50 181 333 862 629 $ słownie pięćdziesiąt bilionów sto osiemdziesiąt jeden miliardów trzysta trzydzieści trzy miliony osiemset sześćdziesiąt dwa tysiące sześćset dwadzieścia dziewięć dolarów amerykańskich. Tyle wynosiło zbiorcze zadłużenie publiczne wszystkich pańtstw świata według nationaldebtclocks.org w momencie gdy zacząłem pisać tę notkę, czyli 10 marca 2013 roku o godzinie 17.40. Teraz ta potwornie duża liczba jest już nieaktualna, bo stała się jeszcze większa. Świat jest zadłużony po uszy, zobowiązania rosną w sposób wykładniczy i nikt nie potrafi nad nimi zapanować. Zadłużenie krajów rodzi wiele patologii, przede wszystkim społecznych. Doprowadza ono do znacznego pogorszenia poziomu życia obywateli danych państw, najczęściej z powodu zwiększenia ucisku podatkowego. Można by rzecz więcej, jest to nowoczesna forma zniewolenia całych społeczeństw. Chciałbym w związku z tym się podzielić swoimi przemyśleniami, wątpliwościami, przypuszczeniami, niejasnościami na ten temat. Wszystko oczywiście z poziomu kompletnego laika w dziedzinie makroekonomii. Jak prosty człowiek, taki jak ja to wszystko widzi.
Na początek chciałbym zaproponować ciekawą stronę internetową, na której oszacowano długi publiczne większości krajów świata:
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_external_debt
Po pierwsze, nasuwają się na myśl dziecięce pytania. Pierwsze z nich brzmi następująco. Skoro prawie wszystkie kraje świata są zadłużone, także u innych państw to u kogo w końcu, jak każde z państw jest zadłużone? Wiemy bynajmniej, że chyba nie u kosmitów. Mówi się czasami, że Stany Zjednoczone są teraz zdane na łaskę Chin. Tylko skąd Chiny mają “kabzę”, jeśli same są zapożyczone? Z tego wszystkiego wynika bowiem, że lwia część pożyczek jest udzielana nie przez państwa, a przez międzynarodowe instytucje finansowe lub narodowe banki krajowe. Kluczowym pytaniem jest też fakt, jakim cudem te instytucje twierdzą, że państwo, które ma przykładowo 16 bilionów długu publicznego jest wiarygodne finansowo. Bo przecież wszyscy wiedzą, że jest to suma nie do spłacenia. A jednak im pożyczają, a jednak rating USA wciąż jest relatywnie wysoki.
Drugi problem to pytanie, czy łączna suma publicznego długu świata jest wogóle możliwa do spłacenia. Czy fizycznie, w postaci banknotów, monet i elektronicznej gotówki z całego świata jest możliwa do uzbierania kwota 50 bilionów dolarów w celu spłacenia wszystkich pożyczek świata? No cóż, jeżeli sam dług publiczny USA (ponad 16 bilionów) jest aż o 10 bilionów większy, niż roczne PKB świata, wydaje się to zadaniem trudnym, wręcz niewykonalnym. Zachodzi zatem kolejny problem. Skąd instytucje finansowe, które udzielały pożyczek, miały te 50 bilionów dolarów?
Jesteśmy zatem na etapie wnioskowania. Przynajmniej mój głupiutki umysł widzi to w taki oto sposób. Międzynarodówka finansowa wymyśliła sobie w pewnym momencie historii sposób na ograbianie całych społeczeństw. Skoro państwo ma coraz większe wydatki i coraz trudniej jest je zaspokoić, instytucja finansowa drukuje, bądź w inny sposób pozyskuje potężną ilość pustej gotówki, której sama nie posiada. Pożycza je danemu państwu, oczywiście na bardzo wysoki procent. Państwo widząc, że dostało zabaweczkę w postaci łatwej gotówki, chętnie z niej korzysta, aż do czasu, gdy spirala zadłużenia nie stanie się zabójcza. W końcu finansiera uzależnia od siebie całe parlamenty, władze państwowe i powszechne sądy przekupując je za pieniądze, które już na tej lichwie zyskały. Nadchodzi moment w którym może zagrozić ministrowi finansów, że zamnknie kurek z pieniędzmi, dopóki kraj nie przeprowadzi “cięć budżetowych”i “bolesnych, ale koniecznych reform”. Równie dobrze może też “obniżyć rating” państwa, przez co odstraszy wszystkich potencjalnych inwestorów. Jedynym wyjściem z takich sytuacji dla państwa jest ograbienie całego społeczeństwa poprzez podwyższenie podatków. Z tej składki spłaca się i tak tylko część zadłużenia. Potem dług staje się kosmiczny, a podatki trzeba jeszcze bardziej podnieść, z czasem dochodzi do degradacji całej klasy średniej danego społeczeństwa. Dodatkowo instytucje finansowe mogą sztucznie kreować kryzysy, bądź hossy ekonomiczne. Wszystko po to, by na swoich przewidywaniach gospodarczych, na przeróżnych spekulacjach zarobić jeszcze więcej. Bo kryzysy finansowe nie powodują wyparowania gotówki, tylko jej skoncentrowaną alokację, najczęściej w rajach podatkowych. To nie przypadek, że w latach kryzysu, paradoksalnie przybywa milionerów i miliarderów.
Kolejnym szwindlem banków jest pewna sztuczka. Nawet jak banki stracą pieniądze z powodu nierozsądnych inwestycji, albo wprost ukrywając swoje zasoby, mogą się starać o pomoc publiczną, bądź dokapitalizowanie. Znamy to doskonale z czasu obecnego “kryzysu finansowego”. Państwa chętnie pożyczają, gdyż tylko łatwe kredyty udzielane przez banki komercyjne mogą w jakiś sposób pobudzić państwowe gospodarki. Znamy to w końcu z Unii Europejskiej, która wyłożyła ogromne pieniądze na “ratowanie” takich państw jak Grecja, Irlandia, Portugalia czy Hiszpania. Problem tylko w tym, że te środki nie szły na realne pobudzenie gospodarki, lecz zostały przekazane bankom. A te jak nietrudno się domyśleć szybko je przejadły, przy okazji jeszcze pogarszając i tak opłakaną sytuację we własnych krajach.
W międzyczasie skorumpowane przez finansierę media mówią wszystkim, że kolejne “zaciskanie pasa”, kolejne wyrzeczenia i kolejne podwyżki podatków są “dla dobra obywateli”. A proszę sobie wyobrazić, że gdyby taki kraj, jak Polska bezsensownie się nie zapożyczał, nie byłoby potrzeby zbierania tak szkodzącego dla rynku pracy podatku PIT, z którego roczne dochody do budżetu państwa są niższe, niż obsługa długu.
Wydaje się, że dzięki tym operacjom instytucje finansowe są na tym nieprawdopodobnie zyskowne, bo z tych wszystkich pożyczonych pieniędzy większą sumę stanowią już odsetki. I nawet, jak jakieś państwo wisi komuś 16 bilionów, to instytucje pożyczyły mu znacznie mniej swoich własnych realnych pieniędzy. One po prostu dokonały cudownego rozmnożenia gotówki, zresztą nie swojej. Główna zasada dzisiejszego świata mogłaby brzmieć: Daj mi możliwość drukowania pieniędzy, a posiądę całą władzę.
Powyższy ranking z Wikipedii jest też ciekawy z innego punktu widzienia. Otóż, moje życiowe obserwacje, także polskiego biznesu, nasunęły mi taką filozoficzną myśl, która gdzieś mi się kiedyś obiła o uszy. Mianowicie bogatym jest zazwyczaj nie ten, co więcej posiada, ale ten komu więcej pożyczają. Wszystko by się zgadzało, jeśli spojrzymy na wspomniane zestawienie. Na samym szczycie listy zadłużonych państw świata są najbardziej rozwinięte i bogate kraje kręgu cywilizacji zachodnio-europejskiej. Najmniej zadłużone, nie licząc rajów podatkowych, są najmniej rozwinięte kraje afrykańskie. O czym to świadczy, czy bogactwo Stanów Zjednoczonych i Europy pochodzi tylko z kredytu i sztucznej kreacji pieniądza? Czy to oznacza, że kraje Afrykańskie są biedne, bo nie mogą, tak jak FED dla Stanów Zjednoczonych bezkarnie dodrukować sobie pieniędzy? Czy kraje Afrykańskie są biedne, tylko dlatego, że są uczciwe i wydają tylko trochę więcej, niż mają?
A może ja się tylko czepiam, może system zniewolenia poprzez dług jest potrzebą naszych czasów i nieuchronną koleją losu? Może to jedyny sposób, by na bieżąco finansować wszystkie roznące potrzeby starzejących się państw, takie jak coraz droższa opieka zdrowotna i obsługa systemów emerytalnych? Może powinniśmy się zadłużać aż po nieskończoność, bo to jedyny sposób na gospodarczy rozwój i pomnażanie dóbr na tym świecie? A jeśli istnieje jakiś system sprawiedliwszego rozdziału majątku, bez udziału śmiertelnej pętli zadłużenia, to jaki on miałby być? Czy nie można by było, na przykład, tak po prostu oderwać się od tej finansowej hydry i ogłosić światowe bankructwo?
Chciałbym jeszcze zaproponować wręcz fascynujący film dokumentalny, bodajże z 1996 roku, traktujący o historii światowych malwersacjach finansowych. Film co prawda długi, trwa aż 3,5 godziny, ale ja osobiście nie nudziłem sie ani przez chwilę, oglądałem to z zapartym tchem, polecam wszystkim serdecznie!
http://www.youtube.com/watch?v=lvH2yQbc108 (Część pierwsza)
Pozostałe 20 :) części łatwe do znalezienia na YT
Co ciekawe, już wtedy, gdy dług publiczny Stanów Zjednoczonych był około trzykrotnie niższy(5 bilionów), autorzy dokumentu bili na alarm, jak fatalne są skutki ciągłego zwiększania podatków, jak spada poziom życia amerykanów, jak wszystko trzeszczy i zaraz wybuchnie. Minęło 17 lat, trzeszczy jeszcze mocniej, ale jakoś wybuchnąć nie chce.
