Ta notka to kontynuacja wątków dyskusji pod notką: http://www.ekspedyt.org/asadow/2013/03/05/7894_odbanowalem-circ.html
-
circ19 marca 2013 godz. 00:11 – w odpowiedzi do: space 23:40
Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.
Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach? Nie, bynajmniej nie to mnie zniecierpliwiło, ale uporczywe jego odpowiadania agresją i obelgami na argumenty, co oznacza, że moja praca i czas, czyli dobra wola idzie na marne, bo jemu to nic nie uświadamia.Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?
I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;
Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy popełnia wiele błędów. Przykładowo – atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby. Następnie wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy, twierdząc, że ich nie popełnia. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum. Pani to wszystko sobą prezentuje. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.
To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.
-
19 marca 2013 godz. 01:25
… a może przemyślisz to raz jeszcze? może po prostu masz dość czepiania się Ciebie i dyskusji prowadzących donikąd, da się to zrozumieć. Nie ma co zamykać się na inne, często wspólne tematy. Wrogów tu nie widzę a z każdej dyskusji można się wyłączyć z godnością. Poświęcany czas na pewno jest doceniany, bo jeśli nie- to będzie tylko nawalanka i zabawa- nie zakładajmy złych intencji. Moderujmy ku dobru i konstruktywnym wnioskom. Wcinam się i pokornie przyjmę plaskacza za to.
-
karoljozef19 marca 2013 godz. 01:26 – w odpowiedzi do: Judyta 23:59
Pani Judyto, przepraszam.
Chłop to nigdy oprzeć się nie może urokowi rozgniewanej dziewczynki.
No tak mamy. I my i Wy. -
space19 marca 2013 godz. 18:24 – w odpowiedzi do: circ 00:11
//I dlatego space i Lunar- proszę nie komentować moich postów. Mój czas dla was się skończył.//
Jeśli uznam, że dobrze jest skomentować Pani post, uczynię to, niezależnie od tej prośby – oczywiście wcześniej dobrze się zastanowię, co też zazwyczaj czynię. Dwie minuty wcześniej zadała Pani pytania, i każe sobie odpowiedzieć, więc na nie odpowiadam.
//Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.//
Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy. Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane. Nigdy nie sugerowałem że musi być przyjemne i nigdy nie mówiłem, że należy prawdę mówić przede wszystkim tak, aby nie ranić. Jedyne, co postuluję, że należy ograniczyć cierpienie tych, których pouczamy, do niezbędnego minimum, bo cierpienie może zasłonić prawdę. Jeśli naszym celem jest przekazanie prawdy, to co nas powstrzymuje, aby przekazać ją jak najskuteczniej?//Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach?//
Pomijając Pani motywację, bo nadal nie jest dla mnie ona oczywista, ja o Lunarze nie wspominałem, bo on się do mnie nie zwracał. Jeśli Lunar czyta wcześniejszą dyskusję, zapoznał się z moją argumentacją dotyczącą mocnych i zbyt raniących sformułowań. Co on z tym zrobi, to jego wybór. Powstrzymanie się od niepotrzebnego ranienia innych ludzi jest prawdziwą sztuką.//Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?//
Nie, to nie jest grzeczne. Przepraszam. Ale nie zawsze wynika ze złej woli. Pytania na które Pani nie odpowiedziałem były następujące://Biłeś się kiedyś z własnymi myślami? Długo ci zeszło? Zmęczyłeś się?//
Dlaczego nie odpowiedziałem? Bo tak intensywnie je rozważałem, że zapomniałem odpowiedzieć! :) W zasadzie potraktowałem pytania jako retoryczne, bo oczywiste jest, że każdy kiedyś bił się z myślami, a odpowiedź na dwa pozostałe pytania zależą od tego, z jakimi myślami i kto się „bił” – dlatego retoryczne. Mało tego, muszę przyznać, że postarałem się potraktować te pytania jako naprowadzające i to one pomogły mi ujrzeć tę kwestię „intelektu budującego na prawdzie”. Ale za to już dziękowałem. Myślałem i myślałem – w zasadzie biłem się z myślami – i pytania te nadal mi dźwięczą w uszach, więc skoro niezupełnie zdołałem sobie na nie sobie samemu odpowiedzieć, tym bardziej zapomniałem odpowiedzieć Pani.
//I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;//
Postaram sie uargumentować każde z moich stwierdzeń, które uznałem, że Pani dotyczą, albo przeproszę:
(Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy)
1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.
2. wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy,
3. twierdząc, że ich nie popełnia
4. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze
5. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie.
6. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi.
7. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum.
8. Pani to wszystko sobą prezentuje.
9. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.
10. To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.AD. 1. Użycie obelgi jest atakiem. Stąd – niezwykle trudno osobie zagubionej interpretować je jako pomoc. W takim razie atak ten powoduje u osoby obrażanej wrogość i odepchnięcie tego, co może być prawdą ukrytą w tym ataku. W takim razie zamiast pomocy jest krzywda. Osoba, która choć trochę rozumie relacje interpersonalne i świat, wie o tym. Stara się więc nie sprawiać wrażenia atakującej człowieka. Jeśli atakuje wady, to tak, aby człowiek był świadom, że atakowana jest wada i stara się nie pozostawić go samego z bólem. Daje rady, jak wadę przezwyciężyć, proponuje metody łagodzące ból, który wynika ze zmiany. Nie chodzi bowiem o ból, tylko o zmianę! Osoba współczująca i pragnąca pomóc, pokazuje też czasem, że sama też miała tę wadę, że też popełniała podobne błędy, aby ta, której pomaga nie czuła się odrzucona i gorsza. Poza tym wad człowieka w pierwszej kolejności nie atakuje na forum publicznym, gdzie naraża go na niepotrzebny wstyd – dodatkowy ból, ale – zgodnie z nakazaniem Chrystusa – na osobności tłumaczy, co warto zmienić. Tak postępują osoby, które naprawdę chcą pomóc. Wiedzą, że nie jest to łatwe, że trzeba mieć dużo cierpliwości, ale są też świadome, że tak najczęściej osiąga się dobry efekt i że jest on wart poświęconego czasu, bo osoba potraktowana jak osoba, a nie bez szacunku, będzie prawdziwie wdzięczna. Zobaczy, że warto pracować nad sobą i chętnie wróci po radę. W końcu oczyści się z błędu i będzie cennym sprzymierzeńcem.
AD. 2., AD. 3. Na to nie mam silnych argumentów. Inspiracją była dla mnie Pani wypowiedź z 6 marca 2013 godz. 11:53, ale jeśli czytać ją dosłownie i zakładać dobre intencje, nie można wywieść wniosków, które ja podałem. Przepraszam.
MÓJ CZAS NA DZIŚ SIĘ SKOŃCZYŁ, będę kontynuował w wolnym czasie.
-
circ19 marca 2013 godz. 19:15
Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy.
„Obelgi” sam prowokujesz ; Namolnością, nie odpowiadaniem na pytania przez ”zapomnienie”, oskarżaniem o „ranienie”, zmianą tematu, narzucaniem rozmówcy własnej, błędnej lini rozumowania. Pytanie, dlaczego to robisz? Może dlatego, ”by nie dotarła do ciebie prawda” Pytanie też, kto wtedy przez ciebie mówi, kto ma władzę nad umysłem inspirując go i prowadząc w ślepe uliczki?
Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane.
To jest idealizm, bo dobro może być ukryte, a ty możesz go nie widzieć (dobrem już jest samo poświęcanie komuś uwagi), a piękno jest sprawą gustu, czasem niedoskonałego, czasem popsutego. Jesteś arbitrem piękna? Pięknem jest prawda i jej harmonia. Spójrz, jak Lunar dowodził, że Mozart nie ma wielkiej wartości- jego poczucie piękna jest niedoskonałe, a upiera się że ma rację.
Wezmę tylko jeden punkt, bo jak powiedziałam, sam odrób te zadania;
1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.
Pomoc ludziom nie jest obowiązkowa. Jest jałmużną, ale gdybyśmy dawali z obowiązku, nie mielibyśmy takiej zasługi jak dając z dobrej woli. Nie wolno na nikim wymuszać jałmużny, a ty to robisz, mówiąc ”zamiast pomagać” jakby to było obligatoryjne. Równie dobrze mogłabym domagać się być podzielił się ze mną pieniędzmi bo są mi potrzebne. Nie muszę się też usprawiedliwiać z tego, że nie daję ci jałmużny na żądanie, bo nie masz prawa jej wymagać. Jeśli daję ci uwagę i rady, to dlatego, że chcę dla ciebie dobra, to jałmużna, a za to należy się grzeczne dziękuję, zamiast oceniania, żądań i oskarżeń. Małe dziecko domaga się od matki uwagi,bo taka jest jego niedojrzała do samodzielności natura i ma do tego prawo z pewnymi ograniczeniami, bo kiedy przesadzi i chce rządzić matką, dostaje upomnienie lub klapsa, jak się upiera. I tobie należy się klaps, od tego jest charyzmat karcenia-dla pouczenia.
-
20 marca 2013 godz. 01:20 – w odpowiedzi do: circ 00:11
Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu.
Po pierwsze, udowodnij mi, że kiedykolwiek napisałem, że jesteś chamką. Nie udowodnisz, bo nic takiego nie napisałem.
Po drugie już w drugim komentarzu do mnie w tym temacie nazwałaś mnie „pyskatym wyrostkiem”. Na tym etapie rozmowy ponad wszelką wątpliwość nie nazwałem cię chamką ani żadnym innym niesympatycznym określeniem. Pomijam już, że nazywanie mnie wyrostkiem jest po prosto śmieszne, od dość dawna już nie jestem nawet blisko bycia „wyrostkiem”.
-
karoljozef20 marca 2013 godz. 01:31 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 01:20
No pewnie. To chyba gps był a nie Pan.
Nic to. Będzie gadka, że jak rąbią to wióry…
Chłop tak już ma, że zawsze winien. I gradobicia też.Jabłka bezczelnie kradły i jeszcze całe życie niewinnemu człowiekowi się dostaje.
P.S.
Mi się przypomniało.
Panie lunarze. Takie doświadczonko. Zawołaj Pan an ulicy: Człooowieku!
I policz Pan ile Kobit się obróci…
Ja Panu piszę, to jest niezły szwindel z tym żebrem… -
circ20 marca 2013 godz. 01:51 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 01:20
Wysoka kultura w natarciu. Pojawiła się konkurencja z Japonii więc trzeba ją zniszczyć nie przebierając w środkach, zgadza się?
Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:
Pominę już kolejny, chamski atak personalny. Co w twoim komentarzu robi stwierdzenie, że:
-
20 marca 2013 godz. 01:54 – w odpowiedzi do: circ 01:51
Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:
Umiesz ty czytać, Circ? Gdzie niby napisałem, że JESTEŚ chamką? Napisałem, że ZACHOWUJESZ SIĘ jak chamka. To ogromna różnica.
Mam pełne prawo oceniać twoje zachowanie, bo twoje zachowanie (w sensie sposobu postowania) widzę.
-
20 marca 2013 godz. 02:06 – w odpowiedzi do: circ 01:51
Swoją drogą czy mi się wydaje, czy może utrzymywałaś, że nazwałem cię chamką nie raz, ale kilka razy? Czekam zatem, aż mi udowodnisz stwierdzenie, że jesteś chamką choćby jeden raz.
Stwierdzanie „zachowałaś się jak chamka” nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem „jesteś chamką”. To pierwsze wskazuje jeden konkretny przypadek niegodnego zachowania. To drugie stanowi natomiast atak personalny, bez wskazywania żadnych dalszych szczegółów.
Ze stwierdzeniem „zachowałaś się jak chamka” można polemizować, udowadniając, że w konkretnym przypadku zachowanie było w porządku. Ze stwierdzeniem „jesteś chamką” natomiast polemika byłaby niemożliwa.
Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!
Zauważ, nie mówiłaś o własnym punktu widzenia, twierdziłaś, że manga i anime to OBIEKTYWNIE rzecz biorąc chłam. Takie postawienie sprawy jest zwykłym prostactwem i tyle.
-
circ20 marca 2013 godz. 03:08
Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?
Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!
Sztuka i kultura to sprawa ducha, czyli niedowodliwa naukowo, subiektywna, nie da się więc zwazyć, zmierzyć odwagi, cnoty, talentu, radości, ale te wszystkie sprawy oddziaływują realnie na nasz intelekt, wolę, czyny.
Te sprawy nie są jednak całkiem subiektywne.
Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej można opisać na różny sposób, np. studiowałam scenografię, mieliśmy zajęcia z reżyserii, adaptacji, pisania scenariuszy i inne. Sztuka wysoka jest wtedy, kiedy ktoś czyni dzieło np. filmowe z jednorazowej potrzeby ducha i zawiera w nim rzecz całkowicie nową, unikalną, zadziwiającą na ten moment. Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne. Większość może się z tym nie zgodzić, co nie przeszkadza dziełu trwać i być docenianym w następnych pokoleniach małych grup o wysokiej wrażliwości. I tak np. dzieło filmowe traci i blednie jak robi się kolejne odcinki, albo serial, bo co jest raz powiedziane wystarczy, potem artysta ma już inne inspiracje, inne sprawy do opowiedzenia. Dlatego wszelkie seriale, czy serie robione w dodatku na zamówienie, pod szeroką publikę, nie są sztuką ale komercją która gra na niskich instynktach.Poniżej przykład tego co mówię, genialny artysta i walka o poziom z producentami, którzy chcieli tylko zarobić. W sumie wyszło za każdym razem nie to, czego by chciał, tyle kompromisów musiał czynić. Banda zmarnowała wielki talent, a świat mógł mieć kilka arcydzieł.
Kiedy w 1941 roku na amerykańskie ekrany wszedł Obywatel Kane, krytycy bardzo szybko ochrzcili ten film arcydziełem. Z kolei publiczność w ogóle nie miała ochoty brać udziału w ceremonii uświęcania genialnego debiutu Orsona Wellesa, wobec czego film, mimo licznych nominacji do Oscara i przyznanej statuetki za scenariusz, został zapomniany. Dopiero w latach pięćdziesiątych, na wskutek fali pozytywnych recenzji krytyków francuskich z „Cahiers du cinema”, Obywatel Kane zaczął powracać do łask i po dziś dzień okupuje rankingi najlepszych filmów w historii kina.
Cofnijmy się jednak do czasu, zanim Kane w ogóle zaczął powstawać. Pragnę bardzo opowiedzieć historię powstania nie tyle samego filmu, co historię kinowych narodzin jednego z najlepszych reżyserów filmowych w historii – Orsona Wellesa. Była to postać niebywała, którego kariera potoczyła się dość niefortunnie. Ponoć gdy przyjechał do Hollywood, mówił wszystkim: „Jeśli pozwolą zrobić mi drugi film, to mam szczęście”. Owszem, pozwolili. Po Obywatelu Kane Welles nakręcił Wspaniałość Ambersonów. Niestety film nie podobał się wytwórni RKO do tego stopnia, że wyświetlano go zaledwie w dwóch stanach i to w wersji skróconej. Potem w Hollywood traktowano go jako wyrobnika i zatrudniano do reżyserii czarnych thrillerów. Jednak Welles wciąż próbował postawić na swoim, wobec czego nakręcił Damę z Szanghaju w taki sposób, że film nabierał sensu tylko wtedy, gdy został zmontowany tak, jak zamierzył sobie twórca Obywatela Kane’a. Później odsuwano go od postprodukcji, wobec czego np. Dotyk zła został odebrany Wellesowi już na etapie montażu. I choć za granicą reżyserował bardzo udane adaptacje klasyków literatury światowej (Makbet, Otello, Proces), to nigdy nie udało mu się powrócić do uznania, którym się cieszył, zanim jeszcze nakręcił jeden z najważniejszych filmów w historii. Jak w ogóle doszło do tego, że 25-letni mężczyzna dostał się do Hollywood i podpisał najkorzystniejszy kontrakt reżyserski w historii? Kim był Orson Welles i dlaczego producent George Schafer wierzył, że ten człowiek uratuje upadającą wytwórnię RKO?
