Gdy obserwowałem nastroje i opinie towarzyszące beatyfikacji Jana Pawła II, przypomniała mi się teza Georga F. W. Hegla, że istotą chrześcijaństwa nie jest kult Boga, lecz człowieka. Innymi słowy: pod postacią Boga – bytu rzekomo urojonego – człowiek czci samego siebie. Dlatego Bogu ludzie przypisują ludzkie cechy, a nawet wygląd. Pogląd ten przejął następnie Marks, twierdząc, że religia z jednej strony jest reakcyjna – Kościół broni tradycyjnego status quo – ale z drugiej strony jest rewolucyjna, ponieważ Bóg stanowić by miał urojony obraz człowieka doskonałego, szczęśliwego, bez ograniczeń materialnych i klasowych.
Ta stara teza heglowsko-marksowska, tak znakomicie wyłuszczona przez Alexandre’a Kojève’a, przypomniała mi się, gdy pooglądałem sobie nastrój panujący w czasie beatyfikacji Jana Pawła II. Znakomicie skwitowała to w telewizji młoda dziewczyna, którą spytano na placu Świętego Piotra w Rzymie, co ją skłoniło do tego, aby przyjechać i wziąć udział w uroczystościach beatyfikacyjnych. Odpowiedziała, że chciała podziękować Janowi Pawłowi II za to, że „pokazał, co to znaczy być w pełni człowiekiem”. Jako żywo – jako katolik rzymski – nigdy bym się nie spodziewał, że Kościół beatyfikuje ludzi za to, że są „w pełni ludźmi”.
Zawsze mi się wydawało, że beatyfikacja jest uznaniem, iż ktoś nie chciał właśnie być „człowiekiem”, wraz ze wszystkimi ludzkimi przywarami i wadami, czyli odrzucił człowieczeństwo po to, aby żyć Bogiem, z Boga i dla Boga. Oczywiście ktoś powie, że nie posiadam dostatecznej „formacji posoborowej”. Faktycznie, nie posiadam ani dostatecznej, ani w ogóle takiej „formacji” – i dlatego nie jestem w stanie zrozumieć sposobu myślenia ludzi, którzy chcą, aby Jan Paweł II był nie tylko błogosławionym, lecz wręcz świętym za to, że „pokazał, co to znaczy być w pełni człowiekiem”.
Nie jestem także w stanie zrozumieć tych moich rodaków – wcale licznych – którzy przekształcają chrześcijański monoteizm w monolatrię (religię narodową). Wedle tej cudacznej „teologii”, Jan Paweł II miałby być największym papieżem w historii, największym autorytetem moralnym, religijnym i politycznym tylko dlatego, że był… Polakiem. Miałem w ręku jedną książkę czcigodnego księdza-profesora pisującego w „Naszym Dzienniku”, który postawił tezę, że Polacy są nowym narodem wybranym, a które to „wybraństwo” ogłosił światu Jan Paweł II. Wbrew pozorom ten szokujący pogląd jest dosyć popularny. Widywałem już nawet studentów, którzy uważali, że nauczanie Jana Pawła II jest ważniejsze niż wszystkich innych papieży – tak panujących przed nim, jak i Benedykta XVI – ponieważ „był Polakiem”. Tysiące dzieci uczy się dziś w Polsce, że Jana Pawła II kochać należy i szanować o wiele mocniej niż innych biskupów Rzymu, bowiem „był Polakiem”. Wedle tej cudacznej teorii, Benedykta XVI należy także poważać, gdyż był współpracownikiem „Papieża-Polaka”, więc współpracując z nim, „pewnie dużo się nauczył”. Gdyby nie to, Benedykt XVI byłby tylko papieżem „niemieckim”.