Niech puentą tej notki będzie cytat z Henry’ego Forda, założyciela słynnego koncernu motoryzacyjnego: “Jeżeli ludzie w kraju rozumieliby naszą bankowość i system monetarny, wierzę, że przed jutrzejszym rankiem wybuchłaby rewolucja”. Ja wierzę, że gdyby choć część ludzkości obejrzała polecany przeze mnie film, to też byśmy tę rewolucję mieli.
Od razu też zaświadczam, że komentarze typu “Nie znasz się na ekonomii”, “piszesz bzdury” będą najprawdopodobniej prawdziwe :) Oczekuję też w zamian konkretnych propozycji, co zrobić z zapaścią finansową świata i spiralą nadmiernego zadłużania, jeśli uznajemy, że trzeba coś zrobić, bo może nic. Bo jak pisałem, mój tekst jest tylko mało znaczącym bełkotem laika mającym wywołać dyskusję.
Źródło grafiki: http://empirestrikesblack.com/wp-content/uploads/2010/07/money-printing-press-300×200.jpg
1. Tabela “List of countries by external debt” zawiera zadłużenie brutto.
Warto wiedzieć o istnieniu tzw. NIP, które określa bilans pomiędzy zewnętrznym zadłużeniem oraz wierzytelnościami:
http://en.wikipedia.org/wiki/Net_international_investment_position
(niestety nie ma polskiej wersji, polecam chrome z funkcją translate).
2. Nie wiem jak powszechne jest wymuszanie, by rządy brały kredyty w bankach prywatnych (obowiązuje to w UE). Podejrzewam, że jest to standardem albo już wprowadzonym, albo bliskim domknięcia na całym świecie. Oznaczałoby to, że jednak NIP nie jest wcale istotnym wskaźnikiem, w przeciwieństwie do zadłużenia brutto, które określa kwotę, jaką narody są dłużne (według oficjalnego prawa) prywatnym posiadaczom banków.
3. Do tej sytuacji doprowadził równie prosty, co i chytry “myk”:
pieniądz jako symbol zadłużenia (weksel) jest uczciwym narzędziem płatniczym, odzwierciedlającym rzeczywistość – czyli prawdę.
Jednak wmówienie nam, że to bank wypożyczający papierek, a nie – wierzyciel – jest właścicielem wartości weksla powoduje, że kreacja pieniądza sprowadza się do zadłużania ludzi w przyszłości. Jest to bardzo istotne, że z jednej strony zadłużenie dotyczy realnych ludzi oraz to, że przypisanie długu do osoby następuje w przyszłości, zatem nie ma możliwości obrony przed nim – odmowy wzięcia pożyczki.
Prosze Pana nie jest Pan glupiutki ze swoimi rozwazaniami, moje ida w podobnym kierunku. Otoz przyjmijmi, ze strona pozyczajaca (umownie Eskimosi) doskonale zdaje sobie sprawe z tego iz zadluzone panstwa na dobra sprawe sa nie wyplacalne. Ale Eskimosom oplaca sie dalej pozyczac pieniadz (wziety z Ksiezyca) bo w koncu w ramach rozliczenia mozna zarzadac mineraly z danego terenu, wlasnosc ziemi, nieruchomosci itd. I jak do tego dojdzie to nie trzeba bedzie przekonywac ani sila wymuszac rzadu swiatowego, pniewaz Eskimosi stana sie jedynymi wlascicielami naszej pieknej planety a my przecietni mieszkancy poldarmowa sila robocza. Strategia z ich punktu widzenia genialna – cala ludzkosc w pocie czola do konca swiata bedzie zasuwac na plawienie sie we wszelkich rozkoszach garstki osobnikow.
Zainteresowanym polecam rozważania blogera Imrana:
http://imran.blog.pl/2012/11/13/system-bankowy/
http://imran.blog.pl/2012/12/12/system-finansowy-c-d/
http://imran.blog.pl/2012/12/26/system-finansowy-ii/
Nie utożsamiam się z jego wnioskami, ale dość głęboko analizuje on działające mechanizmy.
Recepta:
1. Zakaz deficytu budżetowego i zakaz pożyczania przez rząd. Od dwudziestu lat ciągle aktualne.
2. Zakaz dźwigni – 100% pokrycia kredytów w aktywach banku.
3. Powrót do parytetu kruszcowego.
4. Zakaz produkcji “dóbr trwałego użytku” o trwałości mniejszej niż 15 lat.
Pkt.4 niezgodny z zasadami wolnego rynku ale konieczny dla “odetchnięcia” przed unormowaniem sytuacji. Równie ważny jak zakaz działalności firm bezosobowych czyli spółek z o.o. i korporacji.
Ad. 3. Zdrajco, chcesz nas podać w kanapce na pożarcie tym, którzy posiadają kruszec?
Na serio: pieniądz musi mieć pokrycie, inaczej jest oszustwem.
Uważam, że w obecnej sytuacji zawłaszczenia światowego złota przez światowy syjonizm czy innych NWO, pokrycie powinno być w surowcach naturalnych.
W ten sposób jedynym emitentem pieniądza byłby bank narodowy.
Ad. glosa do pkt. 4.
hehe, liber…cośtam zawsze muszą dodać “punkt niezgodny z zasadami wolnego rynku, ale konieczny…”.
1.Jakim prawem decydujesz o suwerennych decyzjach rządy
2.Jakim prawem decydujesz o suwerennej umowie między klientami a bankami. Jak komuś pasują warunki to je akceptuje bądź nie.
3.Dlaczego decydujesz za mnie czym zabezpieczone są moje pieniądze.
4 Nie mam zamiaru używać komputera lub butów przez 15 lat.
Liberał phi.
Wszystko to bzdura tylko wolny rynek nas wyzwoli :):):)
Same zakazy, no nie? To gdzie ten “wolny” rynek? Chyba w opozycji do “szybki” ;)
Wolny rynek to też zbiór praw a nie anarchia. Pojawienie się w kodeksach formy spółek bezosobowych umożliwiło ich powstawanie. Osobowość prawną ma TYLKO człowiek i z tego wynika implikacja zakazu firm bezosobowych, każda firma jest przedmiotem działalności a nie samoistnym podmiotem. Aby uzdrowić polską gospodarkę na czas jej odbudowy musi być wprowadzony zakaz działania na obszarze Polski zagranicznych i ponadnarodowych spółek i korporacji. Próby oderwania się niektórych krajów arabskich od międzynarodówki banksterów skończyła się tak jak widzieliśmy wszyscy, czy u nas też wybuchnie w takiej sytuacji arabska wiosna?
Kruszce: w miejsce fałszywego złota dobrym rozwiązaniem jest parytet srebra, za który zginął JFK. Przy mnogości dóbr ilość srebra jest gwarantem niewyczerpalności monetyzacji kruszcowej. Parytet kruszcowy eliminuje “konieczność” istnienia banków centralnych – każdy bogaty bank może wybić monety z własnych zasobów, o takiej konkurencyjności ględzą przecież entuzjaści walut regionalnych.
KGHM – około 1260 ton srebra rafinowanego w 2011r. Po co bank HSBC kupił srebro z KGHM, jeśli się nie pomyliłem w obliczeniach to 320 ton?
Problem fałszywego złota – w monetach bardzo łatwo wykryć fałszerstwo. Moneta jest przypisana do emitenta więc fałszerz szybko trafił by “wypatroszony nad bramę miejską”.
System wolnorynkowy z podatkiem osobistym wyklucza istnienie firm bezosobowych.
“System wolnorynkowy z podatkiem osobistym wyklucza istnienie firm bezosobowych.”
Jakim prawem decydujesz w jakiej formie mam zarządzać spółką.
Ja nie lubię złota, mam alergię:)
Wolę deminowanie moich pieniędzy w jajkach
Denominuj sobie jak chcesz, tylko czy każdy będzie akceptował twoją walutę, idź sobie kup samochód za jajka. Problemem też jest tezauryzacja. Parytet kruszcowy ułatwia procesy gospodarcze ale jeśli ktoś chce to sobie może utrudniać… np. jajkami.
Co cię powstrzymuje przed ujawnieniem nazwiska w nazwie firmy? Przez tysiące lat to działało a teraz jakieś opory? Czyżby skrajna nieuczciwość? Zorientuj się kiedy i w jakich okolicznościach wprowadzono do polskiego prawa spółki z o.o. a będziesz wiedział do czego służą. (Abstrahując – w branży komputerowej szykuje się parę ładnych katastrof “gigantów rynku” z końcówką sp. z o.o. de facto bąbelków spekulacyjnych bo o bańkach raczej nie można powiedzieć w ich przypadku.) “FORD” jeszcze niedawno był firmą rodzinną. Początek likwidacji parytetu złota to początek keynesizmu i staczania się cywilizacji.
Ekonomia to nie moja dziedzina, ale mam swoje zdanie. Pieniądz to symbol wartości. Sam w sobie jej nie ma, poza wartością opałową. Rzeczywistą wartość mają rzeczywiste dobra – produkty, usługi. Zdrowa gospodarka wymaga tego, aby ilość pieniądza na rynku odpowiadała ilości dóbr (nie ilości złota, ani innych zasobów kopalnych). I dochodzimy do zasady emisji pieniądza.
Emisja pieniądza powinna być dokonywana na podstawie stanu gospodarki (ilości dóbr), czyli być wtórna do gospodarki, czyli odwrotnie niż dzieje się teraz. Aktualnie kreowany z powietrza pieniądz nie ma pokrycia w rzeczywistych dobrach, ale jest obrazem mniej lub bardziej wyimaginowanych potrzebach kredytobiorców, a wyobraźnia niektórych rządzących polityków jest w tym obszarze spora. Pożyczanie pieniędzy emitowanych klawiszem Enter jest największym przekrętem gospodarczym w historii rodu ludzkiego, choć pożyczanie pieniędzy, wyrabianych poza królewską mennicą nie jest dzisiejszym wynalazkiem. Tyle jeśli chodzi o główną przyczynę. Jak zaradzić to inna kwestia, ale trzeba wiedzieć, do jakiego rozwiązania docelowego zmierzamy.
