Dowodem na istnienie nieba ma być książka Ebena Alexandra, neurochirurga z Harvardu, który rzekomo miał przekroczyć granice śmierci i powrócić, by o nich opowiedzieć. Problem polega tylko na tym, że ta książka jest w najlepszym razie dowodem na istnienie demonów, które chcą nas zwodzić.
właśnie widziałem na katolik.pl
http://ekai.pl/wydarzenia/polska/x65177/dowod-jak-dziala-diabelski-marketing/
Eben Alexander w książce „Dowód” twierdzi, iż dane mu było poznać tajemnicę zaświatów i życia wiecznego, kiedy – chory na zapalenie opon mózgowych – leżał w głębokiej śpiączce.
Dodaje, iż owego „nieba” można zakosztować stosując metody stymulacji mózgu połączone z praktykami z nurtu New Age, w rzeczywistości prowadzącymi do zniewoleń demonicznych.
Ciekawe, że miało się dziś odbyć spotkanie z Ebenem Alexandrem, w… sali budynku Konferencji Episkopatu Polski
http://www.psychologia.net.pl/serwis.php?level=1221
Nie “chcą nas zwodzić”, ale nas zwodzą.
A bo Episkopat ze Znakiem ręką w rękę. Ja nie wiem, uważam, że to powinien zbadać dobry teolog, najlepiej egzorcysta, albo gremium.
Ks. Witko w prywatnej rozmowie z Górzyńskim powiedział, że ks. Kiersztyn ma rację, a abp. Dziwisz nie ma i co do tego zgodni są egzorcyści na zjeździe. W takiej sytuacji stawiają nas biskupi i Episkopat.
Może tak pojmują ekumenizm, ale przecież nie o to chodziło, by wyrzec się badania prawdy, o czym mówili nieraz papieże.
Nie wiem skąd to się bierze. Dziś na salonie wypowiedziała się pani doktorantka teologii, wyraźnie zniesmaczona recenzją T. Terlokowskiego. W jej argumentacji uderza przede wszystkim naiwność, o którą jednak Episkopatu nie posądzam, bo tam przecież nie zasiadają doktorantki, tylko poważni ludzie. Nie wiem jakie tam są układy i hierarchie, bo to chyba z różnych ambicji towarzyskich się te błędy biorą. Przyjmując optymistyczną wersję.
Tak, obrona jest naiwna;
To nie jest argument teologiczny, bo skoro po smierci doświadczamy pełni prawdy, to nie może być mowy o tym, że ma znaczenie, iż ktoś wcześniej był niewierzący, albo to, że ktoś wcześniej nie dysponował pełną świadomością prawdy i wyrażeniami, bo albo poznał pełnię i przeszedł pełną metanoję do prawdy, albo nie. Jeśli ktoś poznał pełnię prawdy, nie może po przebudzeniu ominąć Kościoła Chrystusa, który jest depozytariuszem prawdy i Łaski. To by utwierdzało w prawdzie herezję protestancką. Dotychczas każdy poganin, np. muzułmanin który doznał prawdziwego dotknięcia Boga, stawał się katolikiem.
Może zachodzi tu jakieś nowe, zadziwiające działanie Boga, które ma cel zbliżenia kościołów, ale chciałabym to usłyszeć od komisji Kościoła, lub biskupa miejsca. Sobór II powołał taką komisję, która działa szybciej niż poprzednie badania.
Ogólnie chciałabym, by Episkopat wypowiedział się jasno.
św. Teresa z Avila
ROZDZIAŁ 8
Podaje kilka uwag o objawieniach i widzeniach.
l. Są ludzie, których, zdawałoby się, samo wspomnienie o widzeniach albo objawieniach przeraża. Jaki mogą mieć powód do takiego strachu, w czym widzą tak groźne niebezpieczeństwo dla duszy, którą Bóg zechce tą drogą prowadzić, tego nie rozumiem. Nie mam zamiaru roztrząsać tutaj, które widzenia są prawdziwe, a które ułudą tylko, ani wymieniać znaków, po których, jak mię nauczyli mężowie głęboko uczeni, można jedne od drugich rozpoznać. Chcę tu tylko wskazać, co powinna czynić dusza w takim stanie, bo niełatwo trafi na spowiednika, który by jej w tej materii nie naprowadził (s.507) niepokojów i strachów. Najwięcej jest takich, którzy nie tyle się przerażą, gdy im wyznasz, że diabeł ci podsuwał wszelkiego rodzaju pokusy, myśli bluźniercze, rozpasane, niewstydliwe widziadła, ile się zgorszą, gdy im powiesz, że widziałaś anioła i z nim rozmawiałaś, albo że ci się ukazał Pan Jezus ukrzyżowany.