Można powiedzieć, że ten idiotyczny pogląd stanowi specyficzną polską mutację heglizmu – chrześcijaństwo miałoby wyrażać nie tylko zawoalowany kult człowieka, lecz wyidealizowany kult Polaków. Kolejną chorobą polskiego katolicyzmu (czy to jest jeszcze katolicyzm?) jest jego „kaczyzacja”. To z kolei jest heterodoksja „toruńska”, polegająca na głoszeniu tezy, że nie jeden, lecz dwóch ludzi wyraziło mesjański charakter polskiego narodu i jego specyficzny, wybrany przez Boga charyzmat. Ludźmi tymi mieli być Jan Paweł II i Lech Kaczyński. Nic to, że ten ostatni co rusz był w opozycji do nauczania tego pierwszego (choćby kwestia zapłodnienia in vitro). Mimo to dnoszę wrażenie, że „kaczyści” i „wojtylianie” – przypominając znane scholium Nicolasa Gomeza Davili – „mogliby wymieniać się personelem”.
Oba kulty – „wojtylian” i „kaczystów” – łączy bowiem ta sama romantyczna mentalność, objawiająca się absolutnie irracjonalnym stosunkiem do rzeczywistości, która pojmowana jest na sposób mistyczny i arozumny. Rzeczywistość nie jest pojmowana, lecz przeżywana, a jej istota zawiera się w symbolach wyrażanych przez wspomnianych dwóch wielkich ludzi, którym nadano status profetyczny.
Wojtylianie-kaczyści mają histeryczny stosunek do rzeczywistości, cechujący się z jednej strony egzaltacją i nadmierną uczuciowością, a z drugiej strony charakterystycznym (typowo polskim) poczuciem, że wszyscy na około są źli i krzywdzą nas. Niemcy, Rosjanie, komuniści, Żydzi, kapitaliści skrzyknęli się, aby udręczyć Naród Polski, który cierpi. Polacy są „Chrystusem narodów”, który został ukrzyżowany i cierpi za wyzwolenie i narodziny nowego lepszego świata. Stąd religia tych ludzi jest wyznaniem klęski. Co gorsza, jest rozkoszowaniem się własną klęską, porażkami, nieudolnością i nieporadnością, ponieważ cierpienie miałoby być wskazówką wybraństwa. Mesjasz cierpiał, więc i mesjasz zbiorowy musi cierpieć, ujawniając tym samym swój wyższy względem ciemiężców status moralny. Zwycięstwo polityczne i materialne nie jest znakiem błogosławieństwa Boga, lecz darem diabła. Tylko pokonani, zwyciężeni w świecie materialnym osiągają „zwycięstwo moralne”. Bóg nie jest po stronie zwycięskich legionów, lecz pobitych, skatowanych, uciemiężonych.
Polska miałaby być jedną wielką „Golgotą”, na której nikczemni słudzy diabelscy pomordowali nowy naród wybrany przez Boga. Martyrologia kościuszkowców, powstańców listopadowych i styczniowych, żołnierzy poległych w czasie II wojny światowej, ofiar Katynia i obozów koncentracyjnych winna złączyć się z ofiarami nowej „Golgoty Wschodu”, czyli Lechem Kaczyńskim i pozostałymi ofiarami „zamachu”. Wszyscy ci pomordowani (wliczając w to 96 „zamordowanych” z 10 kwietnia) stanowią dowód polskiego cierpiętnictwa i znak wybrania przez Boga. A wyraził to wszystko pontyfikat Jana Pawła II i prezydentura (a przede wszystkim „męczeńska” śmierć) Lecha Kaczyńskiego.
Wszystko fajnie, ładny mit religijno-polityczny. Ale co to do cholery ma wspólnego z katolicyzmem rzymskim?!
http://nczas.home.pl/publicystyka/choroby-polskiego-katolicyzmu/
Bardo ważny, ISTOTNY artykuł.
Nie podejmuję się odpowiedzi na ostatnie pytanie /są tu o wiele mądrzejsi ode mnie!/, ale z punktu widzenia narodu, NARODU – to cierpiętnictwo i wybraństwo są ideami obezwładniającymi.
A to, że nas przeczesują krwawo co jakiś czas – to fakt i nie łączyłabym tego z ideą cierpiętnictwa etc.. Szukałabym przyczyn gdzie indziej.
Wiele takich tropów /wykorzystywania cierpiętnictwa i wybraństwa Polaków/ ukazuje Grzegorz Braun.
