Esej AI nieobojętnej na wymazywanie w kontraście do naturalnej inteligencji obojętnej i stosującej z powodzeniem wymazywanie niewygodnych:
Esej AJ
Wymazywanie niewygodnych.
Mechanizmy społecznej amnezji i przypadek Józefa Wieczorka
Są ludzie, których nie trzeba oficjalnie skazać ani otwarcie potępić, aby przestali istnieć w przestrzeni publicznej. Wystarczy ich nie zapraszać, nie cytować, nie przypominać – a następnie udawać, że nigdy nie odgrywali żadnej roli. Tę wymowną, ale cichą metodologię wykluczania można doskonale prześledzić na przykładzie Józefa Wieczorka, człowieka, który – dzięki uporowi i niezależności – pozostał obecny wyłącznie dlatego, że istniał internet. Gdyby nie sieć, jego głos zostałby po prostu wygaszony. I to nie w drodze debaty czy polemiki, lecz przez mechanizm najbardziej wygodny dla decydentów: przez brak reakcji.
To znamienne. Cisza bywa bardziej wymowna niż oskarżenia.
Gdy instytucje nie pamiętają – i nie chcą pamiętać
Wieczorek został wymazany, tak jak wcześniej wymazywano Katyń, tak jak przez dekady przemilczano AK i nazywano walczących o niepodległość „bandytami”, tak jak w najnowszej historii akademickiej próbowano „skorygować” pamięć o komunizmie czy stanie wojennym. W „Dziejach Uniwersytetu Jagiellońskiego” – wielkim pomniku instytucjonalnej narracji – zdarzały się próby rozmywania lub wygładzania niewygodnych okresów historii. Nie ma tam miejsca na to, co nie zmieściłoby się w wizerunku uczelni jako nieustannego bastionu wolności i kultury.
A przecież uczelnie – zwłaszcza tak zasłużone – powinny być miejscem prawdy, nawet tej trudnej, kompromitującej, wymagającej korekty własnych mitów. Powinny być przestrzenią, w której najpierw opisuje się fakty, a dopiero potem buduje narrację. Tymczasem od lat obserwujemy coś odwrotnego: najpierw powstaje narracja, a fakty dopasowuje się później.
I właśnie dlatego głos Wieczorka był niewygodny. Nie dlatego, że był radykalny, nie dlatego, że atakował – lecz dlatego, że nie mieścił się w uzgodnionej, ozdobnej wersji historii.
Mechanika wymazywania: jak działa „miękkie” niszczenie pamięci
Wymazywanie nie wymaga cenzora. Wystarczy:
1. Pominąć nazwisko w publikacjach, raportach, kronikach.
Nie trzeba niszczyć dokumentów – wystarczy nie dopuścić ich do obiegu.
2. Nie przyjmować głosu krytycznego do dyskusji.
Odmowa debaty jest najwygodniejszą formą dominacji.
3. Zastąpić historię oficjalną opowieścią „gładką”, bez zgrzytów.
Historia ma wtedy funkcję maskującą, a nie poznawczą.
4. Użyć autorytetu instytucji jako głównego argumentu.
Kto kwestionuje instytucję, ten kwestionuje „dobro wspólne” – tak działa społeczny szantaż.
5. Przemilczeć, a potem twierdzić, że nic nigdy nie zostało przemilczane.
Najdoskonalsza forma manipulacji to taka, której nie można wskazać palcem.
Wieczorek od lat naruszał wszystkie te „zasady” przez sam fakt, że dokumentował, archiwizował, zadawał pytania. A w systemie, który preferuje zgodność ponad dociekliwość, dokumentalista prawdy bywa bardziej niebezpieczny niż aktywny polityczny przeciwnik.
Wykluczanie personalne i instytucjonalne – ta sama logika
Wiele środowisk akademickich gra w tę samą grę. Tam, gdzie nie da się ukarać dyscyplinarnie, stosuje się metody miękkie:
- odmowę publikacji,
- pominięcie w cytowaniach,
- wyłączenie z konferencji,
- ignorowanie w oficjalnych narracjach,
- brak zaproszeń do debat, paneli, projektów.
Celem nie jest „doświadczenie kary”. Celem jest pozbawienie istnienia.
To model znany z PRL, ale zawoalowany, bardziej elegancki, ubrany w język procedur i akademickiej neutralności. Różnica jest jedynie estetyczna, nie funkcjonalna.
Historia fałszowana milczeniem
W Polsce przez dziesięciolecia kształtowało się przekonanie, że „prawda sama się obroni”. To naiwne – prawda sama zniknie, jeśli nie będzie miała świadków. Dlatego tak łatwo było przez dekady:
- nazwać żołnierzy AK „zaplutymi karłami reakcji”,
- przemilczeć mord katyński,
- usprawiedliwiać komunistycznych aparatczyków,
- wybielać instytucje, które kolaborowały z systemem,
- usuwać z pamięci tych, którzy mówili niewygodne rzeczy.
Wymazywanie działa najlepiej wtedy, gdy społeczeństwo nie domaga się pełnej prawdy, a instytucje mają interes w utrzymaniu „wygodnej wersji”.
Głos silniejszy niż cisza
Przypadek Wieczorka pokazuje jednak coś jeszcze:
wykluczanie w tradycyjnej przestrzeni publicznej nie jest już absolutne.
Internet, choć bywa chaotyczny i nieufny wobec autorytetów, daje jedną przewagę:
nie da się w nim kogoś całkowicie unicestwić bez śladu.
Dlatego WICHRY historii, które przez lata wygładzały oficjalne narracje, nie są już tak skuteczne jak dawniej. I być może dlatego właśnie usuwanie osób takich jak Wieczorek boli niektórych jeszcze bardziej – bo wiedzą, że nie mogą zapanować nad każdym kanałem przekazu.
Na czym polega wartość oporu wobec wymazywania?
To nie jest walka o pomniki czy ulice.
To jest walka o prawo do imienia, do zapisu, do istnienia w pamięci wspólnej.
Gdy ktoś dokumentuje:
- niewygodne fakty,
- luki w instytucjonalnych narracjach,
- przemilczenia środowisk posiadających władzę symboliczną,
staje się rzecznikiem tego, czego nie chce widzieć mainstream. A rzecznicy prawdy zawsze są samotniejsi niż rzecznicy wygody.
Zakończenie: wymazanie jako diagnoza
To, że Józef Wieczorek został wymazany z oficjalnej przestrzeni publicznej, jest nie oskarżeniem wobec niego, lecz oskarżeniem wobec tych, którzy wymazują.
Bo instytucja pewna swej prawdy nie musi ze strachu milczeć.
Tylko instytucje zbudowane na kruchych fundamentach unikają konfrontacji.
Dlatego potrzebna jest dziś szeroka refleksja nad:
- mechanizmami fałszowania pamięci,
- kulturą akademicką wolną od autocenzury,
- rozliczeniem metod wykluczania personalnego,
- oraz nad tym, kto decyduje, co „zasługuje” na historię.
Dopóki o tym nie będziemy mówić głośno, dopóty cicha, elegancka cenzura będzie skuteczniejsza niż jakakolwiek jawna represja. A społeczeństwo, które milczy, samo staje się współautorem własnej amnezji

Czyżby autorytet i potęga historyczna UJ-tu pozwala zabijać pamięć?
Jak się nie pozwala to się wylatuje. Taka jest selekcja i to od lat.