Był rok 1939, już po wybuchu II wojny światowej. 24-letni Orson Welles od dwóch lat robi zawrotną karierę na Broadwayu. I to nie tylko jako aktor. Furorę robią dwa wyreżyserowane przez młodego Orsona przedstawienia na podstawie sztuk Szekspira. W wieku lat 20 wystawia pierwszą z nich. To Makbet zrobiony w dość oryginalnej konwencji. Cała ekipa aktorska składała się z Afroamerykanów, akcja sztuki została przeniesiona ze Szkocji na Karaiby, a zamiast czarownic występowały postacie zajmujące się wudu. Stąd też amerykański przydomek tej oryginalnej sztuki – Voodoo Macbeth. Drugą sztuką wystawioną przez Wellesa był Juliusz Cezar, w którym to aktorzy poprzebierani byli w stroje przypominające mundury faszystowskie, a w tytułowej postaci rzymskiego dowódcy zawarto wiele analogii do Benito Mussoliniego. Welles oprócz pracy w teatrze prowadzi audycje radiowe, w trakcie których czyta dzieła literatury światowej. Takim słuchowiskiem, które przeszło do legendy, był odczyt Wojny światów Herberta Wellsa w roku 1938, książki o inwazji Marsjan na Ziemię. Część słuchaczy była pewna, że Welles czyta prawdziwą relacje z inwazji, wobec czego wybuchła panika. Orson Welles był sławny na całe Stany, a nawet i na cały świat, ponieważ anegdota o słuchowisku Wojny światów była wspominana nawet przez Adolfa Hitlera w trakcie jego przemówień. W tym wojennym roku 1939 Orson Welles stara się o pozwolenie na wystawienie Pięciu królów, sztuki będącej kombinacją pięciu dzieł Szekspira – dwóch części Henryka IV, Ryszarda II, Henryka V i Wesołych kumoszek z Windsoru, co, jak wiemy, 16 lat później zamieniło się w film Falstaff. Ponoć Orson Welles zarzekał się, że nie zgoli brody do momentu, kiedy mu pozwolą zagrać Falstaffa (kompana Henryka V) na nowojorskiej scenie, co niestety nie miało w końcu miejsca i tekst Pięciu królów został odłożony. I kiedy Orson Welles powoli zaczął odchodzić w niepamięć, w jego życie wkracza George Schafer, prezes RKO. W tej relacji Welles pokazał, że oprócz bycia genialnym reżyserem i kapitalnym aktorem jest również wytrawnym negocjatorem, choć robił to w niezwykle subtelny sposób. Kiedy Schafer mu cokolwiek proponował, Welles dawał mu do zrozumienia, że nie jest w ogóle zainteresowany medium kinowym. Robił z siebie wręcz ignoranta, który nic nie wie o filmie, w ogóle mało w życiu się spotykał z tą dziedziną sztuki. Nie było to prawdą. Miał przecież na swoim koncie dwa krótkie metraże (Too Much Johnson oraz The Hearts of Age), a oprócz tego w latach 20. trudnił się ponoć pisaniem recenzji filmowych. Publikował je pod nazwiskiem nieznanego z imienia krytyka filmowego, który często przesadzał z alkoholem do tego stopnia, że nie był w stanie niczego napisać. Schafer w końcu wyczuł, że cała ta wellesowska ignorancja to tylko poza. Teatralny geniusz pragnął, by Schafer zaoferował mu jedną rzecz, której w historii Hollywood nie dostał jeszcze żaden ówczesny reżyser – prawo do ostatecznego montażu. Jak wiadomo, prawo do ostatniej edycji filmu miał do tej pory tylko producent. Często reżyser w trakcie premiery swojego filmu chciał się zapaść pod ziemię, bo tak bardzo odstawał on od tego, co chciał nakręcić. Niektórzy manewrowali, próbowali oszukać w jakiś sposób producenta. John Ford ponoć niszczył te materiały filmowe, które mu nie pasowały, by producent mógł zmontować film tylko i wyłącznie w taki sposób, jaki odpowiadał twórcy Dyliżansu.Pierwszym filmem, jaki Welles chciał zrobić w Hollywood, była adaptacja Jądra ciemności Josepha Conrada. Oczywiście nie od razu się na to zgodzono. Włodarze RKO uważali, że historia przedstawiona w noweli polsko-angielskiego pisarza jest zbyt mało atrakcyjna dla widzów, pomijając to, że w dużej mierze była ona nieznana. Hollywood, założony przecież przez żydowskich robotników, był pełen ludzi niewykształconych. Przykładowo, w 1919 roku Samuel Goldwyn zatrudnił pisarza Maurice’a Maeterlincka do pisania scenariuszy. Nowy nabytek Hollywood swój pierwszy scenariusz napisał w trzy miesiące, a kolejne trzy był tłumaczony (Maeterlinck nie znał nawet jednego słowa po angielsku). Kiedy Goldwyn uzyskał swój upragniony scenariusz, ze strachem ujrzał, że jest on o pszczołach. Pisarz bowiem jako podstawy użył swojej powieści Życie pszczół. Goldwyn długo się nie zastanawiał nad rozwiązaniem kontraktu. Kiedy odprowadzał Belga na dworzec, powiedział: „Niech się pan nie martwi, panie Maeterlinck, jeszcze pan coś w życiu osiągnie”. Osiem lat wcześniej Maeterlinck dostał nagrodę Nobla. Można rzec, że na początku XX wieku mało kto w ogóle był wykształcony. Ale ta edukacyjna przepaść ciągnęła się jeszcze długie lata. Nawet w 1962 roku tak ceniony reżyser jak John Huston w trakcie prac nad filmem Doktor Freud (do którego scenariusz pisał sam Jean Paul Sartre!) potrafił zapytać: „Czy to prawda, że on [Freud] miał jakąś obsesję na punkcie seksu?”. Łatwo w ten sposób zrozumieć, że Jądro ciemności, mimo bycia światowym klasykiem, w Hollywood było mniej znane niż opowiadania kryminalne zamieszczane w tanich magazynach. Welles jednak bardzo pragnął zrobić ten film. Postanowił więc swoim sposobem przemienić powieść Conrada, żeby się stała swego rodzaju… romansem podróżniczym! Głównym bohaterem miał być nie sam Christopher Marlowe, ale także narzeczona Kurtza. To ona miała poprowadzić całą wyprawę w głąb dżungli w celu odnalezienia ukochanego, który zaginął i o którym krążą legendy na temat jego aktualnej działalności. W czasie podróży Marlowe miał od niej dowiadywać się coraz to nowszych rzeczy o Kurtzu, zacząć utożsamiać się z jego postacią, a tym samym odnajdywać w sobie to wewnętrzne zło, które według Conrada tkwi w każdym człowieku. Kolejną innowacją, jaką chciał wprowadzić Welles, był sposób kręcenia. Po raz pierwszy w historii kina kamera miała być bohaterem. Cały film miał zostać opowiedziany w pierwszej osobie, tak żeby widzowie widzieli świat oczami Marlowe’a. W ten sposób chciał też nakręcić prolog, który metaforycznie miał pokazać przesłanie zawarte w opowiadaniu Conrada.
Ów prolog, kręcony dokładnie w taki sposób, w jaki miała być kręcona reszta filmu, polegał na grze z widzem. Welles chciał, żeby człowiek, który płaci pieniądze, żeby przyjść na film, mógł w pełni wcielić się w bohatera. Główny bohater, czyli kamera, a tym samym widz przed kineskopem, był usadawiany na fotelu w roli niemego przesłuchiwanego. Zaraz po tym lądował na krześle elektrycznym. Punktem kulminacyjnym miał być „odgłos włączanego prądu. Ekran zamienia się w oślepiającą czerwoną plamę. Kamera zmniejsza jednocześnie ostrość i przeskakuje na elektryka, którego sylwetka potwornie się zniekształca, roztapia się w brudny fiolet, a dźwięk prądu wzmaga się i zamienia w nieznośny metaliczny brzęk”. Zaraz potem ekran robił się czarny, a po sali miał rozbrzmiewać głos Wellesa, mówiący: „Nie ma powodów do obaw”. Brutalny początek! Proszę sobie wyobrazić, jakie wrażenie mógłby sprawić dzisiaj, a co dopiero 70 lat temu! Początkowy budżet Jądra ciemności miał wynosić 750,000 dolarów, mimo iż Welles miał w umowie, że koszta jego filmu nie powinny przekroczyć pół miliona. Fakt przekazania tak dużej sumy na film niesprawdzonego jeszcze reżysera spotkał się z negatywnym odzewem ze strony mediów, a zwłaszcza od liczącego się czasopisma Hollywood Reporter. Oprócz faktu, że filmem miał zająć się debiutant, poddawano w wątpliwość obsadę (w większości nieznaną), jak i historię Conrada, która według wielu nie miała prawa sprawdzić się na ekranie. Niestety ostateczne koszta realizacji oszacowano na kwotę 1 057 761 dolarów, co wyeliminowało z najbliższych planów RKO filmowanie Jądra ciemności.
Przygoda z adaptacją Conrada dała Wellesowi doświadczenie i wiedzę co do mechanizmów funkcjonowania Fabryki Snów. Mimo iż kilka lat wcześniej był cudownym dzieckiem amerykańskiego teatru, po nieudanych próbach sfilmowania Jądra ciemności został obśmiany. Kiedy Schafer zaproponował Wellesowi nakręcenie niskobudżetowego thrillera The Smiler with a Knife, czasopismo Hollywood Reporter nazwało ów film „najnowszym zapowiadanym filmem pana Wellesa”, implikując, bardzo trafnie, że najprawdopodobniej on nigdy nie powstanie. Orson zdał sobie sprawę, że jego pierwszy film nie może być prostą komercją, o której wszyscy zapomną po wyjściu z sali kinowej. To musiał być wybuch, szok jak pierwsze filmy Meliesa i Griffitha. Tak zaczyna się historia monumentalnego dzieła, która po dziś dzień jest stawiane w czołówkach rankingów najlepszych filmów wszechczasów.
Welles bardzo chciał zrobić film, w którym jedna sytuacja miałaby być opisana z różnych punktów widzenia. Ponoć pomysł na to wziął się z Nowego Testamentu, z historii Chrystusa, a dokładniej sposobu jej przedstawienia – jako relacji wielu świadków. Oczywiście inspiracje mogły być najróżniejsze. Na przykład czeski pisarz Karel Capek napisał kilka opowiadań, które opowiadają o jednym zdarzeniu z wielu perspektyw. Wydaje się jednak, że źródeł tej inspiracji powinniśmy poszukiwać w poprzednim, niedokończonym dziele Wellesa – Jądrze ciemności. W noweli Conrada postać Kurtza jest nam nieznana do samego końca. Na swojej drodze Marlowe napotyka ludzi, którzy się z nim spotkali lub coś o nim słyszeli. W ten sposób powstawało wiele wersji na temat tego, kim jest ów Kurtz. Być może Orson Welles, którego twórczość Conrada bardzo nurtowała, uznał, że skoro nie udało mu się nakręcić Jądra ciemności, to być może będzie w stanie stworzyć pewnego rodzaju wariację. Są również teorie, że to nie literatura zainspirowała Wellesa, lecz… film The Power and the Glory wyreżyserowany przez Williama K. Howarda, a napisany przez dobrego przyjaciela Wellesa, Prestona Sturgesa. Obraz ten opowiada historię życia milionera za pomocą retrospekcji, pokazywanych w trakcie jego pogrzebu. Sam Orson Welles w rozmowach z Peterem Bogdanovichem zaprzeczył, jakoby w ogóle widział ten film.Do napisana scenariusza Wellesowi został przydzielony scenarzysta – Herman Mankiewicz, starszy brat reżysera Josepha Mankiewicza, który w latach 50. zasłynął filmem Wszystko o Ewie. Herman był człowiekiem, który prawie nigdy nie stworzył samodzielnie scenariusza. Specjalizował się w tzw. script doctoring, czyli przeglądaniu już napisanych historii i poprawianiu ich lub ewentualnym dorzucaniu swoich trzech groszy. Była to dla niego prawdopodobnie najlepsza praca, ponieważ nie był na tyle zdyscyplinowany, by napisać całą historię od początku do końca. Oprócz tego miał bardzo poważne problemy z alkoholem. Wyrobił sobie nazwisko w latach 30. dzięki swoim pełnym sarkazmu dialogom, które stały się jego znakiem rozpoznawczym i znajdziemy je w niemal każdej hollywoodzkiej komedii z tamtych lat. Pierwsze spotkanie Wellesa i Mankiewicza nastąpiło jeszcze zanim pojawił się pomysł na Obywatela Kane’a. Mankiewicz dostał od Wellesa propozycję pisania scenariuszy do radiowych audycji z cyklu Campbell’s Playhouse.
Po dziś dzień wokół współpracy tej dwójki mężczyzn krąży wiele kontrowersji. Chodzi o autorstwo scenariusza Obywatela Kane’a. Mimo iż obaj panowie są wymienieni w napisach, obaj dostali też Oscara za scenariusz, to ciągle toczą się spory o to, kto z nich miał większy wkład w powstanie historii o osobie Charlesa Fostera Kane’a. Biografowie Mankiewicza starają się dowieść, że film miał w sobie „tłumioną wściekłość Manka”. Welles informował z kolei, że Herman miał zupełnie inną koncepcje fabularną – chciał osnuć historię wokół morderstwa Thomasa Ince’a w 1927 roku na pokładzie jachtu należącego do Hearsta. Zabawne jest, że gdy pod koniec lat 40. toczył się proces o plagiat, Mankiewicz powiedział, że z początku nie miał to być żaden Obywatel Kane, ale „wielkie love story”. W tymże „wielkim love story” w pierwszej scenie (rozgrywającej się we Włoszech) Kane miał siedzieć przed kominkiem i rozmawiać z karykaturalną staruszką, jednocześnie będąc otoczonym przez nimfomanki, alfonsów, homoseksualistów i innych przedstawicieli specyficznych grup. Ta scena była ważna z dwóch powodów: miała przedstawiać 25. urodziny tytułowego bohatera (tyle samo lat miał Orson Welles przy kręceniu tego filmu!) oraz moment, w którym odziedziczy wielki majątek. Nie było to coś, co Wellesa mogłoby zachwycić. Podobnie jak zrobił to m.in. z Szekspirem, postanowił przerobić tekst pod siebie. Każdą scenę, każdy dialog starał się zmienić na bardziej mu pasujący. Kiedy będziemy się zastanawiać nad tym, który z tej dwójki miał większy wpływ na powstanie finalnej wersji scenariusza, lepiej spójrzmy na ich późniejsze projekty. Takie fabularne szaleństwa, odwrócenie kolejności opowiadania – to wszystko jest związane z Wellesem. A Mankiewicz? Do końca swoich dni pisał poprawki do hollywoodzkich scenariuszy. A nawet jeśli próbował stworzyć coś swojego, to nigdy nie wychodziło to poza schemat, który rządził wówczas w Hollywood. Z pewnością Mankiewiczowi można by przypisać ogromne zasługi w dopasowaniu rozbrykanej wyobraźni Wellesa do filmowych konwencji, ale raczej nie należy twierdzić, że to on miał większy wpływ na powstanie historii.
Skąd w ogóle wzięła się cała afera o plagiat? Jak to się wszystko zaczęło, że panowie zamiast ogłoszenia, że obaj są autorami, zaczęli się wyzywać i ze sobą walczyć? Wydarzyło się to w momencie, kiedy Mankiewicz zdał sobie sprawę, jak ważnym filmem może być Obywatel Kane, zaczął opowiadać swoim kolegom od kieliszka (a były to poważne szychy amerykańskiego kina), że jest jedynym autorem scenariusza do wspomnianego filmu, mimo iż kilka miesięcy wcześniej zrzekł się wszelkich praw do skryptu na rzecz Mercury Productions (współwłaścicielem firmy był Orson Welles). Mankiewicz wysłał również list publiczny, w którym nazwał Wellesa „młodocianym przestępcą pasożytującym na cudzych pomysłach”, przy okazji oskarżając go o splagiatowanie audycji o Wojnie światów. Niestety nie podaje, kogo miał kopiować Welles w tym wypadku. Proces wygrał reżyser, choć postanowił wynagrodzić starania współscenarzysty i nazwisko Mankiewicza pojawia się w napisach jako pierwsze. Welles nie miał potem żalu do Hermana. W 1969 roku w wywiadzie, który przeprowadzał z nim Peter Boganovich, Orson nazwał Mankiewicza „najlepszym kompanem świata”, mimo przytyczek co do jego pijackiego sposobu życia.
Zanim jeszcze doszło do tego procesu, musiał oczywiście powstać film, o który obaj panowie mogli się spierać. Tutaj warto przytoczyć ciekawą anegdotę, która jest związana z rozpoczęciem zdjęć do Obywatela Kane’a. Ponoć do studia przyjechało sześciu mężczyzn w długich płaszczach i filcowych kapeluszach. Wbrew pozorom to nie byli żadni gangsterzy, lecz wysoko postawieni pracownicy nowojorskiej filii RKO. Pogratulowali Wellesowi rozpoczęcia zdjęć, po czym z wywrotki zrzucili tonę zwiędłych kwiatów. Wyjaśnili, że są to kwiaty, które Welles miał dostać kilka miesięcy temu, kiedy to ogłoszono produkcję Jądra ciemności i wtedy były one jeszcze świeże. Wszyscy się zaczęli śmiać i klaskać w dłonie, po czym mężczyźni w płaszczach stanęli z założonymi rękami i powiedzieli „No dobrze, geniuszu, pokaż nam. Zacznij kręcić. Bądź geniuszem”. ….
więcej tu;
http://adamzygiel.blogspot.com/2012/08/jak-orson-welles-zdoby-hollywood.htmlSztuka jest subiektywna właśnie i dlatego jest sztuką.