Z punktów pana Korwinisty wybrałbym tylko punkt 2, ale one jest kluczowy – 100% pokrycia (likwidacja rezerwy cząstkowej), czyli odebranie prywatnym bankom komercyjnym możliwości swobodnej emisji pieniądza, jak to dzieje się teraz na ogromną skalę. Aby zrealizować zasadę emisji pieniądza, w której ilość pieniądza nadąża za rozwojem gospodarki, niezbędne jest powierzenie tej funkcji bankowi centralnemu, który będzie miał ścisły monopol na emisję złotego w oparciu o ścisłą zasadę działania (a nie widzi misie eksperta). Na obszar emisji pieniądza wolnego rynku nie wpuszczamy, bo tutaj czyni szkody narodowi.
Z punktu widzenia gospodarczego emitent pieniądza nie jest ważny, ważne aby pieniądz dobrze pełnił swoją funkcję, wszak to nie pieniądz jest wartością ale dobra, które za niego możemy kupić.
Proponuję przeczytać książkę M.Rothbarda “Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza”. WARTO!
“Murray Rothbard wyjaśnia mechanizm rabunku dokonywanego na nas przez banki.”
Na (chyba) konserwatyzm.pl był kiedyś bezpłatny PDF. Ewentualnie http://www.sklep-niezalezna.pl/pl/p/Zloto,-banki,-ludzie-Murray-N.-Rothbard/205. Ewentualnie zgłoszenie zapotrzebowania do mnie i podanie maila :)
“Na obszar emisji pieniądza wolnego rynku nie wpuszczamy, bo tutaj czyni szkody narodowi.”
Kilkunastoprocentowa inflacja to skutek prywatnej emisji pieniądza czy banku centralnego w łapach rządu?
Można powiedzieć, że obu tych czynników ale to bank centralny podobno kontroluje banki prywatne. Wprowadzenie parytetu kruszcowego i likwidacja dźwigni pozwala na emisję waluty przez dowolnego emitenta – rynek szybko zweryfikuje wartość każdej waluty a emitenta złej waluty wypatroszy. Jeśli emitent za fałszywą walutę nabędzie dobra to nie nacieszy się nimi długo bo pójdzie z torbami po szybkich procesach o fałszowanie pieniądza. Jak napisałem powyżej rynek szybko rozpoznaje fałszywe monety – dla mincerza czy złotnika to kilka minut. W takim systemie może istnieć pieniądz państwowy i pieniądze prywatne ale to rynek decyduje, którą walutą się będzie posługiwał. Może funkcjonować nawet kilka walut obok siebie. Mnogość konkurencyjnych walut minimalizuje pokusę fałszowania. Jak w każdym monopolu w monopolu walutowym łatwo jest fałszować pieniądze.
Podstawowa sprawa – aby emitować pieniądze bank musiał by mieć rzeczywiste zapasy złota więc gołodupiec nie wyemituje nawet skrawka bilonu.
Ale co powiesz Poruszycielu o takich dobrach jak np. ciuchy z H&M?
A edukacja jest dobrem?
Trzeba by wymyślić jakiś system.
Oczywiście p.1 i p.3 są słuszne. Równie słusznych punktów jeszcze parę należałoby dorzucić, ale już te dwa wystarczą, żeby się zastanowić nad wykonalnością. Mianowicie: w jaki sposób zapewniłby Pan sobie, że nie wsadzą Pana do jakiejś “TUtki”?! Jeżeli znajdzie Pan odpowiedź na to pytanie, to pozostałe sprawy są oczywistymi oczywistościami.
Ad 1. Czy którekolwiek z decyzji tzw. rządu są suwerenne?
Ad 2 . Jeżeli rząd, jako klient banku, zadłuża mnie, bo mu (tzw. rządowi) takie warunki pasują, to mam się z tego cieszyć?
Ad 4. Rzeczywiście: jak człowiek nazywający siebie “korwinistą” może chlapnąć taki idiotyzm??!
Opisałem kiedyś u Circ zasady działania krowiej waluty, gdzie wszystko denominowane jest w krowach.
Przy pieniądzu mającym pokrycie w czymkolwiek nie ma problemu aby jego ilość odpowiadała ilości dóbr, bo jesli zmienia się relacja ilości dóbr do ilości zasobów bazowych dla waluty, to zmienia się siła nabywcza (czyli faktyczna wartość) pieniądza i równowaga pozostaje. Przykładowo – mamy 100kg złota. Jeśli wszlekie dobra, jakie mamy, to 1000 krów, to każda jest warta 0,1 kg złota. Jeśli się rozmnożą, to ich cena spadnie do np. 0,05 kg złota za sztukę i dalej ta sama ilość pieniędzy będzie wystarczająca. Problem pojawia się przy tezauryzacji, bo jeśli ludzie mają wszystkiego pod dostatkiem, to mogą odłożyć sobie pieniądze na koncie i wychodzą one wtedy z obiegu. Może to doprowadzić do niekorzystnych efektów. Dlatego ilość pieniędzy powinna być regulowana. Być może – mechanizmami wolnorynkowymi.
Człowiek nie ma osobowości prawnej tylko ma prawa. “osobowość prawna” to prawa instytucji, które pozwalają traktować tę instytucję “jakby była człowiekiem”.
Ludzie zdecydowanie MOGĄ tworzyć spółki. Natomiast spółki nie powinny mieć prawa tworzenia spółek.
Waluta powinna mieć pełne pokrycie w zdeponowanych zasobach jakiegoś kruszcu. Nie musi to być ani złoto, ani srebro (może być np. iryd, czy platyna). Moneta lub banknot jest tylko dokumentem potwierdzającym własność określonej ilości zdeponowanego kruszcu.
W rozwiązaniu, o którym pisałem, emitent jest ważny, więc Pan twierdzi coś przeciwnego. A co jest funkcją pieniądza i kiedy jest ona dobrze pełniona?
Dziękuję za polecenie książki.
A co z krajami które nie mają surowców?:)
Z tego, co się orientuję, aktualnie zdecydowana większość pieniądza w obiegu to pieniądz wyemitowany przez prywatne banki.
Kontrola emisji przez bank centralny nad bankami komercyjnymi wygląda dzisiaj tak “a emutujta ile chceta bo ja i tak nie moge”. NBP od dwudziestu lat emituje wyłącznie złote przeznaczone dla zagranicznych “inwestorów”, żeby sobie z polskiego “szwedzkiego stołu” wybierali smaczne kąski.
Weryfikacja i wypatroszenie tej lub innego waluty wg opisanego przez Pana mechanizmu to będzie zawsze patroszenie maluczkich przez finansowych rekinów pompujących spekulacyjne bańki.
Tego nie rozumiem. Ja mogę jeszcze dzisiaj wyemitować swoją walutę.
Dużo mądrych głów już myślało, więc podejrzewam, że coś już wymyślili. Trzeba tylko dobrej woli, żeby to poskładać porządkując wg naczelnej zasady.
Artykuł jest WYŚMIENITY! Moje serdeczne gratulacje! Amatorski sposób ujęcia tematu jest akurat największą zaletą tego tekstu. W hermetycznym języku nauk ekonomicznych sprawy przestają być rozumiane. Jest to strzał w samo sedno – w samą istotę mechanizmów rządzących współczesnym światem. Nie da się otaczającego nas świata zrozumieć bez rozumienia tych mechanizmów.
A, zapomniałem jeszcze o tym H&M. No tak, te ciuchy to są dobra, które ktoś wyprodukował, albo zaimportował, a ktoś może tego potrzebować i chcieć kupić. Edukacja… też, to kosztuje, ktoś to oferuje, ktoś tego potrzebuje, niezależnie od problemu czego i jak uczyć, żeby to było dobre dla uczących się.
Co to znaczy, że “ilość pieniędzy powinna być regulowana”? Czy może być regulowana na przykład przeze mnie?
A jak przy jednej walucie wolny rynek będzie regulował ilość pieniądza? Co będzie przedmiotem gry rynkowej? Czy chodzi o rozwiązanie Korwnisty, że niech każdy sobie emituje co chce?
Przepraszam najmocniej! Akurat usuniecie emisji pieniądza z wolnego rynku jest chwytem czyniącym nas wszystkich rzeczywistymi niewolnikami kasty dzierżącej przywilej emisji pieniądza. Zdecydowanie ratunkiem przed zniewoleniem jest właśnie powrót emisji pieniądza w obszar wolnego rynku. Należy natomiast pieniądz właściwie zdefiniować, by nikt nie mógł emitować papierów za którymi nie stoi fizyczne dobro. Na pewno nie można emitować pieniądza “na podstawie stanu gospodarki”, bo normalna gospodarka polega na tym, że ani moja, ani Pańska produkcja nie musi być nikomu ujawniana (a tym bardziej jej wartość).
Jeśli zrobisz tak, żeby wszystkim się żyło dostatnio – proszę bardzo!
Tak.
Wiem. To zły pomysł. Niech Król bije monetę!
Nie jest ważne KTO jest emitentem. Ważne jest tylko, by był on znany i by rzeczywiście posiadał zdeponowane dobra pokrywające wszystkie wyemitowane przez siebie pieniądze. Potocznie mówiąc: ważne jest by nikt nie miał możliwości podrabiania pieniędzy.
Analiza OBECNEJ sytuacji to jedno, a przedkładanie sytuacji POPRAWNEJ to drugie.
W sytuacji NORMALNEJ mógłby Pan jeszcze dziś wyemitować swoją (dosłownie – swoja własną) walutę. Emisja taka oznaczałaby zabezpieczenie odpowiedniej ilości kruszcu na którą ta emisja opiewa. Np.: deponuje Pan w skarbcu 1000g platyny i emituje 1000 banknotów, z których każdy oznacza, że każdorazowy jego posiadacz otrzyma od Pana za ten banknot w każdej chwili 1g platyny. Zamiast zapłacić komuś jednym gramem platyny może Pan mu zapłacić kwitem oznaczającym przeniesienie na niego własności jednego grama leżącej u Pana platyny. Każdy, kto do Pan z takim kwitem przyjdzie otrzyma na każde żądanie (NATYCHMIAST) gram platyny.
Równocześnie Pański sąsiad może wyemitować pieniądze opiewające na depozyt cezu. Życie pokaże, które z tych pieniędzy będą chętniej używane.
