W czwartek 26.03.2015 lotnictwo Arabii Saudyjskiej i siedmiu innych krajów arabskich zaatakowało Jemen. W styczniu 2015 władzę przejęli w tym kraju szyiccy rebelianci z ugrupowania Houthis, popieranego przez Iran. Opanowali oni wtedy stolicę Jemenu, Sanę.
Nazwa Houthis pochodzi od nazwiska wodza rebeliantów Abdelmaleka al-Houthi. Opis i historię tego ruchu można znaleźć w portalu Al-Dżaziry /TUTAJ/. W tym samym miejscu /TUTAJ/ jest grafika obrazująca koalicję państw arabskich. Przewodzi jej Arabia Saudyjska, a udział w walkach biorą: Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar, Kuwejt, Bahrain, Egipt, Jordania i Sudan.
Akcja owej koalicji cieszy się poparciem USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Turcji i Maroka. Przeciwny jej jest oczywiście Iran, ale także Rosja i Chiny. Arabia Saudyjska zdecydowała się działać w chwili, gdy rebelianci zaczęli oblegać Aden, kluczowy port kontrolujący dostęp do Morza Czerwonego. Sunnicki prezydent Jemenu, Hadi uciekł do Arabii Saudyjskiej, a dziś wystąpil na szczycie Ligi Arabskiej w Sharm el-Sheikh /w Egipcie/, potępiając Iran /TUTAJ/.
Na owym szczycie rozważana ma być sprawa utworzenia wspólnych arabskich sil zbrojnych. A co się dzieje na froncie? Arabia Saudyjska i jej alianci zaangażowali spore siły. W nalotach bierze udział /podobno/100 samolotów z Arabii Saudyjskiej oraz 85 należących do innych koalicjantow. Arabia Saudyjska skoncentrowała też na granicy /podobno/ 150 tys. żołnierzy. W Adenie wyleciał w powietrze skład amunicji. Trwające już trzeci dzień naloty nie powstrzymały ofensywy rebeliantów. W piątek zdobyli oni port Shaqra, położony 100 km na wschód od Adenu /TUTAJ/.
Jedynym oddżwiękiem tych wydarzeń w polskim Internecie była wczorajsza informacja w portalu Interia.pl zatytułowana “Dyplomaci uciekają przed rebeliantami” /TUTAJ/. Chodziło w niej o opisaną przez katarski dziennik /TUTAJ/ ewakuację 86 dyplomatów z Adenu przez dwa saudyjskie okręty wojenne. Jeden z komentarzy w Interii głosił:
“~z boku -Dzisiaj (09:10)
Saudyjska armia prowadzi operację w Jemenie,a dwa lata temu ta sama armia strzelała wprost z samochodów do pokojowych manifestantów w Bahrajnie.Dodam tylko że w Bahrajnie jest największa baza morska sił US.”.
Wrogość miedzy Arabią Saudyjską, a Iranem datuje się co najmniej od rewolucji islamskiej w Iranie w 1979 roku. Wkrótce po niej bojówki irańskie zaatakowały Mekkę, ale zostały zniszczone przez Saudyjczyków. Według Wikileaks, to własnie Arabia Saudyjska najsilniej naciskała na Obamę, by interweniował militarnie w Iranie. Na szczycie w Sharm el-Sheik /link wyżej/ mówiono, że obecna operacja wojskowa planowana jest na miesiąc, ale może potrwać z kilka miesiący – aż do przywrócenia władzy w Jemenie Hadiemu i sunnitom.
Pojawiły się już pierwsze analizy obecnej sytuacji. W dzisiejszym “Washington Times” /TUTAJ/ ukazał się artykuł Daniela Pipesa “Why Yemen matters”. Krytykuje on m.in. politykę USA w regionie:
“American policy in disarray: Middle East hands rightly scoffed in 2009 when Barack Obama and his fellow naïfs expected that by leaving Iraq, smiling at Tehran, and trying harder at Arab-Israeli negotiations they would fix the region, permitting a “pivot” to East Asia. Instead, the incompetents squatting atop the U.S. government cannot keep up with fast-moving, adverse events, many of its own creation (anarchy in Libya, tensions with traditional allies, a more bellicose Iran).”.
Rzeczywiście, jej efekty są zdumiewające. W Iraku amerykańscy żołnierze walczą ramię w ramią z szyicką milicją dowodzona przez irańskiego generała /szyitom to się wcale nie podoba. Zagrozili nawet dezercją z frontu w Tikricie/, a w Jemenie wspierają równocześnie wojskową interwencję skierowaną przeciw tamtejszym szyitom. To dobry sposob na zrobienie sobie wrogów po OBU stronach konfliktu, oraz powiekszenie chaosu w regionie. Bogatą kolekcję zdjęć z Jemenu można znaleźć /TUTAJ/.
Dodaj komentarz