Główna idea Baudrillarda brzmi abstrakcyjnie, dopóki się nie rozejrzysz. Otacza nas to, co on sam nazywał „symulakrami” – kopie, które nie wskazują na nic realnego. Weźmy na przykład twój Instagram. Te zdjęcia nie dokumentują życia, lecz je kreują. Każde zdjęcie jest filtrowane, kadrowane, opatrzone podpisem i dobierane tak, by pasowało do jakiejś idealnej wersji doświadczenia, która nie istnieje nigdzie indziej poza innymi zdjęciami na Instagramie.
−∗−
Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org
−∗−
Śmierć rzeczywistości
Jak prorocza wizja symulacji Jeana Baudrillarda stała się naszym nieuniknionym stanem
Jean Baudrillard napisał „Simulacres et simulation” w 1981 roku, kiedy MTV wciąż puszczało teledyski, a internet był eksperymentem Pentagonu. Zmarł w 2007 roku, akurat gdy Facebook stawał się globalny. Nigdy nie doczekał się historii z Instagrama, tańców z TikToka, ataków na Twitterze ani pogrzebu na Zoomie. Ale w jakiś sposób ten francuski filozof z chirurgiczną precyzją odwzorował naszą obecną rzeczywistość.
Jego najsłynniejsze zdanie trafia głęboko: „Żyjemy w świecie, w którym informacji jest coraz więcej, a sensu coraz mniej”. Przeczytaj to jeszcze raz. Twój telefon wibruje od najświeższych wiadomości, kanały przepełnione są gorącymi tematami, mózg zanurza się w niekończącym się strumieniu treści. A jednak czegoś brakuje. Szum zagłusza sygnał. Fakty piętrzą się jak śmieci, ale mądrość? Zrozumienie? To wydaje się coraz rzadsze.
Baudrillard przewidział to już dekady temu. Nie chodzi o technologię, ale o stan rzeczy – świat, w którym kopie zastąpiły oryginały, a symulacje wydają się bardziej realne niż sama rzeczywistość.
Kiedy kopie nie mają oryginałów
Główna idea Baudrillarda brzmi abstrakcyjnie, dopóki się nie rozejrzysz. Otacza nas to, co on sam nazywał „symulakrami” – kopie, które nie wskazują na nic realnego. Weźmy na przykład twój Instagram. Te zdjęcia nie dokumentują życia, lecz je kreują. Każde zdjęcie jest filtrowane, kadrowane, opatrzone podpisem i dobierane tak, by pasowało do jakiejś idealnej wersji doświadczenia, która nie istnieje nigdzie indziej poza innymi zdjęciami na Instagramie.
Średniowieczny obraz króla wskazywał na prawdziwego monarchę. Dzisiejsza emoji z koroną wskazuje na… co? Na ideę królewskości zaczerpniętą z filmów Disneya, które same w sobie nawiązują do starszych produkcji Disneya, w nieskończonej sali luster.
Proces ten przebiega etapami. Najpierw reprezentacje wyraźnie kopiują coś rzeczywistego. Następnie zaczynają zniekształcać oryginał, niczym propaganda czy reklama. Następnie ukrywają fakt, że oryginału już nie ma. Wreszcie, w tym, co Baudrillard nazwał czwartym rzędem symulakrów, kopia staje się rzeczywistością. Mapa zastępuje terytorium. Menu staje się ważniejsze niż posiłek.
Baudrillard opowiedział historię o plemieniu Ifugao, która doskonale oddaje naszą trudną sytuację. Kiedy antropolodzy przybyli, aby zbadać ich „autentyczną” kulturę, wydarzyło się coś dziwnego. Członkowie plemienia, świadomi, że są obserwowani, zaczęli bardziej dopracować swoje tradycje. Częściej nosili tradycyjne stroje, czynili swoje rytuały bardziej spektakularnymi, odgrywali wyidealizowane wersje samych siebie przed naukowcami.
Opublikowane badania zyskały globalny rozgłos. Z czasem nowe pokolenia Ifugao zaczęły sięgać po te akademickie teksty, aby zrozumieć własną kulturę. Przedstawienie przerosło oryginał. Spektakl stał się rzeczywistością.
