Było sobie raz jajko mądrzejsze od kury.
Kura wyłazi ze skóry,
Prosi, błaga, namawia: “Bądź głupsze!”
Lecz co można poradzić, kiedy ktoś się uprze?
Kura martwi się bardzo i nad jajkiem gdacze,
A ono powiada, że jest kacze.
Kura prosi serdecznie i szczerze:
“Nie trzęś się, bo będziesz nieświeże.”
A ono właśnie się trzęsie I mówi, że jest gęsie.
Kura do niego zwraca się z nauką,
Że jajka łatwo się tłuką,
A ono powiada, że to bajka,
Bo w wapnie trzyma się jajka.
Kura czule namawia:
“Chodź, to cię wysiedzę.”
A ono ucieka za miedzę,
Kładzie się na grządkę pustą
I oświadcza, że będzie kapustą.
Kura powiada:”Nie chodź na ulicę,
Bo zrobią z ciebie jajecznicę.”
A jajko na to najbezczelniej:
“Na ulicy nie ma patelni.”
Kura mówi:”Ostrożnie! To gorąca woda!”
A jajko na to: “Zimna woda! Szkoda!”
Wskoczyło do ukropu z miną bardzo hardą
I ugotowało się na twardo.
Widzę, że kurka już świąteczna. :)
Nie mogę się doczytać, co tam jej napisano na qprze – Ty jesteś w stanie?
Tam jest napisane – Precz z reżimem kogutów! Równe prawa dla kur! Nie dla in vitro ! (???)
Pomimo siarczystego mrozu i niesprzyjających warunków geopolitycznych kura podjęła męską decyzję i zniosła jajo.
Teraz jednak labiedziła pod niebiosa na brak komfortu i choćby jednej pierzynki czy puchówki, aby uchronić się przed nieuniknionym ociepleniem klimatu.
Nie zjeżdżajmy na kury, bo się Trybeus wkurzy.
Tam stoi jak byk “Nie dla małżeństw kogutów!”, a zaraz poniżej “Nasze kurze nie dla adopcji jaj przez koguty!”. A z drugiej strony: “Będziemy tępić zbączenia z cała surowością prawa!”
A niby skąd wzięły się jaja be?
Powolnym krokiem, jak zwykle nonszalancko i z iście królewskim majestatem do nowej siedziby zbliżał się tapir. Na niskim wózeczku, choć właściwie to na czterech kółkach, ciągnął swą wygodną, półzadkową sofę. Drugą linę ciągnął ululany dzik, który tylko czekał na odpowiedni moment, by opowiedzieć swoją historię. Na zagłówku siedział qrfirst i liczył kasę w portfelu po raz trzeci, bo ciągle mu się nie zgadzało. Gryzelda wygryzła otwór wejściowy na siedzisku i buszowała sobie w najlepsze wewnątrz.
Wszyscy byli dosyć podnieceni.
Jak dotrzemy do odcinka jaj.be nr 100 to uczcimy ten fakt wydaniem jubileuszowym, które będzie składało się wyłącznie z wstępów opracowanych przez naszą nieocenioną Mme.
To dopiero będą jaja.
Uff… – odetchnęła Gloria, gdy sprawy w piaskownicy wróciły do normy. Na wszelki wypadek jednak wzięła zimną fuzję i tęgą garść pierwiastków śladowych. Stanęła w oknie zameczku i rzuciła głośno w kierunku pobliskich krzaków:
– Q., Stihlitz! Jak jeszcze raz tu się pojawisz, to…………….
Stirlitz szybko więc pozbierał doniczki i kaczuszki, i oddalił się kroczkiem drobiącym, udając miejscową ludność w pelisach.
Ale ponieważ była niedziela, przeto nikt nie targał siedemnastu kaczuszek!
Tego Stirlitz, któremu jako echt bolszewikowi niedziela nie robiła – nie przewidział…
– Ci nieobliczalni Polacy! – pomyślał wściekły i postanowił wypuścić kaczuszki na staw. Staw niestety był zamarznięty.
Życie agenta było nielekkie i nic nie układało się tak, jak przewidywały tylekroć ćwiczone gry operacyjne.
Najpierw Gloria odwiesiła fuzję na jej miejsce nad kominkiem. Potem zrobiła krótki wypad do piaskownicy, skąd wygrzebała zimną fuzję. Tę ostatnią powiesiła na krzyż z tą pierwszą, tak że tworzyły udatny wzór staropolski uświęcony wiekową tradycją.
Oczywiście za tło służył czterostronny pas słucki, którego Gryzelda nie zdążyła skonsumować.
Apeluje o nie wcinanie jaj tutaj!
Dość – zdecydował tapir.
Tak, dość – poparł go qrfirst.
Obaj zeskoczyli z kanapy i rozpoczęli poranną gimnastykę i toaletę.
DelfInn
Posted Luty 11, 2013 at 4:15 PM
chodzi Ci, żeby podczas pisania tutaj jaj nie jeść, czy nie wrzucac na zakładkę?
Gryzelda urządziła sobie w tapirzej sofie bardzo wygodne mieszkanko – trzy pokoje z kuchnią, łazienką i werandą. Nie będąc zwolenniczką luksusów uważała, że to powinno każdej morskiej śwince wystarczyć. Dodatkowym plusem mieszkanka była jego mobilność. Gryzelda zawsze była ciekawa świata, ale bez podejmowania zbędnego ryzyka, czy niepotrzebnego wydatkowania energii.
Sztyrlic miał wyjątkowego pecha. Jego analityczny umysł agenta płatał mu figle. Ledwo zdołał jakoś pozbyć się doniczek, kaczek i żelazek, kiedy dojrzał na krawężniku siedemnaście kasztanów i czternaście szklanych kulek ułożonych tam metodycznie przez Tadzinka. Błyskawicznie rozszyfrowal wiadomość i zbladł.
Tadzinek, bidulka, nawet nie wiedział, że przypadkowo ułożona przez niego wiadomość, a rozszyfrowana przez Sztyrlica znaczyła – udaj sie do Stalina i strzel go w pysk.
No też coś. Takie hasło powinno być zaszyfrowane jajami jak berety, wypożyczonymi z trybeusowego kurnika.
Zaraz, zaraz… ostatnio autor uparł się na koty, a o ile wiem one niczego nie wysiadują. :(
na to wszystko przyszedł lis, no i nie ma ani kury ani jajka.. o czym tu mowa?
Pozdrawiam.
Tadzinek z braku strusia podprowadził babci jej wszystkie moherowe berety i przy ich pomocy zaszyfrował hasło dla Sztyrlica.
Moherowe berety podziałały na agenta jak tzw. ognie Moskwy, czyli spirt i szampanskoje. Po czymś takim Sztyrlic był wycofywany z akcji na tydzień w celu regeneracji sił wywiadowczych.
@sigma
Jeśli “wrzucać na zakładkę” to to samo co ‘pisac/komentować na zakładkę, na przemian’, to tak – o to. O to aby komentować na dole, jak do tej pory. Jedna katastrofa chyba wystarczy :)
Oj, wystarczy! Ale jaka to była piękna katastrofa:)))
Może jakiegoś Zorbasa wprowadzić do akcji, bo w tym czasie do Polski przyjechało wielu komunistów z Grecji. ;)
Eee, na co nam jakiś Zorbas, skoro sami potrafimy se katastrofę skompinować jak ta lala! Mucha nie siada;)
Tadzinek po udelektowaniu się swoimi skarbami, zebrał je starannie i poupychal po kieszeniach,gdzie znajdowały się jeszcze inne niezbędne drobiazgi takie jak proca, paczka kapiszonów, kawałek sznurka, zapasowy wentyl, znalezione w Brzeźnie na plaży dwie marki z Hindenburgiem oraz kawałek bardzo brudnej szmatki, w której babcia Tadzinka zapewne rozpoznałaby chusteczkę do nosa.
OZu odbył podróż powrotną. Zamiast prostą linią udać się do domu postanowił poruszać się zyg-zakiem i odwiedzić co najmniej dwie stolice. Więc po drodze zahaczył o Oslo, gdzie mógł obserwować norki i Kopenhagę, gdzie to samo robił z dunami. Norki okazały się bardziej atrakcyjne, choć głupsze od dunów.
Warto nadmienić, że Stirlitz nie był widziany w okolicy.
No właśnie, Ojciec, gdzie Wy się szwendacie???!!!
Mnie ten Legion onieśmiela, szczerze pisząc. Słowem nie można rzucić, co do sarkazmu i czarnego humoru – no to nie wiem… Jakoś mnie sparaliżowało twórczo.
AsieAsadowie? Jak to jest? Co robić? Artyści maja problem – naprawdę!
Znajomy Bzyklacz ostatnio dostał rozpuku, gdy zobaczył w Sejmie faceta robiącego w polityce za kobietę.
A swoją drogą nie wiem dlaczego tenże facet uparł się paradować w damskich szatkach?
Może powodem tego jest, że obcierają go męskie szorty i woli nosić delikatne damskie fatałaszki?
Jego wygląd może dowodzić takiej delikatności w tych sprawach.
Toć trochę brzydszy on jest od babci klozetowej, ale za to duszę ma wymalowaną na twarzy:)
Nawiasem mówiąc trochę strach odwracać się do niego tyłem, a już na pewno mężczyzna musi się wystrzegać wiązania sznurówek przy tej pannie.
Pozdrawiam:)))
Gloria trwała uporczywie w swym atelier na ostatnim piętrze wieży nb. z prawdziwej psiakości. Co jakiś czas mamrotała złowrogo i pod nosem manifest kobiety niezaleznej i w dodatku artystki dodając doń w duchu punkty i podpunkty ora errraty i suplementy. Czasami przerywała sama sobie i barykadowała drzwi kolejną serwantką. Przygotowała też zapas oleju na wszelki wypadek, przywlokła fuzję zwykłą i zimną oraz procę, którą gwizdnęła Tadzinkowi
Nieszczęsny cher cousin Alphonse w tużurku, z wypomadowanym wąsem, getrach i kaloszkach na okoliczność błocka trwał już dobre dwie godziny u drzwi zamczyska. Co jakiś czas z coraz bardziej beznadziejnym wyrazem twarzy pociągał za komin traktora, który – jak pamiętamy – stanowił postępową kołatkę. Niestety, nic z tego nie wynikało. W brzuchu burczało mu coraz bardziej, więc w końcu przeliczywszy posiadaną gotówkę udał się do baru mlecznego “Słoneczny” na ruskie.
Słońca wciąż nie było ani na lekarstwo, a chmury wisiały tak nisko nad kopułą wieży, że zirytowana Gloria co jakiś czas wychylała się z okna i ciachała fioletowe pierzyny chmur szablą po pradziadku. Pierze sypało się na wszystkie strony, a gdzieniegdzie tworzyły się nawet zaspy, przez które brnął wygłodniały cousin Alphonse przeklinając z cicha i wytwornie po francusku.
– Qrczę pieczone w pysk! – zawarczała ponuro Gloria, kiedy bezczelne chmurzysko wepchnęło się przez otwarte okienko do pracowni i usiłowało ją zająć, przez co nastąpiła nieznośna ciasnota mieszkaniowa.
– Merde! – tyle tylko zdążyła dodać, kiedy chmura przydusiła ją do ściany i zakneblowała fioletową pierzyną. Na szczęście kolekcja broni hrabiego wisiały dosłownie w każdym kącie. Gloria z pewnym trudem zdjęła ze sciany pistolet skałkowy, podsypała prochu i z prawdziwą satysfakcją zaczęła ostrzał.
@simga
“Oj, wystarczy! Ale jaka to była piękna katastrofa:)))”
Ja tam powiem tak. Tak to właśnie kończą notki z Leninem w tytule i wierszykami cyrylicą śpiewanymi, tworzone i komentowane przez Polaków – patriotów, ot co! :-)))
Więc niech to będzie przestroga dla wszystkich antypolskich pajaców, ot tak! :-)))
Mme była zajęt. Haftem krzyżykowym wyszywała na kuchennej, lnianej ścierce złotą myśl do powieszenia nad półką ze statkami kuchennymi. Szło jej wolno, ale była zawzięta. Szło to tak:
Melba z bananem –
Podejściem wyszukanem;
Sto gram z grzybkiem –
szybkiem.
Na razie była przy grzybku.
Czarną polewką –
jak w łeb konewką!
Ruskie pierogi
to wariant ubogi
Gryzelda oglądała (w sprawozdaniach) norki i dołki (dunki). W międzyczasie dokonała sprostowania. Nie, pasów słuckich i innych zabytków ona NIE zjada. Zjadać, to ona zjadałaby chętnie owe stufki, gdyby nie fakt, że po nadgryzieniu, każdą stufkę zabierano jej sprzed pyska i wybrakowaną puszczano w obieg. (Czy to stąd pochodzi inflacja??).
W jeszcze bardziej między-czasie słuchała piosenki, której fragmenty jak nic pasowały Delfinnowi – “Gentil dolphin (…) je suis triste” (czy jak to się pisze). Znaczy, miły delfinie, smuto mi, żeśmy się jakosi nie dogadali na poprzednich jajach. Ale co tam. Piosenka ładna, tekst chyba nie jakiś głupi (o ile rozumiem tych parę słówek).
Dla Oza Mirelle Mathieu śpiewała “Santa Maria de la mer” (i okolic).
W równoległym międzyczasie delfina katowała otoczenie powtórzeniami “si jetais president”. Brak powtórzeń skutkował pianą na ustach. Otoczenie znosiło powtórzenia, bo a nuż… W każdym razie niepiśmienna istota nie będzie popełniała ortów, a to już są jakieś kwalifikacje.
Chmury zostały przepędzone okrzykiem bojowym dobytym z niesmarowanych osi wózka opancerzonego. Tam, gdzie nie stało zasięgu owej broni, radzimy udać się z korną prośbą do Oza o jego słynne dmuchnięcie meteorologiczne.
Coś pominęłam?
Smarkata delfina śpiewała w duecie z tapirem “Si jetais president”. Bardzo im to ładnie wychodziło, do tego stopnia, że tapir nawet przemyśliwał, czy by nie podzielić się z nią władzą. Szczególnie że wciąż bardzo miło wspominal inną smarkatą, z którą rozumieli się jak dwie łyse kobyły.
nie chce mi się zdjęcie wkleić.Hatunku!
http://www.google.pl/search?client=opera&q=tapir+girl&oe=utf-8&channel=suggest&um=1&ie=UTF-8&hl=pl&tbm=isch&source=og&sa=N&tab=wi&ei=ihodUdSoN9D64QTD7IAQ&biw=1280&bih=739&sei=lBodUcXGA8KL4ATb3oCwDQ#imgrc=cf4T0li5bxVUgM%3A%3BzdV4ZcVjJN5VDM%3Bhttp%253A%252F%252F25.media.tumblr.com%252Ftumblr_lkfpb5Qyy51qjb79co1_500.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.tassava.com%252Fblowing-and-drifting%252F2011%252F04%252F30%252Ftapir-story%252F%3B500%3B500
Mam to samo kochana. Po prostu krępuję się. Nawet zwykła qrwa nie przechodzi, bo jakoś straszna. Więc gdzie nasza słynna niepohamowana ekspresja?
Ps. To my som artyści? Ę?
Sprostowania:
1. Wkleiło się, wkleiło. Bez obaw:).
2. No tyko ino nie “smarkata”. Otóż, proszę ja Ciebie, delfina bańki puszcza pysiem (nie nosem), więc jest de facto i de iure(?) zaplutym karłem reakcji a nie “smakraczem” ;)
3. Pierwsza reakja rodziny na widok w/w zdjęcia to było chóralny okrzyk “Hania?? Ewcia?! Tadzinek???” :)
Tapir, tapir! Zdjęcie bomba! Chałwa! (Może nawet kakaowa??)
Przestań pisać kodem. Już po godzinach pracy. Wychodzisz z biura, przestajesz używać języka tajnych służb. Chyba, żeś współczesna Mata.
To założenie, że damski szpieg musi być półgoły, to musi być ta sama szkoła myślenia, która w neoklasycyzmie kazała malować rycerza gołego, ale z mieczem i w hełmie;)
Mieszkała u nas w kamienicy panna Julia, platynowłosa piękność wzrostu około 1,50 m.
Chodziła do pobliskiego fryzjera pana Józia i ten stawiał jej tak wysokiego tapira, że mogła wstawiać sobie w dowodzie
wzrost: średni.
Złośliwe sąsiadki twierdziły, że nadzieniem owego tapira była tetra lub deficytowy papier toaletowy.
Nie umiem wykasować tych szpiegowskich szyfrów i dodatkowego zdjęcia;( Sorry, Winnetou.
Drogi Novusie na Jajach.be,
“Nawiasem mówiąc trochę strach odwracać się do niego tyłem, a już na pewno mężczyzna musi się wystrzegać wiązania sznurówek przy tej pannie.”
– jeszcze należy uważać pod prysznicem, by nie schylać się po spadające mydło. Tak uczą w wojsku, jak słyszałam.
We Włoszech mieli w ichnim parlamencie “Cycatkę” łonego czasu. Potem Boskiego Silvio. No to my mamy “Fiutatkę” i Biedronia. I zapewne jeszcze wiele przed nami.
To my som artyści? Ę?
OZu, no my som! Artyści y lytraci, ofkors.
Ostatnio widziałam ogłoszenie na fryzjerze damsko-męskim: sprzedaż wypełnień koków! Aż mnie mrozi na samą myśl, jak to cóś może wyglądać.
Tadziu, za tamtych czasów n i e b y ł o takiego kretyna,żeby bezcennego papieru toaletowego używal do sztukowania tapiru.
Od momentu, parę lat temu, gdy Gloria zdecydowała się hodować sekwoję w doniczce, w chałupie zaczęło robić się dosyć ciasno. Sekwoja zdecydowanie zajmowała coraz to nowe obszary.
Ostatnio dorobiła się swojego własnego dzięcioła, miłego pyzia stukacza, który powoli ale skutecznie wpędzał hrabinię w mroki szaleństwa.
Kocice jednak były zachwycone. Mogły sobie poskakać, poocierać się o korę, powibrować i pomędlić.
Wojciechowa używała uschnięte konary do podpałki, a kuzyn rył kozikiem na korze serca z napisem =Kocham cię Marian=.
Można powiedzieć – sekwoja sie zadomowiła.
Ewuś! Nie kasuj! Tapirów nigdy za wiele! Się nie przejmuj. Niech AsAsadow się przejmuje.
O! Mam:
Kto się przejmuje
temu się nie rymuje.
Na serwetkę, krzyżykami, poproszę.
OZu, znajomi mieli sukę imieniem Marian.
Nieeee!
Gołego ale z mieczem iw hełmie?
Może to miało jakieś znaczenie symboliczne?
No Szanowna Pani, czy sądzić Pani może, że JA z mężczyzną mógłbym wejść pod prysznic:))))
A już z takim babo-chłopem jak ten polityk od Palniętegokota, to wręcz jest sado-masochizm i perwersja najwyższej klasy!!!!!
Nie, nie i jeszcze raz N I E !!!!!
Dlatego też trzeba również bacznie uważać w miejscach intymnych oraz podczas wiązania sznurówek na podejrzanie zachowujące się i wyglądające kobiety.
Cnota to wartość nadrzędna:))))
Pozdrawiam:)
Tadziu i Ewuś:
w owych czasach papier toaletowy szary służył do wypełniania miejsca po schabowych, jak wiemy.
Ewuś należy do ścisssłego kierownictwa i możenam spuścić manto.
Nie poraz pierwszy z resztą. Musi mieć bardzo świerzbiącą renke.
No i była to podstawa jakże lubianej i popularnej pasztetowej (nie mylić z bufetową z Warszawy).
Zaraz, zaraz suka Marian? Może Jan Marian Kita?
Nieee, bo chyba byłby to raczej lis, brat Lisa Witalisa i Pchły Szachrajki, która żyła w konkubinacie ze Sroką co zamiatała nogą, ale to postać już z innej (nowoczesnej) bajki.
A propos brzydkich słów i smarkatych panienek z dobrego domu przypomniała mi się historia z życia. Z epoki.
Córeczka przyjaciół, słodkie, grzeczne maleństwo, zaczęła ucześzczać do przedszkola – już wtedy bowiem z mocą zaznaczano, że dziecku do szczęścia niezbędna jest socjalizacja w gronie rówieśniczym,a rodzice małej jedynaczki nie chcieli zaniedbać tak ważnego punktu w wychowaniu.
No i zaraz chyba pierwszego, albo drugiego dnia wracają z małą po odebraniu jej z przedszkola. Winda okazała się być zepsutą, więc na ósme piętro drałowali na piechotę. No i w jakiejś chwili słyszą, że córeczka coś pod nosem sobie mamrocze. Natęzyli słuch i usłyszeli, że z usteczek jak wiśnie z każdym wysilonym krokiem pada:”Kulwa!, Kulwa!, Kulwa!”
KOSSOBORku, ty wiesz najlepiej, poza Józkiem naturalnie, czym wypełniała Woyciechowa (nie pomyłka, bo Wojciechowa zmieniła pisownię po lekturze Tryndowatej) swoje osobiste schaby?
Donoszę, że wśród znajomych kawał o sposobie zdemaskowania Sztyrlica przez Gestapo za pomocą łyżeczki w herbacie zrobił furorę.
Przedszkole nauczyło między innymi handlu wymiennego. Walutą była pomarańczowa pasta do zębów. Jak na dzisiaj, to raczej paskudna była, lecz wówczas była prekursorem oranżady w proszku. No towar luksusowy i deficytowy.
AdNovum
Posted Luty 14, 2013 at 7:00 PM
Ad Novum wiązał sznurówkę oglądając się nerwowo na boki. Wokół było tyle kobiet – jak to w damskiej toalecie – że aż strach! I połowa mówiła bas barytonem! A jedna akurat goliła brodę! Zaś druga mówiła do trzeciej, żeby jej poprawiła sztuczny biust, bo się przesunął! Czwarta poprawiała pończochę na masywnym udzie, a piąta robiła sobie tapira na peruce. Ad Novum zebrał resztkę sił i dal nogę.
jazgdyni
Posted Luty 14, 2013 at 7:21 PM
Pamiętam smak pasty pomarańczowej do zębów! O-hyd-ny!;)))
jazgdyni
Posted Luty 14, 2013 at 7:05 PM
Do jakiego ścisłego kierownictwa ja należę??? Znowu cóś przeoczyłam;(
Ale manto moge spuścić, a co mi tam!
“Cnota to wartość nadrzędna:))))”
A INTW IMHO IBF aka Iza /Tadziu, pochwal mnie za opanowanie tej waszej cholernej nowoangolskointernetowej mowy! Pięć minut to pisałam z wywieszonym językiem!/ pisała za czasów Nowego Ekranu, że “cnota to permanentny brak okazji”, psze Pana. ;)
No i jak Pan nas tu odwiedził, to zapraszamy serdecznie! Jeno my tu syćkie do siebie gadamy na “peh ty” /ooo, to znowu autorstwo Izy Nieśmiałej Takiej Więcej/ więc niniejszym chrzczę Cię imieniem Novus i tak proszę trzymać!
Zobaczysz, Novusie, co to się z ludźmi wyrabia, jak sobie porządnie porobią jaja! Tadzinek – niebożę blond – zaczynał subtelnie, nieśmiało, a tera??!!! Wystaw sobie, “wypiehdzielać” pisze!!! Hohhoh i w ogóle!
A ta Mme co wyprawia! Kompletnie się zdephawowała! No fakt, troszki nad tym pracowalim, ale z jakim sukcesem! OZu i Gloria byli zdeprawowani w powiciu, więc nie było sprawy. AsAsadow i Delfinn, Ojcowie Nabożni, tutaj dokazują jak niegrzeczne bachorki.
A wszystko to po to, “by żyło się lepiej”, z przeproszeniem.
– Więc, Novusie, do hoboty!!! – wrzasnęła Gloria, przebijając masajską dzidą kolejną fioletową poduchę. – Wojciechowo! Phoszę dostawić filiżankę dla naszego nowego kolegi.
– Kiedy ta kobyła znowu wychlała całą herbatę, proszę pani! – odkrzyknęła Wierna sługa z kuchni.
– Wojciechowa tu przyjdzie i weźmie liptona. Phawdziwego – dodała Hrabina, gdyż w swojej wieży miała zatajniaczone zapasy na nieoczekiwane sytuacje.
Zapasy kupowane od pływających, naturalnie.
Każdy wtedy takie miał. Chyba że nie miał.
Zdesperowany ruskimi w barze “Biały Ruczaj” cher cousin Alphonse już z daleka wyczuł zapach prawdziwej, angolskiej herbaty, przeto przyspieszył kroku, wparował na żurfiks i rozepchnął się na otomanie między półzadkiem Irene i całymzdakiem Gryzeldy.
Gdy jeszcze powracający z zagranicy nasz legendarny ooO przyniósł prawdziwe, kubańskie cygara z przemytu – szczęście zgromadzonych gości było całkowite.
Gryzelda z urzędu i siłą rzeczy obgryzała kapturki /cygar/.
Żurfiks zapowiadał się więc nadzwyczajnie.
Wszystko by było na miejscu, gdyby sigmy opis jak ulał nie pasował do tego co się dziej obecnie w MĘSKICH TOALETACH NA TERENIE SEJMU suwerennej III RP:(
Tak więc moja uwaga o uważaniu na to co się wokół mężczyzny dziej i stać może, nie jest wymysłem urojeń:)))))
W damskich zaś toaletach (oczywiście mam na myśli toalety w naszym Narodowym Cyrku kochanym zwanym dla nie poznaki sejmem) sytuacja może być zgoła odwrotna, ale w takiej sytuacji nie mam właściwych kompetencji co doradzić kobietą jak się mają zachować, czego unikać i jak się nie nachylać:))))
Pozdrawiam.
Jeszcze do tej pory nie mogę dojść do siebie ze śmiechu:))))))))
Z tą socjalizacją, to mnie nikt nigdy (tj. żaden zwolennik owej “socjalizacji w gronie rówieśniczym”) nie odpowiedział na jedno proste pytanie. Pytanie brzmiało i brzmi: czemu owa socjalizacja ma przebiegać w gronie akurat rówieśniczym? Wszak w społeczeństwie funkcjonujemy w gronie/grupie osób w różnym wieku.
Co więcej, ostatnio zwracanie uwagi na wiek (no, ta część pytania nie powstawała za komuny) to ageizm, czyli be i fuj i nietolerancyjność (nie poprawiać, błąd zamierzony w celu stylizacji językowej ala jasnogród).
No więc jak to jest z owym obowiązkiem socjalizacji w gronie akurat rówieśniczym. Co z innymi gronami?
Ale, Ewuś! Pasta pomarańczowa była obiektem westchnień wobec konieczności używania pasty nivea. No i należało zwracać zużyte tubki z aluminium w kiosku ruchu.
Pasta nivea znakomicie służyła do bielenia tenisówek.
Nie wiedziałem, że my takie nieśmiałe są, ale dzisiejszy żurfiks spowodował, że towarzystwo wyraźnie się ożywiło. Ciekawe, czy dzisiaj będzie, jak za dawnych czasów, interwencja służb porządkowych. Wpieriod!
Nie wiem jak mam teraz z wdzięczności mi okazanej zachować się, aby sprostać temu co prostym nie jest i siłą grawitacji być nie może?
Mój kark uniżenie zgięty przed Imić Paniami i Szanownymi Panami, przypomina w tej chwili chińską literkę S, tak mocno się w ukłonach niskich acz trudnych dla mych kości do zniesienia, z wdzięczności oczywiście za przyjęcie uniżonego sługi w wysokie-ale gościnne- progi Waszych Waszmości!
Za liptona oczywiście dziękuję, ale uprzedzam iolainie, że przy tem piciu tak wytwornych trunków siorbnąć mi się zdarzy, a czasami i…..beknąć głośno, acz staram się zawsze skromie to ukryć za używaną za długo chusteczką, a jak jej w ten czas nie posiadam to dłonią ustala skromie zasłaniam. Aby uszu dam wrażliwych nie doszły te głuche i prostackie dźwięki:)
Dziękuję i Pozdrawiam:)
Szczypiąca mentolem pasta do zębów to była nobilitacja i awans do świata dorosłych, później szły inne używki.
Dobrym wprowadzeniem był szampon marki Ewa Łódź, który wprawdzie nie powodował wypadania włosów, ale zawzięcie szczypał w oczy i wytrawiał skórę, dzięki czemu nie było mowy o łojotoku, łupieżu i innych plagach doby obecnej.
Czyż musimy tu dodawać, że Novus zbliżał się na żurfiks do Hrabiny ściśle przy ścianie? Gdy wierna sługa, Woyciechowa otworzyła mu drzwi i chciała wprowadzić gościa do salonu, dla bezpieczeństwa usiłował puścić ją przodem.
– Nie ma u nas takich obyczajów, proszę pana – oburzyła się Woyciechowa, poprawiając podejrzanie wypchane schaby.
To dało Novusowi do myślenia…………
Wszedłszy do salonu, Novus najpierw zgiął się w literę eS, a następnie w Wu.
Nie wiedział, co czyni, bowiem cher cousin Alphonse gwałtownie zamrugał oczkami, tracąc natychmiast swoje /sztuczne, przyznajmy/ zainteresowanie półzadkiem Irene i całymzadkiem Gryzeldy.
Hrabina, widząc, co się święci, zareagowała natychmiast:
– Dhogi Fąsiu, phoszę przynieść z piwniczki ze dwie butelki barolo.
– Trzy! – nie wytrzymał znany żarłacz ooO.
Gloria westchnęła:
– Dobha. Trzy. I możesz tam nieco dłużej posiedzieć, by opanować niezdhowe emocje, mój dhogi!
Cher cousin Alphonse wiedział, że z Glorią nie ma żartów, ale przecież po drodze do piwniczki zameczku była kuchnia Woyciechowej!!! Rączo więc ruszył po wino, zapominając o niezdrowych emocjach.
Cóż, wszystko ma swój czas… A zapachy, dobiegające z kuchni doprawdy mieszały mu zmysły.
A te służby porządkowe to z Circułu?
Iza się pojawiłaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
Gdzie się pojawiła IZA??? Nigdzie Jej nie widzę;(
AdNovum
Posted Luty 14, 2013 at 7:54 PM
Być to może, ze uznasz to za bezecną próbę zdekonspirowania Twojej anonimowości, ale może jednak zapodasz jakieś imię, pod którym będziesz się dalej ukrywał?:)
Bo Novus brzmi nieco sztywnie;(
To taka moja nieobowiązująca propozycja, aby nam się lepiej na jajach żyło;)
bez kropki
Posted Luty 14, 2013 at 7:49 PM
w gronie nie-rówieśniczym nie da się zsocjalizowac, a jeśli nawet jest to nieprawda, to taka socjalizacja się nie liczy wobec przodującego ustroju!
Z innych takich rzeczy:
Jak dziś pamiętam, jak mi znajoma ciotka Stalina kazała się samorealizować w wybranym zawodzie! Mało nie zemglałam. Takich chwil się nie zapomina;(
Po wypiciu barolo Nowus zgiął się w literę Ż, po czym z wigorem zaczął emablować Irene, czemu ze zgryzotą przyglądał się cher cousin Alphonse. Ale też przyznać trzeba, że Irene – odświeżona popołudniową drzemką i pobytem w spa – wyglądała dziś prześlicznie! Sierść na niej lśniła jak jedwab, w wypolerowanych kopytkach można się było przejrzeć, a nowy czapraczek w misie-ptysie po prostu rozczulał.
– Taaa, wszyscy rozczulają się kopytkami tej kobyły, a o moich tipsach nikt już nie pamięta – marudził ululany dzik, grzebiąc w błocie wokół zameczku w poszukiwaniu swych zgubionych onegdaj walorów.
Niezbyt wyraźnie, ale jednakowoż zbliżała się bowiem wiosna i ze stawu z wiadomą o’pieńką pozostało tylko błoto. Błoto, jak wiemy, bardzo odpowiadało ululanemu dzikowi. Postanowił, że potraktuje je jak spa.
Właśnie jest w trakcie traktowania.
Tadzinek siedział w piaskownicy. Było ciemno, tylko w oknach zameczku paliły się wszystkie światła, bo przecież dzisiaj był żurfix.
Tadzinek nie mógł pójść, bo nie dotarł jeszcze do pełnoletności, a babcia nie pozwalała popijać nic z procentami po trzynastej, ani palić czegoś co zawiera nikotynę.
Było mu bardzo smutno, bo zniknęła z narożnika piaskownicy zimna fuzja.
Zajrzał w krzaki, ale nie było nikogo, nawet Sztyrlic miał wychodne.