[ Jeden z przykładów: Powstanie Styczniowe było klęską w życiu narodu, stały się rzeczy nieodwracalne, a my czcimy je na kolanach właśnie w imię idei cierpiętnictwa! Ergo – dopóki nie będzie realistycznej zadumy i oceny polskiej historii – dopóty będziemy zawsze szukać wodza. “Wodzu prowadź!” Na taki Kijów chociażby czy inne manowce. A potem wybrańsko chować swoich zmarłych i lizać rany. Z coraz bardziej okrojonym zapleczem.
Mój post pt.: BÓG – WŁASNOŚĆ – OJCZYZNA” powieszony kiedyś na Nowym Ekranie, nie został dobrze przyjęty przez patriotów…
http://kossobor.nowyekran.pl/post/78549,bog-wlasnosc-ojczyzna-i-glodne-kawalki ]
Czepianie się szat JPII czy – o zgrozo! – LK poczytuję właśnie za taką bezradność intelektualną, zwaną tu roboczo “Wodzu, prowadź!”.
Panie Norwidzie.
Za dużo Pan czytuje hegla, za mało Ewangelii.
Współczuję Panu, żeś Pan chcesz być nikim.
Ja chcę być Polakiem, który należy do Wielkiej Polski, Która kiedyś była, i która zmartwychwstanie.
Panu tego też życzę.
Zastanawiałem się skąd tutaj tak cięty na Bł. Jana Pawła II tekst pełen głupich tez i rzut oka na koniec… aha.
http://nczas.home.pl/publicystyka/choroby-polskiego-katolicyzmu/
Najwyższy Czas, bardziej święci od świętych, a liberalne zasady napisał im sam diabeł…
“Miałem w ręku jedną książkę czcigodnego księdza-profesora pisującego w „Naszym Dzienniku”, który postawił tezę, że Polacy są nowym narodem wybranym, a które to „wybraństwo” ogłosił światu Jan Paweł II. Wbrew pozorom ten szokujący pogląd jest dosyć popularny.”
Bo to jest święta prawda, m.in dlatego skierował nas do jaskini zła jaką jest UE. Są na to Jego cytaty. Mówił tak dużo wcześniej przed 2003. Mamy ratować Europę, świat, zwykła misja Narodu Polskiego od wielu wieków. To uratuje i Polskę, sami jako wyspa nie przetrwamy otoczeni przez wilki. Zatem jak to określić inaczej niż Naród Wybrany? Skoro ci z “plemienia wężowego” zawiedli Boga wielokrotnie i starczy, to widać nam przypadła szczególna rola. Nie wywyższamy się z tego powodu, raczej obawiamy się tej misji, lękami się kolejnej agresji, klęsk, kolejnej ofiary krwi, utraty resztek tego co mamy. Taki los.
Panie Marku, jak to dobrze, że Pan jest.
Tyle i aż.
pozdrawiam najserdeczniej
Summum polskich kompleksów.
Romantycy utrwalili obraz polskiego pępka świata. Jesteśmy nadzwyczajni, więc oczywiste, że nasz papież był wyjątkowy.
Zgoda na Marię Królową Polski, to już tradycja.
Ale tu koledzy chcieliby jeszcze Pana Jezusa zawłaszczyć na Króla.
Bo jesteśmy wyjątkowi i się nam należy.
JPII był papieżem wybitnym. Możemy być z niego dumni. Ale on miał w sobie więcej pokory niż całe pokolenia Polaków.
Gdyby widział, to bezrozumne tworzenie kultu, to by nas opieprzył, że hej.
Dobra.
Jan Paweł nawet fajny, ale nie dość fajny.
Kto jest dość fajny dla Was?
Panu Wielomskiemu padło na mózg – po prostu.
“Zawsze mi się wydawało, że beatyfikacja jest uznaniem, iż ktoś nie chciał właśnie być „człowiekiem”, wraz ze wszystkimi ludzkimi przywarami i wadami, czyli odrzucił człowieczeństwo po to, aby żyć Bogiem, z Boga i dla Boga.”