Brzmi znajomo? Robimy to teraz nieustannie. Żyjemy tak, jakby nas fotografowano, bo tak właśnie jest. Występujemy w mediach społecznościowych, aż w końcu stajemy się sobą. Sprawdzamy profile innych osób, żeby zrozumieć, jak być autentycznym. Kopia nadpisuje oryginał, aż nie ma już żadnej różnicy.
Walmart jako metafizyka
Wejdź do dowolnego hipermarketu, a zobaczysz, jak teoria Baudrillarda staje się rzeczywistością. Wszystko wygląda idealnie – aż za idealnie. Jabłka lśnią, jakby zostały nawoskowane (i tak jest). Warzywa bardziej przypominają ideę warzyw niż cokolwiek, co można znaleźć w naturze. Dział z warzywami i owocami przypomina plan zdjęciowy działu z warzywami i owocami.
Ale jest pewien haczyk: tak właśnie wolimy. Idziemy na targ, a pomidory wyglądają dziwnie – zdeformowane, różnej wielkości, czasem nadgryzione przez robaki. Tak właśnie wyglądają prawdziwe pomidory. Ale symulacja nauczyła nas oczekiwać perfekcji. Podróbka stała się naszym standardem w rzeczywistości.
Świat Disneya działa na tej samej zasadzie, ale Baudrillard twierdził, że jest on w rzeczywistości bardziej uczciwy niż świat zewnętrzny. Przynajmniej sam Disney przyznaje, że jest fałszywy. Reszta świata udaje autentyczność, będąc tak samo skonstruowana, tak samo sztuczna, tak samo zagrana.
Poproś kogoś, żeby narysował księżniczkę, a narysuje wersję Disneya. Ten obraz w ich głowie – to ich definicja rzeczywistości. Symulacja przejęła kontrolę, gdy byli dziećmi i nigdy jej nie opuściła.
Polityka znikąd
Polityka to chyba obszar, w którym spostrzeżenia Baudrillarda uderzają najmocniej. We współczesnych kampaniach nie chodzi o rządzenie, lecz o zarządzanie marką. Politycy nie uprawiają polityki, lecz dzierżą stanowiska. Wyborcy nie wybierają przedstawicieli, lecz atraktory stylu życia.
Cały system opiera się na tym, co moglibyśmy nazwać „technokratycznymi symulakrami”. Eksperci generują raporty na temat problemów, które występują głównie w innych raportach. Think tanki publikują białe księgi, które odwołują się do innych białych ksiąg. Świat polityki staje się zamkniętą pętlą symulacji, coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości, którą rzekomo się zajmuje.
Rozważmy „politykę opartą na dowodach” – brzmi racjonalnie, prawda? Tyle że zazwyczaj oznacza to wybieranie badań, które potwierdzają to, w co już wierzyłeś. Symulacja obiektywizmu naukowego staje się ważniejsza niż rzeczywista rzetelność. Sprzeciwy są odrzucane nie poprzez argumentację, ale poprzez odwoływanie się do pozorowanego konsensusu: „eksperci się zgadzają”, koniec dyskusji.
Lewica ma swoje własne problemy z symulacją. Znaczna część współczesnej polityki progresywnej składa się z akademickich teorii o ucisku, które są hurtowo importowane do dyskursu aktywistów. Rewolucja staje się marką stylu życia, uzupełnioną o gadżety i estetykę Instagrama. Kategorie tożsamości, które kiedyś opisywały realia życia, stają się swobodnie unoszącymi się symbolami, które można przypisywać sobie i praktykować niezależnie od rzeczywistych doświadczeń.
Prawica doskonale to odzwierciedla. Tradycyjny konserwatyzm przeradza się w nostalgiczną estetykę i internetową wojnę kulturową, zamiast cierpliwej pracy nad budowaniem trwałych instytucji. Obie strony generują ogromne ilości treści o swoich wrogach, jednocześnie nie potrafiąc rządzić, gdy tylko mają ku temu okazję.
Geniusz tego systemu polega na tym, że przekuwa prawdziwą frustrację w fałszywe konflikty. Obywatele stają się konsumentami politycznej rozrywki, wybierając preferowany rodzaj oburzenia, pozostając jednocześnie bezsilni wobec jakichkolwiek fundamentalnych zmian. Teatr polityki zastępuje prawdziwą demokrację.
