Skoro taka moda na opowiadania, to może tym razem ja też rąbnę historyjkę.
Był raz sobie wróbelek.
Nadeszła zima. Zmarznięty wróbelek skakał po jezdni, aby w tych ciężkich okolicznościach przyrody znaleźć coś do zjedzenia, kiedy nagle pac! I spadły na niego końskie jabłka, które zagrzebały go w g… po uszy.
Wróbelek w pierwszej chwili się przestraszył, ale po chwili zrobiło mu się ciepło i zadowolony zaczął ćwierkać.
Niestety, usłyszał to ćwierkanie przechodzący tamtędy lis i wróbelka zeżarł.
A teraz trzy morały, jakie wynikają z tej historii.
Po pierwsze: Nie każdy, kto wrzuci cię w g…. to wróg.
Po drugie: Nie każdy, kto cię z tego g…. wyciągnie to przyjaciel.
Po trzecie: Pamiętaj, jak siedzisz w g…… po uszy, to nie ćwierkaj.
Tadzinek podszedł do swojego ENIACa, zarzucił kable zasilające na druty idące do zameczku Glorii, aż światła w zameczku przygasły. Gloria wychynęła z okna wieży i wypaliła z dwururki w kierunku Tadzinka, ale ten przezornie schował się za cielskiem ENIACa.
Spojrzał na ekran, wklepał hasło i wszedł na jaja. Popatrzył, oczy mu się zaszkliły i uderzył w bek, bo jego wygrzebany na strychu wierszyk spadł do piwnicy. Przez łzy zaczął czytać co na monochromatycznym ekranie było napisane.
Zaczął się dusić ze śmiechu, choć niezbyt dobrze odczytał przesłanie autorki.
Przyciągnął ręką lewą, zgiętą nogę do pośladka i skacząc na drugiej darł się w niebogłosy:
– Gówno, gówno, gówno, aż do kolejnego ataku śmiechu.
Hep! – Gryzeldzie odbijalo sie opowiadaniami, fuchami, zjelczalym freonem i kometa. – Fszystko – hep- tylko nie opowiadania!
hep
Fszyssstko. Dla obrony jaj. Bezjajecznosc bywa szkodliwa dla otoczenia, czego nader liczne przyklady widzielim.
Hep!
BUUUU !!!! WRRRR !!! PSIACHMAĆ !!!
Straszę , bo podobno osobnikowi przestraszonemu z nagła, czkawka przechodzi.
“Końskie jabłka”?????
To krowie jak się będzie nazywać???- może naleśniki ze szpinakiem?
Tak na marginesie dopytuję tylko się:0
Zaś sprawa ptaszka jest niczym w przypadku takiego zagrożenia:
http://unspy.files.wordpress.com/2013/03/fema-zombie.jpg
Nie wiem czy sobie ludzkość poradzi z tym?
Pozdrawiam.
Ps.
Oczywiście przypowieść o ptaszku bardzo przednia:))))
Zaraz nas zakneblują;) za: deklinację guana, czkawkę podejrzanego pochodzenia i słowa niesłownikowe (“psiachmać” – któa n.b. mnie się spodobała – hihi). Oraz za zaszłości w postaci rowów, transzei z kanalizą, okopów i kanonierki z galotami.
Zaszłości siadły pod podgryzanym przez Gryzeldę płotem. Siadły i zaczęły odwijać owijacze, czekając na ciąg dalszy, który się zacukał, zastopował i w ogóle dławiło go.
Niom. A wyciąganie na siłę, przemocą, jak ten Związek Radziecki dla dobra a bez pytania, to… to mnie się uszami wylewa. I to gdzie! Na portalu katolickim a nie lewackim (bo dotychczas to oni byli takimi zbawcami na siłę i wbrew).
Lepiej już kończę, bo jak zarobię bana, to dosiego roku się spotkamy;))).
“Psiachmać” to zapożyczenie z “Chłopów” Reymonta.
Stary Boryna tak klął jak go wkurzyli.
Zagadka gramatyczno folklorystyczna:
Zdanie składające się z jednego słowa, zawierające podmiot, orzeczenie i pierwiastki ludowe.
Widzę, że Mme została na posterunku, aby dopatrzyć czy co tam się jeszcze nie tli.
Chyba chodziło o “pierwiastki litowe”?
Oby z tego jakiś wielki pożar się nie roztlił!
Ależ, jak się Mme wkurzy to odpali wulkan, a wtedy nie ma zmiłuj i p. o pięknym nazwisku zmięknie, excusez le mot, rura.
No żesz mówię przecie wyraźnie że ludowe.
Dla ułatwienia dodam że to słowo jest rzeczownikiem.
:-)
A tera, kombinujta.
Kto zgadnie, ten w ramach nagrody będzie mógł wyczyścić mojego Enfielda.
Jaciemoge.
D**a?
Został Ci jeszcze z wojny burskiej???
to nie rzeczownik ;-)
Nie wulkan tylko walkman (http://pl.wikipedia.org/wiki/Walkman), który zawsze przy sobie posiada celem ukojenia nerwów.
To pewnie rzeczownik , jak się domyślam ale gdzie to orzeczenie ? ;-)
No , blisko , blisko ale nie całkiem.
“Gdzie to orzeczenie?”- orzeczenie jest domyślne:)))))
Po wycofaniu na tyły i po przegrupowani p. o pięknym nazwisku ruszyła do przodu. Celowała w gacie wiszące na maszcie. Chciała zdobyć sztandar i osłabić nastroje bojowe w szeregach jajcarzy.
Albo może być taka wersja:
Sra*d**a
Trywialne i nietrafione.
No ale kompinuj Pan, kompinuj …
Ponieważ nie bardzo wiem o co tu chodzi – nie przybędę osobiście ale
per pro kura zagdakał i zniósł jajko
Czyniła to częściowo z myślą o osłabieniu morale walczących, ale głównie z chęci zdobycia szlachetnego przyodziewku na tę częśc ciała, gdzie plecy swą szlachetną nazwę tracą. Bo zima była sroga, a Wicherek czy inna telewizyjna łajza zapowiadała srogie mrozy jeszcze najmarniej tydzien.
Nie bój nic! My też nie. Coś wie sigma i KOSSOBOR, że tak powiem całościowo, a reszta tylko po kawałku.
To ja już nie mam innego pomysłu- wyczerpał mi się koncept:(
Per pro cura! Genialne! Tego jeszcze nie było. Zbieramy słowa na “q”, takie jak qqryku, qra, qper,qrwuazjer,qchnia etc.
W wolnym tłumaczeniu “per pro cura” oznacza “w imieniu kury”. to coś jak “durne prawo ale prawo” (dura lex sed lex)
Mme natychmiast jajo przechwyciła, okryła kapotą i dołączyła do zbioru jaj okrytych w bezpiecznym od ostrzału miejscu pod pierzynką
Morena spodnia przez jakiś czas nie reagowała na to, co się na niej wyrabia, ale w końcu nie strzymała. Skrzyknęła sie na fejsnuku z denną, czołową i boczną i na raz, dwa, trzy! wszystkie zdjęły spodnie i pokazały wrogowi odwrotną stronę medalu. Zapanowało pandemonium, koniec świata i ogólna degrengolada.
No, a zrobić komuś qq?
Powtarzam
Zdanie będące rzeczownikiem i zawierające : podmiot , orzeczenie i pierwiastki ludowe. :-)
Łolaboga;)
Kaziu, nie męcz ojca;)
Poczekaj jeszcze z ujawnianiem odpowiedzi. Bo to jest cos tak proste, ze az trudne. A do tego nowy jajcarz z fajnym wicem per pro qra wpadł a morena (deeeenna jak mawiaja u mnie na dzielni) spodnie zatentegowala. – Jaja, panie dzieju jak berety.
Gazrura, Tadziu. Też excusez le mot, natu”rlich.
Cóś troszku a propos (ale nie całkiem ;-) )
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Muzeum_Ludowe_Sromów
…że truje, natu”rlich.
Heej ! Czy widział tu kto moją nową narzeczoną ?
Ogłaszam wszem i wobec że znana tu wszystkim KOSSOBOR oświadczyła mi się na “diable i jego szczegółach” (czy też może raczej na “diable i jego detalach” , czy cóś takiego).
No w każdym razie ogłaszam w imieniu swoim i narzeczonej że oświadczyny jak najbardziej zostały przyjęte.
Póki co , non consumatum ale pozostałe Panie mogą już zacząć chlipać po kątach.
Ura !
Opadnięta wielokrotnie, podobnie jak i Mme, Gloria powlokła się do pracowni na wieży zameczku, gdyż gruszki “generał” niebezpiecznie zmieniały już kolor, a nawet kształty. Nie mówiąc o konsystencji. Akurat takiej, by udatnie przypieprzyć takim “generałem” neplowi, przechodzącemu mimo, lubo to czającemu się wśród wyciętych krzaków leszczyny.
Było cicho. Gwar bitewny natomiast wyraźnie przeniósł się na Teufelberg.
Gdzieś w oddali zadźwięczał dzwoneczkiem wiejski głupek i Gloria poczuła się raźniej. Wraz z qrfirstem rozpatrywała poważny problem: “czy medice, cura te ipsum” podchodzi pod “per pro qra”.
W tym celu zadzwoniła do Mme, ale Mme była zajęta układaniem mchu na dołku z jajami.
Ptachu, pełna formuła brzmi: “Ura! Dawaj czasy!”
Obserwująca przez lorgnon bój na Teufelbergu Gloria zauważyła bowiem dwóch normalnych /poza wiejskim głupkiem/ żołnierzy, jako to Tadzinka i von Trottila. /Dam tu, z oczywistych względów, nie przywołujemy, co nie znaczy, naturalnie, że ich nie zauważamy!/ Tadzinek, jako małolat, nie wchodził w grę mimo, że był dzielnym i zręcznym fajterem, no ale von Trottil – jak najbardziej. Poza tym koniecznym “von”, stosował bowiem proste fortele bojowe, co paniom zawsze imponowało. No i ten urok munduru na morenie mimo dymów bojowych… Ach, doprawdy…
Panie Ptaszniku!