Aż się narzuca pytanie – jako kto ma żyć Bogiem człowiek, który odrzucił człowieczeństwo, czyli podmiotowość. Jeżeli Pan Wielomski jest Katolikiem, to powinien wiedzieć, że wzorcem jest dla nas Jezus – Człowiek bez grzechu, a nie Jezus – Wcielone Słowo. Jak my niby mielibyśmy dorównać doskonałości Jego Boskiej Natury? byłby to absurd. naszym moralnym obowiązkiem jest doskonalić ludzką naturę, bo taką mamy. ergo – mamy zadanie być ludźmi.
A dalej jest już tylko gorzej, czy raczej – banalniej. puste frazesy w klimatach Obirka i Bartosia + stare tezy a la JKM.
Ja rozumiem krytykę, ale niech do cholery ma ręce i nogi i niech będzie budujące, a nie cyniczne. co ten cały profesor Wielomski chce takimi wypocinami osiągnąć? wejść do szacownego grona zdurniałych polskich profesorów, ośmieszających tytuł naukowy?
dziwnie sklecone, Jan Paweł II oczywiście był nie tylko Papieżem, ale i człowiekiem a przez to i Polakiem. a czymże jest to człowieczeństwo, dla katolika jasne, życie ma być doskonaleniem ku świętości, to jest to dążenie do pełni. Naszego polskiego cierpiętnictwa sam bym nie zamienił na myślenie kategoriami realpolitik, to dla nauczki i decyzji do rozstrzygnięcia, duch narodu, wspólna historyczna tradycja to coś więcej niż zimne kalkulacje. mesjasz narodów ma być wyznaniem klęski? misja Chrystusa też załamywała się a wypełnił ją i nie przegrał, tak jak masom ofiar będzie to policzone, bo i życie nie jest najwyższą wartością więc cierpienia nie dla wszystkich są klęską.
No i widzicie.
Efekt działań frondystów jest taki, że się tłumaczymy z tego, że Jan Paweł wielkim był.
Bo był.
Ale ja się z tego nie muszę tłumaczyć.
Mądremu dość. A nawet chociaż trochę rozgarniętemu.
Ze wszystkich odpowiedzi ta mi najbardziej pasuje. Od dawna już omijam Wielomskiego, bo szkoda na takiego czasu i zdrowia.
Do kolegi norwida mam tylko uwagę. Norwid był intelektualistą na naprawdę wysokim poziomie. Proszę się lepiej starać.
Personalizm polski – Karol Wojtyła (Jan Paweł II)
Delfin
(…)
Z faktu, że etyka nie może być niczym innym, jak refleksją nad pewnym odcinkiem ludzkiego doświadczenia, Wojtyła wyciągnął wnioski, które uniemożliwiały negowanie jej zasadności. Do etyki wprowadził także pojęcie podmiotowości, by uświadomić istnienie „obiektywnego” faktu: moralność istnieje w podmiotowym i niepowtarzalnym życiu osoby, a to musi znaleźć w jakiś sposób swoje odzwierciedlenie w kategoriach etyki. Idąc po tej linii, wskazywał przy różnych okazjach na to, że etyka tomistyczna okazywała się czasami nazbyt „przedmiotowa”. Ujęcie personalistyczne Wojtyły stanowi znaczący wkład do współczesnej etyki i samego personalizmu[22].
Innym tematem, który podjął w czasie tego pierwszego okresu była problematyka związana z ludzką miłością – zagadnienie, które zawsze go interesowało i które nie było dla niego jedynie akademickim problemem. Książka zatytułowana “Miłość i odpowiedzialność”[23], opublikowana w 1960 roku, jest jego pierwszym znaczącym dziełem i stanowi ważną refleksję nad zagadnieniem miłości i cielesności. Personalizm francuski tę problematykę zauważył co prawda, ale jej nie rozwinął.
Drugi okres działalności naukowej Wojtyły zaowocował wydaniem książki Osoba i czyn (1969), stanowiącej przede wszystkim refleksję antropologiczną[24]. Wojtyła naturalnie przeszedł od etyki do antropologii. Jego analiza fundamentów etyki sprawiła, że zaczął zdawać sobie sprawę nie tylko z konieczności odnowienia tej dziedziny, ale równocześnie z konieczności odnowy antropologii, zważywszy że etyka nie była niczym innym, jak refleksją nad doświadczeniem moralnym osoby ludzkiej. W konsekwencji okazało się niemożliwe zbudowanie etyki na nowych fundamentach bez odnowienia i pogłębienia rozumienia osoby. Zarówno ontologia, jak i fenomenologia osoby ludzkiej, przeciwstawiane sobie w wielu koncepcjach, w jego ujęciu znalazły powiązanie dzięki analizie bytu osoby nie wprost, ale poprzez czyn. Chodziło więc w gruncie rzeczy o podobne przedsięwzięcie, jakiego się podjął w przypadku etyki.