Widać to po tym, ile energii mentalnej pochłania bycie na bieżąco z wydarzeniami politycznymi, kontrowersjami kulturowymi i debatami w mediach społecznościowych. Symulacja bycia „poinformowanym” staje się pracą na pełen etat. Ludzie potrafią wymienić nazwiska wszystkich sędziów Sądu Najwyższego, ale nie znają swoich sąsiadów. Posiadają żarliwe poglądy na wydarzenia, na które nie mają wpływu, ignorując jednocześnie problemy, które mogliby faktycznie rozwiązać.
Uzależnieni od fałszu
Oto, czego Baudrillard nie mógł w pełni przewidzieć: jak symulacja przejmie kontrolę nad chemią naszego mózgu. Szlaki dopaminowe, które wyewoluowały, by nagradzać zachowania związane z przetrwaniem – zdobywanie pożywienia, tworzenie więzi, realizowanie zadań – są teraz aktywowane przez całkowicie sztuczne doświadczenia.
Polubienia na Instagramie są odbierane jako społeczna aprobata, ale sprawiają, że jesteś bardziej samotny. Aplikacje randkowe obiecują więź, jednocześnie zmieniając relacje w zakupy. Monitory aktywności fizycznej wprowadzają elementy gryfikacji w kwestii zdrowia, aż wynik będzie ważniejszy niż dobre samopoczucie. Wszystko zostaje zoptymalizowane, zmierzone i przekształcone w treść.
Wolimy symulację, ponieważ często jest lepsza od rzeczywistości – bardziej spójna, bardziej dramatyczna, łatwiejsza w zarządzaniu. Zdjęcie z McDonalda obiecuje doświadczenie, którego prawdziwy burger nie jest w stanie zapewnić, ale wciąż wierzymy w tę obietnicę, ponieważ rzeczywistość jest chaotyczna i rozczarowująca.
To wykracza poza uwarunkowania kulturowe. Nasze mózgi dosłownie nie potrafią odróżnić nagród symulowanych od prawdziwych. Staliśmy się neurologicznie uzależnieni od fałszywych doświadczeń, które wydają się autentyczne, a jednocześnie są ewidentnie sztuczne.
Problem z analizą symulacji polega na tym, że trzeba do tego użyć narzędzi symulacyjnych. Sam Baudrillard tkwił w tym paradoksie – krytykował system z wnętrza systemu, używając akademickiego języka do opisania śmierci autentycznego doświadczenia.
Jeśli jesteśmy całkowicie zanurzeni w symulacji, to gdzie możemy ją krytykować? Boski punkt widzenia, którego zdaje się wymagać krytyka, sam w sobie może być symulacją – kolejną akademicką fantazją niemającą żadnego oparcia w rzeczywistości.
Technologia cyfrowa przyspieszyła wszystko, co zidentyfikował Baudrillard. Rzeczywistość wirtualna obiecuje dopełnić ten proces, tworząc środowiska „rzeczywistości mieszanej”, w których pytanie o to, co jest rzeczywiste, staje się nie tylko nierozwiązywalne, ale i nieistotne. Metawersum, niezależnie od formy, reprezentuje logiczny punkt końcowy: czystą symulację, w której rzeczywistość staje się osobliwym konceptem z przeszłości.
Znajdowanie dróg wyjścia
Pomimo całościowego charakteru swojej analizy, Baudrillard pozostawił pewną przestrzeń nadziei. Pisał o „kieszeniach rzeczywistości” – momentach, w których autentyczne doświadczenie przebija się przez symulację. Nie poprzez odrzucenie technologii czy wycofanie się do wyimaginowanego stanu przednowoczesnego, ale poprzez zwrócenie uwagi na to, co wykracza poza reprezentację.
Szczery uśmiech nieznajomego, nieprezentowany na potrzeby mediów społecznościowych. Sztuka stworzona dla samej siebie, a nie dla lajków i udostępnień. Bezpośredni kontakt z naturalnymi procesami, które opierają się symulacji – pogodą, porami roku, narodzinami, śmiercią, podstawowymi faktami ucieleśnionej egzystencji.
