O wyczynowym wspinaniu SOLO
Szanowni koledzy taternicy, alpiniści …
Wspinałam się wiele lat temu (przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych). Nie było to bynajmniej wspinanie wyczynowe, ale jak się mówiło „dla przyjemności”. Prawdę powiedziawszy byłam taterniczką od pięciu boleści. Tym niemniej zabieram głos w sprawie wspinaczki bez asekuracji z pozycji kogoś bliższego tematowi niż przeciętny uczestnik wycieczki do Morskiego Oka.
Ludzie, którzy mają lęk przestrzeni oczywiście nie nadają się do wspinania. A ci, na których ekspozycja nie działa wcale? Marta, z którą się przez jakiś czas wspinałam nie bała się chyba wcale. Kiedyś zawołała do mnie z dołu „tylko tak wbijaj haki, abym je mogła potem wybić”. Nie czuła tego, że te haki powinny być tak naprawdę, a nie tylko dla jakiegoś rytuału. Dla mnie jedynym kryterium było to, aby taki hak dobrze pracował w sytuacji odpadnięcia. Latałam trzy razy. Raz z kilkanaście metrów. To było na Żabim Mnichu. Droga chyba czwórkowa. Ja na tego typu trudnościach przeżywałam to, co inni na szóstkach (wtedy skala kończyła się na VI+ ). Miesiąc później na tej samej drodze zabiło się kilka osób. Wyruszyli w nastroju wesołym, zabrali ze sobą parasol. Przecież droga taka łatwa. Marta latała raz. Wszystkie haki (w kruchej ścianie Modrej Turni) poszły, wraz z auto partnerki. Marta miała 25 lat. Jej ojciec przeżył ją chyba ze 2 lata, matka ok. 9 lat.
Nie ma bezpiecznego wspinania. Są jednak pewne zasady uprawiania tego sportu i o nich chciałabym napisać.
W „moich czasach” nie do pomyślenia było, aby ktoś wspinał się solo bez asekuracji, tzn. jeżeli ktoś tak czynił był w środowisku uważany za wariata. Choć to jednak w tych dawnych czasach Janek Długosz biegał podczas szkolenia na grani Kościelców bez asekuracji. Czyż może być coś łatwiejszego niż grań Kościelców? Znacie ten wypadek? Ale nie słyszało się, aby ktoś po trudnościach chodził bez asekuracji, może przynajmniej nie chwalono się tym.
[Biegł, chyba z rękami w kieszeni. Potknął się. Śliczny wzruszający pogrzeb. MD]
Nie wiem skąd przyszła moda na solo bez asekuracji, ale czy my Polacy zawsze musimy papugować najgłupsze pomysły? Zawsze będą osobnicy, którzy po trudnych i najtrudniejszych drogach będą chodzić bez asekuracji, ale ilość ich nie powinna przekraczać procentowo ilości wariatów w ogólnej populacji. W żadnym wypadku nie powinno być mody na wspinanie na żywca.
Sądzę, że w towarzystwie tych najlepszych wspinaczy działa mechanizm samonakręcania się. Nie wypada bać się wspinania bez asekuracji. Niektórzy pewnie faktycznie się nie boją. Jak Marta. A może uważacie koledzy, że jak ktoś osiągnął pewien wysoki poziom sportowy, to asekuracja jest mu niepotrzebna. Są nie mniej niebezpieczne dziedziny, w których obowiązują ścisłe reguły. Na przykład każdy lotnik ma obowiązek przed startem przeczytać „check listę”. Choćby miał nalatanych nie wiem ile tysięcy godzin. Jednak czasem to lekceważą. Mistrzyni polski w szybownictwie, latająca też na samolotach musiała zlekceważyć „check listę”. Wystartowała z zablokowanymi sterami. Najlepszy sportowiec powinien stosować się do reguł bezpieczeństwa.
Mam pretensje do kierownictw wszystkich klubów wspinaczkowych, że nie tępią solówek bez asekuracji. Nie ma sankcji? A przecież można wywalić z klubu. Niepotrzebny klub? Uprawiasz wspinanie bez asekuracji, to zapomnij o dofinansowaniu jakiegokolwiek wyjazdu. Na własną rękę szukaj sponsorów. Można też przyjąć zasadę nieuznawania żadnych wyczynów tzn. nie pisania o nich, nie umieszczania w żadnych statystykach itp. Wspinasz się na żywca, to nie ma cię. Sam sobie rób reklamę. Ale czytam na jakiejś stronie: „najlepszy możliwy styl to „on-sight solo” (http://www.climb.pl/poradnik-site/etyka-wspinaczki-sportowej ). A najbardziej liczy się atmosfera w środowisku. Wszyscy, którzy podgrzewają atmosferę na rzecz „wspinania na żywca” są współodpowiedzialni, jak się ktoś zabije.