Januszek miał szlaban, a bezjedynkówny były na lekcjach dobrych manier u Mme Sans-Gene.
Tadzinek czuł się jak dziewczynka z zapałkami, bo życie sobie biegło, ale bez jego udziału. Zapałki go natchnęły i postanowił zaznaczyć swoją obecność w tym zimnym i obojętnym oraz ciemnym świecie. Postanowił podpalić zameczek. Przeszukał dokładnie kieszenie, ale zapałek nie było. Przypomniał sobie, że dał je Januszkowi do odpalania kubańskiego cygara.
W taki oto sposób zaznaczenie Tadzinkowej obecności spaliło na panewce.
Madame Sans-Gene to słynna praczka…
Więc już wiadomo, dlaczego Gloria używa tych różnych wyrazów, powszechnie uważanych za?
Januszek ma zawsze szlaban, wiadomo.
A co do naszego blondaska, to mamy problem. Naprawdę! Bowiem właściwie każdy tutaj występuje w kilku wcieleniach; taka Ewuś, dajmy na to – jest i Mme Silvanne i Ewcia. Etc.. A Tadzinek nam się z dorosłości wywinął, psia krwia. Nie mamy punktu zaczepienia, Tadziu! A jak wiesz doskonale – wprost uwielbiamy mieć punkty zaczepienia, których najwdzięczniejszą ofiarą pada nasz OZu /ooo, OZu ma kilka wcieleń i wprost nieskończoną ilość punktów zaczepienia!/.
Tak więc należy wymyślić Pana Tadeusza, nie zwracając uwagi na trzynastozgłoskowca. Pan Tadeus. Panta Deus – jak napisał Andrzej Chojecki w swoim eseju, no ale potem się powiesił. Naprawdę. Więc raczej inny trop proponuję. Nie dajesz nam punktu zaczepienia, Tadziu! Co powtarzam.
A wyobraź sobie, że myślałam o tym podczas żurfiksu! Że nie mamy Tadzinka na onym. Ale przez wzgląd na dwuznaczne sytuacje z cher cousin’em Alphonse i nowym kolegą Novusem – nie mogłam wciągać w to dzieci!!! Sam Pan rozumisz.
Myślta ludziska nad formą dojrzałą małego blondaska o zabójczych inklinacjach.
W każdym razie Gloria powiedziała:
– Woyciechowo, proszę pójść do piaskownicy, zanieść Tadzinkowi komplet świeżych chusteczek do noska, dać dhopsy i w ogóle. Jak się ogahnie co do fohmy dojrzałej – niechaj tu przybywa.
Może dorosły Tadzinek ma mieć rys Hannibala Lectera? Lubi móżdżek, niekoniecznie cielęcy, i docenia piękno wewnętrzne, tj. zdrowe nerki, takież serce, tudzież wątróbkę.
http://www.fil.ug.edu.pl/upload/files/721/aktualnosciwizytykronika.pdf
http://gdansk.naszemiasto.pl/archiwum/53765,pozegnania-andrzej-chojecki,id,t.html
To był niesamowity facet. Okropny, ale niezwykły. Zazwyczaj spotkałam go rano, leżącego na trawniku u sąsiadki, gdy domagał się kawy i rozmowy.
Praczka, praczką, ale była to księzna Gdańska.
Te różnorakie doniesienia na temat czapraczków w misie pysie, gąski balbinki i pczółki maje skłoniły mnie do poszukiwań. Niestety tylko standard. Najbardziej ekstrawagancki ototu:
Oto moja propozycja – Oz rzekł, jak dzik.
Tadzinek przeistoczył się w jakże popularnego Teda. Nie nie, to nie był TEN Ted – Ted Bundy
http://en.wikipedia.org/wiki/Ted_Bundy
To był NASZ Ted. Znacznie bardziej kolorowy i mniej ponury niż jego amerykański kolega.
Jak wiemy, Ted-Tadzinek już w piaskownicy miał inklinacje. Mogliby o tym poświadczyć jego babcia i dziadek, którzy szczęśliwie uszli z życiem mimo właściwie nieustających zamachów. Ale młodziutki wówczas Tadzinek nieustannie się doskonalił.
W licealnej młodości, gdy w jego miasteczku rozprzestrzeniła się plaga bikniaryzmu i kolorowych skarpet, Ted przebił ich wszystkich, tak, że szczeny im poopadały, po prostu nie nosząc żadnych skarpet do obuwia. Myślał też o onucach, lecz w końcu uznał, że to jest zbyt wulgarne.
Potem już było tylko lepiej i bardziej rozrywkowo. To gdzieś spłonęła aula, czy też wybuchła, gdy student Ted nie otrzymał wyjściówki. Mając na pieńku z PKO, które jakoś nie potrafiło się wywiązać ze wzrostu oszczędności, z dymem poszła słynna rotunda u zbiegu Marszałkowskiej i Alei. Liczne powodzie były protestem Teda przeciwko tłamszeniu delfinów, o czym może poświadczyć kolega Delfinn. Samoloty spadały, kataklizmy nawiedzały, a Ted doskonalił się w sposób doskonały. Był kompletnie anonimowy. Czasami dla zabawy urządzał sobie cyrki i prowokacje. Jak na przykład wysadzenie Sejmu, z jego ulubionym posłem Niesiołowskim, przy pomocy 3 ton nawozów zrzuconych z wypuszczonych 10 000 baloników, przelatujących nad tą wiejską konstrukcją.
O Tedzie jeszcze nie raz się domyślimy, bo nie usłyszymy, jako, że wspomniałem, jest on absolutnie anonimowy.
A najgłębszą tajemnicą jest jego kontakt z agentem 0:o, gdy czasami trzeba wypełnić jakieś zadania Królowej, albo szejka Kahlila.
A czemu to tenże facet nie kładł się u ciebie na trawniku i domagał się kawy i rozmowy?
Byłaś nietowarzyska? Gardziłaś nim i on tą pogardę wyczuwał? Ę?
Miły facio? Uśmiechnięty przystojniaczek.
To amerykański kumpel Tadzinka, seryjny morderca i gwałciciel Ted Bundy
Bo to był kolega mojej sąsiadki. U mnie po trawnikach buszowały dwa dogi, kompletnie bez szacunku dla uczonej – choć zwariowanej – głowy. Zwłaszcza rozciągniętej na trawie.
chcialem tylko ++, oviparia nie tylko kury czy ogolenie ptaki ale tez gady, ryby bezkregowce. ciekawosta – ze ssakow tylko dziobaki (to w ogole jest cudak a nie zwierz) i kolczatki. l8er
No tak,dwa dogi mogą zniechęcić. Wyglądają diabolicznie, choć to głupiutkie i milutkie stworzątka.
zy oviparia mają coś wspólnego z naszym znajomym Oparą?
oviparia – jajorodnosc, viviparia – zyworodnosc. przypomnialo mi sie bo przeciez tutaj o jajach mowimy… chociaz nie wiem… moze i bzdyklacze sa vivparyczne? ale co wtedy jest w jaju i po co ono?
Bzdyklacze są oviviviparyczne, proszpana. Zula, ta smarkata, córka Irene i…, no cóż – o ojcostwo jest podejrzewany cher cousin Alphonse… – a więc Zula, jak pamiętam, wykluła się z jaja.
Co nie, Ewuś?
z jaja – pamietam i po stole ganiala czy po regalach. oviviviviviviparyczne – niech bedzie, jajajajozyworodne – po naszemu
Delfin – bzdura
KOSSOBOR – BZDURA
Bzdyklacze rozmnażają się przez pączkowanie i tchnienie wiatru północnego!!!
Tym niemniej bzdyklacze nie są torbaczami, co to, to nie.
Do gadów, płazów, czy ryb też są mało podobne.
Do ptaków? No jeżeli założyć, że ptaki są efektem ewolucji dinozaurów – to może to być.
Czyli wracamy do starego, dobrego pterodaktyla, pradziadunia naszej Zuli.
Ostatnio widziany w jaskini pod Wawelem.
Skarbie, co Ty ze sobą przywiozłeś i tera wąchasz/palisz/wciągasz cy cós, że Ci pamięć odebrało? Zula wukluła się z jaja! Niech no tylko Ewuś przyjdzie, to Ci pamięć zara wróci!
Pod Wawelem. W tańcu z dziewicami.
jazgdyni
Posted Luty 15, 2013 at 3:52 PM
Jakie tchnienie wiatru północnego?! Jakie pączkowanie? Ty się lepiej połóz, weź aspirynkę, zmierz temperaturę, zimny kompresik na czółko, okłady z kota, herbata z malinami – i do jutra na pewno będzie lepiej:)
Jak dziś pamiętam. Jajo wysiadywała bzdyklacz w chałupie na zapiecku, ale akurat kiedy aby na chwilę zlazła z zapiecka, żeby się napić herbatki, jajo spadło i wykluła się Zula. A Irene na ten widok zemglała.
Ozu nie wcinaj prosze bo komenty uciekaja znowu do gory i potem trza latac po jajach i szyukac, odpowiadaj na dole zeby splywalo inaczej znow cos popsujemy! ad rem – jaki wiatr, jakie paczakowanie? przez spadochrony, jak mowisz, to mniszek lekarski co najwzyej i w ogole rosliny raczej.
No własnie, OZu, słuchaj Delfinna – rośliny inaczej, ludzie inaczej i bzdyklacze też. I nie próbuj na złość pączkować!
Bo OZu się wszystko kojarzy – np. pączkowanie z tłustym czwartkiem, gdy siedział u norków i tam żadnego tłustego czwartku, ani tym bardziej pączków nie było! Jeno śledzie na słodko i chrupkie pieczywo.
Och wy szalbierze nieskromni!
Obżarci pączkami i posypani popiołem z piołunem.
To ja po antypodach zadaje honoru, a oni cip, cip Ozu grzecznie pod ławeczkę. Niedoczekanie!
Pączkowanie bzdyklaczy jest elementem gry miłosnej (vide – ten kuzyn). Gdy już powstanie wzajemna akceptacja i uniesienie osiągnie apogeum, to następuje spokojne wypalenie papierosów. Nerwy i emocje należy trzymać na wodzy. A Irene zna się na wodzach jak nikt dookoła. Skipowanie petów (obustronne) jest sygnałem do puszczenia tam. Love is in the air! Śpiewa kuzyn, co ma znaczenie dwuznaczne, bo jest to słynny hymn gejowski, jak ktoś puści bąka.
Dzieci bzdyklaczy rodzą sie przy pomocy akuszerki dyplomowanej ze specjalizacją bzdyklaczową. Czasami jest to osobnik (ten co sie rodzi, nie akuszerka), który oznajmia – How do you do – a czasami opalizujace na różowo jajo.
Tchnienie wiatru północnego odgrywa rolę tradycyjnego klapsa, gdy ryk się nie rozlega w oczekiwanym momencie.
Tak generalnie to ja sie wam dziwię. Mimo takiego długiego obcowania z bzdyklaczami przyjęliście za pewnik, ze te subtelne istoty muszą mieć system rozrodu dopasowany do waszych wulgarnych schematów.
One są ponadto i jeszcze wyżej.
Jak na komendę tapir i dzik wyciagneli skrypty pracy doktorskiej Mdame ” Szczudełkowatosć postaci labilnych” i zagłębili się w treści.
Od czasu gdy Helmut http://www.parisjazzcorner.com/en/couvs_g/085247.jpg
przytulił małego Januszka, z siłą wodospadu poczęła w nim /Januszku aka OZu w latach późniejszych – czyli teraźniejszych/ narastać predylekcja do wyższych uczuć romantycznych, zwłaszcza, gdy wiał wiatr północny. Natomiast gdy wiał wiatr południowy, a już specjalnie gdy wiało z południowego zachodu, pędził do kuchni, by skomponować ekstra kanapiki z rozmaitościami w stylu włoskim. Nie zapominał przy tym o occie balsamicznym, naturalnie. Barolo niestety wciągnęła Frau podczas długich rejsów strzeleckich OZa. A co niby miała robić?!
OZu! Znowu się nie wkleiło!!!
http://www.parisjazzcorner.com/en/couvs_g/085247.jpg
O! Wkleiło się!!!
OZu, jak będziesz takie niestworzone historie zmyślał, to sie w końcu pradziadunio naszej Zuli obudzi w tej norze pod tym Wawelem, wściekle ryknie, zionie ogniem z pyska, przeleci tych kilkaset kilometrów jak wicher nb.północny i Cię zeżre. Bo on nie lubi, żeby go mylić z jakimś pączkowaniem.
Po powrocie z Tatr, gdzie się świetnie bawiła, u małej Zuli zaczęły się pojawiać jakieś niezwykłe objawy. Irene spoglądała na córkę z niepokojem, ale tłumaczyła to sobie, jako typowy syndrom wzrastania. Tym niemniej kiedy Zula przyleciała z kwikiem skarżąc się, ze ją plecy swędzą za łopatkami i ona tego nie wytrzyma, Irene poczuła się zaniepokojona. Na plecach smarkuli pojawiły się dwa wzgórki, które rosły z dnia na dzień! Nie minął tydzień, kiedy wykluły się skrzydełka. To Zulę rozbawiło. Jak najczęściej chadzała na miasto, żeby w szybach wystawowych oglądać swoją nową ozdobę. Jeszcze chętniej chadzała z matką do Glorii, gdzie cały czas spędzała mizdrząc się w wielkim tremie. A skrzydła rosły i rosły.
O już przyleciał!
http://www.parisjazzcorner.com/en/couvs_g/085247.jpg
Gdy cher cousin Alphonse zobaczył Zulowe skrzydełka w rozkwicie, odetchnął z ulgą: NIE JEGO TO DZIECIĘ!!!
Irene miała minę dwuznaczną i szybko skupiła się na kopytkach, rozentalu /pięćdziesiątej już filiżance dzisiejszego wieczoru/, oraz swoim nowym czapraczku w różowe smoki.
Tymczasem Gloria, pozostawiając jak zwykle gości samym sobie i Woyciechowej, latającej z wiadrami herbaty, udała się do wieży, gdzie postanowiła dokonać jedynej prawdziwej transmutacji, ergo: zamiany deski na złoto. A nawet na coś cenniejszego od złota, bo jak wiemy: ars auro prior.
Ach, gdybyż wiedziała, że krokiem kluczącym zbliża się do zameczku TedyBomber! Dla niepoznaki postawił resztki blond włosków na irokeza, założył długi, jasny trencz i co chwilę oglądał się za siebie, celem sprawdzenia, czy nie jest śledzony. Nie był! Odetchnął więc z wyraźną ulgą i zakołatał do drzwi zameczku, celem uczestnictwa w żurfiksie i spisania przy okazji wszystkich uczestników tych podejrzanych konwentykli. Kto wie? Może kiedyś to się przyda?
Ale nie wiedział, niebożę, że natrafi na godnego przeciwnika! Po otworzeniu drzwi, Woyciechowa wprawnym ruchem przeszukała nowego gościa, wyciągając mu z kieszeni kozik, garotę, zapałki sztormowe i kołonotatnik.
– No, teraz może iść – sapnęła, poprawiając schaby. – Państwo są na górze. Ale już w fazie trzeciej dekadencji – niech się nie przejmuje. U nich to tak zawsze. Dopiero jak robię kolację, to normalnieją.
Gdy TedyBomber wszedł do salonu, wszyscy byli właśnie w trakcie rozmów istotnych na temat ovi et vivi. Królował Delfinn, którego nasz legendarny ooO przytargał w małej wanience. Zaś galwanometr spokojnie odmierzał czas do kolacji.
Q.! Ciągle mi wyskakuje, że “wykryto duplikat komnetu!” Noż, Asie!!! :(((
Tadzinek nawet chętnie wziął udział w dyskusji – nieco tylko zaskoczył interlokutorów szczególowymi danymi na temat wiwisekcji – jak, wiadomo, głodnemu chleb na myśli. Nieco speszony pomyłką wycofał się do okna i cichcem pokierował deszczem meteorytów kierując je precyzyjnie na bimbrownię w okolicy fabryki wzbogacania uranu.
– Ale bedą jaja! – chichotal w mankiet.
– Jaja i ogórcy! – dodał w myślach.
A na wszystko – zasmażka!
– Zasmażka! Tak! – wrzasnęła Woyciechowa i cisnąwszy kolejne wiadro herbaty przed Irene, poleciała do kuchni, gdzie rozczyniła mąkę na maśle, dodała bulionu i tak przygotowaną zasmażką zalała wątróbki na patelni. Wiedziała bowiem, że cher cousin Alphonse niczego bardziej nie nienawidzi, jak zasmażki.
– Ja go dzisiaj urządzę, pieczeniarza! – pomyślała mściwie i zaczęła przygotowywać stół w jadalnym. Na środku stołu postawiła miednicę i otworzyła na oścież okno. Po chwili, świecąc tajemniczym blaskiem, kiszone ogórki same wpadły do miski.
Wojciechowa ledo zdążyła przytaszczyc z kuchni wiadro, kiedy przez okno wpadł strumień i kierując się bezbłędnym instynktem wchlupnął się do wiadra. Wojciechowa flegmatycznie odczekała, aż wiadro się napełni, po czym zamknęła okno, bo już jej uszy wiuwały na wietrze. Teraz już tylko trza było powyjmowac z miednicy i wiadra co większe kawałki meteorytów, co uczyniwszy stanęła we drzwiach i oznajmiła solennie:”Wieczerz podana”.
Helmuś jak żywy! Rudzielec jeden!
Bociany je przynoszą na wiosnę.
Pozdrawiam.
A kto to zacz ta zemglona Irene?
Zresztą one i tak z byle powodu mgleją.
Co nadaje im powabu i odpowiedni poziom zamętu wprowadza w sytuacjach pod bramkowych, czyli wtedy gdy nastaje niewygodny impas.
Pozdrawiam.
Jak mi się wydaje i wynika ze studiów dogłębnie przeprowadzonych nad zwyczajami świata zwierząt, to:
“Rozmnażanie Bzyklaczów następuje za pomocą bzyklaczenia”
Pozdrawiam.
Kiedy goście wkroczyli do sali jadalnej, aże ich cafło. I to już nawet nie zawiesisty a szczypiący w oczy smród samogonu, czy mocny, barowy zapach smażonej wątróbki, ale wystrój stołu, do którego nienawykli sprawił, ze oslupieli. Woyciechowa bowiem wczuła się w sytuację. Miast obrusa, stół zasłała gazetami utyskując, że dostała w kiosku tylko Trybunę Ludu, a powinna być jakaś ruska gazeta. Miast wytwornych kieliszków przy każdym nakryciu stała musztardówka. Z obtłuczonej, emaliowanej miednicy wysypywały się ogórcy kiszone. Zaś królujące na środku stołu w kałuży bimbru wiadro emanowało silną wonią i z lekka świeciło. Gazety przyprószone były z lekka meteorytami, aluminiowe, nieco zdezelowane sztućce rzucone bezładnie na kupę.
Goście dłuższą chwilę przyswajali tę doskonałą martwą naturę, po czym cher cousin Alphonse bohatersko zbliżył się do stołu, pobrał ze sterty widelec bez jednego zęba i wbił go w ogórca.
Ptasznik z Trotylu wczuł się w sytuację do tego stopnia, że wypiwszy musztardówkę samogonu runął na gości z rykiem “Dawaj czasy!”Zapanowała prawdziwie fędesieklowa atmosfera niewymuszonej wesołości.
AdNovum
Posted Luty 16, 2013 at 8:37 AM
“A kto to zacz ta zemglona Irene?”
No jakżeż! Irene to właśnie bzdyklacz; nb.mamusia małej Zuli i wnuczka starego pterodaktyla, smoka wawelskiego.
Tadzio najpierw kombinował, czy by się zebranym gościom spuścić na łeb ryżandola, ale potem poszedł na łatwiznę. Wyszczerbioną chochlą nalewał do musztardówek samogon i z uroczym uśmiechem częstowal wszytskich jak leci. Zaczynało się ściemniac.
Znaczy się, zaczęło się ściemniać uczestnikom libacji na zameczku, bo w naturze nic się nie ściemniało. To dodatek metanolu, jako zaprawka, jak zwykle osłabiał wzrok.
Jeszcze jedna musztardówka i zrobi się zupełnie ciemno. Wtedy starym zwyczajem towarzystwo zacznie sie bawić w ruską ciuciubabkę, na co w szczególności liczył szer kuzyn Fąs.
Bzdyklacz jakoś nie gustowała w wódzie zakąszanej ogórcami, więc tez w przyjęciu uczestniczyła głównie duchowo pokrzepiając się na boku wygrzebanymi z kredensu biszkopcikami. Toteż , kiedy w miednicy z ogórcami zaświtało dno, ona pierwsza je dojrzała, to znaczy dojrzała nie dno, tylko coś czerwonego, sześciennego, prześwitującego przez ogórce. Wiedziona ciekawością podeszła do stołu i unikając zręcznie ciuciubabkowiczów, odsunęła resztę ogórków, aby uzyskać lepszy wgląd. Po czym oczom jej ukazała się ni mniej, ni więcej, ale czarna skrzynka meteorytu czelabińskiego!
Gdy ociemniałe towarzystwo powoli zbliżało sie do pomroczności jasnej, bzdyklacz postanowiła z tapirem rozegrać parę gemów na kortach za warzywniakiem. Irene przyoblekła się w klasyczną, plisowana białą spódniczkę tenisową, a tapir założył dynamówy ala Fibak.
Irene, jako dama serwowała pierwsza w nieparzyste karo. Tapir dobiegł truchcikiem i popisał się returnem wzdłuż linii. Zmusił tym bzdyklacz do przejścia w stępa i do obrony kosmicznym lobem. Piłka zniknęła w oparach kosmosu. Jednakże nie weszła na orbitę, tylko powróciła nad zameczek, ciągnąc za sobą ognistą smugę. Gdy Fąsio to zauważył ryknął nieswoim głosem – Kryć się!!! Znowu nadlatują!
Jednak tapir nadludzkim wysiłkiem woli zdołał odebrać piłkę, po czym zręcznie wyimpasował atutowego króla mimo jego protestów i uwag o obrazie majestatu. Zirytowana Irene wykonała roszadę i zaatakowała z flanki, ale wieża była zbudowana po partacku przez konsorcjum budujące nasze autostrady i się zawaliła grzebiąc pod sobą wszystkich zainteresowanych.
Wyimpasowany atutowy król poszedł na stronę żalić się qrfirstowi. Jak to władcy, mieli wiele wspólnych tematów, ale niestety, jak to też często bywa, gadali o babach.
– Drogie dzieci – zagaił cokolwiek podejrzany typek Zbycho, co zawsze miał kieszenie wypchane cukierkami i był łysy i łysine przykrywał długimi włosami znad lewego ucha. Tadzinek twierdził, że on te włosy przykleja na butapren, bo próbował je oderwać, jak ten raz pochylił się nad chłopcem, by go pogłaskać po ślicznej buzi.
Acha… – Drogie dzieci, co tak smacznie zajadacie, że tak pieknie wyglądacie?
– Irysy, ty …… łysy! Jak zwykle gremialnie odparła bezjedynkowa sitwa.
Wiem, wiem, że się powtarzam. Ale kiedy do cholery będę smakował owoce swoich dzieł. Na cmentarzu?!
Zapewne nie tylko Ty się powtarzasz, spoko. U siebie też to zauważyłam, ale przy tak długiej lytraturze – to nic dziwnego.
Jeszcze nie latam dobrze po Legionie, ale jak chcesz mi pomóc w awatarze – to rozumiem, że pisząc “priv” – miałeś na myśli maila?
Dobrze, tutaj ci krok po kroku, jak cwany agent cwanej hrabini wytłumaczę.
1. Wyguglaj sobie adres gravitar, albo od razu idź tutaj: https://en.gravatar.com/
2. Wprowadź swój e-mail tam gdzie proszą “eneter your email to get started”
i kliknij w zielone pole
3.Poczekaj, aż przyjdzie do ciebie poczta od gravitara na adres, który podałaś.
Jak już poczta przyjdzie to podam dalej co robić (bo teraz nie pamiętam)
CZĘŚĆ DALSZA UZYSKANIA AWATARA
1. Przyszła poczta od gravatara. UWAGA!!! moży być wsadzona do zakładki spamy, poczta niechciana itp – nalezy sprawdzić, jak nie ma w skrzynce odbiorczej.
2. Kliknij na przesłany link i otworzy ci się strona.
3. Uzupełnij puste okienka – sorry nie możesz podać swojej nazwy KOSSOBOR, tylko małe literki i bez znaków, kossobor jest OK
4. Wprowadź hasło, musi być pożądne, długie i nieproste. Inaczej odrzuci.
5.Nie zapomnij kliknąć w maciupcie okienko, że zgadzasz się z ich bla, bla.
6. No i wejdź na =zarejestruj się=
7. Na pulpicie miej już przygotowany ulubiony obrazek, który ciebie Duszko ma przedstawiać.
8. Jak ci powie, zebyś poszukała, otwórz przeglądaj, najedź na ten obrazeczek, kliknij otwórz i juz powinnaś mieć.
No i d.pa! Wszystko zrobiłam i nic!
Kiedy będziesz w okolicach zameczku Glorii? Ratunkuuu!!!
No i popatrz – już nie d.pa! Nic nie hozumiem.
Ale dzięki plus buzi w policzki :)
A mnie ten cały gravitar zawiadomił, że nie może być nick sigma, bo jest już zaklepany. No to co ja mam zrobic;(
Ewuś, kołacz do AsaAsadowa! Nic Ci, niestety, nie potrafie powiedzieć :( Może OZu coś poradzi?
Przed chwilą AdNovum wkleił swój awatar – a przecież nicka miał takiego samego!
Próbuj ponownie.
napisz nick w ten sposób:
sigma1234
i będzie ok!
Pozdrawiam.
Oj ty niecierpliwusko. Oni musieli najpierw sprawdzic, czy przypadkiem się nie podszywasz pod słynna KOSSOBOR.
Nibym zrobiła, jak powiedzieliście i nic! Ja sie tak nie bawię;((( Wszyscy mają awatary, a ja nie! Buuu;((
Sigmuś
zrób tak jak Adaś radzi – nieco przekręć sigma, dodaj bit pod Grunwaldem, albo co. Też to miałem, więc dobrze jest mieć nick nieco egzotyczny. Jak Hańci. Obawiam się, że sigm jest nieco mniej niż alf i omeg, ale wciąż sporo.
Jak już ci awatar przydzieli to powracasz … (cholera, nie jestem pewien).
Ta sigma mi po prostu wynikła z nazwiska pisanego drukowanymi literami – co i raz ktoś je odczytywał jako SIGMA;)
Abo się nie przeżegnałaś. Zapomniałem powiedzieć.
Teraz to zrobiłaś, to i masz, co chciałaś.
Ps. Rany, jakie niecierpliwe – po pół godziny obie do ostrego.
Allleee jaaaaaaja!!!
Hej Hanka – Gdańszczanka!!!!
Czy to prawda, ze twój wódz Budyń, a jakże, wydał sobie komiks (KOMIKS – POJMUJECIE!!!), gdzie jest głównym bohaterem.
Tak oto zapisuje się w historii obok Supermena i Batmana.
Wiedziałaś i nie grzmiałaś???!!!
A tak z ciekawości zapytowywuję, co tak wyczerpująco i namiętnie tworzysz?
Jak epitafium Budynia, to nawet okej.
Wylazłszy wraz z Ewuś z kata ostrego, gdzie zrobiły sobie całkiem wygodne gnizadko, Hancia powiedziała:
– Januszek! A Delfinn mówił, żeby się nie wcinać, bo się znowu pohardcoruje cy cóś! Żeby pisać jak leci.
– Plum, plum, chlast, chlast, bul, bul – potwierdził Butlonosy, otwierając dyskretnie flaszkę w swojej wanience.
Siedząc w koncie ostrym, Hancia wymyśliła, że powiesi lekramę Legionu i zrobiła to tak:
http://kossobor.nowyekran.pl/post/88120,wislawa-albo-czy-mozna-jeszcze-glebiej
Tera, jak już wyszła z konta zobaczyła, że linki do Legionu nie są na nE aktywne! :(((
maziak? nieeee…
To kuń!
Gratulacje :)
Och, żesz pasa na was nie starczy!
Linki nieaktywne???!!! Linki nieaktywne?
Ręki opadaja na te techniczne talenta.
Inspekcja robotniczo-chłopska poszła i dokonała wizji. Oczyyywista. Linki źle wpisane, to i nie działają. Najlepiej takiego linka wpisać samoistnie w osobnej lenijce.
Potem uczyć będziem jak takego linka zastąpić ładnym słowem =tutaj=, =tu= albo =wyp….j tam=
WYSŁAŁEM…DROBIOWY LEGION WSPOMAGAJĄCY…:)))
PLUSZOWY KOGUT CHYBA BĘDZIE NIEZADOWOLONY…
Ale Janusz! Zawsze linki działali i byli aktywni!
Cuda, Panie, cuda.
Działają???
Działają!!!
Sam widziałem.
(Zawsze zostawiaj spację przed http, oraz spację po ostatnim \ lub / )
Asadow
Posted Luty 17, 2013 at 8:02 PM
Masz na myśli mojego awatara? To moja wczesna tkanina – św.Jerzy walczy ze smokiem. Ale weszło tylko 3/4 tkaniny, bo óna jest w prostokąt, a awatar w kwadrat;(
Widzieliście, że karkażur mimo wypieprzenia z nE dalej twierdzi, że jest prezydentem blogosfery? O, qrczę!
BTW mam adres do dobrego psychiatry.
Jesteście bezcenni. Tyle tylko dziś Wam powiem. Wy i pjurnonsens. (Czysty nonsens. Wyprany w ace.). Wasze zdrowie! (Herbatką koperkową. I niech się schowa Irene ze swoim erlgrejem. Choć po prawdzie, to na mnie się ostatnio rzucił ten earl grey – zaraźliwe to jest, czy co? Choć i tak wolę białą a używek jedyną dozwoloną czyli odwrócone kapuczino.)
Oj tam, oj tam psychiatra. Łopatą po łbie nie wystarczy? (Uwaga dla osób trzecich a nawet czwartych – to był wtręt w bzdyklaczowym stylu a nie nawoływanie do wyopatkowania karku żura).
Działają w komencie, a nie działają w notce.
Epitafium Budynia wymyślimy razem, przy dużej wódce. Naturalnie z Tadzinkiem, bo on jest dobry w te klocki jako że od dzieciństwa miał inklinacje wiadome.
Swój portret trumienny już mam od dawna – wiesz, przezorny zawsze ubezpieczony.
A teraz dokonuję jedynej prawdziwej transmutacji, zamieniając starą deskę w złoto – o czym pisałam wyżej gdzieś. Że ars auro prior. Wiesz, wieża zameczku to dziwne i pełne tajemnic miejsce. Dzieją się tam różne rzeczy, sprawy się to gmatwają, to wyjaśniają, oraz hahcują kocuhhy, wiadomo.
Letem na kawcię, kolacyjkę i potem na wieżę. Pa!
Kochana, gdzie Ty się chowasz, kiedy na świecie tyle się dzieje? Kosmici atakują Ruskich, Śpiewak okrada ofiary pedofilii, Niesiołowski cheek to cheek z Giertychem tworzą nową partię, Bundeswehra na spółkę z Mossadem i OMONem będą gwarantować nietykalność naszego nie-rządu. Larum, panie bdziejku grają, a Ty gdziesz giniesz:)
Zaraz tam psychiatra. Każden osobnik pci menskiej ma swoje dziwactwa. To i karkaż ma.
Proste.
@ Grazz
To nie dziwactwa, psze Pani, to nathęctwa!
Oczyma duszy widzę nagrobek karkażura,a na nim napis złotą czcionką: Prezydent wszechświatowej blogosfery. Czy Wam też się wydaje, że facet jest nie tylko pieprznięty, ale i niedowartościowany? Ja tam na 3obieg nie wchodzę, bo się boję wariatów.
Abo się nie przeżegnałaś. Zapomniałem powiedzieć.
Teraz to zrobiłaś, to i masz, co chciałaś.
Ps. Rany, jakie niecierpliwe – po pół godziny obie do ostrego.
bez kropki
Posted Luty 17, 2013 at 9:16 PM
Łopatka to tylko dla swoich. Obcych ew. możemy odstrzelić z procy. Albo poszczuć Sztyrlicem.
@ Grazz
Casus karkażura to klasyczna paranoja z elementami manii wielkości. Dawnie swiat pełen był Napoleonów, ksiezniczek Anastazji itp. istot, ale to już passe – teraz szpitale psychiatryczne wypełnione są po brzegi prezydentami.