Ale nawet ta recepta wymaga sceptycyzmu. Sama idea „autentycznej natury” może być romantyczną symulacją. Nie ma czystego świata zewnętrznego w systemie, nie ma nietkniętej sfery, w której czeka prawdziwe doświadczenie.
Możliwe jest raczej świadome uczestnictwo w symulacji. Świadomość bycia w grze, mimo że w nią grasz. Korzystanie z mediów społecznościowych bez bycia przez nie wykorzystywanym. Angażowanie się w politykę bez wciągania się w polityczny teatr.
Wymaga to tego, co moglibyśmy nazwać „umiejętnością symulacji” – umiejętności rozpoznawania, jak sztuczne środowiska na nas oddziałują i opierania się ich najbardziej manipulacyjnym aspektom. Nie całkowitego wycofania, ale świadomego zaangażowania.
Najbardziej radykalny krok może być prosty: zwolnij. Przestań mieć opinie na każdy temat. Skup się na bezpośrednich, namacalnych realiach, a nie abstrakcyjnych przyczynach. Wybierz lokalną społeczność zamiast odległej solidarności, praktyczne umiejętności zamiast teoretycznego wyrafinowania, lokalne problemy zamiast globalnych narracji.
Odwaga, by się nudzić
Prawdziwy opór wobec hiperrzeczywistości wymaga akceptacji intelektualnej pokory, którą współczesna kultura uznaje za niemal nie do zniesienia. Oznacza to przyznanie, że większość problemów, na które zwracamy uwagę, jest poza naszą kontrolą, a problemy, które moglibyśmy rozwiązać, pozostają niezauważone, ponieważ brakuje im teoretycznego blasku.
To wskazuje na inny rodzaj zaangażowania obywatelskiego. Nie spektakularny teatr polityki krajowej, ale to, co Hannah Arendt nazwała „przestrzenią pozorów” – miejsca, w których prawdziwi obywatele gromadzą się, by omawiać wspólne sprawy. Spotkania w ratuszu zamiast wątków na X. Lokalna praca wolontariacka zamiast rozsyłania petycji.
Hiperrealistyczny krajobraz polityczny oferuje doświadczenia symulacyjne, które wydają się bardziej znaczące niż realne uczestnictwo obywatelskie, ponieważ zapewniają natychmiastową nagrodę w postaci dopaminy, bez konieczności wykonywania mało efektownej pracy, jaką jest prawdziwa demokracja. Tweet ma większy wpływ niż spotkanie społeczności. Dyskusja online wydaje się ważniejsza niż posprzątanie okolicy.
Przełamanie tego schematu wymaga „demokratycznego ascetyzmu” – wyboru zaangażowania się w rzeczywistość polityczną w ludzkiej skali, nawet gdy narracje medialne pociągają nas ku większym, bardziej abstrakcyjnym problemom. Oznacza to bycie mniej zorientowanym w odległych kontrowersjach, a bardziej zaangażowanym w bieżące realia.
Nie możemy powrócić do pierwotnej rzeczywistości, która prawdopodobnie i tak nigdy nie istniała. Pytanie nie brzmi, czy możemy uciec od symulacji, ale czy możemy w niej żyć bardziej świadomie.
Hiperrzeczywistość to nasz stan. Nie musi być naszym przeznaczeniem, ale tylko wtedy, gdy rozwiniemy w sobie dyscyplinę, by odróżniać to, co wymaga naszej uwagi, od tego, co jedynie o nią konkuruje. Tylko wtedy, gdy potrafimy oprzeć się nieustannej presji, by mieć coś na czasie, by być na bieżąco, by urzeczywistniać swoją tożsamość poprzez konsumpcję i dzielenie się.
Najbardziej wywrotowa rzecz, jaką możesz zrobić w świecie niekończącej się symulacji, może być najprostsza: zwróć uwagę na to, co naprawdę jest przed tobą. Nie na to, co reprezentuje coś innego, nie na to, co oznacza coś większego, tylko na to, co tam jest. Na teksturę twojej filiżanki do kawy. Na wyraz twarzy twojego przyjaciela. Na to, jak światło przesuwa się po ścianie.
