W swojej pracy, którą wykonuję, ważnym elementem jest tzw. crisis menagement, czyli generalnie zarządzanie kryzysowe. W świecie wypracowano już pewne standardy i schematy, dzięki którym stara się zminimalizować straty i unikać wypadków.
Bardzo ważnym narzędziem zarządzania kryzysowego są tzw. testy FMEA – Failure mode and effect analysis (analiza rodzajów i skutków możliwych błędów). Zaczęto tą analizę w dziedzinie, którą się m.in. zajmuję (eksploatacja złóż podmorskich ropy naftowej) wprowadzać efektywnie już na początku roku 2000, chociaż nie skodyfikowane testy miały już miejsce w latach 90-tych ubiegłego wieku.
W chwili obecnej procedury są w pełni zindeksowane i skodyfikowane i zajmują sie nimi poważne morskie towarzystwa klasyfikacyjne jal Lloyd czy DNV (Det Norske Veritas).
Od czasów katastrofy Exxon Valdez na Alasce, gdzie tysiące ton ropy zalały wybrzeże, już ponad 20 lat temu, zaczęto przykładać szczególną uwagę do tego, żeby zminimalizować, a nawet wykluczyć katastrofy morskie, związane z przeładunkiem i transportem ropy naftowej.
Opowiem o jednej dziedzinie, którą szczególnie dobrze znam, a mianowicie o shuttle tankerach i bow loadingu.
Olbrzymia ilość wysoce wydajnych złóż ropy naftowej i gazu naturalnego zlokalizowana jest pod powierzchnią morza. Potężne akweny takich złóż to oczywiście Zatoka Meksykańska i Morze Północne. W tej chwili gwałtowny rozkwit przeżywają złożą u wybrzeży Brazylii i wzdłuż brzegu praktycznie całej Afryki zachodniej. Przyszłościowo wielkie nadzieje pokłada się w złożach Arktyki, Afryki południowo – wschodniej i obszaru pomiędzy Chinami i Wietnamem, a Filipinami. Jest jeszcze sporo innych lokalizacji, ale podałem tylko te najważniejsze.
Nieczęsto opłaca się platformy wydobywcze zlokalizowane na takich złożach łączyć rurociągami z lądem. Albo jest to ekonomicznie nieopłacalne, albo technicznie nie możliwe. Powstał więc problem odbioru wydobytego surowca i transportu do portów świata.
W tym celu opracowano specjalny rodzaj statków zbiornikowców, albo tankowców, jak kto woli, do załadunku ropy na pełnym morzu i transportu do portów. To są właśnie shuttle tankery ( shuttle – od wahadłowy).
Postęp i koncepcje rozwoju prowadziły do takich konstrukcji, aby podłączenie statku do platformy było w pełni automatyczne i bezobsługowe, czyli bez angażowania dodatkowych statków i ludzi. To jest trochę tak, jak z samochodem na bezobsługowej stacji benzynowej – podjeżdżasz, stajesz w odpowiednim miejscu, otwierasz wlot paliwa, wkładasz doń końcówkę węża i ręką uruchamiasz zawór. Lejesz tyle ile ci potrzeba.
W zależności od złoża (głęboka woda czy płytka) opracowano wiele systemów automatycznego podłączania się statków do platform i automatycznego załadunku. Wszystkie te systemy to obecnie tzw. bow loading (ładowanie dziobowe). Cała aparatura podłączeniowa węża załadunkowego jest na dziobie statku, gdzie odpowiednie dźwigi i windy podciągają wąż załadowczy, albo z dna morskiego, albo z urządzeń platformy, podłączają go do zaworu załadunkowego i uruchamiają pompy.
W dziewiczym okresie takich operacji było niestety wiele wycieków ropy do morza. Morze, jak wiemy, jest cały czas „w ruchu”. Wieją wiatry, zmieniają kierunek, morze faluje, też różnie i na dodatek są też zmienne prądy morskie.
A tymczasem, statek, by nie zerwać węża z ropą musi stać w precyzyjnie określonym punkcie. Oczywiście, na morzu nie ma do czego zacumować, a i rzucenie kotwic, też należycie nie ustabilizowałoby jego pozycji.
Więc, żeby statek stał na otwartym morzu w tej właśnie dokładnie określonej pozycji, musi używać cały czas swoich maszyn i dodatkowych pędników na dziobie i rufie, oraz sterów.
Niestety, kiepsko to wychodzi, gdy robi się to ręcznie.