2. O objawieniach pochodzących od Boga tym bardziej nie mam potrzeby mówić tu obszerniej, że dobrze jest wiadomy każdy najpewniejszy znak, którym się różnią od fałszywych (to jest wielkie skarby i dobra duchowe, które po nich w duszy pozostają). Powiem tu więc raczej o wyobrażeniach i widziadłach, w których zły duch, dla oszukania nas, przebiera się w udaną postać Chrystusa Pana albo świętych Jego. Otóż najmocniej jestem przekonana, że nigdy boska łaskawość Pana naszego nie pozwoli na to, ani nie da złemu duchowi tej władzy, by zdołał podobnymi widmami duszę oszukać, chybaby sama z własnej winy swojej do tego mu pomogła; przeciwnie, sam na zdradach swoich się oszuka. Żadną miarą, powtarzam, nie ulegnie dusza temu złudzeniu, jeśli jeno ma pokorę. Nie mamy więc czego się lękać. Ufajmy tylko w Panu i gardźmy tymi podstępami diabelskimi; owszem, obróćmy je na pożytek, tym żarliwiej chwaląc Boga i tym wierniej Mu służąc.
3. Znam osobę, którą spowiednicy trzymali w ciężkim ucisku i udręczeniu z powodu widzeń, jakie miewała; choć później z wielkich skutków i dobrych uczynków, jakie z nich wynikły, okazało się, że były to widzenia od Boga. Niemało ją to kosztowało, gdy na widok Pana, ukazującgo się jej w widzeniu, musiała od Niego się zażegnywać znakiem krzyża świętego, albo pokazywać mu figę, bo tak jej było kazano. Wielki teolog, ojciec dominikanin (1), którego później się radziła, powiedział jej, że było to źle, że nikomu takiej rzeczy czynić się nie godzi; bo gdziekolwiek ujrzymy wyobrażenie Pana naszego, powinniśmy uczcić je, choćby je malował diabeł, jest on (s.508) bowiem wielkim artystą. Owszem, wbrew złośliwemu zamiarowi swemu, zdrajca ten nie szkodę nam przez to wyrządza, jak by chciał, ale raczej przysługę oddaje, gdy tak żywy nam stawia przed oczy wizerunek Ukrzyżowanego, czy innego świętego przedmiotu, iż wrażenie z niego odniesione pozostaje nam wyryte w sercu. Bardzo mi ta nauka trafiła do przekonania; boć każdy, patrząc na jaki obraz znakomity, będzie go podziwiał, choćby wiedział, że malował go zły człowiek i przewrotność malarza nie zepsuje nam pobożnego wrażenia, jakie na nas dzieło jego sprawuje. Pożytek zatem z widzenia czy szkoda nie jest w rzeczy widzianej, jeno w tym, który na nią patrzy, to jest w tym, czy ma, czy nie pokorę potrzebną, aby z widzenia odniósł korzyść. Duszy prawdziwie pokornej żadne widzenie, choćby było od ducha złego, zaszkodzić nie zdoła, ale gdzie nie ma pokory, tam nie będzie pożytku, chociażby widzenie pochodziło od Boga. Dusza, którą to, co powinno ją pobudzić do upokorzenia się, przeciwnie, w pychę i próżność wzbija, podobna jest do pająka, który cokolwiek połknie, wszystko to obraca w truciznę. Przeciwnie, dusza pokorna jest jako pszczoła, która wszystko w miód zamienia.