Wielkim odkryciem Baudrillarda nie było to, że symulacja jest zła – lecz to, że jest totalna. Żyjemy w niej całkowicie. Ale totalność to nie to samo, co totalitaryzm. Nadal istnieją wybory do podjęcia, skupienie się na bezpośredniości, sposoby bycia, które wydają się mniej lub bardziej autentyczne, nawet w hiperrzeczywistości.
Wyzwaniem jest zachowanie człowieczeństwa w maszynie. Zachowanie zdolności do zachwytu, więzi i sensu, przy jednoczesnym uznaniu ich coraz bardziej zapośredniczonego charakteru. Wymaga to odwagi – nie dramatycznej odwagi bohaterów, ale cichej odwagi ludzi, którzy decydują się być obecni w świecie, który czerpie zyski z ich rozproszonej uwagi.
Może to wystarczy. W krajobrazie nieskończonej symulacji obecność staje się czynem rewolucyjnym.
__________________
The Death of the Real, A Lily Bit, Jul 28, 2025
−∗−

Więcej:
podstawiona rzeczywistość
Gęsty i soczysty tekst. Dzięki za wyszukanie go.
PS
Powyższą kategorię “podstawiona rzeczywistość” pozwolę sobie uzupełnić o mój tekst:
Zastanawiam się, co Pana tak bardzo zainteresowało w prezentacji wyobrażeniowego opisu rzeczywistości wymyślonego przez Jean Baudrillarda?
Czyżby jego krytyka fragmentarycznie wybranego środowiska, w którym rządzą mass media, reklama, banksterzy, ideologia politycznie poprawna; czy też wizja rzeczywistości Baudrillarda, którą sam zaprezentował, by następnie ją krytykować ! Wizja marksisty z pokolenia 68 roku, wykładowcy na lewackim uniwersytecie w Nanterre, którą wyrażał w postmodernistycznym, poststrukturalistycznym języku bardziej przyswajalnym, niż przebrzmiałe slogany komunistyczne ?
Oprócz krytyki, co proponuje Baudrillard ?
Odróżnienie tego, co ważne od tego, co mniej ważne ? To już Arystoteles zrobił odróżniając substancję od przypadłości; to, co jest od tego, jakie jest. Ale Baudrillard nie uwzględnił w swoich wywodach ‘substancji’, a raczej rozumiał ją jako ‘inną przypadłość’ – niepoznawalną.
Jakieś powroty do ‘ery prymordialnej’ (?), ale przecież wszystko jest ‘podróbką’, kopią, kopią kopi? Realność, prawda zanika, ukryta przez ‘les simulacres’. Twórczość Baudrillarda jest dla mnie wprowadzeniem do dekonstrukcjonizmu, które zachowuje swą własną strukturę, gdzie wszystko jest wirtualnością.
szkoda czasu.
Przyznam szczerze, że mnie też przypadł do gustu ten opis.
Jak opisywać zjawiska?
Można językiem metafory i alegorii, można językiem filozofii, można językiem naukowym (psychiatrycznym?), można językiem teologii.
Jak naukowym? Dla mnie ludzie we władaniu mediów (przebywający w Symulakrum) to ludzie mający psychozę indukowaną, a niektórzy z nich są opętani (język teologii)
A jak to opisać językiem filozofii?
Czy wrodzony smak, “w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia” wystarczy, aby pozostać wolnym?
Przekonałem się, że nawet ludzi wykształceni, inteligentni, a nawet wierzący (katolicy) nie uniknęli podmiany bazy danych- wykasowania pamięci, nadpisania.
Czyli są to osoby, które nie wykształciły w sobie cnót kardynalnych? Być może, tak.
« Jak opisywać zjawiska? »
Napewno nie po platońsku. Czymże jest Baudrillarda kopia (simulacre) jak nie kopią platońskiej idei; nawet Platon pod koniec życia zwątpił w swoją teorię idei, gdy go spytano, czy te ziemskie odchody też mają swoją ideę w niebiesiach.
Bernard z Chartres (XI w.) twierdził, że jesteśmy karłami na barkach olbrzymów, którzy byli przed nami, dlatego widzimy lepiej i dalej. Baudrillard tego nie zauważył. Znał tylko XIX i XX-wiecznych ‘karłów’. Dziś pewnie Bernard stwierdziłby, że jesteśmy karłami na barkach karłów.