Widzę taką salę szpitalną; łózko za łózkiem, a na każdym po prezydencie. to musi być widok, psiakostka;)
trybeus
Posted Luty 17, 2013 at 8:16 PM
Co ja słyszę?! Kogut Pluszak zdradził Rebeliantów, z powrotem wrócił na łono Koguta Australijczyka, kwokce przymilnie i tropi niepraworządne wypowiedzi! Ale heca! Czyżby Rebelianci już podzielili przewidywalną kapuchę i na niego nie starczyło?
…to nie tak …co drugie łóżko prezydent z premierem …i tak na przemian…pozdrawiam niepoprawnie
trybeus
Posted Luty 17, 2013 at 9:37 PM
Masz na myśli wspólnie prezydent z premierem w tym co drugim łózku? Oj, ty filucie, nieładnie, nieładnie;) To szpital, a nie sejm Rzeczypospolitej!
tak jest …ciekawe ..chyba nazbiera się informacji na trzeci odcinek …pozdrawiam serdecznie
w szpitalach psychiatrycznych zawsze leczą sie zdrowi pacjenci…analogicznie do więzień …w więzieniach najwięcej przebywa “niewinnych ” ludzi:))))
A może to po prostu majstersztyk marketingu osobliwego, maestria samo-kreacji?
W sie-wi (C.V.) brzmi to bardzo efektownie:
//Prezydent, twórca “Dzieła” oraz Nowej Kultury, założyciel szlachty, mecenas elit, itd. itd.//
Świetny jest, ale musiałem go powiększyć aby zrozumieć, co przedstawia. W tej miniaturce jest dla moich oczu nieczytelny.
Tapir stwierdził, ze na wszelki wypadek musi mieć gotowe CV. Przezorny ostrzyżony i strzyżonego coś tam wiadomo… Zdobywszy od jakiegoś pierwszoklasisty zeszyt w linie, ślinił kopiowy ołówek i pisal w pocie czoła:
“Przez dwa miesiące ku obopólnemu zadowoleniu pełniłem odpowiedzialną funkcję pępka wszechswiata. Zrezygnowałem z tej funkcji na własne zyczenie, ale załączam referencje za okres pełnienia obowiązków jw.” Ozór miał już całkiem fioletowy, ale to go nie zniechęcało. Kontynuował więc: “Otrzymałem propozycję pełnienia funkcji prezydenta blogosfery w pełnym zakresie odpowiedzialności, czyli w wariancie autokratycznym. Wciąż rozważam przyjęcie tej propozycji, ale chwilowo jeszcze wykorzystuję przysługujące mie 47 dni zaległego urlopu, gdyż funkcję pępka wszechświata pełniłem całodobowo, bez przerw na posiłki i dni świąteczne.”
Dla moich oczu też;( Większośc awatarów w miniaturce jest dla mnie nieczytelna;(
O, madame…
W wersji fonetycznej wierszyk ten brzmi identycznie w obu językach i ma swoje (oczywiście inne) znaczenie w jednym i drugim.
Jest to chyba jedyny wiersz na świecie o takich właściwościach.
Wersja polska:
Oko trę, że mam ból
Takt los komu żal?
oko trę, pali sól
O madame, kulą wal
Ile trosk, ile burz,
a ma krew kipi, wre,
O, madame, oto nóż,
O, madame, oto mrę
Wersja francuska:
O, contrain je m’emboulle,
Taquilosse, comme ou jalle?
O, contrain, polissoule
O, madame, coulon valle!
Il est trosque, il est bouge,
A ma creve qui pis vrai
O, madame, o tonuche
O, madame, o tome rain
Julian Tuwim
Przysłał mi to Dako a ja dzielę się z Wami:):)
– Ach ten Tuwę – sapnął tapir, gdy poezja zaburzyła mu i tak już uporczywy rytm pisania SiVi.
– Nie popisuj się, baranie, twoją wielce domniemaną francuszczyzną – rzucił ululany dzik, który już nie mógł się doczekać naszego ulubionego ciągu dalszego, by w końcu opowiedzieć nam swoją historię.
– A tam zaraz francuszczyzną. Ja właściwie nie wiem, po jakiemu ten cały wiersz jest i dlaczego – odparł tapir, z ulgą tracąc zainteresowanie swoim SiVi. Bowiem nade wszystko preferował starą, wysiedzianą kanapę. Na cebulki krokusów musiał, niestety, jeszcze poczekać, ponieważ zima nie odpuszczała, mimo że galwanometr tępo i bezwzględnie odmierzał czas.
– To jest wiersz par excellence A-KUS- TYCZ-NY ! – wciął się qrfirst ze swoim, tak ulubionym ostatnio, skandowaniem, wyćwiczonym na Bachu.
Qrfirst miał bowiem przerwę w pozowaniu, gdyż Gloria była bardzo poważnie zajęta transmutacją i lekko łysawy oraz opalizujący qper jej nie stanowił.
Pjurnonsens snuł się leniwie wokół zameczku, ale to Hrabinie nie dało do myślenia, niestety.
Zespół szarych duchów porannych bagruje po okolicy pohukując – Uuuuuu! Huhuuuu!
Spotkałem na porannych wertepach o czwartej, Asa, Kossobora, Karolajozefa i mua.
Można by w brydżyka o poranku zagrać. Aha… i Circ też na porannym spacerze z sobą samą
Tapir chrapał na trzecim boku.
Jak pisałam o pjurnonsensie szwendającym się wokół zameczku, to dopiero o koło czwartej nad ranem, Karolajózefa zobaczyłam, do czego ów pjurnonsens doszedł.
Nożq.! – jękła Gloria /wiadomo/ i postanowiła wycofać się w swoją splędit izolejszyn w wieży. Była bardzo zmęczona. – Sztuka rzucana przed wieprze!
– No nie przesadzaj – chórem odpowiedzieli tapir i ululany dzik.
[Dzięki za wsparcie OZu i Izo :) Amen.]
Po chwili “Wariacje Goldbergowskie” wypełniły zameczek.
izabela brodacka falzmann
Posted Luty 18, 2013 at 1:48 AM
O, madame…
Przecudnej urody ten wierszyk – tak francusko brzmi, jak mało który francuski;)
Rozwścieczona Irene wydobyła się spod gruzów wieży, po czym cisnęła karty, rakietę, szachownicę oraz – nie wiadomo dlaczego – planszę od chińczyka tapirowi pod trąbę. Wytrzepała przyprószony tynkiem czapraczek, dmuchnęła w grzywkę i z dumnie podniesioną głową zeszła z kortu. Było to prawdziwie mistrzowskie sortie!
zabela brodacka falzmann
Posted Luty 18, 2013 at 1:48 AM
a ze zbliżonych tekstów jest znana piosenka “Bamba”:
“portki se drę, portki se drę”, gdzie oryginal leci:Yo no soy marinero, por ti sere, Por ti sere.
Kra kręmija
Lis ma norę dółomija.
Była kiedyś taka piosenka Młynarskiego
http://www.youtube.com/watch?v=e2dDus3N5sc
Kazano mi, to wklejam:
http://www.dennyweb.com/singing_horses.htm
Należy klikać w konie.
filharmonia asadowa…::))))
http://www.dennyweb.com/singing_horses.htm
Przepięknie dobrany kwartet; Irene nie mogła oderwac od nich roziskrzonego oka;)
Potężnie wkurzony agent 0:o wrócił do domu. Czyżby już zaczynała się inwazja?
Bardzo precyzyjnie wybrał poniedziałek na wizytę w salonie IKEI. Ktoś mu doniósł, że od piątku do końca niedzieli, specjalne służby czerwono-armiejców w ogóle na parkingi nie wpuszczają Polaków. Na ten okres centrum handlowe jest zarezerwowane wyłącznie dla ruskich.
Idiota Budyń tak długo zabiegał o zniesienie wiz z Królewcem, że teraz do Gdańska przyjeżdżają ruskie aż znad Morza Ochockiego i Kamczatki.Matoł i półgłówek wita ruskich wędrowników chlebem i solą. W dupie ma swoich mieszkańców, którzy i tak ponownie wybiorą, bo są tacy durni niestety.
Więc agent w zwykły poniedziałek pojechał na ten ruski bazar, by sprawdzić coś w IKEI. Bez kłopotu wjechał na parking. Czerwone żołdaki niewidoczne. Na wszelki wypadek przygotował działko Getlinga, by ich kosić tysiącami. Nie było potrzeby. Na szczęście. Na tysiąc samochodów na parkingu, tylko jakieś sześćset było ruskich.
Ufff… odetchnął agent.
Gutang, jak co roku na koniec zimy dokonał przeglądu i oceny całego Zooschwitz.
Zajrzał najpierw do Goryllusa. Ten jak zwykle nieskromnie trzepał w kącie. Normalka. Bez zmian.
Kapucynki miotały się, jakby czuły, że wcale nie są małpami kardynalnymi. Cos jest na rzeczy…
Von Targow siedział w biurze i razem z księgową obliczał PITy za poprzedni rok.
Lama Miąższ, jakoś nie chciała mu się zmieścić w podatkach. Cholera, zdenerwował się, niech sobie składa sama papiery do skarbówki.
Foki zaczęły handlować futrami. Oczywiście sztucznymi. Stały teraz w kącie stawu i po kolei przymierzały różnokolorowe focze futerka. Istny cyrk, westchnął gutang.
Przysiadł na ławeczce i zapalił.
Pjurnonsens, szwendający się wokół zameczku, w końcu dopadł Glorię i wszczął niezłą awanturę. W końcu, nad ranem, Gloria oświadczyła mu, żeby ją “pocałował w dupę”, co – przyznajemy – nie było zbyt uprzejme, ale doprawdy Hrabina była bez wyjścia.
Owszem, wyjście z całą pewnością znalazłby TedyBomber /ooo, na naszego Tadzinka w takich sprawach zawsze można liczyć!/, ale jakoś nie zauważyła go na żurfiksie. Oglądał on bowiem w swoim tajnym laboratorium jaja i ogurcy latające na wschodnim niebie, do czego wydatnie się przyczynił. Wystrzałowe efekty jego tajnej broni były zachwycające i ciche załatwienie jakiegoś nachalnego pjurnonsensa mu nie robiło.
Gdy Gloria w końcu uwolniła się od rzeczonego, podreptała do stajni, gdzie wszystko układało się dobrze, a nawet śpiewająco. Chór kobył i widok zachwyconej Irene ukoił jej skołatane nerwy, takoż obecność Madame wspartej o ogrodzenie padoku i usiłującej dopasować się jako głos piąty.
Chór kobył na powitanie Glorii wykonał Ave, które brzmiało iście monumentalnie. Ogiery w międzyczasie zabawiały się opowiadaniem pieprznych kawałów na temat tego, co siedziało na ich grzbiecie. Tak, tak, najczęściej mieli do czynienia z ludzkim zadkiem. Salwy śmiechu wzbudzały opowieści, jak tym narowistym udawało się wytransportować co bardziej upierdliwe (ha, ha) zadki w kosmos.
Gloria coś niecoś mogłaby na ten temat opowiedzieć.
No mogłaby, ale nie opowie.
OZu, ostatnia gleba była na skutek tego, że kóń się sam potknął, gdy skakaliśmy przeszkodę. Ja mu dawałam spokojnie galopować, bez żadnych zwodów zadkiem, łydkami czy wodzami. Ale sądzę, że to na skutek rozstroju żołądka kónia. Bowiem był tydzień na pastwisku, a to stajenny koń, na owsie i sianie i nikłej trawce na padoku. Już podczas czyszczenia w boksie kręcił się /nigdy tego nie robił/ i przeprężał. Gdy szliśmy na maneż – gulgotało mu w brzuszysku, co wyraźnie słyszałam. Sądzę, że w momencie skoku jakieś zaburzenie żołądkowe dało o sobie znać i stąd ten upadek. On zresztą zrobił wszystko, by nie zwalić się na mnie, a mało brakowało. Starł sobie mocno nadgarstek, bo też glebnął obok mnie. Ale myślę również, że dzięki temu, że go wzięłam na jazdę, solidnie rozkłusowałam i rozgalopowałam – Dynamit nie miał znacznie gorszych kłopotów żołądkowych: kolka jest dla koni fatalna! A to przeprężanie się w boksie świadczyło o początku kolki właśnie. Wtedy trzeba kónia ruszyć. No ruszyłam, kolka poleciała w kosmos, ale ja skończyłam dość marnie, bo w kołnierzu ortopedycznym. Nie myśl sobie – bardzo Dynka kocham :)
Toteż konie lubię najbardziej w opowieściach. Poza tym jestem dobroduszny pan. Kto chciały maltretować biedne zwierzę, wkładając mu na grzbiet, za przeproszeniem, swoją stu-kilową dupę. Gdyby ten koń miał chociaż kółka…
A tak ogólnie, w dzisiejszych czasach powinniśmy dążyć do miniaturyzacji koni. Tak maksymalnie, wielkości twoich, pamiętnych dogów. Wtedy byś nie spadała, a i z ręki by grzecznie jadły i przestały się tak wywyższać, że nawet z krowami nie chcą gadać.
Zauważyłaś? Gardzą krowami!
No jest kilka ras takich, które spokojnie uniosłyby Twoją szacowną d.!
jazgdyni
Posted Luty 18, 2013 at 8:34 PM
Inwazja ruskich potworów podobno najbardziej jest widoczna w Galerii Bałtyckiej- przynajmniej tak słyszałam, że 99% ich dziennego obrotu to Ruskie.
KOSSOBOR
Posted Luty 19, 2013 at 2:44 AM
Kwartet z pewną taką nieśmiałością przebranżowił się w kwintet mieszany gatunkowo, po czym wykonał brawurowo
“Hej, dziewczyno, hej niebogo/
Jakieś wojsko idzie drogą”/
Mme solo wykonywała fragment:
“Ja myślała, że to maki,
Że ogniste lecą ptaki,
A to ułani, ułani, ułani”etc wkladając w to maksimum uczucia i minimum możliwości wchodzenia na tak wysokie rejstry.
Koniom powoli więdły uszy.
Słyszałam prognozę długoterminową, jakoby od początku marca miało być 15 stopni plus!
I zamierzam chociaż sie nią nacieszyć, nawet jeśli w rzeczywistości będzie śnieżyca, mróz i gołoledź;(
Są już na świecie takie malutkie koniki, ale czemu służą – pojęcia nie mam
Wydaje się taki milusi:)
http://www.kar-ma.pl/blog/wp-content/uploads/2012/09/chinjaponski.jpg
Ale chyba odgryźć też się umie?
Pozdrawiam.
KOSSOBOR
Posted Luty 19, 2013 at 1:22 PM
A co to za pancernik?! To zwykły persszeron to przy nim lylyput.
Ps. Tego to się boję jeszcze bardziej.
Tymczasem zima nie odpuszczała i w Zooschwitz panowała atmosfera zawieszenia. Oraz ni to – ni sio.
Miąższ naturalnie olała skarbówkę i pity – pochodziła bowiem z Ameryki Południowej: wiadomo kondorpassa, Tupamaros, Escobar, kartele, caudillos, Che, sre i w ogóle. To taki jeden z drugim Urząd Skarbowy jej nie podskoczy za Chiny.
Spokojnie więc popalała co tam miała i obserwowała upierdliwą zimę spod półprzymkniętych powiek. Wisiało jej w zasadzie.
Nasz legendarny ooO już nie popalał, bowiem było zbyt zimno.
Ale przecież nie fokom!
Tapir, po porannej porcji szczotkowania szczotką ryżową, wyciągnął z czeluści wysiedzianej kanapy notesik i postanowił, że w tym to czasie – czasie zawieszenia – stworzy coś, czym zadziwi pierwszych, wiosennych gości w Zooschwitzu. Wiedział bowiem, że to będą z całą pewnością Madame Silvanne i Hrabina, tak czułe na sztukę i poezję – z czego Hrabina na tę poezję to jednak mniej: wiadomo, tylko Bach.
Gdy tak myślał i myślał, jak zacząć poemat, odwiedził go ululany dzik, utytłany w zaschniętym już błocie i – nie uwierzycie! – wcale nie chciał opowiedzieć mu swojej historii! Natomiast przyniósł kołonotatnik z donosami Tadzinka, świśnięty onego czasu /po przeszukaniu Tadzinka dorosłego przez wierną sługę Hrabiny, gdy znalazła w jego kieszeniach i szwach trencza kozik, garotę, zapałki sztormowe i kołonotatnik z donosami/ Woyciechowej z zameczku.
Tapir westchnął:
– No dobra, siadaj brudasie.
I nieco posunął się na kanapie.
– Pokaż, co tam masz.
– Mam już pierwszą zwrotkę! Posłuchaj – odrzekł ululany dzik, w szale twórczym a poetyckim nie zważając na despekt ze strony tapira i poprawił okulary na oczach krótkowidza.
– Wal więc!
I ululany dzik, odchrząknąwszy i zrobiwszy minę adekwatną do czytania swojej poezji przez poetę, oraz usiadłszy w stosownym, dyskretnym kontrapoście, zaczął:
– Lepiej w polu sadzić dynie niż fałszować na pianinie. Dobre, co?
– Nooo… – sapnał tapir i zripostował od ręki /od trąby/:
– Gorzej walić po pianinie, niźli w polu sadzić dynie. Co o tym sądzisz?
– Tiaaaa… – zafrasował się ululany dzik, zdrapując raciczką kolejny płat błota z brzucha, co wyszczotkowanego tapira przyprawiało o mdłości. – Ale przecież twoja fraza nic nowego do istoty rzeczy nie wnosi?
– Może i nie wnosi, ale jakże jest piękna! I taka z Nienacka!
Po tej, tak owocnej rozmowie istotnej o poezji, poczuli się wyczerpani i obaj udali się na wiadomy wybieg, gdzie królowała Miąższ, która właśnie wycierała sobie nos pitem. Po chwili ze stajenki zaczął ulatniać się potrójny dymek, krotochwilnie krążąc po padoku.
OoO westchnął:
– Chamy! Żadnej solidarności! – i powlókł się na marchewkę i brokuły do orangutanów. Które nie przypalały, a wiodły zdrowy tryb życia, jedząc owoce i warzywa, nie kalając się żadną pracą.
Von Targow widział przecież dymy nad Lamanau, ale cóż on biedny mógł na to poradzić?! Po prostu życie przerastało przyzwoitość, a poezja – to już w ogóle.
Zwłaszcza po trawce.
sigma
Posted Luty 19, 2013 at 1:38 PM
Trochu odjechałaś.
Ale 8 – 10 stopni ma być
http://www.twojapogoda.pl/polska/pomorskie/gdynia/16dniowa
@ Ozu:
te pancerniki to: http://pl.wikipedia.org/wiki/Clydesdale
Jeszcze są szajry. W Angoli, naturalnie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Clydesdale
http://g.wieszjak.pl/p/_wspolne/pliki_infornext/253000/fotolia_8733883_subscription_xl.jpg
Pozdrawiam:)
No dobra, tu macie więcej kuców falabella:
http://www.google.pl/search?q=kuce+falabella&hl=pl&tbo=u&tbm=isch&source=univ&sa=X&ei=-XwjUbTXKbP44QTZvIFI&sqi=2&ved=0CCkQsAQ&biw=1280&bih=666#imgrc=_
http://pl.wikipedia.org/wiki/Falabella
http://g.wieszjak.pl/p/_wspolne/pliki_infornext/253000/fotolia_26885633_subscription_xl.jpg
Pozdrawiam:)
Poznajcie Einsteina! I jego pierwsze galopy!
A ja chcę pochwalić się swoją ulubioną maskotką:
http://www.kryptozoologia.pl/grafika/img/ayeaye4.jpg
:)
@ Novus
Mieliśmy onegdaj dwa pekińczyki. Jednego tata przywiózł z Kaszub – fakt, był pod wpływem, co mu nie przeszkadzało w prowadzeniu auta i zwożeniu pekińczyków do chałupy. A nawet, zapewne, pomagało w wyborze takiej rasy. Następnie mama przytargała do domu drugiego, czarnego i wrednego. W bójce z jakimś kundlem stracił oko – koczowaliśmy wówczas nad jeziorem i tata wsadził zapałkę w klakson i gnał znad kaszubskiego jeziora do lecznicy, do Gdańska. Psa uratowano, oka już nie. Ale wredny pozostał. Przeto tata natychmiast po tej marnej przygodzie nadał mu imię: Dajan, a dla równowagi, temu pierwszemu, rudemu /!/ nadał imię: Bolszewik.
Po prawdzie nazywały się Miki /Mikado/ i Ami /Amigo/, ale to był prawdziwy q. a nie żaden Amigo, więc Dajan było bardziej adekwatnym mianem. Ooo, tatuś lubił rasssę….
@ Novus
Czy ta maskotka śpi z Tobą na podusi?
@KOSSOBOR
Przytulamy się plecami podczas spania:)))
I wtedy zwierzątko nie marznie.
A kto zgadnie co to za kuń:
http://img141.imageshack.us/img141/7577/99d73d8c1ce5ef4d9144b26.jpg
:)
@KOSSOBOR 2:52
Pekińczyki wredne som:(
Za ch***ę nie wziąłbym takiego (a tym bardziej takiej ) do domu.
Onegdaj babcia moja (to ta druga, której nie lubiłem) miała pekińczyka – “PIKUSIA”.
To był dopiero wredny drań, gryzł we wszystko czego mógł tylko sięgnąć.
Chyba po swej pani to miał?
Nie wiem!
:))))
Novus
To jakieś zwierzę z ameryki Południowej, zdaje się, ale Miąższ się z nim nie koleguje, bo to zwierzę nie przypala.
No właśnie – Ami – Dajan gryzł we wszystko, czego mógł dosięgnąć, znaczy – w stopy :)
Tu jest prawdziwa hybryda: zebrokoń:http://www.youtube.com/watch?v=t0OxRfbrsw0
A ja myślałem, że to kuń wyścigowy, tylko trochę zmęczony i dlatego taki oklapnięty jest, bo wykończony po zakończonym dopiero co, biegu.
No ale zdaję się na opinię eksperta w tej sprawie i nic innego mi nie pozostaje jak uznać, że jest to żyrafo-kuń.
:))))
AdNovum
Posted Luty 19, 2013 at 3:00 PM
No przecie okapi. Po lekturze “Tomka na Czarnym Lądzie” każdy powinien wiedzieć;)
Owoc prawdziwego mezaliansu ten zebrokoń;)
Choć jego narodziny są tak naprawdę dziełem przypadku, to pracownicy zoo są przekonani, że impulsem dla poczęcia Eclyse była czysta międzygatunkowa miłość. Do zbliżenia między zebrą z niemieckiego parku dla zwierząt z ogierem doszło w czasie jej pobytu na jednym z rancz. Stado zebr przebywało na farmie podczas remontu swoich boksów.
A ja myślałem, że to kuń tylko trochę się zagalopował:)
A propos galopu, jeśli faceci nie będą mili dla swych małżonek, to natura obdarzy ich za karę takim czymś na głowie:
http://img217.imageshack.us/img217/2044/5736aca4fad5ab65c51969e.jpg
I jak oni wtedy będą spali?
:))))))
Jużesmy w którymś odcinku jaj be przerabiali lepieje, ale gorzejów jeszcze nie;)
Gorzej cięgiem tkwić w piwnicy,
Niźli szefem być mennicy.
AdNovum
Posted Luty 19, 2013 at 3:58 PM
Albo coś takiego im wyrośnie:)
sigma 4:14 PM
Zamyśliłem się nad tym wszystkim:
http://img141.imageshack.us/img141/1340/70dc250ef476412eda4bc98.jpg
i chyba zaraz zdrzemnę się:O
Ja bym wam załatwił takie miniaturowe koniki, bo wy dla moich nerwów już nie powinnyscie jeździć.
Jajo rozparło się na szezlonku, co stał w kącie i spojrzało z wyższością na zebranych dookoła. Wzrok jego spoczął, znaczy się jaja, a nie szezlonka na ululanym dziku, by po chwili wszyscy usłyszeli wyraźnie be, bo to było jajo.be przecież.
Nasza tajemnicza wyspa powoli nabiera kształtów. Jest zameczek, w którym na wieży tkwi Gloria i dźga brzuszyska chmur szablą po pradziadku.
Jest willa doktorostwa, z której Januszek co i raz urywa się, ścigany przez nianię.
Jest domek dziadków Tadzinka w Brzeźnie, gdzie dziadek albo śpi przykryty “Dziennikiem Bałtyckim”, albo leci na ferę, a Tadzinek znowu cóś knuje. Gdzieś w okolicy pluska się nasz Delfinn butlonosy.
Jest też nieduże miasteczko Pchlewo, gdzie mieszka nasza nieoceniona Gryzelda.
Jest górująca nad okolicą wieża z kości słoniowej, wyposażona w organy i orkiestrę -królestwo Izy. Jest domek z ogródkiem, skąd co jakiś czas wypada Mme Silvanne zionąc ogniem piekielnym z pyska. Jest, oczywiście, piaskownica (już bez zimnej fuzji)otoczona krzakami leszczyny, jest Zooschwitz z naszym tapirem i s-ką, jest O’pieńka, sklep mięsny (na peryferiach, jest bar “Przystań” oraz restauracja “Trzy Korony”. W bliżej nieokreslonym miejscu mieszka nasz As, ale wiadomo że ma dwa koty, w tym jednego w kształcie czarnej dziury. No i Ad Novum – zapewne sądząc z postów – ma domek z obserwatorium astronomicznym;)
No i nasza bzdyklacz Irene, mieszkająca w chatce z kanapą, na której przesiaduje półgębkiem pijąc erlgreja z rozentala.
No i gdzieś musi też stać domek z ogródkiem, nawiedzany przez jeże, skąd tak rzadko ostatnio wychyla nos Cyborg, ale jak już wychyli, to obwieszony aparatami, leci uwieczniać co ważniejsze momenta.
No i chatka Ptasznika przyodzianego w mundur wojsk carskich AD 1863, który ćwiczy okrzyk bojowy swego pułku:”Dawaj czasy!”, aż szyby dzwonią i ptactwo okoliczne sie płoszy.
No i kiedys wpadał trotylowiec.
A le teraz dorósł i już mu sie nie chce.
Ps. Uzupełnimy mapę po południu. Trzeba rozpisać twoj czarodziejski ogród z dżunglą podagrycznika.
URRRAAAAAA ! URRRAAAAA ! URRRAAAAAAA !
oraz
DAWAJ CZASY !
a ptactwo wcale się nie płoszy bo własnie pożera mój słonecznik.
Akurat tę chwilę wybrał sobie kondor Jacuś, aby posiedzieć na kominie chatki celem podsłuchania,co sie dzieje i doniesienia, komu trzeba. Już przy pierwszym schrypłym URRRAAAAAA ! – Jacuś zachwial się w posadach . Przy drugim URRRAAAAAA ! – kondorowi omskły się pazury i zwalił sie z komina. Przy trzecim URRRAAAAAA ! – zjechal na kuprze ze strzechy, bo zapomnial, że umie latać. Kiedy brzdęknął na klepisko, Ptasznik zaryczał akurat DAWAJ CZASY ! i zamaszyście otworzył drzwi chałupy. Ów zamach nadał kondorowi prędkość pierwszą kosmiczną. Leciał teraz bez pomocy skrzydeł i pazurami do przodu w kierunku NNW.
Zaobserwowały ten lot kondora radary NORAD-u na Alasce i 36 ta eskadra F15 wystartowała na przechwycenie niezidetyfikowanego obiektu latajacego (prawdopodobnie ruskiego).
dochodzę do wniosku, że nasz As – Marek jako dowódca i samodzierżca Legionu powinien mieć do dyspozycji willę rzymską – porządnie wyposażoną jak za czasów nieodżałowanego Nerona.
No i zapomniałam dodać plan willi do zatwierdzenia;)
Ptasznik z Trotylu
Posted Luty 20, 2013 at 11:40 AM
Ruski kondor! Ruski kondor! – otwartym tekstem nadawal dowódca eskadry, podczas gdy Jacus nieco wytracal prędkość i z wrodzonym wścibswem zaglądał mu w okienko F-16
Fuck off !!! – wrzasnął Jankes do Jacusia (nie lubił bowiem drobiu, szczególnie z bliska) i przewalił się na prawe skrzydło w dół.
Eskadra poszła za swoim liderem i kondor Jacuś znalazł się w jednej chwili zupełnie sam w przestworzach, oszołomiony wirem powietrza jaki powstał po nagłym odejściu odrzutowców.
Na szczęście Jacuś przypomniał sobie na czas, że potrafi latać, uporządkował na sobie wzburzone pierze, rozpostarł skrzydła i poświstując pod dziobem “El condor paso” ruszył w drogę powrotną do Zoschwitz i obowiązków.
@sigma
Posted Luty 20, 2013 at 11:41 AM
Poznaję! Zupełnie jak mój dom rodzinny.
Za młodu byłem Markiem Antoniuszem.
Obecnie mieszkam w dowolnym miejscu, gdzie uda się podłączyć laptopa do prądu i wifi, a wolny czas najchętniej spędzam w spadającej windzie. Z okresu fascynacji nieszczególną teorią względności pozostało mi przekonanie, że miejsce to pozwala osiągnąć bardzo skutecznie porządkującą Świat perspektywę…
Gloria, po zmyciu rąk z kolorowych plam i posadzeniu na kolanach kota (dzisiaj dyżur ma Mimi) zaczęła przeglądać swój pamiętniczek.
Nie miała jednak sił, by coś na nim napisac.
Oj, kąt ostry będzie w używaniu, by pobudzać fale mózgowe, by pracowały na wysokich oktanach.
Glorii zawracają d. – już pisałam o tym całym pjurnonsensie, a? Więc Gloria traci czas. Usiadła do kompa tak kole północy i dopiero teraz doczołgała się do Jaj.be!!! Wrrrrrrr!!!!!! A haczej: whhhhhhhhhhhhh!!!!!!!!
No a cały wieczór spędziła na ugadywaniu z różnymi kochanymi artystami wspólnego iwentu, psze Pana. W tym: wystawy dwojga malarzy, koncertu fortepianowego, prezentacji dorobku pisarki i prezentacji dorobku poety, eseisty, krytyka literackiego i krytyka sztuki /w jednym/. Naturalnie byli renatki pod kordełką i kawa oraz herbata. Świetny pianista, który bardzo przestrzega umartwień wielkopostnych, wziął na tę okoliczność dyspensę /od renatek/ i machnął dwie porcje. Co Glorię naprawdę zachwyciło!!! :)
@ AsAsadow
O qrczę! Poważnie? Z tą windą? Napisz wszystko!!!
No ale wiesz, potem my i tak zrobimy z tego jaja ;)
@ Asadow
No wiesz… jak ktoś za młodu był Markiem Antoniuszem, to z wiekiem zazwyczaj zostaje Napoleonem… ;)
Gloria narzeka na aktywne życie towarzyskie???
Życie towarzyskie to ja miałem wczoraj, jak wziąłem wnuczkę Gabrielę do aquaparku na pluskanie. Zagęszczenie było typu 3 osoby na metr kwadratowy. Nawet na wydzielonej części pływackiej z torami pływać się nie dało, bo tam się jakieś pary migdaliły. O rozkoszach jakuzzi zapomniałem od razu po wejściu na baseny.
To jest życie towarzyskie Psze Pani.
Asadow
Posted Luty 21, 2013 at 12:19 AM
Willa rzymska z windą to rzadkość, ale dla chcącego nic trudnego;) Dobudowujemy w wolnym narożniku wieżę trzykondygnacyjną z bocianim gniazdem i wstawiamy tam windę. Miłych widoków;)
KOSSOBOR
Posted Luty 21, 2013 at 4:12 AM
Ty masz rację, że kto za młodu jest Antoniuszem, to potem może być tylko gorzej! No to jak tak, to Markowi na wieżę wstawiamy armatę. A winda będzie specjalna z łodzi podwodnej, taka do przewozu amunicji.
jazgdyni
Posted Luty 21, 2013 at 4:35 AM
Ostatnio psiapsiółka opowiadała cuda o swoim pobycie w Budapeszcie. Podobno tenże ma dosłownie setki basenów termalnych i ona tylko przeskakiwała z jednego do drugiego (czasami ubrawszy się, żeby przejść tych kilka ulic;) Wróciła jak nowa, bo oczywiście każda z tych miała szczególne właściwości uzdrawiające.
Może byśmy sobie wszyscy zrobili wycieczkę tamże?
sigma
Posted Luty 21, 2013 at 10:11 AM
No popatrz! Toż ja już od dawna kombinuję, jak by tu lekko, sprawnie przeszmuglować sie do Budapesztu.