Dziś kontrola emisji pieniądza przez bank centralny wygląda nieco inaczej. Mianowicie bank centralny mówi bankom komercyjnym tak: podrabiajcie pieniądze ile tylko chcecie, ale od każdej podrobionej transzy odprowadźcie bankowi centralnemu odpowiedniej wysokości haracz. Im wyżej ustawiony ten haracz tym mniej pieniędzy banki podrabiają.
Edukacja zdecydowanie JEST dobrem, tylko, że edukacji nie można złożyć w depozycie, ani podzielić na wiele identycznych kawałeczków.
Dobra wola zdecydowanie nie wystarcza, natomiast naczelna zasada jest znana. W języku potocznym zasada ta brzmi: proceder podrabiania pieniędzy należy uczynić niemożliwym.
Żeby tę zasadę wprowadzić nie wystarczy mieć dobra wolę. Trzeba jeszcze stanąć do walki o władzę z tymi, którzy mają wolę złą, wygrać tę walkę i przeżyć. A to już nie jest wcale takie proste.
Rozumiem Spartakusie Twój punkt widzenia. Pozostanę na razie przy swoim. Nie czuję się niewolnikiem banku centralnego emitującego pieniądz wg opisanej przeze mnie zasady. Czułbym się natomiast robiony w balona przez spekulantów pompujących spekulacyjne bańki mydlane na takiej lub innej walucie. Większość zwykłych ludzi nie byłaby w stanie śledzić, z której waluty ma szybko uciekać i w jakiej walucie podpisać kolejną umowę o pracę.
Tak, ten element pominąłem, aby nie komplikować modelu, jak to powinno funkcjonować.
Proste pytanie: co złego jest w tym, że ktoś się domaga od rządów, aby OSZCZĘDZAŁY !?
Czy według ciebie bezmyślne wydawanie pieniędzy na socjal i bzdurne socjalistyczne inwestycje to jest coś dobrego ?
W NORMALNYM systemie walut może być dowolnie dużo. Jakiekolwiek ograniczenia ich ilości oznaczałyby likwidację wolnego rynku, bo “pozwolenie” dla jednych oznacza “zakaz” dla pozostałych. Przywileje dla jednych są dyskryminacją dla wszystkich pozostałych.
Jeżeli zdecyduje się Pan emitować walutę, to ludzie pobiorą jej tylko tyle ile zechcą, bo przecież nikogo Pan nie zmusi by od Pana jakąś transzę przyjął. Niektórych walut ludzie po prostu nie zechcą używać. I tyle. Wszystkie one jednak powinny być PRAWDZIWE, to znaczy powinny opiewać na rzeczywiście zdeponowane dobra.
Proste.
A niby z jakiej racji akurat ja miałbym to robić. Kto sobie dostatek stworzy ten będzie go miał. Rzecz w tym, by nikt nie mógł go tego dostatku pozbawić dając mu podrobione pieniądze. Pieniądz nie powinien być narzędziem rabowania ludzi. To jest właśnie tematem artykułu i to właśnie powinno być przedmiotem rozważań.
Nie wiem, czy to do mnie pytanie, ale uważam, że “bezmyślne wydawanie pieniędzy” i “bzdurne inwestycje” to coś złego, a Pan uważa, że dobrego?
Być może nie czułby się Pan niewolnikiem, ale by Pan tym niewolnikiem był. Czego zresztą nikomu nie zabraniam. Nikomu przecież nie można zabronić statusu niewolnika, jeśli taki status chce mieć. Nie można jednak zmuszać do bycia niewolnikami tych, którzy sobie tego nie życzą.
Ludzie nie muszą wcale śledzić kursów walut, bo przecież tylko nieliczni nabywają walutę w celach spekulacyjnych. Kto chce coś sprzedać za srebro a nie za złoto, ten po prostu zażyczy sobie zapłaty w banknotach opiewających na srebro. Odda co miał do oddania, a stanie się posiadaczem określonej ilości srebra (rzeczywiście leżącego w skarbcu i w każdej chwili możliwej do pobrania za zwrotem posiadanego kwitu – banknotu).
“Być”? No to w Polsce mamy normalny system, mamy PLN, CHF, USD. Na serio to jedynym wzorcem normalności jest Ewangelia i zasada miłości. Jeśli system pozwala okradać ludzi zgodnie z prawem to jest nienormalny.
W pierwszej wypowiedzi napisałem wprost moje stanowisko “Na obszar emisji pieniądza wolnego rynku nie wpuszczamy, bo tutaj czyni szkody narodowi.”
Domagać to się każdy może.
“- Jasiu, powiedz Panu gdzie mi Pan może skoczyć.
– Pan może Panu Majstrowi skoczyć tam gdzie Pan może Pana Majstra w d… pocałować!
– Wężykiem, Jasiu, wężykiem!”
Ja się DOMAGAM. Tymczasem te rządy przeputały wszystko co mnie zabrały i zadłużyły moje dziecko na 30 tys złotych. Całe to “bzdurne wydawanie” pieniędzy przez władzę, czyli najzwyklejsze ich szabrowanie jest możliwe, bo cały nasz dorobek wpływa do jakiegoś ogólnonarodowego koryta. Nie chodzi o to, żeby przestali “bzdurnie wydawać” tylko żeby nas przestali rabować.
Ale czy aby na pewno tym dobrym doradcom zależy na oszczędnym gospodarowaniu? Bo mnie sie wydaje, że jest wręcz przeciwnie. Gdyby rzeczywiście korporacjom finansowym zależałoby na oszczędnościach danych państw, odcięłyby kroplówkę z gotówką, tak po prostu. Tymczasem ładują coraz wiecej, by coraz więcej wyjmować. Jeśli takie kraje, jak Polska nie zaprzestaną się zadłużać, to w przyszłości z powodu kosztów obsługi tego długu nie będzie nas chyba stać nawet na “państwo minimum”, które proponuje Korwin-Mikke.
Sądzę, że jednym z większych sukcesów światowej finansiery jest wmówienie konserwatywnym liberałom, że za katastrofę gospodarczą krajów odpowiadają tylko i wyłącznie zbędne wydatki na socjal. Tak, moim zdaniem też są za duże, ale problem leży też po stronie kolonizacji poprzez dług. Twierdzę też, że podział na prawicę i lewicę w sensie gospodarczym, to również wymysł manipulatorów światowych finansów obliczony na odwrócenie uwagi od rzeczywistych przyczyn kryzysu.
Proszę uważać, żeby nie zostać posądzonym o eskimosofobię. Nie życzę, ale dywanik u Boniego za “mowę nienawiści” całkiem możliwy. ORMO wszak wciąż czuwa.
Uważałbym też zatem na eskimoskie środki masowego przekazu, żeby nie wyjęły tego za rok i nie skojarzyły z Brunonem K. oraz nienawistnym i faszystowskim Marszem Niepodległości AD 2014 :)
Konserwatywni liberałowie doskonale wiedzą, że “zbędne wydatki na socjal” to najzwyklejsza kropla w morzu. Nie da się nawet wykazać, że są “za duże”. Po prostu: jak się ludziom zabierze 4/5 dochodów to niektórym nawet na chleb brakuje, więc na ten chleb to się im z tego zrabowanego parę groszy wypłaci. Ci, którzy nami rządzą zajmują się tylko tym by nas ze wszystkiego obrabować. A problemem jest rzeczywiście “kolonizacja poprzez dług”. Socjal to dokarmianie obrabowanych, a że obrabowanych do cna jest bardzo wielu to i żądania “zwiększenia socjalu” są bardzo liczne. Jest to żądanie ludzi naiwnych a nieświadomych przyczyn zła. Oni jednak stanowią elektorat “domagający się podatków”, bo dramatycznie potrzebują zasiłków. “Socjal” jest wielkim problemem propagandowym (psychospołecznym), a ekonomicznym – żadnym.
Niestety wszystkie szkody wynikają właśnie stąd, że emisja pieniądza jest wyjęta z wolnego rynku. To przywileje dla emitentów uczyniły nas wszystkich niewolnikami na kilka pokoleń. Dokładniej mówiąc: dyskryminacja wszystkich obywateli za wyjątkiem wąskiej sitwy.
Niech Pan spróbuje wyemitować własny pieniądz to się Pan dowie czy system mamy normalny.
Każde zdanie moich komentarzy na poważne tematy jest przemyślane i bez “ozdobników”.
Pytanie jest podsumowane w kolejnym zdaniu. W swoich dywagacjach potwierdził pan moje zdanie.
Patroszenie będzie odbywało się wyłącznie na emitentach fałszywej waluty ZANIM zdążą cokolwiek większego ukraść. Żadnych baniek spekulacyjnych na wolnym rynku nie da się napompować, jeśli to możliwe to proszę wskazać sposób o ile to nie tajemnica handlowa i właśnie teraz pan taką banieczkę pompuje.
Owszem, może pan wyemitować ale nikogo pan nie zmusi żeby jej używał. Co najwyżej w towarzyskiej grze hazardowej ze znajomymi.
Nie mamy, nie możemy swobodnie nabywać i zbywać tych walut w normalnym obrocie gospodarczym a przede wszystkim nie możemy zapłacić podatków.
“…jedynym wzorcem normalności jest Ewangelia i zasada miłości.”
Proszę wskazać w jaki sposób SYSTEM ma okazywać panu miłość. Miłość to sfera sacrum a SYSTEM profanum, gdzie się mają stykać? W jaki sposób zmusi pan premiera żeby kochał każdego Polaka z osobna? Może szanować, być przyzwoitym ale kochać 36 milionów ludzi??? Do tej pory tylko jeden Człowiek tego dokonał ale on nie rządził.
“Jeśli system pozwala okradać ludzi zgodnie z prawem to jest nienormalny.”
SYSTEM to prawo. Należy stworzyć takie prawo aby SYSTEM nie był niesprawiedliwy. Jako podstawę powinniśmy przyjąć zasady naszego Boga – nie kradnij, nie pożądaj rzeczy bliźniego swego, z uwzględnieniem kompromisu “cesarzowi co cesarskie”.
