Internet niczego nie zapomina. Informacje, przechowywane gdzieś w sieci mogą zatruć nam życie 20 albo 30 lat później. Czy będziemy mieć “prawo do zapominania”?
Internet niczego nie zapomina. Tak brzmi pierwsze zdanie artykułu Stefana Heuera zamieszczonego w “Courrier International” /03.03.2011/, a przedrukowanego w “Forum” ,nr 13/2011, pod idiotycznym tytułem “Ile bitów, tyle kłamstw”. Tytuł jest mylący, bo nie o kłamstwa tu chodzi, ale o szał zbierania danych, które raz umieszczone w sieci, pozostają w niej na zawsze. W omawianym tekście zilustrowane jest to następującym przykładem: “Znany jest również przypadek 66-letniego kanadyjskiego psychoterapeuty, któremu odmówiono prawa wjazdu do Stanów Zjednoczonych, bo podczas rutynowej kontroli strażnicy graniczni natrafili w wyszukiwarce [internetowej] na opis jego doświadczeń z LSD w latach 60.”.
Po pdlączeniu wszystkiego, co się tylko da, do Internetu, zbieranie danych stało się automatyczną czynnością, którą wykonują maszyny. Heuer pisze: “Odkurzacz zasysający dane pracuje całą dobę, a wiekszość ludzi nawet tego nie zauważa…”. Co więcej, nic z tego nie zostaje zapomniane i do wszystkiego można dotrzeć przy pomocy wyszukiwarki. Teoretyk informacji Viktor Mayer Schoenberger ostrzega: “Zapomnienie i wybaczenie są niezwykle ważne.(…) Tylko poprzez zapominanie możemy się uwolnić od naszych starych wzorców zachowań. Uwalnia ono przestrzeń dla nowych pomysłów…” i dalej: “Kto odważy się jeszcze wypowiadać otwarcie. skoro każde zdanie może mu zostać wytkniete za pięć, czy dziesieć lat, i to na dodatek wyrwane z kontekstu?”.
Nic więc dziwnego, że zaczynają się pojawiać programy a nawet firmy, takie jak Reputation Defender Michaela Fertika, które usuwają z sieci informacje na temat osób pragnących tego. Powstają idee umożliwienia każdemu obywatelowi “oczyszczenia swojej tożsamości splamionej w sieci”. Komisja Europejska bada możliwość zmiany dyrektywy w sprawie ochrony danych, aby włączyć do niej “prawo do zapomnienia”. 15 stycznia br. europejski organ wykonawczy zakończył publiczne konsultacje w tej sprawie i ma jeszcze w tym roku przedstawić propozycje. Budzi to jednak obawy tych, co boją się wprowadzenia po cichu cenzury w Internecie.
Uważam zresztą, że problem nie dotyczy wyłącznie Internetu. Po upadku komunizmu można otwarcie mówić o sprawach przemilczanych przez dziesięciolecia. Prowadzi to jednak często do pewnej przesady. Wyciąga się rzeczy sprzed 50-60 lat i mówi o nich tak, jak gdyby zdarzyły się wczoraj. Mam mieszane uczucia, gdy po raz n-ty czytam o tym n.p., że Wisława Szymborska w roku 1951 napisała hymn pochwalny na cześć Stalina. To nieładnie, ale od tego czasu minęło już 60 lat. Nawet morderstwo przedawnia się po 20 latach. W wypominaniu starych grzechów dobrze jest czasem zachować pewien umiar i zdawać sobie sprawę ze skutków upływu czasu oraz z tego, że ludzie się z wiekiem zmieniają.
DYSKUSJA:
-
Polecam moją notkęZachęcam do przeczytania mojej notki “Coryllus o ratowaniu Polski”http://blogmedia24.pl/node/46958 .elig 03.04.2011 20:46:25
-
@Czarny BorysNie chodziło mi o reset co dziesieć lat. Chodzi o coś takiego, jak w przypadku tego psychoterapeuty, którego nagle karze się za jakiś drobny grzech popełniony 40, czy 50 lat temu. Powinna istnieć możliwość odcięcia się od przeszłości i rozpoczęcia na nowo. Przewinienie Szymborskiej było poważniejsze, ale ona raczej na świecznik się nie pchała, co najwyżej ją wepchnęli. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że po wielu latach mamy już do czynienia z innym człowiekiem. Instytucja przedawnienia w prawie karnym nie wzięła się znikąd, tylko właśnie z takich obserwacji.elig 04.04.2011 00:04:51
-
@Czarny BorysU nas publiczna spowiedź nie jest wymagana, a akurat Szymborska była zwykle dość skromna i wielkiego autorytetu z siebie nie robiła. To niezła poetka i przez te 60 lat napisała parę dobrych wierszy. Podałam ją jako przykład ogólniejszego zjawiska, któremu sprzyja Internet.elig 04.04.2011 11:03:31
-
@autorPrzeczytałem – ciekawy tekst. Przeczytałem też drugi tekst w Blogmedia24.carcajou 04.04.2011 13:39:39
-
@carcajouBardzo mi miło.elig 04.04.2011 14:18:14
-
Internet to podstawowe żródło informacji dla HR.Teraz działy personalne zaczynają pierwszy odsiew kandydatów na podstawie informacji z Internetu. W mojej firmie robią tak od kilku lat.
Kawałek z raportu o państwowych bazach danych w UK:“Stephen is fourteen and lives with his mum in Nottingham. He is listed on all the big databases that every youngster is on nowadays: ContactPoint gives links to all the public services he has used; the NHS Care Record Service has his medical records; the National Pupil Database has his school attendance, disciplinary history and test results; he is on the Child Benefits Database, and also on the National Identity Register since he applied for a passport; the Government Gateway has a record of all his online interactions with public services; and the ITSO smartcard he uses for local bus services and discount rail fares has been tracking him ever since his mum refilled it with her bank card. His mother frets about all this – when she was a teenager in the 1980s, things like medical and school records were all kept on paper. And although the family has always kept its phone number ex-directory and always ticks the ‘no information’ box, they get ever more junk mail.
More and more of it is for Stephen. Like millions of children, he is on a few more databases besides. After an operation to remove a bone tumour, he needed an orthopaedic brace for two years, which brought him into the social care system. As his teachers could see from ContactPoint that he was known to social workers, they expected less of him, and he started doing less well at school. The social care system also led to his being scanned for ONSET, a Home Office system that tries to predict which children will become offenders. The Police National Database told ONSET that Stephen’s father – who left home when he was two and whom he does not remember – had spent six months in prison for fraud, so the computer decided that Stephen was likely to offend. When he was with some other youths who got in a fight, the police treated him as a suspect rather than a witness, and he got cautioned for affray.
Ten years later, after he thought he had put all this behind him and completed an MSc in vehicle testing technology, Stephen finds that the government’s new Extended Background Screening programme picked up his youthful indiscretion and he can not get the job he had hoped for at the Department of Transport. He tries to get jobs in the private sector, but the companies almost all find excuses to demand EBS checks. Two did not, but one of them picked up the fact that he had been treated for cancer; all cancer data is passed to cancer registries whether the patient likes it or not, and made available to all sorts of people and firms for research. Given the decline in the NHS since computerisation, most decent employers offer generous private health insurance – so they are not too keen to hire people who have had serious illnesses.”
Cały raport jest b. ciekawy:
http://www.cl.cam.ac.uk/~rja14/Papers/database-state.pdfrk3745 08.04.2011 20:43:39
Dodaj komentarz