Z rodzicami mieszkałem w hotelu Gelerta z bezpośrednim dostępem do term.
Nota bene – to są termy rzymskie! Wiekowo znaczy się.
Pomarzmy sobie.
Bezpośredniego taniego połączenia lotniczego Gdańsk – Budapeszt nie ma. Pozostaje Warszawa (której nie cierpię, albo Berlin). Na szczęście SAS uruchomił linię Kopenhaga – Budapeszt. A Kalstrup, to moje drugie lotnisko. Dobra, lecz to znowu sama podróż 1200 – 1500 zł od osoby. Drogo, bo taniej lecieć do Barcelony, żeby się poslipić na Gaudiego.
Samochodem to 1500 kilometrów. Jeździliśmy zazwyczaj tak: wyjazd rano, gdzieś pod Żywcem nocleg i potem, następnego dnia, już tylko parę godzin przez Słowację. Puki bratankowie nie mają jeszcze ojro (oby nigdy, jak my) to nie jest tam tak strasznie drogo. I cudownie się potem można moczyć i leczyć w tych cieplicach i solankach.
Ech, jak ja to kocham.
@ Sigma
Można też zrobić windy poziome, psze Pani. Specjalnie do willi rzymskich.
@ OZu
Aquapark to jest fuj, fuj i jeszcze raz fuj! A najgorsze to mętne światło :(
Hej, a w Zoppot nie ma jakichś cieplic? Ale takich cywilnych, a nie lekarskich czy tam szpitalnych?
@KOSSOBOR
Posted Luty 21, 2013 at 4:11 AM
Tego nie da się łatwo opisać.
Zapraszam do windy!
sigma
Posted Luty 21, 2013 at 10:06 AM
Szyb windowy nie musi iść w górę.
Gdyby przesunąć tę willę na Górny Śląsk (a właśnie, gdzież ona teraz stacjonuje?), nasunąć ją na jakiś nieużywany szyb kopalniany, to miałbym spadania co nie miara.
Bardzo dobry pomysł! Nasuwamy willę rzymską na kopalnię soli, albo srebra, wyeksploatowaną, ale za to dającą nieograniczone możliwości eksploracji. No i spadania w windzie;)
AsAsadow, zgodnie z teorią czarnej dziury i kota – antykota aka antrykota, z zacięciem przesuwał willę Marka Antoniusza nad Śląsk. Gdy już znalazł stosowny, opuszczony szyb i w pobliżu nie było żadnej spółki węglowej pod wezwaniem św. Blidy Barbary, dopchnął willę kolanem, wyrychtował poziom i stabilność, otrzepał zapiaszczone dłonie i odetchnął z ulgą:
– No nareszcie! Teraz mogę spokojnie udać się do lumpeksu po wiadomy kapelutek.
Wiadomo, Napoleon bez kapelutka, to jakby go w ogóle nie było: metr pięćdziesiąt dwa na gazetach.
KOSSOBOR
Posted Luty 21, 2013 at 1:44 PM
@ Sigma
“Można też zrobić windy poziome, psze Pani. Specjalnie do willi rzymskich.”
Możemy wszystko;)))
Winda w skosie to chyba po prostu funicolare – taka zębatka jak na Gubałówkę.
Też może być – a co sie będziemy ograniczać!
I tak nas circ opieprzy, ze bawimy się tutaj dla własnej przyjemności, bez żadnych uczuc i aspiracji wyższych;(
Gloria pisała szybko, na herbowym papierze:
“Niniejszym oświadczam, że nie mam żadnych aspihacji wyższych takoż uczuć pokhewnych, a bawię się wyłącznie dla własnej przyjemności i uciechy gawiedzi! Hough! I qhna, natuhalnie.”
Przeczytawszy, co napisawszy, zasępiła się:
– Ja chyba nie wymawiam “eh”?
Przeczytawsz co napisawszy i zawoławszy Woyciechową, kazała jej zanieść list do circułu.
Po czym stwierdziła, ze imiesłowy chiba jej się rzuciwszy na głowę.
Postanowiła przeto, że już nie dopuści, by jakiś pjurnonsens zawracał jej d. po nocach.
Przybiwszy na zaświadczeniu pieczotkę okrągłą tuszem lila z zadowoleniem osuszyła tekst bibułą, po czym powiesiła na ścianie w widocznym miejscu.
Tymczasem Mme właśnie doszła do zbliżonych wniosków i postanowiła się tymiż podzielić w Glorią, ale z powodu zawiei i zamieci, skorzystała z telefonu.
niestety z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych telefon przepuszczal tylko co trzecie słowo.
– Cholera……….aspiracji! – ryczała w słuchawkę wściekła Madame.
– Własnie ……….. oświadczenie! – odwrzasnęła Gloria.
Chyba prościej by się dogadały, gdyby otworzyły okna i tą metodą komunikowały.
Jednak ledwo Sylviane uchyliła okna, kiedy zima wykonała typowe “Hu, hu ha! Zima zła!” i wtryniła się nieproszona na pokoje przy okazji zamrażając na parapecie jedną orchideę i jedną euforbię. Tego było za wiele! Jak to mówili najstarsi górale, postąpiła o jeden most za daleko! Niewiele rzekłszy Madame chwyciła wredne babsko za kudły i zaczęła nim tłuc o rant szafy, przy okazji słownie nakłaniając, aby wreszcie zebrała d… w troki i ruszyła, gdzie pieprz rośnie, bo ma jej po dziurki w nosie i nie jest w tym uczuciu odosobniona!
Lekko oszołomiona tak nieżyczliwym przyjęciem Zima dała się wypchnąć za drzwi. Jednak w chwilę potem dała poznać, co myśli o takim traktowaniu! Napadała śniegiem na pół metra, zaraz potem wszystko roztopiła, a przy tym tak wiała po uszach lodowatym ziąbem, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wychylał nosa za drzwi.
sigma
Posted Luty 21, 2013 at 4:15 PM
No i coś narobiła dobra kobieto?!
Zima, dobrze wychowana, przyszła się pożegnać i zbierać d… w troki. No, ale teraz pokiereszowana i obolała, zostanie jeszcze trochę.
Następny autobus odjeżdża w czwartek (next)/
Cóż wy możecie wiedzieć o windach, poczciwcy ?
Trzeba było przyjść do mnie.
Siedzę w tej branży od 23 lat.
Poza tym , windy urywają się tylko w snach i na amerykańskich filmach.
Skoro Marek zażyczył sobie spadającą windę, to będzie ją miał! Nasz klient, nasz pan;)
Ptasznik z Trotylu
Posted Luty 21, 2013 at 6:09 PM
Ja wiem o widndach panie joolllohihi!!! (zrobiłem cię z Tyrolu).
I wind nigdy nie lubiłem. A już jazda u góry na klatce to brrrrr.
Nawet dobre Otisy tuman potrafi rozstroić. A ty się potem męcz.
A jedną windę rzeczywiście zamknąłem, bo szyny w stosunku do szybu były skośne i ta małpa skośnie nie chciała jeździć.
Nie cierpię tego paskudztwa.
Każdy dźwigowiec jeździ na dachu kabiny.
Jazda w kabinie to dobre dla pedałów.
Tylko trzeba uważać żeby nie wychylać się tam gdzie przeciwwaga , bo mózg na ścianie.
Poza tym nie żadne tam szyny ino prowadnice.
Trza było wyregulować i gites.
Się luzuje śruby młoteczkowe na wspornikach, przejeżdża się ramą kabinową i same się ustawiają. Potem dokręcić i szlus.
@ Ptasznik (mnie też się uporczywie widzi z Tyrolu) ad Posted Luty 21, 2013 at 8:28 PM:
Jednem słowem
Zamachowem,
Bez sztamajzy ani rusz.
@ Sigma: a wieś aka miasto Gryzeldy nazywa się Pchlew pszepani. Pchlewo to zbytek łaski. Ale nie będę pisać o brzydkich rzeczach. Narybek wreszcie ululany (nie mylić z dzikiem!), niestety z wysiłkiem i nie bez koncertu fortepianowego Mozarta. To ja w ramach relaksu kopne się do somsiadki, bo jej się odpływ zatkał (w prysznicu, nie żeby somsiadce osobiście). Bez sztamajzy (nie poprawiać na holajzę!) ani rusz.
Ptasznik z Trotylu
Posted Luty 21, 2013 at 8:28 PM
Na statkach jest trochę inaczej. Dopuszcza się przechyły konstrukcji 15 stopni od pionu.
Coś tam czasami musiałem naprawić, ale nie jestem specjalistą od wind.
@ Jazgdyni
//Na statkach jest trochę inaczej. Dopuszcza się przechyły konstrukcji 15 stopni od pionu.//
Większość marynarzy, których widuje się w porcie i jego okolicach, porusza się “z dopuszczalnym przechyłem konstrukcji 15 stopni od pionu”
Kiedy się przechylą mocniej to przestają się poruszać (no chyba że “nearly stationery”).
Ptasznik z Trotylu
Posted Luty 22, 2013 at 8:26 AM
Zasadą prawidłowego poruszania się na chwiejącym się obiekcie, lub w stanie sprawiającym chwianie sie matki Ziemi, są trzy punkty podparcia. Tak jak nigdy nie chwieje się stół na trzech nogach, tak i marynarz podparty w 3 miejscach wykazuje stabilność. W sytuacji znacznego rozchwiania sie, czy to zewnętrznego, czy wewnetrznego, przyjmuje sie tzw. pozycje zabezpieczoną.
Te reguły raczej nie są znane szczurom lądowym, dlatego tez wydaje sie im, ze ludzie morza dziwnie sie poruszają.
Najbarzdziiej chwiejnym obiektem w naszym domu jest designerski stołek na trzech nogach – obala on całkowicie twierdzenie o stabilności obiektu podpartego w trzech punktach.
Nie ma to jak pozycja na czworakach – prawdziwie bezpieczna;)
U mojego znajomego pisarza pracował majster bez nogi. Lubiał wypić, naturalnie i wtedy gubił kulę i Stachu musiał go szybko stawiać pod ścianą, by majster utrzymał godność do czasu znalezienia i podstawienia kuli…
@KOSSOBOR
Posted Luty 21, 2013 at 2:48 PM
:)))))))
Cały ja.
Niestety w windzie z szybem poziomym lub ukośnym nie da się prawidłowo spadać. Chyba, że ten ostatni jest bardzo stromy.
Do nabrania właściwej perspektywy porządkującej ogląd Świata trzeba osiągnąc w spadaniu g (+/- mała delta).
bez kropki
Posted Luty 21, 2013 at 9:14 PM
Sąsiadka z zatkanym odpływem – to dopiero by było;)
Pchlew – już poprawiam na mapie!Jak mogłam to urocze miasteczko kojarzyć z pchłami, kiedy nalezało z chlewem;)
A nie możesz osiągać w spadaniu g (+/- mała delta) w jakichś bardziej sympatycznych warunkach? Dajmy na to – w skokach na główkę do basenu, albo w skokach spadochronowych z opóźnionym otwarciem spadochronu?
Myśmy w dzieciństwie ćwiczyli tę małą deltę skacząc z wysokiej skarpy na stertę piachu na dole – rzeczywiście ogląd rzeczywistości był zmieniony nie do poznania;)
Niestety w windzie z szybem poziomym lub ukośnym nie da się prawidłowo spadać.
O, jesteś nareszcie:)))
Ale co jest na zdjęciu? Na windę poziomą mi to nie wygląda.
to z pospiechu, sorki :)
tu artykul: http://weburbanist.com/2009/04/11/a-series-of-tubes-pneumatic-networks-past-present-futurama/ a ponizej jeszcze jedna fotka na zachete :) (bardzo bzdyklaczowe rozwiazanie imho, prawie tak dobre jak pas słucki :)))
korekta! obrazek jeszcze raz plus xrodlo – do zakreconego autora :)
http://www.dylanmarvin.com/myblog/2008/03/if-futurama-was-real.html
@DelfInn
Posted Luty 22, 2013 at 2:30 PM
Na pewno do tego nie wsiądę.
obrazek sie zaparl :) ale jest na tej stronce, ktora podalem w poprzednim komencie. a moze taki sie wklei?
Można by Asa watą uszczelnić i puścić wiatraka. Jak by się nie opierał, to można by mu nadać pierwszą kosmiczną.
Ps. Nie wiesz, co z hamowaniem?
Ze spadaniem w szybie nie ma żartów.
Pół roku temu, montażysta dźwigowy w zaprzyjaźnionej firmie, stary fachura, montował dźwig osobowy (windę) w bloku.
Stał na alumniowej drabince na drewnianym podeście montażowym i dłubał przy elektrowciągniku zawieszonym na haku pod sufitem szybu.
Pod nim były jeszcze dwa takie pomosty i 28 m do żelbetowej płyty podszybia.
W pewnej chwili bezmyślnie wyciągnął zawleczkę z haka podtrzymującego wciągnik i 200-kilogramowy wciągnik rąbnął w deski pomostu, przebił je, rozniósł w drzazgi dwa kolejne pomosty i poleciał w dół do podszybia a za nim poleciał monter, odruchowo ściskając drabinkę aluminiową.
Kiedy leciał, wiedział że już jest trupem.
Jednak nie do końca.
Od dołu. na wysokości 3 metrów nad dnem podszybia, były już zadyblowane do ściany szybu trzy pierwsze wsporniki prowadnic.
O najwyższy z tych wsporników zaczepił jeden koniec drabinki a drugi wbił się w jakąś brudzę w żelbecie ściany szybu.
Drabinka wygięła się a monter od wstrząsu zleciał z drabi8nki i z wysokości 3 metrów huknął o dno podszybia, łamiąc sobie rękę, co było w tym przypadku jedyną “stratą osobową”.
No oczywiście nastąpiła pełna obróbka: policja , pogotowie, inspekcja pracy, prokuratura, Urząd Dozoru Technicznego, śledztwo.
Ale najlepsza była odzywka prokuratora kiedy przesłuchiwał tego palanta: ” Jesteś Pan wierzący ? To zapierdalaj Pan na piechotę do Częstochowy”.
U nas taka poczta pneumatyczna była przy okienku gdzie nadawało się telegramy.
Marzyłem o czymś takim w piwnicy; babcia mogłaby mi podsyłać jakieś smakołyki i nikt nie musiałby się gramolić po schodach.
Niedawno zrobiono remont i bezczynną pneumatyczną pocztę z poczty usunięto.
Ech!
network juz wlasciwie mamy, wystarczy olac ruskich, zainwestowac w lupki etc i przerobic rurki ;)
@OZu
ciekawe pytanie, odpowiedzi nie znam, ale mozna sie porozgladac, bo czemu nie – w koncu to wariant ratunkowy, czyli co pod reka :))
Ptasznik z Trotylu
Posted Luty 22, 2013 at 4:02 PM
Windy są nie tylko niebezpieczne, ale także złośliwe i potrafią wymierzyć karę nie oglądając się na tzw. wymiar.
Znajoma mieszkała w dziesięciopiętrowym bloku z windą starego typu, która posiadała zewnętrzne drzwi metalowe i wewnętrzne dwuskrzydłowe z wąskimi wstawkami ze szkła.
Te wstawki często padały obiektem wandalizmu. Któregoś dnia z szybu windy rozległ się nieludzki wrzask. Okazało się, że pewien niedorostek z tego bloku wybił nogą szybę w wewnętrznych drzwiach, a nie wytłuczona do końca szyba ucapiła jego but i stopa została mocno pokiereszowana przez szorowanie o betonowy szyb.
Kiedyś widziałem akt wandalizmu, który mnie rozśmieszył. Dowcipniś w napisie
SPRAWDŹ CZY KABINA STOI ZA DRZWIAMI
zamienił pierwsze “K” na “S”.
@Ptasznik z Trotylu
Posted Luty 22, 2013 at 4:02 PM
Widziałem tę scenę w “Hobbicie”.
Reżyser prawdopodobnie jest jakimś znajomym znajomego tego montera.
Asadow
Posted Luty 22, 2013 at 5:00 PM
Może reżyser był w czewcu ub. roku na osiedlu Czechów w Lublinie ?
Tadman
Najlepszą przeróbkę tego napisu widziałem na LSM-ie w Lublinie : “SPRAWDŹ CZY ZA DRZWIAMI STOI RABIN”
Ten napis bierze się stąd, że wandale zwierają kontakt drzwi mostkiem z kawałka kabla i na 10 piętrze “odsyłają” kabinę na sam dół i pozostawiają drzwi niedomknięte.
Kilka lat temu w Poznaniu zabiła się kobita bo przez taką pułapkę wpadła do szybu.
Chodzi o to że ludziska namiętnie kradli żarówki oświetlające kabinę i w kabinie zawsze było ciemno.
Jak się idzie do roboty na 06. rano to się nie zwraca uwagi na takie rzeczy.
No i poleciała.
Po to montuje się lustro w kabinie, bo wtedy nawet jak kabina jest nieoświetlona to widać w lustrze światło z podestu przystanku.
Ale dosmucacie, bacowie;(
Ja bardzo proszę o bardziej pozytywne myśli.
Jak to! Tyle pracy czołowych intelektów, aby stworzyć Markowi te tam możliwości z małą deltą, a ón nie chce! Co za niewdzięczność wołająca nierzadko na puszczy (i pustyni) o pomstę -.
Myślę, że hamuje się tę machinę piekielną nogami, jak w bobslejach;)))
Na jakimś Bondzie to pokazywali.
sigma
Posted Luty 22, 2013 at 5:41 PM
Schtirlitz w tym celu nosi kieszenie wypchane kopiejkami i sypie je garściami w tryby. W ten sposób zatrzymał atak hitlerowskich czołgów pod Tsushimą.
No dobrze, Tadziu, ale gdzie ta pneumatyczna puszka ma tryby, żeby jej wsypać te kopiejki?
Oza dopadła sobotnia handra przednówkowa*.
Dlatego puścił sobie:
jazgdyni
Posted Luty 23, 2013 at 12:49 PM
*
sobotnia handra przednówkowa najczęściej oznacza, że będzie się pić.
Ps. Handra nie ma nic wspólnego z klasyczną chandrą.
W porównaniu z moją chandrą, Twoja chandra to pikuś;)
Ponieważ zostałem sam w domu z moimi trzema córeczkami w sierści , tyż mam handrę.
Jazgdyni ma rację , to oznacza że będzie się pić.
Zara zajrzę do kredensu i wybiorę – czym się sponiewierać. potem nakarmię inwentarz i dam se w parnik.
Wasze zdrowie !
Kurna, zajrzałem i jestem nieco zawiedziony.
Jest ino Campari, Jaegermeister i Sheridan, no i wina czerwonego skolko ugodno.
Do Żyda daleko.
Co robić , co pić ?
Radźcie.
@ Ptachu
Nie piłeś? Jedź!
Chandra, a nawet handra sobotnia, przedmarcowa to jeszcze nic w obliczu pjurnonsensu, który coraz bardziej usiłował wcisnąć się przez niezbyt szczelne okna zameczku i dopaść Glorię na fest. Jednego pjurnonsensa przegnała udatnie, a nawet z sukcesem, ale właśnie dopadł ją następny pjurnonsens. Ponoć działa z siłą wodospadu, aż musiały zareagować siły wyższe. Gloria nie wie, o co chodzi, ale jest w najwyższym stopniu zniechęcona. Nie przepada za pjurnonsensami w realu…
@KOSSOBOR
//Nie piłeś? Jedź!//
Nie da się zrobić bo już jestem troszku trącony i nie siądę za kierownicę.
Męska decyzja.
Campariego nie ruszę, bo by mi się gender zmienił.
Wypiję Jaegermeistra , chociaż zalatuje jałowcem.
Kotka nic nie ruszy (taka dama), buldożce nic nie dam bo by zginęła a owczarce Majce naleję trochę Sheridana na spodecżek (żeby nie było że do lustra).
W ręce Pani Dobrodziejki perswaduję. ;-)
Pjujnonsens nalezał do tego gatunku istot, które wypieprzone drzwiami, wracają oknem; wypieprzone oknem, wracają przez dziurkę od klucza. Nie było na cholerę siły. Gloria obserwowała gnoja z obrzydzeniem i poczuciem beznadziejności. Również tkwiący na ryżandolu qrfirst nie spuszczał padalca z oka, ale z innych przyczyn. Po prostu zastanawiał się, czy to cholerstwo własnie wyłążące z dziurki od klucza nadałoby się do jedzenia, a jeśli tak, to czy bardziej przypominałoby dżdżownicę saute czy makaron spaghetti. Nie mogąc sprawy rozstrzygnąć we własnym sumieniu, sfrunął z ryżandola, godnie podlazł do drzwi i dziubnął to cós, co wyłaziło. Hmmm… ohida. Ale interesująca – pomyślał i dziubnął znowu.
Piurnonsens nie lubił być ani zżerany ani dziobany, więc zaczął zdecydowany wycof, co zmotywowało Frycka do działania. Capnął wycofujący się kawałek, zaparł się łapami o drzwi i pociągnął z całych sił. Trzask!!! I większy kawałek piurnonsensu katapultowal się na podwórko zameczku, a z mniejszym Frycek wylądował pod kredensem.
Madame stanowczo wyindywidualizowała się z rozentuzjazmowanego tłumu, wlazła na jaja i tamże powoli zaczął z niej opadać szlag, cholera i kilka innych drobiazgów generowanych przez nachalną weredyczkę pozbawioną choćby śladowych pierwiastków humoru, już nie mówiąc o kindersztubie. Nigdy nie była zwolenniczką wciskania na siłę prawdy w zęby, a częstotliwość akcji tego rodzaju ostatnio się nasiliła, wskutek czego miała już na akcje jw. alergię. Była nadzieja, że na jajach dojdzie jakoś do siebie, bo jakby nie było – był to rodzaj schronienia, czarodziejskiej wyspy itp. miejsc, gdzie złe nie miało dostępu.
Na podwórka zameczku zaś we strzygę się w mig ten pijór sens wdział a potem na dach – hyc, hyc – i… już nic. Dzwon, trumna, siekł rzyć – i tak dał. Hyc hop! A kredens już w gwałt!
Ooooj niedobrze, niedobrze… – myśli spod kredensa Fryc.
Piaskownica, która dzięki tapirowi została w pewnym momencie pępkiem świata, nieodparcie przyciągała różne dziwolągi.
Pjór był jednym z nich; gdy dzieciaki sobie spokojnie rozgrywały teksańskiego pokierka na zapałki, tenże stanął po środku i rozpoczął perorowanie:
– Ko, koko, koko, kuku, buk!
– Kokokokokokoko, buk!
– Kuku, koko, kuku, koko, buk!
Hania pierwsza przyładowała z blaszki.Pjóra zagięło i lekko wyhamowało. Rozpaczliwym skrzekiem starał się coś wyartykułować, ale wyszło tylko: – buk, buk!
No to Ewcia uruchomiła wulkan, z zimnym spokojem owinęła uchwyt opatki przylepcem, i zaczęła trzaskać – lewa, prawa, lewa prawa…
Oczywiście chłopaki nie mogły być gorsze; najpierw Januszek wykonał klasyczne o-soto-gari, a Tadzinek miał możność pierwszego użycia dopiero co opracowanego gazu napuchującego, po którym to gazie, nonsens spuchł do rozmiarów magazynu stolarskiego na Wiatracznej 33A.
Oj, będzie się jeszcze działo, odecwał się zza krzków ciąg dalszy.
@ Ptachu – jeżeli jeszcze się nie sponiewierał.
Z tym genderem to trafiłeś Pan w sedno. No jest sporo takich alkoholi, aleć przecież ich do chałupy nie przynosimy. Koty by się obraziły i za nic nas miały.
Moja znajoma ma sześć /słownie: sześć/ buldożek francuskich i też nie piją!
Mój owczar alzacki onego czasu ululał się adwokatem. Bardzo się psu spodobało. Mnie niekoniecznie, bo myłam okna z drabiny i on mnie ściągnął na ziemię. Za spódnicę z tetry.
Same kłopoty z tymi zwierzętami, jasssny gwint!
@KOSSOBOR
Sponiewierało ale tylko trochę (za mało było).
Owczarka Majka narąbała się Sheridanem i zrobiła się strasznie całuśna (pies mi mordę lizał). Teraz śpi i coś jej się śni.
W międzyczasie wróciła Pani Ptasznikowa i razem “namagamy” winem (tak ze dwie flaszki pójdą).
Zwierzaki to pociecha.
@KOSSOBOR Posted Luty 23, 2013 at 2:44 PM
Ja właśnie w tym celu weszłam na jaja… Zostawiłam narybek (ululany i Sheridan nie ma tu nic do rzeczy! Dzik – takoż nie.), pleśń na uszczelkach okiennych (jak się pozbyć cholerstwa?!), resztki rosołu (nie z kurfirsta, nie! Nie z kura ryżandolowego, tylko zagrodowego, takiego równego wojewodzie albo inszej arystokracji małopokoleniowej) oraz inne codzienne objawy pjurnonsensu stosowanego. Zostawiłam je przetoż i ręnce mnie opadli. Jak już bowiem nobliwej damie (DAMIE!) takie tu się ten-teges urządza, to ja nie wiem… Od początku nie umieszczam tu tekstów, wpadam ino na żurfiksy a właściwie, to wysyłam Gryzeldę.
No dobra, pjurnonsens tak się rozrósł, że przysłonił cel z jakim Gryzelda wlazła na jaja. Cel był zaś prosty – ocalić co jest do ocalenia, pocieszyć, wyopatkować albo co.
Jednakowoż pjurnonsens nabierał cech zimowej mgły oraz pleśni na uszczelkach – rósł i rósł przysłaniając widok za krystalicznymi szybami. Gryzelda użyła kolejno: płynu do silikonowych fug, mydła undecylenowego, spirtu (ruskiego, nie byle rektyfikatu czy innej radfinady dla osobników o nieustalonej płci a tym samym przynależności gatunkowej), zaklęć i perswazji ustnej.
Nie, nawiew u Gryzeldy nie działa. Ani w jedną ani w drugą wentylacja nie robi. Ferie są, to nie robi. (Druga po windach kosmicznie antyludzka sprawa??) Poza feriami też nie robi, bo to jest budownictwo z epoki takiej tam basta. Mikrouchyły – stale pozostawione, do gotowania – okno się otwiera (coby nadmiar pary uciekł z kwikiem). A do tego hrabinie się zdarzyło trafienie na zamaskowaną kałużę!
Nic tylko kląć i płakać.
Jedna iskierka błyskała w tym tunelu – “Zdrowie koni!” (kto może niech rąbnie!)
@ Kropka
Piszę tutaj, a jużem chciała pod Twoim komentem w circule… Alem się ugryzła w klawiaturę.
A więc: moja znajoma na swojego wspaniałego konia /xo, po Emetyt/ mówiła zazwyczaj per “rybko”.
Mam dysonans poznawczo filozoficzny przeto.
Co hobić? Pić czy nie pić? No i za Ptachem: “co pić”? A?
Ptachu i Ptachowa zaprawiają, więc pewnie mi nie odpowiedzą, ale Ty, po odwróconym kapuczino, to mogłabyś.
Qrfirst pod kredensem przydławia się tym kawałkiem pjura, co go uszczknął, więc też nie chce gadać z Glorią.
Przeto Gloria musi udać się po jakąś popitkę dla nieboraka. O właśnie! Czy aby “niebo – rak” nie jest jakąś formą bluźnierstwa?
Tu Gloria rozglądnęła się z przerażeniem wokół: czy aby pjur się gdzieś nie czai?
@KOSSOBOR
Jak to, co pić ?
wariant ratunkowy, czyli co pod ręką
SZOPEN GDYBY ŻYŁ , TEŻ BY PIŁ.
– Ja ci się poczaję, ty pjurze jeden! – wrzasnął Januszek i przywalił z kopa.
Tadzinek w milczeniu wieloznacznym a złowrogim sprawdzał na leszczynie skuteczność garoty z konopnego sznurka, bo tylko to mógł świsnąć babci z kuchennej szufladki z przydasiami. Znalazł tam też dwie puste, drewniane szpulki po niciach, które posłużyły mu za rączki garoty.
Ewcia, dymiąc obficie, metodycznie pracowała łopatką: lewa, prawa, lewa, prawa.
Zmęczona bojami z pjurem jednym i drugim Hancia pracowicie budowała wieżę z piasku: gdy w końcu INTW IMHo IBF aka Iza trafi tu ze swoim zwierzyńcem – będzie jak znalazł.
Wszystkie dzieci były już bardzo zmęczone pjurem, a na dodatek Gryzelda wrzuciła nowy problem: jak wypieprzyć pleśniawego pjura z okna? No jak?!
– Zionąć ogniem! – poradziła Ewcia i zatarła już łapki /ale zaraz wróciła do: lewa, prawa…/.
Ale to zdało się Gryzeldzie zbyt ekstremalnym pomysłem, zwłaszcza zimą.
Fryderyk zamknął zapis nutowy i zamyślił się.
-Jaki pijur ? Jaka Gryzelda ? I dlaczego te bachory tak hałasują ?
Głowa boli i w gardle zaschło.
Podniósł wieko fortepianu, rozejrzał się i wyciągnął z instrumentu flaszkę pokaźnych rozmiarów.
Sante , Monsieur Chopin.
Niestety! W tym momencie w drzwiach stanęła/stanął Aurora/Żorż. Szopę odłożył butelkę i westchnął:
– Zawsze to samo. Napić się nie idzie spokojnie, żeby to babsko się nie przywlokło. Po czym usiadł do fortepianu i, zniechęcony, zaczął piłować etiudy, które komponował dla pieniędzy i nauki bęcwałów. A zwłaszcza bęcwałek. Afektowanych.
Po dwustu bez mała latach w Polszcze objawiła się/objawił się Anna Grodzka/Grodzki.
Doprawdy, z imionami NIE MA ŻARTÓW!
Po czym Monsieur Ch. siadł przy klawikordzie i zaczął próbowac akord po akordzie, aby oddać i pianie Frycka, i nieznośny belkot pjujnonsensu, i wrzask bachorów, i charakterystyczny wybuch wulkanu w Ewci oraz rytmiczne klepanie łopatką, i bulgot wlewanego przez Ptasznika do gardła trunku, i mlaskanie Gryzeldy wylizującej z dna filiżanki odwrotne kapuczino, i wrzaski Tadzinka i Januszka ćwiczących sztuki walki, a nawet hozpaczliwy krzyk Glorii, która wychyliwszy się z okna wzywała pomocy. W tle jak leitmotiv przewijal się dźwięk, który dopiero po czasie krytycy rozpoznali, jako repetowanie karabinku, co oznaczało, ze Sztyrlic znowu tkwił w leszczynie i gotował się drogo sprzedać zycie.
Tymczasem Madame katar o charakterze wybuchowym ciskal od ściany do ściany i od mebla do mebla nabijając jej liczne guzy, wskutek czego powoli upodabniała sie z wyglądu do Krasuli, tego jakże typowego mieszkańca naszych zarośli.
Żorż potrząsnęła krótką czupryną, zasiadła w fotelu załozywszy nogę na nogę, wyciągnęła cygaretkę i zaczęła kopcić jak lokomotywa “Sporty”. W tych jakże niesprzyjających warunkach Frycek Ch. kontynuował kompozycję wspomnianego powyżej arcydzieła, czasami rozpaczliwie odganiając od siebie kłęby coraz gęstszego dymu.
w takich to ciężkich warunkach powstawał nieśmiertelny “Mazurek dwujajeczny”, który przez wieki wyciskać miał słuchaczom łzy wzruszneia z oczu.
sigma
Posted Luty 23, 2013 at 11:25 PM
Ależ, to była “Rewolucyjna”! Ten karabin Stirlitza mnie przekonał.
Natomiast gdy piesek Aurory aka Żorż latał za swoim ogonkiem dookoła siebie, Szopę machnął takie cudeńko:
No,mooże. Bo w 49 sekundzie wyraźnie słyszę plusk, chlupot i wesolutkie świsty naszego Delfinna.
Ale z drugiej strony – kto powiedział, ze Fryderyk Ch. skomponowal na cześć jaj be tylko jeden utwór;)
Szczególnie, ze Żorż cały czas kopciła te “Sporty” i cięzko przez kłęby dymu zobaczyć zapis nutowy.
W muzyce trzeba jaj – twierdzą fachowcy
Caballero
Rodrigo Juan Ricardo Sueltalamosca Porromponero y Fandanguez
(Chluba Kastylii i Leonu)
OLE !
“Aaay , que disgracia de haber naci..o
Anda mi madre, porque me has hecho e..to”
OLE !!!