-
20 marca 2013 godz. 04:31 – w odpowiedzi do: circ 03:08
Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?
Jak stwierdzisz, że jestem pedałem to nie mam możliwości odparowania tego. Przecież nie przedstawię zaświadczenia od psychologa, że jestem hetero, co nie?
Jak stwierdzisz, że zachowałem się jak pedał, mogę w odpowiedzi zapytać, kiedy się mianowicie tak zachowałem i czym się to objawiało. A następnie zbić te argumenty.
Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej (…)
Podział na kulturę wysoką i niską jest wyłącznie pozbawionym naukowych podstaw DOGMATEM SNOBISTYCZNEJ WIARY w jedyną słuszność ich własnej definicji kultury i ich własnego gustu.
Podział na kulturę niską i wysoką zakłada z definicji DYSKRYMINOWANIE pewnych rodzajów kultury jako niegodnej uwagi, głupszej, mniej wartościowej. Nikt się przy tym nie zajmuje stwierdzaniem, czy przypadkiem jakieś utwory nie są krzywdzone NIESŁUSZNYM zaliczaniem do kultury niskiej, podczas gdy kryją w sobie głębsze treści.
Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne.
Zauważ że to klasyczne kółeczko wzajemnej adoracji. Zebrali się „ludzi utalentowani” i terroryzują wszystkich innych, bezczelnie domagając się monopolu na gust i upodobania. Wszyscy mają coś uznawać za kulturę wysoką, bo KLIKA tak uznała. Wszyscy mają uznawać tego czy innego artystę za wybitnego, bo KLIKA tak ustaliła.
Bo oni się dogadali, że ten czy ów jest geniuszem, a ktoś inny nic nie warty, więc tak ma być. Bo oni są lepsi, utalentowani i cholera wie co jeszcze. A najciekawsze, że NIE MAJĄ MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO UDOWODNIENIA TEGO, że na pewno są lepsi i na pewno utalentowani – bo cały ich talent jest kwestią umowy, gustu i upodobań.
Jak u Gombrowicza: „No jak to Słowacki nie zachwyca? Musi zachwycać bo to wielki wieszcz był i na pewno zachwyca!” A kto ma inny gust, kogo nie zachwyca tym klika WZGARDZI, ZNISZCZY GO, OPLUJE! Bo on nie nasz. Bo on ma inny gust i nie uznaje naszych DOGMATÓW WIARY W SNOBISTYCZNY SALON. Dogmatów, bo żadnych dowodów na ich słuszność nie było, nie ma i nigdy mieć nie może.
Circ, ja znam takie anime, o fabule których można dyskutować godzinami. A najciekawsze, że w tych anime każdy może widzieć co sobie chce. Kto chce pominąć całą filozoficzną otoczkę i obejrzeć krwawą jatkę, może to zrobić. A kto inny zacznie się zastanawiać nad głębszym sensem tego wszystkiego. I ja uważam, że właśnie takie coś zrobić to jest sztuka.
Dlatego gardzę tzw. „wyższą kulturą” i jedynie słusznymi standardami. Gardzę dlatego, że ci, którzy tak usilnie wyższą kulturę promują są zwykłymi PROSTAKAMI, którym nie mieści się we łbach inny punkt widzenia. Dla mnie wyższa kultura rzucająca się z nienawiścią na wszystko, co ma odmienne standardy i nie epatuje tak arogancko banerem „UWAGA, TO JEST CHOLERNIE MĄDRY FILM!” była, jest i pozostanie zwykłym buractwem ubranym dla niepoznaki we frak.
Chama można ubrać we frak i postawić na salonach, nawet zrobić z niego krytyka filmowego można. Ale cham pozostanie chamem i zawsze z niego to chamstwo i prostactwo wylezie, gdy tylko zobaczy kogoś, kto ma odmienne zdanie na temat gustów i standardów. Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy.
-
20 marca 2013 godz. 04:33 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 04:31
Cholera jasna, znowu zapomniałem ująć odpowiednie akapity w BLOCKQUOTE. Naprawdę wolałbym mieć możliwość edycji własnych komentarzy…
-
Rebeliantka20 marca 2013 godz. 09:46 – w odpowiedzi do: circ 19:15
& @All
Nie wiem, dlaczego, ale gdy czytam te „orzeczenia” dyskutantów o cechach charakteru i zachowaniach oponentów (wraz z uzasadnieniami), to mam wrażenie ogromnego podobieństwa do uzasadnień wyroków w polskich post-stalinowskich sądach. Ten sam zimny, pogardliwy, zawiły, detaliczny sposób argumentowania.
Wczoraj papież na swoim profilu na Twitterze napisał;
Papież Franciszek @Pontifex_pl
„Strzeżmy Chrystusa w naszym życiu, troszczmy się jedni o drugich, z miłością chrońmy dzieło stworzenia”.
„Prawdziwa władza jest służbą. Papież musi służyć wszystkim, zwłaszcza najuboższym, najsłabszym i najmniejszym”.
-
Asadow20 marca 2013 godz. 10:21 – w odpowiedzi do: Rebeliantka 09:46
-
Asadow20 marca 2013 godz. 10:30 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 04:31
// Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy. //
Stary, jeśli lubisz chłam, to czemu po prostu się nie przyznasz jak mężczyzna?
Ja też lubię DBZ, Mononoke i sporo kawałków POP. I zdaje sobie sprawę, że są one prostackie w porównaniu z dziełami sztuki.
Prawdziwa sztuka nie jest po to by zapewniać relaks.
A nabijanie sobie głowy watą nie jest dobrym relaksem – obiektywnie.
Co nie znaczy, że czasem tego nie robię. Ot – słaby człowiek ze mnie. -
Asadow20 marca 2013 godz. 10:33
Słuchajcie, nie chcę być zamordystą, ale naprawdę fajnie byłoby utworzyć nową notkę, np. „Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować” – nawet pustą – i dalej pociągnąć ten pasjonujący temat zasadności używania wyzwisk oraz wyższości mangi nad malarstwem Cezanne’a lub odwrotnie.
-
Freedom20 marca 2013 godz. 10:56 – w odpowiedzi do: Rebeliantka 09:46
-
Poruszyciel20 marca 2013 godz. 11:19 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 04:33
Po opublikowaniu komentarza można go edytować przez 15 minut. Trzeba najechać myszką na komentarz i kliknąć fiszkę [Edytuj], tutaj jest więcej info.
-
Poruszyciel20 marca 2013 godz. 11:47 – w odpowiedzi do: Asadow 10:33
Ponawiam zatem apel zamieszczony w moim pierwszym komentarzu pod tą notką, aby komunikaty o tym, że ktoś dostał bana lub został odbanowany, nie były zamieszczane jako notki. Aktualnie po prawej stronie mamy 16 razy powtórzony tytuł notki „Odbanowałem Circ”, co sprawia złudne wrażenie, że to jakiś bardzo ważny temat, który jest tutaj namiętnie dyskutowany. Gdy ktoś nowy wchodzi na stronę (kto wie, może ktoś taki jeszcze się pojawi) to może sobie zadać pytanie, co to jest Circ i co mnie obchodzi, że to zostało odbanowane, a właściwie po jakiemu tutaj piszą.
-
circ20 marca 2013 godz. 11:50 – w odpowiedzi do: Asadow 10:33
„Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować”
Czy teraz już widzisz dlaczego nie rozmawiam o formie, czyli gustach, co mi zarzuciłeś, że kieruję się ”regułami”? Nic nie rozumiesz, co ci się mówi.
Czy ktoś kto dzieli się z innymi wiedzą i doświadczeniem musi zbierać od wszystkich po głowie? To jest właśnie stalinizm, żadnej prawdy, wiedzy, autorytetu, wszystko w pogardzie u mas. Nie dziwne że Polska ginie.Zniszczyli majątki, kulturę, sztukę, teraz niszczą tych, którzy mogliby przekazać doświadczenie. Lud nie chce się uczyć, nie chce się rozwijać, chce oglądać komiksy, telewizję, jeść jedzenie GMO i mieć przyjemnie.
-
circ19 marca 2013 godz. 00:11 – w odpowiedzi do: space 23:40
Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.
Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach? Nie, bynajmniej nie to mnie zniecierpliwiło, ale uporczywe jego odpowiadania agresją i obelgami na argumenty, co oznacza, że moja praca i czas, czyli dobra wola idzie na marne, bo jemu to nic nie uświadamia.Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?
I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;
Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy popełnia wiele błędów. Przykładowo – atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby. Następnie wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy, twierdząc, że ich nie popełnia. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum. Pani to wszystko sobą prezentuje. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.
To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.
-
19 marca 2013 godz. 01:25
… a może przemyślisz to raz jeszcze? może po prostu masz dość czepiania się Ciebie i dyskusji prowadzących donikąd, da się to zrozumieć. Nie ma co zamykać się na inne, często wspólne tematy. Wrogów tu nie widzę a z każdej dyskusji można się wyłączyć z godnością. Poświęcany czas na pewno jest doceniany, bo jeśli nie- to będzie tylko nawalanka i zabawa- nie zakładajmy złych intencji. Moderujmy ku dobru i konstruktywnym wnioskom. Wcinam się i pokornie przyjmę plaskacza za to.
-
karoljozef19 marca 2013 godz. 01:26 – w odpowiedzi do: Judyta 23:59
Pani Judyto, przepraszam.
Chłop to nigdy oprzeć się nie może urokowi rozgniewanej dziewczynki.
No tak mamy. I my i Wy. -
space19 marca 2013 godz. 18:24 – w odpowiedzi do: circ 00:11
//I dlatego space i Lunar- proszę nie komentować moich postów. Mój czas dla was się skończył.//
Jeśli uznam, że dobrze jest skomentować Pani post, uczynię to, niezależnie od tej prośby – oczywiście wcześniej dobrze się zastanowię, co też zazwyczaj czynię. Dwie minuty wcześniej zadała Pani pytania, i każe sobie odpowiedzieć, więc na nie odpowiadam.
//Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.//
Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy. Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane. Nigdy nie sugerowałem że musi być przyjemne i nigdy nie mówiłem, że należy prawdę mówić przede wszystkim tak, aby nie ranić. Jedyne, co postuluję, że należy ograniczyć cierpienie tych, których pouczamy, do niezbędnego minimum, bo cierpienie może zasłonić prawdę. Jeśli naszym celem jest przekazanie prawdy, to co nas powstrzymuje, aby przekazać ją jak najskuteczniej?//Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach?//
Pomijając Pani motywację, bo nadal nie jest dla mnie ona oczywista, ja o Lunarze nie wspominałem, bo on się do mnie nie zwracał. Jeśli Lunar czyta wcześniejszą dyskusję, zapoznał się z moją argumentacją dotyczącą mocnych i zbyt raniących sformułowań. Co on z tym zrobi, to jego wybór. Powstrzymanie się od niepotrzebnego ranienia innych ludzi jest prawdziwą sztuką.//Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?//
Nie, to nie jest grzeczne. Przepraszam. Ale nie zawsze wynika ze złej woli. Pytania na które Pani nie odpowiedziałem były następujące://Biłeś się kiedyś z własnymi myślami? Długo ci zeszło? Zmęczyłeś się?//
Dlaczego nie odpowiedziałem? Bo tak intensywnie je rozważałem, że zapomniałem odpowiedzieć! :) W zasadzie potraktowałem pytania jako retoryczne, bo oczywiste jest, że każdy kiedyś bił się z myślami, a odpowiedź na dwa pozostałe pytania zależą od tego, z jakimi myślami i kto się „bił” – dlatego retoryczne. Mało tego, muszę przyznać, że postarałem się potraktować te pytania jako naprowadzające i to one pomogły mi ujrzeć tę kwestię „intelektu budującego na prawdzie”. Ale za to już dziękowałem. Myślałem i myślałem – w zasadzie biłem się z myślami – i pytania te nadal mi dźwięczą w uszach, więc skoro niezupełnie zdołałem sobie na nie sobie samemu odpowiedzieć, tym bardziej zapomniałem odpowiedzieć Pani.
//I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;//
Postaram sie uargumentować każde z moich stwierdzeń, które uznałem, że Pani dotyczą, albo przeproszę:
(Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy)
1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.
2. wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy,
3. twierdząc, że ich nie popełnia
4. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze
5. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie.
6. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi.
7. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum.
8. Pani to wszystko sobą prezentuje.
9. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.
10. To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.AD. 1. Użycie obelgi jest atakiem. Stąd – niezwykle trudno osobie zagubionej interpretować je jako pomoc. W takim razie atak ten powoduje u osoby obrażanej wrogość i odepchnięcie tego, co może być prawdą ukrytą w tym ataku. W takim razie zamiast pomocy jest krzywda. Osoba, która choć trochę rozumie relacje interpersonalne i świat, wie o tym. Stara się więc nie sprawiać wrażenia atakującej człowieka. Jeśli atakuje wady, to tak, aby człowiek był świadom, że atakowana jest wada i stara się nie pozostawić go samego z bólem. Daje rady, jak wadę przezwyciężyć, proponuje metody łagodzące ból, który wynika ze zmiany. Nie chodzi bowiem o ból, tylko o zmianę! Osoba współczująca i pragnąca pomóc, pokazuje też czasem, że sama też miała tę wadę, że też popełniała podobne błędy, aby ta, której pomaga nie czuła się odrzucona i gorsza. Poza tym wad człowieka w pierwszej kolejności nie atakuje na forum publicznym, gdzie naraża go na niepotrzebny wstyd – dodatkowy ból, ale – zgodnie z nakazaniem Chrystusa – na osobności tłumaczy, co warto zmienić. Tak postępują osoby, które naprawdę chcą pomóc. Wiedzą, że nie jest to łatwe, że trzeba mieć dużo cierpliwości, ale są też świadome, że tak najczęściej osiąga się dobry efekt i że jest on wart poświęconego czasu, bo osoba potraktowana jak osoba, a nie bez szacunku, będzie prawdziwie wdzięczna. Zobaczy, że warto pracować nad sobą i chętnie wróci po radę. W końcu oczyści się z błędu i będzie cennym sprzymierzeńcem.
AD. 2., AD. 3. Na to nie mam silnych argumentów. Inspiracją była dla mnie Pani wypowiedź z 6 marca 2013 godz. 11:53, ale jeśli czytać ją dosłownie i zakładać dobre intencje, nie można wywieść wniosków, które ja podałem. Przepraszam.
MÓJ CZAS NA DZIŚ SIĘ SKOŃCZYŁ, będę kontynuował w wolnym czasie.
-
circ19 marca 2013 godz. 19:15
Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy.
„Obelgi” sam prowokujesz ; Namolnością, nie odpowiadaniem na pytania przez ”zapomnienie”, oskarżaniem o „ranienie”, zmianą tematu, narzucaniem rozmówcy własnej, błędnej lini rozumowania. Pytanie, dlaczego to robisz? Może dlatego, ”by nie dotarła do ciebie prawda” Pytanie też, kto wtedy przez ciebie mówi, kto ma władzę nad umysłem inspirując go i prowadząc w ślepe uliczki?
Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane.
To jest idealizm, bo dobro może być ukryte, a ty możesz go nie widzieć (dobrem już jest samo poświęcanie komuś uwagi), a piękno jest sprawą gustu, czasem niedoskonałego, czasem popsutego. Jesteś arbitrem piękna? Pięknem jest prawda i jej harmonia. Spójrz, jak Lunar dowodził, że Mozart nie ma wielkiej wartości- jego poczucie piękna jest niedoskonałe, a upiera się że ma rację.
Wezmę tylko jeden punkt, bo jak powiedziałam, sam odrób te zadania;
1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.
Pomoc ludziom nie jest obowiązkowa. Jest jałmużną, ale gdybyśmy dawali z obowiązku, nie mielibyśmy takiej zasługi jak dając z dobrej woli. Nie wolno na nikim wymuszać jałmużny, a ty to robisz, mówiąc ”zamiast pomagać” jakby to było obligatoryjne. Równie dobrze mogłabym domagać się być podzielił się ze mną pieniędzmi bo są mi potrzebne. Nie muszę się też usprawiedliwiać z tego, że nie daję ci jałmużny na żądanie, bo nie masz prawa jej wymagać. Jeśli daję ci uwagę i rady, to dlatego, że chcę dla ciebie dobra, to jałmużna, a za to należy się grzeczne dziękuję, zamiast oceniania, żądań i oskarżeń. Małe dziecko domaga się od matki uwagi,bo taka jest jego niedojrzała do samodzielności natura i ma do tego prawo z pewnymi ograniczeniami, bo kiedy przesadzi i chce rządzić matką, dostaje upomnienie lub klapsa, jak się upiera. I tobie należy się klaps, od tego jest charyzmat karcenia-dla pouczenia.
-
20 marca 2013 godz. 01:20 – w odpowiedzi do: circ 00:11
Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu.
Po pierwsze, udowodnij mi, że kiedykolwiek napisałem, że jesteś chamką. Nie udowodnisz, bo nic takiego nie napisałem.
