Gotham

Moja koleżanka Paulina Wodzicka miała w Kolonii konia, który nazywał się Gotham.

Nie mogę pokazać jego zdjęcia bo było robione przez fotografa toru, a te paskudy grzebią w Internecie i wytaczają sprawy o naruszenie ich własności intelektualnej. Należałoby wytoczyć im sprawę o naruszenie prawa do wizerunku konia, ale nikt nie ma czasu na pieniactwo.

Gotham został wyratowany przez Paulinę i jej męża przed rzeźnią. Miał chore ścięgna i nikt nie chciał go leczyć. Takie leczenie jest drogie i niepewne. Dla większości ludzi wyścigi to biznes, a w biznesie nie ma miejsca na sentymenty.

Przykład Gothama podaję zawsze gdy ktoś zarzuca mi antropomorfizację zwierząt, to znaczy przypisywanie im głupio i bezpodstawnie cech ludzkich. Antropomorfizacja być może ma miejsce gdy pani Kowalska robi swemu pudelkowi ondul i ubiera go w scottish tartan.

To o czym napiszę nie ma z antropomorfizacją nic wspólnego.

Paulina i Olda wyleczyli Gothama. Odwdzięczył się wygrywając dla nich sporo pieniędzy jako skoczek doskonały. Bardzo lubił wyjazdy na wyścigi płotowe. Na zdjęciu widać jak precyzyjnie składa się do skoku. Dla znawcy jest to poezja. To tak jak balet dla miłośnika baletu, albo japoński teatr.

Dla profana to idiotyzm. Jakaś chabeta przełazi przez parkan, jakieś głupie baby machają nogami, jakieś żółtki  wydziwiają.

Kiedy niefortunnie zwróciłam uwagę pewnemu domorosłemu przewodnikowi, który mylił bungaku i bunraku, że różni je przynajmniej  800 lat, odpowiedział z właściwym takim ludziom wdziękiem: „bungaku, bunraku, sraku- dla mnie niczym się to nie różni”.

Podobnie jest z ludźmi, którzy nie znają się na zwierzętach. Dla nich koń to chodzący na czterech nogach beefsteak. Jeżeli nie ma duszy nieśmiertelnej – jego cierpienia są nieważne. Przy tej logice można zaakceptować wyjadanie mózgu żywej małpy unieruchomionej przy stole.( film dokumentalny „Mondo cane”), który to proceder  uprawiają zachodni smakosze na wschodzie.

 

Wracając do Gothama. Kiedyś Paulina posadziła na niego słabego jeźdźca, bo nie było innego pod ręką. Zniecierpliwiony nieustannym zbijaniem go z chodu Gotham zwalił dżokeja z siodła i dokończył wyścig w najlepszym stylu, nie omijając ani jednej przeszkody. Oczywiście wygrał i wracał z toru bardzo dumny,  ale komisja jego wyczynu  nie uznała.

 

Gotham bardzo przyjaźnił się z właścicielami. Gdy Olda, za którym chodził jak pies, zamiatał przed stajnią,  potrafił zdjąć mu czapkę i trzymać wysoko w górze. Olda prosił go wtedy  o oddanie czapki i wreszcie Gotham ciężko wzdychając wkładał mu ją do ręki.

Nikt mi nie wmówi, że zwierzę, które potrafi żartować robi wszystko instynktownie.

Klacz czy suka instynktownie opiekują się dziećmi  bronią, uczą? W takim razie szkoda, że u niektórych egzemplarzy samic ludzkich ten instynkt najwyraźniej zanikł.

 

Gdy Gotham się postarzał i nie mógł już  brać udziału w ciężkich gonitwach płotowych, Paulina i Olda znaleźli mu dożywocie na Słowacji, w pięknym miejscu, na pogórzu. Chodził ze swą panią na spacery na smyczy (czyli na lince), a gdy zrozumiał, że nie może jej ponosić, bo też jest już stara, jeździła na nim w teren. Gotham już nie żyje.

Padł pewnego pięknego dnia na łące. Nie napiszę , że umarł i nie napiszę, że galopuje po niebieskich pastwiskach.

Nie znoszę sentymentalnych bzdur i umiem odróżnić sacrum od profanum.

O autorze: izabela brodacka falzmann