Don Rodrigo J. R. Sueltalamosca Porromponero y
Fandanguez
No no Ptaszniku, widzę co lubisz:
Ps. Gdyby wszystkie Panie OBOWIĄZKOWO uczyłu się tańca brzucha świat byłby piękniejszy i łagodniejszy
Parny wieczór Madrytu. przetykany staccatem cykad i oszalałą z namiętności pieśnią słowików dopiero się rozpoczynał.
Kapitan Gwardii Jego Królewskiej Mości, Don Rodrigo Juan Ricardo Sueltalamosca Porromponero y Fandanguez wcisnął się gorset, przywdział pyszny mundur królewski i przypasał szpadę.
Sprawdził w lustrze, czy jego zabójczy wąsik nadal jest zabójczy, założył kapelusz ze złotym galonem i zręcznym kopniakiem otworzył drzwi kwatery …
@Jazgdyni
//Ps. Gdyby wszystkie Panie OBOWIĄZKOWO uczyłu się tańca brzucha świat byłby piękniejszy i łagodniejszy//
Zwłaszcza niektóre, co ? ;-))))
@Jazgdyni
Ta Saracenka istotnie została obdarzona przez Wszechmocnego wielkimi talentami i całą resztą też, lecz ja wolę tą senioritę z Andaluzji.
Jako znawca i koneser musisz przecie przyznać , że co zakryte (no prawie) to angażuje wyobraźnię, bez której życie (do pewnego wieku – oczywiście) jest niewiele warte.
Hiszpanka ma poza tym piękny uśmiech.
Czego te kobity tak rzadko się uśmiechają ?
Chodzą najczęściej z takim sojrzeniem jakby pięć wsi spaliły a przecie nawet najmniej reprezentacyjna niewiasta jest piękniejsza od samego słońca, kiedy się uśmiechnie.
Ot , tajemnica.
… Don Rodrigo rozejrzał się a potem brzęcząc srebrnymi ostrogami pomaszerował wąską uliczką Św. Izydora w kierunku Rastro.
Minął oberżę “Pod Bakchusem” i wyszedł na szeroką ulicę Św. Jakuba, zamieszkałą głównie przez zamożne kupiectwo.
Tu Don Rodrigo podkręcił swój zabójczy wąsik i zaczął rzucać ukradkowe spojrzenia to w lewo , to w prawo ,na wysokość pierwszego piętra kamienic, gdzie zgodnie z obyczajem , miejscowe matrony wystawiały na balkony swoje córki na wydaniu.
Rodrigo prezentował się doskonale , więc wszystkie mamusie, widząc tak wspaniałego szlachcica, nie szczędziły swym córeczkom szturchnięć i kuksańców, by się nie garbiły i by jak najlepiej zaprezentiwały swe atuty.
Rodrigo uśmiechał się uprzejmie do seniorit i szacownych matron, kłaniając się grzecznie kapeluszem na lewo i prawo i posyłając co piękniejszym pannom całusy…
Odessawszy krew z palca, którym skaleczył się o zabójczy wąsik kapitana Gwardii Jego Królewskiej Mości Don Rodriga Juan Ricarda Sueltalamosca Porromponero y Fandanguez, pjur drugim palcem podłubał w uchu i narychtował słuch absolutny, nieco wzburzony ostatnimi wydarzeniami. Podciągnął opadłe gacie, ścisnął w ręce packę na muchy i rozejrzał się złowrogo, acz nieodmiennie triumfalnie dookoła.
Niestety, dookoła nikogo już nie było, nawet piaskownica świeciła pustkami, z lekka tylko bulgocząc w rogu resztkami po zimnej fuzji.
Dzieci się wyniosły, zniechęcone lutowym, beznadziejnym popołudniem, tylko Januszek się zaciął i postanowił, że przypieprzy temu całemu pjurowi.
Jak zwykle, zaczął od błędu ortograficznego, pisząc w inwokacji: “Ty pjórze jeden z drugim!” Następnie popędził do niani, by mu przypomniała siedem grzechów głównych, które już zapomniał. Po drodze, naturalnie, nie omieszkał wpaść do łazienki i wygrzebać z tacinej bonżurki mentolowego.
Mentolowy, zapomniany przez doktora, był suchy jak pieprz, przeto Januszek dostał niezłego kopa po pierwszych już sztachach. Paląc w oknie, zauważył, że Hancia z ukrycia daje mu jakieś rozpaczliwe znaki, ale poprzez dym i szarówkę wieczoru sądził, że to Ptachu przebrany za Saracenkę usiłuje ćwiczyć flamenco. Przeto pokrzepiony na umyśle, szybko dokończył elaborat do pjura i powiesił go na płocie zameczku Glorii, żeby wszyscy przeczytali.
Hancia łapała się za głowę,bowiem zbyt późno zdołała dorwać Januszka.
Natomiast Gloria, wracając ze spaceru po dolinie, w której zima trzymała tęgo i cher cousin Alphonse musiał nawet wypychać buksujący w śniegu automobil Hrabiny /o tej porze nie będziemy cytować tego, co siedząca nonszalancko za kierownicą Gloria wykrzykiwała podczas tej operacji, bowiem dzieci jeszcze nie śpią/, a więc Gloria, widząc spory tłum zgromadzony pod płotem zameczku – z aprobatą przeczytała odezwę do pjura: może w końcu będzie mogła otworzyć okno w wieży i nic jej się podczas wietrzenia pracowni nie wciśnie?
Pjur na to wszystko patrzył z doskonałą obojętnością, ukryty w krzakach leszczyny: “Ja wam jeszcze pokażę!” – pomyślał i upewnił się, czy w kieszeni skromnego paltocika tkwi jeszcze charyzmat. Charyzmat był wprawdzie nieco pomięty, ale tkwił.
Ciąg dalszy zacierał wredne łapki…
…Rodrigo nawet nie zauważył Pijura, bo gdyby zauważył że jakiś nędzny Pijur (zapewne nikczemnej kondycji) dotknął się jego zabójczych wąsików, to honor szlachcica i oficera nakazałby mu natychmiastowe przeszycie Pijura szpadą.
Na szczęście – jako się rzekło – Pijur pozostał niezauważony i dzięki temu uniknęliśmy oglądania krwawego incydentu tak charakterystycznego dla owych czasów, w których szpada z pochwy wychodziła równie łatwo jak dziś lekkomyślne słowo z ust starych i młodych.
Rodrigo zatem kroczył nadal pełen godności i kłaniał się damom z gracją tak charakterystyczną dla całego rodu Fandanguezów, których szlachectwo – jak sami mawiali – sięgało czasów kiedy jeszcze Bogu nawet się nie śniło wygnać Adama i Ewę z ogrodu Eden.
– Pojdź w me objęcia wonna różo – podśpiewywał sobie pod wąsem Don Rodrigo.
Był szczęśliwy. Wieczór był ciepły, zapach kwiatów upojny a z królewskich ogrodów El Pardo dobiegał dźwięk gitar przemieszany ze śpiewem cykad …
Pijur tkwił w krzakach jaśminu, gdzie słowiki darły się jak opętane i ściskal w jednej ręce charyzmaty,a w drugiej gazrurkę. Gdyby kto dostrzegł jego wzrok byłby przekonany, że dopiero co spalił nie tylko sześć wsi, ale niewykluczone, ze i zarżnął kogo przy okazji. Wzrokiem tym jadowicie śledził Don Rodrigo nie mogąc pojąć, jak ktoś może być tak kretyńsko szczęśliwy wobec niewątpliwego faktu, że ludzkość tarza się w objęciach grzechu, rui i poróbstwa. Z irytacją przyłożył gazrurką po krzakach płosząc kilka nieodpowiedzialnie zadowolonych z życia słowików.
A ja już miałam (wczoraj) pisać, że pjur przebijał wszystkich i wszystko. W tej sytuacji pozostaje mi przemyśleć narrację, coby wonna róża nie zemglała. Ale i tak taki don Rodrigo z szaszłykiem nie budzi we mnie rezonansu. Co innego łopot gazrurki żaroodpornej na opatce tytanowej. O!
… Rodrigo był – jako się rzekło – szczęśliwy.
Mimo swego krwawego rzemiosła, jakiemu był poświęcony w służbie Jego Królewskiej Mości, Rodrigo był młodzieńcem wrażliwym i czułym na uroki świata.
Znał lepkie wdzięki rui i porubstwa, lecz w tej chwili szukał milości czystej i wzniosłej, no może z odrobiną pikanterii, która – jak powszechnie wiadomo – jest pieprzem i solą życia.
Dlatego też statecznie minął słynny zamtuz Mme Valerie, znany doskonale gwardzistom królewskim, którego pensjonariuszki z właściwą niewiastom wszetecznym smiałością, nawoływały go wychylone z okien : “Senior Kawalerze, uczyń nam zaszczyt” a weteranki wołały :”Cóż on niesie takiego długiego?”, inne zaś odpowiadały szyderczo : “długie ale zimne” – czyniąc tym niestosowną i haniebną aluzję do niezrównanej toledańskiej szpady naszego Kapitana.
Rodrigo nie zamierzał odpowiadać na zaczepki, uchylił jednak dwornie kapelusza, by nikt nie śmiał oskarżyć go o brak ogłady.
Minął jeszcze kilka przecznic i – zwabiony muzyką – wszedł do ogrodu bodegi “El Moro”.
Jeden z Cyganów właśnie zaczął tam spiewać popularną piosenkę “O narzeczonej Nurtu Rzeki”
Una noche pase por el puente
y robaron mis cinco sentidos –
una nina , que dice la gente,
es la novia del Agua del Rio…
Cztery gitary zaatakowały wściekłym forte,
trzymanym w ryzach przez staccato dwóch par kastanietów.
Jedna z Cyganek wskoczyła na drewniane podwyższenie i rozpoczęła taniec z szalem usiłując przytupywaniem narzucić swój rytm gitarom i kastanietom.
Publiczność co chwila wołała Ole! Gitana ! Ole! klaszcząc rytmicznie w dłonie.
Rodrigo zafascynowany muzyką usiadł u stolika, który na widok szlachcica i oficera królewskiego natychmiast opróżniony z mniej wyszukanej publiczności.
Dziewka o bujnych kształtach natychmiast przyniosła mu dzbanek wina i nalała odrobinę do kryształowego kielicha przeznaczonego dla specjalnych gości.
Rodrigo zapatrzył się w tancerkę a śpiew i wino wprowadzały go w coraz lepszy nastrój …
OLE !!!
No niech Cię, Ptachu :))))))))
Januszek siedział w kącie piaskownicy i przesiewał piasek, by wyłuskać drobiny zimnej fuzji, które się jeszcze ostały.
Potrzebował je ogromnie, by skonstruować pojazd, który zabierze go do mitycznej krainy.
Krainy bez węży, skorpionów, stonóg i innego robactwa.
Pojazd winien być odpowiednio duży, by nawet bar Przystań się zmieścił. Ale jednocześnie szczelny, by żadna gnida, albo pjór się niepostrzeżenie nie wcisnął.
W głowie miał już rozrysowanych 14 schematów formatu A3. Najważniejsze przewody zaznaczył na czerwono. A najdelikatniejsze linią przerywaną z kropką w środku.
Ale napęd, napę jest najważniejszy.
Gryzelda z uporem liczyła ile to będzie dwa tygodnie od dziś (i jak liczone!). Postanowiła odsiedzieć w kozie razem z Januszkiem, Ozem, Kamyczkiem i paroma innymi za-koza-nymi.
(No, to ile to będzie? Odp. na priv)
Tera letem łapać przelatujące neutrina na zupe.
A czy jaja są poza kozą? Gdyby Janusz obiecał,że wróci posiedziałabym chętnie z za- koza- nymi, w dobranym towarzystwie. Jeżeli nie – całe nabożeństwo na nic. Zainstaluję sobie chyba więzienny centymetr do obcinania po kawałku. Wirtualnego nie umiem:(
Mme tkwiła dalej w domu kichając od ściany do ściany i rozmyślała nad nowo powstałym problemem.
Czy istnieje życie poza kozą? Czyż nie jesteśmy wszyscy na nią skazani?
Czy w związku z tym – za-koza-ne jaja to prawda, czy fałsz?
Gdzie i czy jest granica poznania istoty bzdyklaczenia?
A jeżeli nie – to dlaczego?
– Koza jest nostha – chlipnęła Hrabina i kazała Woyciechowej przygotować paczkę żywnościowa z wiankiem cebuli i nawet sama podjechała automobliem pod kozę, by wspomóc Januszka.
Tymczasem tytanową opatką podwędzoną od Ewci, Januszek odszukał Słaby Punkt i rozpoczął kopanie systemem kreta – turbo. Aż wizgało.
Co mu tam blokady, zasieki. Jak by trzeba, to by się wydostał z Guantanamo. To stara szkoła agenta 0:o.
Tak jak się spodziewał, wyszedł na światło w klatce Gutanga, gdzie ten poklepał go po ramieniu, rzekł: – dzielnie zuchu i tym razem zakopcili po skręcie.
Witaj, Wizgu:))) To się nazywa wejście smoka:)
Niestety, klatka była obliczona na maksymalne przeciążenia, piłowania, przegryzania i inne typowe dla gutangów zachowania… jednym slowem, kraty były nie wyłamania.
Januszek zniechęcony zjadł podsuniętego przez dobrodusznego Gutanga banana i wycofał się wykopanym korytarzem do Guantanamo, gdzie zaczął obmyślac następny wariant ucieczki.
Nie mogę wkleić naszego ulubionego ciągu dalszego. Próbowałam kilka razy.
Hrabina była więcej, niż wzburzona. Zapaliwszy nerwowo kolejnego papierosa, oświadczyła nagle Woyciechowej:
– Jadę do klasztohu!
– Łolaboga, łolaboga, panów nam potentegowało! – labiedziła wierna sługa, załamując ręce.
– Ależ, Ofelio! – wykrzyknął cher cousin Alphonse, gdyż obcowanie z barem mlecznym “Biały Ruczaj” zdało mu się doprawdy o wiele gorsze, niż obcowanie z pjurem. A o cher cousinie Alphonse możemy doprawdy powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest idiotą!
– Zdania nie zmienię. Jutho hano wyjeżdżam, phoszę, niech mnie Woyciechowa spakuje.
Kocice, zdenerwowane, sprawdzały w spiżarni, czy jest tam dla nich zapas jedzenia, bo wiadomo, jak Józek – to koty w kąt i głodówka.
Qrfirst oklapł na ryżandolu – na cóż mu teraz puszenia i ostentacje?! A nawet stwierdził, że i oratorium jakie by wytrzymał, bo zameczek bez Glorii jest bez sensu. A ani z kocicami, ani ze służbą nie miał przyjemności obcować.
Za oknami zameczku falował pjur, a z krzaków dochodził cichy wizg…
………………………………..
……………………………….
Próbowałam powyższe wkleić kilkanaście razy.
@KOSSOBOR
Moduł antyspamerski zatrzymał ten komentarz do moderacji. “Akismet wykrył problem. Niektóre komentarze nie zostały jeszcze sprawdzone przez Akismeta pod kątem bycia spamem. Zostały one tymczasowo przetrzymane do moderacji”. Komentarz zaakceptowano.
Ciąg dalszy wychynął z krzaków leszczyny trwożliwie i rozejrzał się dokładnie na boki.
– Hmmm, jaka to miejscowość? – pomyślał.
Muszę złapać języka.
Właśnie w pobliże krzaków zbliżał się język zajęty wylizywaniem orężady w proszku. Ciąg dalszy poznał, że była to orenżada pomarańczowa, jego ulubiona.
Miał ochotę dokonać zaboru, ale język wykonał nagły skręt i poszedł do pobliskiej piaskownicy, gdzie siedziały jeszcze trzy języki zajęte tą samą czynnością.
Języki po zakończeniu konsumpcji wyrzuciły papierki grzecznie do kosza i robiąc ciasne kółko zaczęły coś między sobą szeptać.
Była to najwyraźniej jakaś tajna narada w jakiejś tajnej sprawie. (Szkoda, że Sztyrlic miał właśnie ferie zimowe.)
Ciąg dalszy nadstawił ucha, ale dolatywały do niego tylko niezrozumiałe strzępy rozmowy.
Nie mógł przysunąć się bliżej, bo chciał przecież być ciągiem dalszym. Obserwował towarzystwo spod przymkniętych powiek i zauważył, że jeden z języków miał najwyraźniejszą ochotę oddalić się na stronę. Reszta uniemożliwiała mu tę czynność, ale ów język (był znacznej postury) miotał pozostałymi językami tak mocno, że zaniepokojona zimna fuzja wyczołgała się z rogu piaskownicy i schowała się dla własnego bezpieczeństwa w koszu na śmieci.
Fuzja słyszała, że ten duży mówił stanowcze tak, kiedy reszta mówiła błagalne proszę i zostań.
Proszony przysiadł na kubkach smakowych i zaczął intensywnie myśleć.
– No, może zostanę – powiedział – ale muszę dostać jakieś narzędzie.
Języki splątały się w zbaranieniu, kiedy najmniejszy z nich krzyknął:
– Już wiem – i spod ślinianek wyciągnął opatke tytanową.
Duży spojrzał z niedowierzaniem, bo opatka była nieodłącznym towarzyszem tego małego.
– Really – powiedział ten duży – śliniąc się mocno na widok opatki.
– Yes, yes, yes – powiedział ten mały i ofiarował dużemu opatkę.
– Dobra, teraz mogę zostać w naszej piaskownicy.
Ciąg dalszy nie mógł udać się na stronę, bo bardzo był ciekaw kontynuacji.
Za palcyma dalszego cięgu otwarła się z nacka perspektywa. Rozejrzała się po okolicznościach przyrody po czem machnęła od niechcenia swemy możliwościamy. Natenczas wypełniła się znakomicie przechodzącą w dalszem dalszem cięgu góromewą. Aliści on nie poznał a został był w zwątpieniu łypiąc w szoku ku trzewiu koszu…
Ciąg dalszy wciąż z przyczyn ontologicznych tkwił w krzakach, ale na przeszpiegi wysłał ciag bliższy. Ten ostatni zawsze lubial towarzystwo, więc dobral sobie ciąg geometryczny, matematyczny, a nawet jednego logarytma i razem – zapomniawszy po co zostali wezwani – zaczęli się bawić w “Koło graniaste, czworokanciaste”.
Nastąpił błysk a nad piaskownicą zagrzmięśło błyskotnie w zadębieniu towarzystwo macając. Kołoliście czwórgraniaścignęło z pustki niby ząb u dziadu borowemu i kiwawszy się radośćnie podkołołoooowało łoj ku cięgom. Obtańcowało je wszystkie z rozmachem i zaintonowało pieśń nieznaną. Głównie kołu.
@ Delfinn
Aaaa, no jasne. I tak nic z tego nie rozumiem, spokojna Twoja Butlonosa ;)
DelfInn
26 lutego 2013 godz. 14:53
Tez mi buchnelo komenta. Nic specjalnego, wiec mi nie szkoda przesadnie.
Tymczasem nadleciał pjur w skromnym paltociku ale z gazrurką i zagrzmiał:
– Nigdy nie zapominajcie, po co zostaliście wezwani!
Gloria z hukiem zatrzasnęła okno.
W piaskownicy Ewcia już, już miała chwycić za łopatkę /prawa, lewa, prawa, lewa etc./, ale zorientowała się, że – niestety! – miała dobre serduszko i łopatkę w odruchu dobroci podarowała… Bardzo tego żałowała.
@ Torin, Butlonosy
Wielokrotnie mam tak, ze “wykryto duplikat komentarza” wyskakuje. Co mnie obraża ;)
Zazwyczaj dostawiam kilkanaście kropek i przechodzi jako nówka. Ale dzisiaj – za cholerę nie chciało.
@KOSSOBOR
Pewnie tym razem było za dużo kropek.
Ten duplikat wyskakuje chyba wtedy, gdy się napisze taki sam koment, jak poprzedni. Mam niejasne podejrzenie, że może też wyskakiwać gdy się zapycha bufor wordpressowy.
Ponieważ była to pieśń kołu nieznana, więc fałszowalo niemiłosiernie, większe partie tekstu zmieniając na rozgłośne tra la la oraz bum cyk cyk.
@KOSSOBOR i Delfinn
Problem wziąl się stąd, że jak banuje się usera to WP umieszcza w spamie komenty zawierające jego nickname.
Teraz już powinno być OK.
… Namiętny dźwięk gitar, ostry ton kastanietów oraz przybywające wciąż w kielichu wino do tego stopnia rozochociły naszego bohatera, że – o zgrozo – zaczęły mu się coraz bardziej podobać wszystkie kobiety przebywające w ogródku bodegi, nawet czarno ubrane,stuletnie , bezzębne staruszki, pokrzykujące wirującej tancerce.
Rodrigo porwał się od stołu, rzucił parę miedziaków oberżyście i nie bacząc na godność swego stanu , jednym susem skoczył na podest.
OOOLEEE ! wrzasnęła publika.
Rodrigo i Cyganka zaczęli wirować wokół siebie, to cofali się , to znów godzili w siebie, coraz bardziej zatopieni w szaleńczym rytmie. obcasy cyganki ostro stukały w deski parklietu odpowiadając dudnieniu obcasów botfortów Rodriga i malinowemu dzwonieniu jego srebrnych ostróg.
Nagle gromkie OLE rozległo się na ulicy.
Narastający hałas i okrzyki zwabiły publiczność do parkanu bodegi i na ulicę.
Gitary jedna po drugiej zamilkły i nagle Cyganka i Rodrigo pozostali bez muzyki.
Rodrigo zamiatając piórami kapelusza deski parkietu podziękował partnerce za taniec ale Cyganka znikła w tłumie gapiów wyciągających obecnie szyje w kierunku zamieszania powstałego na ulicy…
OLE ! OLE !
…które to zamieszanie wywołał, oczywiście, tapir i s-ka. Kroczył oto dostojnie środkiem ulicy, a półtrąbkiem trzymał transparent, na którym stało bezwzględnie:”Precz z uciskiem ludu pracującego miast i wsi przez samozwańcze autorytety!”. Po jego prawicy dyrdał ululany dzik krzepko uchwyciwszy kłami tablicę z napisem:”Nasze jajcarskie nie! dla tych, którzy nie chcom, ale muszom nas karcić!”. Na oklep na tapirze jechał Frycek trzymając nieco mniejsze hasełko:”Stanięcie w prawdzie nie oznacza stanięcia komuś na głowie!”.
W drugim szeregu kroczyły umorusane bezjedynkówki z wielkim bannerem, którego treść wyjęczały od księdza proboszcza, bo chciały, żeby było to porządne hasło. Ksiądz proboszcz siegnął po Tomasza a Kempis. “Choćbyś widział, że kto jawnie grzeszy, lub jakie ciężkie zbrodnie popełnia, mimo to nie powinieneś uważać się za lepszego, bo nie wiesz, jak długo potrafisz w dobrym wytrwać. Wszyscy jesteśmy ułomni, więc nie sądź, że inni są ułomni, a ty nie. ”
Z tyłu pomykała nieśmiało Woyciechowa dzierżąc kurczowo nagryzmolone kopiowym ołówkiem: “Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.Mt 7, 1 ”
Tłum zamarł, zdębiał, osłupiał i w tym stanie został.
Woyciechowa niosła i myślała, iż wielka szkoda, że Pani tego wszystkiego nie widzi, bo była musiała w sprawach wyjechać i zdobywać pod Maciejowicami armaty.
Szła tak Woyciechowa i myślała, więc nie zauważyła, że Qrfist wylądował wprost pod jej nogami, że omal się o niego nie wygruziła.
Kogut był najwyraźniej podniecony i spod skrzydła wyciągnął pikietę na której stało, że wiadomy obiekt został urlopowany.
– Nic tu po mnie – powiedziała Woyciechowa i rzucając kopiowe dzieło dodała – nie będę mitrężyć czasu po próżnicy, bo Pani kazała mi ugotować sagan bigosu, drugi fasolki po bretońsku i flaków trzeci, a wszystko to zawekować na czarną godzinę; wykręciła się na pięcie i szybkim krokiem udała się do zameczku.
Qrfist wpadł w zadumę.
– Gloria niby herbowa, a takie prostackie jedzenie chce uskuteczniać. Oj nie ma już dzisiaj prawdziwych hrabiń.
Z furkotem wyskoczył w powietrze, bo o mało go w tym zamyśleniu reszta pochodu nie zglajszachtowała z asfaltem.
Kurde, w pysk !!! Sacre nom de chien !!!
Czierez siem grobow j… mat’ !!!
No i spaliliśta mnie pomysła, bestyje jedne !
No nic, niech się ino obrobię z robotą to wieczorem się weznę i nadsztukuję wątek.
… Rodrigo z trudem przepychał się przez tłum gapiów.
Na szczęście był tam gwardzista z jego szwadronu, zasalutował i ryknął koszarowym głosem: „PRZEJŚCIE DLA KAPITANA JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI, SZLACHETNEGO DON RODRIGA JUANA RICARDO SUELTALAMOSCA PORROMPONERO Y FANDANGUEZA !!! Z DROGI HOŁOTO !!!
Tłumek rozstąpił się a Rodrigo odsalutował podwładnemu, podziękował mu skinieniem dłoni i w dwóch susach znalazł się w pierwszym szeregu gapiów.
Oczom jego otworzył się widok niezwykły.
Całą szerokością ulicy, w świetle pochodni, przenośnych latarń i pęków płonącego łuczywa, szedł barwny tłum złożony z wszelkiego rodzaju obwiesiów, włóczęgów, żebraków, linoskoczków, rzezimieszków, ladacznic, żołnierzy, czeladników warsztatów madryckich, Cyganów i innych nygusów oraz wszelkiego rodzaju miejskiej hołoty.
Wszystko to wrzeszczało, śmiało się, śpiewało, przeklinało.
Na czele , zażywny, bosonogi wyrostek w łachmanach munduru majtka królewskiej floty, z płachtą czerwonej materii w dłoni, mającej udawać muletę, walczył z dziwacznym czarnym potworem, podobnym do wyrośniętego wieprza, z długachnym ryjem czy trąbą, który raz po raz szarżował na wyrostka, wyraźnie zadowolony z zabawy, rżąc, pokwikując i popierdując z uciechy.
Wyrostek zręcznie uchylał się przed każdym atakiem potwora a publika przy każdym udanym paseo młodego „torera” , wrzeszczała wniebogłosy OOOOLEE !!!
„Torero” pobudzał potwora krzycząc OLE TORO ! VEN , TORITO LINDO !!! jednocześnie próbując oganiać się od dość dużej i ładnej suczki rasy niewiadomej, która skacząc wokół niego próbowała warcząc i szczekając schwycić go zębami za portki w miejscu gdzie się kończą plecy.
Suczka co chwila doskakiwała do wyrostka warcząc paRRRRRRRRRRRRRRadygmat, WRRRRR, WRRRRR OLE! WRRRR i chwytała go za porcięta.
Wokół niej skakał z kolei jakiś wymoczek próbujący ją zdzielić trzymanym w dłoni patyczkiem i piskliwym głosem wykrzykiwał CHAMKA, PROSTACZKA !!! Ole !
Dalej postępowały jakieś bachory umorusane i obszarpane tłukąc rytmicznie małymi łopatkami w wiaderka blaszane i sepleniąc OLE TOLO !!!
Za nimi dostojnie jechały na straszliwie zabiedzonych chabetach trzy ubrane w czerń matrony ciągnąc za sobą wózek z wielką miedzianą balią w której pluskała się w wodzie bestia morska z gatunku tych które na morzu lubią skakać po falach, popisując się przed żeglarzami.
Bestia co chwila zaczerpywała do pyska wody z balii i następnie z sykiem wydmuchiwała tą wodę na cały tłum powodując w tłumie uliczników nieopisany zachwyt i nowe wrzaski.
Rodrigo rozdziawiłby ze zdziwienia gębę, lecz ponieważ szlachcicowi i oficerowi królewskiemu nie wypada mieć czegoś tak gminnego i pospolitego jak gęba, więc rozdziawił ze zdziwienia oblicze.
Nagle obok dostrzegł anioła , nieopisanej piękności szlachciankę, przyglądającą się widowisku.
Rodrigowi zabiło serce i ugięły się nogi i postanowił w mgnieniu oka że dla tej właśnie dziewoi odtąd będzie żył i umierał.
Okazja nadarzyła się niezwłocznie, bowiem potwór atakujący dotąd toradora nagle stanął ja wryty, zawietrzył wysoko, i skierował plugawe ślepia prosto na ową szlachciankę.
Bestia opuściła łeb i zaczęła krzesać racicami iskry o bruk ulicy.
Nagle zerwała się do szalonego pędu i łomocząc racicami rzuciła się prosto na piękną nieznajomą.
W Rodrigu zagrała szlachetna krew Fandanguezów. Zasłonił szlachciankę własnym ciałem i już sięgał po szpadę aby przebić bestię, gdy nagle pośliznął się na psim gówienku, upadł a bestia przegalopowała po nim. Poczuł w tyle głowy wściekły ból i zapadł w czarną ciemność…
Nie spodziewałem się po takich indywidualnościach aż tak daleko idącej jednomyślności i wdzięcznej pamięci.
Ów awanturniczy romans jest objawieniem nowego Cervantesa w odmianie mniej poważnej.
Jaj.be rządzą. Podejrzewam, że po ostatnim odcinku TNT mentolowy sięgnął bruku.
Januszek stał w błękitnym blasku. Pioruny co rusz iskrami siekły z jego dłoni i uszu. Dobrą godzinę podładowywał się u Wulkanicznej Ewci. Dodatkowo w tylnej koeszeni spodni, jako tak zwany backup dzierżył resztki zimnej fuzjii.
Okropnie nie lubił byc olewany. Był wtedy straszny.
Gorszy niz wszystkie czarownice świata.
Prawda przecież była z nim…
Niepokorny niepokornie nie miał zamiaru się ukorzyć, więc pomyślał, że pokorność mu się jednak nada, bo niania mówiła dawno temu bajeczkę o pokornym co dwa, a nie jednego ssało.
Hasło na dziś – pokornym dalej zajedziesz.
Oj zajechało prostą dydaktyką, więc bezjedynkówki schowały noski w chusteczki wyjęte z celofanowych opakowań. Takie opakowania pozwalały zachować dziewiczą czystość chusteczek, mimo wielu różnych rzeczy trzymanych z nią w kieszeniach.
I nastąpił niekontrolowany chaos – jak masło maślane, które ubiła pracowicie Woyciechowa.
Ktoś znów wbił kij.
W mrowisko, już tak bardzo zdziesiątkowane.
A nawet spiątkowane.
Czytaliscie to:
http://jazgdyni.nowyekran.pl/post/88840,szlag-mnie-w-koncu-trafil
Ciekawym waszej opinii. Do zaspokojenia mej ciekawosci pchnal mnie szczegolnie ten fragment:
“Gdy zaczęły się zawirowania na Nowym Ekranie, Asadow usłużnie podsunął mi swoją stronę, dokonując przy tym bezprawnego zagarnięcia Jaj Bzdyklaczy.”
Oczywiscie moze mi odpowiedziec dyplomatyczne echo. Taka odpowiedz to tez odpowiedz..
Mężczyzna albo wali przeciwnika w pysk frontalnie albo cierpi w milczeniu.
Mądremu dość.
Zaraz zajrzę do zapodanej notki, ale na razie odniosę sie do tego, co napisałeś,
Już w polowie stycznia poszukiwałam tratwy ratunkowej dla jaj be – w tym okresie jazgdyni zajmował się najpierw gloryfikowaniem Opary, a potem proponował Oparze kupno nE.
Wtedy to Asadow zaproponował mi, że możemy się przenieść z jajami be na Legion.
Bardzo sie ucieszyłam, że będziemy wreszcie na swoich (w sensie wyznawanych wartości) śmieciach i oczywiście skorzystałam z propozycji.
Z czystego lenistwa jeszcze przez jakis czas pisaliśmy na jajach be na nE, po czym po jego upadku – bezbolesnie przeskoczyliśmy na Legion. Zlikwidowałam na nE wszystkie wpisy oraz korespondencję, czyli m.in.dziewięć części jaj bzdyklaczy.
Nie wiem, co ma na myśli jazgdyni pisząc o “bezprawnycm zagarnięciu” jaj be, ale mija sie w tej deklaracji z prawdą.
Jeżeli już ktoś “bezprawnie zagarnął” mu jaja be – to byłam to ja, ale w końcu każdy z współautorów ma swoje kopie i może sobie z nimi robić, co chce.
Torin
28 lutego 2013 godz. 18:41
Nie, no sorry, ale tego bełkotu nie da się czytać.