Po drugie już w drugim komentarzu do mnie w tym temacie nazwałaś mnie „pyskatym wyrostkiem”. Na tym etapie rozmowy ponad wszelką wątpliwość nie nazwałem cię chamką ani żadnym innym niesympatycznym określeniem. Pomijam już, że nazywanie mnie wyrostkiem jest po prosto śmieszne, od dość dawna już nie jestem nawet blisko bycia „wyrostkiem”.
-
karoljozef20 marca 2013 godz. 01:31 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 01:20
No pewnie. To chyba gps był a nie Pan.
Nic to. Będzie gadka, że jak rąbią to wióry…
Chłop tak już ma, że zawsze winien. I gradobicia też.Jabłka bezczelnie kradły i jeszcze całe życie niewinnemu człowiekowi się dostaje.
P.S.
Mi się przypomniało.
Panie lunarze. Takie doświadczonko. Zawołaj Pan an ulicy: Człooowieku!
I policz Pan ile Kobit się obróci…
Ja Panu piszę, to jest niezły szwindel z tym żebrem… -
circ20 marca 2013 godz. 01:51 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 01:20
Wysoka kultura w natarciu. Pojawiła się konkurencja z Japonii więc trzeba ją zniszczyć nie przebierając w środkach, zgadza się?
Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:
Pominę już kolejny, chamski atak personalny. Co w twoim komentarzu robi stwierdzenie, że:
-
20 marca 2013 godz. 01:54 – w odpowiedzi do: circ 01:51
Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:
Umiesz ty czytać, Circ? Gdzie niby napisałem, że JESTEŚ chamką? Napisałem, że ZACHOWUJESZ SIĘ jak chamka. To ogromna różnica.
Mam pełne prawo oceniać twoje zachowanie, bo twoje zachowanie (w sensie sposobu postowania) widzę.
-
20 marca 2013 godz. 02:06 – w odpowiedzi do: circ 01:51
Swoją drogą czy mi się wydaje, czy może utrzymywałaś, że nazwałem cię chamką nie raz, ale kilka razy? Czekam zatem, aż mi udowodnisz stwierdzenie, że jesteś chamką choćby jeden raz.
Stwierdzanie „zachowałaś się jak chamka” nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem „jesteś chamką”. To pierwsze wskazuje jeden konkretny przypadek niegodnego zachowania. To drugie stanowi natomiast atak personalny, bez wskazywania żadnych dalszych szczegółów.
Ze stwierdzeniem „zachowałaś się jak chamka” można polemizować, udowadniając, że w konkretnym przypadku zachowanie było w porządku. Ze stwierdzeniem „jesteś chamką” natomiast polemika byłaby niemożliwa.
Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!
Zauważ, nie mówiłaś o własnym punktu widzenia, twierdziłaś, że manga i anime to OBIEKTYWNIE rzecz biorąc chłam. Takie postawienie sprawy jest zwykłym prostactwem i tyle.
-
circ20 marca 2013 godz. 03:08
Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?
Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!
Sztuka i kultura to sprawa ducha, czyli niedowodliwa naukowo, subiektywna, nie da się więc zwazyć, zmierzyć odwagi, cnoty, talentu, radości, ale te wszystkie sprawy oddziaływują realnie na nasz intelekt, wolę, czyny.
Te sprawy nie są jednak całkiem subiektywne.
Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej można opisać na różny sposób, np. studiowałam scenografię, mieliśmy zajęcia z reżyserii, adaptacji, pisania scenariuszy i inne. Sztuka wysoka jest wtedy, kiedy ktoś czyni dzieło np. filmowe z jednorazowej potrzeby ducha i zawiera w nim rzecz całkowicie nową, unikalną, zadziwiającą na ten moment. Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne. Większość może się z tym nie zgodzić, co nie przeszkadza dziełu trwać i być docenianym w następnych pokoleniach małych grup o wysokiej wrażliwości. I tak np. dzieło filmowe traci i blednie jak robi się kolejne odcinki, albo serial, bo co jest raz powiedziane wystarczy, potem artysta ma już inne inspiracje, inne sprawy do opowiedzenia. Dlatego wszelkie seriale, czy serie robione w dodatku na zamówienie, pod szeroką publikę, nie są sztuką ale komercją która gra na niskich instynktach.Poniżej przykład tego co mówię, genialny artysta i walka o poziom z producentami, którzy chcieli tylko zarobić. W sumie wyszło za każdym razem nie to, czego by chciał, tyle kompromisów musiał czynić. Banda zmarnowała wielki talent, a świat mógł mieć kilka arcydzieł.
Kiedy w 1941 roku na amerykańskie ekrany wszedł Obywatel Kane, krytycy bardzo szybko ochrzcili ten film arcydziełem. Z kolei publiczność w ogóle nie miała ochoty brać udziału w ceremonii uświęcania genialnego debiutu Orsona Wellesa, wobec czego film, mimo licznych nominacji do Oscara i przyznanej statuetki za scenariusz, został zapomniany. Dopiero w latach pięćdziesiątych, na wskutek fali pozytywnych recenzji krytyków francuskich z „Cahiers du cinema”, Obywatel Kane zaczął powracać do łask i po dziś dzień okupuje rankingi najlepszych filmów w historii kina.
Cofnijmy się jednak do czasu, zanim Kane w ogóle zaczął powstawać. Pragnę bardzo opowiedzieć historię powstania nie tyle samego filmu, co historię kinowych narodzin jednego z najlepszych reżyserów filmowych w historii – Orsona Wellesa. Była to postać niebywała, którego kariera potoczyła się dość niefortunnie. Ponoć gdy przyjechał do Hollywood, mówił wszystkim: „Jeśli pozwolą zrobić mi drugi film, to mam szczęście”. Owszem, pozwolili. Po Obywatelu Kane Welles nakręcił Wspaniałość Ambersonów. Niestety film nie podobał się wytwórni RKO do tego stopnia, że wyświetlano go zaledwie w dwóch stanach i to w wersji skróconej. Potem w Hollywood traktowano go jako wyrobnika i zatrudniano do reżyserii czarnych thrillerów. Jednak Welles wciąż próbował postawić na swoim, wobec czego nakręcił Damę z Szanghaju w taki sposób, że film nabierał sensu tylko wtedy, gdy został zmontowany tak, jak zamierzył sobie twórca Obywatela Kane’a. Później odsuwano go od postprodukcji, wobec czego np. Dotyk zła został odebrany Wellesowi już na etapie montażu. I choć za granicą reżyserował bardzo udane adaptacje klasyków literatury światowej (Makbet, Otello, Proces), to nigdy nie udało mu się powrócić do uznania, którym się cieszył, zanim jeszcze nakręcił jeden z najważniejszych filmów w historii. Jak w ogóle doszło do tego, że 25-letni mężczyzna dostał się do Hollywood i podpisał najkorzystniejszy kontrakt reżyserski w historii? Kim był Orson Welles i dlaczego producent George Schafer wierzył, że ten człowiek uratuje upadającą wytwórnię RKO?
Był rok 1939, już po wybuchu II wojny światowej. 24-letni Orson Welles od dwóch lat robi zawrotną karierę na Broadwayu. I to nie tylko jako aktor. Furorę robią dwa wyreżyserowane przez młodego Orsona przedstawienia na podstawie sztuk Szekspira. W wieku lat 20 wystawia pierwszą z nich. To Makbet zrobiony w dość oryginalnej konwencji. Cała ekipa aktorska składała się z Afroamerykanów, akcja sztuki została przeniesiona ze Szkocji na Karaiby, a zamiast czarownic występowały postacie zajmujące się wudu. Stąd też amerykański przydomek tej oryginalnej sztuki – Voodoo Macbeth. Drugą sztuką wystawioną przez Wellesa był Juliusz Cezar, w którym to aktorzy poprzebierani byli w stroje przypominające mundury faszystowskie, a w tytułowej postaci rzymskiego dowódcy zawarto wiele analogii do Benito Mussoliniego. Welles oprócz pracy w teatrze prowadzi audycje radiowe, w trakcie których czyta dzieła literatury światowej. Takim słuchowiskiem, które przeszło do legendy, był odczyt Wojny światów Herberta Wellsa w roku 1938, książki o inwazji Marsjan na Ziemię. Część słuchaczy była pewna, że Welles czyta prawdziwą relacje z inwazji, wobec czego wybuchła panika. Orson Welles był sławny na całe Stany, a nawet i na cały świat, ponieważ anegdota o słuchowisku Wojny światów była wspominana nawet przez Adolfa Hitlera w trakcie jego przemówień. W tym wojennym roku 1939 Orson Welles stara się o pozwolenie na wystawienie Pięciu królów, sztuki będącej kombinacją pięciu dzieł Szekspira – dwóch części Henryka IV, Ryszarda II, Henryka V i Wesołych kumoszek z Windsoru, co, jak wiemy, 16 lat później zamieniło się w film Falstaff. Ponoć Orson Welles zarzekał się, że nie zgoli brody do momentu, kiedy mu pozwolą zagrać Falstaffa (kompana Henryka V) na nowojorskiej scenie, co niestety nie miało w końcu miejsca i tekst Pięciu królów został odłożony. I kiedy Orson Welles powoli zaczął odchodzić w niepamięć, w jego życie wkracza George Schafer, prezes RKO. W tej relacji Welles pokazał, że oprócz bycia genialnym reżyserem i kapitalnym aktorem jest również wytrawnym negocjatorem, choć robił to w niezwykle subtelny sposób. Kiedy Schafer mu cokolwiek proponował, Welles dawał mu do zrozumienia, że nie jest w ogóle zainteresowany medium kinowym. Robił z siebie wręcz ignoranta, który nic nie wie o filmie, w ogóle mało w życiu się spotykał z tą dziedziną sztuki. Nie było to prawdą. Miał przecież na swoim koncie dwa krótkie metraże (Too Much Johnson oraz The Hearts of Age), a oprócz tego w latach 20. trudnił się ponoć pisaniem recenzji filmowych. Publikował je pod nazwiskiem nieznanego z imienia krytyka filmowego, który często przesadzał z alkoholem do tego stopnia, że nie był w stanie niczego napisać. Schafer w końcu wyczuł, że cała ta wellesowska ignorancja to tylko poza. Teatralny geniusz pragnął, by Schafer zaoferował mu jedną rzecz, której w historii Hollywood nie dostał jeszcze żaden ówczesny reżyser – prawo do ostatecznego montażu. Jak wiadomo, prawo do ostatniej edycji filmu miał do tej pory tylko producent. Często reżyser w trakcie premiery swojego filmu chciał się zapaść pod ziemię, bo tak bardzo odstawał on od tego, co chciał nakręcić. Niektórzy manewrowali, próbowali oszukać w jakiś sposób producenta. John Ford ponoć niszczył te materiały filmowe, które mu nie pasowały, by producent mógł zmontować film tylko i wyłącznie w taki sposób, jaki odpowiadał twórcy Dyliżansu.Pierwszym filmem, jaki Welles chciał zrobić w Hollywood, była adaptacja Jądra ciemności Josepha Conrada. Oczywiście nie od razu się na to zgodzono. Włodarze RKO uważali, że historia przedstawiona w noweli polsko-angielskiego pisarza jest zbyt mało atrakcyjna dla widzów, pomijając to, że w dużej mierze była ona nieznana. Hollywood, założony przecież przez żydowskich robotników, był pełen ludzi niewykształconych. Przykładowo, w 1919 roku Samuel Goldwyn zatrudnił pisarza Maurice’a Maeterlincka do pisania scenariuszy. Nowy nabytek Hollywood swój pierwszy scenariusz napisał w trzy miesiące, a kolejne trzy był tłumaczony (Maeterlinck nie znał nawet jednego słowa po angielsku). Kiedy Goldwyn uzyskał swój upragniony scenariusz, ze strachem ujrzał, że jest on o pszczołach. Pisarz bowiem jako podstawy użył swojej powieści Życie pszczół. Goldwyn długo się nie zastanawiał nad rozwiązaniem kontraktu. Kiedy odprowadzał Belga na dworzec, powiedział: „Niech się pan nie martwi, panie Maeterlinck, jeszcze pan coś w życiu osiągnie”. Osiem lat wcześniej Maeterlinck dostał nagrodę Nobla. Można rzec, że na początku XX wieku mało kto w ogóle był wykształcony. Ale ta edukacyjna przepaść ciągnęła się jeszcze długie lata. Nawet w 1962 roku tak ceniony reżyser jak John Huston w trakcie prac nad filmem Doktor Freud (do którego scenariusz pisał sam Jean Paul Sartre!) potrafił zapytać: „Czy to prawda, że on [Freud] miał jakąś obsesję na punkcie seksu?”. Łatwo w ten sposób zrozumieć, że Jądro ciemności, mimo bycia światowym klasykiem, w Hollywood było mniej znane niż opowiadania kryminalne zamieszczane w tanich magazynach. Welles jednak bardzo pragnął zrobić ten film. Postanowił więc swoim sposobem przemienić powieść Conrada, żeby się stała swego rodzaju… romansem podróżniczym! Głównym bohaterem miał być nie sam Christopher Marlowe, ale także narzeczona Kurtza. To ona miała poprowadzić całą wyprawę w głąb dżungli w celu odnalezienia ukochanego, który zaginął i o którym krążą legendy na temat jego aktualnej działalności. W czasie podróży Marlowe miał od niej dowiadywać się coraz to nowszych rzeczy o Kurtzu, zacząć utożsamiać się z jego postacią, a tym samym odnajdywać w sobie to wewnętrzne zło, które według Conrada tkwi w każdym człowieku. Kolejną innowacją, jaką chciał wprowadzić Welles, był sposób kręcenia. Po raz pierwszy w historii kina kamera miała być bohaterem. Cały film miał zostać opowiedziany w pierwszej osobie, tak żeby widzowie widzieli świat oczami Marlowe’a. W ten sposób chciał też nakręcić prolog, który metaforycznie miał pokazać przesłanie zawarte w opowiadaniu Conrada.
Ów prolog, kręcony dokładnie w taki sposób, w jaki miała być kręcona reszta filmu, polegał na grze z widzem. Welles chciał, żeby człowiek, który płaci pieniądze, żeby przyjść na film, mógł w pełni wcielić się w bohatera. Główny bohater, czyli kamera, a tym samym widz przed kineskopem, był usadawiany na fotelu w roli niemego przesłuchiwanego. Zaraz po tym lądował na krześle elektrycznym. Punktem kulminacyjnym miał być „odgłos włączanego prądu. Ekran zamienia się w oślepiającą czerwoną plamę. Kamera zmniejsza jednocześnie ostrość i przeskakuje na elektryka, którego sylwetka potwornie się zniekształca, roztapia się w brudny fiolet, a dźwięk prądu wzmaga się i zamienia w nieznośny metaliczny brzęk”. Zaraz potem ekran robił się czarny, a po sali miał rozbrzmiewać głos Wellesa, mówiący: „Nie ma powodów do obaw”. Brutalny początek! Proszę sobie wyobrazić, jakie wrażenie mógłby sprawić dzisiaj, a co dopiero 70 lat temu! Początkowy budżet Jądra ciemności miał wynosić 750,000 dolarów, mimo iż Welles miał w umowie, że koszta jego filmu nie powinny przekroczyć pół miliona. Fakt przekazania tak dużej sumy na film niesprawdzonego jeszcze reżysera spotkał się z negatywnym odzewem ze strony mediów, a zwłaszcza od liczącego się czasopisma Hollywood Reporter. Oprócz faktu, że filmem miał zająć się debiutant, poddawano w wątpliwość obsadę (w większości nieznaną), jak i historię Conrada, która według wielu nie miała prawa sprawdzić się na ekranie. Niestety ostateczne koszta realizacji oszacowano na kwotę 1 057 761 dolarów, co wyeliminowało z najbliższych planów RKO filmowanie Jądra ciemności.
Przygoda z adaptacją Conrada dała Wellesowi doświadczenie i wiedzę co do mechanizmów funkcjonowania Fabryki Snów. Mimo iż kilka lat wcześniej był cudownym dzieckiem amerykańskiego teatru, po nieudanych próbach sfilmowania Jądra ciemności został obśmiany. Kiedy Schafer zaproponował Wellesowi nakręcenie niskobudżetowego thrillera The Smiler with a Knife, czasopismo Hollywood Reporter nazwało ów film „najnowszym zapowiadanym filmem pana Wellesa”, implikując, bardzo trafnie, że najprawdopodobniej on nigdy nie powstanie. Orson zdał sobie sprawę, że jego pierwszy film nie może być prostą komercją, o której wszyscy zapomną po wyjściu z sali kinowej. To musiał być wybuch, szok jak pierwsze filmy Meliesa i Griffitha. Tak zaczyna się historia monumentalnego dzieła, która po dziś dzień jest stawiane w czołówkach rankingów najlepszych filmów wszechczasów.