Larum.
Pani Judyta się obraziła na ament i sobie poszła.
przesadzilimy
ja wrzuciłem ciasto, ale nie zdążyłem bo długo najsmakowitsze wybierałem, ech
Morena oczywiście była w spodniach, jak bystrze zauważył Zeb (mnie się kojarzy z rzeczownikiem “zdeb”, wina lezy wyłącznie po stronie moich skojarzeń a nie Zeba). Podobnie jak obaj borcy, czyli fajterzy (w spodniach, znaczy się).
A przeleżałe “generały” na ammo nadają się jak najbardziej! Coś jak pomidory, ale zapach bardziej elegancki.
Co, prawda ?
Ten wąs, ten mundur, ten mars na czole (poniżej jeżyka) i te srebrne ostrogi !
No i te zdolności wokalne:
Młody człowieku,
Zakonotuj to sobie, że w ogień i do niewiast trzeba z impetem.
Bo w sytuacji bojowej impet to grunt.
Zamiast zbierać truskaweczki , trzeba było od razu uderzać w komplimenta.
Uwiodłeś bezpardonowo i z marszu KOSSOBOR, dziewczę niewinne i naiwne, a teraz radzisz innym, jak to się robi?
A tymczasem inna leci karabinem maszynowym w “szczegółach”. Twoich.
I sama nie wiem: za mało zjadła, za dużo wypiła?
Panie Ptaszniku, już nie młody, ale chyba faktycznie nie zaprawiony tak w miłosnym rzemiośle jak Pan, Mistrzu…
impet – powiada Pan, zakonotuję sobie
Skąd wiedziałeś, że Gloria wprost uwielbia Aleksandra hrabiego Fredrę? A P. jako Papkin – AKURATNY, AKURATNY :)))
Moja przyjaciółka pisze o Fredrze książkę i odwiedziła prapra?wnuczkę hrabiego, panią Szepycką. I siedziała w fotelu Fredry!!!!!!!!
Anka /Anna Czerwińska – Rydel/pisze książki dla dzieci i młodzieży, w tym wiele książek o wielkich Polakach. Rozpirza tym w drabiazgi ten fatalny trend robienia z młodych beznarodowego bydła roboczego.
Chałwa i tapir mojej Rydel! Hough!!!
KOSSOBOR chwilowo udała się do stajni:
http://kossobor.nowyekran.pl/post/89598,gniada-klacz-z-lasu-prosi-o-pomoc
…spróbuję, choć trochę niezręcznie w tak doborowym towarzystwie: Palikot.
Warunki spełnia…: jedno słowo, rzeczownik (własny), zawiera podmiot, orzeczenie i pierwiastek ludowy(“opowiem Ci bajkę, jak kot palił fajkę”
Ale czy Czcigodny Poeta akurat to miał na myśli? Pozdrawiam o poranku.
Brrr…. aż mi się wątroba obróciła o 360 stopni.
Proszę nie wymieniać tego nazwiska w towarzystwie, bo to jest tak jakby Pan puścił (no , nieważne co. Otworzymy okno i się przewietrzy).
Nie trafił Pan , bo bajeczka o kotku nie jest napisana gwarą, więc brak tu pierwiastków ludowych.
Ale dobrze Pan kompinujesz, kompinuj Pan , kompinuj.
Pozdrawiam
A tak se dumam od wczoraj – czemu nie osobiście??
Żeby to ułatwić słowo wyjaśnienia: Gryzelda jest świnką morską. Rzadko kiedy coś mówi. Przeważnie rozważa (przeważnie przedmiotem rozważań jest ogłuszająca głupota władz czyli władziów Pchlewa), czasem robi. Przemyślenia ma takie, że się zastanawiam, czemu w przeciwieństwie do większości ob-li naszego miasta (Pchlewa), ona nie ma praw wyborczych!
Jednym słowem: abstrakcja i humor nonsensowny a wszystko w celu odreagowania abstrakcyjnej i nonsensownej rzeczywistości. Odskocznia, lekarstwo, endorfiny (które wydzielają się podczas śmiechu, a które znoszą skutki działania hormonów stresu). Jakby co, to się polecam(y).
Ups, zabrakło przecinka. Winno być “Żeby to ułatwić, słowo wyjaśnienia”. Dla usprawiedliwienia mej fiksacji na tle przecinka podam dowcip. Możecie mnie wyśmiać (to zdrowo), jeśli już go tu podawałam. Pointą jest różnica między dwoma prawie identycznymi zdaniami. Tym co je różni jest malutki przecinek. Zdania są następujące:
Moja stara piła leży w piwnicy.
Moja stara piła, leży w piwnicy.
(Ale co to będzie podmiot, orzeczenie i pierwiastki ludowe, to nadal mi się nie przyśniło.)
Ooops! Dziś dopiero zerknęłam, jaki to był “bal”… No, no…
Krowie to są placki. To ty nie wiesz?
Jak o poranku było jeszcze zimno i mokro na łące, to znalazłszy taki świerzy placek, zzuwało się trzewiki i z lubością stawało się w takim placku. Jedna z wczesnych rozkoszy.
No i od tamtych czasów nie mam żadnych grzybic stóp, czy innych haluxów.
Jak ja zacznę zapodawać słowa na Q, to znowu mnie wyrzucisz. Bo słownik na tą literę mam niezmiernie bogaty.
Dręczyciel paskudny!!!
Może ty byłeś wychowawcą w żłobku?!
Miałem specjalną dwukołową przyczepkę mocowaną do roweru- nie chwaląc się jedną jedyne takie cudo w promieniu co najmniej kilkudziesięciu kilometrów.
Nie to co dzisiejszymi czasy, gdy takie przyczepki są na porządku dziennym:)))
A więc mając tą przyczepkę, co kilka tygodni babcia wysyłała mnie po placki:))) na wielkie pastwisko. Placki te po namoczeniu w wodzie (bo w lato one na łące w silnych promieniach słońca schły na wiór, oczywiście jako świeżo zrobione przez krowę, były takie jak mówisz- czyli pachnące i miękkie, istny raj dla bosych stóp, gdy się w nich mocno przytupując taplało) służyły później do nawożenia nimi ogródka warzywnego.
Tak dobrych warzyw jak na tych placach rosły już nigdy później nie miałem okazji skosztować, bo to było niebo w gębie.
Uzupełnię jeszcze, aby ktoś nie pomyślał sobie, że zbierało się te wyschnięte w letnim, palącym słońcu ręcznie. Otóż, placki takie zbierało się szpadelkiem delikatnie go pod placek wsuwając i on wtedy pięknie się odklejał od podłoża nie pozostawiając na nim żadnego śladu. Dodam, że zeschnięty krowi placek wcale nie wydzielał właściwych mu aromatów, bo był suchy jak wiór, albo jak płyta pilśniowa, którą chyba każdy kiedyś widział.
W Afryce na ten przykład mieszkają sobie Masajowie w chatach podobnych do eskimoskich iglo, które to chaty są zrobione z drewnianego szkieletu, a od zewnątrz oblepione krowimi plackami.
W takich chatach nie ma żadnego podejrzanego aromatu, a jednocześnie są w dzień miło chłodne i ciemne, zaś w nocy nie tylko chronią przed wilgocią ros, ale również kumulują ciepło grzejąc w zimne noce swych lokatorów.
Na koniec mam pytanie:
Jak Masajki zachowują czystość, we wiadomym miejscu (a co nie można się zapytać?- przecież to normalna rzecz jest!!!) jeśli w buszu nie ma wody?
Pozdrawiam.
Oj tam! Za qnia na pewno Cię nie wyrzuci. Qne też pewno przetrzyma a tym bardziej niewinny qrnik. Staropolski język zna, więc za pasmanterię (qtas) też raczej nas nie pogoni (mam nadzieję, wielką jak sqrczymisio). A już taki qqruźnik czy qlomiot to się mogą nawet przydać q obronie twierdzy.
Miało być “qnĘ” – wtedy wiadomo o jakie zwierzątko chodzi.
Masajki czy tam jakieś inne Afrykanki włosy pielęgnują, czyszczą i zabezpieczają przed robactwem za pomocą gliny. Robią sobie dredy i je powlekają gliną. Wiadomo zaś, że glina z wodą to świetny zastępnik mydła a może nawet odwrotnie, tj. to mydło jest zastępnikiem gliny z wodą.
Na twarze robią sobie maseczki z białej gliny (ochrona przed słońcem – tak, tak!). Ale odwrotną stronę medalu? To nie wiem? Piaskiem???? No bo chyba nie krowią esencją?? NIe bądź wychowawca ze żłobka i powiedz, proszę!
Okadzają sobie to miejsce nad dymem!!!!
Ale nie radzę próbować tej metody, bo one to robią już od tysięcy lat, a więc wiedzą co i jak i nad czym.
Nieumiejętne naśladownictwo może skończyć się nadpaleniem pierza:)))))
Sprytne! Dobre! Jeśli jeszcze używają do tego roślin bogatych w olejki eteryczne (przeważnie grzybo- i bakteriobójcze), to można powiedzieć, że bidety im niepotrzebne.
Taaaa… U nas niektórzy wietrzą zamiast myć. Chyba jednak te Masajki z okadzaniem są lepsze.
A “nadpalenie pierza” to może być dodatkowa depilacja;))).
No właśnie metoda ta polega na okadzaniu jakimiś, tylko im znanymi ziołami.
Dodatkowo uzupełnię, że na różne okoliczności stosują one różne rodzaje ziół.
Zaś najciekawsze w tym wszystkim jest to, że nie robią one tego w jakiś specjalnie odosobnionych miejscach, tylko po kolacji gdy wszyscy kładą się spać, a ogień przygasa, wtedy sypią na ledwo tlący się żar, wcześniej przygotowane zioła.
Zaczynają się po tym roznosić aromatyczny- wręcz oszałamiający swym zapachem- bardzo gęsty dym, nad którym one, nie zdejmując, ani nie podwijając swych długich sukni, kucają. Suknie te wtedy jakby pełnią podwójną rolę: po pierwsze zasłaniają widok, a po drugie pełnią rolę klosza, pod którym dym ten się zbiera nie mogąc wyjść na zewnątrz.
Tak więc odkadzają one i swe swe ciało oraz za jednym zamachem i odzież, w której śpią. Bo kobiety te zawsze chodzą i śpią w tej samej odzieży.
Ciekawe czy mają de su pod spodem?????
Taaaa…..
Ale za inquba i inqubator, to już taki pewien nie jestem
Tem bardziej, że takien jeden inqub przybierał postać uwodzicielskiego mężczyzny. Jak taki Urban Jerzy na przykład
Azjaci z południa kontynentu zapodali mi, że my z tym naszym papirem miętkim, to jesteśmy bardzo niehigeniczni. Dosłownie fuuujjj…!!!!
Nie mają. Wiem na pewno (przynajmniej od Etiopii do dawnego RPA).
Bo tam prowadziłem badania.
Z inqbatora zawsze można qrcgalopkiem przejść na qrację, na którą się pojedzie obronną kotowatą, czyli qguarem sqbanym. Qcania z Masajkami nie mam odwagi Paniom polecać choć ja bym z ciekawości spróbowała. Już parę sqrczybycznych wynalazków im podobnych “barbarzyńców” qnkretnie mi pomogło, więc nie bojam się eksperymentów, nawet qcających. Zresztą one i tak bezpieczniejsze od np. qrary.
Zgadza się, nie mają. Wiem od świadkiń.
@AdNovum: Historia z tymi Masajkami przypomniała mi czytaną w szczenięctwie książkę jednego socjalisty (Dobrzański??). Otóż przekupki (że już napiszę w sposób powszechnie przyjęty i se podaruję “przeqpki”) na krakowskim rynku, podczas mrozów siadywały na czymś w rodzaju taboretu skrzyżowanego z piecykiem a to w celu ogrzewania się, żeby nie złapać “wilka” czy jakiejś paskudnej choroby z przeziębienia “odwrotnej strony swego medalu”. Nie pomnę, jak to ustrojstwo miało być zbudowane. W szczenięcej pamięci utkwiło mi żartobliwe zawołanie krakowskich uliczników “Po kiej paniusia wędzisz, kie na surowo też dobre?!”. Widać Masaje wolą wędzone;))). A na serio, w tamtejszych warunkach to zdaje się być skuteczną metodą utrzymania higieny i unikania infekcji, czy pasożytów (odzież). Tak więc, koniec końców, ja się z “wędzonych” Masajek śmiać nie będę. Zresztą pewna znajoma podrózniczka wyznała mi kiedyś, że w takich dziwnych krajach ona pilnie obserwuje “tubylców” i robi to co oni – od wyboru knajp, po wybór kosmetyków, bo to się w danych warunkach po prostu sprawdza.
Woyciechowa wzięła się za odkurzanie książek, ale najsampierw musiała na półkach umieścić książki, które leżały na nachkastliku. Rzuciła okiem na tytuły, a czegóż tam nie było:
Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni,
Ogniem i mieczem,
Krzyżacy,
Podręcznik małego terrorysty,
Materiały wybuchowe; krótki kurs pierwszego stopnia,
Sztuka dowodzenia,
Kak zakaliałas’ stal,
Sztuka wychodzenia z zasadzki,
Puszczanie balona, czyli krótka historia zwodzenia npla,
Podstawy prac dekarskich,
Smoła i jej wykorzystanie,
Pierze i puch.
Woyciechowa wiedziała, że pani nie czyta książek, bo jeno maluje dniami i nocami, a nie lubi by książki były plamione czymkolwiek.
– Kto to mógł to przytargać? – pomyślała.
Rozejrzała się wokoło. Racice tapira bezczelnie wystawały z otomany, tak jak wczoraj i przedwczoraj, więc to nie on. Dopiero tytuł ostatniej książki nasunął jej myśl, więc spojrzała na Qurfista, który rozpłaszczając się jak szkarłupnia, chował się za kupką diamentów.
Woyciechowa rzuciła w powietrze – Chyba jutro ugotuję pani rosół, bo od tych farb i werniksów to chyba trochę podupadła na zdrowiu. Pożywny rosołek dobrze jej zrobi.
Qurfist zadrżał od od ogona do grzebienia i na abarot’ i czym prędzej wtopił się w podłogę.
Woyciechowa otworzyła okno i wytrzepała książki. Rzuciła okiem w stronę Teufelbergu, a tam snuły się dymy wczorajszej pożogi, wałęsały się konie bez jeźdźców, a nawet jakaś kobita łaziła po polu słaniając się z lekka> Pod pachą trzymała puchar, chyba zrobionym ze złota i przerażającym głosem wieszczyła:
– Ene, due, rabe,rapete, papete und knot.
Woyciechowa szybko się przeżegnała i zatrzasnęła okno.
“wałęsały się konie bez jeźdźców” oraz jeźdźcy bez koni. A na postać wieszczycy Woyciechowa zareagowała prawidłowo. Gryzelda ostrzyła pazurki (pilniczek z diamentowym proszkiem, izgotowileno w CCCP, i oczywiście wolfram zamiast złota).
Jako, że teren dziwny i nieznany, tom chciał najpierw jakiego pro-kura-tora wysłać, coby rozpoznał i zdał meldunek.
Meldunek zdał, ale jednej nie przyjęli bo miała szyjkę trochę obitą (kto zna całego wica niech wyjaśnia), przeto myślę przyjdę z kompaniją, jaj naniose…
Zegar zagrał kura-nta, zagdakał i zniósł jajko.
P.S. nic mnie nie łączy z tę Gryzeldą.
Będąc w Pekinie, w Pałacu Zimowym, miałem okazję wysłuchać opowieści, jak sobie Cesarz radził sobie z ogrzewaniem. Właśnie tak, jak piszesz o Masajkach (też poznałem sporo w drodze na Kilimandżaro i w Tsavo-East i w Malindi)
Otóż tron cesarski, jak zresztą wszystkie stołki, fotele, na których siadał, miały ażurową konstrukcję i na dole metalowy pojemnik na żar. Strój był przebogaty i prawie sztywny jak karton, choć cały z jedwabiu. Więc cesarz miał stałe grzanie pod d..ą.
Acha, wymieniając tylko pojemnik z żarem na odpowiedni nocniczek, cesarz nie przerywając przyjmowania ambasadorów i takich tam, mógł swobodnie korzystać z toalety.
Pałac Zimowy w Pekinie
List w butelce.
Cherlak Szolms zakończył ładowanie baterii i odkorkował wtyczkę.
Zanim zdążył schować wszystkie wiktuały, do pokoju wszedł syn Łota.
„czego on może chcieć” pomyślał Szolms.
„nawet się nie domyślasz” odmyślał mu syn Łota.
Cherlak się jednak domyślał, takiego detektywa jak on dwóch to nie było ani półtora, dobrze wiedział, że syn Łota od dawna chciał mieć takie same baterie, ale tym razem było już za późno, syn Łota zdążył zauważyć na pudełku nazwę producenta: „M.A. Krąpiec” zapisał i schował w Twojej Tubie.
Nałożył na nos o-kura-ly, zagdakał i zniósł jako.
:))))
Jak widać dogłębne to były badania, ale cegóż się nie robi dla nałki????
A poza tym widzę, że po wschodnim wybrzeżu grasowałeś, co zrozumiałe, bo zachodnie (no może tylko Namibia jest tam czymś ciekawszym) niestety jest jakieś takie zaniedbane:(
Oczywiście nie mówię tu o północnej cz.Afryki (muzułmańskiej), bo to zupełnie inna para kaloszy.
Mógłbyś coś więcej o tych “M.A.Krąpiec” ??
To ciekawe. Ja jestem też bateryjniak.
wszystko jest w tekście:
wpisz w wyszukiwarce youtube M.A.Krąpiec – ja się takimi bateriami ładuję.
Piszę tutaj i szyfrem , bo tam już nie mam siły.
Jak widać starożytna tradycja (bo ponoć od Rzymianek przywieziona z Północy Italii) nawet na Rynku w Krakowie kultywowana było do niedawna.
A przekupki jak widać dobrze sobie umiały poradzić z problemem unikając ewentualnego odkuwania w domu grubej warstwy lodu:)))))
Jednocześnie wilcy się ich nie imały:)))
Dobrzańskiego zaś nie czytałem- jakoś nie miałem pociągu do chłopa.
Może nic w ręce mi nie wpadło z jego tfurczości, a może nie dało się tego czytać, bo niestety nie pamiętam żadnego z dzieł drania:))))
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że ta starożytna tradycja kobiet z Afryki najprawdopodobniej jest prekursorem obecnego przemysłu kosmetycznego.
Proszę przypomnieć sobie chociażby nie tak odległe czasy w cywilizowanej Europie późnego średniowiecza, gdy kąpiel była nie wskazana, zaś jeszcze w XVII w na dworze ludwików damy dworu- nie wyłączając z tego zacnego grona samej Królewny- jedyną higienę jaką zażywały to był talk i perfuma arabskie:)))))
Aha!- a do łapania wszy używane były bardzo precyzyjne złote (lub srebrne) instrumenta w postaci kowadełka i młoteczka oraz pinsetki.
Pozdrawiam.
Papier mientki to wynalazek tych brudasów Chińczyków, zaś nasza tradycja nakazywała umyć (w zimę) lub podetrzeć liściem (letnią porą).
Kompiel raz do roku po Świętym Janie też należała do odwiecznej tradycji.
Natomiast tak na poważnie tradycja mieszkańców Płw. Indonezyjskiego jest bardziej higieniczna niż nasza czy chińska.
Pozdrawiam.
Jakby tam była jeszcze jedna pozycja, pt.
“Czterej pancerni i ich sabaka”,
to wypisz wymaluj, niemal cały mój księgozbiór.