No cóż, jesteśmy w szponach sekty;)))
Jeżeli dobrze rozumiem tenor notki jazzgdyni – lada chwila Asadow za namową ukrytej mu za plecami Circ zbierze nas do kupy i każe nam się wszystkim rytualnie odstrzelić;)
Trzeba przyznać Januszkowi, że wyobraźnie to on ma, a jak się podkręci, to dopiero się dzieje;)
Ptasznik z Trotylu
28 lutego 2013 godz. 18:58
Twoja odp mozna odczytywac wieloznacznie. Czy to wedlug Ciebie jest walenie w pysk, czy nomen omen, w jaja..
Ale tak to juz z “obsesjonatami” jest, ze wnikaja w takie szczegoly..
Torin
28 lutego 2013 godz. 19:18
Chodziło mi o to że nie podoba mi się że Jazgdyni wypłakuje się publicznie na NE, obsrywając przy tym Legion.
Mężczyźni tak nie postępują.
I tyle mam do powiedzenia w tym temacie i nie zamierzam wracać do tej sprawy.
A kto się ze mną nie zgadza ten może mnie cmoknąć w podogonie.
sigma
28 lutego 2013 godz. 19:01
To by sie pokrywalo z moja wiedza..
Zeby nie bylo watpliwosci, do protokolu:
Pochylam glowe i zginam niepokorny krzyz, przed autorytetem Sigmy i Izy. Bedzie jak powiedza, ale co niektorych za starszyzne klanu nie uwazam i jesli na ich pomyslach stanie, moze zajsc koniecznosc, zeby mnie z harcerstwa wypierdolic, a juz napewno nie pozwole im wypowiadac sie w moim imieniu, bez uzgodnienia, czy wbrew mojemu zdaniu.
Jak to sie dzieje, ze musze sie zawsze miedzy jakis mlot i kowadlo ladowac. Cholera, od malenkosci tak mam. Do dupy. Kariery to ja juz nie zrobie i jeszcze te owsiki w dupie zamiast siedziec cicho..
Hmm..
Ptasznik z Trotylu
28 lutego 2013 godz. 19:29
Panie Sułku, kocham Pana:)
I zgadzam się z Pańskim podejściem do tematu w całej roziągłości!
Torin
28 lutego 2013 godz. 19:32
Jasny gwint, zostałam autorytetem; czuję się zaszczycona:)))
sigma
28 lutego 2013 godz. 20:58
Miało być : “cicho, wiem”
ale zamiast klasyki będzie:
“Pójdź w me objęcia wonna różo ”
OLE !!!
“VA PENSIERO W CUKROWE BURAKI” – czyli KASZANKA
sigma
28 lutego 2013 godz. 21:03
Dla jasnego gwintu znaleziono:
http://images.sklepy24.pl/31921985/626/medium/wpustka-zaczepu-zlacza-meblowego-mimosrodowego-gwint-do-drewna-jasny-bez-.jpg
http://img2.demotywatoryfb.pl/uploads/1253734662_by_Snajk_600.jpg
http://s3.flog.pl/media/foto/3596227_jasny-gwint.jpg
http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,324278,20120924,jasny-gwint-p.jpg
oraz ostrzezenie bhp
http://bombek.blox.pl/resource/c3.jpg
Pieśń chóru niewolników starego Nabuchodonozora wstrząsnęła mną do głębi; nie wiem, czy to przezyję nie załamując sie moralnie;(
Ta nagwintowana lufa czołgu chyba podoba mi się najbardziej;)
chociaż i ten gwint niebieski symbliczny jak cholera:)
Było śpiewanie, były rysunki to może teraz sentencje, bo one są mądrością jaj.be.
Januszek (marynarskie):
Hoooop! Hop! I pierwszy Murzynek za burtą.
Gloria:
Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
Alphonse (dość nieprawdopodobne):
Mężczyźni nie płaczą.
Qrfist:
Nie każdy w kurniku kurakiem, co któryś może być lisem.
Woyciechowa dodaje swoje, że tak powiem kulinarne:
Każdy rak w ukropie czerwienieje.
Chór niewlników z typową dla VI wieku przed narodzeniem Chrystusa zacięciem utyskiwal na zamordystyczne rządy wzmiankowanego powyżej Nabuchodonozora. Była to typowa mowa nienawiści. Toteż zaraz po ukończeniu piesni, jako nielegalne zbiegowisko mające na celu obalenie przodującego ustroju, zostali częściowo rozpędzeni, a częściowo aresztowani.
Tadzinek:
Nie bądź podejrzliwy – nie doszukuj się wszędzie sensu;)
Ptasznik:
Dobre wino i ładna kobieta to dwie miłe trucizny;)
sigma
28 lutego 2013 godz. 22:09
Patrz koincydencja! i to potrojna. Tez mi najbardziej pasuja do sytuacji, plus tablica bhp i w moich zajeciach zpt, tez sie ostatnio nimi zajmowalem.
Ronin zdaje sie wystepowac o sprostowanie do Ciebie..
(Tak mi sie skojarzyło. wlasnie leci na kanale niewymownym, a zeby sie upewnic sprawdzilem definicje na wiki..:p)
@ Sigma
//Dobre wino i ładna kobieta to dwie miłe trucizny;)//
Oj, przytruł bym się jeszcze ale jak powiada Pismo :”duch mocny ale ciało mdłe”
;-))
Co powiedziawszy ochoczy duch udał się dziarskim krokiem na poszukiwanie obu trucizn, natomiast mdłe ciało zjadło spokojnie owsiankę, zażyło pigułki i poszło do pracy;)
Torin
1 marca 2013 godz. 00:02
“Ronin zdaje sie wystepowac o sprostowanie do Ciebie..” – nie panimaju?
No a teraz na poważnie, w razie jakby ktoś chciał sobie pośpiewać przy goleniu:
“Va’, pensiero, sull’ali dorate.
Va’, ti posa sui clivi, sui coll,
ove olezzano tepide e molli
l’aure dolci del suolo natal!
Del Giordano le rive saluta,
di Sionne le torri atterrate.
O mia Patria, sì bella e perduta!
O membranza sì cara e fatal!
Arpa d’or dei fatidici vati,
perché muta dal salice pendi?
Le memorie del petto riaccendi,
ci favella del tempo che fu!
O simile di Solima ai fati,
traggi un suono di crudo lamento;
o t’ispiri il Signore un concento
che ne infonda al patire virtù
che ne infonda al patire virtù
al patire virtù!”
Bardzo lubię Verdiego /nie wszystko/, ale chciałabym poznać reżysera tego, co wkleiłeś… No w mohdę! Kiczmen doskonały! Stąd Ewuś się załamała całkowicie. Natomiast koledze Nabuchodonozorowi to całkowicie dzyndza.
A! A mógłbyś znaleźć tłumaczenie?
No, dobrze,najpierw musiałam przetłumaczyć, jak umiałam, bo głupio spiewać nie wiedząc, co sie spiewa :(
Leć, myśli, na złotych skrzydłach,
Osiądź na zboczach i pagórkach,
Gdzie łagodne, słodkie powietrze
Naszą ojczyzną pachnie upojnie.
Powitaj brzegi Jordanu
I Syjonu strzeliste wieże.
O, moja ojczyzno, tak piękna i utracona
O, wspomnienia, tak drogie i okrutne.
Złota harfo naszych proroków
Czemu zwisasz niemo na gałęzi wierzby?
Wzbudź w naszych sercach wspomnienia
I opowiedz o czasach minionych!
Pomna na los Jeruzalem
Jęcz i lamentuj
Oby Pan wzbudził w tobie harmonię głosów
Które oddadzą sprawiedliwość cierpieniu.
KOSSOBOR
1 marca 2013 godz. 22:21
Noż, popatrz, co za zbieżnośc myśli! właśniem to samo;)
Hania gwizdnęła pod oknem Ewci. Ewcia wychynęła z okna i ruchem ręki zachęciła do wejścia do mieszkania.
– A co to? – powiedziała Hania – pokazując na rozwalone na podłodze papierzyska.
– Z załogi piaskownicy ubyła ćwiartka, a ja dostałam do wykonania zadanie. Mam do gazetki ściennej napisać dwa artykuły, jeden o złocie, a drugi o księdzu – powiedziała Ewcia, kładąc się na brzuchu. Wyjęła zza ucha ogryzek kopiowego ołówka, pośliniła go i zaczęła pisać.
– Zaraz, zaraz – powiedziała Hania – a co z piaskownicą?
– Kładź się, bierz długopis i smaruj drugi artykuł, ten o złocie to w dwójkę prędzej skończymy.
– A skąd masz to cudo?
– A, tata dostał od znajomego pływającego. Patrz Haniu, co tu pisze madeinchina.
Hania zaległa na podłodze, wzięła cudo do ręki i zaczęła pisać.
Dziewczynki w pisaniu pomagały sobie językami i przez fajtanie nogami. Po godzinie oba teksty były gotowe.
Nie sprzątając po sobie dały dyla z domu i zaniosły woźnemu teksty, które zostały umieszczone w witrynie na poczesnym miejscu. Wychodząc zauważyły, że woźny założył na nos okulary i zaczął czytać artykuł, ten o złocie.
W piaskownicy było jakoś dziwnie bez zimnej fuzji; dziewczynki chciały wyciągnąć ją z kosza na śmieci, ale ten był pusty.
– Niczego tam nie znajdziecie – powiedziała Woyciechowa podnosząc wzrok znad czyszczonych flaków. Byli już śmieciarze i opróżnili kosze. Pojechali w tamtą stronę – Woyciechowa pokazała w stronę wylotu ulicy Abrahama.
Dziewczynki nie dziękując pobiegły szukać zimnej fuzji.
Tadzinek nudził się w tym czasi jak mops, ale ambicja nie pozwalała mu się wtrącać. Mial ochotę podrzucić bezjedynkówkom kilka zlotych myśli; ot choćby taką, którą zasłyszał przypadkiem: Gdy kobieta mówi, że dostała od kuzyna złoty pierścionek, to albo złoto jest fałszywe, albo kuzyn.
Jednak zmilczal, bo wiedział, ze ta złota myśl lepiej się sprzeda, jak będzie miał pełną uwagę zainteresowanych. Teraz to by najwyżej machneły na niego obsadką.
Tymczasem się ściemniło i zaczęli wyć wilcy. Księżyc złowrogo mignął w jeszcze bardziej złowrogich chmurach.
Gloria nerwowo chodziła wokół zameczku i nie wiedziała zaiste, w którym ma iść kierunku: czy w tę, czy w tamtę.
Qrfirst łyskał opalizującym kuprem, ponieważ pod nieobecność Glorii – jak wiemy – była w klasztorze – Mimi Kólska znowu poprawiła mu fryzurę na ogonie w wiadomy sposób, bo to chuliganka jest. Niestety, złowrogie błyski z ryżandola nic nie mówiły Stirlitzowi, bowiem nawet Stirlitza tu nie było – został odwołany do centrali, celem ocenienia sytuacji i pozyskania nowych wytycznych.
Niemniej jednak Gloria ugryzła ten niewielki pierścionek, co go dostała od cher cousina Alphonse: był dziwnie miękki…
Żebyż tylko wyli wilcy – Gloria by jakoś ścierpiała. Niestety, Frycek nie strzymal nerwowo i zaczął piać na ryżandolu. Mimi i Gocia zawiodły na dwa głosy jakiś subtelny duecik, który słyszalny był chyba za borem, za lasem. Woyciechowa w kuchni śpiewała hulaszczo “Widziałem Marynę raz we młynie”, zaś śmieciarka , która własnie zabrała śmieci i ginęła za zakrętem, wyleciała z hukiem w powietrze. Niestety, zimna fuzja wyszła z siebie, a smieci malowniczo zaczęł opadać na okolicę.
Gloria przekrzykując się przez kolejne eksplozje, pianie, wycie i śpiew dochodzący z kuchni usiłowała się dowiedzieć przez telefon od Madame, co z tym pierścionkiem.
-Kochana, jestem teraz w sprawach złota tak oblatana, jak mało kto – oświadczyła bez wahania. – Złoto próbuj ogniem, kobietę złotem, a mężczyznę kobietą.
– A Fąsia? Czym mam phóbować Fąsia?! – Gloria usiłowała przebić się przez wszech otaczające pandemonium, które właśnie się rozpętało.
A Don Rodrigo jest na L4 po tym stratowaniu przez potwora.
Doktor powiedział że będzie nieprzytomny do jutra.
– No, jak to czym? Fąsio z założenia jest mężczyzną, czyli próbuje go się kobietą! – krzyczała solidnie już schrypnięta Mme do słuchawki.
Ptasznik z Trotylu
1 marca 2013 godz. 23:02
Wyrazy współczucia dla don Rodriga od tapira. Naprawdę nie chciał;(
Przekażę ale tapir niech się strzeże.
Rodrigo to napał, raptus i znany rębajło a stratowanie jednego z Fandanguezów musi zostać pomszczone przez cały ród.
Fandanguezowie już w XVI wieku uzyskali przywilej niezdejmowania kapelusza podczas rozmowy z Jego Królewską Mością i od tego czasu uważają się za Bógwico.
No ale przecie tapir mu nie kapelusz ściągnął z głowy, tylko gacie z ..ten tego. No i sam się o to prosił – trzeba było, żeby się postawił i zastawił sobą tę zachwycającą waćpanne, jak jej tam..
Gloria zauważyła w krzakach jakieś gorejące ślepia. Wzdrygnęła się cała, ale nie dając nic po sobie poznać udała się zdecydowanym krokiem na pokoje, zdjęła ze ściany fuzję, sprawdziwszy, że nabita, zgasiła ku niezadowoleniu Qrfista żyrandol i otworzywszy okno wypaliła w gorejące ślepia.
Z krzaków wypadł wilk, który w wielkim szoku uciekał na dwóch nogach i krzyczał całkiem po ludzku:
– Mamuuuusiuuu, raatuuj!
– Jutho z hana wyślę Woyciechową żeby wycięła te khzaki, żeby żadne Sztihlice, czy wilki w nich się nie lęgły.
Powiem prosto i brutalnie.
Tapir jest bez szans.
Jedyną szansą dla niego jest wyemigrowanie do Indii Zachodnich albo – jeśli ma pieniądze – niech idzie na operację plastyczną i zmieni adres oraz nazwisko.
W porównaniu z Fandanguezami to nawet taki Pan Tomasz z Marle albo Idzi de Retz byli aniołami łagodności.
– Łomatko! Polują na naszego tapira te huncwoty Fandanguezy! dobrze, że go tu ni ma! – krzyczała rozpaczliwie Woyciechowa upychając kolanem tapira pod kanapą, a kanapę przykrywając kilimkiem.
sigma
1 marca 2013 godz. 23:22
Wilki w szoku tak mają. Czasami to nawet parasolem przykrywają goliznę, ktorą im śruciny porobiły w futrze.
Nazajutrz z rana Gloria wysłała Woyciechową, aby wycięła krzaki.
Woyciechowa wróciła zmęczona, usiadła w kuchni, a za chwilę zjawiła się pani.
– No niech Woyciechowa wyciągnie ten swój żelazny zapas – powiedziała Gloria, z emocji zapominając o grasejowaniu.
Dopiero po jakimś czasie Gloria zapytała o wycinanie krzaków.
– A, proszę pani już ta świnia więcej nie będzie tu przychodzić.
– ???
– No, jakiś sukinkot wojerysta nie będzie Pani podglądał w kąpieli!!!
– ???
Musiał tu często przychodzić, bo znalazłam tam wiele niedopałków mentolowych.
KOSSOBOR
1 marca 2013 godz. 22:46
Powodzenia z gryzieniem wolframu:))
sigma
1 marca 2013 godz. 19:13
“Sigma albo mnie tak nienawidzi, albo ma kiepską pamięć, ze publicznie poświadcza nieprawdę.
Przykro mi, ale żądam sprostowania.
nadużycie link skomentuj
jazgdyni 28.02.2013 21:58:06 “
Wpadam tylko oznajmić, że w związku z ujawnieniem prawdziwego charakteru tego miejsca przetrzymywania blogerów – sekcja techniczna zostaje oficjalnie przemianowana na sektę techniczną.
Chałwa ICMP i c++!
Asadow
Serweromistrz, VI krąg wtajemniczenia.
Torin
2 marca 2013 godz. 00:37
Może ja pójdę otwrtym tekstem, bo mam już dosyć tej wojny podjazdowej.
Janusz może się zdecyduje, bo jak zwykle jest na bakier z logika – bo jeśli cudem uniknął wciągnięcia w sektę, jak twierdzi – to po cholerę szantażował Asadowa, że jeśli ten go nie odbanuje i nie wpuści z powrotem na Legion, to nagłośni cały skandal związany z założeniem sekty. To w końcu chce być w sekcie, czy nie? Tertium non datur.
Asadow na moją prośbę przeniósł na Legion Jaja bzdyklaczy i umieścił w dziale Klub Dyletantów. Jaja bzdyklaczy są moim pomysłem i na moim blogu, więc może Januszek sie odczepi od tematu. Jako wspólautor komentarzy ma swoje kopie.
Klub dyletanta na Legionie zaistnial jako nazwa – jeżeli Janusza tak to irytuje – poproszę Asadowa, zeby zmienił nazwę działu na Klub Bzdyklaczy.
Od chwili, kiedy Janusz zaczął stosować szantaż i pomówienie jako metody działania – jak dla mnie, utracił zdolność honorową.
Asadow
2 marca 2013 godz. 01:36
Oj, niedobrze,, niedobrze.
Ty się lepiej przyznaj, że nas więzisz w ciemnicy i zmuszasz do rzeczy tak okropnych, ze ludzki język tego nie zdoła wypowiedzieć;)))
A swoją drogą mógłbyś wpadać na jaja nie tylko w charakterze oficjalnym:)
tadman
2 marca 2013 godz. 00:12
No i coś ty zrobił, Tadziu? Gdzie teraz Sztyrlic będzie spędzał noce i dnie?
@sigma
2 marca 2013 godz. 08:41
“.. Od chwili, kiedy Janusz zaczął stosować szantaż i pomówienie jako metody działania – jak dla mnie, utracił zdolność honorową.”
Dziękuję.
Przywracasz mi wiarę w ludzi .
Pozdrawiam.
O, dobrze że jesteś, Inko kochana:)
Nb. nie wiem czy zauważyłaś, że Asadow przeprosił Ciebie (w komentarzach)
http://www.ekspedyt.org/asadow/2013/03/01/7250_legion-w-nowej-szacie.html
A w kwestii Janusza – najpierw napisałam to, co napisałam. Potem przeczytałam Izy “Milczenie jest złotem” i chciałam skasować komentarz, no i okazało się, ze nie umiem! Taki to ze mnie marny moderator;(
Ale skoro komentarz ten wyjaśnia sytuację – to może niech już sobie będzie.
@sigma
Weszłam do Ciebie żeby się dowiedzieć co słychać z tapirem i czy chałwa jest smaczniejsza od kaszanki. Dogoniło mnie jednak przesilenie wiosenne. Znikam jak duszek. Czy pozwolimy Ozowi brnąć w te głupstwa? Czy sami będziemy w to brnąć? Nie jesteśmy żołnierzami wyklętymi, nie jesteśmy nawet bolszewikami, to nie okrągły stół. Nie pozujmy się na bohaterów. To tylko jaja bzdyklaczy.
Pani Inko i tak Panią lubię. O przesileniu wiosennym – to chyba Pani napisała. Bardzo się zgadzam.Nie dajmy się zwariować.
Kochana Izo; jak mamy nie pozwolić OZowi na cokolwiek? Przecież to dorosły człowiek, nawet jesli zachowuje sie jak dziecko; ma swoją własną, najwłaśniejszą wolę. Zachował się brzydko, a zamiast przeprosić, idzie w zaparte. Szantaż i pomówienia to jest rzecz paskudna – bez względu na to, gdzie zaszła.
@izabela brodacka falzmann
2 marca 2013 godz. 13:48
“Nie pozujmy się na bohaterów.”
Proszę nie manipulować.
Jeżeli mamy mieszkać w czystym
domu a tak traktuję Legion
nie możemy śmieci zamiatać
pod dywan.
“….Czy pozwolimy Ozowi brnąć w te głupstwa? ”
A czy on kogokolwiek pyta ?
To są jego suwerenne decyzje
które
obnażają jego małość.
“Pani Inko i tak Panią lubię. ”
Też Panią lubię
ale to nie zmienia postaci rzeczy
że mam w wielu sprawach inną
od Pani opinię .
Uroda świata polega
na różnorodności
i tak może niech pozostanie
natomiast arbitralne narzucanie
własnych poglądów uważam za nie stosowne.
A tak właśnie odebrałam
intencje zawarte w Pani tekście.
Mimo różnicy zdań pozdrawiam
bo możemy się różnić pięknie.
Droga sigmo zapomniałam napisać
w poprzednim komentarzu
że
nawet o tym nie wiesz a to właśnie
dzięki Tobie podjęłam decyzję
o powrocie bo poprzysięgłam sobie
że dokąd nie znajdzie się jeden
sprawiedliwy który odważy się
powiedzieć otwarcie prawdę o inkryminowanym:))
bo z imienia go nie wymienię
to moja noga tu nie postanie :))
Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam co napisałaś bo
bardzo lubię to miejsce ale jakieś zasady trza mieć :)))
Ps .
Gwoli sprawiedliwości
muszę też dodać że
honorowa postawa Asadowa
też miał w tym swój udział :)
Do miłego zatem i jeszcze raz dziękuję.
Sigmo przez duże “S” miało być
ma się rozumieć .
Przepraszam.
Inka tylko pamietaj, ze idzie Wielkanoc, a tu sa jajka, wiec gestykulacja powinna byc ostrozna i umiarkowana. Dosyc juz jajecznicy..
Twoje zdanie odrebne do postu Izy jest wyrazone duzo bardziej zamaszyscie, niz jej..:)
Deszcz będzie.
Baby się całują.
@Ptasznik z Trotylu
Oj chyba będzie:)
– Co za bahdak! – jęknęła załamana Gloria trzaskając oknem i kazała Woyciechowej wyruszyć na poszukiwanie Januszka.
Dziecko bowiem, przestraszone przez pjura z gazrurką, gdzieś się zawieruszyło i w kącie piaskownicy rozmakał smętnie ostatni pet mentolowego.
Gloria postanowiła, że póki co, odda się wyłącznie sztuce.
Zza zatrzaśniętego okna wieży zameczku dochodziły dźwięki kantat i wrzaski qrfirsta, na powrót przymuszonego do słuchania Bacha i trwania w pozycji qrfirściej. Celem malowania. Konterfektu. Tym razem w towarzystwie gruszek “generał”.
@
Torin
“….Twoje zdanie odrebne do postu Izy jest wyrazone duzo bardziej zamaszyscie, niz jej..:)”
Jak rozumiem nie wykupiłam
u Ciebie
limitu słów ?
inka1
2 marca 2013 godz. 14:49
Bardzo się cieszę:) Zasadniczo to ja jestem sigma z małej litery;)
My bardzo lubimy Izę; czy mogłabyś na Nią nie krzyczeć, proszę:)
inka1
2 marca 2013 godz. 18:51
Bezwzglednie. Wlasnie o to mi chodzilo! Podac numer konta?…
:))
Cukiereczek z bardzo dawnych czasów dla Szanownych Państwa.
W roli Loyala nieodżałowany Sławomir Lindner, autentyczny przedwojenny oficer zawodowy
(55 p.p. w Lesznie) i z dobrej rodziny, który jeszcze przed wojną spiknął się z komediantami
a po wojnie całkiem do nich przystał (w Poznańskiem powiedzieliby “co za sztęp dla rodziny”)
@ Sigma
“… czy mogłabyś na Nią nie krzyczeć”
Nie miałam
takich intencji
chciałam raczej
merytorycznie
wyjaśnić
swoje stanowisko.
@ Torin
Dziś
żądaj
ile
chcesz .
Po tym jak sejler
zebrał od
Brata Żorża bęcki
gotowam na wszystko :)
Torin
2 marca 2013 godz. 20:01
Torinku, czy Ty byś nie mógł pisać na jajach jako klasyczny bzdyklacz? Nie udzielając sie w tym charakterze wyraźnie zanidbujesz talenta;)
inka1
2 marca 2013 godz. 20:23
Gdzie te bęcki zebrał? Daj linka, proszę:)
Ptasznik z Trotylu
2 marca 2013 godz. 20:01
Ech, te dawne Teatry Telewizji – gdzie te czasy? Świetny ten Loyal, az się wierzyć nie chce, że amator – co za dykcja, jakie podanie tekstu, a i charakter oślizgły i gładki totumfackiego Tartufe’a jak zacnie oddany. No, miodzio:) Dzięki
Cały klan uzbrojonych po zęby Fandanguezów przebiegał ulicami miasta w róznych kierunkach w poszukiwaniu tapira, któr śmiał zbeszcześcić Don Rodrigo ściągając mu publicznie portki i przy okazji niwecząc wszelkie szanse u donny Isabeli, najpiękniejszej dziewki w tej okolicy z przyległościami.
Obserwująca czujnie ruchy ludności Woyciechowa półgębkiem zawiadamiała o nich tapira, który wolal nie wychylać spod kanapy nawet półtrąbka. Sytuacja jednak nie rokowała najlepiej – trzeba to było przyznać.
sigma
2 marca 2013 godz. 20:43
Proszę :)
http://jazgdyni.nowyekran.pl/post/88977,sensacja-powrot-zooschwitz
A najzabawniejsze
że nie tak dawno ku mojemu
ogromnemu
zdziwieniu zapraszał brata serdecznie
tu do nas !!! :)))
Bezjedynkówki już trzeci raz obserwowały , jak przez okolicę w zwartym szyku przebiegał kolejny oddział Fandanguezów, nie miały jednak zielonego pojęcia, czemu zawdzieczają tak wzmożony ruch ludnosci.
Cały wysiłek intelektualny wkładały bowiem w wykoncypowanie, jak ująć te cholerne kastaniety, żeby rytmicznie klikały i nie wypadały z rąk po jednym kliknięciu.
Niestety,jak na razie, jeno zasób przekleństw im się powiększał z każdą minutą, natomiast w sztuce gry na kastanietach nie postąpiły ani o krok. Powoli nosy zwieszały im się na kwintę, a poczucie klęski zawisało jak jakie zakichane fatum nad piaskownicą.
inka1
2 marca 2013 godz. 21:02
ale heca koło pieca:)
Nie wiesz przypadkiem, jak ująć te zakichane kastaniety? szukam po necie i znalazłam już milion zdjęć senoritas grających na jw., ale żeby choć raz pokazali, jak to cholerstwo ująć – o, co to to nie!
Zastrzegli to jakimś patentem?
Licencję trza wykupić?
“… jak ująć te zakichane kastaniety”
Jesteś wielka! Dzięki:) Cały czas koncypowałam z róznymi palcami i nic mi nie wychodziło;(
No to teraz będę kłapać kastanietami i co mi kto zrobi:)) Tylko nie wiem, czy uchodzi kłapać w dżinsach – zapewne powinnam wdziać odpowiednią kieckę, ale mi się nie chce. Ech, ta wiosna:)
W zasadzie to proste
a potem to już tylko
tak :))))
Bułka z masłem:))
Bezjedynkówki spdzały teraz w piaskownicy każdą wolną chwilę i ćwiczyły kłapanie.Hańcia uzyskiwała już w porywach do trzydziestu kłapnięc na minutę. Ewcia z rozpaczy żądała, zby zwać ją Carmen – miała nadzieję, że ta zmiana wpłynie na częstotliwość gry, ale sprawa była beznadziejna. Trzecia bezjedynkówka, Inka, jako korepetytorka gry na kastanietach, osiągała jakieś zawrotne wyżyny w tej wymarzonej dziedzinie i jako taka jawiła im się tworem niebiańskim, szczegolnie kiedy do kłapania dodała stepowanie na parapecie piaskownicy.
Jednostajny łomot dochodzący od kilku dni z piaskownicy denerwowal zarówno Glorię, jak i Woyciechową – każdą z innych przyczyn. Glorii mącił artystyczną wizję, zaś Woyciechowej jawił się jako wysoce podejrzany dźwięk w kontekście tapira ukrywającego się pod kanapą.
Bezjedynówka inka stepując
na parapecie piaskownicy próbowała bezskutecznie
opanować sztukę
gwizdania na palcach.
Stając się bowiem właścicielką
faraońskiego młodego psa który
miał być starą suką doświadcza
upokorzeń związanych z tą
nieumiejętnością.
A jak wiadomo :)
“Nieumiejętność przekazywania
często łączy się z błędem ekwiwokacji,
czyli kilkakrotnym
używaniu pewnego słowa wieloznacznego w różnych znaczeniach
przy równoczesnym sądzeniu,
że używa się tego słowa jednoznacznie, a wszystko to w tym samym rozumowaniu.
Np. ,,Każda ciecz jest pierwiastkiem. Woda jest cieczą, więc jest pierwiastkiem’’.”
Tadzinek ostatnie dni spędzał w piwnicy, znaczy się w laboratorium i ustawicznie coś rozpuszczał, mieszał, podgrzewał, nawet gotował, przelewał a na końcu cedził.
Z wyników swej pracy nie był zadowolony, aż w piątek po południu próbka miała pożądane własności, czyli była dość gęsta, bezbarwna i łatwo dała się nanosić na powierzchnie pionowe, nie spływała, a po jakimś czasie ciemniała. Ale to była zaledwie połowa sukcesu, bo kolor po 1,5 godzinie powinien zacząć znikać.
Pytanie dlaczego po półtorej godzinie? Ano dlatego, że sprowadzenie do Nowego Portu milicyjnego fotografa aż z samego Gdańska zabierało właśnie około 1,5 do 2 godzin.
Tadzinek popracował jeszcze dwa dni w laborze i uzyskał to co chciał, czyli FdNA czyli farbę do napisów antyrządowych.
Zadowolony z wyników wziął próbkę w buteleczkę i schował do kieszeni, a następnie pognał do kumpla.
Gwizdanie pod oknem było bezskuteczne, więc wszedł na górę i zadzwonił do drzwi.
Zamiast niani drzwi otworzyła jakaś nieznana mu pani i zapytała
– Ty do kogo?
– No, no, ja do kumpla co tu mieszka.
– On tu już nie mieszka. Notenymor – dodała pani w niezrozumiałym języku.
Tadzinek starym zwyczajem zbaraniał, więc pani musiała go pogonić, aby sobie poszedł.
Tadzinek wracał do domu zamyślony i przed samym wejściem do domku babci wygruził się o złośliwie wystającą z bruku płytę chodnikową i dał szczura.
Poczuł, że coś mokro robi mu się w spodniach. Farba zadziałała i zaczęła szybko ciemnieć, co na jasnych spodniach było doskonale widać.
Babcia na widok Tadzinka załamała ręce i krzyknęła
– Coś ty zrobił ze swoimi najlepszymi spodniami.
Tadzinek nałgał, że wpadł w błoto, choć od kilku dni deszcz nie padał.
Babcia wysłała go do łazienki, kazała mu się domyć, przebrać, a spodnie wrzucić do miski z wodą i przyjść do kuchni na obiad.
– Spodniami zajmę się po obiedzie.
Babcia przypomniała sobie o spodniach gdzieś koło wieczora, więc poszła do łazienki, a spodnie pływające w misce z wodą były już bez plamy.
– Dobry wnusio – pomyślała – chciał starej
babci oszczędzić pracy i sam wyprał spodnie.
Zrobię mu na kolacje kogel-mogel z dwóch żółtek i z kakao. Niech ma.
Dla uroczego zagubionego
Tadzieńka
http://img.gnioty.pl/pictures/2012/6/3c01ce9f0621f03229a3d8cfe2bcd5bc.jpg
sigma
2 marca 2013 godz. 20:42
wlasnie nie jestem przekonany, czy powyzsze talenta posiadam, a nie chce za psuja robic. Zachodzi tu podobne zjawisko, co w kwestii tanca i jest to zjawisko paralizujace.
Torin
3 marca 2013 godz. 16:10
Oj, nie bądź taki nieśmiałek; w końcu w tym konkretnym przypadku – to Ciebie proszą do tańca. Nie uchodzi odmawiac, a w razie czego możesz zawsze zwalić wine na mnie;)))
inka1
3 marca 2013 godz. 12:08
Co to jest faraoński młody pies, w którego zmieniła sie stara suka? Bardzo to tajemnicza metamorfoza.