Welles bardzo chciał zrobić film, w którym jedna sytuacja miałaby być opisana z różnych punktów widzenia. Ponoć pomysł na to wziął się z Nowego Testamentu, z historii Chrystusa, a dokładniej sposobu jej przedstawienia – jako relacji wielu świadków. Oczywiście inspiracje mogły być najróżniejsze. Na przykład czeski pisarz Karel Capek napisał kilka opowiadań, które opowiadają o jednym zdarzeniu z wielu perspektyw. Wydaje się jednak, że źródeł tej inspiracji powinniśmy poszukiwać w poprzednim, niedokończonym dziele Wellesa – Jądrze ciemności. W noweli Conrada postać Kurtza jest nam nieznana do samego końca. Na swojej drodze Marlowe napotyka ludzi, którzy się z nim spotkali lub coś o nim słyszeli. W ten sposób powstawało wiele wersji na temat tego, kim jest ów Kurtz. Być może Orson Welles, którego twórczość Conrada bardzo nurtowała, uznał, że skoro nie udało mu się nakręcić Jądra ciemności, to być może będzie w stanie stworzyć pewnego rodzaju wariację. Są również teorie, że to nie literatura zainspirowała Wellesa, lecz… film The Power and the Glory wyreżyserowany przez Williama K. Howarda, a napisany przez dobrego przyjaciela Wellesa, Prestona Sturgesa. Obraz ten opowiada historię życia milionera za pomocą retrospekcji, pokazywanych w trakcie jego pogrzebu. Sam Orson Welles w rozmowach z Peterem Bogdanovichem zaprzeczył, jakoby w ogóle widział ten film.Do napisana scenariusza Wellesowi został przydzielony scenarzysta – Herman Mankiewicz, starszy brat reżysera Josepha Mankiewicza, który w latach 50. zasłynął filmem Wszystko o Ewie. Herman był człowiekiem, który prawie nigdy nie stworzył samodzielnie scenariusza. Specjalizował się w tzw. script doctoring, czyli przeglądaniu już napisanych historii i poprawianiu ich lub ewentualnym dorzucaniu swoich trzech groszy. Była to dla niego prawdopodobnie najlepsza praca, ponieważ nie był na tyle zdyscyplinowany, by napisać całą historię od początku do końca. Oprócz tego miał bardzo poważne problemy z alkoholem. Wyrobił sobie nazwisko w latach 30. dzięki swoim pełnym sarkazmu dialogom, które stały się jego znakiem rozpoznawczym i znajdziemy je w niemal każdej hollywoodzkiej komedii z tamtych lat. Pierwsze spotkanie Wellesa i Mankiewicza nastąpiło jeszcze zanim pojawił się pomysł na Obywatela Kane’a. Mankiewicz dostał od Wellesa propozycję pisania scenariuszy do radiowych audycji z cyklu Campbell’s Playhouse.
Po dziś dzień wokół współpracy tej dwójki mężczyzn krąży wiele kontrowersji. Chodzi o autorstwo scenariusza Obywatela Kane’a. Mimo iż obaj panowie są wymienieni w napisach, obaj dostali też Oscara za scenariusz, to ciągle toczą się spory o to, kto z nich miał większy wkład w powstanie historii o osobie Charlesa Fostera Kane’a. Biografowie Mankiewicza starają się dowieść, że film miał w sobie „tłumioną wściekłość Manka”. Welles informował z kolei, że Herman miał zupełnie inną koncepcje fabularną – chciał osnuć historię wokół morderstwa Thomasa Ince’a w 1927 roku na pokładzie jachtu należącego do Hearsta. Zabawne jest, że gdy pod koniec lat 40. toczył się proces o plagiat, Mankiewicz powiedział, że z początku nie miał to być żaden Obywatel Kane, ale „wielkie love story”. W tymże „wielkim love story” w pierwszej scenie (rozgrywającej się we Włoszech) Kane miał siedzieć przed kominkiem i rozmawiać z karykaturalną staruszką, jednocześnie będąc otoczonym przez nimfomanki, alfonsów, homoseksualistów i innych przedstawicieli specyficznych grup. Ta scena była ważna z dwóch powodów: miała przedstawiać 25. urodziny tytułowego bohatera (tyle samo lat miał Orson Welles przy kręceniu tego filmu!) oraz moment, w którym odziedziczy wielki majątek. Nie było to coś, co Wellesa mogłoby zachwycić. Podobnie jak zrobił to m.in. z Szekspirem, postanowił przerobić tekst pod siebie. Każdą scenę, każdy dialog starał się zmienić na bardziej mu pasujący. Kiedy będziemy się zastanawiać nad tym, który z tej dwójki miał większy wpływ na powstanie finalnej wersji scenariusza, lepiej spójrzmy na ich późniejsze projekty. Takie fabularne szaleństwa, odwrócenie kolejności opowiadania – to wszystko jest związane z Wellesem. A Mankiewicz? Do końca swoich dni pisał poprawki do hollywoodzkich scenariuszy. A nawet jeśli próbował stworzyć coś swojego, to nigdy nie wychodziło to poza schemat, który rządził wówczas w Hollywood. Z pewnością Mankiewiczowi można by przypisać ogromne zasługi w dopasowaniu rozbrykanej wyobraźni Wellesa do filmowych konwencji, ale raczej nie należy twierdzić, że to on miał większy wpływ na powstanie historii.
Skąd w ogóle wzięła się cała afera o plagiat? Jak to się wszystko zaczęło, że panowie zamiast ogłoszenia, że obaj są autorami, zaczęli się wyzywać i ze sobą walczyć? Wydarzyło się to w momencie, kiedy Mankiewicz zdał sobie sprawę, jak ważnym filmem może być Obywatel Kane, zaczął opowiadać swoim kolegom od kieliszka (a były to poważne szychy amerykańskiego kina), że jest jedynym autorem scenariusza do wspomnianego filmu, mimo iż kilka miesięcy wcześniej zrzekł się wszelkich praw do skryptu na rzecz Mercury Productions (współwłaścicielem firmy był Orson Welles). Mankiewicz wysłał również list publiczny, w którym nazwał Wellesa „młodocianym przestępcą pasożytującym na cudzych pomysłach”, przy okazji oskarżając go o splagiatowanie audycji o Wojnie światów. Niestety nie podaje, kogo miał kopiować Welles w tym wypadku. Proces wygrał reżyser, choć postanowił wynagrodzić starania współscenarzysty i nazwisko Mankiewicza pojawia się w napisach jako pierwsze. Welles nie miał potem żalu do Hermana. W 1969 roku w wywiadzie, który przeprowadzał z nim Peter Boganovich, Orson nazwał Mankiewicza „najlepszym kompanem świata”, mimo przytyczek co do jego pijackiego sposobu życia.
Zanim jeszcze doszło do tego procesu, musiał oczywiście powstać film, o który obaj panowie mogli się spierać. Tutaj warto przytoczyć ciekawą anegdotę, która jest związana z rozpoczęciem zdjęć do Obywatela Kane’a. Ponoć do studia przyjechało sześciu mężczyzn w długich płaszczach i filcowych kapeluszach. Wbrew pozorom to nie byli żadni gangsterzy, lecz wysoko postawieni pracownicy nowojorskiej filii RKO. Pogratulowali Wellesowi rozpoczęcia zdjęć, po czym z wywrotki zrzucili tonę zwiędłych kwiatów. Wyjaśnili, że są to kwiaty, które Welles miał dostać kilka miesięcy temu, kiedy to ogłoszono produkcję Jądra ciemności i wtedy były one jeszcze świeże. Wszyscy się zaczęli śmiać i klaskać w dłonie, po czym mężczyźni w płaszczach stanęli z założonymi rękami i powiedzieli „No dobrze, geniuszu, pokaż nam. Zacznij kręcić. Bądź geniuszem”. ….
więcej tu;
http://adamzygiel.blogspot.com/2012/08/jak-orson-welles-zdoby-hollywood.htmlSztuka jest subiektywna właśnie i dlatego jest sztuką.
-
20 marca 2013 godz. 04:31 – w odpowiedzi do: circ 03:08
Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?
Jak stwierdzisz, że jestem pedałem to nie mam możliwości odparowania tego. Przecież nie przedstawię zaświadczenia od psychologa, że jestem hetero, co nie?
Jak stwierdzisz, że zachowałem się jak pedał, mogę w odpowiedzi zapytać, kiedy się mianowicie tak zachowałem i czym się to objawiało. A następnie zbić te argumenty.
Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej (…)
Podział na kulturę wysoką i niską jest wyłącznie pozbawionym naukowych podstaw DOGMATEM SNOBISTYCZNEJ WIARY w jedyną słuszność ich własnej definicji kultury i ich własnego gustu.
Podział na kulturę niską i wysoką zakłada z definicji DYSKRYMINOWANIE pewnych rodzajów kultury jako niegodnej uwagi, głupszej, mniej wartościowej. Nikt się przy tym nie zajmuje stwierdzaniem, czy przypadkiem jakieś utwory nie są krzywdzone NIESŁUSZNYM zaliczaniem do kultury niskiej, podczas gdy kryją w sobie głębsze treści.
Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne.
Zauważ że to klasyczne kółeczko wzajemnej adoracji. Zebrali się „ludzi utalentowani” i terroryzują wszystkich innych, bezczelnie domagając się monopolu na gust i upodobania. Wszyscy mają coś uznawać za kulturę wysoką, bo KLIKA tak uznała. Wszyscy mają uznawać tego czy innego artystę za wybitnego, bo KLIKA tak ustaliła.
Bo oni się dogadali, że ten czy ów jest geniuszem, a ktoś inny nic nie warty, więc tak ma być. Bo oni są lepsi, utalentowani i cholera wie co jeszcze. A najciekawsze, że NIE MAJĄ MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO UDOWODNIENIA TEGO, że na pewno są lepsi i na pewno utalentowani – bo cały ich talent jest kwestią umowy, gustu i upodobań.
Jak u Gombrowicza: „No jak to Słowacki nie zachwyca? Musi zachwycać bo to wielki wieszcz był i na pewno zachwyca!” A kto ma inny gust, kogo nie zachwyca tym klika WZGARDZI, ZNISZCZY GO, OPLUJE! Bo on nie nasz. Bo on ma inny gust i nie uznaje naszych DOGMATÓW WIARY W SNOBISTYCZNY SALON. Dogmatów, bo żadnych dowodów na ich słuszność nie było, nie ma i nigdy mieć nie może.
Circ, ja znam takie anime, o fabule których można dyskutować godzinami. A najciekawsze, że w tych anime każdy może widzieć co sobie chce. Kto chce pominąć całą filozoficzną otoczkę i obejrzeć krwawą jatkę, może to zrobić. A kto inny zacznie się zastanawiać nad głębszym sensem tego wszystkiego. I ja uważam, że właśnie takie coś zrobić to jest sztuka.
Dlatego gardzę tzw. „wyższą kulturą” i jedynie słusznymi standardami. Gardzę dlatego, że ci, którzy tak usilnie wyższą kulturę promują są zwykłymi PROSTAKAMI, którym nie mieści się we łbach inny punkt widzenia. Dla mnie wyższa kultura rzucająca się z nienawiścią na wszystko, co ma odmienne standardy i nie epatuje tak arogancko banerem „UWAGA, TO JEST CHOLERNIE MĄDRY FILM!” była, jest i pozostanie zwykłym buractwem ubranym dla niepoznaki we frak.
Chama można ubrać we frak i postawić na salonach, nawet zrobić z niego krytyka filmowego można. Ale cham pozostanie chamem i zawsze z niego to chamstwo i prostactwo wylezie, gdy tylko zobaczy kogoś, kto ma odmienne zdanie na temat gustów i standardów. Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy.
-
20 marca 2013 godz. 04:33 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 04:31
Cholera jasna, znowu zapomniałem ująć odpowiednie akapity w BLOCKQUOTE. Naprawdę wolałbym mieć możliwość edycji własnych komentarzy…
-
Rebeliantka20 marca 2013 godz. 09:46 – w odpowiedzi do: circ 19:15
& @All
Nie wiem, dlaczego, ale gdy czytam te „orzeczenia” dyskutantów o cechach charakteru i zachowaniach oponentów (wraz z uzasadnieniami), to mam wrażenie ogromnego podobieństwa do uzasadnień wyroków w polskich post-stalinowskich sądach. Ten sam zimny, pogardliwy, zawiły, detaliczny sposób argumentowania.
Wczoraj papież na swoim profilu na Twitterze napisał;
Papież Franciszek @Pontifex_pl
„Strzeżmy Chrystusa w naszym życiu, troszczmy się jedni o drugich, z miłością chrońmy dzieło stworzenia”.
„Prawdziwa władza jest służbą. Papież musi służyć wszystkim, zwłaszcza najuboższym, najsłabszym i najmniejszym”.
-
Asadow20 marca 2013 godz. 10:21 – w odpowiedzi do: Rebeliantka 09:46
-
Asadow20 marca 2013 godz. 10:30 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 04:31
// Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy. //
Stary, jeśli lubisz chłam, to czemu po prostu się nie przyznasz jak mężczyzna?
Ja też lubię DBZ, Mononoke i sporo kawałków POP. I zdaje sobie sprawę, że są one prostackie w porównaniu z dziełami sztuki.
Prawdziwa sztuka nie jest po to by zapewniać relaks.
A nabijanie sobie głowy watą nie jest dobrym relaksem – obiektywnie.
Co nie znaczy, że czasem tego nie robię. Ot – słaby człowiek ze mnie. -
Asadow20 marca 2013 godz. 10:33
Słuchajcie, nie chcę być zamordystą, ale naprawdę fajnie byłoby utworzyć nową notkę, np. „Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować” – nawet pustą – i dalej pociągnąć ten pasjonujący temat zasadności używania wyzwisk oraz wyższości mangi nad malarstwem Cezanne’a lub odwrotnie.
-
Freedom20 marca 2013 godz. 10:56 – w odpowiedzi do: Rebeliantka 09:46
-
Poruszyciel20 marca 2013 godz. 11:19 – w odpowiedzi do: rip LunarBird CLH 04:33
Po opublikowaniu komentarza można go edytować przez 15 minut. Trzeba najechać myszką na komentarz i kliknąć fiszkę [Edytuj], tutaj jest więcej info.
-
Poruszyciel20 marca 2013 godz. 11:47 – w odpowiedzi do: Asadow 10:33
Ponawiam zatem apel zamieszczony w moim pierwszym komentarzu pod tą notką, aby komunikaty o tym, że ktoś dostał bana lub został odbanowany, nie były zamieszczane jako notki. Aktualnie po prawej stronie mamy 16 razy powtórzony tytuł notki „Odbanowałem Circ”, co sprawia złudne wrażenie, że to jakiś bardzo ważny temat, który jest tutaj namiętnie dyskutowany. Gdy ktoś nowy wchodzi na stronę (kto wie, może ktoś taki jeszcze się pojawi) to może sobie zadać pytanie, co to jest Circ i co mnie obchodzi, że to zostało odbanowane, a właściwie po jakiemu tutaj piszą.
-
circ20 marca 2013 godz. 11:50 – w odpowiedzi do: Asadow 10:33
„Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować”
Czy teraz już widzisz dlaczego nie rozmawiam o formie, czyli gustach, co mi zarzuciłeś, że kieruję się ”regułami”? Nic nie rozumiesz, co ci się mówi.
Czy ktoś kto dzieli się z innymi wiedzą i doświadczeniem musi zbierać od wszystkich po głowie? To jest właśnie stalinizm, żadnej prawdy, wiedzy, autorytetu, wszystko w pogardzie u mas. Nie dziwne że Polska ginie.Zniszczyli majątki, kulturę, sztukę, teraz niszczą tych, którzy mogliby przekazać doświadczenie. Lud nie chce się uczyć, nie chce się rozwijać, chce oglądać komiksy, telewizję, jeść jedzenie GMO i mieć przyjemnie.
@Circ:
//Czy teraz już widzisz dlaczego nie rozmawiam o formie, czyli gustach, co mi zarzuciłeś, że kieruję się ”regułami”? Nic nie rozumiesz, co ci się mówi.
Czy ktoś kto dzieli się z innymi wiedzą i doświadczeniem musi zbierać od wszystkich po głowie? To jest właśnie stalinizm, żadnej prawdy, wiedzy, autorytetu, wszystko w pogardzie u mas. Nie dziwne że Polska ginie.
Zniszczyli majątki, kulturę, sztukę, teraz niszczą tych, którzy mogliby przekazać doświadczenie. Lud nie chce się uczyć, nie chce się rozwijać, chce oglądać komiksy, telewizję, jeść jedzenie GMO i mieć przyjemnie.//
To Ty nie rozumiesz :-) Nie chcę, byś dyskutowała o formie, ale byś ją mądrzej stosowała.
Z tym rozumieniem, to jest tak, że jest ono wynikiem pracy i dobrej woli po obydwu stronach: mówiącej i słuchającej.
Powiedzenie “nic nie rozumiesz” sugeruje, że cała “wina” leży u odbiorcy, jest w tym pewna agresja i – potencjalnie – pycha.
