Demona urodziła się w Stadninie Koni Moszna 30 stycznia 1961 roku. Jej ojcem był ogier Masis hodowli czechosłowackiej, a matką córka klacz Dziwożona II. Była przedstawicielką zasłużonej dla polskiej hodowli rodziny żeńskiej założonej przez klacz Gaff.
Demona biegała na torze wyścigowym przez trzy sezony. Trafiła do stajni trenera Stefana Michalczyka. W wieku 2 lat nie przegrała ani jednej gonitwy. Startowała w gonitwach II oraz I grupy, w Nagrodzie Stolicy i najważniejszej –Nagrodzie Ministerstwa Rolnictwa.
Jako 3 latka debiutuje w Nagrodzie Rulera, którą wygrywa. Wygrywa również Nagrodę Iwna i Derby. W Nagrodzie Kozienic zajmuje trzecią pozycję. Wygrywa Nagrodę Berlina. W Nagrodzie Pragi zajmuje drugie miejsce. Kolejna wygrana to Nagroda St. Leger w Wiedniu i Wielka Warszawska na Służewcu.
Jako 4 latka Demona wygrywa Nagrodę Widzewa, Prezesa Rady Ministrów i Fils du Vent.
W Nagrodzie Budapesztu zajmuje piąte miejsce, a tydzień później drugie miejsce w Nagrodzie Warszawy.
Karierę wyścigową kończy zwycięstwem w Wielkiej Warszawskiej. Demona w ciągu trzech lat biegała 18 razy w tym 14 razy zajęła I miejsce.
Demona urodziła 12 źrebiąt. Drugą córką Demony była Diadema także po ogierze Balustrade, która wygrała Nagrodę Krasne.
Trzej pierwsi synowie Demony zawiedli nadzieje jakie z nimi wiązano. Były to Denar, Demoniak i Demonio. Jeździłam na wszystkich trzech. Na Denarze bardzo rzadko, natomiast Demoniak był to mój koń. Przez cztery lata jeździłam na nim codziennie.
Demonio, jego brat był bardzo niewygodny do jazdy. Miał łęgowaty grzbiet, czyli wygięty w przeciwną stronę, jak u krowy. Nikt nie chciał na nim jeździć i nie był ceniony.
Został sprzedany do Skandynawii gdzie okazał się wspaniałym długodystansowcem Wygrał .Doncaster Hcp. na dystansie 3600 m i ustanowił rekord toru na 3 km 3,13’8. Biegał z powodzeniem w gonitwach przeszkodowych i płotowych na torach Skandynawii i Francji.
W wieku 17 lat Demona urodziła swoje najlepsze źrebię ogiera Demon Club po ogierze Club House. Demon Club w wieku 3 lat wygrał Nagrody Strzegomia, Rulera, Iwna i Derby oraz był drugi w St. Leger. Niewiele mu zabrakło do miana konia trój- koronowanego. Na mitingu w Pradze doznał kontuzji i został reproduktorem. Dał wiele bardzo dobrych koni wyścigowych.
Demona padła 10 listopada 1990 roku, w wieku prawie 30 lat.
Demoniak nie sprawdził się na torze. Był zapewne zbyt rozpieszczony ( na wyścigach mówią rozbałowany). Słuchał mnie jak pies, wykonywał komendy ustne, nie ciągał, rżał gdy wchodziłam do stajni. Stał się koniem jednego jeźdźca.
Przyznaję, było to z mojej strony postępowanie idiotyczne. Uwierzcie doświadczonemu człowiekowi – nigdy nie rozpieszczajcie konia, bo zmniejszacie jego szanse życiowe.
Sprzedany w ręce prywatne Demoniak po wielu latach wrócił do Polski ze Szwecji.
Kupił go pewien lekarz ( bodajże dr Śliwiński) ale nie miał czasu na nim jeździć. Postawił go w stajni Romana Jedowskiego w Wiązownej
Po 16 latach tam się z Demoniakiem ponownie spotkałam.
Jeździłam na nim po lasach w okolicach Józefowa i Falenicy. Gdy zabłądziłam rzucałam mu wodze i mówiłam „do domu”. Najkrótszą drogą trafiał do stajni.
Jako bardzo stary koń trafił do tatersalu nad Wisłą. Widziałam go tylko raz. Pracował 8 godzin na dobę wożąc dzieciaki. W boksie telegrafował ze zmęczenia. ( trzęsły mu się nogi). Nie chciałam go więcej odwiedzać. Nie mogłam mu wtedy nic pomóc.