A gwizdek na tego faraona nie wystarczy?
tadman
3 marca 2013 godz. 12:13
Tadzinek z miną faceta, który nie przywiązuje wagi do swoich nadzwyczajnych uzdolnień, siedział na rancie piaskownicy i gwizdał na palcach. Inka wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym uwielbienia wymieszanego jeden do jeden z irytacją, ale za Chiny jej gwizdanie nie wychodziło. Siedzący obok młody faraon mógłby to spokojnie potwierdzić, ale mu się nie chciało.
Natomiast Gloria nie zdzierżyła popisów Tadzinka i już po dwudziestym gwizdnięciu, po któerym dzwoniło jej w uszach przez 10 minut, wychyliła sie z okna i posłała morderczą serię śrucin w stronę piekielnej piaskownicy.
Rzeczony wabi się Ramzes
został adoptowany w miejsce
starej suki którą jakaś suka
miała ewentualnie zastąpić .
Tymczasem jego stan tragiczny
złamał mi serce i kiedy
sierotę ostatnią zobaczyłam
jego płeć
/a nie słusznie
bo teraz próbuje mnie ustawiać :) /
przestała mieć znaczenie.
Gwizdek mi jakoś w głowie nie zakiełkował.
Kiedy zorientowałam się że reaguje
na gwizd podjęłam desperackie próby
nawiązania kontaktu:)
Składam więc ryjek w podkówkę
“duję” tym powietrzem
i czasem nawet udaje mi
się wydobyć jakiś dźwięk żałosny :)
Pomyślałam że na palcach będzie łatwiej.
A tu nie…
Kto by to pomyślał:)
Albo zwariujesz, albo Gloria Cie ustrzeli:) Lepiej kup gwizdek – taki na psy, poza granicą ludzkiej skali słyszenia.
“… Albo zwariujesz, albo Gloria Cie ustrzeli:) ”
:))))
Może tak być :)
O niesłyszalnych gwizdkach pierwszy raz słyszę
ale jak już wiem to się rozejrzę .
Dzięki.
…. Ból i mgła.
Rodrigo powoli otworzył najpierw lewe a potem prawe oko.
No, a dyć sie wreście obudzili – usłyszał głos.
Rodrigo spojrzał w kierunku głosu i ujrzał okrągłe, chłopskie oblicze gwardzisty Juana Sorii , swego nieudanego ordynansa. Jęknął z rezygnacją.
Panicu, co Panic znowu nawyrabiali ? Przynieśli tu Panica jakieś ludzie i przysła z nimi jakaś panienka, straść jaka pikna, jak janioł jaki.
Mundur wyjściowy Panica na nic zmarnowany, podarty i usmolony a na kapelus jakaści śwynia nasrała a Panic pobity i sponiewierany a piniędze z sakiewką przepadli…
Jaka panienka , gadaj – przerwał mu Rodrigo.
Noż mówie przecie, pikna jak ten janioł co to u nas nad ołtarzem w kościółku skrzydełkami firga. A jak piknie przyodziana, ojoj ! Musi dziedzicka jakaś.
Gadaj jak wyglądała, drabie, nie jak była ubrana – warknął Rodrigo i pot wystąpił mu na czoło z wysiłku i gniewu.
Noż mówie przecie, ocka takie u niej carne jak węgielki i świecące i sama carna a na gembie biała , w sobie chudziutka a w kłębie niekiele syrsa a piykna a przyścipna.
TO ONA !!! TO ONA !!! – wykrzyknął Rodrigo i zerwał się z łoża ale zaraz omdlał z wysiłku i opadł na poduszki.
OLE ! Panicu OLE ! – nie tak raźno, jesce Panic niezdrów.
Na tą wzruszającą scenę wszedł doktor Stevenson, konsyliarz i chirurg pułku gwardii.
A co tam Juan ? Jak twój kapitan ?
Już dobrze, już jestem zdrów Doktorze – wyszeptał Rodrigo. Doktorze, widział ją Pan ?
Kogo ? Aaa , chodzi W. Łaskawości o tą pannę którą uratowałeś przed potworem ?
Taak , widziałem , to Jej Łaskawość Panna Dolores Ana Velasco Montoya de Monteflores.
De Monteflores ??? !!! … O, ja nieszczęsny – wykrzyknął Rodrigo i znów zemdlał , tym razem na dobre …
OLE !!!
GWARDIA KRÓLA JEGOMOŚCI TO MA KLAWE ŻYCIE (myślą o tym co na dole ale czeka ich wszystkich to , co na górze) ;-))
http://www.youtube.com/watch?v=RLkUui5WJAA
Msza w katedrze. Czteroletni chłopczyk z nudów szwenda się pomiędzy ławkami.
Nagle zagląda do solidnego barokowego konfesjonału i spostrzega tam księdza.
Przygląda się przez dłuższą chwilę a potem rąbie na cały głos : CO TAK CICHO SIEDZIS ? PEWNIE KUPĘ ZLOBIŁEŚ ?!
Obejrzałam, bo uwielbiam oglądać filmy o gwardiach. Te andaluzy cudne, no i ten roboczy przejazd przez las z luzakami na zimnokrwistych.
Tylko… cały czas w prawym, dolnym rogu wisi doopsko w turkusowych galotach ???
Obejrzałam, bo uwielbiam oglądać filmy o gwardiach. Te andaluzy cudne, no i ten roboczy przejazd przez las z luzakami na zimnokrwistych.
Tylko… cały czas w prawym, dolnym rogu wisi doopsko w turkusowych galotach ???
………………..
//Tylko… cały czas w prawym, dolnym rogu wisi doopsko w turkusowych galotach ???
………………..//
Misiu Śliczny,
Nie wiedziałem jak usunąć z tego filmiku ten kształtny zadeczek i ten krzyż powyżej więc dałem komentarz nad filmikiem.
Sam byłem żołdakiem, więc wiem o czym najczęściej myślą żołdacy. ;-))
A co do gwardii to wiedziałem że Ci się spodoba a poza tym to właśnie w tej gwardii służył 200 lat temu Don Rodrigo (tylko że wtedy była znacznie liczniejsza).
Ja mniej więcej wiem, o czym myśli żołnierz na warcie i w ogólności, gdy wróg /nepel/ nie śpi, albo i śpi.
Jednakowoż ta gwardia nieco dziurawa już, znaczy – postępowa. Pedały też są, czy na razie jeno kobitki?
Oj, klawe mają zycie w tej gwardii króla jegomości;)
Ale cudna ta orkiestra z flecikiem poprzecznym – tego jeszcze w orkiestrze wojskowej nie widziałam;)
@KOSSOBOR @Sigma
Pedały pewnie też są. No a że gwardia dziurawa, … no cóż, parytety.
Fajfry i werble to jak najbardziej typowa muzyka piechoty. Ukształtowała się pod koniec wieku XVII i święciła tryumfy aż do końca XIX w.
KOSSOBOR
2 marca 2013 godz. 16:17
– Co za bahdak! – jęknęła załamana Gloria trzaskając oknem i kazała Woyciechowej wyruszyć na poszukiwanie Januszka.
Dziecko bowiem, przestraszone przez pjura z gazrurką, gdzieś się zawieruszyło i w kącie piaskownicy rozmakał smętnie ostatni pet mentolowego.
Gloria postanowiła, że póki co, odda się wyłącznie sztuce.
Zza zatrzaśniętego okna wieży zameczku dochodziły dźwięki kantat i wrzaski qrfirsta, na powrót przymuszonego do słuchania Bacha i trwania w pozycji qrfirściej. Celem malowania. Konterfektu. Tym razem w towarzystwie gruszek „generał”.
Następnie poleciła wiernej słudze oprzątnąć podwórzec zameczku, bowiem wiosna powoli acz niechętnie – jednak nadchodziła.
Postanowiła również poszukać kuzynów w Hiszpanii, ale przy kolejnym nazwisku z XVIII wieku, ciągnącym się przez siedemnaście linijek – machnęła ręką: za cholerę tego nie zapamięta.
Na hasło: “siedemnaście” – Stirlitz obciągnął mundur, wypucował oficerki o tyły pludrów, przypudrował nos i lekko przejechał różem po policzkach: prezentował się nadzwyczajnie i wiedział o tym!
Cy ja se mogem tu pokazac, cy nie?
O mamuś wchodze…
trubował ja i nic, brat prubował i nic, więc szczyla poprosił… i nic.
A tu brzdek, huk i zgroza ! Pokazał sie jeden tak z takom długom packą, labargą lub cepom i rzek – tera pisz chamie! i pisanie mnie naszło.
Tadzinek martwił się o Januszka. Bał się, że może utracić pion. Zwierzył się ze swoich obaw dziadkowi, który jakimś cudem akurat nie spał. Dziadek wziął Tadzinka do piwnicy, a przy okazji zwinęli kilka drucianych wieszaków babci z szafy.
Z piwnicy dobiegały jakieś dziwne odgłosy, co zaniepokoiło babcię, więc zeszła na dół. Panowie wtajemniczyli babcię, że to jest konstrukcja, która umożliwi zachowanie pionu Januszkowi i to bez względu na okoliczności. Ponieważ dziadek powiedział, że ową konstrukcję trzeba nosić 18/24, aby spełniała swoje zadanie to babcia wpadła w zadumę.
– Idę na górę i zaraz zaprojektuję pokrowiec z wkładkami, aby chłopak nie nabawił się odcisków – powiedziała babcia.
Pod wieczór cała konstrukcja była gotowa.
Nazajutrz zjawił się Januszek i zaraz został ubrany w toto. Nie obyło się bez kleszczy, obcęgów i pilnika, no i oczywiście poprawek krawieckich. Januszkowi zależało na wywatowanych ramionach i w końcu je miał.
Dla sprawdzenia skuteczności konstrukcji Januszek bezceremonialnie przedefilował pod nosem Inki1 i nic się nie stało. Wydaje się, że konstrukcja spełniała swoje zadanie.
@Sigma
Kto raz maszerował w szyku ten wie jak bardzo pomaga w tym muzyka marszowa.
Hipnotyzujący ton bębnów w czasie natarcia działał ponadto jak haszysz i ułatwiał pokonywanie oporów psychicznych przed mordowaniem ludzi, co teoretycy wojskowości stwierdzili już w XVI w.
Flet lub pomort + werbel lub taraban to najprostsza i najtańsza muzyka wojskowa a ponadto dobosze (najczęściej 12 – 15 letnie sieroty przygarnięte przez wojsko) pełnili w piechocie tą samą rolę co trębacze w kawalerii – przekazywali rozkazy, kiedy ryk bitwy był tak głośny że nie słychać było głosu kapitana.
Tu przykład typowego zespołu dla kompanii piechoty z Wojny Secesyjnej (1861 – 1865)
– Cy ja se mogem tu pokazac, cy nie? – dobiegło nagle Woyciechową zza płotu, zarośniętego wyciętą leszczyną.
– A! Tu jesteś, niegrzeczny bachorze! – sapnęła, wyciągając za ucho zasmarkanego Januszka z wyciętych krzaków.
Na wszelki jednak wypadek rozglądnęła się, czy tego wszystkiego nie widzi przypadkiem pjur w skromnym paltociku i z wiadomą gazrurą.
– I pamiętaj, że pjur pisze się przez U! Bo jak cię pani Hrabina dorwie z tym Ó w pjurze – to koniec z tobą! – dodała jeszcze i odprowadziła Januszka do domu, gdzie uszczęśliwiona niania właśnie szykowała mu świeże pończoszki.
Świeże pończoszki na zmianę, naturalnie.
Dobrze wiedzieć, że ton bębnów w czasie natarcia działał jak haszysz i ułatwiał pokonywanie oporów psychicznych przed mordowaniem ludzi. Jak będę chciała kogoś zamordować, jak znalazł! Pobębnię, a zaraz potem bez oporów zamorduję;)
Skarbie, to kiedy mam bębnić? Ty tylko morduj spokojnie.
Do mordowania to ten (sygnał “do bitwy”)
Sorry, cosik mi się popierniczyło.
To też do mordowania ale trochę innego .
Zaczymać bembny!
Jakie mordowanie!
Pani hrabini nie lubi hałasu – jakieś migheny do niej wtedy przyłażą.
No ale Mme uwielbia mohdować! To whęcz jej dhuga natuha! Naphawdę!
Ty wiesz, jaki ona komplet pali zabrała, jak udała się do Transylwanii, do naszego cher cousina Vladeczka? Do dzisiaj o tym tam pieśni śpiewają, że Vladeczek Palownik to przy naszej Mme pikuś był!
Tak to idzie:
Łoj Vladeczku pikusiu
podciągnij galoty i nie rób już siusiu,
bo przyjeżdża Madame krucha
i będzie roz….ducha.
To naturalnie wolne tłumaczenie, bo oryginał jest po trasnylwańsku.
Przepraszam, czy tu biją? Gryzelda okrągłymi ślipkami przyglądała się frapującej scenie. W jednym rogu sceny (kącie ostrym?) klęczał (na petach i rozbryzgach zimnej fuzji) Januszek, w drugim rogu piękna donna niewłaściwego nazwiska z zaciekawieniem badała efekty, jakie powstały na skutek ruiny galotów szlachetnego Rodrigo Fandangueza etcetera. Tu margiesowy wtręt from Gryzia To Torin” Gryzelda otóż prostuje. To nie Rodrigo z mnóstwem mian jej nie pasi. To szpada, jako imitacja rożna budzi jej pobłażliwy wymach łapą. Samego Rodrigo de cos tam Fandangues etcetera, Gryzelda ogląda i obwąchuje z zacięciem. Pochodzi wszak (Gryzia nie Roduś) w prostej linii od tej świnki, którą przywiózł Kolumb. Wobec tego, współrodak rzeczonego Kolumba (jeden z potencjalnych krajów pełnych współrodaków Kolumba) w pełni zasługuje na rytualne obwąchanie.
W trzecim rogu… W trzecim rogu czai się ciąg dalszy. Zapewne.
No a co z tymi mighenami? Przyłażą bez pukania i se są?
Jako że przybyło nam szacownych użytkowników (świeżego mięska, jak mówi Tadzinek) warto zaprezentować niektórych naszych bohaterów.
Oto słynny Gutang, alter ego naszego Agenta i i czasami samego Oza
Chaljerka, jak mówi Gloria, tylko po jednym obrazku można wklejać. Trzeba bedzie pogadać z Panem Szefem.
Oto donna Zooschwitz, słynna lama Miąższ. Nawet włosy ma białe, jak jej odpowiedniczka w realu, słynna lama Kora.
Nie można zapomnieć też o Jacku – kondorze. Kompletnie nie ma nic wspólnego z naszym internetowym Jackiem. Ba, jest jego zaprzeczeniem. Bo to śliski gad, chociaż ptak. Donosiciel, mąciciel i kiedyś podobno represjonowany, przez andyjską ubecję. Ale on dużo bzdur gada.
Ewcia lazła powoli w stronę piaskownicy ciagnąc na sznurku murenę olbrzymią, którą porwała z muzeum oceanograficznego po obejrzeniu filmu “Uwolnić orkę”. Murena opierała się najpierw porwaniu, a potem ciągnięciu do piaskownicy, ale na Ewcię nie było siły, jak się na coś zaparła. Jak uwolnić, to uwolnić! I nie będzie jej byle murena robić wody z mózgu twierdząc, że nie chce. Indoktrynowana jakaś, czy co?
Agent 0:o:o spokojnie rozparł się na krześle w sopockim Barze „Przystań”. Wcinał swoje ulubione szprotki usmażone w głębokim tłuszczu, jak calamares fritos en ingles i popijał nowym piwem Lech z kija, które podobno przeszło metamorfozę, poprzez pozbawienie zawartości kwasu pruskiego.
Beknął dyskretnie na boku, by nie urazić swojego szanownego gościa, choć było to zbyteczne, gdyż w kraju, z którego ten pochodził, głośne i soczyste beknięcie należało do dobrego tonu.
Obaj mieli czarne okulary, bo przedwiosenny dzień był słoneczny i w ogóle boski. Lecz oczywiście to tylko pół prawdy, bo tak na całą prawdę, to okulary były nafaszerowane techniką, że najnowszy Mac Pro wymiękał. Czujniki i dalmierze laserowe, analizatory nastroju i emocji na podstawie skrzywienia warg i unoszenia powiek, czytniki z ruchu warg i symultaniczne translatory. To tylko ułamek tego, co zostało zamaskowane w modnych oprawkach firmy Tom Ford.
Spotkanie dotyczyło starego problemu zostania Drugą Japonią przez nasz biedny, uciemiężony kraj. Japończycy nie mogli zrozumieć, czemu nagle porzuciliśmy ten projekt, by z nienacka go zmienić na Druga Irlandię (to ich na prawdę rozwścieczyło – gdzie Japonia, a gdzie Irlandia? Absurd!). Na a potem znowu inny projekt – Zielona Wyspa.
Japońce są bystrym narodem, twórczym i sprytnym, ale te ruchy konika szachowego, chociaż są dobrzy w te klocki, wyprowadziły ich mocno z równowagi.
– Słuchaj 0:o:o – zagaił Ishida Penk Tynk – wiesz, ze mój rząd bardzo na to liczył. Gotowi nawet byliśmy odpuścić wam udział w bitwie pod Cushimą i erupcje Fuji, powodowane przez jakąś niesforną, wybuchową niewiastę. A wy pokazaliście takiego wała. Prawdziwy mężczyzna, albo wali prosto w pysk, albo siedzi cicho (zacytował tutaj klasyka). My samuraje i agenci mamy wieczną zdolność honorową. Jak by co, to wiadomo, seppuku. Wiem, że jesteś roninem, sprawdziłem na googlach i fejsbooku. Więc teraz musisz coś z tym zrobić.
Nasz agent podsunął mu drugi kufel piwa marki Lech, już bez kwasu pruskiego, a dla wzmocnienia efektu zaproponował podwójne „wściekłe psy”. Po prostu miał zamiar Japońca upić, zmiękczyć, a wtedy go przekonać do naszej racji stanu. Racja stanu czekała na to z niecierpliwością. Jak to kobiety.
Migreny ma murena, ale jeszcze o tym nie wie. Jak gada Ewcia przyciągnie do piaskownicy – to się dowie.
Natomiast fluidy – ooo! – fluidy się snują dookoła i zameczku, i piaskownicy i Zooschwitz. I w ogóle.
Aha, Ewcia to dobre dziecko jest i co dwie godziny polewa murenę wiaderkiem wody z kałuży marcowej, by zwierzątko nie kipło /przedwcześnie/. Bo jak ratować i uwalniać – to na całego i do końca!
Woyciechowa, idąca własnie po zakupy, nawet zapytała Ewcię:
– Dziecko, czy rodzice nie mogliby ci kupić jakiegoś kotka albo pieska? -ale Ewci to nie robiło.
Jak wiemy, w przyszłości z Ewci wyrośnie nasza Mme, która – owszem, po uprzednim obębnieniu – bez oporów etc… Lubi też, wraz z Hancią, oskakać zwłoki.
Rytuały bowiem są bardzo ważne.
Gryzia natomiast niespokojnie obwąchiwała ogon mureny /w zasadzie murena jest samym ogonem/ i splunąwszy z obrzydzeniem, zabrała się za piłowanie pobliskiego płotu. Miała bowiem oczywiste predylekcje do ciał stałych.
Ooo tak! Predylekcja do ciał stałych to w przypadku Gryzi oczywista oczywistość. Zaczęło się wszak od nowoczesnych ruin antycznych na ruinach parku w Pchlewie. Potem było odwrócone kapuczino, które aczkolwiek jest płynem, to zachowuje się czasem jak ciecz przechłodzona – dla laików “ciało stałe abo szkliste abo dżdżyste”.
Ale, ale. W charakterze płota płoszącego wszelkie predylekcje wystąpiła niedawno parada wojskowa. A to było tak:
Delfina mit orszak wyleźli na miasto. Pierwszy raz po sprawunki poza własne getto parkowe. Wygrzmieli na cyntralnom ulice Gryziego grodu. Na spotkanie wyszła im… parada. No tak. Parada. Złożona jak trzeba: na początku ci “otwieracze” (jak oni się nazywają??), potem tamburmajor, potem orkiestra wojskowa, potem kompania reprezentacyjna, potem delegacje służb mundurowych, Strzelca i harcerstwa, potem lokalni pchlewscy oficjele, potem zgromadzeni gapie.
Orszakowi z wózkiem zamknięto drogę odwrotu. W tej sytuacji Gryzelda zionęła ogniem z… powiedzmy, że z pyska i poleciała na czele tej parady. Z wózkiem w awangardzie. Szpaler gapiów po obu stronach oglądał więc paradę w składzie: wózek dziecięcy z napędem świnko-morsko-odrzutowym (z włączonym dopalaczem), w wózku delfina, potem “otwieracze”, tamburmajor, bębny (errr…, miało być “orkiestra”), kompania reprezentacyjna, mundurowi różnych sortów, Strzelec, harcerze, władzie, tubylcy, reszta.
Po tych przeżyciach Gryzelda klapła. Obgryzanie płota posłużyło za relaks… Murena stanowiła jego pożądane urozmaicenie. A także źródło białka. Wraz ze smyczą.
Bębny byli? Byli! Czyli wszystko jasne.
Po tych bębnach Gryzelda w niespełnionej morderczej furii przegryzała się przez wyjątkowo denną morenę. Morena coś piskała o ustanowionych przez najwyższe czynniki EU prawach Moren Dennych, Bocznych i Czołowych, o prawach naturalnych oraz o ekologii na ty, ale Gryzia puszczała to wszystko koło uszu i rozetki.
PS. Wypłoszone predylekcje tyż klapły i ochwacone dychały pod obgryzanym przez Gryzeldę płotem (pilnowanym przez Murenę na sznurku).
Klapnięta Gryzelda nie miała już siły pocieszać don Rodriga de-coś -tam -Fandanguez-etcetera, że ta panna Ana Velasco Montoya de Monteflores-itakdalej to może z tych Montefloresów y Olaboga a nie y Tromtadrata, tj. z tych spokojniejszych, mniej krwiożerczych, mniej kwriopijczych i wogle ograniczających zwyczajową zemstę (plus rytualne obębnienie i oskakanie) do marnych piętnastu pokoleń.
Monteflores y Olaboga d’Mamałyga und Malaga to do rany przyłóż!
No ba! Bębny byli i nawet bili!
A Gryzia – faktycznie – koło uszu i rozetki. Ze szczególnym uwzględnieniem tej tylnej (rozetki) puszczała piskanie Moren.
Ewcia z mureną siedziała na morenie. Obie miały migrenę, a wyglądało na to, że morena dołączy na trzeciego, bo coraz badziej czuła się wskutek tego, że odddolnie była wciąż molestowana przez Gryzeldę.
Woyciechowa wracając z siatami z zakupów przystanęła na chwilę i zauważyła krótkowzrocznie:- Rodzice kupili ci, dziecko, jamniczka?
Do marnych piętnastu pokoleń! Świecie ty mój, do jakiego upadku obyczajów dochodzi! – zawodził smętnie don Rodrigo zadraśnięty w rodową dumę tym, że ukochana ma familię o tak niskich standardach moralnych.
Łomatko! Jamniczek to było to czego potrzebowałam – ustawił mnie do pionu, bez pomocy fikuśnych wynalazków piwnicznych. – Trochę ćwiczeń na przeponę (śmiech homerycki), do tego zaraz poleci trochę białej herbaty (prywatny import z ryneczku dla miejscowych) i może przegonimy te migreny daleko za moreny??
Ewcia murem siedziała. Na morenie. Nie gdzie indziej! No! Migrena się wahała ile też bytów zaatakować. Zalana po morenę denną falą białej herbaty (przeznaczonej dla kulisów, chorych, starych i ociężałych) czuła się w odwrocie. A jeszcze ten olejek z drzewa różanego!
Ewcia mieszka u podnóża. Czyli w morenie dennej. Takie zamieszkiwanie powoduje potrzeby erupcji (Młodości! Ty nad poziomy wylatotywuj….i take tam). Hańcia i Gloria mieszka na płaskiem. Czzyli morena jej nie pstyka. Ale powoduje efekt psychologiczny. Brak moreny, to jak brak papieroska pod ręką. Cierpi. Agent z Frau mieszka na szczycie moreny szczytowej. Konkretnie na jej 92.538 metrze. Przez to ma szerokie horyzont ale i poczucie niestabilności. Dlatego lubi się podpierać. Wiatry hulają na szczycie i rzadko zchodzą w doliny. A taka zimna fuzja czuje się lepiej niżej. Bo jest bliżej jądra.
Mam, k. dość !
No więc my też! A masz pomysł, dokąd by pójść nam, sierotom?
Zaczniemy od tego że nie będziemy się udzielać komentowaniem oszołomstwa y herezyi.
To na początek a potem się zobaczy.
Wariant ratunkowy, rozumiesz ? ;-))
Nareszcie głos rozsądku.
Ja tak robię od paru dni i zapewniam, że można.
I powiem więcej: z mojego życiowego doświadczenia wiem, że jakakolwiek dyskusja będzie budzić tylko coraz większą furię.
Potrzebne Wam to?
//Potrzebne Wam to?//
Ni cholery niepotrzebne.
Dobra. Jako najstarszy stopniem i służbą przejmuję dowodzenie na tym odcinku.
Przechodzimy do obrony.
Okopywać się, gniazda strzeleckie do pełnego profilu a potem łączyć transzejami.
Obserwować przedpole.
Jakby coś się działo, meldować głosem lub przez techniczne środki łączności.
A ja tymczasem strzelę sobie wódeczkę.
Czego?
Mnie tam bardziej nudno. Te nabzdyczone tyrady i psudoteologiczno-fizjologiczne konflikty mnie juz zwyczanie nudza i co gorsza, uwazam ze, uwsteczniaja portal, zeby nie powiedziec uposledzaja. Do tego walka bulgotow, ktory bardziej pienisty..ble. Nudy..
Kropa, prosze mnie napisac o morenie, moze sie bede nudzil troche mniej. Ozu moglby sprawic, abym sie przestal nudzic, ale woli sie zajmowac nudnymi tematami, grozacymi odkrywaniem tresci jelit, wielowarstwowa stala. Ciekawe, czy umialby zaprojektowac urzadzenie do digitalizacji/mapowania terenu, ktore kosztowaloby jednostkowo ponizej…1000, ostatecznie dwoch tys i masie..do 1000g.
– Mam, q., dość!!! – odpowiedziała jak echo Gloria i była doprawdy zdumiona, że tym razem wymówiła “r” normalnie. Nawet Frycek gwizdnął ze zdziwienia, ale na wszelki wypadek zgarnął na poręczną kupkę wszystkie diamenty luzem. Gdyby coś…
A znaczy, bedzie natarcie, czy tylko tak, zeby sie zolnierz nie nudzil, bo gdy sie nudzi to wpada na durne pomysly?:)
Jasne że będzie natarcie.
Myślisz że nas zostawią w spokoju ?
Nie ma na to szans. Przecież muszą nas “nauczać”.
Nudzić się nie będziesz. Jak wykopiesz ten swój dołek i te regulaminowe 5 m transzei ,to nie będziesz myśleć o nudzie.
Co pan pulkownik na to, ze ja juz dawno mam okopane w gwiazde na wzniesieniu, kulturnie oblozone darnia i krzatynami oraz podciagnieta kanalize. idzie na roztop i deszcz. Pan pulkownik wie co to znaczy..
U nas w inzynieryjnych to silniejsze od nas. Odruch taki;p
Post sigmy został usunięty.
Kochani – trzeba sobie powiedzieć prawdę w oczy: zostaliśmy wpuszczeni w maliny.
Miał tu powstać portal o charakterze narodowo-katolickim – a co widzimy?
Jakiś dryf w niebezpiecznym, według mnie, kierunku.
Ja mam swój ogląd sytuacji, ale może w wyniku osobistych doświadczeń jestem nieco przewrażliwiona, więc nie będę pisać, jak ja to widzę.
//Nie ma na to szans. Przecież muszą nas „nauczać”.//
Ptaszniku. Możesz wrócić na NE. Niedługo otwiera się 3 obieg, może tam będziesz szczęśliwy.
Nikt nie musi cię nauczać, a ty możesz nie wchodzić na te blogi, które cię nie interesują, lub drażnią.
Napisałam to w tym wątku, bo nie lubię podwójnej moralności.
To portal katolicki, co stoi w regulaminie. Nie taki, gdzie każdy ma swoje, demokratyczne rozumienie katolicyzmu, ale zgodny z nauką Kościoła.
Pan pulkownik byl wybyl na obchod pozycji, ze szczegolnym uwzglednieniem podziwiania zmyslnosci obiektow inzynieryjnych.
Jako oficer dyzurny zapytuje Szanowna Pania w czym moge pomoc?
Dobrze że przypomniałaś że to portal katolicki bo mam co do tego coraz częściej wątpliwości.
Będę komentował tylko na tych blogach gdzie nie wtłacza się ludzi do wzorcowego sześcianu z żelaza a jak się nie mieszczą to upycha się ich młotkiem.
Nauki Kościoła będę słuchał wyłącznie od osób posiadających święcenia Kościoła, bo oni mają nie tylko wiedzę ale i miłość do ludzi.
Co do podwójnej moralności, to u kogo ją widzisz, u mnie ?
Jeśli tak, to czy posiadasz na to jakieś dowody ?
Kontynuujcie tak dalej, Torin.
Będzie pochwała w rozkazie i medal z kartofla.
TU http://www.rozmawiamy.jezuici.pl/
znajdziecie odpowiedzi osób kompetentnych, mających święcenia kapłańskie, na wszystkie Wasze wątpliwości, obawy, zainteresowania związane z wiarą katolicką i życiem w Kościele.
Z rańca Gloria otworzyła okno w wieży zameczku i rozejrzała się dookoła. Była względna cisza, tylko na pobliskim wzgórzu wyraźnie rysowała się świeżo wykopana transzeja i gniazdo strzeleckie z kanalizą. Z okopów wystawały dwa hełmy, umajone gałązkami pobliskich choinek, snuł się papierosowy dymek i dochodziły dźwięki szkła.
Hrabina pokiwała głową z aprobatą i kazała Woyciechowej – gdy ta wróciła z kościoła – sprawdzić, czy ogrodzenie zameczku dobrze trzyma. Trzymało nieźle, no i można było dodatkowo obserwować sytuację zza wyciętych krzaków leszczyny.
Stirlitz chwilowo wdzięczył się w telewizji śniadaniowej, ale przecież wiemy, że nie było to jego ostatnie słowo.
Frycek przytomnie schował już poręczną kupkę diamentów luzem na zaś.
Z twierdzy Mme dymiło coraz groźniej, nawet Bajbus kłapał zębami.
Tadzinek w piwnicy dziadków wymyślał coraz to nowsze kryptonimy, co było jego żywiołem i przygotowywał na przyszłość podręczny pakiet TeddyBombera: kozik, zapałki sztormowe, kołonotatnik i garotę.
Gryzelda – dla niepoznaki – już drugi dzień cwałowała z delfiną na czele orkiestry dętej.
Januszek jak zwykle miał szlaban i mazał się w oknie. Tym razem zamkniętym, bo mróz ścisnął i niania zakazała otwierać.
Pjur w skromnym paltociku i z gazrurą chciał komuś przypieprzyć, ale nikogo już tu nie było.
Mme z pewnym trudem wyciągnęła z garażu taczkę. Uczyniwszy to, otarła pot z uznojonego czoła, zdjęła z siebie kilka pajeczyn i wypiła herbatkę. Wzmocniona na duchu wjechała z taczką na pokoje, po czym podłożywszy kocyk zaczęła załadunek jaj. Ponieważ parszywa telewizja znowu zapowiedziała mrozy, śniegi i zawieje, otuliła jaja pieczołowicie pierzynką. Na wierzch dołożyła juwelka, rondel,pałatkę, saperkę, zapasy żarcia, baranicę i kilka książek i pchając załadowaną taczkę ruszyła w stronę najbliższych okopów.
@All:
Z braku innych środków, echmmm… dopingujących zasilam swój procesor białą herbatą. Biała herbata (nie czarna, czy czerwony ulung) rzecze jak niżej.
Grazz i Ptasznik z TNT dobrze prawią. Torin słusznie się okopał. Jedna tylko uwaga do Torina: w morenie źle się kopie. Kopanie w morenie wychodzi tylko trochę lepiej niż z koniem. Co do Twej prośby, to wybacz proszę, ale chwilowo nawet o morenach nie jestem w stanie pisać:(. Nawet o morenach i nawet dla Ciebie:(. Prowadzenie opancerzonego wózka bojowego jest bowiem dość wyczerpujące. Nawet do rytmu orkiestry dętej (z) bębnami.
Jako jajcarze i Dyletanci (nie mylić z dyletantami), nigdzie nie będziemy pasować. Do żadnego młotkowanego sześcianu.