“M.A. Krąpiec” jakoś tak przypadkiem skojarzył mi się z obywatelem J.A. Baczewskim (https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ1CjSAtwa_EGzfvxBUytF2h5kBklay8cLtx1ZGZhePMCl9E2R63w)- tylko nie wiem dlaczego. Dopiero wtorek, a do piątku jeszcze fura czasu:))))
a tym czasem borem lasem, w telwizorze wieczór wyborczy – czekać tylko jak pokażą słupki…
Ps.
To były dobre czasy:
1. https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQQITe03ot9lj8SnDFht3CUBNcntu0PVBY4HTXTCp4w7Ggv9wqQ6w,
a te jeszcze lepsze:
2. http://www.milerpije.pl/wp-content/uploads/2012/03/miler_pije_bez_glowy_21.jpg
aż się łezka w oku zakręciła:)))))
Nie daj Boże Zachodnia. Tam biją, ręce obcinają i mogą dla zabawy postrzelić.
A najbardziej interesująca plaża, właśnie w tej Namibii (nb. byłem tam w Luderitz, ho, ho…tak dawno, że zapomniałem), jest otoczona 4 metrowym płotem z drutem kolczastym i strzelają bez ostrzeżenia i do pupy zaglądają pod koniec dnia (diamenty).
Natomiast, na granicy Tanzanii i Kenii , żyją Makonde People….
Ale to raczej będzie osobna historia
Ps. II
Ale jak widzę strzeliłem porządną gafffę!
te skojarzenia kiedyś mnie zawiodą na złą drogę:(
Jakie wypasione Trabancisko. To chyba wersja De Luxe.
Ale za tym płotem kolczastym piękna na wiosnę kwieciem obsypana pustynia (na tym języczku wcinającym się głęboko pomiędzy Angolą, Zambią i Botswaną)z dzikimi arbuzami, które są przysmakiem szakali.
Zaraz zakabluję, gdzie czeba ;]]]]]
qqłka może być?
Prosto z Rajchu- wersja de luxe torppede. Czterobiegoffy ze wspomaganiem nożnym.
Cherlak siedział w kącie i płakał.(hlip, hlip).
Chyba nie powinien był wysyłać zaszyfronych listów na te całe jaja, ale mówili, że tu się można zabawić, a Chetrlaka bawią, (hlip,hlip) zabawy w teksty, kon-teksty, a że przy okazji nadał wiadomość poza czujnym okiem strasznej C.
Wyrzucą, jak nic – popłakwał cicho.
nie miał nawet siły gdakać, a co dopiero znosić jako.
qfajka – do Sztirlica i zawołania “Ura, dawaj czasy!”
:)
qmak, qmkać, qrtka, Qbuś Srukatek, jaqza
No i spoko. Czuj się jak u siebie w qchni:). A teksty i kon-teksty, gry słów i literek to jedna z uprawianych tu rozrywek. Namolnie, nagminnie i nahrabinnie:).
No ja myślę, że nie miałeś i nie masz pociągu do chłopa, ganc egal, Dobrzański on, czy nie. Co zaś do jego tfurczości, to wszak wyznałam nie bez wstydu, że to błąd dzieciństwa. Stało na najniższej półce, akurat dostępnej dla kucającego malucha. – No co?! Różne błędy popełniamy w dzieciństwie!! Januszek, to nawet palił mentolowe zamiast e-papierosów w rejsie a havanów na stałym lądzie.
jak jaqza to i ty quza, ni i oczywiście sama qza
Cherlak poweselał i znów włączył się do zabawy
zagdakał i zniósł jajko (nareszcie z drugim j)
Oj tam “raz do roku na świnty Jon” – Słowianin to się kąpał raz w tygodniu, w święto, w dzień słońca (sobota). Ale to było przed nastaniem chrześcijaństwa (zaraz nas pani o pięknym nazwisku wyrzuci i wraz z Zebem będę zbierać pety mentolowych i okruchy zimnej fuzji wokół pustej, niedostępnej piaskowniczki).
Co do mientkiego papieru, to (wybaczcie proszę tę opowiastkę, to taka ciekawostka etnograficzna) w naszej rodzinie chłopy uważały wodę a nie papiór. Dymu nie znali. Liście nie zawsze były dostępne;). Woda częściej. No, nikt z naszych nie plątał się po Afryce.
A jaka jest ta tradycja indonezyjska?
napowietnie, namiastnie…
zagdakał i zniósł jajko, ale syn Łota już czekał i je rozbił :(
“….pokażą słupki”- a po tym gołe tubbki.
i się będą głupki…
w te słupki…
jak w ….
Mycie, mycie i jeszcze raz mycie- aż do obrzydzenia m y c i e !!!!!!
Nie wiem jak im się skóra od tego nie rozpuszcza- lub w najlepszym przypadku- nie marszczy????
No ale za to czyste une som:))))
Jeszcze qłak, do towarzystwa Sztirlicowi. I jest qłko zainteresowań.
i się będą głuppki…
patrzyły w te słuppki…
jak ….
sroka w gnat.
I gnat im w klawiaturę:))))- nie mają do czego się poddniecać????
O qrczę pieczone w pysk! – wypsnęło się Mme, kiedy zoczyła zacne towarzystwo, które zebrało sie w jajecznym salonie i qlturalnie qnwersowało. Panowała tamże atmosfera wzajemnego zrozumienia i współpracy, że mucha nie siada! Do tego stopnia, że nikt nikogo nie bił, ani nawet nie wyzywał. Z powodu chwilowego braku burmistrza Mme popłakała się częściowo z wrażenia, a częściowo z powodu zaklepania Ptasznika przez Glorię.
Och, podła – mamrotała w duchu Mme na samą myśl o fortelu Glorii i niecnym podebraniu Ptasznika.
Na szczęście przypomniała jej się następna cura, a mianowicie:
Cura fugit multo diluiturque mero – Troska znika i rozpuszcza się w obfitym winie- jak powiedział niejaki Owidiusz … Mme idąc za wskazaniem kury, siegnęła do barku i wyciągnęła płyn wzmacniający.
Aqrat z dedykacją dla Mme jest jeszcze qlbaka :)
Ja bym tam na to nie liczyła, że poszła na ament. To by było za dużo szczęścia.
p się zacina??
zagdakał i zniósł jajko
Ja Cię kiedyś wyrzuciłam? – zdumiała się sklerotycznie Mme zalewając troski kolejną musztradówką qrwuazjera.- W życiu!
Dawaj te na q!
– I qhdemol, dhogie dziecko – westchnęła Gloria, która większość czasu spędziła w stajni.
Cher cousin Alphonse mocno kręcił nosem i co rusz zasłaniał się chusteczką pokropioną odekoloń. Ponieważ jednak siedział na otomanie, pod którą od kilku już dni zalegał obojętnym bykiem tapir, przeto nie był do końca pewien prawdziwego źródła dojmującego zapaszku, snującego się po salonie Hrabiny.
Gloria na wszelki wypadek udaje się do wieży, skąd o właściwym czasie zlustruje pole bitwy i Teufelberg. Jednak szybkim rzutem lewego oka zakonotowała obecność wiejskiego głupka i nawet Karolajozefa.
“Jest nieźle” – pomyślała -“A będzie jeszcze nieźlej”.
Nie wiedziała tylko, co powie na to wszystko Madame Silvanne, gdy już wróci z pustą taczką po ukryciu Jaj. Zwłaszcza na te piecyki, nocniki, dymy i – zwłaszcza – pierze.
Qrfirst też nie wiedział, co myśleć o tym pierzu, zwłaszcza że Mimi Kólska nonszalancko i prowokacyjnie obnosiła się z ostatnim piórem wyrwanym z qfirściego qpra.
To tak samo jak Hindusi. No, tam woda na ogół jest a bez mycia w tamtym klimacie dlugo nie pociagniesz. Czyli co kraj to obyczaj a Gryzelda czeka az Ozu walnie (gadke) o Makonde i owej mitycznej plazy w Namibii (nareszcie ktos, kto tam byl i widzial?!)
bywało i siano czy pakuły jakie, jak to batko opowiadali (papier nie zawsze pod ręką, szczególnie do czasów partii). a jak i piniondz tracił wartość, to niejeden- czy z luksusu, czy z potrzeby- dbał i nim o higienę. papierowym, rzecz jasna, zwłaszcza jak wielki taki był, na pół kartki. panowie to przypalali tytuń piniondzem ale jak widać i chłop też potrafi zażywać luksusa, zwłaszcza na świeżym powietrzu.
w rodzinie u mnie pamiętają jeden szczep, co jak uczynił był łazienkę, na pytanie czy będzie się kąpał odpowiadał logicznie: a co, czy dziś sobota? przyzwoici ludzie kąpią się przynajmniej dwa razy w roku, czy trzeba, czy nie. a kąpiel osłabia i zaziębić się można… imaginujcie sobie, co był nawet eksperymentus naukowy i na grupie zażywającej z rzadka jeno zimnej wody udowodniono, co podwyższa to odporność i daje przyrost siły i masy mięśniowej. o ochronie przed insektami akurat nie wspomniano a przecież pancerz błotny sprawdza się gdzieś w Afryce.
“i je rozbił” – smutne, ale spoko – dasz rade: ja, Ty, my, Wy, oni. Nie wiem, jak Cie pocieszac, nie mam nawet czasu, by podebrac z jutubki stosowny kawałek. – Gryzelda obwachiwala Cherlaka, z pyska jej wystawało pare kawalkow muzyki. Cherlak odzegnywal sie od pokrewiestwa a nawet powinowactwa z Gryzelda. – No i dobrze – pomyslala Gryzelda – to akurat jak na szyfrujaca konspire przystalo.
Na wiezy Hrabina konspirowala przez lornetke pod pozorem malowania. W zamq na zurfixie zbieralo sie towarzystwo – konie bez jezdzcow i odwrotnie.
Ale to z blota ten pancerz, nie z brudu! Koltuna te Afrykanki nie maja! Ze zimna woda daje odpornosc, to u nas na wsi wiadomo bylo i bez naukowcow.