W tym celu opracowano w oparciu o najnowocześniejsze technologie, w tym komputerowe, tak zwane DP – dynamic positioning, czyli dynamiczne pozycjonowanie statku. Współczesne systemy pozwalają potężny shuttle tanker o wielkości do 160 000 DWT utrzymać w miejscu z dokładnością 0,5 metra, przy falach wysokości 4 – 5 metrów i wietrze do 40 węzłów ( 72 km/godz). Jak to jest robione, to już zupełnie inny temat. Statek ma stać w miejscu, ładować się i nie narobić szkody. Statek to wartość od 100 do 200 milionów dolarów, platforma może być nawet warta miliard, a ładunek – ropa, dziesiątki milionów.
Szkody ekologiczne są trudne do oszacowania.
Czyli można narobić solidnego bałaganu.
I po to, żeby przewidzieć i zapobiec kłopotom i ewentualnej katastrofie, przeprowadza się właśnie wspomnaine testy FMEA.
Tęgie głowy siedzą i myślą tylko o jednym – co by było gdyby…?
Chodzi o to by odnaleźć wszystkie słabe ogniwa i wynalezienie takich sposobów, by zapobiec awarii.
Co będzie, jak stanie jeden generator i zabraknie prądu?
Co będzie, jak nagle stracimy sygnał GPS i zgubimy pozycję?
A jak nagle stanie silnik główny, albo ster się popsuje?
Takie testy to gruba księga, a testy wykonuje się rokrocznie. Sprawdza się dokładnie wszystko.
Wyobraźcie sobie, że sam odkryłem na pewnej jednostce, że przecięcie jednego druta (sygnał zwrotny (feedback) z CPP (Controllable Pitch Propeller – śruba nastawna) ) spowoduje ruch – Cała Naprzód i w jednej minucie statek przemieści się 40 metrów do przodu rozrywając całą podmorską instalację. Szkody wprost niewyobrażalne. Dlatego też sprawdza się wszystko: samą koncepcje projektu, podzespoły, pojedyncze elementy, przewody, rurociągi, czujniki, zawory i motory. Co się da i co przyjdzie do głowy.
A potem trzeba eliminować błędy i zagrożenia. Najpopularniejszą metodą jest redundancja, czyli zwielokrotniane. Dwa GPSy, dwa radary, co najmniej dwa generatory prądu, jak możliwe to dwa silniki główne, dwa stery, itd, itd.
Jak jeden wysiądzie, to drugi pozwoli się jeszcze utrzymać sie na pozycji, albo w gorszym przypadku, bezpiecznie się odłączyć i odejść ze strefy zagrożenia.
W dniu dzisiejszym cały przemysł petrochemiczny działa w oparciu o takie zasady. Dotyczy to nie tylko sprzętu, ale także ludzi.
Nowy kapitan nie ma prawa sam po raz pierwszy podejść do platformy. Musi być z nim kapitan, który już tu podchodził. W czasie operacji załadunkowych na mostku musi byc jednocześnie dwóch oficerów. A wszyscy oficerowie muszą mieć szereg odpowiednich certyfikatów i dyplomów. Wyszkolenie jednego oficera (w zależności od stopnia i pomijając studia) kosztuje od 100 do 200 tysiecy dolarów. A inżyniera nawet więcej (ja mam w tej chwili 23 dyplomy i certyfikaty).
Wniosek taki, chcemy uniknąć katastrofy musimy mieć dokładnie sprawdzony sprzęt i ludzi. I to na zasadzie szukania dziury w całym. Wymyślania najbardziej nieprawdopodobnych sytuacji. Ale oczywiście takich, które się mieszczą w granicach prawdopodobieństwa.
Jak to Cyborg dokumentuje, w Fukushimie nie doszli jeszcze do tak wysokiego poziomu przewidywania i zabezpieczeń. Więc skutki były opłakane.
A w Polsce energetyką jądrową zarządza Graś znany jako Cieć.Za PRL pełnomocnikiem rządu do spraw pokojowego wykorzystywania energii jądrowej był niejaki Bilig. Po 68 roku wyleciał z tych samych przyczyn dla których dostał tak wysokie stanowisko. Spotkałam go kiedyś na Hali Kondratowej. Chciał iść na Czerwone Wierchy ale bał się sam. Był to mocno starszy pan. Całe powietrze z niego zeszło- nawet go nie poznałam , a brylował w TV. Bezceremonialnie zapytałam go o wykształcenie.Powiedział, że jest filologiem klasycznym. Dako, który jest najlepiej zorientowany w tym środowisku powiedział: “jaki tam filolog – krawiec mężczyźniany” Relata refero.