A jak już mowa o młotkowaniu i powszechności (teraz bez jaj a na poważnie), to mnie uczono, że katolik ma obowiązek posłusznie przyjmować tylko naukę głoszoną ex cathedra i tak dalej. W skrócie (bo to nie na to forum), to ślepo musimy być posłuszni nauce o dogmatach a cała reszta… Całą resztę ksiądz na kazaniu do łba co niedziela wkłada. Jak ktoś ma niedosyt, to może sobie przez lekturę, internet, spowiedź, spotkania osobiste dokarmiać duszę. Ja osobiście chodzę do dominikanów. Jako szkoleni i powołani zawodowcy od inkwizycji, którzy temu poświęcają całe swoje życie, także zawodowe, raczej nie mogą się mylić w tym co mi każą (patrz źródłosłów słowa “kazanie”). Słucham (tak w sensie słyszenia, jak posłuszeństwa) ich przeto pokornie a odgłosy świata/inne-zewnętrzne-nie- ważne-jak-święto**bliwe, puszczam mimo uszu.
Pozdrawiam z rańca, znad herbat: białej i koprowej oraz znad śniadania, z okopu, transzei, otwartych wierzei (wyważonych już dawno temu i przez mądrzejszych ode mnie), zameczku, zapiecki, jajek, pierzyny i reszty żywiny.
Cerber miała dylemat, czy posprzątać łazienkę, czy poczytać dzieciom Adama-człowieka, ale spojrzała na Legion i powiedziała
– Zacznę od sprzątania tu, bo przecież takie posty i komentarze nie mogą wisieć jak pajęczyny na naszym portalu. Wzięła ace, sidolux i wywabiacz vanish oraz szczotkę ryżową i zaczęła sprzątać. Pucowała, szorowała a niektóre uciążliwe pajęczyniska traktowała sekatorem. Pucowanie trwało dość długo, a o bladym świtaniu praca była skończona.
– Jeszcze tylko brise o zapachu kwiatowym i nie będzie śladu już zupełnie – powiedziała półgłosem.
– Czy ktoś tu chwalił Adama-człowieka? – zapytała ostrym głosem, podpierając się pod boki.
Tylko echo odpowiedziało jej – eka,eka.
W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku cerber poszła spać.
Aha, zapodaję, com napisała do Marka jako admina:
Marku,
rozumiem z tego, że pisanie herezji jest ok, natomiast pisanie o tym, że ktoś pisze herezje nie jest ok.
Dziękuję za tę informację.
Wobec powyższego proszę o wykreslenie mnie ze składu redakcyjnego i moderacyjnego Legionu.
Pozdrawiam
Tadziu, jesteś genialny :D Oraz pochwalony ZNienacka.
-Tylko nie łomot, tylko nie łomot! – Nienacek ZNienacka zaprotestował.
To być ludowy mjusik.
Niom.
Przepraszam ale proszę mnie nie zaliczać do Dyletantów.
Nie nadaję się, za wysokie progi.
Do jajcarzy za to jak najbardziej.
Eee tam! wystarczy wziąć na warstat genijalną osobę i masz samograj. Tak sobie wyobrażałem nocne znikanie wątków, postów i komentarzy. :)
Owszem, próg wysoki. Poprzeczka jeszcze wyżej. Do przekraczania dla WSZYSTKICH:). Na tym m.in. polega Dyletantyzm:).
Miłego dnia wszystkim.
As wstał z rana, tj około 12:00, przeciągnął się, zmówił paciorek, wykupił przez internet bilet na wieczorne nabożeństwo, wypił kawkę au lait i zjadł croissanta, podszedł do laptopa, aby obejrzeć jak tam poszło nocne sprzątanie i aż gwizdnął, bo wszędzie pachniało brise’em.
No dobra cerber, dobra i przesłał jej wirtualnego buziaka.
Wiedział jednak, że cerber bywa impulsywna, a z tej przyczyny sprząta czasami po łebkach, więc zabrał się do inspekcji i ku swemu zdumieniu zobaczył, że na głównej stronie przed postem o prezydencie Kaczyńskim i Chavezie, a pod tym o sławnym dzięki władaniu oszczepem siedzi sobie skromniutko ten sigmowy o cerberze co to usiłuje nam wpychać herezje.
Asowi aż zaparło dech i szybko weń kliknął. Co za ulga, bo zgłosiło się tylko nieśmiertelne 404. As wyciągnął stosowne narzędzie z przybornika WordPressa i przystrzygł niesforny post równiutko, tuż przy ziemi.
Proszę drodzy Czytelnicy zapamiętać tę godzinę i ten dzień, bo nastała od tego momentu era wiecznej szczęśliwości i prawdy, prawdy z przymiotnikiem. Nie, nie nie była to prawda ani chrześcijańska, ani katolicka, była to prawda asocerberowa.
… bliska tisznerowskiej;)
Epoka wszechogarniającego szczęścia i jedynie słusznej prawdy zapanowała z takim rozmachem i siłą perswazji, że poza kilkoma niedobitkami, niewielu jej umknęło bez strat moralnych, fizycznych i innych.
Wrogie siły okopały się na pozycjach i zaczeły działania wojenne zwane w ichnich mediach walką o prawdę pokój za wszelką cenę. Kto konkretnie tę cenę miał zapłacić, na razie nie ustalono, ale Ptasznik z Torinem podejrzewali zgodnie z zasadami prowadzenia wojen, że strona, która zostanie pobita. Znacznie to naszych zmotywowało do walki, bo jakoś nikt nie lubi płacić cudzych rachunków i to w sytuacji tzw.perswazji bezpośredniej z przystawieniem pistoletu.
Rany! Cojest?!
Jakieś działania obronno – defensywne, bez ataków zaczepnych się szykują ?!
Oz tylko na dobę wyjechał do wód, by w Domu Zdrojowym, polepszyć marne ciało (choć powinno się powiedzieć cielsko), a tu jakieś ruchawki.
Niech natychmiast ktoś mnie oświeci, kto znowu się odważył znieważyć moje dyletanckie owieczki. Jaki to wstrętny wilczur (pewnie przebrany dla niepoznaki) kłapał złośliwym wilczym dziobem?
Dajcie głosu !!!!!!!!!!!!!!!!!
Polecam Ci szybciutko ostatni post (jednozdaniowy) Jacka. Poczytaj komentarze.
OZu, nie nerwujsia, bo dobroczynne skutki pobytu u wód szlag trafi.
Okopanim, czujki wystawione, a przedpole z maskujących leszczyn oczyszczone. Trotyl zaprosił swą liczną rodzinę, więc będzie bal. Fajerwerki w piwnicy prokuruje Tadzinek. Dziewczyny szarpią prześcieradła na bandaże, a Frau dostarczy baniak jodyny i pęsety do usuwania odłamków. Skocz i zorganizuj. Może przydał by się jodoform i alantoina. Rękawiczki spawalnicze zakoszę dziadkowi.
Torin, trzeba będzie zrobić parapety.
Wiesz , chodzi o szrapnele.
Wszystko rozumiem, ale czemu rękawiczki akurat spawalnicze??
Ależ Kropko! Babcia miała gumowe, ale dziurawe a nie można grzebać przy otwartej ranie gołą ręką! To podstawa higieny OW (ogólnowojskowej).
Mme pomna na swoje wykształcenie wojskowe (instruktor OC było nie było) za drugim kursem taczką przywiozła komplet białych prześcieradeł oraz plan miejscowy z zaznaczonym czerwonym krzyżykiem najbliższym cmentarzem, do którego w razie ataku należało się czołgać, uprzednio przykrywszy się białym prześcieradłem.
Dowiozła też kilka butelek płynu wzmacniającego, bo mróz trzymał. Niestety, brakowało musztardówek.
Ot psiamać!
To ran się jakichś spodziewacie…
Jużem był popaczył u Jacka i naszej niegrzecznej sigmie refakcyja heretyczna tekst skonfiskowała?
No, my nie stoimy tam, gdzie stało ZOMO.
Dobra, zara dołączę do robót wojennych
No, nie. Bez musztardówek bitwy nie wygramy. Może jakieś opakowanie zastępcze?
Obśmiałem się. Czekamy na trzecią taczkę.
Ales Ty niekonserwatywny;)! Widzisz, dawno, dawno temu, gdy krół rzadzil swiatem i wszystko bylo lepsze, chiurdzy NIE zmieniali strojów. Potem sie wszystko popsulo, ale Semmelweissa (mycie łap przed zbadaniem poloznicy) skutecznie zaszczuto. Wrogie czystej nauce rynkawiczki zostanom potraktowane gazrurkom (broń pjura – przypominm).
Wracajac do adremu (nazwa knajpy w poewnym miescie): w naszych okopach bronmy zatem takze rekawiczek!
PS. “Potem sie wszystko popsulo” tj. obyczaje sie popsuly.
I zamiast “czystej nauce” chyba winno byc “prawdzie”. Wybacz byki, to z pospiechu.
Jazgdyni,
Ty zapewnisz wsparcie Marynarki Wojennej
To te z kamulcow wygrzebanych z moreny nie wystarcza? hmm. Pulkownik obawia sie duzych kalibrow? No, ale to z czego? Beton moze nie zdazyc zwiazac i szlak trafi maskowanie pozycji..
Tak, tak wiem. Nie jestem od wynajdywania problemow tylko od ich rozwiazywania. Pomysle..
Dotad tylko sklady ammo i rozpuszczalnika mialy dekiel i metr ziemi w glab na nich…
To Rosjanie po naszej stronie? Ciekawe czego za to chcą?
Jak to czego ?
Spirta.
Oj tam, musztardowka! Panskie fumy i tyla. – Z gwinta nie laska? Gryzelda w zadumie paczyla na antyczne ruiny nowoczesne – da sie toto zdemontowac i uzyc w charakterze amunicji??
Spirta, jak spirta – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o gaz, czyli o kase. Alternatywnie – szukajcie baby. Ale nie wiem, czy to nie jest makiawelizm nazbyt juz pietrowy. W kazdym razie ruskie mieli “Prawde” i bili sie (takze przy jej pomocy) o pokoj i inne takie. zDobra zostawmy dyplomacje i polityke. Sie zastanowmy co dalej i co jeszcze taczkami ratowac z zameczku.
Zum Befel!!!
Ale chyba nie użyjemy Schleswiga Holsteina?
Mogę z wiernymi sealsami z użyciem Znienacka wykonać manewr ataku od dołu. To zupełnie nowa taktyka. Używamy krety i surykatki.
Nie zapominaj że to jest WARIANT RATUNKOWY.
Miałem kurna, czekać na Royal Navy ?
Ruskie byli pod ręką i powiedzieli jasno: za wsparcie Bałtijskogo Fłota – roczna produkcja POLMOSU.
Linia okopów przechodziła prosto przez piaskownicę, więc smarkateria też czuła się zmobilizowana i dowartościowana.
Z resztek leszczyny Tadzinek z Januszkiem wycinali proce, poświęciwszy ostatnie wentyle na gumki. Natomiast bezjedynkówki najpierw zbierały kamienie na amunicję i układały w sterty w narożnikach piaskownicy, po czym spokojnie udały sie do domów, skąd każda po chwili wróciła dzierżąc ukryte pod krokwiami na strychu parabellum. Był to klasyczny przypadek tak zwanego niepojętego zbiegu okoliczności.
Tak pokonamy turków i eskimosów.
Hej wszyscy jeźdźcy!!! Tańczymy na stole !!!
Ruskiej marynarce zasadniczo nie wychodzi. Musimy zadbac o nie dziedzicznosc zobowiazania i powinno wyjsc tanio.;)
Do tego Polmosu w charakterze gratisu mozemy im jeszcze dodac wlasciciela jednego z Polmosow:) – zalatwimy dwa w jednym.
A Royal Navy to moze lepiej nie – juz nam kiedys Angole wystawili rachunek. Najlepiej – umisz liczyc? – Licz na siebie! Krety i surykatki staja slupka w gotowosci.
Już nie bądź tak chitra – dajmy im cała wierchowkę Polmosów, a w ramach gratisu pełen skład rządu i parlamentu. Bo taka nasza słowiańska, szczodra dusza:)
Potem im dołożymy tak, że po zwycięstwie tak będziemy witani przez uciemiężony naród
(uwaga – potrzeba dużo werbli!!! Antychrysty strasznie się tego boją!0
A na koniec, po uczcie wozimy nasze panie na barana:
Nie, no są trzy punkty: okopy na wzgórzu, wśród wyciętej leszczyny, twierdza Mme z jajami pieczołowicie ułożonymi na taczce i opatulonymi piernatkiem i zameczek Glorii jako Festung /wraz z pokaźnym zapasem gatunkowych spirytów, ale z wielkim niedoborem musztardówek/.
Dodatkowo jeszcze rzeczką Kaczą, powoli płynie kanonierka, zrobiona przez Januszka i Tadzia w piwnicy u doktorostwa.
Chłopcy użyli w tym celu balię ocynkowaną, tarę na bieliznę na opancerzenie dziobowe, cztery całkiem spore kawałki rynny, świśniętej z tyłów miejscowego posterunku MO i kapiszony. Na maszcie dumnie powiewają turkusowe galoty, by dodać żołnierzom i marynarzom animuszu /o ile nie znajdą się na czas musztardówki/.Gdy czterodziałowa kanonierka powoli zbliżała się do miejsca bitwy – wszystkim doprawdy zaparło dech.
To, że była ciągnięta na sznurku przez Tadzinka i Januszka – nikomu nie robiło. Wiadomo – w szale bitewnym nie takie rzeczy ciągalim!
A ja osobiście z moimi sealsami i moimi Szkotami nadejdziemy od strony morza.
UWAGA – Oglądać na pełnym ekranie.
Zaraz zaraz, widze tu sporo niekonsekwencji. To obrona umocniona, czy co to ma byc. Jakas marynarka nadciaga, wsiadanego graja, a z drugiej strony ewakuacja zameczku? Co jest, kto pozwolil opuscic zamek?! teraz bedzie flanka odkryta, a z zamku beda nas razic bez krepacji!
BTw trawy plona, to okolicznosc niekorzystna dla buszujacych w zbozu…
Ptachu, ale tam w pierwszej scenie sam Dzierżinskij stoi na pokładzie!
Gloria naradziła się z cher cousinem Alphonse i – pomni na dawne dzieje – podesłali na negocjacje z Bałtijskom Fłotom starego Jankiela, a ten wcisnął Ruskim wraz z całym POLMOSEM – również i jego właściciela z Biłgoraja. Procent od negocjacji był jednak spory. Jednak na wojnie – jak to na wojnie: weksle dłużne przecież giną…
To ty nie wiesz, że teraz każda wojna jest wojną totalną?
Trzeba być przygotowanym z wszystkich ośmiu stron i pięciu żywiołów.
Coś Ty, Torinku, to Kropce się potentegowało! Zameczek jest Festung!!! Wiesz, Kropka od dawna jeno na białej i koperkowej herbatce jedzie, to nie ogarnia szału bitewnego w całości. Do tego zdrowej gorzały cza!
Coś Ty, Torinku, to Kropce się potentegowało! Zameczek jest Festung!!! Wiesz, Kropka od dawna jeno na białej i koperkowej herbatce jedzie, to nie ogarnia szału bitewnego w całości. Do tego zdrowej gorzały cza!
……………..
//Jednak na wojnie – jak to na wojnie: weksle dłużne przecież giną…//
I wierzyciele też.
Jest to jedyna dobra strona wojny. ;-))
Ja rozumiem, ze nie ewakuacja twierdzy, jeno zabezpieczenie drogocennosci _ Polmos za jaja to i tak dobra cena, ale jakby sie dalo je bezpiecznie przemiescic/ukryc, czy to faktycznie, czy tylko w ramach wojennego fortelu,. to bedzie jeszcze lepiej.
Przepraszam za potentegowanie, mam nadzieje, ze sporna kwestia juz zostala wyjasniona. A jak o wyjasnieniach mowa – kanonierka ma na czubku galoty – czy to stad pochodzi majtek jako najmlodszy matros??
PS. Nadal twierdze, ze skarby to by trza zabezpieczycm, chocby fortelem, tj. udajac, ze sie je wywozi. Ale moze faktycznie koperek siadl mi na mozg (w dodatku pisze juz tylko 1 reka).
Gloria, przekrzykując ryk bitewny i otrzepując się z tynku, wrzeszczała do słuchawki:
– Sylvka? Sylvka? Idźże z tą taczką na tyły i ukop dołeczek, wymość piehnatkiem, ułóż wszystkie jaja ładnie, zasyp ziemią i zhób nacięcia na okolicznych wyciętych krzakach leszczyny, coby potem można było nasz skahb znaleźć.
– Właśnie to roooobię!- Mme usiłowała przewrzeszczeć kolejne kanonady kanonierki pod postrzępionymi już, turkusowymi galotami.
– Ciiicho, quhna! Whóg czuwa! – dodała Gloria. Konspiracyjnie, naturalnie.
Te blondynki…………..
Nieszczęsna dziewczyna pieczołowicie układała jaja w piehnatkach nie wiedząc nic o tem, że z oddali przez teleskop pilnie obserwował ją Dostojny Jorge.
Cała konspihacja na nic.
Teleskop nie dziala za winklem.
Gryzelda ma dwa pytania (alternatywnie):
1. Ile (Polmosow, mentolowych, okruchow zimnej fuzji) kosztuje Jorge;
2. Zakopywanie czego on widzial – jaj, czy skorup??
To nie był teleskop, tylko peryskop. dostojny Jorge obserwował Mme z łodzi podwodnej, w jaką w międyzczasie zamieniła się kanonierka z balii. Tadzinek i Januszke byli niepocieszeni.
Tadzinek wył w niebogłosy, bo od małego cierpiał na klaustrofobię, agorafobię i wodowstręt. Woyciechowa zdzieliła Tadzinka przez łeb ścierą i Tadzinek tylko cichutko łkał. Woyciechowa przytargała wiadro wody i kazała je całe wypić Tadzinkowi. Po dwóch litrach Tadzinek odmówił dalszej konsumpcji, co wg. poradnika zamieszczonego w Przyjaciółce świadczyło, że ma wściekliznę. Delikwentem zajął się tata Januszka wbijając gówniarzowi w brzuch dwucalową igłę i wstrzyknął przy akompaniamencie wizgów całą zawartość strzykawki. Tadzinek momentalnie się uspokoił, a wścieklizna wyzionęła ducha.
Tadzinek był gotów do powrotu na pierwszą linię ognia.
WSZYSTKIM WOJOWNICZYM BZDYKLACZOM
HOMAGIUM
Bertrand de Born, 1140 -1215 “Pochwała Wojny”
Uwielbiam Wielkanocny czas,
Gdy szary zielenieje las,
Wesoły czas, gdy kwitnie kwiat,
A w lesię się odzywa ptak
I las mu odpowiada;
Na polach zaś namiotów rząd,
Proporce co się złotem skrzą
i radość mi to sprawia
Kiedy rycerstwo dzierży broń
I rży pod panem świetny koń,
Uwielbiam kiedy jazdy zwał,
po chamskich karkach leci w cwał
spod kopyt pryska taki syn
dalej ich prać i gnać ich w dym
to lubię i to śpiewam
lub gdy się zamek broni sam
i wiury z mostu, dzazgi z bram
a mury tłum zalewa
do murów prze szalony szturm
na muże krew i pada mur
uwielbiam kiedy hardy pan
na wrogie szyki leci sam
koń parska ryceż tnie za dwóch
w dróżynie dziarski rośnie duch
bo przykłat to nie lada
ryceżem się zaczyna być
gdy można rąbać kłuć i bić
co wielkom radość sprawia
a kto się boi ten i sam jest
prostak, tchuż i zwykły ham
hełm się rozrywa, oczy w słup
tarcza rozdarta, leci trup
uwielbiam tak to musi być
ryceż tłum chcę prać i bić
i wielką radość czują
gdy trupa wlecze ranny koń
oni nie żałują go, jeszcze go tratują
bo lepiej zginąć zamiast żyć
podłym niewolnikiem być
ach mówię wam nie znaczy nic
kochać czy jeść czy spać czy pić
kiedy usłyszę BIJ HURA
ze stron obydwu broń już gra
w lesię się z koń zsiada
potem RATUNKU boże muj
we fosie gżęźnie, straszny buj
gdzie duży z małym pada,
po boju trupach sztorcem tkwią
proporce umazane krwią
ryceże oto zdanie me
zastawcie zamki miasta wsie
i bijcie się to moja rada
walczcie to moja rada
bijcie się to moja rada.
Tłum. Jacek Kowalski
Co ciekawe, Bertran de Born który pochodził z rodu arystokratycznego i był dziedzicem solidnego zamku , sam nigdy na żadnej wojnie nie był.
Ale za to jaki poeta.
Błędy ortograficzne nie trubadura, nie tłumacza i nie moje jeno tego plugawego skryby, psiego syna , który to przepisywał.
Cudny ośmiozgloskowiec i znakomite tłumaczenie.
No własnie! Tylko średniowiecznego rycerza trubadura wysokiego rodu nam tu brakowało;)))
Chałwa i tapir!
a skrybie kilka plag wlepić i słownik ortograficzny dać.
Chałwa i Tapir !
Poezja średniowieczna to moja specjalność.
Następnym razem wkleję Wam tu Walthera von der Vogelweide, czempiona turnieju poetyckiego na dworze landgrafa Turyngii w Wartburgu.
Skryba już został przykuty na tydzień pod wykuszem zamkowego wychodka.
Oj, będzie on miał się z pyszna.
Chałwa i Tapir !
Zakończenie dnia na Legionie niczego sobie. No, nie byłyby to jaja, gdyby nie “tydzień pod wykuszem zamkowego wychodka”. :P
I to ze słownikiem ortograficznym w garści.
Oj, nieletko mieli ludkowie we średniowieczu, nieletko;)
„tydzień pod wykuszem zamkowego wychodka”.
Nędzny skryba ma przesrane.
Jeśli ktoś oglądał kiedy średniowieczny zamkowy wychodek i orientuje się jak to funkcjonuje, to wie o co chodzi.
Oglądał. W Malborku;)
Nędzny skryba ma przeshane pah excellence.
E tam , w Malborku to był już luksus zgodny z normami unijnymi bo pod spodem była bieżąca woda (no, prawie bieżąca bo Nogat leniwy).
Standardowy kibelek zamkowy to była drewniana (rzadziej murowana) “sławojka” przyklejona w formie wykuszu do zewnętrznego muru zamkowego.
Na czas oblężeń “dziurę” przesłaniano przesłoną z belek żeby z dołu nieprzyjaciel nie strzelił w doopsko z łuku albo -nie daj Boże = z kuszy.
Jeszcze dziś na ruinach zamków widać często otwór w murze, gdzie niegdyś był przyklejony wykusz kibelkowy a pod tym otworem ciemna, pionowa smuga na murze : 700, 600, 500 – letnia pamiątka po reakcjach chemicznych jakie zachodziły kiedy wszystko spływało w dół – niechybny znak lokalizacji “przybytku ulgi”.
Na frontowej ścianie odrestaurowanego zamku w Bobolicach został zrekonstruowany taki bardzo solidny kibelek , niestety można go tylko zwiedzać. ;-))
https://www.google.pl/#hl=pl&output=search&sclient=psy-ab&q=zamek+bobolice&oq=zamek+bobolice&gs_l=hp.1.0.0l10.1979.7629.1.12479.14.9.0.5.5.0.151.1074.0j9.9.0…0.0…1c.1.5.hp.GHRdpwMVMt4&psj=1&bav=on.2,or.r_qf.&bvm=bv.43287494,d.d2k&fp=38b7bfcd35d65cd1&biw=1024&bih=471
Walthera von der Vogelweide i krzyżackie “Tandaradai”?
Ptaszniku, to Tobie już Malbork i Ulrich von Jungingen w głowie?
Sienkiewicz razem z Fordem namieszali ludności w głowie robiąc z sentymentalnej piosenki miłosnej pieśń marszową , ryczaną przez krwiożercze żołdactwo.
W rzeczywistości pod tą piosenkę maszerować się nie da.
Nie ten rytm.
A Walther z Ptasiejłąki to była firma, co się zowie.
Chyba najbardziej mi się podoba, ze pisał w języku średniowysokoniemieckim. No i ta spuścizna!
500 zwrotek w 90 piosenkach i 150 przypowieści:)
Myślisz, że istniał język niskośrednioniemiecki, albo wysokoniskoniemiecki?
Uroczy facet, co racja, to racja. Ech, gdzie te czasy:)
Plattendojcz i Hochdojcz siedzieli za chałupą i się przysłuchiwali:
Kôza mù na glënianą pòdłogã sadnąc, midzë kòlana pòstawiła mù szeroczk z makã i kôza mù nen mak ùcerac. Niebòrôk trze co mòże, a co chwilã òcérô so rãkôwã pòt i łzë, co jak groch spôdają. Wnym czëje, jak knôpi ze szopką przëszlë pòd dwiérze a spiéwelë kòlãdë. Terô ju nie wëtrzimôł dali. Pòrwôł sã ze zemi, bùchnął drewnianą kòrką w szeroczk le nen sã na kawałczi rozlecôł. Wëstraszony wëlecôł bùten i zaczął biegac wiedno dali, jaż całi kawał za wsą ùmãczony sôdł so za grëpą sniegù i òstôł sedzącë. Cëż terô zrobic? Dodóm miôł strach jic, bò bë mù gwës macecha nie darowa zniszczonégò makù.
Grużdżącë sã mëslôł: – Przesedzã tu tak długò, jaż zaczną wkòscele spiewac, tej pùdã na Pasterkã.
Mieli kłopot z klasyfikacją
Mittelhochdeutsch i Mittelniederdeutsch istniały naprawdę, tak jak dziś istnieje język IBF i na ten przykład moja gadka kiedy se gadam ze sąsiadami we wiosce.
Fajna ta kaszubska bajeczka.
Gwara kaszubska jest chyba jakąś daleką kuzynką mowy słowian pomorskich z czasów Chrobrego.
Lubię regionalizmy bo stanowią one o bogactwie kultury narodowej.
Gdybym umiał wklejać pdf-y i obrazki to bym Wam wkleił autentyczny tekst polski z pierwszej połowy XIV w. (da się zrozumieć o co chodzi).
Oto pan Walther :
http://digi.ub.uni-heidelberg.de/diglit/cpg848
A oto nasz Henryk Probus (Preux, Prawy) , kniaź wrocławski.
Tyż poeta :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Codex_Manesse
Biedactwo. (Bohater w/w fragmentu bajki. Nigdy nie lubiłam takich historii.) Platfusdojcz niech se do klasyfikacji wezmie co inszego.
Ale, ale. Taki elegancki wychodek jest na Collegium Maius przeciez.
Ale, ale, ale – co z obrona jaj? Allo, allo?
Tak, tak kaszebszci to prastara słowiańszczyzna z lekkimi naleciałościami germańsko – skadynawskimi.
Tak ogólnie, to ja moich wikingów wq…am twierdząc, że oprócz dóbr i niewiast, kradli również słowa. Np. takie – smak, dach, linia, a z kaszubskiego buksy (spodnie) mamy wspólne ze skandynawskimi.
Piszę ze skandynawskimi, bo duńce z norkami gadają swobodnie i tak samo z Szpetnymi Szwedkami.
A jak wy tak o tych kloakach na zewnątrz murów obronnych, to nie wiem dlaczego, lecz zaraz przypomina mi się Jabberwocky Mothy Pytona.
@sigmo
Niniejszym wnoszę o napisanie kolejnej części “Jaj B”.
Wniosek swój motywuję tym, że mi się już ta strona otwiera coraz dłużej.
A obrona jaj może wymagać szybkich reakcji.
Za pozytywne załatwienie mojego wniosku z góry serdecznie dziękuję.
A czy ktoś policzył ile komentarzy zgromadziliśmy?
Zazwyczaj nowa xęga jest około 1000.
Do obowiązków Sz.P. Autorki należy policzenie.
Januszek nerwowo sprawdzał, czy niania nie czai się koło telefonu. Niestety, niania – jak to niania – czaiła się, więc chłopczyk z ulgą stwierdził, że absolutnie nie może zadzwonić do Hrabiny. Ulga była właściwie podwójna, bowiem wiedział, że Gloria ma na swej wieży dobry punkt obserwacyjny pola bitwy i wieści stamtąd są hiobowe. Nie mając w zasięgu kupki piasku, schował więc głowę w doniczkę z palmą, sapnął z zadowolenia i spokojnie czekał na obiad.
Niestety! Jak wiemy, przy chowaniu głowy w piasku – wystaje odwrotna strona, ale tego już Januszek nie mógł przewidzieć.
Bitwa tymczasem trwała dalej i – jak na razie – jej wynik pozostał niewiadomy. Jedno było jednak pewne – turkusowe galoty były nieźle postrzępione.
Gloria, korzystając z chwilowego zaniku działań bojowych, kazała przygotować automobil i udała się w niewiadomym kierunku.
Januszek faktycznie został pozbawiony swojej zabawki a do kompa dotarł teraz.
Mógłby wprawdzie przeciągnąć sznurek i na końcu dwie puszki po konserwie tyrolskiej, ale nigdzie nie było tzw. linii prostej, która w takim wypadku jest niezbędna.
Za to malec zdobył specjalną, poświęconą broń do rażenia psubratów.
U mnie tez muli.
To nie kwestia serwa, ani foruma. Z badania wyszlo mi, ze chodzi o filmy/zdjecia i adobe flash player u mnie 11.6 r 602, ktory odpala na dwutakt (dwie sztuki)i zajmuje oba rdzenie na 80, a czasem 100%, bez pytania o zgode. w tym czasie wskaznik obciazenia lacza praktycznie lezy..
hmm..
Zacznijcie się bać!!!!!!
Zbliża się atak Zombie:
http://iamisatthedoors.files.wordpress.com/2013/03/zombie-half-girl.jpg
Uhhhu! Uhhhu! Uhhhu!
Tadzinek nudził się, bo miał zakaz wychodzenia z domu; ba miał zakaz schodzenia do piwnicy, więc pozostał jeno sznur. Przepraszam to nie z tej operetki, a więc pozostał mu jeno strych. Kopiąc i grzebiąc w starociach znalazł książkę w której był wierszyk. Dziwny on był, bo niby po polsku, ale nie całkiem. No więc leciał on tak:
Chyrze bydlą z pany kmiecie,
Wiele się w jich siercu plecie.
Gdy dzień panu robić mają,
Częstokroć odpoczywają.
A robią silno obłudnie:
Jedwo wynidą pod południe,
A na drodze postawają,
Rzekomo pługi oprawiają:
Żelazną wić doma słoży,
A przewianą na pług włoży;
Wprząga chory dobytek,
Chcąc złachmanić ten dzień wszytek:
Bo umyślnie na to godzi,
Iż się panu źle urodzi.
Gdy pan przydzie, dobrze orze –
Gdy ohydzie, jako gorze;
Stoji na roli, w lemiesz klekce:
Rzekomo mu pług orać nie chce;
Namysłem potraci kliny,
Bieży do chrosta po jiny;
Szedw do chrosta za krzem leży,
Nierychło zasię wybieży.
Mnima-ć każdy człowiek prawie,
By prostak na postawie,
Boć się zda jako prawy wołek,
Aleć jest chytrzy pachołek.
Znam ci ja ten wiersz- to kaszubska saga rodowa!
PoZdrawiam:)
Zgodnie z życzeniem Szanownych Bzdyklaczy – zapodałam cz.XI:)))
Ojtam ojtam. Ten wierszyk zna każdy podwładny, co by mu panisko na grzbiet za dużo nie nawrzucało.
Wsrod tych ukradzionych slow sa tez, o ile dobrze pamietam:
-Odyn – slowianski wodan
– holm – skala(/gora(?) – po slowiansku gora oraz chelm (taki na leb).
A! Jednej baby nam nie ukradli – sami im dalim. To moja ulubiona Sygryda Storrada. Panowala w Szwecji i Danii, o maly wlos a bylaby tez w Norwegii (ale sie popstrykali z Olafem Tryggvasonem, ktory n.b. jest wazna postacia dla Norwegow). A jej wnusio(?) cywilizowal tez Anglie. Norki gotowe sa zabic za powiedzenie, ze Sigrid byla Polanka. Dla nich to jakas Skandynawo-Rusinka, cz cos! Skandal!!!! Galoty do gabloty, albo na maszt i prostowac Skandom pojecia!
A tak prywatnie, to sie zastanawiam, czy aby Skandynawia to nie jest/nie byla dla Slowian jaks obca, skanska Nawia, czyi zaswiaty:) – Koniec swiata i prad na drucie zawraca jednym slowem:).