Na torze.Demoniak po prawej.
Wyruszamy ze stajni na tor.
Śliczny!
Mój Boże, smutna ta notka…
Za osiem godzin tatersalu zabiłabym właścicieli stajni. Nawet nie śmiem myśleć, jak Demoniak skończył.
Nigdy nie jeździłam na folblutach, o czym już pisałam /o ich skrzywieniu powyścigowym/.
Moją ogromną miłością był budionnowski Kabul, któremu koleżanka ze stajni zapewniła piękne dożywocie /w tym jego ukochane nicnierobienie!/wśród przystojnych fryzyjek na Mazurach. Możesz mi zazdrościć…
Natomiast los ogromnego Wiktora /miłość i mego bachorka, który fenomenalnie go skakał, i moja/ budzi w nas obojgu dreszcze do dzisiaj, choć wiele już lat upłynęło… Szklą nam się oczy, gdy wspominamy tego konia.
Dzięki, Izo :)
Widzisz gdyby to było kilka lat później, gdy moja córka była już na wyścigach nie byłoby problemu. Wtedy nie było nas stać na utrzymywanie konia w Warszawie.Konia skrajnie wyeksploatowanego, który wymagał stałej opieki weterynaryjnej. Dla mnie nauka na całe życie.Nie można konia do siebie przywiązywać i nie można zbyt przywiązywać się do konia. Dożywocie jesteśmy w stanie zapewnić psu. Gdyby Demoniak więcej wygrywał dostałby etat reproduktora w Mosznej i potem dożywocie. Jak jego matka Demona. Może gdyby nie był tak przeze mnie rozpieszczany w stajni miałby więcej powodów do walki na torze. Dlatego radzę, żeby nie rozpieszczać koni.Czasem to może zadecydować o ich życiu.
Kilka lat temu ktoś chciał podarować mi ogiera hucuła, którego mała dziewczynka tak rozpieściła, że stał się niebezpieczny. Kastracja nic nie pomogła. Po co mi koń, który może kogoś zabić?Nie chcę nawet wiedzieć co się z nim stało.
Kochane Koniary
W związku z aferą fałszowania wołowiny oglądałem program w pudle. I omalże nie dostałem udaru na miejscu.
W Polsce, rokrocznie do uboju na mięso idzie 60 000 (sześćdziesiąt tysięcy)koni !!!
W kraju szwoleżerów jesteśmy największym producentem mięsa końskiego w Europie.
Dla mnie to była wiadomość szokująca. Naprawdę nie wiedziałem, że u nas są mięsne stadniny.
Uściski
Podpisywałam petycję (i chyba ją wszystkim podrzuciłam do podpisania) w sprawie konieczności wprowadzenia zakazu przewozu żywych zwierząt rzeźnyxh na dystanse większe niż 8 godzin.
I pojęcia nie mam, czy w końcu to zostało wprowadzone, czy nie. Wie ktoś coś?
Piękna opowieść, Izo. Dzięki:)
Nie zostało oczywiście. Chciałabym, żeby zwolennicy nie litowania się nad zwierzętami zobaczyli pewien film. Może go umieszczę- jak się nauczę. Jak na razie umieszczam zdjęcia i się z tego cieszę choć nie wszystko jest dla mnie jasne.Jest problem z jarmarkiem w Skaryszewie. Tam konie ładowane są na samochody bez trapu. Łamią nogi. Ponieważ dla odbiorcy jest to żywe mięso, nie interesuje go stan zwierząt i ich cierpienie. Jest to be sensu , bo na przykład konia z wypadku komunikacyjnego wolno sprzedać tylko na paszę dla psów. Stres powoduje, ze mięso jest nieużyteczne dla ludzi. Hodowcy nienawidzą miłośników zwierząt – tamci też często działają nierozważnie. Trzeba interweniować tylko w istotnych przypadkach. Na NE pisze jakiś hodowca ( Jakiś Boża Wola czy coś). Na ogół rozsądnie- o koniach brutalnie. A przecież nie jesteśmy paniuśkami które plotą konikowi warkoczyki ze wstążeczką.
Niestety nie jeździłem, chociaż dziadek konia miał, niemalże do śmierci go trzymał w stajni.