Wiesz, ustawianie na samym szczycie takiego przedsięwzięcia nie-fachowca, jest zbrodnią wobec narodu. Poruszam się w obszarze wysokich specjalizacji, ścisłych procedur i wysokiego ryzyka.
Elektrownia jądrowa jako projekt (w sensie zadania, a nie tylko fazy projektowej) wymaga zespołu wybitnych specjalistów – profesjonalistów. Począwszy od geologów, poprzez technologów materiałowych (czy wiesz, żeby uzyskać podłoże od właściwej strukturze, trzeba zmieszać co najmniej cztery różne żwiry o innej wielkości ziarna?), analityków bilansu energetycznego, logistyków itd, itd.
A tu Graś… facet od wszystkiego. Jak to się może kupy trzymać?
Aż strach się bać.
…Panie Januszu – przepraszam mocno-mocniśnie że akurat do Pana się “podpiąłem”.
Zarejestrowałem się dziś na Legionie po to, żeby złożyć uszanowania dla Wszystkich Pań z okazji Dnia Kobiet – tu ukłon mój wielki zwłaszcza dla IBF.
Dzięki za gościnność – za kłopot raz jeszcze przepraszam. J. P.S. od półtora roku
dzionek zaczynałem od NE – wyszło jak wyszło, ale fajnie, że jesteście…
..cześć Janusz, na początku nie wiedziałem o co chodzi z tym zamętem na Legionie wiem, że o Circ, ale nie wchodziłem w szczegóły…przyko mi było, że Adevo już tak piał pod niebiosa,po Twoim poście na NE że jednak wyszło na jego, że circowa nora itp..itd…postanowiłem trochę odpocząć od pisania…wiesz, były takie dni (bardzo wiele), kiedy wstawałem rano i chciałem w trybie natychmiastowym wywalić wszystkie swoje posty z NE i zamknąć konto, ale do południa chłonąłem i teraz jestem pewny, że nie można palić za sobą mostów…postanowiłem ,że jednak i tam będę publikował, ponieważ jeśli chociaż jedna osoba z mojego powodu się uśmiechnie, lub chociaż jedną osobę poruszę i przekażę jej promyk dobroci Bożej to naprawdę warto trwać …uprawa coraz bardziej jałowej nowoekranowej ziemi jest ciężka, ale katol macho nigdy się nie poddaje…z Legionu się nie ruszam jest to dla mnie port odpoczynku..i wiem ,że każdy może tytaj dostać wsparcie modlitewne…a tego na portalach się nie spotyka..witaj ponownie i żeby Cię diabeł znów nie kusił stąd wybyć …pozdrawiam niepoprawnie
Ależ proszę bardzo.
Ja jestem bardzo gościnny. Proszę się czuć, jak u siebie w domu.
Pozdrawiam
Wiesz to taki paskudny grzech zapalczywości i czynienia dobra ponad wszystko.
A potem wychodzę na łajdaka.
Małostkowi jesteśmy niestety.
Pozdrawiam ciebie i kurczaki
dzięki…a propo’s kurczaków ..obsadziłem Ci rolę a ty mnie nie odwiedziłeś :))))))
http://trybeus.nowyekran.pl/post/89169,idy-marcowe-w-nowym-kurniku-odc-3
pozdr
“DP – dynamic positioning” – no mozna tak nazwac.
Statek to ma latwo. Co prawda rusza sie gora-dol, ale niemrawo. Przypuszczam, ze najwiekszy klopot to bezwladnosc. Ta cholera troche wazy.
U nas jest zdziebko gorzej. Osrodek jest gazowy i pelne 3D. Znaczy kontrola w trzech wymiarach, pozostajac, ze tak powiem “na ostrzu noza”, bardziej czubku igly.
wszystko trzeba upchnac w kilku paczkach po fajkach. Nie ma na “pomieszczen technicznych” i tabunow specjalistow. GPS sie do tego niemal zupelnie nie nadaje. Tzn kazdy kto sie szanuje, ma to zaimplementowane, a nawet kilka, ale na tym badziewie pozycji w przestrzeni sie nie koordynuje. Po prostu GPS jest strasznie nieprecyzyjny i do tego sie wykrzacza. Ile satek lapiesz? osiem czysto?