@Spartakus & Korwinista
Panowie, jak wyobrażacie sobie system, który zapobiegł by monopolizacji rynku monetarnego, gdyby całkowicie uwolnić i urynkowić emisję pieniądza?
Przecież ten, kto posiadałby większe od innych rezerwy kruszcu mógłby wyciąć konkurencję z rynku, a następnie destabilizować gospodarkę w celu osiągania spekulacyjnych zysków.
Pieniądz też jest towarem, kiedy pojawia się zły towar wolny rynek reaguje produkcją lepszego. Zły pieniądz oparty na monopolu(?) złota można zastąpić walutą regionalną opartą na czymkolwiek co ludzie uznają za warte zaufania i użyteczne do rozliczeń. Monopolizacja wolnego rynku jest ABSURDEM :D
Monopole powstają dzięki przywilejom dla nich i zakazom dla konkurencji tzn. gdy dla monopolisty nie ma alternatywy ze strony innego podmiotu. Prawo NEGATYWNE zabrania robić to czy tamto wszystkim tak samo – vide Dekalog, prawo POZYTYWNE zezwala robić to czy tamto tylko niektórym po spełnieniu określonych warunków – vide za oknem. Jaskrawym przykładem absurdu takiego prawa była wypowiedź (nie pomnę nazwiska) ministerki, która biznesmenowi oznajmiła na wizji, że ona mu pozwala pracować bo wydaje mu różne zezwolenia! To JEST reglamentacja dochodu!
Zgadzam się, że dogmatyczne stosowanie wolnego rynku jako rozwiązania wszystkich problemów świata prowadzi do absurdów.
//Monopole powstają dzięki przywilejom//
Samo bycie największym podmiotem na rynku jest przywilejem.
“Wolny rynek” – jeśli rozumieć go jako brak przywilejów dla kogokolwiek oznaczałby,że wszystkie firmy muszą mieć identyczny kapitał, ilość pracowników, itd. itd. Wszelka nierówność oznacza uprzywilejowanie.
Tak samo działa grawitacja w ośrodkach ciągłych – małe zaburzenie prowadzi do “monopolizacji” – skoncentrowania masy w jednym punkcie.
Wolny rynek rozumiany jako brak regulacji, podobnie jak równania teorii grawitacji nie ma rozwiązań stabilnych.
Dobrze-bede uwazac :)
o dawna wiadomo o co chodzi:
http://niepoprawni.pl/blog/3357/debet-uber-alles
niech się kotłują, kłócą i rywalizują… byle czynnikiem stałym, niezmiennym i decydującym o rozstrzyganiu sporów była kasa, czyli DEBET – bo kto jest WIERZYCIELEM zwycięzców wyborczych TEN RZĄDZI.
Spartakusie, to jest niestety tylko liberalny slogan. Niech Pan spróbuje go obronić. Przyczyna zawsze poprzedza skutek! Jeśli skutkiem są dzisiejsze szkody, a przyczyną wyjęcie emisji pieniądza z wolnego rynku to proszę wskazać, kiedy to “wyjęcie” miało miejsce w Polsce.
To jest niestety ślepa wiara w boską sprawiedliwość wolnego rynku. Wystarczy wskazać jedną taką bańkę, aby pokazać, że tak nie jest jak Pan napisał. Giełda jest narzędziem wolnego rynku. Bańka internetowa z 2000 roku rozgrywała się na światowych giełdach i nie była przecież sterowana przez skorumpowanych urzędników. Jest bańka? Jest, więc da się pompować takie bańki, więc to co Pan napisał nie jest prawdą.
Z tego zdania musi Pan teraz albo wycofać określenie “każde zdanie”, albo stwierdzić, że Pana przemyślenia nie mają wielkiej wartości.
Ja też przed 15 laty byłem korwinistą, ale udało mi się z tej klatki jakoś wydostać, dzięki Bogu.
Ok, to jest opis tego, jak jest. Rozmawiamy też o tym, jak powinno być. A potem możemy porozmawiać, jak do tego dojść.
P.S. Coś ostatnio często o Panu myślałem ;-)
Cięcie zdań w dowolnych miejscach nie polepsza dyskusji tylko deprecjonuje dyskutanta.
“„Wolny rynek” – jeśli rozumieć go jako brak przywilejów dla kogokolwiek oznaczałby,że wszystkie firmy muszą mieć identyczny kapitał, ilość pracowników, itd. itd.”
BZDURA. Wolny rynek oparty na Dekalogu czyli prawie NEGATYWNYM daje każdemu RÓWNE warunki początkowe – każdy wie czego mu nie wolno a jak wykorzysta wolność gospodarowania to już zależy od jego chęci i umiejętności. Pracujemy aby żyć a nie żyjemy by pracować. Jeden zrealizuje się w skromnym rękodziele lub pracy najemnej wystarczającej do życia, inny będzie rozwijał biznes do gigantycznych rozmiarów. Jednak każda struktura zależy od ludzi a im więcej ludzi tym więcej sprzecznych interesów i struktura kończy ekspansję, również z powodu braku możliwości efektywnego zarządzania. Kapitałem każdego człowieka jest jego praca i jak on wykorzysta ten kapitał ma zależeć tylko od niego a nie od ministerki reglamentującej dostęp do rynku pracy. Pracujesz w korporacji, prowadzisz własną firmę więc wiesz ile bzdurnych wymagań, związanych z dużymi początkowymi nakładami finansowymi nakłada na firmy dzisiejsze prawo gospodarcze. Kiedy takie wymagania nakładane są na już istniejące firmy część firm je realizuje, ale część pada z powodu niemożności ich realizacji bo firmy w tej samej branży są PODOBNE ale nie identyczne. Założenie konkurencyjnej firmy w takich warunkach oznacza gigantyczne koszty początkowe i konkurencja ma utrudniony start. W ten sposób rośnie monopol.
“17 Do mężczyzny zaś [Bóg] rzekł: “Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść – przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia.” Tutaj wyskakuje pani ministerka i mówi: a ja ci nie pozwalam, chyba że mi zapłacisz. Nie masz? Nie będziesz pracował. Więc kto ma większą władzę nad człowiekiem? Czy prawo pani ministerki jest zgodne z prawem boskim?
Tutaj adekwatny jest komentarz z blogu GPSa:
“WOLNY RYNEK …
Dlaczego nie ma jeszcze jednej korporacji i jednego państwa ?
odpowiem przewrotnie:
wyobraźmy sobie, że JEST jedna korporacja i jedno państwo !
I teraz: ponieważ nawet największa korporacja składa się z POJEDYNCZYCH OSÓB i każda osoba ma WŁASNY, OSOBNICZY interes, to NATYCHMIAST ujawniają się SPRZECZNOŚCI INTERESÓW oraz OKAZJE do przejęcia korzyści przeznaczonych dla kogoś innego !!!
To, że tysiące firm zastąpimy jedną firma NIE OZNACZA BRAKU KONKURENCJI !!!
Gdyż tak naprawdę ZAWSZE konkurują WSZYSCY ze WSZYSTKIMI !!!
Firmy i państwa są ILUZJĄ, liczy się tylko KONKRETNY CZŁOWIEK !!!
[…]”problemy społeczne” NIE ISTNIEJĄ, za to istnieją MILIONY INDYWIDUALNYCH PROBLEMÓW KONKRETNYCH LUDZI !!!
Tak więc bardzo szybko nastąpiłaby DEZINTEGRACJA takiej wielkiej, jednorodnej struktury.
Co do istnienia lub nieistnienia WOLNEGO RYNKU, to powiem tak:
co prawda nie istnieje nigdzie państwo, w którym w pełni stosuje się metody wolnorynkowe, ale nie istnieje też państwo, gdzie nie ma morderstw i kradzieży, a mimo to nie wzywamy do likwidacji kodeksu karnego.
Istnieją za to ZASADY RYNKOWE, które są niezależne od ustroju i polegają na tym, że każdy człowiek działa zawsze NA SWOJĄ KORZYŚĆ.
I teraz można tylko wybrać dwie możliwości:
– uznać stan faktyczny i starać się go wykorzystywać dla dobra wszystkich
– udawać DEBILA (lub nim być) i twierdzić, że potrzebna jest płaca minimalna, związki zawodowe, kodeks pracy, interwencjonizm itp. i spowodować, że ludzie będą tracili ogromne zasoby energii, pracy i inteligencji na pokonywanie problemów, których w Wolnym Rynku NIE MA …
Przykład:
wyobraźmy sobie strumień górski.
Zasady Wolnego Rynku mówią, że “woda płynie na dół”. Jeżeli uznamy, że tak jest, to po prostu pozwolimy jej robić swoją robotę. Ale możemy też wymagać, aby jednak woda płynęła pod górę.
I ona popłynie pod górę ! Tak, jak płynie np. w Korei Płn., tyle, że kosztuje to życie i zdrowie MILIONY LUDZI …
Innymi słowy ludzie walczący z Wolnym Rynkiem są winni doprowadzenia do MASOWEGO LUDOBÓJSTWA …
nadużycie link skomentuj
Ultima Thule 11.03.2013 13:37:14″
Panie Marku!
Ten artykuł w przystępny sposób przedkłada pod rozwagę podstawowy mechanizm sprowadzania całych narodów do roli niewolników. Dla Polaków w początku trzeciego tysiąclecia nie ma więc tematu ważniejszego. Dobrze, że umieścił Pan ten artykuł w winiecie, bo zostałby „zepchnięty do studni”. Jeżeli ktoś ten temat dyskutuje tak jak temat swoich zabaw z pieskiem, to lepiej by było, żeby sobie dał spokój. Nie sposób przecież odnieść się do wszystkich wykwitów ludzkiej ignorancji i przejawów ogromnego niezrozumienia tematu.
Pyta Pan o system, który zapobiegłby monopolizacji rynku monetarnego. Otóż sprawa jest najprostsza z możliwych: unieważnić ustawy, które ustanawiają monopol. Jeżeli jakieś osły uchwalą prawo, które mówi, że tylko Pan może piec chleb, to co trzeba będzie zrobić? Wyrzucić to prawo na śmietnik, bo jeśli nie to wszyscy będziemy musieli Panu oddać wszystkie owoce swojej pracy za chleb. Monopol to przywilej z mocy prawa. Wszystkie takie przywileje należy po prostu znieść. Żeby zapobiec monopolizacji należałoby przyznać monarsze prawo natychmiastowego rozwiązania Sejmu, w przypadku próby podjęcia debaty na temat jakiejkolwiek monopolizacji.