Baudrillard, choć był socjologiem, nawet używał języka fizyki.
Nie ma « wrodzonego smaku »; już Arystoteles twierdził, że nasz intelekt jest na początku « tabula rasa ». Idąc za Bernardem, powinniśmy poznawać to, co przed wiekami rozważali ‘olbrzymy’ i jakie mieli trudności. Nie wystarczy wykrzyczeć jak Kartezjusz « cogito ergo sum » i sprawa załatwiona, chociaż św. Augustyn w tym go wyprzedził. Baudrillard należał do takich krzykaczy.
Tylko realistyczna filozofia, Arystotelesa i Tomasza z Akwinu, może nas wyzwolić z idealizmu, z ideologii politycznej poprawności, z wirtualnych opowieści o życiu. Ale komu dziś chce się czytać tych autorów i jeszcze dobrze ich zrozumieć ?
W tym sęk, że w świetle dzisiejszego rozumienia, nie można źle rozumieć. Skoro (po platońsku?) zajmujemy się ideami, które są obecne li tylko w czyjejś głowie, to brak jest kryterium poprawnego rozumienia, albo inaczej, żadne rozumienie nie jest błędne. Stąd rozmaici „fizjologowie” z lubością powtarzają „tylną” definicję prawdy: prawda jest jak tył, każdy ma swoją.
Ma Pan rację, logika « tyłka » w rozpoznawaniu prawdy jest dość powszechna. Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy potrafią rozróżnić przyczynę od skutku, posłużyć się zasadą sprzeczności w życiu codziennym, która mówi, że nie może być tak, że coś istniejące jest czymś nieistniejącym, że coś jest i nie jest równocześnie; potrafią rozróżnić coś ważnego (istotnego) od czegoś nieistotnego (przypadłości). Tego uczył już Arystoteles, ale dziś niestety tę perspektywę myślenia próbują wymazać z kultury wszelkiej maści relatywistyczni « tyłkoznawcy ».
Znam osobiście dwójkę osób, które skończyły filozofię, poważających Arystotelesa i św. Tomasza oraz innych, które są w tzw. bańce informacyjnej i z racjonalnego punktu widzenia stosują relatywizm. Każda z nich, w różnym stopniu jest zanurzona w symulakrum. Wspominałem o nich w moim poprzednim komentarzu. Pytając jak pisać i mówić nt. temat pytałem o formę publicystyczną przekazu, bo chyba nie ma zasadniczej różnicy jeżeli chodzi o fundament.
Wychowanie jest rzeczą niezbędną przy osiąganiu poziomu od którego zaczyna się człowieczeństwo i jego późniejszych aktualizacji, ale np. talenty oraz pewne tendencje są wrodzone.
Widać można « poważać Arystotelesa i św. Tomasza » i w praktyce « stosować relatywizm ». Pamiętam, że w moskiewskim słowniku filozofii, tłumaczonym na polski chyba w 1956 roku, Arystoteles był przedstawiony jako materialista. Pewnie dlatego, że pisał o materii pierwszej. Nie pamiętam jak był prezentowany Tomasz, pewnie nie najlepiej, gdyż pochodził z rodziny hrabiów. (N.b. cybernetyka była tam nauką burżuazyjną). Ale to nie jest poprawne odczytanie myśli tych autorów.
Pewnie można « zanurzyć się w symulakrum »; Platon też proponował zanurzyć się w jaskini; gorzej, twierdził, że całe życie spędzamy jakby w jaskini. Jak ktoś bardzo chce, nie można mu tego zabronić, ale błędem jest przekonywanie innych, że oni czy chcą, czy nie i tak są w takiej jaskini.
« forma publicystyczna przekazu » – kiedyś pozazdrościłem Albertowi Camus i napisałem powieść, którą niestety niewiele osób przeczytało.
Oprócz tego zdania, « wraz z przyrodzoną sprawiedliwością niezależną od przepisów prawa stanowionego », podoba mi się taka forma publicystyczna :
Filip Obara https://pch24.pl/filip-obara-nie-chcemy-prezydenta-wszystkich-polakow/
Zgadzam się z tym, co napisał Filip Obara, chociaż nie napisał o wszystkim. Dobra publicystyka.
Wawel napisał odpowiedź na Pańskie komentarze: