Pomocne będą słowa: osąd, potępienie, krytyka, wartościowanie, ocena, ostracyzm…
Ludzie mają niejako naturalną skłonność do tego, by osądzać drugich. Sprawia im to przyjemność. Lubują się w osądach ostrych, niemal potępiających, nieznających litości i obiektywizmu. Sadzimy po pozorach, po tym, co powierzchowne, po jakichś wpadkach naszych bliźnich, pomyłkach. Osądem jest nazwanie kogoś „baranem”, „osłem”, „debilem” czy „nikczemnikiem”. Przychodzi to nam łatwo. Najczęściej podczas sąsiedzkich kłótni, których zupełnie niechcący jestem niemym świadkiem, padają wyżej wspomniane określenia, najczęściej nadobnie literacko zdobione epitetami („głupi ośle”, „durny jełopie”, o bardziej wyszukanych i hardcorowych nie będę pisać, choć miało to by funkcję stricte poznawczą, a to, jak donosi nasze Regulamentum, jest dopuszczalne). Czy zatem faktycznie wolno nam osądzać drugiego? Czy można nam myśleć, mówić i głosić o innych źle? Na ile nasze sądy są sprawiedliwe, na ile słuszne?
Pismo Święte przestrzega nas przed wydawaniem osądów, jak zatem wytknąć komuś zło, którego się dopuszcza? Św. Maksymilian mówił, iż powinniśmy zawsze potępiać zło, nigdy człowieka, potępiać złą doktrynę, nieprawość, jakiej dopuszcza się nasz bliźni, ale nigdy jego samego, bo nie znamy o nim prawdy. Cóż możemy powiedzieć o człowieku, prócz tego, co widzimy, co myślimy czy wyciągamy wnioski? Czy powierzchowna ocena jest sprawiedliwa? Czy nie posiadając pełnego wglądu w myśli drugiego, w jego pobudki, jego świadomość, możemy ferować wyroki? Dalej Pismo mówi, że tylko Bóg jeden jest sprawiedliwy, a wszystkie Jego sądy są słuszne („sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne”, Ps 19 (18), 8-9. 10-11 [R.: por. 10b]).
Jak zatem potępić zło, nie potępiając człowieka?
Jeden z braci, który osobiście znał św. Maksymiliana, tak o nim napisał: „W okresie dwudziestolecia międzywojennego Polacy wiele doznawali krzywd od Żydów przez wyzysk. Nigdy z ust o. Maksymiliana nie słyszałem narzekania na Żydów. Gdy nieraz ktoś pisał przeciwko Żydom, o. Maksymilian nie pochwalał tego. Mówił, że nie można nikogo oskarżać, potępiać; zło należy piętnować, rugować i naprawiać, ale ludzi należy kochać. Tak było w Niepokalanowie przez cały czas, mimo że nieraz pisma żydowskie pisały paszkwile i oszczerstwa”. Mam kilka archiwalnych numerów „Rycerza Niepokalanej” z lat 30., wiele tam artykułów o masonerii – często dość dosadnie zatytułowanych, ale brak potępienia masona, Niemca, Żyda (!). Potępienie jest skierowane na ideologię, na doktrynę – nigdy nie godzi w człowieka! Dlaczego? Bo póki człowiek żyje, póty jest czas na poprawę, a Królestwo Boże – jak głosi dzisiejsza Ewangelia – rośnie nawet wtedy, gdy śpimy, gdy nic nie czynimy, by wzrastało. Nie mamy zatem prawa oceniać innych przez swój pryzmat, czy siebie samych w kontekście kogoś innego, gorszego grzesznika, jacy to my przy nim jesteśmy dobrzy. Tym gorzej dla nas, gdy to czynimy.
Obecnie pochylam się nad lekturą książki „Rękopis z czyśćca”, książka dopuszczona przez władze duchowe do rozpowszechniania. Przekonuję się kolejny raz, jak mały jest człowiek, ale jak wielkim chce być poprzez ocenianie, dokuczanie innym, sądzenie i potępianie. Bóg dla każdego ma inną miarę osądzania. Inaczej będzie sądzony ksiądz, inaczej mąż; inaczej matka, inaczej zakonnica żyjąca za klauzurą; inaczej polityk, inaczej zaś bankier-lichiwiarz. To, co komuś „ujdzie płazem”, może przyczynić się u innego do mąk czyśćcowych, mamy bowiem dość zindywidualizowany proces sądzenia – każdy z nas podlega innej mierze (czy to już nie jest wielkie Boże Miłosierdzie? Wyciągam zatem wnioski, że tym, którym więcej dano, więcej będzie się od nich wymagać. Różny bowiem osiągamy stopień rozwoju własnej moralności, wiary, świadomości zła, zależy to od naszej współpracy z łaską Boga, na ile to wszystko rozwijamy. Jeżeli zaniedbujemy postępowanie w mądrości, to popełniamy grzech zaniedbania, machamy ręką na to, że możemy wznieść się wyżej w rozumieniu wiary. Są jednak ludzie, którym „mniej dano”, wszak to od Boga zależy, kto, gdzie i ile otrzyma. Może wówczas to właśnie my, którzyśmy osiągnęli wyższy stopień doskonałości chrześcijańskiej, którą jest przecież świadomość zła, grzechu, samodyscyplina, pełnienie Woli Bożej (chodzi mi o sumienie wrażliwe, prawidłowo ukształtowane), winniśmy poprowadzić tych, którzy ulegli fałszywej doktrynie zła? Zło i błąd wykazać (mówi tak Pismo: „podnieś na duchu i wykaż błąd”), ale człowieka nie potępiać. Biblia wiele razy ukazuje zaskakujące sytuacje i mówi: nie potępiaj, bo to Apostoł popełnił samobójstwo, a Łotr poszedł do Nieba; bo to Samarytanin podziękował za uzdrowienie, a Żydzi „sprawiedliwi” odeszli, nie podziękowawszy; to poczciwy młodzieniec nie podjął wysiłku dla Chrystusa, a trzęsiportek Nikodem począł chodzić Jego drogami; to bijący się w piersi ukryty za filarem nikczemny złodziejski celnik, a nie „pobożny” klepiący formułki żyd został dany jako przykład dla ucznia Chrystusa.