Co zas do sobot, to osobiscie z dziecinstwa pamietam, jak w calym bloku, cale rodziny ok. godz.18stej rozpoczynaly obrzadek rodzinnej kapieli!
na tubce jest tego parę godzin w sąsiednich linkach, nie mam tego , myślę ,że jest do znalezienia (Lubelska Szkoła Fiolozofi), sam nie wiem ile tego, gdyby tak ludzie zamiast RMefa czy innego seriela puścili sobie wykładzik przy pracach domowych, raz, drugi trzeci, to się zaczyna układać.
Gdyby straszna C. wzięła sobie tak z tydzień wolnego od Legionu i dla odmiany trochę posłuchała … rozmarzył się Cherlak, ale Gryzelda ugryzła go w…
i tylko zagdakał, ale tak długo siedział nad ty wpisem, że jajko było na twardo.
naukowce ostrzegali też kiedyś przed chemią w higienie i kosmetyce, dziś aż trudno się w tym połapać ale miłe to dla reakcyjnego umysłu.
z czasów trybuny na gwoździu, postępowe socjalistyczne państwo fundowało gdzieniegdzie i łaźnie publiczne, powiadają że stawały się miejscem spotkań społeczności, na równi z kolejkami a batko mówili, że niejeden dlatego i chadzał tam dalej nawet po wprowadzanej łazienkofikacji ludowej.
“Słowianin się kapał raz w tygodniu”- i chwacit tego dobrego;)- bo co za dużo to i nie zdrowo.
Zaś po tych czasach wstydliwość jakaś taka ogarnęła lud, że na swe ciała nie mogli się patrzeć, więc się nie rozdziewali, a jak się nie rozdziewali, to im musiała starczyć patka umieszczona w dolnej części pleców na guzikami zapinana i bardzo rzadko przy tym rozpinana, we wiadomym celu.
Jak takie bisurmaństwo poszło odbijać z rąk pogan Ziemię Świętą, to smród wokół nich tak się mocno roznosił, że pogaństwo samo bez zbędnej zwłoki i przymusu uciekało gdzie pieprz rośnie.
Gorzej było jak przejęli bisurmanie arabskie zwyczaje, kiedy kąpiel i perffuma stały się ich nawykiem.
Smród znikł i poganie mogli wreszcie zbliżyć się na odległość miecza do bisurmanów- w historii zostało zapisane jak to się skończyło.
Jak z tego widać mieliśmy swoją tajną broń, której nie mogła zmóc żadna siła, a poganie nie w ciemię bici, pozbawili nas tej wunderwaffe (http://alehistoria.blox.pl/2009/11/SMIERDZACA-EPOKA.html).
:))))))))
miało być nie mam tego pod ręką
Częśc konwersacji salonowej przebiegała na zasadzie telepatii w najlepszym stylu Cherlaka Szolmsa i syna Łota; jedni coś tam sobie myśleli, a drudzy im odmyślali. A wtedy tamci (znaczy ci pierwsi) znowu coś tamtym (znaczy drugim) myśleli znacząco, a ci drudzy znowu odmyślali, a nawet chrząkali znacząco. w związku z powyższym nad salonem zapadła pełna zamyślenia cisza przerywana jedynie bulgotem wypijanych zawartości musztardówek.
Sytuacja byłaby wręcz idylliczna, gdyby nie myśl, ze straszna C. czai się za winklem z gazrurką i ktokolwiek się wynurzy z salonu, ten oberwie. Jedyną nadzieję zebrani pokładali w mrozie, zawiei, zamieci iogólnie niesprzyjających warunkach meteo, które mogły sprawić przymarznięcie strasznej C. do terenu, co pozwoli napadniętemu salwowac się ucieczką.
tu jest wstęp do metafizyki:
Cherlak nie studiuje systematycznie, ale na zasadzie co się mu złapie w sieć.
Tymczasem w okopach wprowadzano w zycie zdobycze z epoki lodowcowej, czyli taboreciki – piecyki. W umysłach dowództwa tliła się obawa, że wojsko zamieni się wskutek użycia owych taborecików w grobo piecuchów, bo opuszczenie piecyka w mmróz będzie wymagało nie lada motywacji. a w końcu skąd wziąc taką, panie bdziejku, motywację?
Bóg zapłać, wszystko wpisuję do kajecika. Będzie jak znalazł w razie czego;)
Zresztą mniejsza o syna Łota! Żona Łota przedarła się do zameczku i opowiedziała zebranym straszną historię, jak to wystarczyło, ze się obejrzała spuszczając dosłownie na sekundę rodzinę z oka – a ta (znaczy rodzina)zniknęła jej z oczu z szybkością światła, bo jak sie okazało – małżonek, niejaki Łot, miał skłonności kazirodcze, które mu sie akurat natenczas nasiliły.
Zebrani wysłuchali tej smutnej opowieści z życia z powagą zapijając w co ważniejszych momentach.
Na co dowódcy wojsk musieli jakoś zaradzić, więc przywołali do siebie miejscowego mędrka, który smarknął, podrapał się z namaszczeniem po swej głowie, po czym westchnął i….poradził aby wojsku zrobić taboreciki mocowane do d…., co nie tylko pozwoli zachować motywację, ale i wysokie morale dzielnych żołnierzy.
Tak oto powstała nowa taktyka wojska piecowego, które przez d….dogrzanie nie tylko motywację, ale i wysoką dzielnością bojową zachowało.
Problemem był tylko duży ciężar takiego oporządzenia co też niebawem rozwiązano stosując zminiaturyzowane japońskie spiralki grzewcze umieszczone na stałe w żołnierskich portkach.
Zasileniem zaś tych miniaturowych spiralek grzewczych były akumulatory czołgowe, które niestety każdy z żołnierzy musiał ciągnąć na taczkach za sobą.
Ciężki jest żołnierski los- jak widać.
No i ZNienacka odezwał się Nienacek.
-To ja jeszcze dorzucę: qrdupel, qltura, seppuq, bwana qbwa, paqły, qcie (np. qni), maqtra, zaqpy, Qba (folwark Fidela).
cherlak czasami pogdakiwał, a czasami popłakiwał i dalej zawzięcie bawił się kontekstami, kon-tikami, a nawet całymi tikami,nie mówiąc o całych tekstach. Jednoczesnie konspiracyjnie konfabulował kontrowersyjne kontynuacje konwersacji. Tapir obserwował jego wysiłki z uznaniem nie opuszczając strategicznej pozycji pod kanapą. W końcu Don Rodrigo z rodziną w tyralierze wciąż przebiegali miasto wszerz i wzdłuż.
//Zaś po tych czasach wstydliwość jakaś taka ogarnęła lud, że na swe ciała nie mogli się patrzeć, więc się nie rozdziewali, a jak się nie rozdziewali, to im musiała starczyć patka umieszczona w dolnej części pleców na guzikami zapinana i bardzo rzadko przy tym rozpinana, we wiadomym celu.
Jak takie bisurmaństwo poszło odbijać z rąk pogan Ziemię Świętą, to smród wokół nich tak się mocno roznosił, że pogaństwo samo bez zbędnej zwłoki i przymusu uciekało gdzie pieprz rośnie.//
A skąd ty wziąłeś tą “patkę zapinaną na guziki” ?
Z wyobraźni ?
Średniowiecze nie znało takiego ubioru.
Do połowy XIV wieku mężczyźni nosili pojedyncze nogawice mocowane sznureczkami (aguilettes) do płóciennego skręconego paska na biodrach , zwanego w Polsce gacnikiem.
Pod to obowiązkowo gacie (braies) płócienne, podobne nieco do dzisiejszych bokserek, tylko dłuższe.
Od połowy XIV w , kiedy nastała moda “krótka”, nogawice zaczęto łączyć i tak powstało coś w rodzaju spodni, koniecznie obcisłe.
Wełna na to była cięta z ukosa, po to aby przy siadaniu czy zginaniu kolan mogła się rozciągać.
Takie łączone nogawice przywiązywano do krótkiego, obcisłego kaftana (dublet), na który dopiero zakładano jaquet – iopula (krótki) lub cotehardie (długi ubiór).
Żołnierze i osoby pracujące fizycznie nosili do końca Średniowiecza nogawice pojedyncze. Chodziło o swobodę ruchów.
Jaja jajami ale trzymajmy się prawdy historycznej.
Oj, nielekki, nielekki.Oczywiście niektórzy frajtrzy – chytrusy, akumulatory wrzucili do czołgu, a same jeno kabelek na krokodylki podpięli se do gaci. Problemem oczywiście było utrzymanie stałego bezpiecznego dystansu od czolgu, no ale w życiu nie ma lekko.
“Wełna na to była cięta z ukosa, po to aby przy siadaniu czy zginaniu kolan mogła się rozciągać.”
Panie Ptaszniku. Pańska wiedza o świecie jest godna najwyższych pochwał.
Ciekawym, czy nasze kochane Siostrzyczki Samozwanki miałyby takie rozeznanie w tym tekstylno-modowym temacie.
O tej patce z guzikami, to może Koledze chodziło o konstrukcję obecnie archaiczną, ale nowszą niż to, co fachowo opisujesz – taką “fortoklapę”, z jaką do dziś się męczą marynarze – nie ma rozporka, tylko właśnie coś w rodzaju klapy prawie na całą szerokość przodu spodni.
No dobrze ale to dopiero przełom XVIII / XIX w. więc skąd mu się to wzięło w Średniowieczu ?
Bo nie każdy ma taką wiedzę jak Ty.:) Ja tylko tłumaczę prawdopodobne źródło przejęzyczenia (przerozporkowania??), podczas gdy Ty podajesz ścisłą informację historyczną.
Zgryziona Gryzelda przysiadła na ogonie – fortoklapa na portrecie przodka???
Zatrzymaj się na Boga!!!!
Wytworzy ci się mem i dalej zespół kompulsywno – obsesyjny i będziesz tylko qmqać.
– Żono, co dzisiaj jest na obiad?
– Qqrydza…
– Mamo, która godzina?