4. Bliżej myśl moją objaśnię. Gdy Pan w boskiej łaskawości swojej raczy się ukazać jakiej duszy na to, aby Go lepiej poznała i więcej miłowała, albo aby jej jaką tajemnicę swoją objawił, albo jakimi szczególnymi łaskami i pociechami ją obdarzył, a ona (zamiast się ukorzyć w uznaniu nicestwa swego niegodnego takiej łaski) woli zaraz mieć siebie za świętą i wyobraża sobie, że łaska ta jest zasłużoną nagrodą za jej wierną służbę, tedy rzecz jasna, że, podobna do onego pająka, wielkie dobro, jakie jej stąd przyjść mogło, na złe sobie obraca. Przypuśćmy teraz na odwrót, że to zły duch, dla wbicia jej w pychę, takie jej widzenia nasuwa. Jeśli ona, sądząc, że widzenia te pochodzą od Boga, upokarza się i uznaje siebie niegodną tak wielkiej łaski, i tym gorliwiej stara się służyć Panu, widząc siebie tak wzbogaconą; kiedy mieni się być niewartą jeść choćby okruszyny spadające ze stołu tych, o których słyszała, że podobnych łask od Boga dostępowali, i niegodną oddawać (s.504) im najniższe posługi; jeśli tak uniżając siebie, usilniej jeszcze przykłada się do czynienia pokuty i do coraz żarliwszej modlitwy, i jeszcze pilniej strzeże się, aby w niczym nie obrażała tego Pana, który jej, jak sądzi, taką łaskę uczynił i jeszcze doskonalej stara się być posłuszna, wtedy, ręczę za to, diabeł ucieknie, więcej nie wróci i żadnej po sobie szkody w tej duszy nie pozostawi.
5. Jeśliby w tych objawieniach słyszała zalecenie uczynienia tego lub owego, albo przepowiednie rzeczy przyszłych, potrzeba koniecznie, by zasięgnęła rady światłego i roztropnego spowiednika i w nic nie wierzyła ani nie czyniła z tego, co słyszała, jeno co spowiednik jej wskaże. W tym celu może wyznać całą rzecz przeoryszy, aby ona obmyśliła takiego spowiednika, który by posiadał wspomniane tylko co zalety. Ale niechaj wie i pamięta raz na zawsze, że jeśliby nie usłuchała tego, co spowiednik jej powie, i nie chciała ulegać kierunkowi jego, byłby to znak, że widzenia jej są sprawą złego ducha albo wytworem strasznej melancholii. Przypuśćmy nawet, że spowiednik się myli, ale ona ustrzeże się błędu trzymając się ściśle zdania i zaleceń jego, chociażby to, co słyszała w widzeniu, było głosem anioła Bożego. Albo bowiem Pan w boskiej dobroci swojej użyczy mu światła potrzebnego, albo też sam tak wszystko zrządzi, iżby mimo błędu jego, dusza, słuchając go, osiągnęła to, co On dla dobra jej postanowił. Ta jest jedyna droga zupełnie bezpieczna; inaczej postępując, można się na wielkie niebezpieczeństwo narazić i wielką sobie szkodę wyrządzić.
6. Pamiętajmy, że przyrodzona ułomność nasza bardzo łatwo ulega złudzeniom, zwłaszcza w nas niewiastach, i że właśnie na tej drodze modlitwy bogomyślnej ułomność ta najłatwiej się okazuje. Miejmy się więc na baczności, byśmy za lada przywidzeniem, jakie nam wyobraźnia nasunie, nie myślały zaraz, że to objawienie od Boga; prawdziwe objawienie, bądźmy tego pewne, łatwo daje się poznać. Tym bardziej jeszcze potrzeba ostrożności i powściągliwości tam, gdzie jest jaka bądź skłonność do melancholii. Sama patrzyłam na takie (s.510) przykłady podobnych przywidzeń, że wydziwić się nie mogłam, jakim sposobem człowiek może przyjść do tego, by najmocniej był przekonany, że widzi to, czego nie widzi.