Sejm, który zacznie się zastanawiać „jak gwałcić” powinien w następnym dniu siedzieć we Wronkach. I ktoś musi mieć prawo ten pobyt mu tam zagwarantować.
Drugie Pańskie zdanie jest zupełnym nieporozumieniem. Potraktuję je jednak z powagą.
Pisze Pan, że „kto posiadałby większe od innych rezerwy kruszcu mógłby wyciąć konkurencję z rynku”.
Weźmy prosty przykład:
Za produkty Swojej głowy i Swoich mięśni otrzyma Pan trochę złota (np. 1000g). Tym złotem zechce Pan komuś płacić w sposób następujący: Oddaje Pan notariuszowi klucze od Swojego skarbca i wystawia Pan 1000 kwitków z Pańskim podpisem, z których każdy jest dokumentem potwierdzającym własność 1g z tego depozytu. Kupuje Pan od innych ludzi towary i płaci tymi kwitkami. Każdy właściciel takiego kwitku może w każdej chwili oddać ten kwitek notariuszowi do spalenia i odebrać za’ń 1 gram złota z Pańskiego skarbca. Kupując w ten sposób towary od innych ludzi pozbył siż Pan własności zgromadzonego przez siebie złota, które w każdej chwili jest własnością aktualnych posiadaczy wystawionych przez Pana kwitów. Kwity te krążą z ręki do ręki. Są walutą, którą Pan wyemitował, a która jest „parytetem złota”. Niech mi Pan teraz powie: jak może Pan wyciąć konkurencję mojej skromnej osoby, jeżeli ja swoje parę gramów złota zechcę też uczynić walutą? Oddam notariuszowi klucze od mojego skarbca i wystawię kwit na każdy gram leżącego tam złota. I co mi Pan może zrobić z tej racji, że ma Pan ilościowa przewagę. Przecież moje złoto jest takim samym złotem jak Pańskie. Co Pan ma na myśli pisząc, że może Pan wyciąć z rynku moja konkurencję? W jaki sposób może Pan to zrobić? O co Pan pyta? Pan ma takie samo prawo wyemitowania pieniędzy jak ja i każdy inny człowiek. Na czym polega Pańska możliwość „wycięcia konkurencji”?
A już „destabilizowanie gospodarki w celu osiągnięcia spekulacyjnych zysków” sobie daruję, bo sensu tego zdania doprawdy kompletnie nie rozumiem. Jeżeli ja jestem dziś posiadaczem jednego Pańskiego kwitu, czyli posiadaczem 1g zdeponowanego przez Pana złota i oddam ten kwit komuś innemu za cokolwiek (a bodaj nawet w prezencie) to co i jak może Pan nam „zdestabilizować”? Gdzie tu miejsce na jakieś Pańskie „spekulacyjne zyski”? Kompletnie nie rozumiem problemu, jaki Pan przedkłada.
Odpowiem z podobną cierpliwością korwiniście, choć tu już poziom ignorancji przekracza granice dyskwalifikacji.
Pisze Pan tak: „Pieniądz też jest towarem, kiedy pojawia się zły towar wolny rynek reaguje produkcją lepszego.”
Odpowiem następująco: Już Kopernik udowodnił, że z pieniądzem jest dokładnie odwrotnie: „gorszy” pieniądz wygrywa konkurencję z pieniądzem „lepszym”. Nie znaczy to jednak, że pieniądz „lepszy” przestaje być pieniądzem. Przeciwnie: tylko ów „lepszy” pieniądz akumuluje w sobie rzeczywiste dobra świata. Nie będziemy tu jednakowoż cytowali klasyków.
Pisze Pan tak: „ Zły pieniądz oparty na monopolu(?) złota można zastąpić walutą regionalną opartą na czymkolwiek co ludzie uznają za warte zaufania i użyteczne do rozliczeń”.
Odpowiadam:
1 – w NORMALNYM (wolnorynkowym) systemie nie może być żadnych monopoli; nie może więc też istnieć coś takiego jak „złoty monopol pieniądza”. Żaden zwolennik Korwina na pewno nie wypowiedziałby takiego zdania. Natomiast pieniądz oparty na złocie (i innych kruszcach) z całą pewnością nie może być pieniądzem „złym”. Czegoś takiego też nie wypowiedziałby żaden zwolennik Korwina.
2 – „Waluta regionalna” to znaczy CZYJA? Kto ręczy za wartość każdej jednostki takiej waluty? Kto pójdzie do kamieniołomów odrobić moje straty, jeżeli nie otrzymam wartości na jaką opiewa banknot takiej „waluty regionalnej”?
3 – „…opartą na czymkolwiek, co ludzie uznają za warte zaufania i użyteczne do rozliczeń”. Mógłbym prosić o kilka przykładów tego „czegokolwiek”?
Tzw. „pozytywizm prawny” to znów pewien zawiły margines z dziedziny doktryny prawa, więc go sobie darujmy.
Chce Pan znieść monopol Polskiego Wojska na obronę naszych granic? Ruskie też będą mogły nas bronić przed ingerencją ze Wschodu? Albo Bundeswehra po wygranym przetargu na obronę zachodniej granicy? Chociaż cenowo wytną wszystkich Chińczyki. Zgodnie z Pana postulatem, gdy któryś poseł podniesie larum w tej sprawie to Sejm zostanie natychmiast rozwiązany ;-) Są takie obszary, na które wolnego rynku nie wolno wpuścić, bo przynosi to szkody.
Znów się odniosę zdanie po zdaniu.
1 – dogmatyczne stosowanie wolnego rynku z całą pewnością wszystkich problemów świata nie rozwiąże. Zapewni tylko elementarną sprawiedliwość w tworzeniu i dystrybucji bogactwa. Nie zapewni Panu tego, że nikt Panu nie naubliża, nie zagwarantuje Panu przeżycia stu lat, nie przedłuży eskimosom lata, nie zapewni wszystkim uczestnikom biegu złotego medalu, etc, etc….
2 – Bycie największym podmiotem na rynku to NIE żaden przywilej tylko WYNIK rywalizacji. W każdej rywalizacji najlepszy może być tylko jeden. Gdzie tu jest miejsce na słowo „przywilej”?
3 – Stwierdzenie, że „…brak przywilejów dla kogokolwiek oznaczałby, że wszystkie firmy muszą mieć identyczny kapitał, ilość pracowników…” to intelektualna kompromitacja. Z czymś takim po prostu nie da się dyskutować. Jeżeli ktoś twierdzi, że „brak przywilejów” oznacza, że firmy „muszą”, to cóż można rzec?… Jeżeli „wolność” oznacza zakucie wszystkich w dyby, to bądźmy przeciwnikami wolności… W taki sposób chce Pan prowadzić dyskusję?
4 – „Wszelka nierówność oznacza uprzywilejowanie”. Kolejna kompromitacja. Ja jestem wysoki, a mój kolega niski. Który z nas ma przywilej wstępu do kina?, albo pisania programów komputerowych, albo tez czegokolwiek innego?
W Polsce „wyjęcie” emisji pieniądza z wolnego rynku nigdy nie zaszło, bo zajść nie mogło. Od pierwszych dni II Rzeczpospolitej emisja pieniądza już była poza wolnym rynkiem. II Rzeczpospolita powstała jako państwo reglamentacji. Wolny rynek działał tylko w dziedzinie produkcji bimbru, ale i to na sztucznie zawyżonym poziomie wynikającym z konieczności wkalkulowania ryzyka.
Niestety prawda jest taka, że emisja pieniądza JEST WYJĘTA z wolnego rynku. To fakt, a nie slogan. Faktem jest też, że deprecjacją pieniądza zrobiono z nas nędzarzy w dodatku zadłużonych na kilka pokoleń. Każde dziecko – Pańskie również – już przed przyjściem na świat ma do spłacenia co najmniej 30 tys. złotych długu, którego przecież nie zaciągało. Jeżeli uważa Pan to za frazes, to przynajmniej nie będzie Pan miał pretensji spłacając ten dług. Ja o zadłużenie mojego dziecka pretensje mam!
Wolny rynek oznacza, że każdy może sobie pospekulować, a to oznacza, że jeden coś wygra a inny coś przegra. Nie ma powodów, żeby się użalać nad przegranymi, bo przecież nikt nikomu nie nakazuje przystępowania do gry. Kto nie gra – ten nie przegra. Na wolnym rynku tzw. “bańki spekulacyjne” są możliwe, byleby tylko rachunków nie musieli płacić ludzie, którzy chcą pozostać poza tą grą. A z tym jest już duży problem…
Po prostu nie mamy wolnego rynku i te wszystkie “banki” to są celowo produkowane “balony”, żeby nas wszystkich permanentnie “robić w balona”.
Nie wolny rynek jest tu winien, ale jego brak. Spekulacje powinny obejmować tylko spekulantów.
po co liczyć coś czego nie ma?
Napisał Pan takie zdanie:
“Ja też przed 15 laty byłem korwinistą, ale udało mi się z tej klatki jakoś wydostać, dzięki Bogu”.
Podam Panu analogię tego zdania usytuowaną w innej dziedzinie:
“Ja też kiedyś byłem matematykiem, ale jak się dowiedziałem, że matematycy twierdzą, że 2+2=4 to się z tej klatki, dzięki Bogu, wydostałem”.
Przepraszam, to był brzydki postępek z mojej strony.
Niestety z powodu obowiązków nie mogę odpowiedzieć dzisiaj, ale w pierwszej wolnej chwili to zrobię.
Te analogie to bardzo dobry kierunek.
Matematyka to gmach zbudowany z askjomatów i logiki.
Liberalizm to gmach zbudowany z askjomatów, z których część jest błędna.
Widać to w co drugim zdaniu osób idealizujących wolny rynek.
Dlatego porównanie “korwinizmu” do matematyki jest błędne, ponieważ ta ostatnia może brać aksjomaty jakie zechce, a w przypadku teorii ekonomicznych wystarczy jeden błędny pewnik i całość się wali, tak jak to ma miejsce w przypadku liberalizmu i religii wolnorynkowej.