– qq…qq…qq…q (15:30)
Podczas każdego żurfixa jest taki moment, że rozmowy milkną i robi się niezręcznie, szczególnie gdy zabraknie nektaru bogów, zwanego popularnie samogonem. wWaśnie w takiej chwili spod kanapy wyszedł Qurfist, poprawił sznury pereł, zarzucił błyszczącym qprem, dostojnie przemaszerował na środek salonu i odwrócił się do uczestników.
Wielu wzrok spadł na podłogę lub na czubki nutów, a kilku gościom utkwił w suficie. Twarze wszystkich stężały w oczekiwaniu na coś, o czym nikt nie miał pojęcia, ale to coś groźnie kłębiło się w wątłym ciele Qurfista.
Kogut poprawił pióra w quprze, następnie wysunął jedną nogę do przodu, założył jedno skrzydło pod de pachę, a drugim wsparł się pod bok.
Potoczył bazyliszkowym wzrokiem po zebranych, aż co niektórym porcelana w gębach zaczęła dzwonić.
QUrfist wziął głęboki wdech i skrzydłem wyjętym spod de pachy kolejno pokazywał gości mówiąć:
– I ty zniesiesz jajko!
Kiedy padło na ululanego dzika to ten najpierw zamrugał świńskimi oczkami, poczym hepnął a następnie już bardzo przytomnie z wyraźną aronią zapytał:
– No co, a może ty zniesiesz?
Było wyraźnie widać jak Qurfista spowija ognisty rumień, więc przysłoniwszy słabiznę dał nura pod otomanę.
Dopiero teraz goście odzyskawszy mowę wspólnie uradzili, że będą jaja znosić w innym terminie i niekoniecznie w tym miejscu.
Makonde to lud artystów. Bedzie o tym artykulik
Oto co robią
Moje pierwsze pamięci, wysoce pozytywne i przyjemne, to gosposia z jeszcze jedną panią, napaliwszy w pralni i nagotowawszy kotłów wód, zestawiały w kuchni dla mnie dwa krzesła, na to kładły wanienkę (chyba z metr miała, a ja się z główką mieściłem, więc musi 3 lata miałem); wanienkę napełniały “łokcową” wodą i ja się tam pławiłem, gdy one się krzątały. Co rusz sprawdzały czy woda nie ostygła, bo wtedy dzbanem dolewały.
Ech… to były czasy; jacuzzi teraz wysiada
Przyznaj się Ptachu, co teraz masz na sobie?
Ozu bedący w podróży na antypodach przypomniał sobie o zbliżającej się rocznicy tapira.
Jako prezent postanowił mu przywieść kumpla – słynnego Kapibarę Antonio.
Tapir zjadł i wypił, co tam się na rocznicę należało i jęknął /z przeżarcia oraz z żalu/:
– Ale dlaczego akurat Antonia?
Bo przecież wolałby tapirę Celestę de Bagnas et Krzakas. A tak? Zostawała tylko Brunhilda, owszem, apetyczna, ale o wielkim uczuciu trudno tu mówić. No i ten jej pierdołowaty mąż, Józio. Tapir doprawdy był tym wszystkim zmęczony.
Tym bardziej, że Gloria kazała mu się zamknąć, gdy zaczął wylewać swoje żale, bowiem gruszki “generał” były już w pełnym rozkładzie i Hrabina nie mogła nadążyć
z malowaniem. A wszystko przez ten Teufelberg!
…to może, w ramach rehabilitacyji:)), takie milusie słowo: okowita?
Serdeczności.
Dobrze ale nie całkiem.
Oko. Wita.
Razem staropolszczyzna ale brak pierwiastków ludowych.
Czy mam ujawnić ?
Wybacz Pan!
Poniosło mnie:(
Natomiast przy klapkach będę się upierał, bo chodziło tu o ubiór rycerza.
Pozdrawiam “13”!
Kapitan Ptachu już od rana był w nastroju konfrontacyjnym. Pomyłkowo zdiagnozował sytuację myląc lornetkę polową z naszą tradycyjną ludową lornetą. A to, jak wiadomo łączy się z parciem na pęcherz.
Stanął więc przy marnym krzaczku nieopodal transzei, zaczął gmerać przy spodniowych guzikach i gromkim głosem spytał:
– Czy mam ujawnić?
I od tego też czasu nowy rodzaj wojsk powstał, nazwany od sprzętu jakim się posługiwał:
Wojskiem piecowym zaciężkim.
Które to wojsko sławą się wielką okryło budząc podziw i wielkie zainteresowanie gawiedzi na rozległych nadkaspijskich stepach
http://www.mojaukraina.byethost4.com/step.jpg
13- zawsze w grudniu jest wiosna:))))))
Przyszedł rycerz w pięknej szacie
Kazał wszystkim ściągnąć gacie
A jak ktoś nie ściągnie gaci
To mu ch… utną kaci
A to w temacie kompieli:
http://polki.pl/dom_gadzety_artykul,7772380.html?print=1
:))))))
“W nieszczęsne srebro szczysz,
Ze szkła wino pijesz.
Drożej szczysz, niźli pijesz.
Nie po ludzku żyjesz.”
Morsztyn XVII w.
“Dwa grosze od wychodu,
Nie zjem jeno jaje.
Drożej sram niźli jadam,
Złe to obyczaje.”
Kochanowski XVI w.
Pewien lord angielski zawitał do Japonii, zaraz po rozgoszczeniu się w apartamentach i rozpakowaniu kufrów, poszedł jak to lord zażyć tusz do japońskiej wannie dębowej.
Tam zaległ w błogostanie, aż z tego odrętwienia nieświadom gaffy, puściło mu się głośnego bąka, aż woda zakipiała od tego w tejże dębowej wannie.
Wtem zjawił się nieproszony służący z butelką trunku .
– Dlaczego przyszedłeś- zapytał złym głosem zawstydzony lord- przecież cię nie wzywałem?
– Jak to? – odpowiedział pytaniem na pytanie lokaj z nieukrywanym zdziwieniem na swej kamiennej zazwyczaj twarzy- Przecież słyszałem wyraźnie jak pan zażyczył sobie: “Bob, bring a bottle of Bourbon…”
“13”
A tak wygląda japoński przyrząd do mycia pleców:)
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/a8/JapaneseToiletBidet.jpg/509px-JapaneseToiletBidet.jpg
oraz wanna w Japonii- nie wiadomo dlaczego- zwana OFURO:
http://www.balancean.com/images/gallery/thumbs/04.gif
Może ta nazwa wynika z przyczyny jej ceny bo kosztuje łona o-FURĘ pieniędzy, circa jakieś 15 000 euro:)))))
Tylko Adzie, oni w tym furo lub ofuro uprawiają rytuał kąpieli, a nie myją się. Myją sie najpierw w yubune (lekki prysznic) i do furo wchodzą czyści by się wygrzać i zrelaksować.
Jest głęboko, po same uszy. No i jest gorąco. Klasycznie, chociaż daje się wodę o temp. 42 stopni, to dzielni ronini idą prawie do wrzątku. A podgrzewa się często węglami od dołu.
A takie drogie, bo oni mają wszędzie te rytuały – picia herbaty, ciupciania i właśnie kąpieli w wannie.
Mają też rytuał dłubania w nosie, ale tu można się zmieścić w 1000 euro :)))))
No sprawa się wyjaśniła dogłębnie (czyli w wodzie “po same uszy” w ofuro:)
Najbardziej niesamowite jest ich ten prysznic youtube przed futuro, po którym dopiero wygrzewają i relaksują swoje fut(u)ro w wodzie podgrzewanej od spodu rozżarzonymi węglami zakończone bardzo wytwornym- za 1000 euro- zwyczajem dłubania w nosie.
Ależ kultura!- przez duże “K”.
Co my tam do tych japońców możemy się mierzyć z naszymi małymi rytuałkami za kilka dyszek- co najwyżej:)))))
Pozdrawiam.
@ Novus @ OZu
No, no, Chłopaki, jestem pod wrażeniem :)))
Jakaś kąpiel oczyszczająca po tym Teufelbergu by się przydała. ALE NIE ZA TAKĄ CENĘ!!!
W nosie nie dłubam, ale polecam zbliżoną azjatycką metodę – codzienne (rzadsze lub częstsze – w zależności od potrzeb i sytuacji) płukanie nosa. Bardzo pomocna rzecz. Uwaga: NIE używamy do tego gażdżetów za zylion ojro, tylko łapy i wody z kranu.
A przysznic przed moczeniem się w wodzie to rzecz poprawna higienicznie, tym bardziej, że w tej wannie medytuje cała japońska rodzina po kolei.
Z kolei zrytualizowane picie herbaty (białej) faktycznie pomaga się odstresować (uwaga: to jest rytuał krótki i zwięzły, mój własny, barbarzyński, nie japońskie dwugodzinne wysiadywanie nad czajniczkiem!)
Czekaj z tą wodą, bo sobie można kłopotu narobić.
Nos płuczemy:
A. Solą fizjologiczną (jest w każdej aptece) w temp. pokojowej (-) Kosztuje
B. Szklanka rozłożysta z letnią wodą (35 stopni), pół łyżeczki soli
Pochylamy się bardzo do przodu, tak by głowa była niżej szyi (uniknąć
zachłyśnięcia). Powoli i spokojnie wciągamy wodę przez nos i wypluwamy ustami.
C. I już. Raz dziennie, lecz gdy gorzej do 4 x dziennie
D. Dziękuję, proszę, należy się … co łaska
Nos płuczemu:
-nabierajac na “lodeczke” z dloni tyle wody (kranowej), ile sie tam zmiesci,
– pochylamy sie nad dlonia z woda,
– nosem wciagamy (to beda pojedyncze krople a leb w tej pozycji uniemozliwia zakrztuszenie),
– potem dmuchamy (nos); Nic niczym nie wypluwamy. To sa zagadki dla joginow a ja mowie o zwyklej higienie. To sie ma tak do opisanych przez Ciebie joginistycznych praktyk, jak zwykly “europejski” prysznic do w/w wanien roninow – myjesz sie bez zawracania lba i skutkow ubocznych dokladnie tyle razy, ile potrzebujesz.
