Z Danką siedziałyśmy po nocach nad projektami w jej pokoiku w Akademiku przy ul. Dzierżyńskiego wtedy, potem Lea. Przychodziłam tam gościnnie, bo wynajmowałam pokój w mieście. Pokoik Dany to było łóżko i tyle samo miejsca obok, mały stoliczek i jeszcze wąska szafa. Jedna z nas rozkładała się na łóżku. Potem było lepiej, bo mogłyśmy korzystać z pracowni na strychu. To był kultowy akademik, działy się tam dziwne rzeczy. Potem przeniesiono część ludzi na Wybickiego, do byłej Katowni UB, gdzie straszyło w podziemiach w których były prysznice. Drugi rok studiów zawaliłam i spadłam, ale przyjaźń z Danuśką została na całe życie. Dziś spotykamy się kiedy ona bywa w Polsce, częściej rozmawiamy telefonicznie, a nasze pogaduszki trwają czasem godzinami i jest tak, jakby nie upłynęły te lata, ciągle mamy sobie wiele do powiedzenia. Tęskno mi za nią, a jej za Polską, ale za tą kiedy wszystko było proste jak młodość. Podziwiałam ją zawsze za radość , jakby rajską i serdeczny śmiech z byle powodu, jakby z głębi jej radości i naiwności dziecka. Kiedyś oświadczyła, że bloki są fajne i że zawsze chciała mieszkać w bloku, bo tam jest dużo ludzi, nie w domu, jak u niej na wsi. To było dla architektów ”oburzające”, a jednak w ustach Danki rozbrajało nasze nadęcie, dystansowało do ”wiedzy”. Opowiadała też swoje niesamowite sny-sniło jej się kiedyś, że konduktor zamiast biletów przyjmuje placki ziemniaczane ;-))). Nie wiem czemu po tylu latach pamiętam właśnie tak nieistotne szczegóły;-))
Written by Arleta Sziler
Dana Gnat Siniarska: Na początek serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników.
Mówisz, że “kolorowe i radosne”. Tak, to prawda. Wiele osób tak odbiera moje malarstwo. Będąc z natury osobą pozytywnie nastawioną do życia i ludzi podświadomie przelewam to na obrazy. Malarstwem zaczęłam interesować się od wczesnego dzieciństwa, tzn. od ok. 5 roku życia. Potem było Liceum Sztuk Plastycznych w Jarosławiu i Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie.
DGS: Kariera to duże słowo. Nazwałabym to raczej działalnością artystyczną.
Uprawianie sztuki było zawsze na drugim miejscu po prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci. W miarę ubywania obowiązków domowych działania twórcze zajmują więcej czasu i pochłaniają coraz więcej emocji.
Moja ulubiona technika malarska to akryla na płótnie. Ostatnio wystawy wzbogacam o instalacje tak jak na ostatniej wystawie. W moich działaniach instalacja to obiekt trójwymiarowy łączący ze sobą malarstwo i rzeźbę.
Asz: Czy do tego, żeby stać się artystą, trzeba urodzić się w domu artystów lub mieć talent?
DGS: Aby stać się artystą nie wystarczy mieć tylko talent. W potocznym mniemaniu talent znaczy, że ktoś potrafi ładnie malować, rysować, itd. To tylko punkt wyjściowy. Trzeba tę umiejętność wykorzystać w przekazaniu jakiejś wiadomości. Robimy to za pomocą własnego języka artystycznego zwanego również artysty stylem, do którego dochodzi się po latach praktyki. Artysta to człowiek o krytycznym spojrzeniu na świat. Nazwałabym to rodzajem szczególnej wrażliwości. Uważam, że nie trzeba urodzić się w domu artystów, aby zostać artystą.
ASz: Czy uważasz, że spełniłaś się jako artystka tu w Kanadzie, na emigracji?
DGS: Uważam, że spełniłam się jako artystka tylko częściowo. Wybrałam na pierwszym miejscu rodzinę, a twórczość artystyczną jako drugą ważną rzecz w moim życiu. Tak, jak w każdej działalności wyniki są proporcjonalne do włożonej pracy i emocji. Myślę, że nie zmieniłabym tych proporcji.
ASz: Masz męża, dom, 4 dorosłych dzieci… ostatnio zostałaś babcią. Proszę powiedz, jak pogodziłaś te wszystkie role, w dodatku cały czas malując?
DGS: Bardzo ciężko pracuję (mimo, że urodziłam się w niedzielę), aby to wszystko pogodzić. Jestem bardzo zorganizowana w pracach domowych.
W działalności artystycznej nie da się niestety być zorganizowanym. Oznaczałoby to rutynę. Rutyna dla artysty oznacza stagnację. Obowiązkiem artysty jest poszukiwanie nowych rozwiązań w swoich działaniach. Artysta musi mieć nastawienie krytyczne do tego co robi. Musi ciągle wprowadzać zmiany w tym, co robi. To bardzo stresujący proces, przynajmniej dla mnie. Dotyczy to tzw. sztuki czystej. Sztuka czysta jest wtedy, kiedy artysta tworzy to co chce. Sztuka komercyjna jest wtedy, gdy artysta tworzy w taki sposób, w jaki oczekuje tego od niego zleceniodawca, czyli ten kto płaci.
ASz: Co jest dla ciebie ważniejsze, sztuka czy rodzina?
DGS: Oczywiście rodzina.
ASz: Jak widzi twoją działalność artystyczną twój mąż Andrzej, z wykształcenia artysta i inżynier?