Dlatego lepiej jest powiedzieć np. “chyba źle się rozumiemy” co oznacza, że dopuszczasz np. że źle się wysłowiłaś, albo że używamy słów w różnych znaczeniach, co nie oznacza koniecznie złej woli, ale może wynikać z zaszłości nie zawinionych przez Twojego odbiorcę.
Gdybym pisała „chyba źle się rozumiemy”, kiedy mam pewność, że nic nie rozumiesz z tego co powiedziałam o gustach, to byś ze mną nie rozmawiał tak często, bo moje słowa byłyby gówno warte. Nie mogę powiedzieć ”chyba”, skoro koń widzi, że nie ma rozumienia w temacie.
Wy se możecie z Krysią takich figur używać, jak chcecie, ale one do mnie nie przemawiają, mam je w nosie, bo są automatyzmem. Przemawia do mnie konkretna, żywa TREŚĆ- prawda.
Jezusowe Tak i Nie jest po coś. Nie po ”chyba żle się rozumiemy”. To rozumiemy się, czy nie rozumiemy? Tak ma być.
Nikt kto ma rozum nie powie, że Słowacki jest gorszy od Gombrowicza. OBIEKTYWNIE.
//kiedy mam pewność//
Czy “mam pewność” to uczucie, czy jakie zwierze?
Odpowiedź jest pewnie tutaj:
Franciszku, dlaczego cały świat idzie za tobą?
http://barka.franciszkanie.pl/?page_id=22
/fragment, ale warto przeczytać całość/
“Pewnego dnia św. Franciszek wracał z lasu z modlitwy. I kiedy wychodził właśnie z lasu, brat Maciej, chcąc doświadczyć, jak wielka jest pokora świętego Franciszka, stanął naprzeciw niego i rzekł: „Czemu za tobą, czemu za tobą, czemu za tobą?”. Św. Franciszek odrzekł: „Co chcesz powiedzieć?”. Rzekł brat Maciej: „Pytam, dlaczego świat cały biega za tobą i każdy, zda się, pragnie cię widzieć i słyszeć i słuchać? Nie jesteś piękny z ciała, nie jesteś bardzo uczony, nie jesteś szlachetnego rodu. Czemu więc za tobą biega świat cały? Słysząc to św. Franciszek rozradował się wielce w duchu i wzniósłszy twarz ku niebu stał długo z myślą wzniesioną do Boga. A kiedy się ocknął, ukląkł i Bogu oddał cześć i dzięki. Potem z wielką żarliwością ducha zwrócił się do brata Macieja i rzekł: „Chcesz wiedzieć, czemu za mną? Czemu za mną świat cały biega? Wypatrzyły mi to oczy Boga najwyższego, które na każdym miejscu patrzą na dobrych i złych. Oczy te bowiem najświętsze nie widziały wśród grzeszników nikogo, kto by był nikczemniejszy, niedołężniejszy, grzeszniejszy ode mnie. I aby spełnić to dzieło cudowne, które Bóg spełnić zamierzył nie znalazł podlejszego stworzenia na ziemi. Przeto mnie wybrał, aby zawstydzić szlachectwo i dumę, i siłę i piękność i mądrość świata, aby poznano, że wszelka siła i wszelakie dobro od Niego pochodzi, a nie od stworzenia, i aby nikt nie mógł chlubić się w obliczu Jego. Kto jednak chlubi się, niech chlubi się w Panu; bo Jego jest cześć i wielka chwała na wieki”.
Kto i kiedy ustanowił OBIEKTYWNĄ DEFINICJĘ co jest chłamem a co nie? I na jakiej podstawie wymaga się ode mnie trzymania się tej definicji?
Grupa przebierańców we frakach może sobie ustalać, co chcą. Ale to tylko ich ustalenia. Bez oparcia w faktach nie mają wartości.
Ja też lubię DBZ, Mononoke i sporo kawałków POP. I zdaje sobie sprawę, że są one prostackie w porównaniu z dziełami sztuki.
Zgadzam się, że DBZ czy piosenek POP nie można porównywać z większością sztuki pojmowanej tak jak ją pojmuje Circ. Ale na twoim miejscu uważałbym, nazywając chłamem “Księżniczkę Mononoke” bo tylko udowadniasz tym samym, jak niewiele z tego anime zrozumiałeś.
Hayao Miyazaki ma to do siebie, że praktycznie zawsze przemyca w swoich dziełach jakieś ważne przesłania. I robi to w tak oczywisty sposób, że naprawdę nie mam pojęcia, jak ci się udało to przegapić.
Masz rację, Mononoke to traktat folozoficzny. Można się nie zgadzać z tą filozofią, ale nie można tego wkładać do jednego worka z disco-polo i komiskami o Thorgalu.
Mononoke dla mnie jest bliżej Kurosawy niż Toriyamy.
Wizualnie jest w tym maniera mangi, która jest moim zdaniem kiczowata, ale opowiedziana historia to już literatura pełną gębą.
Ale co ty z tym obiektywizmem. Kultura to sprawa ducha i jest subiektywna w odbiorze z natury ludzkiej, choć i obiektywna z natury Boga. Są więc różne poziomy kultury, bo różne poziomy odległości od Boga. Harmonia, piękno, prawda, talent pochodzą od samego Boga, a diabeł nieudolnie je naśladuje, lub psuje. Bóg jest obiektywny, bo jest prawdą, a szatan kłamstwem i małpą Boga.
Były takie filmy pornograficzne, nie wymienię tytułów by nie reklamować, które miały bardzo wysoką notę artystyczną, choć całe były oddane diabłu, to samo z muzyką i sztukami plastycznymi. Szatan nie zawsze zakłada na wędkę zło, jak pornografię, by złowić ludzi na wędkę, czasem zakłada miłe uczucia, a nawet dobre czyny, i świętość. Dlatego nie uczynki zbawiają, ale wiara.
Słuchasz ty prof. Guza i wiesz co robią błedne filozofie. I napisałeś tu takie zdanie.
“Można się nie zgadzać”
Nie, nie można, nie wolno zgadzać się z błędną filozofią, czego doświadczyliśmy w historii i powinniśmy wyciągnąć wnioski w końcu i uważać na słowa.
Postawa intelektu. Słuchasz Guza?
Bardzo piękna opowieść. Nie znaczy jednak ona, że nie wolno mieć pewności w sprawie dobra i zła, prawdy i fałszu. Prof. Guz z całą mocą i przekonaniem głosi Boży porządek na gruncie nauki- filozofii.
Gdyby tak było, że nie wolno mieć pewności, Bóg nie dałby nam Objawienia, które jest pewne i za każdym razem kiedy wyrażamy tę wiarę w prawdę nie musimy się kajać, tłumaczyć z pewności, bo mówimy przecież o Słowie Bożym, na nim budujemy, ono jest miarą. Posądzenie o pychę jest w takim przypadku głupotą, bo rozpuszcza prawdę, relatywizuje ją, jakobyśmy nie mieli mieć pewności co do Słowa, że prawdą jest.
Jeśli ktoś zrobił błąd, nalezy mu go udowodnić, zamiast posądzać o pychę.
UDOWODNIĆ!
Jeśli nie ma możliwości obiektywnego oceniania kultury, nie ma tym samym żadnych obiektywnie ustalonych poziomów kultury.
Możesz twierdzić, że Szekspir to wyższa kultura, ale to wyłącznie twój punkt widzenia. Kto inny może postrzegać Szekspira jako zbędnie komplikującego proste w sumie sprawy i przez to niewartego w ogóle czytania.
Co się tyczy odległości od Boga, to przypomniałbym ci cytat z Ewangelii wg św. Mateusza, rozdział 7, wersety od 1 do 5.
To jest cytat, o którym ci się nagminnie zdarza zapominać, Circ. Kto ci dał prawo do ferowania wyroków, co jest a co nie jest zgodne z nauką Kościoła Katolickiego? Jesteś po teologii, że rościsz sobie do tego prawo?
Przystopuj może trochę z osądzaniem innych, bo może i ciebie Bóg osądzi daleko szybciej, niż ci się wydaje.
Św. Maksymilian o upominaniu innych
http://barka.franciszkanie.pl/?page_id=89
Krysiu. Pytałaś już prof. Guza czy się poprawił?
To, czy ktoś się poprawił ( dzięki Niepokalanej) widzimy po jego umyśle, podobnie jak sprawdzamy czy objawienie prywatne nie jest od diabła.
Jeśli objawienie nie jest sprzeczne z nauką Kościoła jest dopuszczone i tak samo umysł, lub to co mówimy, piszemy ma być niesprzeczne z nauką Kościoła.
Wypełniłaś już test ks. Wacława?
Tak więc -DOWÓD.
Jeśli ktoś poprawia kogoś, a sam błądzi w umyśle, rzeczywiście niech wpierw naprawi umysł (modląc się o rozum), by nie bełkotał po portalach.
Oczywiście. Ktoś może nawet połknąć żyletkę, albo rzucić się z mostu- wolno mu wszystko.
Oczywiście. Tyczy się to też Ciebie.
A nawet to;
I to;
I jeszcze to;
Wszystko to jest do Ciebie i do mnie.
Ja nigdy nie oceniam, jaki ktoś jest. Albo bardzo rzadko, bo jestem tylko człowiekiem. Staram się jednak skupiać na ocenie tego co widzę. Zachowania.
Też są gatunki, których nie lubię. Death metal, jazz, reagge, a jeśli chodzi o filmy szeroko pojęte kino artystyczne, które moim zdaniem nie służy w sumie niczemu. Ale nigdy nie powiedziałem, że cokolwiek jest obiektywnie rzecz biorąc kiczem. Jeśli coś mówiłem, to tylko na temat moich osobistych opinii.
Każdy człowiek ma inne potrzeby, stąd inną sztukę lubi. Bezsensownym jest wmuszać Szekspira w robotnika kolejowego, bo dla niego to po prostu strata czasu. Z jego punktu widzenia dzieła Szekspira są bezwartościowe i tyle.
Świat się zmienia. Kiedyś wystarczyło dzieło nazwać kulturą wysoką i już miało się gwarancję, że konkretna grupa ludzi je obejrzy, po prostu po to by nie dać się szantażować brakiem obycia. Ale arystokracja znika, obecnych bogaczy już tak nie interesuje utrzymywanie pozorów. Tzw. “wielka sztuka” znalazła się w kropce.
Tymczasem twórcy taki jak Hayao Miyazaki czy Mazamune Shirow znaleźli receptę. Okazało się, że da się skonstruować dzieło tak, żeby była szybka akcja i krew, a pod spodem ważne spostrzeżenia natury filozoficznej, do których dotrze ten, kto będzie chciał.
Nie ma potrzeby dzielenia kultury na wysoką i niską bo nigdzie nie powiedziano, że kultura nie może być wysoka i niska jednocześnie, że nie może uczyć i jednocześnie zapewniać rozrywkę.
Sęk w tym, że snobistyczny salon trzyma się starych przyzwyczajeń i posługuje się jak zawsze twardym szantażem. Ale to już nie działa.
Świat się zmienił. Albo się dostosujecie do zmian, albo Szekspira zastąpią tacy artyści jak Hayao Miyazaki i Masamune Shirow. Bo Miyazaki umiał stworzyć “Księżniczkę Mononoke”, dzieło traktujące o tym, czym się kończy niszczenie środowiska naturalnego i to dzieło nie jest zarezerwowane dla wielkiej arystokracji, dla salonu i snobów. To dzieło może obejrzeć każdy z zainteresowaniem i wyciągnąć z niego tyle, ile mu inteligencja pozwoli. A jest faktem, że tzw. “wysoka kultura” jest hermetyczna i zamknięta dla każdego, kto nie jest skłonny kłaniać się przed jej dogmatami.
Paradoksalnie “wysoką kulturę” póki co wspierają amerykańskie korporacje, angażując się w walkę z mangą i anime. Ale nie miejscie złudzeń, amerykańskie korporacje to akurat najgorszy sojusznik jakiego moglibyście mieć.
Artystom takim jak Miyzaki czy Shirow nie przeszkadza wysoka kultura. Ale amerykańskim korporacjom bardzo, bardzo przeszkadza. Amerykańskie korporacje nie życzą sobie by ludzi szli do teatru, skoro mogą pójść do kina i oddać korporacjom kasę. Gdy tylko manga i anime przestanie być problemem, amerykańskie korporacje dobiorą się wam, wielkim artystom do dupy.
Nigdy nie mogę się nadziwić, że podobno inteligentni ludzie z salonów tak oczywistych rzeczy nie dostrzegają.
”Czynię zło z własnej woli, doznaję zła z wyroków Bożych”- ”Wyznania” św. Augustyna ( właśnie szło w RM)
A ja twierdzę, że “mam pewność” to uczucie.
Można mieć pewność, że się zgasiło gaz przed wyjściem, albo położyło klucz w określonej szufladzie, jednak gaz się pali kiedy oglądamy przedstawienie w teatrze, a klucza nie ma, tam gdzie się go spodziewaliśmy.
Jeśli “mam pewność” jest postawą intelektu, to nieuprawnioną, bo zakładającą doskonałość pamięci i procesów logicznych.
Bardzo żle się starasz, masz się skupiać na prawdzie, nie zachowaniach, bo przedmiotem oceny jest nauka, nie zachowania. Moje zachowania Bóg oceni.
Skoro patrzysz na moje zachowanie, niczego ważnego się nie nauczysz. Patrz na treść i staraj się ją zrozumieć.
Nauka nie jest przedmiotem oceny, a tym, co UMOŻLIWIA ocenę. Ocena nie poparta żadną wiedzą naukową jest wyłącznie punktem widzenia z którym można się zgodzić lub nie.
Wiem, że czynisz ten błąd, mam oczy.
Czy ja powiedziałam, że nasza pewność nie może się mylić? Czy jeśli umysł się myli, serce(uczucia) nie mylą się wtedy również?
Pewność więc to przekonanie umysłu, zgodne z prawdą lub nie.
Powiedziałam, dowodzić rozumem, nie czuciem, ani zwierzem. Dowdziedźcie że się mylę, zamiast oceniać moje zachowania, bo mnie krew zaleje. Osły.
Tak. Ja mam w kwestii kultury wiedzę naukową, a ty masz wyłącznie swój punkt widzenia, który zależy od tego gdzie się akurat stoi.
Sama sobie udowodnij, że forma jest ważna – dla własnego pożytku i swoich bliskich.
Szkoda mi czasu na takiego zadufka.
To nie szpital ani przedszkole.
Jeśli takiej prostej rzeczy nie rozumiesz, lepiej nic nie pisz tylko czytaj i się ucz.
Skończyłam dwie szkoły wyższe, które uczyły znajomości form, obchodzenia się z formą, nie przywiązywania się do formy, bycia ponad formą, swobodnego wykorzystywania formy. Przeszłam wszystkie stopnie ważności i nieważności formy, zadufku. I dlatego wiem co mówię, kiedy mówię, że o gustach nie gadam, ale o traći, bo mam cel przed oczami. Nie ma znaczenia w jakiej sukni Maryja się pokazała i nie pytamy o to, ale fakt, że olśniła pieknem, sukni również ma znaczenie, bo na jej sukni jest wiele znaczeń dla teologów, gdyby o to spytali, bo i diabeł posługuje się pięknem. Po tych znakach odróżniamy prawdę od fałszu, a czynimy to dzięki nauce.
Mogę ci to wszystko usłużnie wyjaśnić, bo studiowałam sztukę, zadufku.
Firma jest więc ważna, ale treść/prawda ważniejsza.
Forma bez treści jest nikomu nie potrzebna, tylko dyletantom do popierdywania i by było rozkosznie miło.
Treść zaś wyraża się poprzez formę zależnie od Boskiego dopustu.
”Czynię zło z własnej woli, doznaję zła z wyroków Bożych”- ”Wyznania” św. Augustyna ( właśnie szło w RM)
Jeśli doznajesz zła ode mnie, to myśl o Bożych wyrokach.
Ja np. nie doznaję bólu z powodu formy, więc nie obrażam się, bo ufam Bożym wyrokom.
Jeśli chcesz sparaliżować na portalu wszelką mowę, to mów jasno o tym jaki masz cel.
A Twoim zdaniem prof. Guz ma się poprawić? W czym?
//Jeśli ktoś poprawia kogoś, a sam błądzi w umyśle, rzeczywiście niech wpierw naprawi umysł (modląc się o rozum), by nie bełkotał po portalach//
Św. Maksymilian idzie o wiele dalej, uprzejmie przypominam;
Co jest nośnikiem treści, forma czy słowo?
Czy Ks. Guz kogoś upomina?
A na czym polega poprawa w przytoczonym przez ciebie fragmencie?
Jeśli prof. Guz poprawia marksistów, Lutra, niemieckich filozofów to powinien to zarzucić by jeszcze bardziej oddać się Niepokalanej?
Przypuszczam, że omijasz tu prawdę i mówisz tylko o formie tak?
Powiedz mi, dlaczego nikt nie odnosi się do moich argumentów, ale jakby czyha na to, by zarzucić mi uchybienia formalne?