U nas tez chyba chodzi troche o co innego. Maszyna musi utrzymywac scisly rezim pozycji wzgledem ziemi i osrodka. Mniej istotne jest, czy bedzie pol metra w ta czy w ta. w kazdym razie dotad tak bylo. w moim urzadzanku niestety bede potrzebowal scislejszej kontroli podejscia, w centymetrach i z korekta na milimetry. Narazie, teoretycznie, uwazam, ze da sie zrobic. Jakies kilka stow plnow i 200-300gramow wiecej masy.
Nam sie potrafi zdazyc krecik, w wyniku malfunction, ale nasz krecik nie jest masowym morderca, wasze systemy kosztuja za to 10000000% drozej i dalej mordujecie. Cos wam ostatnio wycieklo zdaje sie, kolo meksyku i jakis czas w ogole nie wiedzieliscie jak to zatkac. o ile sie na was znam, to ten korek co tam teraz jest, wcale nie jest pewny. Tylko tak gadacie, dopoki nie pusci, a wszystko przez chciwosc, niestety..
Fajnie
To ja ci odpowiem szczegółowo. Nie miałe pojęcia, że spec jest tytaj więc uprościłem.
No więc tak
1. Nie żadnie GPS, ani nawet DGPS tylko DARPS – Differential Absolute and Relative Positioning Sensor. Precyzja 0,5 mtr, co przy 100 i więcej metrowym obiekcie jest niezłe. Zgarniam średnio 11 satelitów, antenami IALA wprowadzamy poprawki różnicowe, a dodatkowo z satelitów geostacjonarnych (Spotbeam i Inmarsat) na bieżąco dostajemy poprawki błędów poszczególnych satelitów.
2. Dodatkowo jako czujniki referencyjne pozycji, tym razem wzglednej, nie absolutnej służą jeszcze obowiązkowo HiPAP (High Precision Acoustic Positioning System), czyli podwodne transpondery z komunikacją cyfrową na ultradźwiękach, Artemis i Radius – systemy radarowe odległości i kierunku (dokładność 10 cm)
3 Też niestety musimy w 3D ale o tym jak wrócę
Na razie
Zaraz spec;p Nie mam 30dyplomow i nie pracuje na platformach.:))
Musze sobie radzic z tymi problemami, bez angielskich nazw.:)
Czy ten DARPS polega na tym, ze maszyny przekazuja sobie info z GPS + korekta na podstawie polozen wzajemnych?
Jesli tak, to mnie sie nie przyda..
11 satelitow to niezle, ale z takim zapleczem nie dziwota..:) Ja zbieram 8-9. Dziesiec sporadycznie.
“antenami IALA”
Chodzi o międzynarodowy morski system oznakowania nawigacyjnego? Czy w tych antenach jest cos fajnego? Zreszta te anteny niczego nie oznakowuja. Rozumiem, ze odbieraja sygnal w UHFie(?) wysylany z innych jednostek, boi i pewnie serwerow systemu via satelita i oddaja sygnal do systemu o swoich znakach. Dobrze kombinuje?
“obowiązkowo HiPAP (High Precision Acoustic Positioning System)”
No i widzisz doszlismy. Z tym, ze u mnie gazowe, nie podwodne, cywilne, amatorskie, lekkie i tanie, wiec takie sobie. Lapia od kilkunastu metrow i sa nadrzedne do 0,5metra. Tez dwa, a nawet trzy wiec mozna fajowo obrazowac. Gacek rulez:))
Ten radarek do 10cm, zrobil na mnie wrazenie:) Pewnie sporsza kobyla?:)
w jakim pasmie to chodzi?
Tak, no wiem, ze tez w 3D bo was buja i trzeba stabilizowac, a do tego w miare tankowania zmienia sie zanurzenie chyba. Cos mi dzwoni, ze macie wode w balastowych, ale chyba tej wody nie ma dla pelnego zrownowazenia zanurzenia. Niemniej dalej – korek. Korek plywa sam, nie trzeba go trzymac za uszy:))
Tylko sie nie spinaj Jazgdyni. Nie jest moja intencja podwazac twoich kwalifikacji. Tak sie drocze tylko, liczac ze sie czegos dowiem, albo nawet na cos wpadne przydatnego, czego bym bez Ciebie i tej rozmowy nie przyfilowal. :)
W przypadku EJ w latach 90-tych “liczono”, że nie będzie więcej, niż 1 wypadek na 100 tysięcy lat. A reaktorów chodzących było – 430 (ok).