– operacje powtarzamy, ile razy czujemy, ze musimy umyc nos
…co laska
PS. U nas w rodzinie stosujemy to od pokolen i nikt nigdy przez ok. 100 lat nie mial zadnych problemow. Jedno zastrzezenie: woda musi byc pitna. Tyle wymagan.
Ech, wy moje ptaszki Boże.
Niech no pociągnę nosem …
Wszystko się zgadza, czuć nas wszystkich kreminałem ;-))
Habemus papam !
Gaudete ! :-))
Kogo obstawiasz???!
No to teraz niecierpliwie musimy odczekać swoje.
Tapir, qrfirst, Gryzelda i nowoprzybyły Kapibar klęczały na swoich kopytkach,
łzy ciekły im po pyskach i dziobach.
Oto papież Franciszek, jak św Franciszek obrońca wszelkiego stworzenia dużego i małego.
Idą dobre czasy
– Dobra, dobra – skomentował ululany dzik, ten antychryst.
Szer qsine poczuł się nieco z nienacka niesfojo – No, jak tak można? Nie cierpieć grzecznych chłopców?
No przeca się cieszymy jak dzikie:))) Habemus Papam!
Tadzinek podprowadził dziadkowi suwak logarytmiczny, gapił się w logowania, przeliczał coś pomagając sobie językiem i wyszła mu rzecz straszna, że w tak ważny dla KK dzień na forum od kilku godzin nie było pani o pięknym nazwisku i innych zawziętych dyskutantów. Wyniki obliczeń wraz z nickami wpisał kopiowym do kajeciku. Pokazał to dziadkowi.
– No co o tym myślisz dziadku?
– Pewnie są na jakimś wyjeździe – dziadek wzruszył ramionami.
– W taki dzień? – zdziwiła się babcia.
– A kursokonferencję ty znasz, ha? – bardziej stwierdził niż zapytał dziadek.
– No wiem, to takie szkolenie w odosobnionym miejscu.
– Dziadek spojrzał z uznaniem na babcię i cmoknął ją w policzek.
– Ale czego oni tam mogli się uczyć? – zapytała babcia.
– No, jak się znaleźć w nowej rzeczywistości – odezwał się niespodzianie Tadzinek
Dziadek zrobił blachę Tadzinkowi i powiedział do babci
– Chyba będą z niego ludzie.
Nowa złota legenda
Felieton • gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl) • 5 stycznia 2011
„Już w podziemiach synagog wszystko złoto leży, amunicję przenoszą czarni przemytnicy…” – tak jeszcze przed wojną Julian Tuwim rozpoczął wiersz „Anonimowe mocarstwo”, będący satyrą na książkę Adolfa Nowaczyńskiego o tym samym tytule. Wprawdzie intencją autora było przedstawienie Nowaczyńskiego jako bełkocącego durnia, ale skutki ludzkich działań bywają niezależne od intencji, co sprawdziło się również w przypadku tego tuwimowego wiersza. Chciał tylko wykpić przeciwnika ówczesnego warszawskiego salonu, a tymczasem wyszło mu proroctwo. Oczywiście nie od razu, co to, to nie, chociaż już wtedy można było dostrzec w wierszu elementy profetyczne, bo w 1921 roku Tuwim nie mógł przecież wiedzieć, że w roku 1933 prezydent Franklin Delano Roosevelt znacjonalizuje zasoby złota w USA, wskutek czego „wszystko złoto” zostanie złożone nie tyle w „podziemiach synagog”, co w kazamatach Fortu Knox. Ale, powiedzmy sobie szczerze, różnica nie jest znowu tak wielka, zwłaszcza gdy się zważy, że zarządzaniem tymi zasobami zajmują się w USA Żydzi.
Nawiasem mówiąc, „światowej sławy historyk” Jan Tomasz Gross, spłodził kolejne dzieło, tym razem informujące o próbach eksploatowania przez nadwiślańskich Irokezów złóż prochów Żydów zamordowanych przez złych nazistów. Zainspirowała go podobno fotografia przedstawiająca grupę takich poszukiwaczy złota z łopatami i innymi, podobnymi narzędziami. Rzeczywiście trudno nie zauważyć prymitywnych metod tej eksploatacji, zwłaszcza gdy porównać je z nowoczesnymi metodami stosowanymi przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu, które w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat nie tylko wydobyły z tych ofiar nieporównanie więcej złota, niż udało się to nawet złym nazistom, ale w dodatku nie widać końca tej eksploatacji. Jeśli w ogóle o tym wspominam, to również dlatego, że ostatnio eksploatacja złóż złota wzbogaciła się o jeszcze jedną metodę. Nie jest ona wprawdzie specjalnie nowa, ale nie tyle o oryginalność tu chodzi, co o rozmach.
Otóż w październiku 2009 roku przez strony internetowe przetoczyła się wiadomość, kompletnie zignorowana przez tak zwane niezależne media, że Chiny kupiły w USA 5700 sztabek złota. Nie byłoby może w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie podejrzenia, których już po zakupie nabrali chińscy nabywcy. Po zbadaniu owych sztabek, które według dokumentów miały pochodzić ze sławnego Fortu Knox, okazało się, że sztabki odlano z wolframu i tylko pozłocono je po wierzchu. Z dalszych doniesień wynikało, iż przed 15 laty w jednej z amerykańskich fabryk 16 ton wolframu przetopiono na sztabki i pozłocono. 640 tys. tych sztabek miało być zdeponowanych właśnie w Forcie Knox, podczas gdy 860 tysięcy zostało sprzedanych na światowych rynkach. Czy te doniesienia są prawdziwe – trudno powiedzieć, bo z jednej strony Amerykanie nałożyli na nie surdynę, a z drugiej strony – jakiż nabywca takich sztabek będzie się chwalił, że nie tylko dał się tak podejść, ale przede wszystkim – że został puszczony z torbami? Coś jednak może być na rzeczy, skoro mająca przecież do takich spraw specjalnego nosa „Gazeta Wyborcza” 18.11.2010 ni stąd, ni zowąd zamieściła notatkę pod tytułem: „Złoto coraz droższe. Czas na obrączki z wolframu”. Że złoto coraz droższe, to każdy widzi, ale skąd „Gazecie Wyborczej” przyszedł do głowy pomysł, by obrączki robić teraz akurat z wolframu? Czyżby po chińskim eksperymencie nie ma już komu go wtrynić i jedyna nadzieja, że postępackie małżeństwa, zwłaszcza te jednopłciowe, dadzą sobie wmówić, że wolfram jest „trendy”?
Złoto zaś staje się coraz droższe, bo Chińczycy zaczynają tracić zaufanie również do dolarów, których podobno nazbierali już grubo ponad 700 miliardów i – podobnie jak Hindusi – zaczynają kupować złoto. W ich ślady zamierzają pójść inni – no a wtedy może zadziałać stare prawo Kopernika-Greshama, mówiące, że pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy. Nietrudno zrozumieć dlaczego, kiedy zadamy sobie pytanie, co byśmy sami zostawili sobie na czarną godzinę – czy papierowe dolary lub euro, czy raczej – monety złote, nawet jeśli wybite zostały przez państwa dzisiaj już nie istniejące? Każdy przytomny człowiek odpowie, że zostawiłby sobie na czarną godzinę raczej złoto – i to wyjaśnia przyczynę, dla której dzisiaj w obiegu znajduje się wyłącznie pieniądze papierowe, podczas gdy złoto gromadzone jest przez w podziemiach syna… to jest pardon – oczywiście banków, czy jak tam jeszcze nazywają się te przybytki. Kryje się w tym oczywiście pewne niebezpieczeństwo – bo co będzie, jeśli również zwykli ludzie stracą wiarę w pieniądz fiducjarny? Jest to możliwe, bo jakże tu nie stracić wiary, kiedy każdy widzi, jakie masy tego substytutu prawdziwego pieniądza produkują banki emisyjne? No a wtedy? No a wtedy jedynym posiadaczem prawdziwych pieniędzy okażą się ci, którzy zgromadzili je „w podziemiach”. Powiadają, że banki złotego kartelu czyli JP Morgan i Goldman Sachs jeszcze za czasów Alana Grynszpana wypożyczyły od FED 15 tys. ton złota. Gdzie je schowali, w jakich podziemiach i kto tego wszystkiego pilnuje?
Warto zwrócić uwagę, że jest to sytuacja bardzo podobna do opisanej w Starym Testamencie, w części przedstawiającej wyjście Żydów z Egiptu. Jak czytamy, pożyczyli oni od sąsiadów mnóstwo złotych i srebrnych naczyń i innych kosztowności, po czym cichaczem, pod osłoną nocy czmychnęli do Ziemi Obiecanej. Wynika z tego, że dramatyczne opowieści o faraońskich prześladowaniach Żydów w Egipcie mogą być mocno przesadzone i że Egipcjanie, przynajmniej do tego momentu, odnosili się do swoich żydowskich sąsiadów życzliwie, skoro zaufali im kosztowności. Później oczywiście musiało się to zmienić i jak pamiętamy z dalszego opisu, Żydów z opresji musiał ratować sam Pan Bóg, który sobie w nich z jakiegoś powodu szczególnie upodobał. Tak w każdym razie twierdzą żydowscy autorzy Biblii, co sprawia, że jest to świadectwo cokolwiek jednostronne. Mniejsza zresztą z tym; jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Znacznie ciekawsze jest to, czy mniej wartościowe narody tubylcze, które mogą w ten sposób stracić wszystkie oszczędności zgromadzone w pieniądzu, potulnie przyjmą do wiadomości swoją nową sytuację, czy też zachowają się niesportowo, przypominając sobie amerykańskie porzekadło, że wprawdzie Pan Bóg uczynił ludzi wolnymi, ale dopiero pułkownik Colt uczynił ich równymi. No i przede wszystkim – co zrobimy my, niebożęta, skoro nasi Umiłowani Przywódcy co i rusz grożą nam wprowadzeniem również i u nas euro – waluty, na której nikt nawet nie chce się podpisać?