Chodzisz do sądów. Wiesz jak drażni to, kiedy sąd nie odnosi się do rzeczy, ale siepie ”uchybieniami formalnymi”.
I ty to czesto czynisz, kiedy upierasz się przy błędzie i nie masz argumentu, schodzisz na formę, kiedy już twój adwersarz jest mocno zniecierpliwiony, bo wylał tysiące słów i morze treści.
Myślę, że pozostawię Twojej swobodnej interpretacji mój komentarz, jeśli masz ochotę komentować. Mój wpis jest.
W moim zamierzeniu miał przypominać o pięknych franciszkańskich wytycznych życia duchowego.
Każdy znak ma formę. Każde słowo jest znakiem i nośnikiem treści znaczonych. Circ nie ma racji twierdząc, że forma jest oderwana od treści i liczy się tylko treść. Nie ma przekazu treści bez formy.
Circ co chwilę sobie zaprzecza, ale tego nie widzi. Gdy ktoś sam sobie przeczy to po prostu treści, które przekazuje to głupoty. Jeszcze gorzej, gdy używa przy tym brzydkiej, zadufanej formy.
Circ żąda dowodów, ale mając dowód przed oczami ignoruje go. Na bezczela twierdzi, że nikt jej nic nie udowodnił.
Uzupełnienie:
Miało być: Mój wpis jest “finito”.
Nośnikiem treści/idei jest Słowo, a słowo czyli język jest narzędziem prawdy, lub kłamstwa, według logiki formalnej;
Arystoteles dokonał trychotomicznego podziału nauk:
teoretyczne – których celem jest formułowanie wiedzy dla niej samej (metafizyka, fizyka i matematyka)
praktyczne – których celem jest formułowanie wiedzy dla osiągnięcia doskonałości moralnej (etyka, polityka)
pojetyczne (wytwórcze) – których celem jest formułowanie wiedzy, za pomocą której można wytwarzać określone przedmioty.
W opinii Arystotelesa, nauki teoretyczne są najbardziej wartościowe, a tym samym najwyżej usytuowane w hierarchii, ze względu na fakt, że opisują wiedzę dla samej wiedzy. Wśród nauk teoretycznych, największą wartość reprezentuje metafizyka, która dąży do zaspokojenia tylko i wyłącznie ludzkiej potrzeby czystego poznania.
Logika
Zdaniem Arystotelesa celem nauki jest wyprowadzenie (ἀπόδειξις apodeiksis) stanu faktycznego z jego przyczyn. Ten proces ma dwie możliwe formy: wnioskowanie o szczególnych przypadkach ze znanej ogólnej reguły (dedukcja) i wnioskowanie o ogólnej regule ze znanych poszczególnych przypadków (indukcja). Poprawności wnioskowania miała natomiast służyć logika jako metoda porządkowania myślenia, jego formy, a nie treści (logika formalna). Arystoteles stworzył zupełny system tak zwanej teorii sylogizmu, która obecnie stanowi część klasycznego rachunku predykatów. Sam Arystoteles na oznaczenie tego, co dziś zwiemy logiką używał terminu analityka, rezerwując nazwę logika dla dialektyki, czyli sztuki prowadzenia dyskusji.
Pojęcia i kategorie
Podstawowym elementem logiki arystotelesowskiej jest pojęcie, które odpowiada istniejącej w świecie rzeczywistym kategorii (rodzajowi). Pojęcie wprowadza definicja (ὁρισμός horismos) wskazująca nadrzędny rodzaj oraz różnicę gatunkową. Np. w definicji człowieka jako „istoty rozumnej” – „istota” jest nazwą nadrzędnej kategorii, a “rozumna” określa właściwość, która wyróżnia człowieka spośród innych istot.
Sądy i wnioskowanie
Pojęcia są powiązane w zdania, czyli sądy, którym można przypisać prawdziwość lub fałsz. Sąd nie może być zarazem prawdziwy i fałszywy (zasada sprzeczności). Arystoteles przedstawił reguły wnioskowania, jako związku między różnymi sądami, a szczególnie teorię sylogizmów – związku dwóch zdań z trzecim.
Dowodzenie
Arystoteles rozgraniczył rozumowania na oparte na wnioskowaniu logicznym z przyjętych założeń rozumowanie dedukcyjne oraz na oparte na obserwowanych danych rozumowanie indukcyjne. Arystoteles sformułował cztery podstawowe zasady poprawnego formułowania i dowodzenia twierdzeń.
Zasady „naukowego myślenia”
wychodzeniu z jak najmniejszej ilości założeń pierwotnych (nazwane później brzytwą Ockhama), które znajduje się poprzez myślenie indukcyjne,
tworzeniu w oparciu o te założenia ścisłej teorii posługując się myśleniem dedukcyjnym,
ostateczną weryfikację teorii poprzez konfrontację wniosków z niej wynikających z faktami.
Metafizyka, jako dyscyplina najdoskonalsza, usytuowana na szczycie hierarchii nauk, zajmuje się badaniem:
przyczyn i zasad rzeczywistości,
bytu jako bytu,
substancji,
Boga i tego, co transcendentne.
Forma i materia
Arystoteles odrzucił platoński dualizm rzeczy materialnych i idei. Uważał on, że idee „nie przyczyniają się też w żaden sposób do poznawania innych rzeczy […] ani do wyjaśniania ich istnienia, bo nie znajdują się w poszczególnych rzeczach, które w nich uczestniczą […]”. Jego zdaniem istota rzeczy (substancja, οὐσία ousia) zawiera się w niej samej.
W miejsce dualizmu platońskiego powstał jednak inny: materii i formy. Forma była odpowiednikiem idei platońskiej, lecz nie jako osobny, niezależny byt, a jako coś nadające kształt i postać materii – tworzywu. Relację między formą a materią można więc sobie wyobrazić jak relację między naczyniem a wodą, albo palcami garncarza a gliną. Pogląd ten, zwany hilemorfizmem, został następnie przejęty przez średniowieczny tomizm.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Arystoteles
Tak. Naucza, upomina, napomina, przestrzega, krytykuje, poprawia, a wszystko na gruncie naukowym.
Czy jeśli tadman zwraca się do mnie per ”pani o pięknym nazwisku” to forma test tu oderwana od treści, czy nie?
Naprawdę zaprzeczam sobie?
Jeśli mówię do kogoś ośle, to forma jest tu oderwana od treści.
Proszę udowodnić, że nie jest.
To je stosuj. Franciszkańska duchowość jest duchowością nauczycielską, w przeciwieństwie np do augustiańskiej, które jest duchowością konteplatywną.
Obie opierają się na prawdzie, bo miłość JEST prawdą.
//To je stosuj//
Dlaczego by nie?
Można powiedzieć, że liczy się tylko treść, ale poza słowem właśnie w formie zawiera się wiele informacji pozawerbalnych, które są równie lub niemal równie istotne.
Jeśli zamiast użyć perfumowanego papieru, gęsiego pióra i pięknego stylu pisma wypierdzę poemat miłosny alfabetem Morse’a moja hipotetyczna ukochana otrzyma całkiem inny przekaz.
Można sobie wyobrazić jak będzie zdezorientowana. Na pewno nie uzyskam u niej romantycznego nastroju.
Kiedy kogoś się karci forma ma szczególne znaczenie, bo kiedy słowa mówią przykrą, bolesną prawdę można za jej pomocą dopowiedzieć: “mówię to bo cię kocham, robię to dla Twojego dobra, akceptuję Cię takiego jakim jesteś”.
Ks. Guz nie poprawia ludzi, ale wskazuje na błędy w ideach (a przez to daje narzędzie dla ludzi, by mogli się sami poprawić).
Gdyby zwracał się przeciwko osobom zaprzeczyłby sam sobie.
Bardzo to sam podkreśla: mówi że nawet Hitler jako osoba jest geniuszem, jest unikalnym bytem, że mógłby (on – Ks. Guz) rozmawiać z Michnikiem jak z bratem, chociaż na jego poglądach nie zostawiłby suchej nitki.
Skoro tak to podkreśla, zapewne chce nam przez to coś powiedzieć, jak ważne jest by osądzać słowa i czyny a nie ludzi.
To znaczy, że nie nadaje się na żonę, tylko kochankę. Oczywiście onet ci powie, że jest wszystko w porządku, bo zona ma być q…., w dodatku bardzo głupią i zepsutą, idealistką, która marzy o księciu i inne romantyczne pierdoły.
Mój profesor od logiki postawił by cię za to zdanie przed tablicą, kazał rozpisać to na słowa, lub frazy i każde z osobna zdefiniować.
Dziś taki profesor dostałby w ryja od dziczy, bo produkcja intelektualnych nieogarów to cel edukacji.
http://www.ekspedyt.org/karoljozef/2013/03/15/8965_szukalem-was-a-wy-odeszliscie.html#comment-16682
Mój dowód sama zacytowałaś na początku swojej wypowiedzi, ale go zignorowałaś zaślepiona kobieto. Każdy znak ma formę, za pomocą której przekazuje treści znaczone. Znakiem jest każdy gest, każda litera, każde słowo i zdanie, w tym zdanie “ty ośle”. Zmieniając formę, zmieniasz treść u drugiego człowieka. Formą możesz go oszukać lub uderzyć, zadać niepotrzebny ból i pitolić, że Twoje treści są prawdą, więc Ci wolno, a nie wolno z pogardą traktować drugiego człowieka. Twoje słowa, znaki, które pokazujesz, niosą treść takiej pogardy.
Jeśli nie spuścisz z tonu i będziesz w swoim oślim uporze w ten właśnie sposób odzywać się do wszystkich ludzi, ignorując ich wołanie do Ciebie, rozwalisz swoim słoniowatym zachowaniem wszystko, co tutaj zostało zbudowane wysiłkiem wielu ludzi. Właściwie już rozwaliłaś to, co nie nie zaistniało, jak uśmiercenie człowieka, który nie narodził się jeszcze.
//Czy jeśli tadman zwraca się do mnie per ”pani o pięknym nazwisku” to forma test tu oderwana od treści, czy nie?//
Oczywiście, że nie jest. Treść brzmi:
Głupia gęś która nie zasługuje na swoje nazwisko.
Gdyby zapomnieć o formie, mamy tu tylko:
Jesteś kobietą, masz piękne nazwisko. Zupełnie inna informacja.
Samo powiedzenie ośle jeszcze nie definiuje znaczenia. Jeśli powiesz tak obcemu, starszemu człowiekowi oznacza to brak szacunku. Jeśli powiesz komuś, kogo dobrze znasz, może to być formą pieszczotliwą, czyli wyrażać sympatię i pobłażliwość. Albo niewielką irytację, która nie psuje zbytnio humoru. Ja tak właśnie odbieram kiedy mówisz do mnie ośle. Dobrze odbieram?
Po pierwsze, gdy klikam w “Odpowiedz” w tym komencie to mnie przenosi do wątku “Odbanowałem Circ”. To jest nieuczciwe i ja przeciw stosowaniu techniki, w sensie samej techniki, na klientach protestuję. Nie protestuję polemicznie, ale raczej (a raczej zdecydowanie :) tak, aby odstąpić od inicjatywy Legionu jeśli takie mają być kryteria postępowania w życiu wobec użytkowników serwisu. Może podkreślę: SERWISU.
Po drugie, kwadrans chyba nie działa…oj, ale może tylko u mnie – to wtedy sorki,
Po trzecie, jesteśmy zgromadzeniem użytkowników konkretnego serwisu. Jeśli ktoś na jakiś czas wypada z obiegu ze wzgl. na łamanie reguł tu obowiązujących, społeczność winna o tym wiedzieć. Nie idzie o to czy kogoś to obchodzi, idzie o to, że jest osoba, która łamie reguły przyjęte/(u)stanowione. Kwestia troski zatem.
A co ja robię, jak nie uprzejmie wskazuję błędy w ideach, jak Hitlerowi?
Od tego zaczęła się wojna, którą wytoczył mi space, możesz sobie poobserwować eskalację.
Zwróć uwagę, jak space posuwa się coraz bardziej do prowokacji i personalnych wycieczek, głosząc je a priori jak dowody w sprawie.
Co jest przyczyną błędu w jego umyśle? Takie twierdzenia, że szatan jest emocjonalny. Emocje i uczucia są domeną tylko ciała, nie występują u duchów czystych (niematerialnych) Ty też masz ten sam błąd w umyśle, że intelekt miesza ci się z sercem automatycznie. Prawdy nie da się dowodzić sercem, mało tego, serce człowieka często myli, jeśli nie rozpoznajemy prawidłowo uczuć, nie odróżniamy ich od instynktów, albo kuszenia.
Stąd takie bełkoty u was. I ja muszę to cierpliwie znosić, i jeszcze przypisywanie mi pychy, kiedy ZNAKIEM pychy jest fałsz, błąd w prawdzie, bo pokora jest bliskością prawdy, okupiona ciężką pracą której nie widać.
Nie zauważyłam, że tam odpowiedziałeś, więc jeszcze raz, powoli wyjaśnię.
Było tak;- nakazałeś mi, bym przejrzała wstecz, gdzie zrobiłam błędy. Ja cię poprosiłam, byś ty mi je pokazał, bo ich nie widzę. Potem była taka wymiana;
po której wyjaśniłam ci że na spowiedzi spowiadamy się z tego co widzimy, a to czego nie widzimy a jest, nie możemy wyspowiadać, bo nasza świadomość tego nie widzi. Ty nadal się upierasz, więc jeszcze raz powiem;
Człowiek nie ma pełnej świadomości siebie nigdy, ma ją w momencie śmierci, kiedy przychodzi sąd pierwszy, czyli widzenie całego życia w całej Prawdzie.
Jezus wysyłał apostołów po dwóch, bo jeśli jeden błądził i tego nie widział, drugi co widział, zwracał mu uwagę, po to też jest mężczyzna i kobieta by w ten sposób sobie pomagać, np. nie widzisz, że twoja miłość do żony osłabła, ale ona to widzi i sygnalizuje to wtedy masz obowiązek pochylić się nad tym co ona mówi, choć u siebie nie widzisz tego co ona widzi. Ponieważ nie widzisz, nie spowiadasz się z tego, mało tego, grzeszysz podwójnie, bo nie wykazujesz dobrej woli, czyli miłości nie pochylając się nad tym co usiłuje ci powiedzieć żona, lekcewazysz to. Czynisz tym grzech przeciwko miłości. Nawet jeśli ona się myli, masz obowiązek ją wysłuchać i wytłumaczyć, że nie ma racji, lub grzeszy czymś wobec ciebie i tego nie widzi, więc nie spowiada, więc jej zbawienia jest zagrożone itd. To ciężkie rozmowy, wiem, ale są właśnie po to, by się wzajemnie doskonalić, ćwiczyć w dobrej woli, poznawać, iść ku prawdzie.
Mam więc rację, – to czego człowiek w sobie nie widzi, nie zobaczy prędko, jeśli drugi mu nie pomoże, i on nad tą pomocą, pouczeniem winien się pochylić, zamiast oskarżać drugiego, czuć do niego niechęć.
Czy już rozumiesz, czy nadal będziesz twierdzić, że człowiek na spowiedzi widzi wszystkie swoje grzechy, bo zrobił rachunek sumienia i już wszystko wie.
Widziałam ludzi, których grzechy były jak słonie, a ich nie widzieli i nie chcieli widzieć, dosłownie pod łóżko by się schowali by ich nie usłyszeć, nie zobaczyć. Widziałam człowieka, który zdradzał żonę i twierdził, że nie musi się z tego spowiadać, bo to żona jest temu winna!
Czy on widział swój grzech przy spowiedzi? Nie widział. Kiedy mu tłumaczyć, zabiłby, a nie przyznałby się że grzeszy.
Widziałam bogatych ludzi, którzy płacili swoim pracownikom stawkę poniżej minimum i twierdzili, że nie grzeszą, bo taki jest wolny rynek, że jest nadwyżka pracowników i mogą to robić. Oni chodzili do spowiedzi i nie spowiadali tego. Spowiadali się więc z tego co widzą u siebie.
A teraz mnie przeproś za oszczerstwa- co jest tobie potrzebne, nie mnie.
Ale wiesz co? Space moim zdaniem podobnie jak Ty frustruje się brakiem zrozumienia, co przetwarza się u niego na zniecierpliwienie, irytację i podejrzewanie drgiej strony (Ciebie) o błędy lub złą wolę.
Wydaje mi się, że zupełnie nie doceniasz różnic w rozumieniu pojęć i zdań.
Przynajmniej jeśli chodzi o nasze dyskusje, to najczęściej sprowadzały się do wyjaśnienia znaczeń, ale wcześniej zużywaliśmy mnóstwo energii przez zakładanie, że używając tych samych słów mamy to samo na myśli.
Tak, ”ośle” płynie tu z całości kontekstu, – wyraża troskę, ale i zniecierpliwienie, jest wtedy skarceniem. To ten charyzmat karcenia, tysiąc słów pouczenia i jedno słowo skarcenia.