Ja na to: Ależ – JUŻ BYŁY DWIE KATASTROFY !! (3 MILE Island i Czarn. ) . No– ale my liczymy TERAZ.. I gadaj ze zbrodniarzem. Rozmycie odpowiedzialności – “to nie ja”…
No więc tak
DARPS polega na tym, że na świecie, na lądzie są rozrzucone stacje bazowe. Mają one swoją pozycję określoną co do milimetra. I teraz lecą te satelity z tymi doplerami i pokazują pozycję przesuniętą pół metra w te, dwa metry we wte. Czyli do każdego satelity można dopisać jego własny błąd, czyli korekcję.
IALA pracują podobnie, ale w niedużym zakresie. Jedna stacja w Szkocji, inna w Norwegii, jeszcze w Niemczech, Holandii i Danii. Nie na ukaefie, na 500 kHz z haczykiem. Też dają poprawki.
HiPAP akustycznie pod wodą jest dobry, góra do 1000 metrów. Zresztą zaraz elipsą wokó określa swoje pole błędu.
Radary pracują nieco powyżej pasma X. Artemis jest klasyczną, obrotową anteną, która, jak się zsynchronizuje, to podąża za tą drugą. Natomiast Radius jest płaską anteną matrycową, o kącie widzenia do 120 stopni (my przyjmujemy 90 stopni i aby pokryc obszar montujemy 3 naa 270 stopni).
Artemisem udawało mi sie łapać odczyt na 5 milach, natomiast Radius dobrze działa od 500 metrów.
Są jeszcze inne systemy pozycjonowania. A jak w zeszłym roku byłem w Trondheim (Seatex – oddział Kongsberga, to sie chwalili nowym urządzeniem o precyzji absolutnego i relatywnego pozycjonowania z dokładnością do 4 cm).
Tak oto proszę pana Torina wygląda stan na dzisiaj w tej branży.
Zaczy się oni sobie tą niezawodność wyliczyli na kalkulatorze. A świat poszedł naprzód. Teraz rządzi teoria chaosu i sorry, nie wiem jakie jest polskie nazewnictwo, complicity. A tu wychodzi nieco inaczej, bo to wszystko dynamika nieliniowa jest.
Ja się wściekam, jak inzynier chodzi z jednym kluczem francuskim i tym chce wszystko naprawiać. Trzeba stosować należyte narzędzia.
No widzisz. U mnie sie liczy bardziej na wlasne sily. wyboru specjalnego nie ma, gdyz to kosztuje, a my/ja w nafcie nie robimy, zeby byla kasa na bajery. Do tego u mnie konkretnie naklada sie schizofrenia paranoidalna, ktora twierdzi, ze te satelity to nam wylacza, gdy beda najbardziej potrzebne, a emisja wlasna to zaproszenie do tanca.
zyro i magnetometr to pierwsza linia sensorow. Nic nie dzieje sie bez ich wiedzy. Druga to czujniki, sensory jesli wolisz, osrodka. Mowia komputerowi o stanie i przeplywie tego osrodka. My bez przeplywu osrodka toniemy, czy raczej odwrotnie. Osrodek bezwzglednie musi przeplywac i dane na temat tego przeplywu udaja sie do jednostki sterujacej.
Dopiero kolejna kategoria czujnikow jest nie “jak jestem”, tylko “gdzie jestem” i jest to “blizsza”. Bezposrednia strefa. My zawsze do brzegu mamy blisko i mozemy sie o niego rozbic. Od kilku metrow, do powiedzmy kilku tysiecy metrow. Nigdy wiecej niz 20tysiecy i ten brzeg nas przyciaga, swoim zwierzecym magnetyzmem, z predkoscia liczona w setkach km, nie w wezlach. wystarczy nic nie robic i uderzymy w niego niechybnie.
Dopiero potem jest “dalsza”. Czyli zainteresoanie sie, czy jestesmy nad Kielcami, czy to moze Bialystok i kto tu jeszcze plywa..
Dla samego podejscia jak pisalem akustyczne. Fala akustyczna jest po prostu wolniejsza od elektromagnetycznej i ma dluzsze czasy odbicia. Dlatego nadaje sie lepiej. Do tego rozprasza sie na niewielkiej odleglosci i to dobre jest.
:)
errata
“czy raczej odwrotnie” – wy raczej odwrotnie