7. Kiedyś przyszedł do mnie pewien kapłan i z uwielbieniem począł mi opowiadać, co mu mówiła jedna jego penitentka: jako Matka Boska co dzień przez długi czas ją odwiedzała i siadała przy niej na łóżku i godzinę całą i dłużej z nią rozmawiała i różne jej nauki dawała i rzeczy przyszłe jej objawiała. A że w tych bredniach była jedna lub druga rzecz podobna do prawdy, więc na tej zasadzie wszystko się przyjmowało za najczystszą prawdę. Co do mnie, zrozumiałam od razu jak rzeczy stoją, ale nie śmiałam wypowiedzieć całego zdania mego, bo żyjemy w takim świecie, iż musimy dobre mieć baczenie, co o nas mogą pomyśleć inni, jeśli chcemy, by słowa nasze miały jaki skutek. Powiedziałam mu więc tylko, że należałoby naprzód poczekać na spełnienie onych proroctw, jeśli to proroctwa prawdziwe, i przypatrzyć się innym skutkom tych widzeń, i dowiedzieć się, jakie jest życie tej osoby. Jakoż w końcu prawda wyszła na wierzch i pokazało się, że były to tylko przywidzenia chorego mózgu.
8. Mogłabym przytoczyć wiele innych tego rodzaju przykładów, a każdy z nich byłby nowym stwierdzeniem tego, do czego tu zmierzam, mianowicie że nie powinna dusza od razu dawać wiary widzeniom swoim, ale dłuższy czas ma nad nimi się zastanowić i dobrze zbadać i poznać samą siebie, pierwej nim taką rzecz wyzna spowiednikowi, by go snadź niechcący nie oszukała. Spowiednik bowiem, jakkolwiekby był uczony, jeśli nie zna tych rzeczy z własnego doświadczenia, niełatwo na nich się pozna. Tak np. niedawno, może parę lat temu, jakiś człowiek zupełnie wywiódł w pole kilku bardzo uczonych i duchowo wykształconych kapłanów, prawiąc im podobne rzeczy. Wreszcie trafił na osobę, która posiadała z własnego doświadczenia nabyte zrozumienie łask Bożych; ona też jasno poznała, że były to chorobliwe złudzenia człowieka pomieszanego na umyśle. Choć to pięknymi pozorami pokryte, wówczas jeszcze się nie wydało, Pan jednak wkrótce wszystko potem (s.511) wyjawił, ale przedtem osoba, która pierwsza prawdę odgadła, dużo miała do zniesienia, bo nikt jej nie chciał wierzyć.
9. Z tych powodów i z innych jasno widać, jak wiele zależy na tym, by każda siostra szczerze zdawała sprawę przeoryszy z tego, czego doznaje na modlitwie. Przeorysza zaś powinna pilnie badać przyrodzone usposobienie każdej i stopień jej wewnętrznego udoskonalenia i tak może uprzedzić spowiednika, aby łatwiej każdą zrozumiał, albo gdyby zwyczajny spowiednik nie miał dość światła na rozsądzenie takich widzeń, może poprosić nadzwyczajnego. Powinna również pilne mieć baczenie, aby takie rzeczy, choćby najpewniej pochodziły od Boga, choćby im towarzyszyły łaski widocznie cudowne, nie dochodziły do wiadomości ludzi świeckich. Nie każdemu nawet spowiednikowi wypada mówić o nich, jeśliby który nie miał należnej roztropności i nie umiał milczeć. Jest to rzecz bardzo ważna, więcej niż zdołam wyrazić. Niech także uważa, aby siostry między sobą o tym nie mówiły. Sama zaś niech zawsze słucha ich wyznań z wszelką uwagą i roztropnością, okazując się więcej skłonną do przyznania pierwszeństwa tym, które się odznaczają pokorą, umartwieniem i posłuszeństwem, niż tym, które Bóg by prowadził tą wysoko nadprzyrodzoną drogą, chociażby przy tym takież cnoty posiadały. Bo w której Duch Pański takie rzeczy działa, w tej działanie Jego mnoży także pokorę i radosne umiłowanie pogardy. Upokorzenie więc takim nie zaszkodzi, a inne z niego korzyść odniosą, bo nie mogąc osiągnąć onych łask nadzwyczajnych, które Bóg daje komu chce, większą uczują pociechę z posiadania tych cnót, o których mówiłam. Wprawdzie i te cnoty są darem Bożym, ale łatwiej na nie własnym staraniem zapracować i nieocenioną mają wartość w życiu zakonnym. Niechaj Pan w boskiej łaskawości swojej raczy ich nam użyczyć! A nie odmówi ich nikomu, kto stara się o nie usilnym ćwiczeniem się i gorącą modlitwą, ufając w miłosierdzie Jego. (s.512)