Gdy czytam wynurzenia wspinaczy bez asekuracji mam wrażenie, że ci ludzie nie mają żadnej rodziny. Liczy się tylko własne przeżycie – JA. A może to skrajni egoiści? Twierdzą, że chcą zmierzyć się ze swoją słabością. Jest na to wiele innych sposobów. Np. post. Ale wtedy nie ma dawki adrenaliny. A więc leczą słabość adrenaliną. Inni robią to zwyczajnie narkotyzując się. Ani jedni ani drudzy nie myślą o rodzinie .
To dobrze, że w czasach zniewieściałych mężczyzn jest w jakimś środowisku atmosfera pochwały męskich cech. Mężczyzna się nie boi, albo pokonuje strach. Ale prawdziwa męska cecha to poczucie odpowiedzialności. Chociażby za rodzinę.
Alina Dobrowolska-Segit
P.S. Jeden z moich kolegów taterników (bardzo dobry wspinacz) napisał mi w uwagach do mojego tekstu m.in.: „Oczywiście uważam, że wspinanie solowe jest głupotą, w dodatku nie mającą w sobie nic z heroizmu, nawet fałszywie pojmowanego. Doprawdy nie wiem jak ten głupi kult mógł się narodzić. (…) Dobrze że wspomniałaś o adrenalinie, bo ona jest wykreowana na jakiegoś boga alpinistów solowych i kto sztucznie nie pobudza w sobie wydzielania tego hormonu, przestaje się liczyć w światku szaleńców.
Wspinaczka solowa jest możliwa, ale wiemy jak skomplikowana musi być wtedy asekuracja i jak bardzo wydłuża się czas przejścia. No i gdzie wtedy jest, piękna przecież przyjaźń dwu osób związanych liną i ich wspólne przeżycia? Czy wspinanie “na żywca” jest egoistyczne? Tak, każde wspinanie bez zachowania elementarnych zasad bezpieczeństwa jest egoistyczne w stosunku do bliskich. Wystarczy zapytać osoby osierocone, co o tym sądzą.
Podzielam Twoje zdanie, że takie wspinanie nie powinno być tolerowane i jako z gruntu niebezpieczne, nie może być oficjalnie uznawane.
A może wspinajmy się “solo on sight”, bez kasków, a pod ściankami w skałkach ustawmy deski z gwoździami wbitymi na sztorc. Jeźdźmy na motocyklach też bez kasków i bez hamulców. Ale adrenalina. Głupota.”
========================
MD:
Musze dodać wyjaśnienie:
Napisane po tragedii rodziny Krzysia. Krzyś miał ok. 30-tu lat, był instruktorem alpinizmu. Duże osiągnięcia wspinaczkowe. Ale hołdował modzie solówkowej. Z rok temu uczył parę osób (na kursie) wspinania na Zamarłą Turnię w Tatrach. Obecnie to ściana „do nauki”… Już byli nisko, gdy po ćwiczeniu jedli kanapki, powiedział: Ech, to ja jeszcze skoczę na górę. I poszedł sam, oczywiście bez ubezpieczenia. Po chwili spadał koło nich, rozmlaszczył się niżej.
Piszę tragedia rodziny, która z tym koszmarem ona żyje.
Hmm. Kazdy ma prawo zabic sie tak jak lubi. Nikt nikogo nie oszukal. To dorosli ludzie, do tego doswiadczeni. wiedza co robia. Bardziej chyba chodzi o stopnie ryzyka. Ono jest zawsze to ryzyko. Ci ludzie znacznie podnosza jego poziom. Ich poziom doswiadczenia tylko troche je modyfikuje, ale bynajmniej nie likwiduje. Nie ma takiego doswiadczenia, ktore wyeliminuje ryzyko obluzowania chwytu, spadajacego kamienia z gory, uslizgu, czy innych przyjemnosci ktorymi natura nas raczy. Mysle, ze na niedojrzalych adeptow i amatorow adrenaliny powinny zaskutkowac statystyki. Np taka: ilu aktywnych solowcow-niezabezpieczeniowcow dorzylo emerytury, ilu 50tki, ilu 30stki. Tak, to moglo by ich zniechecic. Jesli nie zniecheci, to znaczy, ze tego wlasnie chca i coz.. maja prawo, tylko po co mam nad nim plakac? Toz tego chcial, spelnil sie..
