach? :-) Myśli De Saussure’a nie znam wcale, ale jako językoznawca zapewne jak inni zamknął się w języku i do śmierci z niego nie wyszedł.
Trochę przecenia Pan moją wiedzę i możliwości. Musiałbym najpierw popracować nad sobą i zrobić porządek we własnej głowie, zanim wziąłbym się za pisanie o tym w prosty sposób :-) Ale zgadzam się, że przejrzysty i zrozumiały artykuł na ten temat przydałby się, abyśmy mieli na legionowie taki elementarz, wspólne rozumienie fundamentalnych pojęć, wspólny język, jako narzędzia do porządkowania innych zawiłości tego świata, najczęściej śmietnik zrobiony myślą ludzką ;-)
Bardzo ucieszył mnie Pan tym ze byt=Nikolas jest bytem rzeczywistym. Szukam informacji o nim i jego rozumieniu. Bardzo mnie zainteresował. Myślę, że niema pomiędzy Panami /i mną/ sporu. Bo jak, może być spór pomiędzy ludzmi którzy się /jeszcze/ nie-rozumieją, niezrozumieli?
Jest nieporozumienie, tu myslę też://Rozumienie bytu przez Nicolas jest relacyjne. Nie ma dla niego czegoś takiego jak substancja i przypadłości. Rzeczywistość to tylko nieustanny ciąg relacji układających się w systemy//
========================
Czy wie Pan kto-to napisał?>
“Prawda potrzebuje jakiegoś intelektu, aby zostać odkryta, ujawniona (św. Tomasz z Akwinu, De veritate). Musi być zaakceptowana przez wolę, właśnie w formie wiary. Nie ma punktów, ani linii prostych w przyrodzie. Ale jak chcemy uprawiać geometrię, to nasza wola musi zaakceptować te abstrakcyjne, niewidzialne pryncypia, bez których tej nauki nie da się uprawiać”
?
Niemam teraz wiele czasu na pisanie/gadanie – nalężę do osób które, więcej robią niż mówią. Tak mam od “urodzenia” – dla mnie bytMyśny jest nierzadko bytem /już/rzeczywistym. Pamiętam /jak dziś/ uwagę szefa: “tfur”, ty jak zakończyłeś projektować, to uważasz, że, już się dokonało?”. No i uśmiech śp.Szefa też zyczliwy pamiętam. Obaj wtedy należeliśmy do tzw. “Czynowników”(piękne polskie słowo,prawda???)
Uporam się z rzeczywistością, to odpowiem Panu “na zawiłóści systemu”
Pordrawiam
Według mnie Gilson próbował tutaj przeprowadzić dowód na istnienie używając języka „naukowego“ pozytywistów i ich metodę porównawczą, stąd mu wyszło, że sąd egzystencjalny (Pierre est) analogicznie oddaje to, co zachodzi w rzeczywistości w każdym bycie (istota i akt istnienia tej istoty). Czy to jest tylko moja myśl, wyrażenie językowe czy zapisane na papierze nie ma tu chyba większego znaczenia. W innym miejscu „L’être et l’essence“ Gilson doszukał się w biblijnym „Jestem, Który Jestem“ filozoficznego ujęcia Boga. Ale przyznał równocześnie, że dla pytanych przez niego rabinów te słowa znaczyły, że „Jestem, który Jestem ojcem Abrahama, Izaaka, Jakuba…“ i nie miały żadnego wymiaru filozoficznego. A Gilson znalazł w takiej filozoficznej interpretacji „Czystego Aktu Istnienia“ właśnie geniusz myślicieli chrześcijańskich i stąd wyszła mu filozofia chrześcijańska jako taka, na temat której toczył wspólnie z Maritainem burzliwą dysputę z E. Bréhierem.
Między mną a Nicolas spór jest już od wielu, wielu lat. Jest to spór o pryncypia w filozofii. Między mną a Panem pewnie się zacznie, gdy będziemy dyskutować zaproponowane przez Pana w osobnym artykule „zawiłóści systemu“; chociaż z góry niczego nie można przewidzieć.
Miło, że Pan cytuje moją pisaninę.
Pozdrowienia