Upomnieć, skarcić, ale nie potępiać. Najpierw w cztery oczy, potem przy świadkach, a potem dopiero przy Radzie, by zapobiec szerszemu zgorszeniu. I nie należy tego rozumieć pokrętnie, że będzie się pochwalać występki, że ukryje się zło, skoro się go nie rozbebeszy, bo zaniedbaniem jest zmilczeć i nie zwrócić grzesznikowi uwagi, a dobrem nie jest osądzanie i potępianie. Zło należy jawnie potępić – mówi się wszak publicznie o braku kompromisu chrześcijan na in vitro, aborcję, eutanazję, antykoncepcję, “małżeństwa” homoseksulane (jakie małżeństwa!?!?!) – to jest właśnie potępienie ideologii śmierci, a nie człowieka. Potępiamy, występki, czyny, morderstwo, dzieciobójstwo, współżycie bez ślubu, współżycie dwóch facetów, ale nigdy tych, co do tego się dopuszczają.
Ks. Guz na ostatnim spotkaniu w Warszawie:
“… i nawet gdyby pan Michnik przyszedł do nas na spotkanie, to potraktowalibyśmy go jak brata, ale na jego poglądach nie zostawilibyśmy suchej nitki”
:)
Dzięki za świetną notkę :)
Przeczytałam dyskusję Twoją i Circ, i mi się przypomniało to, co Maksymilian mówił, a co nieustannie mam przed oczami.
Niech służy wszystkim tych kilka myśli :-)
PS. Jak wstawić Avatar? Widzę, że już ktoś sobie wstawił, a ja drapię się po głowie i nie mogę dojść. Z góry dziękuję
Jeśli masz bloga na WordPressie to Twój awatar sam za Tobą przyjdzie :)
Na razie nie ma innej możliwości :(
@Polonia
“Upomnieć, skarcić, ale nie potępiać.”
Aby upomnieć czy skarcić bliźniego, musimy wpierw osądzić jego czyn w oparciu o głos sumienia.
Jeśli nasze sumienie nie jest idealnie ukształtowane, czyli nie odczytuje idealnie woli Bożej, to i osąd czynu bliźniego może być nieprecyzyjny, a więc możemy też popełnić błąd w ocenie czynu.
Wniosek stąd taki, że nie we wszystkich sytuacjach powinniśmy reagować w postaci upomnienia czy skarcenia, ale tylko w tych nie budzących najmniejszej wątpliwości, takich jak grzechy wołające o pomstę do nieba(choć i tu ułomna natura ludzka może się mylić).
Druga sprawa to to, że człowiek upominany, karcony (szczególnie ten z wadliwie ukształtowanym sumieniem), takie upomnienie może potraktować jako potępienie jego osoby i podnosić z tego tytułu rwetes.
Bardzo mądra notka. Tego się musimy uczyć, uczyć i uczyć. Tego powinni przestrzegać rodzice w stosunku do dzieci. Bo dzieci są bardziej wrażliwe. Dzieci zrozumieją, że coś żle zrobiły, ale ocenienie ich przez rodzica jest bardzo dla nich przykre i wpędza je w kompleksy.
@Asadow
A jak Ks. Guz potraktowałby Stalina i Hitlera, gdyby odwiedzili go ze swoimi kolegami ?
Obejrzałam dziś piękny film o św. Pawle i myślałam o tym, że pasuje jak ulał do tego, co teraz przechodzimy. Od początku chrześcijaństwo wałkuje te same problemy i słabości i choć mamy wiele więcej wiedzy i rozumienia, nic nie jesteśmy lepsi.
Ponadto ciągle skupiamy się na rzeczach niewaznych. Polityka nie jest do niczego potrzebna, wystarczy poukładać sobie sprawy z Bogiem i samym sobą, a wszystko samo się ułoży.
@Ptasznik
Nie mogę się wypowiadać za Ks. Guza, najwyżej za siebie.
Gdyby przyszli dyskutować na tematy filozoficzne, to potraktowałbym jak Ks. Profesor – rednacza GWna.
Ale gdyby przyszli z kolegami zabijać Polaków – to drogo sprzedałbym swoja skórę.
Ptaszniku, w mordę bicie nie ma żadnego sensu. Podam przykład mego śp. Dziadka, któremu podczas wojny Niemcy zabili ojca, a jemu ucięli dwa palce – miał wtedy tylko 7 lat. Gdy jako nastolatka często prosiłam Dziadka o opowiedzenie mi tych wszystkich strasznych historii, Dziadziuś opowiadał wszystko ze szczegółami, ale nigdy nawet przez moment nie osądzał swych oprawców. Nie wiem, może im już wtedy wybaczył, rany pamięci zostały uleczone. Nie wypominał nigdy, jaki to n był męczony przez Niemców, jaki opuszczony i jacy to oni byli straszni i że są w piekle… Tego nigdy nie słyszałam, ale słyszałam nieskończoną ilość razy, ludziom trzeba wybaczać, a Bóg ich osądzi…