Jak mój dziadek twierdził, mężczyzna bez konia to nie mężczyzna. Jeszcze po 60-tce widziałem, jak jechał na oklep.
Koniarom pewnie się spodoba, choć tłumaczenie jest tylko dla zrozumienia treści:
Utwór ma pewien nie całkiem ukryty metafizyczno-religijny kontekst.
Tłumaczenie go nie oddaje, w oryginalnym tekście, jeżeli ktoś zna rosyjski, można go lepiej odczytać.
/oczywiście wersu “ja wliublion w Tiebia Rassiju, wliublion” nie musimy podzielać, bo mamy nasze pola i kasze konie/.
Ciekawy jestem, czy paniom koniarom się spodoba…
Ja chyba przestanę podpisywać petycje w róznych słusznych sprawach, bo to wszystko można o kant d… roztłuc.
Tak się składa, że znam rosyjski i pochodzę z kresów. Jestem w stanie wychwycić te nieprzetłumaczalne niuanse. Dziękuję. A Dziadek miał rację.
Ili jest to miesto, ili jewo niet.
Ależ oni potrafią zestroić głosy.
Koniarom się podoba:) Dzięki.
Teraz ważną sprawą jest ubój rytualny. PSL jest za – dla kasy. A mnie nic nie obchodzi ich kasa. To są takie chwile kiedy nie obchodzi mnie nic. Ani tolerancja, ani ekumenizm, ani szacunek dla obcych rytuałów, ani multi kulti.ani żadne poprawnościowe bzdury.Nie obchodzi mnie czy to religia Eskimosów czy Indian. Trudno postulować, żeby Sawicki czy inny na własnej skórze doświadczyli uboju rytualnego bo to karalne, ale posadziłabym go na krześle związanego i przez specjalną maszynkę wciskałabym mu do paszczy ruskie pierogi, tak jak karmi się gęsi na pasztety.
Mogę stać z dzieckiem na ręku żeby nie urazić kogoś modlącego się. To nie lek lecz szacunek dla ludzi. Natomiast do ludzi, którzy zabijają tak zwierzęta nie mam i nie chcę mieć szacunku.
Piękne. Bo… to pieśń o ZIEMI. Koń jest tu tylko rekwizytem.
To mówiłam ja, koniara.
Wiem, że to DRASTYCZNE, ale notka o uboju rytualnym byłaby pożądana. Ludzie nie wiedzą…
Dziś trafiłam na zdjęcie Demoniaka w Końskim Targu, a potem tutaj. I muszę dodać parę słów, bo koniec Demoniaka nie był taki zły. Zasnął mając 25 lat, a wcześniej był czule doglądany przez swojego ostatniego właściciela. Owszem, to było w klubie jeździecki nad Wisłą. Ale wtedy ja tam zaczęłam jeździć, konie nigdy nie pracowały 8 godzin. Może wcześniej było gorzej.
Kiedy poznałam Demoniaka byłam małą dziewczynką, a on był dużo starszy ode mnie. Nauczył mnie nie tylko galopować, ale kochać i szanować konie. Był moją drugą wielką końską miłością, po stajennym koledze Maćku. I pewnie gdyby nie on, moje życie nie byłoby związane z końmi.
Bardzo się cieszę, że nie tylko ja go pamiętam.
Bardzo dziękuję za informacje o Demoniaku. Ja go zajeżdżałam na Wyścigach. Przez cztery lata jeździłam na nim co dzień. Jestem szczęśliwa, że jego losy na starość nie były tak tragiczne jak to na pozór wyglądało. Pozdrawiam serdecznie.
A dla mnie był jednym z pierwszych końskich nauczycieli:) Kiedyś wymyśliłam, że przed każdą jazdą będę mu śpiewać, żeby wiedział, że ja to ja. Nie wiem, czy miało to na niego jakiś wpływ, ale zawsze był dla mnie wyjątkowo miły:)
Tu są jego zdjęcia z moich czasów http://www.bazakoni.pl/horse_62208.html
Przy okazji, jestem jednym z moderatorów tej bazy rodowodowej i mam pytanie. Czy mogłabym do niej dodać Pani zdjęcie, to czarno-białe?
Bardzo proszę. Mam wiele innych jego zdjęć i chciałabym nawiązać z Panią kontakt.Proszę się odezwać. izabelabrodacka@gmail.com