Stanisław Michalkiewicz
A wiesz, że takie właśnie, okołofranciszkowe skojarzenia miałam?:)
Idą dobre czasy, mam nadzieję.
Oglądałam transmisję na Reutersie. Nowy Papież wydał mi się sympatyczny, cichy, skromny, łagodny acz przytłoczony.
Może faktycznie dostaliśmy dobrego Pasterza!
@Tadzinek: może ci wielcy nieobecni też siedzieli na stronie Reutera?? Acz nie wiem, czy ich kompy/antywiry puszczają takie antychrystowskie strony;).
Glorię od jakiegoś czasu opadły podobne myśli, co Tadzinka. Gdy sobie uświadomiła, że z naszego uroczego blondaska wyrośnie w przyszłości słynny TeddyBomber – z ulgą zapaliła papierosa i kazała cher cousinowi Alphonse pójść do piwnic po jedną butelkę Dom Perignon. Wszystkim po prawdzie w końcu należało się…
Tadzinek, nazwawszy akcję kryptonimem “Logarytm”, spokojnie kompletował przyszłą zawartość kieszeni trencza, jako to: kozik, garota, zapałki sztormowe i kołonotatnik – o czym wszyscy przecież wiemy.
To Michałek Kiewicz jeden!!!
Toż my, wywiadowcy jużeśmy o tym pisali!
I nawet wiem, ze złota na wolframie było na 1,5 mm.
A wam dla uspokojenia powtarzam:
Gloria wyprosiła z saloniku Qurfista, ululanego dzika i z pomocą Woyciechowej tapira. Dzrzwi zostały zamknięte. Qurfista zżerała ciekawość, co też za tymi drzwiami może się dziać.
– Może wybierają kogo na prezydenta – powiedział dzik.
– Też coś, przecież jestem tu – powiedział tapir.
– Ćśśśś – uciszał dyskutantów Qurfist, zaglądając przez dziurkę od klucza do salonu i nasłuchując.
sfrunął z klamki i powiedział, że udało mu się usłyszeć podniesionym głosem jakieś dziwne słowo powtarzane dość często przez Glorię, które brzmiało dość tajemniczo. Qurfist przeliterował je, a mianowicie L O G A H Y T M.
Słowo to nic nie mówiło trójce, więc rzucili się do drzwi, gdy te zostały otworzone z impetem i stanęła w nich Gloria.
– Podsłuchiwać się zachciało, co!
– Woyciechowa zhobi jutho hosół na obiad, na dhugie pieczyste z dzika, a na kolację pasztet z tapiha.
– Ale ja na prezydenta – jęknął tapir.
– Phezydęta to my już mamy, a za podsłuchiwanie musi być jakaś kaha – i Gloria nie zwarzając na ten cały zwierzyniec udała się szybko do wieży, aby malować.
Reszta towarzystwa opuściła salon i odprowadzona przez Woyciechową udała się do swoich domów.
Michalkiewicz – bezcenny!!!
Gdy mam wrażenie, że bałwanieję i niektóre informacje są dla mnie niejasne/nielogiczne – udaję się z papieroskiem i herbatką na stronę pana Michalkiewicza: “Lumen – i wszystko jasne!” :)
Ten pułkownik Colt – on mi się bardzo podoba.
Noż kurde, coś dzisiaj to bezczelne rz podszywa się pod ż.
TO ZOBACZCIE : http://www.vatican.va/various/basiliche/san_pietro/vr_tour/index-en.html
I TĄ POTĘGĘ (najechać myszką i scroll) : http://www.vatican.va/various/cappelle/sistina_vr/index.html
Trzeba zapytać cyborga gdzie są nogi fotografa. :)
Frycek smętnie snuł się po podworcu zameczku, usiłując tu i tam coś dziobnąć w zamarzniętej ziemi. Opalizujący , goły qper marzł mu mocno, a na dodatek Mimi Kólska, siedząc po wewnętrznej stronie ciepło oświetlonego okna, pokazywała mu język oraz zygu- zygu.
Był już nawet skłonny wysłuchiwać tych cholernych kantat i oratoriów, byleby tylko ogrzać wyraźnie kruszejące na mrozie qrfirście tyły. Pomyślał, że rozpatrzy się w repertuarze tingeltangli, bowiem wiedział, że Hrabina szczególnie lubi słowo “repertuar”. Prawie tak samo, jak “rododendron”. Nie mówiąc już o “oratorium”.
A nie, “oratorium” wolał Glorii nie przypominać.
UWAGA BEDEM UJAWNIAŁ !!!
Zdanie będące rzeczownikiem a posiadające i podmiot i orzeczenie i jakby tego było jeszcze mało, pierwiastki ludowe to …
Ale co? Pikantne szczegóły? Czy to, że tapirowi capią raciczki?
SROGOŚĆ
– A jak mu się akurat nie chce? – zapytała trzeźwo Woyciechowa znad “Przyjaciółki”.
Gloria opowiadała Mimi i Goćce, jak to oblicza się logarytmy w sposób przybliżony, bo na polu nie ma ani chwili na dokładne obliczenia. Mimi chyba łapała wątek, no bo była z Kolskich, a Goćka wyraźnie odpadała.
– W celu zabezpieczenia się phzed wpadką należało zastosować współczynnik bezpieczeństwa, minimum 3 – ciągnęła Gloria.
Mimi wpatrywała się w panią, a Gocia zwinęła się dokładnie w kłębek i zasnęła.
Wyciechowo, to trza czekać aż mu się zachce.
No nie, nie znałem tego. Juz sobie kopiska zrobiłem.
Ludziska, zajrzyjta do najnowszego postu Jacka.
Ale!!!!
No, no!
Ho, ho, ho…
To jest prawda!!!!!!
Pozdrawiam:))))
Podobne więc do mojego, które napisałem wcześniej:
SRAJDA
Pozdrfawiam.
Ptachu
Wszystko OK?
Coś cię koprolalia napada… wiem, wiem… całe życie kręci się koło d..y.
Przetrzyj oczy ślepoto poranna!!!
Chyba Ptacha z Adem pomyliłem
W nagrodę – Call me Ad!
Babcia weszła do pokoju. Dziadek z Tadzinkiem siedzieli na otomanie i dziadek coś pokazywał wnukowi na suwaku logarytmicznym.
– Co już nie śpisz? Ten wstrętny wnusio cię obudził?
– Ależ nie, Nińciu – powiedział wyraźnie ożywiony dziadek.
– Opowiadałem mu o tym, jak 1917 piliśmy musztardówkami gaz w okopach.
Babcia wzruszyła ramionami i wzięła się za fastrygowanie.
– Bo wiesz – powiedział dziadek – pan porucznik tłumaczył, że pomyślne zakończenie potyczki to nie wszystko. Po niej następuje oczyszczanie pola walki, a potem sprawdzanie.
– No to jak będzie – zapytał Tadzinek.
– Nasza główna akcja nazywała się Logarytm, a ta następna to będzie Cologarytm, a sprawdzająca Numerus Logarithmi.
– A teraz przystąpmy do szczegółów – i wskazując ruchem głowy na babcię, zabrał wnuka do sztabu dowodzenia, znaczy się do kuchni.
No cóż po uwadze Asadowa:
Prawda jest taka, że Circ atakowała grzechy i błędy.
I była za to atakowana personalnie.
Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, niech udowodni.\
uważam, że nie ma co liczyć, aby nasi gospodarze przestali kiedykolwiek z neoficką żarliwością bić się w nasze piersi.
I ja mam tego dosyć.
Jesteśmy z powrotem na nE.
http://sigma.nowyekran.pl/post/89791,jaja-bzdyklaczy-cz-xi-czyli-pouczajace-opowiadanie-o-wrobelku
http://sigma.nowyekran.pl/post/89791,jaja-bzdyklaczy-cz-xi-czyli-pouczajace-opowiadanie-o-wrobelk
O.oczywiście “niech będzie odbite” :)…bo ma… Imprimatur.
Wygłupiasz się “w zaparte”…/tak myśle, i poradzić sobie z tym niemogę, uwierz!). tam już jajaB ten z Dyni Ci “posadził-O-o-o!/ jak uciekł, z “TejSekty”/.
Szanowny Marku i Szanowni Koledzy,
niniejszym informuję, iż rezygnuję w pracach Kolegium Redakcyjnego “Legionu św. Ekspedyta” i proszę o usunięcie mnie z jego składu.
Kossobor
Przepraszam, miało być: “rezygnuję z udziału w pracach”.
H.
o_Soba o tak-Dużych/ zaburzeniach na synapsach ma nad-Miar….kwasu prusssskiego i nie po-po-powinna jeżdź cytryn.
Bo………………………..potem, kompletnaklapa jak suchałapa.
Supp.
To nie może być sekta oznajmiam. Osobowość zdezorientowana i zdegenerowana mentalnie, jak niejaka tfu…rja (hrrrrr.. Przepraszam, czyszczę gardło) nie może tam robić za ciecia. Od ciecia wymaga się pewnej porządności, czystości i ogólnego ułożenia. Dadaizm jest nie tylko kierunkiem sztuki, ale także choroby – minicefalius patogenicus.
Metody leczenia – stereofoniczna grzechotka i a,a,a…. kotki dwa,
Asie wywiadu Marku,
lipę tu odstawiłeś. Jesteś niemądry i małostkowy i nie masz szacunku do ew. kolegów. Może tego nauczyłeś się od Arabów.
Zwijamy manele, zabieramy teksty i rezygnujemy ze współpracy.
Znikamy z twojego życia
Oczywiście używam Royal We
Janusz E. Kamiński
(bo i tak, już wiesz co chcesz, ale pamiętaj, jak w szale ganiałeś moje IP po całym świecie – MY ZAWSZE WIEMY WIĘCEJ I JESTEŚMY LEPSI)
oTlejSiem bo masz uszy zielone:
http://www.ekspedyt.org/dakowy/2013/03/14/8935_pa-pa.html
tfur-ja
14 marca 2013 godz. 21:14 – w odpowiedzi do: jazgdyni 20:00
—————————-
faktycznie jesteś …dyletant