Istotnie olewa sie czasem checkliste. Ostatnio wiekszosc tej nudnej roboty odwalaja maszyny. Zielone lecisz, czerwone nie lecisz. inna maszyna Ci nie pozwoli. (wyjatek, maszyny nie cywilne)
dorzylo rz, no fajnie..;p
Kilka dni temu podczas odwilży idąc ulicą usłyszałam dziwny zgrzyt czy szurnięcie. Mówiąc terminologią wyścigową przyjęłam (wyrwałam) do przodu. Za moimi plecami spadła ogromna bryła lodu. Tak z 1/4 dachu. Jeszcze mam refleks, ale obiektywny wypadek był blisko. Wypadki obiektywne zdarzają się jednak dość rzadko. Większość to błąd ludzki. 13 sierpień 92 rok. Doświadczony alpinista Jan Wolf zjeżdżając z Kazalnicy nie zabezpiecza końca liny węzłem. Spada 250 m do Czarnego Stawu.2o lat wcześniej to samo spotyka na Kazalnicy Piotra Skorupę. Też zapomina zabezpieczyć liny i zamiast zjechać spada z Kazalnicy.Jesień 92 roku. Jerzy Hirszowski 55 letni instruktor zabiera trójkę kursantów na drogę Świerza na Mięguszu. Załamuje się pogoda.Hirszowski z dwójką wycofują się zjazdami, jedna dziewczyna pozostaje w ścianie. Podobno ta dziewczyna była chora na serce i zasłabła. Ubłagała przewodnika o udział we wspinaczce. (W oficjalnej wersji zjeżdżała razem ze wszystkimi i została w ścianie po ich upadku.) Hirszowski śpiesząc się zakłada zjazd z pętli założonej na ruchomy- jak się okazuje- kamień. Spada razem z dwójką kursantów. Dziewczyna nie doczekała pomocy. Była to jedna z trudniejszych akcji ratowniczych ze względu na fatalne warunki. Błąd Hirszowskiego to zabranie trzech zielonych osób na ścianę z której nie ma wycofu.Jeżeli to prawda, że uległ dziewczynie chorej na serce ( miała 19 lat) to następny błąd w sztuce. Takich sytuacji znam setki.
Tu jest jakieś odwrócenie wartości. Tylko JA i nic więcej. Wielkie ego i wielka demonstracja braku odpowiedzialności.
Dziecięce zabawy w “kto pierwszy spadnie”, chodzenie po barierce mostu. Wydawało mi się, że z takich postaw się wyrasta wkraczając w dorosłość.
Brak odpowiedzialności wybacza się dzieciom.
WAGA – masz rację !!!
Też uważam, że to głupie ryzykanctwo, któremu dorobiono ideologię (wspinamy, się “bo góry są” itp.).
Ale jestem też przeciwny oskarżaniu tych, którzy przeżyli, że nie pomogli tym, którzy zginęli. Tomka nikt nie byłby w stanie wtedy znieść na dół, a Maciek prawdopodobnie odpadł o ściany (tak sugeruje Wielicki). A więc w czym niby miałby im ktoś pomóc ?