DGS: Mąż Andrzej popiera i częściowo sponsoruje moje działania.
ASz: Ostatnio miałaś wystawę w Artspeak Gallery w Windsor. Powiedz coś o tej wystawie?
DGS: Tytuł mojej ostatniej wystawy brzmiał “Contradictions”. Ktoś ze zwiedzających powiedział, że wystawa mówi o czasach, w których obecnie żyjemy. Tak, to prawda. Używając języka wizualnego opowiedziałam o zachowaniach ludzkich i o tym, jak tolerancja działań nietypowych pomaga zmienić przyszłość na lepszą. Dla przekory opowiedziałam tę samą sytuację, ale w innej przestrzeni czasowej. Tym razem działania nietypowe są normą i odwrotnie. Wystawa składała się z dwóch zestawów obrazów i dwóch instalacji będących wzajemnym zaprzeczeniem. Rezultat zaprzeczenia podkreśliłam używając kontrastowych kolorów i ustawiając obydwa zestawy po przeciwnych stronach Galerii.
ASz: Czy możesz zdradzić swoje plany na przyszłość?
DGS: Mam wiele pomysłów na następne serie obrazów. Chcę też więcej czasu poświęcić na promocję mojej sztuki. Byłam kiedyś na odczycie znanej kanadyjskiej artystki. Powiedziała, że na promocję swojej sztuki poświęca 70% czasu przeznaczonego na działania związane ze sztuką. Dało mi to dużo do myślenia. Problem w tym, że nie lubię tego robić, ale chyba nie mam wyjścia.
ASz: Czy planowałaś włączenie się w życie Polonii w Kanadzie i dlaczego zostałaś członkinią Federacji Polek w Kanadzie?
DGS: W życie Polonii włączyłam się zaraz po przyjeździe do Kanady. Dzieci należały do harcerstwa, chodziły do szkoły polskiej, jeździły na obozy harcerskie. Była też budowa nowego kościoła w Scarborough (Toronto). Okazji do pomocy było mnóstwo. W Windsor przez ostatnie 3 lata jestem odpowiedzialna za przygotowanie wystawy polskiej w czasie festiwalu miejskiego „Carusel of the Nations”. Razem z Siostrami Urszulankami i wolontariuszami przygotowujemy co roku nową wystawę na tą okazję. Co roku w połowie czerwca w weekend zwiedza ją setki osób i jest to okazja do promowania Polski nie tylko wśród Polonii, ale i wśród społeczności kanadyjskiej. A członkinią Federacji Polek w Kanadzie zostałam kilka lat temu, zaraz po przyjeździe do Windsor. Będąc w Art Gallery of Windsor poznałam panią, która mnie zaprosiła na zebranie Federacji i już zostałam. Jesteśmy wszystkie dobrymi koleżankami.
ASz: Co chciałabyś, aby czytający ten wywiad ludzie zapamiętali; masz jakiś sekret lub radę czy obserwację?
DGS: Może zacytuję moją mamę: “Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, to będzie dobrze”.
“Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, to będzie dobrze”.
I tego się trzymajmy :)
Moja babcia mawiała, że – nie ma nic złego co by na dobre nie wyszło- mówiła przysłowiami, znała ich tysiące, na każdą okazję, może też je tworzyła.
Piękne historie.
Z jednym zastrzeżeniem…
Kultowy akademik (jeśli można użyć takiego sformułowania na określenie tego miejsca i budynku) to jest przy Kapelance.
Byłem, wegetowałem.
Napiszę jedno – żaden rodzic nie powinien tam wysyłać swojej córki. Jeśli kocha córeczkę.
Horror.
Choć dla mnie było bosko…!
ASP’owcy wszyscy krajów łączmy się.
//przy Kapelance.//
Nie znam. To akademik ASP?
A co Pan tu o ”córeczkach” opowiada i że Panu było ”bosko”.
Mógłby Pan to zachować dla siebie, bo nic to nie wnosi do ogólnego dyskursu, poza niesmakiem i robi złą sławę artystom, nieuzasadnioną.
W tej dziedzinie jest tak samo jak wszędzie, a jeśli gorzej, to tylko wina czasów i nas wszystkich, m. in Pana, o ile dobrze zrozumiałam.
DGS: tolerancja działań nietypowych pomaga zmienić przyszłość na lepszą.
Ciekawe, co p. Danka miała na myśli, bo to zdanie trochę elektryzuje, można odczytać jako tolerancję dla nienormalności. Lepsze ma pojawić się poprzez sprzeczność zderzenia typowego z nietypowym.
Piękna historia. Zazwyczaj, przyjaźnie trudno jest podtrzymywać na odległość, chyba że na odległość zostały zawiązane.
A Pani jak zwykle osa.
Danka miała na myśli Ducha św. który działa niestereotypowo, nie zawsze zgodnie z oczekiwaniami, zaskakująco. Jest to działanie ”wyższe”. Nie bójmy się tego słowa. Tolerujmy to z dobrą wolą, jeśli już nie stać nas na refleksję.
Czy ”normalność” to wzorzec, omnipotentne dobro? Ja wolę towarzystwo szaleńców. To źle?
Tak, przyjaźń to miłość bez seksu.
no wie Pani…
Maly dodatek: Za dzialanosc spoleczna w Federacji Polek w Kanadzie w kwietniu 2013 roku, pani Dana Gnat-Siniarska od Prowincji Ontario otrzymala Odznake Voluntariusza.
Gratulacje!