Warto wskazać chociażby na główna ideę Osoby i czynu. Karol Wojtyła zaczął zgłębiać temat osoby w inny sposób, niż robiła to filozofia klasyczna, która rozumiała osobę głównie jako substancję już zorganizowaną, posiadającą określone cechy i z tej perspektywy dopiero ją analizowała i badała jej działania. Wojtyła postanowił odwrócić ten schemat:„[Studium niniejsze] nosi tytuł Osoba i czyn, nie będzie to jednak studium czynu, które zakłada osobę. Przyjmujemy inny kierunek doświadczenia i zrozumienia. Będzie to mianowicie studium czynu, który ujawnia osobę: studium osoby poprzez czyn [podkr. KW].
(…)
Fragmenty artykułu “Personalizm polski”, będącego fragmentami artykułu pt. “Personalizm polski na tle personalizmu europejskiego” ks. dr hab. Krzysztofa Guzowskiego, prof. KUL, zamieszczonego w dziele zbiorowym “Personalizm polski”, pod red. M. Ruseckiego, Lublin 2008, ss. 441-468.
Więcej:
http://delfin.nowyekran.pl/post/14626,personalizm-polski-karol-wojtyla-jan-pawel-ii
@norwid
//Odpowiedziała, że chciała podziękować Janowi Pawłowi II za to, że „pokazał, co to znaczy być w pełni człowiekiem”. Jako żywo – jako katolik rzymski – nigdy bym się nie spodziewał, że Kościół beatyfikuje ludzi za to, że są „w pełni ludźmi”.//
Jak powiedział insane, Jezus nam pokazał na czym polega pełnia człowieczeństwa, stąd świętość wie do czego ma dążyć.
//Zawsze mi się wydawało, że beatyfikacja jest uznaniem, iż ktoś nie chciał właśnie być „człowiekiem”, wraz ze wszystkimi ludzkimi przywarami i wadami, czyli odrzucił człowieczeństwo po to, aby żyć Bogiem, z Boga i dla Boga.//
Jezus -człowiek też żył dla Boga, jak JPII i my, katolicy. Pełnia człowieczeństwa w tym się realizuje, by żyć dla Boga. Na tym polega człowieczeństwo, po to Bóg stworzył człowieka.
Ale to nie wszystko, bo Syn Boga umarł na krzyżu za nasze grzechy, czyli dobrowolnie przyjął cierpienie i śmierć, co objawiło najwyższe możliwości człowieczeństwa, czego nie mają zwierzęta.
Taką postawę przyjmowali Polacy przez wieki, co nas upodabnia do Zbawiciela bardziej niż inne narody.
Jak norwid nie chce, niech nie poświęca się do tego stopnia, jednak chyba nie będzie miał nic przeciwko temu, że ktoś odda życie za niego?