Zwróćcie uwagę, że ci ludzie na co dzień mają do czynienia ze śmiercią. To nie są naiwne dzieci, tylko najwyższej klasy fachowcy. Gdy widzimy akrobatę w cyrku, to w razie wypadku nie zadajemy głupich pytań w styku “po co on tak fikał na wysokości?”, tylko przyjmujemy to jako wkalkulowane ryzyko. I tak należy rozumieć wyczyny himalaistów: chcą ryzykować, ok, ale niech nie obarczają swoim ryzykiem innych ludzi …
I dodam jeszcze, że gdyby Maciek i Tomek uważali, że ryzyko jest zbyt duże, to przecież mogliby z własnych pieniędzy opłacić “shadow team”, którego zadaniem byłoby podejście do III lub IV obozu i oczekiwanie w trybie “stand-by”, z gotowością do działania w razie problemów. Ale koszt takiej asekuracji byłby ogromny i jak widać żaden z nich nie zdecydował się tak wysokiej stawki ubezpieczeniowej zapłacić …
No więc to jest odpowiedzią na dylemat, czy ktoś powinien był im pomagać …
Nie nazywałbym tego błędem. To była świadoma nieodpowiedzialność i większość wypadków w górach związanych z doświadczonymi himalaistami, ratownikami górskimi itp. związana jest ze ŚWIADOMYM podjęciem ryzyka. Jeżeli to ryzyko dotyczy tylko tej osoby, to nie ma problemu. Jeżeli dotyczy zabieranych przez siebie mniej doświadczonych osób, to jest to SKANDALICZNA GŁUPOTA i powinna być podstawą do wiecznej HAŃBY dla takiego człowieka, który zwykle te “błędy” popełnia z NISKICH POBUDEK (kasa, sława, pozycja “samca alfa” itp.) …
Zapomnieć zawiązać węzeł na linie to tak jak zapomnieć kluczy czy telefonu. Zdarza mi się to co raz częściej. Można by wprowadzić ograniczenia wieku? Ale to byłoby bezsensowne. Ludzie starzeją się różnie. Egzaminy ze sprawności i refleksu? To zwiększa interwencję państwa we wszystkie obszary. Hirszowski był instruktorem.Był dobry.Nie robił tego dla kasy. Ktoś musi uczyć. Popełnił szkolne błędy. I tyle. Natomiast propagowanie ideologii “solówek” jest bardzo niedobre w skutkach. To tak jakby ktoś wprowadził modę na skakanie z mostu Poniatowskiego. Też adrenalina rośnie. I niektórzy przeżywają.Czy można tego zakazać? Czy takiemu skoczkowi można odmówić leczenia? Trzeba wziąć pod uwagę, że po takich idiotów, którzy lubią adrenalinę idą ratownicy. I czasami giną. Naprawdę znam te sprawy i wiem co piszę. Kiedyś ratownik wezwany dla żartu ( chcieli sprawdzić jak szybko nadejdzie pomoc) powiedział; ” chciałeś być znoszony to cię zniosą” i tak trzepnął delikwenta, że go naprawdę musieli znieść. To jako pointa.
Izo
Wyczyn potrzebuje oprawy, widzów. Wprawdzie teraz kamerka na kasku daje nowe możliwości, ale to nie to samo.
Przewrotnie powiem, że solówki moralnie są bardziej OK. Chcesz, proszę, ale licz tylko na samego siebie. Nie próbuj nawet myśleć o ratownikach. Weź, jaki chcesz sprzęt, ale bez telefonu i markera ratunkowego. Idź na całość. Jak zginiesz, to ktoś ciebie kiedyś odnajdzie, lub niedźwiedź, czy sęp będzie pierwszy.
Gdy idziesz z partnerem, w przypadku wypadku (przepraszam za te słowa obok siebie) stawiasz go wobec okropnego moralnego dylematu. Wiem, wiem, paradygmat jest obecnie taki, że zostawia się konającego, by ratować własne życie.
Ale, jak potem z tym żyć?
Chodzi mi o modę. Wiesz dobrze, że moda jest irracjonalna. Jeżeli ktoś wprowadzi modę na leczenie się ziołami tybetańskimi,kupujący nie zastanawiają się czy nie były czasem one zbierane przy autostradzie A II. Jeżeli jest moda na podarte fabrycznie spodnie dzieciaki nie zastanawiają się jaki to ma sens. Jeżeli jest moda na marychę- nikt nie myśli o konsekwencjach. Asekuracja zwiększa szanse przeżycia. Nie można jej nakazać. Ale nie ma sensu propagować wspinaczki bez zabezpieczeń. Ten Krzyś o którym pisze Dako to syn mojej przyjaciółki. Fizyk po doktoracie. Dostał grant ze USA. Doskonały instruktor. Gdyby był asekurowany nie zabiłby się. Każdy z nas, kto ” latał” wie o czym mówię. Zamarła Turnia jako teren do solówki.?? Podobno robił to wielokrotnie. Ale raz nie wyszło. Był z kursantami. Na pytanie czy próbowali udzielić pomocy odpowiedzieli “nie było czemu” .
Paradygmat jest taki że zostawia się konającego, żeby pojechać na karnawał w Rio.