Mechanizm kopernikański opiera się na tezauryzacji złota a obawy ~Asadowa dotyczyły fałszywej waluty.
1. tłumaczę prostaczkom ich wyimaginowane obawy o wykupieniu (za co???) całego złota przez KOGOŚ.
2. paralela do walut lokalnych tak obcmokiwanych na NE i tutaj
3. np. muszelki w Tatrach, muszelki kauri
Pojęcie prawa pozytywnego i negatywnego jest ugruntowaną klasyfikacją rodzajów prawa. Niestety w Polsce mamy z tym wielkie pomieszanie.
Proszę Pana!
Czy ja wyglądam na idiotę?
Państwo to instytucja oparta o monopol siły. Na jakiej podstawie imputuje mi Pan pogląd, że w państwie może być kilka państw? Jak człowiek nie może się składać z kilku ludzi, tak państwo nie może się składać z kilku państw. Czy mam tez tłumaczyć, że “jeden” oznacza “więcej niż zero” i “mniej niż dwa”?
Państwo (żeby Pan nie miał wątpliwości: JEDNO państwo) dysponuje siłą zapewniającą bezpieczeństwo zewnętrzne i bezpieczeństwo wewnętrzne. Elementem bezpieczeństwa wewnętrznego powinna być ochrona każdego obywatela przed dyskryminacją. Jeżeli jakieś grono osłów chciałoby uchwalić “prawo”, że ja coś mogę a Pan nie, to wszyscy osłowie powinni natychmiast znaleźć się we Wronkach.
Podpowiem jeszcze: może mi Pan zarzucić, że chcę Ojczyznę oddać w niewolę kosmitów, bo o obronie przed kosmitami ani słowem nie wspominam.
Taki to jestem “głąb, nieuk, ćwok, swołocz, i woda na młyn odwetowców z Bonn”.
W takim razie musi Pan przyznać, że Pana wcześniejsza diagnoza dotycząca systemu finansowego i szkód jakie on czyni ludziom była błędna, o ta:
Szkody nie mogą wynikać z czegoś, co nigdy nie miało miejsca. Twierdzenie, że one z tego wynikają, jest nieprawdziwe.
Tak, ten dług publiczny pokazuje dobitnie, że jedziemy na tym samym wózku i mamy ten sam problem do rozwiązania, tylko, że to jest inny temat niż ten, o którym rozmawiamy (emisja pieniądza w przyszłości). Zastosował Pan tutaj mało elegancki zabieg wciskania mi w usta tezy, której nie wypowiedziałem (że ten dług to frazes) i krytykowania mnie za to. Unikajmy takich rzeczy, bo utrudniają porozumienie się.
//Wolny rynek oparty na Dekalogu czyli prawie NEGATYWNYM daje każdemu RÓWNE warunki początkowe – każdy wie czego mu nie wolno a jak wykorzysta wolność gospodarowania to już zależy od jego chęci i umiejętności.//
Jakie równe warunki początkowe? Coś takiego w przyrodzie praktycznie nie występuje.
Masz chyba na myśli jednakowe dla wszystkich reguły. Włącznie z taką: “kto ma złoto, ten ustala reguły”.
Ja nie wiem, jak Pan wygląda :-) Uważam jednak, że niezbyt mądre jest głoszenie sprzeczności. Najpierw głosi Pan zniesienie wszystkich monopoli, a za chwilę ogłasza Pan monopol siły. Myśl liberalna ma sporo takich sprzeczności, a jeśli coś jest sprzeczne z samym sobą to jest po prostu fałszywe.
//Monopol to przywilej z mocy prawa. Wszystkie takie przywileje należy po prostu znieść. Żeby zapobiec monopolizacji należałoby przyznać monarsze prawo natychmiastowego rozwiązania Sejmu, w przypadku próby podjęcia debaty na temat jakiejkolwiek monopolizacji.//
Trudno bardziej znichęcić do prowadzenia dyskusji niż używając błędnych definicji pojęć. Nie będę wykazywał bezdennej bezużyteczności cytowanej definicji monopolu. Proszę się zastanowić.
Podobnie z przykładem z emisją “prywatnej” waluty.
Jeśli każdy posiadacz jakiekolwiek ilości złota wypuści własne banknoty, doprowadzi to do chaosu (ileś takich “walut” okaże się oszustwem) i nastąpi spadek zaufania do tego rodzaju pieniędzy. Ludzie będą wybierać pieniądze emitowane przez kilka dużych, wiarygodnych firm posiadających dość złota, aby zaspokoić walutowe potrzeby Kraju. Taka sytuacja to już monopol (dogadanie się dwóch czy trzech emitentów to niewielki problem).
W ogóle ten system kwitów czy weksli kruszcowych byłby niepotrzebny. Już lepiej byłoby po prostu używać monet o wartości kruszcowej zgodnej z nominalną.
Tylo to rodzi następne problemy.
Poziom cen zależałby od relacji ilości kruszcu w obrocie do ilości możliwych do nabycia dóbr. Nie byłoby żadnego mechanizmu, który uzgadniałby ceny na rynku wewnętrznym z cenami światowymi. Mogłoby to doprowadzić do sytuacji, w której przez pewien czas nie opłacałoby się nic produkować, albo odwrotnie – np. za miesięczne wynagrodzenie moglibyśmy za granicą zaszaleć i kupić sobie 10 chlebów.
Rzeczywiście unikajmy nieporozumień.
Na moje stwierdzenie: “Niestety wszystkie szkody wynikają właśnie stąd, że emisja pieniądza jest wyjęta z wolnego rynku”.
Odpowiedział Pan tak: “Spartakusie, to jest niestety tylko liberalny slogan”.
Otóż nie jest to slogan. Gdyby w Rzeczpospolitej istniał wolny rynek, który obejmowałby również zasady emisji pieniądza, to bylibyśmy nieprawdopodobnie bogatym Narodem i posiadalibyśmy potężne państwo. Wszystkie szkody wynikają właśnie stąd, że emisja pieniądza nie była objęta zasadami wolnego rynku.
Zwracałem już uwagę Asadowowi, że mamy problem formalny. Nie wiemy czy dyskutujemy o OBECNYM systemie emisji pieniądza, czy też o POSTULOWANYM.
Możemy przyjąć, że dyskutujemy o systemie POSTULOWANYM.
Dla takiej dyskusji przydałby się czyjś artykulik nakreślający ramy tematu.
Jeżeli mówimy o systemie POSTULOWANYM to twierdzenie “kto ma złoto, ten ustala reguły” jest kompletną brednią. W systemie POSTULOWANYM “reguły ustala ten, kto stoi na straży kodeksu moralnego”. A kto ma złoto ten ma złoto. Złoto ma ten, kto je sobie nabędzie za wytwory własnej pracy. Reguły obrotu złotem (jak też wszystkim innym) nie mogą nikogo faworyzować, ani też nikogo dyskryminować.
A skąd (w systemie postulowanym) się biorą pieniądze, którymi płaci się “temu, kto stoi na straży kodeksu moralnego”?
Czy nie od tego, który ma złoto?
Żadnych sprzeczności nie głoszę. Państwo, czyli monopol siły, ma być używane do tego, by Pan mnie nie mógł niczego narzucić siłą, ani też ja Panu. Jeżeli widzi Pan w tym jakąś sprzeczność, to nic na to nie poradzę. Żadnej sprzeczności w tym po prostu nie ma.
Zarzuca mi Pan “bezdenną bezużyteczność definicji monopolu”.
Więc doprecyzuję: oprócz monopoli z mocy prawa bywają monopole fizyczne: jeżeli ktoś wybuduje autostradę Władysławowo – Hel to na pewno już nikt drugiej autostrady obok budował nie będzie.
Pisze Pan: “Jeśli każdy posiadacz jakiekolwiek ilości złota wypuści własne banknoty, doprowadzi to do chaosu (ileś takich „walut” okaże się oszustwem) i nastąpi spadek zaufania do tego rodzaju pieniędzy”.
Otóż nie! Przecież nie ma znaczenia kto złożył własne kawałki złota w strzeżonym depozycie dla pokrycia wyemitowanych na ich ilość banknotów. Ważne jest tylko żeby to złoto rzeczywiście było złotem, żeby nie miało możliwości “zniknąć”, oraz żeby nie dało się wydrukować fałszywych (podobniewyglądających) kwitów. Przyjmując banknot opiewający na 1g złota muszę po prostu mieć pewność, że mam PRAWDZIWY dokument potwierdzający moją własność jednego grama PRAWDZIWEGO złota (czyje ono było wcześniej kompletnie nie ma znaczenia). Czy stan taki uważa Pan za chaos?
Właśnie powołał Pan Urząd Regulacji (jak ma wyglądać banknot), Urząd Kontroli (gdzie można sprawdzić, czy nasze banknoty są prawdziwe) oraz prawdopodobnie – monopol na druk banknotów.
Dalej ten, kto ma większość kruszcu może sterować rynkiem.
Jeśli jest jedna firma, używająca trzech lub czterech nazw, zajmująca 90% rynku w danej grupe dóbr, to rozumiem, że według Pańskich definicji nie jest to monopol?
Panie Marku!
W normalnym systemie nie istnieje coś takiego jak “walutowe potrzeby Kraju”. Istnieje Pańska i moja potrzeba posiadania PRAWDZIWEGO pieniądza, czyli takiego, którego każdy banknot opiewa na rzeczywiście spoczywającą w bezpiecznym miejscu ilość kruszcu.
Zamiast “walutowej potrzeby Kraju” w normalnym systemie będzie istniała “potrzeba zagwarantowania prawdziwości emitowanych walut”.
Twierdzi Pan też, że zmowa jakichś dużych firm to już monopol. A po co miałyby się one zmawiać? Przecież i Pan i ja (i każdy inny człowiek) może i tak złożyć do depozytu własne kawałki kruszców i wyemitować gwarantowanej jakości banknoty. W jaki więc celu miałby się ktokolwiek z kimkolwiek zmawiać. Mój gram złota niczym się przecież nie różni od takiego samego grama złota Kulczyka czy Solorza. Nie rozumiem Pańskich obaw.