Te naszą cnotę zauważyli wybitni nie Polacy;
Aby uzasadnić stosunek Polski do jej wrogów, Chesterton przywołuje ten fragment Ewangelii, w którym Chrystus z zapałem broni czci Domu Swego Ojca, przeganiając kupców ze Świątyni w Jerozolimie. W swej książce Wiekuisty Człowiek, napisanej zaledwie kilka lat przed wizytą w Polsce, Chesterton napisał, że czymś niemożliwym do zniesienia nawet dla wyobraźni, jest istnienie dzieła sztuki, które próbuje przedstawić gniew Chrystusa: „Jest w każdym razie coś przerażającego, a nawet mrożącego krew w żyłach w pomyśle figury rozgniewanego Chrystusa”.20 Na przekór własnym słowom, sam jednak odmalowuje taki właśnie obraz, utożsamiając Polskę ze świątynią Pana, z której Chrystus przepędza sprzedawców gołębi („Szare jak owe gołębie co były/W rękach handlarzy chciwie szacowane;/Widząc Chrystusa gniew, trwożnie się zbiły/I spadły między kramy połamane”). Wniosek jest oczywisty – gniew Chrystusa usprawiedliwia święty gniew Polaków. Poemat idzie jednak jeszcze dalej i w jego niesamowitej trzeciej i ostatniej strofie Biały Orzeł, symbol Polski, staje się symbolem Ducha Świętego, osłaniającego „domostwo sławy” przed orłami i sępami, które mu zagrażają. Oto ostatni znak, że gniew tych, którzy bronią Polski, jest błogosławiony przez Boga („Lecz wyniesione to godło zostało/Od chwili, kiedy Bóg gniew okrył chwałą,/I gdy zawisły nad domostwem sławy/Znów orły czarne, oraz sępy szare./W nim to, gdzie wojna świętsza jest niż pokój/I gdzie nad miłość nienawiść zachwyca/Zabłysł straszliwy jako sam Duch Święty/Orzeł, co bielszy jest niż gołębica”).
Dochodzimy wreszcie do ostatniego sposobu, w jaki element religijny przemienia i pogłębia znaczenie zwykłego literackiego mitu. Odnajdujemy go w tych fragmentach prozy, w których Chesterton bezpośrednio cytuje Pismo w poszukiwaniu mistycznej interpretacji czegoś, co mogłoby równie dobrze znaleźć bardziej prozaiczne i racjonalne wyjaśnienie. Nigdy nie opisuje on odrodzenia Polski jako zwykłego wydarzenia politycznego. Dla Chestertona Polska jest państwem, które zmartwychwstało, a motyw zmartwychwstania powtarza się w jego licznych pismach. Czasami wspomina o tym, jako o źródle nadziei dla innych chrześcijańskich narodów i w tym kontekście żaden przypadek nie powinien być nigdy traktowany jako beznadziejny, ponieważ Łaska może przywrócić chwałę temu, co w porządku natury wydaje się już nieodwracalnie utracone. To, co spotkało Polskę, sugeruje że chrześcijański naród uczestniczący w cierpieniu i śmierci Chrystusa, może żywić nadzieję uczestnictwa w Jego zmartwychwstaniu. Dlatego po swym przybyciu do Polski 28 Kwietnia 1927 roku, Chesterton w Albumie PEN Clubu napisał takie oto słowa: „Gdyby Polska nie została przywrócona do życia, wraz z nią umarłyby wszystkie chrześcijańskie narody”.21 Przy innej okazji, podczas tej samej wizyty, napisał w odniesieniu do sztuki religijnej, granej w wielu prowincjonalnych ośrodkach kultury: „Cóż mogę powiedzieć o polskim dramacie, kiedy wszystko wkoło jest dramatyczne – Pasja rzeczywiście nastąpiła po Zmartwychwstaniu”.22 Przy jeszcze innej okazji na zakończenie mowy, którą zatytułował: „Anglia i Polska: podobieństwa i różnice” jeszcze raz przywołał temat odrodzenia Polski oraz Irlandii. Kilka dni wcześniej brał udział w obchodach święta 3 Maja, stojąc na balkonie pomiędzy dwiema polskimi flagami i oglądając defiladę wojskową. W typowy dla siebie alegoryczny sposób zinterpretował obecność tych dwu flag jako symbol dwóch nowych katolickich narodów:
„To właśnie wtedy przyszła mi do głowy myśl, że w naszych czasach, na dwóch krańcach Europy pojawiły się dwa narody, obydwa katolickie – Polska oraz Irlandia. I wydało mi się, że usłyszałem głos, który nie pochodził ani od któregoś z wielkich bohaterów, ani od któregoś ze sławnych poetów zrodzonych na ziemi, na której stałem (…) doszedł on z głębi dziejów, sprzed dwóch tysięcy lat, a słowa które wypowiedział były następujące „Jam jest Zmartwychwstanie i Żywot”.23
http://www.dystrybucjonizm.pl/o-ian-boyd-csb-chesterton-a-polska-mit-i-rzeczywistosc/