Może być taka cena za moją ”usługę”?
Tak, i miałby do tego prawo, gdyby zamiast oglądania Mangi poszperał w googlach za znaczeniem pojęć, lub poświęcił więcej czasu na medytację nad Biblią. Ponieważ mu się dokładnie przyjrzałam i rozpoznałam żródło jego choroby, miałam prawo go skarcić, skoro wcześniej 77 razy prosiłam, by zadał sobie trud, zamiast mnie dociskać- ja wtedy idę do google szukać dla niego cytatu. On się mną wyręcza, bo ”nie ma czasu”. A ja go mam?
On zakłada, jak wielu, że ja go muszę mieć dla niego, co nieraz podkreślał. To jest bezczelność smarkacza. Tak to odbieram i mam tu świętą rację. Na niego trzeba kija, bo chyba ktoś w dzieciństwie zaniedbał jego ”karcenie”.
Delfin do ciebie napisał powyżej.
Łomatko, cała teoria zbawienia przez karcenie.
Czy Ty nie próbujesz zastąpić aktu zawierzenia Chrystusowi aktem zawierzenia karcącym bliźnim?
Czy Chrystus nie chciał abyśmy ćwiczyli się w dostrzeganiu własnych win, zamiast wysługiwać cudzym sumieniem?
Nawet lekcja o napomnieniu braterskim zaczyna się od “Gdy brat twój zgrzeszy przeciw Tobie”. Chyba nigdzie nie ma zalecenia, by napominać bliźnich w innym przypadku.
//Czy on widział swój grzech przy spowiedzi? Nie widział. Kiedy mu tłumaczyć, zabiłby, a nie przyznałby się że grzeszy.//
No właśnie. Jeśli ktoś sam nie chce zobaczyć, karceniem się mu wzroku nie poprawi.
Jeśli czujesz się ”pogardzony”, słyszysz pogardę tam, gdzie jej nie ma. To Twój problem.
”Czynię zło z własnej woli, doznaję zła z wyroków Bożych”– ”Wyznania” św. Augustyna
//Po pierwsze, gdy klikam w „Odpowiedz” w tym komencie to mnie przenosi do wątku „Odbanowałem Circ”. To jest nieuczciwe i ja przeciw stosowaniu techniki, w sensie samej techniki, na klientach protestuję. Nie protestuję polemicznie, ale raczej (a raczej zdecydowanie :) tak, aby odstąpić od inicjatywy Legionu jeśli takie mają być kryteria postępowania w życiu wobec użytkowników serwisu. Może podkreślę: SERWISU.//
No i znowu chcesz zwrócić na siebie uwagę. Oflaguj się. Piketuj.
Zorganizuj marsz. Masz wiele możliwości.
Witaj DelfInnie. Na moje oko to jest notka Asadowa, który do jej treści skopiował część komentarzy z notki “Odbanowałem Circ”, kopiując tym samym linki z tamtej notki. Klikając [Odpowiedz] w treści notki używasz skopiownego linku, który prowadzi do oryginalnej notki. Komentarze pod notką działają prawidłowo, nie przenoszą do innej notki. Dziwię się zatem, że do mnie kierujesz to zapytanie, nie wiem dlaczego zarzucasz mi nieuczciwość i nie wiem, co te linki komenty mają wspólnego z moim apelem, który cytujesz.
Być może jest jakaś kucha. Proszę o więcej info, jak to się objawia, że nie działa. Czy możesz edytować swoje stare komentarze? Rozwiń ten temat najlepiej po notką, gdzie jest mowa o edycji komentarzy i tych 15-tu minutach.
Zgoda, to chyba kwestia akcentów. Dla Ciebie te informacje są ważne i chcesz je widzieć w formie notki. Dla mnie temat odbanowania kogoś nie jest tak ważny. I na tym można by niby zakończyć rozważania, jeśli to byłby zamknięty portal jakiejś wspólnoty. Ja intencje ojców i matek jego założycieli rozumiałem w ten sposób, że portal ma zwierać wartościowe treści adresowane na zewnątrz do ludzi. Stawiam się teraz w pozycji takiego kogoś, kto przychodzi na nieznany mu portal i widzi na głównej stronie ciężką polemikę, co pani X powiedziała panu Y i dlaczego została zbanowana, a potem odbanowana w wyniku amnestii, i mnie (tego człowieka z zewnątrz) mało to interesuje. Wystarczyłby komentarz, np. pod Regulaminem. Wtedy kolejne komentarze siłą rzeczy odnosiłyby się do banowania i Regulaminu i też mógłbyś dowiedzieć się, “że jest osoba, która łamie reguły przyjęte/(u)stanowione”.
Do Pana Boga z pretensjami, że charyzmaty pouczania rozdaje. W angielskich szkołach prywatnych karci się (włącznie z karami cielesnymi) uczniów od zawsze do dzisiaj. Jak się to rodzicom nie podoba, mogą wysłać dzieci do szkół dla robotników i kolorowych, opartych na neomarksizmie w których nie wolno stosować żadnych kar, za to jest tam psycholog. Z tych ostatnich wychodzi najwięcej przestępców (statystyka)i ludzi nieogarniętych życiowo.
Mnie ojciec kilka razy stłukł, w szkole dostawałam linijką po łapach, a w liceum i na studiach nieraz słyszałam, że jestem osioł. Dziś jestem wdzięczna moim wychowawcom przede wszystkim za te kary, ale też za ich wielkie poświęcenie w nauczaniu, poświęcali własny czas i douczali nas po lekcjach i w domu za darmo, jak nie dawaliśmy sobie rady.
Powiem ci Markul, że od dawna mam cię po dziurki w nosie, ale o tym dotąd chyba nie mówiłam. Najchętniej bym Cię nie poznała, bo po co mi to.
Staram się jednak o cierpliwość dla ciebie, z powodu wierności Bogu i jego darom, choć tylko ja wiem, że przekroczyłeś moją granicę cierpliwości i chęci rozmowy z tobą wielokrotnie.
Oczywiście Markul nie musisz ze mną rozmawiać, a ja z Tobą i może zróbmy sobie przerwę. Po prostu nie odzywaj się pod moimi komentami i notkami przez 3 dni.
Widzisz, jak jestem łagodna w kar-ceniu, w porównaniu z Tobą. Nie widzisz belki, ale drzazgę? Masz prawo, ale czy wyspowiadałeś ten grzech? widziałeś go u siebie?
Sam mówisz-kto chce pouczać, niech sam się wpierw naprawi.
Rozwadniasz temat. Albo tego nie kontrolujesz, albo – zastanawiam się już – robisz to celowo manipulując i uciekając od problemu. Rozpisywanie się teraz na temat moich grzechów i tego, z czego powinienem się spowiadać w kontekście mojej miłości do żony to jest jakieś kuriozum, zasłona dymna, którą rozpuszczasz tutaj, aby ukryć swoje błędy w gąszczu swoich imaginacji na temat moich spraw osobistych.
W zasadniczej sprawie Twój tok rozumowania i argumenty są nieprawidłowe. Po pierwsze, wskazuję Tobie błędy popełnione w tym co piszesz na publicznie dostępnej stronie. To nie są grzechy, które rozważamy w naszym sumieniu, choć i te błędy widzimy (nie jest istotne, że nie wszystkie). Rozmowa z Tobą wygląda w uproszczeniu tak.
Poruszyciel: popełniłaś błąd, przyjrzyj się
Circ: ty robisz błąd, bo człowiek nie widzi własnych błędów
itd. pisząc za chwilę, że człowiek widzi własne błędy.
Czytając własny komentarz można znaleźć własny błąd. Warunkiem koniecznym jest wola przeczytania tego, co się napisało. W Tobie jej nie ma. Jest za to aksjomat “nie ma błędów”. Czy nadal upierasz się, że człowiek czytając własny tekst nie może zobaczyć własnego błędu? O tym tutaj rozmawiamy i o to Ciebie poprosiłem.
Po drugie, nawet w przypadku rozmowy o grzechach stosujesz nieuprawnione uogólnienie, na podstawie którego głosisz fałszywą tezę. Dla zobrazowania przyjrzyj się temu dialogowi.
Poruszyciel: człowiek widzi gołym okiem gwiazdy
Circ: człowiek nie widzi gwiazd, bo są w kosmosie tak odległe gwiazdy, że ich nie widzi gołym okiem
Z faktu, że człowiek nie widzi wszystkich swoich grzechów, głosisz tezę ogólną i fałszywą, że człowiek nie widzi swoich grzechów. Stosując tę technikę możesz zanegować tezę, że człowiek może chodzić, wskazując człowieka na wózku inwalidzkim, który nie może chodzić. To jest Twój tok rozumowania w naszej rozmowie.
Chętnie to zrobię. Proszę najpierw, choć nie jest to mój warunek, abyś przyznała, że dokonałaś błędnego i pochopnego sądu, nazywając mnie wcześniej luterskim heretykiem (to było oszczerstwo), do czego nie przyznałaś się i za to nie przeprosiłaś. Zamiast przyznać się do pochopnego sądu (o tym wtedy rozmawialiśmy) w swoim stylu zaczęłaś pisać na inny temat. Jednak warunkiem moich przeprosin jest wykazanie, że użyte przeze mnie słowa były oszczerstwem. Które to słowa?
Możesz po prostu wyjść. Nikt cię nie trzyma. Czy twoje wpisy to jakaś tajemnica panstwowa i są tak cenne, że muszą zniknąć? Ty po prostu zniknij, a cię nie będzie.
spadaj-spierdalej, zajmij sie swoimi sprawami, dziećmi, mężem,tam prawdy poszukaj o sobie- jest blisko.
/”szybka”jesteś, lustro veNeckie masz, wbudowane?/
plonk
Ręce opadają.
Odpowiedz mi. Czy człowiek może jedne błędy w sobie widzieć, a drugich nie widzieć?
Kiedy pisze, że je widzi robiąc Rachunek, to znaczy że jest w stanie zobaczyć te, które on sam jest w stanie zobaczyć.
A kiedy pisze, że człowiek nie widzi własnych błędów, to MA NA MYŚLI te, które może zobaczyć tylko wtedy, kiedy mu ktoś je wskaże. To i to jest prawdą, zalezy tylko od kontekstu rozmowy którą z nich się przywołuje.
Pełna prawda to ta, że są jedne i drugie w nas i dlatego przed spowiedzią powinno się pójść do najbliższych, wyrazić żal przedmiotowy i poprosić o wybaczenie, a wtedy drugi ma prawo i obowiązek przypomnieć jakiś grzech nieprzeproszony, pominięty, nieuświadomiony, taki, który rzuca się cieniem i powoduje, że coś gnije, że wyblakła radość między nami.
Przecież ja cię nie spowiadam i nie piszę przedmiotowo o twojej żonie, ale daję przykład;- Jezus wysyłał apostołów po dwóch, bo jeśli jeden błądził i tego nie widział, drugi co widział, zwracał mu uwagę, po to też jest mężczyzna i kobieta by w ten sposób sobie pomagać, np. nie widzisz, że twoja miłość do żony osłabła,… Tak samo jak ty możesz do mnie napisać dając mi przykład męża, lub dzieci.
Mam wrażenie, że albo ja zwariowałam, albo świat jest bardzo chory, a każdy prawie przewrażliwiony na swoim punkcie i ma złą wolę.
Jak wy sobie wyobrażacie w takim razie forum dyskusyjne? Ze zrobimy tu rewię naszych zalet i poklepywania? Ze będziemy wstawiać wyszlifowane notki o nas samych, przedstawiających nas czystych jako aniołów w niebie?
Toż to popisy próżności, a jak ruszyć, próchno się sypie z tych laurek.
Wszyscy wołali, że chcą księdza, kapłana, duszpasterza, a jak Markul przyprowadził, to 5 osób wypełniło ankietę?
Pokazaliście Himalaje pychy, tyle wam powiem. Wstążka u spódnicy wam przeszkadza jak złej baletnicy. Dobrej woli za grosz, wymagania wobec innych tylko. Od siebie nic. A co jeden to większy katolik, tylko badaniu nie chce się poddać, bo co? z pokory?
W dyscyplinach humanistycznych NIE ISTNIEJE nic takiego jak wiedza naukowa. Wszystko jest kwestią punktu widzenia i uzgodnienia w danej grupie ludzi.
Wiedza naukowa może istnieć tylko w dyscyplinach, w których wiedza w sposób jednoznaczny definiuje odpowiedź na zadane pytania. To znaczy w naukach ścisłych.
Dwóch matematyków nie może jednocześnie udowodnić prawdziwości dwóch sprzecznych równań matematycznych. Natomiast dwóch artystów jak najbardziej może udowodnić prawdziwość dwóch sprzecznych tez i obaj mogą mieć rację z pewnego punktu widzenia.
Dlatego właśnie istnieje powiedzenie, że w każdej dyscyplinie jest tylko tyle wiedzy, ile jest w niej matematyki.
@Circ
Jesteś zaślepiona to i na oślep strzelasz. Z Bogiem.
Po pierwsze ja tam o żądnego księdza nie wołałem, więc nie uogólniaj, że wszyscy.
Po drugie nawet nie zauważyłem żadnej ankiety i w sumie to nie miałem dziś na nią czasu.
no nie, Ptachó wołał o kapłana, KOSSAbrrR musiem przecia oświadczyła. Nie wypaliło – windom było o-niebo…bliżej…….
Jestem bacznym obserwatorem przyrody.
Szczególnie tej ożywionej.
Szczególnie Kobiet.
W życiu jeszcze nie widziałem takich cudów jakie wyczynia Pani Circ.
Panie Tfurju, proszę, niech Pan nie dezerteruje. Każdy chłop tutaj na wagę złota.
Istnieje. Teologia to nauka. Filozofia to też nauka, a filozofia katolicka opiera się na Prawdzie Objawionej i metodyce naukowej.
Udowodnić na gruncie naukowym tylko częściowo i tylko warsztat, ale dzieło sztuki to przede wszystkim dzieło ducha i ludzie duchowi je rozpoznają niezależnie od siebie. To wiedza duchowa, wlana, jak wiara, to część charyzmatu rozpoznawania duchów. Duch dzieła też jest duchem. ”Po owocach.”
Co do duchowości też obejmuje ją częściowo nauka, np. o harmonii, złotym podziale, formach silnych i słabych, itd. Są opracowania naukowe, dla krytyków, choć rzadkie, np. Vitruwiusza, lub Strzemińskiego. To jednak artystom nie potrzebne, bo mają od Boga.
Z Bogiem.
//W życiu jeszcze nie widziałem takich cudów jakie wyczynia Pani Circ.//
a bo-to dopiro szlifowanie formy, pełną ma za parę miesięcy złapać. Cir.ca “lipiec-w grudzień”. Wtedy sie-mBądzieDziało! DOpiro notkamy trzaŚnie.
Nie uciekam – czekam na kasacjem…Hasło upowszechniam. To nie ja, to inna …tfur-ja /żeńska/. wszystkie “pcie” przechodzę /z qqnder”/
zdrówka
Nie. Teologia nie ma nic wspólnego z naukami ścisłymi. Filozofia także. Teologia ani filozofia nie mają kompetencji naukowego udowadniania czegokolwiek. Kto twierdzi inaczej, ten jest kłamcą.
Istnieje wyraźna granica pomiędzy wiedzą naukową a WIARĄ. Kto ją przekracza, ten kompromituje w ten sposób cały Kościół Katolicki. Tej granicy nikomu nie wolno nigdy przekraczać, z żadnej strony. Ani nauka nie może orzekać w kwestiach wiary, ani wiara w kwestiach stricte naukowych.
Udowodnić na gruncie naukowym tylko częściowo i tylko warsztat,
Ocena warsztatu artysty w żadnym wypadku nie ma charakteru faktów naukowych. Jak wszystko w dyscyplinach humanistycznych, także i warsztat artysty jest punktem widzenia.
Czyli opiera się w pierwszym rzędzie na tezie o istnieniu Boga. Tezie NIEUDOWODNIONEJ i co za tym idzie bezwartościowej dla nauki.
Ponownie apeluję, nie mieszaj pozbawionej dowodów wiary w Boga do faktów strocte naukowych. ten sposób myślenia został doszczętnie skompromitowany już bardzo dawno temu.
Nie tylko nauki ścisłe są nauką. Filozofia nie jest nauką ścisłą, są też nauki humanistyczne.Już Grecy udowodnili że jest Jeden Bóg, bez Objawienia. Nauka Kościoła to nauka opierająca się na metodologii Greków.
Na czym polega nauka Kościoła
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/wprowadzenie_dogm2.html
Co jest jej przedmiotem
http://www.teologia.pl/m_k/start.htm
Benedykt XVI ma inny pogląd w sprawie statusu teologii. Przeciwstawił się kwestionowaniu zasadności uznawania pytań o Boga za naukowe w tzw. wykładzie ratyzbońskim (“Wiara, rozum” 12 września 2006 roku, Uniwersytet w Ratyzbonie).