Dobrze, dostosuję się. Skoro nie uznaje Pan monopolu de facto, to mówmy o dominującej pozycji na rynku zamiast o monopolu.
System banknotów BYŁBY potrzebny. Monety służą do drobnych płatności. Nie będzie Pan chyba płacił Swoim pracownikom workami monet. (Choć przecież można) Większe kwoty łatwiej wyrazić kilkoma banknotami o większych nominałach. Czyż nie?
I właśnie suma Pańskich i moich i jeszcze innych potrzeb posiadania prawdziwego pieniądza stanowi “walutowe czy monetarne potrzeby Kraju”.
Proste zadanie. Opieramy pieniądz na srebrze?
Proszę policzyć ile lat światowej produkcji srebra równoważy aktualną podaż agregatu M3 w Polsce?
Pisze Pan:
” Nie byłoby żadnego mechanizmu, który uzgadniałby ceny na rynku wewnętrznym z cenami światowymi. Mogłoby to doprowadzić do sytuacji, w której przez pewien czas nie opłacałoby się nic produkować, albo odwrotnie – np. za miesięczne wynagrodzenie moglibyśmy za granicą zaszaleć i kupić sobie 10 chlebów”.
Mechanizm, który uzgadnia ceny nazywa się HANDEL. Wszystko co się u nas opłaca kupić, a gdzieś indziej sprzedać przechodziłoby taka drogę. W przeciwną stronę jechałyby inne towary. Handel niweluje różnice cen do poziomu minimalnej opłacalności dla handlarzy. Jeżeli dla jakiegoś towaru różnicy w cenie nie będzie żadnej to nie trzeba go będzie po świecie wozić. I tyle. Jeżeli cena chleba we Wrocławiu będzie taka jak w Olsztynie to nikt go nie będzie woził. Jeżeli gdzieś będzie taniał (lub drożał) to w końcu komuś zacznie się opłacać wozić. Na duże różnice w cenach na wolnym rynku nie ma miejsca.
//2 – Bycie największym podmiotem na rynku to NIE żaden przywilej tylko WYNIK rywalizacji. W każdej rywalizacji najlepszy może być tylko jeden. Gdzie tu jest miejsce na słowo „przywilej”?
//- wynik rywalizacji dotychczasowej i pozycja startowa rywalizacji przyszłej. Pozycja uprzywilejowana (choć nie przez nadanie decyzją administracyjną, ale dzięki własnym zdobyczom).
//3 – Stwierdzenie, że „…brak przywilejów dla kogokolwiek oznaczałby, że wszystkie firmy muszą mieć identyczny kapitał, ilość pracowników…” to intelektualna kompromitacja. Z czymś takim po prostu nie da się dyskutować. Jeżeli ktoś twierdzi, że „brak przywilejów” oznacza, że firmy „muszą”, to cóż można rzec?… Jeżeli „wolność” oznacza zakucie wszystkich w dyby, to bądźmy przeciwnikami wolności… W taki sposób chce Pan prowadzić dyskusję?//
– Załóżmy na chwilę, że każda firma chce rosnąć i im większa firma, tym ma lepsze możliwości niszczenia mniejszych konkurentów. Oznacza to, że jesli startujemy od mniej więcej wyrównanego stanu początkowego, to po pewnym czasie nastąpi skupianie się kapitału w niewielkiej ilości podmiotów.
//4 – „Wszelka nierówność oznacza uprzywilejowanie”. Kolejna kompromitacja. Ja jestem wysoki, a mój kolega niski. Który z nas ma przywilej wstępu do kina?, albo pisania programów komputerowych, albo tez czegokolwiek innego?//
lub np. gry w koszykówkę. Nie twierdzę, że to źle. Rożnorodność jest dobra.
Ale pozostawianie wszystkie automatyzmowi rozgrywki w ktorej czynnikami są chciwość, przedsiębiorczość, potrzeba dominacji, lenistwo – nie musi prowadzić do optymalnych dla większości społeczeństwa rozwiązań.
Na dzisiaj muszę niestety skończyć. Pozdrawiam i dobrej nocy!
“A skąd (w systemie postulowanym) się biorą pieniądze, którymi płaci się „temu, kto stoi na straży kodeksu moralnego”?
Czy nie od tego, który ma złoto?”
Nie! Trzeba coś wytworzyć i oddać innym by otrzymać od nich banknoty (przejąć od nich potwierdzenie własności kawałeczka złota). Zamiast za to coś sobie kupić, to trzeba będzie takie banknoty oddać “temu, który stoi na straży kodeksu moralnego”. Na pokrycie jego kosztów funkcjonowania. Będzie to jednak tak mało, że żaden obywatel we własnym budżecie nawet tego nie zauważy.
Dziś władza zabiera nam 83% tego co wytworzymy. “Stanie na straży kodeksu moralnego” zakosztuje nas nie więcej niż 10%. Z dnia na dzień możemy być pięciokrotnie bogatsi. Wystarczy, żeby 90% tego co wytworzymy pozostało w naszym posiadaniu.
“Właśnie powołał Pan Urząd Regulacji (jak ma wyglądać banknot), Urząd Kontroli (gdzie można sprawdzić, czy nasze banknoty są prawdziwe) oraz prawdopodobnie – monopol na druk banknotów.
Dalej ten, kto ma większość kruszcu może sterować rynkiem”.
Nie!
Tylko prawdziwość złota i klucze do sejfu wymagają sprawdzenia. Takie sprawdzenie jest niezwykle proste i niezwykle tanie. Cechy, jakie musi spełniać banknot, żeby nie dało się go podrobić można dosłownie “przepisać” z innego kraju.
Kruszec ma ten, kto ma banknoty, czyli dokumenty własności tego kruszcu. Dokumenty te ma każdy, kto zechce za nie oddać owoce własnej pracy. Nikt nie może mieć “większości kruszcu”, bo nikt nie jest w stanie wykonać pracy wartej więcej niż sumaryczna praca wszystkich pozostałych uczestników rynku.
Nie rozumiem też co znaczy “sterować rynkiem”. Każdy, kto chce coś kupić lub coś sprzedać steruje rynkiem. Jak chce coś kupić, to jest okazja zarobić sprzedając mu to coś. Jak chce coś sprzedać, to jest okazja zarobić kupując od niego to coś… Cóż w tym złego?
“Jeśli jest jedna firma, używająca trzech lub czterech nazw, zajmująca 90% rynku w danej grupe dóbr, to rozumiem, że według Pańskich definicji nie jest to monopol?”
JEST to monopol, ale dotyczy on towarów i usług. Emisji pieniądza to zjawisko nie dotyczy. Mój gram złota jest takim samym gramem jak Pański i takim samym jak Kowalskiego. Nasza zmowa nie zmniejszy przecież wagi grama złota Kowalskiego. Po co więc mielibyśmy zawierać jakąś “zmowę”?
Na prawdę staram się zrozumieć w czym Pan widzi problem. I nie rozumiem.
“Proste zadanie. Opieramy pieniądz na srebrze?
Proszę policzyć ile lat światowej produkcji srebra równoważy aktualną podaż agregatu M3 w Polsce?”
Gdybyśmy dziś ustanowili wolny rynek w dziedzinie emisji pieniądza, to za rok funkcjonowałoby kilka PRAWDZIWYCH walut posiadających pokrycie w różnych kruszcach. Nie podlegałyby one dewaluacji, więc ludzie powoli przechodziliby na te waluty wycofując się ze złotówki. Po kilku latach, jak sądzę, że większość obrotu towarowego liczona byłaby już w tych “twardych” walutach. Większość transakcji handlowych to przecież “przeliczniki” (jeżeli dokonujemy wzajemnej wymiany towarów o wartości kilograma złota, to przecież żaden z nas nie musi mieć ani grama złota; nieprawdaż? Chciał chłop sprzedać psa za milion dolarów. Pomyśleli sąsiedzi, że zgłupiał. Za dwa dni chłop psa nie miał. Pytają czy sprzedał. Tak – powiada – zamieniłem na dwa koty po pół miliona dolarów kazdy).
Szanowny Spartakusie, widzę, że w naszej rozmowie o przyczyny problemów zatoczyliśmy koło. W skrócie wygląda ono tak:
Przepraszam bardzo, ale argumenty ze świata gdybylandii nie mogą być przyczynami realnych skutków. W świecie realnym skutek zawsze poprzedza realna przyczyna! Jak na dłoni widać tutaj Pana myślenie idealistyczne zgodnie z ideologicznymi schematami liberalizmu, które abstrahują od rzeczywistości. Proszę nie odbierać tego jako argument ad personam, ale jako ilustrację błędnego rozumowania. Tylko zauważając swój błąd jesteśmy w stanie z niego się wydostać, a nie tkwić w nim uparcie.
Żeby nie dyskutować o dyskusji powiem tak.
Gdyby w Polsce istniał wolny rynek obejmujący emisję pieniądza nie bylibyśmy niewolnikami okradzionymi z wszystkich owoców pracy naszych przodków, nas samych i naszych potomnych.
Przepraszam, że Pana tak nękam szczegółami tego wysublimowanego tematu.
Ten artykuł po prostu dotyka najważniejszego mechanizmu rabowania całych narodów; w tym oczywiście polskiego. Nie powinien więc “wpaść do studni”.
Oczywiście ja sobie doskonale zdaję sprawę, że ewentualne wprowadzenie zasad rynkowych obejmujących emisje pieniądza spowoduje kilka WIELKICH dylematów w dziedzinach bezpośrednio z emisją pieniądza związanych. Pomijam te dylematy, bo przecież nawet tak wąsko zdefiniowany temat jak “emisja waluty” wtłacza nas w ogrom nieporozumień.
Zwracam uwagę, że nigdy nie będziemy wolni, jeżeli nie zamkniemy emisyjnej furtki, przez którą jesteśmy najbezczelniej w świecie rabowani.
Zrobiłby Pan bardzo dobrą robotę, gdyby Pan zechciał wnioski z naszej dyskusji opublikować jako odrębny tekst. Ot, żeby temat “pozostawał na wierzchu”.
Mam nadzieję, że się w zasadzie (co do meritum) dogadaliśmy.